:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen
3 posters
Ursula Frisk
16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:20
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
16.09.2000
Nieprzespane noce coraz bardziej dawały mi się we znaki. Rutyną stało się budzenie po zaledwie godzinie, może dwóch, cała zlana potem, przerażona. Byłam coraz bardziej wykończona. Pod oczami pojawiły mi się wory. Te wszystkie koszmary zaczęły się kiedy wprowadziłam się do tego mieszkania. Może to przez te wszystkie nowe bodźce? Zakończenie akademii, dostanie się na studia, własne miejsce? Może wszystko to obudziło stare, ale wciąż aktualne koszmary?
Eliksir spokoju, to aktualnie moja jedyna nadzieja, chociaż nie jest to najlepsza opcja. Niejednokrotnie było mi wspominane o właściwościach uzależniających mikstury. Nie pozostało mi na razie nic innego. Jeżeli to nie pomoże, to na dłuższą metę będę musiała dostać się do specjalisty. Na razie będę działać na własną rękę. Szpital to będzie ostateczność.
Przed godziną siódmą wyszłam w pośpiechu z mieszkania. Nie chciałam się spóźnić i tym bardziej wystawić cierpliwości Jose na próbę. Wolny dzień przeznacza na mój problem. Nie jest to norma w dzisiejszych czasach pełnych hipokryzji i egoizmu. Pomimo wczesnej godziny zauważyłam kilka przechodniów na ulicach. Dopiero wtedy przypomniałam sobie wtedy o dzisiejszym pogrzebie. Moje serce złapał lekki niepokój. Ta cała fala zabójstw nie mogła pojawić się w gorszym momencie. Chciałam zacząć rok akademicki w spokoju, a aktualnie wszystko idzie po najgorszej możliwej drodze.
Szukanie składników poszło nam sprawnie. Atmosfera skandynawskiego lasu mnie nieco ożywiła. Na ulicach miasta pojawiło się z czasem więcej przechodniów w żałobnych strojach. Śmierć jarla jest traktowana tutaj poważnie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miasto było pogrążone w takiej żałobie, a mieszkam tu nie od wczoraj. W ciszy przemierzałam ulice handlową, skręcając wreszcie w boczną uliczkę.
- To tutaj - Wskazałam Jose kamienicę, a następnie otworzyłam wejście na klatkę schodową. Unosił się w niej specyficzny zapach... starości? Nigdy nie mogłam odgadnąć, skąd się on bierze, a myślałam o tym zawsze, jak wchodziłam po kamiennych schodach na ostatnie piętro. Otworzyłam drewniane ciężkie drzwi i zaprosiłam dziewczynę do środka, odbierając od niej rzeczy, kładąc je gdzieś na boku.
- Przerąbana ta sprawa z jarlem, a te wszystkie zgony... Zaczekaj, skoczę po kociołek i resztę rzeczy - Skierowałam się do sypialni, a następnie schyliłam się pod łóżko, aby wyjąć mój zestaw do alchemii. - Chcesz coś do picia? Kawa, herbata? - Krzyknęłam, gdy wyciągałam potrzebne nam rzeczy spod łóżka. Wróciłam lekko obładowana, a następnie na wolnej przestrzeni ustawiłam podstawkę z palnikiem i złoty kociołek. - Chyba gotowe? - Spojrzałam się pytająco na Jose, która z pewnością zna się lepiej na warzeniu mikstur uzdrawiających. Przygotowałam jeszcze zebrane przez nas składniki i na stole położyłam zużytą księgę z alchemii, jeszcze z czasów akademii, na stronie z przepisem mikstury.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:20
Chłodny wiatr noszący na sobie ślady nocy wdzierał się pod materiał beżowego płaszcza zmuszając idącą wzdłuż łąki blondynkę do owinięcia się nim szczelniej. Wrześniowe poranki bywały nieprzyjemne; świat powoli szykował się do snu, a aura bardziej wyciszała, niż dodawała energii do działania. Słońce wstawało później i nie zamierzało reagować na groźby wysyłane w przestrzeń, niebo pełne było chmur, a tuż nad źdźbłami traw unosiła się jeszcze mgła. Jose zatrzymując się na skraju niewielkiego lasu odniosła wrażenie, że ten dzień jest znacznie bardziej ponury i zimny niż poprzednie. Trzymając się trochę na uboczu, nieświadoma była wydarzeń które wstrząsnęły midgardzką społecznością.
Z uwagą przyglądała się odzianym w czerń postaciom, które na myśl przywoływały ciemną masę nie różniącą się od siebie niczym. Pytające spojrzenie utkwiła w Ursuli, pewna, że ta wie więcej na temat tego, co działo się w mieście. Zanim jednak z ust blondyni padła odpowiedź, skręciły w jedną z bocznych uliczek kierując swoje kroki do jednej z liczyć pamięci wyrastających po obu stronach drogi. Wspięły się po schodach, których co drugi stopień wydawał z siebie skrzypienie, manifestując w ten sposób swój wiek. Chociaż kamienica wydawała się być zadbana, to ciężko było ukryć jej wiek, była zwyczajnie stara, na co wskazywały nie tylko schody, drewniane okna przez które chłód wnikał do środka, ale również charakterystyczny zapach unoszący się w powietrzu i choć nie przeszkadzał on Jose, to wywoływał dziwne uczucie. Choć to mogło być również spowodowane tym, że nagle znalazła się w nieznanym dla siebie miejscu.
- Jarlem? Zgony? - pojedyncze słowa zakończone znakiem zapytania budziły w blondynce coraz większy niepokój. Na gładkim czole pojawiła się delikatna zmarszczka naruszając jego strukturę. Nie miała pojęcia o czym mówiła koleżanka, ten świat w którym żyła ona dla Znachorki wciąż był nieco obcy, dlatego nie miała pojęcia co dokładnie się w nim dzieje. Czy nie powinna się bardziej tym interesować? Tylko po co? Nie dla niej stworzone były te wszystkie mezalianse którymi rządził się świąt magii.
Z wyraźnym zainteresowaniem rozejrzała się po mieszkaniu Ursuli; niewielkie, jednak niezwykle przytulne i na pewno mniej zagracone niż jej mini kawalerka, w której na małej powierzchni musiała zmieścić wiele więcej rzeczy. Tu panowała ład i porządek, u niej chaos i rozgardiasz i chociaż odnajdywała się w nim doskonale, to widok mieszkania przyjaciółki napawał ją pewnego rodzaju spokojem.
- Może być herbata - odpowiedziała, zdejmując płaszcz, który odwiesiła na stojący przy drzwiach wieszak, wchodząc w głąb pomieszczenia, kiedy Ursula ustawiła potrzebne przyrządy na wolnej przestrzeni. Niebieskie tęczówki przemknęły po nich - Potrzebujemy jeszcze moździerza, deski i ostrego noża - powiedziała, ustawiając kociołek, tak by stał stabilnie, a następnie przy pomocy odpowiedniego zaklęcia rozpaliła pod nim ogień. Po czym zajęła się obrabianiem składników - Wiesz, że wciąż uważam, że ten eliksir to nie jest najlepsze z rozwiązań? - zapytała, patrząc wymownie na blondynkę,jakby trochę karcąco.
Z uwagą przyglądała się odzianym w czerń postaciom, które na myśl przywoływały ciemną masę nie różniącą się od siebie niczym. Pytające spojrzenie utkwiła w Ursuli, pewna, że ta wie więcej na temat tego, co działo się w mieście. Zanim jednak z ust blondyni padła odpowiedź, skręciły w jedną z bocznych uliczek kierując swoje kroki do jednej z liczyć pamięci wyrastających po obu stronach drogi. Wspięły się po schodach, których co drugi stopień wydawał z siebie skrzypienie, manifestując w ten sposób swój wiek. Chociaż kamienica wydawała się być zadbana, to ciężko było ukryć jej wiek, była zwyczajnie stara, na co wskazywały nie tylko schody, drewniane okna przez które chłód wnikał do środka, ale również charakterystyczny zapach unoszący się w powietrzu i choć nie przeszkadzał on Jose, to wywoływał dziwne uczucie. Choć to mogło być również spowodowane tym, że nagle znalazła się w nieznanym dla siebie miejscu.
- Jarlem? Zgony? - pojedyncze słowa zakończone znakiem zapytania budziły w blondynce coraz większy niepokój. Na gładkim czole pojawiła się delikatna zmarszczka naruszając jego strukturę. Nie miała pojęcia o czym mówiła koleżanka, ten świat w którym żyła ona dla Znachorki wciąż był nieco obcy, dlatego nie miała pojęcia co dokładnie się w nim dzieje. Czy nie powinna się bardziej tym interesować? Tylko po co? Nie dla niej stworzone były te wszystkie mezalianse którymi rządził się świąt magii.
Z wyraźnym zainteresowaniem rozejrzała się po mieszkaniu Ursuli; niewielkie, jednak niezwykle przytulne i na pewno mniej zagracone niż jej mini kawalerka, w której na małej powierzchni musiała zmieścić wiele więcej rzeczy. Tu panowała ład i porządek, u niej chaos i rozgardiasz i chociaż odnajdywała się w nim doskonale, to widok mieszkania przyjaciółki napawał ją pewnego rodzaju spokojem.
- Może być herbata - odpowiedziała, zdejmując płaszcz, który odwiesiła na stojący przy drzwiach wieszak, wchodząc w głąb pomieszczenia, kiedy Ursula ustawiła potrzebne przyrządy na wolnej przestrzeni. Niebieskie tęczówki przemknęły po nich - Potrzebujemy jeszcze moździerza, deski i ostrego noża - powiedziała, ustawiając kociołek, tak by stał stabilnie, a następnie przy pomocy odpowiedniego zaklęcia rozpaliła pod nim ogień. Po czym zajęła się obrabianiem składników - Wiesz, że wciąż uważam, że ten eliksir to nie jest najlepsze z rozwiązań? - zapytała, patrząc wymownie na blondynkę,jakby trochę karcąco.
Ursula Frisk
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:20
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Zdziwiłam się, że dziewczyna niczego nie wie o sytuacji w Midgardzie. Jestem świadoma, że może trochę nie nadąża za wydarzeniami w mieście i trzyma się na uboczu, ale i tak mocno mnie to zaskoczyło.
- Oh..? To ty nic nie wiesz? - Wytrzeszczyłam oczy na słowa blondynki. - Nie wiadomo, o co dokładnie chodzi, ale mamy trudną sytuację w Midgardzie. Grasuje tutaj zabójca albo raczej zabójcy. Ginie masa osób, a jedną z ofiar jest jarl Nørgaard, a dzisiaj jest jego pochówek. Jestem pewna, że ślepcy maczali w tym palce - tylko oni byliby zdolni do takiej rzezi. - Westchnęłam, tłumacząc sytuację Jose. Pomimo tego, że Krucza Straż na razie nie jest w stanie nic udowodnić ślepcom, to ja i tak wydałam swój własny osąd. Zresztą sama wiem, że są oni nadwyraz niestabilni i wystarczy im byle iskierka, żeby rozpętać chaos. - Najgorsze jest to, że widziałam się z jarlem. Dwa tygodnie przed morderstwem zaprosił mnie do swojego gabinetu. Wręczył mi to - Wyjęłam z szuflady przy sofie słoiczek z rośliną. - Wiem tylko, że są to Paliczki Idunn i że są w stanie zastąpić, każdy składnik eliksiru - Po prezentacji słoiczka z powrotem schowałam go do szuflady etażerki. - Myślisz, że chciał może przekazać mi jakąś wiadomość? - Spytałam się dziewczynę z powagą w oczach. To było jedno z pytań, które nawiedzało moją głowę podczas bezsennych nocy.
Wstawiłam na gaz czajnik z wodą, a następnie do czystego kubka wsypałam trochę czarnej herbaty. Odłożyłam go na blat, a następnie zabrałam deskę i ostry nóż z jednej z szuflad i położyłam obok kominka. Szybkim krokiem poszłam do sypialni, skąd zabrałam moździerz i położyłam go obok reszty przedmiotów. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku.
- Aktualnie nie mam wyboru. Po prostu chcę się wreszcie wyspać. Obiecuję, że nie będę przesadzać z eliksirem. - Wykręciłam oczami na spojrzenie blondynki. W międzyczasie woda zdążyła się zagotować. Nalałam wrzątku do wcześniej przygotowanego kubka, a następnie postawiłam go na etażerce przy kociołku, żeby Jose mogła swobodnie po niego sięgać podczas warzenia mikstury. - Dobra, to co mam robić? - Spytałam się, gotowa do pracy, choć moje wory pod oczami z pewnością tego nie pokazywały.
- Oh..? To ty nic nie wiesz? - Wytrzeszczyłam oczy na słowa blondynki. - Nie wiadomo, o co dokładnie chodzi, ale mamy trudną sytuację w Midgardzie. Grasuje tutaj zabójca albo raczej zabójcy. Ginie masa osób, a jedną z ofiar jest jarl Nørgaard, a dzisiaj jest jego pochówek. Jestem pewna, że ślepcy maczali w tym palce - tylko oni byliby zdolni do takiej rzezi. - Westchnęłam, tłumacząc sytuację Jose. Pomimo tego, że Krucza Straż na razie nie jest w stanie nic udowodnić ślepcom, to ja i tak wydałam swój własny osąd. Zresztą sama wiem, że są oni nadwyraz niestabilni i wystarczy im byle iskierka, żeby rozpętać chaos. - Najgorsze jest to, że widziałam się z jarlem. Dwa tygodnie przed morderstwem zaprosił mnie do swojego gabinetu. Wręczył mi to - Wyjęłam z szuflady przy sofie słoiczek z rośliną. - Wiem tylko, że są to Paliczki Idunn i że są w stanie zastąpić, każdy składnik eliksiru - Po prezentacji słoiczka z powrotem schowałam go do szuflady etażerki. - Myślisz, że chciał może przekazać mi jakąś wiadomość? - Spytałam się dziewczynę z powagą w oczach. To było jedno z pytań, które nawiedzało moją głowę podczas bezsennych nocy.
Wstawiłam na gaz czajnik z wodą, a następnie do czystego kubka wsypałam trochę czarnej herbaty. Odłożyłam go na blat, a następnie zabrałam deskę i ostry nóż z jednej z szuflad i położyłam obok kominka. Szybkim krokiem poszłam do sypialni, skąd zabrałam moździerz i położyłam go obok reszty przedmiotów. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku.
- Aktualnie nie mam wyboru. Po prostu chcę się wreszcie wyspać. Obiecuję, że nie będę przesadzać z eliksirem. - Wykręciłam oczami na spojrzenie blondynki. W międzyczasie woda zdążyła się zagotować. Nalałam wrzątku do wcześniej przygotowanego kubka, a następnie postawiłam go na etażerce przy kociołku, żeby Jose mogła swobodnie po niego sięgać podczas warzenia mikstury. - Dobra, to co mam robić? - Spytałam się, gotowa do pracy, choć moje wory pod oczami z pewnością tego nie pokazywały.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:20
Oczywiście Jose była świadoma pogłosek, które rozbrzmiewały między ulicami miasta, niesione wiatrem docierały na coraz odleglejsze tereny, wzbudzając nastroje pełne niepokoju, jednak dla niej były to jedynie plotki; tym rzadko dawała wiarę, swoją wiedzę wolała opierać na faktach, a te mówiły jedynie o śmierci - jedynej pewnej rzeczy w życiu każdego człowieka. Z tego powodu wolała nie wyciągać pochopnych wniosków, oskarżanie kogokolwiek bez dowodów mogło wywołać lawinę zdarzeń, rzutujących na rzeczywistość całkowicie ją zmieniając.
Słysząc jak Ursula obarcza winą ślepców skrzywiła się nieznacznie.
- Myślę, że nie powinnaś od razu wskazywać winnego, nawet Krucza Straż wstrzymuje się z wydaniem jednoznacznej odpowiedzi, co do tego kto odpowiedzialny jest za te wszystkie… zdarzenia - oznajmiła, ostatnie słowo dobierając bardzo ostrożnie. Natura blondynki nie pozwoliła jednoznacznie określić tego, co się działo - część ze śmieci, które miały miejsce naprawdę mogły być zwykłym wypadkiem niemającym nic wspólnego z przepowiedniami wyroczni, a te aktualnie milczały.
Jeśli chodziło o stosunek Jose do ślepców, to w gruncie rzeczy nie traktowała ich jako zło konieczne - tak postrzegali ich jedynie głupcy. Zagubione duszę, które przerosła własna ambicja, chcieli czegoś więcej i musieli zapłacić za to wysoką cenę, o dziwo rozumiała to. Jej sytuacja była podobna - córka Znachorki, która chce zajść wyżej - wielu traktowało to wręcz jak obelgę. Niektórzy byli zbyt zaślepieni, by dostrzec że natura, jak i bogowie domagają się tego by w świecie istniała równowaga; jej zachwianie wywoływało wiele niepożądanych następstw, a nie ze wszystkimi mogli poradzić sobie zwykli galdrowie.
Informacja o spotkaniu oraz prezencie wywołała u dziewczyny zaskoczenie, na kilka sekund przerwała swoją pracę, by powrócić do niej z jeszcze większym zaangażowaniem w milczeniu. To trwało dłuższą chwilę, która pozwoliła na zebranie myśli.
- Może to też nie mieć żadnego związku, człowiek nie jest przecież w stanie przewidzieć kiedy umrze… Chyba, że jarl miał coś na sumieniu - odpowiedziała w końcu, chociaż wciąż brzmiała tak, jakby wyzbywała się tego, by coś sugerować. Wypowiedzi Nansen brzmiały dyplomatycznie, właśnie tego uczyła ją matka zanim dziewczyna trafiła do Midgardu - miej własne zdanie, ale nie sugeruj niczego innym, jedynie dawaj wybór. Było to nie tylko ostrożne zachowanie, ale w wielu przypadkach niezwykle mądre.
- Nie jest tak, że ci nie ufam - wyznała przyjaciółce - Po prostu nie raz widziałam skutki zażywania tego eliksiru, uważaj. Tylko o to cię proszę - obdarzyła ją łagodnym uśmiechem - A teraz bierzmy się do pracy - oznajmiła, instruując Ursule, co należy zrobić z poszczególnymi składnikami, kiedy ta poświęciła jeszcze chwilę swojej uwagi, by zaparzyć herbatę.
- Jeśli chodzi o samo warzenie, musisz zacząć od składników które gotują się najdłużej, wydobycie z nich esencji zajmuje więcej czasu. Nie można rzucić łodyg a zaraz potem płatków, bo te drugie szybko ulegną zniszczeniu, rozumiesz? - zapytała, dopuszczając Ulę do kociołka, bo to ona miała uwarzyć eliksiry, a Jose jedynie tego doglądać.
Słysząc jak Ursula obarcza winą ślepców skrzywiła się nieznacznie.
- Myślę, że nie powinnaś od razu wskazywać winnego, nawet Krucza Straż wstrzymuje się z wydaniem jednoznacznej odpowiedzi, co do tego kto odpowiedzialny jest za te wszystkie… zdarzenia - oznajmiła, ostatnie słowo dobierając bardzo ostrożnie. Natura blondynki nie pozwoliła jednoznacznie określić tego, co się działo - część ze śmieci, które miały miejsce naprawdę mogły być zwykłym wypadkiem niemającym nic wspólnego z przepowiedniami wyroczni, a te aktualnie milczały.
Jeśli chodziło o stosunek Jose do ślepców, to w gruncie rzeczy nie traktowała ich jako zło konieczne - tak postrzegali ich jedynie głupcy. Zagubione duszę, które przerosła własna ambicja, chcieli czegoś więcej i musieli zapłacić za to wysoką cenę, o dziwo rozumiała to. Jej sytuacja była podobna - córka Znachorki, która chce zajść wyżej - wielu traktowało to wręcz jak obelgę. Niektórzy byli zbyt zaślepieni, by dostrzec że natura, jak i bogowie domagają się tego by w świecie istniała równowaga; jej zachwianie wywoływało wiele niepożądanych następstw, a nie ze wszystkimi mogli poradzić sobie zwykli galdrowie.
Informacja o spotkaniu oraz prezencie wywołała u dziewczyny zaskoczenie, na kilka sekund przerwała swoją pracę, by powrócić do niej z jeszcze większym zaangażowaniem w milczeniu. To trwało dłuższą chwilę, która pozwoliła na zebranie myśli.
- Może to też nie mieć żadnego związku, człowiek nie jest przecież w stanie przewidzieć kiedy umrze… Chyba, że jarl miał coś na sumieniu - odpowiedziała w końcu, chociaż wciąż brzmiała tak, jakby wyzbywała się tego, by coś sugerować. Wypowiedzi Nansen brzmiały dyplomatycznie, właśnie tego uczyła ją matka zanim dziewczyna trafiła do Midgardu - miej własne zdanie, ale nie sugeruj niczego innym, jedynie dawaj wybór. Było to nie tylko ostrożne zachowanie, ale w wielu przypadkach niezwykle mądre.
- Nie jest tak, że ci nie ufam - wyznała przyjaciółce - Po prostu nie raz widziałam skutki zażywania tego eliksiru, uważaj. Tylko o to cię proszę - obdarzyła ją łagodnym uśmiechem - A teraz bierzmy się do pracy - oznajmiła, instruując Ursule, co należy zrobić z poszczególnymi składnikami, kiedy ta poświęciła jeszcze chwilę swojej uwagi, by zaparzyć herbatę.
- Jeśli chodzi o samo warzenie, musisz zacząć od składników które gotują się najdłużej, wydobycie z nich esencji zajmuje więcej czasu. Nie można rzucić łodyg a zaraz potem płatków, bo te drugie szybko ulegną zniszczeniu, rozumiesz? - zapytała, dopuszczając Ulę do kociołka, bo to ona miała uwarzyć eliksiry, a Jose jedynie tego doglądać.
Ursula Frisk
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:20
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Zachowanie jarla było co najmniej podejrzane. Nie znam jego intencji i zapewne nigdy nie dowiem się, czemu akurat mi dał ten słoiczek. Może spotkanie z medium rozwiałoby wątpliwości? Chociaż z drugiej strony może powinnam to zostawić i zdać się na fatum? Oprócz tego zastanawiałam się, czy nie zgłosić tej sprawy do Kruczej Straży. Nie chciałabym, żeby sami wpadli na mój trop. Wyszłoby to mocno podejrzanie, szczególnie przez plotki za czasów akademii, a może moje zeznanie dałoby jakiś trop w śledztwie?
- Ugh, to wszystko jest takie popaprane. Po prostu chciałam w spokoju zacząć naukę w tym cholernym Instytucie... Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego cało, a ten obłęd skończy się równie szybko, jak zaczął - Westchnęłam ciężko, zbaczając z tematu rozmów o ślepcach. Dyskusja na ich temat wydawała mi się po prostu niepotrzebna, a nie chciałam, żeby wynikła z niej jakaś grubsza wymiana zdań. - Pewnie masz rację i to wszystko to zbieg okoliczności, ale nadal o tym myślę z tyłu głowy. Czas pokaże... - Uśmiechnęłam się niepewnie na zakończenie tematu o morderstwach i jarlu. Po prostu musimy na siebie teraz uważać. Nastały mroczne czasy, a Ragnarök wydaje się być bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
- A Ty? Zaaklimatyzowałaś się już w tej mieścinie? - Spytałam z ciekawością. Midgard czasami potrafi przytłoczyć przybyszów, których z roku na rok jest coraz więcej. Od dziewiętnastu lat jestem świadkiem prężnego rozwoju miasta. Nauczyło mnie ono wiele rzeczy, na pewno więcej niż byłby w stanie nauczyć mnie Sztokholm. Sama multikulturowość tego miejsca, bo pomimo że wszyscy pochodzimy ze Skandynawii, to i tak mamy trochę inne obyczaje, otworzyła mi oczy na pewne kwestie. Stolica Szwecji z pewnością by nie zapewniła mi tak dobrego rozwoju jak Midgard.
Zajęłam miejsce przy kociołku i uważnie słuchałam krótkiego wykładu Jose. Złapałam za gałązkę mierznicy czarnej - To najpierw łodyga, a potem płatki - Powiedziałam do siebie, jakby wyznaczając sobie drogę działania i do wywaru dodałam obrobione wcześniej ziele, lecz bez płatków, jak ostrzegała mnie dziewczyna. Spojrzałam jeszcze na schemat działania w starym podręczniku. - ...gotować przez 2 minuty, a potem dodać sok mleczny z dwóch porcji maku lekarskiego..? - Spojrzałam pytająco na blondynkę, czekając na zgodę i ewentualne uwagi. W akademii raczej nie skupiałam się na alchemii, przez co teraz tego żałuję. Na szczęście mam przy sobie Jose, która zna się na rzeczy i mogę na niej polegać. Swojska wiedza znachorki z pewnością jest większa niż krótka receptura ze starego pergaminu. Dzisiejszy dzień z pewnością przyniesie mi nowych, przydatnych umiejętności. Zastanawiałam się tylko, jak będę mogła odwdzięczyć się Norweżce za pomoc.
- Ugh, to wszystko jest takie popaprane. Po prostu chciałam w spokoju zacząć naukę w tym cholernym Instytucie... Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego cało, a ten obłęd skończy się równie szybko, jak zaczął - Westchnęłam ciężko, zbaczając z tematu rozmów o ślepcach. Dyskusja na ich temat wydawała mi się po prostu niepotrzebna, a nie chciałam, żeby wynikła z niej jakaś grubsza wymiana zdań. - Pewnie masz rację i to wszystko to zbieg okoliczności, ale nadal o tym myślę z tyłu głowy. Czas pokaże... - Uśmiechnęłam się niepewnie na zakończenie tematu o morderstwach i jarlu. Po prostu musimy na siebie teraz uważać. Nastały mroczne czasy, a Ragnarök wydaje się być bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
- A Ty? Zaaklimatyzowałaś się już w tej mieścinie? - Spytałam z ciekawością. Midgard czasami potrafi przytłoczyć przybyszów, których z roku na rok jest coraz więcej. Od dziewiętnastu lat jestem świadkiem prężnego rozwoju miasta. Nauczyło mnie ono wiele rzeczy, na pewno więcej niż byłby w stanie nauczyć mnie Sztokholm. Sama multikulturowość tego miejsca, bo pomimo że wszyscy pochodzimy ze Skandynawii, to i tak mamy trochę inne obyczaje, otworzyła mi oczy na pewne kwestie. Stolica Szwecji z pewnością by nie zapewniła mi tak dobrego rozwoju jak Midgard.
Zajęłam miejsce przy kociołku i uważnie słuchałam krótkiego wykładu Jose. Złapałam za gałązkę mierznicy czarnej - To najpierw łodyga, a potem płatki - Powiedziałam do siebie, jakby wyznaczając sobie drogę działania i do wywaru dodałam obrobione wcześniej ziele, lecz bez płatków, jak ostrzegała mnie dziewczyna. Spojrzałam jeszcze na schemat działania w starym podręczniku. - ...gotować przez 2 minuty, a potem dodać sok mleczny z dwóch porcji maku lekarskiego..? - Spojrzałam pytająco na blondynkę, czekając na zgodę i ewentualne uwagi. W akademii raczej nie skupiałam się na alchemii, przez co teraz tego żałuję. Na szczęście mam przy sobie Jose, która zna się na rzeczy i mogę na niej polegać. Swojska wiedza znachorki z pewnością jest większa niż krótka receptura ze starego pergaminu. Dzisiejszy dzień z pewnością przyniesie mi nowych, przydatnych umiejętności. Zastanawiałam się tylko, jak będę mogła odwdzięczyć się Norweżce za pomoc.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:21
Rzeczywiście zachowanie jarla było dziwne, jednak jeśli Ursula wtedy nie zapytała dlaczego to właśnie ona ma stać się posiadaczką owego słoiczka - teraz ciężko będzie się tego dowiedzieć. Oczywiście dziewczyna mogła szukać pomocy, jednak w odczuciu Jose powinna poprosić o nią osoby, którym ufa, by przypadkiem nie ściągnąć na siebie niepotrzebnego zainteresowania osób, które mogły być nawet pośrednio odpowiedzialne za śmierć mężczyzny.
- Nadzieję zawsze warto mieć - oznajmiła, chociaż w tym przypadku nie sądziła, że to wszystko będzie takie proste - gdyby tak było, to Krucza Straż na pewno znalazłaby już winnego lub winnych. Jose miała złe przeczucia, jednak nie zamierzała dzielić się nimi z przyjaciółką, która już teraz wydawała się być strzępkiem nerwów i zapewne z tego też powodu gorzej sypiała. Świat zmierzał w nieodpowiednim kierunku już od dawna, z czego bogowie na pewno nie byli zadowoleni, chociaż wcześniej tego nie okazywali, może ktoś w końcu przekroczył ostatnią z granic? Pytanie to rozbrzmiewało w umyśle blondynki wypełniając każdy atom drobnego ciało, które lekko zadrżało. Ragnarök pomyślała, nie zdając sobie sprawy, że Frisk myśli bardzo podobnie. Czasem lepiej było, jeśli pewne rzeczy pozostawały niewypowiedziane.
Uśmiechem skomentowała ostatnie słowa przyjaciółki nawiązujące do śmierci jarla, nie wiedząc w jaki sposób ją pocieszyć, bo widać było po niej, jak bardzo ciąży jej ta sprawa. Zmiana tematu sprawiało, że ciężka atmosfera, która do tej pory utrzymywała się w powietrzu została rozwija, co Jo przyjęła z wyraźną ulgą malującą się w niebieskich tęczówkach.
- Teoretycznie tak, jednak w praktyce czasem czuje się wręcz osaczona - przyznała otwarcie, niezwykła mijać się z prawdą, która często widoczna była w jej zachowaniu, kiedy to co jakiś czas znikała, uciekając od zgiełku miasta. - Mieszkanie na wyspie, gdzie jest zaledwie kilka domostw a człowieka otacza natura jest zgoła odmienne od zamykania się w czterech ścianach - dodała, czując pewnego rodzaju wstręt do tego, że musiała w taki sposób funkcjonować. Wciąż zamykać się w ścianach budynków czy to tych należących do instytutu czy wynajmowanej kawalerki, dusiła się, jednak wiedziała, że jest to poniekąd cena, którą musi zapłacić, by zdobyć wyższe wykształcenie - dla wielu Znachorek nieosiągalne. W zasadzie była pierwszą w rodzinie, która chciała czegoś więcej. To spotkało się z krytyką nie tylko jej matki, ale również mieszkańców Hinnøyi, ci chcieli zatrzymać ją na miejscu.
- Tobie jest pewnie znacznie łatwiej nie? - zapytała, unosząc prawą brew ku górze - Mieszkasz tu od zawsze - oznajmiła, chociaż skłamałaby mówiąc, że zazdrościła tego Ursuli. Sama nie wyobrażała sobie swojego dzieciństwa w takim miejscu, nawet jeśli dawało znacznie więcej możliwości.
- Tak - odpowiedziała, automatycznie kiwając głową, jak miała w zwyczaju robić to jej matka, kiedy ją szkoliła. Josefine nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele nawyków rodzicielki przejęła.
- Gdy dodasz sok, lekko zamieszaj wywar żeby lepiej go w nim rozprowadzić - rzuciła uwagą, o której nie było mowy w książce. Do pewnych rzeczy dochodziła sama, dlatego jej podręcznik od alchemii był pełen odręcznych zapisków, które ułatwiały otrzymanie wręcz idealnego eliksiru już przy pierwszym podejściu.
- Nadzieję zawsze warto mieć - oznajmiła, chociaż w tym przypadku nie sądziła, że to wszystko będzie takie proste - gdyby tak było, to Krucza Straż na pewno znalazłaby już winnego lub winnych. Jose miała złe przeczucia, jednak nie zamierzała dzielić się nimi z przyjaciółką, która już teraz wydawała się być strzępkiem nerwów i zapewne z tego też powodu gorzej sypiała. Świat zmierzał w nieodpowiednim kierunku już od dawna, z czego bogowie na pewno nie byli zadowoleni, chociaż wcześniej tego nie okazywali, może ktoś w końcu przekroczył ostatnią z granic? Pytanie to rozbrzmiewało w umyśle blondynki wypełniając każdy atom drobnego ciało, które lekko zadrżało. Ragnarök pomyślała, nie zdając sobie sprawy, że Frisk myśli bardzo podobnie. Czasem lepiej było, jeśli pewne rzeczy pozostawały niewypowiedziane.
Uśmiechem skomentowała ostatnie słowa przyjaciółki nawiązujące do śmierci jarla, nie wiedząc w jaki sposób ją pocieszyć, bo widać było po niej, jak bardzo ciąży jej ta sprawa. Zmiana tematu sprawiało, że ciężka atmosfera, która do tej pory utrzymywała się w powietrzu została rozwija, co Jo przyjęła z wyraźną ulgą malującą się w niebieskich tęczówkach.
- Teoretycznie tak, jednak w praktyce czasem czuje się wręcz osaczona - przyznała otwarcie, niezwykła mijać się z prawdą, która często widoczna była w jej zachowaniu, kiedy to co jakiś czas znikała, uciekając od zgiełku miasta. - Mieszkanie na wyspie, gdzie jest zaledwie kilka domostw a człowieka otacza natura jest zgoła odmienne od zamykania się w czterech ścianach - dodała, czując pewnego rodzaju wstręt do tego, że musiała w taki sposób funkcjonować. Wciąż zamykać się w ścianach budynków czy to tych należących do instytutu czy wynajmowanej kawalerki, dusiła się, jednak wiedziała, że jest to poniekąd cena, którą musi zapłacić, by zdobyć wyższe wykształcenie - dla wielu Znachorek nieosiągalne. W zasadzie była pierwszą w rodzinie, która chciała czegoś więcej. To spotkało się z krytyką nie tylko jej matki, ale również mieszkańców Hinnøyi, ci chcieli zatrzymać ją na miejscu.
- Tobie jest pewnie znacznie łatwiej nie? - zapytała, unosząc prawą brew ku górze - Mieszkasz tu od zawsze - oznajmiła, chociaż skłamałaby mówiąc, że zazdrościła tego Ursuli. Sama nie wyobrażała sobie swojego dzieciństwa w takim miejscu, nawet jeśli dawało znacznie więcej możliwości.
- Tak - odpowiedziała, automatycznie kiwając głową, jak miała w zwyczaju robić to jej matka, kiedy ją szkoliła. Josefine nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele nawyków rodzicielki przejęła.
- Gdy dodasz sok, lekko zamieszaj wywar żeby lepiej go w nim rozprowadzić - rzuciła uwagą, o której nie było mowy w książce. Do pewnych rzeczy dochodziła sama, dlatego jej podręcznik od alchemii był pełen odręcznych zapisków, które ułatwiały otrzymanie wręcz idealnego eliksiru już przy pierwszym podejściu.
Ursula Frisk
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:21
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Żyję w Midgardzie od zawsze, więc trudno nawet wyobrazić mi sobie życie na wyspie. W mieście mam dostęp do wszystkich produktów, sklepów i opieki zdrowotnej. Na odludziu pewnie każdy musi sam sobie zapewnić te rzeczy, a pieniądze nie grają tak dużej roli jak tutaj. Pomiędzy murami brak śpiewu ptaków, czy rechotania żab przy jeziorze. Jednak słychać, co raz skrzeczące wrony i szczekanie bezdomnych psów przechadzających się po zimnych ulicach. Muszę przyznać, że miasto to moja strefa komfortu, miałabym problem z odnalezieniem się w rodzinnych stronach Jose, tak jak ona ma trudność z zaaklimatyzowaniem się w moich. Może i Midgard jest dla niej klitką i jest to dla mnie w pełni zrozumiałe. Brak otwartej przestrzeni i brak natury dla znachorki może być naprawdę przytłaczające. Szczególnie jak miała z nią kontakt od dzieciństwa.
- No jest mi łatwiej i bardzo wygodnie - Kiwnęłam głową na słowa Jose. Sama lokalizacja mojego mieszkania, czy domu rodzinnego sprawiała, że nie miałam dużych problemów z produktami pierwszej potrzeby. - Chociaż jak przyznaję się do tego przy znachorce, to czuję się jak ofiara urbanizacji - Zaśmiałam się, trochę nerwowo. Zawsze mnie zastanawiało, jak ludzie z takich wiosek postrzegali mieszczuchów? Pewnie mieli jakieś stereotypy, tak samo jak my mamy o nich, ale moje są bynajmniej negatywne. Może osoby ze wsi wydają się biedniejsze, ale... w głowie mam obraz szczęśliwych rodzin, gdzie w drewnianym domku córka pomaga matce przy przygotowaniu obiadu, a ojciec uczy syna jak rąbać drewno. Może jest to wyidealizowane i wręcz kontrastowe do mojego domu, ale to pierwsze przychodzi mi do głowy. Moja matka raczej nie gotowała, a ojciec rzadko coś majsterkował w domu. W sumie nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy robiliśmy coś razem. Jak rodzina.
- Tęsknisz za ludźmi z wyspy..? - Spytałam trochę cicho. - Pewnie mocno różnią się od ludzi z miasta, a do tego w pewnym sensie jesteś z nimi związana - To już nie było pytanie, tylko oczywista prawda. Zazdrościłam tego dziewczynie, domu, w którym ktoś na nią czeka, tęskni.
- Och, dobrze jest mieć Cię przy sobie w takich momentach... - Uśmiechnęłam się na dodatkową uwagę blondynki. Jej umiejętności są niezawodne. Zgaduję, że do takich eliksirów nie potrzebuje nawet receptury. Zgodnie z zaleceniem, po dolaniu soku mlecznego z maku lekarskiego, zamieszałam cały wywar, który zgodnie z recepturą zaczął powoli zmieniać kolor. Spojrzałam ponownie na podręcznik:
- ...po zmianie barwy, odczekaj następne dwie minuty i dodaj owoc borówki czarnej...? - Znowu spojrzałam się pytająco na Jose, jakby czekając na jej następną podpowiedź. Może teraz też ma coś w zanadrzu i zaskoczy mnie swoją wiedzą.
- No jest mi łatwiej i bardzo wygodnie - Kiwnęłam głową na słowa Jose. Sama lokalizacja mojego mieszkania, czy domu rodzinnego sprawiała, że nie miałam dużych problemów z produktami pierwszej potrzeby. - Chociaż jak przyznaję się do tego przy znachorce, to czuję się jak ofiara urbanizacji - Zaśmiałam się, trochę nerwowo. Zawsze mnie zastanawiało, jak ludzie z takich wiosek postrzegali mieszczuchów? Pewnie mieli jakieś stereotypy, tak samo jak my mamy o nich, ale moje są bynajmniej negatywne. Może osoby ze wsi wydają się biedniejsze, ale... w głowie mam obraz szczęśliwych rodzin, gdzie w drewnianym domku córka pomaga matce przy przygotowaniu obiadu, a ojciec uczy syna jak rąbać drewno. Może jest to wyidealizowane i wręcz kontrastowe do mojego domu, ale to pierwsze przychodzi mi do głowy. Moja matka raczej nie gotowała, a ojciec rzadko coś majsterkował w domu. W sumie nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy robiliśmy coś razem. Jak rodzina.
- Tęsknisz za ludźmi z wyspy..? - Spytałam trochę cicho. - Pewnie mocno różnią się od ludzi z miasta, a do tego w pewnym sensie jesteś z nimi związana - To już nie było pytanie, tylko oczywista prawda. Zazdrościłam tego dziewczynie, domu, w którym ktoś na nią czeka, tęskni.
- Och, dobrze jest mieć Cię przy sobie w takich momentach... - Uśmiechnęłam się na dodatkową uwagę blondynki. Jej umiejętności są niezawodne. Zgaduję, że do takich eliksirów nie potrzebuje nawet receptury. Zgodnie z zaleceniem, po dolaniu soku mlecznego z maku lekarskiego, zamieszałam cały wywar, który zgodnie z recepturą zaczął powoli zmieniać kolor. Spojrzałam ponownie na podręcznik:
- ...po zmianie barwy, odczekaj następne dwie minuty i dodaj owoc borówki czarnej...? - Znowu spojrzałam się pytająco na Jose, jakby czekając na jej następną podpowiedź. Może teraz też ma coś w zanadrzu i zaskoczy mnie swoją wiedzą.
Mistrz Gry
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:21
The member 'Ursula Frisk' has done the following action : kości
'k100' : 85
'k100' : 85
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:22
Ursula miała rację - miasto oferowało wiele rzeczy, o której w niewielkiej mieścinie na wyspie było ciężko, jednak jeśli człowiek przyzwyczai się do życia w pewnych warunkach, to przestaje zauważać, że czegoś brakuje. Było to naturalne, człowiek niczym zwierzę potrafił przystosować jeśli nie miał innego wyboru. Jednym zajmowało to mniej, drugim więcej czasu, lecz było nieuniknione jeśli chciało się przeżyć.
- Spokojnie, też lubię ułatwiać sobie życie - przyznała ze śmiechem, chociaż w jej zawodzie czasem się po prostu nie dało. Wielokrotnie przekonała się o tym, kiedy próbując być "mądrzejsza" nie dostosowała się do rad matki - nie raz zebrała za to cięgi. W dodatku po jednej z takich prób "obejścia" pozostała jej pamiątka w postaci blizny na lewym nadgarstku.
Być może było tak, jak blondynka myślała - ludzie z małych mieścin podchodzili do miastowych z rezerwą, krążyły wśród nich plotki i stereotypowe przekonania, jednak w przypadku Hinnøy wyspiarze bardziej obawiali się obcych niż mieszkańców Midgardu. Bardzo cenili sobie swój spokój oraz prywatność i w podobnym duchu została wychowana Josefine, lecz jej skłonności do ulegania impulsom czasem sprzeciwiają się temu.
- Tak, bo to w końcu ludzie których znam od zawsze. Wiem dokładnie kto gdzie mieszka, znam ich zwyczaje i przyzwyczajenia, wiem czego mogę się po nich spodziewać, a to sprawia, że czuję się przy nich bezpiecznie - odpowiedziała, w Midgardzie czasem tego poczucia bezpieczeństwa jej brakowało, a teraz jeszcze ta informacja o zabójstwach.
- Jeśli chodzi o różnice, to nie są duże, ludzie z wyspy są na pewno prościejszy, a przy tym przemawia przez nich szczerość - oznajmiła, bo tu wielokrotnie spotkała się z obłudą. Ludzie kłamali i byli egoistami. Czegoś takiego doświadczyła dopiero tu, dlatego początkowo ciężko było się jej z tym pogodzić, na szczęście wśród nich byli ludzie tacy jak Ursula, którzy zasługiwali na zaufanie.
- A ty, byłaś kiedyś na takiej wyspie? - zapytała wyraźnie zaciekawiona, czy pytania i twierdzenia Frisk motywowane są jedynie jej wyobrażeniami o takim miejscu jak Hinnøya, czy może kryje się za tym pewnego rodzaju doświadczenie.
- To lepiej zapamiętaj moje gdyby jednak kiedyś nie było mnie obok - powiedziała niczym rasowa nauczycielka grożąc Ursuli palcem, choć na różowych ustach blondynki błąkał się uśmiech pełen rozbawienia.
- Dokładnie, po zagotowaniu i dodaniu ostatniego składnika musi mieć kolor nocnego nieba, wtedy wiemy, że wywar jest gotowy, ale już teraz widzę, że będzie udany - oznajmiła, zaglądając do parującego kociołka.
- Spokojnie, też lubię ułatwiać sobie życie - przyznała ze śmiechem, chociaż w jej zawodzie czasem się po prostu nie dało. Wielokrotnie przekonała się o tym, kiedy próbując być "mądrzejsza" nie dostosowała się do rad matki - nie raz zebrała za to cięgi. W dodatku po jednej z takich prób "obejścia" pozostała jej pamiątka w postaci blizny na lewym nadgarstku.
Być może było tak, jak blondynka myślała - ludzie z małych mieścin podchodzili do miastowych z rezerwą, krążyły wśród nich plotki i stereotypowe przekonania, jednak w przypadku Hinnøy wyspiarze bardziej obawiali się obcych niż mieszkańców Midgardu. Bardzo cenili sobie swój spokój oraz prywatność i w podobnym duchu została wychowana Josefine, lecz jej skłonności do ulegania impulsom czasem sprzeciwiają się temu.
- Tak, bo to w końcu ludzie których znam od zawsze. Wiem dokładnie kto gdzie mieszka, znam ich zwyczaje i przyzwyczajenia, wiem czego mogę się po nich spodziewać, a to sprawia, że czuję się przy nich bezpiecznie - odpowiedziała, w Midgardzie czasem tego poczucia bezpieczeństwa jej brakowało, a teraz jeszcze ta informacja o zabójstwach.
- Jeśli chodzi o różnice, to nie są duże, ludzie z wyspy są na pewno prościejszy, a przy tym przemawia przez nich szczerość - oznajmiła, bo tu wielokrotnie spotkała się z obłudą. Ludzie kłamali i byli egoistami. Czegoś takiego doświadczyła dopiero tu, dlatego początkowo ciężko było się jej z tym pogodzić, na szczęście wśród nich byli ludzie tacy jak Ursula, którzy zasługiwali na zaufanie.
- A ty, byłaś kiedyś na takiej wyspie? - zapytała wyraźnie zaciekawiona, czy pytania i twierdzenia Frisk motywowane są jedynie jej wyobrażeniami o takim miejscu jak Hinnøya, czy może kryje się za tym pewnego rodzaju doświadczenie.
- To lepiej zapamiętaj moje gdyby jednak kiedyś nie było mnie obok - powiedziała niczym rasowa nauczycielka grożąc Ursuli palcem, choć na różowych ustach blondynki błąkał się uśmiech pełen rozbawienia.
- Dokładnie, po zagotowaniu i dodaniu ostatniego składnika musi mieć kolor nocnego nieba, wtedy wiemy, że wywar jest gotowy, ale już teraz widzę, że będzie udany - oznajmiła, zaglądając do parującego kociołka.
Ursula Frisk
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:22
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Na szczerość w mieście nie ma miejsca. Całą przestrzeń zajmuje egoizm i pogoń za sukcesem, ale dla mnie było to w stu procentach naturalne. Sama wychowywałam się wśród moich rodzicieli, dla których ważniejsze były premię i sztuczne uczucie władzy. Dla mnie nigdy nie było ważne, kto odpowie mi na powitanie i poda dłoń, może właśnie dlatego czuję taką przepaść między nami. Jestem pewna, że na swój sposób mnie kochają i o mnie dbają, lecz mają problemy z pokazywaniem tego. Samo to mieszkanie jest owocem ich uczuć, choć trochę żenujące jest to, że potrafią to pokazywać tylko przez pieniądze.
- Nie przypominam sobie - Odpowiedziałam, zastanawiając się, jakby analizując moją przeszłość - Choć… zresztą nie ważne... - Na usta wchodził mi temat domku babci. On też był na odludziu Uppsali, ale nie chciałam wspominać o tej całej sprawie. Nie lubię robić z siebie ofiary. Tę sprawę zostawiam dla siebie i nie dzielę się nią z kimkolwiek. Nauczyłam się tłumić to wszystko w sobie i chcę, żeby to się nie zmieniło.
- Musisz mnie tam kiedyś zabrać. Z chęcią poznałabym taką społeczność - Zmieniłam temat, uśmiechając się, chociaż mój wzrok mógł wydawać się puściejszy niż zwykle. Ciekawe czy ta cała wioska wygląda tak, jak sobie wyobrażam - przyjemna atmosfera, staruszki gawędzące przy płocie, dzieciaki bawiące się na polanie.
- Dobrze... proszę pani - Kiwnęłam głową, ale po chwili roześmiałam się cicho. - Zapamiętam, a w wolnym czasie zrobię notatki z dzisiejszej lekcji. Przydadzą się na przyszłość - Oznajmiłam, jak tylko się uspokoiłam. Prawdopodobnie wieczorem dopisze sobie przy recepturze, jakieś krótkie adnotacje. Może się przydadzą, może nie, ale warto na wszelki wypadek.
Gdy minęły dwie minuty, dodałam ostatni składnik, a zaraz po nim płatki mierznicy czarnej, zgodnie z instrukcjami Jose. Dałam wywarowi chwilę, żeby w spokoju mógł się pogotować. Podczas niekrótkiego czasu zaczął zmieniać kolor na wcześniej wspomniany przez Norweżkę. - Chyba się udało? - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, widząc nocne niebo w kociołku, a sam zapach z niego wydobywający się, wprawiał mnie w nieziemski spokój. Ruchem ręki przywołałam niemałą kolbę na eliksir, a ona sama zanurzyła się w kociołku i wypełniła się pięknym kolorem. - Dzięki za pomoc. Jak na ironię, gdy mikstura jest na wyciągnięcie ręki, to boję się jej zażyć. Nie wiem jak mój organizm na nią zareaguje - Uściskałam blondynkę i podzieliłam się z nią moimi zmartwieniami. Co jeżeli rzeczywiście się uzależnię? Nigdy tego nie próbowałam i trochę mnie to przerażało. - No nic... To nie będę zabierać Ci więcej czasu. Odprowadzić Cię do mieszkania, czy chcesz jeszcze trochę tutaj posiedzieć? - Z uśmiechem na twarzy czekałam na odpowiedź Jose.
- Nie przypominam sobie - Odpowiedziałam, zastanawiając się, jakby analizując moją przeszłość - Choć… zresztą nie ważne... - Na usta wchodził mi temat domku babci. On też był na odludziu Uppsali, ale nie chciałam wspominać o tej całej sprawie. Nie lubię robić z siebie ofiary. Tę sprawę zostawiam dla siebie i nie dzielę się nią z kimkolwiek. Nauczyłam się tłumić to wszystko w sobie i chcę, żeby to się nie zmieniło.
- Musisz mnie tam kiedyś zabrać. Z chęcią poznałabym taką społeczność - Zmieniłam temat, uśmiechając się, chociaż mój wzrok mógł wydawać się puściejszy niż zwykle. Ciekawe czy ta cała wioska wygląda tak, jak sobie wyobrażam - przyjemna atmosfera, staruszki gawędzące przy płocie, dzieciaki bawiące się na polanie.
- Dobrze... proszę pani - Kiwnęłam głową, ale po chwili roześmiałam się cicho. - Zapamiętam, a w wolnym czasie zrobię notatki z dzisiejszej lekcji. Przydadzą się na przyszłość - Oznajmiłam, jak tylko się uspokoiłam. Prawdopodobnie wieczorem dopisze sobie przy recepturze, jakieś krótkie adnotacje. Może się przydadzą, może nie, ale warto na wszelki wypadek.
Gdy minęły dwie minuty, dodałam ostatni składnik, a zaraz po nim płatki mierznicy czarnej, zgodnie z instrukcjami Jose. Dałam wywarowi chwilę, żeby w spokoju mógł się pogotować. Podczas niekrótkiego czasu zaczął zmieniać kolor na wcześniej wspomniany przez Norweżkę. - Chyba się udało? - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy, widząc nocne niebo w kociołku, a sam zapach z niego wydobywający się, wprawiał mnie w nieziemski spokój. Ruchem ręki przywołałam niemałą kolbę na eliksir, a ona sama zanurzyła się w kociołku i wypełniła się pięknym kolorem. - Dzięki za pomoc. Jak na ironię, gdy mikstura jest na wyciągnięcie ręki, to boję się jej zażyć. Nie wiem jak mój organizm na nią zareaguje - Uściskałam blondynkę i podzieliłam się z nią moimi zmartwieniami. Co jeżeli rzeczywiście się uzależnię? Nigdy tego nie próbowałam i trochę mnie to przerażało. - No nic... To nie będę zabierać Ci więcej czasu. Odprowadzić Cię do mieszkania, czy chcesz jeszcze trochę tutaj posiedzieć? - Z uśmiechem na twarzy czekałam na odpowiedź Jose.
Bezimienny
Re: 16.09.2000 – Salon – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:22
Może dla rodzicielki Jose poczucie władzy czy pieniądze nie były ważne, jednak wobec córki bywała surowa. Oczywiście nie było tak, że dziewczyna czuła się przez to niekochana, niemniej często spotykało się to z brakiem zrozumienia z jej strony. Czasem po prostu tego nie pojmowała, dlaczego pewnych rzeczy nie mogła robić, słysząc ciągłe zakazy - później dorosła i pojęła, że w ten sposób matka chciała wychować ją w taki sposób, by nigdy nie odczuła braku ojca. W zasadzie przez kilka pierwszych lat nie odczuwała jego braku, dopiero w okresie dojrzewania zaczęła zadawać pytania, na które i tak nie uzyskała odpowiedzi.
Kierowana wrodzoną ciekawością, spojrzała pytająco na Ursule, kiedy ta napomknęła, że jednak coś jest, lecz ostatecznie zrezygnowała z tego, by rozwinąć myśl. Jose skomentowała to cichym westchnieniem, którego przyjaciółka nie mogła usłyszeć. Czuła pewnego rodzaju zawód, że jej ciekawość nie została zaspokojona, lecz nie chciała męczyć Ursuli pytaniami. Wolała poczekać kiedy ta będzie gotowa, by wszystko jej opowiedzieć.
- Oczywiście, że kiedyś cię tam zabiorę! - oznajmiła, nie kryjąc entuzjazmu jaki wzbudzał w niej ten pomysł. Miała tylko nadzieję, że to nie zniszczy obrazu jaki miała w głowie dotyczącego tak małych społeczności.
Na obietnice Frisk skinęła głową uśmiechając się przy tym szeroko. Skupiła swoje spojrzenie na kociołku, w którym wywar zaczął zmieniać kolor kiedy Ursula dodała ostatni ze składników.
- Wyszło perfekcyjnie - oznajmiła z wyraźnym zadowoleniem w tęczówkach oczu.
- Nie, będę się zbierać, muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy. Widzimy się niedługo i pamiętaj, żeby rozważnie pić ten eliksir - poprosiła, zanim opuściła mieszkanie przyjaciółki.
Ursula i Bezimienny z tematu
Kierowana wrodzoną ciekawością, spojrzała pytająco na Ursule, kiedy ta napomknęła, że jednak coś jest, lecz ostatecznie zrezygnowała z tego, by rozwinąć myśl. Jose skomentowała to cichym westchnieniem, którego przyjaciółka nie mogła usłyszeć. Czuła pewnego rodzaju zawód, że jej ciekawość nie została zaspokojona, lecz nie chciała męczyć Ursuli pytaniami. Wolała poczekać kiedy ta będzie gotowa, by wszystko jej opowiedzieć.
- Oczywiście, że kiedyś cię tam zabiorę! - oznajmiła, nie kryjąc entuzjazmu jaki wzbudzał w niej ten pomysł. Miała tylko nadzieję, że to nie zniszczy obrazu jaki miała w głowie dotyczącego tak małych społeczności.
Na obietnice Frisk skinęła głową uśmiechając się przy tym szeroko. Skupiła swoje spojrzenie na kociołku, w którym wywar zaczął zmieniać kolor kiedy Ursula dodała ostatni ze składników.
- Wyszło perfekcyjnie - oznajmiła z wyraźnym zadowoleniem w tęczówkach oczu.
- Nie, będę się zbierać, muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy. Widzimy się niedługo i pamiętaj, żeby rozważnie pić ten eliksir - poprosiła, zanim opuściła mieszkanie przyjaciółki.
Ursula i Bezimienny z tematu