:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen
2 posters
Ursula Frisk
08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:02
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
08.11.2000
Niekończącą się noc było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam po Vinternettene. Przeżyłam trzydniowy listopadowy skwar, niemal się roztapiając. Następnie podczas wichury, gdyby nie pomoc przechodniów, przewiałoby mnie na drugi koniec miasta. Przestałam też narzekać na piętro, na którym mieszkam, bo powódź mi nie zagrażała. Potem zamarzałam pod grubą pierzyną w łóżku, okryta dodatkowo kilkoma kocami. Tydzień ten był… intensywny i raczej nie zwiastował tak pięknego zjawiska niekończącej się nocy. Nie czułam się tak zainspirowana od dawna. Dodatkowo zorza pobudzała tylko mnie do działań. Wczorajszy dzień intensywnie spędziłam nad dopracowywaniem pewnych rytualnych technik. Dzisiejszego dnia, po zajęciach w instytucie wybrałam się do ogrodów uniwersyteckich. Nie bywałam tutaj za często, ale było to najlepsze miejsce do podziwiania tej anomalii.
Wolnym krokiem poruszałam się po alejkach, patrząc w gwiazdy i rozmyślając o wszystkim i o niczym. Zastanawiające są te wszystkie niecodzienne zjawiska. Społeczność zrobiła polowanie na wiedźmę, czyli byłego profesora Kenaz. Jak mówią plotki, chciał wpływać na pogodę, a pomóc mu w tym miała grupa ślepców, podobno morderców. Pewnie myślałabym tak samo, ale mam pewne wątpliwości po sytuacji z września, gdzie fluktuacje magiczne pewnego galdra doprowadziły do kompletnej dewastacji magazynu miodu pitnego. Może te magiczne anomalie nabrały ostatnio siły? Szczególnie że to wszystko się odbyło po osłabieniu magicznych barier i światów.
Po dłuższym czasie na swojej drodze zauważyłam ławkę, na której zdecydowałam się usiąść. Otaczały ją ozdobne krzewy, które dodawały jej uroku. Rozsiadłam się wygodnie i rozejrzałam się po okolicy, która ku mojemu zdziwieniu wydawała się pusta. Co raz ktoś przechodził gdzieś w oddali, ale tłumy się nie zebrały, żeby z tego miejsca oglądać zorze, choć była bardzo dobrze widoczna. Szybko wyrwałam się z rozmyśleń, żeby powrócić do podziwiania przyrody.
Bezimienny
Re: 08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:03
Vinternettene zawsze był okresem niezwykle ważnym dla Jose, chociaż to głównie jej matka nadawała mu tej mistycznej aury zmuszając dziewczynę do uczestnictwa w różnych obrzędach, które czcić miały ich przodków. I choć dawniej blondynka nie przykładała do tego zbyt dużej wagi, tak z biegiem czasu weszło jej to w nawyk. Z tego też powodu, nawet teraz będąc w Midgadzie zapalała kadzidełka, których zapach rozchodził się po niewielkim mieszkaniu i świece; każda z nich symbolizowała jedną z kobiet rodziny Nansen.
Jedynym na co Josefine nie była przygotowana to anomalie pogodowe, jakie miały miejsce w pierwszych dniach listopada. Skrajności w jakie popadała - niczym kobieta, u której szaleją hormony- odbijały się na samopoczuciu dziewczyny, wywołując wiele niepożądanych skutków. Upał, który odbierał spokojny sen, zmuszał do picia dużej ilości wody a także wyciągnięcia z szafy letnich sukienek. Jedna z nich ucierpiała zaledwie dwa dni później, kiedy niespodziewanie zerwał się silny wiatr, porywając kawałek kwiecistego materiału - blondynka miała duże szczęście, że nie poleciała w niebo wraz z nim. Niestety przeklęty przywlókł za sobą ciężkie chmury, z których nieprzerwanie padał deszcz, prawie doprowadzając do powodzi. Jakby tego było mało, pojawiły się silne mrozy wywołując u Jose migrenę, chociaż podejrzewała, że jest ona objawem tak nagłych skoków temperatur i zmieniającego się ciśnienia. W ciągu zaledwie tygodnia doświadczyła każdej z pory roku, aż nastały ciemności; te rozświetlała zorza, która była zjawiskiem tak pięknym, że wynagradzała trudy dni poprzednich.
Korzystając z chwili wolnego czasu między kolejnymi zajęciami blondynka postanowiła zaszyć się w ogrodach uniwersytetu, gdzie widok na kolorowe światła - z tego co słyszała od innych studentów - był najpiękniejszy. Gdy już tam dotarła zdziwiło ją, jak niewiele osób odwiedza to miejsce, chociaż z drugiej strony ucieszyła się. Potrzebowała teraz odrobiny spokoju.
Chodząc między alejkami bardziej niż na porastającej ogrody zieleni skupiała się na zorzy, zachwycona jej kolorami oraz ich intensywnością. W powietrzu czuć było magię, ale również czyjąś obecność. W pierwszej kolejności Jose pomyślała o duchach, które w tym właśnie okresie odwiedzały widzących, jednak kiedy jasne talerze oczy dostrzegły znajomą twarz, zrozumiała, że prawdopodobnie to obecność Urusli wyczuła.
Z delikatnym uśmiechem na malinowych ustach podeszła do przyjaciółki - Jeju, jak dawno cię nie widziałam! - oznajmiła, nie szczerząc blondynce miłego gestu, jakim było krótkie aczkolwiek mocne przytulenie oraz buziak w policzek. Ostatnio wciąż brakowało jej czasu, chociaż miała aż dwa powody by spotkać się z Frisk.
Jedynym na co Josefine nie była przygotowana to anomalie pogodowe, jakie miały miejsce w pierwszych dniach listopada. Skrajności w jakie popadała - niczym kobieta, u której szaleją hormony- odbijały się na samopoczuciu dziewczyny, wywołując wiele niepożądanych skutków. Upał, który odbierał spokojny sen, zmuszał do picia dużej ilości wody a także wyciągnięcia z szafy letnich sukienek. Jedna z nich ucierpiała zaledwie dwa dni później, kiedy niespodziewanie zerwał się silny wiatr, porywając kawałek kwiecistego materiału - blondynka miała duże szczęście, że nie poleciała w niebo wraz z nim. Niestety przeklęty przywlókł za sobą ciężkie chmury, z których nieprzerwanie padał deszcz, prawie doprowadzając do powodzi. Jakby tego było mało, pojawiły się silne mrozy wywołując u Jose migrenę, chociaż podejrzewała, że jest ona objawem tak nagłych skoków temperatur i zmieniającego się ciśnienia. W ciągu zaledwie tygodnia doświadczyła każdej z pory roku, aż nastały ciemności; te rozświetlała zorza, która była zjawiskiem tak pięknym, że wynagradzała trudy dni poprzednich.
Korzystając z chwili wolnego czasu między kolejnymi zajęciami blondynka postanowiła zaszyć się w ogrodach uniwersytetu, gdzie widok na kolorowe światła - z tego co słyszała od innych studentów - był najpiękniejszy. Gdy już tam dotarła zdziwiło ją, jak niewiele osób odwiedza to miejsce, chociaż z drugiej strony ucieszyła się. Potrzebowała teraz odrobiny spokoju.
Chodząc między alejkami bardziej niż na porastającej ogrody zieleni skupiała się na zorzy, zachwycona jej kolorami oraz ich intensywnością. W powietrzu czuć było magię, ale również czyjąś obecność. W pierwszej kolejności Jose pomyślała o duchach, które w tym właśnie okresie odwiedzały widzących, jednak kiedy jasne talerze oczy dostrzegły znajomą twarz, zrozumiała, że prawdopodobnie to obecność Urusli wyczuła.
Z delikatnym uśmiechem na malinowych ustach podeszła do przyjaciółki - Jeju, jak dawno cię nie widziałam! - oznajmiła, nie szczerząc blondynce miłego gestu, jakim było krótkie aczkolwiek mocne przytulenie oraz buziak w policzek. Ostatnio wciąż brakowało jej czasu, chociaż miała aż dwa powody by spotkać się z Frisk.
Ursula Frisk
Re: 08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:03
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Przyznam szczerze, straciłam poczucie czasu. Taniec zorzy polarnej odbijał się w moich źrenicach, hipnotyzując mnie całkowicie, a ja całkowicie odpłynęłam, rzucając swoje niematerialne ciało ku niebu, żeby dołączyć do tej magicznej potańcówki.
Dopiero znajomy głos sprawił, że odzyskałam trzeźwość umysłu, niemalże podskakując z zaskoczenia:
- Och... Jose.. przestraszyłaś mnie - Odsapnęłam ciężko, ale niemalże od razu wstałam z miejsca, odwzajemniając przytulenie koleżance. Minęły dwa miesiące od naszego ostatniego spotkania, kiedy akurat ważyłyśmy eliksir spokoju. Jednak ostatecznie zdecydowałam się go nie zażywać, koszmary przestały być tak uciążliwe, a w głowie przypominał mi się głos Jose na temat jego właściwości uzależniających. Ostatnie czego chciałabym to odwyk w szpitalu...
Dziwny był może fakt, że pomimo studiów w sąsiednich instytutach nie znalazłam czasu na nawet krótkie spotkanie z panną Nansen, ale często tak miewałam - znikałam, bez kontaktu, ale większość moich bliskich była przyzwyczajona do tego rodzaju zachowań, choć wewnętrznie miałam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe.
- Przepraszam za ten brak kontaktu, ale cały październik się oderwałam od rzeczywistości. Doznałam natchnienia i studiowałam parę naprawdę starych ksiąg, których odszyfrowanie zajęło mi naprawdę dużo czasu... Nadal nie skończyłam wszystkich, pomimo perfekcyjnego czytania run... - Westchnęłam ciężko, ale zaraz potem rzuciłam ciekawskie spojrzenie ku źrenicom Jose. - A ty? Jak tam studentko medycyny? Zakładam, że was nie oszczędzają? U mnie był lekki szok na starcie - nagły skok poziomu pomiędzy akademią a uniwersytetem był troszkę konfundujący - Wspomniałam o początku studiowania. Drugi poziom wtajemniczenia nie wymagał tyle, co ten trzeci. Na ćwiczeniach i wykładach magii rytualnej nie mam problemów, ale wykryłam u siebie lekki brak w wiedzy na temat zaklinania, szczególnie teoretycznej. Raczej rzadko się na tym skupiałam i widocznie w akademii uczyłam się na ustanowione przeze mnie minimum, a ku mojemu zdziwieniu zaklinanie, jak i łamanie klątw też miało swoją cegiełkę na tym profilu. Jednak pomimo tego wciąż jestem w czołówce pierwszorocznych w moim instytucie.
Też miniony miesiąc zachęcił mnie również do przemyśleń odnośnie mojej przyszłości, którą wstępnie zdecydowałam się wiązać z tym uniwersytetem. Bardzo spodobała mi się ta wizja siebie, dlatego postaram się dążyć ku jej spełnieniu...
Dopiero znajomy głos sprawił, że odzyskałam trzeźwość umysłu, niemalże podskakując z zaskoczenia:
- Och... Jose.. przestraszyłaś mnie - Odsapnęłam ciężko, ale niemalże od razu wstałam z miejsca, odwzajemniając przytulenie koleżance. Minęły dwa miesiące od naszego ostatniego spotkania, kiedy akurat ważyłyśmy eliksir spokoju. Jednak ostatecznie zdecydowałam się go nie zażywać, koszmary przestały być tak uciążliwe, a w głowie przypominał mi się głos Jose na temat jego właściwości uzależniających. Ostatnie czego chciałabym to odwyk w szpitalu...
Dziwny był może fakt, że pomimo studiów w sąsiednich instytutach nie znalazłam czasu na nawet krótkie spotkanie z panną Nansen, ale często tak miewałam - znikałam, bez kontaktu, ale większość moich bliskich była przyzwyczajona do tego rodzaju zachowań, choć wewnętrznie miałam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe.
- Przepraszam za ten brak kontaktu, ale cały październik się oderwałam od rzeczywistości. Doznałam natchnienia i studiowałam parę naprawdę starych ksiąg, których odszyfrowanie zajęło mi naprawdę dużo czasu... Nadal nie skończyłam wszystkich, pomimo perfekcyjnego czytania run... - Westchnęłam ciężko, ale zaraz potem rzuciłam ciekawskie spojrzenie ku źrenicom Jose. - A ty? Jak tam studentko medycyny? Zakładam, że was nie oszczędzają? U mnie był lekki szok na starcie - nagły skok poziomu pomiędzy akademią a uniwersytetem był troszkę konfundujący - Wspomniałam o początku studiowania. Drugi poziom wtajemniczenia nie wymagał tyle, co ten trzeci. Na ćwiczeniach i wykładach magii rytualnej nie mam problemów, ale wykryłam u siebie lekki brak w wiedzy na temat zaklinania, szczególnie teoretycznej. Raczej rzadko się na tym skupiałam i widocznie w akademii uczyłam się na ustanowione przeze mnie minimum, a ku mojemu zdziwieniu zaklinanie, jak i łamanie klątw też miało swoją cegiełkę na tym profilu. Jednak pomimo tego wciąż jestem w czołówce pierwszorocznych w moim instytucie.
Też miniony miesiąc zachęcił mnie również do przemyśleń odnośnie mojej przyszłości, którą wstępnie zdecydowałam się wiązać z tym uniwersytetem. Bardzo spodobała mi się ta wizja siebie, dlatego postaram się dążyć ku jej spełnieniu...
Bezimienny
Re: 08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:03
- Wybacz - odpowiedziała wyraźnie skruszona na słowa przyjaciółki. Ciesząc się jej widokiem, nie pomyślał, że może ją wystraszyć swoją entuzjastyczną reakcją. Rzadko kiedy wykazywała się podobną wylewnością względem innych ludzi, jednak Ursula należała do grupy wyjątkowych, wobec których Jose nie szczędziła cieplejszych gestów. Początkowy wstyd został zastąpiony radością, gdy blondynka na powitanie odpowiedziała podobnym gestem.
-Ale ja się wcale nie gniewam, mi też było ciężko znaleźć czas - uspokoiła dziewczynę, delikatnie się przy tym uśmiechając. Nie dało się ukryć, że choć bardzo się starała panna Nansen nie była idealną przyjaciółką. Chociaż w przypadku obu dziewczyn wydawało się, że uzupełniając się doskonale, wszakże obie dając się porwać życiu codziennemu i obowiązkom potrafiły zamilknąć na jakiś czas, by następnie pojawić się w życiu tej drugiej jakby nigdy nic. Chyba właśnie to podobieństwo sprawiało, że żadna nie chowała urazy, gdy przychodziła ta chwila.
- A co to za książki? I jak z twoją bezsennością? - miała do niej tak wiele pytań, które same ciągnęły się na usta, jednak czuła, że powinna je dawkować, by Frisk nie poczuła się przepytywana. Westchnęła przypominając sobie, jaki był powód ich ostatniego spotkania, a przez to w głowie pojawiła się myśl czy przyjaciółka ostatecznie skorzystała z eliksiru jaki razem uważały czy jednak poradziła sobie w inny sposób? Słowa Ursuli dotyczące starych, a jednocześnie tajemniczych ksiąg wywołały u niebieskookiej zainteresowanie, jednak z jego zaspokojeniem musiała trochę poczekać, co przyjęła z pokorą. Tak długi czas rozłąki sprawił, że przyjaciółka również chciała wiedzieć, co u niej słychać, a przecież życie Nansen nie było aż tak ekscytujące.
- Fakt, nie jest lekko, ale jakoś daje radę. Wykładowcy są wymagający, aczkolwiek pomocni i chyba tylko dlatego jeszcze nie rzuciłam tych studiów - stwierdziła, w myślach dodając "i by nie dać satysfakcji matce". Doskonale wiedziała, jak wiele szczęścia wywołała u niej porażka córki, która wróciła na wyspę z podkulonymi ogonem.
- Ale pewnie jakoś dajesz radę, zawsze potrafiłaś odnaleźć się nawet w ciężkiej sytuacji - skomplementowała przyjaciółkę, będąc z nią całkowicie szczera. Ursula zdecydowanie lepiej od niej radziła sobie z przystosowaniem do otaczającej rzeczywistości. Czasem jej tego zazdrościła, podobnie jak tego lekkiego podejścia do życia, chociaż nie można było tego utożsamiać z naiwnością!
-Ale ja się wcale nie gniewam, mi też było ciężko znaleźć czas - uspokoiła dziewczynę, delikatnie się przy tym uśmiechając. Nie dało się ukryć, że choć bardzo się starała panna Nansen nie była idealną przyjaciółką. Chociaż w przypadku obu dziewczyn wydawało się, że uzupełniając się doskonale, wszakże obie dając się porwać życiu codziennemu i obowiązkom potrafiły zamilknąć na jakiś czas, by następnie pojawić się w życiu tej drugiej jakby nigdy nic. Chyba właśnie to podobieństwo sprawiało, że żadna nie chowała urazy, gdy przychodziła ta chwila.
- A co to za książki? I jak z twoją bezsennością? - miała do niej tak wiele pytań, które same ciągnęły się na usta, jednak czuła, że powinna je dawkować, by Frisk nie poczuła się przepytywana. Westchnęła przypominając sobie, jaki był powód ich ostatniego spotkania, a przez to w głowie pojawiła się myśl czy przyjaciółka ostatecznie skorzystała z eliksiru jaki razem uważały czy jednak poradziła sobie w inny sposób? Słowa Ursuli dotyczące starych, a jednocześnie tajemniczych ksiąg wywołały u niebieskookiej zainteresowanie, jednak z jego zaspokojeniem musiała trochę poczekać, co przyjęła z pokorą. Tak długi czas rozłąki sprawił, że przyjaciółka również chciała wiedzieć, co u niej słychać, a przecież życie Nansen nie było aż tak ekscytujące.
- Fakt, nie jest lekko, ale jakoś daje radę. Wykładowcy są wymagający, aczkolwiek pomocni i chyba tylko dlatego jeszcze nie rzuciłam tych studiów - stwierdziła, w myślach dodając "i by nie dać satysfakcji matce". Doskonale wiedziała, jak wiele szczęścia wywołała u niej porażka córki, która wróciła na wyspę z podkulonymi ogonem.
- Ale pewnie jakoś dajesz radę, zawsze potrafiłaś odnaleźć się nawet w ciężkiej sytuacji - skomplementowała przyjaciółkę, będąc z nią całkowicie szczera. Ursula zdecydowanie lepiej od niej radziła sobie z przystosowaniem do otaczającej rzeczywistości. Czasem jej tego zazdrościła, podobnie jak tego lekkiego podejścia do życia, chociaż nie można było tego utożsamiać z naiwnością!
Ursula Frisk
Re: 08.11.2000 – Ogrody uniwersyteckie – U. Frisk & Bezimienny: J. Nansen Nie 26 Lis - 12:03
Ursula FriskWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 20 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : medium
Zawód : studentka Instytutu Eihwaz (magia rytualna, I rok)
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : mistrz rytuałów (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 14 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 15 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 5 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 6 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Stare księgi babki były przeze mnie ukrywane przez dobrych kilka lat. Gdyby moja matka dowiedziałaby się, że jakimś cudem je zachomikowałam, to nie skończyłoby się to dobrze. Zatrzymałam je tylko dlatego, że ciekawiła mnie ich zawartość. Jeszcze do niedawna nie byłam w stanie ich rozczytać, a teraz wciąż to sprawia mi niemałe trudności. Wiedza w nich zawarta jest bardzo nietypowa, nie zdziwiłabym się jeśli byłaby zakazana. Nie rozumiem jeszcze do końca sensu tych słów, ponieważ z niektóre runy, czy wyryte na tych kartkach litery nie są mi znane. Rozumiem tylko części tych zdań, co znacząco utrudnia mi pracę. Wydaje mi się, że mógłby być to jakiś szyfr, żeby nie każdy mógł to rozczytać. Czuję, że jestem na dobrej drodze, ale jeszcze dużo pracy przede mną. Może babka miała gdzieś rozpracowany ten szyfr..?
- Już raczej nie mam problemów ze snem... Nie spożyłam tych eliksirów, bo niedługo potem wszystko się unormowało - Uśmiechnęłam się z wdzięcznością za uzyskaną wtedy pomoc od młodej znachorki. Nie wiem, czy eliksir wyszedłby bez niej tak dobrze. - Te książki... to takie pamiątki rodzinne. Mój zapał do magii runicznej jest raczej odziedziczony! - Zaśmiałam się, odpowiadając półprawdą. Nie ma sensu, żeby opowiadać Jose o mojej babce. Nie otworzyłam się jeszcze przed nikim, żeby o tym wspominać. Jest to dla mnie bardzo prywatne, pewnie dlatego, że wewnętrznie strasznie się wstydzę tych sytuacji za młodu. Trudno mi się przyznać do tej traumy. - Cieszę się, że się nie gniewasz... - Zmieniłam temat, mając nadzieję, że brunetka nie będzie dalej brnąć w ten temat.
Medycyna z pewnością nie należy do łatwych kierunków, sama dostałabym pewnie szału, jeśli musiałabym zapamiętywać te anatomiczne formułki, nie mówiąc już o magii leczniczej, w której jestem po prostu okropna.
- A jak życie poza kampusem? Dużo mnie ominęło przez ten miesiąc? - Wysłałam pytające spojrzenie dziewczynie. Może poznała jakieś nowe interesujące osoby, lub odkryła jakieś nowe miejsca na mieście? Zamieniliśmy kilka słów, a potem przypomniałam sobie, że mam coś do załatwienia.
Ursula i Bezimienny z tematu
- Już raczej nie mam problemów ze snem... Nie spożyłam tych eliksirów, bo niedługo potem wszystko się unormowało - Uśmiechnęłam się z wdzięcznością za uzyskaną wtedy pomoc od młodej znachorki. Nie wiem, czy eliksir wyszedłby bez niej tak dobrze. - Te książki... to takie pamiątki rodzinne. Mój zapał do magii runicznej jest raczej odziedziczony! - Zaśmiałam się, odpowiadając półprawdą. Nie ma sensu, żeby opowiadać Jose o mojej babce. Nie otworzyłam się jeszcze przed nikim, żeby o tym wspominać. Jest to dla mnie bardzo prywatne, pewnie dlatego, że wewnętrznie strasznie się wstydzę tych sytuacji za młodu. Trudno mi się przyznać do tej traumy. - Cieszę się, że się nie gniewasz... - Zmieniłam temat, mając nadzieję, że brunetka nie będzie dalej brnąć w ten temat.
Medycyna z pewnością nie należy do łatwych kierunków, sama dostałabym pewnie szału, jeśli musiałabym zapamiętywać te anatomiczne formułki, nie mówiąc już o magii leczniczej, w której jestem po prostu okropna.
- A jak życie poza kampusem? Dużo mnie ominęło przez ten miesiąc? - Wysłałam pytające spojrzenie dziewczynie. Może poznała jakieś nowe interesujące osoby, lub odkryła jakieś nowe miejsca na mieście? Zamieniliśmy kilka słów, a potem przypomniałam sobie, że mam coś do załatwienia.
Ursula i Bezimienny z tematu