Tawerna Wikingów (K)
3 posters
Mistrz Gry
Tawerna Wikingów (K) Pon 14 Gru - 12:49
Tawerna Wikingów (K)
Jedno z najsłynniejszych miejsc w tej części miasta to Tawerna Wikingów, przed którą stoi wykonany z ogromną dbałością o detale Ragnar Lodbrok, legendarny władca Danii. Nie bez powodu został wybrany na strażnika tego miejsca – właściciel Gustav uważa, że jest jego przodkiem. Samo wnętrze lokalu ozdobiono rybackimi sieciami i elementami ekwipunku każdego morskiego wyjadacza, przez co tawerna nierzadko nazywana jest siedzibą magicznych marynarzy. Często zatłoczona, głośna, dzieje się w niej bardzo wiele – poczynając od konkursów strzelniczych, po biesiady, których główną atrakcją są tradycyjne dania z owoców morza i alkohole. Tawerna Wikingów znajduje się w pobliżu promenady, skąd przez zakurzone szyby można wyjrzeć w kierunku wody i statków.
1 – Natrafiasz na bójkę pijanych marynarzy, którą obsługa ma wyraźny kłopot okiełznać. Może jednak pomożesz im się z nimi uporać?
2 – Odbywa się konkurs strzelniczy, w którym możesz wziąć udział.
3 – Trwa koncert, podczas którego śpiewane są galdryjskie szanty.
4 – To twój pechowy dzień, gdyż sieć rybacka z sufitu osuwa się na twój stolik i zostaje narzucona na twoją głowę oraz twoich rozmówców.
5 – Trwa festiwal alkoholi i owoców morza. Za jednokrotną opłatę możesz jeść i pić bez żadnych ograniczeń wraz ze swoimi towarzyszami.
6 – Jeśli masz postać kobiecą, zauroczył się w tobie podstarzały i nieco pijany kapitan. Jeśli masz postać męską, jest to pulchniutka i nachalna wdowa. Rozwiążesz w grzeczny sposób problem ich zalotów czy zdecydujesz się postąpić inaczej?
Kość k6 (nieobowiązkowa)
1 – Natrafiasz na bójkę pijanych marynarzy, którą obsługa ma wyraźny kłopot okiełznać. Może jednak pomożesz im się z nimi uporać?
2 – Odbywa się konkurs strzelniczy, w którym możesz wziąć udział.
3 – Trwa koncert, podczas którego śpiewane są galdryjskie szanty.
4 – To twój pechowy dzień, gdyż sieć rybacka z sufitu osuwa się na twój stolik i zostaje narzucona na twoją głowę oraz twoich rozmówców.
5 – Trwa festiwal alkoholi i owoców morza. Za jednokrotną opłatę możesz jeść i pić bez żadnych ograniczeń wraz ze swoimi towarzyszami.
6 – Jeśli masz postać kobiecą, zauroczył się w tobie podstarzały i nieco pijany kapitan. Jeśli masz postać męską, jest to pulchniutka i nachalna wdowa. Rozwiążesz w grzeczny sposób problem ich zalotów czy zdecydujesz się postąpić inaczej?
Nik Holt
Re: Tawerna Wikingów (K) Pią 29 Mar - 12:07
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
04.06.2001
Wiewiór od Arthura był, powiedzmy, że zaskakujący. Holt zdecydowanie nie tego się spodziewał, zwłaszcza po ich ostatnim spotkaniu. Ale jakby na to nie spojrzeć, od kilku dni Nik był bardziej zadowolony z życia i pełny energii. Więc w sumie... Jakby się tak zastanowić, nie miał niczego do stracenia, tyle że nie zdurniał na tyle, żeby iść w ciemno. Nawet jeśli Karczma Wikingów brzmiała dobrze, Nik wolał się najpierw upewnić, że wszystko jest w porządku, a Mortensen nie pakuje go w kolejną pułapkę. Ufaj, ale sprawdzaj, jak to kiedyś ktoś powiedział - Nik nie ufał, zwłaszcza ostatnio.
Czerwcowe dni były już całkiem długie, czego nie można było powiedzieć o nocach. A to sprawiało tylko, że coraz więcej wokół się działo, coraz więcej statków kotwiczyło, coraz więcej potencjalnych ofiar własnej głupoty, gdy po zbyt dużej ilości alkoholu plątali się dokładnie tam, gdzie się plątać nie powinni. Nik zawsze z tego korzystał, wychodząc z założenia, że przecież nie zbiednieją, a jemu się zawsze przyda. Z tą też myślą szedł teraz przez Port Północny, wzrokiem ogarniając wszystko wokół, szukając potencjalnego zajęcia. To, że przyszedł w to miejsce z zupełnie innych powodów nie oznaczało od razu, że miał darować sobie sprawdzenie wszystkiego wokół. Tak naprawdę teraz miał nawet zbyt dobry nastrój, by wkurzać się na Arthura za ostatnie.
Sam rzecz jasna nie wyciągnąłby ręki pierwszy, bo według niektórych był zbyt dużym jełopem na to - Nik jednak wolał twierdzić, że po prostu był zbyt wkurzony na nieporozumienie, którego tak naprawdę nawet nie wyjaśnili. Ale skoro Mortensen sam się odezwał i to bez durnych podstępów i przytyczków, to w zasadzie czemu miałby mu odmawiać? Bądź co bądź kiedyś nawet go lubił, na swój holtowy sposób. A w tawernie zawsze można było dobrze zjeść i się napić. Funduje jakiś idiota, na oko przyjezdny, któremu Nik bardzo ukradkiem zwędził portfel. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnych. Kasę wyjął, portfel wyrzucił, proste jak drut.
Do karczmy dotarł ewidentnie jako pierwszy. I ewidentnie wpakował się w jakiś dziwny tłum i dobrą chwilę zajęło mu zrozumienie, w co właściwie się wpakował. Festiwal alkoholu i owoców morza. Jeśli czegokolwiek więcej do szczęścia aktualnie potrzebował, to żarcia z cyklu jedz ile chcesz i pij ile chcesz. Opłatę ze zdobycznej forsy opłacił od razu, następnie wywalczył sobie dwuosobowy stolik trochę z brzegu sali - jeśli ktokolwiek miał się lać, to bardziej na środku, a szkoda byłoby marnować dobre jadło. Na start zamówił sobie piwo, nie będąc pewny, ile czasu zajmie Arthurowi dotarcie na miejsce i zwyczajnie rozsiadł się na krześle, upijając pierwsze łyki aromatycznego trunku.
- Pij co chcesz i ile chcesz. Z jedzeniem tak samo. Niech będzie, że funduję. - rzucił wesoło, gdy jego kompan raczył się już pojawić i uniósł lekko swój kufel na przywitanie. - Dobrą datę znalazłeś, mamy szczęście. - dodał, rozglądając się za kelnerką - ta chwilowo jednak była mocno zajęta grupką gości, więc tymczasowo dał jej spokój.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Tawerna Wikingów (K) Pią 29 Mar - 12:07
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'k6' : 5
'k6' : 5
Arthur Mortensen
Re: Tawerna Wikingów (K) Czw 4 Kwi - 10:11
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Nić nadwątlonego zaufania należało odbudować – z tym przeświadczeniem pewnego dnia obudził się marynarz, który nie przepadał za pozostawianiem spraw swojemu biegowi, zwłaszcza takich, jakie w jego prywatnym przeświadczeniu, były niedokończone. Ostatnia rozmowa z Holtem sugerował niedoinformowanie oraz błędną dedukcję, w jakiej wir obaj wpadli, to było absolutnie niedopuszczalne, aby takie niedopowiedzenia stawały im na drodze. W blondynie pomimo jego wielu wad Arthur upatrywał, kogoś więcej, niż partnera w zbrodni. Wychodził, bowiem z założenia, że nie warto palić mosty, nawet jeśli charakter Nika pozostawał wiele do życzenia, a jego egoizm momentami nad wyraz wychodził, tak w istocie przemytnik potrzebował zleceń, jeżeli chciał zostać przy swoim dodatkowym zajęciu. To nie ulegało wątpliwościom, że razem mogli zdziałać znacznie więcej, niżeli samemu. Chociaż jak podejrzewał hodowca roślin nie mógł narzekać na brak gotówki.
Zaproszenie było dziełem spontanicznego odruchu, ot gałązka oliwna i pragnienie zawieszenia wszelkich podejrzanych działań, wobec siebie. Nie podejrzewał, że Nik się zgodzi na spotkanie, ba raczej obstawiał pesymistyczny wariant i odmowę. Ku jego zaskoczeniu wszystko zmierzało w dobrą stronę. Nawet wybór tawerny zdawał się grać na sentymencie sprzed nieporozumienia.
Długie czerwcowe dni leniwie witały mieszkańców srogiej północy, a przyjemnie ciepłe promienie słońca wydobywały serdeczne uśmiechy zza ponurych, skamieniałych oblicz tutejszych mieszkańców. Innymi słowy pogoda pozytywnie nastrajała wszystkich.
Raźno wparował do tawerny, niosąc na ustach cień uśmiechu powitał karczmarza i kilku znajomków oraz stałych bywalców. Wielu spośród nich pracowała z nim na przestrzeni lat. Innych znał z widzenia, a z innymi łączyły go wyłącznie alkoholowe doznania i morskie opowieści prawione do wczesnych godzin świtu. Morze wpisane było w krew większości z nich. W miejscach takich jak to czuł się, jak w domu. Odetchnął pełną piersią łapczywie, zaciągając się dymem, wonią piwa i jedzenia, nawet domieszka ludzkiego potu wpisana w nierozłączną harmonię tego zapaszku niespecjalnie mu przeszkadzała.
Odnalazł Nika wzrokiem, a jego mina nie uległa zmianie. Bez namysłu podszedł do zajmowanego przez mężczyznę stolika i przywitał go po czym rozsiadł się na drewnianym krześle lustrując tłumną, bardziej niż zwykle klientelę lokalu.
– Nie znałem cię od tej szczodrej strony – przenikliwe spojrzenie, jakim obdarzył swojego towarzysza, mówiło wiele, by nie powiedzieć, że wszystko. Wolał nie dociekać sposobu, w jaki nabawił się, tej niecodziennej w jego arsenale cechy liczył jedynie, że wieczór przebiegnie, bez większych atrakcji. Miał dziś autentyczną ochotę na dobrą zabawę. – Strasznie tu dziś ludno, jakiś festiwal, czy też piwo za pół darmo rozdają? – rzucił w przestrzeń, jednocześnie zawieszając pytające spojrzenie na rozmówcy.
Gdy jedna z kelnerek odnalazła wreszcie ich stolik, bez wahania złożył zamówienie. Pragnienie gaszone piwem z chłodnej prześladowało go od kilku dni.
– Co do jedzenia to na co masz szczególną ochotę? – odprowadził kelnerkę wzrokiem, gdy znikała w tłumie ludzi. Nie odczuwał wielkiego głodu, ale znając życie po pierwszym piwie, te się obudzi. – Swoją drogą, trochę zaskoczył mnie twój pozytywny odzew na spotkanie. Sądziłem, że będziesz chował urazę – postanowił nawiązać bezpośrednio do ostatniej sytuacji, chciał zakopać topór wojenny, ale musieli wpierw oczyścić zupełnie atmosferę.
Zaproszenie było dziełem spontanicznego odruchu, ot gałązka oliwna i pragnienie zawieszenia wszelkich podejrzanych działań, wobec siebie. Nie podejrzewał, że Nik się zgodzi na spotkanie, ba raczej obstawiał pesymistyczny wariant i odmowę. Ku jego zaskoczeniu wszystko zmierzało w dobrą stronę. Nawet wybór tawerny zdawał się grać na sentymencie sprzed nieporozumienia.
Długie czerwcowe dni leniwie witały mieszkańców srogiej północy, a przyjemnie ciepłe promienie słońca wydobywały serdeczne uśmiechy zza ponurych, skamieniałych oblicz tutejszych mieszkańców. Innymi słowy pogoda pozytywnie nastrajała wszystkich.
Raźno wparował do tawerny, niosąc na ustach cień uśmiechu powitał karczmarza i kilku znajomków oraz stałych bywalców. Wielu spośród nich pracowała z nim na przestrzeni lat. Innych znał z widzenia, a z innymi łączyły go wyłącznie alkoholowe doznania i morskie opowieści prawione do wczesnych godzin świtu. Morze wpisane było w krew większości z nich. W miejscach takich jak to czuł się, jak w domu. Odetchnął pełną piersią łapczywie, zaciągając się dymem, wonią piwa i jedzenia, nawet domieszka ludzkiego potu wpisana w nierozłączną harmonię tego zapaszku niespecjalnie mu przeszkadzała.
Odnalazł Nika wzrokiem, a jego mina nie uległa zmianie. Bez namysłu podszedł do zajmowanego przez mężczyznę stolika i przywitał go po czym rozsiadł się na drewnianym krześle lustrując tłumną, bardziej niż zwykle klientelę lokalu.
– Nie znałem cię od tej szczodrej strony – przenikliwe spojrzenie, jakim obdarzył swojego towarzysza, mówiło wiele, by nie powiedzieć, że wszystko. Wolał nie dociekać sposobu, w jaki nabawił się, tej niecodziennej w jego arsenale cechy liczył jedynie, że wieczór przebiegnie, bez większych atrakcji. Miał dziś autentyczną ochotę na dobrą zabawę. – Strasznie tu dziś ludno, jakiś festiwal, czy też piwo za pół darmo rozdają? – rzucił w przestrzeń, jednocześnie zawieszając pytające spojrzenie na rozmówcy.
Gdy jedna z kelnerek odnalazła wreszcie ich stolik, bez wahania złożył zamówienie. Pragnienie gaszone piwem z chłodnej prześladowało go od kilku dni.
– Co do jedzenia to na co masz szczególną ochotę? – odprowadził kelnerkę wzrokiem, gdy znikała w tłumie ludzi. Nie odczuwał wielkiego głodu, ale znając życie po pierwszym piwie, te się obudzi. – Swoją drogą, trochę zaskoczył mnie twój pozytywny odzew na spotkanie. Sądziłem, że będziesz chował urazę – postanowił nawiązać bezpośrednio do ostatniej sytuacji, chciał zakopać topór wojenny, ale musieli wpierw oczyścić zupełnie atmosferę.
Nik Holt
Re: Tawerna Wikingów (K) Pią 19 Kwi - 16:44
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zaufanie podobno było kruche niczym szkło, zdolne rozprysnąć się na tysiące kawałków przy nieostrożnym ruchu, ale z drugiej strony dużo czasu współpracował z Arthurem. Może oboje popełnili błąd, widząc coś, czego w ogóle nie było? Trochę zastanawiał się nad tym, gdy dostał wiadomość od Arthura. Zbieg okoliczności był jednak zbyt duży, by można było to nazywać przypadkiem, ale żeby zrobić cokolwiek w tym kierunku, musiał znać szczegóły. A przy okazji naprawdę nie chciał tracić znajomości, bo jakby na to nie spojrzeć, na swój własny sposób lubił przemytnika. Pomijając jego oczywistą przydatność. Ostatni przemytnik z łapanki prawie utopił cały towar, z Arthurem nigdy tego problemu nie było…
Uśmiechnął się pod nosem słysząc o swojej szczodrości. Powiedzmy, że lepiej było nie wyprowadzać go z błędu, choć komplement był naprawdę zabawny.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz jeszcze. I pewnie się nie dowiesz. – stwierdził z humorem. – Szczodrość jest natomiast cechą, której u mnie nie uświadczysz. – dorzucił całkiem niewinnym tonem, nie zamierzając się przyznawać, skąd miał fundusze. – Ale za to miewam czasem lepsze dni. Zwłaszcza, jak trafiam na festiwal jadła i alkoholu. Stąd te tłumy. – machnął ręką, zataczając krąg po tawernie. – Za jednorazową opłatą możemy się obaj najeść i napić do oporu. Więc nie widzę powodu, dla którego miałbym z tego nie skorzystać, a ty przy okazji. – skwitował spokojnie, upijając łyk piwa z własnego kufla. Odczekał, aż w końcu zjawi się kelnerka i dał Arthurowi złożyć zamówienie pierwszemu, dopiero wtedy składając swoje.
Porządny kawał mięsa, przyrządzony w czymś aromatycznym, na start powinien napełnić jego żołądek. Na jakieś słodkie wymysły nie miał ochoty, tak samo jak na owoce morza. Był po prostu głodny. Potem może domówi coś więcej, zależało, ile wypiją. Po alkoholu najczęściej zaczynał robić się głodny.
- Przemyślałem to i owo. – przyznał szczerze. – Owszem, urazę mam, za te cholerne więzy, ale nad całą resztą zacząłem myśleć i uznałem, że to cholernie duży zbieg okoliczności, nie sądzisz? – upił następny łyk piwa, ewidentnie zamyślony nad czymś. – Ale to za chwilę. Serio uznałeś, że bym cię sprzedał, gdyby mi nie pasował biznes z tobą, zamiast wprost powiedzieć? – nie był zły, raczej zaciekawiony odpowiedzią marynarza. Chciał się dowiedzieć najpierw, jak sprawa wyglądała z jego punktu widzenia. Dlaczego właściwie uznał, że Nik go sprzedał.
Apetyczne zapachy w tawernie sprawiały, że tym bardziej był pozytywnie nastawiony zarówno do Mortensena jak i do świata jako takiego. No i być może miał na głowie pomysł na jakiś kolejny interes, ale to pewnie później. Najpierw potrzebował podomykać swoje. Nie zamierzał rzecz jasna przyznawać się do nauki zakazanej i swoich planów życiowych, ale był za to nawet ciekawy, co planował zrobić dalej Arthur. Czy znalazł sobie „zamiennik” dla jego osoby w interesach.
Uśmiechnął się pod nosem słysząc o swojej szczodrości. Powiedzmy, że lepiej było nie wyprowadzać go z błędu, choć komplement był naprawdę zabawny.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz jeszcze. I pewnie się nie dowiesz. – stwierdził z humorem. – Szczodrość jest natomiast cechą, której u mnie nie uświadczysz. – dorzucił całkiem niewinnym tonem, nie zamierzając się przyznawać, skąd miał fundusze. – Ale za to miewam czasem lepsze dni. Zwłaszcza, jak trafiam na festiwal jadła i alkoholu. Stąd te tłumy. – machnął ręką, zataczając krąg po tawernie. – Za jednorazową opłatą możemy się obaj najeść i napić do oporu. Więc nie widzę powodu, dla którego miałbym z tego nie skorzystać, a ty przy okazji. – skwitował spokojnie, upijając łyk piwa z własnego kufla. Odczekał, aż w końcu zjawi się kelnerka i dał Arthurowi złożyć zamówienie pierwszemu, dopiero wtedy składając swoje.
Porządny kawał mięsa, przyrządzony w czymś aromatycznym, na start powinien napełnić jego żołądek. Na jakieś słodkie wymysły nie miał ochoty, tak samo jak na owoce morza. Był po prostu głodny. Potem może domówi coś więcej, zależało, ile wypiją. Po alkoholu najczęściej zaczynał robić się głodny.
- Przemyślałem to i owo. – przyznał szczerze. – Owszem, urazę mam, za te cholerne więzy, ale nad całą resztą zacząłem myśleć i uznałem, że to cholernie duży zbieg okoliczności, nie sądzisz? – upił następny łyk piwa, ewidentnie zamyślony nad czymś. – Ale to za chwilę. Serio uznałeś, że bym cię sprzedał, gdyby mi nie pasował biznes z tobą, zamiast wprost powiedzieć? – nie był zły, raczej zaciekawiony odpowiedzią marynarza. Chciał się dowiedzieć najpierw, jak sprawa wyglądała z jego punktu widzenia. Dlaczego właściwie uznał, że Nik go sprzedał.
Apetyczne zapachy w tawernie sprawiały, że tym bardziej był pozytywnie nastawiony zarówno do Mortensena jak i do świata jako takiego. No i być może miał na głowie pomysł na jakiś kolejny interes, ale to pewnie później. Najpierw potrzebował podomykać swoje. Nie zamierzał rzecz jasna przyznawać się do nauki zakazanej i swoich planów życiowych, ale był za to nawet ciekawy, co planował zrobić dalej Arthur. Czy znalazł sobie „zamiennik” dla jego osoby w interesach.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Arthur Mortensen
Re: Tawerna Wikingów (K) Wto 14 Maj - 23:31
Arthur MortensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : drugi oficer Kompanii Morskiej, przemytnik
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : niedźwiedź polarny
Atuty : obieżyświat (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 30 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 10
Gwar rozmów, niósł się echem, niczym fala przypływu docierał do uszu, budował nastrój i sprawiał, że humor momentalnie stawał się lepszy, a wszelka zła myśl uciekała w niebyt. Spotkanie w tawernie z dawnym towarzyszem niejednego interesu stanowiło punkt orientacyjny na mapie tej znajomości, która trapiona niedopowiedzeniami zgasła tak rychło. Musieli siąść przy stole i uzgodnić fakty, to na czym stali, bez złudnych gierek i mydlenia oczu. Sztuka zaufania tworzyła się właśnie w trudnych i niesprzyjających okolicznościach; oni mieli tylko ten moment, aby go wykorzystać. Czuł to w kościach, że jeśli dziś zakopią topór wojenny, znów będzie jak dawniej. Czy zatem brakowało Arthurowi znajomości z Nikiem na przestrzeni ostatnich tygodni? I tak, i nie… Tak wiele spraw zdążyło się międzyczasie wysupłać z sieci problemów natury egzystencjalnej, że jego widoczny bark w życiu marynarza, aż tak nie uderzył go. Owszem było to strapienie, którym zaśmiecał sobie umysł, lecz pozostawało spychane przez inne niecierpiące zwłoki kwestie. Dlatego wydarzyło się, to wszystko i dlatego musieli usiąść do stołu jak dorośli ludzie, by porozmawiać i wybadać grunt, czy dało się cokolwiek jeszcze wskrzeszać z tego intratnego przedsięwzięcia jakie ich połączyło, tą dziwną nicią znajomości.
Uśmiech grał na wargach marynarza. Pojawiające się iskierki w oczach, mogły świadczyć o radości i wewnętrznej ekscytacji, ale równie dobrze, mógł być to efekt spowodowany widokiem piwa i dobrego jedzenia. Zapach, którego dolatywał z kuchni wabiąc i kusząc nozdrza. Czuł, jak w kącikach ust powoli zbierała się ślina, gdyby nie interwencja przedramienia, niewątpliwie obrazek ten, mógłby zostać dostrzeżony, lecz w samą porę zamaskował te pierwotne instynkty. Był głodny…
Rozbawiły go słowa kompana i nie krył tego specjalnie. Jego entuzjazm jednak przyćmił początkową chętkę na złośliwy ton wypowiedzi. – Uwielbiam ten lokal – stwierdził z przekonaniem, a chwilę później przedstawił swoje zamówienie kelnerce. Gdy ta odeszła wrócił uwagą do blondyna. Połowicznie ignorując fakt, że ktoś z drugiego końca lokalu zaczął śpiewać, nieco zapijaczonym głosem jedną z popularniejszych szant. Sympatia w błękitnym spojrzeniu nie gasła nawet na moment. A sam marynarz wydawał się uważnym słuchaczem.
– Nie wiem… – westchnął – żyłem wśród ślepców i obracałem się, wokół różnych kanalii. Czasem trudno orzec, co nimi kieruje dlatego, bywałem przygotowany na wszelkie ewentualności. Nie lubię niespodzianek. Po tobie jednak nie spodziewałem się niczego w tym stylu, a jednak życie osądziło. – mówił cicho na tyle taktownie, aby żadne słowo nie wyszło poza ich stolik, by zlało się w tle muzyki i ogólnego rejwachu. – Wydaje mi się, że mieliśmy pecha i los zakpił z nas tym zbiegiem okoliczności. Nijak inaczej tego wyjaśnić nie potrafię – rozłożył zrezygnowany ręce. W gruncie rzeczy wierzył, że Nik nie był, aż tak głupi, by coś takiego planować, jednocześnie przecież wykonywał dla niego czarną robotę i był mu potrzebny, może nie, niezbędny, ale stanowił istotny element całej układanki. Gdy teraz o tym myślał, to wszystko układało się w bezsensowną brednię pijaka. – Dziwne to wszystko – z tymi słowami powitał kelnerkę, niosącą ich zamówienia.
Uśmiech grał na wargach marynarza. Pojawiające się iskierki w oczach, mogły świadczyć o radości i wewnętrznej ekscytacji, ale równie dobrze, mógł być to efekt spowodowany widokiem piwa i dobrego jedzenia. Zapach, którego dolatywał z kuchni wabiąc i kusząc nozdrza. Czuł, jak w kącikach ust powoli zbierała się ślina, gdyby nie interwencja przedramienia, niewątpliwie obrazek ten, mógłby zostać dostrzeżony, lecz w samą porę zamaskował te pierwotne instynkty. Był głodny…
Rozbawiły go słowa kompana i nie krył tego specjalnie. Jego entuzjazm jednak przyćmił początkową chętkę na złośliwy ton wypowiedzi. – Uwielbiam ten lokal – stwierdził z przekonaniem, a chwilę później przedstawił swoje zamówienie kelnerce. Gdy ta odeszła wrócił uwagą do blondyna. Połowicznie ignorując fakt, że ktoś z drugiego końca lokalu zaczął śpiewać, nieco zapijaczonym głosem jedną z popularniejszych szant. Sympatia w błękitnym spojrzeniu nie gasła nawet na moment. A sam marynarz wydawał się uważnym słuchaczem.
– Nie wiem… – westchnął – żyłem wśród ślepców i obracałem się, wokół różnych kanalii. Czasem trudno orzec, co nimi kieruje dlatego, bywałem przygotowany na wszelkie ewentualności. Nie lubię niespodzianek. Po tobie jednak nie spodziewałem się niczego w tym stylu, a jednak życie osądziło. – mówił cicho na tyle taktownie, aby żadne słowo nie wyszło poza ich stolik, by zlało się w tle muzyki i ogólnego rejwachu. – Wydaje mi się, że mieliśmy pecha i los zakpił z nas tym zbiegiem okoliczności. Nijak inaczej tego wyjaśnić nie potrafię – rozłożył zrezygnowany ręce. W gruncie rzeczy wierzył, że Nik nie był, aż tak głupi, by coś takiego planować, jednocześnie przecież wykonywał dla niego czarną robotę i był mu potrzebny, może nie, niezbędny, ale stanowił istotny element całej układanki. Gdy teraz o tym myślał, to wszystko układało się w bezsensowną brednię pijaka. – Dziwne to wszystko – z tymi słowami powitał kelnerkę, niosącą ich zamówienia.
Nik Holt
Re: Tawerna Wikingów (K) Czw 4 Lip - 16:23
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jakby na to nie spojrzeć, żarcie zawsze wzbudzało pozytywne instynkty. Zwłaszcza, gdy towarzyszyły mu odpowiednie napitki. A już na pewno, gdy było całkowicie nielimitowane i na dodatek na cudzy koszt. Nika wcale a wcale nie dziwił powiększający się uśmiech na twarzy Arthura, bo i sam siedział całkiem zadowolony z życia. Mimo wcześniejszego nieporozumienia, bo chyba właśnie tak chciał to traktować, najwyraźniej istniała jeszcze szansa, by się dogadać. Holt nie był ufnym typem i czasem za mocno unosił się szeroko pojętą dumą, ale jednak myśleć też umiał, o ile emocje opadły. Tamte ze spotkania w porcie na spokojnie zdążyły się wyciszyć, więc i mógł przemyśleć temat. Gorzej, że wnioski, do których dochodził, nie pasowały mu ani odrobinkę.
- Nie dziwię się. Żarcie dobre, ludzie sensowni... - zaśmiał się krótko, odchylając na chwilę głowę w tył. Nie, że uważał, że nie musi uważać, ale większość raczej była zajęta własnymi talerzami. Zapachy jednak budziły żołądek w sposób bezlitosny wręcz, wobec czego Nik mógł mieć jedynie nadzieję, że warczenie brzucha nie odezwie się, zanim talerze nie trafią na stół.
Przewrócił oczami na odpowiedź Arthura i lekko pokręcił głową. Ale nie zmieniało to wcale faktu, że marynarz najprawdopodobniej był szczery i był skłonny mu wierzyć. Zresztą w innym wypadku całe to spotkanie byłoby czymś dzikim, a Nik nie posądzał Arthura o jakiekolwiek intrygi. Może właśnie dlatego wcześniej tak mocno się wkurzył…? A mniejsza o to.
- Ślepcem nie jestem. - mruknął odruchowo, nie dodając przy tym, że jeszcze nie jest. Nie był idiotą, im mniej osób będzie o tych planach wiedzieć, tym lepiej. - No i właśnie tu leży pies pogrzebany, Arthur. Ja bym się po tobie też intryg nie spodziewał. - upił łyk piwa, starając się jednak, by w jego głosie nie było oskarżenia. Bo i faktycznie nie oskarżał Mortensena, już nie. Marynarz był jaki był, ale nie pasował na materiał na zdrajcę.
- Jestem bardziej sceptyczny co do losu i zbiegów okoliczności. Bo coś ten konkretny jest zbyt duży. Najpierw ktoś próbuje zatopić ciebie razem z łajbą i tylko przypadkiem mnie na niej nie było razem z tobą. A krótko potem moje zlecenie okazuje się mieć mnóstwo ukrytej broni, gdzie wszystkie znaki wskazywały, że to zwykły ciul jest. - mruknął równie cicho, dbając, by nikt poza Arthurem go nie słyszał. Nie było to nawet trudne, do jednego śpiewającego pijaka dołączyli kolejni, a nawet kilku trzeźwych, tworząc całkiem ciekawą symfonię. Kompletnie nieidealną, ale wciąż ciekawą. Na chwilę jednak musiał przerwać tę interesującą dyskusję, bo jadło trafiło na stół i potrzebował w pierwszej kolejności zająć się nim. Odezwał się dopiero po przełknięciu kilku kęsów wybornie przyrządzonej pieczeni.
- Myślałem trochę nad tym. Jak mówię, w zbiegi okoliczności nie wierzę. A skoro ty nie zdradziłeś i ja też nie zdradziłem, to ktoś te pułapki zastawić musiał i doszedłem do wniosku, że jedynym, który miałby w tym cel, jest zleceniodawca. Nawet trzymałoby się to kupy. Zlecenie wykonane, nie musiał płacić i na dodatek nie zostawił świadków. - problem w tym, że akurat zostawił, ale o tym akurat wiedzieć nie musiał. Ciekawiło go natomiast, co powie Mortensen na taką teorię i na czas oczekiwania zajął się posiłkiem.
- Nie dziwię się. Żarcie dobre, ludzie sensowni... - zaśmiał się krótko, odchylając na chwilę głowę w tył. Nie, że uważał, że nie musi uważać, ale większość raczej była zajęta własnymi talerzami. Zapachy jednak budziły żołądek w sposób bezlitosny wręcz, wobec czego Nik mógł mieć jedynie nadzieję, że warczenie brzucha nie odezwie się, zanim talerze nie trafią na stół.
Przewrócił oczami na odpowiedź Arthura i lekko pokręcił głową. Ale nie zmieniało to wcale faktu, że marynarz najprawdopodobniej był szczery i był skłonny mu wierzyć. Zresztą w innym wypadku całe to spotkanie byłoby czymś dzikim, a Nik nie posądzał Arthura o jakiekolwiek intrygi. Może właśnie dlatego wcześniej tak mocno się wkurzył…? A mniejsza o to.
- Ślepcem nie jestem. - mruknął odruchowo, nie dodając przy tym, że jeszcze nie jest. Nie był idiotą, im mniej osób będzie o tych planach wiedzieć, tym lepiej. - No i właśnie tu leży pies pogrzebany, Arthur. Ja bym się po tobie też intryg nie spodziewał. - upił łyk piwa, starając się jednak, by w jego głosie nie było oskarżenia. Bo i faktycznie nie oskarżał Mortensena, już nie. Marynarz był jaki był, ale nie pasował na materiał na zdrajcę.
- Jestem bardziej sceptyczny co do losu i zbiegów okoliczności. Bo coś ten konkretny jest zbyt duży. Najpierw ktoś próbuje zatopić ciebie razem z łajbą i tylko przypadkiem mnie na niej nie było razem z tobą. A krótko potem moje zlecenie okazuje się mieć mnóstwo ukrytej broni, gdzie wszystkie znaki wskazywały, że to zwykły ciul jest. - mruknął równie cicho, dbając, by nikt poza Arthurem go nie słyszał. Nie było to nawet trudne, do jednego śpiewającego pijaka dołączyli kolejni, a nawet kilku trzeźwych, tworząc całkiem ciekawą symfonię. Kompletnie nieidealną, ale wciąż ciekawą. Na chwilę jednak musiał przerwać tę interesującą dyskusję, bo jadło trafiło na stół i potrzebował w pierwszej kolejności zająć się nim. Odezwał się dopiero po przełknięciu kilku kęsów wybornie przyrządzonej pieczeni.
- Myślałem trochę nad tym. Jak mówię, w zbiegi okoliczności nie wierzę. A skoro ty nie zdradziłeś i ja też nie zdradziłem, to ktoś te pułapki zastawić musiał i doszedłem do wniosku, że jedynym, który miałby w tym cel, jest zleceniodawca. Nawet trzymałoby się to kupy. Zlecenie wykonane, nie musiał płacić i na dodatek nie zostawił świadków. - problem w tym, że akurat zostawił, ale o tym akurat wiedzieć nie musiał. Ciekawiło go natomiast, co powie Mortensen na taką teorię i na czas oczekiwania zajął się posiłkiem.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.