:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen
2 posters
Einar Halvorsen
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
05.10.2000
Finlandia - odwiedzana niewątpliwie najrzadziej spośród wszystkich państw, zapisanych w całokształcie galdryjskiej, północnej unii - przywitała go srogim chłodem, szarpiącym się między twarzami różnobarwnych kamienic, spozierających płytkim i obojętnym wzrokiem przejrzystych powierzchni szyb. Istniały miejsca, nawet w dzielnicach śniących, pod których korcem płomień rozżarzonego pośpiechu raptownie, natychmiast gasnął; miejsca, których nie odwiedzało się ze zbryloną pod warstwą skóry obojętnością, delektując się zabytkowym widokiem, jak doskonałym, dojrzewającym latami trunkiem. Podobne, niepojęte zjawisko zakorzeniało się wśród większości przechodniów poruszających się trasą ścieżek, rozchodzących się od ulicy Esplanadi, ukoronowanej przez wieniec utkany z gałęzi drzew, zagęszczających się w malowniczy park.
Cieszył się wolnym czasem; zakończył, niedługo przedtem kolejną sesję powstającego obrazu. Jego klient, bogaty i szanowany Fin, pragnął być uwieczniony na tle gabinetu, gdzie siedział, z dumnym, ściągniętym powagą obliczem głowy rodziny, zarządzającej siatką interesów, odpowiedzialnej za losy uzależnionych od jego poczynań krewnych.
Targnięty zrywem kaprysu, Halvorsen, postanowił pozwiedzać jedno z zaniedbywanych - karygodnie - przez siebie miast. Najlepiej, poza Midgardem, znał oczywiście Trondheim; Helsinki rozrastały się w jego oczach niczym nierozwikłana zagadka, tętniąc, nie tyle krokami przechodniów oraz nierozumianą zawiłością języka, co wszechobecną niewiedzą na temat układu ulic. Jednym z pierwszych, obranych przez niego celów, wyszczególnionych, zanim podążył do znajomego okręgu, składającego się na niezastąpiony portal, stała się - oprócz Placu Senackiego, poznawana aktualnie Esplanadi. Wędrówka, jakiej się podjął, okazała się znacznie dłuższa, niż początkowo zakładał; mętne, mgliste zmęczenie zaczynało kołysać się we włókienkach mięśni oraz w przędzonych na kołowrotku jego umysłu rozważaniach. Stawał się roztargniony, pozwalając porwać się dywagacjom; roztrząsaniu obowiązków, które, nieuchronnie oczekiwały nań po powrocie do midgardzkiego azylu.
Przechodząc kilka momentów później przez jezdnię, zawierzył się, nieuchronnie, staremu przyzwyczajeniu, wytworzonemu z niezwykle prostej przyczyny - wewnątrz magicznych dzielnic, pojazdy pojawiały się znacznie rzadziej niż w częściach zamieszkiwanych przez śniących, pozwalając na przechodzenie w praktycznie dowolnym punkcie. Zerknął, na domiar złego, na zegarek, wychwytując zapisaną w układzie wskazówek porę; nieświadomy, zupełnie nieświadomy - aż okolicznej przestrzeni rozdarł rychło pisk opon, a on, poczuł nagłe szarpnięcie, oddając się mu, bezwiednie, niczym szmaciana lalka.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:32
Chłód tego popołudnia zwiastował rychłe nadejście zimy, na którą Tyyne czekała z utęsknieniem. Od dziecka uwielbiała mróz i śnieg. Otuliła się brązowym, wełnianym płaszczem i ruszyła w drogę do swojego mieszkania. Wprawdzie mogła dotrzeć tam dużo szybciej korzystając z komunikacji miejskiej, która przy okazji ochroniłaby ją przed zimnem, ale zdecydowanie wolała zmarznąć i zmęczyć się klucząc ulicami Helsinek. To zawsze działało na nią uspokajająco.
Postanowiła nadłożyć trochę drogi i skręciła w Esplanadi, by zatopić się w tłum pogrążonych we własnych myślach Finów. Poruszali się oni po mieście jak mrówki, które doskonale wiedzą dokąd zmierzają i nie opuszczają wcześniej wytyczonych ścieżek. Na takim tle tym wyraźniej odcinał się mężczyzna idący kilka metrów przed nią. Z pozoru nie wyróżniał się niczym, a jednak znacząco odstawał od otaczających go przechodniów. Szedł wolniej, jakby nie musiał się do niczego spieszyć. Zamiast patrzeć wyłącznie przed siebie błądził wzrokiem na boki. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy brzmiała turysta. Zapewne nie pomyliła się zbytnio.
Z każdym krokiem skracała dystans dzielący ją od tego nietypowego człowieka. W pewnym momencie zobaczyła, jak zbacza on w stronę jezdni i nie patrząc przed siebie rusza wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. W ostatniej chwili zdążyła złapać nieznajomego za ramię i pociągnąć go z powrotem w kierunku chodnika. – Lopettaa. Etkö ole nähnyt autoa? – niemal krzyknęła do mężczyzny, który obrócił się w jej stronę z miną jasno mówiącą, że nie zrozumiał ani słowa.
Miała wrażenie, że gdzieś już widziała tą twarz, choć początkowo nie mogła skojarzyć gdzie dokładnie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że patrzy na najbardziej znanego portrecistę w Midgardzie, o którego romansach nie raz czytała w plotkarskich gazetach. Gdy już w pełni dotarła do niej ta informacja ponownie odezwała się do mężczyzny, który w jej głowie zyskała właśnie nazwisko Halvorsen. – To nie Midgard. Wchodzenie na ulicę bez chwili zastanowienia to niemal próba samobójcza. – Tym razem zrobiła to znacznie ciszej i w języku, którym wszyscy galdrowie posługiwali się na co dzień. Intuicja podpowiadała jej, że to popołudnie potrwa dość długo, o ile nie chce przeczytać jutro w gazetach o tragicznym wypadku z udziałem malarza elit.
Postanowiła nadłożyć trochę drogi i skręciła w Esplanadi, by zatopić się w tłum pogrążonych we własnych myślach Finów. Poruszali się oni po mieście jak mrówki, które doskonale wiedzą dokąd zmierzają i nie opuszczają wcześniej wytyczonych ścieżek. Na takim tle tym wyraźniej odcinał się mężczyzna idący kilka metrów przed nią. Z pozoru nie wyróżniał się niczym, a jednak znacząco odstawał od otaczających go przechodniów. Szedł wolniej, jakby nie musiał się do niczego spieszyć. Zamiast patrzeć wyłącznie przed siebie błądził wzrokiem na boki. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy brzmiała turysta. Zapewne nie pomyliła się zbytnio.
Z każdym krokiem skracała dystans dzielący ją od tego nietypowego człowieka. W pewnym momencie zobaczyła, jak zbacza on w stronę jezdni i nie patrząc przed siebie rusza wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. W ostatniej chwili zdążyła złapać nieznajomego za ramię i pociągnąć go z powrotem w kierunku chodnika. – Lopettaa. Etkö ole nähnyt autoa? – niemal krzyknęła do mężczyzny, który obrócił się w jej stronę z miną jasno mówiącą, że nie zrozumiał ani słowa.
Miała wrażenie, że gdzieś już widziała tą twarz, choć początkowo nie mogła skojarzyć gdzie dokładnie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że patrzy na najbardziej znanego portrecistę w Midgardzie, o którego romansach nie raz czytała w plotkarskich gazetach. Gdy już w pełni dotarła do niej ta informacja ponownie odezwała się do mężczyzny, który w jej głowie zyskała właśnie nazwisko Halvorsen. – To nie Midgard. Wchodzenie na ulicę bez chwili zastanowienia to niemal próba samobójcza. – Tym razem zrobiła to znacznie ciszej i w języku, którym wszyscy galdrowie posługiwali się na co dzień. Intuicja podpowiadała jej, że to popołudnie potrwa dość długo, o ile nie chce przeczytać jutro w gazetach o tragicznym wypadku z udziałem malarza elit.
Einar Halvorsen
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:33
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Opary zaskoczenia, zawisłe nad połaciami umysłu jak niespokojny omen; bitewny kurz, absolutnie nieskory do opadnięcia; walka, toczona między zmęczeniem, niewiedzą oraz próbami poświęcanymi na zrozumienie, co właśnie zdołało mieć miejsce. Sylwetka, wyprowadzona z azylu równowagi, zachwiała się ryzykownie; przyznał, przed samym sobą, że wcześniej, omal nie runął na grzbiet chodnika niczym bezwładna kłoda - nie było to, mimo wszystko najgorszym, co było w stanie go spotkać. Wizja zderzenia się z rozpędzonym pojazdem nie opływała w łaskawość, łącząc się w niefortunny duet z zupełną nieznajomością języka i świata śniących. Źrenice, szerokie od konsternacji, utorowały drogę do kilku, splątanych myśli - był w tym momencie otwartą, mało skomplikowaną księgą, miałką strofą odruchów zakorzenionych w instynktach.
- …co? - wykrztusił w ostateczności, przejawiał, tym samym niski, żałosny szczyt okazanej jej elokwencji. - Nie rozumiem - dodał, przezornie po norwesku, który, ze względu na opuszczenie rodzinnych stron, nieuchronnie zardzewiał - tym razem, nie stanowił jednak wyzwania ze względu na banalną prostotę przekazanego kobiecie komunikatu. Znajdował się, ponadto, najbliżej używanego powszechnie nordyckiego, który od wieków spajał społeczność galdrów.
Pełen - dalszego, tkwiącego nieustępliwie - zdziwienia, był w stanie odkryć, że nieznajoma także jest powiązana, w mniejszy lub większy sposób, z magicznym, skrywanym przed postronnymi światem. Jej twarz zdradzała, że najwyraźniej wydaje się jej znajomy. Interesuje się sztuką?
Nie wiedział.
Bogowie, nie wiedział nic.
- Zauważyłem - przyznał już po nordycku; czuł się jak mały chłopiec, złapany na niewłaściwym uczynku. Świadomy, nieszczęśliwie świadomy, jak niewiele zabrakło. Mógł wkrótce leżeć, z ciałem wymiętoszonym przez serię ciężkich, nawarstwionych obrażeń. - Dziękuję - przez głos pobrzmiewała szczerość; była, w chwili obecnej wszystkim - jedynym - co umiał jej ofiarować. Niezręczna, całkowicie niezręczna sytuacja, zdarzenie, zgrzytające niemile między zębami na podobieństwo drobin nieproszonego piasku.
- Cóż - dodał, z cieniem okazanego z niemałym trudem uśmiechu - zdaje się, że jest pani z tym lepiej zaznajomiona niż ja - nie zawarł w tym elemencie żadnej błyskotliwości; bardziej, pośrednio, przejawiał w tej wypowiedzi ciekawość na temat wiedzy nieznajomej o śniących.
- …co? - wykrztusił w ostateczności, przejawiał, tym samym niski, żałosny szczyt okazanej jej elokwencji. - Nie rozumiem - dodał, przezornie po norwesku, który, ze względu na opuszczenie rodzinnych stron, nieuchronnie zardzewiał - tym razem, nie stanowił jednak wyzwania ze względu na banalną prostotę przekazanego kobiecie komunikatu. Znajdował się, ponadto, najbliżej używanego powszechnie nordyckiego, który od wieków spajał społeczność galdrów.
Pełen - dalszego, tkwiącego nieustępliwie - zdziwienia, był w stanie odkryć, że nieznajoma także jest powiązana, w mniejszy lub większy sposób, z magicznym, skrywanym przed postronnymi światem. Jej twarz zdradzała, że najwyraźniej wydaje się jej znajomy. Interesuje się sztuką?
Nie wiedział.
Bogowie, nie wiedział nic.
- Zauważyłem - przyznał już po nordycku; czuł się jak mały chłopiec, złapany na niewłaściwym uczynku. Świadomy, nieszczęśliwie świadomy, jak niewiele zabrakło. Mógł wkrótce leżeć, z ciałem wymiętoszonym przez serię ciężkich, nawarstwionych obrażeń. - Dziękuję - przez głos pobrzmiewała szczerość; była, w chwili obecnej wszystkim - jedynym - co umiał jej ofiarować. Niezręczna, całkowicie niezręczna sytuacja, zdarzenie, zgrzytające niemile między zębami na podobieństwo drobin nieproszonego piasku.
- Cóż - dodał, z cieniem okazanego z niemałym trudem uśmiechu - zdaje się, że jest pani z tym lepiej zaznajomiona niż ja - nie zawarł w tym elemencie żadnej błyskotliwości; bardziej, pośrednio, przejawiał w tej wypowiedzi ciekawość na temat wiedzy nieznajomej o śniących.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:33
Po chaosie wdzierającym się w codzienność mieszkańców Helsinek nie było już śladu. Jego miejsce znów zajął chłodny spokój. Wzór codzienności rozerwany na moment, teraz był cały. Ludzie mijali ich w milczeniu jakby byli dwoma kamieniami blokującymi najkrótszą drogę. Usunęła się na bok stając pod fasadą jednej z kamienic, a mężczyzna podążył za nią. Gdy znaleźli się już poza wytyczonymi ścieżkami spieszących w różne strony przechodniów odezwała się, jednak nadal dość ściszonym głosem. – Taką mam pracę. – rzuciła zdawkowo. Nie chciała się tłumaczyć, ale z drugiej strony zostawienie tego całkowicie bez odpowiedzi wydawało się jej skrajnie niekulturalne. A przecież nie tak ją wychowano.
Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów i zapaliła jednego na uspokojenie. Jej towarzysz obserwował zapalniczkę w jej dłoni jakby nigdy dotąd nie widział czegoś takiego, choć nie wykluczała, że po prostu jego głowę wciąż zaprzątała wizja bolesnego rozstania z tym światem. Zaciągnęła się dymem, po czym dodała jeszcze. – Zakładam, że to Panu nie przeszkadza. – widziała kilka jego zdjęć w Ratatoskru i niemal zawsze był na nich z papierosem w dłoni. Mimo wszystko wolała zapytać grzecznościowo.
Zastanawiała się czy poza tym niefortunnym zdarzeniem powinna się spodziewać dodatkowych problemów. Wprawdzie Halvorsen nie sprawiał wrażenia kogoś, kto bezmyślnie użyje zaklęcia na oczach tłumu śniących albo zacznie na cały głos oznajmiać wszem i wobec istnienie galdryjskiej społeczności, ale zawsze istniało ryzyko, że nieświadomie ukazał komuś tajemnicę skutecznie skrywaną przez lata. Nie chciała pytać wprost sugerując mu nieodpowiedzialne zachowanie, ale musiała to zrobić dla spokoju własnego sumienia. – Czy poza tym incydentem zdarzyło się panu coś jeszcze? – starała się być taktowna, choć wiedziała doskonale, że niejedna osoba po takim pytaniu uniosłaby się honorem. Z drugie strony jeśli do czegoś takiego doszło jej rozmówcy również powinno zależeć na szybkim i dyskretnym rozwiązaniu sprawy.– Mam nadzieję, że nie uraziłam Pana tym pytaniem, ale to jest mój służbowy obowiązek. – Sama nie wiedziała dlaczego się tłumaczy. Ale po raz pierwszy interweniowała w takiej sytuacji i mimo licznych szkoleń nie wiedziała czy postępuje wystarczająco profesjonalnie.
Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów i zapaliła jednego na uspokojenie. Jej towarzysz obserwował zapalniczkę w jej dłoni jakby nigdy dotąd nie widział czegoś takiego, choć nie wykluczała, że po prostu jego głowę wciąż zaprzątała wizja bolesnego rozstania z tym światem. Zaciągnęła się dymem, po czym dodała jeszcze. – Zakładam, że to Panu nie przeszkadza. – widziała kilka jego zdjęć w Ratatoskru i niemal zawsze był na nich z papierosem w dłoni. Mimo wszystko wolała zapytać grzecznościowo.
Zastanawiała się czy poza tym niefortunnym zdarzeniem powinna się spodziewać dodatkowych problemów. Wprawdzie Halvorsen nie sprawiał wrażenia kogoś, kto bezmyślnie użyje zaklęcia na oczach tłumu śniących albo zacznie na cały głos oznajmiać wszem i wobec istnienie galdryjskiej społeczności, ale zawsze istniało ryzyko, że nieświadomie ukazał komuś tajemnicę skutecznie skrywaną przez lata. Nie chciała pytać wprost sugerując mu nieodpowiedzialne zachowanie, ale musiała to zrobić dla spokoju własnego sumienia. – Czy poza tym incydentem zdarzyło się panu coś jeszcze? – starała się być taktowna, choć wiedziała doskonale, że niejedna osoba po takim pytaniu uniosłaby się honorem. Z drugie strony jeśli do czegoś takiego doszło jej rozmówcy również powinno zależeć na szybkim i dyskretnym rozwiązaniu sprawy.– Mam nadzieję, że nie uraziłam Pana tym pytaniem, ale to jest mój służbowy obowiązek. – Sama nie wiedziała dlaczego się tłumaczy. Ale po raz pierwszy interweniowała w takiej sytuacji i mimo licznych szkoleń nie wiedziała czy postępuje wystarczająco profesjonalnie.
Einar Halvorsen
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:33
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wyludniony zaułek stawał się najpewniejszym spośród dostępnych miejsc do swobodnej rozmowy, swobodnej, jak na dwóch, nieznających się dotąd, zetkniętych przypadkiem galdrów. Kotara niepewności i zamącenia, falowała wciąż, uporczywie, przed ociężałym umysłem - widmo wypadku i waga niebezpieczeństwa, które, na własne życzenie, omal nie uczyniło miazgi z jego szkieletu, nie rozerwało plątaniny naczyń krwionośnych, nie uderzyło go z pełną, szorstką od grozy krasą. Nie był, w dużej mierze, świadomy, jak niewiele brakowało do prawdziwego nieszczęścia, które, jak sterta gwoździ przykułoby go do łóżka wewnątrz szpitalnej sali, oplotło ciężkim łańcuchem wymaganych na rekonwalescencję tygodni. Z wypowiedzi kobiety, mógł podejrzewać, że pracuje w Komisji do Spraw Niemagicznych - nie dysponował, jednak, niezbędną wiedzą do rozróżniania stanowisk, nigdy nie zagłębiając się w podział i pozostałe aspekty organizacji poza jej niewątpliwym istnieniem.
- Lepiej pali się w towarzystwie - nieznaczny uśmiech oświetlił jego oblicze. Był odrobinę rozdarty, nie chcąc, rozkładać na czynniki pierwsze własnego, karygodnego błędu - roztargnienia i ignorancji - w obecności kobiety, dzierżąc zarazem wiedzę, że w chwili obecnej zawdzięczał jej nienaganny stan zdrowia, wiedząc, że wszystko, co miało dotychczas miejsce, nie może upłynąć z miałkim wzruszeniem ramion, zepchnięte, bez stosownej refleksji, na stertę minionych zdarzeń. Porzucił, po kilku chwilach, gąszcz dywagacji i wyjął z kieszeni płaszcza paczkę własnych papierosów. Powstrzymał się, unosząc w przyzwyczajeniu drugą dłoń, chcąc wyczarować w ten sposób niewielki płomyk, niezbędny do skosztowania tytoniowego dymu.
- Czy mógłbym…? - poprosił kobietę o przedmiot (zdaje się - ogienniczkę?), którego użyła sama, celem niewzbudzania sensacji nieznaną śniącym zdolnością.
- Słucham? - dopytał, początkowo niepewny, czego oczekiwała - naszpikowanej detalami opowieści, czy może lakonicznego stwierdzenia? Była grzeczna, aż nazbyt, jak na funkcjonariuszkę. Domyślał się, mimo tego, że miało to pewnie źródło w nieskorych do współpracy widzących. - Myślę, że nic, co byłoby warte uwagi - postanowił nie wyszczególniać jej zbędnych, jak uważał, informacji, dotyczących całości jego pobytu. W przypadku śniących spoza magicznych dzielnic, utrzymywał niezbędny dystans. Przez większość czasu przebywał, zresztą, na terenie Midgardu, co wydało owoce w formie nieprzystosowania, niemal dziecięcej, pełnej niewiedzy nieostrożności, posyłającej prosto pod rozpędzone koła pojazdu.
- Miałem w planach zwiedzanie miasta - dodał, nie chcąc wypaść zbyt oschle; czekając, ewentualnie, na dalsze formuły pytań.
- Lepiej pali się w towarzystwie - nieznaczny uśmiech oświetlił jego oblicze. Był odrobinę rozdarty, nie chcąc, rozkładać na czynniki pierwsze własnego, karygodnego błędu - roztargnienia i ignorancji - w obecności kobiety, dzierżąc zarazem wiedzę, że w chwili obecnej zawdzięczał jej nienaganny stan zdrowia, wiedząc, że wszystko, co miało dotychczas miejsce, nie może upłynąć z miałkim wzruszeniem ramion, zepchnięte, bez stosownej refleksji, na stertę minionych zdarzeń. Porzucił, po kilku chwilach, gąszcz dywagacji i wyjął z kieszeni płaszcza paczkę własnych papierosów. Powstrzymał się, unosząc w przyzwyczajeniu drugą dłoń, chcąc wyczarować w ten sposób niewielki płomyk, niezbędny do skosztowania tytoniowego dymu.
- Czy mógłbym…? - poprosił kobietę o przedmiot (zdaje się - ogienniczkę?), którego użyła sama, celem niewzbudzania sensacji nieznaną śniącym zdolnością.
- Słucham? - dopytał, początkowo niepewny, czego oczekiwała - naszpikowanej detalami opowieści, czy może lakonicznego stwierdzenia? Była grzeczna, aż nazbyt, jak na funkcjonariuszkę. Domyślał się, mimo tego, że miało to pewnie źródło w nieskorych do współpracy widzących. - Myślę, że nic, co byłoby warte uwagi - postanowił nie wyszczególniać jej zbędnych, jak uważał, informacji, dotyczących całości jego pobytu. W przypadku śniących spoza magicznych dzielnic, utrzymywał niezbędny dystans. Przez większość czasu przebywał, zresztą, na terenie Midgardu, co wydało owoce w formie nieprzystosowania, niemal dziecięcej, pełnej niewiedzy nieostrożności, posyłającej prosto pod rozpędzone koła pojazdu.
- Miałem w planach zwiedzanie miasta - dodał, nie chcąc wypaść zbyt oschle; czekając, ewentualnie, na dalsze formuły pytań.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:33
Obserwowała z pewnym rozbawieniem jego zmagania z zapalniczką, choć i tak trwały one krócej, niż się spodziewała. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie miał już kiedyś okazji obcować z tym wynalazkiem śniących. Dała mężczyźnie czas na zaciągnięcie się dymem papierosa i ułożenie w głowie odpowiedzi. Tak jak się spodziewała, nie zaczął jej opowiadać o naginaniu, czy wręcz łamaniu ogólnie przyjętych zasad, ale dyplomatycznie uciął wszelkie insynuacje. Była rozdarta. Z jednej strony powinna naciskać na bardziej szczegółowe wyjaśnienia i upewnić się, że żaden śniący nie widział rzeczy, których zdecydowanie widzieć nie powinien. Z drugiej zaś kultura osobista nie pozwalała jej w ordynarny sposób wypytywać Halvorsena i niemalże wprost sugerować mu kłamstwo. Postanowiła nie drążyć tematu, a jedynie wykorzystać sprytną manipulację, o której miała okazję czytać w książce pod wiele mówiącym tytułem Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka. – Pytam tylko dla formalności. W końcu wiem, że kto jak kto, ale Pan nie okłamałby mnie w tak ważnej sprawie. – liczyła, że nawet jeśli do tej pory jej rozmówca nie był do końca szczery, po tych słowach obudzą się w nim wyrzuty sumienia. O ile nie był zatwardziałym kłamcą, który już dawno o czymś takim jak sumienie zapomniał.
Słowa mężczyzny dotyczące planowanej wycieczki krajoznawczej nieco ją zaskoczyły. Z jednej strony nie spodziewała się po nim zainteresowana niemagiczną częścią Helsinek, choć tak naprawdę swoje wyobrażenie opierała wyłącznie na wykreowanym przez prasę wizerunku ekscentryka i skandalisty. Z drugiej zaś jego niefrasobliwe zachowanie sugerowało, że taka eskapada może się skończyć nie najlepiej. – Mam nadzieję, że przy ewentualnej realizacji tych planów, będzie Pan nieco ostrożniejszy. – Wprawdzie nie miała obowiązku pilnować każdego napotkanego na ulicy galdra, ale nie uśmiechało jej się czytać w tabloidach o tragicznej śmierci Einara Halvorsena, skoro już raz wyciągnęła go sprzed maski samochodu. – Liczę też, że postara się Pan nie rzucać w oczy śniącym. Nie chciałabym mieć problemów, jeśli wydarzy się coś… – zawiesiła na chwilę głos szukając odpowiedniego słowa – …nieoczekiwanego. – Nie zaproponowała mężczyźnie swojego towarzystwa, choć pewnie byłaby nieco spokojniejsza, gdyby osobiście odprowadziła go do portalu i odesłała do Midgardu mając stuprocentową pewność, że nie wydarzy się nic, za co mogłaby zostać pociągnięta do odpowiedzialności. Ale to już zależało od jej rozmówcy. Jeśli poprosiłby ją o zostanie swoistym przewodnikiem zgodziłaby się bez problemu. Jeśli zaś zdecydowanie postanowiłby kontynuować wędrówkę samemu, bez mrugnięcia okiem zrzekłaby się wszelkiej odpowiedzialności zostawiając jego los w rękach Norn.
Słowa mężczyzny dotyczące planowanej wycieczki krajoznawczej nieco ją zaskoczyły. Z jednej strony nie spodziewała się po nim zainteresowana niemagiczną częścią Helsinek, choć tak naprawdę swoje wyobrażenie opierała wyłącznie na wykreowanym przez prasę wizerunku ekscentryka i skandalisty. Z drugiej zaś jego niefrasobliwe zachowanie sugerowało, że taka eskapada może się skończyć nie najlepiej. – Mam nadzieję, że przy ewentualnej realizacji tych planów, będzie Pan nieco ostrożniejszy. – Wprawdzie nie miała obowiązku pilnować każdego napotkanego na ulicy galdra, ale nie uśmiechało jej się czytać w tabloidach o tragicznej śmierci Einara Halvorsena, skoro już raz wyciągnęła go sprzed maski samochodu. – Liczę też, że postara się Pan nie rzucać w oczy śniącym. Nie chciałabym mieć problemów, jeśli wydarzy się coś… – zawiesiła na chwilę głos szukając odpowiedniego słowa – …nieoczekiwanego. – Nie zaproponowała mężczyźnie swojego towarzystwa, choć pewnie byłaby nieco spokojniejsza, gdyby osobiście odprowadziła go do portalu i odesłała do Midgardu mając stuprocentową pewność, że nie wydarzy się nic, za co mogłaby zostać pociągnięta do odpowiedzialności. Ale to już zależało od jej rozmówcy. Jeśli poprosiłby ją o zostanie swoistym przewodnikiem zgodziłaby się bez problemu. Jeśli zaś zdecydowanie postanowiłby kontynuować wędrówkę samemu, bez mrugnięcia okiem zrzekłaby się wszelkiej odpowiedzialności zostawiając jego los w rękach Norn.
Einar Halvorsen
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:34
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Lepka domieszka strachu, zakłopotania, pokrywająca rosą połacie duszy, ustąpiła przed dojmującym poczuciem wręcz krystalicznej ulgi. Odetchnięcia, że aktualny dzień, uzyskiwał szanse skończenia się identycznie korzystnie, jak korzystnie się zaczął. Siwa grzywa tytoniu wydostała się spomiędzy warg jak leniwe, budzące się jeszcze zwierzę. Odsunął, po raz ostatni, zdziesiątkowane hordy zmartwienia i ignorancji. Miał w planach delektować się chwilą, przyjemnie przyspieszającą bieg jego tętna używką, zadziornie drapiącą w gardło.
- Również mam taką nadzieję - przyznał. W przeciwieństwie do wielu, nie odczuwał trudności z wyrażaniem pokory, zwłaszcza, gdy jej obecność okazywała się niemal niezastąpiona. - Wolę nie myśleć, jak skończyłbym bez pani interwencji - nieznaczny, wręcz teatralny grymas, przechodzący przez męską, dotąd pogodną twarz. Miał żal do samego siebie; cierpkość wyrzutów snuła się, pośród nuty ogarniającej go sytuacji. Dawno, nie złapał się na podobnej, straszliwej nieostrożności, zuchwałej, która mogłaby przynieść w skutkach niechybną, doszczętną zgubę. Norny, z całą pewnością, uśmiechnęły się, okazując łaskę, jaką nie obdarzały zbyt często słabych, błądzących wciąż śmiertelników.
- Na swoje szczęście, nie zagaduję śniących - przyznał, z lekkim, nienatarczywym akcentem żartobliwości. Był szczery; nie uznał zresztą, by miał potrzebę, obecnie, do ukrywania podobnych, tak pospolitych faktów. - W ich oczach wyszedłbym pewnie na ignoranta - podobnie jak większość widzących, dysponował niezwykle wątłą, ograniczoną wiedzą na temat osób żyjących bez dostępności magii. Nigdy, nie odczuł oprócz tego potrzeby, by poznać ich technologię i szczegółową kulturę. Lękał się, oprócz tego, że własna, magiczna aura, stanie się źródłem chmary nieporozumień i interwencji ze strony członków Komisji.
- Raz jeszcze dziękuję za pomoc - oznajmił, mając w planach oddalić się w swoją stronę i zmierzać, powoli, w kierunku właściwego portalu. - Skoro już rozmawiamy, czy może jest jakieś miejsce, które szczególnie poleciłaby mi pani zobaczyć? - dopytał jeszcze, nagle uświadomiony, że dysponuje, być może, jedyną szansą, by spotkać drugiego galdra w obrębie najbliższych ulic. Zakładał, że w przeciwieństwie do niego, kobieta wprost doskonale orientowała się w zawiłościach miasta.
- Również mam taką nadzieję - przyznał. W przeciwieństwie do wielu, nie odczuwał trudności z wyrażaniem pokory, zwłaszcza, gdy jej obecność okazywała się niemal niezastąpiona. - Wolę nie myśleć, jak skończyłbym bez pani interwencji - nieznaczny, wręcz teatralny grymas, przechodzący przez męską, dotąd pogodną twarz. Miał żal do samego siebie; cierpkość wyrzutów snuła się, pośród nuty ogarniającej go sytuacji. Dawno, nie złapał się na podobnej, straszliwej nieostrożności, zuchwałej, która mogłaby przynieść w skutkach niechybną, doszczętną zgubę. Norny, z całą pewnością, uśmiechnęły się, okazując łaskę, jaką nie obdarzały zbyt często słabych, błądzących wciąż śmiertelników.
- Na swoje szczęście, nie zagaduję śniących - przyznał, z lekkim, nienatarczywym akcentem żartobliwości. Był szczery; nie uznał zresztą, by miał potrzebę, obecnie, do ukrywania podobnych, tak pospolitych faktów. - W ich oczach wyszedłbym pewnie na ignoranta - podobnie jak większość widzących, dysponował niezwykle wątłą, ograniczoną wiedzą na temat osób żyjących bez dostępności magii. Nigdy, nie odczuł oprócz tego potrzeby, by poznać ich technologię i szczegółową kulturę. Lękał się, oprócz tego, że własna, magiczna aura, stanie się źródłem chmary nieporozumień i interwencji ze strony członków Komisji.
- Raz jeszcze dziękuję za pomoc - oznajmił, mając w planach oddalić się w swoją stronę i zmierzać, powoli, w kierunku właściwego portalu. - Skoro już rozmawiamy, czy może jest jakieś miejsce, które szczególnie poleciłaby mi pani zobaczyć? - dopytał jeszcze, nagle uświadomiony, że dysponuje, być może, jedyną szansą, by spotkać drugiego galdra w obrębie najbliższych ulic. Zakładał, że w przeciwieństwie do niego, kobieta wprost doskonale orientowała się w zawiłościach miasta.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:34
Po raz ostatni zaciągnęła się papierosem i podeszła do oddalonego o dwa kroki kosza na śmieci, by zgnieść i wyrzucić niedopałek. Jednocześnie zastanawiała się nad miejscem, które mogłaby polecić rozmówcy. Jej ulubionym od zawsze był kościół Temppeliaukio, choć nie miało to nic wspólnego z jakimś szczególnym zainteresowaniem religią śniących. Ta budowla wzbudzała w niej podziw dla uporu ludzi, którzy pozbawieni magii byli zdolni wykuć swoją świątynię w skale. Poza tym nic tak nie koiło jej nerwów, jak widok ostatnich promieni słońca wpadających przez ponad setkę okien i rozświetlających tę cichą przestrzeń. Miejsce to znajdowało się jednak dość daleko, a z zewnątrz prezentowało się niepozornie. Jej rozmówca zapewne nie pokusiłby się o taką wędrówkę, a nawet jeśli, na miejscu mógłby się rozczarować nie wiedząc co kryje się pod miedzianą kopułą.
Do głowy przyszło jej jednak coś dużo lepszego. Miejsce będące swego rodzaju obowiązkowym punktem zwiedzania Helsinek, które jednocześnie od Esplanadi dzieliło zaledwie kilka minut spacerem. Co więcej klasyczna architektura mogła zostać doceniona przez mężczyznę, który był przecież artystą. Istniało jednak ryzyko, że miał już okazję podziwiać dziewiętnastowieczną luterańską katedrę oraz otaczające duży plac budynki należące do rządu Finlandii i Helsińskiego Uniwersytetu.
- Miał Pan już okazję odwiedzić Plac Senacki? - Spodziewała się takiej odpowiedzi, choć siłą rzeczy, nie mogła być jej pewna. – W takim razie gorąco Pana do tego zachęcam. To chyba najpopularniejsze miejsce w Helsinkach, moim zdaniem w pełni zasłużenia, a w dodatku dotarcie tam zajmie raptem kilka minut. – Czuła się dziwnie zachwalając tą atrakcję. Jakby była namolnym sprzedawcą z biura turystycznego usiłującym za wszelką cenę nakłonić kogoś, kto tylko się rozgląda, na wycieczkę za kilkaset fińskich marek.
Propozycja Halvorsena zaskoczyła ją, choć po zastanowieniu wydała się dość logiczna. Mężczyzna prawdopodobnie nie znała ani miasta, ani języka. Była to więc dla niego jedna z niewielu okazji na zobaczenie w Helsinkach czegokolwiek bez błądzenia. Zgodziła się na nią bez zbędnego przedłużania. – Bardzo chętnie pokarzę Panu drogę, choć uprzedzam, że jeszcze nigdy nie miałam okazji pełnić funkcji przewodnika turystycznego. – Jej rozmówca zdawał się nie dostrzegać w tym żadnego problemu.
Do głowy przyszło jej jednak coś dużo lepszego. Miejsce będące swego rodzaju obowiązkowym punktem zwiedzania Helsinek, które jednocześnie od Esplanadi dzieliło zaledwie kilka minut spacerem. Co więcej klasyczna architektura mogła zostać doceniona przez mężczyznę, który był przecież artystą. Istniało jednak ryzyko, że miał już okazję podziwiać dziewiętnastowieczną luterańską katedrę oraz otaczające duży plac budynki należące do rządu Finlandii i Helsińskiego Uniwersytetu.
- Miał Pan już okazję odwiedzić Plac Senacki? - Spodziewała się takiej odpowiedzi, choć siłą rzeczy, nie mogła być jej pewna. – W takim razie gorąco Pana do tego zachęcam. To chyba najpopularniejsze miejsce w Helsinkach, moim zdaniem w pełni zasłużenia, a w dodatku dotarcie tam zajmie raptem kilka minut. – Czuła się dziwnie zachwalając tą atrakcję. Jakby była namolnym sprzedawcą z biura turystycznego usiłującym za wszelką cenę nakłonić kogoś, kto tylko się rozgląda, na wycieczkę za kilkaset fińskich marek.
Propozycja Halvorsena zaskoczyła ją, choć po zastanowieniu wydała się dość logiczna. Mężczyzna prawdopodobnie nie znała ani miasta, ani języka. Była to więc dla niego jedna z niewielu okazji na zobaczenie w Helsinkach czegokolwiek bez błądzenia. Zgodziła się na nią bez zbędnego przedłużania. – Bardzo chętnie pokarzę Panu drogę, choć uprzedzam, że jeszcze nigdy nie miałam okazji pełnić funkcji przewodnika turystycznego. – Jej rozmówca zdawał się nie dostrzegać w tym żadnego problemu.
Einar Halvorsen
Re: 05.10.2000 – Ulica Esplanadi, Helsinki – E. Halvorsen & Bezimienny: T. Toppinen Wto 28 Lis - 22:34
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Przyznawał, przed samym sobą, że w karawanie ostatnich dni i miesięcy niezwykle rzadko odwiedzał nowe miejscowości; spojrzenie, oblekane przez mgłę osadzonych myśli, sunęło wraz z nurtem kroków po kamienicach Midgardu, miasta, do którego opoki wydawał się być przykuty gwoździami przyzwyczajenia, miasta, przy którym trwał, miasta, w którym czuł się wygodnie; znaczną część dnia spędzając w zaciszu swojej pracowni nad powstającym płótnem.
- Nie. Jeszcze nie - przyznał, pod utworzoną stertą własnych rozważań mieląc między zębami gorycz ignorancji. Podobno - nigdy nie jest zbyt późno - pod łopoczącym sztandarem identycznych przekonań upatrywał okazji do zwyczajnego zdobycia wiedzy i ubarwienia oschłej, dotychczasowej prozy codzienności. Spotkanie, tak czy inaczej, było dalekie od bezlitosnej rutyny - rażąca wręcz nieostrożność stała się pierwszą iskrą do poczynienia działań. Zawdzięczał kobiecie wiele - zdawało się, że w tej chwili był już podwójnym dłużnikiem. Wypalone kikuty papierosów spoczywały na dnie pobliskiego kosza, kiedy oboje, niedługo później ruszyli w stronę omawianego miejsca.
- Nic nie szkodzi. Z doświadczenia wiem, że podobne przechadzki mogą często wnieść więcej od opłaconych podróży - przyznał. Mógł podejrzewać, że nieznajoma biegle władała językiem fińskim; wielce prawdopodobne, że pochodziła z tych okolic. W przypadku większych miast istniały, co więcej, akademie i wydzielone dzielnice dla samych galdrów. Midgard nie był jedynym - chociaż był bez wątpienia największym - skupiskiem uzdolnionych magicznie obywateli północnej części Europy.
Panorama Placu Senackiego rozciągnęła się przed nim z dumą neoklasycyzmu; świątynia, mimo jej piękna, wzbudzała w nim intensywny i dojmujący niepokój, stąd uznał, że niestety nie dysponuje czasem na dokładniejsze zwiedzanie alabastrowego gmachu.
- Kogo przedstawia ten pomnik? - zapytał, niemal natychmiast zaciekawiony figurą, stojącą w centralnym punkcie. Ruszył przed siebie; nie pytał nawet kobiety, czy nie zamierza powrócić do swoich obowiązków. Pomnik przedstawiał, jak sądził, władcę lub inną, bardzo wpływową personę, której to dokonania widniały odcisnęły się dość wyraźnie pośród historii śniących.
- To bardzo miłe oraz pouczające spotkanie - oznajmił na zakończenie, gdy sam zapoznał się z najważniejszym repertuarem miejsca; odrobinę kąśliwie, celując lekką ironię w stronę własnej osoby. - Proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłem. Einar Halvorsen - dodał, uznając, że to właściwy moment; nawet, jeśli najpewniej było to niepotrzebne. Kto wie, może w przyszłości zdołają się jeszcze spotkać? Był to ostatni, jak sądził, moment, by dzisiaj poznać jej imię.
Einar i Tyyne z tematu
- Nie. Jeszcze nie - przyznał, pod utworzoną stertą własnych rozważań mieląc między zębami gorycz ignorancji. Podobno - nigdy nie jest zbyt późno - pod łopoczącym sztandarem identycznych przekonań upatrywał okazji do zwyczajnego zdobycia wiedzy i ubarwienia oschłej, dotychczasowej prozy codzienności. Spotkanie, tak czy inaczej, było dalekie od bezlitosnej rutyny - rażąca wręcz nieostrożność stała się pierwszą iskrą do poczynienia działań. Zawdzięczał kobiecie wiele - zdawało się, że w tej chwili był już podwójnym dłużnikiem. Wypalone kikuty papierosów spoczywały na dnie pobliskiego kosza, kiedy oboje, niedługo później ruszyli w stronę omawianego miejsca.
- Nic nie szkodzi. Z doświadczenia wiem, że podobne przechadzki mogą często wnieść więcej od opłaconych podróży - przyznał. Mógł podejrzewać, że nieznajoma biegle władała językiem fińskim; wielce prawdopodobne, że pochodziła z tych okolic. W przypadku większych miast istniały, co więcej, akademie i wydzielone dzielnice dla samych galdrów. Midgard nie był jedynym - chociaż był bez wątpienia największym - skupiskiem uzdolnionych magicznie obywateli północnej części Europy.
Panorama Placu Senackiego rozciągnęła się przed nim z dumą neoklasycyzmu; świątynia, mimo jej piękna, wzbudzała w nim intensywny i dojmujący niepokój, stąd uznał, że niestety nie dysponuje czasem na dokładniejsze zwiedzanie alabastrowego gmachu.
- Kogo przedstawia ten pomnik? - zapytał, niemal natychmiast zaciekawiony figurą, stojącą w centralnym punkcie. Ruszył przed siebie; nie pytał nawet kobiety, czy nie zamierza powrócić do swoich obowiązków. Pomnik przedstawiał, jak sądził, władcę lub inną, bardzo wpływową personę, której to dokonania widniały odcisnęły się dość wyraźnie pośród historii śniących.
- To bardzo miłe oraz pouczające spotkanie - oznajmił na zakończenie, gdy sam zapoznał się z najważniejszym repertuarem miejsca; odrobinę kąśliwie, celując lekką ironię w stronę własnej osoby. - Proszę wybaczyć, że się nie przedstawiłem. Einar Halvorsen - dodał, uznając, że to właściwy moment; nawet, jeśli najpewniej było to niepotrzebne. Kto wie, może w przyszłości zdołają się jeszcze spotkać? Był to ostatni, jak sądził, moment, by dzisiaj poznać jej imię.
Einar i Tyyne z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?