Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    13.10.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    13.10.2000

    Szmery teleportacji zadygotały przez krótką chwilę w przestrzeni. Jad złości sączył się ze ściągniętych w interwale smolistej ciszy, skrzywionych emocją twarzy. Emocją, o tyle prostą, co wrzącą w nagłej destrukcji - umysł, na podobieństwo kotła bulgotał natarczywymi pęcherzykami rozważań. Porcelanowa postać, pełna dziewczęcego uroku - znacznie bliższego niż pełna, kobieca dojrzałość - stanęła wyprostowana, waleczna, z nieposkromioną butą skrzącą się w orzechowych kryształach oczu. Niewielkie dłonie, wciąż zaciśnięte w pięści, zmarszczony nos, obsypany przez niezliczone, drobne ziarenka piegów. Stała, mierząc spojrzeniem rywala tej konfrontacji.
    Rywala, który wyglądał jak on.
    Za wyjątkiem aury.  
    - A co niby miałem powiedzieć?! - wzburzył się, instynktownie podnosząc głos. - Weź mnie, Einarze, błagam? - niby-uwodzicielskie przełamanie dystansu, którego nie mógł sobie teraz odmówić. Teatralny ton głosu, połączony z dotykiem dłoni sunącej po klatce piersiowej nie-Einara Halvorsena, zatrzymującej się na umownej granicy, tuż nad poziomem strzeżonym przez klamrę paska. Urocze usta wygięły się w niespecjalnie uroczym, jadowitym uśmieszku. Nie mógł - w równie otwarty sposób - narazić ich na płomienny skandal, zwłaszcza na jednej z głównych, najistotniejszych ulic.
    Odsunął się, dalej łypiąc i przyglądając się Westberg, zamkniętej w ciele zupełnie innej osoby, jednak przejawiającej swoje dawne nawyki.
    Niewinna i szczera - jak zawsze.
    - To było dawno temu - zaakcentował, wiedząc, że bezpośrednie kłamstwo przyniesie mu więcej szkód - i wcale nie tak, jak myślisz - zakończył klasycznym sposobem. Tryb życia, który prowadził, wolał o pomstę do nieba - nie nadawał się, aby gorszyć dobrotliwe umysły ludzi pokroju Laili Westberg. Wymknięcie się następnego ranka należało wręcz do kanonu rutyny, nie dziwiło go, nie wzmagało najmniejszych, choć wątłych jęków sumienia. Nie chciał, by znała prawdę, szczęśliwie chroniony długim czasem rozłąki, podczas którego ona tkwiła w ramionach męża. Nigdy nie doskwierała mu pod tym względem samotność, kobiety, naturalnie lgnęły do niego, wabione czarem osnuwającym postać; przypominały owady mknące do oświetlonych i uchylonych jakby zapraszająco okien.
    - Poza tym - zręcznie przeskoczył z jednego na drugi temat - JA nie używam słów flądra i lafirynda. Jestem... uznajmy... - tu zastanowił się, poszukując słowa.
    Z pewnością nie był panienką - mógł mieć z nią tyle wspólnego, co pracownicy La Rose Noir z dziewictwem.
    - Jestem na to zbyt miły - zaakcentował. Nie kłamał - słynął z charyzmy oraz sympatycznego usposobienia, którym zaskarbił sobie uznanie elit. Wiedział, jak lawirować na salonowych meandrach, uczył się, miesiącami, latami, wzorców postępowania.
    Niedługo później popełnił kolejny błąd (czyżby?), patrząc się, odruchowo, na swoje odbicie w lustrze. Odgarnął, poprawił włosy, następnie - prześlizgując się, bez skrępowania, spojrzeniem po linii - teraz - własnego ciała. Zdradzieckie stworzenie ciekawości pchnęło go znacznie dalej - odwrócił się, początkowo bokiem, później znów przodem do zwierciadła. W jednej chwili, bezmyślnie, położył ręce na piersiach.
    Głupi.
    Przewidywalnie głupi.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Czuła nawarstwiające się emocje, które raz po raz niszczyły spokój duszy. Odnosiła iluzoryczne wrażenie, że już wkrótce wybuchnie, a po eksplozji nastąpi chaos, który porwie ich ciała w absurdzie dewastacji.
    Nie pojmowała, co wydarzyło się w kawiarni, dlaczego ich ciała przybrały formę inną niż zazwyczaj, jakby los kpił z nich w sposób perfidny i celowy. Oddech spłycał się, a dłonie drżały od nawarstwiających się uczuć, które rozlały się w momencie przekroczenia progu nie-jego mieszkania.
    O, ironio.
    Wolała posiadać własne ciało, aniżeli kształt męskiego konturu, który był nienaturalnie inny. Wyzwaniem było poruszanie się, kiedy ruchy krępowane były przez odmienną anatomię. W głowie przeklinała Bogów, modląc się jednocześnie, by nie pokarali jej za tę zuchwałość, a Norny nie ukarały podczas rytuałów.
    - O, wypraszam sobie! – zastygła w bezruchu, nie potrafiąc zareagować na pozorną kokieterię. Brew mimowolnie poszybowała w zdziwieniu ku górze, jakby nie dowierzając w bezczelność samej siebie pod postacią innej osoby. - Ja tak nie mówię! – zaprotestowała od razu, chcąc go spoliczkować, co oczywiście byłoby bardziej irracjonalne.
    Mężczyzna nie powinien postępować w ów sposób, dlatego jedynie zrobiła krok w przód i spojrzała na Lailę-Einara z góry, odnajdując w nim namiastkę własnej istoty. Piegi kontrastowały z bladością skóry, tak jak ogniste włosy z czernią bluzki, która opinała wątłą sylwetkę. Zmarszczyła nos w niemym zastanowieniu, jakoby szukała sposobu, by odczynić ów urok.
    - …Wcale nie tak jak myślisz… A skąd ty wiesz co ja myślę, mhm? Może jesteś kobietą, ale nie analizuj własnych słów, tak jak ja bym to robiła – warknęła, próbując dotrzeć do stołu, gdzie dostrzegła wodę. Pragnęła przepłukać gardło, które złaknione było od kilku dobrych momentów. (Łudziła się również, że w ten sposób odzyska siebie, choć było to z pewnością nader naiwne.) - Ja na pewno myślałabym, że to jest tak jak myślę – stwierdziła, rozsiadając się na krześle. Pozycja iście niewygodna, dlatego pospiesznie skrzyżowała nogi, niwelując uczucie pokracznego dyskomfortu.
    Niczego nigdy nie pragnęła bardziej od bycia sobą.
    Uniosła wymownie brwi, kiedy padły kolejne słowa. Niedowierzanie malowało się na obliczu Laili – prawdziwej – Westberg, aż wreszcie gromki śmiech uniósł się śmiechem, odbijając od ścian. Wykpiwała jego zdania, choć na pewno zgadzała się, że uchodził za urokliwego osobnika płci męskiej. Niemniej – dzisiaj właśnie odzywał się w ten sposób, który zarzucał marce, bo to ona nim była i bez trudu miała predyspozycje do wywołania ogromnego skandalu.
    Nawet za cenę ich reputacji.
    - Ciesz się, że nazwałam tę kobietę lafiryndą, a nie jakoś wulgarniej – wyznała całkiem poważniej, zadzierając nieznacznie głowę. - Znam brzydkie słowa!
    Potem nastąpiło jednakże coś, co całkowicie sparaliżowało córkę Sorena. Spoglądała z niedowierzaniem na damską wersję Halvorsena i jego dłonie, które spoczywały obecnie na jej piersiach. Szok otępił umysł, a ona dopiero po chwili poderwała się na równe nogi, celując dłonią we własną postać.
    - Możesz je zostawić?
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Ryzyko.
    Błąd dawno nie był tak łatwy, tak doskonale widoczny na horyzoncie.
    Za pośrednictwem kilku, fatalnie dobranych słów, wykopał sobie część grobu - miękka, podatna gleba, rozpulchniona absurdem, była trudnym terenem w podejmowanej walce o zachowanie godności. Ostry zapach podejrzeń roznosił się, podrażniając kobiecy instynkt, wyjątkowo skrywany w ciele o zgoła innych cechach. Był zagrożony, zmieniając prędko strategię na pobitego kundla, snującego się ze spuszczonym ogonem.
    Postanowił przypomnieć jej, co się działo. Dwa lata. Dwa lata w instytucji małżeństwa.
    - Chciałbym - rozerwał pajęcze nitki osnuwającej ich obydwoje ciszy - aby nie było tych ostatnich dwóch lat - przez chwilę pobłądził nieco zmieszanym wzrokiem. Winnym, rozgoryczonym, bezsilnym. Oddano ją w ręce innego mężczyzny szybciej, niż zakładała - ze względu na karygodny romans; drastyczne nieposłuszeństwo. Reakcja ze strony jej ojca, a jego - dawnego już - mecenasa, była natychmiastowa, pełna targnięcia zimnej radykalności.
    - Aby nie znalazł nas - ściszony ton kobiecego głosu z wielkim trudem przemieszczał się w stronę uszu odbiorcy. - Wtedy. - Zakończył. Dobitnie. Wtedy - doskonale wiedziała, kiedy. Trzymana w jego objęciach, przekonana, podobnie jak on, złudnie, o delegacji, o tym, że mogą spędzić tę chwilę razem. Byli zuchwali; z biegiem czasu zaczęli sprawdzać granice, wyśmiali termin umiaru. Sam - miał z kolei skończone trzydzieści lat i nie miał w planach udawać, że kiedykolwiek był święty. Nie była, bez wątpienia, jego pierwszą kobietą. Do niedawna uważał, że stracił ją raz na zawsze; nie sądził, że kiedykolwiek dozna jej upragnionej bliskości, oddanej zupełnie Otto. Wycofał się. Zdystansował.
    Uciekł?
    - Nieważne - machnął wymownie ręką; wolał nie rozdrapywać ponad potrzebę ran. Nie chciał, by rozmyślała przesadnie na temat tamtej kobiety. Obraziła ją - trudno - nie była nawet istotna. Nie miał zamiaru do niej przenigdy wrócić, powtórzyć tej jednej nocy, po której doszczętnie zniknął. Nie bez przyczyny zwykł ignorować część natarczywej korespondencji. Geny, którymi był obdarzony, sprawiały, że część podatniejszych, poznających go bliżej ludzi, traciła prędko rozsądek.
    - Grozisz mi w tym momencie? - kąśliwe, jadowite pytanie. Owszem, nie wątpił, aby nie znała gorszych i wulgarniejszych słów. Nie sądził jednak zarazem, aby kobieta z dobrego domu jak ona, mogła poszczycić się rynsztokowym językiem. Nie chciał, tak czy inaczej, być słuchaczem podobnych zdań padających w jej wykonaniu. Nie miał potrzeby, aby dostąpić tego - wątpliwego - zaszczytu.
    Spojrzenie padło jak grom, połyskując wiwatem refleksów złości. Odwrócił się w jej kierunku, rychło - przedwcześnie - sprowadzony na ziemię przy prymitywnych próbach poznania innego ciała, dziś - wyjątkowo własnego.
    - Mam najpewniej jedyną okazję w życiu... - warknął, nie oszczędzając swojej dezaprobaty do zwróconej uwagi. Nie, nie mógł przestać. Mógł co najwyżej wyjść - a ona - nie musiała przyglądać się całości procesu.
    - Nigdy nie ciekawiło cię, jak to jest być mężczyzną? - wymierzył w jej kierunku pytanie. Liczył, że dzięki temu sama się zastanowi - odwracał zręcznie uwagę.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Złość roznosiła się w powietrzu, oblegając sylwetkę Laili Westberg ironią napotkanych na drodze uczuć. Drżała od nadmiaru emocji, jakie nią targały, dlatego z taką skrupulatnością starała się walczyć z płomieniem zazdrości, który ją otępiał.
    Była zbyt rozżalona, by się skupiać na tłumaczeniach, lecz słowa, które wypowiedział sprawiły chwilowe otępienie. Spoglądała na niego zachodząc w głowę, czy mówił prawdę.
    Dwa lata, które były przeplecione bólem, łzami i upokorzeniem.
    Oddech spłycił się nieznacznie, zaś Westberg zrobiła krok w przód. Trzęsła się na wspomnienie męża, szczycąc się nieustannie statusem wdowy. Uśmiech rozciągnął kobiece wargi, a w oczach pojawił się płomień irracjonalnej satysfakcji.
    - Otto został pochłonięty przez ogień piekielny, a ja jestem wolny, panienko - szept przeciął powietrze jak ostrze, które brzęczało nieznośnym dźwiękiem. Głos rudowłosej we wcieleniu mężczyzny był nieznacznie inne, choć zdawało się to na nią przyjemnie oddziaływać.
    Usta raz jeszcze wygięły się w strukturę łuku, a serce zatrzepotało z nerwów. Rozpacz wymieszała się z nagłą radością.
    - Żałuję, że nas odnalazł, ale może taki był wyższy plan, którego znaczenia pojąć nie potrafimy? - zapytała zaciekawiona ów faktem. Nigdy nie rozważała tego w ten sposób, lecz dzień, w którym ojciec malarki odnalazł ich w połach pościeli odmienił zbyt wiele, depcząc godność młodziutkiej kobiety, która wkraczała w dorosłość powoli, zaś u boku męża zmuszona została dorosnąć w pośpiechu.
    Wypuściła powietrze ze świstem, patrząc na Halvorsena nieustannie. Gromki śmiech rozległ się w jego mieszkaniu, bowiem zapominał prawdopodobnie, że pozostawała nim. Nie przypominała rozkosznej dziewuszki, panienki z dobrego domu, ani tym bardziej istoty o szanowanym nazwisku w świecie galdrów. Bawił ją fakt, że mogłaby nabruździć teraz w jego karierze i relacjach damsko-męskich i niczego nikt nie potrafiłby jej udowodnić, wszakże
    nie była sobą.
    Targana szaleństwem byłaby w stanie uczynić wszystko.
    - Lailo Westberg, nie muszę grozić… Mogę to udowodnić… Chcesz? - zakpiła nieznacznie, patrząc na niego z dozą pobłażliwości. Była rozbawiona ów faktem, dlatego z taką zawziętością starała się odświeżyć zwodniczą pamięć, by dostrzegł ironię obecnej sytuacji.
    Zawstydzał ją jednakże. Sama wielokrotnie sprawdzała walory własnego ciała, lecz nie czyniła tego przy kimś jeszcze. On przekraczał granice, kiedy robił to tak zmyślnie, dlatego powątpiewała w siłę perswazji, wzbraniając się przed kolejami dzisiejszego spotkania.
    - Nie wiem, Eina... To idiotyczne, ponieważ nie mam pojęcia, jak się do ciebie teraz zwracać… Ktokolwiek może nas usłyszeć? - spytała skonsternowana, robiąc krok w przód. Nie miała pewności, co sugerował, dlatego spuściła pokornie wzrok.
    - Przyznam szczerze, nie zastanawiałam się nad tym, a ty... Dlaczego to rozważałeś?
    Ciekawość zwyciężyła.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Bohomaz złości rozprowadzony pod skórą, na płótnie jeszcze wydaje się - dziewczęcego, pełnego feerii barw obcej stonowanym kolorytom dorosłości - umysłu. Żadne, zasiane w grząskiej, niepewnej glebie konfliktu słowo, nie przynosiło plonu, nie wypuszczało tęskniących za pogodnością słońca pędów satysfakcji, nadziei, uspokojenia.
    Trudno, zresztą, o sztywne ramy opanowania gdy rzeczywistość porusza się, zmienia w nieokiełznanych pląsach niemal sennych absurdów. Nie byli sobą, umieszczeni w aresztach znanego, jednak w podobnym kontekście zupełnie obcego ciała. Zamknięci w wykrzywionej czarami, niby w złowieszczej, drwiącej źrenicy krzywego, cyrkowego zwierciadła - sylwetce, innej sylwetce, oddani wymysłom losu. Żadna, potencjalna odtrutka na doświadczony stan nie nawiedzała swoją ideą umysłu. Nie sądził, aby istniała możliwość samodzielnego, zuchwałego przyspieszenia i odwrócenia wdrożonych pokrętnie zmian. Domieszka, umieszczona w zamówionym napoju, jak podejrzewał, mikstury, miała jak wszystkie inne cudaczności alchemii ograniczone działanie. Czas stawał się sprzymierzeńcem - wierzył, że wystarczyło poczekać. Tylko. .
    Wytrwać, wytrzymać - w zgodzie.  
    Za obnażeniem brzydkiej, niemiłej prawdy o splatających ich namiętnościach nie krył się, jego zdaniem, żaden wznioślejszy plan. Skrywał się, w zamian za to, prostacki odwet śledzących ich konsekwencji, nasłanych na podobieństwo tropiących psów, spuszczonych z rygoru smyczy, obwąchujących teren, aż do schwytania śladów. Zdarzyło się, co musiało mieć miejsce, na co, bezwzględnie sam zapracował, uznając w całej karygodnej amoralności dziewczęce zauroczenie za pretekst. Przypadkowy, rozniecony przez aurę pocałunek w pracowni nie powinien przenigdy uzyskać odwzajemnienia, kolejnych muśnięć wrażliwych, opadających warg.  
    - Lepiej, gdyby wykazał się pan w czymś innym - zuchwałość prężąca się w tembrze innego i łagodnego głosu, zuchwałość, niepodobna do samej osoby Laili Westberg znanej swoim najbliższym - panie Halvorsen - szeroki, zagadkowy uśmieszek ponownie nawiedził nakrapiane okruchami piegów oblicze. Wydawał się nie znać wstydu.
    Zdziwił się, gdy wychwycił kolejne z zapadających pytań, rozkołysane aurą trwającej w niej niepewności.
    - Mieszkam sam - prosta i pozbawiona zbędnych upiększeń odpowiedź.- Dziwię się, że mnie o to pytasz - nie omieszkał jej wytknąć. Jakim cudem, w czterech ścianach skromnego domu Einara Halvorsena mógł się znajdować ktoś więcej? Żył, już od wielu lat sam, odwiedzając co tydzień Lindę której kamienne, ścięte powagą oblicze, stało się obojętną, kamienną płytą nagrobka. Osoby, które spotykał w życiu płynęły swobodnym prądem jak wstęga szerokiej rzeki. Pojawiali się i niknęli w głębokich mrokach przeszłości, przebywali w pracowni, szeptali imię w sypialni, pochwyceni w miękką, przyjemną pułapkę pościeli.
    Wypuszczona wątpliwość wprawiła go w krótkotrwałe zmieszanie; nie wiedział, z jakiego powodu szuka uzasadnienia na równie prostą, mało skomplikowaną sprawę. Drobne, dziewczęce dłonie spłynęły powściągliwie wzdłuż wytyczonych łagodnie linii wyznaczających sylwetkę. Niezliczone osoby, od wielu przemijających pokoleń raczyły się idiotyzmem pytania gdyby. Co, gdyby. Co, jeśli. Nie tkwił w tym żaden, misternie złożony plan.
    - Nie potrzebuję powodów - odparł po chwili, zyskując na nowo pewność. - Zwyciężyła we mnie najprostsza, ludzka tendencja - przechylił nieznacznie głowę - zwykłe pytanie, jak jest po drugiej stronie, w innej perspektywie, odczuciu - orzechowe tęczówki przesunęły się z pełnym, niepowstrzymanym zaintrygowaniem po przemienionym rozmówcy.
    - …zadowolona? - ułamał tabliczkę milczenia. Przeciwnie do niej, stał prosto, próbując schwytać jej wzrok, rozbiegany i mętny.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Byli zdani na łaskę losu, kiedy igrali z własnymi osobowościami osadzonymi w przeciwnych ciałach. Rudowłosa nie czuła radości z tejże przemiany, bowiem pragnęła na nowo być sobą. Lubiła własne ciało i eskalację emocji, które rozrywały ją w pół. Obecnie skażona była przez pryzmat męskiej sylwetki, której choć pożądała – nie chciała mieć na własność, bowiem nie zdolna była zapomnieć o zmysłowych pocałunkach, jakie składała na fakturze jego skóry.
    Wyrzuciła te myśli pospiesznie, kiedy to dłonie powoli przesunęły się wzdłuż linii żeber, aż na grzebienie biodrowe, które wyczuła mimo odzienia.
    Pokręciła z dezaprobatą głową dla własnej zuchwałości, gdyż nie zamierzała postępować w sposób pełen przekorności czy dwuznaczny, do czego początkowała namawiał ją Einar.
    Była na to zbyt dumna i jednocześnie nieśmiała.
    - Och, nie czuj się zgorszona, moja droga… Z tego co wiem, robiłaś wiele innych rzeczy, które stare dewoty mogłyby gorszyć bardziej, aniżeli kilka przekleństwem, zgadza się? – zakpiła ponownie, przyjmując jego ton. Uśmiech rozciągnął w pełnej okazało męskie wargi, a on uczynił krok w przód.
    Wolała własną odsłonę, na Bogów – jak ona za nią tęskniła.
    I gdyby ktokolwiek rozkazał wypić odmieniający eliksir, uczyniłaby to z dozą chwalebnej satysfakcji, bowiem wraz z Halvorsenem stali się doskonałym materiałem do magicznego eksperymentu. Nie podjęła się tematu Otto, tak jak i on go nie kontynuował. Wspomnienia zbyt silnie wróciły do rudowłosej, którą obecnie wcale rudowłosa nie była i zmusiły do cudacznej nostalgii.
    (O niczym nie wiedział
    i o niczym prawa wiedzieć nie miał.)
    - A skąd mam mieć pewność, że żadna lafirynda i flądra nie wyskoczy zza drzwi bądź z szafy? Tamta była iście przekonana o istotności w twym życiu! – warknęła. czując niebywałe rozbawienie, które pojawiło się na jej obliczu. Po raz kolejny stosowała ów zagranie, jakby będąc kobietą usprawiedliwiało ją wszystko do wypominania przeszłości, która pozostawała ledwie nic nie znaczącym wspomnieniem;
    dla Laili nader kolosalnym, gdyż to ona musiała słuchać szczebiotania istoty o twarzy, której nie spamiętała.
    Zmrużyła więc oczy, robiąc krok w przód i oczekując wyjaśnień. Nie była szalona, a już tym bardziej nie podejrzewała go o posiadanie partnerki, lecz chwilowa, ulotna – dlaczego nie?
    - Mogłabym sprawdzić jak to jest być mężczyzną, lecz nie przy tobie… Wstydzę się – rzuciła całkiem poważnie, odwracając wzrok. Gdyby była tylko sobą, upstrzone przez piegi oblicze – pokryłoby się zapewne taflą rumieńców, które uwydatniałyby iluzję skrywanych pod powierzchnią ciała emocji. Była nieśmiała, o czym wiedział od dawna, więc jak mogłaby czynić w podobny do zeń sposób?
    Drżała na myśl o opuszkach, które sprawdzałaby rysy męskiej postaci.
    - Zadowolony z tej szczerości? – spytała, cofając się nieznacznie wstyd.
    Nie potrafiła wyzbyć się poczucia, że jest we własnym zachowaniu niebotycznie pokraczna.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Szpetna korozja grzechu wyrastała na duszy jak łuszcząca się, zaraźliwa wysypka; pożółkłe, zniszczone płaty niewłaściwych decyzji, złych czynów, złych myśli, wytyczających złą ścieżkę, złych tendencji i złych, wymieszanych ze człowieczeństwem genów, odłączały się z martwej tkanki (nie)zapomnianej przeszłości. Zgnilizna, nieuleczalna, niepoddająca się żadnym, radykalnym procesom, nierozpraszana tyradą moralnego remedium. Wiedział, że jest chorobą, plagą, wyrządzającą krzywdę, przynoszoną z szarpnięciem morowego podmuchu, wgryzającą się w każdą, splątaną zatraceniem osobę. Wiedział, że niszczy innych, że zburzył, przede wszystkim porządek jej życia, jakie wiodła w rodzinnym domu, wiedział - wiedział - i wiedział, czymże jest jednak wiedza, jeśli nie martwym, żałośnie wyplutym słowem. Czym jest każde z zapewnień, każda z obietnic wypuszczanych spomiędzy miękkich, czerwonych objęć warg? Czym będzie życie? Skazą, rysą, ohydną, szczerzącą się kreaturą pod kłamstwem pięknej powłoki? Myśli, rozochocone jej słowem, zaciskały się z trwogą, ropa wyrzutów rozlała się na nowo z krateru źle zagojonej rany. Pusta świadomość, pusty, nic nieznaczący żal.
    Nie pozwolił, pomimo tego, aby sczerniałe odczucia mogły przejąć kontrolę, poruszać nim, zupełnie, tak jak porusza się marionetką w wędrownym teatrzyku wymysłów. Nie pozwolił, aby dziewczęce, nakropione piegami oblicze ukazało jej rysę toczących go bez wytchnienia obaw; w ogromnym i wszechmocnym tragizmie przybierał rolę zroszoną słońcem uśmiechu.
    - Może i była - odwet zaprzeczenia rozległ się natychmiast, mając za cel dogasić ogarek powątpiewania - jednak ja niekoniecznie jestem - na litość bogów - której wobec niego nie mieli - nie wiedział nawet, jak podchodząca do niej kobieta miała rzeczywiście na imię. Liczne, nieistotne relacje zaczęły sprawiać, że znaczna część imion a także niekiedy twarzy, stawała się anemicznie wyblakła pod wpływem erozji czasu. Nie utrzymywał kochanek, był tylko on, on i jeszcze raz on, zawsze on, chociaż mogła tego z początku nie dostrzec, tej złej, karygodnej strony, cienia, rzucanego przez stos ułożonych tajemnic. Wspólne mieszkanie sprzyjało ujawnianiom sekretów, zwłaszcza, gdy rozchodziło się o potrzebę ukrycia całkowicie przeklętej cechy. Ukrycia, że nie jest tym, za kogo zwykł się podawać.
    - Masz rację - przytaknął, kiwając zarazem głową. - Sam pokusiłbym się o więcej, ale… Nie w takiej formie - zdanie umknęło szybciej, niż mógł pochwycić je i powstrzymać rozsądek. Nie chciał stanowić ujmy dla reputacji Westberg, prowokując mężczyzn, patrząc, jak zabiegają, jak troszczą się o osobę, na której szczególne względy przenigdy nie mogli liczyć. Młody, niewinny urok zajmował męskie umysły; był najzupełniej świadomy, lustrując spragnione jej uwagi spojrzenia, że nie jest, z całą pewnością nie jest pojedynczym artystą, któremu córka mecenasa zdołała, niekoniecznie świadomie, skutecznie zawrócić w głowie.
    - Mówiąc o formie - odchrząknął nagle i dostrzegł, jak jego ciało ponownie odzyskuje normalność - …wydaje się, że już wszystko znalazło się na właściwym miejscu - dodał.
    Już swoim głosem.
    Głosem Einara Halvorsena.

    Einar i Bezimienny z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.