:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz
2 posters
Einar Halvorsen
08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:17
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
08.09.2000
Pejzaż relacji, łączących go z klanem Rosenkrantzów, był krajobrazem mieniącym się feerią barw.
Ciepły, skąpany w świetle entuzjazm starszego przedstawiciela linii, Esbena - który pogrążał się w fascynacji jego malarskim warsztatem. Zamawiał - i odpowiednio opłacał - nie tylko portrety członków swojego rodu, wyszukując do rezydencji kolejnych, upatrzonych dzieł, które zdołał uchwycić wprawnym okiem odbiorcy - czując, że przemawiają do niego, wzywają, aby zagościć na licach domowych ścian. Chłód, zimno i głębia czerni sekretów, łączących go z Sissel, jaka nie podzielała zapału swojego ojca. Miraż znajomości owianej czystą sympatią, wpajanej ludziom postronnym, konstelacje uprzejmej, stosownej wymiany zdań, w których cieniu chroniły się hartowane podejrzeniami sztylety. Wiedział, że wyczuwała dysonans pomiędzy jego rzekomym pochodzeniem od fossegrimów a szorstką prawdą, która wyjątkowo boleśnie, codziennie zdzierała duszę. Wiedział - podobnie jak zauważał, że własna toksyna aury nie wywiera na osobie kobiety najmniejszego wrażenia. Dwa dysonanse, zaognione w przestrzeni, dwie przeciwległe siły, zderzane z łoskotem ze sobą. Wreszcie - nie licząc małej Elise, której przychylność pozyskał, jak również inni, bez trudu - wyłaniał się w stonowanych kolorach Anwar. Ich stosunki, w przeciwieństwie do grząskiej, ryzykownej relacji z jego niewiele młodszą siostrą - nie budziły zastrzeżeń. Dobra, autentyczna znajomość, podczas której uśmiechy i serdeczności nie były przykrym, wymaganym przez konwenanse wymuszeniem.
Swoich gości oczekiwał w salonie, jeśli miał wolną chwilę przed umówionym spotkaniem. Siadał, wciśnięty między napięte ramy oczekiwania, śledząc taniec wskazówek na zegarowej tarczy. Sytuacja powtórzyła się dzisiaj - oczekiwał nadejścia Anwara w gęstej, skażonej nieznacznie ciszy. Lubił rozmawiać z ludźmi, lubił dostrzegać w spojrzeniach uznanie oraz sympatię, na jakie nie zasługiwał; szmer, chichot myśli gdyby tylko wiedzieli trzepotał niekiedy w głowie i młócił wypracowany spokój. Nie byłby w stanie pożegnać się z tym Einarem Halvorsenem, cenionym w swoich kręgach artystą, bez skazy niechcianego ogona. Oddychał kłamstwem oraz wiódł życie, jakie zapewne nie było mu przeznaczone - było to życie piękne, nawet, jeśli do resztek naszpikowane kłamstwem.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:18
Anwar był wolnym strzelcem. Zawsze był niezależny, głównie przez wzgląd na to, że przez większość swojego życia opiekowały się nim jedynie opiekunki, a później dzielił wzajemną opiekę z siostrą, z którą związany był bardzo blisko. Ich ojciec rzadko obecny był w ich życiu i właśnie dlatego Anwar nauczony był samodzielności i niezależności. Niewiele więc interesowało go to, co działo się w jego rodzie, o ile wszyscy mieli się dobrze. Wiadomo, że najważniejsze rzeczy były dla niego istotne, ale jeśli nie musiał, to nie mieszał się w nic. Z resztą życie na własnych warunkach od zawsze mu odpowiadało. Czasami nawet wydawało mu się, że nie powinien być związany z żadnym rodem, bo to było dla niego pewnego rodzaju ograniczeniem. Niemniej jednak jak na razie wszystko układało się dobrze, więc nie dążył do żadnych zmian.
Z ojcem, poza botaniką, łączyło go również zamiłowanie do sztuki, chociaż Anwar nigdy nie poświęcał na to tyle czasu i energii co Esben. Niemniej jednak właśnie dzięki ojcu poznał osobę, z którą obecnie szedł na spotkanie. Einara poznał, kiedy ten malował obrazy dla jego ojca. Musiał przyznać, że fascynacja obrazami mężczyzny była nieco dziwna, ale Anwar od zawsze uważał ojca za ekscentryka, więc nawet nie kwestionował jego wyborów. Co więcej, nawet sam polubił malarza, chociaż ciężko było nazwać ich relację przyjacielską. Tak właściwie to nie znał go jakoś dobrze, ale będąc osobą dość otwartą na znajomości, nie miał żadnych przeszkód by zwrócić się do mężczyzny z prośbą. A trzeba było przyznać, że nie była to byle jaka prośba. Niczego poza swoją siostrą i herbaciarnią nie traktował poważniej. Dlatego też wyróżnieniem powinno być dla Halvorsena to, że właśnie do niego Anwar zwrócił się z prośbą o namalowanie obrazu dekorującego wnętrze herbaciarni.
– Witaj, kolego – uśmiechnął się, gdy już znalazł się w salonie mężczyzny. Oczywiście cała powaga, którą teoretycznie powinien mieć od razu uleciała w eter. Nie można było powiedzieć, żeby blondyn należał do wyjątkowo sztywnych osób. Szybko przechodził do mówienia ludziom na ty. – Mam sprawę – zaczął od razu. Zawsze najpierw wolał przechodzić do konkretów i po szybkim rozprawieniu się z nimi można było pokusić się o przyjemności.
Z ojcem, poza botaniką, łączyło go również zamiłowanie do sztuki, chociaż Anwar nigdy nie poświęcał na to tyle czasu i energii co Esben. Niemniej jednak właśnie dzięki ojcu poznał osobę, z którą obecnie szedł na spotkanie. Einara poznał, kiedy ten malował obrazy dla jego ojca. Musiał przyznać, że fascynacja obrazami mężczyzny była nieco dziwna, ale Anwar od zawsze uważał ojca za ekscentryka, więc nawet nie kwestionował jego wyborów. Co więcej, nawet sam polubił malarza, chociaż ciężko było nazwać ich relację przyjacielską. Tak właściwie to nie znał go jakoś dobrze, ale będąc osobą dość otwartą na znajomości, nie miał żadnych przeszkód by zwrócić się do mężczyzny z prośbą. A trzeba było przyznać, że nie była to byle jaka prośba. Niczego poza swoją siostrą i herbaciarnią nie traktował poważniej. Dlatego też wyróżnieniem powinno być dla Halvorsena to, że właśnie do niego Anwar zwrócił się z prośbą o namalowanie obrazu dekorującego wnętrze herbaciarni.
– Witaj, kolego – uśmiechnął się, gdy już znalazł się w salonie mężczyzny. Oczywiście cała powaga, którą teoretycznie powinien mieć od razu uleciała w eter. Nie można było powiedzieć, żeby blondyn należał do wyjątkowo sztywnych osób. Szybko przechodził do mówienia ludziom na ty. – Mam sprawę – zaczął od razu. Zawsze najpierw wolał przechodzić do konkretów i po szybkim rozprawieniu się z nimi można było pokusić się o przyjemności.
Einar Halvorsen
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:18
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Samotność nie znała łaski. Była zwyczajnie okrutna i zapatrzona w siebie - czuł jak uderza go w każdej możliwej chwili, jak rozszarpuje na strzępy bezradną duszę. Głosy, wspomnienia, p r a w d a - wszystko tworzyło mieszankę zagotowaną w ciszy, w milczeniu; w dialogu prowadzonym z ulotną naturą myśli. Osaczała go bezbronnego w zaułku swojego triumfu, przypominała raz jeszcze że fakt kariery, sukcesów zawdzięcza powtarzalności kłamstw.
Nienawidził jej. Zawsze, kiedy tylko był w stanie - uciekał z jej bezlitosnych objęć, uchylał się przed szponami które chciała zagłębić jak bezlitosny drapieżnik.
Z tego powodu, zawsze, kiedy istniała sposobność - zabijał ją spotkaniami z innymi ludźmi. Wzbudzanie w innych sympatii miał zapisane w naturze - nie stronił od innych, z łatwością rozświetlając oblicze przyjaznym, nienagannym uśmiechem. Aura która go osnuwała, dodawała charyzmy, pewności siebie, zmuszała aby po latach przywykł do wzroku innych przebywających w pobliżu ludzi. Bezwiednie gromadził uwagę. Cenił sobie rozmowy, zwłaszcza poruszające rozległe płaszczyzny sztuki. Każde złożone mu zamówienie traktował niczym wyzwanie. Niektórzy współcześni artyści mogli zachłysnąć się wprost malarską wolnością, tworzyć kolejne dzieła bez żadnych rygorystycznych reguł, malować, bezpośrednio pejzaże swoich emocji. Uważał że niewątpliwym wyzwaniem jest namalować portret zgodnie z rygorem ukazywania z możliwą precyzją świata i sprawić aby był dziełem sztuki nie zaś dziełem pustego, bezdusznego rzemiosła.
Przywitał gościa z pogodnym wyrazem twarzy - szczerym, bez wymuszenia. Zawsze doceniał precyzję z jaką posyłał zdania nie zaczynając zbędnym, wydłużającym się wstępem. Wyzbycie się form grzecznościowych było Halvorsenowi niewątpliwie na rękę - przesadne tony oficjalności zgrzytałyby, przeszkadzając przy dłuższych chwilach w rozmowie.
- Co, w takim razie, mogę dla ciebie zrobić? - dopytał z zaciekawieniem, nie wyprzedzając faktów. Zieleń i błękit spojrzenia zatrzymały się z pełną, należną uwagą na osobie Rosenkrantza. Domyślał się że w jego przypadku sprawa, którą nadmienił mogła rozchodzić się o obrazy, jednak chciał by rozmówca sam, wkrótce określił jej całość. Sekundy oczekiwania sunęły jak ciężkie krople.
Nienawidził jej. Zawsze, kiedy tylko był w stanie - uciekał z jej bezlitosnych objęć, uchylał się przed szponami które chciała zagłębić jak bezlitosny drapieżnik.
Z tego powodu, zawsze, kiedy istniała sposobność - zabijał ją spotkaniami z innymi ludźmi. Wzbudzanie w innych sympatii miał zapisane w naturze - nie stronił od innych, z łatwością rozświetlając oblicze przyjaznym, nienagannym uśmiechem. Aura która go osnuwała, dodawała charyzmy, pewności siebie, zmuszała aby po latach przywykł do wzroku innych przebywających w pobliżu ludzi. Bezwiednie gromadził uwagę. Cenił sobie rozmowy, zwłaszcza poruszające rozległe płaszczyzny sztuki. Każde złożone mu zamówienie traktował niczym wyzwanie. Niektórzy współcześni artyści mogli zachłysnąć się wprost malarską wolnością, tworzyć kolejne dzieła bez żadnych rygorystycznych reguł, malować, bezpośrednio pejzaże swoich emocji. Uważał że niewątpliwym wyzwaniem jest namalować portret zgodnie z rygorem ukazywania z możliwą precyzją świata i sprawić aby był dziełem sztuki nie zaś dziełem pustego, bezdusznego rzemiosła.
Przywitał gościa z pogodnym wyrazem twarzy - szczerym, bez wymuszenia. Zawsze doceniał precyzję z jaką posyłał zdania nie zaczynając zbędnym, wydłużającym się wstępem. Wyzbycie się form grzecznościowych było Halvorsenowi niewątpliwie na rękę - przesadne tony oficjalności zgrzytałyby, przeszkadzając przy dłuższych chwilach w rozmowie.
- Co, w takim razie, mogę dla ciebie zrobić? - dopytał z zaciekawieniem, nie wyprzedzając faktów. Zieleń i błękit spojrzenia zatrzymały się z pełną, należną uwagą na osobie Rosenkrantza. Domyślał się że w jego przypadku sprawa, którą nadmienił mogła rozchodzić się o obrazy, jednak chciał by rozmówca sam, wkrótce określił jej całość. Sekundy oczekiwania sunęły jak ciężkie krople.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:18
Nigdy nie bał się samotności. Nie odczuwał potrzeby, by spędzać swój czas z kimkolwiek, a o związkach nawet nie chciał słyszeć. Znacznie lepiej żyło mu się ze świadomością, że może sobie w każdej chwili znaleźć osobę, z którą chciałby spędzić swój czas, nie musząc przejmować się, że będzie skazany na życie z jedną i tą samą. Oczywiście liczył się z tym, że prędzej czy później taki styl życia mocno się na nim odbije i na starość będzie żałować, że jednak nie ma nikogo bliskiego. Uważał jednak, że do wszystkiego należało dojrzeć. Nie śpieszyło mu się, a życie solo otwierało przed nim wiele różnych możliwości, z których on miał zamiar skorzystać.
Nie miał powodów, by zastanawiać się, czy jego sympatia do Einara była podyktowana czymkolwiek. Nie znał mężczyzny zbyt dobrze, ale nie miał żadnych powodów, by pałać do niego jakimkolwiek zwątpieniem. Być może była to naturalna aura artysty albo też Anwar w rzeczy samej nie był zbyt wymagający co do ludzi. Potrafił dogadać się bowiem z każdym, chociaż nie robił tego, bo lubił stronić od innych osób, co prawdopodobnie zostało wyniesione już z dzieciństwa, kiedy to z jednej strony pragnął towarzystwa za wszelką cenę, ale z drugiej strony skazany był na przebywanie w dość skromnym otoczeniu. Ta pewnego rodzaju sprzeczność wykreowała człowieka, którym był. Właśnie dlatego jego życie towarzyskie było takie, jakie było.
– Oczywiście obraz, dokładnie trzy obrazy. Do herbaciarni – wyjaśnił, od razu przechodząc do konkretów. Znawcą sztuki nie był. Swojemu ojcu z całą pewnością nie dorównywał, ale lubił otaczać się ładnymi rzeczami. Obrazy Einara zaliczały się do tego grona, no i mężczyzna był jedynym malarzem, jakiego Anwar znał personalnie, więc takiej okazji nie mógł odmówić. Konkretnej wizji na obrazy nie miał, szczerze liczył na kreatywność swojego rozmówcy. Nie był też zbyt wybredny i niecierpliwy. Był w stanie dać Einarowi tyle czasu, ile potrzebował.
– Jeden z obrazów musi przedstawiać różę albo mieć motyw różany, bo wiadomo – powiedział. W końcu jego rodzina znana była z hodowli konkretnej odmiany róż, w jego domu pachniało tymi kwiatami na każdym kroku, więc nie mogły one nie zostać przedstawione na żadnym z obrazów.
Nie miał powodów, by zastanawiać się, czy jego sympatia do Einara była podyktowana czymkolwiek. Nie znał mężczyzny zbyt dobrze, ale nie miał żadnych powodów, by pałać do niego jakimkolwiek zwątpieniem. Być może była to naturalna aura artysty albo też Anwar w rzeczy samej nie był zbyt wymagający co do ludzi. Potrafił dogadać się bowiem z każdym, chociaż nie robił tego, bo lubił stronić od innych osób, co prawdopodobnie zostało wyniesione już z dzieciństwa, kiedy to z jednej strony pragnął towarzystwa za wszelką cenę, ale z drugiej strony skazany był na przebywanie w dość skromnym otoczeniu. Ta pewnego rodzaju sprzeczność wykreowała człowieka, którym był. Właśnie dlatego jego życie towarzyskie było takie, jakie było.
– Oczywiście obraz, dokładnie trzy obrazy. Do herbaciarni – wyjaśnił, od razu przechodząc do konkretów. Znawcą sztuki nie był. Swojemu ojcu z całą pewnością nie dorównywał, ale lubił otaczać się ładnymi rzeczami. Obrazy Einara zaliczały się do tego grona, no i mężczyzna był jedynym malarzem, jakiego Anwar znał personalnie, więc takiej okazji nie mógł odmówić. Konkretnej wizji na obrazy nie miał, szczerze liczył na kreatywność swojego rozmówcy. Nie był też zbyt wybredny i niecierpliwy. Był w stanie dać Einarowi tyle czasu, ile potrzebował.
– Jeden z obrazów musi przedstawiać różę albo mieć motyw różany, bo wiadomo – powiedział. W końcu jego rodzina znana była z hodowli konkretnej odmiany róż, w jego domu pachniało tymi kwiatami na każdym kroku, więc nie mogły one nie zostać przedstawione na żadnym z obrazów.
Einar Halvorsen
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:19
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Sztuka była z nim nierozłączna.
Od zawsze - jeszcze od pierwszych, na wskroś dziecięcych tendencji, kaprysów ruchliwych, pulchnych rączek, zaciskanych na różnobarwnych kredkach. Pierwsze, wyłaniające się na obliczach kartki rysunki, były wstępem do kształtowania wyjątkowej zdolności, której nie poskąpili mu najwyraźniej bogowie. Norny zaśmiały się - zapłakały? - nad absurdem losu, który go musiał spotkać. Obdarzony złym, nieludzkim dziedzictwem, chaotyczny, skłonny, aby siać zamęt i wątpliwości w niektórych, upatrzonych umysłach, mógł co najwyżej - gdyby przedstawiciele wyższych cech otrzymali jawną, ostrą jak sztylet prawdę - werniksować obrazy innych, zamiast wystawiać własne, stworzone dzieła.
- Rozumiem - odpowiedział. Uśmiech na stałe zagościł na jego twarzy, przynajmniej podczas najbliższych, rozgrywających się chwil spotkania. Utrzymywał się z pasji - zamówienia, były w związku z tym naturalnym elementem doświadczanej przez niego, artystycznej codzienności. Interesy z Rosenkratnzami były zawsze udane, stąd nie obawiał się zakończenia tych negocjacji fiaskiem.
- Jeśli chodzi o dwa pozostałe - skoncentrował się na parze obrazów, które Anwar nie obarczył żadnym, wyszczególnionym wymogiem. - Może chciałbyś zobaczyć, co mam obecnie do zaoferowania? - Wyprostował się, w każdej chwili gotowy, aby wstać, jako swoisty przewodnik Rosenkrantza - mając na celu zaprowadzenie mężczyzny do miejsc, gdzie przechowywał dzieła sztuki, które sporządził z własnej, czystej inicjatywy, które nie były wymogiem, stawianym przez zamożnego galdra na równi z brzęczeniem oczekujących na finalny efekt monet. W wolnych, nieskrępowanych chwilach malował postaci, sceny, do których sam był natchniony; malował ludzi, których sam chciał uwiecznić. W ten, przedstawiony sposób, powstały sporadyczne pejzaże, rodzajowe scenki a nawet martwa natura; wyłaniały się znacznie częściej podobizny anonimowych osób, autoportrety czy akty.
- Nie sprzedaję każdego ukończonego płótna - czuł się zobowiązany dodać. Z niektórymi dziełami łączyła go wyjątkowa więź. Inne, z kolei, określał okrutnym mianem niedostatecznych, nie wahając się wysłać je na pożarcie przez ogień. - Co nie zmienia faktu, że część z nich jestem skłonny przekazać odpowiedniemu nabywcy - za odpowiednią opłatą. Nie mógł być pewnym, czy Anwar nie oczekiwał wszystkich, zupełnie nowych dzieł - czy może, po upływie tej chwili, nie nasunęły mu się kolejne sformułowania spostrzeżeń.
Od zawsze - jeszcze od pierwszych, na wskroś dziecięcych tendencji, kaprysów ruchliwych, pulchnych rączek, zaciskanych na różnobarwnych kredkach. Pierwsze, wyłaniające się na obliczach kartki rysunki, były wstępem do kształtowania wyjątkowej zdolności, której nie poskąpili mu najwyraźniej bogowie. Norny zaśmiały się - zapłakały? - nad absurdem losu, który go musiał spotkać. Obdarzony złym, nieludzkim dziedzictwem, chaotyczny, skłonny, aby siać zamęt i wątpliwości w niektórych, upatrzonych umysłach, mógł co najwyżej - gdyby przedstawiciele wyższych cech otrzymali jawną, ostrą jak sztylet prawdę - werniksować obrazy innych, zamiast wystawiać własne, stworzone dzieła.
- Rozumiem - odpowiedział. Uśmiech na stałe zagościł na jego twarzy, przynajmniej podczas najbliższych, rozgrywających się chwil spotkania. Utrzymywał się z pasji - zamówienia, były w związku z tym naturalnym elementem doświadczanej przez niego, artystycznej codzienności. Interesy z Rosenkratnzami były zawsze udane, stąd nie obawiał się zakończenia tych negocjacji fiaskiem.
- Jeśli chodzi o dwa pozostałe - skoncentrował się na parze obrazów, które Anwar nie obarczył żadnym, wyszczególnionym wymogiem. - Może chciałbyś zobaczyć, co mam obecnie do zaoferowania? - Wyprostował się, w każdej chwili gotowy, aby wstać, jako swoisty przewodnik Rosenkrantza - mając na celu zaprowadzenie mężczyzny do miejsc, gdzie przechowywał dzieła sztuki, które sporządził z własnej, czystej inicjatywy, które nie były wymogiem, stawianym przez zamożnego galdra na równi z brzęczeniem oczekujących na finalny efekt monet. W wolnych, nieskrępowanych chwilach malował postaci, sceny, do których sam był natchniony; malował ludzi, których sam chciał uwiecznić. W ten, przedstawiony sposób, powstały sporadyczne pejzaże, rodzajowe scenki a nawet martwa natura; wyłaniały się znacznie częściej podobizny anonimowych osób, autoportrety czy akty.
- Nie sprzedaję każdego ukończonego płótna - czuł się zobowiązany dodać. Z niektórymi dziełami łączyła go wyjątkowa więź. Inne, z kolei, określał okrutnym mianem niedostatecznych, nie wahając się wysłać je na pożarcie przez ogień. - Co nie zmienia faktu, że część z nich jestem skłonny przekazać odpowiedniemu nabywcy - za odpowiednią opłatą. Nie mógł być pewnym, czy Anwar nie oczekiwał wszystkich, zupełnie nowych dzieł - czy może, po upływie tej chwili, nie nasunęły mu się kolejne sformułowania spostrzeżeń.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:19
Anwarowi brakowało wyobraźni i odpowiednich umiejętności, by móc się nazwać artystą. Jedyne co potrafił rysować, to rośliny i to jedynie z obserwacji. Zdolności przenoszenia obrazów z umysłu prosto na papier mu poskąpiono. Musiał mieć wzór, który mógł naśladować. Poza tym większość swojego życia skupił właśnie na obserwacji roślin, więc wiele z nich znał już na pamięć. W swoim domu posiadał wiele szkicowników, które stały się dla niego zielnikami, na stronach których widnieją szkice albo zasuszone okazy najróżniejszych roślinek i ziółek, a obok nich wypisane są przemyślenia i informacje o każdym z okazów. Anwar uważał, że zbiór owych szkicowników był jedną z najcenniejszych rzeczy, które posiadał, bo była w nim skumulowana cała wiedza.
Odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że mógł liczyć na Einara, bo w końcu utrzymywał się on właśnie z takich zleceń. Blondyn nie wiedział, ile zleceń miał mężczyzna i jak szybko ten mógłby zrealizować zamówienie Rosenkrantza, niemniej jednak był skłonny poczekać. Na całe szczęście potrafił wykazać się odrobiną cierpliwości, no i domyślał się, że nie należało popędzać innych. Sam nie lubił, gdy inni go pośpieszali. Uważał, że przecież wszystko miało swoje tempo, a dla dobra Kolca mógł się odrobinę poświęcić.
– Z chęcią zobaczę, co tam masz – powiedział, kiwając głową. Oczywiście miał już w głowie jakąś tam wizję, ale był w tym dość płynny, nie wykluczał więc zmian. Domyślał się, że Einar ma w swojej kolekcji wiele wspaniałych obrazów, które z całą pewnością wpadłyby mu w oko. Uśmiechnął się na kolejne słowa mężczyzny. Był bardzo ciekawy prywatnej galerii Einara, bo w końcu ojciec Anwara musiał widzieć w mężczyźnie coś intrygującego, skoro tak bardzo lubił jego twórczość.
– Nie bój się, ja również nie mam w zwyczaju kupować każdego płótna, które mi się podoba. Z resztą, wiele z obrazów ma wartość wtedy, gdy się ich nie posiada – stwierdził. Nie chodziło mu o to, że obrazy Einara są w jego mniemaniu bezwartościowe. Przeciwnie! Wydawało mu się bowiem, że niektóre dzieła są wyjątkowe, bo nie można ich mieć. Jeśli miał być szczery, to wiele obrazów lubił właśnie dlatego, że wiedział, że są one cenne. Gdyby miał je w domu, to pewnie stałyby się czymś pospolitym i nie godnym większej uwagi.
– Powiedz mi od razu, które są na ewentualną sprzedaż – poprosił od razu. Wolał uniknąć sytuacji, kiedy to musiałby prosić Einara o sprzedaż czegoś, czego ten nie chciał się pozbywać. Należało bowiem pamiętać, że jeśli Anwar czegoś chciał, to przeważnie robił wszystko, by to dostać.
Odwzajemnił uśmiech. Wiedział, że mógł liczyć na Einara, bo w końcu utrzymywał się on właśnie z takich zleceń. Blondyn nie wiedział, ile zleceń miał mężczyzna i jak szybko ten mógłby zrealizować zamówienie Rosenkrantza, niemniej jednak był skłonny poczekać. Na całe szczęście potrafił wykazać się odrobiną cierpliwości, no i domyślał się, że nie należało popędzać innych. Sam nie lubił, gdy inni go pośpieszali. Uważał, że przecież wszystko miało swoje tempo, a dla dobra Kolca mógł się odrobinę poświęcić.
– Z chęcią zobaczę, co tam masz – powiedział, kiwając głową. Oczywiście miał już w głowie jakąś tam wizję, ale był w tym dość płynny, nie wykluczał więc zmian. Domyślał się, że Einar ma w swojej kolekcji wiele wspaniałych obrazów, które z całą pewnością wpadłyby mu w oko. Uśmiechnął się na kolejne słowa mężczyzny. Był bardzo ciekawy prywatnej galerii Einara, bo w końcu ojciec Anwara musiał widzieć w mężczyźnie coś intrygującego, skoro tak bardzo lubił jego twórczość.
– Nie bój się, ja również nie mam w zwyczaju kupować każdego płótna, które mi się podoba. Z resztą, wiele z obrazów ma wartość wtedy, gdy się ich nie posiada – stwierdził. Nie chodziło mu o to, że obrazy Einara są w jego mniemaniu bezwartościowe. Przeciwnie! Wydawało mu się bowiem, że niektóre dzieła są wyjątkowe, bo nie można ich mieć. Jeśli miał być szczery, to wiele obrazów lubił właśnie dlatego, że wiedział, że są one cenne. Gdyby miał je w domu, to pewnie stałyby się czymś pospolitym i nie godnym większej uwagi.
– Powiedz mi od razu, które są na ewentualną sprzedaż – poprosił od razu. Wolał uniknąć sytuacji, kiedy to musiałby prosić Einara o sprzedaż czegoś, czego ten nie chciał się pozbywać. Należało bowiem pamiętać, że jeśli Anwar czegoś chciał, to przeważnie robił wszystko, by to dostać.
Einar Halvorsen
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:19
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Trzydzieści lat. Ponad trzydzieści lat. Urodziny świętował (? ...nie wiedział, czy to właściwe słowo) w lecie – pod czystym błękitem nieba, na którym ostały się strzępki mlecznej tkaniny chmur. Pomyślał, przez krótki moment, czy zapamiętał, w istocie, każde płótno i szkic, jaki, w przeciągu życia wyszedł spod jego rąk. Zaczynał wątpić. O części nie chciał pamiętać – rzucił je na pożarcie ogniu, który, w kakofonicznych trzaskach pożerał ramę i płótno. Zostawał żałosny proch, sterta niechcianych wizji, swąd spalenizny, natrętny i wszechobecny. Nic więcej, jedynie zgliszcza, które przydeptać mógł podeszwami butów.
– Możemy w tym je porównać do żywych istot – kolejny spośród posłanych uśmiechów rozciągnął nieznacznie wargi. Oczywiście. Oczywiście. Piękno niedostępności. Większość ludzi, bezmyślnie tylko chce mieć. Ptak, uwięziony w klatce, zaczyna gasnąć, nie mogąc dłużej smakować powietrznego bezmiaru. Bezmyślna chęć posiadania była skazą człowieka.
– Zapraszam. Zwrócę uwagę na te, które będą na sprzedaż – oznajmił. Poprowadził rozmówcę przez korytarze domu. W jednym z pomieszczeń trzymał najwięcej obrazów. Niektóre wisiały na ścianach jeszcze w obrębie przejść. Przystanął przy jednym z dzieł.
– Maluję mało pejzaży – wyznał tę oczywistość. Przez chwilę osiadł spojrzeniem na płótnie. Jeden z niewielu widoków, których nie oddał ogniu; przypominał mu Lindę, przypominał beztroskę dziecięcych lat. Bez starej, wyrozumiałej kobiety, która go odnalazła, nie byłby w miejscu, w którym znajdował się teraz. Mógłby zapomnieć o jakiejkolwiek karierze.
– Ten, na przykład, przedstawia widok w pobliżu Trondheim – opisał – pochodzę z tego regionu – dodał. Akcent, z jakim wysławiał się po nordycku, zdradzał pochodzenie norweskie, podobnie jak samo nazwisko, które łaskawie otrzymał (nie miał imienia, nie miał również nazwiska; zbędny ciężar dla matki).
– Jak widać – oznajmił, chętny do przechodzenia dalej – mam słabość do ludzi – dodał z nieznaczną nutą żartobliwości. Portrety. Malował głównie portrety. Nigdy, nie spytał siebie dlaczego. Odkąd pamiętał, chciał głównie uwieczniać ich ciała, ich twarze, spojrzenia. Patrzył się – często, natychmiast wiedział, w jaki sposób chciałby ich namalować. Cały ten proces, dokonywał się zawsze w jego podświadomości, podobnie, jak podświadomie w dzieciństwie, sporządzał ogrom rysunków; nie wiedział nigdy dlaczego, nie potrzebował wiedzieć.
– Możemy w tym je porównać do żywych istot – kolejny spośród posłanych uśmiechów rozciągnął nieznacznie wargi. Oczywiście. Oczywiście. Piękno niedostępności. Większość ludzi, bezmyślnie tylko chce mieć. Ptak, uwięziony w klatce, zaczyna gasnąć, nie mogąc dłużej smakować powietrznego bezmiaru. Bezmyślna chęć posiadania była skazą człowieka.
– Zapraszam. Zwrócę uwagę na te, które będą na sprzedaż – oznajmił. Poprowadził rozmówcę przez korytarze domu. W jednym z pomieszczeń trzymał najwięcej obrazów. Niektóre wisiały na ścianach jeszcze w obrębie przejść. Przystanął przy jednym z dzieł.
– Maluję mało pejzaży – wyznał tę oczywistość. Przez chwilę osiadł spojrzeniem na płótnie. Jeden z niewielu widoków, których nie oddał ogniu; przypominał mu Lindę, przypominał beztroskę dziecięcych lat. Bez starej, wyrozumiałej kobiety, która go odnalazła, nie byłby w miejscu, w którym znajdował się teraz. Mógłby zapomnieć o jakiejkolwiek karierze.
– Ten, na przykład, przedstawia widok w pobliżu Trondheim – opisał – pochodzę z tego regionu – dodał. Akcent, z jakim wysławiał się po nordycku, zdradzał pochodzenie norweskie, podobnie jak samo nazwisko, które łaskawie otrzymał (nie miał imienia, nie miał również nazwiska; zbędny ciężar dla matki).
– Jak widać – oznajmił, chętny do przechodzenia dalej – mam słabość do ludzi – dodał z nieznaczną nutą żartobliwości. Portrety. Malował głównie portrety. Nigdy, nie spytał siebie dlaczego. Odkąd pamiętał, chciał głównie uwieczniać ich ciała, ich twarze, spojrzenia. Patrzył się – często, natychmiast wiedział, w jaki sposób chciałby ich namalować. Cały ten proces, dokonywał się zawsze w jego podświadomości, podobnie, jak podświadomie w dzieciństwie, sporządzał ogrom rysunków; nie wiedział nigdy dlaczego, nie potrzebował wiedzieć.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:21
Cóż, pomimo tego, że posiadał już prawie trzydzieści lat, to dalej czuł się jakby dopiero wkraczał w dorosłość. Na całe szczęście był na tyle dojrzały i odpowiedzialny, że mógł się sobą zająć i nie wpakować w jakieś większe kłopoty. W przeszłości nie był bowiem osobą, którą można było posądzać o jakąkolwiek poważną przyszłość, a już na pewno nie jako herbaciarza, bo nawet jemu wydawałoby to się wyjątkowo mało ambitnym zajęciem. Bieg czasu pozwolił mu jednak zrozumieć kilka rzeczy i przewartościować sobie to, co faktycznie było dla niego ważne. Zmienił swoje podejście i chociaż pewne cechy charakteru w nim pozostały, to jednak nie przypominał już dawnego siebie i osoby, które znały go wcześniej, to z całą pewnością mogły to potwierdzić.
– Można tak powiedzieć – przyznał, kiwając głową. Nie był jednak do końca przekonany, czy faktycznie chciałby kolekcjonować ludzi. Jakoś nigdy nie odczuwał większej potrzeby, by szukać sobie osoby, z którą mógłby spędzić resztę życia. Zawsze wydawało mu się, że miał na to jeszcze wiele czasu i nie musiał zajmować się tym właśnie w tej chwili. Romanse, chociaż niewątpliwie przyjemne, nie pozwalały mu na całkowite poświęcenie się swojemu celowi, którym była całkowita dominacja i monopol na herbaciany biznes w Midgardzie.
– Rozumiem – powiedział. Domyślał się oczywiście, że każdy artysta ma swoje specjalności. Sam miał wrażenie, że nikt nie może być dobrym we wszystkim. On sam na przykład dobrze radził sobie z botaniką, bo to było jego prawdziwe zainteresowanie, ale o zwierzętach nie miał większego pojęcia. Miał więc wrażenie, że Einar, jako artysta, lubił malować określone rzeczy. – Muszę jednak powiedzieć, że jedynym portretem, jaki powinien znajdować się w herbaciarni, musi być mój – stwierdził. Nie wiedział jednak, czy powinien decydować się na ozdabianie wnętrza swojej herbaciarni swoją twarzą. W końcu klienci i tak go widzieli i to na żywo. Poza tym nie chciałby wychodzić na osobę próżną i wpatrzoną w siebie.
– Piękny obraz, rozumiem, że nie chcesz go sprzedać – zauważył. Nie miał pojęcia, czy Einar zgodziłby się sprzedać obraz, który w jakimś stopniu kojarzy mu się z miejscem, w którym się wychowywał. Posłusznie podążył za artystą. – Nie wiem, czy ludzie są dobrą słabością, mogą wpakować w niemałe kłopoty – wtrącił, kiwając głową, jakby nie raz i nie dwa musiał radzić sobie właśnie z takimi przypadkami.
– Można tak powiedzieć – przyznał, kiwając głową. Nie był jednak do końca przekonany, czy faktycznie chciałby kolekcjonować ludzi. Jakoś nigdy nie odczuwał większej potrzeby, by szukać sobie osoby, z którą mógłby spędzić resztę życia. Zawsze wydawało mu się, że miał na to jeszcze wiele czasu i nie musiał zajmować się tym właśnie w tej chwili. Romanse, chociaż niewątpliwie przyjemne, nie pozwalały mu na całkowite poświęcenie się swojemu celowi, którym była całkowita dominacja i monopol na herbaciany biznes w Midgardzie.
– Rozumiem – powiedział. Domyślał się oczywiście, że każdy artysta ma swoje specjalności. Sam miał wrażenie, że nikt nie może być dobrym we wszystkim. On sam na przykład dobrze radził sobie z botaniką, bo to było jego prawdziwe zainteresowanie, ale o zwierzętach nie miał większego pojęcia. Miał więc wrażenie, że Einar, jako artysta, lubił malować określone rzeczy. – Muszę jednak powiedzieć, że jedynym portretem, jaki powinien znajdować się w herbaciarni, musi być mój – stwierdził. Nie wiedział jednak, czy powinien decydować się na ozdabianie wnętrza swojej herbaciarni swoją twarzą. W końcu klienci i tak go widzieli i to na żywo. Poza tym nie chciałby wychodzić na osobę próżną i wpatrzoną w siebie.
– Piękny obraz, rozumiem, że nie chcesz go sprzedać – zauważył. Nie miał pojęcia, czy Einar zgodziłby się sprzedać obraz, który w jakimś stopniu kojarzy mu się z miejscem, w którym się wychowywał. Posłusznie podążył za artystą. – Nie wiem, czy ludzie są dobrą słabością, mogą wpakować w niemałe kłopoty – wtrącił, kiwając głową, jakby nie raz i nie dwa musiał radzić sobie właśnie z takimi przypadkami.
Einar Halvorsen
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Dzieła witały ich, zawieszone na licach ścian czy oparte, w mniej dumny sposób, oczekujące na lepszą świetlaną przyszłość. Nie umiał stwierdzić z którego źródła czerpała wewnętrzna fascynacja, w wyniku której spod jego malarskich rąk wydostawały się przede wszystkim portrety.
Podszyta niewidzialnymi nićmi intuicji – potrzeba – pozostawała poza granicą rozsądku. Od lat, bezwiednie wybierał za swoich modeli osoby, nie pogrążając się z identyczną pasją w krajobrazach rozchylającej się przed spojrzeniem natury. Ludzka twarz, ludzkie ciało i ludzkie, niepowtarzalne piękno, szczególnie piękno uznane jako nieoczywiste, były od lat podmiotami jego artystycznego zachwytu.
Każdy, spośród niepoliczonych twórców stawał przed tym wyborem – wyborem swej specjalności.
– Część z nich jest warta ryzyka – kolejny, posłany Rosenkrantzowi uśmiech wskazywał na nieodmiennie towarzyszącą pogodność. Nie słynął z racjonalności, z wyrachowania, z korzystnego, pełnego zwycięstw balansowania pomiędzy zyskiem a stratą. Nie miał na myśli jedynie samych portretów, co całokształtu nawiązywanych relacji. Niektóre z nich, omal wręcz nie powiodły go do ruiny; do teraz odbijały się echem, skazą na reputacji.
– Chociaż masz rację – przyznał równie serdecznie – to mało rozsądna słabość – zatrzymał się, przerywając wędrówkę prowadzącą przez własne płótna. Zamyślił się i rozważył raz jeszcze słowa. Obracał je w swojej głowie, dokładnie, cząstka po cząstce, litera po kolejnej literze.
– Z drugiej strony, każda słabość już z góry nie jest rozsądna – głos niedługo później znów pomknął w otaczającym powietrzu – i co najgorsze, każdy z nas jakąś ma – spojrzenie zatrzymało się na twarzy towarzysza spotkania. Każdy miał. On sam, Rosenkrantz czy dowolny, wskazany na przechadzce przechodzień poruszający się ulicami Midgardu; galdr albo śniący. Każdy. Poznanie czyjejś słabości było niejako triumfem, pozwalało, nierzadko, utrzymać drugą osobę w garści, sprawować nad nią kontrolę. Doświadczył tego już wiele, zbyt wiele razy, zwłaszcza jako osoba o nieludzkich korzeniach, zdolna poddawać innych manipulacjom aury.
– Wracając do spraw obrazu – zdecydował się zmienić temat, powrócić do esencji wymiany zdań, do przyczyny dla której gościł dzisiaj Anwara Rosenkrantza – mógłbym namalować twój portret – szczera prostota; oczywiście że mógł, co więcej, musiał przyznać, uczyniłby to z przyjemnością.
Podszyta niewidzialnymi nićmi intuicji – potrzeba – pozostawała poza granicą rozsądku. Od lat, bezwiednie wybierał za swoich modeli osoby, nie pogrążając się z identyczną pasją w krajobrazach rozchylającej się przed spojrzeniem natury. Ludzka twarz, ludzkie ciało i ludzkie, niepowtarzalne piękno, szczególnie piękno uznane jako nieoczywiste, były od lat podmiotami jego artystycznego zachwytu.
Każdy, spośród niepoliczonych twórców stawał przed tym wyborem – wyborem swej specjalności.
– Część z nich jest warta ryzyka – kolejny, posłany Rosenkrantzowi uśmiech wskazywał na nieodmiennie towarzyszącą pogodność. Nie słynął z racjonalności, z wyrachowania, z korzystnego, pełnego zwycięstw balansowania pomiędzy zyskiem a stratą. Nie miał na myśli jedynie samych portretów, co całokształtu nawiązywanych relacji. Niektóre z nich, omal wręcz nie powiodły go do ruiny; do teraz odbijały się echem, skazą na reputacji.
– Chociaż masz rację – przyznał równie serdecznie – to mało rozsądna słabość – zatrzymał się, przerywając wędrówkę prowadzącą przez własne płótna. Zamyślił się i rozważył raz jeszcze słowa. Obracał je w swojej głowie, dokładnie, cząstka po cząstce, litera po kolejnej literze.
– Z drugiej strony, każda słabość już z góry nie jest rozsądna – głos niedługo później znów pomknął w otaczającym powietrzu – i co najgorsze, każdy z nas jakąś ma – spojrzenie zatrzymało się na twarzy towarzysza spotkania. Każdy miał. On sam, Rosenkrantz czy dowolny, wskazany na przechadzce przechodzień poruszający się ulicami Midgardu; galdr albo śniący. Każdy. Poznanie czyjejś słabości było niejako triumfem, pozwalało, nierzadko, utrzymać drugą osobę w garści, sprawować nad nią kontrolę. Doświadczył tego już wiele, zbyt wiele razy, zwłaszcza jako osoba o nieludzkich korzeniach, zdolna poddawać innych manipulacjom aury.
– Wracając do spraw obrazu – zdecydował się zmienić temat, powrócić do esencji wymiany zdań, do przyczyny dla której gościł dzisiaj Anwara Rosenkrantza – mógłbym namalować twój portret – szczera prostota; oczywiście że mógł, co więcej, musiał przyznać, uczyniłby to z przyjemnością.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:22
Był pełen podziwu zdolności artystycznych Einara. Oczywiście nic go tutaj nie zdziwiło, bo znał jego twórczość już od jakiegoś czasu, skoro jego własny ojciec z jakiś względów gromadził obrazy mężczyzny. Początkowo nie był w stanie tego zrozumieć, ale z biegiem czasu był w stanie w jakiś tam sposób pojąć tę fascynację. On sam nie wiedział, czy chciałby kupować takie ilości obrazów. Nie był przesadnie zainteresowany sztuką, by dekorować swój dom, niemniej jednak lubił odwiedzać różnego rodzaju wystawy i galerie. W domu Einara właśnie tak się czuł. Jakby odwiedzał galerię, z tą różnicą, że tutaj mógł wyjść z jakimś obrazem pod ręką.
– Musisz mieć o ludziach lepsze zdanie niż ja – powiedział dość ironicznie, bo w sumie nikt go nigdy nie skrzywdził na tyle, by blondyn miał stracić wiarę w gatunek ludzki. Po prostu był jednak nieufny. Ludzie byli nieokiełznani, nieobliczalni i tajemniczy, a zdolność do abstrakcyjnego myślenia pozwalała im na wymyślanie rzeczy tak oryginalnych, że niektórym nie przyszłyby nawet na myśl. Anwar trochę obawiał się tej niewiadomej. Był więc nieufny. Dość oschle podchodził do nowo poznanych osób, a tych, których znał już jakiś czas, nadal trzymał na dystans. Nie pozwalał sobie na przesadne zbliżenia i zacieśnianie więzi z każdym, kto mu się podwinie pod ręką.
Zmrużył oczy, wsłuchując się w słowa mężczyzny. Miał wiele racji. Każdy miał swoje słabości. Anwar nie był od tego żadnym wyjątkiem. Męczył się z nimi i starał się, by nie mogły mu pokrzyżować planów.
– Ale ludzi nie jesteś w stanie kontrolować – stwierdził. Nad pozostałymi słabościami można było mieć jakąkolwiek kontrolę. Oczywiście takie podejście mogło być wynikiem podejścia Anwara do ludzi tak ogólnie.
– Mój? Nie byłoby to zbyt próżne, gdybym miał swój portret w herbaciarni? – zastanowił się. Oczywiście, że chciałby mieć swój portret. Kto by nie chciał? Nie wiedział jednak, czy jego klienci nie odebraliby tego w negatywny sposób. No i nie uważał, żeby jego twarz musiała wisieć na którejś ze ścian herbaciarni. Co innego, jeśli miałby taki portret sprawić sobie na własny użytek. Na usta wkradł mu się lekki uśmiech. – W domu z chęcią bym powiesił swój portret, ale do herbaciarni potrzebuję czegoś, co dla wielu osób będzie miłe dla oka, nie musi to być moja twarz – stwierdził, uśmiechając się. Nie wykluczał opcji posiadania własnego obrazu, więc z całą pewnością złoży odpowiednie zamówienie.
– Musisz mieć o ludziach lepsze zdanie niż ja – powiedział dość ironicznie, bo w sumie nikt go nigdy nie skrzywdził na tyle, by blondyn miał stracić wiarę w gatunek ludzki. Po prostu był jednak nieufny. Ludzie byli nieokiełznani, nieobliczalni i tajemniczy, a zdolność do abstrakcyjnego myślenia pozwalała im na wymyślanie rzeczy tak oryginalnych, że niektórym nie przyszłyby nawet na myśl. Anwar trochę obawiał się tej niewiadomej. Był więc nieufny. Dość oschle podchodził do nowo poznanych osób, a tych, których znał już jakiś czas, nadal trzymał na dystans. Nie pozwalał sobie na przesadne zbliżenia i zacieśnianie więzi z każdym, kto mu się podwinie pod ręką.
Zmrużył oczy, wsłuchując się w słowa mężczyzny. Miał wiele racji. Każdy miał swoje słabości. Anwar nie był od tego żadnym wyjątkiem. Męczył się z nimi i starał się, by nie mogły mu pokrzyżować planów.
– Ale ludzi nie jesteś w stanie kontrolować – stwierdził. Nad pozostałymi słabościami można było mieć jakąkolwiek kontrolę. Oczywiście takie podejście mogło być wynikiem podejścia Anwara do ludzi tak ogólnie.
– Mój? Nie byłoby to zbyt próżne, gdybym miał swój portret w herbaciarni? – zastanowił się. Oczywiście, że chciałby mieć swój portret. Kto by nie chciał? Nie wiedział jednak, czy jego klienci nie odebraliby tego w negatywny sposób. No i nie uważał, żeby jego twarz musiała wisieć na którejś ze ścian herbaciarni. Co innego, jeśli miałby taki portret sprawić sobie na własny użytek. Na usta wkradł mu się lekki uśmiech. – W domu z chęcią bym powiesił swój portret, ale do herbaciarni potrzebuję czegoś, co dla wielu osób będzie miłe dla oka, nie musi to być moja twarz – stwierdził, uśmiechając się. Nie wykluczał opcji posiadania własnego obrazu, więc z całą pewnością złoży odpowiednie zamówienie.
Einar Halvorsen
Re: 08.09.2000 – Salon – E. Halvorsen & Bezimienny: A. Rosenkrantz Pią 24 Lis - 10:22
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Różnili się – zmienność, dostrzegalna przy pierwszym, padającym spojrzeniu, przy pierwszych dźwiękach drgających w przestrzeni słów. Rosenkrantz, na podstawie ich rozmów, wydawał mu się praktyczny i bezpośredni, inny, zupełnie inny niż nieład nierzadko piętrzący, szerzący się w jego życiu. Nie dziwił się, niemniej, wyłuskując te spostrzeżenia; już same stereotypy profesji jakimi się odznaczali, mogły wskazać na inne pielęgnowane cechy. Rosenkrantz był człowiekiem nauki, pochłoniętym przyrodą i prowadzonym biznesem; on, chaotycznym artystą w którego siatkę krwiobiegu była wpisana emocjonalna niestałość, zdolność do odczuwania więcej, silniej i przelewania odczuć na lnianą membranę płótna.
– Tym lepiej – przyznał z zadowoleniem – cieszę się, skoro nie mam kontroli – dodał enigmatycznie, odważnie. Nie kłamał; często poruszał się po konstrukcji zdarzeń obdarzonych niestabilnością jak nieuchronną klątwą. Relacje które zawierał mogły niejednokrotnie go zgubić, tak samo, jak wiecznie wpisane w życie igranie z przeznaczeniem i losem. Jedyna sprawa nad którą chciał wiecznie mieć władzę, był własny znienawidzony ogon, którego istnienie wpierw ukrywała Linda, wychowująca go kobieta, przybrana matka i babka, którego istnienie później ukrywał sam.
– Nie mnie oceniać – przyznał z nieznaczną nutą żartobliwości. – Tak czy inaczej, nie miałem na myśli, że portret musi koniecznie znaleźć się w herbaciarni – natychmiast sprostował. Myśl o portrecie wniknęła do jego umysłu w postaci czystej spontaniczności. Spontaniczności która nie przejmowała się kwestią, w jakim miejscu Anwar trzymałby potencjalne dzieło, o ile tylko mogłoby kiedykolwiek powstać.
– Gdybyś jednak był chętny, możemy się zawsze umówić – zakończył ten określony temat. – Będziemy tak czy inaczej w kontakcie – przypomniał. Obrazy wymagały czasu by dojrzeć w kolejnych warstwach; magiczne farby schły krócej niż ich odpowiedniki używane przez śniących, lecz nadal były to określone zasoby dni a niekiedy tygodni. Nie spieszył się; dzieło miało być dobre, adekwatne do obarczenia podpisem, do wystawienia na dzienne światło zamiast na pastwę ognia. Wiedział że Anwar jest tego oczywiście świadomy; rozmowy z klientami jak on stanowiły czystą obopólną przyjemność współpracy. Odprowadził później swojego gościa do drzwi; był pewien że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.
Einar i Bezimienny z tematu
– Tym lepiej – przyznał z zadowoleniem – cieszę się, skoro nie mam kontroli – dodał enigmatycznie, odważnie. Nie kłamał; często poruszał się po konstrukcji zdarzeń obdarzonych niestabilnością jak nieuchronną klątwą. Relacje które zawierał mogły niejednokrotnie go zgubić, tak samo, jak wiecznie wpisane w życie igranie z przeznaczeniem i losem. Jedyna sprawa nad którą chciał wiecznie mieć władzę, był własny znienawidzony ogon, którego istnienie wpierw ukrywała Linda, wychowująca go kobieta, przybrana matka i babka, którego istnienie później ukrywał sam.
– Nie mnie oceniać – przyznał z nieznaczną nutą żartobliwości. – Tak czy inaczej, nie miałem na myśli, że portret musi koniecznie znaleźć się w herbaciarni – natychmiast sprostował. Myśl o portrecie wniknęła do jego umysłu w postaci czystej spontaniczności. Spontaniczności która nie przejmowała się kwestią, w jakim miejscu Anwar trzymałby potencjalne dzieło, o ile tylko mogłoby kiedykolwiek powstać.
– Gdybyś jednak był chętny, możemy się zawsze umówić – zakończył ten określony temat. – Będziemy tak czy inaczej w kontakcie – przypomniał. Obrazy wymagały czasu by dojrzeć w kolejnych warstwach; magiczne farby schły krócej niż ich odpowiedniki używane przez śniących, lecz nadal były to określone zasoby dni a niekiedy tygodni. Nie spieszył się; dzieło miało być dobre, adekwatne do obarczenia podpisem, do wystawienia na dzienne światło zamiast na pastwę ognia. Wiedział że Anwar jest tego oczywiście świadomy; rozmowy z klientami jak on stanowiły czystą obopólną przyjemność współpracy. Odprowadził później swojego gościa do drzwi; był pewien że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.
Einar i Bezimienny z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?