Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    14.11.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman

    2 posters
    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    14.11.2000

    Skostniały z zimna palcami przebierała wieszaki w poszukiwaniu swetra. Nieumyślnie zostawiając go kilkanaście dni wcześniej nie przewidziała, że tak szybko będzie potrzebny. Kapryśna pogoda snująca się po Midgardzie nie pozwalała zaplanować niczego, włącznie z wyjściem do pracy bądź wyjazdem za miasto, ograniczając życie towarzyskie do niezbędnego minimum. Do tej pory nie odczuła na własnej skórze efektów niecodziennych zjawisk, a dzisiaj zwykły żakiet nie był w stanie sprostać iście syberyjskiemu ochłodzeniu. Dygocząc z zimna z trudem zamknęła za sobą solidne drzwi warsztatu. Otulona znajomym zapachem drewna poczuła się nieco lepiej, lecz to dopiero w ciepłych ramionach Fárbautiego odzyskała pełnię zadowolenia. Mimo rozgrzewającej właściwości płynącej z ukojenia tęsknoty poprosiła o porządny kubek herbaty z miodem i cytryną. Po pokwitowaniu zamówienia w postaci krótkiego pocałunku w czubek nosa z śmiechem ruszyła na poszukiwania czegoś cieplejszego w odmętach szafy, tak oto znajdując się w sypialni.
    Zguba na szczęście odnalazła się stosunkowo szybko. Kaszmir układając się niczym druga skóra szczelnie otulił zziębnięte ciało w obietnicy rychłego powrotu do normalnego stanu. Odwiesiła bezużyteczną marynarkę na wieszak, nie wróżąc sobie szybkiego powrotu do tak cienkich ubrań wierzchnich, jeśli pogoda nadal będzie rządziła się tak nieprzewidywalnymi prawami. Delikatnie rozcierając zaróżowione od chłodu policzki któryś to raz rozejrzała się po stosunkowo niewielkim pomieszczeniu. Za każdym razem dostrzegała cieszący oko detal, począwszy od wyblakłych wzorów wyszytych na dywanie, a kończąc na delikatnych zdobieniach skrzyni stojącej przy nogach łóżka. Zajmując skrawek miejsca na brzegu łóżka miała odpocząć w oczekiwaniu na przybycie mężczyzny wraz z dobrodziejstwem znamion jego obecności oraz kojącym błogosławieństwem ciepłego napoju, tymczasem uwagę przykuły odrobinę nieporządnie ułożone koperty na blacie sekretarzyka.
    Chciała ułożyć je w schludnym porządku. Nie miała zamiaru zaglądać do środka, wszak nie powinno się czytać cudzej korespondencji w żadnym wypadku. Na własne nieszczęście już sam ciężar kremowego papieru wywołał chmurną burzę pośród leciwych wspomnień gotowych rozpaść się pod napływem gwałtownego podmuchu. Tusz nieco wyblakł, ale wciąż była w stanie rozpoznać swoje pismo zdobiące wierzch kopert. Zdumienie obsiadło myśli tym bardziej, że zachował każdy list wymieniony z początku ich znajomości. O ile posiadała dość sprawną pamięć, tak pierwsze z nich zostały obudowane w formalnym tonie relacji klienta oczekującym od rzemieślnika dobrze wykonanej pracy, dopiero później decydując się na złagodzenie boleśnie eleganckich formułek. Szept słów wsiąkających w arkusz stał się delikatny, wdzięczny, naznaczony echem melodii wygrywanej na fortepianie. Z zdumieniem zauważyła, że przekroczenie granicy i nazwanie relacji z Fárbautim przyjaźnią okazało się zupełnie naturalne, swobodne z wyborem duszy. Miesiące później posunęła się jeszcze dalej, choć wtedy skrzętnie ukryła swe emocje za krystalicznym błękitem czujnie spoglądających oczu.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Pasmo niespodziewanych spotkań i rozmów drążących dziurę w duszy, żłobiło głębokie bruzdy pod oczami szkutnika. Choć odpychał wszystkie natrętne myśli  i pogrążał się w pracy, nie zawsze potrafił utrzymać zwykły dla siebie rezon i spokojność oblicza. Wszystko zrzucał na karb przemęczenia, w rzeczywistości tłamsząc prawdę o ostatnich dniach i o tym, co niosły kładąc cień na stabilizację, której tak bardzo pragnął i której posmak krążył nieśmiało po jego języku wzmagając apetyt na zaznanie ostatecznego spokoju i porządku w codzienności. Nie potrafił się przyznać, umacniając kolejne chwile w kłamstwie i poczciwym uśmiechu, który niczym sreberko owijał nadpsute wnętrze i brzydką rzeczywistość. Bał się. Bał, że kolejny niewłaściwy ruch pogrąży wszystko, co zbudował w otchłani, zetrze fundamenty i pozostawi go pośród gruzowiska – ponownie samotnego i zupełnie marnego. Uciekał więc w kolejne półprawdy, wskazując, że praca jest wyjątkowo ciężka, a i jemu ostatnie anomalie pogodowe wcale nie służyły, wzmagając słabość ciała i zmęczenie. Z wdzięcznością przyjmował natomiast jej szczerą obecność, leniwe chwile wspólnego odpoczynku, dające upragnione wytchnienie i nadzieję, pomimo że był szaleńcem budującym zaufanie na fałszywym obrazie własnej osoby. Czując słabe dreszcze, które wzmagały się w ciele, sprawnie wymanewrował się z pierwszego kontaktu, choć wolałby pozostać przy niej i nie odchodzić. Ostatecznie postanowił jednak pogrążyć się w kuchni, by przygotować herbatę – widział, że jest równie zmęczona, a jeszcze mocniej zziębnięta, co wywołało w nim niepokój i konieczność podjęcia troskliwych kroków, aby w końcu mogła cieszyć się pełnią komfortu w jego niewielkim domu, dalekim od wystawnych mieszkań bogatszych galdrów. Wcześniej zdołał zapalić ogień na kominku, który roznosił ciepło po wszystkich pomieszczeniach domostwa. Pomarańczowe płomienie przeskakiwały przyjemnie, gdy począł szukać herbaty oraz miodu, by dosłodzić napój i nadać mu walorów leczniczych. Z zadowoleniem stwierdził, że pozostało mu również nieco kłącza imbiru – przywiezionego przez Arthura z ostatniej wyprawy – więc nie zastanawiając się wyjątkowo długo, starł odrobinę i wrzucił do naparu wraz z cytryną. Z zaskoczeniem przyznał, że odnajduje niezwykłą przyjemność w prozaicznej czynności szykowania dwóch emaliowanych kubków z rozgrzewającym napojem. Uśmiechnął się do własnych myśli i gotów do dalszej drogi, ujął zgrabne uszka naczyń w szczupłe palce i podążył ku sypialni.
    Pozwolił, by Freja rozgościła się tam już wcześniej. Zwykle bardzo ostrożnie podchodził do sytuacji, w których ktoś gościł w skrzętnie chronionym przez niego pomieszczeniu, jednak swoboda wdzierała się do ich relacji naturalnie, odzierając go z reszek nieuzasadnionego lęku i obaw o to, że odkryje coś, co mogłoby mu zaszkodzić. Surowe pomieszczenie nie wyglądało przecież jak miejsce, w którym żyje człowiek przesadnie sentymentalny – zdobiło je jedynie kilka przedmiotów z przeszłości, raczej zabarwionych neutralnie, bądź ujawniających takie fakty z przeszłości, których nie był w stanie zataić. Uchylił drzwi do pomieszczenia biodrem – suche drewno skrzypnęło cicho, a on spojrzał na kobiecą sylwetkę zatrzymaną nad jego sekretarzykiem. Na ułamek sekundy zmarszczył czoło, po czym złagodniał, okrywając się raczej miną ujawniającą speszenie własną nieostrożnością i prawdopodobnie zbytecznym zatracaniem się w przeszłości. Nie potrafił jednak odmówić sobie powracania do wspólnej korespondencji, którą wymieniali jeszcze zanim spotkali się realnie. Przyglądał się temu zjawisku z zafascynowaniem ale i z ostrożnością, towarzyszącą tropieniu płochych zwierząt. Nie chciał, aby sądziła, że ma jej cokolwiek za złe. Zdecydował się jednak, by postąpić krok przed siebie.
    Mam już herbatę. – Przerwał ciszę i zaznaczył spokojnie swoją obecność, uśmiechając się pogodnie do kobiety. Przeszedł do sekretarzyka i ustawił na nim kubeczki z parującym napojem. – Zdołałaś się już nieco rozgrzać? – Zapytał, jedynie nieznacznie muskając spojrzeniem koperty zalegające tuż obok. – Mogę przynieść coś słodkiego, powinienem mieć maślane ciasteczka w puszce na kredensie w kuchni. Jeśli tylko masz ochotę, powiedz. – Tym razem postanowił przysiąść na brzegu łóżka, robiąc miejsce obok siebie dla Frei. Przyglądał się jej z radością i ulgą wstępującą na zmęczone oblicze. Cieszył się, że ponownie znalazła dla niego czas.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Kurtyna rzęs ukryła zawstydzenie zrodzone z pierwszym dotknięciem koperty. Uległa pokusie w demonstracji słabej woli poruszanej kwintesencją ciekawości, jaka pojawiła się wraz z pytaniem o powód zatrzymania każdego z listów. Upływ czasu nie skruszył ich struktury, papier nadal zachował swą świetność - miała świadomość, że musiał o dbać o nie i trzymać je w bezpiecznym miejscu, inaczej kaprys starości stałby się śmielszy. Gdyby przed jakąkolwiek z wizyt mężczyzny u siebie zdobyła się podobną nieostrożność, zapewne sama musiałaby mierzyć się z ewentualną koniecznością odpowiedzi na takie pytania, wszak w zakamarkach gabinetu również trzymała je z równie wielką czułością. Zamykając je lata temu w drewnianej skrzyneczce kierowała się poczuciem dobrze sfinalizowanego interesu i nadziei, że adres szkutnika jeszcze nie raz okaże się pożyteczny. Na szczęście nie omieszkała się pomylić.
    Przyglądała się Fárbautiemu z rosnącym poczuciem winy. Nie dostrzegła w nim złości ani przygany, lecz to i tak niewiele pomogło w zatrzymaniu chmurnych myśli. Znajdując się w dość nieciekawym położeniu zdecydowała się na obdarzenie wdzięcznym spojrzeniem kubka z parującym napojem. Przez chwilę nieuwagi niemal zapomniała o dreszczach zimna, a tym samym powodzie, dla którego poprosiła go o przyniesienie herbaty. W formującej się otulinie ciepła sypialni przestała dostrzegać kapryśną pogodę ulic Midgardu.
    Dziękuję. — Skostniałe z zimna palce owinęły się wokół nagrzanej powierzchni. Woń unosząca się z nad zawartości przywiodła wspomnienia zimowych wieczorów, które miała w zwyczaju spędzać w towarzystwie donośnego mruczenia ukochanej kotki oraz dobrej lektury. Liczyła, że w tym roku to położenie nieco się zmieni.
    Niestety nie. Obawiam się, że do powrotu do normalności potrzebuję czegoś więcej niż swetra. — Dopiero po chwili zorientowała się w brzmieniu słów. Mogłaby zaprzeczyć, sprostować swoją wypowiedź, ale ostatecznie uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła zawadiacko, czym prędzej zajmując wolne miejsce na brzegu łóżka. — Na razie nie musisz po nie iść — zdecydowanie bardziej wolała, żeby spędzili okruchy czasu razem, niż jeden z nich miałby poświęcić na przyniesienie maślanych ciastek. Przymykając powieki oparła głowę o jego ramię, nieuważnie pozwalając zmęczeniu zapuścić więzy w każdym zakamarku ciała. Skłamałaby zrzucając winę na zjawiska atmosferyczne. Ostatnie dni zdecydowanie nie należały do najprzyjemniejszych z wielu powodów. Jesień obfitowała nie tylko w wydarzenia artystyczne, ale i wzmożony ruch znamienitych nazwisk poszukujących nowego źródła mecenatu. Ilość doznań, zarówno dźwiękowych i wzrokowych, zakrawała o powód do wstąpienia na ścieżkę szaleństwa.
    Powiedz mi... — upiła łyk herbaty krążąc pomiędzy jawą a snem — czy oprócz listów nadal masz gdzieś tego kryształowego kotka?
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Nie zamierzał czynić jej wyrzutów. Choć potrzebował jeszcze trochę czasu, by przyzwyczaić się do dzielenia na nowo niemalże wszystkiego z drugą osobą, naturalnie rozmywał swe granice i nie przyzwalał, by oburzenie i wewnętrzna potrzeba samotności brała w nim górę. Cieszył się, że na powrót ma do kogo się zwrócić, że ma osobę w której objęciach potrafi doszukać się fragmentu utraconego spokoju i wytchnienia. Nie chciał zaprzepaścić ofiarowanej przez los okazji głupimi dąsami i nieuzasadnioną ostrożnością. Wszystko układało się tak, jak powinno, tak, jak tego chciał. Czuł, że ma kontrolę i że nic nie ma prawa zboczyć chociażby odrobinę z obranego kursu. Łagodność kładąca się na jego obliczu nie stopniała, gdy przyglądał się jej poczynaniom. Widział, że z wdzięcznością przyjmuje herbatę i ogrzewa się ciepłem kubka. Czerpał przyjemność z klisz normalności i spijał wszystko to, co była skłonna mu ofiarować.
    Nie potrafiłem ich wrzucić gdzieś na dno szafy. Cały czas trzymam je tak, jak przed laty, na sekretarzyku. – Wypowiadał te słowa, choć przecież nie pytała. Tłumaczył swoją potrzebę i szczyptę sentymentalizmu z nikłym rozbawieniem. Rzucił w stronę kobiety czułe spojrzenie. Zapatrzył się wyraźnie, skupiając uwagę na jej mimice, na ustach subtelnie wyginających się w uśmiechu i błogości, choć nie potrafił przeoczyć wyraźnych oznak zmęczenia, co niepokoiło go w pewnym stopniu, jednak liczył, że we wzajemnym towarzystwie zdołają zregenerować nadszarpnięte pracą zasoby psychiczne. Oparł dłonie o miękki materac uginający się pod ich naporem i przekrzywił głowę. Zaśmiał się, gdy usłyszał jej słowa oraz ich wydźwięk.
    Myślę, że jakoś temu zaradzę, jeśli będę zupełnie beznadziejny, wyciągnę wełniane skarpety i dodatkowy koc ze skrzyni. – Pełne rozbawienia stwierdzenie uleciało z jego ust nad wyraz swobodnie i naturalnie. Powoli nabierał pewności i był w stanie stwierdzić, że przyzwyczajenie się do podobnych sytuacji przychodzi mu nad wyraz łatwo. – Sądzę jednak, że chyba nie będzie aż tak źle – wyciągnął dłoń, aby objąć Freję ramieniem, gdy postanowiła usiąść obok. Przesuwał powoli palcami po jej ręce, jakby chciał dodatkowo rozgrzać zmarznięte ciało czułym gestem. – Mhm… – westchnął, gdy zrozumiał, że w tym momencie ewentualny głód i maślane ciasteczka są najmniej ważnym elementem. Sam nie chciał ruszać się z miejsca, było mu dobrze i czuł, że potrzebuje nasycić się jej obecnością po długim tygodniu pracy i dniach rozłąki. Ostrożnie sięgnął po kubek ze swoją herbatą i zwilżył w niej usta – smak imbiru i słodycz miodu przełamana cytryną idealnie komponowały się z dniami takimi jak ten. Było leniwie, cudownie spokojnie, a chłód zalegający resztkami w ciele rozpływał się przyjemnie pod wpływem bliskości. Praca w warsztacie stawała się jesienią nieco bardziej uciążliwa, gdyż plucha mimowolnie dostawała się szparami do suchej przestrzeni, a zbyt wczesny zmrok nakazywał naginać zmysły do skraju ich wytrzymałości. Wtedy też podwójnie doceniało się możliwość podobnego odpoczynku.
    Pozwolił, aby oparła głowę o jego ramię, sam przyłożył policzek do czubka złotej głowy, układając koło rozgrzanego dna kubka na udzie. Przymknął ciężkie powieki i rozmarzył się mimowolnie. Nie chciał zasypiać, choć ciało pragnęło ulec zwodniczym podszeptom, by zatopić się ostatecznie w objęciach czułych dłoni i zaczerpnąć z możliwości rozkosznego wytchnienia. Oprzytomniał nagle, choć nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu, pytanie wybiło go z rozleniwienia i skłoniło, by mimowolnie rozejrzał się po niewielkim pokoiku. Miał tu naprawdę bardzo mało pamiątek, drobnostek, do których przywiązywał uwagę. Kotek, którego mu podarowała oczywiście pysznił się na blacie kredensu, tuż obok drewnianego konika i zdjęcia. Zdjęcia, którego nie  potrafił schować, wyrugować z pamięci i pozwolić, by zakurzyło się tam, gdzie kurzyła się cała jego przeszłość. Drgnął nieznacznie i obrócił głowę dokładnie w kierunku, gdzie przejrzysty kryształ odbijał drobiny światła.
    Oczywiście, że mam. Stoi na komodzie – powiedział zgodnie z prawdą i przycisnął mocniej dłoń do ramienia Frei, wkładając w gest jeszcze więcej czułości. – Nie lubię przesadnego sentymentalizmu, ale są rzeczy, które muszę mieć przy sobie. – Zaśmiał się do swej dziecięcej potrzeby. Trącił czubek kobiecej głowy nosem, zachęcając, by podążyła wzrokiem we wskazanym kierunku.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Ulga niepostrzeżenie rozmywała chmurne refleksy snujące się nad błękitem tęczówek. Lęk podburzany poczuciem winy zniknął w balsamicznej otoczce łagodnego spojrzenia, uciszając niepokój kryjący się w głębi roztrzęsionej duszy. Gdyby chciała być ze sobą szczera, to od paru tygodni w mniejszym czy większym stopniu zaburzała przestrzeń na przeróżne sposoby, na które składało się choćby zostawienie ubrań w części mieszkalnej warsztatu. Robiła to naturalnie, z dziecinną łatwością przystosowując się do wspólnego życia. Po latach tułaczki odnalazła ukojenie w otulinie stworzonej ramionami Fárbautiego.
    Rzeczywiste doświadczanie bliskości było o niebo lepsze niż poszukiwanie cieni w snach. Najgorzej znosiła dni naznaczone piętnem samotności, gdy wspomnienia żyjące ciepłem aksamitu jego skóry musiały wystarczyć do przetrwania brzasku, południa i wieczoru. Niestety nawet najbardziej wyszukane zmiany w grafiku nie pozwalały na wycięcie choćby kwadransa. Zmęczenie snujące się w kącikach oczu było najlepszym dowodem na to, jak w wiele spraw musiała zaangażować się w ostatnich dniach. Jesień przedstawiała się niczym istne szaleństwo, a Midgard przy pogodowych kaprysach nikomu nie uchodził za przyjaciela.
    Już jest w sam raz — pełen aprobaty pomruk rozległ się w chwili zacieśnienia niewielkiego, niepozornego dystansu. Niebezpiecznie kołaczące się serce zmiarkowało rytm uderzeń w próbie dostosowania się do tego, które biło spokojnie w drugiej piersi. Rozkoszne westchnienie przesunęło się wzdłuż zmysłów wraz z opuszkami palców znaczącymi czułą ścieżkę na jednej z dłoni. — Właśnie tego potrzebuję, żeby dojść do siebie.
    Nie istniało lepsze lekarstwo na dzień szargany porywami lodowatego wiatru. Zapewne niewiele brakowało do pokrycia uliczek miasta powłoką śnieżnego puchu, ale na szczęście tutaj nie musiała traktować tych niepokojących oznak w kategorii zmartwienia, zwłaszcza, że znajdowała się w towarzystwie ciepła drugiego ciała. Bała się, że choćby chwila rozłąki nie pozwoli im na stworzenie podobnego kokonu odprężenia, dlatego też nie puściła go na przyniesienie ciastek. Może później, jeśli poczuje się pewniej pośród zimna czającego się w zakamarkach nerwów, pozwoliłaby na przyniesienie słodkości. Na razie głód i tak stał się kwestią drugorzędną, choćby przez iście wspaniałą woń unoszącą się znad kubka. Perspektywa poparzonego języka powstrzymywała przed wypiciem wszystkiego jednym haustem, ponieważ zagubiła się pomiędzy nutami imbiru, cytryny i miodu. Zamiast żałować łyka herbaty, zachęcona gestem uniosła wzrok na rzeczony przedmiot znajdujący się na komodzie. Kryształowy kotek zajmował niemal królewskie ułożenie pośród innych obiektów.
    Bałam się, że nie dotrze do twoich rąk w całości. Wtedy mógłbyś co najwyżej zachować miałkie szczątki — zawtórowała mu śmiechem, obejmując kubek nieco mocniej. — Od dziecka miałeś smykałkę do drewna, prawda? Nic dziwnego, że z wiekiem nabrałeś ochoty na tworzenie czegoś... większego — utkwiła spojrzenie w niepozornej figurce konika. Został wyrzeźbiony z tak wielką dbałością o szczegóły, że zdawało się, jakby za moment chrapy miały rozdąć się w poszukiwaniu haustu powietrza, a kopyta unieść się w obietnicy galopu po dywanie. To samo wrażenie odniosła podczas spoglądania na łeb smoka wyrzeźbionego na czubie langskipu. Myślała, że po części nawet nie zdawał sobie sprawy z skali wielkości talentu dzierżonego przez jego dłonie. Oczekując odpowiedzi nie omieszkała nie zaprzestać poszukiwań, aż natknęła się na zdjęcie pyszniące się w bogato zdobionej ramce. Zdjęcie, które należało do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, bowiem kobieta uśmiechająca się do Fárbautiego wciąż była integralną częścią jego życia. Rozumiała to i nie zamierzała tego zmieniać.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Wciąż pozostawał pod wrażeniem własnych zdolności przystosowawczych, nigdy nie planował podobnego obrotu spraw. Po śmierci żony właściwie całkowicie porzucił wizję spokojnego życia i stwierdził natychmiast, że w jego los wpisane jest samotne spędzanie kolejnych dni i lat, które rozciągały się nienaturalnie i wybijały monotonny rytm wschodów i zachodów słońca oglądanych przez okno pustego, przykrytego warstewką kurzu mieszkania. Wydawało się jednak, że zupełnie nie przywiązywał się do tego postanowienia i porzucił je naturalnie, gdy zbliżył się do Frei i poczuł niezwykłe więzi wyrastające pomiędzy ich duszami. Wszystkie troski zdawał się odpychać i chwilowo uważać za nic nie znaczące, pozwalając, by żyła wraz z nim, jakby nigdy nie został naznaczony zakazaną magią i piętnem przekleństwa wmawianego mu przez matkę, a będącego pokłosiem decyzji klanu.
    Gładząc miękką fakturę swetra oraz skóry, która wystawała ponad krawędzie jego rękawów, przywiązywał swe zatroskanie do prostych spraw – czy aby na pewno jest jej ciepło, czy herbata okaże się wystarczająco słodka i odpędzająca widmo przeziębienia? Nie zamierzał troszczyć się niczym bardziej poważnym, zwłaszcza, gdy obydwoje potrzebowali beztroskiego rozpływania się w bezruchu i braku obowiązków. Dno kubka wżynało się swym ciepłem w materiał spodni, przesycając ich włókna, dostając się do powierzchni skóry uda. Kąciki ust mężczyzny wciąż wyginały się w wyrazie zadowolenia, głębszym, gdy Freja przyznała, że jest jej już o wiele lepiej. Chciał spełniać jej oczekiwania i nie przynosić choćby cienia zawodu. Wciąż ucząc się tego, jak powinien postępować, był zadowolony z postępów, które czynił. Rozłożone palce dłoni owinęły jej przedramię w geście zacieśnienia bliskości. Uniósł ostrożnie kubek i napił się nieco, czuł, jak wilgoć osiada na krańcach jego rzęs i czubku nosa, łaskocząc zmysł powonienia ostrą wonią imbiru i miodu spadziowego. Gdy odrobina naparu przedostała się przez jego gardło i ogrzała subtelnie klatkę piersiową, odłożył kubek na swoje miejsce, które znaczyło się na szarości spodni jaśniejszą odbitką dna naczynia.
    Ułożył usta, korzystając z faktu, że uniosła w końcu głowę, na jej skroni, wciąż jednak zerkając w stronę kotka, o którym wspomniała. Zajmował ważne miejsce na komodzie, na równi z innymi przedmiotami z jego przeszłości. Jeszcze nim wyrzekli słowa, które nakazały im stworzyć coś więcej, niż przyjaźń, miał go stale przy sobie. Nie miała wprawdzie okazji przekonać się o tym, jednak dzisiaj, gdy otwierał przed nią coraz to nowe drzwi, otrzymywała dostęp do tych wszystkich na pozór drobnych faktów, które w rzeczywistości nadawały kolorów jego osobie. Nigdy nie był wprawdzie wyjątkowo surowy w stosunku do Frei, jednak nigdy też nie miał na tyle gotowości, by czuć pełną swobodę mówienia o sobie.
    Na szczęście, wszystko zawsze planujesz niezwykle dokładnie i nie miał prawa obrócić się w pył – stwierdził, odsuwając wargi od ciepłej skroni. – Obawiałbym się raczej o to, że ja swoją niezdarnością wyrządziłbym mu krzywdę. Choćby przy mojej ostatniej przeprowadzce. – Zdusił śmiech, nim ten zdołał opuścić jego usta, drgające obecnie z wysiłku stwarzania pozorów zupełnej powagi. Zgroza przyoblekła jego oblicze, choć nie zagościła na długo, ustępując ostatecznie kolejnej fali rozbawienia, przed którą tak bardzo się wzbraniał. Dawno nie miał okazji, by tak szczerze wyrażać inne emocje niż rozczarowanie, znużenie i smutek, przylegający smętnie do wymęczonego męskiego oblicza. Ożywił się jeszcze bardziej, gdy zwróciła uwagę na konika, którego miał przy sobie od wczesnych lat dzieciństwa. Wpierw jednak poczuł charakterystyczne ukłucie niepewności, jakby jeszcze resztki starych przyzwyczajeń nakazywały mu zawrzeć usta i udawać, że nie usłyszał pytania.
    Tak – przyznał. – Swego czasu była to jedyna czynność, która dawała mi radość. Nigdy nie byłem lubianym dzieckiem, tym bardziej wygadanym. Cóż. Samotność pozwalała mi pogrążać się w rzeczach wymagających ciszy i spokoju, precyzji. Ponadto… Drzewa. One nigdy nie krzyczały, nigdy nie wypowiadały słów, które potrafiły zranić. Dawały kształtować się w cokolwiek, co tylko zaświtało mi w głowie – powiedział zupełnie szczerze, wzdychając z odrobiną nostalgii. Nigdy nie twierdził, że miał co wspominać, a jego dzieciństwo nie należało do szczęśliwych. Jednak te klisze odkurzał z radością. Patrzył na swój twór z zadziwieniem i potrafił dostrzec w nim niedoskonałość, jednak nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. Gdy wyrwał się z chwili zadumy, dostrzegł, że Freja przesunęła spojrzeniem po zdjęciu, które wciąż, niezmiennie, zdobiło blacik niewielkiej komody. – Och… – Usta szkutnika rozwarły się, a spomiędzy warg dobyło się zupełnie niezamierzone westchnienie. Zacisnął palce na rozgrzanych ściankach kubka, czując że ciepło uderza go w policzki. Czy popełnił błąd?


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Pragnąc wiele ponad to, co właśnie dostawała w bezinteresownym darze, wykazałaby się niezwykłym egoizmem nieadekwatnym do myśli oplatających się wokół ich małego skrawka świata. Cząstka warsztatu dzięki ciepłu oraz poczuciu troski płynącej z każdego, choćby najbardziej delikatnego przesunięcia opuszkami palców po rozgrzewającej się skórze stała się enklawą spokoju i bezpieczeństwa, o czym dobitnie świadczyła senność muskająca ociężałe powieki. Troska pchnięta wprost do spragnionych tego ust nie przysporzyła wielu zmartwień, nie przytłoczyła swym pojawieniem się, lecz stała się czymś zupełnie innym niż strapienie - wtłoczyła się w naturalny rytm oddechu, zmieszała się z powietrzem wypełniającym płuca i krwią szumiącą w żyłach. Upojona intrygującym doznaniem przysunęła się ku niemu jeszcze bliżej, kurczowo trzymając w dłoni przyjemnie kojący kubek z sączącym się zapachem imbiru oraz miodu, na wspomnienie łączące się z nim oraz jednym z pierwszych spotkań przyoblekła lico w delikatny uśmiech.
    W porównaniu do niego była oziębłą statuą z niewzruszonym stosunkiem do przeszłości. Nie trzymała na wierzchu żadnych oznak związania z poprzednim życiem, jak miała zwyczaj nazywać czas spędzony w ramionach męża przy akompaniamencie słodkiego kwilenia córek. Większość spaliła w ogniu rodzinnego domostwa. Nie pozostawiając żadnej pamiątki po więziach okraszonych kruchym szczęściem poczuła wolność. Dopiero po poznaniu Fárbautiego zdecydowała się zerwać z tradycją i zachować drobne pamiątki związane z ich spotkaniami, choć trzymała je starannie zamknięte w drewnianej skrzynce, jakby zbyt mocno bała się, że leciwe wspomnienia ulecą ku niebu i już nigdy nie poczuje ich smaku.
    Na Odyna! — wypaliła gorączkowym tonem, zanim zorientowała się w iście szampańskim żarcie. — Gdybym tylko się o tym dowiedziała, zapewne przysłałabym Ci kolejnego... Chociaż wątpię, że byłbyś w stanie się do tego przyznać. — Chcąc ukryć swe roztargnienie, przysunęła kubek do ust po pociągnięcie sporego haustu. Słodycz miodu przysłoniła gorycz sączącą się z dziecinnej naiwności, przez którą uwierzyła w powagę oblekającą lico mężczyzny. Mimo osobistej porażki ucieszyła się, że choćby przez moment pozwoliło mu to na wybrnięcie z okowów trudów zmęczenia. Samo pojawienie się wspomnień związanych z początkami pracy przy drewnie znaczyło dla niego wiele, co dostrzegła bez większego wysiłku. Jak również i to, że brzmienie przez moment pochwyciło zawahanie.
    Natura słynie ze swego nieujarzmionego charakteru, a tobie udało się ją nakłonić wedle własnej woli. Drzewa są mądre. Wiem, że nie dałyby się ukształtować nikomu, kogo nie uznałyby za godnych do stworzenia z nich nowego, wspaniałego życia — zawsze podziwiała łatwość, z jaką przychodziło mu nadawanie drewnu wybranego przez wyobraźnię kształtu. Konik był zapewne jednym z wielu drogowskazów wyznaczonych przez talent drzemiący w czeluściach uśpionego serca. Jednym z tych mogących nadać Fárbautiemu ostateczny kształt i wyznaczyć pewną ścieżkę była kobieta znajdujące się za woalem fotografii, uśmiech której zdobił lico w zamkniętym przez wieczność zadowoleniu. Nigdy nie pytała o nią, o to, co ostatecznie sprowadziło ją za wrota Valhalli. I choć już wcześniej podczas przeglądania kopert poczuła wstyd, tak teraz niepyszne uczucia powróciło w grymasie ust i kurczowym zaciśnięciu palców wokół kubka.
    Przepraszam — nieznany dotąd rodzaj bólu musnął spojrzenie lgnące ku zdjęciu. Nie chciała, żeby poczuł się osaczony. — Nie powinnam... — Nie bez powodu omijała tę kwestię szerokim łukiem, dając mu czas i swobodę na to, aby sam wybrał moment opowiedzenia historii. Nie pragnęła go do niczego przymuszać, tymczasem przez swą wrodzoną ciekawość nie potrafiła się opamiętać i znowu dała się zapędzić w kozi róg przez swój własny, niedoskonały umysł.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Spoglądał na nią z nieszkodliwym rozbawieniem, studiując nagłe uniesienie w emocjonalnym podrygu, gdy w jej głowę wdarła się myśl o stworzeniu z kotka marnego, szklanego pyłu. Spontaniczną reakcją zdołała ogrzać jego serce, które już i tak od samego początku wizyty otulone było woalką przyjemnego bezpieczeństwa i beztroski. Był winny jej zmieszaniu, nie mogąc powstrzymać się od niewinnego żartu, próby zarzucenia subtelnej przynęty, na którą pozwoliła się złowić.
    Masz zupełną rację – przyznał, pochylając się nad kubkiem z herbatą. Znała go dobrze i zdawała sobie sprawę z tego, że szkutnik nie wyjawiłby jej prawdy i z zupełnym prawdopodobieństwem skupiłby się na mozolnym odtwarzaniu potłuczonej figurki, by przy kolejnym spotkaniu nie zauważyła, że przytrafił mu się nieszczęsny wypadek. Wraz z Freją, niemal w tym samym momencie, pogrążył się w zaspokajaniu pragnienia ciepłym płynem o słodko-orzeźwiającym smaku. Przytulił ją mocniej drugą ręką. – Choć prawda jest taka, że nie pozwoliłbym mu rozpaść się w pył. Nigdy. Zbyt cenna rzecz. – Przyznał się do tego w jaki sposób traktował podarek i nie zamierzał ukrywać znaczenia, jakie zdarzało mu się przypisywać do niepozornych przedmiotów. Kotek stał bezpiecznie pomiędzy innymi kliszami przeszłości i stanowił integralną część jego najbliższej przestrzeni, tej najbardziej intymnej i ochranianej z całych sił.
    Słysząc brzmienie jej słów, odłożył kubek na sekretarzyk i przyjrzał się jeszcze raz konikowi. Łagodny uśmiech nie był w stanie usunąć się z jego twarzy nawet pod wpływem wytartych wspomnień wszystkich krzywd, których doświadczał. Przyjął pochwałę dźwięczącą w głoskach, zdając sobie sprawę, że mecenas nie mija się z prawdą. Nigdy nie był niczego równie pewien, co swych umiejętności i kunsztu, zdobytych latami nauki, a później praktyki. Niczemu innemu nie poddawał się z podobną pasją i wytrwałością. Miał poczucie, że i Freja dostrzegła to w nim już na samym początku i stąd jej wybór padł na zupełnie obcego jej wtedy szkutnika. Musiała obdarzyć go kredytem zaufania, a on nie zamierzał zawieść – oddał jej wszystko to, czego oczekiwała z nawiązką. Pamiętał, że był niezwykle zadowolony ze swej pracy i przeczuwał, że znajomość ta być może przetrwa jeszcze wiele lat. Nie chciał mówić, że już wtedy wiedział, jak dokładnie potoczy się ich los, gdyż ten okazał się zupełnym zaskoczeniem, jednak był gotów przysiąc, że ich spotkanie było zapisane gdzieś tam, gdzie nie sięgały ludzkie myśli.
    Nigdy nie znalazłem żadnego bardziej wdzięcznego materiału, by tworzyć – przyznał. Myśl o drewnie przyszła mu naturalnie, zupełnie tak, jakby była wpisana w jego żywot. W to, kim był. Nie mógł wyprzeć się swego dziedzictwa. – Mój ojciec… – w jego głosie zabrzmiała nuta zawahania. – Mój ociec nauczył mnie wszystkiego. Przekazał całą wiedzę na temat szkutnictwa. Snycerka to była moja fanaberia… – zaśmiał się cicho i ułożył spojrzenie na własnych dłoniach noszących ślady wykonywanej pracy. Konstelacja odcisków była niezmienna od lat i przyszyta do jego osoby w sposób permanentny. To było jego życie, jedyne odpowiednie dla niego miejsce. Nie potrafił się z tym ukrywać: nigdy nie chciał wykonywać nic bardziej poważanego, czy chlubnego, wznoszącego jego egzystencję na wyrafinowany piedestał naukowców i ludzi prawdziwej sztuki.
    Westchnienie, które z siebie wydał okazało się mieć niezwykłą siłę do burzenia nastroju, który udało się im stworzyć. Był na siebie zły, że w tak niespodziewany sposób zareagował na spojrzenie Frei, które ugrzęzło na zdjęciu jego zmarłej żony. Nigdy nie chciał wprawić jej w zakłopotanie, nie w taki sposób i nie w przypadku tego jednego wspomnienia, którego się obawiał. Nie potrafił i nie chciał wymazać przeszłości, ale też wzbraniał się przed tym, by rzutowała ona na to, co otrzymał teraz od losu. Wiedział, że kiedyś ten moment nadejdzie, jednak łudził się, że o wiele później.
    Nie, proszę – wyrzucił z siebie szybko i nieco nerwowo. Widział, że jej twarz przybiera zupełnie inny wyraz, że silniej zaciska palce dookoła kubka. Przez moment zdawał się zupełnie bezradny w obliczu prawdy stojącej na kredensie w oprawie kunsztownej ramki. Wbił spojrzenie w lico, które wryło się w jego pamięć tak, iż nie potrzebował tego skrawka papieru zatrzymującego w sobie nieruchomy fragment historii. Jej oczy pozostawały wyrozumiałe, nawet w tej sytuacji. Jakby wszystko wiedział. Przerażała go ta myśl, choć dawała też cień otuchy. Zagryzł dolną wargę i milczał przez kolejny moment. Nie był pewien, co powinien uczynić, jednak postanowił zaufać swym przeczuciom. Chwycił dłonie Frei spoczywające na ciepłej ceramice, wpierw zamknął je w swych długich palcach, jednak wykonał zaraz ruch, którym wydobył kurczowo trzymane naczynie i odstawił je na komodę. Powrócił opuszkami do skóry ogrzanej ciepłem herbaty muskając ją delikatnie. – Powinnaś. Nie chcę, aby to w jakikolwiek sposób wpływało na to, co jest teraz. To część mojego życia, ale ty też nią teraz jesteś. – Uniósł spojrzenie na kobiecą twarz i uśmiechnął się blado. – Miała na imię Ormheiður. Uczyła alchemii. W Akademii Berkano. – Choć mówił z trudem, czuł, że powinien, że jeśli teraz nie powie nic, zdjęcie będzie wciąż powodować takie same emocje przy każdej kolejnej wizycie. Przez cały czas trzymał w kurczowym splocie rozgrane, kobiece dłonie.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Rozbawienie malujące się na licu Fárbautiego zachęcało do teatralnego, wyolbrzymionego w swym znaczeniu przewróceniu oczami, choć ostatecznie również zdecydowała się na nieśmiały uśmiech udekorowane rozkosznymi dołeczkami w policzkach. Wbrew temu co powiedziała, nie ukarałaby go za brak nadmiernej ostrożności w traktowaniu kryształowego kotka. Każdemu mogła zdarzyć się chwila wypełniona spontanicznym pojmowaniem świata niż nadmierną ostrożnością, a podarek zamiast pysznić się na komodzie pośród pozostałych świadectw przeszłości ległby w miałkich szczątkach na podłodze. Jednak, jak miał to w zwyczaju, zawsze potrafił odnaleźć ścieżkę ku jej przychylności - ucieszyła się na wieść, że zważał na niego z nadmierną uwagą, nie pozwalając rozbić się w drobny mak bądź uszkodzić w równie spektakularny sposób.
    Nie posądziłaby go o brak zdolności. Widziała sposób, w jaki obchodził się z drewnem, kiedy tylko chwytał narzędzia i zabierał się do pracy w pocie czoła. Dziękował mu za możliwość stworzenia tak niewiarygodnie pięknych kształtów przy jednoczesnym braku wyrzutów za ślady noszone na palcach. Nie raz przesuwała po nich opuszkami palców z pieszczotliwą wyrozumiałością, nawet jeśli nie traktował ich jako ujmę. Wyobrażała sobie stojące za nimi historie, trud włożony w kształtowanie zmyślnych form fauny i flory, który odwdzięczał się w pełni dopiero na finiszu, gdy wydobył już niepozorną doskonałość z mylnie topornego materiału.
    Fanaberia, która jest dla mnie czymś niezwykłym — rzekła niezwykle miękko, niemalże czując słowa rozpływające się tuż na krawędzi ust dla wyrównania zawahania wraz z pojawieniem się kwestii ojca. Pamiętała, że dzieciństwo mężczyzny skryte za wstęgami smutku nie uśmiecha się zbyt chętnie, jawi się jako przykre pasmo z nielicznymi przebłyskami zadowolenia. Nie wiedziała, czy prócz rozwijania pasji coś jeszcze cieszyło go równie mocno. — Gdy zobaczyłam Cię po raz pierwszy nie mogłam przestać patrzeć się na twoją pracę... Drewno było tak uległe wobec twoich rąk! Jakby wiedziało, że możesz zrobić z niego coś pięknego.
    Niewielu potrafiło oddać się sztuce rzeźbienia. Chciwość lgnęła ku pieniądzu, nastawiała się na chęć nieustannego zysku, a tu miała do czynienia z czymś bardziej nieuchwytnym, niemal eterycznym w źródle istnienia.
    Zapragnęła cofnąć czas.
    Nie poszukiwała sposobu na wymazanie jego żony z przeszłości. Chciała przeskoczyć do chwili, w której drewniany konik stanowił centrum ich rozmowy, kiedy jeszcze nie mierzyła się z głęboko skrywaną boleścią mężczyzny, błądząc w rozmyślaniach dotyczących drewnianego konika. Zawsze sądziła, że powie o tym samym, nieprzymuszony, tymczasem bez zaproszenia wdarła się do niezwykle delikatnej sfery. Gdyby również posiadała podobne doświadczenia, być może nabrałaby większej empatii w stosunku do więzi uświęconych ciepłem i boskim błogosławieństwem. Nie wiedziała tak wielu rzeczy. Bielmo wrosło w oczy, umysł i dłonie. Przez lata borykała się z licznymi niedogodnościami, lecz nie miała pojęcia o ich złożonej naturze. Ubezwłasnowolniona demonami cierpienia pozwoliła Fárbautiemu przejąć inicjatywę, nie protestując przed odebraniem herbaty, ostatniego bastionu ciepła pośród lodowej obojętności duszy. Z nikłym uśmiechem na ustach przyjęła zakotwiczenie się pośród kojącego uczucia oplatającego dłonie.
    Nie wiem, czy powinnam[/i].
    — [b]Opowiedz mi o niej więcej, jeśli tylko chcesz.

    Język plątał się i drżał. Była dumna, że zdołała wydusić z siebie cokolwiek. Wciąż nie była pewna słuszności samej siebie. Powtarzała w myślach imię jego zmarłej żony niczym mantrę, jakby zastanawiała się, czy jest równie prawdziwe jak jej własne. Wpatrywała się w ich złączone dłonie na dowód, że jeszcze tu jest, że nie jest wytworem czyjejś fanaberii.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Choć nie oczekiwał od niej oklasków, każde z słów, które wypowiadała, utwierdzało go jedynie dodatkowo w słuszności drogi, którą postanowił podjąć i podążać. Swej wytrwałości, oddaniu rzemiosłu, zawdzięczał znakomitą część rzeczy, które przydarzyły mu się w życiu. Nie wyobrażał sobie innej dziedziny, do której pasowałby lepiej. Pamiętał doskonale pierwsze swe dzieła, które wykonywał wespół z mistrzem: magiczne drakkary, masywne kanary, nie mające sobie równych. Bo choć Hrym miał swoje tajemnice, choć jego życie pochłaniała zakazana magia, to jednak i on oddawał się szkutnictwu z niezwykłą pasją, będąc wzorem niedoścignionego ideału, mądrości szlifowanej latami praktyki. Potrafili żyć normalnie, nie odbiegając znacząco od innych widzących – zarabiali na chleb, czuli zmęczenie po całodniowej pracy w porcie. Nie potrafił wyrugować z pamięci tych momentów, które przepełnione były ogromną szczęśliwością, skąpaną w świetle słonecznym, spychającą mroki występków gdzieś, gdzie zdawały się jedynie senną marą, odrealnioną, zupełnie nieprawdziwą. Tęskniąc za chwilami beztroskiej zwyczajności, podświadomie układał swoja codzienność tak, aby widać było tylko to, czego się nie obawiał. Nie potrafił pohamować zadowolenia, gdy Freja dostrzegała w nim jedynie to, co dobre, to co pozbawione skazy, czyste. W takich chwilach był w stanie powiedzieć, że potrafi żyć bez znamion przekleństwa, tracącego na znaczeniu i blednącego, niczym blizny po dawno zadanych ciosach. Nie liczyło się nic więcej.
    Lubię czasami tak o tym myśleć, że ono wie… że się na to godzi i rozumie, co chcę stworzyć. Czasami mam wrażenie, że samo do mnie szepce, podpowiadając, co powinienem zrobić, jak poprowadzić strug, czy dłuto… – Podzielił się z nią swoimi odczuciami, wypływającymi z głębin duszy pragnącej doświadczenia zrozumienia. Kiedyś miał tylko to, nie liczył na nic więcej, jedynie śpiew zawarty w korze, w warstwach włókien, w przekrojach znaczonych słojami upływu lat, sprawiały, że czuł się potrzebny. Choć teraz jego postrzeganie zmieniło się nieco, gdyż zrobił w swym życiu miejsce dla ludzi z krwi i kości, nie potrafił zdradzić swego pierwotnego przyjaciela – duszy zawartej w drzewach.
    Nie zamierzał wypuścić jej dłoni ze splotu, czując, że jedynie ich dotyk pozwala mu na stabilny oddech i spokojność w głosie. Był to moment, w którym obydwoje gubili się, mieszając słowa i próbując bezskutecznie uciec do ostatniej chwili. Ból, który wspinał się powoli po drabinie kręgosłupa, by w końcu wniknąć w miękkość pomiędzy kręgami i wpić w sam rdzeń, rozchodząc się promieniująco po wnętrznościach i mięśniach, sprawił, że zastygł zupełnie. Jedynie miarowe wdychanie i wydychanie powietrza sprawiało, że nie wyglądał niczym ludzka rzeźba. Szarość tęczówek stężała ołowiem i zajęła niemal całą ich powierzchnię. Słysząc pytanie wiedział tylko tyle, że chce powiedzieć jej więcej, choć nie miał pojęcia, które słowa powinny opuścić jego usta, by nie ugodzić jej serca w niezamierzony sposób. Odwrócił w końcu głowę i spojrzał ponownie w kierunku zdjęcia niezmiennie przedstawiającego młodą kobietę o jasnych, falowanych włosach, wyraźnie długich, okrywających popiersie przyodziane w biel sukienki. Jej mętno-zielone oczy zerkały łagodnie, oprawione w ciemne rzęsy. Otworzył usta, jednak struny głosowe odmawiały posłuszeństwa, musiał skupić spojrzenie gdzie indziej, czując narastającą presję. Nacisnął łagodnie opuszkami na dłonie Frei, gładząc kciukami ich fakturę.
    Była – słowo zachrzęściło ocierając się boleśnie o podniebienie. – Była dobrą nauczycielką. Wyrozumiałą i łagodną, dzieci zawsze ją uwielbiały. Zdarzało się, że po naszym ślubie, obserwowałem, jak często przystawały przy podwórzu i z nią rozmawiały. Zawsze miała czas dla swoich podopiecznych. – Odetchnął, gdy pierwsza z myśli przybrała realny kształt. Była dobra i łagodna także dla niego, wybaczając wiele, wybaczając to, że ją okłamywał. – Gdy jej choroba się nasiliła, musiała zrezygnować. Cierpiała na menadę. Momenty utraty świadomości stawały się coraz częstsze i prowadziły do wielu niebezpiecznych sytuacji. Czuję, że w tym czasie zrobiłem wiele złego. Bojąc się o nią, bojąc się tego, co nieuniknione, stałem się okropnie zgorzkniały i zaborczy, choć starałem się dawać jej każdą chwilę, nie pracowałem wiele w tamtym okresie, to jednak widziałem, że cierpi, nie mogąc funkcjonować normalnie – przyznanie się do własnego błędu bolało. – Mimo tego… zawsze była tak samo wyrozumiała i łagodna. – Z łatwością grzązł we własnych wyrzutach sumienia, choć chciał złapać się jakiejś dobrej myśli. Zaśmiał się cicho. – Lubiła tańczyć. Gdyby nie taniec, pewnie nigdy bym jej nie poznał. Sam robiłem to w tamtych czasach bardzo kiepsko, ale… – wspomnienie rozgrzanej ciepłem kominka portowej karczmy łaskotało przyjemnie. – Dziwnie mi o tym mówić. Frejo – wykonał pauzę – ja. Ja nie mogę się wyprzeć tego, co było, ale też nie chcę dopuścić do sytuacji, w której przeszłość trzyma mnie kurczowo i nie pozwala ruszyć dalej. Nie w tym przypadku. Przeżyłem sam proces jej odchodzenia niezwykle ciężko, bo nigdy nie sądziłem, że spotkam na swojej drodze kogoś takiego. Tak, jak później czułem, że nigdy nic podobnego mi się nie przydarzy. – Ułożył dłoń, którą wyłuskał z uścisku, na policzku kobiety. – Na szczęście, jestem omylnym człowiekiem – uśmiech uniósł lekko kąciki jego ust.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Ugrzęzła w uniesieniu nad światem żywych i martwych. Spoglądała już nie tylko na męża, ale również i na nią - kobietę, która swym czarem potrafiła zawładnąć szkutniczą duszą okutą w drewno i metal. Przygarnęła go ku sobie z śmiałością tak wielką, że nie sposób było wyrazić zrozumienie wobec tak czułych dłoni i słodkiego spojrzenia. Tajemnica musiała pozostać tajemnicą.
    Ledwo rozpoznała swój tembr głosu i obleczone w nim słowa. Kaleka prośba o uchylenie skrawka historii zaplątała się wokół siebie i runęła jak długa, choć wzniosła się w stronę nieba z wdzięcznych pobudek. Była niekompletna, splątana w odczucia wstydu i bezsilności, wiła się wokół nich niczym wąż o niecnych zamiarach i czekała cierpliwie na moment nieuwagi. Kły wtopiły się w nadgarstek w morderczym brzasku krwawej przeprawy, aż wzdrygnęła się nieznacznie w obawie przed przykrymi konsekwencjami zabójczego jadu mściwego gada. Tylko znajoma faktura wnętrza dłoni Fárbautiego pozwoliła na zatamowanie trucizny toczącej się w żyłach. Opuszkami palców niecierpliwie muskała poszczególne linie i wgłębienia, po raz wtóry odnajdując drzemiące w nich poczucie bycia na właściwym miejscu. Tej pewności nie wzburzyła nawet bolesna opowieść snująca losy dwóch miłujących się dusz, których ścieżka skończyła się zdecydowanie za krótko. Oczyma wyobraźni widziała roześmiane lico kobiety opowiadającej swoim uczniom przeróżne historie. Widziała ją stojącą przed furtką, gdy nie potrafiła pożegnać się z dziećmi i starała się przeciągać rozmowę w miarę możliwości, tak, żeby nie rozgniewać zamartwiających się rodziców. Z tyłu, z mroku domu wyłaniał się również on, Fárbauti, oczekujący na powrót swojej żony do domu. Szydercza igła zazdrości raz za razem wciskała się w kruchą przestrzeń serca - rozumiała, dlaczego tak bardzo przeżył jej śmierć, choć sama nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnego przywiązania. Relacja z mężem zawsze opierała się na porozumieniu, nie sympatii czy głębszym uczuciu. Byli ze sobą ze względu na dane sobie przyrzeczenie i dzieci. Przypatrywała się czemuś nieznanemu z zafascynowaniem i strachem jednocześnie.
    Widmo choroby legło pokotem na zmysły. Śmierć wyjrzała zza skrzypiącej framugi, szarpnęła za istnienie kobiety i posadziła je na koniu, po wszystkim gnając ku drzwiom wiecznej chwały na uczcie Odyna. Walkirie cieszyły się i płakały. Ich łzy spływały z gmachu nieba na granatową powłokę nocy, rojąc się i iskrząc w smutku.
    Ból i strach na powrót objęły serce. Miała siłę jedynie uśmiechnąć się niemrawo, gdy słowa otuchy otuliły ją wraz z kojącym ciepłem dotyku. Jak wiele musiało kosztować go takie wyznanie? Taniec w przytlonym świetle, w karczmie, cierpienie rozsuwające powieki, na łożu. Nie była pewna swego zrozumienia względem ich uczuć. Kochał ją ponad życie i zbrodnią byłoby temu zaprzeczać, tak jak stanięcie pomiędzy nimi.
    Dziękuję.
    Srebrzysta wstęga wtuliła się w palce Fárbautiego. Dziękowała mu nie tylko za opowieść, lecz wiarę w iskrę istnienia czegoś, co do tej pory tylko czekało na silniejszy podmuch wiatru i zapanowanie ciemności. Mimo to nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy, nie teraz, gdy czaił się w nich tak bezbrzeżny smutek. Uparcie wpatrywała się w zdjęcie oraz stojącego niedaleko kryształowego kotka, który pysznił się w przyćmionej łunie promieni słońca. Nadzieja umacniała zlęknione, schorowane serce, lecz łzy wciąż znaczyły drżące policzki.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Wylewność ostatnich dni przytłaczała go w chwilach, gdy pozostawał sam. Nie wiedział, co tak naprawdę się zmieniło, że skory był by rozwiązywać swój język i mówić o sekretach, których nigdy nie chciał nikomu wyjawić. Jedno jednak było pewne – czuł wtedy coś w rodzaju ulgi, jakby brzemię dekad opadało z jego ramion i rozkładało się pomiędzy chętnie wyciągane w jego kierunku ręce. Nigdy nie doświadczał nic podobnego, pozostawiony sam sobie ze zgryzotami i lękami nie miał do kogo uciec, wiedząc o braku perspektyw na akceptację. Pogodził się z tym i nie próbował zmieniać swego przeznaczenia, zbyt przeżarty zgryźliwością i krzywdami, których przecież doświadczył tak wiele.
    Pomimo obaw, słowa płynęły nad wyraz gładko, znacząc bieg historii, tego co utracone bezpowrotnie i pogrzebane pomiędzy skałami i łąkami Islandii. Zostawił tam wszystko, co wiązało go z przeszłością, jedynie zgodnie z tradycją podróżując tam raz w roku, byle nie zapomnieć całkiem, byle pielęgnować w swej duszy drzazgę dawnego bólu i rozpaczy, choć łzy wyschły, a wściekłość skrzepła i opadła na dno duszy niczym ołowiana gruda. Dziś był ku temu najodpowiedniejszy czas, który nie pochwycony w porę, nie miałby szansy na przyszłość – tchórzostwo i pragnienie ucieczki było mimo wszystko silne, byle nie odświeżyć starych ran. Nie wiedział, czy zrobił dobrze, zerkając niepewnie na kobiece lico pogrążone w rozważaniu. Na bogów, których nienawidził z całego serca, na Norny, które przeklinał, jak bardzo chciał mieć dostęp do je myśli, byle rozwiać swoją niepewność i chwiejność wiary w to, że czynił słusznie. Łzy odbijające się na krzywiźnie policzków wprawiły go w dodatkowe zmieszanie, gdyż nie spodziewał się podobnej reakcji. Zmarszczył brwi w złości – do siebie i swej naiwności, że to jedynie słowa, echo przeszłych dni, zupełnie nie mających znaczenia w tym, co próbował budować z Freją. Nie potrafił jednak inaczej, nie mógł wiecznie udawać, że zdjęcia tam nie ma, a schować go w czeluści szafy nie miał odwagi, nie po tym, co uczyniła dla niego żona. Zdobywając się na podobną herezję, starłby sens wspólnie przeżytych lat i tego, z czego czerpał siłę i radość. Nie mógł jednak zrozumieć, co działo się teraz, gdy w jego piersi pojawił się chłód trawiący po kolei wszystkie członki, we wstydzie, żałości i ludzkiej niedołężności.
    Podziękowanie wdarło się w strukturę strachu, musiał uwierzyć, że uczynił słusznie. Zacisnął mocniej palce na jej dłoniach, nagle chłodniejszych, jakby skostnienie ogarniało powoli nie tylko powietrze w pokoju ale i ich ciała. Uśmiechnął się słabo, choć nie potrafił sięgnąć, by zetrzeć wilgotność spod błękitnych, wykrojonych w elegancki kształt, oczu kobiety.
    Tak jest dobrze – szepnął. – Musiałem ci to powiedzieć, choć teraz nie jestem pewien tego wszystkiego – zawahał się. – Nie chciałem sprawić ci przykrości, czy zasnuć cierpieniem. – Dopiero teraz uniósł dłoń, by objąć ją, choć sam wciąż drgał wewnętrznie, nie potrafiąc opanować rozszalałych wspomnień. – Mówienie wciąż przynosi trudność, ale pogodziłem się z tym już dawno, możesz mi wierzyć – zapewnił Freję w szczerości swych intencji i ponownie w tym, że to echo, nie coś, czym żyje wciąż i wciąż, budząc się rano i zerkając na wystawioną na blat komody fotografię.
    Nie starał się zmusić jej do spojrzenia, dał swobodę i przestrzeń, choć przysunął się nieco, zmniejszając dystans i bokiem przywierając do miękkości swetra, który miała na sobie. Skierował błękit oczu dokładnie tam, gdzie zerkała, oddając chwilę ciszy, zastanowienia, ale i bliskości, bo nie mógł i nie chciał jej odtrącać pod wpływem własnego zmieszania. Potrzebował jej obecności, chyba jeszcze wyraźniej, niż do tej pory, bo łatała coś co, ziało pustką w jego sercu od wielu lat. Otulała pokiereszowane fragmenty duszy i nadawała im pierwotny kształt, skąpany w cieple i bezpieczeństwie budowanej relacji.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Obrazy wytwarzały się mimowolnie. Nie miała nad nimi żadnej, choćby najmniejszej kontroli, zostając zdana na łaskę złośliwości własnych myśli gotowych do wytworzenia pesymistycznego pejzażu. Oblicze żony Fárbautiego było czymś pomiędzy. Przypominała o tym, czego nigdy nie zaznała w trakcie trwania małżeństwa. Rozważanie te wracały kilkukrotnie i ani przez moment nie okazały skruchy, choć stała się niezmiernie zmęczona od wsłuchiwania się w echo szyderczego śmiechu. Dając za wygraną przesunęła spojrzeniem ku roześmianemu licu pokrytym zdrowym rumieńcem, ku kobiecie, która właśnie zamknęła za sobą furtę ogrodzenia i w swym boskim majestacie ruszyła w stronę swojego wybranka.
    Zbyt mocno rozpamiętywała przeszłość, a ta zapamiętale wracała w mrokach dnia niszcząc wybrakowane promienie słońca, nie pozwalając na cieszenie się normalnością i spokojem, choć miała do tego prawo. Duchy wiły się wokół jak węże wietrzące zapach bezbronnej ofiary. Tak jak wcześniej szykowały się do polowania.
    Oddech ugrzązł w zaciśniętym gardle.
    Była mu niezmierne wdzięczna za naprawdę wiele. Począwszy od czegoś małego, jak przyniesienie intensywnie pachnącej i ciepłej herbaty, po coś o wiele większego, czym nazywała opowieść snującą się po chropowatych fałdach przeszłości. Uchylenie rąbka tajemnicy kryjącej się za nieruchomym pięknie uchwyconym na fotografii kosztowało go nadmiar sił. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Miałkie, pochwycone w wir wiatru szybowały w dowodzie swej słabości, ujęte w choćby najprostszy sposób nie mogły w pełni oddać emocji ukrytych za mglistym smutkiem zasnuwającym tęczówki. Kruche serce zlęknione widmem z wdzięcznością przyjęło ostrożną bliskość. Krew przedzierająca się przez porcelanowe żyły stała się tym głośniejsza, im dłużej przylegała do jego boku.
    Uświadomiłam sobie, że nigdy nie miałam domu. Nikt na mnie nie czekał, tak jak ty czekałeś na żonę — zlepki liter niepewnie opuszczały bezpieczną przystań ust. Nikły uśmiech oblekł je, gdy w końcu odważyła się spojrzeć na Fárbautiego. Nie miała powodów, żeby mu nie wierzyć, skoro sama rozumiała ten specyficzny rodzaj straty rozdzierający duszę na dwoje. — Mimo to rozumiem twoją stratę i ból, który się z nią wiąże. Wiem, jak dużo musiało Cię kosztować powiedzenie mi tego, dlatego... dziękuję. Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna.
    Ułożyła głowę na jego ramieniu. Musiała na moment odsapnąć, zdusić ferwor gwałtowności wzbity wraz z ulatującymi słowami. Nieśmiało znów splotła ich dłonie - próbowała zetrzeć cienką powłokę zimna przyobleczoną przez skórę. Roszcząc sobie prawo do chwili wytchnienie przymknęła ociężałe powieki, na razie rezygnując z wzroku na rzecz wyostrzenia innych, bardziej potrzebnych zmysłów, zwłaszcza dotyku.
    Nadal jest ważnym elementem twojego życia i zawsze będę to szanować.
    Nie chciała, żeby o niej zapominał, tak jak sama nie potrafiła zapomnieć o utraconych dzieciach. Bała się jednak, że niewiedza zakorzeniona w sercu ośmieszy rozkwitające uczucia i nie pozwoli im być takimi, jakimi powinny się stać. Wiedziała tyle, że nie zamierza odpuścić do straty kolejnej ważnej osoby, stanowiącą integralną część istnienia.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Instynktownie nigdy nie pytał o jej przeszłość, wiedział jedynie tyle, ile było dostępne innym z jej otoczenia. Nie chciał wbijać się ciekawością w miękkie struktury przeszłości – być może równie bolesnej, co ta jego. Każde nosiło swe brzemię i choć nie były jednakie, podobnie przynosiły do ich życia liczne troski i rozpacz. Możliwe, że lepiej radziła sobie z tym, czego on nie potrafił przetrawić miesiącami, jednak nie miał na tyle śmiałości, aby nawet wiedząc o jej sile, zapytać o cokolwiek. Miał nadzieję, że równie naturalnie, z czasem, rzeknie coś więcej, uchyli tajemnicy, ale nie naciskał na to i nie uważał, aby to w jakikolwiek sposób miało odmienić coś, co pomiędzy nimi wykiełkowało. Czułby do niej tak wiele, nawet jeśli jej przeszłość byłaby skąpana w najgęstszym mroku – zbyt często sam się w nim nurzał, i choć osądzał wielu bez skrupułów, to jednak nie potrafił tego czynić w tym momencie. Jej słowa zdawały się bolesne – w jego osądzie – gdyż w swym nieszczęściu miał jednak namiastkę radości i zaznał je smaku, miał więc za czym tęsknić. Chciał podarować jej teraz to, czego nie zdołała wydrzeć przez lata swego życia, jakby Norny podstępnie usuwały spod jej stóp twardy grunt pewności, że może na kogoś liczyć, i że faktycznie ktoś tam jest po to, by otworzyć jej drzwi i wpuścić do wnętrza, przepełnionego ciepłem i bezpieczeństwem, domu.  Nigdy nie sądził, że będzie zdolny do podobnego poświęcenia, a jednak.
    Przytulił ją mocniej, nie znajdując odpowiednich słów, by dać jej pociechę, jedynie w geście mógł uwydatnić, że poruszyły go jej słowa i nie potrafi być względem nich obojętny. Być może nie oczekiwała współczucia, a on sam nie chciał stawiać jej w niezręcznej sytuacji, jednak odnalazł nutę gorzkiego posmaku na podniebieniu, cierpkość wykrzywiającą nieznacznie kąciki. W momencie poczuł się niezwykle samolubny: mógł doświadczyć czegoś dobrego, w czasie, gdy Freja, nie miała ni krztyny szczęścia. Czy on sam byłby podobnie poświęcony? Żyjąc wśród krewniaków, będąc jednym z Lundqvistów? Czy taka była cena szczęścia? Wyrzec się jednego, by zyskać drugie? Stracić nazwisko, aby być choć chwilę prawdziwie żyjącym? Lub mieć nazwisko i pozostawać w więzieniu złotych sznurków wiązanych u nadgarstków bezwładnej kukły? Zagryzł zęby na dolnej wadze, szybko jednak łagodząc gest, by nie przerwać kruchej skóry. W końcu odważył się, by jednak coś wtrącić.
    Ja będę czekał na ciebie… zawsze – Nie potrafił kłamać w tym aspekcie. Czy mógł w jakikolwiek sposób uporządkować to wszystko i przestać żyć w iluzji? Czy jeśli wyjawiłby jej prawdę, utraciłby wszystko w myśl wcześniej wydobytej z umysłu zasady? Był zbyt słaby i zbyt tchórzliwy, aby stanąć na wysokości zadania. Kolejny raz odpędził natrętne macki własnej przeszłości i zatopił ostrość nosa w puklach włosów Frei, chłonął jej zapach, uspokajając natarczywe zapędy szczerości.
    Powinnaś o tym wiedzieć…jak i o innych zbrodniach, których się dopuszczałem i dopuszczam. Powinnaś wiedzieć, ale nie umiem ofiarować ci w tym momencie szczerości, bo jestem za słaby. Utonąłem w mirażu szczęśliwości, nie umiem go puścić. Nie chcę. Nie chcę, by to wszystko przepadło, gdy z szafy ciała wypadnie w końcu truchło mej prawdziwej istoty. Zacisnął mocno powieki, choć nie mogła tego dostrzec. – Dziękuję – odparł głosem, w którym zadźwięczała nuta nagłej płochości. Dźwięk ugrzązł mu w gardle na ulotną chwilę, jednak szybko opanował się i ułożył również usta na gładkich, lśniących włosach. Był bezsilny, zwłaszcza, gdy ktoś tak chętnie ofiarowywał mu wyrozumiałość i był zupełnie szczery. Czuł, że kolejny raz zbacza w zaułek kłamstwa, gdzie wszystko zaczynało tworzyć zawiłą, kruchą konstrukcję, która mogła runąć, jeśli tylko postawi się zbyt nieostrożny krok. Sam powoli prowadził się na szafot i sam trzymał za rękę kata, który miał go ostatecznie zabić, w momencie, gdy prawda wyjdzie na jaw. Wszystko dlatego, że nauczył się tchórzliwego uciekania od odpowiedzialności. Rozchylił powieki, czując jak piekące ostrze poraża mu kąciki oczu. Nie chciał stracić tego wszystkiego. Przełknął kamień strachu zalegający w gardle i poczuł jak stopniowo przesuwa się do żołądka. Uśmiechnął się mimo wszystko i przywołał wesołość na twarz. W pewnym momencie oderwał bok od jej ciała i pozwolił sobie, by ułożyć się wygodnie na materacu łóżka. Oparł potylicę o wezgłowie i wyciągnął dłoń w kierunku Frei.
    Chodź. – Zrobił miejsce obok. Chciał teraz poświęcić czas wyłącznie dla niej, bo choć echo przeszłości wciąż wypełniało pomieszczenie, to spotkali się po to, by odetchnąć od trudów tygodnia. W szarobłękitnych oczach rozbłysły stopniowo dawne ogniki radości, przebijające się przez warstewkę melancholii i rozrzewnienia.


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me

    Widzący
    Freja Ahlström
    Freja Ahlström
    https://midgard.forumpolish.com/t739-freja-ahlstrom#2633https://midgard.forumpolish.com/t749-freja-ahlstromhttps://midgard.forumpolish.com/t1024-fafnirhttps://midgard.forumpolish.com/f83-freja-ahlstrom


    Ramy narzucone przez rodziców ostatecznie stały się przyczyną zguby. Miały dać szczęście i stabilność, a zamiast tego przyniosły chaos i zniszczenie. Od lat drżała pod naporem smutku i żalu, kojąc powstałe rany podczas coraz to dłuższych spotkań z przyjacielem, bowiem w tamtych dniach nie miała śmiałości pozwolić prawdzie na nazwanie uczuć zgodnie z ich burzliwą strukturą. Nigdy całkowicie nie pozwoliła sobie pogrążyć się w zawiłych ścieżkach naznaczonych niezrozumieniem. Lękała się światła równie mocno co ciemności, dlatego trwała w zgubnym impasie zdecydowanie za długo. Nie wyrwałaby się z tego bez jego nieświadomej pomocy - wystarczyło, że był, że miała się o kogo martwić. Zmysły chcące oddać się we władanie wiecznego snu nagle trzeźwiały.
    Była gotowa walczyć o tych, którym mogła stać się krzywda.
    W chwilach zwątpienia wciąż lękała się o własne uczucia. Poczucia posiadania domu stanowiła najcenniejszą stałą wartość pośród burzy chaosu. Nie chciała zburzyć spokoju kiełkującego pomiędzy ich duszami, pnącza, które w kokonie pieczy czule okryło przed światem dwie iskry. Wtulona w ramiona mężczyzny przestawała myśleć o tym, co trapi myśli. Obraz żony wraz ze zdjęciem przestał stać w epicentrum punktu widzenia. Roześmiana twarz kobiety stopniowo zaczęła się rozmywać, choć mogłaby przysiąc, że na samym dnie umysłu wciąż słyszy jej głos i widzi bezkształtny obrys sylwetki rozmywający się jak za mgłą.
    Wiele to dla mnie znaczy.
    Czekała na to całe życie. Nie sądziła, że kiedykolwiek ujrzy ten dar, a co dopiero dostanie go na własność.
    W końcu ktoś będzie czekał. Nie chciała sobie tego wyobrażać, jeszcze nie, ale psotny umysł podpowiadał uczucia towarzyszące takiej chwili. Dominował w nich spokój i poczucie spełnienia. Ulga, że jest ktoś, kto z niecierpliwością spogląda ku przesuwającym się wskazówkom zegara w niecierpliwym oczekiwaniu. Ciepło bijące od Fárbautiego upewniało w przekonaniu, że znalazła się tam, gdzie powinna się znaleźć. Troska bijąca zarówno z jego słów, jak i gestów, w pełni wystarczały do upewnienia się w tym przekonaniu. Na własne nieszczęście nie od razu zrozumiała, dlaczego odsuwa się i układa na łóżku. Dopiero po zabraniu głosu i wyraźnym wskazaniu wolnego miejsca uśmiechnęła się ochoczo, rozumiejąc powód, dla którego zdecydował się na zmianę położenia. Ostrożnie ułożyła się przy jego boku, kładąc głowę na klatce piersiowej. Przymykając powieki mogła delektować się rytmem uderzającego serca obleczonego w szum krwi. Leżąc uświadomiła sobie, jak wiele straciła na ponowne kołatanie się w zawiłych meandrach wspomnień.
    Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuła się tak... spokojna.
    I choć postarała się nadać tonowi żartobliwą nutę, tak nie ulegało wątpliwości, że zrobiła to z trudem. Ostatecznie, w pogardzie dla swojej tkliwości, przylgnęła do niego jeszcze mocniej. Wraz z zmęczeniem przybyło również zimno kreujące dreszcze, które w tańcu rozgościły się na całej długości kręgosłupa. Wzdrygnęła się, będąc pewną, że herbata w pełni spełniła swoje zadanie i nie będzie musiała się z nimi zmagać. Zanim zdążyła zażartować o ewentualnej chorobie przedwcześnie ugryzła się w język, nie chcąc przysparzać Fárbautiemu więcej trosk niż miał na głowie. Zamiast tego pozwoliła swojej czujności udać się na spoczynek, oddając się rozgrzewającemu uczuciu płynącym z stykania się dwóch ciał i senności, która nagle zaczęła nużyć myśli.
    Ślepcy
    Isak Bergman
    Isak Bergman
    https://midgard.forumpolish.com/t963-farbauti-bergman#5376https://midgard.forumpolish.com/t966-farbauti-bergmanhttps://midgard.forumpolish.com/t967-pelle#5429https://midgard.forumpolish.com/f105-pracownia-szkutnicza-njorr


    Bliskość ciała i dźwięczność głosu starczyły, by potwór przeszłości ponownie spoczął na dnie szafy, wycofując swe macki powoli, jednak z groźbą ponownego przybycia, gdy tylko mężczyzna okaże słabość charakteru. Nie potrafił jednak skupić się na tej przyszłej chwili, bardziej pochłonięty kolejną otrzymaną okazją, by odetchnąć i zapomnieć: zalać rany balsamem z miodu i obietnic. Pożegnał ponownie lico swej żony dawno skąpanej w odległym świecie dusz; pozwolił, by osiadło matem na powierzchni papieru fotograficznego, odbijając refleksy słońca jedynie szybką chroniącą przed nieubłaganym zębem czasu. Samo w sobie było tylko cieniem tego, co przeszło, nie było prawdą, a jedynie uchwyconym wycinkiem niezdolnym zobrazować kilku wspólnie spędzonych lat. Odsunął uwagę od komody, pozwalając, by niezmienny układ rekwizytów wciąż trwał i jedynie czasami przypominał o utraconym.
    Miękkość materaca przyciągała go coraz mocniej; wyczerpany wyznaniami, czuł, że potrzebuje oddechu: głębokiego, po którym będzie mógł odczuć pełną ulgę. Przyglądał się oczom Frei, próbując uchwycić wszystko to, co w sobie kryły. Nigdy nie był dobrym w odgadywaniu ludzkich emocji i pragnień, jednak stwórcy nie poskąpili mu umiejętności obdarzania troską każdego, na kim zależało mu bezgranicznie. Próbował więc w swej nieporadności i niedoskonałości odkryć ponownie troski kotłujące się w urodziwej głowie okalanej złotą poświatą niknącego za horyzontem słońca.  
    Mogła być pewna jego słów i gotowości obrony za wszelką cenę. Nie potrafiłby udawać czegoś podobnego, choć w wielu rolach występował w swym życiu. Umiał przystosować się niemal do każdej sytuacji, skąpiąc szczerości i klarowności swych celów. Byle pozostać neutralnym i niezauważalnym. Teraz okazywało się jednak, że jest najbliższy swej naturze, bez zbędnej otoczki i kłamstw stanowiących nadbudowę na charakterze. Czy jeszcze przed kimkolwiek byłby zdolny ujawnić to wszystko?
    Uśmiechnął się delikatnie, wciąż wyciągał dłoń, by chwycić palce kobiety i przyciągnąć ją do siebie w obietnicy spokoju i ofiarowania oczekiwanego wytchnienia. W końcu osunął się na poduszkę, układając ciało zupełnie swobodnie, z zadowoleniem wyciągając się i pozwalając mięśniom na rozluźnienie. Gdy Freja ułożyła głowę na jego klatce piersiowej, począł gładzić pachnące kosmyki, przymykając oczy i oddając się przyjemności chwili. Wysłuchiwał pieśni serca, bijącego miarowo.
    Cieszę się, że czujesz spokójprzy mnie dokończył już w myślach, dając wyraz ostatnim słowom przez delikatny pocałunek w sam czubek głowy, do którego uniósł się nieco, jednak na tyle, by nie zaburzyć harmonii chwili. Brew mężczyzny uniosła się nieznacznie, gdy odczuł wyraźny dreszcz przeszywający ciało kobiety. Miał nadzieję, ze ogrzała się już wystarczająco, jednak dreszcze były niepokojącą oznaką. Zatroskany, oderwał swobodnie ułożoną dłoń od boku ciała i pochwycił róg szarego pledu zawijając go tak, by okrył ich ciała w czymś na wzór kokonu. W dalszej kolejności, objął ramiona Frei i zamknął w szczelnym uścisku, pozwalając w końcu, by i jego oczy uległy pod ciężarem zmęczenia. Przyjemne ciepło rozgościło się w końcu, a on ułożył się wygodnie.
    Wiesz? Tak sobie myślę, że moglibyśmy... – zupełnie niesprecyzowana myśl pojawiła się w jego głowie, jednak nie zdołał jej dokończyć, słysząc charakterystyczny dla zasypiania rytm oddechu. Słowa okazały się niechętne do współpracy i grzęzły mu w gardle, powoli oddając ciało w objęcia snu. Poddał się w końcu, nie chcąc dalej walczyć z nieuniknionym.

    Isak i Freja z tematu


    There's a shadow just behind me

    Shrouding every step I take
    Making every promise empty

    Pointing every finger at me



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.