Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    01.10.2000 – Pokój dzienny – U. Sorsa & Bezimienny: P. Nykänen

    2 posters
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    01.10.2000

    Untamo rzadko omijał możliwość pojawienia się w pracy, właściwie, momenty w których Sorsa nie uświetniał swoją obecnością siedziby Kruczej Straży sugerowały już może nawet, że w jego życiu wydarzyło się coś złego. Co prawda nikt raczej nie spodziewał się, że starszemu inspektorowi przydarzy się po prostu położyć się i umrzeć, szczególnie, że wczoraj przejawiał tylko lekki objawy gorszego samopoczucia, jednak bądź co bądź – nawet zasmarkany i ze stanem podgorączkowym często pojawiał się na służbie, mając dostęp do leków, które podkraść można było matce, a które stawiały na nogi nawet trupa.
    Teraz było inaczej. Posłany do Kruczej Straży liścik sugerował, że Sorsa zapadł na wicherię i pomimo tego, jak bardzo by nie chciał – nie był w stanie opuścić pomieszczeń swojego domu bez zmartwień o los siebie i innych – ba, zauważał, że z każdym kolejnym rokiem chorowanie bardziej mu przeszkadzało, a prozaiczne objawy, takie jak pociąganie nosem, zaczynały go drażnić i nie pozwalały skupić się w pełni na obowiązkach. Może właśnie z tego powodu ludzie wymyślili emeryturę – można było pomyśleć. W końcu w zawodzie takim jak on nie liczyła się jedynie emocjonalna i psychiczna sprawność – również fizyczne kwestie pozostawać musiały chociażby wystarczające.
    Proszenie o pomoc było upokarzające.
    Szczególnie gdy o pomoc prosiło się kogoś, kto sam nie pozostawał fizycznie w pełni sprawny. Untamo bardzo dbał o Pirkko-Liisę, nie chciał zresztą, by ta się zaraziła, jednak posyłając list do swoich przełożonych – walcząc z samym sobą, posłał również skrawek papieru do niej. Wspólnie jedzone posiłki sprawiły, że Nykanen mogła czuć się u niego w domu jak u siebie – przynajmniej taki chciał odnieść efekt. Obok Klary – tylko Pirkko mogła pomóc mu tak, by nie zdemolować połowy mieszkania w poszukiwaniu jedzenia czy lekarstw. Zresztą – wichernia zrobi to za nią.
    Gdy blondynce przyszło zapukać do drzwi, dopiero po chwili, przy akompaniamencie głośnego kichnięcia i przewracanego krzesła, które dało się posłyszeć z wnętrza, zamki zadzwoniły a blada i chora postać inspektora, który zasłaniając łokciem usta i nos, zaprosił kobietę do środka gestem szerokiego rozłożenia ramienia.
    - Wejdź w butach i… Nie zbliżaj się za bardzo, zarażam – powiedział dość nosowym głosem, kiedy w kapciach przemierzał przestrzeń pomiędzy drzwiami a stolikiem, byle spróbować schylić się po obalone chwilę temu krzesełko. Nieskutecznie widocznie, bo po chwili ponowie w przestrzeni rozszedł się głośny „apsik”, który lekko przesunął nawet obrus leżący dla stole w kuchni. Widząc, że schylanie nie jest dobrym pomysłem, opadł tyłkiem na rozłożoną do funkcji sypialnej kanapę i już w pozycji siedzącej, wysmarkał się kulturalnie w jedną z chusteczek higienicznych. – Czuję się jak pieprzony emeryt… Kaleka.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Fakt, że Untamo pojawiał się w pracy niemal zawsze (przynajmniej Pirkko nie była w stanie przypomnieć sobie ostatniego razu, gdy zaniemógł na tyle, by nie mieć siły nawet powłóczyć nogami do Komendy dla samego faktu odesłania przez przełożonego do domu) wzbudzał uzasadniony niepokój wobec nagłej niedyspozycji starszego oficera. Krucza Straż była środowiskiem dość szerokim, jednakże na tyle hermetycznym, by nieobecność osoby jego pokroju nie pozostała długo niezauważona. Rosnące od ranka plotki do południa przybrały rozmiar niemalże katastroficzny, przewidując wszelkie powody jego nieobecności. Od tych raczej niegroźnych pokroju zatrzaśnięcia drzwi łazienkowych i niemożliwości wyjścia na wyjątkowo paskudnych domysłach kończąc. Zwłaszcza te ostatnie doprowadziły siedzącą, jak niemal każdego dnia od ostatnich kilku miesięcy Pirkko do białej gorączki, gdy wiewiórka dostarczyła jej krótką notkę od Untamo.
    Wicheria co prawda nie była końcem świata, jednak potrafiła zdrowo dać w kość.
    W szczególności tym, którzy wciąż chcieli żyć marzeniami o swym niegdysiejszym zdrowiu i nieprzemijającej krzepie. O bezradności człowieka względem niezależnych od woli kwestii zdrowotnych wiedziała chyba wszystko, toteż łatwo przyszło jej sympatyzować z Sorsą. Łączące ich stosunki tylko podbiły poczucie odpowiedzialności za starszego oficera.
    Dlatego też przed wyjściem z pracy zatrzymała się jeszcze w zakładowej kafeterii, wybierając trzy porcje lohikeitto i kaalikääryleet — fińskiej odmiany gołąbków — z menu, ze specjalnym przeznaczeniem do zjedzenia przez siebie, Untamo i panią Sorsę oczywiście. Może wybiegła z tym odrobinę do przodu, jednak założyła, że gdyby córka Untamo sprawowała nad nim opiekę, podobna prośba o pomoc nigdy nie wydostałaby się spod jego dłoni. Ukrycie faktu choroby przed Klarą pasowało zresztą do modus operandi Sorsy, który starał się chronić swą córkę za wszelką cenę i przed każdym plugastwem tego świata. Absolutnie mu się nie dziwiła.
    Zanim jednak dotarła na Ragnhildy Potężnej, zrobiła sobie krótki spacer do położonego niedaleko siedziby głównej Kruczej Straży własnego mieszkania. Torba szybko wypełniła się ubraniami na zmianę i ciepłą piżamą wraz z zestawem grubych skarpet oraz niezbędnymi przyborami toaletowymi. Założona na ramię, zsunęła się z niego, jak za każdym razem, gdy Pirkko usiłowała zamknąć drzwi, lecz nawet ten drobny chichot losu nie mógł powstrzymać jej na dłużej. Miała misję do spełnienia i nie zamierzała nawalić.
    Odnalezienie mieszkania Sorsów nie było zadaniem trudnym, zwłaszcza że zdarzało się jej tam bywać. Zapukawszy więc w drzwi oczekiwała na pojawienie się rzadkiego okazu Untamo (obiektu nędzy i rozpaczy). Powiedzieć, że nie zawiodła swoich oczekiwań, to jak nic nie powiedzieć.
    — Przyniosłam obiad — powiedziała niemal od razu, jakby ta myśl, trzymana zbyt długo w objęciach umysłu, umrzeć miała niewypowiedziana jak najszybciej się dało. Dopiero po tym falstarcie uśmiechnęła się, w swoim mniemaniu nawet przyjemnie, choć serce bolało na widok tak rozłożonego chorobą człowieka. — Mam nadzieję, że jesteś w humorze na kaalikääryleet.
    Następnie, jakby zupełnie ignorując wcześniejszą prośbę kolegi z pracy, zzuła oficerskie buty, zostawiając je w przedpokoju na łaskę i niełaskę późniejszych kichnięć.
    — Hej, są na tym świecie ludzie, którzy są prawdziwymi kalekami, a ty tylko masz chorobę sezonową… — słowne upomnienie, choć miało brzmieć jak nagana, rozpłynęło się gdzieś pomiędzy planem a wykonaniem. W efekcie ton głosu Pirkko rozbrzmiał bardziej jak pełna żałości prośba o nienaśmiewanie się z faktycznych kalek. Pozwoliła sobie również zniknąć na moment w kuchni, by tam najpierw przytrzymać poruszony kichnięciem obrus, a potem odstawić na stół przytargane obiady. — Nie wiem, czy wiesz, teraz pewnie już tak, ale zostaję na noc!
    Jakkolwiek spodziewała się protestów ze strony chorego, nie mogły się one zdać na nic. Prosząc Pirkko-Liisę o pomoc, dostawało się pełny pakiet, nie godzinowe skrawki. Wróciwszy do pokoju dziennego, oparła się plecami o zabudowaną część meblościanki, nie chcąc jeszcze zakłócać delikatnej przestrzeni mężczyzny.
    — I zanim powiesz cokolwiek, nie pozwalam Ci się zbliżać do mamy. Nie dość, że ją zarazisz, to jeszcze zdemolujesz pół domu, jak nie lepiej.
    Ułożone na biodrach dłonie i wyjątkowo poważna mina dodały Pirkko wyrazu zaskakująco... ciepłego. Jakby na moment weszła w rolę szanownej rodzicielki dbającej, by jej pociechom nie wydarzyła się nawet najmniejsza krzywda. Może to już? Najpierw robiła za matkę kwokę dla Larsa, teraz podobnie matczyne instynkty odczuwała względem bezbronnego wobec choroby Untamo...
    Może pora na własne dzieci? Zegar biologiczny tyka.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Niefortunny dobór słów miał się niedługo zemścić na dotkniętym chorobą Untamo. Ten powlókł wzrokiem ku kobiecie, która poinformowała go o doborze menu na dziś. Jednak pomimo tego, jak pewnie wzdychałby na same wspomnienie tych pyszności w dobrym stanie zdrowotnym, teraz jedynie mógł pomarzyć o spokojnym skonsumowaniu tych specjałów. W końcu na samą myśl o kichnięciu w kierunku rozsypanego po talerzu posiłku dostawał kociokwiku, a wizja unoszących się w powietrzu i miotniętych w nieokreślonym kierunku kaalikääryleetów. Jako jednak, że nie miał za bardzo siły na oponowanie, po prostu warknął coś pod nosem, jak typowy chory mężczyzna, któremu ciężko pogodzić się z byciem wypranym z sił. Dopiero gdy kobieta zasugerowała, że zostanie tutaj na noc, Untamo jakby momentalnie poderwał się, ignorując swoje osłabienie i spróbował pokonać odległość od wersalki do drzwi do pokoju, w którym obecnie znajdowała się matka, która od rana zjadła dziś bardzo niewiele.
    Widocznie chęć pościelenia Pirkko łóżka w pokoju obok matki była tak silna, by powstrzymała ataki wicherii. Do czasu oczywiście, bo po chwili przymknięte do tego czasu drzwi otworzyły się, uginając się pod siłą kichnięcia Sorsy, który osłabiony tym nagłym porywem ciała, na nowo opadł tyłkiem na pościelone w salonie łóżko.
    Choroba 1, Untamo 0.
    - Untamo? – podstarzały głos matki dotarł z pokoju obok, gdy ta widocznie przebudziła się pod wpływem hałasu, jaki wywołały drgające na zawiasach drzwi, wcześniej wprawione w nagły ruch. Untamo nie mógł odpowiedzieć, zamiast jego odpowiedziało natomiast kolejne kichnięcie, które na szczęście zdążył zatamować poduszką przyłożoną do twarzy na czas.
    - Mamy gości! – krzyknął po wszystkim do matki, a potem spojrzał beznadziejnym wzrokiem w kierunku Pirkko. Podkrążone oczy zdradzały to, że walczył wewnątrz z nieśmiałością, jednak musiał, musiał to zrobić. Musiał poprosić ją o… - Proszę, zamkniesz drzwi i powiesz mamie, że zaraz obiad? Jeżeli wypiję coś na to, może nawet ją nakarmię…
    Widocznie wstawania obecnie sprawiało mu spory problem.
    Nie potrafił też dłużej walczyć, po prostu zagarnął z pościeli gruby, kraciasty koc, pod którym ukrył swoje plecy. Widocznie tak postanowił poradzić sobie z dreszczami, które co jakiś czas ogarniały jego ciało, poprzedzając donośne kichnięcia. Skoro już znalazł w sobie odwagę by pomiatać Nykanen w sposób podobny, jak czyniła to z nim chora matka – postanowił to wykorzystać.
    - W szafce, niedaleko zlewu jest pudełeczko z lekarstwami. Na pewno jest tam coś na to, są podpisane, ale tak drobnym maczkiem… – powiedział łamiącym się głosem (nie ze smutku, a z tego, jak bardzo podrażnione miał obecnie struny głosowe), wskazując wzrokiem do kuchni. – Nie przeczytam normalnie, a co dopiero gdy boję się, że gwizdem wszystko potłukę… Jest tam też przeciwbólowy dla matki. Trzeba będzie dodać jej do obiadu…
    Kiedy trzymał wszystko w ryzach i był zdrowy – wszystko było w porządku. Teraz nie dość, że poczuwał się jak złom, to nawet nie mógł pomóc własnej potrzebującej tego matce. Chciało mu się wyć, jednak godność nakazywała milczeć i nie marudzić już więcej.
    - Nie masz niczego innego na głowie? – tym pytaniem widocznie miał wyrazić wdzięczność do koleżanki po fachu. Słowa co prawda bezpośrednio nie mówiły o tym, jak bardzo docenia jej samą obecność, jednak – ta na pewno nawykłą już do tego, jak ciężko Untamo było wyrażać pozytywne emocje. – Może powinienem był posłać po Klarę…



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Oglądanie Untamo w takim stanie nie powinno być przyjemne i takie nie było. Nie oznaczało to jednak, że Pirkko nie miała możliwości odczuwania bardzo specyficznego rodzaju zainteresowania jego reakcjami. Nigdy bowiem nie przychodziły jej łatwo myśli zrównujące go — w jakikolwiek sposób — do innych mężczyzn, których znała. Jednakże w obliczu choroby jak na dłoni widać było podobieństwo Untamo do na przykład jej ulubionego ze wszystkich krewnych, znajomych i przyjaciół człowieka, Bertrama Holsteina. Z tą jednak różnicą, że Sorsie znacznie prościej przychodziło proszenie o pomoc, co stanowiło spore ułatwienie na początek. Cała reszta — uparte trzymanie się własnych wyimaginowanych możliwości, żałość płynąca z konstatacji, że jednak niewiele rzeczy idzie robić w sposób "normalny" oraz wszelka chęć udowodnienia, że mimo to da sobie radę — stawiała jednak starszego oficera na równi z resztą rodzaju ludzkiego, przynajmniej w oczach Pirkko.
    Oczach, które wywróciły się teatralnie w odpowiedzi na warknięcie. Uznała bowiem, raczej zdroworozsądkowo, że lepiej było złapać się mikrych resztek irytacji z poprzedniej wypowiedzi, byleby tylko nie sprowokować Untamo do jakiegoś głupstwa przez traktowanie go jak niedołężnika. Z własnego doświadczenia wiedziała bowiem, że im bardziej ktoś naciskał na odpoczynek, sugerując, że coś było poza zasięgiem możliwości, tym bardziej chciało się ów człowieczynie udowodnić, że wcale tak nie jest. I że za każdym razem zaklinanie rzeczywistości kończy się tak samo. Goryczą porażki rozlaną na czubku języka, choć dzisiaj także podstarzałym głosem nestorki Sorsów i otwartymi drzwiami do zajmowanego przez nią pokoju.
    Złapana w wirze wicheriowego zamieszania musiała po raz kolejny uznać swoją niemoc. Tym razem nie wynikała ona z ułomności fizycznej, a raczej jej braku. Och, gdyby tylko zamiast połamanych czarnomagicznym zaklęciem kończyn mogła wydłużać sobie, na przykład ręce, przy posiadaniu zdiagnozowanej Giętkości Bohlera, może zdążyłaby przytrzymać drzwi i Untamo nie musiałby tłumaczyć się swojej matce z pokoju dalej.
    Albo chociaż mogłaby uderzyć się w łeb za wyjątkowo słabą generalizację ciężkiej choroby genetycznej, której przydatność była tak rzadka jak dni, w których Untamo nie pojawiał się w pracy.
    — Jasne, nie ma problemu — plecy odbiły się lekko od meblościanki i nawet rozpoczęła krótki marsz w kierunku pokoju pani Sorsa, lecz kolejne słowa Untamo zmusiły ją do bardzo szybkiego stanięcia w miejscu. — Ty lepiej uważaj, żebyś sam cokolwiek zjadł. Masz kinol jak armata, jak wystrzeli, to pozbawisz mamę oka, a taka katastrofa to ostatnia rzecz, której tutaj chcemy.
    Choć wyrażana była w słowach raczej żołnierskich, wciąż z ust Pirkko płynęła czysta troska. Przeświadczenie o własnej niezastępowalności Untamo rzuciło jej się w oczy już jakiś czas temu i zazwyczaj nie miała z tym większego problemu. Człowiek potrzebuje czuć się chcianym, niezbędnym, p o t r z e b n y m. Jednakże w chwili, gdy nie było to absolutnie konieczne, podobne chęci nie zaprzestawały swych manifestacji w jego osobie, a to już potrafiło działać na nerwy i to z całkiem dobrym rezultatem.
    Trzy duże kroki sprawiły, że zamiast znaleźć się we framudze drzwi do kuchni, stanęła tuż przed owiniętym w koc Untamo. Ba, kucnęła nawet przed nim, z wyraźnym trudem i stłumionym przekleństwem wyrzuconym gdzieś przez kącik ust. Kolano bolało, cholernie zresztą, ale czego się nie robiło dla...
    Przyjaciół?
    — Untamo — obie dłonie oparła o jego kolana, może zbyt zuchwale, może zbyt pewnie. Poczekała chwilę w milczeniu, chcąc dać mu przynajmniej kilka sekund na oswojenie się z pozycją, w której się znaleźli. Wyczekiwała też momentu, aż zdecyduje się spojrzeć jej w oczy i dopiero po tym zabrała głos ponownie. — Jeden dzień. Tylko o to cię proszę. Daj sobie odpocząć przez jeden dzień. Zasługujesz.
    Wargi wygięły się w ciepłym uśmiechu, zaś przechylona w bok głowa dodawała jej osobie wyrazu oryginalnej niewinności. Czegoś, co drzemało gdzieś głęboko w osobie pani oficer, a co oglądane było przez wyjątkowo wąskie grono osób z jej najbliższego otoczenia. A Untamo należał do tego grona bez dwóch zdań.
    Nie przedłużając jednak, podniosła się z kucek, pomagając sobie dłońmi ulokowanymi na kolanach Sorsy, uważając przy tym, by nie wywierać na nie zbyt dużego ciężaru. Jeszcze tego brakowało, by nieumyślnie rozwaliła mu rzepki czy... wypuściła dysk, czy cokolwiek co dzieje się ludziom w jego wieku. Nie mogła jednak zwlekać dłużej z uświadomieniem pani Sorsy o osobie jej nowego gościa—nocownika, dlatego też w pierwszej kolejności ukłoniła się jej przez drzwi, pozwalając sobie na wyjątkowo przyjemną aparycję z uśmiechem, którym zazwyczaj darzyła tylko dwie grupy osób — małe dzieci zgubione rodzicom i starszych państwa potrzebujących pomocy z zakupami.
    — Dzień dobry, proszę pani. Przywiozłam ze sobą obiad, podgrzeję go tylko trochę i będę mogła panią nakarmić. Nie jestem może tak samo doświadczona jak pani syn, ale mam nadzieję, że znajdziemy wspólny język — słodki szczebiot podarowany pani Sorsie musiał wystarczyć Untamo za odpowiednią rozrywkę do czasu, gdy Pirkko nie wróci do niego z lekarstwem, o które poprosił ją wcześniej.
    A tylko od jego matki, prawdziwej głowy rodziny, zależało, czy stanie to się za chwilę, czy panie nie utną sobie poważnej pogawędki.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Poddał się, choć w życiu by się do tego nie przyznał. Śledząc ruchy Pirkko, doszedł do wniosku, że i właściwie sam nie porusza się nawet po własnym domu z taką grącją i jasnym poczuciem celu. Zwykle był w końcu tym, który zajmował się kilkoma rzeczami na raz, gubiąc w trakcie cel każdej z nich - widocznie jednak nawyków nabytych w pracy nie dało się tak łatwo wyplenić - żywym przykładem tego jak bardzo wielowątkowe może być życie w pracy był już na pewno natłok spraw rozgrzebanych, a nigdy nie zamkniętych, o których Sorsa myślał czasami, wracając do nich nocami. Szczególnie poruszające było kilka pierwszych spraw przy których jeszcze w dziale poszukiwań krzyżował szyki ze śledczymi. Wtedy wkładał w to jeszcze serce, nie tylko surowy rozum. Wtedy miał jeszcze więcej energii do spożytkowania i pomysłów do zrealizowania. Wtedy widział dla siebie perspektywy rozwoju, miał dookoła starszych współpracowników, którzy wspierali jego postępy, mógł na kimś polegać i na kogoś liczyć. Teraz czuł, szczególnie w momentach tak niewygodnych do życia, a wygodnych do rozmyślań, że powoli odchodzi w odstawkę. Że coraz mniej ludzi stanie za nim i złapie za barki, gdyby miał się przewrócić. Zastanawiał się na jakim etapie życia znajdowała się Pirkko. I czy rozumie jak bardzo chciałby być dla niej kimś, za kogo brał kolegów z dawnych lat. I jak bardzo chciał by ona nigdy nie utraciła werwy, którą on sam gdzieś po drodze wypuścił z kieszeni. Mógł zapytać o to, jednak obnażanie zbyt wielkiej wrażliwości i zwyczajnego zainteresowania jej osobą odebrałby na jej miejscu na śmieszne. Ba, może nawet mogłoby to zostać odebrane jako słabość, a tych okazał dzisiaj już aż nadto, ledwo będąc w stanie zwlec się z łóżka.
    - Myślę… – zaczął, jednak widocznie zbyt mocno skupił się na opanowaniu chęci kichnięcia, by dokończyć myśl w sposób bardziej ambitny. Teraz wiedział, że nie powstrzyma chęci pomocy, jaką obrzucała go Pirkko, szczególnie gdy ta spojrzała mu w oczy i nakazała chociaż raz pozwolić sobie pomóc. W końcu – kurcze, chociaż tak bardzo bronił się przed wszystkim co chciała dla niego zrobić, sam poprosił ją o to by zjawiła się tutaj. A ta mogła wywinąć się czy szukać wymówek by się nie zjawić. Skoro jednak się pojawiła, faktycznie musiała chcieć i mieć czas by zająć się posiwiałym kolegą. – Myślę, że w obecnej sytuacji tylko ty tutaj myślisz. Bo ja chyba faktycznie powinienem… Powinienem odpocząć.
    No a więc skoro poddanie się już miał za sobą – Nykanen mogła zająć się wreszcie działaniem, a nie przekonywaniem Sorsy do faktu, że ten nie musi ratować całego wszechświata na własną rękę. Mógł chociaż raz puścić wodze i pozwolić prowadzić koleżance. Gdy ta lawirowała między pokojami i w późniejszym czasie – miała zajrzeć też do pokoju w którym rezydowała Essi – Untamo tylko śledził ją wzrokiem, co jakiś czas smarkając w wielorazową chusteczkę, co chwila brzydząc się tym, jak pozostawała ufajdana.
    - Co ja bym bez ciebie zrobił, może serio odkupię cię od twojego ojca… – wydusił tylko z siebie, nim wylądował bokiem głowy na poduszce. Pewnie gdyby mógł, uśmiechnąłby się do niej trochę głupio rozbawiony, teraz nie miał jednak siły na takie kretyńskie grymasy. Zamiast tego skupił się na podsłuchiwaniu tego, o czym rozmawiała z Pirkko-Liisą jego matka. A że ta w obecnym stanie jedynie marudziła lub nie mówiła nic – blondynka nie mogła liczyć na najbardziej rozwijającą z opowieści.
    Co prawda z początku Essi patrzyła po prostu w okno, zaciskając dłonie na okularach które nosiła czasami właściwie nie wiadomo po co. Dawno już w końcu zaczęła zapominać o podstawowych faktach ze swojego życia, a co dopiero o tym, co przeczytała przed chwilą w gazecie. Gazecie, których w pobliżu łóżka, na niewielkim stoliczku rozłożono trochę. A gdyby kobieta postanowiła spojrzeć w kierunku tytułów artykułów, mogłaby przypomnieć sobie o życiu zawodowym, w końcu kto jak kto, ale Kruczy Strażnicy byli na bieżąco z najgorętszymi tematami obecnego sezonu.
    W końcu świat się zmieniał. Teraz krew i śmierć to nie tematy tabu, nie kisi się ich na końcach gazet, ledwo wspominając, by zatuszować możliwą niezdarność służb bezpieczeństwa. Teraz to skandal nakręcał machinę zwaną światem.
    - Klara? – zapytała dopiero po chwili ciszy, która pewnie prawie zmusiła Pirkko do wyduszenia z siebie czegoś więcej, co miałoby potwierdzić, że starszyzna domostwa wciąż jeszcze dycha. Spojrzenie staruszki oparło się na blond fryzurze, która albo wydała jej się nielogiczna w całym tym zestawieniu, albo obudziła ją do działania. – Już prawie mnie nie odwiedzasz… – żal przemawiał przez myśli Essi, która właściwie nie pamiętała już nawet kiedy ostatni raz widziała wnuczkę. I nie dlatego, że było to koniecznie dawno, a bardziej dlatego, że ta już niewiele pamiętała. – Ojca nie ma? Znowu gdzieś wyszedł i nic mi nie powiedział…
    Rozmowa z Essi przypominała bardziej walkę jej samej z własnym umysłem, gdzie to układała zdania powoli, próbując przypomnieć sobie czasami znaczenie niektórych słów. Smutna była starość, a w przypadku osób tak umysłowo chorych – na pewno uchodzić mogła za wręcz tragiczną. Dodatkowo liczne zmiany reumatyczne, ciężar przy wstawaniu, brak apetytu – nic dziwnego, że Untamo również tracił wolę życia. W końcu przebywając w otoczeniu o losie tak tragicznym, nie mógł tętnić życiem.
    Po czasie pozostało im tylko podziękować Pirkko za pomoc - tą, którą okazała Untamo, ale i tą którą okazała matce, niechcący obrywając też podejrzeniami o byciu Klarą w innej skórze. Sorsa nie śmiałby proponować Nykanem pozostania tu na noc, jednak gdy ta sama to zaoferowała - przyjął to z ulgą. Przynajmniej na chwilę mógł zmrużyć oko i nie myśleć o tym bo będzie jeżeli nie usłyszy krzyków swojej żądnej uwagi staruszki.

    Untamo i Bezimienny z tematu



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.