Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    19.11.2000 – Kino Sandvika – K. Sørensen & Bezimienny: S. Moen

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    19.11.2000

    Panująca dookoła cisza była dusząca; lepka jak miód rozlewający się po nagiej skórze, cieknący w dół kończyn, trudny do zmycia, do zapomnienia, ale wcale niesłodka; w czarnym ekranie sali kinowej widziała odbicie samotnej sylwetki zajmującej miejsce na fotelu na środku kaskady krzeseł. Było wcześnie, za wcześnie, by ktoś oprócz niej zdecydował się kupić bilet na niemy, czarno-biały film o detektywie poszukującym zaginionej ukochanej w gąszczu nieporozumienia, kłamstwa i obłudy. Ale to nic dziwnego, nic nowego: Fjäril była stworzeniem nocnym, w lunarnej łunie odnajdywała wołające ją talary sparzone gorącym dotykiem męskich dłoni, nad ranem z kolei odsypiając zmęczenie lub, jak teraz, spacerując po Midgardzie, byle tylko trucizna samotnych myśli nie przelała się do serca zbyt prędko.
    Tym razem to on - znów - zamierzał pomóc jej uciec od przeszłości.
    Bogowie z brutalną przyjemnością wpędzali ją jak niewolnicę w kajdany wspomnień, a te powracały do niej w snach, pętały w koszmarach, na które przecież nie mogła sobie pozwolić. Nikt nie zapłaciłby złamanego grosza za prostytutkę znaczoną purpurą kwitnącą pod oczyma jak chwast na świeżo obsianym polu mającym przynieść piękne plony; płacili za jej słodycz i uległość, nie za to, by przelewała na nich w miłosnym uniesieniu kropelki własnych problemów. Od tego mieli trwające u ich boku żony - kobiety zazwyczaj na tyle godne, by udawać, że nie dostrzegały śladów szminek na koszulach, nie czuły woni świeżych cytrusów przymilających się do sylwetek mężów, jeśli ci nie decydowali się na prysznic tuż przed wyjściem z galerii; a przecież robili to czasem umyślnie, by prezentować światu najświeższą zdobycz.
    Ale to nie był moment na to, by myśleć o pracy.
    Rozleniwiona, wciąż senna, Saga oparła się wygodniej na fotelu, kolana podciągając wyżej - tak, by mogła dotknąć nimi oparcia siedziska z następnego rzędu. Płuca zalewały się tęsknotą; wzrok błękitnych tęczówek raz po raz wędrował po sali, wyczekując postaci nadchodzącego wędrowca, jego, anioła stróża i wybawiciela z oków najsroższej fizyczności znaczonej szkarłatem i fioletem. Niespodziewany bohater wyłaniający się z mgły, chociaż bez białego rumaka - i nie po to, by uratować księżniczkę; kiedy ostatnio była księżniczką? Czyją? Ktoś kiedyś tak ją nazywał, ale gorycz niepewności pozostawiała po sobie wrażenie, że, jeśli już, było to wieki temu, gdy wciąż jak odzienie oplatała ją niewinność.
    Przeciągnęła się w ledwie oświetlonej sali, unosząc przed siebie ręce - aby smukłe palce zatańczyć mogły z nicością czekającą na nie tuż obok, a głos rozbrzmiał dookoła przyjemnie, ale trochę zbyt cicho, zbyt miękko, - Karl? - Gdzie jesteś? Kiedy się tu pojawisz?
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl był zmęczony, tak bardzo zmęczony. Nie fizycznie, a psychicznie. Ostatnie wydarzenia pozostawiły w nim ślad, bardzo wyraźny zresztą. Jednak wrodzony optymizm nakazywał mu pozbieranie się i oddzielenie ponurych myśli od reszty. Sørensen jednak nie potrafił do końca poradzić sobie z natarczywymi myślami. Ciągle miał w głowie kilka obrazów sprzed tak niedawnego okresu czasu. I myślał o nim i o niej. Z przyjacielem nie widział się od tamtej pory i nie mieli żadnego kontaktu. Młody mężczyzna zastanawiał się, jak czuł się Safír i czy rozpamiętuje to, co się wydarzyło. Karl naprawdę nie chciał stracić tak wiernego druha. Byłaby to ogromna strata.
    A ona? Wciąż myślał o jej uśmiechu i zaufaniu, jakim go obdarzała. Byli blisko siebie od lat, ale czy to mu wystarczało? Czy to, co czuł względem niej było dobre? Nie chciał zepsuć tego, co ich łączyło, bo miał więcej niż inni. Jednak przyłapywał się na tym, że myśl o niej towarzyszy mu w różnych porach dnia i przy różnych sytuacjach. Ona była wyjątkowa. I akceptowała go takim, jakim był. Nie musieli udawać nikogo, gdy byli w swoim towarzystwie. To było piękne. I chciał o tym powiedzieć na głos, ale bał się odrzucenia i dystansu.
    Właśnie takie myśli towarzyszyły mu ostatnimi dniami, także w drodze do kina. Potrzebował zająć czymś myśli, skupić się na tym, co mogło stanowić inspirację. Po prostu odciąć się od wszystkiego, choćby na jakiś czas. Dlatego potrzebował kontaktu z kimś, kto również starał się przez jakiś czas być kimś innym. Karl znał różnych ludzi, ale nikogo z nich nie oceniał. Wszyscy mieli własne historie i powody do tego, by być tymi, kim byli. Pod tym, co było na wierzchu, znajdowały się wspaniałe osobowości, stęsknione za czymś dusze i wiele smutnych opowieści. Była też ona. Dziewczyna, która stała się mu bliska przez przypadek. Nie mogąc znieść widoku cierpienia na jej twarzy, zainterweniował. To wystarczyło, by stać się początkiem nowej, trudnej, ale też nie pozbawionej nadziei historii.
    Gdy Sørensen pojawił się w końcu na sali kinowej, zdjął wierzchnie okrycie i przez chwilę przystanął, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie spodziewał się wielu osób, nigdy ich nie było na takim seansie. Mało kto czerpał radość i rozrywkę z niemego, czarno - białego filmu. Ściskając bilet w dłoni, zszedł na dół, by znaleźć się pośrodku sali, by znaleźć się tuż przy niej.
    - Przyszłaś bardzo wcześnie – zauważył. Tak, zupełnie jakby on nie zrobił tego samego. Do filmu pozostało jeszcze trochę czasu, mogli więc pomówić.
    Usiadł obok i przez chwilę milczał. Często bliskość tych dwóch osób otaczała cisza. Wystarczały spojrzenia, drobne gesty, by dodać sobie otuchy. Nie zawsze to słowa oddawały wszystko, co chcieliby powiedzieć. A jednak Karl nie zamierzał być cicho.
    - Dobrze cię widzieć – powiedział szczerze. Zawsze był wobec niej prawdomówny. Nie lubił kłamstwa, nawet jeśli było łatwe do wypowiedzenia.
    - Mam nadzieję, że nie czekałaś długo, co? - zagadnął, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. - Puste sale mają coś w sobie, ale czekanie na kogoś w samotności nie zawsze jest miłe.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Dźwięk znajomego głosu momentalnie rozgonił demony. W niepamięć odeszła samotność wwiercająca się w każdy ze zmysłów, podczas gdy na ekranie zatańczyły już dwie sylwetki odbijające się w jej chłonnym eterze - a jej ciało zareagowało wręcz samoistnie, znów podsuwając się do góry na miękkim fotelu, by mogła łatwiej odnaleźć go spojrzeniem. Przyszedł. Nie powinna była się dziwić, przecież zawsze przychodził, zawsze wracał do niej mimo przeciwności losu, prawdziwy, szczery, rycerski, nawet jeśli nie nosił na ciele zbroi zdolnej zniwelować każdy z ciosów.  
    Ciche kroki przywiodły go na miejsce tuż obok, więc nie zwlekała - bez zastanowienia sięgnęła do dłoni Karla i splotła ze sobą ich palce, przy nim przyzwyczajona do bliskości zupełnie innego rodzaju niż ta, której doświadczała codziennie; namiętność wypełzała z każdego kąta i z każdej ciemności, ale tutaj było jej brak, bo jej narkotyczną, otępiającą zmysły zgubę zastępowała przyjaźń. Ciepła, bezinteresowna, narodzona od dnia, kiedy to nieznajomy altruista wstawił się za nią w oczach surowego, przygarbionego mężczyzny o plecionym wąsie użyczającego jej ciała mnogości szemranej klienteli z Przesmyku Lokiego. I nie oczekiwał za to zapłaty. Nie pragnął posiąść jej tuż po tym, jak w złudnym akcie dobroci na chwilę poprawił status jej istnienia - ilu takich jak on chodziło po tej ziemi? Zastanawiała się nad tym czasem, splamiona dotykiem setek męskich dłoni, ale żaden z jej kochanków, z jej przyjaciół, nie był jednak taki jak on.
    - Mimo to wyglądam na bardziej wyspaną od ciebie. Dlaczego? - skontrowała z uśmiechem, by wolną dłonią delikatnie przeczesać włosy przyjaciela. Wciąż czaiło się w ich kosmykach wspomnienie mroźnego, listopadowego poranka, przez który oboje przedarli się uliczkami Midgardu; ulokowane niedaleko mieszkanie sprawiło, że Saga zjawiła się tu w zaledwie kilka minut, lecz on do przejścia miał o wiele odleglejszą drogę. - Ciebie też. Tęskniłam - zapewniła i przechyliła się do boku, by ciężar własnego ciała oprzeć o towarzysza, głowę z kolei kładąc na jego ramieniu. Mogła sobie na to pozwolić - wierzyła w to, że nigdy nie strzepnąłby jej z siebie jak dłoń niedbale sięgająca do popiołu papierosa opadającego na rękaw świeżo wyprasowanego płaszcza, wszyscy, ale nie on. - Mogłabym czekać nawet dłużej, wiesz, że to nie problem. Byłeś zajęty? Mam nadzieję, że nie trafiłam z zaproszeniem na napięty dzień - inspiracja nie odpowiadała na wezwanie człowieka. Jej domeną było objawienie w wybranych przez siebie momentach, iluminacja umysłu znienacka słodyczą podobną boskim błogosławieństwom, szczególnie po dłużących się dniach literackiego nieurodzaju; szanowała to, fakt, że oboje prowadzili życie zależne od czyjegoś kaprysu, czy to siły wyższej, czy pojedynczego mężczyzny sprawującego nad nią absolutną władzę. - Wybierasz się na aukcję charytatywną? - zapytała; wydarzenie w jarlowskim królestwie miało zacząć się za niecały tydzień, ale jej wyobraźnia coraz częściej uciekała do splendoru, przyjęć i drogich szampanów. Lubiła powtarzać, że praca kurtyzany na przynosiła jej satysfakcji. Kłamała.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Gest tak prosty stał się czymś przemiłym. Karl lubił takie oznaki przyjaźni, gdy ktoś bezwiednie bawi się jego palcami czy włosami. Jedynie najbliższe kompanki miały do tego prawo, a on? Uśmiechał się. Tak szczerze, czując się doceniony i po prostu potrzebny. Od razu się rozluźniał, a jego bystre oczy barwy jasnego błękitu błyszczały wesoło.
    Przyjaźń z kurtyzaną – dla jednych niemożliwa, dla drugich głupia, dla niego? Szczera. Sørensen nie patrzył na to, co kto robił, a jaki był. Jej towarzystwo działało na niego kojąco. Nie pragnął jej dotyku i pieszczot, a rozmów oraz tych wspomnianych prostych gestów. Mężczyzna miał problemy jeśli chodziło o rodzinę, która na każdym kroku krytykowała jego poczynania. Wyłamywał się z utartego szlaku i podążał własną drogą. Nigdy nie zgubił bliskich – zawsze byli w zasięgu wzroku, ale nie chcieli go wspierać. Karl nie potrafiłby zrezygnować z drugiej rodziny, jaką dla niego byli przyjaciele. Nieważne kim byli, co robili, jakie nazwisko nosili. Oni byli z nim blisko.
    Kiedy zadała proste pytanie, nie odpowiedział od razu. Najpierw zrobił zatroskaną minę.
    - Jestem zmęczony emocjami. Ostatnie tygodnie obfitowały w dość… bogate doznania. Wiele spraw mnie zmartwiło, a inne sprawiły, że poczułem się tak żyw jak nigdy wcześniej. Myśli nie dają mi spokoju. No… - urwał, by się uśmiechnąć i dopiero po chwili dokończył:
    - Powiedzmy, że nie dają mi spokoju bardziej niż zwykle – jako pisarz ciągle miał w umyśle gonitwę myśli. A to wizja, jakaś sytuacja, postać, jej zachowanie. Oddzielał jedno od drugiego, czyli siebie od fikcji.
    - Ja także tęskniłem.
    Gdy oparła głowę na jego ramieniu, objął ją. Zupełnie jakby chciał dać znać światu, że nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. Bo tak było. W jego obecności nic nie mogło jej się stać.
    - Nie, nie – powiedział pospiesznie. - Wszystko w porządku. Mój grafik nie jest napięty. Nie masz się czym martwić. Poza tym wiesz, że zawsze możesz dać mi znać i się zjawię. Poza kilkoma spotkaniami jestem do dyspozycji – jako pisarz miał pewne obowiązki, ale przede wszystkim pracował zgodnie z ustalonym sobie harmonogramem. Mógł znaleźć czas dla każdego. Wystarczyły chęci, a tych miał zawsze wiele.
    - Pracuję nad pewnym projektem, ale jest na ukończeniu. Kiedy ukarze się drukiem, będę mieć więcej spotkań, ale do tej pory jeszcze zostało kilka miesięcy – wyjaśnił. - Poza tym, czy odmówiłem ci kiedyś spotkania? - nie pamiętał takiej sytuacji.
    Na kolejne pytanie zmarszczył czoło. To nie było takie proste, bo Sørensenowie zostali potraktowani jak śmiecie.
    - Owszem – przyznał w końcu. - Ponieważ Sørensenowie zostali wykluczeni, moim obowiązkiem jest stawienie się tam. Chcę posłuchać o nowinkach, obejrzeć pracę jubilerską innych i zobaczyć jak wiele osób będzie zgodnych z niesprawiedliwością jaka dotyka nasz klan – Karl może trzymał się z dala, ale był dumny ze swojego nazwiska i nie pozwalał, by inni mieszali ich z błotem.
    - A przede wszystkim mam zamiar coś kupić i dobrze się bawić – tak właśnie było. Zaprosił Lumikki jako swoją towarzyszkę i wierzył, że będą się dobrze bawić. Jak można było inaczej? To była Lumi, jego przyjaciółka i… nie tylko. Chciał jej powiedzieć, co czuł, ale bał się ją stracić. Będzie więc czerpał radość z tego, co miał. Jak to było niedawno w palmiarni czy w parku. Z bliskości i pokrewieństwa dusz.
    - Liczę też na dobry alkohol i poczęstunek – dodał, tym razem się uśmiechając.
    - Byłoby to źle odebrane, gdybym nie przyszedł. Przez wiele osób... - podejrzewał, że nie tylko on z rodziny się tam stawi. No chyba, że rodzinna duma nie pozwoli na to. Karl jednak nie patrzył na nich, pójdzie bo czuje, że to jest naprawdę dobra decyzja.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Bliźniacze słowa opuszczające znajome usta, te, po które nigdy nie odważyła się sięgnąć i te, których nie zamierzała smakować, utwierdzona w przekonaniu, że nie oczekiwał od niej podobnych spłat nieistniejącego, fantomowego długu, jakim wiązałby ją do siebie jak łańcuchem palącym niesfornego olbrzyma. To było dziwnym, obcym uczuciem: czystość plamiąca relację bielą i jasnym, wręcz pastelowym kolorem, zamiast klasyczną czernią, czerwienią i złotem królującymi w Galerii. Może właśnie tak było mieć starszego brata? Zaklętego w genach opiekuna ulepionego z jednej gliny i wznieconego z tej samej krwi - kiedyś mogłaby przysiąc, że zasypiała z powiekami zroszonymi znajomością podobnego misterium, ale nie teraz, bo była już zbyt dojrzała na wiarę w wyimaginowanych przyjaciół zapełniających pustkę dzieciństwa.
    - Nie lubię, kiedy się martwisz - zauważyła z lekko zmarszczonymi brwiami, zaniepokojona morałem płynącym z nieprecyzyjnych słów i urywanych półprawd, na jakie słońce rzucało jedynie kilka promieni zrozumienia. - Nie byłoby zdrowo ich z siebie wyrzucić, tych myśli? Emocji? Choćby szeptane będą brzmieć inaczej niż przy rozbijaniu się po twojej głowie, a nazwane może wreszcie pozwolą ci odetchnąć - długie, chude palce bawiące się ciemnymi kosmykami, gładzące ich przyjemną, zdrową fakturę, przeczesujące z jednego boku na drugi. Zamknięta w bezpieczeństwie męskich ramion nie mogła obrócić się tak, by spojrzeć na jego twarz, ale czuła, co odnalazłaby w tamtej ekspresji; zagubienie, przytłoczenie, gałki oczne metafizycznie zalewane czerwienią wewnętrznego podduszenia przez ciężar, jaki uporczywie spoczywał na jego barkach. - Wysłucham, jeśli chcesz - obiecała nie po to, by stać się dla niego uosobieniem uprzejmości, nie po to, by jego sekrety zabrać ze sobą w dwulicowym marzeniu spieniężenia ich przy każdym, kto życzyłby Karlowi źle - a po to, by jednostkowe cierpienie rozbić na ich dwójkę. Samotnie niesiony krzyż ciążył bardziej, miażdżąc pojedynczy kręgosłup - więc ona ofiarowała mu swój do potrzymania wciąż nieznanego brzemienia, z sennym, rozleniwionym uśmiechem tańczącym na ustach w rytm miarowo gasnącego na sali światła. Nadszedł czas - nawet jeśli film wydawał się teraz tak mało ważny.
    Deklaracje obleczone były w rzeczywistość, nie raz udowodnił, że był w stanie stawić się u jej boku choćby w środku nocy, ratując z opresji kolejnego drażniącego zwątpienia i obezwładniającej słabości łez wylewanych w materiał poduszki. Odnajdywał drogę do zdrowego rozsądku i pokruszony budulec pożądliwego posągu wznosił od nowa, kamyczek po kamyczku, dopóki nie nauczyła się pamiętać, że w historii świata posiadała, mimo wszystko, własne miejsce. Może nie tak chwalebne jak wielu mieszkańców pałętających się po Midgardzie - lecz wciąż istniejące i równie wartościowe. - Nigdy - przytaknęła melodyjnie, bo nigdy, przenigdy jej nie odmówił. Nie pozostawił w marazmie oczekiwania. Słabość pisarza do kurtyzany, jak bardzo osobliwa mogłaby powstać z tego historia. Skazana na żałość. - Co to za projekt? Nad czym teraz pracuje Karl Sørensen? Nie zdradzaj wszystkiego. Daj mi wskazówkę i reszty domyślę się sama - wymruczała pogodniej, jakby pozbawiona zwyczajowej sobie melancholii, która zazwyczaj podążała za nią jak cień podczas chwil spędzanych z daleka od pracy. W tym czasie ekran zalśnił migoczącą feerią tint szarości składających się na rozbudzony obraz, ciche, bezdźwięczne porwanie młodej kobiety płynnie przechodzące do sylwetki zatroskanego, rozsierdzonego funkcjonariusza pogrążonego w chaotycznym przeszukiwaniu zdemolowanego mieszkania, naruszonego sanctum damskiej prywatności.  
    Gorycz wezbrała w następnej odpowiedzi, trudna do przełknięcia na tyle, by dłoń dotychczas wplątana w jego włosy przesunęła się niżej, opuszkami palców wodząc po jego twarzy, wzdłuż brwi, w dół nosa, aż do podbródka, na który nacisnęła zaokrąglonym paznokciem - figlarnie, żartobliwie, po to, by odegnać od niego złe wspomnienia.
    - Będziesz silny, wiem o tym. Poradzisz sobie nawet wśród wygłodniałych wron - westchnęła cicho; nie znała się na polityce, rozumiała ją tylko wówczas, gdy w swoim łożu rozkładała nogi przed wysoko postawionymi patronami z tego zawoalowanego świata, ale sama znajomość Karla sugerowała, że ostracyzm nie był słuszny - choć on był inny od swoich krewnych, podążał własną ścieżką, dobrą, niewątpliwie lepszą niż wielu z nich. - Też tam będę - wyznała, śledząc spojrzeniem poczynania detektywa na ekranie kinowej sali. Na tę okazję klient miał ją wykupioną od ponad miesiąca; personalnie zażyczył sobie właśnie Fjaril, łechtając próżną myśl, której istnienie wypierała z precyzyjną hipokryzją.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl nie był pewien, czy chce mówić o tym, co go gryzło. To były delikatne sprawy, o których sam nie wiedział, co myśleć. Możliwe, że byłoby łatwiej, gdyby podzielił się tym, co czuł. On jednak chociaż był świetnym przykładem słuchacza, rzadko potrafił wydusić z siebie coś głębszego. Nie chciał oszukiwać dziewczyny, dlatego postanowił coś jednak powiedzieć.
    - Ktoś pokazał mi, że mu na mnie zależy, a ja musiałem to odrzucić, bo… - westchnął głęboko i dopiero wtedy dokończył zdanie:
    - Już kogoś kocham.
    Tak właśnie było, po co to ukrywać? Był pewien swoich uczuć, chociaż nie mógł powiedzieć, czy istniała jakakolwiek szansa na to, by zostało to odwzajemnione.
    - To skomplikowana sprawa – powiedział po chwili. Co miał powiedzieć, że zakochał się w przyjaciółce? To było takie zwyczajne, takie powtarzalne, a jednak była ona jego światełkiem i pokrewną duszą. Znał ją od lat, a może od zawsze? Czas się zatarł. Nie obchodziło go jej nazwisko, chociaż to stanowiło barierę nie do przebycia. Był za biedny i nic nie znaczący, by móc marzyć o tym, że z nią będzie. Jednak cieszył się głęboką więzią, a to było naprawdę wiele.
    - Nie ma o czym mówić – podsumował.
    Do seansu zostało coraz mniej czasu. Karl zastanawiał się, czy ktoś kiedyś zrobi film na podstawie jego książki. Kryminałów było dostatek, a istniało o wiele więcej lepszych powieści niż te jego. Nieważne. Midgard stał się od pewnego czasu areną kolejnych zagadek, które były dobrym scenariuszem do filmów.
    - Zaginięcie. Morderstwo. Miłość – rzucił te trzy słowa, a one miały jej powiedzieć co nieco o tematyce książki. Akurat ostatniego było najmniej, to był dość poważny materiał, w dużej mierze zawdzięczał go opowieściom oficerów Kruczej Straży. Resztę doczytał, lub dopowiedział sobie sam, wszystko okraszając dużą dawką autorskiej fantazji.
    Na ekranie zaczęły pojawiać się obrazy, a jednak nie przerwali rozmowy. Karl był dość poważny, jego myśli błądziły w różnych kierunkach, ale nie opuszczały też przyjaciółki, która była obok.
    - Nie wiem nawet, co powiedzą moi bliscy, gdy się dowiedzą o mojej obecności na aukcji. Mówią, że ich zdradziłem, zawiodłem, ale przyznaję się do nazwiska. To moja rodzina, chociaż niejedyna – dla niego nie tylko krew świadczyła o bliskiej relacji. Obcy ludzie mogli do niej należeć. I to było piękne.
    - No cóż, zobaczymy jak to będzie. Ja uznałem, że należy tam przyjść, nieważne, co pomyślą inni – wzruszył ramionami. Był wyraźnie rozdarty, z jednej strony będąc indywidualistą, który sam chciał zapracować na swoje nazwisko, z drugiej był dumny z tego, czym zajmowała się od pokoleń jego rodzina. Nie widział się w tym, po prostu, ale doceniał kunszt.
    Na jej uwagę odparł krótkim:
    - Naprawdę? - zaskoczyła go. Nie spodziewał się jej tam, ale nie myślał negatywnie.
    - Czyli może na siebie wpadniemy – zauważył. Nie chciał zapewniać o tym, że porozmawiają, ale Karl nie będzie udawać, że się nie znają. Nie wstydził się jej, chociaż komentarze mogły był przeróżne.
    - Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić – powiedział szczerze. Nie zapytał o to z kim przyjdzie, nie powinno go to obchodzić. Ale obchodziło. Naprawdę. Ciągle miał przed oczami to, jak ją potraktowano gdy się poznali. Teraz było inaczej, a mimo to nie ufał innym i bał się, że ktoś ją znowu skrzywdzi. Skąd ta opiekuńczość u Sørensena?  Była naturalna. Nie wszyscy ją dostrzegali czy mogli jej doświadczyć, ale istniała i była bardzo rozległa.
    - Może założymy się o to, kto jest tym złym w tej historii? - zapytał, gdy zaczął się  wkręcać w film.
    - Moim zdaniem to będzie kobieta.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Serce kipiące miłością i serce zmuszone ukorzyć się przed zbyt potężnym uczuciem, rozumiała teraz, dlaczego nie chciał o tym mówić. Ciche westchnienie uleciało z płuc, rozbiło się o ciszę niczym fala rozbijała się o kamienie stromego klifowego urwiska, lecz palce nie cofnęły się na tę wiadomość, wciąż wplątane w jego włosy. W ten sposób poznawała świat - dotykiem, przyziemną cielesnością nawet najprostszych gestów, zredukowana do tego męskim wyrokiem lata temu odbierającym prozaiczną niewinność.
    - Jeśli cię kocha, kimkolwiek jest ta odrzucona osoba, na pewno zrozumie. Chyba na tym polega miłość? Na życzeniu szczęścia komuś, kogo się kocha? - odpowiedziała łagodnie, odchyliwszy głowę na tyle, by mogła spojrzeć na Karla kątem oka, przez szaroniebieską tęczówkę; romantyzm, niestety, często skazany był na tragiczny epilog, na chór opiewający zniszczone marzenia w rzewnym epitafium, a to bolało zawsze, gdy rzeczywistość zderzała się z płodną wyobraźnią. - Niezależnie od tego, czy z nami, czy bez nas. Ja życzyłabym ci szczęścia - uśmiechnęła się blado, jak bladym było listopadowe słońce błyszczące niemrawo na szarawym niebie. Emocje - były darem od bogów, a te najpiękniejsze, najpotężniejsze, należało gloryfikować autonomicznie od scenariuszy pisanych przez pozostałych aktorów; zazdrościła im tego, Karlowi, jego ukochanym, jego odrzuconym, sama niezdolna poczuć głębi zatraconej gdzieś dawno temu, na rzecz czyjejś obłudnej zachcianki rozrywającej jej skórę na strzępy, byle tylko liznąć jeszcze pozbawionego grzechu człowieczeństwa; od tamtej pory trwała w limbo, ni tu, ni tam. - Wręcz przeciwnie! Opowiedz mi. Opowiedz o tej miłości, o tym, czy budzisz się z nią pod powieką i zasypiasz, widząc ją w ciemności jako ostatni obraz dnia - oko błysnęło zainspirowanym podekscytowaniem. - Naprawdę wypełnia żołądek motylami? Czy to mniej przyjemne? - stłumiony śmiech, dźwięczny, przyjemny dla ucha towarzyszył pytaniom wręcz dziecięcej ciekawości. Co dziwka mogła wiedzieć o miłości? Przeżywała ją co noc, liczoną na godziny i runiczne talary, ale serce uparcie milczało, tkając jedynie kłamstwa, które mamiły jej patronów, każdemu z nich w ciepłych, wiotkich ramionach obiecując bycie dla niej najważniejszym.
    Zaginięcie. Morderstwo. Miłość. Fabuła niemal bliźniacza do pęczniejących na ekranie obrazów, ale Saga wiedziała, że w swojej interpretacji nie mogła się powtórzyć, a i sam pisarz, zbyt oddany muzom swojej profesji, nie popełniłby zresztą tak prozaicznego plagiatu. Wolną rękę przyciągnęła więc do swojej twarzy, dwoma palcami potarła obie powieki, na tyle mocno, by w ciemności kwiecącej się pod nimi dostrzec gamę kolorów i kształtów przenikających się tak fantazyjnie, jak w powoli obracanym kalejdoskopie. - Niech pomyślę - wymruczała po chwili. - To historia mordercy, silnego, pozbawionego skrupułów mężczyzny, który przy jednej ze swoich zbrodni napotyka niewidzącą kobietę. Jest śliczna jak poranek, kojarzy mu się… Z domem na wzgórzu, gdzie samotnie wychowywała go matka - snuła, głos barwiąc wyczuwalną, prawie namacalną przyjemnością, znów opierająca głowę na ramieniu mężczyzny. - Robi dla niej wszystko; spełnia marzenie, zanim ona zdąży o nim pomyśleć i dba o to, by świat w żaden sposób jej nie zranił. Ale w jej głowie rozkwita choroba. Pewnego dnia ten nierówny przeciwnik zamyka ją w jej własnych myślach - a jej ukochany nie jest w stanie jej w nich odnaleźć. Nie może sprowadzić jej z powrotem - zakończyła, czując, jak na wargach osiadł całun trudnej do strzepnięcia goryczy. Ona także wielu wspomnień z przeszłości nie mogła sprowadzić z powrotem - zaginęły w odmętach emocjonalnego nieistnienia tak boleśnie, jak dziewczyna z budowanej opowiastki, skazując głównego bohatera na alienację rodzącą się pod skórą jak rak.
    Nie myśl o tym, pragnęła powiedzieć, ale wiedziała, że porzucenie rodzinnych rozważań przyszłoby mu z trudem - dlaczego więc powinien z nich rezygnować? Były częścią jego samego, sięgały najgłębszych korzeni, wznosząc go z kamienia rzekomo przeklętego rodu, a smagająca ich mgła ostracyzmu spędzała sen z powiek. - Na pewno będę. Alkohol i poczęstunek zawsze smakują lepiej, kiedy ktoś inny za nie zapłaci; wiesz coś o tym, by było tam dużo ładnej biżuterii? - zapytała, w obrzydzeniu żywionym do samej siebie tworząca już plany jakim to uśmiechem uwieść przeznaczonego jej patrona, by zechciał przeznaczyć na nią jeszcze więcej talarów. W ten sposób wynagradzała sobie dotyk jego dłoni, zapach wody kolońskiej klejący się do smukłego ciała odpowiadającego na jego wezwanie, truciznę jego esencji wypełniającą ją od środka; nie przepadała za tym człowiekiem, szowinistycznym przedsiębiorcą, toteż nie miała większych skrupułów. Chyba. - Czemu akurat kobieta? - parsknęła w odpowiedzi. - Hm, to będzie… Och, wiem. Siostra sfingowała swoje porwanie, żeby uciec z narzeczonym nieakceptowanym przez brata - zdecydowała z pobłażliwym uśmiechem.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl nie był najlepszy w emocjach. Łatwiej się o tym pisało, niż tego doświadczało. Źle czuł się, kiedy nie mógł odpowiedzieć w sposób poważny na coś, co było przecież dobre. Poza tym nie kazał sercu czuć czegoś do kogoś innego, ono samo wiedziało, co robi. A może nie wiedziało? Nie potrafił ubrać w słowa tego, co odczuwał. Zabawne, przecież był filologiem i posługiwał się językiem w bardzo poetycki sposób, tymczasem brakowało mu słów.
    - Jak mówiłem, to skomplikowane. Wszystko zostaje w gronie przyjaciół – nie chciał się zagłębiać w temacie. I tak powiedział o wiele za dużo.
    Mimo wszystko dziewczyna nalegała na opowieść. Czy potrafił powiedzieć to w sposób, jaki chciał? Czy ubrałby w słowa to, co się z nim działo?
    - Myślę o tym, co robi, słyszę jej śmiech w różnych sytuacjach, a jej głos towarzyszy mi, gdy potrzebuję kogoś, kto mógłby skomentować pewne sytuacje. Poza tym jest obecna w moich snach, chciałbym ją witać każdego ranka i kłaść się spać mając ją obok. Ale to delikatna sprawa, chyba nawet nie do spełnienia – miał nazwisko, ale ono nie wystarczało. Kim był, by startować do kogoś o takim pochodzeniu jak ona? Nie, nie miał szans. Nawet gdyby rzucił jej rodzinie do stóp całe skarby Skandynawii, nie miał czego szukać u jej boku. Chyba, że jako przyjaciel. Jak zawsze.
    - I nie wiem, ale moje motyle najwyraźniej zdechły, bo nic nie czuję – wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
    - Chyba każdy przeżywa zakochanie inaczej. Ja wiem, że z nią u boku byłbym zdolny zawojować świat, bo dodałaby mi sił, których normalnie mi brakuje. Moglibyśmy wszystko, bo bylibyśmy razem. Ale to musiałaby być odwzajemnione, w pełni. Jest jak promień słońca w pochmurny dzień, jak deszcz, gdy panuje susza, jest tęczą na moim niebie – po prostu była wszystkim, co było dobre. Można to nazywać różnie, ale podsumować można w jednym słowie: wszystko.
    Potem już nic nie mówił, dopiero odnośnie pomysłu na powieść, nie mógł już wytrzymać i po całkiem ładnej historii, odpowiedział:
    - Bardzo życiowe – naprawdę uważał, że brzmiało to sensownie, ale cóż, nie o tym pisał…
    - Wyjdzie drukiem, to się przekonasz – jego idea była zupełnie inna, no ale co umysł, to pomysł. Każdy widział wszystko po swojemu. Jemu pomógł tym razem jeden z oficerów Kruczej Straży i rozmowa z kilkoma osobami w karczmie. Zapewne nawet nie pamiętają tej rozmowy.
    Aukcja była zaś tematem, który był dość delikatny, zważywszy na to, że Karl był po prostu zły i zniesmaczony faktem, że jego rodzina została odsunięta od wydarzenia.
    - Och, oczywiście, że błyskotek nie zabraknie. Jednak wiem, że nie zatrudniono najlepszych – pozwolił sobie na złośliwy uśmiech. - Najwspanialsze dzieła będą w innym miejscu – mógł wskazać adres i nawet pomóc wytargować rozsądną cenę.
    Lepiej było powrócić do celu ich spotkania i skupieniu się na filmie.
    - Dlaczego kobieta? To proste. Pozornie ani jedna nie ma żadnego motywu, wszystko wskazuje na mężczyzn. To byłoby zbyt łatwe. Nad nimi wszyscy się litują, ja bym się im przyjrzał – Karl siedział trochę w takich opowieściach i szybko łączył fakty. Poza tym znał dzieła reżyseria tegoż obrazu i wiedział, czego się spodziewać. - Oczywiście mogę się mylić, ale tak mi się wydaje – dodał.
    Łatwiej było analizować filmy, niż uczucia i emocje ludzkie. Trochę musiał się na tym znać, ale nie zawsze chciał to robić. Bycie obserwatorem miało swoje dobre i złe strony. Czasem nie chciał widzieć pewnych zachowań, ani zagłębiać się w to, co go otaczało. Jednak wiele myśli nie dawało mu spokoju.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Wsłuchana w piękne słowa próbowała dociec, czy kiedykolwiek targały nią podobne emocje. Być może - ale czy odczuwała je tak dogłębnie, jak torturowany przez nie był sam Karl? Kładła się spać samotnie i budziła samotnie, choć pod powieką majaczyło widmo znajomej sylwetki, widok równie znajomej twarzy. Delikatna sprawa, nie do spełnienia - więc bogowie pokarali ich bliźniaczym więzieniem, czemu odpowiedziała gorzkim, płytkim uśmiechem. Kto by pomyślał, że pewnego dnia będziemy dryfować na jednym drakkarze?
    - A skąd wiesz, że to miłość? - dotychczas nikt jej tego nie wyjaśnił; uczucia zaklęte w rodzinnym domu piekły dwuznacznym żarem, dlatego pytała go teraz jak dziecko błądzące we mgle, jak zamrożona w uczuciowym rozwoju nastolatka, która każdej nocy przeżywała zakochanie i utratę chwilowego romantyzmu. - Skąd wiesz, kiedy się zaczyna, kiedy kończy? Skąd wiesz, że to nie tylko… Złudzenie? - ponownie odchyliła głowę, by spojrzeć na przyjaciela.
    Wytłumacz mi, naucz mnie.
    Wspólnie zanurzali się w zgubnym schyłku marzeń, jakim Norny nie przewidziały urzeczywistnienia, pragnący czegoś poza zasięgiem wyciągniętej przed siebie dłoni, a film jakby zupełnie stracił swoje znaczenie. Saga zadrżała delikatnie, odetchnęła głębiej, ściągniętymi brwiami błagając o oświecenie. Minęło zbyt wiele lat, by dopiero teraz poznawała tajniki rządzące najsilniejszym uczuciem na świecie - ale kiedyś musiała się tego nauczyć, kiedyś, jeśli jeszcze nie zdecydowała się finalnie odebrać sobie tchu.
    - Czujesz, jak przyduszają cię tęsknota i niewiedza? Jak wyobraźnia infekuje logiczne myślenie? Ja… Nie mogę sobie na to pozwolić, Karl. Po prostu nie mogę. Jak się tego pozbyć? - dopiero teraz odsunęła się od niego, prostując plecy, a potem obróciła na siedzeniu, intensywnym spojrzeniem szukając jego oczu. W niepamięć odeszła pisana przez niego powieść, w eter osunęły się obrazy cichego filmu rozpościerające przed nimi skrzydła historii, jakiej i tak nie byłaby w stanie już śledzić.
    Temat błyskotek koił, lecz nie tak skutecznie, jak być może powinien. Westchnęła ciężko, podsunąwszy nogi na siedzisko, podciągając je pod brodę; niezbyt elegancki był to gest w miejscu publicznym, ale skąpana w ciemności sala zapewniała prywatność, na widowni byli z kolei zupełnie sami.
    - Jakim? - spytała niemal machinalnie, zanim pokręciła lekko głową, z kwaśnym uśmiechem unoszącym ku górze same kąciki. - W sumie nieistotne, i tak mnie nie stać - parsknęła; czym innym było towarzyszenie bogatemu klientowi, który przepadał za polerowaniem własnego ego przy pomocy prezentów, za które dziękowała wdzięczna kurtyzana, a czym innym przeznaczenie na nie własnych pieniędzy, jakich i tak nie miała na pęczki. Jego następne słowa sprawiły, że znów drgnęła widocznie, głowę przekrzywiając lekko do boku, ze spojrzeniem utkwionym w szarawych figurach migoczących na ekranie. - Dlaczego sądzisz, że nad kobietami wszyscy się litują? - Nad nią litowali się przecież tak rzadko. Nie mieli skrupułów sięgając po gesty pozostawiające na jej ciele siniaki, po przyrządy rozcinające skórę; gdzie była litość, gdzie łagodność, gdzie świadomość kruchości kobiecego sanctum, w które wpijali się niczym pijawki? Niby rozmawiali żartobliwie, ale coś w tym twierdzeniu poruszyło ją dostrzegalnie, sprawiło, że jeszcze mocniej popadła w melancholię, bawiąc się rękawami bladoróżowego swetra.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - Widzisz – zaczął myśl. - To się czuje. Po prostu. Nie potrafię wytłumaczyć, na czym to polega i jak to się odczuwa. To jest… to jest coś, co wiesz. Jeśli kogoś dobrze znasz, może nawet lepiej niż samego siebie, wtedy możesz poczuć czy to, co cię dotyka to miłość przyjaciela, czy coś więcej. Nie panuje się nad tym, po prostu to przychodzi i wiesz… - nie potrafił opisać słowami odczucia. Jeśli go o to pytała, to znaczyło, że ona sama nie doświadczyła podobnych emocji. Albo wydawało jej się, że tego nie czuje. Trudno powiedzieć.
    - Jeśli masz pewność, że oddałabyś wszystko, także własne życie za drugiego człowieka to wiesz, że to miłość – Karl poświęciłby się bez wahania, gdyby tylko mógł ochronić swoją ukochaną przed złem świata.
    - Nie wiem, moja droga – odparł na dalsze pytanie. - Wiele spraw dzieje się niezależnie od nas – dodał.
    - Nie nad wszystkim możemy zapanować. Pewne rzeczy dzieją się niezależnie od nas. Czy tego chcemy, czy nie – on sam nie był pewny tego, czy chciał, by wszystko działo się tak, jak się działo. Łatwiej było mu żyć jak dotychczas, a tu pojawiły się komplikacje. Najgorsze było to, że czuł, że nie ma wiele do powiedzenia, nie może liczyć na wzajemność. I tak posiadał już bardzo wiele. Tylko czy aby to go nie wykończyło w ostateczności? Albo doprowadziło do obłędu? Nie można na to odpowiedzieć już teraz, życie płynęło swoim tempem i wraz z upływającym czasem, poznawało się pewne odpowiedzi.
    Sørensen myślał, że odpowiedź na kolejne pytanie jest oczywista. Przecież pochodził z rodziny najznamienitszych jubilerów i złotników.
    - W naszym rodzinnym sklepie – powiedział. - Gwarantuję ci, że tam znajdziesz najlepsze wyroby. Nikt nie wkłada w to tyle serca, możesz być pewna. No ale… - szemrane interesy podkopały trochę interesy klanu i byli przez wielu omijani z daleka. Błąd. Sørensenowie znali się na swoim fachu jak nikt. Nie powiedział nic na uwagę o tym, że nie było jej stać. Jego też nie było stać na prezenty. Przynajmniej te drogie. Symboliczne drobiazgi to co innego. Ach, gdyby wszystko było inaczej, może miałby więcej w portfelu i byłby też godzien kogoś z lepszym pochodzeniem od niego.
    - W życiu codziennym jest inaczej, wielu nie patrzy na płeć, ale jeśli przyjrzysz się dobrze filmom czy książkom zauważysz, że w większości przypadków kobiety są traktowane delikatniej. Oczywiście fikcja to nie życie, kobiety potrafią zaskakiwać w każdej możliwej sprawie. Często potrzebują pomocy, ale także potrafią radzić sobie same. Jednak chyba każda potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie jestem specjalistą od emocji, ale dla mnie kobieta jest o wiele ważniejsza od mężczyzny. Każda się od siebie różni, ale równie dobrze można powiedzieć, że wiele je łączy. W filmach często stają się ofiarami, podczas gdy tak naprawdę… no cóż, potrafią nieźle namieszać, w dobrym i złym znaczeniu – powiedział z namysłem.
    Dla niego samego życie bez kobiet byłoby wręcz nieznośne. Miał przyjaciół obojga płci i dobrze dogadywał się z nimi. Najbliższe były mu jednak kobiety, chyba od zawsze. Niejedna stanowiła dla niego obiekt obserwacji, lub po prostu była natchnieniem. Ale Karl już taki był, potrafił się dogadać z każdym – bo każdego uważał za wartościowego. Każde życie było na swój sposób niepowtarzalne.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Czy czuła? Tak sądziła, lecz słowa Karla niosły ją na rwących falach w stronę lądu, jakim nazywana była niepewność; zasypiała i budziła się z jedną myślą, ale czy to wystarczyło? I przede wszystkim - czy faktycznie istniała konkretna odpowiednia definicja klasyfikacji uczuć? Jego miłość mogła być zupełnie inna, jednakże… Brzmiała tak, jak wersety czytane w romansach pożyczanych od koleżanek z akademii; harlekinowskie piękno kryło w sobie urok, jakim zainfekowało wciąż rozwijający się wówczas umysł, zaszczepiając w nim słodką, utopijną - lub tragiczną - wizję, a tej wizji odpowiadały słowa przyjaciela.
    - Jesteś strasznie mądry - westchnęła z uznaniem, ale i rezygnacją lepiącą się do spokojnej melodii głosu; za kogo ona oddałaby swoje życie? W imię jakich emocji skoczyłaby w przepaść, byle tylko ratować wymarzone serce? Saga nie podzieliła się swoimi wątpliwościami, zachowała je natomiast w ciszy własnej duszy, w swoich myślach, gdzie kłębiły się jak węże skryte w zbyt ciasnym gnieździe, zmuszona do poradzenia sobie z nimi w samotności czterech ścian albo całkowitego odrzucenia ich zgubnego wpływu. Nie chciała przecież wątpić, nie mogła pozwolić na to, by jakiekolwiek słowo zatruło ciepło kwitnące w sercu mimo listopadowych chłodów.
    Znów obróciła się na siedzeniu, by raz jeszcze oprzeć głowę o ramię mężczyzny. - Wierzę, że ci się poukłada. Nie zapytam kim jest ta szczęśliwa dziewczyna, powiesz mi jeśli będziesz chciał - ale skoro przykuła twoją uwagę, to znaczy, że musi być jej warta. I być mądra tak samo jak ty - stwierdziła, absolutnie co do tego przekonana. To możliwe, by Sørensen zakochał się w do cna przesiąkniętej złem kobiecie? Wabiła go destrukcja, lub, co gorsza, autodestrukcja? Nie spytała o to, pewna, jaką otrzymałaby odpowiedź.
    Aksamitny pomruk wydostał się najpierw spomiędzy przymkniętych warg; powinna była spodziewać się zaproponowanego kierunku, a mimo to zamyśliła się na moment, zdumiona własną refleksją. - Właściwie nigdy tam nie byłam - przyznała, pozbawiona jednak wstydu, który być może powinna odczuwać. Przecież miała do czynienia z synem jubilerskiego klanu, z człowiekiem, który co prawda obrał zupełnie inną drogę życiową, lecz wciąż reprezentował wartości korzeni, z jakich powstał. - Zabierzesz mnie kiedyś do waszego sklepu? - poprosiła z nieco już weselszym uśmiechem. Nieistotne, że na nic nie będzie mogła sobie pozwolić, jeśli oczy nacieszą się przynajmniej wypolerowaną, wykutą w szacunku do kruszca błyskotką, wybierając kolejne prezenty, jakimi będą mogli uraczyć ją patroni pragnący jej zadowoleniem fundować sobie poczucie wzmocnionej męskości.
    - Może i tak, w fikcji. Właściwie to chętnie obejrzałabym film o kobiecie, która tego poczucia bezpieczeństwa nie potrzebuje - podjęła, z umiarkowanym zainteresowaniem śledząc wydarzenia rozgrywające się na dużym ekranie ustawionym przed nimi. Przychodziły jej na myśl lady Makbet, Kirke czy chociażby bogini Hera, których intrygi poznawała z zapartym tchem i dreszczem przemykającym w dół kręgosłupa. Kiedyś ją przerażały - a dziś? - Albo która sama je sobie zapewnia. O silnej, zdecydowanej i niebezpiecznej kobiecie, płomieniu, do którego lgną mężczyźni jak zziębnięci wędrowcy. Jeśli coś takiego tu zagrają, wybierzesz się ze mną? - zaproponowała pogodniej.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - Czy ja wiem? - westchnął. - Na studiach miałem filozofię i chyba coś z filozofa mi pozostało – uśmiechnął się słabo. Karl był po prostu oczytany, jako że z wykształcenia był filologiem i historykiem. Na mądrość przyjdzie czas, może z wiekiem faktycznie coś przyjdzie. Póki co był młody, pełen entuzjazmu życiowego, ale i melancholijny, bo wiele odczuwał i widział.
    - Wiesz, każdy ma swoje przeżycia, które go kształtują. Nie jest ważne to, co się robi, ale co czuje. Życie daje nam największą lekcję, bo próbujemy w tym świecie jakoś przetrwać – tak właśnie czuł. On sam kiedyś był tym słabszym, wątłym i chorowitym, aż w końcu wziął się za siebie i zaczął walczyć. Teraz rodzina była na niego zła, ale on żył tak, jak chciał i spełniał swoje marzenia i ambicje.
    - To ktoś bliski mi od wielu lat – powiedział poważnie. - Nietrudno było nie zauważyć, kiedy delikatna granica między przyjaźnią, a zakochaniem się zatarła. No ale… Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Nie będzie łatwo, myślę, że nic z tego nie będzie, ale nie można mieć wszystkiego – wiedział o tym doskonale. I tak miał już bardzo, bardzo wiele. Mógł być za to wdzięczny. I był.
    - Zabiorę, oczywiście – bo dlaczego nie? Karl był dumny z tego, co robił jego klan. Mimo tych szemranych epizodów. Wiedział, jak wiele serca i pomysłów wkładają jego bliscy w to, co robili. Kiedyś chciał być taki, jak reszta, ale ostatecznie pozostał sobą.
    - Zobaczysz, że pewnych wyrobów nie znajdziesz nigdzie indziej. Ale są złośliwi, którzy uważają inaczej i nie doceniają ciężkiej pracy – miał na myśli organizatorów aukcji oczywiście. Klany się nie lubiły, ale jednocząc się w zaszczytnym celu, powinni wykazać trochę zdrowego rozsądku, a nie patrzeć na inne sprawy. Dlatego Karl zajrzy na aukcję i będzie słuchać uważnie rozmów, bo wielu zapewne poprze jego rodzinę.
    Mężczyzna wysłuchał z uwagą słów przyjaciółki, po czym odpowiedział na jej uwagi:
    - Dlatego u mnie zawsze będzie pod dostatkiem silnych kobiet. Bardzo szanuję te, które są zaradne, dumne i stoją na własnych nogach. Kobietom nie brakuje sprytu i odwagi, tylko wielu mężczyzn nie chce tego dostrzec. W większości twórczości autorów płci brzydkiej spotka się bohaterki, które potrzebują ratunku, zaś u kobiet jest ten poziom na równi. To motywuje, bo szkoda, by nie oddać im tego, na co zasługują. Kobiety są dużo silniejsze od mężczyzn – stwierdził. Podziwiał takie osobowości.
    - Możesz na mnie liczyć – uśmiechnął się do dziewczyny.
    Karl nie wstydził się jej towarzystwa. Widział w niej osobę wartościową i inteligentną. Rozmowy z nią chociaż nie zawsze łatwe i wesołe, były mu potrzebne. Poza tym stanowiła też pewną inspirację, ale o tym nie mówił na głos. Nie musiał.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Próbujemy w tym świecie jakoś przetrwać, te słowa ugodziły ją z podwójną mocą, trafniejsze niż mógłby zakładać. Ile była w stanie dotychczas poświęcić, by przeżyć? Ile zatraciła w zgubnym, okrutnym procesie budzenia się o poranku i zasypiania późnym wieczorem? Czym przypłaciła każdy oddech wypełniający płuca? Spoglądając na przeszłość, zalało ją obrzydzenie. Przesmyk wydawał się teraz wręcz nierealistyczny, pokrywający korozją dwa lata nieodzyskanej za żadną cenę młodości; w Besettelse przywrócono ją do równowagi, ale czy tym było szczęście? Egzaltowaną, elegancką galerią sztuki, mekką dla faworyzujących klasycyzm miłośników zaglądających później do wystrojonych pokoi na wzór zakupionych płócien?
    - Nie zaklinaj przyszłości - poleciła mu z kiełkującą w głosie intensywnością, spoglądająca na mężczyznę kątem oka. Któryś już raz przekreślił wspólne szczęście u boku tej tajemniczej kobiety, z niespotykanym uporem klasyfikując siebie jako niegodnego jej uczuć. - Norny słuchają co mówisz i zbierają pomysły, Karl. Nie możesz spróbować uwierzyć, że wszystko się ułoży, że w końcu będzie pięknie? Ile lat musi minąć zanim spełni się choć jedno marzenie? - mówiła do niego, lecz w przypływie egoizmu kierowała te słowa także do siebie, usiłująca przebić się przez grube czaszki własnego umysłu wciąż czasem mimowolnie poddającego w wątpliwość wszystko, co zdarzyło się na przestrzeni ostatnich miesięcy. Czasem, bo nie zawsze. Życie uczyło, że pozbawienie samego siebie pewności było gwarancją smutnego wyroku; nikt inny nie uwierzyłby w nich, więc musieli uczynić to sami.
    On i ona, pisarz i dziwka, ktoś i nikt.
    Delikatnie skinęła głową w odpowiedzi na zapewnienie o nadchodzącej wyprawie, podczas gdy powietrze opuściło płuca w długim wydechu, barwiąc je zbawienną pustką. Zupełnie jakby wyzbyła się wszystkiego, co zakiełkowało w głowie - każdej hamletycznej niepewności, z nową słodyczą wspominającą dłonie kreujące się na zbyt surowe, głos na zbyt oschły. Nie mogła sobie na to pozwolić - a jednak pozwalała, we własnej głupocie gotowa poświęcić wszystko. Każdy element skądinąd luksusowego życia w Galerii, w imię - czego? Ulotnego pragnienia, być może. Złudnej nadziei. Ale kilka sekund idylli było tego warte.
    - Powinieneś zacząć to głosić na placu centralnym, mój drogi. Wiesz ile zyskałbyś sympatyczek? Nowych fanek? - wkradający się na usta uśmiech stał się o wiele bardziej już beztroski, podczas gdy w głowie osiedlał się pewien entuzjazm. Saga wiedziała, że nie mogła zaliczać się do grona dam silnych, zdecydowanych, gotowych zadbać o same siebie - ale nie godziło to w jej codzienność, tak długo, jak nie musiała o tym myśleć. - Kobiety są dużo silniejsze od mężczyzn - powtórzyła w zamyśleniu; jej próg bólu plasował się o wiele wyżej niż wielu jej klientów, jednak wierzyła, że nie o tym mówił teraz Sørensen. Że nie to miał na myśli, prawiąc peany na temat piękniejszej płci, doceniający ich imponującą sprawczość; co by się stało, gdyby podobne słowa powtórzyła przy swoich jednonocnych towarzyszach? Ilu z nich zdecydowałby się wrócić? - Miałeś rację, to była kobieta. Smutne, prawda? Do czego nieodwzajemniona miłość może pchnąć człowieka - westchnęła tuż po tym, jak ekran znów pokrył się czernią nadciągającą po epilogu. Detektyw odnalazł siostrę, zmuszony w procesie zastrzelić dawną panią swojego serca, organizatorkę porwania. Choć może nie było to tak tragiczne? Zmarła w jego ramionach, niewykluczone, że tam była najszczęśliwsza. - Przegrałam zakład, więc musisz wymyślić sobie nagrodę - ale nie dzisiaj. Muszę już iść. Dbaj o siebie, dobrze? - uśmiechnęła się ciepło, całując go w czoło - zanim podniosła się z miejsca i czmychnęła Odyn jeden raczył wiedzieć gdzie.

    Bezimienny z tematu
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Tylko czy marzenia się spełniają? Może niektóre, ale do tego trzeba było sporej dawki cierpliwości i wiary. On wierzył, o tak, ale nie wszystko szło tak, jakby chciał. Kiedy dostaje się jedno, trzeba zrezygnować z drugiego. Kiedy wybrał własną drogę, rodzina go odrzuciła. Może nie wyrzekli się go, ale zawiódł ich oczekiwania. Właśnie dlatego, że podążył za marzeniami. Od zawsze był inny, wyróżniał się spośród rówieśników, ale nigdy nie uważał tego za coś złego. Mawiał, że tylko wariaci są coś warci. Oni szli jak urzeczeni za słodką melodią pragnień.
    - Jeszcze będzie pięknie, zobaczysz. Warto marzyć, bez tego nasze życie byłoby o wiele trudniejsze. Nie przewodzimy, co się wydarzy, ale można się cieszyć chwilą i śnić o czymś, co jeszcze nie nadeszło. Bez tego byłoby nam o wiele trudniej w życiu – to było ważne, lepiej żyć nadzieją, niż jej nie posiadać. Nawet jeśli coś było dalekie od realizacji, warto było marzyć. Tego nikt nikomu nie odbierze. Rzeczywistość może boleć, ale to nic. Człowiek mógł znieść więcej, niż się wydawało z pozoru.
    Karl uśmiechnął się do przyjaciółki.
    - Jestem obserwatorem, który czasem popełnia jakąś historię. Nie jestem najlepszym mówcą, ale zawsze wolę mówić to, co myślę, niż udawać, że pasuje mi coś, co tak naprawdę nie jest właściwe. Kobiety są godne podziwu, szacunku i adoracji. Kim bylibyśmy bez nich? Są silniejsze niż się wydaje. Nie powinno się ich lekceważyć, to największy błąd wielu osób – znał wiele takich pań i uwielbiał je utrwalać na kartach swoich powieści. Zmieniał wiele, ale zostawiał im to, co najważniejsze: ogromną siłę i mądrość, którą niestety wielu lekceważyło.
    Film nie zaskoczył go swoim finałem, ale nie był to czas stracony. Opowieść była ciekawa, chociaż trochę przygnębiająca. Dawała jednak do myślenia.
    - Nie jestem zdziwiony – powiedział na głos. - I daj spokój, jaka nagroda? - uśmiechnął się.
    Nie musieli się w to bawić, ale jeśli nalegała, coś wymyśli.
    - No dobrze, dam ci znać o tym, co wymyśliłem. Wkrótce znów się spotkamy – po tych słowach się pożegnali.
    - Ty dbaj o siebie bardziej – odparł jeszcze zanim wyszła. Martwił się o nią. Bardzo chciał, by jej życie wyglądało inaczej, zasługiwała na coś o wiele lepszego, ale ona była jedną z tych kobiet, o których mówił: miała w sobie wiele siły.
    Karl nie wyszedł od razu. Zatopiony w myślach siedział na swoim miejscu. Nie dumał o filmie, lecz o tym spotkaniu z przyjaciółką. Chciał dla niej zrobić coś, co by sprawiło jej radość. On już taki był, zależało mu na innych ludziach i nawet jeśli nie zawsze potrafił to okazać, tak było.
    Westchnął, po czym zabrał płaszcz i włożył go na siebie.
    Wyszedł kilka minut po przyjaciółce.
    I ciągle był zamyślony.

    Karl z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.