:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
17.12.2000 – Skwer im. Hedvig Walecznej – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik
2 posters
Villemo Holmsen
17.12.2000 – Skwer im. Hedvig Walecznej – V. Holmsen & Bezimienny: V. Vårvik Sob 25 Lis - 10:00
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
17.12.2000
To był dość pracowity dzień w galerii. Po wernisażu wielu przychodziło aby zobaczyć dzieła Jeske. Skupiali się wokół dzieł, oglądali, analizowali i chętnie wchodzili w dyskusje; nawet jeżeli kompletnie nie znali się na sztuce. Villemo jednak zachęcała ich do rozmowy, do dokonywania własnych interpretacji, bo właśnie na tym to polegało. Każdy mógł dane dzieło odbierać zupełnie inaczej i żaden z nich nie był błędny czy zły. Jeżeli ktoś chciał zamykać sztukę w sztywne ramy oceny oznaczało to, że nigdy jej do końca nie rozumiał.
Tego dnia jednak było wielu chętnych przez to nie miała nawet chwili dla siebie. Z ulgą zmieniła wysokie obcasy na wygodne buty uznając, że potrzebuje oddechu i momentu dla siebie. Nic tak nie pozwalało zebrać myśli jak spacer lub dobra herbata. Tym razem postawiła na spacer, bo pomimo tego, że panowała pełna zima i śnieg kładł się grubą kołdrą na powierzchni ziemi tak pogoda sprzyjała spacerowiczom.
Skierowała swoje kroki ku skwerowi w dzielnicy Ostatniej Walkirii, nie było to ścisłe centrum dzięki temu miała szansę na to, że spotka mniejszą ilość ludzi. Tym bardziej, że zbliżało się Jule i każdy chciał zdobyć jaki prezent dla najbliższych. Ona sama jeszcze nie wiedziała jak spędzi ten wieczór. Rok temu pracowała nie chcą musieć myśleć o nieżyjących rodzicach. W tym roku liczyła na to, że spędzi ten dzień zupełnie inaczej, ale nie w pracy. Zwłaszcza, że jej wolne miało trwać właśnie do Jule. Zgodziła się na to kiedy poprosił. Poszła do Olafa i choć właściciel galerii na początku nie był jej prośbę przychylny tak po rozmowie w końcu zgodził się, choć nie poznał do końca powodu jakim kierowała się jego pracownica.
Dzisiaj czekało ją wyjście do teatru. Musiała się uspokoić nim spotka się z Sigurdem. Nie mogła tak rozkojarzona pojawić się na spektaklu. Czego się spodziewała po tym wieczorze? Ciężko było powiedzieć. Być może uda się odpowiedzieć na parę pytań, które wisiały do jakiegoś czasu nad jej głową. Kim dla niej był? Co ta relacja miała znaczyć?
Tak zamyślona krążyła po skwerze zupełnie nie zwracając uwagi na ludzi wokół i nim się spostrzegła wpadła na kogoś kto się przed nią zatrzymał. Dosłownie nagle wyrósł na jej trasie niczym jakiś mityczny golem!
-Najmocniej przepraszam! - Zawołała zmieszana swoją niezgrabnością i fatalnymi manierami. Coś ostatnio regularnie wpadała na ludzi, powinna przestać bujać w obłokach tylko wrócić na ziemię. Romantyczna miłość nie jest pisana niksom. Ot cała prawda tego świata. -Mam nadzieję, że nie wyrządziłam żadnej szkody.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Niezaprzeczalnie Norny w ostatnich tygodniach miały sobie używanie z Viktora; niczym młode kotki bawiące się swoją zdobyczą na moment przed jej uśmierceniem, bezustannie wprawiały jego ciało w niespokojnie drżenie, a brak snu odbijał się na bladym licu szarością sińców zalegających pod oczami. Czasem - jakby targane wyrzutami sumienia - pozdrawiały go czułymi pocałunkami słonecznych promieni na skórze; stawiały na jego drodze życzliwe mu sylwetki i wplątywały w sytuacje wywołujące uśmiech na twarzy.
Tak, jak teraz, zderzając go z Lilije.
Obślizgłe macki strachu udały się na lodowaty pochód wzdłuż kręgosłupa. Jeżeli teraz miało być miło, to z jaką tragedią dane mu będzie mierzyć się w ciągu najbliższych dni? Błagam, tylko nie odbierajcie mi Ingrid, pomyślał. Zniósłby utratę wszystkiego, tylko nie przybranej matki. A jednak - na przekór - postanowił czerpać z tego momentu garściami.
— Wygląda na to, że oboje mamy dzień gapiostwa — rzucił z rozbawieniem kryjącym się w łagodnym głosie. Spojrzenie błękitnych tęczówek błądziły po rysach towarzyszki, podczas gdy wargi nieznacznie rozchyliły się w niemym zachwycie; miał wszak słabość do rzeczy pięknych, a kobieta jawiła mu się jako piękniejsza niż zapamiętał. — Przyglądałem, zanim mojej uwagi nie przykuł ktoś znacznie bardziej interesujący — odparł z rumieńcem wkradającym się na jego policzki. Och, jakże pragnął w tamtym momencie powiedzieć coś więcej, odważniej oraz śmielej, lecz nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów.
— Cóż… Jeżeli nasze towarzystwo ich krępuje, to co powie pani na to, aby dyskretnie się ze mną oddalić? — uśmiechnął się, proponując jej swoje lewe ramię. Nie umiał przecież inaczej. Nie chciał inaczej, lubił przecież Lilije (och, czy to było jej prawdziwe imię? Nie miał pojęcia, ale zbyt wielkim nietaktem wykazałby si, zadając jej pytanie), choć przecież rozmawiali ze sobą zaledwie raz w życiu.
Tyle najwidoczniej wystarczyło, aby zaskarbić sobie sympatię naiwnego Viktora ze skłonnościami do nadmiernego romantyzowania otaczającego go świata i upartego niedostrzegania oczywistych obmierzłości.
Tak, jak teraz, zderzając go z Lilije.
Obślizgłe macki strachu udały się na lodowaty pochód wzdłuż kręgosłupa. Jeżeli teraz miało być miło, to z jaką tragedią dane mu będzie mierzyć się w ciągu najbliższych dni? Błagam, tylko nie odbierajcie mi Ingrid, pomyślał. Zniósłby utratę wszystkiego, tylko nie przybranej matki. A jednak - na przekór - postanowił czerpać z tego momentu garściami.
— Wygląda na to, że oboje mamy dzień gapiostwa — rzucił z rozbawieniem kryjącym się w łagodnym głosie. Spojrzenie błękitnych tęczówek błądziły po rysach towarzyszki, podczas gdy wargi nieznacznie rozchyliły się w niemym zachwycie; miał wszak słabość do rzeczy pięknych, a kobieta jawiła mu się jako piękniejsza niż zapamiętał. — Przyglądałem, zanim mojej uwagi nie przykuł ktoś znacznie bardziej interesujący — odparł z rumieńcem wkradającym się na jego policzki. Och, jakże pragnął w tamtym momencie powiedzieć coś więcej, odważniej oraz śmielej, lecz nie był w stanie znaleźć odpowiednich słów.
— Cóż… Jeżeli nasze towarzystwo ich krępuje, to co powie pani na to, aby dyskretnie się ze mną oddalić? — uśmiechnął się, proponując jej swoje lewe ramię. Nie umiał przecież inaczej. Nie chciał inaczej, lubił przecież Lilije (och, czy to było jej prawdziwe imię? Nie miał pojęcia, ale zbyt wielkim nietaktem wykazałby si, zadając jej pytanie), choć przecież rozmawiali ze sobą zaledwie raz w życiu.
Tyle najwidoczniej wystarczyło, aby zaskarbić sobie sympatię naiwnego Viktora ze skłonnościami do nadmiernego romantyzowania otaczającego go świata i upartego niedostrzegania oczywistych obmierzłości.
Villemo Holmsen
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Norny musiały należeć do tych osób, które uwielbiają się bawić kosztem innych i nic sobie nie robią z tego, że przynosi to ból, cierpienie, a nieraz też koszmary każdej nocy. Rzucanie kłód pod nogi należało do ich specjalności, ale jednak, od czasu do czasu, pozwalały na promień jasności w postaci nieoczekiwanego stopnia.
Zaśmiała się dźwięcznie na subtelną uwagę młodzieńca, którego zapamiętała jako przyjemnego towarzysza rozmów i w sercu życzyła sobie więcej takich gości, którzy tak chętnie rozmawiali o sztuce. Posłała mu jeden ze swoich piękniejszych i swobodniejszy uśmiechów, a gdy posłał w jej stronę komplement jej twarz pojaśniała cała uznając Viktora za niezwykle uroczego. Było w nim coś bezbronnego i niewinnego, że nawet aura niksy nie wibrowała tak mocno jakby podskórnie wyczuwała, że nie powinna zbytnio zamieszać mu w głowie. Zresztą nie należała do tych demonów, które bezwolnie podążały za zewem swojej krwi. Potrafiła nad tym panować, nauczyła się żyć wśród galdrów, tak jak jej matka, która związała się z człowiekiem i owocem tego była sama Villemo. -Być może są na jakimś ważnym spotkaniu. - Wskazała na wrony, które nadal im się uważnie przyglądały. Przyjęła bez wahania podane jej ramię. -Lilije. - Poprawiła go miękko, poznali się już i jakoś nie chciała aby mówił do niej bardziej formalnie. Ułożyła dłoń w zgięciu łokcia młodzieńca i ruszyli omijając wrony. -Skoro obydwoje dziś mamy dzień gapiostwa powinniśmy trzymać się razem. - Dodała konspiracyjnym szeptem i obejrzała się przez ramię na wrony. -Wiesz, że są sobie wierne aż do śmierci partnera? -Zagadnęła Viktora, taką ciekawostkę opowiedział jej jeden klient, zapalony ornitolog uwielbiający opowiadać o swojej pasji całymi godzinami. Po takich spotkaniach posiadała dodatkowy pakiet wiedzy, którą potem mogła wykorzystywać w luźnej rozmowie, takiej jak teraz, którą prowadziła z Viktorem. -Lubisz spacerować?
Zaśmiała się dźwięcznie na subtelną uwagę młodzieńca, którego zapamiętała jako przyjemnego towarzysza rozmów i w sercu życzyła sobie więcej takich gości, którzy tak chętnie rozmawiali o sztuce. Posłała mu jeden ze swoich piękniejszych i swobodniejszy uśmiechów, a gdy posłał w jej stronę komplement jej twarz pojaśniała cała uznając Viktora za niezwykle uroczego. Było w nim coś bezbronnego i niewinnego, że nawet aura niksy nie wibrowała tak mocno jakby podskórnie wyczuwała, że nie powinna zbytnio zamieszać mu w głowie. Zresztą nie należała do tych demonów, które bezwolnie podążały za zewem swojej krwi. Potrafiła nad tym panować, nauczyła się żyć wśród galdrów, tak jak jej matka, która związała się z człowiekiem i owocem tego była sama Villemo. -Być może są na jakimś ważnym spotkaniu. - Wskazała na wrony, które nadal im się uważnie przyglądały. Przyjęła bez wahania podane jej ramię. -Lilije. - Poprawiła go miękko, poznali się już i jakoś nie chciała aby mówił do niej bardziej formalnie. Ułożyła dłoń w zgięciu łokcia młodzieńca i ruszyli omijając wrony. -Skoro obydwoje dziś mamy dzień gapiostwa powinniśmy trzymać się razem. - Dodała konspiracyjnym szeptem i obejrzała się przez ramię na wrony. -Wiesz, że są sobie wierne aż do śmierci partnera? -Zagadnęła Viktora, taką ciekawostkę opowiedział jej jeden klient, zapalony ornitolog uwielbiający opowiadać o swojej pasji całymi godzinami. Po takich spotkaniach posiadała dodatkowy pakiet wiedzy, którą potem mogła wykorzystywać w luźnej rozmowie, takiej jak teraz, którą prowadziła z Viktorem. -Lubisz spacerować?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Czy był bezbronny? Owszem; jego jedynym orężem przeciwko światu było ciało wiotkie niczym młode gałązki brzozy oraz wyuczonąa uległość, czyniąca jego istotę kruchą niczym lód skuwający kałuże podczas pierwszych listopadowych przymrozków. Czy można wypchać jego policzki słodyczą niewinności? Nie, tę utracił już dawno, z chwilą, gdy po raz pierwszy jego usta opuściła zakazana inkantacja, a smoliste szpony nikczemności uszczknęły sobie pierwszy kawałek viktorkowej duszy.
Nauczył się jednak kłamać; ukrywać swój mrok za fasadą łagodności uśmiechu oraz opuszczonego wzroku i robił to tak często, że granica pomiędzy prawdziwą twarzą a maską zaczęła się już dawno zacierać; nie wiedział już, który Viktor jest realny - ten, który uginał kark ze spolegliwością, czy ten, który błądził w mroku magii zakazanej.
Doszedł więc do wniosku, że w obu było tyle samo prawdy, co fałszu.
— Być może planują jak zdobyć Midgard? — jeszcze raz powędrował spojrzeniem we wskazanym przez kobietę kierunku, na niezwykły sabat ptaków o ciemnych skrzydłach; nie były one jednak czarne jak noc, a mieniły się odcieniami jadeitu, kobaltu oraz purpury. — Lilije — powtórzył za nią z uśmiechem, nie mogąc się nadziwić, jak dźwięczne brzmiało jej imię.
Jej dotyk - pomimo grubej warstwy zimowej odzieży - zdawał się parzyć, lecz nie w ten uszkadzający powłokę skóry sposób, a inny, przyjemnie rozlewającym się po całym ciele, wprawiającym je w błogie zamroczenie. Gdyby wiedział, że ma przed sobą niksę, być może zachowywałby się w sposób nieco ostrożniejszy, lecz determinowany nie strachem, a ciekawością, próbą wybadania osobliwej w swej efemeryczności postaci nimfy.
— Koniecznie — pokiwał głową, również zniżając głos do szeptu. Było to co najmniej absurdalne, ale przecież i on był absurdalny w całokształcie swojego postępowania; niby melancholijny, a jawiący się jako jowialny, niby nikczemny, a tak kordialny, odrętwiały, a jednak rozemocjonowany. — Nie wiedziałem — odrzekł.
Wielu rzeczy jeszcze nie wiedział; o wielu miał nie dowiedzieć się nigdy. Gdyby jednak Norny były dla niego łaskawsze i trzy lata temu odstąpiły mu szczypty wiedzy o przyszłości, uchroniłby się przed wieloma błędami.
— Nie lubię siedzieć w domu — wyznał wymijająco, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. — A ty? Też nie jesteś w stanie usiedzieć w jednym miejscu?
Nauczył się jednak kłamać; ukrywać swój mrok za fasadą łagodności uśmiechu oraz opuszczonego wzroku i robił to tak często, że granica pomiędzy prawdziwą twarzą a maską zaczęła się już dawno zacierać; nie wiedział już, który Viktor jest realny - ten, który uginał kark ze spolegliwością, czy ten, który błądził w mroku magii zakazanej.
Doszedł więc do wniosku, że w obu było tyle samo prawdy, co fałszu.
— Być może planują jak zdobyć Midgard? — jeszcze raz powędrował spojrzeniem we wskazanym przez kobietę kierunku, na niezwykły sabat ptaków o ciemnych skrzydłach; nie były one jednak czarne jak noc, a mieniły się odcieniami jadeitu, kobaltu oraz purpury. — Lilije — powtórzył za nią z uśmiechem, nie mogąc się nadziwić, jak dźwięczne brzmiało jej imię.
Jej dotyk - pomimo grubej warstwy zimowej odzieży - zdawał się parzyć, lecz nie w ten uszkadzający powłokę skóry sposób, a inny, przyjemnie rozlewającym się po całym ciele, wprawiającym je w błogie zamroczenie. Gdyby wiedział, że ma przed sobą niksę, być może zachowywałby się w sposób nieco ostrożniejszy, lecz determinowany nie strachem, a ciekawością, próbą wybadania osobliwej w swej efemeryczności postaci nimfy.
— Koniecznie — pokiwał głową, również zniżając głos do szeptu. Było to co najmniej absurdalne, ale przecież i on był absurdalny w całokształcie swojego postępowania; niby melancholijny, a jawiący się jako jowialny, niby nikczemny, a tak kordialny, odrętwiały, a jednak rozemocjonowany. — Nie wiedziałem — odrzekł.
Wielu rzeczy jeszcze nie wiedział; o wielu miał nie dowiedzieć się nigdy. Gdyby jednak Norny były dla niego łaskawsze i trzy lata temu odstąpiły mu szczypty wiedzy o przyszłości, uchroniłby się przed wieloma błędami.
— Nie lubię siedzieć w domu — wyznał wymijająco, wbijając wzrok gdzieś przed siebie. — A ty? Też nie jesteś w stanie usiedzieć w jednym miejscu?
Villemo Holmsen
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Każde z nich coś ukrywało, ona chroniła się poprzez zatajanie aury na tyle ile mogła. Nie potrafiła jej utrzymać na smyczy i w kagańcu niczym dzikiego zwierza, ale mogła jej nie podkręcać, nie uwodzić młodzieńca by zobaczyć mgłę w jego oczach gdy straci cały rozsądek byle dotknąć jasnej skóry, ująć kruchy nadgarstek i pochłaniać jej zapach. Otuliła go mimo to zapachem lilii i paczuli, roztaczała wokół siebie ciepło i przyjemność. Koiła nerwy i pozwalała na chwilę zapomnieć o troskach. Nie była okrutnym demonem chcącym działać na jego krzywdę, jak niektórzy sądzili. Pragnęła jedynie żyć i istnieć, przeżywać pasje i namiętności, iść z wysoko podniesioną głową przez życie; choć było ono dość zawiłe ostatnimi czasy. Wiele pytań się pojawiło, wiele wątpliwości zakwitło w sercu i żadne fale nie były wstanie ich odegnać. -Myślisz, że to możliwe? - Zagadnęła jeszcze pokazując, że świetnie się bawi w tej rozmowie i sprawia jej ona przyjemność. -Kto wie co takie wrony sobie myślą. - Idąc u boku Viktora skierowali niespiesznie kroki w stronę zaśnieżonych alejek skwerku, na którym nie było wielu spacerujących. Nieruchome rzeźby przyglądały się w skupieniu tej przedziwnej dwójce. Uśpione rośliny wyglądały jak lodowe twory artystów, którzy przybyli w nocy i stworzyli nowe dzieła. -Będziemy pilnować aby to drugie na kogoś nie wpadło. - Zaśmiała się cicho i dźwięcznie dołączając do tego absurdalnego zachowania, niosącego ze sobą jednocześnie wiele dziecięcej radości.
-Mmm… - Mruknęła cicho kiwając głową. -Spacer pozwala zebrać mi myśli. - A były rozbiegane i rozbrykane jak stado małych szczeniaków, gdzie każde domaga się atencji i uwagi. Potrafiła ją od tego rozboleć głowa. -Lubię wtedy przychodzić w takie miejsce jak to, które wygląda jak ogród Królowej Lodu. Czasami wydaje mi się, że rzeźby mają w sobie ukrytą mądrość wielu pokoleń, które tutaj przychodziły. - Czuła, że wyrwała młodego człowieka z zamyślenia, przerwała bardzo ważny proces analizy, który znów przywiał ciężką chmurę trosk nad jego głową. Widząc jego uśmiech i błysk w oku sama była zadowolona, że tak zadziałała na niego jej aura. Przynosiło to wiele satysfakcji, a uśmiechający się ludzie byli piękni.
-Mmm… - Mruknęła cicho kiwając głową. -Spacer pozwala zebrać mi myśli. - A były rozbiegane i rozbrykane jak stado małych szczeniaków, gdzie każde domaga się atencji i uwagi. Potrafiła ją od tego rozboleć głowa. -Lubię wtedy przychodzić w takie miejsce jak to, które wygląda jak ogród Królowej Lodu. Czasami wydaje mi się, że rzeźby mają w sobie ukrytą mądrość wielu pokoleń, które tutaj przychodziły. - Czuła, że wyrwała młodego człowieka z zamyślenia, przerwała bardzo ważny proces analizy, który znów przywiał ciężką chmurę trosk nad jego głową. Widząc jego uśmiech i błysk w oku sama była zadowolona, że tak zadziałała na niego jej aura. Przynosiło to wiele satysfakcji, a uśmiechający się ludzie byli piękni.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Sekrety, sekrety, wciąż tylko te przeklęte sekrety; wysypywały się z przepełnionych śmietników, zalegały w rynsztokach, poruszały się ulicami Midgardu na groteskowo wygiętych kończynach, ciągnąc wypełnione plugastwem brzuchy po bruku, łypały groźnie na przechodniów i syczały najeżone, gdy ktoś zanadto się do nich zbliżył. Sekrety skandaliczne i sekrety błahe, sekrety obrzydliwe i sekrety zabawne, sekrety osobiste oraz zmowy milczenia - każdy w tym pieprzonym mieście miał coś do ukrycia i Viktor nie był w tej kwestii odmieńcem. Za dnia pilny student psychologii, autor naukowych publikacji, które - choć jeszcze pokraczne - stanowiły wróżbę przyszłej kariery akademickiej młodego galdra, miłośnik sztuki oraz literatury, zapalony bibliofil. Za zamkniętymi drzwiami potwór wypowiadający pod nosem ohydne inkantacje, starając się tchnąć życie w rozkładające się ciała, rozchwiany emocjonalnie i ze skłonnościami do autoagresji, chory na umyśle, lokujący swe uczucia w mężczyznach. Jednostka zepsuta, nienadająca się do naprawy.
Ale przecież tak niewinnie uśmiechał się do Lilije; róż pieścił alabaster policzków, loki w odcieniu łanów sierpniowego zboża opadały na czoło i poruszały się wraz z nim, niczym rozedrgane sprężynki, bezchmurny błękit spojrzenia nadawał zaś jego aparycji łagodnej, niemalże seraficznej impresji. — Chyba tylko Odyn — odparł, zwracając oczy ku niebiosom, jakby spodziewał się otrzymać stamtąd odpowiedź; jedynym, co ujrzał, były jednak ciemnoszare cumulusy sunące po firmamencie, znak, że wkrótce kolejna warstwa białego puchu okryje Midgard.
— Moja mama — podjął po dłużej chwili milczenia, przenosząc wzrok na pokryte cienką koronką szronu kamienne figury — Właściwie, to moja ciotka, ale od lat zastępująca mi matkę, więc tak się do niej zwracam... W każdym razie, moja druga mama jest pisarką. Blisko dziesięć lat temu napisała książkę, w której czarny charakter ukrywał zwłoki ludzi w rzeźbach. Brzmi strasznie, prawda? Wyobraź sobie, że zabroniła mi ją przeczytać, ale ja i tak byłem sprytniejszy i zwinąłem jeden egzemplarz, który trzymałem pod poduszką i czytałem nocami, kiedy spała. Bo przecież… niezaprzeczalnie, w całej tej makabryczności jest coś interesującego, co rozpala wyobraźnię.
Ale przecież tak niewinnie uśmiechał się do Lilije; róż pieścił alabaster policzków, loki w odcieniu łanów sierpniowego zboża opadały na czoło i poruszały się wraz z nim, niczym rozedrgane sprężynki, bezchmurny błękit spojrzenia nadawał zaś jego aparycji łagodnej, niemalże seraficznej impresji. — Chyba tylko Odyn — odparł, zwracając oczy ku niebiosom, jakby spodziewał się otrzymać stamtąd odpowiedź; jedynym, co ujrzał, były jednak ciemnoszare cumulusy sunące po firmamencie, znak, że wkrótce kolejna warstwa białego puchu okryje Midgard.
— Moja mama — podjął po dłużej chwili milczenia, przenosząc wzrok na pokryte cienką koronką szronu kamienne figury — Właściwie, to moja ciotka, ale od lat zastępująca mi matkę, więc tak się do niej zwracam... W każdym razie, moja druga mama jest pisarką. Blisko dziesięć lat temu napisała książkę, w której czarny charakter ukrywał zwłoki ludzi w rzeźbach. Brzmi strasznie, prawda? Wyobraź sobie, że zabroniła mi ją przeczytać, ale ja i tak byłem sprytniejszy i zwinąłem jeden egzemplarz, który trzymałem pod poduszką i czytałem nocami, kiedy spała. Bo przecież… niezaprzeczalnie, w całej tej makabryczności jest coś interesującego, co rozpala wyobraźnię.
Villemo Holmsen
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Na sekretach opierały się całe historie ludzkie i świata. Na nich budowano szczęśliwe małżeństwa i rodziny; sekrety były fundamentami wielu pokoleń, które odkrywały je dopiero gdy zaczynały pękać ściany dotychczasowego życia. Czy uczyli się na błędach? Nigdy. Każdy budował siebie na całej górze sekretów i nikogo to nie dziwiło. Tak był skonstruowany ten świat, a każdy kto sądził inaczej żył wśród chmur i w nierealnym świecie oderwany od rzeczywistości. Zderzenie z twardym gruntem prawdy bywał wtedy jeszcze mocniejszy.
Nie wiedzieli o sobie wiele, praktycznie nic, ale nie przeszkadzało to w spacerowaniu po zaśnieżonym parku snując rozmyślania na temat wronich myśli i przedziwnych rzeźb, które śledziły każdy ich krok.
Spojrzała w niebieskie, niczym wiosna, oczy i słuchała z uwagą godną najwierniejszego ucznia, słów młodego studenta. Gdy skończył opowiadać o powieści swojej mamy mimowolnie zerknęła na jedną rzeźbę. Przedstawiała ona mężczyznę, który wyciągał dłonie ku niebu jakby właśnie miał kogoś lub coś złapać. Artysta oddał napięte mięśnie do granic możliwości, dynamikę ruchu i niezwykłe zaskoczenie malujące się na twarzy postaci.
-Może nikogo nie łapie a został zaskoczony przez swojego napastnika? - Wskazała Viktorowi posąg podłapując szybko temat. -Jak bohater książki ukrywał zwłoki w rzeźbach? Robił z nich rzeźby? - Zapytała wyraźnie zaintrygowana samym tematem i też pomysłem na powieść. -Każda z rzeźb tutaj mogłaby być kiedyś ofiarą. - Nie odstraszała jej makabryczna wizja. Sama będąc sztuką, zamieniając się w nią prawie każdego wieczora doświadczyła już wielu sytuacji. Bywała i rzeźbą ożywioną w pozornie martwym ogrodzie.
Zerknęła ponownie na swojego towarzysza, na niewinną twarz, prawie dziecięcą, a jednak było coś co kładło się cieniem na jego jasnej skórze, na złotych włosach, czaiło się w kącikach oczu. Nie potrafiła tego nazwać, nie wiedziała jak ubrać w słowa, a jednak wyczuwała, że to co widzi, to jedna z twarzy młodzieńca. Któż jednak nie nosił masek każdego dnia? Niksa próbująca wtopić się w tło zwykłych galdrów, udająca, że w jej żyłach nie płynie demoniczna krew, która ma zwodzić na manowce niczego nie spodziewających się mężczyzn.
Villemo i Bezimienny z tematu
Nie wiedzieli o sobie wiele, praktycznie nic, ale nie przeszkadzało to w spacerowaniu po zaśnieżonym parku snując rozmyślania na temat wronich myśli i przedziwnych rzeźb, które śledziły każdy ich krok.
Spojrzała w niebieskie, niczym wiosna, oczy i słuchała z uwagą godną najwierniejszego ucznia, słów młodego studenta. Gdy skończył opowiadać o powieści swojej mamy mimowolnie zerknęła na jedną rzeźbę. Przedstawiała ona mężczyznę, który wyciągał dłonie ku niebu jakby właśnie miał kogoś lub coś złapać. Artysta oddał napięte mięśnie do granic możliwości, dynamikę ruchu i niezwykłe zaskoczenie malujące się na twarzy postaci.
-Może nikogo nie łapie a został zaskoczony przez swojego napastnika? - Wskazała Viktorowi posąg podłapując szybko temat. -Jak bohater książki ukrywał zwłoki w rzeźbach? Robił z nich rzeźby? - Zapytała wyraźnie zaintrygowana samym tematem i też pomysłem na powieść. -Każda z rzeźb tutaj mogłaby być kiedyś ofiarą. - Nie odstraszała jej makabryczna wizja. Sama będąc sztuką, zamieniając się w nią prawie każdego wieczora doświadczyła już wielu sytuacji. Bywała i rzeźbą ożywioną w pozornie martwym ogrodzie.
Zerknęła ponownie na swojego towarzysza, na niewinną twarz, prawie dziecięcą, a jednak było coś co kładło się cieniem na jego jasnej skórze, na złotych włosach, czaiło się w kącikach oczu. Nie potrafiła tego nazwać, nie wiedziała jak ubrać w słowa, a jednak wyczuwała, że to co widzi, to jedna z twarzy młodzieńca. Któż jednak nie nosił masek każdego dnia? Niksa próbująca wtopić się w tło zwykłych galdrów, udająca, że w jej żyłach nie płynie demoniczna krew, która ma zwodzić na manowce niczego nie spodziewających się mężczyzn.
Villemo i Bezimienny z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach