:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
18.12.2000 – Park wschodni – U. Sorsa & Bezimienny: V. Hallström
2 posters
Bezimienny
18.12.2000 – Park wschodni – U. Sorsa & Bezimienny: V. Hallström Czw 23 Lis - 20:42
18.12.2000
Ręka, podszyta ambicją i niemym skupieniem, z gorliwą precyzją chwytająca folder – niemal z nim zszyta. Jak za spełnieniem modłów Kruczej Straży – tkliwa na prawdę i łagodna w ruchu – dotyka skrojonego w fakty pisma.
Miękkie opuszki, przeciwnie do ciężkości opisanej w dokumentach zbrodni, przesuwają się lekko i płynnie wzdłuż słów opisu. W zagłębieniu linii papilarnych, niczym niesforne drobiny piasku, utykają i zasklepiają się na dłużej pierwsze myśli i pierwsze interpretacje. Zrodzone ze schorzałej przez nadmierną sumienność zawodowej fantazji, natchnione wizją sędziego, stają się projekcją nowej rzeczywistości.
Utkany z logicznie brzmiących przesłanek, świat ostrożnie dobranych interpretacji budzi się do życia. Myśli, do tej pory wylegujące się leniwie na tkaninie rozsądku, tym razem rezygnują z pozostania w głowie. Poruszane przez rozum, wręcz prują do przodu, szukają wyjścia. Ześlizgują się dyskretnie na gorący płatek języka i pozostawiają w ślinie smak niedosytu.
Jest tyle pytań, które chciałby zadać, tyle niewiadomych do rozwiązania. Na razie jednak wspomniane myśli, jeszcze nieartykułowane i odbite od wewnętrznych ścian gardła, czekają na obecność towarzysza. Póki co, stoi jednak w alejce sam.
W rozlewisku zabielonego śniegiem parku pozostawia (niespecjalnie) ślad obuwia, gdy z butem wetkniętym w sypki puch, wraz z poczynionym krokiem, rozgarnia jego zimną, acz przyjemnie lekką otulinę. Oczy, skupione na treściach, nie rejestrują tego. Co nie znaczy, że zmiany nie następują. Przypominając o trwającej porze roku, kuleczki śniegu przyprószają niesfornie powłokę obuwia i lśnią nieznacznie na jego powierzchni. Rozkładają się także płaszczem zimowo-diamentowej otoczki po całej długości trawy, ale w magiczny sposób pozostają w oddaleniu od drzew i krzewów. Te, w swym nieuchwytnym pięknie, prężą się w kolorach zieleni. Odziane w baldurowską szatę, proszą o uznanie.
W istocie, gdyby tylko spojrzał głębiej na otoczenie, może nawet poczułby na karku dech czarowności. Płuca natury, choć wypuszczają na świat wiatry spokoju i łagodności, tuż przy nim zresztą, odbijają się jednak od kart czytanej dokumentacji i niezauważone przez Viljama, mkną dalej.
Zapoznany ze szczegółami sprawy, bardziej zziębnięty, niż odwiedziony od chęci dalszego czytania, chowa wreszcie folder pod pachę. Tymczasem zaróżowione knykcie i sztywne od zimna palce znajdują ciepło we włóknach grubej dzianiny, gdy wciągając na dłonie rękawiczki, uposaża się nie tylko w bezpieczną osłonę przed wiatrem, ale też w cierpliwość.
Niedługo czeka jednak na Untamo. Męska sylwetka wykwita zza jednego z drzew, a ciało kruczego lojalisty, z płaszczem poruszonym przez powiew wiatru, zbliża się do niego.
— Inspektorze Sorsa...
Subtelne skinienie głowy. Echo kurtuazji i przejaw szacunku. W głowie chowa nadzieję na to, że inspektor z podobną przychylnością traktuje też jego. Bądź co bądź, zdaje się, że wedle woli trzech wieszczek, grają stałych bohaterów tej samej historii.
— Norny, zwyczajem ostatnich spotkań, splatają nas z losami ofiar. Myślisz, ze kiedyś uda się nam wpleść w to obiad?
Usta, przecięte uśmiechem, rozpoczynają rozmowę dyskretnie przemyconym w jej nurt przypomnieniem. Zaraz jednak dochodzi do meritum spotkania:
— Wiadomo coś nowego w sprawie asystentki?
Untamo Sorsa
Re: 18.12.2000 – Park wschodni – U. Sorsa & Bezimienny: V. Hallström Czw 23 Lis - 20:43
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Sprawa młodej dziewczyny chociaż świeża, wcale nie była sprawą pachnącą. Ciągnął się za nią smród niezrozumienia, dziwnych układów i mobbingu.
Untamo odbył dnia dzisiejszego wizytę na uczelni, w Instytucie w którym odbierała swoje nauki i szkoliła się do praktyk sędziowskich. Wizerunek przykładnej, wygadanej studentki jaki został mu przedstawiony przez jednego z profesorów, odpychał jakby z umysłu możliwość faktycznej niesubordynacji denatki. Wydawała się być psychicznie silna, skupiona na swojej przyszłości i nastawiona na sukces. Gdy jeden z nauczycieli akademickich dowiedział się o jej samobójstwie – nie mógł w nie uwierzyć. Nigdy nie spodziewałaby się, że ona odejdzie jako pierwsza – podczas pisania u niego rozprawy dyplomowej na zakończenie szkoły, bardzo dobrze znosiła stres. Umiała panować nad emocjami.
Nie wiedział co musiało wpłynąć na nią tak mocno, by zmieniła swoje podejście. Byłaby dobra w swoim fachu. Nie mieszał się w jej sprawy prywatne, ta też nie lubiła o nich opowiadać, jednak zapierał się, że jeżeli jakiekolwiek czynnik mógł wpłynąć na jej… Bolesną decyzję, to był to czynnik prywatny. Ludzie tacy jak ona, ze swoistą misją, pracoholicy, skupieni na niedoścignionym sukcesie, często cierpieli ze względu na niepoukładane życie pozazawodowe. Sorsa mógł podpisać się pod tym rękoma i nogami, w końcu sam nie tyle nie poukładał go sobie, co właściwie… Go nie miał.
Profesor wytłumaczył swoją dedukcję zawodowym doświadczeniem, a Untamo tylko kiwnął głową. Mieli kontaktować się w przyszłości, gdyby jego pomoc mogłaby okazać się potrzebna. Chciał pomagać, bo polubił Emmę Rinnan. Ale i dlatego, że jako zawodowy prawnik bardzo lubił prawdę, a nie jedynie wymyślone przez adwokatów historie.
Znał też Viljama Hallströma, powiedział to zapytany przez Untamo, który właśnie wybierał się na spotkanie z sędzią, którego losy podejrzanie często splatały się z zawodowymi ścieżkami Sorsy. By nie spóźnić się, nie pozwalając czekać zbyt długo w mrozie tym i nieszczęściu – Kruk szybko uciął rozmowę z widocznie chętnym profesorem Karlsenem. Ten chciał by Viljam pozostał pozdrowiony. Zatem będzie.
Żwawe tempo po teleportacji w środek rzeczonego parku. Kilka pokonanych alejek, drobne zakręty i sylwetka Hallströma napotkana w jednej z nich. Podtrzymywany na głowie kapelusz, uniesiony potem w kurtuazyjnym geście przed Jego Wysokością Sądem i uprzejmy uśmiech na jego witające słowa.
- Drogi Viljamie… – zdecydował się na mniej oficjalny ton, teraz, po dwóch niefortunnych zdarzeniach, które mogły ich zbliżyć do siebie bardziej, nie czułby się nawet swobodnie, odnosząc się do Hallströma jako do Pana. Ten chociaż był sędzią i potomkiem szanowanego klanu, pozostawał wyraźnie młodszy. Musieli kiedyś zrobić ten krok… - Nie chcę brzmieć pesymistycznie ale… Na ten moment nie mamy raczej powodów do zadowolenia. Chociaż bardzo chętnie udałbym się w cieplejsze miejsce… Uważam, że najlepiej byłoby spotkać się w twoim domu. Albo w miejscu w którym ściany nie mają uszu… Kwestia panny Rinnan, ta o której pisałem do ciebie ze Straży, wydaje się być delikatna. Nie dla mnie jednak, a dla ciebie… – powiedział w szczerości. Wiedział, że Viljam pozostawał człowiekiem prawym, o dobrze skalibrowanym kompasie moralnym – udowodnił to w trakcie ich wspólnej akcji ratunkowej wobec mężczyzny znalezionego przy wejściu do Domu Jarlów. – Ale zanim do tego dojdziemy… Co wiesz o Vernerze Oinonenie? Sędzia Kolegium Sprawiedliwości. Znasz jego obecne położenie? – dopytał, jakby zagryzając policzki od wewnątrz, byle tylko nie skrzywić się nawet nieznacznie.
Untamo odbył dnia dzisiejszego wizytę na uczelni, w Instytucie w którym odbierała swoje nauki i szkoliła się do praktyk sędziowskich. Wizerunek przykładnej, wygadanej studentki jaki został mu przedstawiony przez jednego z profesorów, odpychał jakby z umysłu możliwość faktycznej niesubordynacji denatki. Wydawała się być psychicznie silna, skupiona na swojej przyszłości i nastawiona na sukces. Gdy jeden z nauczycieli akademickich dowiedział się o jej samobójstwie – nie mógł w nie uwierzyć. Nigdy nie spodziewałaby się, że ona odejdzie jako pierwsza – podczas pisania u niego rozprawy dyplomowej na zakończenie szkoły, bardzo dobrze znosiła stres. Umiała panować nad emocjami.
Nie wiedział co musiało wpłynąć na nią tak mocno, by zmieniła swoje podejście. Byłaby dobra w swoim fachu. Nie mieszał się w jej sprawy prywatne, ta też nie lubiła o nich opowiadać, jednak zapierał się, że jeżeli jakiekolwiek czynnik mógł wpłynąć na jej… Bolesną decyzję, to był to czynnik prywatny. Ludzie tacy jak ona, ze swoistą misją, pracoholicy, skupieni na niedoścignionym sukcesie, często cierpieli ze względu na niepoukładane życie pozazawodowe. Sorsa mógł podpisać się pod tym rękoma i nogami, w końcu sam nie tyle nie poukładał go sobie, co właściwie… Go nie miał.
Profesor wytłumaczył swoją dedukcję zawodowym doświadczeniem, a Untamo tylko kiwnął głową. Mieli kontaktować się w przyszłości, gdyby jego pomoc mogłaby okazać się potrzebna. Chciał pomagać, bo polubił Emmę Rinnan. Ale i dlatego, że jako zawodowy prawnik bardzo lubił prawdę, a nie jedynie wymyślone przez adwokatów historie.
Znał też Viljama Hallströma, powiedział to zapytany przez Untamo, który właśnie wybierał się na spotkanie z sędzią, którego losy podejrzanie często splatały się z zawodowymi ścieżkami Sorsy. By nie spóźnić się, nie pozwalając czekać zbyt długo w mrozie tym i nieszczęściu – Kruk szybko uciął rozmowę z widocznie chętnym profesorem Karlsenem. Ten chciał by Viljam pozostał pozdrowiony. Zatem będzie.
Żwawe tempo po teleportacji w środek rzeczonego parku. Kilka pokonanych alejek, drobne zakręty i sylwetka Hallströma napotkana w jednej z nich. Podtrzymywany na głowie kapelusz, uniesiony potem w kurtuazyjnym geście przed Jego Wysokością Sądem i uprzejmy uśmiech na jego witające słowa.
- Drogi Viljamie… – zdecydował się na mniej oficjalny ton, teraz, po dwóch niefortunnych zdarzeniach, które mogły ich zbliżyć do siebie bardziej, nie czułby się nawet swobodnie, odnosząc się do Hallströma jako do Pana. Ten chociaż był sędzią i potomkiem szanowanego klanu, pozostawał wyraźnie młodszy. Musieli kiedyś zrobić ten krok… - Nie chcę brzmieć pesymistycznie ale… Na ten moment nie mamy raczej powodów do zadowolenia. Chociaż bardzo chętnie udałbym się w cieplejsze miejsce… Uważam, że najlepiej byłoby spotkać się w twoim domu. Albo w miejscu w którym ściany nie mają uszu… Kwestia panny Rinnan, ta o której pisałem do ciebie ze Straży, wydaje się być delikatna. Nie dla mnie jednak, a dla ciebie… – powiedział w szczerości. Wiedział, że Viljam pozostawał człowiekiem prawym, o dobrze skalibrowanym kompasie moralnym – udowodnił to w trakcie ich wspólnej akcji ratunkowej wobec mężczyzny znalezionego przy wejściu do Domu Jarlów. – Ale zanim do tego dojdziemy… Co wiesz o Vernerze Oinonenie? Sędzia Kolegium Sprawiedliwości. Znasz jego obecne położenie? – dopytał, jakby zagryzając policzki od wewnątrz, byle tylko nie skrzywić się nawet nieznacznie.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Bezimienny
Re: 18.12.2000 – Park wschodni – U. Sorsa & Bezimienny: V. Hallström Czw 23 Lis - 20:44
Uderzenie profesjonalizmu Sorsy, niczym ostry sztycht słów, rozpruwa poły rozmowy i dzieli ją na dwie odrębne części. Zupełnie sobie różne, jakby nigdy wcześniej nie były jednością.
Po jednej stronie, wciąż z miejscem na sympatię, pozostają same serdeczności.
Nie muszą mówić nic konkretnego, by wiedzieć oboje, że kręte ścieżki ich wspólnej historii prowadzą ich w dobrym kierunku. Znajomość Viljama i Untamo – zaciągnięta na miękkim całunie życzliwości i utkana z solidnych nici zrozumienia (oboje mają podobne podejście do pracy i obowiązków) – nie wiedząc kiedy zaczyna wypełniać się obietnicą przyjaźni. Ta część materiału zdaje się przyjemną chmurką, która aż prosi się o gości.
Pierwsze przybywają z wizytą koleżeńskie emocje. Jak wylegujące się w pościeli kocięta, chętnie i po cichu chowają się między fałdami bezpieczeństwa. Jeszcze niezauważone, a już generujące ciepło, rozgrzewają materiał podobieństwem ich charakterów. Dziś jednak niedostrzeżone, choć łase na uwagę, czekają na swoją kolej.
Po drugiej stronie stoją fakty.
To one właśnie w pierwszym, naturalnym inspektorowi instynkcie, budzą jego zainteresowanie i wykwitają w rozmowie jako kluczowy punkt dyskusji. Viljama to nie dziwi. Trudno bowiem nie iść śladem Untamo i nie próbować wychwycić w sprawie Emmy Rinnan punktu zaczepienia, gdy rozsądek nakazuje rozwikłanie zagadki w jak najszybszym trybie. Tkanina po tej stronie rozmowy zdaje się jednak miejscami naruszona, nieznośnie wybrakowana. Gładkie cięcia niewiedzy wytrzebiają w materiale brzydkie dziury i pozostawiają dialog niepełnym, proszącym się o solidne załatanie. Bez podjęcia się długiej rozmowy i być może jeszcze dłuższego dochodzenia, to nie jest takie proste. Choćby bardzo chciało się wypełnić temat „samobójstwa” sensowną treścią, na drodze stają liczne przeszkody, m. in. brak naocznych świadków zdarzenia. Gdy więc Untamo Sorsa nadaje ciężkości ich spotkaniu, zaczynając od konkretów i pomijając koleżeńską gadkę, Viljam przyjmuje ów ciężar na barki, poważniejąc z nagła:
— Rozumiem. W takim razie nie ma co marnować czasu, chodźmy do mnie...
Dopiero gdy są już nieopodal jego mieszkania, czując zbliżający się bufor bezpieczeństwa, odzywa się w nawiązaniu do niepokojących słów Untamo.
— Czyżby sprawa samobójstwa okazała się bardziej skomplikowana, niż wydawało się z początku? — dopytuje dociekliwie.
To również ten moment, w którym przekręca klucz w zamku, z niewypowiedzianą ulgą przyjmując widok jego korytarza.
Ściany domostwa – ciche, wypełnione jedynie obecnością pojedynczych roślin, zdają się idealnym miejscem do prywatnych rozmów. Niesiony potrzebą wydarcia z Untamo więcej szczegółów, podejmuje się tematu studentki bez krzty nieśmiałości w głosie.
— Znałem Emmę Rinnan i jeśli istnieje cień podejrzenia, że jej śmierć nie jest przypadkowa, to chciałbym pomóc w uchwyceniu sprawcy... jeśli chodzi jednak o samego Vernera Oinonena, tylko go kojarzę. Co ma z tym wspólnego?
W międzyczasie, pomiędzy jedną, a drugą kwestią, zaprasza inspektora do salonu, cichą inkantacją rozświetlając lampy i kominek w pomieszczeniu.
— Proszę, rozgość się, Untamo.
Untamo i Bezimienny z tematu
Po jednej stronie, wciąż z miejscem na sympatię, pozostają same serdeczności.
Nie muszą mówić nic konkretnego, by wiedzieć oboje, że kręte ścieżki ich wspólnej historii prowadzą ich w dobrym kierunku. Znajomość Viljama i Untamo – zaciągnięta na miękkim całunie życzliwości i utkana z solidnych nici zrozumienia (oboje mają podobne podejście do pracy i obowiązków) – nie wiedząc kiedy zaczyna wypełniać się obietnicą przyjaźni. Ta część materiału zdaje się przyjemną chmurką, która aż prosi się o gości.
Pierwsze przybywają z wizytą koleżeńskie emocje. Jak wylegujące się w pościeli kocięta, chętnie i po cichu chowają się między fałdami bezpieczeństwa. Jeszcze niezauważone, a już generujące ciepło, rozgrzewają materiał podobieństwem ich charakterów. Dziś jednak niedostrzeżone, choć łase na uwagę, czekają na swoją kolej.
Po drugiej stronie stoją fakty.
To one właśnie w pierwszym, naturalnym inspektorowi instynkcie, budzą jego zainteresowanie i wykwitają w rozmowie jako kluczowy punkt dyskusji. Viljama to nie dziwi. Trudno bowiem nie iść śladem Untamo i nie próbować wychwycić w sprawie Emmy Rinnan punktu zaczepienia, gdy rozsądek nakazuje rozwikłanie zagadki w jak najszybszym trybie. Tkanina po tej stronie rozmowy zdaje się jednak miejscami naruszona, nieznośnie wybrakowana. Gładkie cięcia niewiedzy wytrzebiają w materiale brzydkie dziury i pozostawiają dialog niepełnym, proszącym się o solidne załatanie. Bez podjęcia się długiej rozmowy i być może jeszcze dłuższego dochodzenia, to nie jest takie proste. Choćby bardzo chciało się wypełnić temat „samobójstwa” sensowną treścią, na drodze stają liczne przeszkody, m. in. brak naocznych świadków zdarzenia. Gdy więc Untamo Sorsa nadaje ciężkości ich spotkaniu, zaczynając od konkretów i pomijając koleżeńską gadkę, Viljam przyjmuje ów ciężar na barki, poważniejąc z nagła:
— Rozumiem. W takim razie nie ma co marnować czasu, chodźmy do mnie...
Dopiero gdy są już nieopodal jego mieszkania, czując zbliżający się bufor bezpieczeństwa, odzywa się w nawiązaniu do niepokojących słów Untamo.
— Czyżby sprawa samobójstwa okazała się bardziej skomplikowana, niż wydawało się z początku? — dopytuje dociekliwie.
To również ten moment, w którym przekręca klucz w zamku, z niewypowiedzianą ulgą przyjmując widok jego korytarza.
Ściany domostwa – ciche, wypełnione jedynie obecnością pojedynczych roślin, zdają się idealnym miejscem do prywatnych rozmów. Niesiony potrzebą wydarcia z Untamo więcej szczegółów, podejmuje się tematu studentki bez krzty nieśmiałości w głosie.
— Znałem Emmę Rinnan i jeśli istnieje cień podejrzenia, że jej śmierć nie jest przypadkowa, to chciałbym pomóc w uchwyceniu sprawcy... jeśli chodzi jednak o samego Vernera Oinonena, tylko go kojarzę. Co ma z tym wspólnego?
W międzyczasie, pomiędzy jedną, a drugą kwestią, zaprasza inspektora do salonu, cichą inkantacją rozświetlając lampy i kominek w pomieszczeniu.
— Proszę, rozgość się, Untamo.
Untamo i Bezimienny z tematu