:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik
2 posters
Villemo Holmsen
03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:55
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
03.12.2000
Zimowe promienie słoneczne nieśmiało wpadały przez wyczyszczone na błysk okna galerii. Snopy światła igrały delikatnie na płatkach kwiatów kładzionych grubymi impastami przez artystę. Gra promyków sprawiła, że płynęły na granatowej wodzie, brakowało szumu wody by uwierzyć w tę iluzję. Villemo ubrana w klasyczną, niebieską sukienkę tuż za kolanem, trzymała katalog z obrazami jakie można było zobaczyć w galerii i niespiesznie się po niej przechadzała. Na dekolcie pysznił się naszyjnik z łabędziem, a blond pukle miała zakręcone na wałkach i teraz wiły się miękko wokół jasnej twarzy, na której gościł delikatny uśmiech, a szare oczy spoglądały na przebywających gości uprzejmie.
Dzień pracy zaczął się spokojnie, mogła wypić filiżankę herbaty przez nikogo nie niepokojona, a następnie udać się do wnętrza galerii. Wtem dostrzegła samotnie stojącego, młodego mężczyznę, który zdawał się być czymś przygnębiony. Miał zgarbione plecy jakby trzymał na nich ciężar całego świata i jego problemów. Zdawało się jej, że kojarzy skądś jego twarz, być może nie był już tu pierwszy raz? Niespiesznie, prawie sunąc zbliżyła się do niego i przystanęła obok otulona zapachem paczuli niczym miękkim szalem. Stała przez chwilę w milczeniu skupiając wzrok na obrazie, który wzbudził zainteresowanie młodego człowieka.
-Artysta mówił, że to jego najgorsze dzieło w życiu. - Odezwała się po chwili, cichym niczym szmer potoku górskiego głosem. -Trzymał je bardzo długo w ukryciu uważając, że obraz skupiający się wyłącznie na kwiatach i wodzie jest… nudny. - Kontynuowała dalej nie odrywając szarych oczu od płótna. -A jednak, jak nikt inny, potrafił ująć w paru pociągnięciach pędzla delikatność oraz kruchość kwiatów, które powierzają swoje istnienie wodzie. - Dopiero teraz przeniosła wzrok na oblicze mężczyzny i uśmiechnęła się do niego i tylko do niego. Obraz przedstawiał lilie wodne, a oto Lilije stała obok rozumiejąc te namalowane na płótnie, zdając sobie sprawę jak targane przez fale potrafią walczyć o przetrwanie, by kolejnego dnia pysznić się na spokojnej tafli jakby nic się nie wydarzyło.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:56
Spojrzenie błękitnych oczu — do niedawna pełne entuzjazmu oraz zachwytu nad sztuką wystawianą przez Besettelse — sunęły teraz obojętnie po płótnach; kolory martwej natury zdawały się zlewać w jedną brudną masę, pełną zgniłej zieleni i brązów, pejzaże przybrały odcienie szarości i błękitów, stając się nagle zimne i odległe, postacie na portretach natomiast patrzyły na Viktora z surową wrogością, sprawiającą, że po plecach studenta przeszedł nieprzyjemny dreszcz, jakby coś oślizgłego i ohydnego przepełzło wzdłuż kręgosłupa. Przyszedł do galerii w poszukiwaniu ukojenia wśród dzieł najznamienitszych (oraz tych mniej znanych) galdryjskich artystów, tymczasem jedyne, co go spotkało, to pogorszenie się samopoczucia.
Wzdrygnął się, słysząc nieznajomy głos obok siebie. Rozejrzał się machinalnie, próbując odgadnąć, czy jego właścicielka zwraca się do niego, a gdy zrozumiał, że tak, włożył wówczas całe siły w to, aby nie uciec niczym spłoszone zwierzę. Stali przed obrazem przedstawiającym lilie, choć Viktor przez większość czasu nie widział ani płótna, ani kwiatów i dopiero interwencja kobiety zmusiła go do przyjrzenia się mu bliżej i interpretacji.
— Odnoszę wrażenie, że nie chodzi o nudę — odparł, a milczenie, jakie między nimi zapadło po tychże słowach, uznał jako zachętę do kontynowania swej myśli — Za każdym pociągnięciem pędzla kryje się ponura bezradność. Lilie są w pełnym rozkwicie, piękne w swej efemeryczności, nienaruszone - któż przy zdrowych zmysłach chciałby wszak skrzywdzić coś tak niewinnego i doskonałego - i trwają w sielskości, ale jest to stan krótkotrwały jak biel ich płatków. Wkrótce zamkną się się dla świata i pochłonie je zimna toń i nic nie będzie w stanie im pomóc; to właśnie bezsilność wobec przemijania uchwycona w oczach artysty — dopiero teraz przeniósł spojrzenie na kobietę i posłał jej łagodny uśmiech; Viktor zawsze był łagodny, kruchy niczym lilie na płótnie przed nimi — Ale widzę też nadzieję; na dnie będą bezpieczne.
Zabawne, zważywszy na to, że sam trzy lata wcześniej próbował popełnić samobójstwo rzucając się do wody. I, jeżeli miał być szczery, coraz częściej myślał o tym, żeby zamknąć swe postrzępione płatki i schronić gdzieś głęboko, gdzie nikomu już nie przysporzy problemów.
Wzdrygnął się, słysząc nieznajomy głos obok siebie. Rozejrzał się machinalnie, próbując odgadnąć, czy jego właścicielka zwraca się do niego, a gdy zrozumiał, że tak, włożył wówczas całe siły w to, aby nie uciec niczym spłoszone zwierzę. Stali przed obrazem przedstawiającym lilie, choć Viktor przez większość czasu nie widział ani płótna, ani kwiatów i dopiero interwencja kobiety zmusiła go do przyjrzenia się mu bliżej i interpretacji.
— Odnoszę wrażenie, że nie chodzi o nudę — odparł, a milczenie, jakie między nimi zapadło po tychże słowach, uznał jako zachętę do kontynowania swej myśli — Za każdym pociągnięciem pędzla kryje się ponura bezradność. Lilie są w pełnym rozkwicie, piękne w swej efemeryczności, nienaruszone - któż przy zdrowych zmysłach chciałby wszak skrzywdzić coś tak niewinnego i doskonałego - i trwają w sielskości, ale jest to stan krótkotrwały jak biel ich płatków. Wkrótce zamkną się się dla świata i pochłonie je zimna toń i nic nie będzie w stanie im pomóc; to właśnie bezsilność wobec przemijania uchwycona w oczach artysty — dopiero teraz przeniósł spojrzenie na kobietę i posłał jej łagodny uśmiech; Viktor zawsze był łagodny, kruchy niczym lilie na płótnie przed nimi — Ale widzę też nadzieję; na dnie będą bezpieczne.
Zabawne, zważywszy na to, że sam trzy lata wcześniej próbował popełnić samobójstwo rzucając się do wody. I, jeżeli miał być szczery, coraz częściej myślał o tym, żeby zamknąć swe postrzępione płatki i schronić gdzieś głęboko, gdzie nikomu już nie przysporzy problemów.
Villemo Holmsen
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:56
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Nie uciekł, a podjął rozmowę, to dobrze bo obawiała się, że zwinie się niczym jeż w kulkę i nie pozwoli sobie na odezwanie się do niej. Fakt, że tak się nie stało sprawiało, że była nadzieja, że choć na chwilę odgoni jego ponure myśli. A te zdawały się zbierać nad nim coraz bardziej im więcej słów wypowiadał.
-Kruchość, bezsilność ale jednocześnie nadzieja. - Podsumowała cicho i delikatnie słowa mężczyzny. -Ja widzę siłę. - Dodała po chwili i spojrzała łagodnie szarością oczu na Viktora. -Piękno i siłę, które wzajemnie się uzupełniają.
Wyciągnęła w stronę młodzieńca dłoń. -Nazywam się Lilije. - Przedstawiła się swoim pseudonimem. -Zawsze lubiłam lilie. Wie pan, że jest ponad sto piętnaście gatunków tych kwiatów? - Zagadnęła ponownie i wskazała niespiesznie kolejny obraz, który również przedstawiał lilie ale te były na dalszym planie. Tym razem na płótnie w pierwszym planie była altana niczym wyjęta z antycznej przeszłości, umiejscowiona nad stawem w otoczeniu gęstej zieleni i wierzby płaczącej, które gałęzie znikały pod taflą wody. Pojedyncze kwiaty unosiły się na powierzchni, nieruchome i stałe, ozdabiając odbitą lustrzanie altanę, w której wnętrzu siedziała kobieta zatopiona w lekturze książki. Maniera obrazu bardzo przypominała tę z epiki impresjonistów, a jednak było w niej coś nowoczesnego. Gładkie ruchy i równa powierzchnia obrazu. Brakowało grubych impastów kładzionych na płótnie przez co należało takie obrazy oglądać z daleka. Ale nie ten. Im bliżej się stało tym bardziej zyskiwał na odbiorze. -Na tym obrazie zwanym “Świątynią Dumania” lilie stanowią dopełnienie, ich brak sprawiłby, że obraz byłby pusty. Możliwe, że nawet smutny. Coś jest takiego w tych kwiatach, że nie można oderwać od nich wzroku. Kuszą i zachwycają jednocześnie.
Wokół nich panował cichy szmer rozmów innych gości galerii, stukot butów o kamienną posadzkę, szelest kartek z broszur jakie były do wzięcia tuż przy wejściu do galerii. -Czy obrazy przedstawiające naturę należą do pana ulubionych?
-Kruchość, bezsilność ale jednocześnie nadzieja. - Podsumowała cicho i delikatnie słowa mężczyzny. -Ja widzę siłę. - Dodała po chwili i spojrzała łagodnie szarością oczu na Viktora. -Piękno i siłę, które wzajemnie się uzupełniają.
Wyciągnęła w stronę młodzieńca dłoń. -Nazywam się Lilije. - Przedstawiła się swoim pseudonimem. -Zawsze lubiłam lilie. Wie pan, że jest ponad sto piętnaście gatunków tych kwiatów? - Zagadnęła ponownie i wskazała niespiesznie kolejny obraz, który również przedstawiał lilie ale te były na dalszym planie. Tym razem na płótnie w pierwszym planie była altana niczym wyjęta z antycznej przeszłości, umiejscowiona nad stawem w otoczeniu gęstej zieleni i wierzby płaczącej, które gałęzie znikały pod taflą wody. Pojedyncze kwiaty unosiły się na powierzchni, nieruchome i stałe, ozdabiając odbitą lustrzanie altanę, w której wnętrzu siedziała kobieta zatopiona w lekturze książki. Maniera obrazu bardzo przypominała tę z epiki impresjonistów, a jednak było w niej coś nowoczesnego. Gładkie ruchy i równa powierzchnia obrazu. Brakowało grubych impastów kładzionych na płótnie przez co należało takie obrazy oglądać z daleka. Ale nie ten. Im bliżej się stało tym bardziej zyskiwał na odbiorze. -Na tym obrazie zwanym “Świątynią Dumania” lilie stanowią dopełnienie, ich brak sprawiłby, że obraz byłby pusty. Możliwe, że nawet smutny. Coś jest takiego w tych kwiatach, że nie można oderwać od nich wzroku. Kuszą i zachwycają jednocześnie.
Wokół nich panował cichy szmer rozmów innych gości galerii, stukot butów o kamienną posadzkę, szelest kartek z broszur jakie były do wzięcia tuż przy wejściu do galerii. -Czy obrazy przedstawiające naturę należą do pana ulubionych?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:56
Nie uciekał, bo nie miał dokąd. Nie wycofał się, ponieważ był już zbyt zmęczony ciągłym unikaniem interakcji. Nie zbył kobiety, bowiem rozmowy o rzeczach pięknych i wyniosłych - jak otaczająca ich sztuka - były jak kojący balsam dla spękanej tafli wrażliwego umysłu, wdzierały się pomiędzy obolałe szczeliny i zasklepiały je, były łącznikiem pomiędzy Viktorem, a rzeczywistością. Brzmiało to absurdalnie, zważywszy na jego skłonności do podkładania głowy pod katowski opór w imię niedościgniętych ideałów, lecz w tamtych dniach - podświadomie i desperacko - poszukiwał powodu, by nie usunąć się ze społeczeństwa, któremu tak bardzo zdawał się zawadzać, nie zniknąć z życia bliskich, którym przysparzał tylko same problemy.
A przecież on tylko kochał. Nie zrobił niczego złego, poza obdarzeniem swoimi uczuciami kogoś, kogo - zdaniem wielu złośliwych - nie powinien, a teraz ów ktoś musiał mierzyć się z nieprzyjemnościami, a ich relacja, która dla studenta była najcenniejszym i najleoszym co spotkało go w Midgardzie, wisiała teraz na włosku.
— Nie uważa pani, że nie można być silnym przez cały czas? Nawet najtwardsze skały ulegają erozji — odparł, błądząc spojrzeniem po twarzy swej rozmówczyni. Była piękna i delikatna, o oczach jak niebo w czasie letniej nawałnicy i włosach przypominających kłosy zboża. Gdyby ktoś nakazał mu wskazać uosobienie pór roku, to właśnie ją wskazałby jako lato. Zjawiskowa, zupełnie jakby za pomocą magii wyrwano ją z jednego z mijanych przez niego wcześniej portretów (och, nie zdziwiłby się, gdyby naprawdę tak było i okazało, że rozmawia z żywym obrazem).
Lilije. Brwi ściągnęły się w niemym zaskoczeniu nietypowym imieniem towarzyszki; czy było to jednak naprawdę imię, czy jedynie pseudonim? Nie pytał, nie miał odwagi. Zamiast tego ujął jej dłoń, tak przyjemnie ciepłą w porównaniu z jego własną i uścisnął; gdyby kobieta uniosła ją nieco wyżej, pochyliłby się i złożył na niej pocałunek, zaznaczając tym swoją służebność względem nieznajomej, tymczasem jednak zdał się na partnerski gest. — Viktor — przedstawił się, a zaraz potem pokręcił głową z uśmiechem. — Nie, nie miałem pojęcia.
Najpierw powiódł wzrokiem w kierunku wskazanym przez swoją nową - jak się okazało - przewodniczkę, a następnie posłusznie podążył za nią prosto pod Świątynię Dumania. Zastygł w bezruchu, analizując każdy fragment płótna, każde pociągnięcie pędzla, począwszy od lilii unoszących się na wodzie stawu, skończywszy na kobiecie pod altaną. Obraz budził w nim trudną do opisania tęsknotę za miejscami oraz czasem, w których nie było dane mu żyć. Przeszło mu przez myśl, że urodził się półtora wieku za późno, że powinien chodzić po ziemi, kiedy myślano sercem, nie rozumem. Gdy liryzm stawiano ponad pragmatyzm. — Być może — ostrożnie przyznał jej rację — Lilie nadają obrazowi sielskości, a jednak... Jednak jest w nim coś melancholijnego. Jest jak... jak gorzka czekolada.
Zaraz poczuł, jak czerwienią mu się uszy. Jak gorzka czekolada, to dopiero porównanie! Och Viktor, ty głupcze, nie potrafisz nawet znaleźć słów, by wyrazić swoje myśli! Na szczęście Lilije wiedziała, jak wybrnąć z tej niezręcznej chwili.
— Lubię… właściwie wszystkie, które w jakiś sposób do mnie przemawiają, bez względu na to, spod czyjego pędzla wyszły, ani jaki styl reprezentują. Dopóki poruszają jakąś strunę w mojej duszy, mógłbym wpatrywać się w nie godzinami — przyznał szczerze — Ze współczesnych artystów najbardziej lubię prace Einara Halvorsena — taktycznie przemilczał fakt, że się znali, nawet całkiem dobrze, skoro zapraszał Viktora do siebie do domu, gdzie godzinami rozmawiali w podobnym tonie — A pani? Jakie obrazy pani lubi?
A przecież on tylko kochał. Nie zrobił niczego złego, poza obdarzeniem swoimi uczuciami kogoś, kogo - zdaniem wielu złośliwych - nie powinien, a teraz ów ktoś musiał mierzyć się z nieprzyjemnościami, a ich relacja, która dla studenta była najcenniejszym i najleoszym co spotkało go w Midgardzie, wisiała teraz na włosku.
— Nie uważa pani, że nie można być silnym przez cały czas? Nawet najtwardsze skały ulegają erozji — odparł, błądząc spojrzeniem po twarzy swej rozmówczyni. Była piękna i delikatna, o oczach jak niebo w czasie letniej nawałnicy i włosach przypominających kłosy zboża. Gdyby ktoś nakazał mu wskazać uosobienie pór roku, to właśnie ją wskazałby jako lato. Zjawiskowa, zupełnie jakby za pomocą magii wyrwano ją z jednego z mijanych przez niego wcześniej portretów (och, nie zdziwiłby się, gdyby naprawdę tak było i okazało, że rozmawia z żywym obrazem).
Lilije. Brwi ściągnęły się w niemym zaskoczeniu nietypowym imieniem towarzyszki; czy było to jednak naprawdę imię, czy jedynie pseudonim? Nie pytał, nie miał odwagi. Zamiast tego ujął jej dłoń, tak przyjemnie ciepłą w porównaniu z jego własną i uścisnął; gdyby kobieta uniosła ją nieco wyżej, pochyliłby się i złożył na niej pocałunek, zaznaczając tym swoją służebność względem nieznajomej, tymczasem jednak zdał się na partnerski gest. — Viktor — przedstawił się, a zaraz potem pokręcił głową z uśmiechem. — Nie, nie miałem pojęcia.
Najpierw powiódł wzrokiem w kierunku wskazanym przez swoją nową - jak się okazało - przewodniczkę, a następnie posłusznie podążył za nią prosto pod Świątynię Dumania. Zastygł w bezruchu, analizując każdy fragment płótna, każde pociągnięcie pędzla, począwszy od lilii unoszących się na wodzie stawu, skończywszy na kobiecie pod altaną. Obraz budził w nim trudną do opisania tęsknotę za miejscami oraz czasem, w których nie było dane mu żyć. Przeszło mu przez myśl, że urodził się półtora wieku za późno, że powinien chodzić po ziemi, kiedy myślano sercem, nie rozumem. Gdy liryzm stawiano ponad pragmatyzm. — Być może — ostrożnie przyznał jej rację — Lilie nadają obrazowi sielskości, a jednak... Jednak jest w nim coś melancholijnego. Jest jak... jak gorzka czekolada.
Zaraz poczuł, jak czerwienią mu się uszy. Jak gorzka czekolada, to dopiero porównanie! Och Viktor, ty głupcze, nie potrafisz nawet znaleźć słów, by wyrazić swoje myśli! Na szczęście Lilije wiedziała, jak wybrnąć z tej niezręcznej chwili.
— Lubię… właściwie wszystkie, które w jakiś sposób do mnie przemawiają, bez względu na to, spod czyjego pędzla wyszły, ani jaki styl reprezentują. Dopóki poruszają jakąś strunę w mojej duszy, mógłbym wpatrywać się w nie godzinami — przyznał szczerze — Ze współczesnych artystów najbardziej lubię prace Einara Halvorsena — taktycznie przemilczał fakt, że się znali, nawet całkiem dobrze, skoro zapraszał Viktora do siebie do domu, gdzie godzinami rozmawiali w podobnym tonie — A pani? Jakie obrazy pani lubi?
Villemo Holmsen
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:56
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zaintrygował ją rozmówca, który zdawał się był smutny i przybity, a jednocześnie chętnie podejmował rozmowę i kontynuował wątek; jakby chciał tu być, jakby chciał zostać zauważony. W jasnym pomieszczeniu galerii zdawał się ciemną plamą, która ją od razu do siebie przyciągnęła. Potrzebował towarzystwa żywej osoby, a nie tylko nieruchomych płócien obrazów, które licznie ozdabiały ściany tego przybytku.
-Ma pan rację. - Zgodziła się z nim cicho i kiwnęła głową. -A jednak, nawet wtedy kiedy skała ulega erozji, pozwala wznieść się nowej. -Przechyliła lekko głowę na boku, ku ramieniu.-Stanowi siłę dla innej. - Od kiedy spłonął teatr musiała znaleźć w sobie siłę, te pokłady, które umożliwiały przetrwanie. Pozwalały na to aby trwała i parła do przodu, niestrudzenie niczym łódka przez gęste sitowie, w nadziei, że wypłynie na spokojną i gładką taflę jeziora. Patrzyła na “Świątynie Dumania”, którą mieli przed sobą i nie odrywając do obrazu spojrzenia słuchała słów mężczyzny. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc ciekawe porównanie.
-Gorzka czekolada? - Zagadęła od razu udając, że nie widzi rumieńca zawstydzenia zdobiącego policzki Viktora. -Na początku gorzka, trochę odrzuca, zniechęca, ale jak się ją rozgryzie, pozwoli aby smak rozszedł się po całym języku, na końcu pozostaje nuta słodkości. Delikatna, ledwo dostrzegalna, ale tam jest. Ukryta. - Lubił po prostu obrazy. Nie miał ulubionego typu. To było dość ciekawe. Większość odwiedzających mówiła wprost co ich cieszy, a co odrzuca. Viktor zaś oczekiwał, że sztuka do niego przemówi. Patrzył i czekał aż struny zostaną potrącone, aż coś porwie serce lub je zmrozi. -Czy znalazła pan w galerii taki, który wywołał najwięcej emocji? - Dopytała bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Czy istniał taki obraz w tym miejscu, czy może żaden jeszcze nie zrobił odpowiedniego wrażenia na Viktorze. Dźwięk imienia Einara, sprawił, że serce zabiło jej szybciej, ale nie z zachwytu a ze złości. Nie przepadała za nim. Była obecna na jego wernisażu i nawet nie raczył z nią porozmawiać, a fakt jego pochodzenia sprawił, że poczuła od razu do niego uraz i zniechęcenie. Zachwyt jego dziełami szybko znikł.
-Dzieła pana Halvorsena. - Przyznała zgodnie prawdą. -Sama posiadam jeden u siebie w mieszkaniu. - Co też było prawdą, ponieważ Villemo ceniła sobie jego twórczość, dopóki nie zobaczyła go na własne oczy i cały czar prysł. -Lubię jego grę świateł oraz przenikanie barw…Robi to niezwykle delikatnie. - I choć nie chciała doceniać jego twórczości tak nie mogła. Okazał się paskudną osobą, ale obrazy nadal pozostawały piękne. -Mamy parę jego dzieł. Proszę spojrzeć tam. - Wskazała na równoległą ścianę, gdzie znajdowały się w dużych i pięknych ramach obrazy Einara. Oprawa zaś wydobywała jeszcze mocniej ich głębię, podobnie oświetlenie, które teraz przesuwało się leniwie po płótnie. W głowie niksy pojawiły się spokojne tony pianina kiedy patrzyła na obraz. Muzyka sama przychodziła w ich obecności. Talentu artyście nie można było odmówić.
-Ma pan rację. - Zgodziła się z nim cicho i kiwnęła głową. -A jednak, nawet wtedy kiedy skała ulega erozji, pozwala wznieść się nowej. -Przechyliła lekko głowę na boku, ku ramieniu.-Stanowi siłę dla innej. - Od kiedy spłonął teatr musiała znaleźć w sobie siłę, te pokłady, które umożliwiały przetrwanie. Pozwalały na to aby trwała i parła do przodu, niestrudzenie niczym łódka przez gęste sitowie, w nadziei, że wypłynie na spokojną i gładką taflę jeziora. Patrzyła na “Świątynie Dumania”, którą mieli przed sobą i nie odrywając do obrazu spojrzenia słuchała słów mężczyzny. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc ciekawe porównanie.
-Gorzka czekolada? - Zagadęła od razu udając, że nie widzi rumieńca zawstydzenia zdobiącego policzki Viktora. -Na początku gorzka, trochę odrzuca, zniechęca, ale jak się ją rozgryzie, pozwoli aby smak rozszedł się po całym języku, na końcu pozostaje nuta słodkości. Delikatna, ledwo dostrzegalna, ale tam jest. Ukryta. - Lubił po prostu obrazy. Nie miał ulubionego typu. To było dość ciekawe. Większość odwiedzających mówiła wprost co ich cieszy, a co odrzuca. Viktor zaś oczekiwał, że sztuka do niego przemówi. Patrzył i czekał aż struny zostaną potrącone, aż coś porwie serce lub je zmrozi. -Czy znalazła pan w galerii taki, który wywołał najwięcej emocji? - Dopytała bardzo ciekawa jego odpowiedzi. Czy istniał taki obraz w tym miejscu, czy może żaden jeszcze nie zrobił odpowiedniego wrażenia na Viktorze. Dźwięk imienia Einara, sprawił, że serce zabiło jej szybciej, ale nie z zachwytu a ze złości. Nie przepadała za nim. Była obecna na jego wernisażu i nawet nie raczył z nią porozmawiać, a fakt jego pochodzenia sprawił, że poczuła od razu do niego uraz i zniechęcenie. Zachwyt jego dziełami szybko znikł.
-Dzieła pana Halvorsena. - Przyznała zgodnie prawdą. -Sama posiadam jeden u siebie w mieszkaniu. - Co też było prawdą, ponieważ Villemo ceniła sobie jego twórczość, dopóki nie zobaczyła go na własne oczy i cały czar prysł. -Lubię jego grę świateł oraz przenikanie barw…Robi to niezwykle delikatnie. - I choć nie chciała doceniać jego twórczości tak nie mogła. Okazał się paskudną osobą, ale obrazy nadal pozostawały piękne. -Mamy parę jego dzieł. Proszę spojrzeć tam. - Wskazała na równoległą ścianę, gdzie znajdowały się w dużych i pięknych ramach obrazy Einara. Oprawa zaś wydobywała jeszcze mocniej ich głębię, podobnie oświetlenie, które teraz przesuwało się leniwie po płótnie. W głowie niksy pojawiły się spokojne tony pianina kiedy patrzyła na obraz. Muzyka sama przychodziła w ich obecności. Talentu artyście nie można było odmówić.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:57
Kiedy chciał utopić się w przepływającej nieopodal jego domu Nidelvie, w kluczowym momencie stracił panowanie nad własnym ciałem, które postanowiło zbuntować się przeciwko umysłowi i desperacko zawalczyło przeciwko samounicestwieniu; plusk wody zaalarmował przechodniów, czyjeś ręce wyciągnęły go na brzeg - dotychczas myślał, że była to Ingrid, w końcu to ją zobaczył nad sobą zaraz po odzyskaniu przytomności, ale teraz nie był pewien - ktoś wezwał służby ratownicze. Podobnie musiało być teraz, kiedy od jakiegoś czasu coraz częściej podświadomie przekraczał próg galerii. Art is to console those who are broken by life, przeczytał gdzieś słowa pewnego artysty. Sztuka ma pocieszać tych, których złamało życie. Kto to był? Impresjonista, zaświtało mu w głowie, lecz nadal nie był w stanie przypomnieć sobie nazwiska. Postimpresjonista, poprawił się zaraz. Van Gogh, chyba. Matka miała kopię Gwiaździstej nocy nad łóżkiem, przywiezioną jeszcze z Finlandii; wpatrywał się w nią, kiedy zbudzony koszmarem przychodził do łóżka Lumi, a ona śpiewała mu fińskie kołysanki, nazywając go swoim małym västäräkki. W minionych tygodniach wiele o nich myślał; o matce, obrazie, nieszczęsnym holenderskim malarzu. — Naturą skały jest twardość. Czy ma inne wyjście? — odparł spokojnie, czując nagłe ukłucie niesprawiedliwości. Przecież nie ma nic złego w chwilach słabości, powtarzali mu to wszyscy, więc dlaczego więc zamiast je normalizować, wpędzało się w poczucie winy związane z niespełnianiem oczekiwań o sile? To właśnie próbował powiedzieć kobiecie, ale nie potrafił ubrać myśli w słowa, więc odpuścił.— Dokładnie o to mi chodziło — przyznał nieco zakłopotany, ale zadowolony, że udało mu się wybrnąć z sytuacji. Następnym razem, obiecywał sobie w duchu, nie użyje czegoś tak żałosnego jak nawiązanie do jedzenia.
— Elegia dla przyjaciela, Wilmera Sjöholma — odparł, przechodząc do kolejnego płótna, będącego wspomnianym dziełem. Przedstawiał on młodego jasnowłosego galdra leżącego na specjalnie przyniesionej dla niego czerwonej kanapie w różanym ogrodzie. Jego koszula była rozpięta do połowy, ukazując nagi mostek, lecz sam od pasa w dół przykryty był narzutą w kolorze obicia. Nie wiedział, czy młodzieniec na obrazie jeszcze żył, czy może jego serce już się zatrzymało; patrzył na Viktora spod półprzymkniętych powiek (dlaczego, na Odyna, jego oczy musiały być tak błękitne jak jego?), a sine usta rozchylały się bezradnie, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zabrakło mu tchu. Lico, choć blade, wciąż nosiło ślady rumieńca, natomiast pomiędzy rozluźnionymi palcami tkwiła róża o szkarłatnych płatkach. Otaczająca go czerwień kontrastowała z jego wyblakłą aparycją; kiedy zobaczył ten obraz pierwszy raz, pomyślał, że mężczyzna był na skraju śmierci. Dopiero jakiś czas później natrafił na szerszy opis dzieła i wtedy wszystko zrozumiał. — Mężczyzna był serdecznym przyjacielem malarza, podobno nawet kimś więcej, niż przyjacielem, jednakże nigdy tego nie udowodniono. Zmarł przez klątwę krwi w wieku dwudziestu kilku lat.
Nie rozwodząc się dalej nad płótnem, którego bohater zbyt mocno przypominał mu jego, z ulgą przeszedł do części poświęconej obrazom Halvorsena, gdzie z zaskoczeniem odkrył, że znajduje się tu również ten, który po raz pierwszy ujrzał w jego domu jako niedokończoną pracę wczesną wiosną. Nie wiedział, jak powinien się zachować względem zalewającej go fali wspomnień; z jednej strony na twarz wpełzał uśmiech, z drugiej żołądek zaciskał się nieprzyjemnie. Niewątpliwie jednak oblicze Viktora rozjaśniło się na widok znajomych dzieł. — Wygląda na to, że oboje jesteśmy fanami — pokiwał głową z uznaniem — Einar jest wspaniały — nie sprecyzował jednak, czy mówi o nim jako artyście, czy osobie. Nie uważał, by ich relacja była czymś uwłaczającym artyście, obmierzłym sekretem, który należy ukrywać, ale nie widział też powodu, aby się nią chwalić każdej napotkanej osobie. Zwłaszcza, że teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Och, Einarze, mówiłeś, że brakuje ci rozmów ze mną, a teraz już drugi tydzień nie odpisujesz na mój list. Dlaczego?
— Elegia dla przyjaciela, Wilmera Sjöholma — odparł, przechodząc do kolejnego płótna, będącego wspomnianym dziełem. Przedstawiał on młodego jasnowłosego galdra leżącego na specjalnie przyniesionej dla niego czerwonej kanapie w różanym ogrodzie. Jego koszula była rozpięta do połowy, ukazując nagi mostek, lecz sam od pasa w dół przykryty był narzutą w kolorze obicia. Nie wiedział, czy młodzieniec na obrazie jeszcze żył, czy może jego serce już się zatrzymało; patrzył na Viktora spod półprzymkniętych powiek (dlaczego, na Odyna, jego oczy musiały być tak błękitne jak jego?), a sine usta rozchylały się bezradnie, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zabrakło mu tchu. Lico, choć blade, wciąż nosiło ślady rumieńca, natomiast pomiędzy rozluźnionymi palcami tkwiła róża o szkarłatnych płatkach. Otaczająca go czerwień kontrastowała z jego wyblakłą aparycją; kiedy zobaczył ten obraz pierwszy raz, pomyślał, że mężczyzna był na skraju śmierci. Dopiero jakiś czas później natrafił na szerszy opis dzieła i wtedy wszystko zrozumiał. — Mężczyzna był serdecznym przyjacielem malarza, podobno nawet kimś więcej, niż przyjacielem, jednakże nigdy tego nie udowodniono. Zmarł przez klątwę krwi w wieku dwudziestu kilku lat.
Nie rozwodząc się dalej nad płótnem, którego bohater zbyt mocno przypominał mu jego, z ulgą przeszedł do części poświęconej obrazom Halvorsena, gdzie z zaskoczeniem odkrył, że znajduje się tu również ten, który po raz pierwszy ujrzał w jego domu jako niedokończoną pracę wczesną wiosną. Nie wiedział, jak powinien się zachować względem zalewającej go fali wspomnień; z jednej strony na twarz wpełzał uśmiech, z drugiej żołądek zaciskał się nieprzyjemnie. Niewątpliwie jednak oblicze Viktora rozjaśniło się na widok znajomych dzieł. — Wygląda na to, że oboje jesteśmy fanami — pokiwał głową z uznaniem — Einar jest wspaniały — nie sprecyzował jednak, czy mówi o nim jako artyście, czy osobie. Nie uważał, by ich relacja była czymś uwłaczającym artyście, obmierzłym sekretem, który należy ukrywać, ale nie widział też powodu, aby się nią chwalić każdej napotkanej osobie. Zwłaszcza, że teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania.
Och, Einarze, mówiłeś, że brakuje ci rozmów ze mną, a teraz już drugi tydzień nie odpisujesz na mój list. Dlaczego?
Villemo Holmsen
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:57
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Trafił się jej wybitnie wrażliwy rozmówca. Była to przyjemna odmiana od ciągłych frazesów, że sztuki nie należy poddawać ocenie, że ma się ją obserwować, a nie mówić o tym co się podoba, a co nie. Mężczyzna, który stał obok niej zdawał się być w jakiś sposób zraniony przez życie. Być skałą, z pęknięciem i to dość dużym, w którym woda żłobi kolejne korytarze powodując jeszcze więcej pęknięć. Uśmiechnęła się delikatnie nadal poświęcając mu całą swoją uwagę.
-Skały bywają kruche… - Zauważyła niespiesznie tym samym pokazując, że każdy twór, nawet ten najsilniejszy mają swoje słabości. Nie wiedzieć czemu, ale czuła, że rozmowa ta dotyka poniekąd bezpośrednio Viktora.
Podążyła wzrokiem na obraz, który wskazywał. Skupiła wzrok na osobie galdra, który leżał w śmiertelnej pozie. Jednocześnie romantyczny i smutny obraz kojarzył się od razu z niespełnionym marzeniem i bólem po stracie kogoś bliskiego. Obraz, mógł przemawiać do każdego, a jednak uderzał mocniej w innych. Symbolizm i przesłanie płótna było jasne i zrozumiałe jeżeli wiedziałeś na co zwracać uwagę. Tym bardziej kiedy posiadło się wiedzę na temat samego autora. Gdy usłyszała słowa Viktora pokiwała ze zrozumieniem głową i nie uszło jej uwadze, że rozluźnił się kiedy mówił o obrazach Einara. Tego samego, który powodował u niej chłód i urazę. -Miał pan okazję poznać artystę osobiście? - Zagadnęła zupełnie nie zdradzając się ze swoimi poglądami na jego osobę. Musiała zachować profesjonalizm, inaczej Olaf miałby słuszność w swoim niezadowoleniu z postępowania Lilije. -Ostatnio miał tu wernisaż, stąd tyle obrazów w galerii. - Dodała jeszcze, bo przecież stanowiły one sporą część kolekcji do kupienia. -Może jest pan zainteresowany nabyciem jednego dzieła? - Mimo gotującej się w niej niechęci do malarza to mimowolnie codziennie przychodziła do tej części galerii, o różnych porach, by zobaczyć jak płótna zmieniają się wraz ze światłem wpadającym do środka. Nie mogła ścierpieć tego, że z jednej strony Einar budził w niej złość, tak z drugiej zachwycała się jego umiejętnościami malarskimi. Dostrzegła jak parę innych osób również przystanęły niedaleko nich i cicho szeptali na temat twórczości artysty. Niech cię Loki Einarze.
-Skały bywają kruche… - Zauważyła niespiesznie tym samym pokazując, że każdy twór, nawet ten najsilniejszy mają swoje słabości. Nie wiedzieć czemu, ale czuła, że rozmowa ta dotyka poniekąd bezpośrednio Viktora.
Podążyła wzrokiem na obraz, który wskazywał. Skupiła wzrok na osobie galdra, który leżał w śmiertelnej pozie. Jednocześnie romantyczny i smutny obraz kojarzył się od razu z niespełnionym marzeniem i bólem po stracie kogoś bliskiego. Obraz, mógł przemawiać do każdego, a jednak uderzał mocniej w innych. Symbolizm i przesłanie płótna było jasne i zrozumiałe jeżeli wiedziałeś na co zwracać uwagę. Tym bardziej kiedy posiadło się wiedzę na temat samego autora. Gdy usłyszała słowa Viktora pokiwała ze zrozumieniem głową i nie uszło jej uwadze, że rozluźnił się kiedy mówił o obrazach Einara. Tego samego, który powodował u niej chłód i urazę. -Miał pan okazję poznać artystę osobiście? - Zagadnęła zupełnie nie zdradzając się ze swoimi poglądami na jego osobę. Musiała zachować profesjonalizm, inaczej Olaf miałby słuszność w swoim niezadowoleniu z postępowania Lilije. -Ostatnio miał tu wernisaż, stąd tyle obrazów w galerii. - Dodała jeszcze, bo przecież stanowiły one sporą część kolekcji do kupienia. -Może jest pan zainteresowany nabyciem jednego dzieła? - Mimo gotującej się w niej niechęci do malarza to mimowolnie codziennie przychodziła do tej części galerii, o różnych porach, by zobaczyć jak płótna zmieniają się wraz ze światłem wpadającym do środka. Nie mogła ścierpieć tego, że z jednej strony Einar budził w niej złość, tak z drugiej zachwycała się jego umiejętnościami malarskimi. Dostrzegła jak parę innych osób również przystanęły niedaleko nich i cicho szeptali na temat twórczości artysty. Niech cię Loki Einarze.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:57
W towarzystwie kobiety odczuwał osobliwą słabość, charakterystyczną miękkość uginających się kolan, duszność zmuszającą do rozpięcia marynarki, a także trudną do opisania słowami pobłażliwość względem drobnej istoty kroczącej u jego boku. Do tego dochodziła sama rozmowa; Viktor nie pamiętał już kiedy ostatni raz dywagował nad sztuką w kontekście sensualnym, kiedy mógł otwarcie mówić o swych odczuciach względem obrazów zajmujących ściany galerii, zamiast ograniczać się do chwalenia talentu autora do dobierania kolorów. Czuł się wysłuchany - i sam też słuchał.
— Zgadza się — pokiwał powoli głową — Lecz świat wymaga od nich, aby nie okazywały słabości. Aby trwały przez wieki niewzruszone wiatrem i wodą. Ale czy skała tego chce? — aluzje i dwuznaczności były jedną z niewielu rzeczy, o których mógł powiedzieć, że idą mu całkiem dobrze; wszak od dawna mijał się z prawdą w rozmowach z bliskimi, schodził z tematu, albo oscylował wokół niego tak długo, aż nikt nie miał pojęcia o co właściwie chodzi.
Tym razem porównywał się do skały. Silnej z przymusu, nie własnej woli, znoszącej nakładaną na nią presję - tylko jak długo?
Kąciki ust nieznacznie się uniosły, kiedy z ust kobiety padło pytanie odnośnie znajomości z Einarem.
— Powiedzmy, że miałem okazję zamienić z nim kilka słów — odparł odwracając wzrok. Nie chciał, aby rozmówczyni zobaczyła rumienić oblewajacy twarz młodego galdra na wspomnienie Halvorsena; dlugich rozmów o sztuce smakujących czwrwonym winem i niby przypadkowymi muśnięciami dłoni, pochylaniem się w swoją stronę z zaciekawieniem, lecz trzymającym się pewnych granic. Przekraczał je w snach, pisał do niego listy, które następnie palił nad wanną. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Nikt. Zwłaszcza Einar. — Doszły mnie słuchy. Szkoda, że miałem okazji w nim uczestniczyć… — nawet gdyby otrzymał zaproszenie, nie pojawiłby się na wernisażu. Do niedawna przecież unikał artysty jak ognia, starając się w ten sposób zapomnieć o uczuciach, jakie zaczęły kiełkować w Vårviku. — Gdyby było mnie na nie stać, zabrałbym je wszystkie — wysilił się na żart, nieco zmieszany propozycją Lilije. Nie wyglądał przecież na osobę szczególnie zamożną; jego ubrania były w dobrej jakości, lecz nie z górnej półki i zdążył je naznaczyć już czas. Był jedynie skromnym studentem utrzymywanym z poczucia winy swojego bogatego ojca. Tylko i aż tyle.
— Zgadza się — pokiwał powoli głową — Lecz świat wymaga od nich, aby nie okazywały słabości. Aby trwały przez wieki niewzruszone wiatrem i wodą. Ale czy skała tego chce? — aluzje i dwuznaczności były jedną z niewielu rzeczy, o których mógł powiedzieć, że idą mu całkiem dobrze; wszak od dawna mijał się z prawdą w rozmowach z bliskimi, schodził z tematu, albo oscylował wokół niego tak długo, aż nikt nie miał pojęcia o co właściwie chodzi.
Tym razem porównywał się do skały. Silnej z przymusu, nie własnej woli, znoszącej nakładaną na nią presję - tylko jak długo?
Kąciki ust nieznacznie się uniosły, kiedy z ust kobiety padło pytanie odnośnie znajomości z Einarem.
— Powiedzmy, że miałem okazję zamienić z nim kilka słów — odparł odwracając wzrok. Nie chciał, aby rozmówczyni zobaczyła rumienić oblewajacy twarz młodego galdra na wspomnienie Halvorsena; dlugich rozmów o sztuce smakujących czwrwonym winem i niby przypadkowymi muśnięciami dłoni, pochylaniem się w swoją stronę z zaciekawieniem, lecz trzymającym się pewnych granic. Przekraczał je w snach, pisał do niego listy, które następnie palił nad wanną. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Nikt. Zwłaszcza Einar. — Doszły mnie słuchy. Szkoda, że miałem okazji w nim uczestniczyć… — nawet gdyby otrzymał zaproszenie, nie pojawiłby się na wernisażu. Do niedawna przecież unikał artysty jak ognia, starając się w ten sposób zapomnieć o uczuciach, jakie zaczęły kiełkować w Vårviku. — Gdyby było mnie na nie stać, zabrałbym je wszystkie — wysilił się na żart, nieco zmieszany propozycją Lilije. Nie wyglądał przecież na osobę szczególnie zamożną; jego ubrania były w dobrej jakości, lecz nie z górnej półki i zdążył je naznaczyć już czas. Był jedynie skromnym studentem utrzymywanym z poczucia winy swojego bogatego ojca. Tylko i aż tyle.
Villemo Holmsen
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:58
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Rozmowy o sztuce były jednym z aspektów pracy, który bardzo lubiła i ceniła. Zwłaszcza kiedy współtowarzysz okazywał się osobą lubią również zanurzyć się w temacie; zgłębić znaczenie barw, ich połączenie we wszechświecie, który ich otaczał. Viktor, choć na początku niechętny a może onieśmielony, teraz się otwierał na rozmowę i podejmował temat co przyjęła z ciepłym uśmiechem. Starała się roztaczać wokół siebie aurę spokoju ale jednocześnie krew niks była w niej żywa i nawet jeżeli nie korzystała ze swoich zdolności, tak nie dało się zauważyć, że emanuje inną energią.
-Chyba rozumiem do czego pan zmierza. - Powiedziała miękkim głosem. Często klienci nie mówili wprost o swoich problemach. Jej zadaniem było wyłapywać pewne aluzje i dwuznaczności by spełnić ich pragnienia i oczekiwania. Niektórzy chcieli być zwyczajnie wysłuchani i spędzić miło noc nie bojąc się okazać słabości. Ileż razy to siedziała i słuchała, przytulała, koiła i łagodziła skołatane nerwy. -Dlatego należy mieć nadzieję, że skała znajduje też oparcie w ziemi albo wodzie lub powietrzu. Choć to ostatnie może być również wrogiem skały. - Nie łatwo było być tym silnym, zwłaszcza kiedy otoczenie tego wymagało i nie przyjmowało słabości, krytykując ją otwarcie. Słabość postrzegana jako skaza, kiedy dla niej było kolejnym kolorem na obrazie jakim był człowiek.
Osoba Einara sprawiała, że na jej twarzy pojawił się cień, był tam obecny dosłownie chwilę więc nie chcąc okazywać emocji, które Viktor mógłby odebrać jako negatywne wobec niego spojrzała na chwilę w bok by nie dostrzegł tej chwilowej zmiany.
Jak mawiali nie ocenia się książki po okładce i chociaż wiedziała, że fizyczność była bardzo ważna, to ona sprawiała czy ktoś był atrakcyjny w oczach drugiej osoby, tak spotykała osoby zamożne w znoszonych ubraniach i biedaków w okryciach od najbardziej znanych dyktatorów mody.
Nie wiedziała kim był Viktor, do której grupy należał, ale to nie było ważne. Podziwiał sztukę. Szukał w niej pocieszenia, inspiracji lub odpowiedzi na wiele pytań. Nie gardził nią i nie mówił, że go nie interesuje. Był w galerii i wskazywał na to co go porusza, a to sprawiało, że Villemo patrzyła na niego przychylnie i z zainteresowaniem, bez chęci uwodzenia młodego człowieka.
-Proszę cieszyć swoje oczy sztuką. - Odezwała się w końcu i uśmiechnęła przepraszająco. Nie mogła zaniedbywać innych gości i zmuszona była opuścić towarzystwo Viktora, które było dla niej przyjemną odmianą w pracy. -Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Z tymi słowami oddaliła się zgrabnie w stronę innej osoby samotnie oglądającej wystawione obrazy w galerii sztuki.
Villemo z tematu
-Chyba rozumiem do czego pan zmierza. - Powiedziała miękkim głosem. Często klienci nie mówili wprost o swoich problemach. Jej zadaniem było wyłapywać pewne aluzje i dwuznaczności by spełnić ich pragnienia i oczekiwania. Niektórzy chcieli być zwyczajnie wysłuchani i spędzić miło noc nie bojąc się okazać słabości. Ileż razy to siedziała i słuchała, przytulała, koiła i łagodziła skołatane nerwy. -Dlatego należy mieć nadzieję, że skała znajduje też oparcie w ziemi albo wodzie lub powietrzu. Choć to ostatnie może być również wrogiem skały. - Nie łatwo było być tym silnym, zwłaszcza kiedy otoczenie tego wymagało i nie przyjmowało słabości, krytykując ją otwarcie. Słabość postrzegana jako skaza, kiedy dla niej było kolejnym kolorem na obrazie jakim był człowiek.
Osoba Einara sprawiała, że na jej twarzy pojawił się cień, był tam obecny dosłownie chwilę więc nie chcąc okazywać emocji, które Viktor mógłby odebrać jako negatywne wobec niego spojrzała na chwilę w bok by nie dostrzegł tej chwilowej zmiany.
Jak mawiali nie ocenia się książki po okładce i chociaż wiedziała, że fizyczność była bardzo ważna, to ona sprawiała czy ktoś był atrakcyjny w oczach drugiej osoby, tak spotykała osoby zamożne w znoszonych ubraniach i biedaków w okryciach od najbardziej znanych dyktatorów mody.
Nie wiedziała kim był Viktor, do której grupy należał, ale to nie było ważne. Podziwiał sztukę. Szukał w niej pocieszenia, inspiracji lub odpowiedzi na wiele pytań. Nie gardził nią i nie mówił, że go nie interesuje. Był w galerii i wskazywał na to co go porusza, a to sprawiało, że Villemo patrzyła na niego przychylnie i z zainteresowaniem, bez chęci uwodzenia młodego człowieka.
-Proszę cieszyć swoje oczy sztuką. - Odezwała się w końcu i uśmiechnęła przepraszająco. Nie mogła zaniedbywać innych gości i zmuszona była opuścić towarzystwo Viktora, które było dla niej przyjemną odmianą w pracy. -Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Z tymi słowami oddaliła się zgrabnie w stronę innej osoby samotnie oglądającej wystawione obrazy w galerii sztuki.
Villemo z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Hall – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sro 29 Lis - 15:58
Niksa. Stworzenie równie piękne, co niebezpieczne. Pani wód, wodząca swym powabnym głosem nieostrożnych młodzieńców na spotkanie z granatem lodowatej toni. Nieprzyjazna, bezwzględna, zwiastująca jedynie śmierć.
Wiedza, że stojąca przed nim kobieta nie jest do końca kobietą, a demonem zamieszkującym głębiny jezior, nie rozbudziłaby w Viktorze niczego, poza ciekawością podszytą zachwytem; miał tendencję do nieostrożnego wyciągania rąk ku płomieniom (tudzież zanurzania się po szyję w mętnej wodzie), nie zważając na to, że w przeszłości nie skończyło się to dobrze. Nie respektował ostrzeżeń, był kolekcjonerem zbierającym siniaki oraz blizny, chcąc przekonać się na własnej skórze o wadze zagrożenia. Naiwny, infantylny i przekonany o własnej niezniszczalności. Młodość miała bowiem to do siebie, że nie brała pod uwagę kruchości ciała.
— A może skała zwyczajnie powinna dać sobie spokój, zamiast wyciągać rozpaczliwie ręce ku innym i jak żebrak prosić, aby pomogli utrzymać jej to, czego trzymać już dłużej nie chce? — gorycz jego słów była tak wielka, aż czuł ją na języku. Nie chciał słyszeć żadnych dobrych rad, nawet jeżeli te były dyktowane szczerą troską, a nie przykrą tendencją do wtrącania się w nieswoje sprawy; miał ich po dziurki w nosie, niósł ich cały worek na plecach i coraz bardziej uginał się pod ciężarem.
Nie musiał przyglądać się jej twarzy, aby zrozumieć, że jego rozmówczyni nie przepada za osobą Einara; wystarczyły subtelności w postaci zbyt długiego zastanawiania się nad odpowiedzią, czy skrzętnego zmieniania tematu. W ostatniej chwili powtrzymał cisnące się na usta pytanie "czy tobie też złamał serce?", uznając je za co najmniej nieodpowiednie w tej sytuacji.
— Również mam taką nadzieję. Do widzenia, Lilije — skinął głową na pożegnanie i ruszył w głąb galerii. Pora na impresjonistów.
Bezimienny z tematu
Wiedza, że stojąca przed nim kobieta nie jest do końca kobietą, a demonem zamieszkującym głębiny jezior, nie rozbudziłaby w Viktorze niczego, poza ciekawością podszytą zachwytem; miał tendencję do nieostrożnego wyciągania rąk ku płomieniom (tudzież zanurzania się po szyję w mętnej wodzie), nie zważając na to, że w przeszłości nie skończyło się to dobrze. Nie respektował ostrzeżeń, był kolekcjonerem zbierającym siniaki oraz blizny, chcąc przekonać się na własnej skórze o wadze zagrożenia. Naiwny, infantylny i przekonany o własnej niezniszczalności. Młodość miała bowiem to do siebie, że nie brała pod uwagę kruchości ciała.
— A może skała zwyczajnie powinna dać sobie spokój, zamiast wyciągać rozpaczliwie ręce ku innym i jak żebrak prosić, aby pomogli utrzymać jej to, czego trzymać już dłużej nie chce? — gorycz jego słów była tak wielka, aż czuł ją na języku. Nie chciał słyszeć żadnych dobrych rad, nawet jeżeli te były dyktowane szczerą troską, a nie przykrą tendencją do wtrącania się w nieswoje sprawy; miał ich po dziurki w nosie, niósł ich cały worek na plecach i coraz bardziej uginał się pod ciężarem.
Nie musiał przyglądać się jej twarzy, aby zrozumieć, że jego rozmówczyni nie przepada za osobą Einara; wystarczyły subtelności w postaci zbyt długiego zastanawiania się nad odpowiedzią, czy skrzętnego zmieniania tematu. W ostatniej chwili powtrzymał cisnące się na usta pytanie "czy tobie też złamał serce?", uznając je za co najmniej nieodpowiednie w tej sytuacji.
— Również mam taką nadzieję. Do widzenia, Lilije — skinął głową na pożegnanie i ruszył w głąb galerii. Pora na impresjonistów.
Bezimienny z tematu