Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    16.09.2000 – Pracownia malarska – E. Halvorsen & L. Westberg

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    16.09.2000

    Ogrody, dotychczas duszne, pocięte przez zgromadzone sylwetki, pełne trwających bez najmniejszego wytchnienia rozmów, słowa, słowa, szepty, śmiechy, głośniejsze i cichsze, stłoczony harmider słów – zaczynały się nieuchronnie wyludniać. Postaci, w drastycznej, jak odnotował, większości przejęte żałobą jedynie za pośrednictwem muśnięcia błogich pozorów, poczynały przechodzić przez gardziel stalowej bramy, niczym drobiny piasku przeciskające się poprzez sądne wcięcie klepsydry, by opaść, nareszcie wspólnie, na samym dnie przeminienia. Opuścił pogrzeb, nosząc, pęczniejące pod czaszką – przesycone od niepokoju myśli oraz gęsty szept obaw. Wzdrygnął się. Cała feeria spiętrzonych pod skórą odczuć, powracających złowieszczo, zawisłych na podobieństwo ciężkich, burzowych chmur. Był cały lepki od lęku. Wiedział, że wkrótce znowu zdoła popełnić błąd. Nikt; nawet on sam, nie mógł powstrzymać marszu nadchodzącej zagłady. Znów siebie niszczył. Siebie. Innych.
    (Kurwa mać).
    Wyciągnął pomiętą paczkę. Wyłuskał z niej papierosa i wcisnął go prędko w lożę spierzchniętych od chłodu warg. Świeże, nieostygłe wspomnienia – pamiętał treść prowadzonej dyskusji, pospolitej, obłudnie, wraz z protekcyjną, na szczęście? obecnością Vanhanen. Skorzystał, wówczas, ze wszystkich swoich kurtuazyjnych zasobów, rwał strzępki przyzwoitości, trwał w przedstawieniu, nie wierząc, że czyni właśnie w ten sposób. To rzeczywiście on? Zacisnął usta, omal nie krztusząc się gryzącymi wstęgami dymu. (...nie pamiętasz, Halvorsen? Nic nie pamiętasz? Czyniłeś – identycznie, tak samo, złoty, ulubiony artysto. Jakim, powiedz mi, cudem, umiałeś wtedy spojrzeć mecenasowi w oczy? osobie poświęcającej swój cenny czas i pieniądze? Nosiłeś na barkach kłamstwo; tak samo nosisz je teraz).
    Spojrzenie prześlizgnęło się po portalu jak obojętna breja – pierdolił dziś szybki transport. Musiał się przejść, uspokoić, wygłuszyć natrętne myśli. Westchnął, ledwie słyszalnie. Wyrzucił niedopałka do kosza, ruszając w głąb labiryntu ulic.
    Wtedy, po krótkiej chwili dostrzegł.
    Dostrzegł jedynie płaszcz, który łopotał w srogich objęciach wiatru i jej miedziane włosy. Ukryty, za barykadą przechodniów, szedł dalej, świadomy, dokąd kierować miał kroki.
    (Tylko ją odprowadzi.
    Upewni się.
    Tylko –
    tylko żałosne).
    Trzask zamykanych, frontowych drzwi. Przyspieszony bieg serca. Dzwon intuicji, bijący nagle na alarm.
    Laila – zdołał jedynie szepnąć. Rozejrzał się po ulicy i przeszedł na drugą stronę. Każdy krok ciążył – każdy krok bolał – każdy był przewinieniem. Przeniknął prędko do środka. Intruz.
    Usłyszał kroki.
    Udała się do pracowni.
    Ruszył natychmiast za nią.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Wydawała się być zgubiona. Toczona batalia w ścianach czaszki dobiegała końca, a emocje przejmowały kontrolę nad drobnym ciałem, które niesione wraz z siłą żalu, podczas nadchodzącej, jesiennej nocy – starało się powrócić do azylu pełnego bezpiecznej iluzji. Trwała tam bowiem od kilku dni, nie ukazując zbyt wielu osobom swej obecności, która dla nich mogła okazać się ledwie złudną, egoistyczną zachcianką. Wytykana palcami; to ona uciekła po śmierci męża, zniknęła, porzucając dotychczasowe życie, a teraz zdawała się chcieć przypomnieć każdemu o sobie.
    Nie zważała na zasady społeczne czy pełne konserwatywności reguły.
    Chełpiła się towarzystwem Sohvi Vanhanen, dla której utraciła w trakcie pogrzebu głowę. Ciekawiła ją bardziej niż wzniosłe frazesy uwielbienia podstarzałego galdra. Nie przysłuchiwała się także pozostałym dysputom, które nie pociągały równie mocno, co sentencje wymieniane z ciemnowłosą, lecz… To o n – ponownie – przedarł się wśród meandrów dystansu i chłodu, by zakorzenić się w niej na dobre. Pamiętała słowa pełne istotności, dla których padła ofiarą złowrogiego losu, przymykającego na rozsądek swe wrota. Nie przestałem - świdrowało umysł, dlatego kiedy w wyrafinowany sposób prowadził rozmowę z nią i jej towarzyszką, pojęła jak wiele utraciła w trakcie długich miesięcy, poza granicami Midgardu
    i to Odyn mógł być świadkiem, na którego zaklinała się przed obliczem wszystkich Bogów, że wyrzuty sumienia spalały ją na popiół.
    Kroki były nierównomierne, co jakiś czas przystawała, rozglądając na boki. Czuła czyjąś obecność, lecz tę usprawiedliwiała paranoją, jakoby nic nie zagrażało jej pozornemu spokojowi. Gnała w wyobrażeniach ku Halvorsenowi, mimo iż walczyła z tym, próbując porzucić do reszty ckliwość wobec zamierzchłych czasów, ale to tęsknota okazała się nad nią górować. W tunelach żylnych trucizna na nowo odżywała, tak samo jak uczucie, jakim darzyła mężczyznę, a które nigdy nie zostały pogrzebane na cmentarzysku wspomnień.
    Przekroczyła próg domostwa, zatrzasnęła drzwi, lecz ich nie zamknęła na klucz. Ciemny płaszcz z rzuciła w progu, czując jak pęczniejący smutek rozsierdza ją i przymusza do ugięcia kolan. Była złakniona czerwonego wina i destrukcji, którą zapoczątkowała, gdy bez namysłu wpadła do pracowni. Dostrzegła dawne obrazy, które tworzyła wraz z nim; idealna kreska powstająca pod czujnym okiem swego mistrza. Akrylowa farba runęła w stronę płótna, zaś gorzki krzyk opuścił krtań. Łzy spłynęły po bladym licu, a dłonie powoli stawały się coraz bardziej brudne od różnorakich barw.
    Sztalugi uderzyły z impetem o ziemię, gdy pchnęła je – nie chcąc widzieć żadnego z malowideł, zamykając rozdziały; kartka po kartce.
    Kakofonia bezsilności odbijała się od ścian, tak jak i cichy szloch docierający do zakamarków wielkiego domu.
    Czuła bezradność, której lekarstwa nie potrafiła odnaleźć w cudaczności dotychczasowych zdarzeń.
    Okłamywała samą siebie, łudząc się, iż zdoła przezwyciężyć demony,
    które miały nad nią bezwzględną władzę.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Strzęp krzyku rozniósł się, otulony niezgrabnie – niecałkowicie – barierą dzielących ścian. Przebił się przez świadomość jak włócznia, zwilżona trucizną grozy. Przedziwna substancja czasu zgubiła się pośród własnych, wyzbytych z litości reguł – drobiny sekund zataczały się, ogarnięte transem, niepewne swojej wartości. Nie wiedział, ile minęło, sekundy, minuty czy może wreszcie godziny, gdy stał, naprężony jak struna i wreszcie rzucił się pędem do pomieszczenia. Rozpięty w pośpiechu płaszcz podrygiwał z każdym, stawianym krokiem. Podeszwy, uderzające o pastowaną taflę podłogi wybijały złowieszczy, przeklęty rytm absolutnie nieproszonego gościa. (Bogowie, nie powinieneś tu być, nie powinieneś, zawróć, jeszcze możesz zawrócić, obróć się, zostaw – dlaczegotakpostępujesz?) Dźwięk ponaglonych niespodziewanym ekscesem kroków, niknął częściowo w stadzie dobiegających trzasków. Napięcie, gęste jak smoła, wlewało się razem z każdym, pogłębionym wdechem. Co robił? Nie wiedział, co najlepszego robi. Nie wiedział nic. Nie rozważał. Głowa, wypełniająca się pustką – jedynie szumy instynktów i ciernie wrastającego strachu. Pustkowie – poza nimi – nic więcej. Nie było nic. Zagryzł wargę.
    Znał doskonale ten dom. Układ pomieszczeń – jej zaproszenia, ukryte w jakże pozornej powściągliwości listów. Mogli być sami. Sypialnia. Budził się przy niej, rano, miękkie kosmyki włosów, płomienny odcień zarysowany pośród bladej pościeli. Złote igły promieni, wsuwane przez ociężale zasłony. Ciepło i bliskość ciała.
    Inne, sunące przez jego umysł, wydarzenia z przeszłości. Zdumiewające, co pożądanie zdoła wyczyniać z ludźmi. Był powołany, by zwodzić; sam również stawał się sługą. Drapieżnik i jednocześnie ofiara. Chwiejny, nie-moralny kręgosłup. Już. Tutaj. Nie myśl.
    Zacisnął swoją dłoń w pięść. Coraz bliżej. Właściwe drzwi – nie zapomniał planu domu, należącego niegdyś do jej babki, zresztą, na Odyna, nawet gdyby zapomniał – jej krzyk, mieszanina dźwięków, wszystko wzywało, ukazywało niezbędną do pokonania  drogę. Będzie żałował. Nie – nie będzie żałował. Tacy jak on – nie żałują.
    Uścisnął klamkę. Chłód, posłuszeństwo drzwi. Wbiegł do środka, wtargnął – dokładnie w chwili, gdy próbowała zrzucić kolejny obraz. Chciał krzyknąć, zawołać, prosić, błagać – aby tylko przestała, lecz głos na dobre uschnął; przepadł gdzieś w przejściu krtani. W zamian za to, na samym początku, pochwycił prędko przedramię Westberg – zanim następne z jej dzieł legło na cmentarzysku podłoża, dzieląc los poprzedniego. Opuszki palców wpijały się w delikatną skórę. Przytrzymał uścisk.
    (Nie powinien tu być).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Paraliżująca feeria emocji obejmowała ciało Westberg, niczym macki odbierające swobodę podejmowania decyzji. Nieokreślona złość, żal a nawet pokraczna tęsknota przejmowały kontrolę nad rudowłosą dziewczyną, która zachowując się jak w amoku - dewastowała lata mozolnej pracy, podczas której doświadczała analogicznych uczuć;
    potrafił ją bowiem rozzłościć, gdy krytykował za najmniejsze przewinienia,
    był w stanie rozniecić również smutek, jaki odczuwała, kiedy opuszczał chłodne ściany domostwa jej ojca.
    Wspomnienia początkowo powracały spokojniej, kształtowały się w wysublimowaną linię, by ostatecznie w trakcie pogrzebu pojąć ją w sidła przeszłości. Patrząc na Halvorsena powracało do niej wszystko, a każdy ze wspólnych momentów posiadał zdwojoną siłę, przed którą dziewczę uginało się coraz bardziej.
    Przegrała walkę z kretesem, choć w rzeczywistości wierzyła, że przezwycięży zwątpienie i nie powróci więcej do przeszłości. Ta jednak pociągała swą intensywnością, która wypełniała szczelnie tunele żylne, w iluzji zgniatając także łuki żeber, by wgniotły się w naczynia płuc, pozbawiając malarkę ostatniego oddechu.
    Ulgę przynosiła destrukcja. Płótna targane w ferworze następstw niezrozumiałego odczuwania. Farby ściekały wzdłuż smukłych palców, których opuszki zostawiały śladu nie tylko na materiale sukna, ale i blacie czy tkaninach muśniętych wcześniej przez włosie pędzla. Trwała w absurdalnym transie, nie słysząc kroków, które zbliżały się ku niej, choć to na dźwięk jego imienia drżała, trzęsąc się niczym osika na wietrze, nadal podejmowała się prób niszczenia wszystkiego, co wpadało w jej drobne dłonie,
    aż do chwili, kiedy nie poczuła niespodziewanego dotyku.
    Jęknęła w przestrachu, zaraz potem patrząc na niego z niezrozumieniem. Uderzyła piąstkami o męski tors, chcąc się wyswobodzić, ale zbyt słabła, ulegając (nie)chcianej obecności Einara.
    Tęskniła zbyt intensywnie, a jednocześnie nie chcąc czuć żadnej z nawarstwiających się emocji, wszakże te skropione były nutą przeraźliwego bólu. Łzy spłynęły po okraszonej piegami buzi, a poliki pokryły się karmazynem wstydu i gniewu.
    - Odejdź - zażądała, tocząc z nim bój. Perswazja jednakże opuściła Lailę Westberg, która z desperacją starała się odsunąć od niego, jednocześnie łaknąc bliskości z nim. Była uzależniona, tak jak niegdyś od eliksirów na spokojniejszy sen, ale wymiar relacji jaka ich zespalała w jedno - była czymś więcej niż t y l k o pełnym narkotycznej idylli lekiem.
    Nie umiała go porzucić.
    Zapomnieć ani wyrzec się
    - bezsprzecznie pozostając jego.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zniszczenie, tłukące się z każdym szarpnięciem serca, przedostające się krętą aleją żył i spijane chciwie przez tkanki; zniszczenie zamknięte w drobnym kobiecym ciele, zatrute strumienie myśli, doszczętnie wymarła nadzieja. Orzechowe spojrzenie, w jakim tkwi połyskliwa rozpacz, spojrzenie zlęknionej pełnej frustracji zwierzyny, ściganej przez myśliwego minionych, bolesnych zdarzeń. Tlące się nieugięcie wspomnienia, bliskość, która przenigdy nie powinna mieć miejsca, pocałunki które nie miały praw się wydarzyć, składane na drżącej skórze, krzyczącej bezgłośnie więcej. Szaleństwo rozpętanego w nich pożądania, które pozornie, oszukańczo ostygło pod zerwanym kontaktem, spalonym mostem relacji, pod ostoją jej rychło zawartego małżeństwa; złotej obrączki, z biegiem czasu coraz dotkliwiej ciążącej na smukłym palcu. Powiedział że wciąż ją kocha. Obecnie: chaos piętrzący się wewnątrz artystycznej pracowni której lica ścian – nieme oblicza świadków – pamiętały ich wspólne, trzymane pod korcem tajemnic spotkania.
    Obraz był alegorią początku, motywem pierwszych nawiązywanych spotkań gdy spoglądała, uchylając zasłony swej nieśmiałości, tkwiąc wiernie przy boku ojca. Wszystko – ich wspólne, przesycone od namiętności zniszczenie – rozpoczynało zawsze się od obrazów. Pamiętał jak wspominała, że była gościem na kilku jego wystawach. Zachwyt Westberga nad portretami wychodzącymi spod pieczy jego malarskich rąk. Nowy mecenat; nowa finansowa opieka, jakże niezbędne wsparcie. Wreszcie – największy błąd który każdy z nich mógł popełnić. Kilka niewinnych lekcji ulegających przemianie, gdy aura coraz silniej wzniecała zauroczenie; gdy coraz jawniej zaczęła ujawniać słabość. Prosiła, by nie przestawał, a on, zgodnie z jej życzeniami nie przestał, zrzucił ich prosto w przepaść, w ciemną toń zatracenia, gdzie głos rozsądku nie mógł już dłużej istnieć.
    Obrazy rozpoczynały, kreśliły ich przeznaczenie.
    Nie przejął się cieknącymi strużkami farb, płaczącymi spomiędzy jej zaciśniętych dłoni. Nie przejął się, gdy znaczyły dysonans plam na koszuli, gdy uderzenia choć wzniecające dyskomfort, okazywały się mimo wszystko zbyt słabe, aby odegnać na dobre jego sylwetkę. Niesprawiedliwa, górująca, męska fizyczność – objął ją, wbrew jej woli łudząc się że w ten sposób osłabi jej sztorm emocji. Czuł wilgoć farb na ubraniach, smugi które stykały się z jego membraną skóry. Nie miał zamiaru pozwolić jej się wydostać, wyrwać z zakleszczających się wokół rąk.
    Są piękne – wyszeptał, nachylając w jej kierunku, czując łaskoczące po twarzy kosmyki jej długich włosów. Pamiętał, jak na początku pomagał jej doskonalić dzieła. Malarstwo było jej pasją, o której często, w rozmowach, wspominał ojciec. Nosiła w sobie prawdziwą iskrę talentu; nie powinna jej stracić, nie powinna, nade wszystko pozwolić jej aby zgasła.
    Nie zasłużyły.
    Głos przenoszony był miękkim, przyjemnym szeptem, pełen spokoju którego ona nie mogła dotychczas zaznać. Stał, nieruchomo, bojąc się, że najmniejszy, wzniecony ruch, może na nowo spłoszyć. Czekał – wśród porywistej, szarpiącej nim niepewności, czekał.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Cierpiała całą sobą, gdy wspomnienia wypełniały pomieszczenie. Szloch osiadał na ścianach, echem odbijając się od ścian domostwa dziedziczonego po babci, a w którym zaszywała się od lat.
    Bezpieczny azyl, podobny do tego, którego kosztowała w ramionach Halvorsena, gdy u stóp mieli cały świat, skrupulatnie budując samych siebie na kłamstwie. Zawierzała mu wszakże, ulegając cudacznym złudzeniom, nie manifestując ferworu emocji, w których zespoliła z nim duszę. Oddawała kawałek po kawałku, ofiarowując resztki przyzwoitości, ale i z niej zdołał ją odrzeć; i mimo iż nie było to wstydem, poliki płonęły czerwienią, gdy przypatrywała mu się, całkiem nagiemu, jak gdyby Bogowie nie chcieli ich widzieć odzianych w materiały niepotrzebnych ubrań.
    Dzisiaj ponownie umierała, tak jak i wtedy gdy odszedł, lecz dzisiaj z pragnień, które rozszarpywały szponami poharataną duszę. Tęsknota przyćmiła rozsądek, gdy kolejne obrazy rujnowała - zalewając je farbą i łamiąc ramy. To on trwał przy niej, kiedy większość powstawała. Był, karcąc nieznacznie, ale i rozniecając w niej chęć tworzenia, a Westberg rozkoszowała się w uśmiechu, który spowodowała pozorem uległości, ale i butą gdy wyrażał niezadowolenie.
    Nikt nie przypuszczał, dokąd ich to zaprowadzi.
    Pamiętała męskie dłonie sunące po fakturze bladego ciała, obłapiające w czułości, dlatego gdy objął ją t e r a z - skamlała o więcej. Na firmamencie złożonych modlitw, ponownie uginała się pod ciężarem niedopowiedzeń okraszonych sekretami. Budowali tajemnice na ruinie, którą pozostawili przed wieloma miesiącami, próbując zapomnieć.
    Ona nie zdołała - wracając posłusznie w wyobrażeniach.
    - Dzięki tobie - wyszeptała, spoglądając na niego pełna nadziei i błagania o litość. Opuszki umorusane temperą kreśliły znaki, tworząc konstelacje punktów na materiale koszuli. Wzrok przesunęła po doskonale skrojonych wargach, zapamiętałych w rozkoszy pocałunków, docierając na klatkę piersiową, w której skrywane było rzekome serce, donośnie bijące melodię życia. Musiała mieć pewność, że je posiada. - Tworzyłam je, bo kierowałeś moimi dłońmi... Teraz nie posiadam niczego... - wyszeptała, odliczając żebra, zuchwale rozpinając kolejne przeszkody, jakie stanowiły drobne guziki. Kąciki ust drgnęły ku górze, w niejednoznacznym uśmiechu, gdy odcienie farb osiadały na idealnej fakturze skóry.
    Nierealnym było, jak na podobieństwo Bogów, stał się do nich podobny.
    Zachwyt przejął nad umysłem Laili kontrolę. Podziwiała, a jednocześnie walczyła ze sobą, decydując o nicości i wszystkim, co mieli. Chciała wyswobodzić się z oków bólu i żalu, ale z każdą kolejną sekundą wydawało się to być kuriozum, bo walka z własnym losem była przegrana.
    Muśnięcie einarowych warg było subtelne, pełne dziewczęcości. Pocałunek przypominał słodycz rozlaną na figury niedoświadczonych kochanków, lecz było to preludium do grzesznego uniesienia.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Pejzaż emocji, roztrzęsiony, bezładny; zmienny, przebierający w głębi odcieni barw. Plamy przeróżnych odczuć na płótnie duszy ukrytym w zabudowanej sztaludze ciała. Zmieszane, niekiedy sprzeczne lecz zawsze dążące do niej. Ostra woń farb przechodząca jak brzytwa i lepka oblizująca namolnie skórę koszula, przylega, wiernie przytwierdzona do ciała i nieprzyjemnie chłodna. Pragnienia ukorzenione w naturze, których nie umiał zniszczyć, sięgając, zachłannie po wszystko wbrew ostrzeżeniom reguł. Nauczyciel; mało istotny doradca stający się wkrótce centrum zauroczenia, niewinnych, dziewczęcych uniesień. Kochanek, który zachłannie kradł pocałunki, jakie nie miały praw istnieć. Mężczyzna, w którego objęciach pozostawała z przerażającą dozą ufności, w którego ramionach drżała; przeciwnie do niej – od stóp do głów beznadziejnie umorusany kłamstwem. Brudny, brudny, niegodny, tłoczący trutkę obłudy – nazwisko, niewłaściwe nazwisko – zmieszanej z esencją prawdy – nie przestał odczuwać tego co wcześniej przed laty czuł.
    Spojrzenie utkwione w niej, przytwierdzone, jedynie przez chwilę obarczające jedno, leżące na ziemi dzieło które spotkało się z nieprzychylnym losem. Żaden z obrazów który wydostał się spod jej dłoni oraz pociągnięć pędzla nie zasługiwał na podobnie okrutny, niesprawiedliwy koniec. Spokój w przełamanym zielenią, jasnym niebie spojrzenia nosił figlarne refleksy. Pożądanie; zaskarbiające go w swoich kleszczach destrukcji, pierwsze od dawna wyjące w studni umysłu.
    Posiadasz – poprawił ją nieuchronnie, głos przemknął, przeciął powietrze dopieszczony pewnością. – Twój talent sprawił, że spletliśmy nasze ścieżki – przypomnienie, wspomnienie, konstelacja wydarzeń. Malowała na długo przed tym, zanim mogli się spotkać. Poznali się dzięki tej wspólnej pasji. Początkowa uprzejmość, wymiana zdań podczas wystaw; ojciec, jak każdy inny, szczycący się swoją córką. Prośba pozornie zwykła, która zmieniła wszystko. Taniec złączonych przez zatracenie ciał, pląsy cieni na ścianie pełznących, później zamarłych w grzechu. Nie przestałem.
    Poddał się jej muśnięciu, jej zaproszeniu, jej prośbie. Zaczerpnął głęboki wdech. Suche, niespełnione pragnienie, długotrwała rozłąka rozpaczliwe poszukiwanie siebie nawzajem, na nowo. Słodycz kobiecych warg, napotkanych przy pocałunku; pierwsze, mało wyraźne wydanie na siebie zguby. Nie spieszył się; niedługo później oderwał się, odrobinę, wciąż obmywając ciepłem oddechu jej twarz, pełną rozsypanych niepoliczonych ziarnek piegów.
    Tęskniłem – szept, ledwie słyszalny, przesiąknięty nostalgią. Tęskniłem. Raniłem się, kaleczyłem myślami – jestem tchórzem, bogowie, jestem żałosnym tchórzem. Miała zasypiać już zawsze obok innego mężczyzny, miała budzić się i uśmiechać do innego mężczyzny, miała o nim zapomnieć wyrzucić jak natrętnego insekta fruwającego w głowie. Trącił zaczepnie wargami koniuszek jej dziewczęcego nosa, dotknął, złożył pocałunek na czole, ustami dosięgnął brwi. Wreszcie, bez ostrzeżenia – podniósł ją i osadził na niedalekim stoliku. Farby runęły, tocząc się po podłożu – nie zważał na ich upadek, na odgłos zderzeń, na dalszy, szerzący się nieporządek; nie zważał już więcej na nic.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Tęsknota dudniła dwojaką melodią w korytarzach żył, gdy raz po raz uświadamiała sobie intensywność feerii emocji, które rozpalały w niej potrzebę rozniecenie dogasających ogarków na nowo. Niewielkie płomyki ponownie zaczynały ze sobą tańczyć, obejmując w popiołach fragmenty niezniszczone czasem rozłąki, by raz jeszcze rozognić się odcieniami parzącego żaru. T e r a z ledwie poliki skąpane były w karminie, który uwydatniał wstyd przenikający przez strukturę korytarzy żył.
    Feeria nawarstwiających się emocji szczelnie obezwładniała ściany czaszki,  w której dudniły rozpędzone myśli przypominające konie, zaś tętent ich kopyt odbijał się echem od wnętrza. Rozpadała się pod naporem obecności i nieoczekiwanego dotyku, o który błagała długimi miesiącami.
    Byli przeklęci przez los i samych Bogów, którzy zepchnąć ich mieli w otchłanie Niflheimu. Łaska spływała jednak nieustannie, dlatego z taką pasją poddawała się słodyczy (nie)oczekiwanego spotkania, bowiem tej nocy nie miało być go w tym miejscu; przybył niczym demon pod osłoną mroku, który mamił swą niebotyczną aurą, zyskując pozorną przewagę nad rozkosznie naiwną kobietą. Jej dziewczęcość przenikała przez pasma niefortunności zespolonych dróg, kiedy to świadomie ulegała przeszłości. Spragniona, wyczekująca każdego z muśnięć miękkich warg i opuszek palców.
    Nic nie zdołało się zmienić, wszak nadal żywiła tę samą pasję i piętrzącą się w sercu miłość, jakby dwa lata rozłąki nic nie znaczyły w ferworze febliku. Nadal był j e j, zaś rozstanie umocniło ekscytację przeżywania na nowo każdego ze scenariuszy uwikłanej w pajęczą sieć relacji.
    Uśmiech przekorny, pełen figlarnej nuty rozciągnął usta rudowłosej, gdy poczuła na sobie czułość ulotnych pocałunków. Smukłe palce przemykały po fakturze einarowskiej skóry, pozostawiając na niej różnokolorowe ślady tempery. Guziki wszak zdążyły ustąpić, nim podjęła się prób naznaczania go po swojemu, dyktując znaki pożądaniem i przejmując nad zeń kontrolę melancholią.
    Iluzja
    rozlała się na sylwetki zespolone w tańcu zmysłów, mimo iż nie zdołała jeszcze zakosztować w pełni karygodnego grzechu. Dla świata byli bezbożnikami, a każdy czyn opiewał w bezeceństwa, od których niezdolna była dłużej uciekać.
    Złamała się, tak jak i może łamać się gałązka oliwna na zbyt silnym wietrze.
    Huragan nadszedł nagle, kiedy zainicjowała pocałunek skąpany w onirycznych wyobrażeniach o dniach, które istnieć nie miały prawa. Całowała go w ten sposób, gdy w pracowni po raz pierwszy przekroczyli określone przez konserwatywnego społeczeństwo zasady, uginając karki przed majestatem Bogów. Zapamiętale wodziła dłońmi wzdłuż linii żebrowych, zatrzymując się na grzebieniach bioder.
    - Chcę czuć to na nowo - wypowiedziała to słowa półszeptem, gdy w przerwie między słodyczą muśnięć, zdołała na niego unieść wzrok. Sarnie spojrzenie wodziło po konturach męskiego oblicza, które w światłocieniu wydawało się być jeszcze doskonalsze.
    Rozsunęła uda, by zaraz potem objąć nimi Halvorsena, nie dając mu szans na wycofanie się - nie d z i s i a j, nie t e r a z, gdy znów było dobrze.
    Klamra paska ustąpiła, a jej przekorny śmiech zawibrował nietypową nutą wyzwania.
    Zapomniała o rozlanych farbach i zdewastowanych płótnach.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:

    Einar i Laila z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.