:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg
2 posters
Villemo Holmsen
04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:25
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
04.12.2000
Ciężki wieczór czuła w stopach wciąż obutych w eleganckie szpilki kiedy po bankiecie schodziła do garderoby celem złapania oddechu. Niksa łaknęła wody, nawet tej w luksusowej wannie pachnącej fiołkami i rumiankiem, kojącej jasną skórę, pieszczącą zmysły i każdy skrawek jej ciała. Upięcie loków drażniło głowę, najlepszy materiał sukienki i bielizny drapał, powodując irytujące swędzenie. Musiała się tego pozbyć. Pomimo tego szła korytarzami dumna i pewna siebie, nie okazująca słabości i zmęczenia. Była Damą Besettelse, kobietą wielu umiejętności, taką której się pożąda, wyciąga po nią ręce i samo muśnięcie opuszkami palców jej ciała powoduje ekstazę. Miała sama być dziełem, którego pożądają wszyscy, a nie tylko jego wykonawcą. Pragnęła tego i dążyła do realizacji swojego planu. Wchodząc do garderoby obrzuciła spojrzeniem stół zastawiony przekąskami, ale po bankiecie nie miała ochoty na jedzenie. Pragnęła wody. Skierowała się do łazienki gdzie napełniła wannę po brzegi i zrzuciła z siebie ubranie, które krępowało ją niczym ciasny gorset. Z ust wydobyło się ciche westchnienie zbiegające się z delikatną muzyką sączącą się z gramofonu włączonego przez nią przed chwilą. Skrzypce wiodły prym, a zaraz za nimi w tle kontrabasy, dopełniające dramaturgii utworu w rytmie walca. Przymknęła oczy widząc przed sobą wielką salę balową, gości w eleganckich, galowych strojach sunących po wypolerowanej na błysk posadzce. Ukłon, ujęcie dłoni, skrzyżowanie spojrzeń. Niema rozmowa, tak bardzo intensywna, wręcz elektryzująca. Kłótnia, romans i obietnica, napięcie rosnące w powietrzu, ileż można oddać przez taniec i melodię, która powoduje szybsze bicie serca, rumieniec na twarzy, drżenie dłoni. Woda koiła jej zmysły, opływała całe ciało, dawała wytchnienie. Pozwalała aby myśli leniwie i swobodnie się sączyły, nie zatrzymywane przez jej zmęczony umysł. W tle słyszała jeszcze gwar rozmów, szczęk sztućców o talerze, brzęk kieliszków i wystrzał korka od szampana. Kolacja się udała, klient był zadowolony, nagrodził ją dodatkowymi pieniędzmi, obiecał, że jeszcze wróci, złożył niewinny pocałunek na jej policzku i odprowadził pod drzwi galerii. Nie chciał spełniania płóciennych marzeń choć była na to gotowa, odmówił. Poprosił aby towarzyszyła mu przy kolejnej kolacji biznesowej. Nie odmówiła. Otworzyła oczy kiedy muzyka zmieniła się na Clare de lune, powoli wyszła z wanny i wytarła ciało. Nałożyła jedwabny szlafrok, który niczego nie ukazywał, a tak wiele obiecywał. Skropiła skronie i nadgarstki ulubionym zapachem i otulona paczulą, boso wkroczyła do garderoby sięgając ku włosom aby uwolnić je spod jarzma wsuwek. Miękką, złotą kaskadą spłynęły na jej plecy, poprawiła wisiorek w kształcie łabędzia, jedyną jej ozdobą, która pyszniła się na jasnym dekolcie. Wyciągnęła się na kanapie w wygodnej pozie czerpiąc przyjemność z chwili tylko dla siebie. Dłoń poszybowała w stronę owoców słodkiego winogrona kusząc swoim wyglądem i zapachem, tak jak to ona czyniła z gośćmi galerii.
Usłyszała kroki w korytarzu. Nie była sama.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:25
Dziadek opowiadał mu kiedyś o czasie prohibicji, który to przyszło mu obserwować, jak przebywał w Stanach Zjednoczonych. Szlachetny Eksperyment kończył się rozwojem wspaniałego podziemia, podobno w samym Nowym Yorku działało prawie sto tysięcy nielegalnych pubów, w których można było kosztować najwspanialszych trunków. Wahlbergowi owa byłaby na rękę, doskonale odnalazł swoje miejsce w szkarłatnych piwnicach Besettelse, dzięki kontaktom, odpowiednim łapówkom i przede wszystkim trzymaniu odpowiednich haków na jarlów, polityków, czy też wysoko postawionych gości jego dom uciech. Odbywające się tam eleganckie bankiety, bardziej wyuzdane zabawy, najczęściej prowadziły do prywatnych pokojów, które to obsługiwały dziewczęta piękne i luksusowe. Bilet wstępu, jakim było opłacenie odpowiedniego dzieła sztuki, funkcjonował fenomenalnie, pozwalając na pełną kontrolę każdego odwiedzającego.
Sam Wahlberg nieczęsto przebywał w podziemiu, wiele obserwując ze swojego gabinetu, lub po prostu dopełniając w nim wszelkich formalności. Za porządek odpowiadali jego chłopcy, za rozrywkę jego dziewczęta, jak to przyszło mu o nich mówić. Mecenaski rozkoszy, damy rozpusty, słodkie kurtyzany, których szans nie było doświadczyć nigdzie indziej. Dziś sale były puste, wszak galeria nie działała codziennie. Przechadzając się po długich korytarzach, bowiem w tym miejscu przychodziły mu do głowy najbardziej opłacalne pomysły, usłyszał ciche chlupnięcie gdzieś ze strony garderoby oraz nienachalną muzykę klasyczną, której zapewne w ramach akompaniamentu nie puszczałby sobie złodziej czy włamywacz. Mimowolnie i ekspresowo zatrzymał się, nie spodziewając dziś tu nikogo. Umysł szybko przejrzał listę pracowników oraz miejsca, w których powinni się dziś znaleźć. Bez zawahania otworzył jednak drzwi, na kanapie dostrzegając Villemo, która miała niebywałą przyjemność pracować dla niego od czasu wystarczającego, aby dokładnie poznała zasady Besettelse i nauczyła się po nich poruszać. Teraz zresztą miała wdrażać kolejną ozdobę tych sal, mężczyznę pewnego siebie, jednak ze szczególnym potencjałem, krwią tak wyjątkową, jak krew Lilije.
— Wybacz mi, powinienem zapukać — natychmiast odwrócił wzrok, gdy tylko spostrzegł, że odziana w jedwabny szlafrok odsłaniała przed pustym pokojem swoje wdzięki. Oczy spoczęły gdzieś z tyłu na ścianie, choć równie blisko miały do lustra, w którym mógł bez problemu dostrzec pełne jej odbicie. W przeciwieństwie do wielu patronów i właścicieli domów uciech, nie korzystał z piękna swoich kurtyzan, oddając im pełen szacunek. Choć każdą z nich traktował niczym żywy towar, za odpowiednią opłatą będąc gotowym, nawet aby zgodzić się na ich krzywdę, tak, traktował ich jako podstawę funkcjonowanie galerii. Słynęli z bezpieczeństwa, najlepsze kobiety i najlepsi mężczyźni sami przychodzili, prosząc, aby przeznaczył dla nich, choć pięć minut, by mogli przekonać go do swoje osoby. To stanowiło o renomie i potędze tego miejsca, bezapelacyjna iluzja, że wszyscy są tu równi i normalni. — Sądziłem, że będziesz dziś na bankiecie, nie spodziewałem się tu nikogo — szybko wytłumaczył się, wciąż wzroku nie przenosząc na jej nagie ciało, lecz obserwując zostawioną na wieszaku suknie, tak samo jak Villemo, należącą do niego. Widać kolacja z klientem musiała się już skończyć. Jeśli tak, czemu nie spędzała z nim nocy? Jeśli nie, czemu uciekła?
Sam Wahlberg nieczęsto przebywał w podziemiu, wiele obserwując ze swojego gabinetu, lub po prostu dopełniając w nim wszelkich formalności. Za porządek odpowiadali jego chłopcy, za rozrywkę jego dziewczęta, jak to przyszło mu o nich mówić. Mecenaski rozkoszy, damy rozpusty, słodkie kurtyzany, których szans nie było doświadczyć nigdzie indziej. Dziś sale były puste, wszak galeria nie działała codziennie. Przechadzając się po długich korytarzach, bowiem w tym miejscu przychodziły mu do głowy najbardziej opłacalne pomysły, usłyszał ciche chlupnięcie gdzieś ze strony garderoby oraz nienachalną muzykę klasyczną, której zapewne w ramach akompaniamentu nie puszczałby sobie złodziej czy włamywacz. Mimowolnie i ekspresowo zatrzymał się, nie spodziewając dziś tu nikogo. Umysł szybko przejrzał listę pracowników oraz miejsca, w których powinni się dziś znaleźć. Bez zawahania otworzył jednak drzwi, na kanapie dostrzegając Villemo, która miała niebywałą przyjemność pracować dla niego od czasu wystarczającego, aby dokładnie poznała zasady Besettelse i nauczyła się po nich poruszać. Teraz zresztą miała wdrażać kolejną ozdobę tych sal, mężczyznę pewnego siebie, jednak ze szczególnym potencjałem, krwią tak wyjątkową, jak krew Lilije.
— Wybacz mi, powinienem zapukać — natychmiast odwrócił wzrok, gdy tylko spostrzegł, że odziana w jedwabny szlafrok odsłaniała przed pustym pokojem swoje wdzięki. Oczy spoczęły gdzieś z tyłu na ścianie, choć równie blisko miały do lustra, w którym mógł bez problemu dostrzec pełne jej odbicie. W przeciwieństwie do wielu patronów i właścicieli domów uciech, nie korzystał z piękna swoich kurtyzan, oddając im pełen szacunek. Choć każdą z nich traktował niczym żywy towar, za odpowiednią opłatą będąc gotowym, nawet aby zgodzić się na ich krzywdę, tak, traktował ich jako podstawę funkcjonowanie galerii. Słynęli z bezpieczeństwa, najlepsze kobiety i najlepsi mężczyźni sami przychodzili, prosząc, aby przeznaczył dla nich, choć pięć minut, by mogli przekonać go do swoje osoby. To stanowiło o renomie i potędze tego miejsca, bezapelacyjna iluzja, że wszyscy są tu równi i normalni. — Sądziłem, że będziesz dziś na bankiecie, nie spodziewałem się tu nikogo — szybko wytłumaczył się, wciąż wzroku nie przenosząc na jej nagie ciało, lecz obserwując zostawioną na wieszaku suknie, tak samo jak Villemo, należącą do niego. Widać kolacja z klientem musiała się już skończyć. Jeśli tak, czemu nie spędzała z nim nocy? Jeśli nie, czemu uciekła?
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Przybywając ponad rok temu w progi galerii nie wiedziała jak będzie wyglądać jej życie. Olaf Wahlberg przeprowadził z nią rozmowę, przedstawił swoje warunki oraz oczekiwania, a następnie zaproponował zatrudnienie. Przyjęła propozycję bez wahania i nie żałowała swojej decyzji. Nie każdy dzień był idealny, nie codziennie chciała przychodzić do pracy chcąc oddawać się błogiemu lenistwu, ale miała stabilne zatrudnienie i opiekę. Będąc istotą z krwią niks była traktowana jako demon, istota nie raz gorsza, niebezpieczna, a Olaf zaakceptował jej pochodzenie widząc w nim zysk, nie zaś stratę.
Była kusicielką. Uwodziła głosem, tańcem, gestem, spojrzeniem - całą sobą. Była sennym marzeniem, pragnieniem i spełnieniem. Posiadała ogromną władzę, a tą przecież sam właściciel galerii dał jej do rąk kiedy powierzał ją swoim klientom. Należało umiejętnie ją wykorzystać używając odpowiednich narzędzi. Częścią z nich obdarzyła ją natura, resztę zdobyła sama ciężką i mozolną pracą. Dlatego zasługiwała na odpoczynek, na ciepłą kąpiel i jedwabny szlafrok, którym teraz była okryta.
-Powinieneś. - Zgodziła się zerkając w jego stronę. Dopiero gdy się poruszyła poła szlafroka opadała bezszelestnie ukazując fragment łydki. Villemo wiedziała jak kusić nie ukazują ciała. Choć teraz nie taki był zamysł. Zwyczajnie odpoczywała po pracy. On starał się zawsze zachować jakąś formę szacunku dla pracownic, co zdołała już zauważyć. Nie wykorzystywał swojej pozycji choć mógł. Mogła się założyć, że część dziewcząt chętnie ogrzałaby łóżko pana Wahlberga, był w końcu przystojnym mężczyzną, posiadającym majątek i znajomości; niezwykle pociągająca kombinacja. Powoli i niespiesznie uniosła się na kanapie, aby usiąść podwijając pod siebie nogi. Dłoń w końcu sięgnęła po purpurowy owoc winogrona. Zerwała go i umieściła w objęciu różanych ust. Przechyliła lekko głowę na bok uśmiechając się delikatnie w stronę szefa i opiekuna w jednej osobie. -Wróciłam. - Odpowiedziała aksamitnym głosem wskazując na hojną zapłatę, która leżała na blacie stolika. -Pan Eriksson odprowadził mnie bezpośrednio pod drzwi galerii. - Ruchem dłoni wskazała miejsce obok siebie na kanapie zachęcając Olafa aby usiadł. Nie krępowała się jego obecności, nie po tym jak wylądowali w śniegu, a następnie odprowadził ją wprost nad wodę. Troszczył się o nią, tak jak troszczy się o narzędzia pracy; w końcu przynosi mu zysk. Nie mniej czasami wzbudzał w niej swego rodzaju lęk, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Mimo wszystko miała do niego zaufanie. -Poprosił abym towarzyszyła mu na kolejnej kolacji biznesowej. Ciekawy człowiek, nieporadny w relacjach międzyludzkich, rekin w relacjach biznesowych. - Oparła się o podłokietnik kanapy i opuściła głowę na dłoń, kaskada złotych włosów opadała jej na ramię. -Jest w trakcie zawierania intratnego zakupu pewnej fabryki, którą ma zamiar podciągnąć pod swoją firmę. Ponadto, zwolnił dwóch głównych dyrektorów za przekręty finansowe. Ponoć to jego sekretarka połączyła fakty. - Zawsze uważnie słuchała i zbierała pełen worek informacji na temat klientów, a potem przynosiła ową wiedzę na złotej tacy Olafowi. To był jeden z jej obowiązków w ramach tej pracy. -Nie chciał obrazu, chciał zwyczajnej rozmowy. Spędzenia miło czasu.
Była kusicielką. Uwodziła głosem, tańcem, gestem, spojrzeniem - całą sobą. Była sennym marzeniem, pragnieniem i spełnieniem. Posiadała ogromną władzę, a tą przecież sam właściciel galerii dał jej do rąk kiedy powierzał ją swoim klientom. Należało umiejętnie ją wykorzystać używając odpowiednich narzędzi. Częścią z nich obdarzyła ją natura, resztę zdobyła sama ciężką i mozolną pracą. Dlatego zasługiwała na odpoczynek, na ciepłą kąpiel i jedwabny szlafrok, którym teraz była okryta.
-Powinieneś. - Zgodziła się zerkając w jego stronę. Dopiero gdy się poruszyła poła szlafroka opadała bezszelestnie ukazując fragment łydki. Villemo wiedziała jak kusić nie ukazują ciała. Choć teraz nie taki był zamysł. Zwyczajnie odpoczywała po pracy. On starał się zawsze zachować jakąś formę szacunku dla pracownic, co zdołała już zauważyć. Nie wykorzystywał swojej pozycji choć mógł. Mogła się założyć, że część dziewcząt chętnie ogrzałaby łóżko pana Wahlberga, był w końcu przystojnym mężczyzną, posiadającym majątek i znajomości; niezwykle pociągająca kombinacja. Powoli i niespiesznie uniosła się na kanapie, aby usiąść podwijając pod siebie nogi. Dłoń w końcu sięgnęła po purpurowy owoc winogrona. Zerwała go i umieściła w objęciu różanych ust. Przechyliła lekko głowę na bok uśmiechając się delikatnie w stronę szefa i opiekuna w jednej osobie. -Wróciłam. - Odpowiedziała aksamitnym głosem wskazując na hojną zapłatę, która leżała na blacie stolika. -Pan Eriksson odprowadził mnie bezpośrednio pod drzwi galerii. - Ruchem dłoni wskazała miejsce obok siebie na kanapie zachęcając Olafa aby usiadł. Nie krępowała się jego obecności, nie po tym jak wylądowali w śniegu, a następnie odprowadził ją wprost nad wodę. Troszczył się o nią, tak jak troszczy się o narzędzia pracy; w końcu przynosi mu zysk. Nie mniej czasami wzbudzał w niej swego rodzaju lęk, którego nie potrafiła wytłumaczyć. Mimo wszystko miała do niego zaufanie. -Poprosił abym towarzyszyła mu na kolejnej kolacji biznesowej. Ciekawy człowiek, nieporadny w relacjach międzyludzkich, rekin w relacjach biznesowych. - Oparła się o podłokietnik kanapy i opuściła głowę na dłoń, kaskada złotych włosów opadała jej na ramię. -Jest w trakcie zawierania intratnego zakupu pewnej fabryki, którą ma zamiar podciągnąć pod swoją firmę. Ponadto, zwolnił dwóch głównych dyrektorów za przekręty finansowe. Ponoć to jego sekretarka połączyła fakty. - Zawsze uważnie słuchała i zbierała pełen worek informacji na temat klientów, a potem przynosiła ową wiedzę na złotej tacy Olafowi. To był jeden z jej obowiązków w ramach tej pracy. -Nie chciał obrazu, chciał zwyczajnej rozmowy. Spędzenia miło czasu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Powinien i nie miał zamiaru kłócić się z tym, jakby nie była to żadna ujma na honorze. Z drugiej jednak strony, Besettelse, garderoby, Villemo i w końcu klamka w drzwiach, należała do niego, a przynajmniej tak rozmyślał na ten temat. Kiwając więc głową, wzrok dalej miał odwrócony, niechętnie spoglądając w stronę kobiety, która, choć ubrana w szlafrok, tak wyraźnie była w stanie nieadekwatnym do spotkania ani służbowego, ani towarzyskiego, o dziwo, bo przecież była kurtyzaną. Olaf nie miał jednak zamiaru łamać własnej kultury osobistej, wyuczony jej zachowywał wszelkie zasady dobrego smaku, zezwalając kobiecie na jej przestrzeń, w którą niechlubnie wtargnął, w pewnym roztargnieniu i myślach, że może znajdować się tam ktoś inny.
Tace wypełnione owocami, herbatami i świeżą wodą z miętą i cytryną zdobiły pokoje, pozwalając na odpowiedni relaks każdej z jego dziewcząt i każdemu z chłopców, wszak to od wypoczęcia często zależała ich siła do gry, zabawy z klientem, a i w końcu wyzyskiwania finansowo jego kieszeni. Odsłonięta pospiesznie łydka, zaraz skryta przy zgiętym kolanie, którą dostrzegł ledwie w rogu zdobionego lustra, na przeciwległej do kanapy ścianie. Miał wrażenie, że zauważyła jego skryte spojrzenie, nieplanujące zaburzyć jej przestrzeni, a jednak dopatrujące się czy na twarzy kobiety nie maluje się złość. Przymrużone powieki dostrzegły więc dłoń, wskazującą miejsce obok siebie, a Olaf niespiesznie odwrócił głowę, krótko mierząc wzrokiem Villemo od czubka głowy, aż do wystającego spod jedwabnego szlafroka kolana, następnie zgodnie z jej gestem przechodząc do kanapy, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Siadając, rozpiął oczywiście guziki marynarki, lecz w jego ruchach nie było widać odpowiedniego rozluźnienia, a wręcz biznesową wyprostowaną pozycję, utrzymującą się w pewnej odległości od pięknej kobiety, która najpewniej pod tą jedną cienką warstwą materiału nie miała już nic. Choć pragnienia i żądze działały na każdego mężczyznę, również jego, przez lata nauczył się powstrzymywać własne zachcianki, skupiając w całości na pozyskaniu swojej najwierniejszej kochanki – złotej i lśniącej monety.
— Sekretarka wykrywająca aferę finansową, zanim tą wywęszyła prasa — uśmiechnął się pod nosem, kręcąc z politowaniem głową, lecz nie do Villemo, a na zwykłą naiwność klienta, opowiadającego swoje sekrety zabójczo pięknej kochance. Szkoda tylko, że ta wolała zapłatę od jego słodkich słówek. — Coś tu brzydko pachnie, nieprawdaż? — mrugnął do pracownicy, w głowie notując tę informację, na wypadek, gdyby trzeba było ją wykorzystać. To dzięki takim ludziom Besettelse było silne i nie zagrażał mu upadek, choć Olaf węszył go już niemal wszędzie. Odpowiednie łapówki, haki, wiadomości na temat galdrów bogatych i wpływowych, zezwalały na zabawę do białego rana. Ciekaw był zdania kobiety, podejrzewając od dawna, że w ślicznej główce kryje się coś więcej niż trzpiotka. Nie spojrzał wcześniej nawet na wypłatę która leżała teraz na jednym ze stolików. Ludzi nie darzył zaufaniem, ale owo udawał, aby zaufali mu. Myśl, że jest tam ktoś za rogiem, kto czai się na jego finanse, jego renomę i reputację, przytłaczał, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy to spokojnie białe mieszkanie na ostatnich piętrach kamienicy starego miasta, zamieszkiwała teraz jego była żona, spędzając sen z powiek.
— Czemu nie chciał więcej? — spytał, unosząc jedną z brwi do góry, świadom, że czasem klienci oczekiwali czegoś innego, a często, że bali się zdrady, lub nawet byli impotentami. W myśl swojego nastawienia jednak uważał, że z każdego da się wycisnąć więcej, zrobić coś znacznie mocniej.
Mimowolnie czuł słodki jej zapach, odrzucając go od siebie, aby skupić się jedynie na biznesie, o który przecież tutaj chodziło.
— Cieszę się, że wczoraj trafiłaś bezpiecznie do domu, wybacz mi, że nie mogłem ci dalej towarzyszyć — wspomniał na myśl o ich wczorajszym nieco niespodziewanym spotkaniu, kończącym się w zaspie śniegu przez jego nieostrożność. Oczywiście fakt ten założył, nie dostrzegając, aby Villemo miała rany. Zresztą, zjawiła się w pracy, a to oznaczało, że wszystko było w porządku. — Rozumiem, że spacer ku wodzie orzeźwił twoje myśli? — rozmowę mógłby skończyć teraz, lecz dzika myśl podpowiadała, że nie bez powodu zaprosiła go do siebie, zamiast rozkoszować się własnym spokojem.
Tace wypełnione owocami, herbatami i świeżą wodą z miętą i cytryną zdobiły pokoje, pozwalając na odpowiedni relaks każdej z jego dziewcząt i każdemu z chłopców, wszak to od wypoczęcia często zależała ich siła do gry, zabawy z klientem, a i w końcu wyzyskiwania finansowo jego kieszeni. Odsłonięta pospiesznie łydka, zaraz skryta przy zgiętym kolanie, którą dostrzegł ledwie w rogu zdobionego lustra, na przeciwległej do kanapy ścianie. Miał wrażenie, że zauważyła jego skryte spojrzenie, nieplanujące zaburzyć jej przestrzeni, a jednak dopatrujące się czy na twarzy kobiety nie maluje się złość. Przymrużone powieki dostrzegły więc dłoń, wskazującą miejsce obok siebie, a Olaf niespiesznie odwrócił głowę, krótko mierząc wzrokiem Villemo od czubka głowy, aż do wystającego spod jedwabnego szlafroka kolana, następnie zgodnie z jej gestem przechodząc do kanapy, wcześniej zamykając za sobą drzwi. Siadając, rozpiął oczywiście guziki marynarki, lecz w jego ruchach nie było widać odpowiedniego rozluźnienia, a wręcz biznesową wyprostowaną pozycję, utrzymującą się w pewnej odległości od pięknej kobiety, która najpewniej pod tą jedną cienką warstwą materiału nie miała już nic. Choć pragnienia i żądze działały na każdego mężczyznę, również jego, przez lata nauczył się powstrzymywać własne zachcianki, skupiając w całości na pozyskaniu swojej najwierniejszej kochanki – złotej i lśniącej monety.
— Sekretarka wykrywająca aferę finansową, zanim tą wywęszyła prasa — uśmiechnął się pod nosem, kręcąc z politowaniem głową, lecz nie do Villemo, a na zwykłą naiwność klienta, opowiadającego swoje sekrety zabójczo pięknej kochance. Szkoda tylko, że ta wolała zapłatę od jego słodkich słówek. — Coś tu brzydko pachnie, nieprawdaż? — mrugnął do pracownicy, w głowie notując tę informację, na wypadek, gdyby trzeba było ją wykorzystać. To dzięki takim ludziom Besettelse było silne i nie zagrażał mu upadek, choć Olaf węszył go już niemal wszędzie. Odpowiednie łapówki, haki, wiadomości na temat galdrów bogatych i wpływowych, zezwalały na zabawę do białego rana. Ciekaw był zdania kobiety, podejrzewając od dawna, że w ślicznej główce kryje się coś więcej niż trzpiotka. Nie spojrzał wcześniej nawet na wypłatę która leżała teraz na jednym ze stolików. Ludzi nie darzył zaufaniem, ale owo udawał, aby zaufali mu. Myśl, że jest tam ktoś za rogiem, kto czai się na jego finanse, jego renomę i reputację, przytłaczał, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy to spokojnie białe mieszkanie na ostatnich piętrach kamienicy starego miasta, zamieszkiwała teraz jego była żona, spędzając sen z powiek.
— Czemu nie chciał więcej? — spytał, unosząc jedną z brwi do góry, świadom, że czasem klienci oczekiwali czegoś innego, a często, że bali się zdrady, lub nawet byli impotentami. W myśl swojego nastawienia jednak uważał, że z każdego da się wycisnąć więcej, zrobić coś znacznie mocniej.
Mimowolnie czuł słodki jej zapach, odrzucając go od siebie, aby skupić się jedynie na biznesie, o który przecież tutaj chodziło.
— Cieszę się, że wczoraj trafiłaś bezpiecznie do domu, wybacz mi, że nie mogłem ci dalej towarzyszyć — wspomniał na myśl o ich wczorajszym nieco niespodziewanym spotkaniu, kończącym się w zaspie śniegu przez jego nieostrożność. Oczywiście fakt ten założył, nie dostrzegając, aby Villemo miała rany. Zresztą, zjawiła się w pracy, a to oznaczało, że wszystko było w porządku. — Rozumiem, że spacer ku wodzie orzeźwił twoje myśli? — rozmowę mógłby skończyć teraz, lecz dzika myśl podpowiadała, że nie bez powodu zaprosiła go do siebie, zamiast rozkoszować się własnym spokojem.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Z gramofonu sączyła się w tle muzyka, która towarzyszyła w życiu codziennym i zawodowym Villemo. Kiedy Olaf zasiadał na kanapie obok niej ale z zachowaniem odpowiedniego dystansu melodia zmieniła się na utwór “Heart ask for pleasure”. Niksa czekała aż mężczyzna usiądzie choć widziała, że nie miał zamiaru się rozluźnić pomimo tego, że obydwoje byli przecież po pracy. Widziała jak uważnie słucha tego co mu właśnie mówiła, jak zbiera i notuje w pamięci najważniejsze informacje, które w przyszłości mogą się okazać ważną kartą przetargową w relacjach biznesowych.
Nie kusiła i nie uwodziła, była teraz w stanie spoczynku i wytchnienia kiedy zmęczone ciało domagało się chwili odpoczynku. Mimo to nadal płynąca w niej krew przodkiń cały czas tworzyła aurę, która sprawiała, że nie można było obok Lilije przejść obojętnie. Uśmiechnęła się słysząc pytanie.
-Nazywa się Silije Larsen. - Powiedziała po chwili opuszczając spojrzenie na swoje kolano, które powoli zakryła połą szlafroka tym samym stając się kompletnie ubraną; w pewnym sensie. -Tak samo jak pewien bankier.
Sekretarki mało kiedy miały dostęp do finansów firmy, raczej orientowały się kto z kim ma romans, kto z kim spotyka się na lunchu oraz jaką kawę lubi najbardziej zastępca szefa. Sekretarka miała za zadanie posiadać, zdające się nic nie znaczące informacje o wszystkich ludziach w firmie. Zaskakujące było, że zaglądała do finansów firmy. Pan Eriksson jednak zdawał się ufać jej bezgranicznie i zlecać zadania, które zdecydowanie wykraczały poza ogólne obowiązki. -Zwykła sekretarka nie zajmuje się pieniędzmi, a tym bardziej tymi, którymi zarządzają dwaj dyrektorzy. - Poruszyła się nieznacznie poprawiając swoją pozycję, łabędź na szyi zalśnił w przytłumionym świetle garderoby. Każda drobna informacja mogła pomóc aby dowiedzieć się czegoś więcej, to była jedynie kwestia chęci i pieniędzy, a tych Olafowi nie brakowało. Prowadzenie takiego biznesu jak galeria wymagało niezwykłych umiejętności i sprawnego poruszania się po zasadach towarzyskich w jakich obracał się Olaf. Ten świat nie był też i jej obcy, taki bankiet chociażby wymagał od Villemo sporej wiedzy i umiejętności socjalnych by nie ośmieszyć swojego partnera.
-Potrzebował kogoś kto go wysłucha. Pocieszy i zapewni, że nie jest sam na tym świecie. - Odpowiedziała. Czasami nie oczekiwano cielesności a zwykłej obecności. -Z żoną żyją praktycznie osobno, każde zajęte swoimi sprawami. Dzieci już dorosły, wyszły z domu, nic ich nie łączy. To dzieci były spoiwem. - Odgarnęła jasny kosmyk włosów za ucho ukazując smukłą szyję.
-Nie chciałbyś mi towarzyszyć. - Odparła wspominając ich wczorajsze niespodziewane spotkanie. Potrzebowała połączyć się z wodą, stać się na chwilę łabędziem kiedy nikt nie obserwował. Przemiana zaś bywała bardzo bolesna, również dla patrzącego. W gramofonie znów melodia uległa zmianie na “Break your heart”, a niksa powoli i niespiesznie wstała ze swojego miejsca. Podeszła aby nalać dwie, wysokie szklanki wody, jedną z nich podała Olafowi i wróciła na wcześniej zajmowaną pozycję. Upiła łyk i ujęła szklankę w obydwie dłonie. -Oczyścił ciało i umysł, dziękuję. - Skinęła mu głową w podzięce, łabędź znów zalśnił. Na chwilę zapadło milczenie, a melodia z gramofonu stała się wyraźniejsza nie zagłuszana przez ich słowa. -Jutro mam spotkanie z Solbergiem, czy mam na coś szczególnie zwrócić uwagę?
Nie kusiła i nie uwodziła, była teraz w stanie spoczynku i wytchnienia kiedy zmęczone ciało domagało się chwili odpoczynku. Mimo to nadal płynąca w niej krew przodkiń cały czas tworzyła aurę, która sprawiała, że nie można było obok Lilije przejść obojętnie. Uśmiechnęła się słysząc pytanie.
-Nazywa się Silije Larsen. - Powiedziała po chwili opuszczając spojrzenie na swoje kolano, które powoli zakryła połą szlafroka tym samym stając się kompletnie ubraną; w pewnym sensie. -Tak samo jak pewien bankier.
Sekretarki mało kiedy miały dostęp do finansów firmy, raczej orientowały się kto z kim ma romans, kto z kim spotyka się na lunchu oraz jaką kawę lubi najbardziej zastępca szefa. Sekretarka miała za zadanie posiadać, zdające się nic nie znaczące informacje o wszystkich ludziach w firmie. Zaskakujące było, że zaglądała do finansów firmy. Pan Eriksson jednak zdawał się ufać jej bezgranicznie i zlecać zadania, które zdecydowanie wykraczały poza ogólne obowiązki. -Zwykła sekretarka nie zajmuje się pieniędzmi, a tym bardziej tymi, którymi zarządzają dwaj dyrektorzy. - Poruszyła się nieznacznie poprawiając swoją pozycję, łabędź na szyi zalśnił w przytłumionym świetle garderoby. Każda drobna informacja mogła pomóc aby dowiedzieć się czegoś więcej, to była jedynie kwestia chęci i pieniędzy, a tych Olafowi nie brakowało. Prowadzenie takiego biznesu jak galeria wymagało niezwykłych umiejętności i sprawnego poruszania się po zasadach towarzyskich w jakich obracał się Olaf. Ten świat nie był też i jej obcy, taki bankiet chociażby wymagał od Villemo sporej wiedzy i umiejętności socjalnych by nie ośmieszyć swojego partnera.
-Potrzebował kogoś kto go wysłucha. Pocieszy i zapewni, że nie jest sam na tym świecie. - Odpowiedziała. Czasami nie oczekiwano cielesności a zwykłej obecności. -Z żoną żyją praktycznie osobno, każde zajęte swoimi sprawami. Dzieci już dorosły, wyszły z domu, nic ich nie łączy. To dzieci były spoiwem. - Odgarnęła jasny kosmyk włosów za ucho ukazując smukłą szyję.
-Nie chciałbyś mi towarzyszyć. - Odparła wspominając ich wczorajsze niespodziewane spotkanie. Potrzebowała połączyć się z wodą, stać się na chwilę łabędziem kiedy nikt nie obserwował. Przemiana zaś bywała bardzo bolesna, również dla patrzącego. W gramofonie znów melodia uległa zmianie na “Break your heart”, a niksa powoli i niespiesznie wstała ze swojego miejsca. Podeszła aby nalać dwie, wysokie szklanki wody, jedną z nich podała Olafowi i wróciła na wcześniej zajmowaną pozycję. Upiła łyk i ujęła szklankę w obydwie dłonie. -Oczyścił ciało i umysł, dziękuję. - Skinęła mu głową w podzięce, łabędź znów zalśnił. Na chwilę zapadło milczenie, a melodia z gramofonu stała się wyraźniejsza nie zagłuszana przez ich słowa. -Jutro mam spotkanie z Solbergiem, czy mam na coś szczególnie zwrócić uwagę?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Uważnie słuchał co takiego ma do powiedzenia Villemo, bowiem jej słowa w tym konkretnym momencie były nie tylko informacją na temat jednego z klientów, którego złote monety przesypywały się stopniowo do sejfu Olafa Wahlberga, ale także rozpoznaniem jak dobrze kurtyzana jest w stanie słuchać oraz jakie wnioski wyciąga. Zapamiętywanie faktów leżało w ich obowiązkach, lecz kojarzenie ich ze sobą, roztropne dysponowanie zasłyszanymi tajemnicami, a w końcu ciągnięcie za język, tej sztuki najbardziej oczekiwał od swoich pracowników, bowiem to od ich efektów zależała przyszłość Besettelse. Wnioski, jakie nasuwały się po zasłyszeniu, ze to sekretarka zwęszyła aferę finansową, były stosunkowo proste. Miała dostęp do miejsc, do których przeciętna asystentka dyrektora dostępu nie miała. Kwestią nie były jednak sposoby, jakimi do tego doszła, bowiem te dla postronnego widza miały mniejsze znaczenie niż powody, którymi się nimi zainteresowała. Olaf spodziewałby się, że była tam podstawiona, lub przekupiona, bowiem podobne przekręty nie zdarzały się wybiórczo, wbrew pozorom, a własny umysł przesiąknięty poczuciem, że ktoś będzie chciał mu zaszkodzić, nakazywał myśleć podobnie. Z tego też powodu nigdy nie dopuszczał do własnych rozliczeń nikogo innego, przez co pracował czasem zbyt długo, co zdarzało się, że było mu już wypominane. Korzyści płynące z owego rozwiązania były jednak zbyt duże, a angażowanie jakiegokolwiek asystentka lub nawet pięknej asystentki w interesy mogły znacząco zaszkodzić galerii sztuki i galerii rozkoszy, która znajdowała się w jej podziemiach.
— Jak więc myślisz, czemu to ona wykryła oszustwo? — spytał wyraźnie zaciekawiony opinią Lilije, na moment wzrok zawieszając w drugim końcu garderoby, choć sam nie potrafił zdecydować się czy po to, aby odwrócić go od niej, czy aby lepiej skupić myśli, zapamiętując nazwisko sekretarki oraz kojarząc je z bankierem, o którym wspomniała.
Choć sam nie przepadał za towarzystwem kurtyzan, kiedyś lubując się w ich smaku, dziś będąc bardziej powściągliwym, wręcz odrzucony pewną lubieżnością, za którą sam im płacił i którą proponował niczym rasowy hipokryta, tak Villemo miała pewną przewagę, o której zresztą nie mówił głośno. Potrafiła myśleć. Nie była trzpiotką, idiotką gotową ładnie mrugać rzęsami i dyskutować o sztuce, a rozumną istotą wyciągającą wnioski. Krew płynąca w jej żyłach, którą dziedziczyła po swoich przodkiniach nie była zmorą, a przewagą. Sam Wahlberg był zresztą osobą wysoce tolerancyjną, dopóty dopóki oczywiście nikt spoza Besettelse o tym nie wiedział.
— Uważasz, że nie skorzystałby na dalszej części nocy spędzonej z tobą? Czy może nie zapewniłaś ku temu odpowiedniego nastroju? — uniósł wyżej brwi, ponownie wracając do twarzy kobiety. Nie był zawiedziony, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że ingerencja w przestrzeń klienta i mocniejszy nacisk by się opłacił. Równocześnie Olaf wiedział, że nie zawsze była ku temu sposobność, a czasem długoterminowe działanie miało więcej sensu i było w stanie przynieść wymierne korzyści w przyszłości. — Przemyśl to Lilije, to twój klient i jak zwykle, nie będę w to ingerował — uśmiechnął się krótko, bowiem obydwoje musieli zdawać sobie sprawę z tego, że te słowa były kłamstwem. Choć nigdy nie mówił wprost, tak oczekiwania były jasne, a podszepty i dobre rady często nosiły znamiona poleceń.
Z wdzięcznością odebrał od kobiety szklankę wody, upijając z niej łyk. — Którym Solbergiem? Tym Kruczym? — spytał, opierając się w końcu wygodnie na kanapie, bowiem, choć wciąż był spięty, tak w tym momencie najbardziej opłacalnym było jej słuchać, angażować się w rozmowę i w końcu, czerpać z niej wiadrami. Baczne piwne oczy spoglądały na kobietę, odpychając od siebie niepotrzebne teraz myśli o jej urodzie. To kwestia jej genów, a przynajmniej tak tłumaczył to sobie mężczyzna. Nieco zbyt przymrużone oczy nie zawiodły się widokiem pięknej kurtyzany, lecz woda smakowała jakoś zbyt prosto.
— Jak więc myślisz, czemu to ona wykryła oszustwo? — spytał wyraźnie zaciekawiony opinią Lilije, na moment wzrok zawieszając w drugim końcu garderoby, choć sam nie potrafił zdecydować się czy po to, aby odwrócić go od niej, czy aby lepiej skupić myśli, zapamiętując nazwisko sekretarki oraz kojarząc je z bankierem, o którym wspomniała.
Choć sam nie przepadał za towarzystwem kurtyzan, kiedyś lubując się w ich smaku, dziś będąc bardziej powściągliwym, wręcz odrzucony pewną lubieżnością, za którą sam im płacił i którą proponował niczym rasowy hipokryta, tak Villemo miała pewną przewagę, o której zresztą nie mówił głośno. Potrafiła myśleć. Nie była trzpiotką, idiotką gotową ładnie mrugać rzęsami i dyskutować o sztuce, a rozumną istotą wyciągającą wnioski. Krew płynąca w jej żyłach, którą dziedziczyła po swoich przodkiniach nie była zmorą, a przewagą. Sam Wahlberg był zresztą osobą wysoce tolerancyjną, dopóty dopóki oczywiście nikt spoza Besettelse o tym nie wiedział.
— Uważasz, że nie skorzystałby na dalszej części nocy spędzonej z tobą? Czy może nie zapewniłaś ku temu odpowiedniego nastroju? — uniósł wyżej brwi, ponownie wracając do twarzy kobiety. Nie był zawiedziony, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że ingerencja w przestrzeń klienta i mocniejszy nacisk by się opłacił. Równocześnie Olaf wiedział, że nie zawsze była ku temu sposobność, a czasem długoterminowe działanie miało więcej sensu i było w stanie przynieść wymierne korzyści w przyszłości. — Przemyśl to Lilije, to twój klient i jak zwykle, nie będę w to ingerował — uśmiechnął się krótko, bowiem obydwoje musieli zdawać sobie sprawę z tego, że te słowa były kłamstwem. Choć nigdy nie mówił wprost, tak oczekiwania były jasne, a podszepty i dobre rady często nosiły znamiona poleceń.
Z wdzięcznością odebrał od kobiety szklankę wody, upijając z niej łyk. — Którym Solbergiem? Tym Kruczym? — spytał, opierając się w końcu wygodnie na kanapie, bowiem, choć wciąż był spięty, tak w tym momencie najbardziej opłacalnym było jej słuchać, angażować się w rozmowę i w końcu, czerpać z niej wiadrami. Baczne piwne oczy spoglądały na kobietę, odpychając od siebie niepotrzebne teraz myśli o jej urodzie. To kwestia jej genów, a przynajmniej tak tłumaczył to sobie mężczyzna. Nieco zbyt przymrużone oczy nie zawiodły się widokiem pięknej kurtyzany, lecz woda smakowała jakoś zbyt prosto.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Pamiętała kiedy Olaf szkolił ją do pracy, kiedy tłumaczył jak ma prowadzić rozmowy, na co zwracać uwagę, a ona bardzo chciała aby był zadowolony z jej pracy. Nie była nazbyt gorliwą, ale też wiedziała jakie szanse daje galeria, jakie możliwości rozwoju, a ona nie chciała być tylko kurtyzaną. Mając świadomość co może czekać ją w przyszłości, nie miała zamiaru marnować danej szansy.
Stała się idealną towarzyszką bankietów. Kobietą, z którą każdy mógł się pojawić i nikt nigdy nie pomyślałby, że Villemo to kurtyzana, która skutecznie zbiera informacje, notuje plotki, a następnie przesiewa je przez sito prawdopodobieństwa oddzielając pył od prawdziwych diamentów. Olaf pytał, ale nie z czystej ciekawości, pytał bo potrzebował twardych faktów, potrzebował wiedzy, nie domysłów, informacji nie plotek. Oczekiwał, że jego pracownica mu je poda. Najlepiej na złotej tacy.
-Przychodzą mi na myśl trzy rozwiązania. - Odparła swobodnie, ale nie przekraczając granicy, umownej, niewidocznej ale wyraźnie wyczuwalnej. Olaf nadal siedział sztywno jak na zebraniu biznesowym. Poniekąd ta rozmowa nim była, choć strój Villemo trochę od standardów odbiegał. Choć gdyby się nad tym zastanowić, wcale nie do końca. Była w miejscu pracy, gdzie to co miała na sobie, było elementem jej dress codu. -Po pierwsze, jest podstawiona. Od samego początku jej zadaniem było sprawdzanie finansów firmy. Tylko dla kogo? Dla kogoś z zewnątrz? Dla konkurencji, której celem było upokorzenie firmy pana Erikssona? Czy może to on sam ją podstawił? Zdaje się jej ufać bardzo mocno. Opcja druga, została przekupiona, tylko znów… w jakim celu? Konkurencja? - Pokręciła głową, a łabędź zamienił się delikatnie w świetle, a zapach paczuli uniósł się w powietrze. Skrzypce z gramofonu dodawały dramatyzmowi całej tej rozmowie kiedy niksa upiła łyk wody i snuła dalej swoje rozważania. -Z tego co wyniosłam z rozmowy, to sądzę, że kobieta ta była w jakimś układzie z dyrektorami. Być może odpalali jej odpowiedni procent za ukrywanie pewnych informacji? Może była wspólnikiem w zbrodni, ale coś w pewnym momencie nie wyszło. O coś się pokłócili. Zatarła za sobą ślady i doniosła na wspólników, ale w takim razie musi mieć niezłe plecy nie bojąc się takiego ruchu. - Na malinowych ustach krążył niewinny uśmiech, ale czaiło się za nim coś niebezpiecznego.-Albo jest to przykrywka do jeszcze większego przekrętu, ale tu może działać już moja wyobraźnia. - Wiedziała, że potrzebuje jeszcze jednego wieczoru z klientem aby dowiedzieć się czegoś więcej. Ewidentnie w domu nie było nikogo, kto by go wysłuchał, z kim mógłby podzielić się swoimi troskami. Pytanie Olafa podszyte dobrą radą sugerowało wiele. Niksa uśmiechnęła się nieznacznie doskonale rozumiejąc słowa jakie właśnie padły.
-Jestem przekonana, że potrzebuje on jeszcze jednego wieczoru. - Odpowiedziała wskazując, że wie co robi i trzyma puls na dłoni. Taki klient jak Eriksson nie mógł być zmuszony. Zresztą do galerii przyszedł z polecenia innego stałego bywalca i na początku nie był przekonany. -Nie. Tym drugim, co posiada faktorie tkanin. - Zbieżność nazwisk czasami była trudna i męcząca, ale dobrze się poruszali wśród klientów. Strażnicy Kruczej Straży zbyt często do niej nie trafiali. Praktycznie nigdy. Gustowali w innych dziewczynach, jakby wyczuwają w Lilije pewną dzikość, z którą mieli do czynienia w trakcie pracy. Zakręciła leniwie szklanką wody ukazując jasną skórę nadgarstka. Szare spojrzenie spotkało się z ciemno brązowym.
Stała się idealną towarzyszką bankietów. Kobietą, z którą każdy mógł się pojawić i nikt nigdy nie pomyślałby, że Villemo to kurtyzana, która skutecznie zbiera informacje, notuje plotki, a następnie przesiewa je przez sito prawdopodobieństwa oddzielając pył od prawdziwych diamentów. Olaf pytał, ale nie z czystej ciekawości, pytał bo potrzebował twardych faktów, potrzebował wiedzy, nie domysłów, informacji nie plotek. Oczekiwał, że jego pracownica mu je poda. Najlepiej na złotej tacy.
-Przychodzą mi na myśl trzy rozwiązania. - Odparła swobodnie, ale nie przekraczając granicy, umownej, niewidocznej ale wyraźnie wyczuwalnej. Olaf nadal siedział sztywno jak na zebraniu biznesowym. Poniekąd ta rozmowa nim była, choć strój Villemo trochę od standardów odbiegał. Choć gdyby się nad tym zastanowić, wcale nie do końca. Była w miejscu pracy, gdzie to co miała na sobie, było elementem jej dress codu. -Po pierwsze, jest podstawiona. Od samego początku jej zadaniem było sprawdzanie finansów firmy. Tylko dla kogo? Dla kogoś z zewnątrz? Dla konkurencji, której celem było upokorzenie firmy pana Erikssona? Czy może to on sam ją podstawił? Zdaje się jej ufać bardzo mocno. Opcja druga, została przekupiona, tylko znów… w jakim celu? Konkurencja? - Pokręciła głową, a łabędź zamienił się delikatnie w świetle, a zapach paczuli uniósł się w powietrze. Skrzypce z gramofonu dodawały dramatyzmowi całej tej rozmowie kiedy niksa upiła łyk wody i snuła dalej swoje rozważania. -Z tego co wyniosłam z rozmowy, to sądzę, że kobieta ta była w jakimś układzie z dyrektorami. Być może odpalali jej odpowiedni procent za ukrywanie pewnych informacji? Może była wspólnikiem w zbrodni, ale coś w pewnym momencie nie wyszło. O coś się pokłócili. Zatarła za sobą ślady i doniosła na wspólników, ale w takim razie musi mieć niezłe plecy nie bojąc się takiego ruchu. - Na malinowych ustach krążył niewinny uśmiech, ale czaiło się za nim coś niebezpiecznego.-Albo jest to przykrywka do jeszcze większego przekrętu, ale tu może działać już moja wyobraźnia. - Wiedziała, że potrzebuje jeszcze jednego wieczoru z klientem aby dowiedzieć się czegoś więcej. Ewidentnie w domu nie było nikogo, kto by go wysłuchał, z kim mógłby podzielić się swoimi troskami. Pytanie Olafa podszyte dobrą radą sugerowało wiele. Niksa uśmiechnęła się nieznacznie doskonale rozumiejąc słowa jakie właśnie padły.
-Jestem przekonana, że potrzebuje on jeszcze jednego wieczoru. - Odpowiedziała wskazując, że wie co robi i trzyma puls na dłoni. Taki klient jak Eriksson nie mógł być zmuszony. Zresztą do galerii przyszedł z polecenia innego stałego bywalca i na początku nie był przekonany. -Nie. Tym drugim, co posiada faktorie tkanin. - Zbieżność nazwisk czasami była trudna i męcząca, ale dobrze się poruszali wśród klientów. Strażnicy Kruczej Straży zbyt często do niej nie trafiali. Praktycznie nigdy. Gustowali w innych dziewczynach, jakby wyczuwają w Lilije pewną dzikość, z którą mieli do czynienia w trakcie pracy. Zakręciła leniwie szklanką wody ukazując jasną skórę nadgarstka. Szare spojrzenie spotkało się z ciemno brązowym.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Nie pałał współczuciem do aktorki, której niegdyś wróżono karierę, a dziś była jedną z kurtyzan, damą Besettelse. W Wahlbergu ciężko było szukać empatii względem ckliwych historii, każdy jakąś miał, a te w przypadku zarobku, jaki chylił się ku niemu z pomocą tych dziewcząt, nie miały znaczenia. Do Villemo odczuwał jednak coś na pozór sympatii, co wynikało z faktu, że kobieta miała mózg, z którego potrafiła korzystać. Daleko jej było do trzpiotki obwieszczającej swoje przybycie drobnymi dzwoneczkami, do słodkiej idiotki, która nie znała swojej roli w zamkniętej bogackiej społeczności. Olafa nie interesowało jednak, jak mocno Holmsen wiąże koniec z końcem, w galerii dostawała wszystko, co było jej potrzebne do pracy, wraz z bezpieczeństwem, którego często odmówić można było przybytkom o znacznie gorszej renomie i reputacji niż ten. Aktorki były doskonałymi kurtyzanami oczywiście dlatego, że potrafiły przekonać klienta do swoich racji, ale także ze względu na znajomość sztuki, która w tym wypadku była wymagana. Dziewczęta musiały wiedzieć, z kim obcują i o czym chcieli rozmawiać adorujący ich mężczyźni. Upojne noce były tak naprawdę podsumowaniem całego procesu, często o dziwo równie rozkosznym dla obydwu stron, a przynajmniej tak dopowiadał sobie Olaf, tłumacząc przed sobą fakt, że potrafi wykorzystywać tych ludzi. Nie, żeby kiedyś go to bolało.
Wiedza Lilije była nie tylko wystarczająca, ale nawet imponująca. Sposób, w jaki pozyskiwała informacje i plotki dawał wiele do myślenia, choć w dokładnie sposoby Wahlberg nie wnikał, pozwalając jej działać. Gdy słuchał więc opinii damy o powodach, dla których sekretarka wykryła poważną aferę finansową, kiwał ze spokojem głową, zgadzając się właściwie z każdym scenariuszem.
— Jestem z ciebie wyjątkowo dumny — powiedział w końcu, zmiękczając głos. Nie należał do osób wciąż karcących, był dżentelmenem, który z szacunkiem odnosił się do każdego człowieka, a jednak groźba, jaka czasem tkwiła w końcu gardła, jasno sugerowała, że lepiej jest nie wchodzić z nim w niepotrzebne konflikty. — Skłaniałbym się ku opcji drugiej. Myślę, że Silije Larsen to jej prawdziwe nazwisko i ktoś zapłacił potężną sumkę, aby przekazała odpowiednie dokumenty. Sekretarki nie wykrywają afer, rzadko kiedy zajmują się czymś więcej niż obiegiem korespondencji, często nie zdając sobie sprawy, jak owa jest cenna — tłumaczył swój punkt widzenia, równocześnie być może dając kobiecie znać, dlaczego on sam nie miał ani sekretarki, ani asystenta, jedynie pojedynczych pomocników, którzy zajmowali się tylko parterem galerii, nigdy podziemiem. Zwyczajnie im nie ufał. — Kobieta zdołała jednak albo wywnioskować co wynosi, albo dostała taką informację na tacy... Może z sympatii wyjawiła ją Erikssonowi? — wbrew pozorom nie był to wcale taki nieprawdopodobny scenariusz, nawet jeśli wcześniej została przekupiona. Młode dzierlatki często ruszało sumienie, z czego korzystali mężczyźni tacy jak Wahlberg. — Jak wygląda ta dziewczyna? Widziałaś zdjęcie, albo ją samą na żywo? — spytał w końcu, gdy zaczął obstawiać wręcz w ciemno, że właściciel firmy do młodziutkiej sekretarki czuje więcej niż zawodową sympatię.
Noc z klientem była najbardziej opłacalną częścią precedensu, który tu prowadzili, a jednak ten wycofał się, odprowadzając blondynkę ledwie pod drzwi galerii i nie pragnąc więcej. Olaf bacznie obserwował jak Villemo tłumaczy się z tego faktu, stwierdzając, że potrzebuje jeszcze jednej nocy. — Rób to co uznasz za słuszne — odpowiedział w końcu, prowizorycznie tylko obdarzając ją zaufaniem.
— Achh — uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie o kliencie, który z usług Besettelse korzystał dopiero od niedawna, godząc się w końcu z własnymi pragnieniami. — To człowiek, który ma wiele obowiązków i odpowiedzialności w pracy, woli, aby ktoś ją z niego zdejmował — ledwie jeden kącik ust poszedł w górę. — Przygotuj się na przejęcie pełni kontroli, gdy nikt nie będzie na was spoglądał. Resztę rozpoznasz sama po jego jękach — spojrzał jeszcze na odsłonięty nadgarstek dłoni trzymającej szklankę krystalicznej wody. Sam westchnął nieco głębiej, po raz kolejny mamiony w tak nieznaczny sposób wdziękami kobiety, która przecież była dla niego ledwie zarobkiem, pięknym produktem na sklepowej ladzie, sztuką do sprzedania.
— Doskonale wiesz jak działać Lilije, jesteś jedną z najlepszych — prostując plecy, gdy spoglądał w jej szare oczy, połasił się o komplement, wyjątkowo zresztą szczery. Następnie dopił resztkę wody ze szklanki, a nachylając się nieco nad ciałem kurtyzany, aby móc odstawić ją na pobliski stolik, w płuca wciągnął jeszcze mamiący krótki zapach. Krew jej przodkini była wyraźna w każdym centymetrze skóry, której nie musnął, odpowiednio odsuwając się, choć czując zbliżające się ciepło.
Wiedza Lilije była nie tylko wystarczająca, ale nawet imponująca. Sposób, w jaki pozyskiwała informacje i plotki dawał wiele do myślenia, choć w dokładnie sposoby Wahlberg nie wnikał, pozwalając jej działać. Gdy słuchał więc opinii damy o powodach, dla których sekretarka wykryła poważną aferę finansową, kiwał ze spokojem głową, zgadzając się właściwie z każdym scenariuszem.
— Jestem z ciebie wyjątkowo dumny — powiedział w końcu, zmiękczając głos. Nie należał do osób wciąż karcących, był dżentelmenem, który z szacunkiem odnosił się do każdego człowieka, a jednak groźba, jaka czasem tkwiła w końcu gardła, jasno sugerowała, że lepiej jest nie wchodzić z nim w niepotrzebne konflikty. — Skłaniałbym się ku opcji drugiej. Myślę, że Silije Larsen to jej prawdziwe nazwisko i ktoś zapłacił potężną sumkę, aby przekazała odpowiednie dokumenty. Sekretarki nie wykrywają afer, rzadko kiedy zajmują się czymś więcej niż obiegiem korespondencji, często nie zdając sobie sprawy, jak owa jest cenna — tłumaczył swój punkt widzenia, równocześnie być może dając kobiecie znać, dlaczego on sam nie miał ani sekretarki, ani asystenta, jedynie pojedynczych pomocników, którzy zajmowali się tylko parterem galerii, nigdy podziemiem. Zwyczajnie im nie ufał. — Kobieta zdołała jednak albo wywnioskować co wynosi, albo dostała taką informację na tacy... Może z sympatii wyjawiła ją Erikssonowi? — wbrew pozorom nie był to wcale taki nieprawdopodobny scenariusz, nawet jeśli wcześniej została przekupiona. Młode dzierlatki często ruszało sumienie, z czego korzystali mężczyźni tacy jak Wahlberg. — Jak wygląda ta dziewczyna? Widziałaś zdjęcie, albo ją samą na żywo? — spytał w końcu, gdy zaczął obstawiać wręcz w ciemno, że właściciel firmy do młodziutkiej sekretarki czuje więcej niż zawodową sympatię.
Noc z klientem była najbardziej opłacalną częścią precedensu, który tu prowadzili, a jednak ten wycofał się, odprowadzając blondynkę ledwie pod drzwi galerii i nie pragnąc więcej. Olaf bacznie obserwował jak Villemo tłumaczy się z tego faktu, stwierdzając, że potrzebuje jeszcze jednej nocy. — Rób to co uznasz za słuszne — odpowiedział w końcu, prowizorycznie tylko obdarzając ją zaufaniem.
— Achh — uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie o kliencie, który z usług Besettelse korzystał dopiero od niedawna, godząc się w końcu z własnymi pragnieniami. — To człowiek, który ma wiele obowiązków i odpowiedzialności w pracy, woli, aby ktoś ją z niego zdejmował — ledwie jeden kącik ust poszedł w górę. — Przygotuj się na przejęcie pełni kontroli, gdy nikt nie będzie na was spoglądał. Resztę rozpoznasz sama po jego jękach — spojrzał jeszcze na odsłonięty nadgarstek dłoni trzymającej szklankę krystalicznej wody. Sam westchnął nieco głębiej, po raz kolejny mamiony w tak nieznaczny sposób wdziękami kobiety, która przecież była dla niego ledwie zarobkiem, pięknym produktem na sklepowej ladzie, sztuką do sprzedania.
— Doskonale wiesz jak działać Lilije, jesteś jedną z najlepszych — prostując plecy, gdy spoglądał w jej szare oczy, połasił się o komplement, wyjątkowo zresztą szczery. Następnie dopił resztkę wody ze szklanki, a nachylając się nieco nad ciałem kurtyzany, aby móc odstawić ją na pobliski stolik, w płuca wciągnął jeszcze mamiący krótki zapach. Krew jej przodkini była wyraźna w każdym centymetrze skóry, której nie musnął, odpowiednio odsuwając się, choć czując zbliżające się ciepło.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:26
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
O właścicielu galerii krążyło wiele plotek, sporo z nich znała i mogła sypać nimi z rękawa. Wiedziała jak gromadzić informacje więc takie również do niej trafiały, a ona je pieczołowicie kolekcjonowała by następnie porównywać z rzeczywistością. Olaf nie był osobą agresywną wobec swoich pracownic. Wykazywał się zrozumieniem i spokojem, lecz pod warunkiem, że dziewczęta były uczciwe wobec niego. Onieśmielał ją na początku, sprawiał, że nie starała się nie rzucać w oczy ale z czasem zrozumiała, że jako nieśmiała i zastraszona niksa niczego nie zyska i nie zostanie dostrzeżona. To siła charakteru i przebojowość sprawiała, że Olaf zaczynał dostrzegać potencjał w danej pracownicy pozwalając jej coraz śmielej rozwijać skrzydła i swoje umiejętności pod jego protekcją.
Słowa uznania przyjęła z pełnym wdzięczności i jakże ujmującym uśmiechem. Takie momenty należało pielęgnować i zbierać niczym figurki lub znaczki w klaserze. Jednocześnie nie lubił jak przekraczały pewne granice, choć to też zależało… a Villemo parę razy przechodziła przez wyznaczoną linię. Tylko na chwilę, ocierając się o możliwe niezadowolenie, a jednak nie bała się tego, wręcz powodowało to mały dreszcz ciekawości i podniecenia.
-Sekretarka z rozumem by przeglądała dokumenty, patrzyła na to co trzyma w dłoniach. Masz jednak rację, że mało która to robi. - Nie wiedziała dlaczego, przecież to nawet czysta ludzka ciekawość sprawia, że zaglądamy do czegoś co zwykle jest zakazane albo nosi znamiona bardzo intrygującej wiedzy. Nie groziło jej zostanie sekretarką ani tym bardziej asystentką, choć posiadanie cwanej pomocnicy w firmie wielu z nich mogłoby wyjść to na lepsze. Przyjrzała się uważnie Olafowi. -Z sympatii? - Z tonu jej wypowiedzi łatwo było wywnioskować, że nie jest przekonana do takiego rozwiązania. Pokręciła głową nieznacznie, a na złotych puklach zagrały światła garderoby. -Nie miałam okazji. Z tego co o niej mówił, ma ledwo dwadzieścia dwa lata. -Wsunęła stopy bardziej pod siebie czując chłód jakie zaczynał dotyka skóry, którą nie chroniło nic poza cienkim materiałem szlafroka. Wyczuwała podskórnie, że Olaf nie jest przekonany do jej tłumaczenia, ale nie chciała drążyć bardziej tematu wiedząc, że tylko się pogrąży, a nie wzbudzi zaufania u szefa. Chciała aby Olaf widział w niej jedną z lepszych pracownic, na którym zawsze może polegać. Wiązało się to ze zwiększoną pracą oraz bardziej intensywną, ale to jej nie przeszkadzało jeżeli zaś mogło podnieść szanse na awans.
Ceniła sobie kiedy Olaf opowiadał jej o klientach by wiedziała na co się nastawić lub przygotować na spotkanie z nim. Po malinowych ustach przebiegł drapieżny uśmiech słysząc o preferencjach jutrzejszego klienta. Wyciągnęła się nieznacznie na kanapie, a gdy uniosła dłonie ku górze materiał zsunął się na dół ukazując jasność skóry i smukłość ramion kurtyzany. Nie miała w zwyczaju uwodzić czy też kusić Olafa, bo przecież nie korzystał już ze swoich dziewczyn, ale nie oznaczało to, że od czasu do czasu nie należało mu przypomnieć co posiada na swojej wystawie. Nachylając się w jej stronę podążyła wzrokiem oraz głową za nim czując zapach wody kolońskiej oraz przyjemne ciepło bijące od ciała. -Dziękuję. - Wymruczała kiedy był najbliżej patrząc na niego srebrem spojrzenia.
Słowa uznania przyjęła z pełnym wdzięczności i jakże ujmującym uśmiechem. Takie momenty należało pielęgnować i zbierać niczym figurki lub znaczki w klaserze. Jednocześnie nie lubił jak przekraczały pewne granice, choć to też zależało… a Villemo parę razy przechodziła przez wyznaczoną linię. Tylko na chwilę, ocierając się o możliwe niezadowolenie, a jednak nie bała się tego, wręcz powodowało to mały dreszcz ciekawości i podniecenia.
-Sekretarka z rozumem by przeglądała dokumenty, patrzyła na to co trzyma w dłoniach. Masz jednak rację, że mało która to robi. - Nie wiedziała dlaczego, przecież to nawet czysta ludzka ciekawość sprawia, że zaglądamy do czegoś co zwykle jest zakazane albo nosi znamiona bardzo intrygującej wiedzy. Nie groziło jej zostanie sekretarką ani tym bardziej asystentką, choć posiadanie cwanej pomocnicy w firmie wielu z nich mogłoby wyjść to na lepsze. Przyjrzała się uważnie Olafowi. -Z sympatii? - Z tonu jej wypowiedzi łatwo było wywnioskować, że nie jest przekonana do takiego rozwiązania. Pokręciła głową nieznacznie, a na złotych puklach zagrały światła garderoby. -Nie miałam okazji. Z tego co o niej mówił, ma ledwo dwadzieścia dwa lata. -Wsunęła stopy bardziej pod siebie czując chłód jakie zaczynał dotyka skóry, którą nie chroniło nic poza cienkim materiałem szlafroka. Wyczuwała podskórnie, że Olaf nie jest przekonany do jej tłumaczenia, ale nie chciała drążyć bardziej tematu wiedząc, że tylko się pogrąży, a nie wzbudzi zaufania u szefa. Chciała aby Olaf widział w niej jedną z lepszych pracownic, na którym zawsze może polegać. Wiązało się to ze zwiększoną pracą oraz bardziej intensywną, ale to jej nie przeszkadzało jeżeli zaś mogło podnieść szanse na awans.
Ceniła sobie kiedy Olaf opowiadał jej o klientach by wiedziała na co się nastawić lub przygotować na spotkanie z nim. Po malinowych ustach przebiegł drapieżny uśmiech słysząc o preferencjach jutrzejszego klienta. Wyciągnęła się nieznacznie na kanapie, a gdy uniosła dłonie ku górze materiał zsunął się na dół ukazując jasność skóry i smukłość ramion kurtyzany. Nie miała w zwyczaju uwodzić czy też kusić Olafa, bo przecież nie korzystał już ze swoich dziewczyn, ale nie oznaczało to, że od czasu do czasu nie należało mu przypomnieć co posiada na swojej wystawie. Nachylając się w jej stronę podążyła wzrokiem oraz głową za nim czując zapach wody kolońskiej oraz przyjemne ciepło bijące od ciała. -Dziękuję. - Wymruczała kiedy był najbliżej patrząc na niego srebrem spojrzenia.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
Uśmiech kobiet takich jak ona, które porcelanowymi policzkami i ustami muśniętymi szminką w kolorze malin, mamiły najtęższe męskie umysły, pozostawał w pamięci Wahlberga, również wtedy, gdy w spokoju przeglądał księgi rachunkowe w swoim gabinecie, rozkoszując się gorącym herbacianym naparem. Jej pochodzenie i krew przodkiń płynąca w żyłach dostatecznie mocno wpływała na percepcję jej osoby. Sam Olaf nie angażował się w politykę, przemieszczając tam, gdzie akurat wiał wiatr, aby w jego podziemiach mogły bawić się wszystkie strony barykady. Prywatnie zaś odznaczał się głęboką tolerancją dla każdej krwi, etymologii i natury, wykluczając z tego zacnego grona osoby, których reputacja w magicznej Skandynawii pozostawiała wiele do życzenia. Zatrudniając w swoich piwnicach Niksę, liczył się z tym, że klienci będą lgnęli do jej namiętnego spojrzenia i rozkosznych słówek, jak i również, że jego ten czar nie ominie. Pilnował się więc na tyle, o ile był w stanie, aby własne pragnienia nie podążyły dalej. Od wielu lat spraw zawodowych nie łączył z osobistymi, a jednak widok ich wdzięczności budował i tak rozbujane już ego.
— Bo rzadko która sekretarka w ogóle ma rozum, o ile nie jest tam jedynie przejściowo, w głębszym celu — odpowiedział, nie powstrzymując się od bagatelizującego tę rolę komentarza, choć owy nie dotyczył kobiet jako płci, a jedynie trzpiotek, które, jak wszyscy doskonale wiedzieli, miały służyć dyrektorom za ozdobę i asystę, nieużytecznego członka organizacji. Dlatego też sam takich nie zatrudniał, nie ufał ludziom ani trochę, zbyt pogrążony w przeświadczeniu, że zaraz pomiędzy jego barkami wyląduje nóż. — Możesz uznać, że szufladkuję ich relację, ale zaufaj mi, widziałem to już nie raz. Stary samotny człowiek, wyjątkowo uczuciowy, który pragnie jedynie zrozumienia i odprowadza cię pod drzwi galerii, zamiast skorzystać z tego, że możesz dać mu rozkosz. Zapewne pragnie zrozumienia i miłości, ciepła, którego nie daje mu żona. Mogę założyć się, że trochę mu ją przypominasz. Wiek się zgadza, pewnie jej włosy też mają barwę zboża, a oczy przypominają popiół — krótka ochota, aby pomknąć dłonią ku jej twarzy, odgarnąć z niej złote pasma i odsłonić rumiany policzek, musiała zostać powstrzymana, bowiem ona była kurtyzaną, a on jej właścicielem. — Jak niemożliwym wydaje ci się, że zapałał do niej uczuciem? To dobry człowiek, potrzebuje tylko zrozumienia — powiedział, a głos miał miękki, współczujący wręcz, choć było to oczywiste kłamstwo, gdyż jedyne co się liczyło to jego złote runiczne talary przesypywane do kieszeni Wahlberga. — Może nawet jej o tym powiedział, a ona odrzuciła jego zaloty? To dwudziestodwulatka, Lilije. Dwudziestodwulatki nie odkrywają afer finansowych, a są jedynie pionkami w grze, nie zdziwię się, jeśli ona jest kierowana przez jego konkurencję, która już wie o owych przekrętach. Nie zdziwię się też, jeśli ruszyło już sumienie i wyjawiła informację Erikssonowi, bo co innego miała mu dać? Przecież nie swoją miłość — była to rzecz jasna jedynie teoria, która miała okazać się prawdą lub nie, w przeciągu zapewne tygodni. Rzecz jasna Olaf spodziewał się, że prasa nie dowie się o tym zamieszaniu, a wszystko zostanie zamiecione pod dywan, ale wiedział o tym on. To miało wystarczyć. — Kropla drąży skałę. Ty jesteś tajfunem, a on ledwie gejzerytem... — skomplementował jeszcze kobietę, nim nachylił się, momentalnie żałując i nie żałując równocześnie, gdy jej słowa mruczane czymś na rodzaj cichego jęku, albo tak zdawało się jedynie właścicielowi galerii, kruszącego własny mur pod naporem jej uroku, trafiły do jego ucha. Sam powietrze wciągnął nieco głębiej, dostarczając umysłowi jedynej pożywki, jakiej teraz potrzebował. Woni Niksy.
— Czemu wróciłaś do galerii, a nie prosto do domu? — spytał, ponownie odsuwając się na bezpieczną odległość, usiłując zmienić temat, aby przypadkiem nie pogrążyć się w jej aurze i nie zanurzyć w niej do reszty. Spojrzenia nie potrafił jednak powstrzymać, bowiem to pomknęło w dół od smukłej szyi, nieokrytej szlafrokiem, poprzez jego poły skrzętnie skrywające miękkie i jędrne ciało młodego dziewczęcia. Dostrzegał krzywizny sylwetki, które wyginały się w świetle odbijanym przez jedwab, skupiał się już tylko na nich, być może zbyt długo o sekundę lub dwie, wzrok trzymając w okolicy jej talii i piersi, zaraz potem wracając znów do stalowego spojrzenia. Jego twarzy nie zdobił uśmiech, była kamienna i niewzruszona, choć w oczach dostrzec mogła ognik pragnienia.
— Bo rzadko która sekretarka w ogóle ma rozum, o ile nie jest tam jedynie przejściowo, w głębszym celu — odpowiedział, nie powstrzymując się od bagatelizującego tę rolę komentarza, choć owy nie dotyczył kobiet jako płci, a jedynie trzpiotek, które, jak wszyscy doskonale wiedzieli, miały służyć dyrektorom za ozdobę i asystę, nieużytecznego członka organizacji. Dlatego też sam takich nie zatrudniał, nie ufał ludziom ani trochę, zbyt pogrążony w przeświadczeniu, że zaraz pomiędzy jego barkami wyląduje nóż. — Możesz uznać, że szufladkuję ich relację, ale zaufaj mi, widziałem to już nie raz. Stary samotny człowiek, wyjątkowo uczuciowy, który pragnie jedynie zrozumienia i odprowadza cię pod drzwi galerii, zamiast skorzystać z tego, że możesz dać mu rozkosz. Zapewne pragnie zrozumienia i miłości, ciepła, którego nie daje mu żona. Mogę założyć się, że trochę mu ją przypominasz. Wiek się zgadza, pewnie jej włosy też mają barwę zboża, a oczy przypominają popiół — krótka ochota, aby pomknąć dłonią ku jej twarzy, odgarnąć z niej złote pasma i odsłonić rumiany policzek, musiała zostać powstrzymana, bowiem ona była kurtyzaną, a on jej właścicielem. — Jak niemożliwym wydaje ci się, że zapałał do niej uczuciem? To dobry człowiek, potrzebuje tylko zrozumienia — powiedział, a głos miał miękki, współczujący wręcz, choć było to oczywiste kłamstwo, gdyż jedyne co się liczyło to jego złote runiczne talary przesypywane do kieszeni Wahlberga. — Może nawet jej o tym powiedział, a ona odrzuciła jego zaloty? To dwudziestodwulatka, Lilije. Dwudziestodwulatki nie odkrywają afer finansowych, a są jedynie pionkami w grze, nie zdziwię się, jeśli ona jest kierowana przez jego konkurencję, która już wie o owych przekrętach. Nie zdziwię się też, jeśli ruszyło już sumienie i wyjawiła informację Erikssonowi, bo co innego miała mu dać? Przecież nie swoją miłość — była to rzecz jasna jedynie teoria, która miała okazać się prawdą lub nie, w przeciągu zapewne tygodni. Rzecz jasna Olaf spodziewał się, że prasa nie dowie się o tym zamieszaniu, a wszystko zostanie zamiecione pod dywan, ale wiedział o tym on. To miało wystarczyć. — Kropla drąży skałę. Ty jesteś tajfunem, a on ledwie gejzerytem... — skomplementował jeszcze kobietę, nim nachylił się, momentalnie żałując i nie żałując równocześnie, gdy jej słowa mruczane czymś na rodzaj cichego jęku, albo tak zdawało się jedynie właścicielowi galerii, kruszącego własny mur pod naporem jej uroku, trafiły do jego ucha. Sam powietrze wciągnął nieco głębiej, dostarczając umysłowi jedynej pożywki, jakiej teraz potrzebował. Woni Niksy.
— Czemu wróciłaś do galerii, a nie prosto do domu? — spytał, ponownie odsuwając się na bezpieczną odległość, usiłując zmienić temat, aby przypadkiem nie pogrążyć się w jej aurze i nie zanurzyć w niej do reszty. Spojrzenia nie potrafił jednak powstrzymać, bowiem to pomknęło w dół od smukłej szyi, nieokrytej szlafrokiem, poprzez jego poły skrzętnie skrywające miękkie i jędrne ciało młodego dziewczęcia. Dostrzegał krzywizny sylwetki, które wyginały się w świetle odbijanym przez jedwab, skupiał się już tylko na nich, być może zbyt długo o sekundę lub dwie, wzrok trzymając w okolicy jej talii i piersi, zaraz potem wracając znów do stalowego spojrzenia. Jego twarzy nie zdobił uśmiech, była kamienna i niewzruszona, choć w oczach dostrzec mogła ognik pragnienia.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Słowa miały moc.
Układały się w zdania, a te w całe frazy i dialogi, których łaknęła równie mocno jak wody. Czas spędzony w obecności właściciela galerii sprawiał, że czuła się lepsza. Jej ego było łaskotane niczym płatek ucha miękkim piórkiem. Nieco figlarnie, a jednak serce zaczyna bić szybciej. Otrzymawszy chwilę atencji napawała się chwilą czerpiąc z niej całymi garściami. Obserwując zachowanie mężczyzny dostrzegała te drobne drgania płatka nosa, widzia iskry w oczach, które tak bardzo lubiła krzesać, słyszała głębszy wdech gdy docierał do niego jej zapach; krew zaszumiała w uszach. Była niksą, powinna przywyknąć do tego, a jednak za każdym razem przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa było sygnałem, że jej się udało i wyczekiwała tego momentu niecierpliwie.
-Jest ich wielu wśród klientów. - Odpowiedział obracając głowę w stronę jednego z luster w pomieszczeniu. Patrzyła na złote pukle miękko opadające na ramiona i plecy, na swoje szare tęczówki, które raz były niczym płynne srebro, innym razem jak chłodna stal, teraz przypominały zimowy poranek, kiedy mgła otula jeszcze ziemię przed świtaniem. Drganie, ledwo widoczne mięśni ramienia. Nigdy jej nie dotknął. Trzymał zawsze dystans, tak jak teraz, mijając się z nią o milimetry, ledwo otarcie.
Olaf Wahlberg mógł być aktorem na scenie i każdego by oszukał. Potrafił mamić głosem, zachęcać spojrzeniem oraz gestem. Doskonale wiedział co zrobić by osiągnąć cel jaki sobie założył, który widział przed sobą. Nawet współczucie było odpowiednią grą, byle wskazać główny cel rozmowy i nadać jej kierunek. -Może miała uwieść, uśpić czujność, sprawić, że nie zobaczy nic poza nią. Ulegnie, a konkurencja w tym czasie zrobi swoje. - Dodała od siebie słuchając uważnie teorii galdra, analizując każde słowo i sugestię jak relacja mogła wyglądać. Istniała spora szansa, że przyjdzie dzień kiedy Lilije usłyszy całą historię od klienta, a potem on zapadnie w słodkim oddaniu w jej ramionach. Ukoi jego nerwy, dając mu chwilę zapomnienia, sprawi, że na sekretarkę nigdy już nie spojrzy. Ileż to kobiet oskarżało kurtyzanę o rozpad jej związku. Lilije nigdy do tego nie nakłaniała, ona dawała to, czego potrzebowali. Była fantazją, spełnieniem i potrzebą.
Każdego.
Czuła spokój i bezpieczeństwo w murach galerii, w garderobie gdzie teraz siedzieli. Nie musiała się z niczym spieszyć, ciesząc się chwilą dla siebie, dopieszczając ciało oraz umysł. To były narzędzia jej pracy, to dzięki nim Olaf liczył kolejne przychody w swojej księgowości.
Pytanie padło. Bardzo niebezpieczne, bo równie niebezpieczna mogła być odpowiedź. Taka, która wciągnie, omami i da obietnicę wrażeń; te zaś Lilije potrafiła spełniać. Tańczyła na nitce pajęczyny, delikatnej i kruchej, a jednak na tyle silnej by złapać ofiarę i ją otulić ciasnym kokonem.
-Czyż nie stworzyłeś tutaj enklawy? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie poruszając się lekko na kanapie. Materiał delikatnie się przesunął pogłębiając dekolt kobiety. Nie uszło jej uwadze to spojrzenie, które wręcz paliło i drażniło powodując mrowienie. Za maską poważnej i skupionej twarzy skrywała się gorąca krew i pożądania. Czasami wystarczył lekki podmuch aby je rozpalić niczym ognisko, a czasami należało delikatnie podsycać ledwo tlący się żar. -Pragnęłam relaksu, spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Czuję się tu… jak u siebie.
Odważne słowa wypowiedziane cicho, aksamitnie pomiędzy złudnie bezpieczną odległością.
Układały się w zdania, a te w całe frazy i dialogi, których łaknęła równie mocno jak wody. Czas spędzony w obecności właściciela galerii sprawiał, że czuła się lepsza. Jej ego było łaskotane niczym płatek ucha miękkim piórkiem. Nieco figlarnie, a jednak serce zaczyna bić szybciej. Otrzymawszy chwilę atencji napawała się chwilą czerpiąc z niej całymi garściami. Obserwując zachowanie mężczyzny dostrzegała te drobne drgania płatka nosa, widzia iskry w oczach, które tak bardzo lubiła krzesać, słyszała głębszy wdech gdy docierał do niego jej zapach; krew zaszumiała w uszach. Była niksą, powinna przywyknąć do tego, a jednak za każdym razem przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa było sygnałem, że jej się udało i wyczekiwała tego momentu niecierpliwie.
-Jest ich wielu wśród klientów. - Odpowiedział obracając głowę w stronę jednego z luster w pomieszczeniu. Patrzyła na złote pukle miękko opadające na ramiona i plecy, na swoje szare tęczówki, które raz były niczym płynne srebro, innym razem jak chłodna stal, teraz przypominały zimowy poranek, kiedy mgła otula jeszcze ziemię przed świtaniem. Drganie, ledwo widoczne mięśni ramienia. Nigdy jej nie dotknął. Trzymał zawsze dystans, tak jak teraz, mijając się z nią o milimetry, ledwo otarcie.
Olaf Wahlberg mógł być aktorem na scenie i każdego by oszukał. Potrafił mamić głosem, zachęcać spojrzeniem oraz gestem. Doskonale wiedział co zrobić by osiągnąć cel jaki sobie założył, który widział przed sobą. Nawet współczucie było odpowiednią grą, byle wskazać główny cel rozmowy i nadać jej kierunek. -Może miała uwieść, uśpić czujność, sprawić, że nie zobaczy nic poza nią. Ulegnie, a konkurencja w tym czasie zrobi swoje. - Dodała od siebie słuchając uważnie teorii galdra, analizując każde słowo i sugestię jak relacja mogła wyglądać. Istniała spora szansa, że przyjdzie dzień kiedy Lilije usłyszy całą historię od klienta, a potem on zapadnie w słodkim oddaniu w jej ramionach. Ukoi jego nerwy, dając mu chwilę zapomnienia, sprawi, że na sekretarkę nigdy już nie spojrzy. Ileż to kobiet oskarżało kurtyzanę o rozpad jej związku. Lilije nigdy do tego nie nakłaniała, ona dawała to, czego potrzebowali. Była fantazją, spełnieniem i potrzebą.
Każdego.
Czuła spokój i bezpieczeństwo w murach galerii, w garderobie gdzie teraz siedzieli. Nie musiała się z niczym spieszyć, ciesząc się chwilą dla siebie, dopieszczając ciało oraz umysł. To były narzędzia jej pracy, to dzięki nim Olaf liczył kolejne przychody w swojej księgowości.
Pytanie padło. Bardzo niebezpieczne, bo równie niebezpieczna mogła być odpowiedź. Taka, która wciągnie, omami i da obietnicę wrażeń; te zaś Lilije potrafiła spełniać. Tańczyła na nitce pajęczyny, delikatnej i kruchej, a jednak na tyle silnej by złapać ofiarę i ją otulić ciasnym kokonem.
-Czyż nie stworzyłeś tutaj enklawy? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie poruszając się lekko na kanapie. Materiał delikatnie się przesunął pogłębiając dekolt kobiety. Nie uszło jej uwadze to spojrzenie, które wręcz paliło i drażniło powodując mrowienie. Za maską poważnej i skupionej twarzy skrywała się gorąca krew i pożądania. Czasami wystarczył lekki podmuch aby je rozpalić niczym ognisko, a czasami należało delikatnie podsycać ledwo tlący się żar. -Pragnęłam relaksu, spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Czuję się tu… jak u siebie.
Odważne słowa wypowiedziane cicho, aksamitnie pomiędzy złudnie bezpieczną odległością.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
W jasno określony dla siebie samego sposób, drobiazgowo kreował swoje kwiaty, diamenty i zwierzątka, trzymane w podziemiach Besettelse, choć przecież nie wbrew ich woli. Każda kobieta i każdy mężczyzna pragnął tu być, dziękowali właścicielowi za szansę, którą on łaskawie na nich sprowadza, zapewniając bezpieczeństwo i możliwości rozwoju, rzecz jasna przy okazji wyciskając ich ciała do cna, pobierając każdą złotą monetę na własne konto, szczycąc się zyskiem, którym niechętnie się dzielił. Egoistyczna potrzeba posiadania nie tylko galerii, ale i ich wszystkich, trzymania w garści każdej postaci wypełniającej jej wnętrza, wliczając w to Villemo. Coś w kobiecie nie pozwalało przejść obok niej obojętnie, a chociaż Olaf lata temu postanowił i przysiągł sobie, że narzędzia jego sukcesu pozostaną tylko narzędziami, nie zabawkami, a relacje, jakie pomiędzy nimi utrzyma, będą obejmowały tylko i wyłącznie poziom zawodowy, tak woń nęcąca umysł, wkręcająca się przez nozdrza wprost w głowę, jakby przypomnieć mu chciała, że jest jedynie mężczyzną, a największą jego słabością jest wrażliwość na piękno. Poetyckie słowa, teatralne gesty, czułe komplementy zawsze prawdziwe, choć dobrane z należytą starannością i odpowiednio wyważone, stanowiły o jego osobie, skrupulatnie wyliczającej każdą złotą monetę. Wiedział przecież, co robi, nie bez powodu Besettelse zmiotło konkurencję, stając się mekką rozkoszy.
— Zapewne tak właśnie było. Dla nas najważniejsze jest wyciągnięcie z tej historii lekcji i zapamiętanie konsekwencji, jakie spotkają pana Erikssona. Daj mu ukojenie w tych trudnych dniach, na pewno go potrzebuje — nie szeptał, choć głos wyraźnie miał spokojny, grający z wszechobecną ciszą przerywaną jedynie cieknącą z gramofonu melodią, nadającą chwili błogi nastrój. Krótkie odprężenia, blask przygaszonego światła odbijający się od nawilżonej skóry dziewczyny, złote pukle włosów nawet w widoku swym miękkie jak aksamit, to wszystko czyniły atmosferę natarczywie i uderzająco kłopotliwą, choć przecież ani Olaf, ani Villemo nie mieli w sobie na tyle wstydu, aby się jej obawiać.
— Czujesz się tu bezpieczniej i bardziej u siebie niż we własnym mieszkaniu? — na krótko zmarszczył brwi, nie uznając tego za oczywisty komplement dla tego przybytku, lecz informację, którą musiał odpowiednio przeanalizować. Szczególnie istotną była kwestia bezpieczeństwa, o której wspomniała. Wahlberg rzadko kiedy wnikał w prywatne potrzeby i życia kurtyzan, tak długo jak słuchały się jego wytycznych. Lilije była doskonałą wizytówką Besettelse, jej wdzięki i słowa, zaangażowanie w rozwój tego miejsca, miał się wkrótce opłacić, w końcu właściciel galerii potrafił wynagradzać swoich podopiecznych, jeśli tylko miał pewność co do ich intencji. Kobiecie nie ufał, bowiem nie ufał nikomu na tyle, aby móc pozostać szczerym. Bez wątpienia jednak była jego ulubienicą, choć wymagał i oczekiwał wiele, tak ona spełniała wymagania.
— Czego ci potrzeba, Villemo? — rzadko kiedy do kobiety w murach tego miejsca zwracał się jej prawdziwym imieniem, znacznie częściej korzystając ze scenicznego pseudonimu. Jej aura nie pozostawała niezauważona, a milimetry, które pokonywało ciało Olafa, niebezpiecznie zbliżając się do niej, wyraźnie na to wskazywały. Krew przodkiń była w niej widoczna, zaś męskie porządnie widoczne było w Wahlbergu. Powstrzymywał się, na tyle o ile był w stanie, a jednak teraz w tym konkretnym momencie pragnął spełnić jej zachciankę, po raz kolejny udowadniając kobiecie, że to miejsce i jej przywiązanie do niego winno być jej przeznaczeniem, niechwilową zachcianką. Nie przypadkiem, nie nieostrożnie, a z premedytacją palcem ledwie musnął fragment jedwabnego szlafroka gdzieś przy udzie dziewczyny, zaraz potem znów unosząc na nią wzrok i odrywając dotyk, orientując się, że owy ruch nie był w pełni kontrolowany przez zmęczony umysł.
— Zapewne tak właśnie było. Dla nas najważniejsze jest wyciągnięcie z tej historii lekcji i zapamiętanie konsekwencji, jakie spotkają pana Erikssona. Daj mu ukojenie w tych trudnych dniach, na pewno go potrzebuje — nie szeptał, choć głos wyraźnie miał spokojny, grający z wszechobecną ciszą przerywaną jedynie cieknącą z gramofonu melodią, nadającą chwili błogi nastrój. Krótkie odprężenia, blask przygaszonego światła odbijający się od nawilżonej skóry dziewczyny, złote pukle włosów nawet w widoku swym miękkie jak aksamit, to wszystko czyniły atmosferę natarczywie i uderzająco kłopotliwą, choć przecież ani Olaf, ani Villemo nie mieli w sobie na tyle wstydu, aby się jej obawiać.
— Czujesz się tu bezpieczniej i bardziej u siebie niż we własnym mieszkaniu? — na krótko zmarszczył brwi, nie uznając tego za oczywisty komplement dla tego przybytku, lecz informację, którą musiał odpowiednio przeanalizować. Szczególnie istotną była kwestia bezpieczeństwa, o której wspomniała. Wahlberg rzadko kiedy wnikał w prywatne potrzeby i życia kurtyzan, tak długo jak słuchały się jego wytycznych. Lilije była doskonałą wizytówką Besettelse, jej wdzięki i słowa, zaangażowanie w rozwój tego miejsca, miał się wkrótce opłacić, w końcu właściciel galerii potrafił wynagradzać swoich podopiecznych, jeśli tylko miał pewność co do ich intencji. Kobiecie nie ufał, bowiem nie ufał nikomu na tyle, aby móc pozostać szczerym. Bez wątpienia jednak była jego ulubienicą, choć wymagał i oczekiwał wiele, tak ona spełniała wymagania.
— Czego ci potrzeba, Villemo? — rzadko kiedy do kobiety w murach tego miejsca zwracał się jej prawdziwym imieniem, znacznie częściej korzystając ze scenicznego pseudonimu. Jej aura nie pozostawała niezauważona, a milimetry, które pokonywało ciało Olafa, niebezpiecznie zbliżając się do niej, wyraźnie na to wskazywały. Krew przodkiń była w niej widoczna, zaś męskie porządnie widoczne było w Wahlbergu. Powstrzymywał się, na tyle o ile był w stanie, a jednak teraz w tym konkretnym momencie pragnął spełnić jej zachciankę, po raz kolejny udowadniając kobiecie, że to miejsce i jej przywiązanie do niego winno być jej przeznaczeniem, niechwilową zachcianką. Nie przypadkiem, nie nieostrożnie, a z premedytacją palcem ledwie musnął fragment jedwabnego szlafroka gdzieś przy udzie dziewczyny, zaraz potem znów unosząc na nią wzrok i odrywając dotyk, orientując się, że owy ruch nie był w pełni kontrolowany przez zmęczony umysł.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Czysty biznes, nic więcej. Ona była narzędziem, on właścicielem całej skrzyni pełnej figurek. Wiedział, którą podstawić jakiemu klientowi i rzadko kiedy się mylił w swoich kalkulacjach. Zachowując pełen profesjonalizm, nakładając maskę obojętności pozostawał nadal mężczyzną, który dostrzegał urodę pracownic. Osobiście przeprowadzał z nimi rozmowy i oceniał przydatność w murach galerii. Reszta zależała od nich. Mało która odchodziła bo było jej źle, gdy opuszczały mury to aby rozpocząć kolejną karierę, spełniać inne marzenia. Dla niejednej galeria była startem. Dla niej była ratunkiem przed upadkiem. Jakże ironiczne.
Światło grało na jego twarzy, drgało delikatnie w rytm cicho sączącej się melodii z gramofonu. Na udzieloną radę skinęła głową, wiedząc, że takie jest jej zadanie.
Była iluzją.
Była marzeniem sennym.
Ulotna niczym pyłek tańczyła na granicy pragnień i pożądania. Stanowiła obraz wielu fantazji, a jej trochę przewrotna natura czerpała z tego przyjemność. Sam akt w prywatnych pokojach był zwieńczeniem i to dla klienta. Gdy przychodził świt ona znikała niczym delikatna mgła i mogli wrócić następnej nocy by znów spróbować pochwycić ją gołymi rękoma. Zawsze wierzyli, że im się uda.
Drgnęła nieznacznie słysząc zadane pytanie. Spojrzenie, analizuje każdy jej ruch. Olaf właśnie dokonywał rachunku w głowie, łączył słowa nie skupiając się na pochwale jaka padła z jej malinowych ust, na których zatańczył delikatny uśmiech. Dostrzegała troskę choć nie wyrażał jej wprost. Zawsze starając się chronić miejsce i jego pracowników, z pobudek czysto biznesowych nie zaś sentymentalnych. Miało to jednak przełożenie na jakość tego miejsca i jako pracownica nie powinna oczekiwać niczego innego.
Gdy poruszał się nieznacznie, ona również powoli przechylała się skracając dystans. Drażniła, zwodziła i sprawdzała. Ryzykowała wiele, ale czymże by było życie, gdyby nie próbowała dotykać cienkich nitek granicy, której żadne nie powinno przekraczać.
Napięcie rosło, powietrze zgęstniało od oddechów i zapachu świec.
Villemo - imię kurtyzany zawibrowało w pomieszczeniu niebezpiecznie i kusząco. Nie wypowiadał imion zbyt często; oznaczało, że to dostrzega więcej niż tylko narzędzie, które wyciska co do każdej monety. Muśnięcie palca na materiale szlafroka, bliskość drugiej osoby, na wyciągnięcie dłoni. Jej aura nie była mu obojętna i mogła pławić się w dumie oraz swojej zuchwałości, dostrzegła zmęczenie w spojrzeniu. Nachyliła się w stronę Olafa, przekraczając granicę, a ciepły oddech musnął jego policzek gdy wypowiedziała miękko kolejne słowa.
-Jesteś zmęczony. - Przymknęła lekko powieki czując z bliska bijące ciepło ciała zmieszane z dobrej jakości męskimi perfumami. -Powinieneś odpocząć.
Palce dłoni delikatnie, ledwo wyczuwalnie musnęły jego ramię, gdy na powrót się odsuwała się na wcześniejszą pozycję.
Światło grało na jego twarzy, drgało delikatnie w rytm cicho sączącej się melodii z gramofonu. Na udzieloną radę skinęła głową, wiedząc, że takie jest jej zadanie.
Była iluzją.
Była marzeniem sennym.
Ulotna niczym pyłek tańczyła na granicy pragnień i pożądania. Stanowiła obraz wielu fantazji, a jej trochę przewrotna natura czerpała z tego przyjemność. Sam akt w prywatnych pokojach był zwieńczeniem i to dla klienta. Gdy przychodził świt ona znikała niczym delikatna mgła i mogli wrócić następnej nocy by znów spróbować pochwycić ją gołymi rękoma. Zawsze wierzyli, że im się uda.
Drgnęła nieznacznie słysząc zadane pytanie. Spojrzenie, analizuje każdy jej ruch. Olaf właśnie dokonywał rachunku w głowie, łączył słowa nie skupiając się na pochwale jaka padła z jej malinowych ust, na których zatańczył delikatny uśmiech. Dostrzegała troskę choć nie wyrażał jej wprost. Zawsze starając się chronić miejsce i jego pracowników, z pobudek czysto biznesowych nie zaś sentymentalnych. Miało to jednak przełożenie na jakość tego miejsca i jako pracownica nie powinna oczekiwać niczego innego.
Gdy poruszał się nieznacznie, ona również powoli przechylała się skracając dystans. Drażniła, zwodziła i sprawdzała. Ryzykowała wiele, ale czymże by było życie, gdyby nie próbowała dotykać cienkich nitek granicy, której żadne nie powinno przekraczać.
Napięcie rosło, powietrze zgęstniało od oddechów i zapachu świec.
Villemo - imię kurtyzany zawibrowało w pomieszczeniu niebezpiecznie i kusząco. Nie wypowiadał imion zbyt często; oznaczało, że to dostrzega więcej niż tylko narzędzie, które wyciska co do każdej monety. Muśnięcie palca na materiale szlafroka, bliskość drugiej osoby, na wyciągnięcie dłoni. Jej aura nie była mu obojętna i mogła pławić się w dumie oraz swojej zuchwałości, dostrzegła zmęczenie w spojrzeniu. Nachyliła się w stronę Olafa, przekraczając granicę, a ciepły oddech musnął jego policzek gdy wypowiedziała miękko kolejne słowa.
-Jesteś zmęczony. - Przymknęła lekko powieki czując z bliska bijące ciepło ciała zmieszane z dobrej jakości męskimi perfumami. -Powinieneś odpocząć.
Palce dłoni delikatnie, ledwo wyczuwalnie musnęły jego ramię, gdy na powrót się odsuwała się na wcześniejszą pozycję.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
Choć nie odpowiedziała na pytanie, tak nie miał tego za złe, momentalnie puszczając ten fakt w niepamięć, zbyt otumaniony lecącą w tle muzyką i słodkim zapachem Niksy. Zatrudnianie i otaczanie się kobietami o takiej krwi było szczególnie ryzykowne dla człowieka, który podatny był na ich wdzięki, lecz Olaf świadom był, że przecież najwięcej mógł zarobić właśnie na niej, na jej słodkim ciele, którego pragnęli najbardziej dystyngowani klienci i na iluzji którą wokół siebie tworzyła, sprawiając, że świat nagle wydawał się prosty, a wszelkie problemy odchodziły w niepamięć. Łapał się na tym, wytrącając z umysłu resztki podobnych pragnień, które nienazwane wciąż wbijały się w głowę, sugerując, że może warto jest się im poddać, lecz przecież nie mógł. Obiecał sobie, że nie będzie ruszał własnych dziewczyn, nie zatrze cienkiej granicy pomiędzy pracą a romansem, nie pozwoli sobie, aby którejkolwiek z nich wydawało się, że może więcej niż inne, tylko dlatego, że odpowiednio zdobyła sobie własnymi wdziękami uwagę właściciela Besettelse. Troska, jaką okazywał kobiecie, wynikała z pragnienia, aby wszystkie one były bezpieczne w tych murach, choć oczywiście cel był jasny, miały przynosić zyski i chcieć tu zostać, nic więcej.
Ryzykowała, musiała o tym wiedzieć. Z każdym pokonanym centymetrem, gdy gładka twarz zbliżała się do jego, nie pamiętał już nawet, że sam ledwie jednym palcem muskał jedwab otulającego jej uda szlafroka, tak jakby świat przestawał istnieć. Legendy nie kłamały, historie o tych istotach były prawdą, a teraz krew odpływała z głowy, buzując w gdzieś pomiędzy żebrami a kośćmi biodrowymi. Byłby gotów odepchnąć ją, odstawić na bok i nie pozwolić, aby go mamiła, bo przecież wiedział, co czyni, sam ją do tego przygotowywał, a jednak nie potrafił.
Miała rację. Był zbyt zmęczony, powinien odpocząć.
Przymknął więc oczy, pozwalając sobie na krótkie odprężenie. To tylko sekunda, czym była w ogromie chwili? Nim obejrzał się, jej już nie było. W mężczyźnie narosło coś na pozór wściekłości, zawiedzenia lub nawet zdrady, gdy niewypowiedziane obietnice padające z jej ust, sugerujące relaks, potrafiła tak łatwo zniweczyć, odchodząc na kilkanaście centymetrów.
Dość tego.
Własną dłoń skierował na jej kark, zaciskając weń palce, lecz nie nazbyt mocno, nie niszczył przecież swoich własności, a potem bez słowa przysunął ją na powrót do siebie, nakazując spojrzeniom się krzyżować. Zdecydowany ruch był zbyt banalny, musiała wiedzieć, że granica została przekroczona, a jej urok, którym próbowała go omotać wokół własnego palca, działał nad wyraz doskonale.
— Nie chcę odpoczywać — wyszeptał. — Chcę tonąć — aura Niksy go pochłonęła, nie widział dla siebie ratunku, nie myślał trzeźwo, nie planował, nie kalkulował, nie liczyło się już nic, jak tylko to, aby wypełnić nakreśloną przez nią żądze. Sumienie walczyło, organizm bił się sam ze sobą, gdy bogowie jedni wiedzieli, że sprowadzając na świat krew taką, jaka płynęła w jej żyłach, mężczyzn czynili słabymi i posłusznymi.
Ryzykowała, musiała o tym wiedzieć. Z każdym pokonanym centymetrem, gdy gładka twarz zbliżała się do jego, nie pamiętał już nawet, że sam ledwie jednym palcem muskał jedwab otulającego jej uda szlafroka, tak jakby świat przestawał istnieć. Legendy nie kłamały, historie o tych istotach były prawdą, a teraz krew odpływała z głowy, buzując w gdzieś pomiędzy żebrami a kośćmi biodrowymi. Byłby gotów odepchnąć ją, odstawić na bok i nie pozwolić, aby go mamiła, bo przecież wiedział, co czyni, sam ją do tego przygotowywał, a jednak nie potrafił.
Miała rację. Był zbyt zmęczony, powinien odpocząć.
Przymknął więc oczy, pozwalając sobie na krótkie odprężenie. To tylko sekunda, czym była w ogromie chwili? Nim obejrzał się, jej już nie było. W mężczyźnie narosło coś na pozór wściekłości, zawiedzenia lub nawet zdrady, gdy niewypowiedziane obietnice padające z jej ust, sugerujące relaks, potrafiła tak łatwo zniweczyć, odchodząc na kilkanaście centymetrów.
Dość tego.
Własną dłoń skierował na jej kark, zaciskając weń palce, lecz nie nazbyt mocno, nie niszczył przecież swoich własności, a potem bez słowa przysunął ją na powrót do siebie, nakazując spojrzeniom się krzyżować. Zdecydowany ruch był zbyt banalny, musiała wiedzieć, że granica została przekroczona, a jej urok, którym próbowała go omotać wokół własnego palca, działał nad wyraz doskonale.
— Nie chcę odpoczywać — wyszeptał. — Chcę tonąć — aura Niksy go pochłonęła, nie widział dla siebie ratunku, nie myślał trzeźwo, nie planował, nie kalkulował, nie liczyło się już nic, jak tylko to, aby wypełnić nakreśloną przez nią żądze. Sumienie walczyło, organizm bił się sam ze sobą, gdy bogowie jedni wiedzieli, że sprowadzając na świat krew taką, jaka płynęła w jej żyłach, mężczyzn czynili słabymi i posłusznymi.
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:27
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Świat zamknął się, kurcząc do tego jednego pomieszczenia, drgających płomyków świec, cichej melodii z gramofonu i srebrnych tęczówek. Nic innego nie było ważne, poza kanapą na której siedzieli i pragnieniu jakie zawisło w powietrzu niczym samospełniająca się przepowiednia.
Pozwalając by krew przodkiń odezwała się w jej ciele wypłynęła na niebezpieczne wody, tak bardzo kuszące, że nie mogła odmówić zanurzenia się w nich po pas. Tańczyła na falach niczym na deskach teatru uwodząc ruchem i spojrzeniem.
Granica została przekroczona, a odwrót pozostawiając żal i pustkę wypali dziurę frustracji. Ucieczka była wykluczona, ale przecież nikt nie chciał uciekać.
Powoli, otaczając mężczyznę zapachem skóry i melodią głosu kruszyła mur jaki wokół siebie zbudował. Otwierała zawiasy ciężkich bram i wdzierała się do środka.
Była własnością mężczyzny, jej ciało było narzędziem, ale nie była bezwolną porcelanową figurką, która schodziła z wystawy kiedy nakazał. Dawno nauczył ją, że powinna brać sytuacje we własne ręce. Podjęła tą, która mogła wiele zmienić. Zatrudnił niksę, wiedział jaka krew w niej płynie i że pewnego dnia może przyjdzie mu się z nią zmierzyć.
Wieczór ten nadszedł, gdy kuszące ciało kurtyzany skryte było jedynie za jedwabnym materiałem szlafroka. Tak niewiele, a tak dużo jednocześnie.
Mocniejszy uścisk na karku zatrzymał ją w połowie ruchu, szare spojrzenie stało się uważne i czujne. Chwila zawahania czy przeliczyła swoje zdolności czy właśnie popełniła strategiczny błąd.
Zapatrzyła się w ciemną toń Olafa kiedy przysunął ją bliżej, a z ust padły słowa, które szarość zmieniły w płynne srebro.
Pozwalając by krew przodkiń odezwała się w jej ciele wypłynęła na niebezpieczne wody, tak bardzo kuszące, że nie mogła odmówić zanurzenia się w nich po pas. Tańczyła na falach niczym na deskach teatru uwodząc ruchem i spojrzeniem.
Granica została przekroczona, a odwrót pozostawiając żal i pustkę wypali dziurę frustracji. Ucieczka była wykluczona, ale przecież nikt nie chciał uciekać.
Powoli, otaczając mężczyznę zapachem skóry i melodią głosu kruszyła mur jaki wokół siebie zbudował. Otwierała zawiasy ciężkich bram i wdzierała się do środka.
Była własnością mężczyzny, jej ciało było narzędziem, ale nie była bezwolną porcelanową figurką, która schodziła z wystawy kiedy nakazał. Dawno nauczył ją, że powinna brać sytuacje we własne ręce. Podjęła tą, która mogła wiele zmienić. Zatrudnił niksę, wiedział jaka krew w niej płynie i że pewnego dnia może przyjdzie mu się z nią zmierzyć.
Wieczór ten nadszedł, gdy kuszące ciało kurtyzany skryte było jedynie za jedwabnym materiałem szlafroka. Tak niewiele, a tak dużo jednocześnie.
Mocniejszy uścisk na karku zatrzymał ją w połowie ruchu, szare spojrzenie stało się uważne i czujne. Chwila zawahania czy przeliczyła swoje zdolności czy właśnie popełniła strategiczny błąd.
Zapatrzyła się w ciemną toń Olafa kiedy przysunął ją bliżej, a z ust padły słowa, które szarość zmieniły w płynne srebro.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 14:28
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 15:40
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 15:41
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 15:41
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Villemo Holmsen
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 15:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Bezimienny
Re: 04.12.2000 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Sro 29 Lis - 15:42
Chociaż świadom własnego charakteru pozostawał idealnym aktorem, intrygantem i egocentrykiem, który najwięcej uciechy odnajdywał głaszcząc swoją oligarską sierść, tak łamanie przyrzeczonego zwłaszcza sobie słowa pozostawało daleko poza normą dla Olafa Wahlberga. Nie była to kwestia braku chęci do spełniania żądz, pragnień i rozkoszowania się rozpustnością wieczornych chwil, a pewny konwenans, który przyjął sobie, aby kwestia najważniejsza, to jest zarabianie na ich ciałach kolejnego złota, nie mieszała się z prywatnymi potrzebami. Dzisiaj tabu zostało przełamane, a w garderobach podziemi Besettelse zjawił się sekret równie znaczący dla ich właściciela co sam fakt, że takowe istniały. Podciągając eleganckie spodnie, odsuwając się na metr w tył, aby odetchnąć i pozwolić mięśniom nóg przestać drgać pod wpływem spazmu, spoglądał już tylko na kobietę, która przed paroma chwilami, zanim dostał to, czego sobie zażyczył, odchodziła w tył, aby nalać mu szklankę zwykłej krystalicznej wody. Nie odezwał się, bo choć nie był zdezorientowany, tak zmęczony umysł szargał kolejne nici, kompletnie przestawiając niespisany nigdzie układ, jaki łączył damy galerii z nim samym. Nie podjąłby tego działania, gdyby nie gorąca krew Niksy płynąca w żyłach Lilije, którą dziś zapragnęła wykorzystać przy jego osobie, choć czy świadomie? Na moment zmrużył oczy, zadając sobie w myślach to pytanie, gdy ta wracała ze szklanką otrzeźwienia, lecz nie sięgnął po nią, przedłużając ten moment, jakby wahał się, czy powinien, choć ledwo przed paroma minutami sięgał po samą kobietę i każdy jej wdzięk.
Dziwka miała na niego haczyk.
— Jeśli ktoś się o tym dowie, ktokolwiek choćby będzie snuć podejrzenia — mówił spokojnie, choć namiętność dominującego kochanka była teraz gnieciona przez niego pod butem, niczym wyrwana ze stustronicowego scenariusza kartka, w barytonie jego głosu odznaczała się groźba — twoje życie diametralnie się zmieni — i tyle wystarczyło, nie potrzebował dodawać choćby jednego zdania. Oczywiste było, że nie na lepsze. Villemo była mądrą kobietą, która doskonale wiedziała, jak odnaleźć sobie miejsce w nieprzychylnych warunkach, natomiast Olaf był groźnym mężczyzną z odpowiednimi kontaktami i wyświechtaną moralnością. Potencjalna prowokacja miałaby oczywiste zakończenie, podobnie drastyczne, jak jakakolwiek kariera byłej aktorki.
Zaraz potem jednak gdy z cichego głosu opadła pogróżka, uśmiechnął się łagodnie, mrużąc oczy w zadowoleniu dla jej usług, a następnie palcami pogłaskał rozgrzany dziewczęcy policzek, jakby chciał upewnić się w realności podlotka. Drinka wypije potem i tak musiał zjawić się jeszcze u starej przyjaciółki. Chwili brak było romantyczności, co najwyżej kruche zadowolenie, proste do rozbicia z każdym nieostrożnym ruchem.
A potem, gdy w końcu odebrał od niej wodę, upijając ledwie dwa łyki, by odstawić szklankę tam, gdzie przed chwilą spoczywało jej nagie ciało, poprawił pogiętą koszulę, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki, aby wyciągnąć z niej dwa papierosy, jednego z nich samodzielnie wtykając pomiędzy słodkie wargi kurtyzany, które opacznie musnął jeszcze kciukiem, by zaraz potem odpalić tytoniową pożywkę i zwyczajnie wyjść, bez pożegnania i bez podziękowania.
Za co miałby dziękować?
Była jego.
Villemo i Bezimienny z tematu
Dziwka miała na niego haczyk.
— Jeśli ktoś się o tym dowie, ktokolwiek choćby będzie snuć podejrzenia — mówił spokojnie, choć namiętność dominującego kochanka była teraz gnieciona przez niego pod butem, niczym wyrwana ze stustronicowego scenariusza kartka, w barytonie jego głosu odznaczała się groźba — twoje życie diametralnie się zmieni — i tyle wystarczyło, nie potrzebował dodawać choćby jednego zdania. Oczywiste było, że nie na lepsze. Villemo była mądrą kobietą, która doskonale wiedziała, jak odnaleźć sobie miejsce w nieprzychylnych warunkach, natomiast Olaf był groźnym mężczyzną z odpowiednimi kontaktami i wyświechtaną moralnością. Potencjalna prowokacja miałaby oczywiste zakończenie, podobnie drastyczne, jak jakakolwiek kariera byłej aktorki.
Zaraz potem jednak gdy z cichego głosu opadła pogróżka, uśmiechnął się łagodnie, mrużąc oczy w zadowoleniu dla jej usług, a następnie palcami pogłaskał rozgrzany dziewczęcy policzek, jakby chciał upewnić się w realności podlotka. Drinka wypije potem i tak musiał zjawić się jeszcze u starej przyjaciółki. Chwili brak było romantyczności, co najwyżej kruche zadowolenie, proste do rozbicia z każdym nieostrożnym ruchem.
A potem, gdy w końcu odebrał od niej wodę, upijając ledwie dwa łyki, by odstawić szklankę tam, gdzie przed chwilą spoczywało jej nagie ciało, poprawił pogiętą koszulę, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki, aby wyciągnąć z niej dwa papierosy, jednego z nich samodzielnie wtykając pomiędzy słodkie wargi kurtyzany, które opacznie musnął jeszcze kciukiem, by zaraz potem odpalić tytoniową pożywkę i zwyczajnie wyjść, bez pożegnania i bez podziękowania.
Za co miałby dziękować?
Była jego.
Villemo i Bezimienny z tematu