:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
10.11.2000 – Pomnik Ostatniej Walkirii – U. Frisk & Bezimienny: R. Åkerberg
2 posters
Bezimienny
10.11.2000 – Pomnik Ostatniej Walkirii – U. Frisk & Bezimienny: R. Åkerberg Nie 26 Lis - 13:24
10.11.2000
Osnuwająca midgardzkie ziemie pogoda, przypominała rozgrymaszone dziecko - potrząsające, gniewnie, tłustą rączką upałów, łkające nieskończonymi, ściekającymi łzami groteskowej ulewy, by wreszcie przymknąć powieki, wpuszczając na płachtę nieba nierozproszoną, trwającą niezmiennie noc. Przetrwała, każdy z ekscesów, w zaciszu niewielkiego mieszkania zanurzonego w szpetnym, kąsanym przez czas budynku, o mętnych, zaćmionych brudem spojrzeniach, rzucanych przez rzędy okien. Wyłoniła się, koniec końców, z krętaniny uliczek, w dniu, kiedy aura wróciła do dawnej normy, pieszcząc oschle policzki zrywami nagłego wiatru, noszącego zwiastuny oczekiwanej zimy. Wyszła, po długim poście, z rozbieganą szarością przeczesujących kołtuny tłumu tęczówek, głodna, spragniona zdobyczy, z dłońmi przykurczonymi w kieszeniach, rwącymi się, swędzącymi, dopóki w więzieniu palców nie błyśnie cudza błyskotka. Głód palił ją i narastał, przywiązany u szyi jak łańcuch zniewalający zwierzę.
Jeszcze nie teraz. Wkrótce.
Nie teraz.
Och, na zasrane Norny.
Ruszyła, wolnym krokiem przed siebie, w kącie rzucanego spojrzenia dostrzegając (niestety) zapamiętaną twarz. Twarz, należącą do kobiety - dziewczyny? - która w przeszłości roznieciła pomyślnie zamieszanie w przychodniach, udaremniając jej próbę przywłaszczenia dobytku, na domiar złego, ściągając za sobą jak hieny patrol Kruczej Straży, oficerów, przed którymi uciekła cudem, kluczących, węszących długo, niełatwo gubiących trop.
Szła wobec tego - nieskalana przestępstwem - przed siebie, skręcając w jedną z najbliższych, nadarzających się ulic. Rozczarowanie, wlewane goryczą w gardło nie znało swego umiaru - w chwili, kiedy dostrzegła, że znajomo-nieznajoma, nadal idzie w pokrewnym, co ona sama, kierunku.
Zatrzymała się, ostatecznie, w pobliżu pomnika Walkirii, oparta nonszalancko o ścianę.
- Myślisz, że cię nie widać? - rzuciła, w chwili, kiedy młoda kobieta miała ją właśnie wyminąć. Uznała, że bez wątpienia ją śledzi - błędnie albo poprawnie, przewrażliwiona albo w pełni rozsądna. Cóż - może miała ochotę zostać znów bohaterką? wybawicielką dla uciśnionych, zesłanych przypadkiem twarzy? Parsknęła wewnętrznym śmiechem. Raz popełniła błąd - drugi raz nie popełni.
- Obserwuj mnie jeszcze dłużej, a uznam, że chyba ci się podobam - niespecjalnie wybredną prowokację zakończył jadowity uśmieszek. Może powinna ją okraść? Przez wszystkie, spędzone w osamotnieniu dni, przestała już myśleć trzeźwo. Niech to się wreszcie skończy - proszę, bogowie, proszę.
Ursula Frisk
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Midgard, jak i jego mieszkańcy, został ostatnio mocno poturbowany. Wszyscy, przeżywając nagły upał z burzowym następstwem, zaraz wpadli w szpony okrutnego mrozu. Byłam wyczerpana tymi ostatnimi pogodowymi anomaliami i z wielką trudnością dochodziłam do siebie. Jedynie w dni niekończącej się nocy, byłam na tyle zainspirowana całym zjawiskiem, że zapomniałam o tym wyczerpaniu. Z tego wszystkiego wynikło moje niezadowolenie z powodu dzisiejszego dnia. Chciałam dać z siebie sto procent, ale wszystko spełzło na niczym, gdy ledwie udawało mi się nie zasnąć na wykładach z teorii znaków runicznych. Nigdy nie czułam, tak ciężkich powiek, jak dzisiejszego dnia. Zmartwiona i niezadowolona ruszyłam do swojego mieszkania, żeby tam spróbować otrzeźwieć z tego letargu.
Na początku nie zwróciłam uwagi na dziewczynę przede mną. Jej sylwetka wcale nie wydawała się znajoma, dopiero gdy przypadkiem nasz wzrok się spotkał, rozpoznałam niedoszłą złodziejkę. Jeszcze nie tak dawno, gdy pewnego razu wracałam od rodziców ze Stortingu, udało mi się uchronić jakiegoś galdra przed jej lepkimi rękami. Na Odyna, dobrze, że oficerowie Kruczej Straży byli wtedy w pobliżu. Byłam jedynym powodem, przez który jej przywłaszczenie nie doszło do skutku. Na domiar złego doszły mnie słuchy, że blondynce udało się uniknąć sprawiedliwości. Miałam więc tylko nadzieję, że jej błędne spojrzenie nie rozpoznało we mnie tej wścibskiej dziewczyny. Przełknęłam ciężko ślinę i złapałam mocnym uściskiem pasek od przerzuconej przez szyję skórzanej torby z podręcznikami, które dodawały jej kilka ciężkich kilogramów.
Gdy złodziejka skręciła w jedną z uliczek, poczułam lekki stres w trzewiach. Była to niefortunnie droga, którą zawsze wracam do swojego apartamentu. Starałam się iść więc nie za szybko, żeby zachować bezpieczny dystans „incognito", wciąż dusząc nadzieję, że nie zauważyła we mnie nikogo znajomego. Chciałam po prostu wrócić do domu, żeby wreszcie zaznać tego cholernie upragnionego odpoczynku, unikając jakichkolwiek niepotrzebnych konfrontacji i problemów. Nagle dziewczyna oparła się o pobliski monument. Odetchnęłam wtedy z ulgą, uznając, że na kogoś czeka. Przyśpieszyłam wtedy kroku i starając się iść jak najbardziej normalnie, nieświadomie, a do tego najmniej podejrzanie, postanowiłam ją minąć.
Szlag by to...
- Słucham? - Wysłałam jej tylko zaskoczone spojrzenie. Niestety - rozpoznała mnie, a na domiar złego prawdopodobnie wymyśliła sobie, że ja ją śledziłam? Naprawdę myśli, że nie mam lepszych rzeczy do zrobienia, tylko uganianie się za nią, nieustannie patrząc na ręce? Szczerze chciałam już zignorować te niepotrzebne zaczepki i wzdychając ciężko, odejść od blondynki. Dopiero ten szyderczy, prowokacyjny uśmieszek wstrząsnął mną niemiłosiernie. Za kogo się ona uważa? - Nie jestem pewna, czy w Przesmyku kiedykolwiek cię ktoś nauczył, że normalni ludzie, wracają po pracy, szkole, czy studiach do domu, a nie czają się, żeby włożyć komuś te skażone plugastwem ręce do kieszeni - Warknęłam, otwarcie nawiązując do możliwej Pieczęci Lokiego na jej prawej dłoni. Gdybym była mężczyzną w średnim wieku z piwnym brzuchem, splunęłabym jej jeszcze pod nogi, ale postanowiłam zachować klasę. Przecież i tak dzieli nas kilometr statusu społecznego.
Na początku nie zwróciłam uwagi na dziewczynę przede mną. Jej sylwetka wcale nie wydawała się znajoma, dopiero gdy przypadkiem nasz wzrok się spotkał, rozpoznałam niedoszłą złodziejkę. Jeszcze nie tak dawno, gdy pewnego razu wracałam od rodziców ze Stortingu, udało mi się uchronić jakiegoś galdra przed jej lepkimi rękami. Na Odyna, dobrze, że oficerowie Kruczej Straży byli wtedy w pobliżu. Byłam jedynym powodem, przez który jej przywłaszczenie nie doszło do skutku. Na domiar złego doszły mnie słuchy, że blondynce udało się uniknąć sprawiedliwości. Miałam więc tylko nadzieję, że jej błędne spojrzenie nie rozpoznało we mnie tej wścibskiej dziewczyny. Przełknęłam ciężko ślinę i złapałam mocnym uściskiem pasek od przerzuconej przez szyję skórzanej torby z podręcznikami, które dodawały jej kilka ciężkich kilogramów.
Gdy złodziejka skręciła w jedną z uliczek, poczułam lekki stres w trzewiach. Była to niefortunnie droga, którą zawsze wracam do swojego apartamentu. Starałam się iść więc nie za szybko, żeby zachować bezpieczny dystans „incognito", wciąż dusząc nadzieję, że nie zauważyła we mnie nikogo znajomego. Chciałam po prostu wrócić do domu, żeby wreszcie zaznać tego cholernie upragnionego odpoczynku, unikając jakichkolwiek niepotrzebnych konfrontacji i problemów. Nagle dziewczyna oparła się o pobliski monument. Odetchnęłam wtedy z ulgą, uznając, że na kogoś czeka. Przyśpieszyłam wtedy kroku i starając się iść jak najbardziej normalnie, nieświadomie, a do tego najmniej podejrzanie, postanowiłam ją minąć.
Szlag by to...
- Słucham? - Wysłałam jej tylko zaskoczone spojrzenie. Niestety - rozpoznała mnie, a na domiar złego prawdopodobnie wymyśliła sobie, że ja ją śledziłam? Naprawdę myśli, że nie mam lepszych rzeczy do zrobienia, tylko uganianie się za nią, nieustannie patrząc na ręce? Szczerze chciałam już zignorować te niepotrzebne zaczepki i wzdychając ciężko, odejść od blondynki. Dopiero ten szyderczy, prowokacyjny uśmieszek wstrząsnął mną niemiłosiernie. Za kogo się ona uważa? - Nie jestem pewna, czy w Przesmyku kiedykolwiek cię ktoś nauczył, że normalni ludzie, wracają po pracy, szkole, czy studiach do domu, a nie czają się, żeby włożyć komuś te skażone plugastwem ręce do kieszeni - Warknęłam, otwarcie nawiązując do możliwej Pieczęci Lokiego na jej prawej dłoni. Gdybym była mężczyzną w średnim wieku z piwnym brzuchem, splunęłabym jej jeszcze pod nogi, ale postanowiłam zachować klasę. Przecież i tak dzieli nas kilometr statusu społecznego.
Bezimienny
Twarze, rozlane w bezkształt amalgamatu snuły się, gniotąc jęzory pobliskich, rozciągających się ulic. Pomnik Walkyrii spoglądał na tkankę miasta zimnym i nieśmiertelnym triumfem. Szczegóły, do niedawna chwytane przez szpary jej czujnych źrenic, stały się nieistotne pod wpływem płomienia gniewu, kołyszącego się pióropuszem pod kostną fortecą czaszki.
- Czym jest normalność? - rzuciła zadziornie w eter, pewna, doszczętnie pewna, że nikt, nawet sami bogowie, nie będzie w stanie udzielić jej odpowiedzi na wytoczoną wątpliwość.
Zabawne, bardzo zabawne - jej rozmówczyni, trącona siłą zaczepki, naprawdę usiłowała brnąć w zaprzeczenie.
- …i jeszcze, skąd przekonanie, że tkwię w tej zatęchłej dziurze? - bawiły ją nędzne środki stereotypów, bawiły ją równie smętne, podjęte próby na wyjaśnienie jej obecności i identycznej trasy, jaką uporczywie zmierzała. Przedwcześnie wydany osąd urastał do podłej rangi urojenia, które, wczepione mackami w umysł, nie poddawało się sile argumentacji, bez względu na jej charakter i niezachwianie stwierdzeń. Skwaszony chorobą umysł umieszczał ją w centrum świata, uczynił ją samym słońcem wokół którego, niczym wianuszek planet krążyły inne osoby i wyznaczone cele. Wierzyła, silnie wierzyła, że nieznajoma kłamie, bawiąc się w detektywa, w bohaterkę, której zabrakło maski i peleryny.
- Powiem ci coś. Bardzo prosto, konkretnie - dodała, dążąc by wylać z siebie doszczętnie, cały brud zniesmaczenia. - Nie wierzę ci. Prędzej zaufam huldrze, że jest dziewicą - kolejne z prześmiewczych stwierdzeń podrygiwało w powietrzu. Owszem, nie zaufała kobiecie; nie miała najmniejszego powodu, aby podobnie czynić. Wiedziała, na sam dodatek, że nieznajoma nią gardzi, spychając za niechciany margines, uznając za cuchnącego śmiecia, który poruszał się, ożywiany zaledwie westchnieniem wiatru, który nie miał praw, aby znaleźć się na ulicy.
- Możesz zacząć od nowa - przyznała wspaniałomyślnie niczym wychowawczyni, gdy uczeń, zamiast zapukać, chwycił zachłannie klamkę od gabinetu - z lepszym wytłumaczeniem - oparła się, dążąc do uzyskania wygodniejszej niż wcześniejsza pozycji. Klasnęła z radością w dłonie, nadal, z uporem pełna jadowitego szyderstwa.
- Śmiało, widownia czeka - zachęciła ją, licząc, że kobieta pod wpływem narzuconej jej presji przyzna się do śledzenia dziś-jeszcze-niewinnej złodziejki.
- Czym jest normalność? - rzuciła zadziornie w eter, pewna, doszczętnie pewna, że nikt, nawet sami bogowie, nie będzie w stanie udzielić jej odpowiedzi na wytoczoną wątpliwość.
Zabawne, bardzo zabawne - jej rozmówczyni, trącona siłą zaczepki, naprawdę usiłowała brnąć w zaprzeczenie.
- …i jeszcze, skąd przekonanie, że tkwię w tej zatęchłej dziurze? - bawiły ją nędzne środki stereotypów, bawiły ją równie smętne, podjęte próby na wyjaśnienie jej obecności i identycznej trasy, jaką uporczywie zmierzała. Przedwcześnie wydany osąd urastał do podłej rangi urojenia, które, wczepione mackami w umysł, nie poddawało się sile argumentacji, bez względu na jej charakter i niezachwianie stwierdzeń. Skwaszony chorobą umysł umieszczał ją w centrum świata, uczynił ją samym słońcem wokół którego, niczym wianuszek planet krążyły inne osoby i wyznaczone cele. Wierzyła, silnie wierzyła, że nieznajoma kłamie, bawiąc się w detektywa, w bohaterkę, której zabrakło maski i peleryny.
- Powiem ci coś. Bardzo prosto, konkretnie - dodała, dążąc by wylać z siebie doszczętnie, cały brud zniesmaczenia. - Nie wierzę ci. Prędzej zaufam huldrze, że jest dziewicą - kolejne z prześmiewczych stwierdzeń podrygiwało w powietrzu. Owszem, nie zaufała kobiecie; nie miała najmniejszego powodu, aby podobnie czynić. Wiedziała, na sam dodatek, że nieznajoma nią gardzi, spychając za niechciany margines, uznając za cuchnącego śmiecia, który poruszał się, ożywiany zaledwie westchnieniem wiatru, który nie miał praw, aby znaleźć się na ulicy.
- Możesz zacząć od nowa - przyznała wspaniałomyślnie niczym wychowawczyni, gdy uczeń, zamiast zapukać, chwycił zachłannie klamkę od gabinetu - z lepszym wytłumaczeniem - oparła się, dążąc do uzyskania wygodniejszej niż wcześniejsza pozycji. Klasnęła z radością w dłonie, nadal, z uporem pełna jadowitego szyderstwa.
- Śmiało, widownia czeka - zachęciła ją, licząc, że kobieta pod wpływem narzuconej jej presji przyzna się do śledzenia dziś-jeszcze-niewinnej złodziejki.
Ursula Frisk
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Czułam, jakby cały dzień był przeciwko mnie, nie... nie cały dzień, lecz cały tydzień. Czemu Norny wplatają do mojego życia, takie osoby. Pełne podstępu i nienawiści. Teraz zwracamy na sobie uwagę wszystkich przechodniów, ale szczerze mało mnie teraz to obchodziło, gdyż złość nie pozwoliła mi teraz na przejmowanie się tą błahą w tym momencie kwestią. Chciałam jej trochę dopiec, wyżyć się za już kompletne zniszczenie mi humoru w dniu dzisiejszym.
- C-co? Przecież… - Zająkałam się lekko, gdy dziewczyna spytała, skąd mam pewność o miejscu jej pochodzenia i czym jest normalność. Przecież nie powiem jej, że na taką wygląda, że z Przesmyku wywodzi się margines społeczny, do którego moim zdaniem należała, że to wszystko, co się tam dzieje jest nienormalne. Dlatego po prostu zignorowałam dalsze brnięcie w tę kwestię, może jest to poniekąd nieprofesjonalne, ale najnormalniej w świecie nie miałam niczego konkretnego na obronę swojego zdania. - A skąd w takim razie przekonanie, że cię śledzę? - Rzuciłam więc pytanie, które, może choć trochę, odwróci jej uwagę od wcześniej zadanego przez nią zapytania, choć pytaniem na pytanie się nie odpowiada.
- Nikt ci nie każe mi wierzyć, ale hipotetycznie ujmując, jakbym cię śledziła, czegonierobiłam, to ten fakt denerwuje cię tak mocno, bo nie jesteś w stanie popełnić przestępstwa? - Spojrzałam się pytająco na opartą o pomnik dziewczynę i postawiłam powoli kilka kroków w jej stronę. Zdecydowanie moja obecność jej przeszkadza, boi się, że znowu zrobię zamieszanie, że tym razem nie uda jej się umknąć wymiarowi sprawiedliwości. - Może przynajmniej spróbowałabyś znaleźć jakąś pracę, nic by ci to nie zaszkodziło. Jestem wręcz pewna, że w Midgardzie nawet dla złodziejki znajdzie się jakiś wakat - Teraz ja uśmiechnęłam się fałszywie w jej stronę, gdy skróciłam dystans pomiędzy nami. Kradzież kojarzy mi się z totalnym brakiem jakiegokolwiek honoru, czy zasad, które każdy szanujący się galdr powinien posiadać. Moim zdaniem musiało brakować jej dobrego przykładu za młodu, gdy prawdopodobnie wychowywała się wśród patologii Przesmyku, wśród ślepców. Poniekąd jej współczułam, ale sama nie miałam w życiu łatwo. Moja babka przez kilka lat, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, stale próbowała wpłynąć na mój umysł, ale wytrzymałam i co najważniejsze, nie dałam się porwać na tę mroczną stronę magii. Przetrwałam tylko dzięki własnej sile i ambicji, choć blizny na mojej duszy pozostały do dzisiaj. Wcale nie potrzebowałam być trzymana za rączkę, pieniądze szczęścia mi nie dały, a na najważniejsze dla mnie dzisiaj rzeczy, ciężko pracowałam, ale opłaciło mi się to. Udało mi się pokonać wszelakie przeszkody i gdyby nie hart ducha, mogłabym nawet skończyć jak ona. Nigdy nie przestanę dziękować Bogom za tę siłę, którą zdecydowali się mnie obdarzyć, dlatego będę twarda - dla siebie i dla nich.
- C-co? Przecież… - Zająkałam się lekko, gdy dziewczyna spytała, skąd mam pewność o miejscu jej pochodzenia i czym jest normalność. Przecież nie powiem jej, że na taką wygląda, że z Przesmyku wywodzi się margines społeczny, do którego moim zdaniem należała, że to wszystko, co się tam dzieje jest nienormalne. Dlatego po prostu zignorowałam dalsze brnięcie w tę kwestię, może jest to poniekąd nieprofesjonalne, ale najnormalniej w świecie nie miałam niczego konkretnego na obronę swojego zdania. - A skąd w takim razie przekonanie, że cię śledzę? - Rzuciłam więc pytanie, które, może choć trochę, odwróci jej uwagę od wcześniej zadanego przez nią zapytania, choć pytaniem na pytanie się nie odpowiada.
- Nikt ci nie każe mi wierzyć, ale hipotetycznie ujmując, jakbym cię śledziła, czegonierobiłam, to ten fakt denerwuje cię tak mocno, bo nie jesteś w stanie popełnić przestępstwa? - Spojrzałam się pytająco na opartą o pomnik dziewczynę i postawiłam powoli kilka kroków w jej stronę. Zdecydowanie moja obecność jej przeszkadza, boi się, że znowu zrobię zamieszanie, że tym razem nie uda jej się umknąć wymiarowi sprawiedliwości. - Może przynajmniej spróbowałabyś znaleźć jakąś pracę, nic by ci to nie zaszkodziło. Jestem wręcz pewna, że w Midgardzie nawet dla złodziejki znajdzie się jakiś wakat - Teraz ja uśmiechnęłam się fałszywie w jej stronę, gdy skróciłam dystans pomiędzy nami. Kradzież kojarzy mi się z totalnym brakiem jakiegokolwiek honoru, czy zasad, które każdy szanujący się galdr powinien posiadać. Moim zdaniem musiało brakować jej dobrego przykładu za młodu, gdy prawdopodobnie wychowywała się wśród patologii Przesmyku, wśród ślepców. Poniekąd jej współczułam, ale sama nie miałam w życiu łatwo. Moja babka przez kilka lat, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, stale próbowała wpłynąć na mój umysł, ale wytrzymałam i co najważniejsze, nie dałam się porwać na tę mroczną stronę magii. Przetrwałam tylko dzięki własnej sile i ambicji, choć blizny na mojej duszy pozostały do dzisiaj. Wcale nie potrzebowałam być trzymana za rączkę, pieniądze szczęścia mi nie dały, a na najważniejsze dla mnie dzisiaj rzeczy, ciężko pracowałam, ale opłaciło mi się to. Udało mi się pokonać wszelakie przeszkody i gdyby nie hart ducha, mogłabym nawet skończyć jak ona. Nigdy nie przestanę dziękować Bogom za tę siłę, którą zdecydowali się mnie obdarzyć, dlatego będę twarda - dla siebie i dla nich.
Bezimienny
Zła. Gorsza.
Wadliwa.
Korozja licznych - dziecięcych, później dorosłych - wyzwisk, tworzyła wstrętny, łuszczący się, rdzawy liszaj na schorowanej duszy. Pióra, wyrastające tuż przy przecinku kości ogonowej, mogły z łatwością opaść niczym jesienne liście, zerwane z powykręcanych palców gałęzi drzew. Eliksir, o aromacie wrośniętym w kubki smakowe, czynił cuda w zakresie umownej estetyczności ciała; nie mógł odmienić, jednak, zatrutego umysłu. Czasami, ulegała wrażeniu, że pod sklepieniem czaszki ma wydrążone dziury, że mózg, pomarszczony owoc, zjadany jest przez wstrętnego, oślizgłego robala, od którego pełzania i zaciśnięcia szczęk, natychmiast świerzbią ją ręce, a myśli, naprężone jak struna szepczą weź, teraz, proszę cię, błagam, nikt nie zobaczy, nikt cię nie zauważy. Przywykła, już od najmłodszych lat, do wyrzucanych uwag, epitetów cuchnących silnie octem pogardy - ocena, podana przez nieznajomą na tacy kolejnych słów, nie wywierała na niej już większego wrażenia, prócz samej, tlącej się bezsilności, że zawsze, dla podobnych jak ona, będzie niegodna, brudna, niechciana wśród społeczeństwa.
- Miło, skoro zdołałaś mnie podsumować - skrzyżowała ręce na piersi. Wysłuchała, całego jej wywodu w milczeniu - wiedziała, że prosta wściekłość mogła ją tylko zdradzić. W zamian za to, postanowiła odnaleźć w monologu kobiety podporę argumentacji, oparcie, dzięki któremu jej pogląd mógł być czymś więcej niż samą stertą urojeń.
- Daruj sobie, naprawdę - jedna z jej brwi pomknęła symbolicznie ku górze. Nie wierzyła jej; nie chciała za wszelką cenę wierzyć, że wszystko będzie zaledwie żałosnym zrządzeniem losu. Odszukaj uczciwą pracę - z adekwatnym zarobkiem? Wszystko wydaje się łatwe, przechodząc w materię słów.
- Widzę, jak mocno liczysz, że wszystko znów się powtórzy - dodała, sygnalizując że nie ma zamiaru zmienić swojego zdania. Nie dała się sprowokować; gniew i wyplucie wyzwisk świadczyłyby o przegranej. Nie była, w istocie, pewna, co powinna uczynić w obecnej, osaczającej ją sytuacji. Nadal niezmiennie miała - uczepiona tej myśli - kilka asów w rękawie.
Przynajmniej - chciała w to wierzyć, nie wiedząc, czy dalej rozwlekać konflikt czy uspokoić nieznajomą, spróbować uśpić jej czujność.
Szkoda, że nie wybrała dzisiaj innej dzielnicy.
Wadliwa.
Korozja licznych - dziecięcych, później dorosłych - wyzwisk, tworzyła wstrętny, łuszczący się, rdzawy liszaj na schorowanej duszy. Pióra, wyrastające tuż przy przecinku kości ogonowej, mogły z łatwością opaść niczym jesienne liście, zerwane z powykręcanych palców gałęzi drzew. Eliksir, o aromacie wrośniętym w kubki smakowe, czynił cuda w zakresie umownej estetyczności ciała; nie mógł odmienić, jednak, zatrutego umysłu. Czasami, ulegała wrażeniu, że pod sklepieniem czaszki ma wydrążone dziury, że mózg, pomarszczony owoc, zjadany jest przez wstrętnego, oślizgłego robala, od którego pełzania i zaciśnięcia szczęk, natychmiast świerzbią ją ręce, a myśli, naprężone jak struna szepczą weź, teraz, proszę cię, błagam, nikt nie zobaczy, nikt cię nie zauważy. Przywykła, już od najmłodszych lat, do wyrzucanych uwag, epitetów cuchnących silnie octem pogardy - ocena, podana przez nieznajomą na tacy kolejnych słów, nie wywierała na niej już większego wrażenia, prócz samej, tlącej się bezsilności, że zawsze, dla podobnych jak ona, będzie niegodna, brudna, niechciana wśród społeczeństwa.
- Miło, skoro zdołałaś mnie podsumować - skrzyżowała ręce na piersi. Wysłuchała, całego jej wywodu w milczeniu - wiedziała, że prosta wściekłość mogła ją tylko zdradzić. W zamian za to, postanowiła odnaleźć w monologu kobiety podporę argumentacji, oparcie, dzięki któremu jej pogląd mógł być czymś więcej niż samą stertą urojeń.
- Daruj sobie, naprawdę - jedna z jej brwi pomknęła symbolicznie ku górze. Nie wierzyła jej; nie chciała za wszelką cenę wierzyć, że wszystko będzie zaledwie żałosnym zrządzeniem losu. Odszukaj uczciwą pracę - z adekwatnym zarobkiem? Wszystko wydaje się łatwe, przechodząc w materię słów.
- Widzę, jak mocno liczysz, że wszystko znów się powtórzy - dodała, sygnalizując że nie ma zamiaru zmienić swojego zdania. Nie dała się sprowokować; gniew i wyplucie wyzwisk świadczyłyby o przegranej. Nie była, w istocie, pewna, co powinna uczynić w obecnej, osaczającej ją sytuacji. Nadal niezmiennie miała - uczepiona tej myśli - kilka asów w rękawie.
Przynajmniej - chciała w to wierzyć, nie wiedząc, czy dalej rozwlekać konflikt czy uspokoić nieznajomą, spróbować uśpić jej czujność.
Szkoda, że nie wybrała dzisiaj innej dzielnicy.
Ursula Frisk
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Moje słowa odbijały się jak od ołowianej ściany, trwalszej od spiżu. Blondynka zaciekle broniła swojego zdania, próbując zrobić ze mnie niedoszłego bohatera. Powoli moja złość zamieniała się w bezsilność, przeplataną zażenowaniem. Nie wiedziałam już zbytnio, co mam dalej zrobić. Reakcja dziewczyny tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie chce niczego zmienić w swoim życiu, że kradzież jej pasuje. Nic dziwnego, umiejętny złodziej może się szybko wzbogacić, ale czy ona akurat nią jest? Trudno powiedzieć, bo przecież udało mi się raz ją przyłapać na gorącym uczynku.
- A jak cię miałam podsumować? - Parsknęłam tylko śmiechem, w którym wyraźnie można było wyczuć nutę zażenowania. Ewidentnie dziewczyna próbuje mnie obwinić o swoją obecną sytuację. To nie ja wyrobiłam okładkę tej książki, tylko ona, a teraz próbuje podrobić na niej mój podpis. - Proszę cię, przestań ze mnie robić jakiegoś potwora. Dobrze wiesz, że sama się wtedy podsumowałaś. Miałam udawać, że niczego nie widzę? - Westchnęłam teraz ciężko, pozwalając kilkuminutowej ciszy wtrącić się do rozmowy. Coraz bardziej jej współczułam. Żyje we własnym świecie, w którym ugrzęzła i nie jest w stanie się wydostać. Na początku może się wydawać, że to ja ją oceniłam, jednak to ona ocenia mnie bardziej, przypisując mi tytuł tej uprzywilejowanej, przesadnie idealizując, jednocześnie oznaczając mnie stemplem dla wroga, próbującego pokrzyżować jej plany, utrudnić życie.
- Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? - Spojrzałam się na nią z lekkim pożałowaniem. Nie byłam w stanie znaleźć żadnego powodu, dla którego miałam dalej wdawać się w tę bezsensowną dyskusję. Nie musiałam jej się tłumaczyć, tym bardziej udowadniać czegokolwiek. Nie mam zamiaru przyznawać się do czegoś, czego nie robiłam. Był to zwykły przypadek, czego jej mózg złodziejki ewidentnie nie był w stanie pojąć. Nie ja zajmuję się ściganiem nastoletnich złodziejek. Nie jestem i nigdy nie będę w Kruczej Straży, choć ostatnio ganiałam po magazynie za winowajcą tamtejszych zniszczeń. Nawet jakbym chciała, to nie mam po prostu siły na bawienie się w samozwańczą policję, jednak nie żałowałam, że nie odwróciłam głowy, kiedy blondynka próbowała okraść tego nieszczęśnika. Nie mam zamiaru też jej za to przepraszać. Zrobiłam to co było słuszne, czego ona nie rozumie, bo nie jest w stanie, nawet jakby chciała. Wmówiła sobie, że się na nią uwzięłam, że chcę ponownie ją przyłapać i nic nie zmieni jej zdania.
Otrząśnij się, dziewczyno...
- A jak cię miałam podsumować? - Parsknęłam tylko śmiechem, w którym wyraźnie można było wyczuć nutę zażenowania. Ewidentnie dziewczyna próbuje mnie obwinić o swoją obecną sytuację. To nie ja wyrobiłam okładkę tej książki, tylko ona, a teraz próbuje podrobić na niej mój podpis. - Proszę cię, przestań ze mnie robić jakiegoś potwora. Dobrze wiesz, że sama się wtedy podsumowałaś. Miałam udawać, że niczego nie widzę? - Westchnęłam teraz ciężko, pozwalając kilkuminutowej ciszy wtrącić się do rozmowy. Coraz bardziej jej współczułam. Żyje we własnym świecie, w którym ugrzęzła i nie jest w stanie się wydostać. Na początku może się wydawać, że to ja ją oceniłam, jednak to ona ocenia mnie bardziej, przypisując mi tytuł tej uprzywilejowanej, przesadnie idealizując, jednocześnie oznaczając mnie stemplem dla wroga, próbującego pokrzyżować jej plany, utrudnić życie.
- Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? - Spojrzałam się na nią z lekkim pożałowaniem. Nie byłam w stanie znaleźć żadnego powodu, dla którego miałam dalej wdawać się w tę bezsensowną dyskusję. Nie musiałam jej się tłumaczyć, tym bardziej udowadniać czegokolwiek. Nie mam zamiaru przyznawać się do czegoś, czego nie robiłam. Był to zwykły przypadek, czego jej mózg złodziejki ewidentnie nie był w stanie pojąć. Nie ja zajmuję się ściganiem nastoletnich złodziejek. Nie jestem i nigdy nie będę w Kruczej Straży, choć ostatnio ganiałam po magazynie za winowajcą tamtejszych zniszczeń. Nawet jakbym chciała, to nie mam po prostu siły na bawienie się w samozwańczą policję, jednak nie żałowałam, że nie odwróciłam głowy, kiedy blondynka próbowała okraść tego nieszczęśnika. Nie mam zamiaru też jej za to przepraszać. Zrobiłam to co było słuszne, czego ona nie rozumie, bo nie jest w stanie, nawet jakby chciała. Wmówiła sobie, że się na nią uwzięłam, że chcę ponownie ją przyłapać i nic nie zmieni jej zdania.
Otrząśnij się, dziewczyno...
Bezimienny
Złość niczym lawa pod skórą; rozgrzana, paląca breja pod cienkim, napiętym płótnem. Cugle kontroli wypadły jej z rąk rozsądku, chwiała się, chwiała w nawałnicy emocji, w płomiennych, grzmiących afektach, które szarpały wątłym naczyniem ciała. Głód, który czuła, wynikał z jarzma choroby, mrowił i szczypał w palcach, uskarżał się niespełnieniem.
Czuła na sobie piętno.
Od zawsze, już od dzieciństwa, pieczęć na dłoni matki wsiąkała w myśli postronnych, wzniecała szum cichych rozmów; czuła się gorsza, inna, stworzona z podłej, słabszego gatunku gliny. Liczne, lepkie spojrzenia pełzały śluzem pogardy niczym obłe robactwo. Nie mogła, nawet po latach, wyrzucić z siebie wrażenia, że wszyscy - tak, wszyscy - wiedzą, tak, jak wiedzieli w Malmö. Prawdziwe połacie brudu kryły się w katakumbach, podziemiach podświadomości, pod fasadami tkanek, głęboko, niedostępne do zmycia, nieosiągalne dla zrywów szarpiącej się desperacji.
- To proste - zmrużone oczy, cedzone ostrożnie słowa - zostawienia w spokoju - nie mogła złamać urojeń, uwierzyć w jej zapewnienia, w czysty, złośliwy grymas zagnieżdżonego losu. Wierzyła, nadal - wierzyła, że była przez nią śledzona. Bielmo obsesji narosło, podszyte obronnym gestem. Nie chciała odejść, przeprosić, odsunąć się z podkulonym ogonem jak osowiały kundel. Duma - pozorna, skrząca się i fałszywa jak złoto głupców - nie pozwalała jej świadczyć podobnych gestów. Całość doznanej klęski zrzucała więc na kobietę, nadała jej miano winnej, tłumacząc jej obecnością grząski, obmierzły nastrój. Dziś, wyjątkowo, szukała łatwej zdobyczy; żądała, rozpaczliwie żądała, aby dyskomfort ustał, zamilknął przez kilka godzin, kilka dni - jak najdłużej.
- Na razie tylko ostrzegam - wycedziła, dalej - zupełnie nieracjonalnie. Słowa zapadły szybciej, niż była w stanie przemyśleć rzucony w powietrze przekaz, wierzgając jak marionetka na sznurkach swoich impulsów. Zamarła wśród zamyślenia - czy była w stanie wyrządzić kobiecie krzywdę? Nie teraz, nie zasłużyła; nie miała takiej potrzeby. Ostatnie dawki rozwagi płynęły ścieżką krwiobiegu. Co robić, teraz, co robić? Powinna najszybciej odejść, nie toczyć zbędnej dyskusji, już wcześniej, spróbować zniknąć w woalu gęstego tłumu.
Czuła na sobie piętno.
Od zawsze, już od dzieciństwa, pieczęć na dłoni matki wsiąkała w myśli postronnych, wzniecała szum cichych rozmów; czuła się gorsza, inna, stworzona z podłej, słabszego gatunku gliny. Liczne, lepkie spojrzenia pełzały śluzem pogardy niczym obłe robactwo. Nie mogła, nawet po latach, wyrzucić z siebie wrażenia, że wszyscy - tak, wszyscy - wiedzą, tak, jak wiedzieli w Malmö. Prawdziwe połacie brudu kryły się w katakumbach, podziemiach podświadomości, pod fasadami tkanek, głęboko, niedostępne do zmycia, nieosiągalne dla zrywów szarpiącej się desperacji.
- To proste - zmrużone oczy, cedzone ostrożnie słowa - zostawienia w spokoju - nie mogła złamać urojeń, uwierzyć w jej zapewnienia, w czysty, złośliwy grymas zagnieżdżonego losu. Wierzyła, nadal - wierzyła, że była przez nią śledzona. Bielmo obsesji narosło, podszyte obronnym gestem. Nie chciała odejść, przeprosić, odsunąć się z podkulonym ogonem jak osowiały kundel. Duma - pozorna, skrząca się i fałszywa jak złoto głupców - nie pozwalała jej świadczyć podobnych gestów. Całość doznanej klęski zrzucała więc na kobietę, nadała jej miano winnej, tłumacząc jej obecnością grząski, obmierzły nastrój. Dziś, wyjątkowo, szukała łatwej zdobyczy; żądała, rozpaczliwie żądała, aby dyskomfort ustał, zamilknął przez kilka godzin, kilka dni - jak najdłużej.
- Na razie tylko ostrzegam - wycedziła, dalej - zupełnie nieracjonalnie. Słowa zapadły szybciej, niż była w stanie przemyśleć rzucony w powietrze przekaz, wierzgając jak marionetka na sznurkach swoich impulsów. Zamarła wśród zamyślenia - czy była w stanie wyrządzić kobiecie krzywdę? Nie teraz, nie zasłużyła; nie miała takiej potrzeby. Ostatnie dawki rozwagi płynęły ścieżką krwiobiegu. Co robić, teraz, co robić? Powinna najszybciej odejść, nie toczyć zbędnej dyskusji, już wcześniej, spróbować zniknąć w woalu gęstego tłumu.
Ursula Frisk
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Ta cała rozmowa do ściany zaczynała mnie nużyć. Blondynka cały czas zmieniała temat, dążąc wciąż do tego samego - jaką ja bohaterką nie jestem i próbuję jej życie utrudnić. Dawno nie spotkałam tak zaburzonej osoby. Wszystkie moje słowa, zdania, pytania wpadały do jej ucha i wylatywały drugim. Jakiekolwiek próby komunikacji były po prostu niewarte mojego czasu, jednak cały czas czułam wewnętrzną potrzebę dotarcia do swego. Nie jestem pewna, czy chciałam za wszelką cenę się wybronić z tych zarzutów, czy żeby dziewczyna wreszcie przejrzała na oczy. Każdy może dostać drugą szansę od społeczeństwa, jeśli tylko chcę i jest w stanie poświęcić dotychczasowe życie. Nie każdy jednak jest na to gotowy lub po prostu odpowiada mu dotychczasowy stan rzeczy.
- Nie odpowiedziałaś mi nadal na pytanie, więc się powtórzę. Czy według ciebie miałam udawać, że niczego nie widzę? Jestem ciekawa twojej opinii, tylko proszę, uzasadnij mi to ładnie - Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Może w tej dziewczynie została resztka jakiejkolwiek przyzwoitości, dlatego nie chce mi odpowiedzieć. Wewnętrznie musi wiedzieć, że jest w błędzie, ale nie chcę dopuścić do siebie tego, że to, co ja zrobiłam, nie było niczym złym. Jednak nie zrobiłam tego, żeby być bohaterką, czy coś w tym rodzaju. Nie oczekuję jakiejś chwały, poprawy reputacji, przez co czaiłabym się w jakiś midgardzkich kątach, bawiąc się w samozwańczą policję.
- Pff, uważaj lepiej, kogo ostrzegasz. Nie boję się ciebie - Parsknęłam tylko i przeleciałam złodziejkę wzrokiem od góry do dołu. Umiałam się bronić, a nasze obecne położenie, sprzyjało również mi. Było tutaj zbyt dużo ludzi, żeby ta dziewczyna była w stanie mnie zaatakować. Na pewno ktoś by zareagował lub wezwałby Kruczą Straż, czego ta dziewczyna z pewnością wolałaby uniknąć. Jednak nie byłam pewna, jak bardzo mogę się jej obawiać długofalowo. Czy byłaby zdolna do śledzenia mnie, czy innych prześladowań skierowanych w moją stronę? Może powinnam zgłosić ten fakt, że dziewczyna znowu się uprzykrza w tej dzielnicy? Może to jest jej jakiś złodziejski rewir, czy jak tam na to mówią w tym przesmykowym slangu. Zaraz jednak postanowiłam ulotnić się z Przesmyku, jakby w obawie, że coś złego mogłoby mi się nagle przydarzyć.
Ursula i Bezimienny z tematu
- Nie odpowiedziałaś mi nadal na pytanie, więc się powtórzę. Czy według ciebie miałam udawać, że niczego nie widzę? Jestem ciekawa twojej opinii, tylko proszę, uzasadnij mi to ładnie - Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Może w tej dziewczynie została resztka jakiejkolwiek przyzwoitości, dlatego nie chce mi odpowiedzieć. Wewnętrznie musi wiedzieć, że jest w błędzie, ale nie chcę dopuścić do siebie tego, że to, co ja zrobiłam, nie było niczym złym. Jednak nie zrobiłam tego, żeby być bohaterką, czy coś w tym rodzaju. Nie oczekuję jakiejś chwały, poprawy reputacji, przez co czaiłabym się w jakiś midgardzkich kątach, bawiąc się w samozwańczą policję.
- Pff, uważaj lepiej, kogo ostrzegasz. Nie boję się ciebie - Parsknęłam tylko i przeleciałam złodziejkę wzrokiem od góry do dołu. Umiałam się bronić, a nasze obecne położenie, sprzyjało również mi. Było tutaj zbyt dużo ludzi, żeby ta dziewczyna była w stanie mnie zaatakować. Na pewno ktoś by zareagował lub wezwałby Kruczą Straż, czego ta dziewczyna z pewnością wolałaby uniknąć. Jednak nie byłam pewna, jak bardzo mogę się jej obawiać długofalowo. Czy byłaby zdolna do śledzenia mnie, czy innych prześladowań skierowanych w moją stronę? Może powinnam zgłosić ten fakt, że dziewczyna znowu się uprzykrza w tej dzielnicy? Może to jest jej jakiś złodziejski rewir, czy jak tam na to mówią w tym przesmykowym slangu. Zaraz jednak postanowiłam ulotnić się z Przesmyku, jakby w obawie, że coś złego mogłoby mi się nagle przydarzyć.
Ursula i Bezimienny z tematu