Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    02.02.2001 – Norsk Hage – A. Mortensen & Bezimienny: R. Nystrom

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    02.02.2001

    Życie było kruche, niczym najprawdziwsza porcelana lub kryształ, które zbite - rozpadają się na tysiące kawałeczków. Z delikatnością ludzkiego istnienia spotykała się każdego dnia i musiała mierzyć się z tym, że nie zawsze zdąży uchronić je przed zbiciem. Zetknięciem się z twardą powierzchnią rzeczywistości. Spotykają się z przyszłymi matkami prowadziła długie rozmowy, w trakcie których była ich pocieszycielką, doradczynią i przyjaciółką. Rola akuszerki nie ograniczała się do przyjęcia porodu, to było końcem jej pracy, a ta zaczynała się dużo wcześniej.
    Rosalinda Nystrom oddawała się swojej pracy z pełną pasją. Nigdy z poświęceniem. Słowo to źle się jej kojarzyło. Poświęcenie niesie w sobie wiele negatywnych emocji - coś za coś. Swój czas wolny dla pracy, czas spędzony z rodziną dla pracy. Praca zaś była jej życiem. Poprawiając torbę przewieszoną przez ramię, skierowała swoje kroki w stronę Norsk Hage. Musiała na chwilę odetchnąć, uspokoić myśli, które krążyły wokół przyszłych matek. Jedna z nich przechodziła ciążę bardzo ciężko. Czas ten był dla niej bardzo stresujący, a rolą akuszerki było jej pomóc. Niestety Rosalinda błądziła trochę jak we mgle. Nie do końca wiedziała co dolega pacjentce. Kolejne dni spędzi na analizowaniu przebiegu ciąży aż do teraz, sięgnie po opracowania innych, bardziej doświadczonych akuszerek i zapewne znajdzie odpowiedź. Zawsze znajdowała.
    Przystanęła, uniosła głowę wyżej biorąc głęboki oddech. Mimowolnie potarła palec, na którym powinna być obrączka. Zdjęła ją parę dni temu. Kolejny etap żałoby. Pogodzenie się ze stratą. Wtem usłyszała nawoływanie, niedaleko stało małe stoisko z przysmakami na zimową porę. Żołądek domagał się choć odrobiny jedzenia, uznała więc, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby skusiła się na jakiś smakowity kąsek. Ugryzła ciastko jakie otrzymała, ponieważ wystawca nie chciał od niej żadnej opłaty. Było miękkie i bardzo słodkie. Pozwalało zabić pierwszy głód, a w domu zaś zje obiad. Po paru chwilach musiała się zatrzymać w swoim spacerze. Zaczęło jej wirować w głowie. Czy to z głodu? Przymknęła oczy, aby złapać równowagę, którą traciła pod nogami. Gdy otworzyła oczy nie było wcale lepiej, chyba nawet gorzej! Odruchowo wyciągnęła dłoń, aby oprzeć się o najbliższe drzewo, pod którym kwitły róże. Przecież to niemożliwe, żadne róże nie kwitną zimą!
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Męczony wyrzutem minionej nocy postanowił, bez cienia żalu poddać się pokusie, jaka z rankiem nawiedziła umysł, było to oczywiście związane z Oslo i Norwegią, jakkolwiek chcąc oderwać się i wyjść z cienia Midgardu zapominając na jakiś czas o frasunkach i problemach, które ostatni mi czasy nawiedzały jego życie burząc, bądźmy szczerzy nigdy niespokojne wody oceanu myśli, acz dodatkowa kipiel i biel bałwanów, dodatkowo utrudniały funkcjonowanie, tak obrazowo przedstawiając miał na myśli klęskę, jaką poniósł na Islandii goniąc za zemstą, która w głębi duszy, nigdy nie miała prawa wyjść poza senne marzenie, bo i po cóż ścigać coś, tudzież kogoś, kto próbował nas zabić i tylko przypadek sprawił, że ten zabieg mu nie wyszedł? Dać kolejną szansę na takową sposobność wystawiając siebie i najbliższych na cierpienie? Dzięki temu doświadczeniu, był bogatszy duchowo i jeszcze bardziej, jak dotychczas ufał swojej intuicji, która od samego początku ostrzegała go o poronionym pomyśle tej „ekspedycji”. Człowiek jednak, bywał zasadniczo ciężką jednostką, jeśli szło o porzucanie jakichkolwiek zamiarów zwłaszcza ktoś tak uparty i obdarzony wewnętrzną determinacją, jak Mortensen, musiał bywało sparzyć się na własny rachunek, co prawda głęboko zakorzeniona empatia sprawiała, iż nie był aż takim upartym osłem, jakby można było sądzić i nie poświęciłby, nikogo w grze o swoje zachcianki, bo tak można było sklasyfikować ten odruch, tę wyprawę w objęcia nieprzyjaciół gotowych zabić, a zemsta? Cóż ta została zdławiona wraz z dumą na koszt tego, co jest i będzie, bowiem życie to dar, z jakiego nie powinno się aż tak lekkomyślnie rezygnować.
    Spacerując alejkami pogrążonego w śnie zimowym parku Norsk Hage doświadczał przyjemnego wyciszenia i harmonii, jakiej mu odrobinę brakowało, był paradoksalnie patrząc na to, co się działo – szczęśliwy i nie zamierzał zastanawiać się, ot dochodzić do przyczyn tego stanu, nadmiernie analizować. Po prostu chwila trwała, mróz przyjemnie szczypał policzki, a błękit oczu tak pochłonięty obserwacją nieba i okolic nagle zamarł, kiedy zarys znajomej sylwetki mignął mu nieoczekiwanie. Przez moment, dosłownie sekund pięć wahał się, czy podchodzić i przerywać samotny spacer kobiecie, która zdawała się go potrzebować bardziej od innych znanych mu ludzi, ale w ostatecznym rozrachunku podjął decyzję, że chociaż się przywita. Trudno mu było, bowiem przechodzić tak obojętnie obok niej, nawet jeśli kierowałby się dobrem blondynki, to jednak byłoby to sprzeczne z jego odczuciami.
    Z bliska zaobserwował chorobliwą bladość na twarzy, a w oczach czające się niezrozumienie, jakby trwała we śnie lub transie, nie rozumiał tego, co kryło się za jej miną, a gdy wyciągnęła rękę w pustą przestrzeń przyspieszył kroku i w kilku susach znalazł się obok, tak że zawieszona w pustce dłoń napotkała jego pierś obleczoną w wysłużony marynarski płaszcz. – Hej,– powitanie, wypływające z ust, a idące w parze z błękitem sympatycznego, by nie powiedzieć radosnego spojrzenia, budziło zaufanie. – Blado wyglądasz, może sobie usiądziemy? – Patrzył na nią z troską w obawie, że ta miała za sobą ciężką noc w pracy i zaraz padnie, bez ducha. Nie wiedział, czy w ogóle go poznała.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zawsze dawał jej róże, mówił, że kojarzyły się  jej imieniem. Gdy wracał z morza, w dłoni dzierżył cały bukiet. Czekała na nie, były symbolem, że wrócił do domu. Potem usychały, a każdy kolejny opadający płatek był  dniem, gdy wypatrywała powrotu męża. Wyjmowała stary bukiet, tylko wtedy kiedy przynosił ze sobą nowy. Teraz nie było już bukietów, wazon stał pusty i boleśnie przypominał o stracie.
    Róże kwitły pod drzewem, ich czerwień odcinała się mocno na tle bieli. Nienaturalnie piękne, przywołujące liczne wspomnienia. W głowie znów zawirowało, czuła jak ziemia pod stopami drży, a może to ona sama? W tym momencie dłoń natrafiła na oparcie. Marynarska kurtka, tak charakterystyczna. Gwałtownie uniosła głowę ku górze. Patrzyła w twarz męża. Czy właśnie zasadził dla niej te róże? By nie musiała więcej uzupełniać wazonu, aby zawsze kwitły, ponieważ on nie miał zamiaru opuszczać jej boku?
    -Torsten? - Zapytała cicho, z nadzieją w głosie; czy bogowie wysłuchali jej próśb i pozwolili spotkać się im jeszcze raz? Wtedy uśmiechnął się, odezwał i głos brzmiał zupełnie inaczej. To nie był jego ton, nie ta barwa. Świadomość napłynęła gwałtownie do skołowanego umysłu. Uderzyła mocno, nie oszczędzała jej. Pokręciła głową, a obraz wracał do rzeczywistości. Znikała powoli twarz ukochanego człowieka, przebijała się przez nią inna również znajoma, przyjazna, a teraz szczerze zmartwiona. -Arthur… - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się blado. -Przepraszam, ja… - Przymknęła powieki. -Tak.. chyba powinnam usiąść. Dziękuję.
    Obejrzała się na drzewo, róże zniknęły, ale pojedyncze płatki, czerwone niczym krew na bieli płótna, leżały jako to memorium. Wzięła głębszy oddech, mroźne powietrze wdarło się w płuca, prawie je kalecząc. Czy miała zwidy ze zmęczenia, czy może coś było w ciastku, które zjadła. -Miło cię widzieć, Arthurze. - Mężczyzna bywał w ich wspólnym domu. Potrafili śmiać się pełnym głosem przy kolacji, cieszyć się swoim towarzystwem. Po śmierci Torstena wszelkie znajomości trochę osłabły. Zaszyła się w domu ojca, starała się poukładać rozbite życie od nowa.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Patrzył na nią nic nierozumiejącym wzrokiem w obawie, przed tym by, ta dotknięta cieniem zmęczenia nie opadła, bez ducha na ziemię tracąc kontakt z rzeczywistością, jej słowo, to, jak układały się usta wymawiając imię tragicznie zmarłego męża sprawiło, iż przez ciało marynarza przeszedł dreszcz. Jej tęsknota, była tak namacalna, a rozpacz po stracie ukochanego wyryła się głęboko na, chociaż młodej twarzy, tak obecnie niosącej maskę dużo starszej kobiety, niż w rzeczywistości była. Miłość, jaką zapamiętał z ich spotkań, była silnym uczuciem, które ich łączyło, a choć w każdym związku bywały momenty kryzysu i nic nie było idealne, tak Mortensen sądził, że Torsten, był dobrym partnerem i jeszcze lepszym człowiekiem. Jej dłoń na policzku pokrytym meszkiem dwudniowego zarostu zelektryzowała przemytnika, wyostrzając nagle zmysły. Był przytłumiony, zmęczony, miał za sobą zarwaną noc, którą spędził przelewając alkohol w ilościach, bynajmniej nie oszczędnych. Drobne ślady po bójce wciąż widoczne na twarzy świadczyły, że wbrew prośbom, a nawet groźbom Rosalindy, ten dalej gasił emocje w sposób najbardziej pospolity i trywialny, jakby Torsten, go teraz widział zapewne odgadłby w mgnieniu oka bolączki marynarza, lecz nie było go. A jego żona pozostała z ziejącą chłodem dziurą w piersi.
    Nie przepraszaj, nic się nie stało, wręcz przeciwnie. Cieszę się, że cię widzę, martwiłem się – słowa, które płynęły z ust przemytnika ociekały troską, był jak zwykle sobą, zapominając o sobie, przedkładał dobro innych, nad własne w trosce, o tych których darzył uczuciem sympatii. Podając jej ramię, na którym mogła się oprzeć, podprowadził do ławki tonącej pod pokrywą śniegu, lecz i to nie stanowiło dlań problemu, gdyż oczyścił skrupulatnie drewno i dopiero wówczas zaprosił blondynkę, by ta spoczęła. – Gdyby ci było zimno, powiedz, tylko słowo – uznając, że zapewni go, gdyby coś było nie tak, rozsiadł się wygodniej, acz pozbawiony zapewne za sprawą jej samopoczucia promiennego uśmiechu patrzył w przestrzeń przed nimi. – Czy weźmiesz, to za nietakt, jak zapytam; jak się miewasz i co u ciebie słychać? – Pytał o tak prozaiczne kwestie, tylko po to, by przerwać ciszę, by mogła zająć umysł odpowiedziami na jego pytania.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Serce załkało, kiedy wzrok odzyskiwał patrzenie na rzeczywistość. Halucynacje wywołane tęsknotą za mężem powoli mijały, chociaż w żołądku nadal czuła nieprzyjemny ucisk, a pod drzewem nadal trwały płatki róż. Powoli usiadła na ławce, na wcześniej przygotowanym miejscu. Troska jaką wykazał się Arthur była stała i niezmienna. Zawsze taki był, takiego go zapamiętała - pełnego oddania, wrażliwości na krzywdę innych. Torsten czasami śmiał się, że przemytnika kiedyś zgubi jego zachowanie, że ktoś wykorzysta to serce na dłoni. Chociaż sama pogrążała się w żałobie to starała się wyjść z cienia rozpaczy; zaczynała powoli żyć od nowa. Przecierała szlak, tym razem sama, wiedząc, że wspomnienia ukochanego męża na zawsze z nią pozostaną. Mówiono, że jest jeszcze młoda, że jeszcze jej serce znów dla kogoś zabije mocniej, ale nie potrafiła sobie tego wyobrazić. To niemalże jak zdrada. -To miłe z twojej strony. - Uśmiechnęła się ciepło. Niebieskie spojrzenie nabrało ostrości, wracała myślami do świata żywych. Kontury męża całkowicie rozmyte w bieli śniegu, zniknęły wraz z płatkami róż. Przecież nigdy ich tam nie było. -Wracam od pacjentki. Potrzebowałam chwili dla siebie. - Spojrzała uważnie na twarz mężczyzny. Zdawał się być szary, jakby zapadł się w sobie. Ciężar jego własnych trosk go przygniatał, a mimo to wykrzesał z siebie empatię i wsparcie dla niej samej. Podkrążone oczy świadczyły o tym, że nie zmrużył ostatniej nocy oka. Jego własne demony goniły za nim, zaprzątały myśli i tylko Norny wiedzą jak to się stało, że właśnie dzisiaj ich drogi się skrzyżowały. W momencie kiedy obydwoje ciągnęli za sobą swoje wory bolesnych doświadczeń. -Jak będziesz mijać pewien stragan… nie bierz od nich ciastek. Musiało w nich być coś dodane albo nieświeżego. - Ostrzegła galdra przed swoim własnym losem. Nie wiedziała czy to jej zmęczony umysł płata jej figle czy może rzeczywiście było coś w wypieku. Lepiej być ostrożnym niż potem żałować. -Staram się żyć. Choć nie jest to wcale takie łatwe. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Mieszkam teraz z ojcem. Jakoś tak, prościej niż samemu w czterech ścianach. - Mieli już tylko siebie. Obydwoje stracili w swoim życiu już wiele, mogli teraz jedynie troszczyć się o siebie. Ojciec zaś nie potrafił czasami pomyśleć o sobie. Skupiony na pracy, zapominał o tym, aby jeść. -A co u Ciebie? Może… może przyjdziesz na kolację? - Bywał u nich częstym gościem kiedy jeszcze żył Torsten, ale czy teraz będzie równie chętny, aby odwiedzić i spędzić czas z wdową po nim?
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Mógł się domyślić, że oddawała się pracy, zawsze emanowała troską w stosunku do innych, a jej profesja dodatkowo to potwierdzała i zarazem utwierdzała przemytnika w przekonaniu, iż kobieta była silniejsza, niż prawdopodobnie myśli, ten ciężki los, który ją spotykał, był okrutnym testem jej charakteru i chociaż, gdyby mógł, tak z pełną świadomością podzieliłby wyraz tego smutku na dwoje, by ją odciążyć, tak również wiedział, że była na tyle silna, aby podnieść się po trwającej żałobie i zacząć normalnie żyć, bo i nie zabraniał jej wspominać i pielęgnować w ogrodach pamięci chwil przepełnionych szczęściem w miłości, lecz musiała patrzeć również na siebie i stopniowo wychodzić zza tej kurtyny cienia, w jakiej trwała, powrócić do słońca, by jego promienie ponownie ożywiły jej twarz i wlały odrobinę ciepła do wyziębionego ciała.
    Powinnaś bardziej uważać na siebie i jeść, bo jesz regularnie, prawda? – Nuta podejrzliwości zakołysała się w rzuconych słowach, a marynarz spojrzał wymownie na blondynkę. Czyżby ta trwała w tak głębokim żalu, iż nawet jedzenie sprawiało jej trudność? Mogło tak być, sam wiedział po sobie, że zapewne na jej miejscu mógłby postępować podobnie, a może nawet i gorzej, bo łańcuch rozsądku ostatni mi czasy, był wyjątkowo luźny i zardzewiały, jakby siła trzymająca go przed popełnianiem błędów ulatniała się z każdym dniem, a może zwyczajnie miała dość i strzeliła wymownego focha? I tego mógłby się spodziewać, bo potrafił dać w kość.
    Słowa o straganie wywołały w nim momentalną reakcję, co prawda przez wzgląd na damę hamował się, ale aura wokół mężczyzny momentalnie stężała, a słyszalnie nabrane powietrze w płuca, było jednym z wyraźniejszych sygnałów irytacji, która nagle spadła na umysł, niby czerwień płachty na byka – drażniąc.
    Który? – Szept wypływający z ust, był na tyle słyszalny, iż ta nawet mogła wyczuć drganie w tym jednym słowie. Impulsywność w reakcjach, chęć ochrony, wreszcie wzgląd na jej przeżycia i stan, w jakim się znajdowała złączone ze sobą potęgowały narastający w piersi gniew, powstrzymywał się to prawda. Dłonie pozbawione rękawiczek wpiły się silnie w krawędź ławki, a wszelkie ciepłe kolory, w tym delikatny rumieniec tańczący na policzkach przemytnika odpłynęły zastąpione śmiertelną bladością.
    Przyjmował jej słowa do świadomości, jednakże nie reagował z początku, zachowując względny spokój, bo chociaż nie zapomni, o tym straganie, nawet poprosi by, ręką wskazała, który to… tak nie chciał teraz odchodzić, bo czuł podświadomie, że mógłby ją tym jeszcze bardziej skrzywdzić, wystawiając na samotność.
    Z ojcem… dobrze, bardzo dobrze, pamiętam z twoich opowieści zarys zaledwie jego osoby, ale czuje, że to pomoże – mówił cicho, starając się panować, nad głosem. – U mnie? – Rozbrajający uśmiech, jej słowa sprawiły, że na moment zapomniał o złości i uśmiechnął się zakłopotany, maskując westchnięcie ulgi. Wolał rozmowę z nią, niż dać wyraz swej agresji, był ostatnio niesamowicie spięty i z niezwykłą łatwością poddawał się, każdej złej myśli, potęgując ją. – Seria bójek, wzlotów i upadków, wymieszana z żalem, nic specjalnego, stara bieda – uśmiech, który wypłynął na usta, stracił na swym wydźwięku, ale momentalnie zmienił ton i spojrzał na kobietę. – Chętnie, mówiąc uczciwie, to z przyjemnością. – Brakowało mu kogoś, z kim dzielił dobre wspomnienia, po prostu rozmowa, kontakt z drugim człowiekiem, wzajemne zrozumienie. Ich wspólne obiady, były, kiedyś niepisaną tradycją, powiewem czegoś, co rozlewało się ciepłym wspomnieniem z dzieciństwa. Z początku przychodził na nie skrępowany i nieśmiały, otwierając się pomału, nie potrafił zrozumieć upartości i życzliwości Torstena, czując wewnętrzny respekt, przed starszym marynarzem, nie odmawiał mu, a ten podświadomie prawdopodobnie wiedział i widział, jak bardzo Arthur, tego potrzebował i chociaż, zawsze dziękował mu za te zaproszenia i nie chciał stanowić kłopotu, tak ten nigdy nie dawał za wygraną i potrafił, niemal siłą go przyciągnąć do stołu, Mortensen był mu za to niezwykle wdzięczny.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Troska ludzi była zadziwiająca, czasami przytłaczająca. Chcieli dobrze, kierowali się intencjami, które nie miały na celu krzywdzić czy zadawać bólu, ale bywały momenty kiedy tej troski było za wiele. Rozumiała potrzebę jej okazywania, znała mechanizmy z jakich się wywodziła, dlatego też nie złościła się czy irytowała.
    -Tak, pamiętam o jedzeniu. - Zaśmiała się delikatnie, a dźwięk ten chociaż ciepły nosił w sobie nutę smutku i zmęczenia. -Dziękuję, że pytasz.
    Każdy objaw troski przyjmowała z wdzięcznościa, bo to oznaczało, że otaczali ją ludzie życzliwi, a takich zawsze warto mieć wokół siebie. Bycie samym w takich chwilach, było czymś potrzebnym, ale zatracanie się w nich kończyło się źle. nie raz tragicznie. W swoim życiu widziała wiele matek pogrążonych w żałobie po stracie dziecka, nie mogących się pogodzić z poronieniem lub martwym porodem. Z każdą z nich przechodziła przez ten okrutny, zimny i pełen strachu czas. Rozumiała potrzebę ciszy i zawsze ją szanowała, ale gdy ta się przedłuała wkraczało stanowczym krokiem w ich życie, nie pozwalając, aby się w swoim żalu zatraciły.
    Ułożyła dłoń na ramieniu Arthura chcąc go uspokoić.
    -To na pewno nic takiego. - Nie chciała, aby teraz tam szedł w celu prowadzenia małego śledztwa czy ciastka zostały celowo zatrute czy może to przykry incydent. Nie miała w zwyczaju doszukiwać się złej woli w ludziach. Wolała widzieć w nich dobro, niezależnie jak bardzo było ukryte. Być może była w tym trochę naiwna, zbyt ufna i przyjazna, ale wolała właśnie w takim świecie żyć, nawet jeżeli był tylko złudzeniem; jak te róże na śniegu. Uśmiechała się delikatnie gdy postanowił wymienić całą serię zdarzeń jaka ma miejsce w jego życiu. Nie chciał mówić więcej, a ona nie miała zamiaru naciskać zbyt mocno, wychodząc z założenia, że jak będzie chciał to sam z siebie wszystko powie. -Dobrze jest słyszeć, że pewne rzeczy pozostają niezmienne. - Powiedziała miękko, taka świadomość ułatwiała powrót do życia po kroczeniu przez jakiś czas w cieniu. Prawie klasnęła w dłonie z radości. - To wspaniale, Arthurze. - Ucieszyła się szczerze, że przyjął jej zaproszenie. Potrzebowała obecności innych niż tylko ojca w domu. Musiała wyjść na zewnątrz, konieczne to było jeżeli chciała wrócić do normalności, do cieszenia się każdym dniem. Kto wie, może pewnego dnia znów wróci do innych czynności i drobnych rzeczy, jakie sprawiały jej przyjemność. -Wyślę do Ciebie wiewiórkę. Czy przyszły tydzień masz czas?
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Szczerze przekonany, że to, co dotknęło kobietę, to niefortunne zatrucie, było dalekie od przypadku, lecz nie chciał teraz poruszać tego tematu na dłuższy czas, zasiedzi się w Oslo, gdyż nie czuł potrzeby powrotu do Midgardu i pewnie nadarzy się jeszcze sposobność, aby odwiedzić sprzedawcę specyficznych przekąsek i zapytać go o ich składnik, był przewrażliwiony ostatni mi czasy pod tym względem, iż ostatnie napięcia w stolicy Magicznej Skandynawii sprawiały, że pod ostrze gniewu galardów trafiały niewinne kobiety, ci dopatrywali się w nich demonów, a nawet jeśli nimi były, to wszak nie powinna być taka nagonka, na nie. Drażniła go ta niepotrzebna, wręcz zbędna agresja, jakby nie było wystarczająco trosk na tym świecie i społeczeństwo, musiało szukać kolejnych możliwości, by się dobić.
    Pewnie masz rację, aczkolwiek i tak nie podoba mi się to. – Stwierdził z posępnym grymasem i wrócił spojrzeniem do akuszerki. – Jak się czujesz? – dostrzegał, że bladość powoli odpuszczała, jednak był gotów pospieszyć do najbliższej apteki, tudzież sklepu z ziołami, aby przenieść odpowiednie lekarstwo, bowiem w magii leczniczej nigdy nie brylował, a podstawowe zaklęcia, mogły niewiele zdziałać, chociaż, gdyby musiał, to spróbowałby. Wolał jednak zdać się na opinię kogoś, kto potrafił wyczuć w swoim ciele słabość ze znaczniejszą dokładnością, niżeli przeciętny człowiek.
    Nie wiem, czy faktycznie dobrze, ale myślę, że kiedyś będę musiał wyjść z tego wiru i spoważnieć, ileż też można pozwalać sobie na takie wybryki? – Człowiek dojrzewał, a jak powszechnie wiadomo, mężczyźni bywało miewali z tym pewne trudności, stąd takie, a nie inne zachowanie, i chociaż Mortensen chciałby całą tę winę zwalić na swoje usposobienie, oraz charakter, tak minąłby się wówczas z prawdą, jaka była przyziemna, acz przez to nie mniej dręcząca.
    Ucieszony samą reakcją kobiety, dostrzegał zarys pogody ducha, która majaczyła podskórnie, to go uspokajało nasuwając miłe przemyślenia. Czas stanowił remedium dla wielu bolączek, także on mógł okazać się w sytuacji Rosalindy, tym czego ta najbardziej potrzebowała. – Tak, tak. Prawdę powiedziawszy, przez luty nie zamierzam się nigdzie ruszać, a i roboty specjalnie nie ma. – W ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie wspomnieć o drugim zajęciu, któremu poddawał się pod osłoną nocy, ta, chociaż była mu dobrą znajomą i raczej żywiła względem niego pozytywne odczucia, mogłaby nie zrozumieć jego drogi i tego, dlaczego umyślnie narażał życie, chadzając na przemyt i ryzykując, tym samym obcując ze ślepcami oraz im podobnymi kanaliami, wolał jej tym myśli nie zadręczać. Wiedział, że nawet jej mąż nie był czysty jak łza, ale pewnych tematów po prostu nie warto było poruszać, co więcej wdowa, nosiła nazwisko Nystrom i wiedział, że jej ojciec oblekał, co rano kruczą czerń. – Może odprowadzę cię kawałek, zmierzałaś do portalu? – Te skutecznie ułatwiały przenoszenie się pomiędzy miastami i wszelkimi częściami Skandynawii.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    -Czasami tak bywa, Arthurze. - Pełen ciepła uśmiech pojawił się na twarzy wdowy. Nie widziała potrzeby, aby wszczynać awanturę, za to można zgłosić gdzie trzeba ten incydent. Pewne działania nie były warte całej energii jaką człowiek w nie wkładał, a którą można było spożytkować o wiele lepiej. -O wiele lepiej. - Zapewniła go, a jasne oczy zajaśniały pogodą ducha. Obecność marynarza sprawiła jej wiele radości. Choć na początku wzięła go za zmarłego męża, tak teraz cieszyła się z jego obecności. Miał w sobie wiele ciepła, które chętnie rozdawał. Miała nadzieję, że nie zapominał o sobie, dlatego też zaproszenie na kolację wydawało się być odpowiednie. Człowiek taki jak Arthur potrzebował tego, aby ktoś zatroszczył się od czasu do czasu o niego. -Być może masz w naturze, wybryki i są one częścią ciebie i tego kim jesteś. Patrzyłeś na to w ten sposób? - Zagadnęła delikatnie i mimowolnie spojrzała na miejsce gdzie wcześniej były róże i ich płatki. Teraz leżał już tylko śnieg. Wszystko ustąpiło, oddychała swobodniej. Nie chciała, aby martwił się na zapas, bo nie było powodu. Powoli zbierała zbitą skorupę swojego życia, sklejała jej kawałki, tworzyła rzeczywistość na nowo. Dzięki takim osobom, jak galdr siedzący obok niej, było znacznie łatwiej. -Ogromnie się cieszę, że znajdziesz dla mnie czas. - Uśmiechnęła się zadowolona z takiego obrotu sprawy. Zajmie się czymś innym, znów zacznie rozmawiać z ludźmi o zwykłych rzecza, stanie się częścią czyjegoś życia. Czego najbardziej się obawiała to zatracenia w rozpaczy, chociaż ta chętnie otulała ją w swoimi ramionami każdej nocy, kiedy kładła się w zimnej pościeli i nikogo nie było obok. Gdy Torsten wyjeżdżał, zawsze wiedziała, że wróci, że przygarnie do szerokiej piersi, złoży szorstki pocałunek, zaśmieje się w głos i porwie ją na ręce. Teraz, nigdy już to nie miało nastąpić. Na tym etapie wątpiła, że uda się jej powierzyć komuś innemu swoje uczucia. -Tak. - Wstała powoli. -Portale ułatwiają mi bardzo pracę i podróżowanie pomiędzy pacjentami. - Poprawiła torbę przewieszoną przez ramię i poczekała, aż galdr do niej dołączy. -Przypomnij mi proszę, jakie są twoje ulubione smaki. - Skoro miała go ugościć, to chciała zrobić to jak najlepiej potrafiła.

    Bezimienny z tematu
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zdecydowanie brakowało mu opanowania Rosalindy, która wydawało mu się, widziała w tym zajściu po prostu przypadek, on z kolei napędzał się, zapewne niepotrzebnie przeświadczeniem, iż w tym, co tam zaszło, kryły się niecne intencje, ta postawa jednakże wynikała z obecnego nastawienia Mortensena do ludzi i świata, a szukając sobie wrogów, mógł popaść w pułapkę własnych myśli, odnajdując największe zagrożenie w samym sobie, kiedy spojrzy w taflę lustra. Westchnął i ukrył twarz w dłoniach na krótki moment, chcąc zganić się za te negatywne emocje, jakimi emanował.
    Tak i nie; wiem, że stać mnie na to, aby być lepszym człowiekiem i czasem żałuje swojego, zbyt narwanego zachowania. Nie lubię krzywdzić ludzi, nie chcę tego robić, zwłaszcza kiedy obrywają bliscy, po prostu to wszystko, o czym mówię, ta otoczka, jaka mnie spowija, czasem jest silniejsza i głupstwo nieprzemyślane wypłynie z ust, nim rozsądek zdoła je powstrzymać – zdał się na zupełną szczerość względem wdowy, chciał, aby wiedziała o tym i miała świadomość, iż nie krzywdził umyślnie ludzi, jakich lubił, nie był mściwy i nie wyżywał się w ten sposób zdecydowanie, woląc uczciwą lub też mniej walkę w zaułku, z obcymi ludźmi, aby odreagować i uciszyć wewnętrzne demony, bo każdy je posiadał, kwestią pozostawało, czy potrafiliśmy trzymać je na łańcuchu samodyscypliny.
    Jej radość sprawiła, że mimowolnie się zawstydził wpijając wzrok w czubki swoich butów, była to szczera dawka prawdziwej sympatii, a wyczuwał podświadomie, że kobieta tego potrzebowała i nie chciał jej tego odmawiać, bo i odrobina normalności, a także ciepły posiłek wspominając dawne dzieje, byłby czymś, co mogłoby pomóc im nawzajem, nie odnajdywał w tym drugiego dna, jakiegoś podszeptu, wręcz przeciwnie cieszył się, że pomimo iż jej męża nie było wśród nich, to ta dalej pałała do niego jakąś pozytywną myślą i chciała spędzić w ten sposób czas.
    Poderwał się energicznie z ławki posyłając akuszerce uśmiech i krocząc przez ośnieżony park wsłuchiwał się, w jej słowa. Kiwając z początku głową, a kiedy temat zszedł na kwestie kulinarne grymas zastanowienia, zmienił nieznacznie jego oblicze.
    Lubię kuchnię norweską, w tym przepadam bardzo za łososiem i owocami morza, ale i szwedzkie przysmaki nie są mi obce, wiesz o tym, o ile pamiętasz… że lubię odkrywać nowe dania. – Nie chciał jej niczego narzucać, był swobodny i nawet przy kubku gorącej herbaty i herbatnikach, mógłby z nią miło spędzić czas na rozmowie.    

    Arthur z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.