:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
12.09.2000 – Brama Starych Bogów – A. Stjernen & Bezimienny: A. Nørgaard
2 posters
Bezimienny
12.09.2000 – Brama Starych Bogów – A. Stjernen & Bezimienny: A. Nørgaard Nie 26 Lis - 21:58
12.09.2000
Anneke nie lubiła słuchać plotek, ale czasem nawet ona okazywała się niezdolna puścić mimo uszu pogłosek rozprowadzanych wśród sąsiedzkiego grona. Tym razem jej uwagę przykuło kluczowe słowo. Warg. Słuchając opowieści jednego z mieszkańców kamienicy, w której zajmowała ostatnie piętra, jakoby takowe "stworzenie" nawiedzało nocami ich okolicę ugryzła się w język, mając już na jego końcu kilka słów dotyczących podobnego szeptania po kątach. Zamiast jednak strofować gaduły na klatce schodowej rozpowszechniające pełne szkalowania informacje, postanowiła zabrać się za weryfikację ich prawdziwości u źródła. I tak co wieczór, może mało rozsądnie, wybierała się na spacery po ulicach i zakamarkach Starego Miasta, zwłaszcza w dniu pełni wypatrując jakichkolwiek znaków egzystencji nadprogramowego bywalca. Nie było ich wiele - jakieś rozszarpane worki na śmierci, znacznej wielkości łapa odciśnięta w przydrożnym błocie. Poszlaki na tyle marne, że po paru dniach gotowa była porzucić swoje poszukiwania… I właśnie wówczas udało jej się wpaść na prowodyra całego zamieszania.
O mały włos go nie przegapiła - czarna kula wielkości małego cielaka wyglądała w cieniu kontenera na śmieci niczym znacznych wymiarów worek. Los jednak uśmiechnął się do blondynki i przechodząc obok stworzenia obdarzona została spojrzeniem błyszczących oczu, które postanowiły prześledzić jej ruch na wypadek złych zamiarów z jej strony. Takowych rzecz jasna nie posiadała a przykucając w odległości jakichś dwóch metrów przykucnęła naprzeciw zwierzęcia, cmokając ku niemu głośno. Nawoływania zadziałały i już po chwili pies obwąchiwał ją uważnie z każdej strony. Przeczesując dłońmi sierść na jego karku nie odnalazła żadnej obroży, świadczącej o przynależności do człowieka, co tylko wydawał się potwierdzać dość zaniedbany stan czterołapego nieszczęścia. Z posklejanymi kłakami i lekko zapadniętymi bokami musiał błąkać się już jakiś czas - coś, czemu blondynka zamierzała położyć kres. Było to co prawda dość niespodziewane, ale przynajmniej nie tylko ona warczałaby na narzucające się jej duchy.
I wszystko było dobrze. Anneke była szczęśliwa mając przed sobą puchatą, może nieco obłoconą, kulkę psiego szczęścia a jej nowy kompan z kolei wydawał się zachwycony palcami energicznie drapiącymi skalp łba. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy jedno z nich postanowiło w dość widoczny sposób okazać swoją radość, i nie chodziło tu wcale o powtarzającą pod nosem komplementy o "wspaniałym przystojniaku" blondynkę. I tak oto wychwalany "młodzieniec" z zamiarem skradnięcia pocałunku odbił się przednimi łapy od gruntu, przenosząc je w sprawnym ruchu na ramiona Anneke. Problem pojawił się w fakcie, gdy prawa fizyki postanowiły upomnieć się o swoje, zwracając uwagę na kwestię rozmiarów dodatkowego ciężaru, który nagle narzucono na drobne barki. Pies, ważący w swych pokaźnych rozmiarach niemalże tyle co nowa właścicielka, zwyczajnie przeważył ją zupełnie. Dodając do tego niespodziewany charakter ataku nie pozostało kobiecie nic innego niż legnąć jak długa, z większością impetu skierowaną na tyłek, który to w pierwszej kolejności spotkał się z brukiem ulicy. W miejsce wcześniejszych pochwał z jej ust wydobył się zduszony jęk, pogłębiony jedynie gdy futrzasty towarzysz kontynuował swe przymilanie, niepomny wyrządzonej krzywdy.
Szorstki, różowy język przejechał po jej policzku, zaczesując ku górze kilka jasnych kosmyków i pozostawiając skórę nieprzyjemnie wilgotną. Próby podniesienia się odwlekła odrobinę, czekając aż jej wyjątkowo rozentuzjazmowany kompan nie uspokoi się nieco, dając zepchnąć się na bok. Częściowo też chciała mu zwyczajnie dać nacieszyć się chwilą. Trudno powiedzieć jak traktowała go do tej pory ulica, jeśli więc potrzebował odrobiny miłości na start ich wspólnego życia, to nie miała co kręcić na to nosem. Jedyne co mogło nieco martwić to ubrudzone kurzem ulicy ubranie, na którym szkody mogła ocenić dopiero siadając powoli i oglądając ubrudzone elementy odzienia.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Brama Starych Bogów – A. Stjernen & Bezimienny: A. Nørgaard Nie 26 Lis - 21:58
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia szła bez celu przed siebie. Ostatnio często spotykano ją kroczącą gdzieś w samotności, co było dziwne, zważywszy na to, że była tak uśmiechniętą i pełną życia osobą. Niewielu wiedziało, że ostatnio zaczęło jej się pogarszać i cienie przeszłości nawiedzały ją coraz bardziej dotkliwie.
Nie powinna zostawać długo sama, ale jakoś nie szukała towarzystwa. Powoli zamykała się w sobie, a przynajmniej wtedy, gdy nie było jej w pracy, zupełnie jakby radio było jej lekarstwem na smutki. Tak w istocie było, bowiem chęć służenia dobru innym było jej misją, a ona sama czerpała z tego siłę, by wstawać kolejnego dnia i uśmiechać się do ludzi.
Zastanawiała się, co też zrobić i dokąd iść tym razem. Rozmyślała o wielu sprawach, głównie tych nie najlepszych, bo złe wieści ostatnio były często słyszane i nagłaśniane. Ale czy powinna dodatkowo się dołować? Może lepiej pomyśleć, co zrobić do jedzenia, albo jakie wino wypić do lektury. Ta pora nie była najlepsza na samotne spacery, ale cóż, jednak pozwalała sobie na nie czasami.
Idąc tak bez wyraźnego celu dotarła do Bramy Starych Bogów, gdzie była świadkiem dziwnego zdarzenia. Przez chwilę przypatrywała się scenie, która się tam rozgrywała, niepewnie stojąc w oddali. Poznała osobę, która tam przebywała, ale co robiła z psem? Wyglądał na zaniedbanego, ale czy był niebezpieczny? Słyszała jakieś plotki o błąkających się istotach, ale nie chciała sprawdzać, czym były naprawdę. Czy Anneke, którą rozpoznała w owej osobie, chciała się dowiedzieć, ile prawdy jest w zasłyszanych wieściach?
Kiedy zwierzę powaliło ją na ziemię, Amalia pisnęła. Bała się, że coś się stanie z dziewczyną. Tego by tylko brakowało! Podeszła bliżej, by w razie potrzeby odpędzić zwierzaka, ale gdy widziała już lepiej, dostrzegła, że pies nie był agresywny, tylko okazywał jej swój entuzjazm i przyjaźń, którą chciał podarować jasnowłosej. Amalia nie dziwiła się, że zwierzę było tak wpatrzone w Anneke, ona była naprawdę dobrą osobą i łatwo ją było polubić i przywiązać się do niej. Amalia tak właśnie miała. Bardzo lubiła tę osobę i przebywanie w jej towarzystwie zawsze jej bardzo pomagało. Często była głosem rozsądku i nieraz jej coś poradziła.
- Cała jesteś? - zapytała z troską i wyciągnęła ku niej rękę, by pomóc jej wstać.
- Widzę, że znalazłaś nowego przyjaciela – zauważyła i uśmiechnęła się. Sama nie była pewna, czy byłaby w stanie dopuścić do siebie tak blisko obce zwierzę. Ona kochała czworonogi, zastanawiała się nawet nad jakimś, ale stwierdziła, że nie chciałaby widzieć jego smutnego spojrzenia. Amalia zbyt często była przygaszona. Zwierzę miałaby jej pomóc, ale nie chciałaby, aby udzieliło mu się jej samopoczucie. Nie zaniedbałaby go, to pewne, ale bała się, że może nie poświęcać mu zbyt wiele uwagi.
- Jaki on biedny – zauważyła. Z bliska lepiej było widać, że był zaniedbany. Najwyraźniej musiał się długo błąkać w samotności i szukać dla siebie kąta. - Chyba poczuł, że może ci zaufać – sama wyciągnęła ku niemu rękę. Nie bała się go dotknąć, była równie przyjazna dla innych jak Anneke. Ale może wyczuł jej niepewność, bo długo ją obwąchiwał i patrzył nieufnie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – powiedziała do psiaka swoim śpiewnym, uspokajającym głosem.
Uśmiechnęła się i skierowała wzrok na Anneke.
- Niech zgadnę – zaczęła. - Myślisz o tym, by go przygarnąć? - to nie było trudne do wywnioskowania. W jej oczach było widać radość. Zupełnie jakby ta czworonożna istota przyciągała ją do siebie. Poza tym Amalia znała ją dobrze i to przyszło jej jako pierwsze do głowy widząc tę scenę.
Nie powinna zostawać długo sama, ale jakoś nie szukała towarzystwa. Powoli zamykała się w sobie, a przynajmniej wtedy, gdy nie było jej w pracy, zupełnie jakby radio było jej lekarstwem na smutki. Tak w istocie było, bowiem chęć służenia dobru innym było jej misją, a ona sama czerpała z tego siłę, by wstawać kolejnego dnia i uśmiechać się do ludzi.
Zastanawiała się, co też zrobić i dokąd iść tym razem. Rozmyślała o wielu sprawach, głównie tych nie najlepszych, bo złe wieści ostatnio były często słyszane i nagłaśniane. Ale czy powinna dodatkowo się dołować? Może lepiej pomyśleć, co zrobić do jedzenia, albo jakie wino wypić do lektury. Ta pora nie była najlepsza na samotne spacery, ale cóż, jednak pozwalała sobie na nie czasami.
Idąc tak bez wyraźnego celu dotarła do Bramy Starych Bogów, gdzie była świadkiem dziwnego zdarzenia. Przez chwilę przypatrywała się scenie, która się tam rozgrywała, niepewnie stojąc w oddali. Poznała osobę, która tam przebywała, ale co robiła z psem? Wyglądał na zaniedbanego, ale czy był niebezpieczny? Słyszała jakieś plotki o błąkających się istotach, ale nie chciała sprawdzać, czym były naprawdę. Czy Anneke, którą rozpoznała w owej osobie, chciała się dowiedzieć, ile prawdy jest w zasłyszanych wieściach?
Kiedy zwierzę powaliło ją na ziemię, Amalia pisnęła. Bała się, że coś się stanie z dziewczyną. Tego by tylko brakowało! Podeszła bliżej, by w razie potrzeby odpędzić zwierzaka, ale gdy widziała już lepiej, dostrzegła, że pies nie był agresywny, tylko okazywał jej swój entuzjazm i przyjaźń, którą chciał podarować jasnowłosej. Amalia nie dziwiła się, że zwierzę było tak wpatrzone w Anneke, ona była naprawdę dobrą osobą i łatwo ją było polubić i przywiązać się do niej. Amalia tak właśnie miała. Bardzo lubiła tę osobę i przebywanie w jej towarzystwie zawsze jej bardzo pomagało. Często była głosem rozsądku i nieraz jej coś poradziła.
- Cała jesteś? - zapytała z troską i wyciągnęła ku niej rękę, by pomóc jej wstać.
- Widzę, że znalazłaś nowego przyjaciela – zauważyła i uśmiechnęła się. Sama nie była pewna, czy byłaby w stanie dopuścić do siebie tak blisko obce zwierzę. Ona kochała czworonogi, zastanawiała się nawet nad jakimś, ale stwierdziła, że nie chciałaby widzieć jego smutnego spojrzenia. Amalia zbyt często była przygaszona. Zwierzę miałaby jej pomóc, ale nie chciałaby, aby udzieliło mu się jej samopoczucie. Nie zaniedbałaby go, to pewne, ale bała się, że może nie poświęcać mu zbyt wiele uwagi.
- Jaki on biedny – zauważyła. Z bliska lepiej było widać, że był zaniedbany. Najwyraźniej musiał się długo błąkać w samotności i szukać dla siebie kąta. - Chyba poczuł, że może ci zaufać – sama wyciągnęła ku niemu rękę. Nie bała się go dotknąć, była równie przyjazna dla innych jak Anneke. Ale może wyczuł jej niepewność, bo długo ją obwąchiwał i patrzył nieufnie.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – powiedziała do psiaka swoim śpiewnym, uspokajającym głosem.
Uśmiechnęła się i skierowała wzrok na Anneke.
- Niech zgadnę – zaczęła. - Myślisz o tym, by go przygarnąć? - to nie było trudne do wywnioskowania. W jej oczach było widać radość. Zupełnie jakby ta czworonożna istota przyciągała ją do siebie. Poza tym Amalia znała ją dobrze i to przyszło jej jako pierwsze do głowy widząc tę scenę.
Bezimienny
Re: 12.09.2000 – Brama Starych Bogów – A. Stjernen & Bezimienny: A. Nørgaard Nie 26 Lis - 21:58
Najwyraźniej czuwające nad nią bóstwa widząc niezwykle niemrawe próby pozbierania się z pozycji leżącej postanowiły zesłać jej na pomoc dobrą duszę. Oto bowiem na tle szarobłękitnego nieba zamajaczyła kobieca sylwetka, którą przy przymrużeniu oczu i uważnym przyjrzeniu się można było zidentyfikować jako Amalię. Moment olśnienia zaowocował szerokim uśmiechem na licu Anneke, nawet mimo nienajlepszej pozycji uradowanej tym niespodziewanym spotkaniem. Nawet przez moment nie czuła się choćby odrobinę zawstydzona swoim położeniem, które przecież stanowiło tylko przykład, jak dość niespodziewanie jej potrzeba pomagania innym potrafiła obrócić się przeciwko niej. Miała idealne wytłumaczenie, które w razie czego gotowa była zaserwować z rozbrajającą szczerością.
- Tak, wszystko w porządku - zapewniła, ujmując oferowaną rękę i w końcu podnosząc się do pozycji pionowej. Otrzepała się na szybko, pozbywając choć częściowo brudu oblepiającego ubrania. Chyba nawet uniknęła uderzenia przy upadku głową o bruk, bowiem nie czuła żadnych zawrotów i jedynie dół pleców pulsował tępym bólem, który zapewne później będzie musiała przytłumić maścią z domowej apteczki. Dobrze, że ta pozostawała doskonale wyposażoną, w związku z licznymi okazjami do wykorzystania jej zawartości. Ot, rzeczy martwe pozostawały wyjątkowo złośliwe wobec Anneke, dość często ją krzywdząc.
- Albo on mnie znalazł - zaśmiała się, łapiąc na chwilę kontakt wzrokowy z futrzakiem, by następnie znów skupić się na rozmówczyni. - Moi sąsiedzi zdążyli już oskarżyć go o bycie wargiem, kwaszenie śmietany i wszystkie plagi egipskie.
Nawet nie wiedziała jeszcze, jak go nazwie, nie mają okazji zastanowić się jeszcze nad tak podstawową wersją. Było też wiele innych rzeczy wymaganych z jej strony, jako odpowiedzialnego właściciela. Potrzebowali posłania odpowiednich rozmiarów, misek nieślizgających się po podłodze, pełnowartościowej karmy, szczotki do wyczesania z gęstej sierści całego zebranego na ulicy brudu… Najwyraźniej powinna byłą zweryfikować agendę na kolejny dzień i wpleść w nią zakupy na rzecz najnowszego członka domostwa. Choć tyle iż nie musiała martwić się kwestiami nagłego obciążenia dla domowego budżetu, wciąż czerpiąc z głębokich kieszeni rodziny. Z czasem uniezależniłaby się od nich, ale jeszcze nie teraz, mając więcej wydatków niż przychodów.
- Oczywiście, że tak! Nie wiem czemu wcześniej nie wpadło mi do głowy, by przygarnąć psa. Zwierzęta domowe mają bardzo dobry wpływ na samopoczucie, zdrowie oraz relacje społeczne! - nie zamierzała przedstawiać teraz szczegółów, ale będąc osobą, która z wyjątkową pasją podchodziła do nauk psychologicznych potrafiła z miejsca znaleźć argumenty z nimi związane. Sama zapewne nie potrzebowała ich w najmniejszym stopniu, wystarczyło przekonanie, że robiła dobrze a danie dachu nad głową i ciepłego kąta uszczęśliwi kolejne istnienie na tym padole.
- Tak, wszystko w porządku - zapewniła, ujmując oferowaną rękę i w końcu podnosząc się do pozycji pionowej. Otrzepała się na szybko, pozbywając choć częściowo brudu oblepiającego ubrania. Chyba nawet uniknęła uderzenia przy upadku głową o bruk, bowiem nie czuła żadnych zawrotów i jedynie dół pleców pulsował tępym bólem, który zapewne później będzie musiała przytłumić maścią z domowej apteczki. Dobrze, że ta pozostawała doskonale wyposażoną, w związku z licznymi okazjami do wykorzystania jej zawartości. Ot, rzeczy martwe pozostawały wyjątkowo złośliwe wobec Anneke, dość często ją krzywdząc.
- Albo on mnie znalazł - zaśmiała się, łapiąc na chwilę kontakt wzrokowy z futrzakiem, by następnie znów skupić się na rozmówczyni. - Moi sąsiedzi zdążyli już oskarżyć go o bycie wargiem, kwaszenie śmietany i wszystkie plagi egipskie.
Nawet nie wiedziała jeszcze, jak go nazwie, nie mają okazji zastanowić się jeszcze nad tak podstawową wersją. Było też wiele innych rzeczy wymaganych z jej strony, jako odpowiedzialnego właściciela. Potrzebowali posłania odpowiednich rozmiarów, misek nieślizgających się po podłodze, pełnowartościowej karmy, szczotki do wyczesania z gęstej sierści całego zebranego na ulicy brudu… Najwyraźniej powinna byłą zweryfikować agendę na kolejny dzień i wpleść w nią zakupy na rzecz najnowszego członka domostwa. Choć tyle iż nie musiała martwić się kwestiami nagłego obciążenia dla domowego budżetu, wciąż czerpiąc z głębokich kieszeni rodziny. Z czasem uniezależniłaby się od nich, ale jeszcze nie teraz, mając więcej wydatków niż przychodów.
- Oczywiście, że tak! Nie wiem czemu wcześniej nie wpadło mi do głowy, by przygarnąć psa. Zwierzęta domowe mają bardzo dobry wpływ na samopoczucie, zdrowie oraz relacje społeczne! - nie zamierzała przedstawiać teraz szczegółów, ale będąc osobą, która z wyjątkową pasją podchodziła do nauk psychologicznych potrafiła z miejsca znaleźć argumenty z nimi związane. Sama zapewne nie potrzebowała ich w najmniejszym stopniu, wystarczyło przekonanie, że robiła dobrze a danie dachu nad głową i ciepłego kąta uszczęśliwi kolejne istnienie na tym padole.
Amalia Stjernen
Re: 12.09.2000 – Brama Starych Bogów – A. Stjernen & Bezimienny: A. Nørgaard Nie 26 Lis - 21:58
Amalia StjernenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 27 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : prezenterka radiowa/cukiernik amator (po godzinach)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : krytyk (I), złotousty (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Amalia wysłuchała słów przyjaciółki i pokiwała głową.
- Psy są bardzo mądre. Może i tak faktycznie było – zgodziła się z Anneke. Panna Stjernen nie miała zwierzęcia, ale to nie znaczyło, że nie chciałaby go mieć. Przepadała za czworonogami i gdy tylko była w gościach u kogoś, kto ma je na własność, chętnie się z nimi bawiła. Uwielbiała głaskać je po grzbiecie, czuć ciepło i spoglądać w oczy wdzięcznego zwierzątka.
- Biedny, wygląda na takiego, który łaknie miłości, a nie robi innym na złość – zauważyła. - Ale ludzie tacy bywają, złośliwi. Czasami dopowiadają sobie zbyt wiele i krzywdzą tym innych. Jak widać nie tylko ludzi, ale i zwierzęta – piesek wyglądał na towarzyskiego i ciekawego wszystkiego. Sama Amalia poczuła silną nutę współczucia do tego czworonoga. Musiała przyznać, że jeśli rzeczywiście wybrał Anneke kierując się przeczuciem, zrobił dobrze. Jej nie dało się nie kochać.
Amalia przepadała za jej towarzystwem, nie tylko dlatego, że znała jej problemy i wiedziała jak ją zrozumieć. Była po prostu ciepłą osobą, taką, której łatwo można było zaufać. Ciemnowłosa nie miała wielu bliskich osób w Midgardzie, ale ona się do nich zaliczała bez dwóch zdań.
- Powiedziałabym, że przygarnięcie psa z ulicy jest ryzykowne, ale ten tutaj jest taki słodki – naprawdę chciała być głosem rozsądku, ale te smutne, ale równocześnie pełne miłości oczy zaczęły ją przekupywać. Amalia była z tych wrażliwych osób, które litują się nad wszystkim, którzy potrzebują pomocy. Może i była zamknięta w sobie, nawet jeśli pokazywała, że jest inaczej i uśmiechała się szczerze do wszystkich, ale trudne położenie innych sprawiało, że otwierała się na wszystko. Doskonale rozumiała teraz Anneke, którą ten psiak oczarował. Na jej miejscu chyba sama podjęłaby decyzję o jego przygarnięciu.
- Racja – odpowiedziała na uwagę o dobrodziejstwach płynących z posiadania zwierzęcia. - Wiesz, sama myślałam o własnym pupilu, ale chyba nie wytrzymałby ze mną nerwowo – uśmiechnęła się, tym razem trochę smutno. Amalia na pewno dobrze by się zajęła swoim zwierzątkiem, ale mógłby się jej udzielać jej nastrój, który często wahał się tak bardzo, że sama nie nadążała za tym, co czuje. Mówiono jej: znajdź sobie faceta, albo weź do siebie jakiegoś czworonoga. Dotąd nie miała ani jednego, ani drugiego. Naprawdę była samotna i chociaż starała się tego nie okazywać, czuła się coraz gorzej. Coraz rzadziej znajdywała motywację do pozytywnego myślenia. Poza pracą, w której była radosna i przekazywała innym energię, była wrakiem, który walczył o to, by się podnieść. Czegoś brakowało w jej życiu i chyba wiedziała, co to było: miłości.
- Ciekawe jaka jest jego historia – tego się nie dowiedzą, ale Anneke była w stanie sprawić, że jego ciąg dalszy będzie weselszy. - Chyba tęskni za czułościami – pies wpatrywał się w jasnowłosą jak urzeczony, że nawet Amalia się zaśmiała.
- On chyba naprawdę uznał, że będzie należeć do ciebie – tak bardzo ją polubił, że żal byłoby go zostawiać. Stjernen pomyślała, że gdyby Anneke go nie zabrała do siebie, sam poczłapałby za nią. Tak czy inaczej wylądowałby u jasnowłosej.
Dziewczęta porozmawiały i pies znalazł właścicielkę. Amalia wiedziała, że teraz będzie im lepiej - potrzebowali siebie nawzajem.
W końcu jednak się rozstały i każda poszła w swoją stronę.
Amalia i Bezimienny z tematu
- Psy są bardzo mądre. Może i tak faktycznie było – zgodziła się z Anneke. Panna Stjernen nie miała zwierzęcia, ale to nie znaczyło, że nie chciałaby go mieć. Przepadała za czworonogami i gdy tylko była w gościach u kogoś, kto ma je na własność, chętnie się z nimi bawiła. Uwielbiała głaskać je po grzbiecie, czuć ciepło i spoglądać w oczy wdzięcznego zwierzątka.
- Biedny, wygląda na takiego, który łaknie miłości, a nie robi innym na złość – zauważyła. - Ale ludzie tacy bywają, złośliwi. Czasami dopowiadają sobie zbyt wiele i krzywdzą tym innych. Jak widać nie tylko ludzi, ale i zwierzęta – piesek wyglądał na towarzyskiego i ciekawego wszystkiego. Sama Amalia poczuła silną nutę współczucia do tego czworonoga. Musiała przyznać, że jeśli rzeczywiście wybrał Anneke kierując się przeczuciem, zrobił dobrze. Jej nie dało się nie kochać.
Amalia przepadała za jej towarzystwem, nie tylko dlatego, że znała jej problemy i wiedziała jak ją zrozumieć. Była po prostu ciepłą osobą, taką, której łatwo można było zaufać. Ciemnowłosa nie miała wielu bliskich osób w Midgardzie, ale ona się do nich zaliczała bez dwóch zdań.
- Powiedziałabym, że przygarnięcie psa z ulicy jest ryzykowne, ale ten tutaj jest taki słodki – naprawdę chciała być głosem rozsądku, ale te smutne, ale równocześnie pełne miłości oczy zaczęły ją przekupywać. Amalia była z tych wrażliwych osób, które litują się nad wszystkim, którzy potrzebują pomocy. Może i była zamknięta w sobie, nawet jeśli pokazywała, że jest inaczej i uśmiechała się szczerze do wszystkich, ale trudne położenie innych sprawiało, że otwierała się na wszystko. Doskonale rozumiała teraz Anneke, którą ten psiak oczarował. Na jej miejscu chyba sama podjęłaby decyzję o jego przygarnięciu.
- Racja – odpowiedziała na uwagę o dobrodziejstwach płynących z posiadania zwierzęcia. - Wiesz, sama myślałam o własnym pupilu, ale chyba nie wytrzymałby ze mną nerwowo – uśmiechnęła się, tym razem trochę smutno. Amalia na pewno dobrze by się zajęła swoim zwierzątkiem, ale mógłby się jej udzielać jej nastrój, który często wahał się tak bardzo, że sama nie nadążała za tym, co czuje. Mówiono jej: znajdź sobie faceta, albo weź do siebie jakiegoś czworonoga. Dotąd nie miała ani jednego, ani drugiego. Naprawdę była samotna i chociaż starała się tego nie okazywać, czuła się coraz gorzej. Coraz rzadziej znajdywała motywację do pozytywnego myślenia. Poza pracą, w której była radosna i przekazywała innym energię, była wrakiem, który walczył o to, by się podnieść. Czegoś brakowało w jej życiu i chyba wiedziała, co to było: miłości.
- Ciekawe jaka jest jego historia – tego się nie dowiedzą, ale Anneke była w stanie sprawić, że jego ciąg dalszy będzie weselszy. - Chyba tęskni za czułościami – pies wpatrywał się w jasnowłosą jak urzeczony, że nawet Amalia się zaśmiała.
- On chyba naprawdę uznał, że będzie należeć do ciebie – tak bardzo ją polubił, że żal byłoby go zostawiać. Stjernen pomyślała, że gdyby Anneke go nie zabrała do siebie, sam poczłapałby za nią. Tak czy inaczej wylądowałby u jasnowłosej.
Dziewczęta porozmawiały i pies znalazł właścicielkę. Amalia wiedziała, że teraz będzie im lepiej - potrzebowali siebie nawzajem.
W końcu jednak się rozstały i każda poszła w swoją stronę.
Amalia i Bezimienny z tematu