:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
13.10.2000 – Ulica Gammel – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg
2 posters
Einar Halvorsen
13.10.2000 – Ulica Gammel – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sob 25 Lis - 10:20
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
13.10.2000
Wyjść i oddalić się.
Zniknąć.
Fałsz odetchnięcia, błogości, marna, mdła strawa, podrzucana w pobliże szczęk gryzącego sumienia, wszystko, byle przestało żuć obolałą świadomość. Pułapka lęku, rozpięta pod workiem skóry, tłukąca się wewnątrz czaszki, wyjąca w szpiku, bębniąca o miękkie trzewia. Każdy, publiczny kontakt mógł stać się ledwie ostatnim; każde, zdradliwe słowo, mogło przyczynić się do rozwiania zwątpień, spostrzeżeń, nakreślonych niemrawym szkicem w umysłach osób postronnych, ludzko ciekawych, wścibskich.
Głuche westchnięcie zamykających się za plecami drzwi, płaszcz, niedopięty i roztańczony podobnie jak niecierpliwe powietrze, przeplatające fryzurę afektem srogiego chłodu. Szorstkie pieszczoty jesieni; chmury, ostygłe siwym, nieodgonionym dymem pod niedostępnym licem przysłoniętego nieba. Spokój: czyżby? na pewno spokój? zawieszony nad głową, zawieszony na cienkiej, wręcz eterycznej nici, mogącej poddać się. łatwo, zgrzytnięciu nożyc nieobeznanej z pojęciem łaski rzeczywistości.
Opuścił lokal; zamówił kawę na wynos, podczas przechadzki opartej na nienachalnej potrzebie drobnych, wielkich dla ducha zakupów - od kilku dni bezskutecznie planował wyjść do księgarni, spędzając większość dnia przed sztalugą i trwoniąc okruchy pozostałego czasu na zbędne boje rozmyślań. Szczęście w nieszczęściu, w pobliżu lady ponownie natrafił na nią. Radość zmieszała z lękiem i przekonaniem, że zapisana w niedalekiej przeszłości przechadzka, była zdarzeniem-decyzją zbyt brawurową i nastrzykniętą ryzykiem. Bał się, zawężając rozmowę do kilku marnych, ziejących od pustki zdań, uprzejmości, na które mogli sobie pozwolić ludzie rozdzieleni przez konflikt oraz aranżowane małżeństwo. Palce, niedługo później oplotły emanujący przyjemnym ciepłem, papierowy kubek z rozgrzanym i parującym napojem. Nie mógł pozostać dłużej. Nie mogli. (Nigdy nie mogli; nigdy nie mieli prawa).
Otrząsnął się z niepotrzebnych, krążących mu w głowie myśli, które przypominały wyruszające na żer, hałaśliwe ptactwo. Osiągnął w tym mierny - o ile mógł jakikolwiek - rezultat. Nie odwracał się, dając do zrozumienia pobliskim obserwatorom, że pewien etap miejscami zdolnego wykrzesać zbulwersowanie, życia Einara Halvorsena, został definitywnie skończony. Żadnych, kolejnych błędów.
Wzdrygnął się momentalnie, czując niespodziewany dyskomfort, nagłe szarpnięcie w nadbrzuszu. To idiotyczne, to niedorzeczne, zupełnie nieracjonalne - kurczył się, miał wrażenie, że zaczął się teraz kurczyć, dosłownie, kurczyć się w oczach.
- Co to ma zn… - wykrztusił, potrząsnął głową (miał długie włosy) i wkrótce później cisnęła go gromem wiedza, że wypowiada słowa tembrem innego głosu; to nie był jego głos, tylko Laili Westberg. - Szlag - dodał, wystrzelił, pospiesznym krokiem, by dostrzec swoją sylwetkę; w towarzystwie kobiety; dawnej, nieistotnej kochanki; pamiętał - znacznie zawinił, nie odpisując na nadsyłane istną gromadą listy.
Szlag!
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 13.10.2000 – Ulica Gammel – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sob 25 Lis - 10:21
Lubiła rozkoszować się samotnią, po którą wyciągała zuchwale dłonie.
Łapała resztki słońca, mimo iż jesień przyjemnie tańczyła na ulicach Midgardu. Serce kobiety również przesiąknięte było melancholijnymi uczuciami, bowiem nie dalej jak dwa lata temu - sama pragnęła utonąć w intensywnych falach jeziora, które targane wiatrem, budziło po zmroku niepokój.
Dzisiaj była kimś zupełnie innym.
Kimś bardziej zdystansowanym, ale i chłodnym, choć emocje odżywały w niej podobnie do roślin budzących się wiosną. Myśli raz za razem gnały w kierunku Halvorsena, dla którego serce ponownie zaczęło donośnie bić od nowa. Sądziła, że wyzbyła się wszelkich wspomnień z nim związanych, lecz gdy dostrzegła go ponownie, kiedy to ponura aura cmentarza obejmowała jej sylwetkę, zrozumiała - że nic nie zdołało się zmienić.
Lęk przed tym paraliżował i otępiał. Serce uderzało gwałtownie, bowiem rozmyślała o wszystkim, a szczególnie ciekawiło ją to, czy należy go odwiedzić. Nim zdecydowała, zatrzymała się przy okolicznej kawiarni, by ukoić pragnienie. Oczom rudowłosej ukazał się jednak obraz mężczyzny, przez co Laila Westberg zapragnęła chwilowego zapomnienia, uciekając w krainy bez zasad. Słowa przez niego wypowiadane były wyzbyte z pasji, kształtując je przez pryzmat zamierzchłych czasów. Uśmiech rozciągnął muśnięte czerwienią wargi, a opuszki palców zacisnęły się ostatecznie na kubku. Sączyła spokojnie ciepły napój, powoli kierując się w stronę wyjścia.
Drżała nieznacznie, a dyskomfort otępił ją na moment czy dwa. Oddech spłycał się, serce trzepotało w piersi, a żebra wydawały się być łamane pod ciężarem nagłej przemiany. Nie rozumiała tego, gdy drobne dłonie przyjmowały kształt męskich, podobnie jak rysy twarzy. Nim w odbiciu dostrzegła postać malarza, na jej ramieniu zawisła nieznajoma istota o pięknych błękitnych oczach i promiennym uśmiechu.
Zazdrość wymieszała się z nagłą złością.
- Nawet cię nie pamiętam - burknęła od razu, mierząc ją wzrokiem. Wypowiadane przez nią imię Einara zdumiało młodą kobietę, toteż bez zastanowienia uniosła tęczówki na wystawową szybę, by pojąć - kim stała się pod wpływem parszywej magii.
Och, jakież miała szczęście do przyjmowania innego wyglądu.
Nieznajoma starała się być słodka, ale Laila miała ochotę wyszarpać ją za włosy, czego oczywiście zrobić nie mogła.
Nie w tej chwili.
- Zapewne byłaś okrutnie nudna, więc nie zawracaj mi głowy, głupia flądro - warknęła ostro, a policzek jaki został jej wymierzony nieznacznie ją pod męską formą sparaliżował.
- Jesteś podły, Einarze! Ja o tej nocy nie zapomniałam, ale powinnam iść prawdopodobnie w twoje ślady! - odparła, odwracając się na pięcie i zostawiając samą.
Nie sądziła, że doświadczy takowej sytuacji zbyt szybko.
Łapała resztki słońca, mimo iż jesień przyjemnie tańczyła na ulicach Midgardu. Serce kobiety również przesiąknięte było melancholijnymi uczuciami, bowiem nie dalej jak dwa lata temu - sama pragnęła utonąć w intensywnych falach jeziora, które targane wiatrem, budziło po zmroku niepokój.
Dzisiaj była kimś zupełnie innym.
Kimś bardziej zdystansowanym, ale i chłodnym, choć emocje odżywały w niej podobnie do roślin budzących się wiosną. Myśli raz za razem gnały w kierunku Halvorsena, dla którego serce ponownie zaczęło donośnie bić od nowa. Sądziła, że wyzbyła się wszelkich wspomnień z nim związanych, lecz gdy dostrzegła go ponownie, kiedy to ponura aura cmentarza obejmowała jej sylwetkę, zrozumiała - że nic nie zdołało się zmienić.
Lęk przed tym paraliżował i otępiał. Serce uderzało gwałtownie, bowiem rozmyślała o wszystkim, a szczególnie ciekawiło ją to, czy należy go odwiedzić. Nim zdecydowała, zatrzymała się przy okolicznej kawiarni, by ukoić pragnienie. Oczom rudowłosej ukazał się jednak obraz mężczyzny, przez co Laila Westberg zapragnęła chwilowego zapomnienia, uciekając w krainy bez zasad. Słowa przez niego wypowiadane były wyzbyte z pasji, kształtując je przez pryzmat zamierzchłych czasów. Uśmiech rozciągnął muśnięte czerwienią wargi, a opuszki palców zacisnęły się ostatecznie na kubku. Sączyła spokojnie ciepły napój, powoli kierując się w stronę wyjścia.
Drżała nieznacznie, a dyskomfort otępił ją na moment czy dwa. Oddech spłycał się, serce trzepotało w piersi, a żebra wydawały się być łamane pod ciężarem nagłej przemiany. Nie rozumiała tego, gdy drobne dłonie przyjmowały kształt męskich, podobnie jak rysy twarzy. Nim w odbiciu dostrzegła postać malarza, na jej ramieniu zawisła nieznajoma istota o pięknych błękitnych oczach i promiennym uśmiechu.
Zazdrość wymieszała się z nagłą złością.
- Nawet cię nie pamiętam - burknęła od razu, mierząc ją wzrokiem. Wypowiadane przez nią imię Einara zdumiało młodą kobietę, toteż bez zastanowienia uniosła tęczówki na wystawową szybę, by pojąć - kim stała się pod wpływem parszywej magii.
Och, jakież miała szczęście do przyjmowania innego wyglądu.
Nieznajoma starała się być słodka, ale Laila miała ochotę wyszarpać ją za włosy, czego oczywiście zrobić nie mogła.
Nie w tej chwili.
- Zapewne byłaś okrutnie nudna, więc nie zawracaj mi głowy, głupia flądro - warknęła ostro, a policzek jaki został jej wymierzony nieznacznie ją pod męską formą sparaliżował.
- Jesteś podły, Einarze! Ja o tej nocy nie zapomniałam, ale powinnam iść prawdopodobnie w twoje ślady! - odparła, odwracając się na pięcie i zostawiając samą.
Nie sądziła, że doświadczy takowej sytuacji zbyt szybko.
Einar Halvorsen
Re: 13.10.2000 – Ulica Gammel – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sob 25 Lis - 10:21
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Złość, nieprzyjemnie grzęznąca między rzędami zębów - zakłócający zgrzyt drobin, przyprawiający o chęć prostackiego splunięcia. Bezsilność, tworząca niewybredną mieszankę, drażniącą wygięty w łuk grzbiet języka; piasek, błoto, szmer i jęk bezsilności, wiatr, który zawiał mu bezpośrednio w oczy. Smagnięcie batem dotkliwej nieprzychylności losu, eksplodowało bólem. Zdarzenie - szereg biegnących zdarzeń - rozpalało niechybnie w nim irytację, liżącą niezliczonymi pędami rozedrganego ognia. Napój, zamówiony przed chwilą, okazał w pełni niechciane i zdradzieckie własności; w mgnieniu oka, po kilku naiwnych łykach, nastąpiła podmiana całej ich aparycji. W innych okolicznościach, mógłby uznać incydent jako zdarzenie co najmniej intrygujące, poznając ciało, którego nigdy - dotychczas - nie mógł dostatecznie doświadczyć. Dziś pozostała zlość, tylko złość, wygłodniała i wiecznie żądna zniszczenia.
- Kurwa! - warknął (warknęła) z pełnią elokwencji i wychowania godnego niechlujnego wyrostka. Kilku, zgromadzonych w pobliżu mężczyzn, obrzuciło go stertą pełnych nieprzychylności spojrzeń. Dama nie powinna tak mówić, czyż nie, Lailo Westberg? Myśli płynęły, zakwaszone przekąsem. Nie rozważając dłużej, podciągnął nieco sukienkę - nie był, co oczywiste, przyzwyczajony do podobnego odzienia - i ruszył biegiem przed siebie
co za ironia, aby zatrzymać siebie.
Było zbyt późno - zdecydowanie zbyt późno - gdy zdążył zareagować. Dawna kochanka zniknęła w skłębieniu tłumu, posyłając uprzednio - na pożegnanie, doszczętne - trzask siarczystego policzka.
Ręka, odruchowo zacisnęła się w pięść - albo, chcąc bardziej być precyzyjnym, w piąstkę. Zdecydował się mimo wszystko, o zgrozo, wykorzystać zdarzenie dokładnie na swoją korzyść; korzyść ich dwoje, uwolnionych w ten sposób od jakichkolwiek podejrzeń.
- Na Odyna! Czy postradał pan zmysły, panie Halvorsen? Tak potraktować k o b i e t ę ? - wykrzyczał, wkraczając w ten sposób w przedziwny układ i solidarność płci żeńskiej. Usłana piegami twarz wykrzywiła się w deformacji gniewu. Wiedział, że kara oraz wyrzuty, tak czy inaczej, dosięgną go niezależnie od przebieranej formy. Wolał, niemniej, odbyć naganę w bardziej poufałej scenerii. Musieli, oprócz tego, rozwiązać albo przeczekać doskwierający im, niepojęty problem.
- Jestem... jestem oburzona! - nie wyszedł z przybranej roli. Stłumił pokusę śmiechu; uznał, że oto mógłby naprawdę, przez kilka chwil rzeczywiście poczuć się Lailą Westberg i z powodzeniem zastąpić ją przy spotkaniach. Znał ją - czego, co oczywiste, nie dostrzegali inni, sprowadzając relację do samych, grzesznych, namiętnych zbliżeń.
- Idę do domu - skorzystał z dogodnej chwili, by dodać jeszcze dyskretnie fundamentalne stwierdzenie. Liczył, że Laila zrozumie oraz podejmie się ich koniecznej współpracy. Nie zwlekał, po przejściu kilku kroków podejmując się bez wahania teleportacji. Zniknął. Czekał - jak zapowiadał - u siebie.
Einar z tematu
- Kurwa! - warknął (warknęła) z pełnią elokwencji i wychowania godnego niechlujnego wyrostka. Kilku, zgromadzonych w pobliżu mężczyzn, obrzuciło go stertą pełnych nieprzychylności spojrzeń. Dama nie powinna tak mówić, czyż nie, Lailo Westberg? Myśli płynęły, zakwaszone przekąsem. Nie rozważając dłużej, podciągnął nieco sukienkę - nie był, co oczywiste, przyzwyczajony do podobnego odzienia - i ruszył biegiem przed siebie
co za ironia, aby zatrzymać siebie.
Było zbyt późno - zdecydowanie zbyt późno - gdy zdążył zareagować. Dawna kochanka zniknęła w skłębieniu tłumu, posyłając uprzednio - na pożegnanie, doszczętne - trzask siarczystego policzka.
Ręka, odruchowo zacisnęła się w pięść - albo, chcąc bardziej być precyzyjnym, w piąstkę. Zdecydował się mimo wszystko, o zgrozo, wykorzystać zdarzenie dokładnie na swoją korzyść; korzyść ich dwoje, uwolnionych w ten sposób od jakichkolwiek podejrzeń.
- Na Odyna! Czy postradał pan zmysły, panie Halvorsen? Tak potraktować k o b i e t ę ? - wykrzyczał, wkraczając w ten sposób w przedziwny układ i solidarność płci żeńskiej. Usłana piegami twarz wykrzywiła się w deformacji gniewu. Wiedział, że kara oraz wyrzuty, tak czy inaczej, dosięgną go niezależnie od przebieranej formy. Wolał, niemniej, odbyć naganę w bardziej poufałej scenerii. Musieli, oprócz tego, rozwiązać albo przeczekać doskwierający im, niepojęty problem.
- Jestem... jestem oburzona! - nie wyszedł z przybranej roli. Stłumił pokusę śmiechu; uznał, że oto mógłby naprawdę, przez kilka chwil rzeczywiście poczuć się Lailą Westberg i z powodzeniem zastąpić ją przy spotkaniach. Znał ją - czego, co oczywiste, nie dostrzegali inni, sprowadzając relację do samych, grzesznych, namiętnych zbliżeń.
- Idę do domu - skorzystał z dogodnej chwili, by dodać jeszcze dyskretnie fundamentalne stwierdzenie. Liczył, że Laila zrozumie oraz podejmie się ich koniecznej współpracy. Nie zwlekał, po przejściu kilku kroków podejmując się bez wahania teleportacji. Zniknął. Czekał - jak zapowiadał - u siebie.
Einar z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 13.10.2000 – Ulica Gammel – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Westberg Sob 25 Lis - 10:21
Niedowierzanie malowało się w podświadomości, kiedy dostrzegała w kobiecie nawarstwiające się zażenowanie. Tym bardziej rozniecało to w Laili Westberg pod postacią Einara Halvorsena gniew, bowiem bezczelnie posądzała go o romans, który nie mógł mieć miejsca.
Być może - przed miesiącami, ale nie w ostatnich tygodniach,
ale co jeśli - gdyby - możliwe...?
N i e.
Porzuciła paranoiczne myśli, które rozlały się po ścianach czaszki, zaciskając silną obręczą na mózgu. Wyobrażała sobie zbyt wiele. Słodkie pocałunki, jakimi malarz obdarzał inną, jakże kruchą sylwetkę, pocałunkami. Złość otępiła zdrowy rozsądek, a chęć wymierzenia kolejnych, pogardliwych słów stawała się coraz intensywniejsza, siejąc destrukcję i wtłaczając toksynę w tunele żył.
Dopiero w chwili, gdy dostrzegła samą siebie, zrozumiała jak wielkim absurdem zostali obdarowani przez los. Czy była to kara boska, a może ledwie złudzenie po ostatnim spacerze, który ich niemalże pozbawił rozsądku. Postępowali irracjonalnie, lecz nawarstwiająca się tęsknota była z każdą chwilą większa.
- Kobietę? Ledwie lafiryndę! - zawyrokowało według własnych, moralnych zasad. Spoglądała na rude pukle, twarz wykrzywioną w grymasie, a nerwy rozsadzały go bez ustanku. Trzęsła się od nadmiaru emocji, które niczym wachlarz rozkładały się zależnie od perspektywy, która bezsprzecznie zmieniała front.
Czuła tę wszechobecną kpinę i pobłażliwe spojrzenia.
- A ja jestem bezgranicznie wściekły, droga pani - i katastrofą mogły być wypowiadane przez nią słówka, ale zrozumiała sentencję pełną aluzji. Uśmiech mimowolnie rozciągnął niezbyt kobiece wargi, zaś serce zatrzepotało w piersi.
Wolnym krokiem ruszyła za właściwym Halvorsenem i jednocześnie prawdziwą sobą, postępując w analogii do niego - tym razem jednak skrupulatniej wybrzmiewa niej.
Mieszkanie artysty powitało Lailę przyjemnym ciepłem, ale i oceanem uczuć pełnych negatywnej wibracji. Nadal nie pojmowała pokrętności losu, dlatego tak skrupulatnie przyglądała się nader znajomej postaci, aż wreszcie postąpiła krok do przodu.
Łudziła się, że nie wywołała skandalu, który pozostawiłby na nazwisku Einara niebywałą szramę wyrachowania.
- Co to miało być? Jesteś oburzonaaaa? No chyba ja powinnam być! Ta podła flądra insynuowała mi romans! - warknęła przez zaciśnięte zęby, wszak było już za późno na dysputy pełne kurtuazji. Zrobiła krok w przód, chełpiąc się przewagą w postaci kilku dodatkowych centymetrów.
- Bardzo mnie panienka rozczarowała - powiedziała z wyraźnym przekąsem, krzyżując ramiona w ten typowy dla siebie sposób.
Pewne nawyki nie uległy przemianie, tak jak wygląd.
Bezimienny z tematu
Być może - przed miesiącami, ale nie w ostatnich tygodniach,
ale co jeśli - gdyby - możliwe...?
N i e.
Porzuciła paranoiczne myśli, które rozlały się po ścianach czaszki, zaciskając silną obręczą na mózgu. Wyobrażała sobie zbyt wiele. Słodkie pocałunki, jakimi malarz obdarzał inną, jakże kruchą sylwetkę, pocałunkami. Złość otępiła zdrowy rozsądek, a chęć wymierzenia kolejnych, pogardliwych słów stawała się coraz intensywniejsza, siejąc destrukcję i wtłaczając toksynę w tunele żył.
Dopiero w chwili, gdy dostrzegła samą siebie, zrozumiała jak wielkim absurdem zostali obdarowani przez los. Czy była to kara boska, a może ledwie złudzenie po ostatnim spacerze, który ich niemalże pozbawił rozsądku. Postępowali irracjonalnie, lecz nawarstwiająca się tęsknota była z każdą chwilą większa.
- Kobietę? Ledwie lafiryndę! - zawyrokowało według własnych, moralnych zasad. Spoglądała na rude pukle, twarz wykrzywioną w grymasie, a nerwy rozsadzały go bez ustanku. Trzęsła się od nadmiaru emocji, które niczym wachlarz rozkładały się zależnie od perspektywy, która bezsprzecznie zmieniała front.
Czuła tę wszechobecną kpinę i pobłażliwe spojrzenia.
- A ja jestem bezgranicznie wściekły, droga pani - i katastrofą mogły być wypowiadane przez nią słówka, ale zrozumiała sentencję pełną aluzji. Uśmiech mimowolnie rozciągnął niezbyt kobiece wargi, zaś serce zatrzepotało w piersi.
Wolnym krokiem ruszyła za właściwym Halvorsenem i jednocześnie prawdziwą sobą, postępując w analogii do niego - tym razem jednak skrupulatniej wybrzmiewa niej.
Mieszkanie artysty powitało Lailę przyjemnym ciepłem, ale i oceanem uczuć pełnych negatywnej wibracji. Nadal nie pojmowała pokrętności losu, dlatego tak skrupulatnie przyglądała się nader znajomej postaci, aż wreszcie postąpiła krok do przodu.
Łudziła się, że nie wywołała skandalu, który pozostawiłby na nazwisku Einara niebywałą szramę wyrachowania.
- Co to miało być? Jesteś oburzonaaaa? No chyba ja powinnam być! Ta podła flądra insynuowała mi romans! - warknęła przez zaciśnięte zęby, wszak było już za późno na dysputy pełne kurtuazji. Zrobiła krok w przód, chełpiąc się przewagą w postaci kilku dodatkowych centymetrów.
- Bardzo mnie panienka rozczarowała - powiedziała z wyraźnym przekąsem, krzyżując ramiona w ten typowy dla siebie sposób.
Pewne nawyki nie uległy przemianie, tak jak wygląd.
Bezimienny z tematu