Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    17.09.2000 – Kuchnia – E. Halvorsen & Bezimienny: V. Hallström

    3 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    17.09.2000

    Dziś ma już dość. Po wczoraj więcej nie przyjmie. Szyderczy list pozostawia skazę nie tylko na sumieniu, ale i w nim samym. Czuje wyraźnie jak jad kłamstwa wlewa się do serca i pod bestialskim podszyciem obietnicy miażdży powolutku wewnętrzne organy. Nikogo i niczego przy tym nie szczędzi – depcze resztki sentymentalnych wspomnień, pozostawiając obraz Einara ograniczony do manipulacji – tej bezwzględnej gry emocji, którą Viljam bezskutecznie próbuje ukrócić, a która znów się wychyla i wchodzi bez pytania na główną linię życia mecenasa.
    Najpierw uderza w punkt centralny – rozdziera bezlitośnie tkanki, przyspieszając bicie serca. Potem jest jeszcze gorzej. Zepsucie rozlewa się falą goryczy po organizmie i przeradza w prawdziwy potop. Nie mieszcząc się w jedną przestrzeń, wślizguje się w drugą. Jak czarna breja zalewa i dominuje teren, w którym pod naporem gwałtownych emocji giną wszystkie inne, te pozytywne.
    Niezrozumienie i niepewność zalewają komorę płuc, blokują oddech i topią go. W poczuciu beznadziei. W absurdalnej złości.
    A on chłonie.
    Ciało drży z niepokoju, kiedy wbrew wszelkim sygnałom, Hallström milczy uparcie — to z dumy. Zachłyśnięty honorem i przyzwoitością nie pragnie wprawdzie rozniecać w sobie ognia, ale tym razem chęć powstrzymania temperamentu to za mało. Nagromadzone złości pokonują go, są silniejsze od woli. Rosnąca w nim frustracja nie ustaje. Nie wycisza się, jak wiele razy wcześniej. Czuje wyraźnie, że coś ważnego traci.
    Kontrolę.
    Staje więc przed drzwiami mieszkania Einara. Wciąż jeszcze na wodzy, ale nie na długo.
    Gest jest niewinny.
    Lekkie tylko odchylenie głowy w bok i ręka przesunięta od linii szczęki wolnym ruchem za kark. Nic nie wskazuje na to, by miało się za tym kryć coś wielkiego. Coś znaczącego. A jednak. Gdzieś w neuronach świadomości czai się brutalność. Chęć zmiecenia go z powierzchni ziemi za te wielokrotne upokorzenia i wielomiesięczne zwodzenia z przeszłości.
    Frustracja, jak przyczajony tygrys, nie odpuszcza. Gotowa do skoku, zasadza się w przedsionku myśli. A Viljam, znając charakter emocji-drapieżcy, wie, że w którymś momencie ta może zaatakować, wyciągnąć łapę i sięgnąć po swoje. Ale jeszcze nie teraz, nie w tym momencie. Wciąż łudzi się, że może powstrzymać wybuch.
    Ucieka przed tym w ostatniej próbie. W niknących spazmach rozsądku.
    Niepokój przekuwa wreszcie w ruch, późnym wieczorem najeżdżając na drzwi domu demonicznego artysty. Siła uderzenia jest tak silna, że już na samej tej podstawie można się domyślać, że targają nim emocje. Gdy jednak zza drewnianej powierzchni wychyla się sylwetka Einara, czas staje w miejscu.
    Gdyby był choć w połowie mniej rozemocjonowany, pewnie odezwałby się od razu. Wciąż jednak stara się zachować twarz, a że w całym swoim wysiłku i przy spontanicznej decyzji pojawienia się tu, nie obmyślił solidnego planu działania, stoją teraz biernie naprzeciw siebie. Choć nie odzywa się jeszcze, wewnątrz kryje Armagedon emocji. Wyciszenie ich wszystkich na raz stanowi spore wyzwanie, któremu nie jest w stanie podołać.
    Szczególnie w momencie, gdy mężczyzna – źródło jego dzisiejszych trosk i frustracji – uchodzi z widoku, niknąc w kuchni. To jest główny zapalnik. To już przelewa szalę goryczy. Całe napięcie zbiera się u podstawy szczęki i w zaciśnięciu jego pięści, gdy w zadziwiająco szybkim tempie nie tylko pojawia się w tym samym pomieszczeniu, co Halvorsen, ale i na tym samym metrze kwadratowym. Nie pozostaje spokojny, jak jeszcze chwilę temu.
    Chwyta go za materiał koszuli w absolutnym emocjonalnym szale i przygważdża go do jedynej, pustej ściany kuchni, nie ważąc na ból, jaki prawdopodobnie mu tym sprawia. Dociska go jednocześnie do muru z ręką wciąż miętoszącą materiał ubrania i ciałem, ograniczającym ucieczkę.
    Skończyliśmy się bawić, smutny chłopcze… – cedzi przez zęby – Albo zaczniesz zachowywać się jak człowiek, albo to Ciebie zaboli – grozi mu bez krzty niepewności, nie spuszczając z niego przy tym wzroku. Oczy jarzą się złością i zmęczeniem, co tylko skutecznie potwierdza, że nie żartuje.
    Do tej pory miałeś do czynienia z tą zdecydowanie wyrozumiałą częścią Hallströmów, ale jeśli myślisz, że możesz igrać z kimś MOJEJ rangi, to jesteś większym głupcem, niż myślałem. Uwierz mi, Halvorsen, nie chcesz walczyć z siłą, której nie znasz nawet w pierwiastku.
    Nie odkrywa wszystkich kart od razu, głównie dlatego, że nie ma gotowego scenariusza tego, co chce mu powiedzieć. Póki co bardziej skupia się na krzywdzie fizycznej, nie rozluźniając uścisku nawet na moment. Przedramię, którym opiera się o pierś artysty, wżyna się w kości żeber, a wolną ręką dociska jego ramię do ściany.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Myśli; jak ołowiane łańcuchy, skrzeczące złowieszczo z każdym, wdrożonym ruchem, wpuszczonym w objęcia świata. Obrazy, przeszłość, wciąż bliska, niosąca się intensywnym echem; rozmyte, dogasające zdarzenia. Rozgoryczenie; drażniąca niedostateczność rozjątrzona pod skórnym płótnem, pod marionetką powłok. Emocje, tlące się przeraźliwie długo – zbyt długo – niechętne, aby na dobre okrzepnąć w zobojętnieniu.
    Dzisiaj rozważał wczoraj. Rozbijał na delikatne, ulotne drobiny sekund. Studiował – piętno decyzji, sekwencję błędów, haniebną bliskość spragnionych, pełnych rozpaczy ciał. Kłamstwa, którymi karmił publikę, rozsianą na ceremonii pogrzebu. Dzisiaj. Świadomość tkwiła pod kloszem minionej nocy. Umysł tonący we wczoraj, a ciało dzisiaj, posłusznie wykonujące rytuał dnia powszedniego. (Dobrze się stało – niechciany szmer głosu wnętrza, szurał i zgrzytał, zapadające się, grząskie podłoże obaw. Dobrze, że tak się stało. Wyniósł się. Dobrze. Nie dziwił się, nie powinien się absolutnie dziwić, że nie chce go dłużej widzieć. Siał oraz zbierał chaos. Och, szlag, niech szlag trafi to wszystko, jego przeklęte życie, zatrute w każdej, najkrótszej wstążce minionej, mijanej, mającej przeminąć chwili).
    Wyszedł z łazienki. Ogolił się i wykąpał, czynności wpisane w pulę tych oczywistych, tych łatwych; szum wody jednak nie przyniósł mu ukojenia, nie rozprowadził spokoju, nie rozniósł ciepła do zakamarków duszy. Ogon jeszcze nie odrósł – dziękował łasce spożywanego wywaru.
    Kuchnia. Kolacja o ewidentnie niezdrowo spóźnionej porze – wysokie głosy talerzy odezwały się dźwięcznie. Pomyślał o malowaniu. Jutro kolejna sesja, tak – zakładał, że już ostatnia. Zaklęcia, wypowiadane na wykończenie dzieła, pomyślał, próbował myśleć o wszystkim, byle nie myśleć o niej.
    Ktoś przyszedł.
    Dźwięk krążył, pełen zniecierpliwienia, uderzył w ospałe zmysły. Odstąpił od przygotowań. (Laila? Nie. Niemożliwe. Krucza Straż? Kto?). Palce niedługo później oplotły zakrzywiony nos klamki, zamek zazgrzytał, ustąpił.
    Hallström.
    Napięcie, w jednym przypływie chwili. stało się gęste jak smoła, przez której wrzącą zasadzkę, zdolną by lada moment oparzyć połacie dusz, z trudem przenikały spojrzenia – kocioł między ścianami dwóch przystających sylwetek. Dusił się; atmosfera wlewała się niczym woda prosto do ust tonącego który, wierzgając ostatkiem sił, usiłuje za wszelką cenę dryfować na morskiej tafli. Przepuścił Viljama w drzwiach; pełna absurdów treść listu, stosy zakłamanych obietnic które powinny spłonąć w piekielnym ogniu, zaczęły, jakby w nieposkromionym odruchu migotać mu teraz w głowie. Własne pismo, atrament liter, gęstwina, żywopłoty przekazu które na dobre wsiąkły w papierowe oblicze. Krew, granatowa krew oszustw, spijana chciwie przez blady prostokąt kartki. Wiedział, że to się przecież nie spełni, to się nigdy nie spełni, słowa przypominały zaledwie pustynny miraż a wydmy rzeczywistości, niosły ze sobą wciąż monotonną wizję rozczarowania.
    Jednak – o dziwo – chciał, aby Viljam wierzył.
    Chciał, by poświecił mu więcej niż beznamiętną maskę ofiarowaną innym, której nie miał w zwyczaju osuwać ze swojej twarzy. Pragnął rozniecić w nim więcej; charakter uczuć już nie grał najmniejszej roli. Starczyło tylko, by czuł.
    Odwrócił się. Udał się w stronę kuchni, pomachał płachtą ryzyka.
    Bestia agresji, stworzenie gniewu odpowiedziały bez zbędnych dłużących się oczekiwań.
    Szlag.
    Oczy, szeroko otwarte tłumaczą, że nie spodziewał się, nie w tej obecnej, ulotnej, napiętej jak struna chwili. Ciało poddaje się, tak jak poddaje się marionetka ruchom dzierżącego artysty. Ból, ucisk niosą się, rezonują wewnątrz. Koszula mnie się pod silnym więzieniem palców.
    W ten sposób – głos, przyciszony, przywodzi na myśl syknięcie – nic nie osiągniesz – dodał. Przejął się? Zirytował? Jaskrawość uczuć sprawiała, że zaczął wątpić; sądził, że było wiele nawarstwionych czynników, że to nie tylko on.
    Szarpnął, próbując się wyswobodzić. Bez skutku. Biedny, słaby artysta. Biedny, zgubiony chłopiec, przyprowadzony znikąd.
    Nie rozumiesz? – dopytał, znacznie wyraźniej niż przedtem. Wargi z wyraźnym trudem przełamał bolesny uśmiech, marny, jedyny grymas na jaki było go stać. Ostatki sił posłużyły aby przechylić się bliżej w stronę Hallströma. Pozwolił aurze pozostać poza kontrolą, chociaż, w obecnej chwili, czuł że jest równie poszkodowana jak on – w końcu od zawsze byli nierozerwalną częścią.
    ...już zapomniałeś, Hallström?

    aura huldrekalla: 91 (k100) + 25 (charyzma) + 10 (atut)= 126


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości


    'k100' : 91
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ciepło, rozlane po kątach organizmu, rozgrzewa silnie od wewnątrz i wprowadza go w stan niepokojącego amoku, nim w ogóle dociera do niego źródło jego pobudzenia. Zdąża w tym czasie ścisnąć mocniej za koszulę, przytrzymać prowokatora przy ścianie i w wymiętych fałdach materiału pozostawić schowany rozsądek, który tak nagminnie przy Einarze ginie. Zamiast puścić wodze cierpliwości, jak planował z początku, czuje jak ciężka i dławiąca emocja zapętla się na szyi. Choćby chciał, nie umie (nie chce?) ruszyć się do tyłu. Coś – ta niegasnąca potrzeba dotyku i kontaktu z nim – trzyma go w bezruchu tuż przy męskim ciele. Unieruchamia go na kilka sekund przed decyzją o srogim uderzeniu.
    Z początku stawia znaczny opór, w złości uderzając płasko dłonią o mur obok twarzy Einara... to jednak tylko ułamek, tylko echo rozsądku.
    Odbija się od ściany w huku i niknie bezpowrotnie.
    A on, pozostawiony bez żadnej obrony, wpatruje się w błękitne oczy blondyna. Pełne tajemnicy i samotności, nie powinny ściągać na siebie wzroku, a jednak – z chwilą pochylenia się Halvorsena do przodu to główny powód jego największej zguby.
    Współczucie, fascynacja, chęć pomocy?
    Nie wie, co ciągnie go do niego, ale ewidentnie nie chce odpuścić.
    Rzeczywiście, zapomniał.
    Głupi, karze siebie w myślach i cierpi katusze w momencie, gdy Norny przypominają mu o prawdzie w najbardziej bolesny, bo bezpośredni i iście doświadczalny sposób.
    Rozumiem. Po prostu tego nie akceptuje – niemal warczy przy jego uchu, zły na siebie o tę nieznośną słabość, niezręczną przychylność dla einarowskiego ciała.
    Bliskość z  n i m  wyciąga soki uroku z sylwetki artysty i sączy się mdląco-rażącym aromatem ku swej ofierze. Zajmuje terytorialnie przestrzeń i wypełnia ciało sędziego nieadekwatnie szybko w stosunku do tego, co Viljam jest w stanie w siebie przyjąć.
    Zasysając chwilę i zaciągając się oddechem, pełnym skrępowania i wstydu, niemal krztusi się tuż przed nim, pochylając głowę ku ziemi na znak sowitej przegranej.
    Nie muszę popierać wszystkich swoich popędów, Halvorsen – szepce cicho na swoją obronę, choć oboje wiedzą, że to właśnie one – popędy – nim kierują.
    Na Odyna, stop....
    Oczy artysty, pełne głębi, odbite w wyobraźni Viljama, wciąż zajmują głowę, pomimo tego, że nawet na niego nie patrzy.
    Rozluźnia uchwyt na koszuli Einara, poddając się po chwili. Zsuwa dłoń wzdłuż materiału, lżej i bez agresji, przesuwając ją wzdłuż naprężonych mięśni artysty. Zatrzymuje ją dopiero przy prawym  biodrze mężczyzny, zerkając na niego kontrolnie.
    Podaj mi inny sposób.
    Ciche błaganie wplecione niezdarnie w głoski świadczy o niewielkim przekonaniu do cudzych rad. Zwykle działa niezależnie. Dziś jest jednak zbyt słaby, by nie ulec pokusie pójścia za tą chorą fascynacją, której tak długo się wystrzegał.
    W alternatywie pozostaje tylko beznamiętność Mimosy.
    Chwilę temu zapomniałeś… a teraz jaką masz wymówkę?

    obrona: 47 (k100) + 15 (charyzma) + 2 (pierścień) = 64
    atut odporny: porażka
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : Kości


    #1 'k100' : 47

    --------------------------------

    #2 'k6' : 4
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Aura, rozpędzona na oślep jak zwierzę; oszalałe, odurzone wolnością zwierzę które poczuło lekkość po opadnięciu więzów. Złe, na wskroś złe opary; toksyna, wżerająca się w sieci innych, przebywających w jej pobliżu umysłów, niszcząca wszystko co znajdzie na swojej drodze. Nie zawodziła; przejaskrawiała, czyniła z niego nieludzki przykład perfekcji o złudnie człowieczych rysach. Dziś, wyjątkowo - nie pokładał w niej wiary - bojąc się, że pod wpływem targającym nim obaw uschnie i nieuchronnie wypadnie spod pieczy rąk. Mylił się - tkwiła w nim, intensywna i natarczywa jak zawsze, spisana w dziedzictwie istot wodzących na pokuszenie, moralnie zgniłych i podłych.
    Bogowie, on naprawdę…
    Dłoń zderzająca się z chłodną ścianą, blisko, tak - niebezpiecznie blisko.
    …naprawdę by mnie uderzył.
    Milczy. Zgęstniały i nieprzychylny czas, broczy jak krew z otartej nieznacznie skóry, wszystko wydaje się - gęste, nieprzychylne, powolne, otępiające ruchy. Jedynie serce, niczym wojownik pozostawiony samotnie na polu bitwy, osłaniający się tarczą stworzoną z żebrowego sklepienia, bije zaciekle, uderza pięścią, próbuje się desperacko wyrwać. Uderza, uderza; szum krwi w rozwidleniach naczyń.
    Maska twarzy, wykrojona starannie, nie przepuszczała najmniejszych rozkołysań emocji; drgnięć niepewności, które jak rysy mogły nadkazić podatną, wrażliwą taflę. Jedynie oczy - przeklęte, utkwione, połyskujące zwierciadła, zielono-błękitne okręgi świdrujących tęczówek zaczęły poświęcać pełną uwagę mężczyźnie, rozmówcy, przeciwnikowi. Uścisk zgasł, przemieniając się w widmo znacznie lżejszego dotyku. Droga, pomiędzy otwartą dłonią a zaciśniętą pięścią, była - pomimo tego - nadal żałośnie krótka; w fizycznym starciu z Hallströmem nie miał najmniejszych szans.
    Prośba, jak słodycz miodu, przeszyła wkrótce powietrze. Wspaniały posmak zwycięstwa, niesprawiedliwy, lecz nieuchronny triumf nakreślony zdradziecką, roztaczającą się wokół sylwetki aurą. Wyprostował się z dumą, którą zachował pomimo strzępów honoru, potłuczonego, wyniszczonego przez lata. Pożądanie, kiełkujące w przeciwnym ciele, pospiesznie, niczym zasiany chwast.
    - Za późno - głos wbił się w przestrzeń jak gwóźdź; dźwięk szeptu przenikający niedostrzegalne ściany dystansu pomiędzy tchnieniami dusz. Krawędzie warg rozchyliły się w delikatnym, skąpanym w triumfie uśmiechu; krawędzie warg, nachylone w pobliżu pokrytego zarostem policzka; oddech, bez ułamka zwątpienia osiadający na linii żuchwy rozmówcy. Rola - poniekąd - ofiary własnego czaru, pod którym topniał cudzy rozsądek - nie przeszkadzała, nie uwierała przy żadnej, płynącej nieubłaganie sekundzie. Przywyknął: do spojrzeń, do gestów, do cielesności; do nawet błahych, nieskrępowanych pragnień, by samolubnie nasycić głód pożądania. Giętki, (nie)moralny kręgosłup skłaniał się w każdą stronę jak elastyczny pęd.
    - Przegrałeś - stwierdzony w pomruku fakt; chwila odstępu przed wyjaśnieniem obwieszczonego wyroku - gdy przekroczyłeś próg - dodał. Nie powinien tu być; bogowie, nie powinien przychodzić, zostać schwytanym w sidła prowokacyjnych słów, nakreślonych w liście, pęczniejącym od fałszywych przyrzeczeń. Siła, którą mógł okazywać Hallström, tkwiła w obojętności, w marnym wzruszeniu ramion i odłożeniu kartki, wyjętej przedtem z koperty.
    Przegrał, ponieważ nadal nie umiał być obojętny.

    Sam - pozostawał w bezruchu.
    Czekał.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Oczy Viljama, utkwione niechybnie w posągowym wizerunku artysty, dopuszczają do siebie światło jego manipulacji. Światło, które jak wiązki świdrują nie tylko po powierzchni. Docierają do głębi umysłu i serca, zaciskają pętle przy wymęczonym organie, zniewolają. Kaganiec z łańcuchem pożądania, rzucony nań w rozwijającej się aurze, ciąży coraz bardziej, i bardziej, i bardziej... przygniatając i dociągając go do prostych żądz – dociągając go do Niego.
    Wyrywa z przestrzeni jeden samotny oddech, wstrzymując powietrze na moment przed starciem ich mentalnych sił. Wachlarz gęstych rzęs opada, głowa chyli się do dołu, pozwalając, by pojedyncze pasma włosów opadły na czoło. Wsłuchuje się w wibrujące echo jego przemówienia, które zamiast odbić się od ciała, zalęga wewnątrz i skaża niebezpiecznie przestrzeń, jak pasożyt oplata rozsądek, wyciągając z niego soki żywotności.
    Wbrew własnym rozchwianym na dwie strony emocjom (ambiwalencji odczuć) i wbrew szturmowi ostrzegających go myśli, wystarczy jedno tylko słowo, jedno veto wypowiedziane z ust artysty, by zburzyć konstrukt planu o natychmiastowym wycofaniu.
    Za późno. To prawda. Za późno na ucieczkę.
    - Który.…? – mruczy cicho, niewyraźnie, jakby pokątnie i do siebie, nosząc w sobie ciężar nie tylko jednego przejścia i nie tylko jednego rozstania. Norny zrywają nici znajomości brutalnie, zrywają w najmniej oczekiwanym momencie, nie dając absolutnie nic w zamian. Pozostawiają emocjonalną pustkę, jaka zalega w kątach świadomości i jak cichy zwiadowca, penetruje przestrzeń. Po cichu, do momentu w którym w głowie nie pozostaje już nic dobrego, nic, co chciałby w sobie pielęgnować.
    Koniec z przyjaźnią, koniec ze szczerym uczuciem. Mimosa, Einar... sylwetki jego grzechów i błędów, o których długo jeszcze będzie pamiętał.
    W porządku... – mówi w końcu, przybliżając usta do ucha prowokatora – Wygrałeś…
    Słowa wypowiedziane dla Jego przyjemności, wymięte przez wstyd i rozczarowanie samym sobą, wybrzmiewają w przestrzeni ledwie jak motyli trzepot, cichy, szepczący przejaw pokory.
    Ostatni tego wieczoru.
    Zamiast skulić się w sobie, wyciszyć wewnętrzny bunt, toksyczna aura rozbudza w nim potrzebę kontroli, potrzebę ujścia emocjom. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, prostuje się więc przed nim, odsuwając się na odległość kilku centymetrów, by móc na niego spojrzeć.
    Ze ściany osuwa dłoń na policzek artysty, przeciąga terytorialnie palcami wzdłuż linii żuchwy, podnosząc ją ku sobie, zadzierając brodę Einara do góry.
    Linia warg, zaburzona przez chwilowe rozchylenie, rozszczelniona wypuszcza z siebie gorący oddech. Dopiero jednak z kolejnym haustem powietrza nachyla się przed nim, zabiera wolną przestrzeń, niwelując dystans ciał, skradając pierwszy pocałunek.
    Głód pożądania wzrasta, usta przylegają ściśle, serce bije w namiętności, a chęć zawładnięcie nim, jako efekt uboczny rozlanej aury, budzi gwałtowność.
    Przegrał, a jednak w uwolnionej emocji tkwi wyzwolenie.
    Czuje, jak tłumiony temperament wreszcie nabiera kształtu i koloru.
    Jak przybliża go do prawdy. O sobie.
    Winny on, więzień ludzkich żądz i prostych przyjemności.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Cienka – nieuchwytna – granica pomiędzy jadem agresji a słodką pułapką aury. Wiotka, nieskuteczna bariera oddzielająca nienawiść i pożądanie, przyćmiona przez mgliste kłęby niedopowiedzeń, przez nie-istnienia zmiażdżonych milczeniem słów. Banalna skłonność do zmian, kołysana chaosem, piękno stworzone aby siać w zachłanności zamęt. Piękno które wyniszcza słuszną władzę rozsądku. Niesprawiedliwe, kryjące za grubą, nieprzenikliwą warstwą obrzydliwe zamiary, piękno zasługujące na pogardliwe splunięcie w twarz. Piękno zastawiające sidła; zguba ukryta w triumfalnym łuku uśmiechu szczerząca się do każdego kto nosi wadę słabości. Zguba, zguba, zguba – dla nich wszystkich których nie umiał zliczyć, o których o ile byli wpływowi, plotkarskie magazyny pytały i l e ,  g d z i e , w jakim miejscu, ile ich było, Halvorsen, pocałunków skradzionych bez szarpnięć mięsa sumienia, spojrzeń błyszczących w refleksach prostej cielesnej żądzy. Nie wiedział; bogowie, nie wiedział; ciało miał brudne, a za moralność dziurę – wyszarpaną, krzyczącą na wylot pustką, nic.
    Chłód, niewygoda ściany stają się wręcz wygodą, poddanie, spokojna bierność – jakby oczekiwanie na cios, który do tej pory nie nastał, nie eksplodował bólem, nie zaróżowił śliny – są synonimem władzy. Przełamany zielenią błękit natarczywego spojrzenia wbija się w męską postać, gdy obserwuje wdrażaną metamorfozę. Nienawiść, dawna agresja ukryte za maską otumaniania czarem. Wszystko jest proste kiedy rozkwitnie aura, trucizna, uwolniona używka. Znał tę reakcję, znał doskonale, żadna najmniejsza nowość – obrazy wspomnień zrzuciły kurz dawnych lat. Próbował wcześniej, próbował więcej, stopniowo, po części z zaciekawienia, z młodzieńczego kaprysu – bawił się podatnością sędziego, to była wspaniała gra, którą w istocie mógł raczyć się w nieskończoność. Pamiętał dawne rozterki, jakim próbował bez najmniejszego skutku położyć kres. Przybliż się, nie bój się, nie kłam, to nie ma sensu, to nigdy nie miało sensu. Krąg zaprzeczenia jest zbędny, gdy kruszą go wyzwolone odczucia, kiedy na horyzoncie zaczyna majaczyć błogość. Wszyscy kłamiemy; wszyscy jesteśmy chorzy; skażona jest cela świata w której żyjemy do ostatniego tchu. Podszyty absurdem lęk – tylko człowiek jest zdolny do równej skrajnej głupoty w swojej abstrakcji umysłu – lęk przed samym sobą, najgorszy podskórny lęk.
    Dotyk jest zapowiedzią; niespieszny ruch, w którym, z pełnym oddaniem, ufnie podnosi głowę – nie, nie podnosi, jest kierowany, zawierza się, włókienka mięśni nie stawiają się, nie istnieje opór. Oddech jest dalszym wstępem, niedostrzegalny ciepły obłok wydechu obmywający twarz, spływający w kierunku ust; miękkich linii czerwieni, granic gdzie zderza się jedno pragnienie z drugim. Rozchylił poddańczo wargi, wychodził mu na spotkanie, odpowiadał, bez zbędnego pośpiechu przelewając odczucia, powoli i intensywnie. Odsunął się, plecy na nowo zderzyły się z surowością ściany. Wzrokiem dosięgnął oczu, jakby chciał wydrzeć każdą, mało ostrożną myśl.
    Podoba mi się – cichy, sączony w wąską odległość głos; szept który łączy się z uniesioną ręką, muskającą zarośnięty policzek; ciekawość, zwykła ciekawość by odczuć pod opuszkami szorstką, zadbaną brodę – jak zmieniasz swój tok myślenia – dodał złowieszczo, przewrotnie, bez żadnej zbędnej pruderii. Dłoń, wyciągnięta w stronę mężczyzny opadła, drasnęła dotykiem szyję. Poprawił opinającą jego ciało koszulę – otrzymał to, czego szukał, bez względu na mętną przyszłość – wiedział że echo zdarzeń będzie nękać Hallströma, wbije się niczym drzazga boleśnie i pozostanie w ciele.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    +18:


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:

    Einar i Bezimienny z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.