:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg
2 posters
Einar Halvorsen
19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:38
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
19.12.2000
Meandry wąskich alejek, wieże regałów wetknięte w toń tajemnicy, księgi na żebrach półek tchnące wizjami opraw; spokojny, równy rytm kroków zakleszczał się w okolicznym, stłamszonym gardle przestrzeni, wirował ponad jeziorem drewnianej tafli posadzki, unosił się i opadał, trwał, przerywany antraktem zwracanej szczodrze uwagi. Przystawał, patrząc na tytuł, ciekawską dłonią spojrzenia sięgając do woluminu, wyjmując niespiesznie księgę i przeglądając pejzaże jej zawartości, wgniatając wzrok w pierwsze strofy szepczącej ze stron poezji, wertując los akapitów dzierżących na barkach liter historie których nie poznał lub które chciał znać na nowo. Powłoczka kurzu zaległa siwym całunem na niepozornej księgarni, ukrytej przed spojrzeniami większości z ławic przechodniów, wnikała zachłannie w nozdrza przy każdym objęciu płuc. Kosztował słodyczy czasu wolnego od zobowiązań, przeżuwał kęs nieświadomej potrawy zmysłów, nie wiedząc - i zaczynając wiedzieć, kiedy ospale wynurzał się zza zaułka.
To niemożliwe;
pomyślał na samym wstępie, że zetknął się z karygodnym wybrykiem własnego snu, gorączkowym majakiem, bełkotem, drżącym w palonej maligną czaszce, pewny, zarazem że nie ulegał fałszywej wizji złudzenia, że zarys drobnej sylwetki rozpoznałby w każdym miejscu, w dowolnym westchnieniu dnia. Nie został zauważony; starała się, nieskutecznie dosięgnąć tomu na jednej z wysokich półek. Palący dotyk emocji uścisnął go, wijącego się w nim bezradnie jak pochwycone w potrzasku, walczące zaciekle zwierzę. Doświadczył go, zaskoczony, znów chory na głód rozłąki; wypierał, dotąd, jak bardzo pragnął ją spotkać, jak szukał jej nieuchronnie w warkoczach gęstego tłumu, w odbiciach witryn kamienic, jak pukał do drzwi jej domu, by zetknąć się z murem ciszy. Pogodził się, ostatecznie, że opuściła Midgard, zniknęła bez cienia słów, bez wątłych treści wyjaśnień, poddał się, łatwo, wiedząc że nigdy nie był jej przeznaczeniem; nie może być odpowiedni; zbyt zachłanny, zbyt brudny, z lepką, nieludzką siłą, syczącą wśród węży żył.
- Wszystko, czego szukamy - pokusa była zbyt silna; płynne, ciche stąpnięcie rozniosło się kruchym szmerem w napiętej błonie dystansu - może być znacznie bliżej, niż zamierzamy sądzić - koniuszek palca przechylił bez pośpiechu egzemplarz, korzystając z fizycznej, banalnej wyższości wzrostu. Przyjemny ton kurtuazji okrywał grząskie pragnienia i równoczesną, zastygłą nad nim niepewność, zwątpienie, czy chciała go znowu widzieć, czy nie przerwała z zamysłem nici ich wspólnej więzi.
- Wspaniały dzień, panno Westberg - światło uśmiechu na horyzoncie twarzy, łagodny, taneczny ruch ust; spełniał dziś wszystkie dawne oczekiwania, zgodnie z których rygorem miał być serdeczny, stosowny, nie żywiąc innych intencji w kierunku córki osoby której przed laty zawdzięczał olbrzymie wsparcie.
- Wprost idealny na spacer po zbiorach ksiąg - szpileczka rozbawienia przebiła się delikatnie przez ton pogodnego głosu; wzrok spłynął po fizjonomii pokrytej iskrami piegów.
Nie wahając się, wręczył jej upatrzony egzemplarz.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:38
Lawirowała na pograniczu emocji, który stawały się sprzeczne z każdym kolejnym dniem. Anhedonia pojawiła się nagle. Wymierzyła ostry policzek, kiedy świat przestał nosić znamiona barw, a serce drżało pod naporem prozaicznego lęku.
Nie rozumiała tego, jednakże pchnięta dziewczęcą naiwnością
pod osłoną nocy uciekła z rodzinnej posiadłości. Opuszczała ją w pośpiechu, jakby marząc o Midgardzie, o listach wymienionych z Astą, by nie troszczyła się więcej o jej zdrowie, a także o Sohvi, której ciepłe spojrzenie nie rozpalało Laili od dawna.
Tęskniła także za nim mężczyzną, który niepostrzeżenie wkradał się do westbergowych snów, kojąc swą obecnością,
lecz ta rozmywała się rankiem, gdy promienie słońca docierały do twarzy rudowłosej.
Ciemny płaszcz otulał drobne ciało, gdy szła kolejnymi uliczkami. Obcasy stukały, a echo niosło się po okolicy. Cel był niewyobrażalnie jasny, bo od kiedy zatraciła się w bezkresie samotnii, pragnęła zatapiać się w starych pergaminach, na których widniały jego słowa. Chciał wyjaśnić swe nagłe zniknięcie, ucieczkę przed odpowiedzialności i nagłe zmożenie chorobą, jednak okazała się za słaba. Stchórzyła, tak jak wiele razy wcześniej, znikając za enigmą drzwi prowadzących do księgarni. Złośliwie los odciągał kobiece myśli, gdy przypominała sobie ostatnie spotkanie z blondwłosą pięknościà. Zmartwienia przyćmiły potrzeby, a ona gnana chęcią zrozumienia swej przypadłości - odłożyła na później odpowiedzialność, składaną na karb trwogi.
Stanęła na palcach, gdy odnalazła właściwy dział, sięgając dłonią do znacznie wyższej pułki. Z trudem opuszki stykały się z przyjemną fakturą księgi opiewającej we frazesy związane z magicznymi zdolnościami. Interesowała ją t y l k o jedna, jakby cała reszta przestała mieć znaczenie.
Zastygła w bezruchu, gdy ciepło otuliło ją nagle, a męska dłoń znalazła się tak blisko jej. Umysł krzyczał, że to niemożliwe, choć serce już wiedziało - kto w rzeczywistości znalazł się zbyt blisko. Niepostrzeżenie i nieprzyzwoicie.
- Owszem, mimo iż pragnienia bywają odległe, tak jak to, które zmusiło mnie do zmiany kierunku - odparła nagle, a kurtuazyjny uśmiech rozpromienił upstrzone piegami lico. Wydawała się i n n a. Nieobecna. Spoglądała na niego, a w ciemniejących tęczówkach intensywnie tliła się potrzeba zrozumienia dla nagłego zniknięcia, tak bardzo wymuszonego i przepełnionego okrutnym blagierstwem. Troska - powtarzali rodzice - lecz nie ta była ich wskazówką; zawsze chodziło o pozory reputacji.
- To skomplikowanie, panie Halvorsen, zbyt… - jęknęła cicho, a w pierścieniach żeber zrodziła się potrzeba bliskości. - Zbyt niepojęte, by stało się wytłumaczalne - wyjaśniła, mimo iż krępacja objęła jej smukła sylwetkę. Pragnęła bliskości i zatonięcia w jego ramionach, który zawsze były sklepieniem bezpieczeństwa. - A pan, czego poszukuje… Może pomogę?
Nie rozumiała tego, jednakże pchnięta dziewczęcą naiwnością
pod osłoną nocy uciekła z rodzinnej posiadłości. Opuszczała ją w pośpiechu, jakby marząc o Midgardzie, o listach wymienionych z Astą, by nie troszczyła się więcej o jej zdrowie, a także o Sohvi, której ciepłe spojrzenie nie rozpalało Laili od dawna.
Tęskniła także za nim mężczyzną, który niepostrzeżenie wkradał się do westbergowych snów, kojąc swą obecnością,
lecz ta rozmywała się rankiem, gdy promienie słońca docierały do twarzy rudowłosej.
Ciemny płaszcz otulał drobne ciało, gdy szła kolejnymi uliczkami. Obcasy stukały, a echo niosło się po okolicy. Cel był niewyobrażalnie jasny, bo od kiedy zatraciła się w bezkresie samotnii, pragnęła zatapiać się w starych pergaminach, na których widniały jego słowa. Chciał wyjaśnić swe nagłe zniknięcie, ucieczkę przed odpowiedzialności i nagłe zmożenie chorobą, jednak okazała się za słaba. Stchórzyła, tak jak wiele razy wcześniej, znikając za enigmą drzwi prowadzących do księgarni. Złośliwie los odciągał kobiece myśli, gdy przypominała sobie ostatnie spotkanie z blondwłosą pięknościà. Zmartwienia przyćmiły potrzeby, a ona gnana chęcią zrozumienia swej przypadłości - odłożyła na później odpowiedzialność, składaną na karb trwogi.
Stanęła na palcach, gdy odnalazła właściwy dział, sięgając dłonią do znacznie wyższej pułki. Z trudem opuszki stykały się z przyjemną fakturą księgi opiewającej we frazesy związane z magicznymi zdolnościami. Interesowała ją t y l k o jedna, jakby cała reszta przestała mieć znaczenie.
Zastygła w bezruchu, gdy ciepło otuliło ją nagle, a męska dłoń znalazła się tak blisko jej. Umysł krzyczał, że to niemożliwe, choć serce już wiedziało - kto w rzeczywistości znalazł się zbyt blisko. Niepostrzeżenie i nieprzyzwoicie.
- Owszem, mimo iż pragnienia bywają odległe, tak jak to, które zmusiło mnie do zmiany kierunku - odparła nagle, a kurtuazyjny uśmiech rozpromienił upstrzone piegami lico. Wydawała się i n n a. Nieobecna. Spoglądała na niego, a w ciemniejących tęczówkach intensywnie tliła się potrzeba zrozumienia dla nagłego zniknięcia, tak bardzo wymuszonego i przepełnionego okrutnym blagierstwem. Troska - powtarzali rodzice - lecz nie ta była ich wskazówką; zawsze chodziło o pozory reputacji.
- To skomplikowanie, panie Halvorsen, zbyt… - jęknęła cicho, a w pierścieniach żeber zrodziła się potrzeba bliskości. - Zbyt niepojęte, by stało się wytłumaczalne - wyjaśniła, mimo iż krępacja objęła jej smukła sylwetkę. Pragnęła bliskości i zatonięcia w jego ramionach, który zawsze były sklepieniem bezpieczeństwa. - A pan, czego poszukuje… Może pomogę?
Einar Halvorsen
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:39
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Świat rozpalony dosadnym żarem emocji, płótno scenerii mieniące się nierozsądnym kolażem afektów doznań, barw myśli niewygłoszonych, ukrytych za bramą ust. Tańczące widma obsesji, przeklęte, władcze pragnienia, zaborczość dłoni błądzącej skrzętnie po kruchej figurze ciała, muśnięcia wrażliwych warg; więcej, o wiele więcej niż miało prawo ich łączyć. Spotkania, duszne, ukryte przed wzrokiem innych, rażące przejawy błędów, przyjemna korozja grzechu, przyjemne piętno zniszczenia tętniące w rytmie spłoszonych rozkoszą serc.
Wiedział, że nie pozwoli jej odejść; nawet, gdyby podobny gest był przejawem najczystszej, prostodusznej dobroci, jedynej, jaką prawdziwie był w stanie jej ofiarować, odmiennie do niej szubrawy, potępiony i brudny, z niegodną, skundloną krwią wędrującą w prostackich, rozległych naczyniach żył.
- Myślałem o pani - szmer dyskretnego szeptu zadrasnął ciszę księgarni, dostępny jedynie dla niej, zawiasy kącików ust poruszyły się wdzięcznie, dzierżąc subtelny uśmiech który nie gasnął pod wpływem strumienia czasu.
- …nawet, jeśli od ostatniego spotkania nie minęło zbyt wiele - odsunął się, pozwalając jej przejrzeć dogodnie książkę, oddawał przestrzeń zachłannej, piętrzącej się stosowności, pruderii oczekiwanej przez srogi ton obyczajów.
- Przynajmniej w pozorach czasu - dodał, uwiesiwszy spojrzenie z pozornym, niewerbalnym pozorem chwalebnego dystansu, zgniatając pod skórą myśli nieposkromione, obłędne i pozbawione wstydu. Dostrzegał jednak w niej zmianę, obcą, odczuwaną podskórnie, głoszoną przez intuicję, zmianę która ubodła go krzywym cierniem zmartwienia; wiedział, jednak, że miejsce w jakim się znajdowali nie było zbyt adekwatne do zwierzeń i ciężkich przeżyć, pytania które miał zadać musiały wybrzmieć dopiero w mętnej przyszłości, oczekującej cierpliwie na odpowiedni moment. Co miało miejsce? Co działo się, gdy nie była w Midgardzie?
- Lubię tutaj przychodzić bez widocznego celu - żartobliwość mieszała się z jasnym, poważnym tonem, szczerym wyjaśnieniem przechadzki, jakiej podjął się pośród ciasnych zaułków tworzonych przez zabudowę regałów.
- Można powiedzieć, że jestem sam znajdowany przez książki - dodał - zamiast w przeciwny sposób - delektował się roztaczaną niewiedzą, (nie?)przypadkowym kaprysem w obliczu którego sięgał po określony tytuł, uchwycony impulsem, niczym więcej, bez żadnych, zbędnych obciążeń twardego uzasadnienia.
- Podobał się pani prezent? - dopytał wreszcie po krótkiej, stygnącej chwili milczenia, mając na myśli broszkę którą ją wręczył, zmuszony nagle by uciec, ze względu na uporczywy dysonans pukania do drzwi jej domu; nie przewidywał, że równocześnie spodziewała się wizyty swojego ojca. Wtargnął bez uprzedzenia, nie przewidując, że wkrótce utracą kontakt; aż do dnia dzisiejszego, kiedy ponownie spletli ścieżki swych losów.
Przez wszystkie, cierpkie tygodnie, kiedy nie umiał zaznać jej obecności nawet w postaci listów - odczuwał wnikliwą pustkę, drążącą wściekle od środka.
Wiedział, że nie pozwoli jej odejść; nawet, gdyby podobny gest był przejawem najczystszej, prostodusznej dobroci, jedynej, jaką prawdziwie był w stanie jej ofiarować, odmiennie do niej szubrawy, potępiony i brudny, z niegodną, skundloną krwią wędrującą w prostackich, rozległych naczyniach żył.
- Myślałem o pani - szmer dyskretnego szeptu zadrasnął ciszę księgarni, dostępny jedynie dla niej, zawiasy kącików ust poruszyły się wdzięcznie, dzierżąc subtelny uśmiech który nie gasnął pod wpływem strumienia czasu.
- …nawet, jeśli od ostatniego spotkania nie minęło zbyt wiele - odsunął się, pozwalając jej przejrzeć dogodnie książkę, oddawał przestrzeń zachłannej, piętrzącej się stosowności, pruderii oczekiwanej przez srogi ton obyczajów.
- Przynajmniej w pozorach czasu - dodał, uwiesiwszy spojrzenie z pozornym, niewerbalnym pozorem chwalebnego dystansu, zgniatając pod skórą myśli nieposkromione, obłędne i pozbawione wstydu. Dostrzegał jednak w niej zmianę, obcą, odczuwaną podskórnie, głoszoną przez intuicję, zmianę która ubodła go krzywym cierniem zmartwienia; wiedział, jednak, że miejsce w jakim się znajdowali nie było zbyt adekwatne do zwierzeń i ciężkich przeżyć, pytania które miał zadać musiały wybrzmieć dopiero w mętnej przyszłości, oczekującej cierpliwie na odpowiedni moment. Co miało miejsce? Co działo się, gdy nie była w Midgardzie?
- Lubię tutaj przychodzić bez widocznego celu - żartobliwość mieszała się z jasnym, poważnym tonem, szczerym wyjaśnieniem przechadzki, jakiej podjął się pośród ciasnych zaułków tworzonych przez zabudowę regałów.
- Można powiedzieć, że jestem sam znajdowany przez książki - dodał - zamiast w przeciwny sposób - delektował się roztaczaną niewiedzą, (nie?)przypadkowym kaprysem w obliczu którego sięgał po określony tytuł, uchwycony impulsem, niczym więcej, bez żadnych, zbędnych obciążeń twardego uzasadnienia.
- Podobał się pani prezent? - dopytał wreszcie po krótkiej, stygnącej chwili milczenia, mając na myśli broszkę którą ją wręczył, zmuszony nagle by uciec, ze względu na uporczywy dysonans pukania do drzwi jej domu; nie przewidywał, że równocześnie spodziewała się wizyty swojego ojca. Wtargnął bez uprzedzenia, nie przewidując, że wkrótce utracą kontakt; aż do dnia dzisiejszego, kiedy ponownie spletli ścieżki swych losów.
Przez wszystkie, cierpkie tygodnie, kiedy nie umiał zaznać jej obecności nawet w postaci listów - odczuwał wnikliwą pustkę, drążącą wściekle od środka.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:39
Tęsknota stawała się coraz silniejsza, gdy ich tęczówki krzyżowały się nieustannie.
Nie wiedział, dlaczego zniknęła, choć rozłąka nie przypominała katorżniczego czasu, w którym zapaść winny ich serca skropione emocjonalną potrzebą trwania przy sobie. Milczenie wypełniało przestrzeń, a słowa pełne kurtuazji wydawały się być absurdem pośród meandrów rzeczywistych sentencji, które musiały paść spomiędzy ich warg.
Ojciec panienki Westberg nie miał pojęcia, że córka tak pospiesznie wpadła na nowo w ramiona Einara. Nie odważył się jej dotknąć, choć czuła słodką, enigmatyczną pieszczotę w jego intrygującym spojrzeniu. Pamiętała dzień, gdy speszona jego śmiałością, odwracała wzrok i uśmiechała się niewinne. Powtarzała to teraz, kiedy poliki płonęły wstydem, a serce drżało pod naporem przeróżnych emocji.
N i g d y nie była w nie dobra, analizując je w sposób wątpliwy. Określając jako nieokreślone i odległe, bowiem poznała je wyłącznie w towarzystwie Einara Halvorsena. Zagadki i najskrytszego marzenia, który rozpalał ją aż do przesady.
Dzisiaj nie było inaczej.
Chciała wykrzyczeć wszystko, jednocześnie nie mówiąc nic, bowiem czytał z niej jak z otwartej księgi. Wiedział wszystko, co tylko mogłaby zechcieć przed nim ukryć.
- Owszem, proszę pana, minęło ogrom czasu, w którym mógłby pan zapomnieć – odparła bez zastanowienia, uśmiechając się nieco przekornie. Wargi wygięły się w rozkosznym uśmiechu, zaś dłoń powoli przesuwała się po starawej fakturze księgi. Patrzyła na nią z ciekawością, jednak to on wzbudzał pełnię kobiecego zaintrygowania. Nie pojmowała, dlaczego, ale im dłużej to trwało, tym mocniej starała się pojąć intensywność uczuć, które dudniły w jej sercu. Uderzało ono coraz mocniej, a powietrze ulatywało ze spierzchniętych warg, zaś oddech spłycał się z każdą kolejną sekundą, która mijała między regałami księgarni.
Strach sparaliżował ją nagle, jakby lęk przed kolejnym rozstaniem przyćmił zdrowy rozsądek.
- Są one nieodłącznym elementem życia – wyszeptała, unosząc blade oblicze i chcąc patrzeć na artystę. Był jej najbliższym remedium na wszelkie bolączki i obawy, mimo iż ta najszczersza dotyczyła właśnie jego. Dualność tego spotkania była intensywniejsza niż cokolwiek innego.
- Owszem, skradł moje serce – głos Laili był spokojny, wyzbyty z targanych nią pokracznych emocji. Starała się brzmieć neutralnie, tak jakby nic nie mogło jej rozproszyć.
Marzyła wyłącznie o chwili intymnej rozmowy, pełnej szczerości i prawdy.
- Wiem, że to zabrzmi irracjonalnie, lecz uciekłam – wydukała z trudem, wracając wspomnieniami do ojca i matki, którzy trzymali ją pod kluczem. Nie pozwalali jej na to, by opuszczała domostwo w górach, choć ona bez trudu zdołała uciec pod osłoną nocy. Zaszyła się w bezkresie samotni, oczekując na niego, jak nigdy wcześniej. - Nie miałam wyboru, Einarze.
Nie wiedział, dlaczego zniknęła, choć rozłąka nie przypominała katorżniczego czasu, w którym zapaść winny ich serca skropione emocjonalną potrzebą trwania przy sobie. Milczenie wypełniało przestrzeń, a słowa pełne kurtuazji wydawały się być absurdem pośród meandrów rzeczywistych sentencji, które musiały paść spomiędzy ich warg.
Ojciec panienki Westberg nie miał pojęcia, że córka tak pospiesznie wpadła na nowo w ramiona Einara. Nie odważył się jej dotknąć, choć czuła słodką, enigmatyczną pieszczotę w jego intrygującym spojrzeniu. Pamiętała dzień, gdy speszona jego śmiałością, odwracała wzrok i uśmiechała się niewinne. Powtarzała to teraz, kiedy poliki płonęły wstydem, a serce drżało pod naporem przeróżnych emocji.
N i g d y nie była w nie dobra, analizując je w sposób wątpliwy. Określając jako nieokreślone i odległe, bowiem poznała je wyłącznie w towarzystwie Einara Halvorsena. Zagadki i najskrytszego marzenia, który rozpalał ją aż do przesady.
Dzisiaj nie było inaczej.
Chciała wykrzyczeć wszystko, jednocześnie nie mówiąc nic, bowiem czytał z niej jak z otwartej księgi. Wiedział wszystko, co tylko mogłaby zechcieć przed nim ukryć.
- Owszem, proszę pana, minęło ogrom czasu, w którym mógłby pan zapomnieć – odparła bez zastanowienia, uśmiechając się nieco przekornie. Wargi wygięły się w rozkosznym uśmiechu, zaś dłoń powoli przesuwała się po starawej fakturze księgi. Patrzyła na nią z ciekawością, jednak to on wzbudzał pełnię kobiecego zaintrygowania. Nie pojmowała, dlaczego, ale im dłużej to trwało, tym mocniej starała się pojąć intensywność uczuć, które dudniły w jej sercu. Uderzało ono coraz mocniej, a powietrze ulatywało ze spierzchniętych warg, zaś oddech spłycał się z każdą kolejną sekundą, która mijała między regałami księgarni.
Strach sparaliżował ją nagle, jakby lęk przed kolejnym rozstaniem przyćmił zdrowy rozsądek.
- Są one nieodłącznym elementem życia – wyszeptała, unosząc blade oblicze i chcąc patrzeć na artystę. Był jej najbliższym remedium na wszelkie bolączki i obawy, mimo iż ta najszczersza dotyczyła właśnie jego. Dualność tego spotkania była intensywniejsza niż cokolwiek innego.
- Owszem, skradł moje serce – głos Laili był spokojny, wyzbyty z targanych nią pokracznych emocji. Starała się brzmieć neutralnie, tak jakby nic nie mogło jej rozproszyć.
Marzyła wyłącznie o chwili intymnej rozmowy, pełnej szczerości i prawdy.
- Wiem, że to zabrzmi irracjonalnie, lecz uciekłam – wydukała z trudem, wracając wspomnieniami do ojca i matki, którzy trzymali ją pod kluczem. Nie pozwalali jej na to, by opuszczała domostwo w górach, choć ona bez trudu zdołała uciec pod osłoną nocy. Zaszyła się w bezkresie samotni, oczekując na niego, jak nigdy wcześniej. - Nie miałam wyboru, Einarze.
Einar Halvorsen
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:39
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Cienkie, strzaskane słowa płynęły w wodach powietrza jak kruche rzędy skorupek, płytkie i nieudolne, nie ukazując spektaklu żywych emocji, harmidru pod płytą powłok. Wymogi prostych grzeczności wgryzały się, niczym język łańcucha, szeleszcząc z każdym stąpnięciem upływu cząsteczek czasu, ciążyły, ciążyły jak kula u nogi więźnia kalecząc cierniami bólu, zlizując skórę aż po szkarłatne pręgi. Wiedział, jednak, że musi utrzymać dystans, jeszcze w tym miejscu, jeszcze przez kilka chwil, jeszcze; w imię ich dobra.
Wspominał ukradkiem zdania, których wróżebne echo szemrało pośród napiętej struny rozważań, wytknięcie słuszne że nie był w stanie odebrać jej niewinności, zarazić swoim plugawym, grząskim pragnieniem, gorączką wstrętną, bezkresną, palącą strzępki ostatków trzeźwych poczynań. Nie była, podobnie jak on, nadpsuta, zmiażdżona grzechem tendencji, splamiona dywanem pleśni przykrytym urzekającą, fałszywą tkanką wyglądu. Oparła się, całkowicie chorobie trawiącej świat, chorobie którą sam stawał się zakażony, jej włosy jak strużki miedzi, jej ciało noszące w sobie dziewczęcość, jej uśmiech szczery, wrażliwy, były pięknym widokiem, pięknym i równocześnie łamiącym często od środka, chłonął go, czując zachwyt i trwogę, wiedząc, że nie zasłużył, że nie miał prawa dostąpić jej obecności, nie w taki sposób, niszczący dystans pomiędzy klamrą sylwetek. Piękno podobnych chwil zagłębiało się nożem; uznanie i ekscytacja, ból i świadomość że nie jest dla niej właściwy. Powinna otrzymać więcej; o wiele więcej niż umiał jej ofiarować.
Wytwarzał nadal iluzję właściwą dla obyczajów, przystanął z zaciekawieniem przy rzędzie półek, śledząc nurtem spojrzenia kolejne tytuły ksiąg. Wzdrygnął się, nagle, kiedy wspomniała o sytuacji w jakiej miała nieszczęście się teraz znaleźć. Przechylił głowę.
- Uciekłaś? - pytanie, ciche, dyskretne otarło się o tkaninę wcześniejszej zamarłej ciszy. Głos nosił akcent zdumienia, konsternacji która obecnie chwyciła go w swoje sidła. Powinien był się domyślić, powinien, kiedy jej szukał bez odnoszenia skutku. Wyciągnął jeden wolumin i stanął znowu naprzeciw. Udawał tylko, że czyta.
- Mogli mieć podejrzenia - wyznał, nawet ciszej niż wcześniej, ostatkiem sił powstrzymując dłonie od nagłej fali tremoru. Myślał, nieuchronnie o zgubnej więzi która łączyła ich, niszcząc jak smuga trutki wciśniętej w gałęzie naczyń. Czy rzeczywiście z tego powodu była zmuszona nagle opuścić Midgard? Nie wiedział, choć był świadomy że Soren nie jest tak ślepy jak początkowo zakładał, igrając tuż za plecami, bezczelnie zwodząc mu córkę, wprawiając w taniec relacji. Możliwe, że do zdarzenia przyczyniło się więcej niż pojedynczy czynnik; możliwe; wiedział, pomimo tego że nie istniała najmniejsza, dostępna droga odwrotu. Nie mogli być obojętni; od pierwszych przebłysków spojrzeń, od pierwszych chwil namiętności, od pierwszych taktów zniszczenia. Nie mogli.
Wspominał ukradkiem zdania, których wróżebne echo szemrało pośród napiętej struny rozważań, wytknięcie słuszne że nie był w stanie odebrać jej niewinności, zarazić swoim plugawym, grząskim pragnieniem, gorączką wstrętną, bezkresną, palącą strzępki ostatków trzeźwych poczynań. Nie była, podobnie jak on, nadpsuta, zmiażdżona grzechem tendencji, splamiona dywanem pleśni przykrytym urzekającą, fałszywą tkanką wyglądu. Oparła się, całkowicie chorobie trawiącej świat, chorobie którą sam stawał się zakażony, jej włosy jak strużki miedzi, jej ciało noszące w sobie dziewczęcość, jej uśmiech szczery, wrażliwy, były pięknym widokiem, pięknym i równocześnie łamiącym często od środka, chłonął go, czując zachwyt i trwogę, wiedząc, że nie zasłużył, że nie miał prawa dostąpić jej obecności, nie w taki sposób, niszczący dystans pomiędzy klamrą sylwetek. Piękno podobnych chwil zagłębiało się nożem; uznanie i ekscytacja, ból i świadomość że nie jest dla niej właściwy. Powinna otrzymać więcej; o wiele więcej niż umiał jej ofiarować.
Wytwarzał nadal iluzję właściwą dla obyczajów, przystanął z zaciekawieniem przy rzędzie półek, śledząc nurtem spojrzenia kolejne tytuły ksiąg. Wzdrygnął się, nagle, kiedy wspomniała o sytuacji w jakiej miała nieszczęście się teraz znaleźć. Przechylił głowę.
- Uciekłaś? - pytanie, ciche, dyskretne otarło się o tkaninę wcześniejszej zamarłej ciszy. Głos nosił akcent zdumienia, konsternacji która obecnie chwyciła go w swoje sidła. Powinien był się domyślić, powinien, kiedy jej szukał bez odnoszenia skutku. Wyciągnął jeden wolumin i stanął znowu naprzeciw. Udawał tylko, że czyta.
- Mogli mieć podejrzenia - wyznał, nawet ciszej niż wcześniej, ostatkiem sił powstrzymując dłonie od nagłej fali tremoru. Myślał, nieuchronnie o zgubnej więzi która łączyła ich, niszcząc jak smuga trutki wciśniętej w gałęzie naczyń. Czy rzeczywiście z tego powodu była zmuszona nagle opuścić Midgard? Nie wiedział, choć był świadomy że Soren nie jest tak ślepy jak początkowo zakładał, igrając tuż za plecami, bezczelnie zwodząc mu córkę, wprawiając w taniec relacji. Możliwe, że do zdarzenia przyczyniło się więcej niż pojedynczy czynnik; możliwe; wiedział, pomimo tego że nie istniała najmniejsza, dostępna droga odwrotu. Nie mogli być obojętni; od pierwszych przebłysków spojrzeń, od pierwszych chwil namiętności, od pierwszych taktów zniszczenia. Nie mogli.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:39
Sentencje ulatywały spomiędzy kobiecych warg z lekkością, a słowa szybowały niczym ptaki – od zawsze owiane prozaiczną szczerością, od której nie stroniła. Emocje przelewały się przez jej smukłe ciało, jakby chciała obdarzyć nimi cały świat, raz po raz łamiąc się w bezkresie niezrozumiałych uczuć.
Obdarzała nimi od dawna Einara, choć z trudem kategoryzowała je w odpowiednich elementach codzienności.
Była świadoma, że chce być j e g o, mimo iż tyle przeciwności losu stało na ich wspólnej drodze.
Nie umiała więc przyznać się do tego, co rozniecił w niej ojciec i jak wielkie poczucie winy szarpało jej drobnym ciałem. Pamiętała spotkanie z Astą, a im dalej trawił ją ból wypełniający tunele żylne, tym bardziej kontrolowano każdy jej ruch, aż do tamtej nocy… Nocy, pod której osłoną uciekła od rodziców, by móc odnaleźć azyl w Midgardzie.
Spotkanie z przeszłością, która okraszona była osobą Einara Halvorsena, opiewało w dwojakość odczuwania. Tęsknota była intensywna, tak samo jak i pragnienie i chęć przebywania blisko niego. Miała być bezpieczna w objęciach męskich ramion, tak jak przy nikim n i g d y wcześniej, bowiem to on skradał sukcesywnie fragmenty dziewczęcego serca. Zaskarbiał je i ukrywał w onirycznym bezkresie tajemnic, o których nie wiedzieli inni,
nie otrzymując od zeń prawa do przekraczana granic, czyniąc następstwa nieodgadnionymi.
Oddychała spokojnie, a serce uderzało mocniej, kiedy z trudem powstrzymała się przed zniwelowaniem dystansu, który wytworzył się z nadgryzionego czasu rozłąki. W emblemacie samotności – to on powracał nieustępliwie w nieświadomości fantazyjnych nocy.
- Byłam bardzo chora po ostatnich wizjach… Straciłam wiele sił, dlatego mnie zabrali w góry – wydukała na jednym wydechu, nie chcąc pamiętać tamtych obrazów. Po wielokroć budziły ją ze snu, gdy z trudem kładła się w miękkiej pościeli, prosząc wszystkie bóstwa o łaskę i wyrozumiałość dla strudzonego umysłu.
Laila Westberg przeżywała zbyt mocno ból minionego spotkania.
- Nie – zaprotestowała pospiesznie, po czym zrobiła krok w przód. Książka znalazła się na linii klatki piersiowej, zaś spojrzenie taksowało linie oblicza artysty. Doszukiwała się w nim prawdy, bowiem nie mógł wierzyć, iż wszystko trawiło ich pozorną relację – pełną niedogodności. - On niczego nie przypuszcza, a matki nie obchodzi nic, co mogłoby zaszkodzić rodzinie – brzmiała poważnie, a ton wydawał się nie znosić sprzeciwu.
Chciała, by wierzył i ufał jej, wszakże powróciła dla niego, by wreszcie móc zapewnić sobie prawowite miejsce u jego boku, mimo iż nigdy nie dostanie takowego prawa. Oczekiwała więc pewnych zachowań, w których oboje zatoną bez reszty, lecz
świat nie był łaskawy – nie dla tych, którzy wobec niego dopuszczali się blagierstwa.
Obdarzała nimi od dawna Einara, choć z trudem kategoryzowała je w odpowiednich elementach codzienności.
Była świadoma, że chce być j e g o, mimo iż tyle przeciwności losu stało na ich wspólnej drodze.
Nie umiała więc przyznać się do tego, co rozniecił w niej ojciec i jak wielkie poczucie winy szarpało jej drobnym ciałem. Pamiętała spotkanie z Astą, a im dalej trawił ją ból wypełniający tunele żylne, tym bardziej kontrolowano każdy jej ruch, aż do tamtej nocy… Nocy, pod której osłoną uciekła od rodziców, by móc odnaleźć azyl w Midgardzie.
Spotkanie z przeszłością, która okraszona była osobą Einara Halvorsena, opiewało w dwojakość odczuwania. Tęsknota była intensywna, tak samo jak i pragnienie i chęć przebywania blisko niego. Miała być bezpieczna w objęciach męskich ramion, tak jak przy nikim n i g d y wcześniej, bowiem to on skradał sukcesywnie fragmenty dziewczęcego serca. Zaskarbiał je i ukrywał w onirycznym bezkresie tajemnic, o których nie wiedzieli inni,
nie otrzymując od zeń prawa do przekraczana granic, czyniąc następstwa nieodgadnionymi.
Oddychała spokojnie, a serce uderzało mocniej, kiedy z trudem powstrzymała się przed zniwelowaniem dystansu, który wytworzył się z nadgryzionego czasu rozłąki. W emblemacie samotności – to on powracał nieustępliwie w nieświadomości fantazyjnych nocy.
- Byłam bardzo chora po ostatnich wizjach… Straciłam wiele sił, dlatego mnie zabrali w góry – wydukała na jednym wydechu, nie chcąc pamiętać tamtych obrazów. Po wielokroć budziły ją ze snu, gdy z trudem kładła się w miękkiej pościeli, prosząc wszystkie bóstwa o łaskę i wyrozumiałość dla strudzonego umysłu.
Laila Westberg przeżywała zbyt mocno ból minionego spotkania.
- Nie – zaprotestowała pospiesznie, po czym zrobiła krok w przód. Książka znalazła się na linii klatki piersiowej, zaś spojrzenie taksowało linie oblicza artysty. Doszukiwała się w nim prawdy, bowiem nie mógł wierzyć, iż wszystko trawiło ich pozorną relację – pełną niedogodności. - On niczego nie przypuszcza, a matki nie obchodzi nic, co mogłoby zaszkodzić rodzinie – brzmiała poważnie, a ton wydawał się nie znosić sprzeciwu.
Chciała, by wierzył i ufał jej, wszakże powróciła dla niego, by wreszcie móc zapewnić sobie prawowite miejsce u jego boku, mimo iż nigdy nie dostanie takowego prawa. Oczekiwała więc pewnych zachowań, w których oboje zatoną bez reszty, lecz
świat nie był łaskawy – nie dla tych, którzy wobec niego dopuszczali się blagierstwa.
Einar Halvorsen
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:40
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wiedział, że jest zachłanny; chciał zbierać plony z kołyski jałowej ziemi, chciał czerpać z wyschniętych źródeł, chciał wszystko co pozostało w oddali, poza objęciem własnych łapczywych rąk. Utkany zewsząd z pstrokatych nici kaprysów mienił się jaskrawością nastrojów, korowodem impulsów lśniących pod dachem czaszki. Zbyt mało, odkąd pamiętał zbyt mało, odwieczny silny głód pragnień, obsesja własnej kariery i kłamstwa na temat genów krążących w siateczkach żył. W podobny sposób był nieustannie spragniony jej obecności, jej słów wirujących pomiędzy licami ścian, jej dotyku który spływał jak cienka, zmysłowa strużka po przeczulonej skórze.
- Nie wiedziałem, że wizje mogą mieć taki wpływ - przyznał zupełnie szczerze; nigdy nie poruszał przy niej kwestii zdolności, bojąc się że sprowadzi bliźniaczą, powstającą ciekawość tyczącą się jego cech. Nie był zbyt obeznany w temacie samych wyroczni, świadomy że w przeciwieństwie do niego są poważana częścią społeczności. Ich zdanie, zgodne z wyrokiem trzech boskich prządek nosiło treść przeznaczenia, widziały przyszłość której nie można zmienić, do której jednak należy się przygotować.
- Mam nadzieję, że czujesz się teraz lepiej - słowa, kalekie i nieudolne nie mogły w pełni ujawnić tłamszonych w umyśle uczuć. Był przekonany że brzmiały nad wyraz płytko, choć każda wątła obecność była lepsza niż gruba, zimna błona milczenia. Tony zmartwienia wplotły się w pęk zazdrości, w lekkie przejawy żalu że nie zdołała wyjaśnić mu sytuacji, że został sam wśród domysłów. Dlaczego aż tak wymagał aby mówiła mu wszystko, skoro sam pozostawał za warstwą niedopodowiedzeń? Bez względu na to czy miała swoje powody, nie mógł wymagać od niej podobnej, bezwzględnej wylewności; powinien to uszanować.
- Nawet, gdyby twój ojciec miał wątpliwości - kolejny, prosty szmer szeptu - jestem stanowczo zbyt śmiały i niecierpliwy - opuszka palca przesunęła się po powierzchni oprawy trzymanej księgi chociaż sam pragnął innej, właściwej formy muśnięcia. Namiastka i przypomnienie; znał słowa które rzuciła mu prosto w twarz podczas pierwszego, znacznego wybuchu gniewu kiedy stanęła w progach wypominając jak był drastycznie bezczelny kiedy grał obojętność podczas kolacji w domu Sorena Westberga. Zwodził ją, równocześnie igrając przed jej krewnymi, udawał że żywi do niej jedynie samą sympatię. Soren Westberg nie wiedział jak wielki popełnił błąd, kiedy zlecił mu kilka lekcji z tajników sztuki malarstwa dla swojej jedynej córki, nie wiedział, że wszystko nagle, zupełnie ulegnie zmianom wzniecając tragizm relacji która nie miała istnieć, nie miała prawda, łamiąc ton obyczajów jak podły, ostry dysonans.
- Zostań dziś ze mną - jeszcze ciszej i bliżej, skorzystał ze sposobności gdy byli sami w alejce i nagle przełamał dystans; usta tak blisko ust, chociaż nie złączył obecnie ich w pocałunku. Dźwięki sugestii bezwstydnie przelanej w eter, spojrzenie które natychmiast chce znaleźć jasną odpowiedź; potrzeba jej nagłej zgody, potrzeba jej obecności i drogi do zatracenia.
- Nie wiedziałem, że wizje mogą mieć taki wpływ - przyznał zupełnie szczerze; nigdy nie poruszał przy niej kwestii zdolności, bojąc się że sprowadzi bliźniaczą, powstającą ciekawość tyczącą się jego cech. Nie był zbyt obeznany w temacie samych wyroczni, świadomy że w przeciwieństwie do niego są poważana częścią społeczności. Ich zdanie, zgodne z wyrokiem trzech boskich prządek nosiło treść przeznaczenia, widziały przyszłość której nie można zmienić, do której jednak należy się przygotować.
- Mam nadzieję, że czujesz się teraz lepiej - słowa, kalekie i nieudolne nie mogły w pełni ujawnić tłamszonych w umyśle uczuć. Był przekonany że brzmiały nad wyraz płytko, choć każda wątła obecność była lepsza niż gruba, zimna błona milczenia. Tony zmartwienia wplotły się w pęk zazdrości, w lekkie przejawy żalu że nie zdołała wyjaśnić mu sytuacji, że został sam wśród domysłów. Dlaczego aż tak wymagał aby mówiła mu wszystko, skoro sam pozostawał za warstwą niedopodowiedzeń? Bez względu na to czy miała swoje powody, nie mógł wymagać od niej podobnej, bezwzględnej wylewności; powinien to uszanować.
- Nawet, gdyby twój ojciec miał wątpliwości - kolejny, prosty szmer szeptu - jestem stanowczo zbyt śmiały i niecierpliwy - opuszka palca przesunęła się po powierzchni oprawy trzymanej księgi chociaż sam pragnął innej, właściwej formy muśnięcia. Namiastka i przypomnienie; znał słowa które rzuciła mu prosto w twarz podczas pierwszego, znacznego wybuchu gniewu kiedy stanęła w progach wypominając jak był drastycznie bezczelny kiedy grał obojętność podczas kolacji w domu Sorena Westberga. Zwodził ją, równocześnie igrając przed jej krewnymi, udawał że żywi do niej jedynie samą sympatię. Soren Westberg nie wiedział jak wielki popełnił błąd, kiedy zlecił mu kilka lekcji z tajników sztuki malarstwa dla swojej jedynej córki, nie wiedział, że wszystko nagle, zupełnie ulegnie zmianom wzniecając tragizm relacji która nie miała istnieć, nie miała prawda, łamiąc ton obyczajów jak podły, ostry dysonans.
- Zostań dziś ze mną - jeszcze ciszej i bliżej, skorzystał ze sposobności gdy byli sami w alejce i nagle przełamał dystans; usta tak blisko ust, chociaż nie złączył obecnie ich w pocałunku. Dźwięki sugestii bezwstydnie przelanej w eter, spojrzenie które natychmiast chce znaleźć jasną odpowiedź; potrzeba jej nagłej zgody, potrzeba jej obecności i drogi do zatracenia.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:40
Spokój i osobliwego rodzaju senna cisza, jakie zazwyczaj panowały w księgarni Mimira, zaległy również tego dnia pomiędzy piętrzącymi się w obszernej przestrzeni lokum regałami i absolutnie nic nie wskazywało na to, że cokolwiek może przerwać idyllę tak znajomą zarówno personelowi, jak i stałym bywalcom sklepu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały, że do późnego wieczora w księgarni królować będzie konfidencjonalna atmosfera sprzyjająca poufałym rozmowom i ukradkiem wymienianym gestom, do których sprzedawcy dawno przywykli, często ignorując zachowania dalece wykraczające poza ogólnie przyjęte normy i zazwyczaj nadające się do zgłoszenia przedstawicielom Kruczej Straży. W końcu czasy były trudne i wymagały podejmowania trudnych, nawet dla wizerunku księgarni, decyzji, szczególnie jeśli te ostatecznie w przyszłości mogły zaowocować niecodzienną współpracą.
Rumor, jaki nieoczekiwanie rozniósł się po lokalu, potęgowany dodatkowo przerażonymi okrzykami księgarza i kilku klientów, postawił na nogi wszystkich, którzy przebywali akurat wewnątrz, przerywając ich dotychczasowe rozmowy, przeglądanie książek czy całkiem bezcelowe, praktykowane wyłącznie dla zabicia czasu, spacerowanie alejkami regałów. Gdzieś pomiędzy coraz intensywniejszym harmidrem przebijały się z każdą chwilą głośniejsze przekleństwa i raz po raz wypowiadane inkantacje.
— Proszę natychmiast opuścić lokal — zagrzmiał donośny głos w alejce równoległej do tej, w której akurat przebywał Einar z Lailą. — Proszę nie dyskutować, tylko wyjść na zewnątrz, to sytuacja nadzwyczajna. Kryzysowa! — Słowo zostało wypowiedziane z taką werwą, że Halvorsen wraz z Westberg usłyszeli, jak ktoś, do kogo kierowane były słowa, aż się potknął i, starając zachować równowagę, złapał półki, z której spadło kilka woluminów. To najwyraźniej jeszcze bardziej rozsierdziło księgarza, który wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i zaniósł się spazmatycznym szlochem. — Wynocha mi stąd, wszyscy! — zagrzmiał jeszcze, ruszając dalej między labirynt regałów, by wygonić z księgarni ostatnich maruderów.
Rumor, jaki nieoczekiwanie rozniósł się po lokalu, potęgowany dodatkowo przerażonymi okrzykami księgarza i kilku klientów, postawił na nogi wszystkich, którzy przebywali akurat wewnątrz, przerywając ich dotychczasowe rozmowy, przeglądanie książek czy całkiem bezcelowe, praktykowane wyłącznie dla zabicia czasu, spacerowanie alejkami regałów. Gdzieś pomiędzy coraz intensywniejszym harmidrem przebijały się z każdą chwilą głośniejsze przekleństwa i raz po raz wypowiadane inkantacje.
— Proszę natychmiast opuścić lokal — zagrzmiał donośny głos w alejce równoległej do tej, w której akurat przebywał Einar z Lailą. — Proszę nie dyskutować, tylko wyjść na zewnątrz, to sytuacja nadzwyczajna. Kryzysowa! — Słowo zostało wypowiedziane z taką werwą, że Halvorsen wraz z Westberg usłyszeli, jak ktoś, do kogo kierowane były słowa, aż się potknął i, starając zachować równowagę, złapał półki, z której spadło kilka woluminów. To najwyraźniej jeszcze bardziej rozsierdziło księgarza, który wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i zaniósł się spazmatycznym szlochem. — Wynocha mi stąd, wszyscy! — zagrzmiał jeszcze, ruszając dalej między labirynt regałów, by wygonić z księgarni ostatnich maruderów.
Einar Halvorsen
Re: 19.12.2000 – Księgarnia Mimira – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Nie 26 Lis - 21:40
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wszystko stało się kruche; strzaskane w krzykach, w jazgocie, który przypełznął w ciche ramy lokalu. Zgniótł w ustach krótkie przekleństwo, świadomy, gorzko świadomy że znów – zażądał zbyt wiele, znów poddał się szeptom pragnień. Zniszczony, zażenowany, odczuwał posmak swych wniosków podanych jak proch lekarstwa, jak zawiesina płynąca tubą przełyku. Czy wreszcie ulegnie zmianom? Nie mogli nigdy być razem, nie mogli nigdy być obok; wiedział, wiedział od chwili, kiedy ją zdołał spotkać; mógł krzyczeć, mógł szarpać sieci zrzuconych nań konwenansów, mógł wierzgać jak ćma chwycona drastyczną lepkością sieci. Nawet, gdyby ponownie poczuł miękkość czerwieni subtelnych warg, doznał ciepła jej skóry, zatrzymał, choćby przez chwilę ślad obecności pod opuszkami palców, nawet, gdyby poprosił, szepcząc aby została przy nim, nie mógł zataić prawdy. Nie mieli nigdy być razem; ludzie, prędzej czy później wykryją wznowienia spotkań; nie mieli nigdy być razem, był gorszy, brudny, niegodny całej dobroci którą mu okazała; nie mieli nigdy być razem. Kroki, zamaszyste przedarły się przez labirynt ulic księgarni, przez wąskie rzędy zakrętów, przez własne bajoro strachu. Zrozumiał, po raz ostatni (pewnie też ostateczny), że całość, której zapragnął, była wręcz absurdalna. Cierpkość wkradła się w język suchy, sztywny jak kołek z potężną, zdwojoną siłą, wrażenie, szpetne, haniebne opadło nagle po rynnie kręgosłupa. Ośmieszył się – znów, przed sobą, przed samym, okrutnym losem. Odwaga, którą posiadał od pierwszych, nieznacznych zetknięć, pierwszych uśmiechów i naniesionych spojrzeń, była równa z głupotą; nawet, gdyby nie przejął się podważaniem kariery, zawieszeniem na włosku w obliczu podobnych grzechów, na pierwszy, dosadny plan wymknęła się bezcelowość. Idiota, pomyślał, idiota; idiota, idiota, idiota. Spojrzał po raz ostatni sięgając wzrokiem do twarzy, jej twarzy, pokrytej cętkami piegów, rumianej i prostodusznej; przebity ostrzem nostalgii, odwrócił się, nie pozwolił już wybrzmieć następnym słowom; utonął w ulicznym tłumie.
Nie mieli się więcej spotkać.
Einar i Bezimienny z tematu
Nie mieli się więcej spotkać.
Einar i Bezimienny z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?