Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    20.12.2000 – Møns Klint, Wyspa Møn – E. Halvorsen & Bezimienny: O. Wahlberg

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    20.12.2000

    Pobladłe szczęki wybrzeża wgryzały się w morską toń, słone obłoki piany ścierały się z jasnym dziąsłem masywnych i stromych klifów; paszcza lądu wbijana w soczyste grzbiety zgarbionych wierzchowców fal. Ciemny, głęboki odcień nierównej, zmarszczonej tafli i przystrojone watą chmur niebo, turkusowe, beztroskie i równocześnie skalane oddechem zimy; chłód wsiąkał przez poły płaszcza, zakradał się jak wędrowiec szukając z pasją schronienia na stepach napiętej skóry. Zadziorna i nieposłuszna dłoń wiatru trącała kosmyki włosów, podrygujące wesoło w przyśpiewkach nagłych podmuchów; miękkie, podatne wargi wygięły się, kreśląc uśmiech subtelny jak pierwsze wiązki promieni słońca plamiące twarz firmamentu. Szum nieustannie kotłował się między nimi, muskając membranę słuchu, surowe, ascetyczne konary drzew śniły o pięknie wiosny. Kleszcze polarnej, nieprzerwanej ciemności opuściły ich wraz z podróżą na południowy skraj Skandynawii; Olaf, zgodnie z jego sugestią zgodził się na spotkanie poza swoim królestwem galerii sztuki, z dala od obowiązków z którymi oboje zmagali się w korowodzie powszednich, odzianych w rutynę dni.
    Był zawsze pełen sprzeczności; stąpając twardo po ziemi, świadomy struktury reguł, podążał również jak chłopiec z głową lekką od marzeń lgnącą do czoła nieba. Zabiegał wciąż o uznanie, oddając się rozmaitym, podburzającym kaprysom rażących świateł romansów, zgniatanych w hańby skandali. Tworzył z wyraźną pasją, niechętnie mówiąc o dziełach, rzucając zamysły własnych, ukrytych w środku intencji; pełen charyzmy i otoczony jak gdyby warowna twierdza szeroką fosą dystansu. Częściej pytał i skłaniał do wylewności, niż sam otwierał się w otoczeniu innych, krocząc własnym, nieznanym układem ścieżek niczym bezpański kocur. Skończył trzydzieści lat, równocześnie nieskory by poddać się dojrzałości, nie tylko pod względem rysów opornych na dłuto czasu dzięki nieludzkiej krwi płynącej mu w arabeskach żył. Na scenach różnych wydarzeń zwykł mienić się odcieniami pewnej, prześwitującej dla wprawnych oczu niezależności, nie odmawiał  przyjemnych, cielesnych zbliżeń i namiętnego transu, nie pozwalając przy tym na pochwycenie ulotnej substancji duszy, korodującej pod demonicznym piętnem.
    - Nigdy nie byłem w tym miejscu - łagodna tkanina głosu poruszyła się wdzięcznie w zetkniętej z nimi przestrzeni. Danię, w rzeczywistości odwiedzał rzadko w porównaniu do innych państw Skandynawii. Jasność tęczówek sunęła po krajobrazie z przebłyskiem zaciekawienia; nie czekał na ruch Wahlberga, na jego kierunek kroków, bez zbędnych cząstek wyjaśnień udając się w swoją stronę; jak miraż sennej istoty, jak demon w pełni świadomy dziedzictwa zastępów przodków, jednocząc się wśród przyrody, pośród żywiołów odległych i niedostępnych. Niefrasobliwie, oddany porywom własnej, niezwykle szczodrej uwagi, szedł bez pośpiechu przed siebie; zatrzymał się ostatecznie w pobliżu krawędzi klifu.
    Morze, rozpięte aż po horyzont, szeptało w nieznanej mowie.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Opadające na twarz chłodne duńskie powietrze mierzwione wonią Morza Bałtyckiego doskonale komponowałoby się z ginem, koniecznie wytrawnym i absolutnie nie słodkim, jak to w zwyczaju mieli produkować amerykanie. Olaf nieczęsto sięgał ponad Midgard, nie ostatnimi laty, kiedy też cały swój czas poświęcał na czynienie z Besettelse miejsca piękniejszego i znamienitszego od otaczającego go świata, choć i w tej rzadkości przeciętny galdr odnalazłby podróżnika. Podróż nie była przydługa, nie miał zresztą czasu, nawet jeśli w grę wchodziło spotkanie z człowiekiem, z którym przed wieloma laty rozpuszczał własne pragnienia jak kostkę cukru w szklance gorącej wody. Ledwie drink, nic więcej. Drink i rozmowa, skomponowana z kontemplacją nad bytem czystym i prostym, za jakim żaden z nich nie tęsknił. Przywdziewając gruby wełniany płaszcz, który i tak nie czynił tego dnia cieplejszym, choć przynajmniej blokował silne podmuchy wiatru, ocieplone sztyblety, żałował, że tego dnia półdługich włosów nie spiął w ciasną plątaninę, bo owe mieszały się z chłodem, czyniąc ten obrazek jeszcze bardziej nieznośnie nieperfekcyjnym.
    Jest puste — wspomniał w odpowiedzi, zapatrując się na płaski horyzont, popękany z pomocą spienionych wysokich fal, które swój żywot kończyły obite o skały Møns Klint. Wyspa, na której się znajdywali zdawała się odbiegać od midgardzkiej rzeczywistości, lecz, przynajmniej w domniemaniu Olafa, była spełnieniem wymagań dotyczących ich spotkania daleko poza murami galerii, w której jej właściciel rzeczywiście mógł skupić się jedynie na pracy. Dodatkowe zawirowania, takie jak zjawienie się w jego życiu kobiety o niezwykłym darze, czy też powrót tej, co własnymi głupstwami potrafiła kaleczyć nieczęsty spokój, miały zostać z boku, a on całą uwagę chciał poświęcić Einarowi, pech chciał, że i ta skalna była wspomnieniami o brutalnych słowach wypowiedzianych przez Lykke pomiędzy zimnymi kaflami łazienki.
    Towarzysz ruszył w przód, zostawiając za sobą nie tylko pokrytą szronem i resztkami śniegu trawę, ale i samego Wahlberga, nieszczególnie zdziwionego tym zachowaniem. Ręce wpuszczając w kieszenie, ruszył więc wolno za przyjacielem, pozwalając mu prowadzić i obierać kierunek.
    Brakuje nam tylko kamienia u szyi — wspomniał, spoglądając na imponującą wysokość klifów, którymi kroczyli, świadom, że jeden niepoprawny ruch przy ich krawędzi spowodowałby potężny i nieprzyjemny upadek, zapewne zakończony nie tylko bólem miednicy, ale i potrzaskaną czaszką. Maniakalne wyobrażenie zepchnięcia weń prowodyra jego problemów w postaci byłej żony przemknęła przez umysł Olafa, gdy dłoń położył na ramieniu Einara, zatrzymując go z początku delikatnie, choć gotów zacisnąć palce, jeśli ten gnałby w przód. Nie przyszli tu na spacer.
    Nie swędzi cię czasem twoja samotnia, przyjacielu? — zmarszczył brwi, nie odejmując wzroku od zawieszonych niżej morskich oczu mężczyzny. — Moja jest zła, dzika, wulgarna, niedojrzała i próżna. Wciąż oblizuje palce karmiona śmietanowym tortem przekładanym masą cytrynową, a potem chwyta za kolano tych, których pragnąłbym unikać. Gdzie jest mój rozum, Einarze? Twój też się zgubił? — spytał, uśmiechając się ze spokojem w oczach i na wargach.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Szum morza przelany szczodrze w naczynia oddanych zmysłów, szum niepewności pod niebem opoki czaszki; wyczuwał drzazgę w obecnym stanie mężczyzny, w jego postawie choć nie był w stanie jej nazwać, określić, uczynić jasną. Nie drażnił krateru rany sypiąc sól nagłych pytań, nie drążył, jeszcze nie, dryfując na tafli dźwięcznych, rzuconych nagle rozważań.
    (Samotność).
    Przywyknął do niej, splamiony jej doświadczeniem niczym chronicznym piętnem dolegliwości ostrzącym się w paroksyzmach. Przywyknął, z biegiem lat milknąc, nie głosząc, nie dociekając gdzie znajdzie swoich rodziców, czy będzie w stanie ich znaleźć; przywyknął do pustki domu, do cichych obchodów Jul. Ciężar własnych tajemnic pogłębiał wyrwę dystansu łataną paliatywnymi, wiotkimi splotami więzi, mało istotnych zbliżeń, nagłych, kradzionych w presji pośpiechów muśnięć ukrytych między azylem milczących dogodnie ścian. Nic w jego życiu nie było dogłębnie trwałe z wyjątkiem dzieł, własnych spojrzeń przelanych na błony płócien zdobionych oprawą ram. Nie spieszył się z odpowiedzią, czując dłoń zatrzymaną na samym szczycie ramienia. Uśmiech, subtelny, rozlał się po obliczu kiedy unosił głowę, chcąc przylgnąć bystrym spojrzeniem do fizjonomii rozmówcy.
    - Leży pomiędzy myślą a dokonanym czynem - nieznaczne, wątłe iskierki rozbawienia przeszyły ton jego głosu; wydawał się stłumić krótką pokusę śmiechu. Oderwał ciężar spojrzenia, ponownie lustrując morze, wzgórza fal kołyszące się w uporczywej tułaczce wieńczonej w okrutny sposób przy stromych krawędziach skał. Leży, między impulsem a srogim tonem przestrogi - której nie zawsze słuchał, dużo częściej oddając się zgubnym pieśniom kaprysów. Sam w sobie był poniekąd stworzony na obraz i podobieństwo pokusy, budzonej obłudną aurą która krążyła ponad polami skóry, ulegał podobnie własnym, nierzadko grzesznym tendencjom, głuchy na zgrzyt sumienia, na lament jego szczątkowej i dystroficznej tkanki.
    - Cóż, przynajmniej powinien.
    Pień kręgosłupa moralnego był krzywy i niestabilny, układał się niczym giętka, uległa wpływom łodyga. Czy jednak podobny kanon haniebnych, grząskich zachowań powtarzał się bez najmniejszych zmian? Czy kiedykolwiek postąpił w chwalebny sposób? Czy mógł oddalić impulsy, zagłuszyć warkot instynktów?
    - Sam oceń, czy go straciłem - zwrócił się, obdarzając pełną, szczodrą uwagą przyjaciela; lekkie, swobodne drgnięcie kącików ust zwiastowało niewinny ton prowokacji. Czy stracił doszczętnie zmysły? Czy zgubił obecnie rozum? Czy zgubił go kiedykolwiek? - Nie każę mu teraz odejść - nigdy bowiem nie troszczył się należycie o jego kruche istnienie, popełniał błędy i miażdżył go wśród afektów. Nie rozważał w tej chwili na ile zachował trzeźwość, świadomy, że w jego własnym przypadku była bardzo labilna, zdolna umknąć z najbliższym pędem oddechu wydartym z przestrzeni płuc. W decyzjach, które zwykł podejmować zwyciężała zazwyczaj spontaniczność, intuicja której powiew sugestii unosił się niczym tchnienie w ulotnych wędrówkach myśli. Nadrzędną wartość miał zawsze sam przebieg chwili, wszystko, co niedostępne dla płytkich wyjaśnień słów. Nie bronił się; nie zabiegał.
    - Nie proszę, aby pozostał.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Coś zmieniło się pomiędzy tym dwojgiem w chwili, w której Lykke wycedziła druzgocące słowa i wpuściła w męskie żyły jad krzepnący wraz z pragnieniem zemsty. Nie musiał upewniać się w prawdzie, swobodnie mogłaby go oszukać, to nie miało najmniejszego znaczenia. Przecież już nie była jego żoną, jego własnością, nawet jeśli sam Olaf wciąż postrzegał kobietę dokładnie w ten sposób. Milczenie było cięższe niż zazwyczaj, a przygnębiające poczucie zdrady nie tyle żony, ile przyjaciela, mierziło. Hipokryzja przelewała się w każdej myśli, gdy sam Wahlberg był w stanie swoich najbliższych zdradzać dla swojej jedynie satysfakcji. Nie dziwiłby się Halvorsenowi, jeśli dopuściłby się tego samego, wszak dzika rozpustność buzowała w ich żyłach.
    Za późno by go szukać — mruknął niegłośno, odejmując, tak samo, jak Einar, spojrzenie od towarzysza, aby przyjrzeć się wdzierającemu się w duszę i w klify, na których stali, Morzu Bałtyckiemu.
    Ułożone w głowie scenariusze i wyrobione ogładą zdania kołysały się w umyśle człowieka, którego żądze walczyły, by z tej wysokości albo siebie rzucić nieznane, albo zepchnąć swoich wrogów. Pewności jednak nie miał, czy młody malarz zaliczałby się do tego grona, skoro tak pięknie odpowiadał, skoro tak gładko się uśmiechał. Sam ponownie skupił na nim uwagę, niebezpiecznie ruszając w przód o ledwie jeden krok, aby złamać zachowany pomiędzy tym dwojgiem, dystans. Spoglądał z góry, różnica wzrostów była nie do przeskoczenia, lecz w dół zadzierał nie całą sylwetkę, a ledwie spojrzenie, lekko przechylając głowę. Oddychał zaś spokojnie, racząc się wodną tonią i zielonością pokrytą miękkim białym puchem, która pod eleganckimi butami załamywała się niczym pierzyna. Ciężka ślina spływała dół gardła, gdy ten powoli kąciki ust unosił w górę, w rozbawieniu, jakby dopiero po krótkich sekundach zrozumiał żart całej tej sytuacji. Olafa rozdzierała potrzeba ambicji, nieskazitelny cel i marzenie postawione przed sobą samym, wieczna pogoń, bezkresna potrzeba kontroli nad wszystkim tym, co go otacza.
    Wróć do mnie, Einarze — powiedział w końcu. — Chcę cię mieć w swoim panteonie i czcić twoje talenty. Potrzebuję cię w moim życiu, twojego kunsztu, pod którym uginają się płótna, nieskazitelności barw, jakie mieszasz, muśnięć skóry o włos pędzla i pędzla o włos skóry — w końcu prawą dłonią zahaczył o kołnierz towarzysza, poprawiając go nieznacznie, a właściwie zrzucając z niego osiadłe tam pojedyncze śnieżynki. Wystosowana prośba, która nie niosła za sobą pytania, wymagała rzecz jasna zastanowienia, lecz dla Wahlberga temat był już wystarczająco przemyślany, aby wypowiedzieć go głośno. O ile zdawał sobie sprawę, że zobowiązania wobec Ahlström ograniczają Einara, o tyle malarz musiał wiedzieć jakie korzyści niosłoby za sobą przejście pod jego pieczę, jakie kontakty otworzyłoby to dla niego, jakie wizje świata mogliby razem rozpościerać. Magnetyzm i potworna potrzeba kontaktu, gdy tylko ten roztaczał wokół siebie dziwną aurę, nienazwaną przez właściciela Besettelse niczym innym niż tylko szczególnym urokiem osobistym, gnębiła jego umysł, domagając się uwagi.
    Możesz odmówić, nie przyjmę tego za ujmę na honorze, ale wiem, że też o tym myślałeś. Wiem, że wiesz, że to słuszne rozwiązanie — aż cisnęło się na usta, by powiedzieć, że niemal marnował się pod innymi skrzydłami. Nie chodziło o Freję, była świetna, opiekowała się swoimi artystami, pchając ich w przód, ale była konkurencją i ją, jak każdego innego na tym rynku Olaf nie raz miał ochotę zniszczyć do cna, choć zdawał sobie sprawę, że i wtedy zabrakłoby mu rozrywek w postaci zdrowej rywalizacji. Miał inne zmartwienia, a Einar mógł je rozwiązać. Mógł być narzędziem zemsty, mógł być nowym ulubieńcem Wahlberga, mógł zostać, kim tylko chciał.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Władza, której insygnia dzierżył w pełni uścisku była odmienna, niezwykła, wpojona w łagodny uśmiech, pogodność jasno tańczącą na horyzoncie ust, w łagodne i dryfujące po tafli powietrza słowa; miękka, wydaje się - spełniająca pstrokate rzędy cudzych mnogich zachcianek. Posłuszny, zwinnie serdeczny z łatwością budził sympatię, grymas budzący grymas, prosta transakcja i drgnięcia zawiasów warg. W zwierciadle jego spojrzenia, pod wpływem sugestii czaru widziano odbicia pragnień, płomienie własnych ambicji palące się w jego oczach na stosach bystrych tęczówek, na niebie jasnym, błękitnym, złamanym kroplą zieleni. Troskliwe strzepnięcie kilku zbłąkanych okruchów śniegu, krótki antrakt milczenia, pokora w której wysłuchał wszystkich wdrożonych zdań. Fizyczna wyższość dzielonej przepaści wzrostu, wyższość majątku i wyższość w szczeblach hierarchii - czy rzeczywiście? Każda z cząsteczek krwi - szkarłatnej rzeki tętniącej pogłosem życia głosiła jego odmienność, naturę która przenigdy nie mogła być w pełni ludzka. Był inny - inny niż większość osób które Wahlberg mógł poznać na swojej ścieżce, obecny i nieuchwytny - jak sen, jak zjawa, jak demon.
    - Jestem bliżej, niż myślisz - cudaczna czułość objęła nagłe stwierdzenie - chociaż wiesz o mnie mniej, niż śmiałbyś teraz zakładać - bawił się sytuacją, bawił się teraz każdym spośród momentów gdyż stojąc teraz na ostrym, kamiennym pysku dumnego, wielkiego zarysu klifu mógł przypominać spieniony, falujący tors morza, żywioł którego nie da się w żaden sposób uwięzić w potrzasku rąk. Stłumiony, poufny tembr jego głosu z litością łamał szum wszechobecnych żywiołów, szum słonych grzbietów rozbitych o szorstkie skały, szum wiatru który łopotał pokrywą grubego płaszcza.
    - Współpraca niesie ryzyko. Może przynieść korzyści, może też przynieść zgubę - nie musiał tego tłumaczyć, Wahlberg z pewnością wiedział że interesy tworzyły miecz obosieczny i mogły szybko wygasnąć. Szanował Freję Ahlström i teraz nie szukał zmian - szanował; podobne słowo padało niezwykle rzadko unosząc się w świadomości. Teraz mogło być pewnym kluczem, nadzieją być może zgubną - nauczył się z biegiem czasu, że nawiązane zawodowe relacje pozbawione przyjaźni i innych znamion słabości mają największą szansę na osiąganie zwycięstw. Nie był skłonny powtarzać znowu historii z Viljamem Hallströmem czy Sorenem Westbergiem - propozycja złożona mu przez Wahlberga schlebiała, była korzystna jednak niosła ze sobą również wiele zagrożeń gdyby nagle pojawił się srogi konflikt. Odchodząc nagle od Frei zamknąłby inne ścieżki - inną, odrębną kwestią pozostała upartość i krnąbrne cechy wpisane w jego osobę.
    - Nie bez powodu prosiłem cię o spotkanie poza twoją galerią - upomniał go nienachalnie, ton głosu był wciąż serdeczny bez żadnej korozji żalu; zaznaczał że w tym wypadku pragnie odnowić przeszłość jeszcze z czasów młodości. Nie przyszedł tutaj, nie patrzył na ascetyczny pejzaż, wspaniały w swej surowości, by mówić o interesach - na wszystko miał nadejść czas. Nie musieli się spieszyć - nie w jego własnym odczuciu.
    - Ciesz się chwilą, Olafie - poradził z ciepłem uśmiechu stającym w opozycji do chłodu pełznącego po skórze - spójrz na morze. Spójrz na mnie. - Rozkaz, który nie był rozkazem, zbyt giętki, zbyt delikatny - okrywał swój przekaz lekką, nieznaczną aurą która musnęła zmysły. Chłonął każdą sekundę, nawlekał na nić uwagi.
    - Zapomnij o wszystkim innym - dodał stłumionym głosem - nie mówiąc już więcej nic.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Jedynie głupiec twierdzi, że wie wszystko — odpowiedział ze stoickim niemalże spokojem, kącikiem ust prezentując Einarowi jeden ze swoich szelmowskich uśmiechów. Drogi rozchodziły się i schodziły ponownie, biegnące po mapie Midgardu alejki nie miały końca ni początku, a jedynie diametralne zakręty. Jeśli w takim właśnie punkcie znalazła się teraz ta dwójka, to co stanie się potem? Czyżby powrócić miały młodzieńcze zabawy i wytchnienia? Olaf spoważniał od tamtej pory, stał się człowiekiem skupionym jedynie na swojej pracy i rozwoju galerii sztuki, której poświęcał całe niemalże życie. Nie akceptował własnej słabości, nie radził się jej. W istocie Halvorsen też nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmienił się jego przyjaciel, jak wiele nowych blizn pokrywało teraz jego ramiona i klatkę piersiową, ile to już razy usiłował wyrwać sobie serce z własnej piersi, aby tylko uśmierzyć ból. Narkotyczne rozpusty dawno przeminęły, została swoista dojrzałość.
    Odrzucał wyciągniętą dłoń do sukcesu, choć Wahlberg nie dopuszczał do siebie myśli innej niż ta, że to on jest najlepszym ze wszystkich rozwiązań. Nie zająknął się, nie spuścił wzroku, nie zmienił wyrazu twarzy, gdy Einar odrzucił łaskawą propozycję.
    Nie jestem pewien, czy jesteś tak głupi, czy tak odważny, przyjacielu — uśmiechnął się, naprężając większość mięśni twarzy, gdy z oczu nie wylewała się gorycz czy nienawiść a obietnica. A co obiecywał? Tego nie powiedział.
    To jedyna taka szansa, ostatnia i więcej nie będzie. Choćby malarz miał przyjść na kolanach i błagać o prowadzenie go za rękę, choćby zagubił się we własnym sukcesie, choćby ugrzązł w bagnie jednostajności. Nie wystawiał się ostatnio, nie był już tak świeży, jak przed laty, skandale z jego udziałem były niezwykłą wręcz machiną promocyjną, ale nie potrafił z nich korzystać.
    To jedyna taka szansa. Ostatnia i więcej nie będzie, przysięgam ci.
    Mimowolnie spojrzał na morze, a zaraz potem na młodszego mężczyznę, jakby tak właśnie nakazywało mu sumienie. Głowa odwróciła się sama, nie opierał się temu uczuciu, choć nie potrafił znaleźć w pamięci momentu, w którym on sam zdecydowałby, że tak postąpi. Powieki otworzyły się szerzej, a ciemne rzęsy okazały piwny ton oczu wypełniony zdziwieniem, ale i brakiem akceptacji, nim nie nastała czuła pustka.
    Wahlberg postąpił krok w przód, zbliżając się na odległość wyciągniętej dłoni, teraz z góry lustrując mężczyznę. Nie odezwał się ni słowem więcej, nie ustąpił spojrzeniem, jedynie lewą dłonią ściągnął czarną skórzaną rękawiczkę z prawej. Tą wyciągnął w stronę policzka Einara, jakby głaszcząc go nienachalnie, wręcz z fascynacją, której nie mógł ustąpić. Ruch był płynny i krótki, a ręka od razu potem sięgnęła do kieszeni płaszcza, wyciągając z niego papierośnicę, aby uraczyć się jej zawartością. Odpalony papieros zaszumiał w uszach, dym uniósł się i zastygł w mrozie, lecz szybko rozhulał go wiatr, który rozburzył także włosy Wahlberga.
    Masz wiele talentów — wyszeptał, odwracając się niemalże napięcie, aby ruszyć dalej spacerem w nieznaną stronę. Kroczył brzegiem klifu, spokojnie i powoli, nie odwracając się za siebie, jakby w istocie zapomniał o wszystkim innym, a patrzył jedynie na tę krótką chwilę.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zachłysnął się bryzą chwili, jej rześkim, lekkim posmakiem, ulotnym jak senność ducha, drażniącym przyjemnie język, płynącym do studni płuc; zachłysnął się tańcem sekund na scenie grząskiego świata, sunących ponad parkietem zbitych wiórów istnienia; zachłysnął się - każdym dźwiękiem spomiędzy taktów melodii własnego, równego tętna, dudniącej w łukach arterii, w splątanych ogrodach żył. Milczenie, jak chłodny balsam, osiadło na miękkich wargach, nieznaczny kaprys dotyku rozlewał się nieuchronnie po cienkiej membranie skóry. Poddawał się tej pieszczocie potulnie jak oswojone, stojące przed nim stworzenie, po części butne i dzikie, noszące we wnętrzu pieśń niezbadanej gęstwiny, beztroskie hymny pokusy i nienazwanych żądz.
    Nie okrył żalem decyzji, nie słyszał zgrzytów sumienia skrytego w jaskini tkanek; wiedział, że wyrażając natychmiast łagodną zgodę, wyrządziłby więcej szkód; bo przecież, przecież nikt inny, tak jak on nie mógł wiedzieć, że dając we władzę wszystko przynosi się plagę klęski, spełniając każdy z zamiarów, każde z marzeń człowieka, niszczy się go trucizną. Mógł zdobyć wiele, przekroczyć liczne spomiędzy rzędów barykad, uginać zawiasy kolan wygodnym stwierdzeniem aury, otulać, bezcześcić umysł; był piękną, pozorną maską, wspaniałym układem rysów, pod jakim gniło zepsucie, gangrena spiętrzonych wad. Nie miał, oprócz tego powodów, aby rozcinać odmiennych więzów współpracy, rozniecać pożarów mostów łączących go z przychylnością; nazwisko Ahlström włączało się w kręgi jednej z wpływowych rodzin, obecnej w organie Rady. Mógł więcej stracić niż zyskać, każdy konflikt z Wahlbergiem sprawiłby, że praktycznie zostałby bez pomocy, samotny, pełen niełaski; był w zupełności świadomy, że każda, dłuższa relacja w jego przypadku była niezwykle trudna. Dlatego też nie żałował; dlatego nakazał czerpać ze źródła kilku, wiedzionych losem momentów, rozchwianych, spienionych fal postrzeganych z wyniosłej szyi wybrzeża. Nie ruszył natychmiast za nim, widząc, jak się oddala, odchodząc jak mgła wspomnienia; stał, zatrzymany wraz z sennym widmem uśmiechu rozpiętym na jego twarzy. Dopiero później, skwapliwym, sprężystym krokiem, zrównał się z tempem przyjaciela, zostawiając go, wcześniej, jak wierzył, własnym odnogom myśli.
    - Jesteśmy - głos wsunął się w pełni zwinnie pomiędzy duet sylwetek - dosyć podobni - cicha, gładka uwaga, szept pozbawiony najmniejszych przejawów drwiny. Nie uśmiechał się; ani chwili dłużej; pozostał w pełni skupiony, z powagą unosząc głowę, by znaleźć toń ciemnych oczu. Mógł nie rozumieć; mógł wyśmiać go; mógł zaprzeczać; nie zważał już na nic więcej, łamiąc szkielet dystansu, wkraczając w azyl stworzony krótką przechadzką.
    - Niewielu może nas dotknąć - dodał - choć liczni twierdzą inaczej - kobiety, które błądziły zachłannie drżącymi dłońmi, mężczyźni, którzy wzmożyli uścisk w serdecznych gestach powitań i zawieranej zgody, liczne, liczne zetknięcia; każde z nich powierzchowne, każde żałośnie płytkie. Nie musieli rozmawiać, nie chcieli zresztą rozłupać warstwy pancerza, wydzierać mięsa sekretów, nie musieli nic mówić; rozumiał, o wiele więcej rozumiał, o wiele więcej też widział, czuł podświadomie, oddając się intuicji.
    - Dlaczego chciałeś, bym wybrał dla siebie obraz? - dopiero teraz zapytał; dopiero teraz chciał wiedzieć. Wpatrzony w niego dostrzegał też jego portret, wijące się smugi szkicu i szatę kolejnych barw, nakładaną w pracowni jego wyobrażenia; powinien go namalować, zapragnął; nanosić jego historię, powinien sam to uczynić zamiast przyjmować płótno skażone od cudzych rąk.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Niegdyś to zabawa stanowiła o sensie istnienia i zapewne wciąż by tak było, gdyby nie narkotyczne sny sprowadzające ze sobą potworny codzienności, które stopniowo wyrywały Olafowi z piersi serce, zamieniając tę przestrzeń w ląd skuty lodem. Największe krzywdy odeszły, gdy z okien najwyższego piętra kamienicy na starym mieście Midgardu wyskoczyła Lissbeth Wahlberg, zabierając ze sobą naszyjnik z pereł, ostatni łyk ginu, własne troski i ból sprawiany synowi. Rozpłynął się wtedy w tańcu, Einar bywał jego uczestnikiem, choć dziś tamte chwile pokrywała wisząca nisko gęsta i zimna mgła, widział tylko początek drogi i koniec. Przelatujące przez umysł obrazy pokazywały go wlewającego czerwone wino przyjacielowi do ust, spijającego zakazane przez prawo wywary z palców jakiejś blondynki. A może była brunetką? Czy ona w ogóle istniała? To nie miało już znaczenia. Dziś liczył się jedynie sukces i to, co za sobą ciągnął, liczyły się zgromadzone w banku pieniądze, te chowane w sejfach i usilnie zbierane przez lata, aby tylko własną pozycję budować wyżej i wyżej. Niegdyś chciał się odciąć od całego świata, dziś chciał ten świat wygrać.
    Jak wiele zmieniło się i w Einarze? Nie byli wszak już młodzi, drobne mimiczne zmarszczki w formie pajęczyny gościły pod męskim okiem, choć przyjaciel zawsze zdawał mu się wyglądać delikatniej i młodziej niż reszta, jakby jego umysłu wcale nie trawiły tylko im znane żądze. Miał miękką skórę jakby papierową i gładką, przyjemniejszą w dotyku niż czarne rękawiczki z koziej skóry, choć znacznie zimniejszą przez okalający ich duński mróz. Choć pragnął go słuchać, jeszcze mocniej chciał go posiadać w swojej kolekcji, tam, gdzie trzymał wszystkie swoje lalki. Nie zgodził się. Biedak.
    Życie Halvorsena Olaf mógł znacząco utrudnić, rozpuścić odpowiednie plotki, odciąć go od towarzystwa, w którym się obracali, ostatecznie skontaktować się z ludźmi, którzy odwiedliby go od tak głupiej decyzji, jednak nie zdecydował się na nic podobnego. Z malarza mógł uczynić geniusza na miarę wieku, o którym nauczać będą w książkach, który będzie stawiany za wzór młodemu pokoleniu, mania własnej wielkości stanowczo przekreślała myśl, jakoby Freja Ahlström była do tego zdolna. Świat sztuki rządził się brutalnymi prawami, wchodząc do niego, trzeba było być przygotowanym na wszystko, co najgorsze, a ona starała się grać fair. I Wahlberg stosował się tych zasad, najczęściej, w końcu radość można było czerpać z samego faktu konkurowania, ale jeśli miał przegrać — tak ucieknie się do najgorszych swoich metod. W pewnym stopniu rozumiał jednak tę decyzję, jego towarzysz zdecydowanie łaknął wolności od wszystkiego wokół, a nawet od siebie samego. Znajdywanie się pod mecenatem tego człowieka wiązało się z zależnością, z byciem gotowym na ciężką pracę i trudy, łamanie własnych palców, aby zrealizować powierzone zadanie, lecz nagroda, jaka za to nadchodziła była tego warta. Tak, zdecydowanie miał go za głupca. Nie było to tylko kwestią nieprzystaniem na szczodrą propozycję, a zbycie jej ogólnym tekstem, wciąż pozostawało tu wiele pola do negocjacji, wciąż miał możliwość przekonania go do swojej oferty, lecz nie zamierzał tego robić. Nie był żebrakiem. Einar Halvorsen był głupcem, bo zamiast stać się własnością Wahlberga, tknął jego własność. Syk Lykke, który wciąż dudnił w jego uszach, przypominający o jej zdradzie z tym mężczyzną, który teraz ze spokojem wypisanym na twarzy kroczył obok niego, był nie do odparcia. Tak łatwo byłoby wyciągnąć konsekwencje za tamten czyn, wszak czemu to uczynił, skoro byli przyjaciółmi? Czy nie winni byli sobie wierzyć?
    „Niewielu” czy „nikt”? — spytał, unosząc brew nieco wyżej w wyrazie rzeczywistej chęci uzyskania odpowiedzi na to pytanie, w końcu nie było ono retoryczne. Może i miał rację, może i byli do siebie w jakiś sposób podobni. Wyjątkowi i zdolni, rozumiejący sztukę, dzielili tę samą artystyczną duszę, chwytali się jedynie innych aspektów malarstwa. Einar je tworzył, Olaf zamieniał na runiczne talary.
    Byłem ciekawy twoich skrywanych przed światem pragnień, przyjacielu — odpowiedział niemalże lakonicznie, uśmiechając się przy tym dość tajemniczo. Skrupulatnie dbał o tajemnice podziemi Besettelse, ale spodziewał się, że i do niego dotarły pokątne plotki, a tym, że w tym miejscu rozpustnicy mają swój nieprzerwany bal. Eviva l'arte! A podobno wysublimowana sztuka wyklucza lubieżność…
    Nie wystawię tego obrazu w swojej galerii. To moja prywatna prośba. Namaluj dla mnie śmierć — spojrzał w stronę swojego towarzysza. Namaluj dla mnie swoją śmierć.
    Jak najlepiej zobrazować jest sen wieczny? Wygrywanym na organach nokturnem? Obrazem kostuchy w szarym płaszczu? Dwunastozgłoskowym wierszem? Czynem?
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Wąski pas odległości, który odczuwał każdym skrawkiem percepcji, był już niezmiernie gęsty, tłamsząc się pośród klamry dwóch zamarłych sylwetek; oprócz nagłych impulsów płynących licznie pod wzgórzem jego umysłu (mógłby go namalować; mógłby; sporządzał szkice na płótnach warstw wyobraźni), odniósł błahe wrażenie, jak prosty był wówczas dotyk, jeden ruch, jedno, płynne wzniesienie dłoni, by zetknąć się z taflą skóry, aby przełamać treść wyznaczonych granic. Nigdy przed nią nie stronił; przed stratą rezerw dystansu, przed pędem własnej śmiałości; niekiedy również kosztował bluźnierczej wizji, w której kaprysy aury dosięgły również Wahlberga; nie czynił jednak w ten sposób, nie drażniąc go przewrotnością pełnej poświaty czaru, czując, że choć odległy, jest mu niezmiernie bliski, utkwiony w feerii przyjęcia, w salwach śmiechu i chytrych błyskach kieliszków mieniących się niczym ślepia w półcieniach i gwarze spotkań. Był bliski; nigdy, w rzeczywistości, nie krusząc murów dystansu, bliski w pokrętny sposób, niejasny i niedorzeczny.
    Uśmiech poderwał – ponownie – krańce czerwieni warg, rozchylał się, nakreślając triumfalny łuk serdeczności. Narzucił, jak sam rozmówca, ciężki całun milczenia; nie wiedział? nie mógł zrozumieć? sam był przejawem pragnień, był cudzą, spisaną żądzą zawartą w poezji rysów, w fakturze skóry pokrytej echem nieludzkich zastępów przodków, był jednym szeptem pokusy zawartym w rytmie oddechów, w akordach melodii tętna. Wszystko, co skrywał wewnątrz, przed powściągliwym światem, było szaleństwem pragnień – cudzych, dopiero później stających się również jego. Podążał zawsze za ludźmi, w których wykrywał słabość, węszył, niczym drapieżnik, chcąc wyrwać więcej i więcej, kolejny płat cudzej duszy i krwiste mięso ich myśli, kolejny zew uniesienia, w którym jak mantra niosło się jego imię.
    Nie spieszył się, zatrzymany pod wpływem zesłanej prośby, milczący w zastanowieniu, w gładkości ciszy obecnej między pogłosem wiecznej pogoni fal. Nie spieszył się, choć nie stronił od przyjęcia wyzwania, od spełnienia wymogów, znów na własnych zasadach, znów krnąbrnie, znów – wymykając się w bliżej nieznaną stronę.
    Czym będzie śmierć, Einarze?
    Twoja śmierć; widzisz ją w barwach uczuć, w jaskrawym ogniu emocji, wijących się jak plemienny i zamaszysty taniec. Umierał już setki razy, umierał w podobny sposób, inny niż żrący rozkład, niż pusty, napięty uśmiech, niż cienie plam opadowych.
    Jestem malarzem ludzi, nie pojęć – nie omieszkał przypomnieć. – Śmierć, jaką tworzę, jest zawsze w pobliżu życia – głos skradał się, w pełni zwinnie z subtelnością półszeptu. Malując ludzi, uwieczniał zarazem całość; splecione rzędy sprzeczności obecne wciąż w ich naturze, śmierć oraz życie, smutek i gromką radość, sekrety i ujawnienia, obłęd oraz rozsądek.
    Przyprowadź do mnie osobę, którą darzysz uczuciem – oświadczył – a namaluję wszystko, w czym sam umierasz, by móc się wkrótce odrodzić – wyzwanie w ramach wyzwania; miłość była dziś śmiercią, śmiercią i odrodzeniem, pierwszym, czego dostąpił z chwilą przyjęcia słów, w których zlecał mu obraz; oparł dłoń krótkotrwale na torsie przyjaciela, zupełnie, jakby rozważał, jak bardzo zna brzmienie słowa, które wyłonił w głowie (czy byłby zdolny je przyjąć? czy serce, obecne pod płotem żeber, poznało kiedyś jej smak?).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gęsty zimny wiatr zmierzwił ciemne włosy, zahaczając o te jasne należące do mężczyzny owianego całunem przeszłości. Pogrzebać mógłby go w tej ziemi, utopić w tamtym morzu pod falami niszczącymi skaliste klify, lecz w zamian za to milczał, obdarzając swojego towarzysza szarmanckim uśmiechem. Mogliby strząsać z policzków szron, grać lubieżne pieśni na sopelkach lodu, lecz w zamian za to złe przeczucie pełzało po czaszce Olafa, niczym pijawka.
    Cały świat stanowił grę, rosyjską ruletkę, w której zamiast jednego naboju, kul było aż pięć i tylko jeden mógł wygrać, tylko jeden mógł przeżyć, a Wahlberg nade wszystko potrzebował tego zwycięstwa. Nie tylko nad Einarem, nie nad Lykke, Fridą, czy jakąkolwiek inną kobietą, lub Martinem, Halvardem, obcym mężczyzną zazdrosnym o własną żonę, która w wyniku fortunnego zbiegu okoliczności lądowała w ustach właściciela Besettelse. Potrzebował zwycięstwa nad samym sobą, do białości rozpalonym miłością i nienawiścią do siebie samego i wszystkiego wokół. Tłum to ledwie pionki na dwukolorowej szachownicy, wszystko było białe lub czarne, a kolory przetłaczane na lniane płótna stanowiły o złudzeniu, tym w którym tak mocno zakochał się już w młodości. Brońcie króla, bezwiedne figury. Brońcie króla i jego królową.
    We własnej cierpliwości widział postać Halvorsena niczym klejnot. Pragnął mieć go w swojej kolekcji, czerpać z męskiego talentu zyski, władać nad jego adoracją, wspólnie łamać na swojej drodze drzewa, tak jak łamie je potężny duński wicher, szalejący na bezkresnej ciemnej wodzie gdzieś w oddali. Iście sentymentalny obraz lęku topniejącej kry, wkrótce łamanej przez ogon zbłąkanego morskiego monstrum. Podziemia, jakich nie doświadczył jeszcze malarz, były ledwie o krok od niego, Olaf był gotów wprowadzić go tam choćby i zaraz, świadom otchłani przyjaciela, jego wybryków i fantazji, o jakich niecicho było w towarzystwach dekadenckich, wśród artystycznej cyganerii. Stracił Westberga, zyskał Ahlström, ale gdzie zgubił samego siebie?
    Jesteś portrecistą — podkreślił stanowczym tonem. To wcale nie oznaczało, że malował ludzi, wszak te dwa pojęcia lubiły się ze sobą mylić. Ile to demonów przewinęło się pod pędzlem akwarelisty? Ileś wyznań zamkniętych pod bladym licem, nic nieznaczących person będących jedynie naczyniem dla czegoś większego i nieokreślonego? Jakże Olaf miał oddać swą śmierć pod powłoką jednej postaci?
    Łowiąc w jeziorach złote ryby, kochał raz szczerze, choć w sposób, jaki nikomu z miłością nie winien się kojarzyć. Banały i definicje nigdy nie szły w parze z rozwojem i przełamaniem barier, przebiciem głową kamiennego muru, wykroczeniem poza normy i obyczaje, co zresztą Wahlberg czynił. Ni była żona, ni obecna kochanica, nie były tak ważne, by mierzyć, mogły się ze śmiercią i odrodzeniem. Fascynacja tym zjawiskiem zadręczała jedynie jego samego. Jak w tej pięknej męskiej twarzy, rzeźbionej dłutem Michała Anioła, mogło znaleźć się tyle butności i głupoty, aby tknąć Lykke? W ciemnych oczach jej byłego męża prócz nieopieszałej fascynacji jawiła się szczodra i zimna zemsta.
    Przez krótką chwilę milczał jeszcze, gnębiony własnymi myślami, nim odpowiedział twardo, spełniając prośbę Einara w każdym calu.
    Przyjdę sam.

    Einar i Olaf z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.