Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    17.12.2000 – Sypialnia gościnna – L. Nørgaard & Bezimienny: S. Nørgaard

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    17.12.2000

    To zdawało jej się dziwne, że rodzice praktycznie tydzień przed świętem Jul wysyłali ją z całym pakunkiem do Midgardu, aby już zaczęła się zadamawiać. Przecież i tak za moment będą wracali do domu, aby spędzić rodzinnie czas, więc… nie potrafiła tego zrozumieć.
    Niemniej, nie miała też na tyle siły, aby się sprzeciwić, ani na tyle dociekliwości, aby zwyczajnie zapytać. Plus, będzie mieszkała z Lasse i Camillą. Nie może być przecież tak źle. Nie?
    Tylko że… niekoniecznie jej się to podobało. W domu znała całą okolicę, wiedziała, gdzie może się schować i wiedziała, które miejsca wzmacniały jakie emocje. To fakt, że miała kłopot z przybywaniem na uczelnię, ale… przeżyła tak już rok. W zasadzie półtorej roku. Czemu nie mogła tak dalej?
    Później sobie rekompensowała, chowając się w ulubionych miejscach…
    Tu nie miała ulubionych miejsc. Czuła, że Midgard będzie ją przytłaczał. Zdecydowanie za mało było terenów zielonych, zdecydowanie za dużo miejskiej cywilizacji i przeraźliwego hałasu. Tak właśnie kojarzyła to miejsce, tak je pamiętała i dlatego teraz, stojąc u progu drzwi, za którymi miała zobaczyć swojego brata i siostrę, czuła jedynie przerażenie i niechęć spływającą po jej kręgosłupie.
    Może więc jednak fakt, że przeprowadza się tutaj tuż przed Jul, miał sens, bo będzie zmuszona integrować się z otoczeniem zaledwie kilka dni, nim z powrotem ucieknie na znane tereny, do miejsc, które znała i którym ufała.
    Tutaj czuła się… obco.
    Z głośnym westchnieniem starała się nabrać tyle odwagi i entuzjazmu, ile potrafiła z siebie wykrzesać. Chciała wierzyć, że będzie dobrze. W końcu nie było najgorzej – nie będzie sama, będzie wśród osób, które kochała i które kochały ją. To dobry start. Nie będzie musiała radzić sobie z tym sama.
    Prawdopodobnie.
    Zapukała więc do drzwi, nieco nieśmiało i jeszcze obejrzała się za siebie, jakby w zastanowieniu, czy naprawdę nie ma innego wyjścia.
    Nie byłoby w zasadzie źle, gdyby Midgard był, na przykład, mniej miastem, a bardziej lasem…
    Czy w ogóle powinna stać na progu i czekać, aż jej otworzą, czy wejść normalnie jak do siebie?
    Im więcej myślała, tym bardziej czuła się mała i zagubiona w tej sytuacji. Gdyby tylko mogła uciec gdzieś, gdzie poczułaby się lepiej…
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Choć Tyv bywała wiewiórką nad wyraz złośliwą i ze słabością do ściągania adresatom listów pierścionków, była też niezwykle skrupulatna i szybka. Bardzo szybka. Była w zasadzie na tyle szybka, że odpowiedź na wiadomość od rodziców (napisana na kolanie między wtorkowymi blokami wykładów) dotarła do nich jeszcze tego samego dnia. Przy kolacji matka mogła więc przeciąć kopertę zdobionym nożem, wziąć trzy łyki wytrawnego wina i przeczytać zapisany zamaszystym pismem list od swojego młodszego syna:

    Co?

    Całuję,
    Lasse


    Odpowiedź rodziców - tym razem o wiele krótsza niż pierwsza przesyłka - miała przyjść do niego następnego dnia i, choć w formie była równie elegancka i dystyngowana co każde słowo Dagmar i Isaka, brzmiała jak jedna z tych ostrych, surowych nagan, z którymi nie należało dyskutować. W ich domu bowiem dyskusja mogła sięgać jedynie tematów naukowych, a bunt zwykło rozłupywać się pod dnami filiżanek i okładkami podręczników. Nie chodziło naturalnie o to, że Lasse nie chciał, by młodsza siostra przyjeżdżała do Midgardu, wręcz przeciwnie: był przekonany, iż ucieczka z rodzinnej posiadłości i spokojnego Aalborgu jest najlepszym, co Silje mogłoby spotkać. Znał ją doskonale, kochał ją tą szczerą, oddaną miłością, którą kochał każdą ze swoich sióstr i wiedział, jaka jest, a była — co nigdy nie przestało być tematem cichych żartów i uwag — zupełnie inna od pozostałej czwórki. Przy zawsze wyprostowanym Malthe, zarozumiałym Lasse, przebojowej (na jej własne nieszczęście) Idzie i pełnej nastoletniej buty Cai, Silje była stworzeniem niezwykle delikatnym, pełnym wrażliwości, której on sam często nie potrafił pojąć. Bał się o nią za każdym razem, gdy ktoś podnosił na nią głos i za każdym razem, gdy zdawała się być znów zupełnie i całkowicie zagubiona w swoim wyśnionym świecie. Był pewien, że studia w mieście dobrze jej zrobią, że wyrwanie się spod bacznych spojrzeń rodziców pozwoli jej— tak jak pozwoliła jemu oraz Camilii — dorosnąć w swoim własnym kierunku. Nie miał jednak pojęcia, iż przyjdzie im mieszkać razem.
    Nie można powiedzieć, że jej tu nie chciał. Silje w wielu aspektach była przecież wymarzoną wspólokatorką — spokojna, wiecznie z głową w chmurach i z podobnym co bliźnięta zamiłowaniem do książek i antyków — trudno było mu jednak znieść myśl o kolejnej osobie w tym mieszkaniu. Było obiektywnie spore, ciągnąc się serią czterech pokoi, długim korytarzem i dużą kuchnią przez parter wąskiej, starej kamienicy, dla dwójki Nørgaardów wychowanych wśród komnat Ostatniego Przylądka bywało jednak ciasne. Za ciasne na  nich, ich pełne przedmiotów, nauki i przyjęć życie, na ciągłych gości i puste butelki po winie, na niezapowiedziane wizyty rodziców i również na ich młodszą siostrę. Lasse, który był człowiekiem nader ceniącym sobie osobistą przestrzeń i drzwi sypialni zamknięte na klucz, obawiał się, iż nie wytrzymają nawet miesiąca bez ostatecznego skoczenia sobie do gardeł. Mimo to jednak był w stanie zaryzykować. Z miłości.
    Powtarzał sobie to, gdy otwierał drzwi, a twarz siostry obracała się w jego kierunku, cała zalana porannym, ciepłym światłem przebijającym się przez okna korytarza. Bez słów wyciągnął ku niej ramiona, by zamknąć ją w uścisku i wciągnąć za próg mieszkania. Silje pachniała kwiatami i resztkami rodzinnego domu — geranium, wiciokrzewem i ciastkami z marcepanem.
    Urosłaś — rzucił ze złośliwym błyskiem w oku, unosząc podbródek jakby grał właśnie karykaturę ich ojca. - Chodź, min lille heks, musisz się rozpakować. Ida powinna wrócić za kilka godzin.
    Pokój gościnny służył do tej pory jako miejsce noclegów osób, których bliźnięta nie chciały w swoich łóżkach, nigdy nie był wiec szczególnie lubiany i co za tym idzie - szczególnie przytulny. Musiał poświęcić kilka dni na kupno nowych mebli, wyciąganie starych płaszczy z dna szafy i przywracanie doniczkowych roślin do życia odpowiednimi inkantacjami, nim sypialnia zaczęła wyglądać jak miejsce, które pasowało do Silje — równie jasne i urocze jak ona, z przeszklonymi, dwuskrzydłowymi drzwiami otwierającymi się na zaniedbany nadal ogród. Lasse postawił walizkę przy stoliku nocnym, odpalił wsuniętego między wargi papierosa i kilka sekund kręcił się po pomieszczeniu, stukając laską o deski podłogi, jakby sprawdzał, czy każda z nich jest odpowiednio stabilna.
    Któraś jest luźna — oznajmił, spoglądając na siostrę z łagodnym uśmiechem. — Dwa lata temu schowałem tam dwie porcje pochłaniacza magii i wywar wzmocnienia na kaca. Do dziś nie umiem ich znaleźć… Gdybyś kiedyś wdepnęła w jakąś fiolkę, daj znać. — Zaśmiał się krótko i w końcu opadł na łóżko z głośnym, zmęczonym westchnięciem, pozwalając chmurze dymu rozlać się ponad ich głowami. — Cieszę się, że tu jesteś, Sil. Spodoba ci się, a jak matka znowu będzie chciała cię wydać za jakiegoś szczerbatego syna swoich znajomych, to schowamy cię w szafie i powiemy, że zgubiłaś się w porcie.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chciałaby powiedzieć, że wszystkie jej obawy rozpłynęły się w momencie, kiedy tylko dostrzegła jeszcze przez chwilę zacienioną twarz Lasse i jego ramiona wyciągające się ku niej, aby wciągnąć ją za próg mieszkania i zamknąć w uścisku. Chciałaby powiedzieć, że delikatne wtulenie się w dobrze znaną sylwetkę starszego brata dało jej stabilność i siłę, której potrzebowała, że od teraz, oddychając głęboko – tak jak właśnie teraz – czuła, że wszystko może i wszystko będzie dobrze, że ma w sobie na tyle odwagi, aby stawić czoło zmianom zachodzącym w jej życiu. Chciałaby. Naprawdę chciała.
    Ale tak nie było.
    Oplatające go ramiona były raczej wyrazem niemej desperacji i odrobiny bezradności. Być może poszukiwania jakiegokolwiek stabilnego elementu, na którym mogłaby się oprzeć – ale nawet jeśli Lasse mógłby nim być, nie chciała tego zrobić, bo nie chciała być przecież ciężarem dla nikogo. Dlatego o wiele lepiej by było, gdyby zamieszkała gdzieś sama.
    Inna sprawa, że sama, w miejskiej dżungli, nigdy by sobie nie poradziła i bardzo szybko by utonęła pomiędzy drażniącymi ją bodźcami, od których nie mogłaby uciec…
    Znalazła się więc w sytuacji beznadziejnej, w której czuła się zwyczajnie źle, ale jednocześnie nie chciała dać po sobie tego poznać. Toteż dlatego, gdy powoli uśmiechała się od niego, na twarzy miała łagodny uśmiech – i tylko iskierka w jej oczach zdradzała, że wcale nie czuła się w porządku. Że nie wszystko było tak idealne, jak chciałaby to zagrać.
    Na szczęście Lasse okazał się o wiele lepszy w powitania – i najpewniej nawet nie dostrzegł tego błysku desperacji w jej oczach – bo zaraz zaśmiała się na tę uroczą parodię ich ojca. Chyba jego w tym wszystkim będzie brakowało jej najbardziej. Jego, biblioteki i ulubionych miejsc w ogrodzie. Niekoniecznie w takiej kolejności.
    Bez słowa jednak podążyła za bratem korytarzem, rozglądając się po nim nieco ostrożnie. Miała tutaj spędzić… nie wiedziała nawet, ile czasu, więc dość szybko będzie musiała się zorientować, co gdzie leży. Na razie jedyne, o czym była przekonana, to fakt, iż mieszkanie pachniało zupełnie inaczej niż ich rodzinny. Miała nadzieję, że uda jej się przywyknąć.
    I nie tylko do tego.
    Wchodząc do swojego pokoju, rozejrzała się już mniej dyskretnie. Zauważyła kilka ładnych mebli i mogłaby pokusić się o stwierdzenie, iż były one nowe, a więc rodzeństwo faktycznie bardzo przygotowało się na jej przyjazd… Zrobiło jej się tym bardziej głupio, że okazywała się tak niewdzięczna, pełna wątpliwości i niechęci…
    W dodatku jej pokój był niesamowicie jasny, a przeszklone drzwi prowadziły dokładnie do ogrodu. Jeszcze go dobrze nie widziała, ale tym bardziej zapadła się w sobie, z kołaczącą w głowie myślą, iż przecież rodzeństwo zrobiło wszystko, co tylko mogło, aby poczuła się tutaj dobrze.
    Lasse zresztą miał taką samą intencję, gdy opadał na poduszki jej łóżka i żartował dość porozumiewawczo. Odpowiedziała mu lekkim uśmiechem i ostrożnie przysiadła na materacu obok niego.
    Mhm, będę pamiętać – zapewniła go, chociaż była prawie na pewno przekonana, że tylko żartował. Bo żartował, prawda?
    Kolejny komentarz szczerze ją rozbawił, chociaż jednocześnie uwydatnił kolejny jej problem, dla którego w ogóle podjęła się studiów…
    Więc w taki sposób wymigujecie się od tego do tej pory? – spytała z nadzieją, że zabrzmiało to choć trochę zabawnie. Nie chciała, aby Lasse pomyślał, że jest smutna… Nawet jeśli trochę była.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Matka mawiała czasem, że mają podobne oczy — on i Silje; szeroko otwarte, smutne oczy saren, permanentnie senne i przeszklone nawet w surowej złości, nawet w czujnym skupieniu, nawet wtedy, kiedy oboje musieli w końcu dorosnąć i przestać patrzeć na świat z tą samą naiwną ufnością. A jednak jej część — kilka tych słodkich błysków, filigranowych iskier porozrzucanych po błękicie w manierze przedwcześnie pojawiających się na niebie gwiazd — zachowała się w spojrzeniu jego młodszej siostry, zamknięta pod powiekami, ostatki dzieciństwa ukryte pod szkłem tęczówek jak pod taflą muzealnej gabloty. Lasse bał się czasem, że nie odnajdzie ich pewnego dnia, że znikną rozbite brutalnym tragizmem świata, że ktoś je wykradnie, rozsypie na ziemi jak brokat, rozdepcze brudnymi butami lub pożre. W tamtym strachu Silje miała oczy nie podobne do tych jego, a takie same — ściemniałe, zmęczone, w zimnie kojarzące się z tą głębią jezior, którą widać było tylko z lotu ptaka; w tamtej głębi żyć mogły najbrzydsze stworzenia, tam mogły rozkładać się resztki pechowych topielców i poszarpane ciała zatopionych statków. Nie było w nich już słodyczy ani gwiazd, a nawet gdyby były, znikały w popłochu, gdy tylko próbował doszukać się ich w lustrze. Chciał dla niej nowego życia, ale teraz — siedząc zaraz obok niej na łóżku jej nowej sypialni, wpatrując się w jej filigranową twarz tak w wielu aspektach podobną do niego i Camilii, słysząc szum jej głosu, który silił się na pogodność — zaczął obawiać się, iż to miasto mogło okazać się być mordercą. Midgard bywał niebezpieczny, nawet dla nich, nawet dla dzieci Nørgaardów zawsze przyglądających się obcym tragediom zza szkła własnego przywileju. Ale przecież sam wiedział doskonale, jak łatwo było rozbić szybę pięścią i zgubić się w jej ostrych odłamkach. Gdy słońce zachodziło, wszyscy krwawili tak samo.
    Cóż, w pewnym sensie — odparł więc, strzepując popiół z papierosa w pustą filiżankę pochwyconą z drewnianej etażerki. Jego uśmiech był uśmiechem na wskroś braterskim - ciepłym, szczerym i pokrzepiającym, poszukującym zwątpienia w jej zarumienionej lekko twarzy. — Mamy na to kilka sposobów, prowadzimy nawet księgę naszych wielkich przepisów na uchylanie się od obowiązków. Damy ci poczytać, kiedy przyjdzie pora — mówił, odchylając się tak, by plecami oprzeć się o zagłówek łóżka. — Jest tam też sto jeden wymówek na wykręcenie się z kolacji i bankietów oraz scenariusze scenek obyczajowych do rozegrania w ramach ćwiczeń. Camilla  zazwyczaj robi za ojca, jest w tym zaskakująco dobra. — Roześmiał się krótko, spoglądając na siostrę z ukosa przez woal popielatego dymu. Nie mógł pozbyć się przeczucia, że było coś nieszczerego w jej wesołości, nuta fałszu, której nie potrafiła uciszyć bez względu na to jak bardzo pragnęła uspokoić jego troskę.
    Minuty ciszy rozlały się po pomieszczeniu jak gęsty syrop, a on przedłużał gaszenie papierosa tak długo, aż w końcu żar ugryzł go w palec, pozostawiając na nim drobny, czerwony półksiężyc. Syknął cicho, choć był to raczej odruch, coś, co uważał za konieczne w tej sytuacji, a nie wyraz prawdziwego bólu — zdawał się być zbyt rozkojarzony by czuć cokolwiek w pełni. Wrzucił w końcu niedopałek do filiżanki, wyprostował się powoli i nachylił w stronę siostry, pozwalając sobie na spojrzenie jej w oczy. Było to uważne spojrzenie, jedno z tych, którymi matka zwykła przyciskać ich do podłogi za każdym razem, gdy wydawało jej się, iż coś przed nią ukrywają. Czasem dziwiło go to, jak bardzo każdy rok dorosłości zbliżał go do Dagmar, jak bardzo podobny się do niej stawał — tak samo surowy, tak samo wyniosły, z tym samym czujnym wzrokiem.
    Wszystko w porządku, Sil? — spytał powoli, z przesadną uwagą rozdzielając słowa. — Wiesz, jeżeli się boisz, możesz mi powiedzieć. Teraz jesteśmy w tym razem, prawda? Dawaliśmy sobie radę z gorszymi rzeczami...


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chociaż jej uśmiech był nieco wymuszony, a w oczach skrzył się skrywany niepokój, cichy śmiech, który wyrwał się z jej ust był zaskakująco szczery, pełen prawdziwego rozbawienia.
    Z jednej strony wiedziała, że Lasse mógł żartować – szczególnie w takiej sytuacji jak ta. Z drugiej… z drugiej wiedziała, że mógł wcale aż tak bardzo prawdy nie naginać. I na jej korzyść byłoby, gdyby faktycznie istniał taki notesik… Cóż to by był za raj! Pogłębiłaby swoje umiejętności wykręcania się z rodzinnych – i każdych innych zresztą też – imprez, być może nauczyłaby się czegoś nowego… Może sama dopisałaby tam kilka punktów?
    Chociaż zazwyczaj i tak kończyło się na tym, że chociażby w głowie wygłosiła najpiękniejszy, najbardziej przekonujący, niesamowicie charyzmatyczny monolog, i tak w końcu miękła i się zgadzała. Może powinna się z tym pogodzić.
    To nic dziwnego że nie działają, skoro udajecie tylko tatę – odpowiedziała może tylko odrobinkę uszczypliwie, ale za to z uśmiechem! No i… czy nie było w tym ziarna prawdy? W końcu to chyba ona sama spędziła najwięcej czasu z tatą i ani trochę nie przypominał swoim temperamentem matki…
    Papieros palony przez Lasse przeszkadzał jej tylko odrobinę. W głównej mierze udawało jej się odwrócić głowę od źródła dymu i uchronić się od jego wdychania (nigdy nie była na niego zbyt odporna, zawsze dość szybko zaczynała zanosić się kaszlem i musiała reanimować potem gardło, które drapało jak wściekłe), ale wyglądało na to, iż brat i tak kończył go właśnie palić. Teoretycznie powinno ją to ucieszyć, gdy kątem oka widziała, jak rozgniatał resztkę tytoniu na talerzyku. Z drugiej strony miała wrażenie, że trwało to długo… Zbyt długo. Zupełnie jakby była to jedynie okazja, lekkie wyszarpnięcie odrobiny więcej czasu na to, aby lepiej jej się przyjrzeć.
    Spojrzawszy na niego kątem oka, nieco bardziej odwróciła głowę. Zaczynała czuć się nieswojo. Nie dość, że dzisiejszego dnia była przygnębiona całym stosem zmian, to jeszcze czuła się jak najgorsza osoba na świecie, nie potrafiąc okazać wdzięczności za to, jak rodzeństwo postarało się na jej przyjazd. Z kolei czuła się jeszcze gorzej, bo próbowała kłamać i ściemniać, co nigdy jej nie wychodziło i nigdy nie było najlepszą stroną – właśnie dlatego w głównej mierze milczała. Milczała większość swojego życia i przemykała niczym duch. Zazwyczaj się to sprawdzało, tylko czasem zawodziło.
    Teraz jednak była zmuszona do rozmowy – i próbowała się jakoś ratować. Ale to nie wychodziło.
    Słysząc więc pierwsze pytanie, aż drgnęła nerwowo. Nie chciała go słyszeć, a tym bardziej na nie odpowiadać. Szykowała się już mentalnie na skinienie głową i zapewnienie, że oczywiście, że wszystko jest w porządku, ale…
    Lasse tak doskonale i niespodziewanie trafił w sedno problemu…
    Jej wargi zadrżały, a gardło ścisnęło się boleśnie, gdy nagle (co zaskoczyło ją samą) pod powiekami poczuła piekące łzy. I nie wiedziała już sama, czy powinna je wstrzymywać czy też…
    Jakby skurczyła się w sobie. Jej normalnie wyprostowane plecy niespodziewanie się zgarbiły, a palce dłoni zacisnęły się delikatnie na materiale spodni. Przez tak zamkniętą, tak skuloną pozycję jej twarz zasłoniły opadające blond kosmyki, i całe szczęście, bo inaczej Lasse musiałby oglądać, jak jego młodsza siostra walczyła przez dłuższą chwilę z emocjami – i z nimi przegrywała.
    Pokiwała delikatnie głową, co uwidoczniło się jedynie tym, iż jej włosy nieco zafalowały zgodnie z ruchem głowy. Z jej warg wyrwało się tylko cichutkie, szeptane płaczliwym tonem:
    Wiem.
    Była najgorszym, najbardziej niewdzięcznym człowiekiem na świecie.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Śmiech młodszej siostry rozjaśnił pomieszczenie pojedynczą łuną światła, a Lasse uniósł z dumą podbródek i uśmiechnął się szeroko niczym zadowolone dziecko — ciepło, słodko i szczerze, pozwalając tej sekundzie szczęścia dotrzeć aż do roziskrzonych migdałów oczu. Wielka Księga Wymówek nigdy nie istniała tak naprawdę, nie było grubych zeszytów chowanych pod materacem łóżka i setek stron notatek przerywanych rysunkami krzyczących patyczaków, które Camilla umieszczała czasem na marginesach jego podręczników. Każde z nich dość szybko nauczyć się musiało, że niewiele było na tym świecie sposobów na przechytrzenie ich rodziców, niewiele kłamstw na tyle sprytnych, by uśpić ich czujność. Dagmar zdawała się prześwietlać ich na wylot, każde drgnienie ich mimiki, każdy błysk w sarnich oczach; rozpoznawała ich kroki dwa pietra niżej i ich talerze tylko po sposobie, w jaki jedli i odkładali sztućce — Caja zawsze zostawiała ostatni kawałek ryby nabity na widelec, twierdząc, że przyjdą po niego wróżki, Malthe nigdy nie dojadał pomarańczowych warzyw przez swoją dziwaczną marchewkofobię, odkrytą w dzieciństwie, gdy Ida wsadziła pod jego poduszkę kawałek marchewkowego ciasta, które zgniło i śmierdziało jak skisłe mleko. Matka nie nabrałaby się na nic, co nie było zbrodnią idealną, której do tej pory żadne z nich nie potrafiło zaprojektować. Wiedziała wszystko, bez względu na to czy o tym mówiła czy nie — wiedziała, że Silje się boi, wiedziała, że Lasse udaje. A ojciec — choć zwykle surowo milczący i nieobecny duchem — słuchał jej bezkrytycznie.
    Gdzie tam, ja udaję matkę! — prychnął, próbując grać oburzenie, choć rozbawiony śmiech przebijał się przez wykrzywione w zdegustowaniu wargi. — Zobacz — mówiąc to, wyprostował się dumnie, unosząc podbródek w ten wzniosły, arystokratyczny sposób, który ich matka przejawiała z taką naturalnością. Pod tym kątem jego twarz przypominała ją jeszcze bardziej — ostre rysy kości policzkowych, ciężkie powieki czujnych oczu, para ciemnych brwi ściągnięta delikatnie w zaledwie przebłysku zatroskania. - Silje, kruszyno, wyglądasz dosyć blado... Pamiętaj, żeby nałożyć trochę różu i przypomnieć sobie wszystkie sposoby, na jakie możesz powtórzyć "tak, teoria magii to moja ulubiona dziedzina ze wszystkich nudnych dziedzin" zanim przyjdzie Profesor Nadzwyczajny Doktor Habilitowany Nauk Wielkich Braun zjeść swoją doroczną polędwicę z jakiegoś bogom ducha winnego jelenia — wyrecytował z teatralnym przejęciem, naśladując przy tym powłóczysty akcent ich matki i jej gładki, uczony głos. Pierwsze prychnięcie zduszonego śmiechu wypadło z niego gdzieś przy nazwisku profesora. — Do książek, skarbeńlku!
    Myślał być może, iż będzie w stanie zneutralizować wszystkie te smutki, które kłębiły się w jej głowie. Silje przejmowała się zawsze za bardzo i za dużo, jakby uczucia, które w niej żyły zawsze były o wiele intensywniejsze i jaskrawsze w barwach niż te, które znali inni ludzie. Wiedział, że była za dobra na ten świat, zbyt wrażliwa być może, by dotykać jego brudnych zakamarków. Bal się o nią nieustannie, bo gdy jej oczy się szkliły, wszystko wokół zdawało się rozpadać. Trudno było w ich sztywnej, dopiętej na ostatni guzik rodzinie znaleźć kogoś, kto pojąłby ten jej płacz, nieważne jak bardzo była kochana i jak pieczołowicie o nią dbano. Pragnął jej chronić, często nie wiedział jednak jak — sam ze sobą nie dawał sobie rady, a ona tak często kojarzyła mu się z kruchą porcelaną, którą jednym ruchem roztrzaskać można było o kant stołu. Zamarł na chwilę, gdy jej głowa opadła smutno, a włosy zsunęły się z ramion jasnymi falami, ukrywając jej profil przed uważnym, braterskim spojrzeniem. Mówiła, że wie, ale on wątpił, by wiedziała naprawdę.
    Silje — odezwał się w końcu, przysuwając się bliżej i obejmując ją ramieniem tak, by oprzeć swój podbródek na czubku jej głowy. — Nie płacz tylko — szepnął, chociaż gotów był podsunąć jej własny rękaw zamiast chusteczki. — Przecież dasz sobie radę, zawsze dajesz sobie radę. Potrzebujesz tylko cieplejszego płaszcza i nowej półki na książki... Potem będziemy martwić się resztą.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Śmiechy wyrywające się z ich warg wtórowały ze sobą, od czasu do czasu jedynie przebijając się nawzajem, jeden stawał się bardziej cichy, gdy drugi zyskiwał na głośności. Kiedy Lasse udawał oburzenie w związku z jej komentarzem, Silje śmiała się głośniej, choć nie wiedziała jeszcze, czy bardziej przez wzgląd na jego udawane emocje, czy też na samą myśl, że mógłby odgrywać matkę.
    Ale nawet nie musiała sobie tego wyobrażać, bo za moment jej to zaprezentował!
    Sam moment, w którym się wyprostował i unosił dumnie podbródek, zdawał jej się tak karykaturalny, że nie mogła się powstrzymać przed kolejnym prychnięciem rozbawienia. Potem było już tylko gorzej.
    Musiała przyznać, że nie spodziewała się tego, ale wychodziło mu to zadziwiająco dobrze! I bardzo niepokojąco dobrze… Mogłaby się go nawet przestraszyć! Gdyby nie prychnięcie skryte gdzieś pomiędzy nazwiskiem Profesora Nadzwyczajnego.
    Silje zawtórowała mu śmiechem, wspierając na chwilę skroń o ramię brata, czekając, aż fala śmiechu, która ściskała jej brzuch, nareszcie ustanie. Trwało to chwilę, nim się odsunęła – i zaśmiała się ponownie, chociaż już znacznie krócej.
    Och, nie. Ledwo uciekłam jednej matce, znalazłam się przed drugą – rzuciła odrobinę uszczypliwie, choć przede wszystkim żartobliwie, gdy tak siedzieli w chwili beztroski na jej przyszłym łóżku.
    Mogłaby nawet zapomnieć o swoich zmartwieniach. O tym, co siedziało jej z tyłu głowy. O wszystkich tych wątpliwościach, o całej masie przytłaczających ją zmian… Teoretycznie nie była to taka tragedia – trochę poznała już przecież Midgard podczas studiów. Miała na to około półtora roku… to całkiem długo.
    Ale wciąż znała jedynie najbliższą okolicę uczelni. Nie wiedziała, gdzie będzie mogła się schować, kiedy najdzie ją ochota na chwilę samotności. Nie wiedziała, które miejsce najbardziej będzie sprzyjać natchnieniu. Nie wiedziała, czy nogi tak szybko samoistnie zapamiętają drogę do nowego domu. Nie wiedziała, czy w ogóle kiedykolwiek poczuje się tak dobrze i bezpiecznie jak w prawdziwym domu. Nie wiedziała… Tak wiele rzeczy nie wiedziała…
    I czuła się z tym sama. Wyrzucona z miejsca, które znała, rzucona na głęboką wodę, aby albo sama nauczyła się pływać, albo utonęła.
    Czemu miała bardzo złe przeczucie, że utonie? I to prędzej niż ktokolwiek by się tego spodziewał…
    Delikatne objęcie powinno było zadziałać jak balsam. Ale zanim się to stało, bardziej tylko się spięła, orientując się, że łzy, które wypływały z jej oczu, mogły urazić Lasse. Przecież przygotował wszystko na jej przyjazd. Cieszył się, starał się żartować… a ona…?
    Czuła się jak najgorszy człowiek na świecie.
    Cichutkie zapewnienia mamrotane przez brata wcale nie pomagały. Nie tak, jak sam by tego chciał. Bo zamiast przynieść jej prawdziwe pocieszenie, świadomość, że naprawdę sobie poradzi – przyniosły jedynie ściśnięte z żalu gardło i jeszcze więcej łez spływających po policzkach.
    Pokiwała smętnie głową, a potem sama objęła go ramionami, wtulając się w niego ufniej.
    Bliskość. Bliskość była największym prezentem, jaki mógł jej podarować. Największym pocieszeniem. Trzymanie jej w ramionach mogło pomóc. Nie słowa. Nie obietnice. Po prostu bycie obok.
    Wiem – szepnęła, chociaż nie wiedziała. Nie wierzyła.
    To przecież tak nie działało. Nowego życia nie buduje się od kupna nowego płaszcza.
    Nic nie będzie już takie samo.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    W przeciwieństwie do swojego milczącego, zimnego męża, Dagmar zwykła mówić wiele, a gdy mówiła, cały świat — każdy obraz, każda para oczu i wszystkie chmury które tamtego dnia przesuwały się wzdłuż stalowego nieba nad Aalborg — zdawał się słuchać jej tak, jak dzieci słuchają swoich pierwszych nauczycielek — wierząc bezgranicznie w to, że każde ich słowo wielkością sięgało boskich praw. Ich matka miała onieśmielającą twarz wykutą w marmurze, gładką i chłodną w dotyku, ze złotymi żyłkami przebiegającymi w miejscach, gdzie dystyngowany wyraz gniewu marszczył jej brwi; ich matka miała głos kobiety która nie mogła nigdy mylić się choć trochę, choćby o ciut lub milimetr, a gdy (jakimś niewyjaśnionym cudem, którego nikt nigdy nie widział na własne oczy) popełniała błąd, rzeczywistość przekręcała się i zmieniała tory tak, by dostosować się do jej słów. Ich matka kochała ich tak, jak matki kochają swoje dzieci — nie, ich matka kochała ich tak, jak wielkie matki o wielkich ambicjach kochają swoje dzieci. Lasse zawsze czuł jej szczupłą, gotycką dłoń na karku, ponaglającą go w każdym, najmniejszym osiągnięciu — panikował, gdy nie dostawał najwyższych not, a widok czerwonych oznaczeń na jego pracach przyprawiał go o mdłości. Matka nie byłaby zadowolona — nie byłaby zła, ale nie byłaby też dumna, a (i ten stan przerażał go najbardziej, odbierając apetyt i czucie w palcach) jakiegoś dnia mogła okazać się rozczarowana. Widział ten cień w jej ciemnych oczach, gdy mówiła o Silje; pamiętał jak jej słowa rozciągały się i kładły niczym haftowany obrus na jadalnianym stole — powinna zacząć zajmować się czymś porządnym. Nauka, to zawsze była nauka. Jedyną świętością większą niż przodkowie i oblicza bogów były podręczniki, tytuły naukowe i ściany instytutów. W jego oczach Silje nie była naukowcem, była artystką i choć rodzice cenili sztukę, nie chcieli widzieć jej w dłoniach własnych dzieci. To nie jest droga dla was.
    Zawsze była jakaś droga — zawsze był jakiś plan.
    Ten na jego młodszą siostrę nabierał właśnie tempa i Lasse uświadomił sobie to dopiero teraz, siedząc zaraz obok niej na świeżym materacu nowego łóżka, gasząc papierosa w filiżance i śmiejąc się z infantylnej głupoty własnego żartu. Trudno było mu wierzyć w to, iż Silje z pasją podchodziła do perspektywy nauki historii i literatury, że z miłością będzie iść śladami ich ojca, nawet jeżeli Isak zwykł być dla niej łagodniejszy i słodszy w obejściu, niż w stosunku do reszty swoich dzieci. Bladość jej drobnej, dziewczęcej twarzy utwierdziła go w tej idei, sprawiając, że ściągnięte ramiona i załzawione oczy nabierały sensu — nie sposób nie bać się miejsca, w którym nigdy nie pragnęło się żyć. Kochał ją (choć kiedyś zamknął ją na godzinę w kuchni, bo przeszkadzała mu w zabawie, a potem przez kilka lat wmawiał, że zrobił to jeden z ich psów, który, jak Lasse uwielbiał opowiadać, zawsze chodził na dwóch nogach i rozmawiał z ojcem o polityce, kiedy żadne z nich nie patrzyło) i chciał pomóc jej w dorosłości (choć ledwo rozumiał swoją, a mieszkanie stawało się coraz ciaśniejsze, na tyle ciasne, że musieli wraz z Camillą chować książki pod fotelem), ale bolała go prawda — Silje obawiała się życia, które wybrali dla niej rodzice, a Midgard był pod każdym względem inny od Aalborg. Tu zawsze było tak cholernie zimno i nigdzie nie można było kupić prawdziwych duńskich ciastek z miodem i żurawiną.
    Możesz wrócić do domu, kiedy tylko zechcesz, prawda? Ja sam bywam tam częściej, niż bym pragnął, jeżeli mam być całkowicie szczery… — zaczął niepewnie, próbując zaśmiać się pokrzepiająco w samym środku tego smutku. Nie udało się mu jednak, więc siedział teraz w ciężkiej ciszy, obejmując siostrę ramionami i szukając w głowie jakiegokolwiek pocieszenia. Nigdy nie był w tym szczególnie dobry. — Jesteś pewna, że tego chcesz, Sil?
    Ale to przecież nie miało znaczenia; to nigdy nie miało znaczenia. Lasse poczuł, jak kwaśny smak irytacji kładzie się na jego języku; przypomniał sobie zmartwione spojrzenia rodziców, babkę Kasandrę nadal nazywającą go chłopcem, tak jakby wciąż — mimo jego wieku i jego tytułu — był jedynie drobnym, połamanym dzieckiem. Zawsze była jakaś droga — zawsze był jakiś plan.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    No tak. No tak, mogła wrócić do domu, kiedy tylko będzie pragnęła. Oczywiście.
    Ale to już przecież nie będzie to samo.
    Przeprowadzka do Midgardu uświadomiła jej przede wszystkim jedno. Zakończył się pewien etap w jej życiu. Zakończył się moment, w którym mogła chadzać korytarzami rodzinnej posiadłości z głową wysoko w chmurach, ze spojrzeniem nieobecnym, ciesząc się minimalną odpowiedzialnością, jaka była na nią nałożona (choć i tak słowo minimalna było tu wysoce nieodpowiednie). Zakończyły się chwile, kiedy mogła schować się za plecami własnej matki i sarnimi oczami spoglądając na jej dumną sylwetkę, oczekiwać pomocy. Teraz została wypchnięta w wielki świat. Sama. Przy wsparciu jedynie rodzeństwa (czy oni umieli sobie samodzielnie poradzić?), miała nauczyć się przetrwania. Świata. Ludzi. Wszystkiego, czego nauczyć się w Aalborgu nie chciała.
    Mogła przecież wrócić do rodzinnej posiadłości – oczywiście. Ale już nie jako ta sama, mała dziewczynka, która ten dom będzie mogła nazwać również i swoim domem.
    Ale takie było jej przeznaczenie, czyż nie tak? Dorośli opuszczali rodzinne gniazda, aby założyć własne. Czy kobiety, czy mężczyźni, pozostawiali znajome strony, aby rozpocząć życie gdzieś indziej, z kimś innym.
    Z tym, że ona jeszcze tego kogoś innego nie znalazła.
    Może gdyby znalazła, byłoby jej łatwiej to wszystko przełknąć?
    Chciała mu wytłumaczyć, że tak, miał rację – mogła wracać. Mogła bywać kiedy będzie chciała. Ale to nie o to chodziło. Zostawiła postawiona przed ogromnym, głośnym, przeładowanym miastem. Czuła się niczym ledwie krasnal postawiony przed wejściem do Jötunheim. A i mroźna, straszliwa kraina olbrzymów dziś nie jawiła jej się tak przerażająco jak Midgard.
    Chciała więc mu odpowiedzieć – ale nie zdążyła, kiedy z ust Lasse padło jeszcze jedno, kluczowe pytanie. Pytanie, której odpowiedzi była pewniejsza niż własnego imienia.
    Pokręciła głową. Delikatnie, nienachlanie wwiercała teraz czubek głowy w jego ramiona, w jego klatkę piersiową, czując, jak gardło ściska żal, a na policzkach pojawiają się kolejne łzy. Pociągnęła krótko nosem, dłonią ocierając je, ale na niewiele się to zdało – zaraz wypłynęły kolejne.
    Nie chcę tego wszystkiego. – To nie miało znaczenia, ale to, co było teraz ważne, to fakt, że w jakiś sposób udało im się podważyć tę tamę krzywego, nieszczerego uśmiechu. W jakiś sposób udało im się sprawić, że prawdziwe emocje Silje zwyczajnie płynęły. Intensywnie, pewnym, rwącym nurtem, lecz nie był to prąd, którego nie dało się opanować. – Wiem, że sobie tutaj nie poradzę. Midgard zawsze był dla mnie zbyt przytłaczający, cieszyłam się, kiedy wracałam do domu. Miałam tam swój pokój, swoje własne miejsca, swoją ciszę… Tutaj nie mam nic.
    Tutaj nie mam nic. Mogło zabrzmieć to egoistycznie – miała w końcu Lasse i siostrę, którzy, solidarnie, nie daliby jej nigdy zrobić krzywdy. Ale i oni musieli wiedzieć, musieli pogodzić się już dawno temu z myślą, że to, co Silje ceniła sobie najbardziej, to spokój. Brak jakiegokolwiek towarzystwa poza najczęściej uśpioną w śniegu naturą.
    Gdzie w Midgardzie znajdowało się takie miejsce? Czy w ogóle istniało?
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Cały ich świat mógł kończyć się poza granicami rodzinnej rezydencji — ziemia rozpadać się pod ciemnym żywopłotem, niebo kruszyć tam, gdzie nie dosięgał już widok z ich okiem; cały świat mógł mieścić się w klatce tych dziesiątek ścian i wysokich sufitów, zamykać w głosach rodziców i krokach babki odbijając się od drewnianych parkietów. Cały świat, a on i tak chciał uciec.
    Byli szczęśliwi, gdy wyjeżdżał na studia, dumni z jego ambicji i ścieżki, którą wybrał. Dali mu klucz do mieszkania, pieniądze, mały skrawek wolności i zaufania, o którym nigdy nie odważył się nawet marzyć. Mógł znikać na cale noce z domu,  palić papierosy przechylony ponad parapetem, urządzać głośne przyjęcia pełne ludzi, których imiona pamiętał tylko czasami. Pragnął myśleć, że tak wyglądało życie — prawdziwe, barwne życie pełne nierozsądnych wyborów, jego ciężkiej od kaca głowy nad kolejnymi plikami notatek. Nauczył się omijać kontrolę rodziców, która — wymierzana z odległości, z innego kraju i innego miasta — nie była już tak dokładna i sztywna. Wiedział, którzy z profesorów bywali na rodzinnych kolacjach, wiedział jak często odwiedzać dziadka, kładąc na jego biurku kolejne osiągnięcia naukowe, wiedział jakie listy pisać i jak głośno kłamać. I choć nigdy tak naprawdę nie udało mu się przechytrzyć matki, ta myśl, iż próbował była wystarczająca. Uciekł. Od ich czujnych spojrzeń, od stanowczej nadopiekuńczości, od drzwi sypialni zamkniętych na klucz.
    Ale Silje nie chciała uciekać. Nie miała być może przed czym, bo w półmroku Ostatniego Przylądka wszystko było bezpieczne, a ona mogła przesiadywać całymi dniami w oranżerii i przyglądać się złotym drzewom za przeszklonymi ścianami. W Midgardzie brakowało ciepła, brakowało przestrzeni i czystego powietrza torfowisk. Przyglądał się twarzy swojej siostry i widział ciemniejący błękit jej oczu, jakby niebo oddalało się od horyzontu. Westchnął krótko, kiedy wtuliła się w niego mocniej — wydała mu się drobna i krucha jak dziecko, a Lasse cierpiał, bo nadal nie potraf pomóc. Nie potrafił pozbierać jej z podłogi, złożyć w całość kawałek po kawałku, aż w końcu jej filigranową twarz znów rozpromieniłby uśmiech — ten sam szeroki, rozmarzony uśmiech, który zdawała się nosić w sobie od zawsze. Pokręciła głową, a on poczuł, jak coś w jego wnętrzu kurczy się i rozpada, setki drobnych odłamków powbijanych w miękką tkankę gdzieś pod krańcem serca. Chciałby umieć być lepszym bratem, tymczasem nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż zawodził Silje od samego progu.
    Płaczesz? — spytał, choć pytanie było głupie i spłynęło kilkoma łzami na materiał jego koszuli. Mimowolnie objął ją mocniej, przycisnął bliżej, jakby bał się, że młodsza siostra rozpłynie się w jego palcach, jeżeli na chwyci jej wystarczająco mocno. — Posłuchaj mnie — odezwał się po chwili uporczywego milczenia, chwytając jej twarz w obie dłonie i zmuszając, by podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Jego twarz była niemal zdeterminowana, oczy skupione i jasne. Starał się być silny, stanowczy tak jak zwykła stanowcza być ich matka. — Dasz sobie radę. Dasz, jestem przekonany. Za wszystkim zawsze dawałaś sobie radę, a to... — przerwał, bo słowa wypadły przez rozchylone wargi i potoczyły się po podłodze, gdy doszło do niego, iż sam nie był ich już pewien. Zaostrzone rysy jego twarzy złagodniały w jednym przebłysku chwili, nie puszczał jednak jej twarzy, a kiedy znów zaczął mówić, jego głos wybrzmiewał dojrzałym rozsądkiem. — To dla ciebie szansa, w porządku? Tak jest lepiej. Pójdziesz do szkoły, poznasz nowych ludzi, zobaczysz, jak inaczej wygląda świat poza domem. Dasz sobie radę, Silje. — Ostatecznie, czyż nie tego potrzebowała? Niezależności, choćby chwili wolności, ratunku przed aranżowanym małżeństwem i codziennym wyliczaniem oczekiwań. — Jestem tutaj i zawsze mogę zrobić ci herbatę…


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chociaż sama sobie wmawiała – chociaż wmawiała całemu światu dokoła, kiedy przykucała przy kolejnym kulącym się człowieku, duszącym w sobie swoje prawdziwe odczucia, że nie ma sensu wstydzić się własnych emocji, tak właśnie teraz się poczuła. To jedno, krótkie pytanie, które zadał jej Lasse, było jak malutka igiełka wbita gdzieś w bok. Niby nieszkodząca, ale jednak ją poczuła i równocześnie poczuła się strasznie źle z tego powodu, że teraz roztkliwiała się w jego ramionach, użalając nad sobą jak ostatnia ofiara losu, kiedy powinna być silna. Wszystkie kobiety w rodzinie były silne. Babka. Matka. Nawet Ida. Wszystkie.
    Wszystkie, tylko nie Silje. Ta mała mameja Silje, chowająca się po kątach, byleby jak najdalej od towarzystwa i ludzi, a już tym bardziej ludzi obcych, ta beksa, ta laleczka z porcelany, którą jak się przewróci, to się stłucze, rozbije na kawałki, nic z niej już nie zostanie.
    Chociaż mówiła wielokrotnie, że emocje są najważniejszym punktem życia, dziś wolałaby ich nie mieć. Nie odczuwać. Nie czuć się choć przez chwilę nimi przytłoczona. Być nareszcie normalna.
    Czy wtedy matka zostawiłaby ją w domu…?
    Nie. Wtedy pewnie byłaby jak Lasse i Ida – wtedy sama pragnęłaby z niego wyjść, jak każdy normalny galdr w jej czy ich wieku. Tylko ona była inna. Jak zwykle. Inna Silje. Gdyby tylko była biedniejsza, jej życie zapewne byłoby prawdziwym piekłem. Świat nie lubił inności.
    Dlatego nie kłóciła się już z Lasse. Z jego próbami pocieszenia, wiarą, że da sobie radę. To dobrze, że chociaż on w to wierzył. Jeśli faktycznie wierzył. Ona była przekonana, że sobie nie poradzi i nic, ani nikt w świecie tego nie zmieni. Szkołę przecież znała doskonale, jak i ludzi w niej – i wiedziała, że nie chce mieć z nimi zbyt wiele wspólnego. Wolała być sama. Po prostu sama…
    Mogłaby nie mieć nic ani nikogo, a ona wciąż byłaby szczęśliwa.
    A może wtedy byłaby szczęśliwa naprawdę.
    Na twarzy zajawił się dość nieszczery i wymuszony uśmiech, gdy starała się kiwać głową i dawać znać, że udało mu się ją przekonać. Ale tak wcale nie było. Tylko nie chciała po prostu dłużej mu sprawiać przykrości. Ani być ciężarem. Dla nikogo nie chciała być ciężarem…
    Może po prostu powinna się wypakować…
    Krótkie parsknięcie wymsknęło się z jej warg, gdy wspomniał o herbacie, której się nie spodziewała.
    Może to dobry pomysł – podsumowała dość krótko, odsuwając się od Lasse. Potrzebowała być chyba teraz sama. Może z kubkiem parującej herbaty. – Myślę, że to dużo zmieni. I że powinnam się też wypakować – dodała, ogarniając spojrzeniem rzeczy, które za moment będą poszukiwały dla siebie miejsca w szafkach. – Nie chcę Cię wyganiać, ale… wiesz… poradzę sobie.
    Przynajmniej on sam w to wierzył. Chyba. Tyle wystarczało.

    Lasse i Bezimienny z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.