:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen
2 posters
Villemo Holmsen
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:40
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
10.12.2000
Ze starego gramofonu wydobywała się muzyka, a w na środku salonu tańczyła do niej młoda niksa. Ogłuszona melodią, porwana jej czarem oraz intensywnością wykonywała kolejne figury tańca, każdy ruch dłoni, zgięcie kolan było wypracowane do perfekcji. Ćwiczyła od samego poranka nie pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Musiała dbać o formę oraz też zdrowie, a taniec był czystą przyjemnością i lekiem na całe zło. Wygięcie pleców, palce stopy mocno ściągnięte, drżenie mięśni ud, ale nie mogła się teraz poddać. Wytrwała w nienaturalnej pozie i swobodnie wróciła do neutralnej pozycji. Zdawało się, że nie kosztuje ją to żadnego wysiłku, że robi to od niechcenia, a jednak kropelki potu wystąpiły na jej skroni. Pluta w gramofonie zasyczała i muzyka się skończyła. Villemo odwrócił się by zobaczyć w lustrze swoje odbicie, przekrzywiła lekko głowę ku ramieniu niczym ciekawski ptak siedzący na gałęzi w parku. Nie była wróbelkiem, który radośnie ćwierka. W galerii stawała się Lilije, a gdy tylko dotarła do brzegów jeziora ramiona zamieniały się w skrzydła pokryte śnieżnobiałymi piórami. Dwie natury, tak już nieodłączne, tak mocno wpisane w jej istnienie. Zerkając na zegarek zorientowała się, że ma jeszcze chwilę nim przybędzie Lotte, która została jej polecona przez jednego z gości galerii. Wspomniał, że dziewczyna ma prawdziwy dar i spod jej dłuta wychodzą cudeńka.
Znalezienie kolejnej istoty, która rozumiała sztukę było niczym odkrycie ukrywanych prezentów przez rodziców lub szafki pełnej słodyczy. Wychowana w świecie artystyczym łaknęła go i lgnęła niczym ćma do światła, dlatego przyjęła pracę u Olafa. Nie każdej nocy była kurtyzaną, nie każdej nocy spełniała męskie pragnienia. Miała też inne obowiązki, a między innymi oprowadzanie gości po galerii, prowadzenie rozmów na temat sztuki w szeroko rozumianym tego słowa znaczeniu. Noce spędzane z mężczyznami, nie były jej jedynym zajęciem, choć tak mógł być odbierany jej zawód więc nie chwaliła się nim. Nie mówiła głośno kim jest. Nie miało to znaczenia, tak samo nie zdradzała swojej krwi, nie chciała być traktowana jak odmieniec, jak atrakcja w burdeli, bo któżby nie chciał przelecieć niksy. Karminowe usta wygięły się z niesmakiem i kobieta ruszyła do łazienki aby się odświeżyć.
Systematycznie dokonywała remontu swojego mieszkanka i Lotta miała jej pomóc w tym przedsięwzięciu; artystyczne mieszkanie wymagało artystycznych dodatków. Wcześniej uprzedziła dziewczynę aby ta skorzystała ze schodów, bo winda lubiła płatać figle. Gdy usłyszała pukanie do drzwi nie kazała na siebie długo czekać. Otworzyła je uśmiechając się, lekko zadziornie co zdradzało charakter Villemo.
-Zapraszam. - Ustąpiła miejsca aby Lotta mogła wejść do środka. -Mogę poczęstować herbatą i tartą migdałową. Jeżeli ma pani ochotę. - Zagadnęła przyjaźnie zamykając za Lottą drzwi. -Dziękuję za odpowiedź. - Dodała jeszcze prowadząc gościa do swojego salonu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:41
Wbrew ostrzeżeniom – Lotte skorzystała z windy. Pokonywanie jakichkolwiek schodów sprawiało jej problemy, szczególnie, że klatka schodowa w kamienicy tej pozostawała widna, a co za tym idzie – podwójnie niebezpieczna dla dziewczyny zmagającej się z konkretnym typem problemów. I chociaż rzadko znajdowała się gdziekolwiek bez drogiej osoby, mogącej wpłynąć zbawiennie na ścieżki, które lubiła mylić czy gubić, tym razem zjawiła się sama. Nieco nietomna już i z oczami zmęczonymi jak po całym dniu, odliczała palcem przyciski sygnalizujące kolejne pietra wewnątrz windy. Odgadła to wyraźnie, w końcu piętro na które została zaproszona było piętrem przedostatnim, a odliczanie do dwóch od góry nie było dla Lotte aż tak ogromnym wyzwaniem, jak można byłoby spodziewać się po jej artystycznym fachu.
Lubiła wierzyć, że wszystko co tworzy jest piękne, ale i użyteczne. A nawet w pierwszej kolejności użyteczne. Przynajmniej od tego mogła zaczynać, kiedy jeszcze pozostawała nieznaną nikomu adeptką sztuki rzeźbiarskiej, kiedy dopiero spijała wiedzę z ust bardziej zdolnych od niej wirtuozów, kiedy musiała nabierać wprawy, która zapewni jej markę. Dobre imię. Ezra ofiarował pieniądze, ale pieniądze nie wystarczały. Musieli być jeszcze klienci.
Cieszyła się, że ktokolwiek usłyszał o niej. Wiedziała, że nikt tak dobrze nie pozna się na jej sztuce jak druga kobieta. Kobiety często były wrażliwsze – widziały więcej, więcej też rozumiały. Emocji, intencji… Lotte poczuła to w starciu z mężczyznami jej życia, jej najukochańszymi braćmi, którzy pomimo starszego wieku, dopiero od samej Hansen nauczyli się czułości. Dopiero gdy ona przyszła na świat bowiem, zaczęli związywać się z nią i z samymi sobą mocniejszymi, emocjonalnymi więziami.
Drzwi do mieszkania prostytutki otwarły się, a Lotte, obrywając jasnością umykającą z okien jej salonu, nieco przymrużyła oczy. Wiedziała, że obnażanie swojej słabości przy pierwszym spotkaniu mogło generować ją jako osobę dziwaczną, być może niewartą zachodu. Szkoda tylko, że obecnie średnio wiedziała gdzie powinna przesunąć się, by nie być oślepianą. Dlatego po prostu podążyłą kilka kroków za głosem pani gospodarz. Chyba miała blond włosy. Była szczupła. I na pewno miała miły głos.
- Może usiądziemy? – zaproponowała, chociaż nie powinna. Na nosie nosiła swoje ciężkie okulary, gdy w dłoniach ściskała teczkę z szarego papieru, opisaną imieniem i nazwiskiem. Umiała rysować, jednak tylko… Tyle ile trzeba. Właściwie, całość dziś przyniesionych ze sobą prac wykonała specjalnie na potrzeby spotkania z Villemo… Ale nie przyzna się do tego. To było w końcu jedno z pierwszych jej spotkań tego typu. Pierwszych bez rodziców, którzy nie byli artystami, a zwykłymi meblarzami. Ona mogła wejść o stopień wyżej. – Przyniosłam ze sobą kilka prac, chciałabym, żeby spojrzała pani na rysunki i oceniła czy mój styl pasuje do tego, co chciałaby pani widzieć w swoim mieszkaniu.
Każda z kart pozostawała sygnowana odpowiednią pieczęcią, taką, by Lotte rozpoznawała je nawet w świetle dziennym, tylko przy przejechaniu po nich palcami. Na ten moment nie zebrała się jeszcze w sobie, by poprosić kobietę o opuszczenie zasłon. Jeszcze nie.
Lubiła wierzyć, że wszystko co tworzy jest piękne, ale i użyteczne. A nawet w pierwszej kolejności użyteczne. Przynajmniej od tego mogła zaczynać, kiedy jeszcze pozostawała nieznaną nikomu adeptką sztuki rzeźbiarskiej, kiedy dopiero spijała wiedzę z ust bardziej zdolnych od niej wirtuozów, kiedy musiała nabierać wprawy, która zapewni jej markę. Dobre imię. Ezra ofiarował pieniądze, ale pieniądze nie wystarczały. Musieli być jeszcze klienci.
Cieszyła się, że ktokolwiek usłyszał o niej. Wiedziała, że nikt tak dobrze nie pozna się na jej sztuce jak druga kobieta. Kobiety często były wrażliwsze – widziały więcej, więcej też rozumiały. Emocji, intencji… Lotte poczuła to w starciu z mężczyznami jej życia, jej najukochańszymi braćmi, którzy pomimo starszego wieku, dopiero od samej Hansen nauczyli się czułości. Dopiero gdy ona przyszła na świat bowiem, zaczęli związywać się z nią i z samymi sobą mocniejszymi, emocjonalnymi więziami.
Drzwi do mieszkania prostytutki otwarły się, a Lotte, obrywając jasnością umykającą z okien jej salonu, nieco przymrużyła oczy. Wiedziała, że obnażanie swojej słabości przy pierwszym spotkaniu mogło generować ją jako osobę dziwaczną, być może niewartą zachodu. Szkoda tylko, że obecnie średnio wiedziała gdzie powinna przesunąć się, by nie być oślepianą. Dlatego po prostu podążyłą kilka kroków za głosem pani gospodarz. Chyba miała blond włosy. Była szczupła. I na pewno miała miły głos.
- Może usiądziemy? – zaproponowała, chociaż nie powinna. Na nosie nosiła swoje ciężkie okulary, gdy w dłoniach ściskała teczkę z szarego papieru, opisaną imieniem i nazwiskiem. Umiała rysować, jednak tylko… Tyle ile trzeba. Właściwie, całość dziś przyniesionych ze sobą prac wykonała specjalnie na potrzeby spotkania z Villemo… Ale nie przyzna się do tego. To było w końcu jedno z pierwszych jej spotkań tego typu. Pierwszych bez rodziców, którzy nie byli artystami, a zwykłymi meblarzami. Ona mogła wejść o stopień wyżej. – Przyniosłam ze sobą kilka prac, chciałabym, żeby spojrzała pani na rysunki i oceniła czy mój styl pasuje do tego, co chciałaby pani widzieć w swoim mieszkaniu.
Każda z kart pozostawała sygnowana odpowiednią pieczęcią, taką, by Lotte rozpoznawała je nawet w świetle dziennym, tylko przy przejechaniu po nich palcami. Na ten moment nie zebrała się jeszcze w sobie, by poprosić kobietę o opuszczenie zasłon. Jeszcze nie.
Villemo Holmsen
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Cieszyła się, że zaoszczędziła na tyle pieniędzy aby móc zatrudnić taką osobę jak panna Hansen, na której talent szczerze liczyła. Zaprowadziła ją do salonu, który podobnie jak reszta mieszkania utrzymany był w stylistyce z zeszłej epoki. Na początku Villemo zakładała, że zmieni całkowicie wystrój wnętrz, że odejdzie od tego co zastała. Z czasem okazało się, że dobrze się czuje w tym otoczeniu i wcale jej nie drażni. Ot zwyczajnie dodała parę akcentów od siebie, meble przestawiła i zmieniła dodatki, cała reszta została taką jaką ją zastała w listopadzie zeszłego roku.
-Proszę usiąść. - Wskazała jedną z kanap stojących w okolicach kominka, w którym wesoło trzaskał ogień i dawał sporo ciepła. Villemo zerknęła z ciekawością na teczkę jaka była ściskana przez jej gościa i uśmiechnęła się szeroko na wieść o szkicach. -Fantastycznie. - Powiedziała z nieukrywaną radością w głosie. -Przyniosę herbaty, dobrze. - Nie czekając na odpowiedź skierowała się do kuchni, z której wnętrza po chwili uniósł się zapach zielonej herbaty zmieszanej z pomarańczą i goździkami. Lotta nie musiała długo czekać na gospodynię, gdy ta wróciła z tacą niosąc na niej dwa kubki oraz talerz ciasteczek maślanych. Niksa nie miała zdolności kulinarnych więc te zostały kupione w okolicznej cukierni. Postawiła kubek przed Lottą na stoliku i sama usiadła po drugiej stronie sięgając po prace jakie ta ze sobą przyniosła. Szelest kartek niósł się pośród ścian, a w raz z nim ciche pomrukiwanie Villemo kiedy coś się jej spodobało.
-Właśnie o coś takiego mi chodzi. - Powiedziała nagle i podała kobiecie jedną z kartek, która przedstawiała rzeźbione drzwi. Zdobienie było delikatne i tylko na obwodzie, środek pozostawiając gładki. -Tylko zamiast motywów leśnych, czy dałaby pani radę stworzyć wodne?
Często niksa tęskniła za wodą i jej szumem więc starała się otaczać rzeczami, które jej nią przypominały i nie raz koiły zszargane nerwy kobiety lub dawały pocieszenie w chwilach smutku. Nie mówiła nigdy na głos kim jest, jaką krew w sobie nosi. Ledwie garstka ludzi znała tajemnicę jej pochodzenia, jeszcze mniej zawód jakim się parała. Nie wierzyła, że wielu by zrozumiało i nie oceniało jej przez pryzmat miejsca w jakim pracuje. Zdawała sobie sprawę, że inni potrafią być mocno uprzedzeni i nawet jeżeli nie chcieli tego po sobie pokazać, to od razu zmieniali podejście do jej osoby. Zaczynali się inaczej zachowywać, inaczej mówić i wiele tematów stawało się nagle krępujących. Nie chciała aby Lotta nagle zrezygnowała z pracy dla niej tylko dlatego, że Villemo była kurtyzaną. I do tego niksą. Mieszanka iście wybuchowa i budząca kontrowersje.
-Proszę usiąść. - Wskazała jedną z kanap stojących w okolicach kominka, w którym wesoło trzaskał ogień i dawał sporo ciepła. Villemo zerknęła z ciekawością na teczkę jaka była ściskana przez jej gościa i uśmiechnęła się szeroko na wieść o szkicach. -Fantastycznie. - Powiedziała z nieukrywaną radością w głosie. -Przyniosę herbaty, dobrze. - Nie czekając na odpowiedź skierowała się do kuchni, z której wnętrza po chwili uniósł się zapach zielonej herbaty zmieszanej z pomarańczą i goździkami. Lotta nie musiała długo czekać na gospodynię, gdy ta wróciła z tacą niosąc na niej dwa kubki oraz talerz ciasteczek maślanych. Niksa nie miała zdolności kulinarnych więc te zostały kupione w okolicznej cukierni. Postawiła kubek przed Lottą na stoliku i sama usiadła po drugiej stronie sięgając po prace jakie ta ze sobą przyniosła. Szelest kartek niósł się pośród ścian, a w raz z nim ciche pomrukiwanie Villemo kiedy coś się jej spodobało.
-Właśnie o coś takiego mi chodzi. - Powiedziała nagle i podała kobiecie jedną z kartek, która przedstawiała rzeźbione drzwi. Zdobienie było delikatne i tylko na obwodzie, środek pozostawiając gładki. -Tylko zamiast motywów leśnych, czy dałaby pani radę stworzyć wodne?
Często niksa tęskniła za wodą i jej szumem więc starała się otaczać rzeczami, które jej nią przypominały i nie raz koiły zszargane nerwy kobiety lub dawały pocieszenie w chwilach smutku. Nie mówiła nigdy na głos kim jest, jaką krew w sobie nosi. Ledwie garstka ludzi znała tajemnicę jej pochodzenia, jeszcze mniej zawód jakim się parała. Nie wierzyła, że wielu by zrozumiało i nie oceniało jej przez pryzmat miejsca w jakim pracuje. Zdawała sobie sprawę, że inni potrafią być mocno uprzedzeni i nawet jeżeli nie chcieli tego po sobie pokazać, to od razu zmieniali podejście do jej osoby. Zaczynali się inaczej zachowywać, inaczej mówić i wiele tematów stawało się nagle krępujących. Nie chciała aby Lotta nagle zrezygnowała z pracy dla niej tylko dlatego, że Villemo była kurtyzaną. I do tego niksą. Mieszanka iście wybuchowa i budząca kontrowersje.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:42
- Właściwie, bardzo chętnie napiję się czegoś na rozgrzanie.
Pomieszczenie wypełnione blaskiem sprawiało, że Lotte miała ochotę zwyczajnie zamknąć oczy i rozmawiać z kobietą w ten, trochę niestosowny sposób. Jedynie przyglądając się przedmiotom z niewielkiej odległości, mogła szczegółowo je rozróżnić, a za sprawą wyszkolonego do zadań specjalnych zmysłu dotyku – radzić sobie w trudach codziennego życia. Pochyliła się lekko nad dostawionymi przez Villemo ciasteczkami i zanurzyła się w zapachu herbaty – tak nieznanej, zielonej i zwykle nie spożywanej. Intensywne korzenne nuty goździków i orzeźwiająca, acz kojarząca się świątecznie woń pomarańczy pobudzały jej zmysły, chociaż nie sięgnęła po nią. Jeszcze nie. Najpierw wolała przysunąć swoje prace w kierunku pani gospodarz i dopiero gdy ta zaczęła je oglądać, ogrzać dłonie o postawiony tu kubek. Oczywiście robiła to niezwykle ostrożnie, byle tylko przez swoje działania nie rozlać płynu na rysunki. Ze swoimi wadami, wcale nie było to irracjonalną obawą.
- Proszę podać mi rysunek… – powiedziała uprzejmie, kiedy kobieta określiła swoje zachcianki. Przejechawszy dłonią po pieczęci i podsunąwszy kartkę bliżej twarzy była w stanie określić już, do czego piła Villemo. Rodzice jej często wykonywali projekty drzwi – zwykle mniej ozdobnych, topornych i zwyczajnie użytkowych. Lotte pragnęła dodać do swoich projektów trochę duszy, trochę własnego polotu i grosz ambitniejszych koncepcji. Pierwotny pomysł prezentował drzwi otoczone motywem jarzębiny, Holmsen natomiast wolała zastąpić je motywem wodnym. Narody takie jak ich parły do wody – wikingowie w końcu byli pierwszymi, którzy odważyli się na pokonywanie niezbadanych oceanów w poszukiwaniu nowych, dziewiczych lądów. Lotte mogła doszukać siew jej pragnieniach wielu miłych, artystycznych powiązań. – Z całą pewnością. Proszę przyjrzeć się rysunkowi kuferka który niegdyś wykonałam jako prezent dla dawnego kapitana kompanii wodnej. Wtedy zdecydowałam się na motyw folklorystyczny, odwołałam się do Krakena, ponieważ najlepiej do niego pasował. Rozumiem jednak, że w domu kobiety tak pięknej i delikatnej, motyw wielkiej bestii… Nie, prawda? – zaśmiała się cicho. Może pozwalała sobie na zbyt wiele, może podobnym gadulstwem, które było wynikiem tylko i wyłącznie działającego na nią stresu, mogła pozbawić się sympatii w oczach możliwej zleceniodawczyni… A może właśnie takie, przyjazne relacje należało z nią nawiązać, by poznać lepiej jej gusta i zaspokoić rzemiosłem do reszty? – Morze, ocean czy jezioro po środku lasu?
Pomieszczenie wypełnione blaskiem sprawiało, że Lotte miała ochotę zwyczajnie zamknąć oczy i rozmawiać z kobietą w ten, trochę niestosowny sposób. Jedynie przyglądając się przedmiotom z niewielkiej odległości, mogła szczegółowo je rozróżnić, a za sprawą wyszkolonego do zadań specjalnych zmysłu dotyku – radzić sobie w trudach codziennego życia. Pochyliła się lekko nad dostawionymi przez Villemo ciasteczkami i zanurzyła się w zapachu herbaty – tak nieznanej, zielonej i zwykle nie spożywanej. Intensywne korzenne nuty goździków i orzeźwiająca, acz kojarząca się świątecznie woń pomarańczy pobudzały jej zmysły, chociaż nie sięgnęła po nią. Jeszcze nie. Najpierw wolała przysunąć swoje prace w kierunku pani gospodarz i dopiero gdy ta zaczęła je oglądać, ogrzać dłonie o postawiony tu kubek. Oczywiście robiła to niezwykle ostrożnie, byle tylko przez swoje działania nie rozlać płynu na rysunki. Ze swoimi wadami, wcale nie było to irracjonalną obawą.
- Proszę podać mi rysunek… – powiedziała uprzejmie, kiedy kobieta określiła swoje zachcianki. Przejechawszy dłonią po pieczęci i podsunąwszy kartkę bliżej twarzy była w stanie określić już, do czego piła Villemo. Rodzice jej często wykonywali projekty drzwi – zwykle mniej ozdobnych, topornych i zwyczajnie użytkowych. Lotte pragnęła dodać do swoich projektów trochę duszy, trochę własnego polotu i grosz ambitniejszych koncepcji. Pierwotny pomysł prezentował drzwi otoczone motywem jarzębiny, Holmsen natomiast wolała zastąpić je motywem wodnym. Narody takie jak ich parły do wody – wikingowie w końcu byli pierwszymi, którzy odważyli się na pokonywanie niezbadanych oceanów w poszukiwaniu nowych, dziewiczych lądów. Lotte mogła doszukać siew jej pragnieniach wielu miłych, artystycznych powiązań. – Z całą pewnością. Proszę przyjrzeć się rysunkowi kuferka który niegdyś wykonałam jako prezent dla dawnego kapitana kompanii wodnej. Wtedy zdecydowałam się na motyw folklorystyczny, odwołałam się do Krakena, ponieważ najlepiej do niego pasował. Rozumiem jednak, że w domu kobiety tak pięknej i delikatnej, motyw wielkiej bestii… Nie, prawda? – zaśmiała się cicho. Może pozwalała sobie na zbyt wiele, może podobnym gadulstwem, które było wynikiem tylko i wyłącznie działającego na nią stresu, mogła pozbawić się sympatii w oczach możliwej zleceniodawczyni… A może właśnie takie, przyjazne relacje należało z nią nawiązać, by poznać lepiej jej gusta i zaspokoić rzemiosłem do reszty? – Morze, ocean czy jezioro po środku lasu?
Villemo Holmsen
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Uważnie obserwowała poczynania Lotty, ale nie chcąc być nachalną robiła to dyskretnie skupiając się głównie na podanych rysunkach oraz własnej herbacie. Usiadła na drugiej kanapie obejmując dłońmi kubek ciepłej, wręcz gorącej herbaty. Zimowy jej zapach otulał miękko niczym koc w najmroźniejszą noc. Przywodził na myśl spokojne i pełne ciepła wieczory, które spędza się z najbliższymi. Magia zapachów była równie intensywna co muzyczna, odbierana innymi zmysłami potrafiła zachwycać.
-Przepraszam… - Odezwała się kiedy dostrzegła, że jej gość stara się unikać wpadającego słońca, odchylała się lub uciekała głową w bok. Przez chwilę nie połączyła faktów, ale kiedy to do niej dotarło wstała ze swojego miejsca. -Czy mam zasłonić okna? - Zapytała jeszcze podchodząc do tychże i sięgnęła dłonią po ciężkie zasłony, które sprawnym ruchem przesunęła aby ograniczyć ilość wpadającego światła. -Jeżeli trzeba więcej proszę mówić. - Zachęciła kobietę miękkim, melodyjnym głosem i wróciła na swoje miejsce by sięgnąć po rysunki i odnaleźć ten ze skrzynią. Przyglądała się uważnie dziełu jakie miała przed sobą. Zachwyciła ją ilość detali i dokładność wykonania potwora morskiego. -Kraken. - Powiedziała cicho do siebie ale dało się wyczuć wibracje w jej głosie gdy wypowiadała nazwę stworzenia. Uczucie niepokoju jakie zaczęło się gromadzić wokół niksy minęło równie szybko jak się pojawiało, a ta słuchała uważnie słów kobiety. -Jezioro pośrodku lasu brzmi idealnie. -Odpowiedziała na powrót uprzejma, ciepła i miła. Choć potwór kusił ją równie mocno co rzeczone jezioro. Uznała jednak, że nie tym razem i nie teraz. Może kiedyś skusi się na kolejne zdobienia i wtedy rzeczywiście poprosi o potwora morskiego, do którego przecież było jej bardzo blisko. Demoniczna natura drgnęła widząc zdobienia na skrzyni. Oddała więc rysunek jego właścicielce. -Od dawna się pani tym zajmuje? I skąd pomysł? - Zagadnęła ciekawa odpowiedzi, a dokładniej osoby, którą właśnie u siebie gościła. Nie uszło jej uwadze, że wzrok jej nie służył, musiała zdać się na inne zmysłu. Jak z nich korzystała? Jak dawała sobie radę z tak precyzyjną pracą?
-Przepraszam… - Odezwała się kiedy dostrzegła, że jej gość stara się unikać wpadającego słońca, odchylała się lub uciekała głową w bok. Przez chwilę nie połączyła faktów, ale kiedy to do niej dotarło wstała ze swojego miejsca. -Czy mam zasłonić okna? - Zapytała jeszcze podchodząc do tychże i sięgnęła dłonią po ciężkie zasłony, które sprawnym ruchem przesunęła aby ograniczyć ilość wpadającego światła. -Jeżeli trzeba więcej proszę mówić. - Zachęciła kobietę miękkim, melodyjnym głosem i wróciła na swoje miejsce by sięgnąć po rysunki i odnaleźć ten ze skrzynią. Przyglądała się uważnie dziełu jakie miała przed sobą. Zachwyciła ją ilość detali i dokładność wykonania potwora morskiego. -Kraken. - Powiedziała cicho do siebie ale dało się wyczuć wibracje w jej głosie gdy wypowiadała nazwę stworzenia. Uczucie niepokoju jakie zaczęło się gromadzić wokół niksy minęło równie szybko jak się pojawiało, a ta słuchała uważnie słów kobiety. -Jezioro pośrodku lasu brzmi idealnie. -Odpowiedziała na powrót uprzejma, ciepła i miła. Choć potwór kusił ją równie mocno co rzeczone jezioro. Uznała jednak, że nie tym razem i nie teraz. Może kiedyś skusi się na kolejne zdobienia i wtedy rzeczywiście poprosi o potwora morskiego, do którego przecież było jej bardzo blisko. Demoniczna natura drgnęła widząc zdobienia na skrzyni. Oddała więc rysunek jego właścicielce. -Od dawna się pani tym zajmuje? I skąd pomysł? - Zagadnęła ciekawa odpowiedzi, a dokładniej osoby, którą właśnie u siebie gościła. Nie uszło jej uwadze, że wzrok jej nie służył, musiała zdać się na inne zmysłu. Jak z nich korzystała? Jak dawała sobie radę z tak precyzyjną pracą?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:42
- Chociaż trochę, jeżeli to nie byłoby problemem.
Odpowiedziała na jej propozycję wręcz machinalnie, chociaż właściwie wstydziła się odpowiadać cokolwiek i po krótkim momencie – uznała swoje zachowanie za nietaktowne, a słowa – godne rozważenia. Organizm zachowywał się jednak tak, jak chciał. Kazał odwracać głowę, kiedy bombardowany był zbyt szeroką gamą optycznych bodźców. Lotte wciąż ciężko przychodziło pogodzenie się ze swoją powolną utratą zmysłu, jednak przyjdzie dzień, kiedy będzie musiała połknąć gorzką tabletkę pod postacią diagnozy.
Jeszcze nie teraz. Teraz chciała chociaż udawać, ze wszystko jest dobrze, a i że ona sama być może kiedyś dozna znowu całkowitej samodzielności.
- Co czuje pani myśląc o takim krajobrazie? Jeżeli chce pani, może nawet zamknąć oczy na krótką chwilę i ujrzeć to, co podpowiadają pani wyobrażenia, a potem albo przelać to na papier, albo ubrać w słowa… – zaproponowała Lotte, uśmiechając się do kobiety nieśmiało. Obie były wrażliwe – Hansen poczuła to, kiedy onieśmielające pytanie przecięło pokój. Czuła, że wielu z nich, zdrowych i pełnych blasku, nie zauważało lub nie chciało zauważać jej ułomności, kierując się albo ignorancją, albo dobrymi manierami… Villemo wydawała się jednak subtelna. Być może do osób takich jak ona, najlepiej przemawiały własne, niezmącone myśli, a nie sugestie artystki, która nawet pomimo powolnego zapominania radości widoku błyskającej w słońcu tafli wody, potrafiłaby pewnie zaproponować kilka odpowiednich rozwiązań.
- Od wczesnej młodości, pomagałam rodzicom, wykonywałam niewielkie żłobienia, zdobione elementy do doklejenia do mebli, szczyty balustrad schodowych… Najpierw ręcznie, manualnie. Potem dałam szansę magii. Nie jestem pewnie tak wprawna jak wielu starszych ode mnie jednak wciąż się rozwijam, mam nadzieję zadowolić pani gusta – obiecała niemalże od razu, jakby chcąc dać znać, że pomimo mniejszego doświadczenia, nie zawiedzie jej oczekiwań. – Studiuję i chcę dołożyć coś do funduszy domowych, a skoro Norny dały mi jakiś talent i wyznaczyły taką, nie inną ścieżkę… Muszę starać się być wciąż lepszą, prawda?
Teraz oparła dłonie na kubku i zdecydowała się upić kilka łyków. Rozkoszowała się zapachem zimowej herbaty, ciepłem bijącym do spracowanych, acz młodych dłoni.
Odpowiedziała na jej propozycję wręcz machinalnie, chociaż właściwie wstydziła się odpowiadać cokolwiek i po krótkim momencie – uznała swoje zachowanie za nietaktowne, a słowa – godne rozważenia. Organizm zachowywał się jednak tak, jak chciał. Kazał odwracać głowę, kiedy bombardowany był zbyt szeroką gamą optycznych bodźców. Lotte wciąż ciężko przychodziło pogodzenie się ze swoją powolną utratą zmysłu, jednak przyjdzie dzień, kiedy będzie musiała połknąć gorzką tabletkę pod postacią diagnozy.
Jeszcze nie teraz. Teraz chciała chociaż udawać, ze wszystko jest dobrze, a i że ona sama być może kiedyś dozna znowu całkowitej samodzielności.
- Co czuje pani myśląc o takim krajobrazie? Jeżeli chce pani, może nawet zamknąć oczy na krótką chwilę i ujrzeć to, co podpowiadają pani wyobrażenia, a potem albo przelać to na papier, albo ubrać w słowa… – zaproponowała Lotte, uśmiechając się do kobiety nieśmiało. Obie były wrażliwe – Hansen poczuła to, kiedy onieśmielające pytanie przecięło pokój. Czuła, że wielu z nich, zdrowych i pełnych blasku, nie zauważało lub nie chciało zauważać jej ułomności, kierując się albo ignorancją, albo dobrymi manierami… Villemo wydawała się jednak subtelna. Być może do osób takich jak ona, najlepiej przemawiały własne, niezmącone myśli, a nie sugestie artystki, która nawet pomimo powolnego zapominania radości widoku błyskającej w słońcu tafli wody, potrafiłaby pewnie zaproponować kilka odpowiednich rozwiązań.
- Od wczesnej młodości, pomagałam rodzicom, wykonywałam niewielkie żłobienia, zdobione elementy do doklejenia do mebli, szczyty balustrad schodowych… Najpierw ręcznie, manualnie. Potem dałam szansę magii. Nie jestem pewnie tak wprawna jak wielu starszych ode mnie jednak wciąż się rozwijam, mam nadzieję zadowolić pani gusta – obiecała niemalże od razu, jakby chcąc dać znać, że pomimo mniejszego doświadczenia, nie zawiedzie jej oczekiwań. – Studiuję i chcę dołożyć coś do funduszy domowych, a skoro Norny dały mi jakiś talent i wyznaczyły taką, nie inną ścieżkę… Muszę starać się być wciąż lepszą, prawda?
Teraz oparła dłonie na kubku i zdecydowała się upić kilka łyków. Rozkoszowała się zapachem zimowej herbaty, ciepłem bijącym do spracowanych, acz młodych dłoni.
Villemo Holmsen
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:43
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Bycie uprzejmym nigdy nie było problemem. Zauważyła zaś, że wielu nie wiedziało jak ją wykazywać. Jak być uprzejmym. Zdawało się jej, że cecha ta była traktowana jako ułomność, jak coś czego należy się wstydzić. Siedząc na przeciwko kobiety nie dostrzegała zaniku wzroku, a artystę, który pomimo przeciwności losu robi wszystko aby spełniać się w swoim zawodzie.
-Co czuję? - Powtórzyła za Lotte. Zawahała się przez chwilę, ponieważ starała się nie ujawniać swojej natury. Nie mówić wprost kim jest, a raczej czym. Taka wiedza zwykle powodowała, że ludzie uciekali lub bardzo chcieli sprawdzić jak to jest być pod wpływem niksy. Często oczekiwali wręcz, że będzie ich uwodzić, będzie robić wszystko aby zaspokoić swoje żądze. Myśleli, że jest wiecznie napalona, wiecznie chce spędzać swoje dni w łóżku, każdego dnia z innym mężczyznom. Utwierdzali się w tym przekonaniu, gdy dowiadywali się jako kto pracuje. Na szczęście ta wiedza nie była powszechna. Villemo Holmsen pracowała w galerii sztuki jako kustoszka i to powinno każdemu wystarczyć. -Czuję zapach mokrej ściółki leśnej i dotyk miękkiego mchu, który ugina się pod naciskiem bosych stóp. Krople wody osadzają się na skórze niczym sznur pereł. Na drzewach siedzą ptaki i śpiewają cicho, a woda odbija promienie słoneczne wpadające przez korony drzew złotymi smugami. Tafla wody iskrzy się niczym najprawdziwszy diament. - Uśmiechnęła się delikatnie, lekko rozmarzona tym widokiem. Tęskniła za cieplejszymi dniami, kiedy mogła zaszyć się w takich miejscach. Port na razie musiał jej wystarczyć i krótkie wypady do akwenów wodnych pod miastem. -Podoba mi się to co pani tworzy. Jestem przekonana, że znajduję się w dobrych rękach. - Nie było dla niej ważne jak długo pracowała w swojej branży, dla niej ważne było co robiła i jak to robiła. Szkice, które zobaczyła utwierdziły ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła kontaktując się z artystką. Chciała mieć w domu wykonaną rzecz z sercem i pasją. Lotta wydawała się osobą, która oddaje siebie całą w swojej pracy.
-Co czuję? - Powtórzyła za Lotte. Zawahała się przez chwilę, ponieważ starała się nie ujawniać swojej natury. Nie mówić wprost kim jest, a raczej czym. Taka wiedza zwykle powodowała, że ludzie uciekali lub bardzo chcieli sprawdzić jak to jest być pod wpływem niksy. Często oczekiwali wręcz, że będzie ich uwodzić, będzie robić wszystko aby zaspokoić swoje żądze. Myśleli, że jest wiecznie napalona, wiecznie chce spędzać swoje dni w łóżku, każdego dnia z innym mężczyznom. Utwierdzali się w tym przekonaniu, gdy dowiadywali się jako kto pracuje. Na szczęście ta wiedza nie była powszechna. Villemo Holmsen pracowała w galerii sztuki jako kustoszka i to powinno każdemu wystarczyć. -Czuję zapach mokrej ściółki leśnej i dotyk miękkiego mchu, który ugina się pod naciskiem bosych stóp. Krople wody osadzają się na skórze niczym sznur pereł. Na drzewach siedzą ptaki i śpiewają cicho, a woda odbija promienie słoneczne wpadające przez korony drzew złotymi smugami. Tafla wody iskrzy się niczym najprawdziwszy diament. - Uśmiechnęła się delikatnie, lekko rozmarzona tym widokiem. Tęskniła za cieplejszymi dniami, kiedy mogła zaszyć się w takich miejscach. Port na razie musiał jej wystarczyć i krótkie wypady do akwenów wodnych pod miastem. -Podoba mi się to co pani tworzy. Jestem przekonana, że znajduję się w dobrych rękach. - Nie było dla niej ważne jak długo pracowała w swojej branży, dla niej ważne było co robiła i jak to robiła. Szkice, które zobaczyła utwierdziły ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła kontaktując się z artystką. Chciała mieć w domu wykonaną rzecz z sercem i pasją. Lotta wydawała się osobą, która oddaje siebie całą w swojej pracy.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:43
Lotte nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewała się tego, że mogłaby teraz mieć do czynienia z niksą – opinia o tego typu istotach była jednaka, przedstawiająca je jako niecne, wykorzystujące swoje naturalne zdolności do równie niecnych celów kobiety. Villemo była taktowna, miała miły głos i potrafiła wydobyć z siebie gesty szczerej uprzejmości. Hansen nie poczuła w mieszkaniu kurtyzany ani grama tego, czego zdaniem rodziców powinna spodziewać się po Paniach Jezior, stąd nawet przez myśl nie przeszło jej, że pytania takowe, o wyobrażenia związane ze światem wodnym, mogą być tak… Dziwacznie nie na miejscu, będąc w tym samym czasie idealnie wręcz wpasowanymi.
Ironia losu pozostała jednak nieujawniona, a wizja przedstawiana Hansen przez Holmsen jednaka – bliskość jeziora po środku lasu odczuwała każdym ze zmysłów, co bardzo ułatwiało Lotte odbiór i możliwe przygotowanie partii towaru dla klientki. Rzeźbiarka nigdy już nie pozna przyjemności z obserwowania iskrzącej się w oddali tafli, nigdy nie przyjrzy się kolorowym piórom ptaków osiadających na gałęziach, nigdy nie zauważy kształtów liści drzew, światłocieniu przez nie rzucanych… Było to bolesne, ale za razem otwierające ją na nowe doznania – dźwięki, dotyk, zapach – coś, o czym i Villemo wspomniała w trakcie ich krótkiego wywiadu.
- Jak duży jest pani budżet? – spytała, kiedy zanotowała już w pamięci jej wspomnienie. Nie musiała go zapisywać – życzenia klientów zapisywała w odpowiedniej szufladce umysłu, próbując chyba udowodnić światu, że pomimo wad, ma również wyraźne zalety. Skromne, ale zalety. – Jeżeli nie chce pani przepłacać, wykonam wstępny szkic i podeślę go wiewiórką do zatwierdzenia – klasyczne żłobienia, dostosowane dla pani indywidualnych potrzeb. Jeżeli jednak jest pani w stanie zainwestować… Mogę spróbować stworzyć te drzwi nieco bardziej magicznymi. Ruchoma rzeźba w drewnie – przełomowa sprawa, wykładana na Akademii w ramach zajęć dodatkowych – przejechawszy palcem po fakturze drewna… – odchrząknęła, a potem, nachylając się lekko ku stoliku kawowym Villemo, przejechała palcem po jego powierzchni. – Miałaby pani wrażenie, jakby sunęła pani po tafli wody. Oddziaływanie na zmysł dotyku i drobny efekt wizualny. Miałby pani… Małe cudeńko, unikat. Ale to tylko… Nieśmiała propozycja. Eksperyment, nie robiłam tego jeszcze na większą skalę… – przyznała się, może nie powinna, ale wiedziała jak bardzo ceniona była w tym świecie szczerość, a ona sama nie byłą tylko bezmyślną artystką. Lubiła myśleć o sobie też jako o… Rzemieślniczce.
Ironia losu pozostała jednak nieujawniona, a wizja przedstawiana Hansen przez Holmsen jednaka – bliskość jeziora po środku lasu odczuwała każdym ze zmysłów, co bardzo ułatwiało Lotte odbiór i możliwe przygotowanie partii towaru dla klientki. Rzeźbiarka nigdy już nie pozna przyjemności z obserwowania iskrzącej się w oddali tafli, nigdy nie przyjrzy się kolorowym piórom ptaków osiadających na gałęziach, nigdy nie zauważy kształtów liści drzew, światłocieniu przez nie rzucanych… Było to bolesne, ale za razem otwierające ją na nowe doznania – dźwięki, dotyk, zapach – coś, o czym i Villemo wspomniała w trakcie ich krótkiego wywiadu.
- Jak duży jest pani budżet? – spytała, kiedy zanotowała już w pamięci jej wspomnienie. Nie musiała go zapisywać – życzenia klientów zapisywała w odpowiedniej szufladce umysłu, próbując chyba udowodnić światu, że pomimo wad, ma również wyraźne zalety. Skromne, ale zalety. – Jeżeli nie chce pani przepłacać, wykonam wstępny szkic i podeślę go wiewiórką do zatwierdzenia – klasyczne żłobienia, dostosowane dla pani indywidualnych potrzeb. Jeżeli jednak jest pani w stanie zainwestować… Mogę spróbować stworzyć te drzwi nieco bardziej magicznymi. Ruchoma rzeźba w drewnie – przełomowa sprawa, wykładana na Akademii w ramach zajęć dodatkowych – przejechawszy palcem po fakturze drewna… – odchrząknęła, a potem, nachylając się lekko ku stoliku kawowym Villemo, przejechała palcem po jego powierzchni. – Miałaby pani wrażenie, jakby sunęła pani po tafli wody. Oddziaływanie na zmysł dotyku i drobny efekt wizualny. Miałby pani… Małe cudeńko, unikat. Ale to tylko… Nieśmiała propozycja. Eksperyment, nie robiłam tego jeszcze na większą skalę… – przyznała się, może nie powinna, ale wiedziała jak bardzo ceniona była w tym świecie szczerość, a ona sama nie byłą tylko bezmyślną artystką. Lubiła myśleć o sobie też jako o… Rzemieślniczce.
Villemo Holmsen
Re: 10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:43
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Pierwotnie chciała zwyczajne drzwi z jakimś zdobieniem nawiązującym do wody, ale im dłużej rozmawiała z rzemieślniczką tym coraz bardziej przekonywała się do czegoś bardziej wyszukanego, czegoś co nadszarpnęło by jej budżet ale wizja pięknych drzwi kusiła ją bardzo mocno.
W końcu chodziło o jej dom, miejsce, w którym spędzała czas i odpoczywała po ciężkiej pracy. Takie zdobienia zaś miały w sobie coś intymnego i coś co tylko niksa by zrozumiała.
-Myślę, że możemy zaszaleć. - Odparła swobodnie a w głowie licząc inne wydatki i szacując nadchodzącą premię od zadowolonych klientów. Może nie będzie tak źle i nie skończy najbliższych dwóch tygodni o suchym chlebie i resztkach herbaty. -Skusiła mnie pani ruchomą rzeźbą. - Uśmiechnęła się miękko do Lotty i upiła łyk swojej herbaty. -Proszę spróbować to zrobić, a jeżeli się nie uda. Trudno. - Wzruszyła smukłym ramieniem pokazując tym samym, że nie będzie mieć pretensji. -Zostaniemy przy pierwotnym zdobieniu. - W końcu pierwotnie chciała mieć właśnie drzwi z prostym rzeźbieniem, więc jeżeli to otrzyma to nikt na tym nie straci. Doskonale wiedziała, że żeby się rozwijać należy otrzymać szansę na ten rozwój. Jeżeli mogła dać artystce możliwość spróbowania czegoś nowego, podjęcia wyzwania to nie miała zamiaru stawać okoniem do tego pomysłu. Lilije, codziennie i każdego dnia musiała mierzyć się z wyzwaniami, sięgać po nowe okazje i szanse jakie podsuwa jej los. Już dawno uznała, że nie może zdać się tylko na decyzję Norn i musi sama pochwycić ster swojego życia. Nie chciała już ślepo podążać za tym co się dzieje i wyczekiwać znaków. Możliwe, że te szansy również podsunęły jej same Norny, a ona w swojej naiwności uważała, że ma jakiś wpływ na swoje życie.
-Proszę przysłać do mnie wstępny szkic oraz oczekiwania finansowe, jeżeli potrzebna jest zaliczka to ją uiszczę od razu. - Dodała jeszcze wiedząc, że narzędzia oraz materiały nie są tanie i należy koszty takowe pokryć.
W końcu chodziło o jej dom, miejsce, w którym spędzała czas i odpoczywała po ciężkiej pracy. Takie zdobienia zaś miały w sobie coś intymnego i coś co tylko niksa by zrozumiała.
-Myślę, że możemy zaszaleć. - Odparła swobodnie a w głowie licząc inne wydatki i szacując nadchodzącą premię od zadowolonych klientów. Może nie będzie tak źle i nie skończy najbliższych dwóch tygodni o suchym chlebie i resztkach herbaty. -Skusiła mnie pani ruchomą rzeźbą. - Uśmiechnęła się miękko do Lotty i upiła łyk swojej herbaty. -Proszę spróbować to zrobić, a jeżeli się nie uda. Trudno. - Wzruszyła smukłym ramieniem pokazując tym samym, że nie będzie mieć pretensji. -Zostaniemy przy pierwotnym zdobieniu. - W końcu pierwotnie chciała mieć właśnie drzwi z prostym rzeźbieniem, więc jeżeli to otrzyma to nikt na tym nie straci. Doskonale wiedziała, że żeby się rozwijać należy otrzymać szansę na ten rozwój. Jeżeli mogła dać artystce możliwość spróbowania czegoś nowego, podjęcia wyzwania to nie miała zamiaru stawać okoniem do tego pomysłu. Lilije, codziennie i każdego dnia musiała mierzyć się z wyzwaniami, sięgać po nowe okazje i szanse jakie podsuwa jej los. Już dawno uznała, że nie może zdać się tylko na decyzję Norn i musi sama pochwycić ster swojego życia. Nie chciała już ślepo podążać za tym co się dzieje i wyczekiwać znaków. Możliwe, że te szansy również podsunęły jej same Norny, a ona w swojej naiwności uważała, że ma jakiś wpływ na swoje życie.
-Proszę przysłać do mnie wstępny szkic oraz oczekiwania finansowe, jeżeli potrzebna jest zaliczka to ją uiszczę od razu. - Dodała jeszcze wiedząc, że narzędzia oraz materiały nie są tanie i należy koszty takowe pokryć.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
10.12.2000 – Salon – V. Holmsen & Bezimienny: L. Hansen Czw 23 Lis - 22:43
Uśmiechnęła się mimo woli, gdy oczekiwanie związane z werdyktem co do żłobień zostało przerwane. Widocznie Lotte dobrze z oczu patrzyło lub faktycznie dobrze wyczuła obecną u jej boku Holmsen. Zaczęła powoli zbierać kartki z blatu i układać je w jeden stosik, który po chwili miał wylądować w teczce, którą ze sobą przyniosła, każdy ruch był wręcz asekuracyjnie ostrożny. Chociaż Hansen dobrze wiedziała, gdzie minutę temu odstawiła kubek, nie chciała wystawić się na możliwość popełnienia aż takiego błędu w niezdarności, nawet jeżeli Villemo wydawała się być pokrętnie świadoma pewnej ułomności zleceniobiorczyni.
- Mogę obiecać, że uda się… Ale ze względu na możliwie wydłużony czas oczekiwania i mój brak doświadczenia… Otrzyma pani stosowną zniżkę – obiecała, łapiąc teczkę pod ramię i ostatni raz upewniwszy się, że kubek z którego przed chwilą popijała jeszcze gorący napar pozostaje praktycznie opróżniony, a jedyne co pozostaje na jego dnie to fusy i kawałki owoców. – Za dwa, trzy dni proszę spodziewać się mojej wiewiórki. Jest biała. Proszę powiększyć rysunek zaklęciem, bo wyślę go w większym formacie, pomniejszony. Zgoda? Chciałabym, by widziała pani szczegóły nieco przejrzyściej.
Mówiąc to, już zaczęła wstawać z siedziska, byle dać jasny sygnał Villemo – chciała wyjść, chociaż przez chorobę – nie do końca wiedziała dokąd powinna iść. Zakłopotanie pojawiło się na twarzy tylko na moment, jej późniejsze słowa szybko wyjawiły problem:
- Chcę jak najszybciej wziąć się do pracy, byłoby mi bardzo miło, gdyby odprowadziła mnie pani do drzwi… – obnażyła swoją słabość, jednak w przypadku przebywania w obcym pomieszczeniu chęć samodzielnego przemierzania go mogłaby wydać się nie samodzielnością, a zwyczajna głupotą. Na szczęście nie musiała prosić o to długo – w końcu po chwili została odeskortowana do drzwi i po krótkim pożegnaniu, opatrzonym kolejną obietnicą szybkiego wykonania zadania, Lotte opuściła mieszkanie Villemo. W korytarzu wypowiedziała słowa inkantacji i wykonując prosty ruch dłonią – rzuciła zaklęcie teleportacje. Prosto do pracowni, póki wrażenie było świeże.
Villemo i Bezimienny z tematu
- Mogę obiecać, że uda się… Ale ze względu na możliwie wydłużony czas oczekiwania i mój brak doświadczenia… Otrzyma pani stosowną zniżkę – obiecała, łapiąc teczkę pod ramię i ostatni raz upewniwszy się, że kubek z którego przed chwilą popijała jeszcze gorący napar pozostaje praktycznie opróżniony, a jedyne co pozostaje na jego dnie to fusy i kawałki owoców. – Za dwa, trzy dni proszę spodziewać się mojej wiewiórki. Jest biała. Proszę powiększyć rysunek zaklęciem, bo wyślę go w większym formacie, pomniejszony. Zgoda? Chciałabym, by widziała pani szczegóły nieco przejrzyściej.
Mówiąc to, już zaczęła wstawać z siedziska, byle dać jasny sygnał Villemo – chciała wyjść, chociaż przez chorobę – nie do końca wiedziała dokąd powinna iść. Zakłopotanie pojawiło się na twarzy tylko na moment, jej późniejsze słowa szybko wyjawiły problem:
- Chcę jak najszybciej wziąć się do pracy, byłoby mi bardzo miło, gdyby odprowadziła mnie pani do drzwi… – obnażyła swoją słabość, jednak w przypadku przebywania w obcym pomieszczeniu chęć samodzielnego przemierzania go mogłaby wydać się nie samodzielnością, a zwyczajna głupotą. Na szczęście nie musiała prosić o to długo – w końcu po chwili została odeskortowana do drzwi i po krótkim pożegnaniu, opatrzonym kolejną obietnicą szybkiego wykonania zadania, Lotte opuściła mieszkanie Villemo. W korytarzu wypowiedziała słowa inkantacji i wykonując prosty ruch dłonią – rzuciła zaklęcie teleportacje. Prosto do pracowni, póki wrażenie było świeże.
Villemo i Bezimienny z tematu