:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
Strona 2 z 2 • 1, 2
15.01.2001 – Tawerna „U Dolores” – I. Soelberg & A. Eriksen
3 posters
Ivar Soelberg
Re: 15.01.2001 – Tawerna „U Dolores” – I. Soelberg & A. Eriksen Nie 25 Wrz - 17:06
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
First topic message reminder :
Głęboki dźwięk miejskiego zegara rozległ się nad miastem, jego żałobny w opinii Soelberga ton brzmiał złowróżbnie, jednakże mężczyzna nie przejmował się takimi odczuciami. Lawirując w krętych i ciasnych uliczkach portowej dzielnicy, kroczył śmiało z podniesioną głową i żarem tlącym się w szarych nieodgadnionych oczach. Ostatnia noc nie należała do najszczęśliwszych w jego życiu, kiepsko znosił przegrane, a pomimo nieoficjalnego charakteru i symbolicznego raczej postrzegania corocznych pojedynków to jednak cień żalu tlił się w piersi oficera z tytułu odpadnięcia na tak wczesnym etapie. W domu i pracy obojętny, na te wydarzenie nawet nie poruszył tematu, ta skromna dawka anonimowości odrobinę rozcieńczała gorycz porażki, jednakże umysł człowieka przepełnionego ambicją; dumnego, nie pozwalał tak łatwo zapomnieć, czy wyprzeć z podświadomości tego potknięcia.
Niesiony niespokojnym podrywem wichru, prosto po pracy przebrał się w mniej oficjalne i znacznie mniej, rzucające się oczy ubranie, co jak na niego, było elementem dość niecodziennym, chyba że wybierał się w dzielnice, gdzie drogie odzienie przyciąga wzrok, a czerń tak lubiana przez wysłannika oznaczała kłopoty. Chciał wtopić się w tłum, zapaść się pod ziemie i zniknąć w brei pospolitości. Wypraktykowane zabiegi z działań kierowanych wyjątkową profesją umożliwiały mu wiele. Korzystał z tej wiedzy na swój prywatny użytek, co prawda miejsce docelowe jego dzisiejszej wędrówki, było mu doskonale znane z lat młodości, gdy służąc jeszcze w oddziałach prewencyjnych, nieraz wpadał tu z nalotem, tak z czasem potrafił zawrzeć pewną nić porozumienia, ot pakt o nieagresji, coby móc wykorzystywać popularny wśród szumowin lokal do własnych celów; to jest podsłuchiwania i infiltracji środowiska.
Wbrew pozorom miejsca takie jak tawerna „U Dolores” miały swój specyficzny, ale nieodzowny klimat, czar którego nie zdołały zdusić liczne interwencje Kruczej Straży, ni burdy. Pijackie otoczenie z dzielnicy Raghildy Potężnej, uwielbiało tę miejscówkę i on czuł do niej pewną dozę sentymentu okraszoną tanim piwem i jeszcze podlejszym akvevitem, który to wypalał gardło i przełyk.
Wszedł.
Wyraz twarzy z naburmuszonego, stał się na ułamek sekundy weselszy, nieco. Jednak ogólny rejwach, pijackie śpiewy, szamotanina w kącie uświadomiły mu, że nawet tu, w dniu dzisiejszym trudno będzie znaleźć odrobinę wytchnienia. Człowiek obdarzony nawet szczyptą rozumu potrafiący, dodać dwa do dwóch, mógłby bez trudności stwierdzić, że dłuższe przebywanie w tym miejscu, jest równie bezpieczne co palenie fajki na beczce prochu, niby można, ale jak wybuchnie, to tylko raz. Mimo tych negatywnych odczuć przecisnął się przez masę ludzką, aż dotarł z niemałym wysiłkiem do lady barmańskiej, gdzie dostał upragniony tani, aczkolwiek mocny alkohol. Jednym sprawnym ruchem osuszył szklany odrobinę nadgryziony czasem kieliszek i obrzucił towarzystwo krytycznym wzrokiem. Świnie w porze karmienia, bywały spokojniejsze, niż oni. Zalążek walki, ot iskra rzucona na suche poszycie w ułamku sekundy rozprzestrzenia się, ogarniając, co raz to większy obszar, niesie się jak fala przypływu, z mocną nie do powstrzymania porywa wszystkich na swojej drodze. Oczami wyobraźni widział pożar – języki płomieni skaczących pod powałę lokalu, nad tym wszystkim unosiły się zachrypnięte pijackie śmiechy, rechot niesiony styczniowym mroźnym powiewem.
Ktoś go pchnął, ktoś inny szarpnął za przedramię, nie wiedząc kiedy, stanął pośrodku tawerny uprzątniętej w zaskakująco szybkim tempie z zagradzających mebli. Widowisko trwało alkohol i testosteron wyciągał z mężczyzn ich demony, mógł uciekać zwyczajnie wymknąć się, jednak nie chciał tego, jak wszyscy wokół i jego dopadła ochota na odrobinę sportu – brudnego, ulicznego boksu. Kolejne pchnięcie w plecy, tym razem, jednak zostało zamortyzowane, czujny jak dzikie stworzenie podczas obławy, był gotów do skoku na nieprzyjaciela.
15.01.2001
Głęboki dźwięk miejskiego zegara rozległ się nad miastem, jego żałobny w opinii Soelberga ton brzmiał złowróżbnie, jednakże mężczyzna nie przejmował się takimi odczuciami. Lawirując w krętych i ciasnych uliczkach portowej dzielnicy, kroczył śmiało z podniesioną głową i żarem tlącym się w szarych nieodgadnionych oczach. Ostatnia noc nie należała do najszczęśliwszych w jego życiu, kiepsko znosił przegrane, a pomimo nieoficjalnego charakteru i symbolicznego raczej postrzegania corocznych pojedynków to jednak cień żalu tlił się w piersi oficera z tytułu odpadnięcia na tak wczesnym etapie. W domu i pracy obojętny, na te wydarzenie nawet nie poruszył tematu, ta skromna dawka anonimowości odrobinę rozcieńczała gorycz porażki, jednakże umysł człowieka przepełnionego ambicją; dumnego, nie pozwalał tak łatwo zapomnieć, czy wyprzeć z podświadomości tego potknięcia.
Niesiony niespokojnym podrywem wichru, prosto po pracy przebrał się w mniej oficjalne i znacznie mniej, rzucające się oczy ubranie, co jak na niego, było elementem dość niecodziennym, chyba że wybierał się w dzielnice, gdzie drogie odzienie przyciąga wzrok, a czerń tak lubiana przez wysłannika oznaczała kłopoty. Chciał wtopić się w tłum, zapaść się pod ziemie i zniknąć w brei pospolitości. Wypraktykowane zabiegi z działań kierowanych wyjątkową profesją umożliwiały mu wiele. Korzystał z tej wiedzy na swój prywatny użytek, co prawda miejsce docelowe jego dzisiejszej wędrówki, było mu doskonale znane z lat młodości, gdy służąc jeszcze w oddziałach prewencyjnych, nieraz wpadał tu z nalotem, tak z czasem potrafił zawrzeć pewną nić porozumienia, ot pakt o nieagresji, coby móc wykorzystywać popularny wśród szumowin lokal do własnych celów; to jest podsłuchiwania i infiltracji środowiska.
Wbrew pozorom miejsca takie jak tawerna „U Dolores” miały swój specyficzny, ale nieodzowny klimat, czar którego nie zdołały zdusić liczne interwencje Kruczej Straży, ni burdy. Pijackie otoczenie z dzielnicy Raghildy Potężnej, uwielbiało tę miejscówkę i on czuł do niej pewną dozę sentymentu okraszoną tanim piwem i jeszcze podlejszym akvevitem, który to wypalał gardło i przełyk.
Wszedł.
Wyraz twarzy z naburmuszonego, stał się na ułamek sekundy weselszy, nieco. Jednak ogólny rejwach, pijackie śpiewy, szamotanina w kącie uświadomiły mu, że nawet tu, w dniu dzisiejszym trudno będzie znaleźć odrobinę wytchnienia. Człowiek obdarzony nawet szczyptą rozumu potrafiący, dodać dwa do dwóch, mógłby bez trudności stwierdzić, że dłuższe przebywanie w tym miejscu, jest równie bezpieczne co palenie fajki na beczce prochu, niby można, ale jak wybuchnie, to tylko raz. Mimo tych negatywnych odczuć przecisnął się przez masę ludzką, aż dotarł z niemałym wysiłkiem do lady barmańskiej, gdzie dostał upragniony tani, aczkolwiek mocny alkohol. Jednym sprawnym ruchem osuszył szklany odrobinę nadgryziony czasem kieliszek i obrzucił towarzystwo krytycznym wzrokiem. Świnie w porze karmienia, bywały spokojniejsze, niż oni. Zalążek walki, ot iskra rzucona na suche poszycie w ułamku sekundy rozprzestrzenia się, ogarniając, co raz to większy obszar, niesie się jak fala przypływu, z mocną nie do powstrzymania porywa wszystkich na swojej drodze. Oczami wyobraźni widział pożar – języki płomieni skaczących pod powałę lokalu, nad tym wszystkim unosiły się zachrypnięte pijackie śmiechy, rechot niesiony styczniowym mroźnym powiewem.
Ktoś go pchnął, ktoś inny szarpnął za przedramię, nie wiedząc kiedy, stanął pośrodku tawerny uprzątniętej w zaskakująco szybkim tempie z zagradzających mebli. Widowisko trwało alkohol i testosteron wyciągał z mężczyzn ich demony, mógł uciekać zwyczajnie wymknąć się, jednak nie chciał tego, jak wszyscy wokół i jego dopadła ochota na odrobinę sportu – brudnego, ulicznego boksu. Kolejne pchnięcie w plecy, tym razem, jednak zostało zamortyzowane, czujny jak dzikie stworzenie podczas obławy, był gotów do skoku na nieprzyjaciela.
Mistrz Gry
Re: 15.01.2001 – Tawerna „U Dolores” – I. Soelberg & A. Eriksen Wto 4 Paź - 21:14
The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k6' : 5
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'k100' : 28
--------------------------------
#3 'k6' : 5
Ivar Soelberg
Re: 15.01.2001 – Tawerna „U Dolores” – I. Soelberg & A. Eriksen Wto 4 Paź - 22:19
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Złączeni walką trwali w niej wystarczająco długo, by poznać się wzajem, nic wszak tak nie łączyło mężczyzn, jak okazyjne wzajemne mordobicie. Z wahającą się przewagą, od jednego do drugiego, wytrwale mierzyli się na arenie, tych regularnych spięć. Zew krwi momentami przesłaniał zdrowy rozsądek powstrzymując go od decyzji odstąpienia i uniknięcia tego, całego zbiegowiska, za bardzo, tego pragnął, aby odpuścić, to nie leżało w jego naturze. Ponadto, kiedy człowiek, bawi się tak dobrze, czas i troski przestają mieć znaczenie, odpływają w krainę niebytu, a on sam potrzebował tego, trudno mu się zresztą dziwić. Ostatnie dni go nie rozpieszczały na żadnym polu; czy to interpersonalnym, zawodowy, zdrowotnym, ba nawet duma została brutalnie przytarta po porażce na pojedynkach magicznych. To był jego sposób na odreagowanie, inni piją, chodzą do przybytków wątpliwej rozkoszy, grają kości, on cóż… walczył. Natura mężczyzn, jego pokroju, była prosta, wręcz banalna. Wystarczył kwadrans na spróchniałych deskach, tego zapomnianego, przez bogów lokalu, aby odżył, by z lekka drwiący uśmiech powrócił, a oczy ponownie nabrały swego blasku. Nie potrzebował, niczego więcej, a już na pewno nie kłopotów i tłumaczenia się przed jakimiś żółtodziobami z Kruczej Straży, kim jest, i co tu robi?
Po twarzach zgromadzonych ciasno w nierównym okręgu, wokół walczących przebiegł strach, z nagła lęk uderzył w pijackie umysły, a wcześniejszy entuzjazm wywołany pojedynkiem i kibicowanie zeszło na dalszy plan – przestało mieć znaczenie. Gdy drzwi frontowe uchyliły się, a do środka wtargnęło mroźne zimowe powietrze, tłum jak żywa masa ciała poruszył się, zafalował. Soelberg wiedział, czym było to spowodowane i jakie może nieść konsekwencje – nie dla niego, ale dla współuczestnika, w tym nielegalnym przedstawieniu. Honor nie pozwolił przejść mu obojętnie i obarczyć swego rywala całą winą. Nie było między nimi złej krwi – przynajmniej na razie, wszak nawet się słowem do siebie nie odezwali. Markując wyprowadzony cios z siłą złapał mężczyznę za ramię. Stanowczy chwyt narzucał kajdany posłuszeństwa swego rodzaju uległości, a palące spojrzenie szarych oczu nakazywało powstrzymanie się, od jakichkolwiek protestów. Myśl była jedna – ucieczka.
– Bregða – niewerbalne zaklęcie, opuściło umysł Wysłannika, stało się faktem, a ciemność teleportu pochłonęła dwie sylwetki.
Obrona - udana: 43+24=67
Atak - niecelny: 75+24-3=96
Pojedynek na pięści zostaje przerwany z rezultatem: 2:0
Agnar i Ivar z tematu
Po twarzach zgromadzonych ciasno w nierównym okręgu, wokół walczących przebiegł strach, z nagła lęk uderzył w pijackie umysły, a wcześniejszy entuzjazm wywołany pojedynkiem i kibicowanie zeszło na dalszy plan – przestało mieć znaczenie. Gdy drzwi frontowe uchyliły się, a do środka wtargnęło mroźne zimowe powietrze, tłum jak żywa masa ciała poruszył się, zafalował. Soelberg wiedział, czym było to spowodowane i jakie może nieść konsekwencje – nie dla niego, ale dla współuczestnika, w tym nielegalnym przedstawieniu. Honor nie pozwolił przejść mu obojętnie i obarczyć swego rywala całą winą. Nie było między nimi złej krwi – przynajmniej na razie, wszak nawet się słowem do siebie nie odezwali. Markując wyprowadzony cios z siłą złapał mężczyznę za ramię. Stanowczy chwyt narzucał kajdany posłuszeństwa swego rodzaju uległości, a palące spojrzenie szarych oczu nakazywało powstrzymanie się, od jakichkolwiek protestów. Myśl była jedna – ucieczka.
– Bregða – niewerbalne zaklęcie, opuściło umysł Wysłannika, stało się faktem, a ciemność teleportu pochłonęła dwie sylwetki.
Obrona - udana: 43+24=67
Atak - niecelny: 75+24-3=96
Pojedynek na pięści zostaje przerwany z rezultatem: 2:0
Agnar i Ivar z tematu
Mistrz Gry
15.01.2001 – Tawerna „U Dolores” – I. Soelberg & A. Eriksen Wto 4 Paź - 22:19
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k100' : 75
--------------------------------
#3 'k6' : 1
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k100' : 75
--------------------------------
#3 'k6' : 1
Strona 2 z 2 • 1, 2