:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
28.11.2000 – Sypialnia – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg
2 posters
Einar Halvorsen
28.11.2000 – Sypialnia – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sro 29 Lis - 22:00
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
28.11.2000
Pod osowiałym, markotnym obliczem nieba rozlała się zawiesina chmur; dym poszarzałych, nieznacznie brudnych obłoków przykrywał bystre, rozpięte płótno błękitu. Słońce, niechętne i anemiczne sączyło się w cienkich strugach na miejski, kamienny pejzaż, na wąskie języki skromnych, pomniejszych ulic oraz koryta arterii tętniących ruchem przechodniów jak pulsującą krwią. Wzmożone tempo melodii stawianych kroków niknęło pod jarzmem gwaru zawieszonego jak gęsta mgła dryfujących dźwięków. Tytoń zadziornie drapał membranę gardła; ciepły, rozpalony papieros tworzył niechybny kontrast ze sztywnym gorsetem chłodu. Zimno, szorstkie na stromym zboczu policzka i zimno w połaciach duszy, ziąb niepewności dyszący tuż za nasadą karku.
Prezent, zakupiony na aukcji musiał nareszcie trafić do właścicielki; ozdobna, kunsztowna broszka z heliotropową czerwienią, oczekiwała w pakunku. Nie była, zresztą jedynym namacalnym powodem, w obliczu którego miał zjawić się w odwiedzinach. Rozmowa, odbyta z Sohvi szumiała nieznośnie w głowie, zasiała bluszcz niepewności pnący się uporczywie po zmarszczkach jego umysłu. Pamiętał każde z upadających słów, każde z ostrzeżeń, każdą z iskier konfliktu. Czy odwiedziła już Lailę? Pytanie, z wielkim uporem zabiło w dzwon świadomości. Nie wiedział - chciał się przekonać. Pod maską wzniosłych intencji ukrywał skrzętnie niepewność, głód ciekawości skłonnej wydrzeć najmniejszy, drzemiący w pamięci szczegół. (Chciał posmakować prawdy).
Zjawił się, po przetarciu dystansu z pomocą teleportacji; nie chciał przypadkiem zetknąć się z natarczywym, głodnym skandali wzrokiem hien Ratatoskra lub ich informatorów. Nie uprzedził, niestety Laili o tym że miał się zjawić; podjął decyzję szybko, bez najmniejszego zatrzymanego namysłu. Nie słyszał dźwięków rozmowy - była najpewniej sama. Wyruszył wpierw do salonu, łudząc się że ją spotka. Nie sadził by miała za złe, że padła łupem podobnych zamysłów losu, pod jego inicjatywą; wiedział że nie umiała utrzymać długo urazy - a zwłaszcza w jego przypadku.
- Wybacz mi to wtargnięcie - łagodny, jednak wyraźny tembr głosu wędrował po pomieszczeniach. Gdzie jesteś? zastygło w głowie. W chwili, gdy ją odnalazł zbliżył się najzupełniej zuchwale, nachylił się w powitaniu składając lekką, nieśpieszną pieczęć pocałunku.
- W moim zamyśle to miała być niespodzianka - dodał, w pełni leniwie nie poszerzając dzielącej ich odległości, pozwalał, by lekkie ciepło oddechu osiadło na przystrojonej licznymi piegami skórze.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 28.11.2000 – Sypialnia – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sro 29 Lis - 22:00
Trwała w bezdennej ciszy, która wypełniła szczelnie pomieszczenie. Jedynie wiatr wygrywał melodię, raz po raz uderzając o okiennice. Świat przypominał o sobie, jakby w głowie Laili Westberg przestało istnieć cokolwiek.
Marzyła jedynie o prozaicznym spokoju, którego w ostatnich tygodniach nie zaskarbiła sobie zbyt wiele. Wolne dnie przepełnione były temperą, gdy pozostawiała ją na płótnie. Pracownia wypełniona przez obrazy młodziutkiej, ledwie wschodzącej malarki, tętniła życiem, którego brakowało właścicielce.
Każdego dnia przejawiała tęsknotę za babcią, która pozostawiła wielkie domostwo, bez cienia żywej duszy. Gdyby pozwoliła jej chociaż na odrobinę ciepła, którego kosztowała jako mała dziewczynka, wszystko toczyłoby się zupełnie innym rytmem. Los zabrał ją przedwcześnie, dlatego coraz częściej eskalowała ból, jaki nosiła w młodocianym sercu.
Sen nadszedł szybko. Powieki stawały się ciężkie z każdym kolejnym oddechem, kiedy to zapadała w głębie wyobrażeń umysłu. Koc stanowił pozorną przeszkodę, bowiem straciła go w trakcie niespokojnych obrazów, jakie przemijały raz po raz. Widziała siebie, ale też jego. Znikał w meandrach mgły, która osiadała na horyzoncie. Przebudzenie nadeszło nagle.
Skulona na brzegu kanapy, spoglądała w rozległą przestrzeń sypialni. Serce uderzało gwałtownie, a Laila coraz usilniej zapadała się w sobie. Potrzebowała spotkania z Halvorsenem, by przez moment mieć go tylko dla siebie. Potrzebował jego spojrzenia, męskich ramion, które mogły ją otulić. Ciepła, o jakim zdążyła zapomnieć.
Znajomy głos wyrwał ją z transu. Nie poruszyła się jednak, jakby oczekiwała, że odnajdzie ją za fasadą satynowych zasłon. Uśmiech rozpromienił lico Westberg, kiedy tylko dostrzegła znajomą twarz mężczyzny, za którym tęsknota trwożyła kobiecą podświadomość.
- Einar… - obdarzył go uśmiechem, kiedy wreszcie poczuła miękkie wargi mężczyzny. Mogłaby przysiąc, że oddzielny czas był niemal wiecznością.
- Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany w moim domu, a poza tym… Takie niespodzianki powinieneś sprawiać mi częściej - zażartowała, pozwalając mu obok siebie usiąść. Dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku twarzy artysty, jakby zamierzała upewnić się, że jest prawdziwy. - Myślałam, że nigdy się tutaj nie zjawisz - szepnęła, a w tonie wibrowała nuta smutku.
Chciała, by czas był dla nich łaskawy.
Marzyła jedynie o prozaicznym spokoju, którego w ostatnich tygodniach nie zaskarbiła sobie zbyt wiele. Wolne dnie przepełnione były temperą, gdy pozostawiała ją na płótnie. Pracownia wypełniona przez obrazy młodziutkiej, ledwie wschodzącej malarki, tętniła życiem, którego brakowało właścicielce.
Każdego dnia przejawiała tęsknotę za babcią, która pozostawiła wielkie domostwo, bez cienia żywej duszy. Gdyby pozwoliła jej chociaż na odrobinę ciepła, którego kosztowała jako mała dziewczynka, wszystko toczyłoby się zupełnie innym rytmem. Los zabrał ją przedwcześnie, dlatego coraz częściej eskalowała ból, jaki nosiła w młodocianym sercu.
Sen nadszedł szybko. Powieki stawały się ciężkie z każdym kolejnym oddechem, kiedy to zapadała w głębie wyobrażeń umysłu. Koc stanowił pozorną przeszkodę, bowiem straciła go w trakcie niespokojnych obrazów, jakie przemijały raz po raz. Widziała siebie, ale też jego. Znikał w meandrach mgły, która osiadała na horyzoncie. Przebudzenie nadeszło nagle.
Skulona na brzegu kanapy, spoglądała w rozległą przestrzeń sypialni. Serce uderzało gwałtownie, a Laila coraz usilniej zapadała się w sobie. Potrzebowała spotkania z Halvorsenem, by przez moment mieć go tylko dla siebie. Potrzebował jego spojrzenia, męskich ramion, które mogły ją otulić. Ciepła, o jakim zdążyła zapomnieć.
Znajomy głos wyrwał ją z transu. Nie poruszyła się jednak, jakby oczekiwała, że odnajdzie ją za fasadą satynowych zasłon. Uśmiech rozpromienił lico Westberg, kiedy tylko dostrzegła znajomą twarz mężczyzny, za którym tęsknota trwożyła kobiecą podświadomość.
- Einar… - obdarzył go uśmiechem, kiedy wreszcie poczuła miękkie wargi mężczyzny. Mogłaby przysiąc, że oddzielny czas był niemal wiecznością.
- Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany w moim domu, a poza tym… Takie niespodzianki powinieneś sprawiać mi częściej - zażartowała, pozwalając mu obok siebie usiąść. Dłoń mimowolnie powędrowała w kierunku twarzy artysty, jakby zamierzała upewnić się, że jest prawdziwy. - Myślałam, że nigdy się tutaj nie zjawisz - szepnęła, a w tonie wibrowała nuta smutku.
Chciała, by czas był dla nich łaskawy.
Einar Halvorsen
Re: 28.11.2000 – Sypialnia – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sro 29 Lis - 22:00
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Lekka, przyjemna bliskość; miękkie opuszki palców, subtelna kaskada muśnięć, uśmiech rozchylający beztrosko pagórki warg. Pod kurtynami przymkniętych przez chwilę powiek przelewa się słodycz szczęścia, zaprawiona goryczką zawziętego rozsądku, który otrząsnął się, nagle, z odwiecznego uśpienia. Po raz pierwszy, od dawna, porusza się niespokojnie i włócznią głosu przebija treść świadomości, krzyczy, donośnie, aż do rozdarcia gardła. (Ile z nich odwiedziłeś, zanim dotarłeś do niej?) Czuł szorstką fakturę prawdy, otarcia skancerowanej i dystroficznej duszy, odczuwał, jak pewność siebie obkurcza się i drętwieje jak ramię martwej łodygi. Zrozumiał, nagle, że nie jest w stanie poświecić się dla jej dobra
czy to nie była miłość?
Przywdziewał pośmiertną maskę wiecznie żywego aktora, woskowy odlew uśmiechu po początkowym i równie teatralnym strapieniu, gdy podzieliła się treścią swoich ostatnich obaw. Czas nigdy nie był łaskawy, a on nie powinien odwiedzać jej, teraz, wcześniej, zrośnięte w wielki guz nigdy, w bolesny ropień zakazu. Dostąpił, nagle, przeogromnego wstrętu - do siebie, do swoich działań, do pocałunków skradzionych bez najmniejszego namysłu, bez choćby szczypty trzeźwości. Zrozumiał, wkrótce, że zawsze będzie już błądził.
- Mam coś dla ciebie - przytłumił głos do figlarnej, konspiracyjnej nuty. Wyciągnął, bez pośpiechu, niewielkie, drobne pudełeczko i wręczył je samej Westberg. Podarunek, który jej sprawił, był oczywiście przemyślany; zdobiona broszka zawierała magiczny, szlachetny kamień obdarzony szkarłatną barwą. Wierzono, że miał pomagać wyroczniom podczas ich wizji, wzmacniając odziedziczony i podziwiany dar.
- Nie zapominaj o mnie - głos, rozmarzony i jednocześnie poważny; nakaz, jedyna prośba, którą chciał, by spełniła, mająca nadesłać spokój i ukojenie dla samych, rozdartych w chaosie myśli. Niczego więcej, dzisiaj - ani tym bardziej później - nie oczekiwał, żadnego gestu, dobroci i miodu skroplonych słów, żadnych, skrywanych skrzętnie przed postronnymi spotkań. Był w zupełności świadomy, że treść wypowiedzi mogła, bezsprzecznie, wprawić ją w zaskoczenie. Nie został z nią jak najdłużej - nie umiał już, nie potrafił, negując swobodny taniec spędzonych we dwoje chwil.
Odchodził, z postanowieniem, że znowu oddali się od niej, z myślą dalszej, niezbędnej dla ich obojga rozłąki. Oddalił się, kiedy Otto z rozmysłem wkładał obrączkę na smukły palec jej wyciągniętej dłoni, oddalał się również teraz.
Pustkę, której dostąpi, zapełni w ramionach innych.
Jak zawsze, przecież.
Jak zawsze.
przekazuję broszkę z heliotropem
Einar i Laila z tematu
czy to nie była miłość?
Przywdziewał pośmiertną maskę wiecznie żywego aktora, woskowy odlew uśmiechu po początkowym i równie teatralnym strapieniu, gdy podzieliła się treścią swoich ostatnich obaw. Czas nigdy nie był łaskawy, a on nie powinien odwiedzać jej, teraz, wcześniej, zrośnięte w wielki guz nigdy, w bolesny ropień zakazu. Dostąpił, nagle, przeogromnego wstrętu - do siebie, do swoich działań, do pocałunków skradzionych bez najmniejszego namysłu, bez choćby szczypty trzeźwości. Zrozumiał, wkrótce, że zawsze będzie już błądził.
- Mam coś dla ciebie - przytłumił głos do figlarnej, konspiracyjnej nuty. Wyciągnął, bez pośpiechu, niewielkie, drobne pudełeczko i wręczył je samej Westberg. Podarunek, który jej sprawił, był oczywiście przemyślany; zdobiona broszka zawierała magiczny, szlachetny kamień obdarzony szkarłatną barwą. Wierzono, że miał pomagać wyroczniom podczas ich wizji, wzmacniając odziedziczony i podziwiany dar.
- Nie zapominaj o mnie - głos, rozmarzony i jednocześnie poważny; nakaz, jedyna prośba, którą chciał, by spełniła, mająca nadesłać spokój i ukojenie dla samych, rozdartych w chaosie myśli. Niczego więcej, dzisiaj - ani tym bardziej później - nie oczekiwał, żadnego gestu, dobroci i miodu skroplonych słów, żadnych, skrywanych skrzętnie przed postronnymi spotkań. Był w zupełności świadomy, że treść wypowiedzi mogła, bezsprzecznie, wprawić ją w zaskoczenie. Nie został z nią jak najdłużej - nie umiał już, nie potrafił, negując swobodny taniec spędzonych we dwoje chwil.
Odchodził, z postanowieniem, że znowu oddali się od niej, z myślą dalszej, niezbędnej dla ich obojga rozłąki. Oddalił się, kiedy Otto z rozmysłem wkładał obrączkę na smukły palec jej wyciągniętej dłoni, oddalał się również teraz.
Pustkę, której dostąpi, zapełni w ramionach innych.
Jak zawsze, przecież.
Jak zawsze.
przekazuję broszkę z heliotropem
Einar i Laila z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?