Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    23.11.2000 – Świątynia Nordycka – U. Sorsa & Bezimienny: G. Molander

    2 posters
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    23.11.2000

    Niewielu z mieszkańców okolicznych domostw wybierało się do świątyń z samego rana. Wielu wolało przespać się chociaż do momentu gdy na nieboskłonie pojawi się chociaż smuga słonecznego światła lub przynajmniej budzik wyrwie ich z błogostanu, by mogli ubrać swoje ciało w grube tkaniny i wypełznąć w półmrok, byle tylko dotrzeć do pracy na czas. Byli widocznie na tym świecie ludzie, którym nie dane jest długo spać. Do tych osób należał Untamo, który w trakcie swojego zasłużonego może urlopu absolutnie zatracił poczucie czasu. Pijając kawy o trzeciej w nocy i kładąc się spać koło piętnastej czuł się we własnym domu niczym gość. Od kiedy praca i oczekująca jego opieki matka nie pilnowały jego cyklu tygodniowego, już nic nie było takie samo. Nie odpisywał na listy, których nigdy w życiu nie odkładał na później. Zdarzało mu się nie zmywać kubków i pozostawiać je w zlewie na kilka dni, póki córka nie przyjdzie i nie pomoże mu z tym całym syfem. Przestał poniekąd zwracać uwagę na to czy pozostawał ładnie uczesany i schludnie ubrany. Czasami nie miał ochoty nawet wstać z kanapy, woląc wpatrywać się w przekrzywiony na ścianie obraz (którego swoją drogą i tak nie poprawiał).
    Chyba był przybity. Na pewno był przybity. I nie do końca wiedział jak wyjść z dołka w którym to utknął bez podrzucenia mu drabiny. O którą oczywiście też nie miał serca nikogo prosić, bo po co, był już „stary”, wszyscy koledzy w jego wieku mieli swoje zmartwienia, swoje rodziny i swoje życie. Popatrzenie w figury bóstw wydawało się prostsze. Tutaj nie musiał nikogo prosić, nie musiał wychodzić ze swojej nieśmiałej emocjonalnie otoczki – mógł w głowie po prostu zastanawiać się nad tym jaki plan na wszystko wymyśliła mu opatrzność. Albo czekać aż bogowie domyślą się, że może potrzebuje trochę pomocy.
    Dziś było jednak nieco inaczej. Od początku nie był sobą. Czuł się nieodpowiednio we własnym ciele a pod kopułą coś sugerowało mu, że myśli napływające mu do głowy wcale nie pozostawały jego myślami. Oczywiście – początkowo mógł próbować sobie to racjonalizować, jednak kiedy tylko stanął tutaj, we wnętrzu tak uduchowionym i przejechał wzrokiem ku Thorowi i jego małżonce. Dopiero wtedy, stojąc po środku świątyni, zrozumiał kim właściwie był.
    Myśli zaczęły się klarować, a głosy w głowie nagle zmieniły ton na żeński. A jednak własny.
    Jednak czemu została uwięziona w tym słabym, męskim ciele?
    Pomnik przedstawiał ją samą w pięknych lokach. Tylko dlaczego teraz, kiedy próbowała sięgnąć ku swoim włosom, napotykała tylko krótkie, męskie włosy? Dodatkowo siwe i nieco wypadające?
    Widocznie jednak nie została zesłana na ten świat bez powodu. Krążąc spojrzeniem między sylwetami bogów zauważyła wśród nich również oddającego się modłom przybysza. Jego wysoki wzrost poruszył mózgownice i sprawił, że Untamo, a raczej – Sif w ciele Untamo czy raczej Untamo święcie przekonany, że jest Sif – zaczął działać.
    - To ty miałeś przekazać mi informacje? – zapytała, chociaż głos pozostawał wciąż męski jak u Untamo. Wszystko to wydawało się cholernie dziwne dla kogoś kto miałby obserwować ich z boku, jednak nie dla Sorsy, który widocznie czuł poczucie „misji”.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Od samego rana coś wisiało w powietrzu – obudził się z okropnym bólem głowy, rozchodzącym się pod sklepieniem czaszki pulsującymi falami. Wszystko w jego boskiej istocie zdawało się takie samo, a jednak zupełnie odmienne od tego, do czego przywykł. Nieznane mu mieszkanie, choć był gotów przysiąc, że zna jego dokładną topografię, straszyło prostotą i nijakością, lecz wiedział, że musi poświęcić się dla dobra zadania, które obiecał sobie wykonać. Spojrzał na swe ciało z niechęcią, przyoblekając je w ciuchy, które zdawały mu się zupełnie pozbawione smaku i szyku. Musiał jak najszybciej dostać się do świątyni, by wykonać to, czego się podjął i uciec z tego łez padołu zamieszanego przez nędznych ludzi.
    Przechodząc główną ulicą, zatrzymał się na drobny moment, gdy jego oblicze odbiło się w witrynie sklepowej. Blada cera świeciła prawie, jedynie cętki piegów nadawały jej jakiejś dziwnej wyrazistości. Przewyższając wzrostem mijanych ludzi zdawał się zawisnąć w pośredniej formie – ni to właściwej dla jötunna, ni dla zwykłego człowieka – wszystko, co dzisiaj robił czynił niezwykle kiepsko, nie potrafiąc przywołać takiej postaci, w której prezentowałby się godnie, jak ba boga przystało. Prawdopodobnie jednak nie było aż tak źle, jak początkowo przypuszczał, gdyż większość przechodniów omijała go szerokim łukiem i wyraźnie traciła animusz na jego widok, zwłaszcza, gdy uśmiechał się złośliwie lub traktował dzieci wymyślnymi minami, wykrzywiającymi rysy jego twarzy w nienaturalny sposób. Mógł wprawdzie darować sobie tak grubiańskie zachowanie, ale nie potrafił odmówić sobie odrobiny rozrywki w tak paskudnym, ponurym dniu.
    Docierając do świątyni, miał szczerą nadzieję, że w końcu wszystko zacznie układać się lepiej, a on sam ze spokojem przystąpi do realizacji planu. Gdy jednak rozmyślał nad nim dłużej, nie potrafił jasno określić, o co tak właściwie mu chodziło, poza ponowną próbą obalenia dotychczasowych rządów asgardzkich bogów. Nie godził się ze swym losem i wiedział, że tym razem musi zakończyć ich wieczną pyszałkowatość oraz poczucie wyższości nad każdym, kto w ich oczach jest choć odrobinę słabszy lub odmienny. Zacisnął mocno palce dłoni, gdy tylko dostrzegł monumentalne posągi swych ukochanych współbratymców. Malowidła zawsze ukazywały ich chwalebne zwycięstwo, a jego samego przedstawiały jako marnego, upokarzanego robaka. Choć tak wiele mu zawdzięczali, wciąż nie potrafili dostrzec prawdy o swej krnąbrności i zgniliźnie toczącej ich świetliste dusze. Wąskie usta mężczyzny zacisnęły się tym mocniej, niknąc niemal całkowicie, zlewając się z alabastrowym płótnem skóry, nagle zaróżowionej w wysiłku powstrzymywania krzyku.
    Zmarszczył czoło, gdy zrozumiał, że nie jest sam w zatęchłym wnętrzu budowli. Początkowo chciał przyczaić się w jednej z naw, jednak wyraźnie jego obecność została dostrzeżona. Męski, naznaczony wiekiem, głos przeciął ciszę, żłobiąc w jej strukturze pytanie – zaskakujące i niezmiernie drażniące, choć Loki zdawał się również zaciekawiony postawą nieznajomego. Podszedł bliżej, stając w snopie światła, mierząc zielenią spojrzenia niewielką postać, której głowa przyprószona była siwizną.
    Czego chcesz ode mnie, starcze? – wyrzucił z głębi piersi, tak, by powietrze dookoła zawibrowało. – Powinieneś zachować względem mnie szacunek, jam jest Loki, jötunn. Syn olbrzymki Laufey i olbrzyma Fárbautiego. A to… – machnął lekceważąco dłonią. – Mój godny pożałowania przybrany brat – Thor. – Palec zawisł przy boskiej rzeźbie, a sam Gert, który wcale nie zdawał się być Gertem, łypnął groźnie na nieznajomego. Przybrał w końcu dumną pozę i uniósł dłonie. – Uklęknij przede mną! – Zadarł brodę. – Okaż skruchę, a pozwolę, byś to ty mi pomógł w mym boskim planie. – Cisza pełna oczekiwania ponownie zawisła w pomieszczeniu.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Jeżeli w ciele Untamo pozostało wciąż coś z Untamo – było tego niewiele, bo dalsze działania wcale nie przypominały tych które mężczyzna prezentował na co dzień. Zwykle poukładany i stonowany Sorsa teraz najeżył się w uniósł ramiona byle tylko wydawać się większym. Sif kierująca jego ciałem czuła się dziwnie teraz, kiedy odczuwała jakąkolwiek blokadę stawów – tak obcą wiecznie młodej i silnej bogini.
    - Jesteś głupcem pojawiając się w świątyni w biały dzień, Loki – powłoko pełna oszustw i szaleństwa – powiedziała bogini tym dziwnym nawet dla siebie samej, wymęczonym życiem głosem. Przybrała przy tym przerysowaną do bólu, bojową postawę i uniosła pięść do góry, ku wysokiemu prawie dwukrotnie olbrzymowi. Spojrzała w jego wielkie oczy z dopiero co narodzonym w niej gniewem zagrzewającym do walki. Teraz nie miała już wątpliwości – napotkany rudy jegomość zdecydowanie miał jej do przekazania wiadomość i nakreślił już cel przeczuwanego poczucia misji.
    Była tu po to by wygnać Lokiego ze świątyni poświęconej należytym bogom.
    - Nie lekceważ mojego słabego ciała, hochsztaplerze, to bowiem ja – Sif Złotowłosa, bogini urodzaju i urody. Nigdy nie uklęknę przed twoją obłudną sylwetą! Jestem tu po to by wygnać cię z tej świątyni, ale nim to się stanie… – mówiła pełna pasji, chociaż gdyby ktoś obserwował z boku ich wręcz idiotyczną na pierwszy rzut oka sztukę, wystawianą przed absolutnie pustą widownią… Mógłby popłakać się ze śmiechu. W końcu nie co dzień widywało się siwego faceta wykrzykującego tak płomienne hasła na płomiennowłosych młodzieńców o prawie trzech metrach wzrostu.
    - Nie powinieneś mieć nawet czelności nazywać mojego ukochanego i prawego męża mianem swojego brata. Tak ci do niego zbyt daleko. Nie po tym co zrobiłeś jemu i nie po tym co zrobiłeś mi! – była jakby bardziej ludzka – bardziej dająca ponieść się emocjom. Widocznie była bardziej wszystkim tym, co o Sif sądził ograniczony umysł Untamo, a nie książkowa wiedza o rzeczonej bogini. – Powiedz jak wydostałeś się z miejsca swojej kaźni? I czego tu szukasz, przeklęty arcyłgarzu? Zemsty? Próby kolejnego przewrotu? Czy może robisz to wszystko dla rozrywki?
    Była o krok od rzucenia ofensywnego zaklęcia w kierunku Lokiego, jednak jeszcze nie teraz. Teraz chciała jeszcze usłyszeć odpowiedzi.
    - I czemu chcesz mieszać w to biednych ludzi?



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Od samego rana coś wisiało w powietrzu – szok uderzył ze zdwojoną siłą. Mężczyzna zatrzymał się w pewnej odległości od nieznajomego. Jego źrenice zwęziły się nagle, choć nie pod wpływem jaskrawego światła wpadającego do pomieszczenia przez niewielkie okienka. Dziki błysk przyozdobił zieleń tęczówek tuż po wysłuchaniu słów układających się w jakąś przedziwną historyjkę, której nawet Loki nie mógł dać wiary. Wąskie usta rozciągnęły się w szerokim, nieprzyjemnym uśmiechu, a z aparatu mowy olbrzyma dobył się wpierw zduszony, następnie już zupełnie jawny śmiech. Zastanawiał się przez chwilę, gdyż był gotów stwierdzić, że padł ofiarą kiepskiego żartu – bo żarty wyrafinowane potrafił czynić tylko i wyłącznie on – bóg psot. Mrugnął kilkukrotnie. Czy faktycznie stała przed nim Sif? Nawet jeśli, to tyrada, którą układała nie miała dla niego najmniejszego znaczenia. Spojrzał na marną postać boskiej małżonki i zamilkł.
    Sif, Sif… piękna Sif. Widzę, że dzisiaj zdecydowanie nie masz dobrego dnia – wnętrzności Lokiego wciąć podrygiwały w rozbawieniu, choć twarz nie zdradzała więcej, niż obślizgłą złośliwość ściągającą rudawe brwi ku sobie. W końcu postanowił, że przejdzie nieco bliżej, otaczając boginię niknącą w obliczu wielkości jego postaci. Choć początkowo bardzo sceptycznie podchodził do swojego dzisiejszego szczęścia, zamknięty w ułomnej skorupie, obecnie musiał przyznać, że wcale nie skończył całkiem marnie. Po złotych włosach Sif nie było śladu, a ich miejsce zajmowała szczotkowata fryzura wyraźnie naznaczona siwizną – w tym momencie jego niecny czyn był iście wyrafinowaną sztuką, gdyż nawet wtedy kobieta nie wyglądała tak niekorzystnie. – Ranisz me serce, Sif… – westchnął i zgiął się lekko, chwytając za pierś, zaciskając palce na materiale kurtki. – Ranisz, jak zwykle. – Strząsnął wyimaginowany pył z ramienia i spojrzał w tęczówki mężczyzny, gdzie łudził się, że dostrzeże cokolwiek, co przypominałoby mu prawdziwą Sif. Nie mógł jednak wiele wyłuskać, bo nic, nawet sposób, w który mówiła, nie wywoływał żadnych wspomnień, poza zimnymi kliszami, ilustracjami, jakby oglądanymi w dziecięcej książeczce.
    Gdy usłyszał, że zamierza go wypędzić, wzdrygnął się w jednym momencie i skrzywił – twarz bolała go już nieco, gdyż mięśnie wyraźnie nie nawykłe były do czynienia ciągłych grymasów niezadowolenia i szyderczego uśmiechu (zupełnie jakby prawdziwy właściciel ciała zwykle uśmiechał się pogodnie i daleki był od zachowań przejawianych obecnie przez Lokiego). Miał dość ciągłej wyniosłości kobiety, podobnie jak miał dość jej małżonka i wszystkich mieszkańców Asgardu, tak chętnie przykuwających go do skały, by gnił i cierpiał po wsze czasy. Wtem zstąpiło nań olśnienie. Uśmiechnął się słodko, na gładkim licu nie było już śladu drwiny. – Och, na bogów, wcale nie chodzi tu o ludzi. Moja droga, zbyt pochopnie wyciągasz wnioski na mój temat. Przecież wiesz, że sam nie uciekłbym z więzienia, które mi zgotowaliście – w głosie wyraźnie pobrzmiewało coś na kształt żalu i smutku. Zielone oczy zasłoniły się mgłą cierpienia. – Musiał być w tym jakiś wyższy cel, skoro Norny odmieniły bieg mego życia, który zdawał się przesądzony. – Wiedział, że jest tu po to, aby w końcu uczynić krok ku osiągnięciu boskiego tronu, jednak w swej przewrotności nie mógł zdradzić się przez Sif, choć też istniała ogromna pokusa, by wykorzystać ją przeciwko Odynowi bez jej świadomości. Zawiesił na niej spojrzenie, teraz bardziej pytające, zmuszające, by dała pod rozwagę jego słowa. – Wiesz, że jestem bogiem kłamstw, oszustw i psot. A to, co się stało tobie i to, co sprowadziło cię w postać tego… tego… – uczynił dziwny gest ręką… – Zdecydowanie jest dziełem jakiegoś podobnego mi stworzenia, a kto lepiej zna oszustów i dowcipnisiów niż ja? Loki? – Teraz wypiął pierś do przodu w dumnej pozie, choć widział, że w jego rozmówczyni zaczyna się gotować. Mógł spodziewać się wszystkiego, ale nie było takich sytuacji, z których nie umiał wyjść. No… może… poza jedną. – Jestem tu, by ci pomóc. – Był przekonujący.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Cień uciekający z wysokiej sylwetki Gerta okrył ciało Untamo swoimi mrocznymi objęciami. Gdy ten zbliżył się, ciało kierowane pozornie przez boginkę zadrżało jakby w strachu, co widocznie zasugerował nigdy nie śpiący instynkt samozachowawczy. Źrenice zwęziły się, a teraz twarz olbrzyma wydawała się już lepiej widoczna niż z większej odległości – zapisywała się w pamięci Sorsy, który kiedy już wróci – o ile oczywiście wróci – do pełni zmysłów, z pewnością nie będzie mógł ukryć zmieszania.
    Teraz liczyły się jednak słowa, a nie te drobne fragmenty wyglądu które w półmroku drżały niczym płomień lawirujący na knocie świeczki. Tak, Starszy inspektor powinien zainwestować w okulary. I tak, to zdecydowanie nie był moment na rozważanie tego, fakt jednak, że Sif sterująca ciałem nadgryzionego zębem czasu Sorsy tak często pocierała oczy jakby nie wierząc, że świat może być tak niewyraźny coś sugerowało.
    Wysłuchiwał czy raczej wysłuchiwała tych łgarstw i fantazji z kamienną twarzą, teraz jakby omotana niepodważalnym od wieków urokiem rozmówcy. Mimika Lokiego sugerowała, że ten mógł faktycznie mieć tym razem nieco inne intencje niż te, o które moment temu go posądzała. O których krzyczała wręcz na całą świątynną nawę, byle tylko ktoś zauważył go i wyprowadził stąd.
    Teraz wahała się. Mówił z sensem, a ona jak zwykle kierowała się tylko gorejącym ze złości sercem. Wciąż nie wybaczyła mu tego co zrobił, jednak znała Lokiego aż za dobrze – ten by oszukiwać ich wszystkich tak sprawnie, musiał dysponować ogromnym intelektem. Musiał potrafić przypuścić tok myślowy innych bogów, by być przygotowanym na skuteczne ich oszukiwanie. Ostatecznie przegrał, to prawda, jednak czy zupełnie?
    W końcu teraz był znowu naprzeciwko niej. Obydwoje byli w tej świątyni, chociaż pod innymi postaciami. Faktycznie coś musiało być na rzeczy.
    - Jaką mam pewność, że to wszystko nie jest twoja sprawka? – zawahała się, zresztą – kto w kontakcie z tym oszustem nie zastanowiłby się nad tym chociaż na chwilę. – W jaki sposób masz mi pomóc, Loki? I w jaki sposób chcesz mi udowodnić swoje dobre intencje? Zrób coś, co sprawi że ci uwierzę.
    Nie miała ochoty na gierki. W jej głosie słychać było postępującą desperację. Masowała się po karku, który bolał ją już nieco od zadzierania głowy. Uczucie tak nieznane bogini, a tak codzienne dla prowadzącego prawie całkowicie siedzący tryb życia starszego inspektora.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Gert nigdy nie był nawet odrobinę bliski do knowań i łgarskich wywodów mających omamić rozmówcę; szczerze powiedziawszy był niezwykle kiepski w podobnych zabiegach i zwykle sama prawda wylewała się z jego osoby, a nawet najmniejsze próby złośliwości wychodziły mu niezgrabnie i nazbyt ordynarnie. Z resztą, nigdy nie odnajdował w byciu nieuprzejmym żadnej przyjemności i skłaniał się raczej ku rozbrajającej prostocie zachowania i poddawania się odruchom, które z serca wypływały wyprost na zewnątrz i dyktowały kolejne ruchy. Teraz jednak chęć bycia sobą zdawała się tak nikła, że nawet przez chwilę nie zawahał się przed podarowaniem Sif szytego na miarę uśmiechu – w rzeczywistości zupełnie przepełnionego jadowitą kąśliwością i pragnieniem triumfu nad słabowitą boginią.
    Widział, że zasiał w niej ziarno niepewności, kiełkujące i oplatające jej myśli – wypuszczające pędy powątpiewania w to, że Loki ponownie chciał ją zwieść i uczynić jedynie coś, co jemu przyniesie korzyść. Ale czy właśnie nie został do tego stworzony? Czy właśnie teraz nie objawiała się pełnia jego doskonałej, krętackiej natury? Nie potrafił żyć inaczej i nawet chcąc nieść bogom ratunek robił to we właściwym dla siebie stylu.
    Cóż. Jak widzisz, sam ugrzęzłem w tym, Laufey jeden raczy wiedzieć, czymś… – pokazał po sobie, choć w gruncie rzeczy zdawał się całkiem zadowolony, bo przecież mogło być gorzej. Złośliwy chichot wypełnił sklepienie jego czaszki. – Ni to olbrzym, ni to człowiek, a najgorsze, że nie mogę uczynić z tym zbyt wiele. – Westchnął z rozżaleniem i sięgnął ku własnej głowie, by owinąć dookoła palca rudy lok zwisający mu na czoło. Musiał ją jakoś przekonać do szczerości własnych intencji. Nie miał wyjścia, z jakichś powodów został zamknięty w tej nędznej skorupie i co najgorsze, nie potrafił przywołać z pamięci żadnego zaklęcia, które umożliwiłby mu powrót do znacznie potężniejszej formy i z całą pewnością bardziej przyjemnej dla oczu. W pewnym sensie obydwoje tkwili w bagnie i początkowo najwyraźniej byli skazani na współpracę, choć Loki krzywił się wewnętrznie na samą myśl o czymś podobnym. Prawdziwy Gert nie miałby serca w taki sposób traktować poczciwego staruszka, jednak w ty momencie to, czego chciał potomek olbrzymów liczyło się najmniej.
    Loki przestąpił kilka kolejnych korków i zatrzymał się przy rzeźbie Thora, wykrzywiając się nieprzyjemnie, jednak wciąż z największą dbałością o to, by Sif tego nie dostrzegła. – Wiesz, że w pełni ufać możesz tylko sobie. – Pełna goryczy prawda wysączyła się spomiędzy jego wąskich warg. – Powiedzmy, że musisz zaryzykować. Będę z tobą szczery. Śmiem po prostu wątpić, że masz lepsze wyjście z tej sytuacji. – Z całą pewnością nie miała zbyt wielu alternatyw, dlatego postanowił jej o tym przypomnieć. – Być może o to chodzi, musimy odnaleźć tego, kogo ofiarą padliśmy, bo może okazać się bardziej niebezpieczny niż ja. Niech starczy ci sama świadomość tego, że nigdy nie pozwolę nikomu tak się upodlić i stać ponad mną w sztuce, której jestem wirtuozem. – Sif musiała przecież wiedzieć, że Loki nigdy nie pozwoliłby sobie na podobną sytuację, że zmiótłby każdego, kogo choć w najmniejszym stopniu uznałby za zagrożenie dla swego wizerunku. Nie było na tym świecie miejsca dla drugiego Lokiego.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    To prawda – pewność w przypadku zachowań Lokiego nigdy nie była dobrym pomysłem. Zaufanie mu jednak i oddanie się poniekąd pod jego kontrolę, było pomysłem równie głupim, ale jak zakładała - w tym momencie koniecznym. Sama wydawała się niezwykle zagubiona, szukająca sensu, uwięziona. I chociaż bóg kłamstw i oszustw zapierał się, że sam utknął w rudowłosej głowie równie niespodziewanie co ona, wydawał się być w swoich słowach bardziej „zdolny”. Zdolny do działania i racjonalnego myślenia.
    Tak, musieli się stąd wydostać.
    Tak, miał rację.
    - Masz trochę racji – powiedziała, a raczej przemówiła ustami Untamo. Nie chciała dawać mu powodów do zbyt wielkiego zadowolenia, stąd nieco mocniej miarkowała słowa pochwały. Zaplotła ramiona na piersi i zadarła nos, byle nie zasugerować, że w jakiś sposób chce się przed nim ukorzyć. Może nie musiałaby odwalać całych tych scenek, gdyby nie patrzące wciąż na nich puste oczy pomników całego panteonu. Może gdyby nie stali pod pomnikiem jej kochanego męża, mogłaby pozwolić sobie na inne zachowanie, a teraz, nawet kiedy pozostawała świadoma braku realnej obecności Thora nad nimi – czuła się jakoś dziwnie. – W końcu mamy w tej niedoli jedynie siebie, prawda?
    A skoro byli już na siebie skazani, Sif poruszyła się nieco dalej, odsuwając się od pomnika swojego męża. Przystanęła bliżej centralnej części świątyni i patrząc w kierunku drzwi do niej, jakby zachęciła Lokiego do podejścia samym spojrzeniem. Wskazała ku wrotom, widocznie przypominając sobie o czymś, czego doświadczyła dzisiejszego ranka.
    - A może to nie o nas w tym wszystkim chodzi? Jeżeli to prawda i jeżeli po prostu naszym zadaniem było przyprowadzić tu ciała tych nędznych ludzi – zastanowiła się, jednak od razu odrzuciła te założenia. Byli ważniejsi od ludzi, dlaczego więc mieliby patrzeć na to wszystko od ich strony? – Jeszcze jakiś czas temu, nim cię nie zobaczyłam… Myślałam, że jestem kimś innym. Moje myśli zlewały się z myślami… Jego.
    Dobrze wiedziała, że Loki domyśli się kto jest „nim”. Oczywiście chodziło o pierwotnego właściciela tego ciała, o którego tożsamości nie mogła nic wiedzieć. By jednak zrozumieć swoją sytuację bardziej, zaczęła nagle obmacywać swoje ubrania. Wyciągnęła z kieszeni klucze, ba – jeden z nich był w pęczku nawet z identyfikatorem. Dziwnym, dużym i podpisanym tylko „Starszy Inspektor Untamo Sorsa”.
    Nie potrafiła czytać zapisu innego niż runy. Dodatkowo wzrok jej ciała szwankował.
    Podała więc klucze Lokiemu.
    - Co tu jest… Napisane?



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ani przez chwilę nie pozwalał sobie, by jego niezachwiany spokój stopniał pod wpływem niepewności rodzącej się w sercu. Coś zaczynało powoli podpowiadać mu, że wszystko nie było takim, jakim na początku myślał. Wątpliwości zasiane w głowie pojawiły się niespodziewane, niesione jakimś przedziwnym przeświadczeniem, że jest mu coraz mniej wygodnie w ciele, które posiadał. Tym bardziej musiał dążyć do tego, by jak najszybciej rozwikłać zagadkę, która sprowadziła go na ziemię. Prawdopodobnie miał powrócić do Asgardu po nagłym przerwaniu niekończącej się kary, a Sif miała być kluczem do sukcesu. Przyglądał się jej, temu jak ostrożnie dobierała słowa. Nie mogła mu w pełni ufać, sam czasami dziwił się, jak wciąż potrafi nakłaniać swoją charyzmą bogów do współpracy. Ci faktycznie musieli być skończonymi głupcami, nie uczącymi się na błędach żółtodziobami i choć mógłby ubliżać ich intelektowi, odnajdywał w tej nieporadności furtkę do kolejnych knowań.
    Splótł dłonie na piersi i wejrzał brązową zielenią tęczówek na podstarzałą twarz bogini. Nie potrafił odnaleźć w niej nic, co wzbudzałoby w nim jakiekolwiek wspomnienia, myślał wręcz, że nawet sposób,w który formułowała zdania odbiegał dalece od tego, co niesprecyzowane siedziało w jego głowie. Czuł się niczym odklejony od rzeczywistości. Pokiwał głową, gdy w końcu usłyszał jakiś przebłysk rozejmu, przyzwolenia na to, by mogli rozpocząć współpracę. Uśmiechnął się entuzjastycznie i poskrobał po czubku nosa. Myślał, że pójdzie nieco trudniej, jednak najwyraźniej Sif ostatecznie oszczędziła mu dalszych przepychanek słownych.
    Na to wygląda, jakkolwiek byłabyś z tego niezadowolona – przyznał dość łagodnie jak na Lokiego i powiódł wzrokiem tam, gdzie podążyło ciało mężczyzny. Ułożył dłoń pod brodą, zastanawiając się nad słowami, które usłyszał. Nie chciał początkowo skłaniać się ku jej pomysłowi, jednak sam wiedział niewiele o zaistniałej sytuacji – nie przyznał się jej, ale początkowo czuł dziwny strach osiadający na karku, a pustka w głowie napawała go czarną rozpaczą. Być może jego towarzyszka miała nieco racji. Ruszył w jej stronę.
    Może to nie jest takie głupie… – Wsadził ręce do kieszeni, by coś sprawdzić. Grzebiąc w nich przez chwilę, wydobył pomięty paragon, zwiniętą w kulkę chusteczkę – prawdopodobnie upraną razem ze spodniami, bo rozpadała się na drobne, przypominające śnieg płatki. Znalazł też kilka listków zasuszonej melisy, pokruszonego papierosa i wizytówkę z jakiegoś lokalu, na której widniał zamaszysty napis „Cafe Kierkegaard” Nic jednak mu nie świtało. Zmrużył oczy, wyrzucając śmieci na posadzkę, niezadowolony z wyniku poszukiwań. – Bezużyteczne… – wymamrotał wyraźnie skwaszony. Ożywiła go dopiero prośba Sif. Odwrócił się do niej energicznie i strzepał z dłoni resztki tytoniu zmieszanego z suchymi skrawkami chusteczki i melisy. Chwycił pęk kluczy, który był zimny pod palcami i miał przytwierdzoną prostokątną „tabliczkę informacyjną”, gdyż Gert zdawał się zupełnie nie pamiętać słowa takiego jak „identyfikator”.
    Zobaczmy. – Wyraźnie zafrasowany przystąpił do badania obiektu, obracając go i oglądając z każdej strony. Zastanawiał się nad rządkiem liter i był pewien, że powinien umieć go rozczytać, choć umysł wcale nie chciał współpracować. Mimo tego, jakimś cudem skleił ze sobą głoski – Sta… Strar… Straszy In… Inspektor Untato Samosa? – Zrobił zdziwioną minę i łypnął na Sif. – Hę? Chyba źle. Jeszcze raz. Stra… Starszy Inspektor Untamo Sorsa – wybębnił z niewiarygodna szybkością, jakby mierzył się z językołamaczem. Wyszczerzył się, choć wcale nic mu nie podpowiadało to, co właśnie odczytał.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Nie zadrżała ze śmiechu, kiedy Loki przejawił trudności w czytaniu pisma drukowanego - sama w końcu nie potrafiła odkodować znaczenia ani jednej literki, stąd jego pomoc i tak wydawała się nieziemsko potrzebna. Obserwowała identyfikator i dziwne kształty kluczy, by potem dojść do fundamentalnej konkluzji, jakby skazującej całą ich bytność na stracenie. W końcu osobowość, dziwna, zagubiona i podająca się za boginkę odsuwała się na bok, powoli ustępując miejsca prawowitemu właścicielowi tej siwej głowy o osłabionym zmyśle wzroku.
    W końcu po co tu byli? Obydwoje chcieli odwiedzić świątynię. Z odrębnych powodów, jak można się było spodziewać, jednak ten punkt wspólny uzasadniał spotkanie, a później również starcie się w tej samej, niespodziewanej niedoli. Teraz Untamo czuł się zagubiony, jednak wreszcie przebił się przez grasującą po jego głowie Sif. Być może to usłyszenie własnego imienia powołało go do działania, a być może po prostu nadające układy gwiazd zmieniły swoje tory, pozwalając mu na zaprzestanie zachowań, za które zupełnie potencjalnie mógłby się później wstydzić.
    Untamo Sorsa. To ja. Starszy Inspektor. Untamo Sorsa - powiedział tak, jakby wybudził się ze snu, w który wpadł opadając głową na biurko po ciężkim dniu w pracy. Zwykle wtedy również, kiedy ktoś młodszy planował akurat wejść do jego gabinetu bez pukania i zastać go na “lenistwie”. Tylko że budząc się pośród zapachu akt i świeżego atramentu doskonale wiedział gdzie się znajduje, na ten moment pozostawał zagubiony na tyle, by zwrócić uwagę na jedyny, w miarę pasujący szczegół. Jego klucze i identyfikator, znajdujący się w rękach młodego olbrzyma. Zmarszczył brwi, kiedy wyciągnął dłoń po swoją własność. - Wypadły mi? - zapytał, jakby słodko nieświadomy wobec tego, co ostatnio miał do powiedzenia świeżo poznanemu rudowłosemu. Otaksował go spojrzeniem, a potem cofnął się o pół kroku, jakby czując się dziwnie z tym, że stali obok siebie. Tak blisko. Za blisko, kiedy on miał wrażenie, że zgubił kilka chwil życia.
    Może się zamyślił, a może to przewlekłe zmęczenie i bukiet trosk i zmartwień sprawiły, że działał na swoistym autopilocie. Może nie powinien doszukiwać się w tym wszystkim swojego szaleństwa, a po prostu domyślić się, że potrzebował wreszcie beztroskiego odpoczynku i odcięcia się od smutnych, nieprzespanych nocy. Może powinien się upić.
    W głowie przeprosił bogów, że to w ich obliczu przyszło mu pomyśleć nad własnym upodleniem, jednak znajdował się w ciężkiej, drażniącej sytuacji. Chciał po prostu znaleźć coś, co wepchnie go w sen tak ciężki, by mógł odespać po wsze czasy.
    - Dziękuję, inaczej musiałbym włamywać się do własnego domu. Jeszcze ktoś wezwałby Kruczą Straż, a moi koledzy mieliby dużo śmiechu - czuł, że musi się odrobinę wytłumaczyć. Nie wiedział czemu, ale to chyba jego delikatna natura pseudo twardego wrażliwca. - Ja… Muszę iść. Chyba. Dziękuję młody.
    Mówił, kiedy już odsuwał się ku drzwiom. Właściwie nie musiał jeszcze iść, być może powinien jeszcze kontemplować w ciszy swoje myśli, ale coś kłębiącego się na dnie umysłu zasugerowało, że powinien opuścić te miejsce.
    W końcu jak radzić sobie z myślą, że przed chwilą wypowiadał się w imieniu bogini Sif? Był wybrańcem? Idiotyzm. Prędzej był po prostu przewlekle smutnym szaleńcem.

    Untamo z tematu



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nigdy nie był mistrzem czytania, tym bardziej pisania, jednak zwykle litery zdawały się współpracować z nim o wiele chętniej. Zwłaszcza po latach ciągłej nauki i szlifowania umiejętności, choćby na księgach traktujących o alchemii. Dopiero po kilku chwilach, wzrok nabrał ostrości, a kształty zdawały się jakieś bardziej znajome. Nie wiedział zupełnie, co tak właściwie się wydarzyło. Stał niemal na samym środku wysokiej sali świątynnej, a macki obślizgłej świadomości boga kłamstw i psot usuwały się potulnie do miejsca, z którego nie miały już powrotu. Gert nie potrafił wychwycić momentu, w którym przestał myśleć kategoriami boskiego oszusta i na powrót stał się prostodusznym olbrzymem o zbyt rozwichrzonych, rudych włosach. Nagły ucisk w żołądku nakazał mu spojrzeć w stronę swojego towarzysza, którego rysy, choć przed chwilą już całkiem dobrze poznane, obecnie zdawały się zupełnie oderwane od rzeczywistości, obce i pasujące zupełnie do nikogo. Dźwięk wypowiadanego własnym głosem imienia i nazwiska nie zdołał jeszcze całkiem spełznąć i mógł powtarzać go echem w głowie. Starszy inspektor Untamo Sorsa. Untamo Sorsa. Jakiś Kruk, z którym wcześniej nie miał nic do czynienia. Otworzył szerzej oczy, jakby wybudzony z letargu i zamrugał energicznie, gdy mężczyzna zadał mu pytanie.
    Chyba tak, chyba musiały panu wypaść. – Zgodził się, jednak zupełnie bez przekonania, bo nie potrafił przypomnieć sobie, w którym schylałby się po identyfikator, by podać je funkcjonariuszowi. Musiał przyjąć za pewnik, że właśnie tak było, a polemikę odłożyć na bok, gdyż była zupełnie niepotrzebna. Oddał zgubę, rozluźniając uchwyt na pęku kluczy i jeszcze raz przyjrzał się Untamo. Wahał się, czy powinien go zapytać o to, co właściwie działo się chwilę temu, jednak ostatecznie nie odważył się. Przeświadczenie, że zostałby uznany za pomyleńca nie dawało mu zrobić kolejnego kroku. Pozwolił więc, aby jego towarzysz oddalił się na bezpieczną odległość i pozbierał. Sam Molander splótł dłonie na piersi i obejrzał dokładnie posągi znajdujące się w świątyni – nie miał pojęcia, co tak wcześnie rano przywiodło go w to miejsce, tym bardziej, że zaczynał odczuwać potworny głód. A przecież nigdy nie wychodził bez śniadania, nauczony latami praktyki, że głodny olbrzym, to nieznośny olbrzym.  Uśmiechnął się blado, gdy usłyszał pomruk z głębi żołądka.
    Proszę, nie ma za co. Dobrze, że je zauważyłem. – Zauważył? Mało ważne. Nie było mu dane przypomnieć sobie całego zajścia i własnych poczynań w roli Lokiego. Lokiego? Na wszystkich jötunnów. Nigdy nie przyszłoby mu to do głowy.
    Nie zamierzał zatrzymywać starszego inspektora Sorsy z powodu własnych wątpliwości i zamieszania powstałego pod sklepieniem czaszki. Musiał jak najprędzej wrócić do domu i coś zjeść, bo nie miał przy sobie ani złamanego talara. Westchnął przetrząsając puste kieszenie, w których wciąż tkwiła wizytówka kawiarni. Obejrzał ją dokładnie, zaraz po tym, gdy odprowadził Untamo spojrzeniem do samych drzwi świątyni.
    Pozostał wewnątrz zupełnie sam, pozbawiony chęci do wznoszenia jakichkolwiek modlitw. Chowając kartonik na powrót w bezpieczne miejsce, zerknął na towarzyszące mu rzeźby, zaśmiał się cicho pod nosem – Thor wcale nie wydawał się taki wielki, zwłaszcza z perspektywy jötunna.

    Bezimienny z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.