:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust
2 posters
Villemo Holmsen
08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:42
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
08.01.2001
Budynek majaczył przed nią kiedy wybiła godzina 22.00. Nie chciała siedzieć w pustym mieszkaniu gdzie myśli dopadały ją niczym stado wilków i rozszarpywały niespokojny umysł, który tak łaknął oddechu.
Śnieg skrzypiał pod stopami kiedy zbliżała się coraz szybciej do chatki, w której mogła aż do świtu siedzieć w zacisznym kąciku nad książką oddając się kontemplacji. Ucieczka, tak to mogła nazwać i wiedziała, że właśnie to robi. Ukrywa się, nie chce zostać odnaleziona i mierzyć się z własnymi lękami. Potrzebowała tej ucieczki od problemów, od tego kim jest i kim się stawała, a chatka zdawała się idealnym miejscem.
Wraz z otwarciem drzwi uderzyła w nią fala ciepła i miękkich zapachów. Cichy szelest kartek koił, podobnie jak dźwięk filiżanek odkładanych na spodeczki. Poczuła się lekko i spokojniej. Podłoga pod stopami ugięła się lekko gdy zamknęła za sobą drzwi. Nadal było pusto, parę osób majaczyło zanurzone w lekturze i spokoju, który otulał wszystkich niczym miękkim kocem dając zapewnienie ukojenia i wyciszenia.
Niespiesznie odwiesiła swój płaszcz i zamówiła herbatę różaną z dodatkiem konfitury. Przez chwilę rozglądała się po wnętrzu szukając miejsca dla siebie. Wtem dostrzegła nieduży, okrągły stoliczek z dwoma wysokimi fotelami uszkami, wciśnięty w ciemny kąt, rozświetlany elegancką lampą o błękitnej poświacie. Idealne miejsce do zanurzenia się w ciszy i niezmąconym spokoju. Ujęła filiżankę w dłonie oraz dzbanek, w którym było więcej naparu i zwinnie, niezwykle lekko przemknęła w stronę upatrzonego miejsca.
W tym samym momencie kiedy zasiadła w fotelu naprzeciwko niej usiadł mężczyzna. Ich spojrzenia skrzyżowały się; jego tak samo zaskoczony jak jej. W dłoni również trzymał świeżo zaparzoną herbatę.
-Och… - Powiedziała cicho, niemal szeptem.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:43
Uczyli go, w tym piekielnym ośrodku, że do zmiany nawyku potrzebne były drobne zmiany. Płat czołowy, tak niezbędny dla podejmowania decyzji, musiał uruchomić się tylko na moment, aby nogi, które prowadzą Cię do baru, w jednym momencie zmieniły kierunek. Wszystko po to, aby skórzany worek mięsa mógł iść głównym nawykiem, na którego końcu zamiast piwa będzie ciepły napar. Lubił tę herbaciarnię, przez ostatnie trzy miesiące dał się poznać jako bardzo dobry klient. Z precyzją godną swego wykształcenia, odhaczał kolejne punkty menu. Metodycznie, herbata za herbatą, aromat za aromatem, syrop za syropem. Aktualnie był na zielonej herbacie i w sumie cieszył się, że tego wieczoru towarzyszyć będzie mu aromat pigwy. Ten posmak w czarnej herbacie przypadł mu bardzo do gustu, liczył bardzo na to, że w zielonej również go nie zawiedzie. Automatyzmy działały dalej, poszedł do swojego stolika, usiadł na swoim miejscu. A potem zobaczył kobietę…
– Och... – odpowiedział lustrzanie, a przez twarz przemknął grymas niezadowolenia. Jego smutne, szarostalowe oczy ześlizgnęły się po najważniejszych punktach kobiecej, niebrzydkiej twarzy. Nie mieli okazji wcześniej się poznać, Samuel wiedział o tej kobiecie absolutnie nic. Biała karta. Przez moment napiął mięśnie, jakby chciał wstać i znaleźć sobie inne miejsce, potem jednak zmienił zdanie i rozluźnił się na ile to było możliwe w tej troche niezręcznej sytuacji. Jego postawa jednak mówiła nieco zaczepnie ja się stąd nie ruszę.
– To nie jest flirt. Ani przypadkowa randka – wypalił zobojętniałym tonem, ale chciał, by jego intencje były transparentne. – To moje miejsce, ale nie będzie mi przeszkadzać, jeśli chcesz tu zostać. – przez myśl mu przemknęło, że może powinien kupić tą herbaciarnię i na stałe zablokować możliwość siedzenia przy tym stoliku komukolwiek. Rozmowę uznał za zakończoną, uwagę przeniósł na swojego drinka. Na swoją herbatę. Zaczął studiować notę na temat mieszanki (o ciekawe, jest tu nie tylko bergamotka...) i sposobu parzenia jej. Spojrzał na zegarek, by dopilnować zalecanego czasu parzenia. Poprawił mankiet ciemnozielonego golfu, wystający spod brązowej, z paternem gęstej kratki tweedowej marynarki. Po chwili podrapał się po ostro zarysowanej szczęce pokrytej kilkudniową szczeciną, ostentacyjnie ignorując jej obecność.
– Och... – odpowiedział lustrzanie, a przez twarz przemknął grymas niezadowolenia. Jego smutne, szarostalowe oczy ześlizgnęły się po najważniejszych punktach kobiecej, niebrzydkiej twarzy. Nie mieli okazji wcześniej się poznać, Samuel wiedział o tej kobiecie absolutnie nic. Biała karta. Przez moment napiął mięśnie, jakby chciał wstać i znaleźć sobie inne miejsce, potem jednak zmienił zdanie i rozluźnił się na ile to było możliwe w tej troche niezręcznej sytuacji. Jego postawa jednak mówiła nieco zaczepnie ja się stąd nie ruszę.
– To nie jest flirt. Ani przypadkowa randka – wypalił zobojętniałym tonem, ale chciał, by jego intencje były transparentne. – To moje miejsce, ale nie będzie mi przeszkadzać, jeśli chcesz tu zostać. – przez myśl mu przemknęło, że może powinien kupić tą herbaciarnię i na stałe zablokować możliwość siedzenia przy tym stoliku komukolwiek. Rozmowę uznał za zakończoną, uwagę przeniósł na swojego drinka. Na swoją herbatę. Zaczął studiować notę na temat mieszanki (o ciekawe, jest tu nie tylko bergamotka...) i sposobu parzenia jej. Spojrzał na zegarek, by dopilnować zalecanego czasu parzenia. Poprawił mankiet ciemnozielonego golfu, wystający spod brązowej, z paternem gęstej kratki tweedowej marynarki. Po chwili podrapał się po ostro zarysowanej szczęce pokrytej kilkudniową szczeciną, ostentacyjnie ignorując jej obecność.
Villemo Holmsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:43
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Szare spojrzenie, takie jak jej, które nie spodziewało się intruza. Chciała pobyć sama ze sobą nie zaś w czyimś towarzystwie. Tłumiła aurę, ukrywała głęboko w swoim jestestwie by nie wzbudzać niepotrzebnych emocji, których nie chciała teraz doświadczać. Pragnęła pozostać niewidoczna, niedostrzegalna, niewyczuwalna. Anonimowa.
Zmarszczyła nieznacznie brwi widząc nieprzejednaną postawę mężczyzny, aż kusi by uwolnić aurę, zmusić go do uległości, stłumić jego wolną wolę. Powstrzymała się biorąc głębszy oddech. Na jasnej twarzy przywołała delikatny, nieznaczny uśmiech.
-Nie podejrzewałam o to - Zapewniła ale również nie ruszyła się ze swojego miejsca. Ukryta w cieniu, zanurzona w płaszczu półmroku czuła się bezpieczniej niż wystawiona na przypadkowe spojrzenia innych bytujących w tym miejscu. Moje wybrzmiało z jego ust, przywłaszczenie, chęć posiadania była w nim silna jak w większości przedstawicieli płci męskiej. Wyciągali zachłannie dłoń by zamknąć w niej swoje pragnienia, mieć je tylko dla siebie. Na wyłączność.
Odstawiła filiżankę oraz czajnik na przetarty już blat od wielokrotnego użytkowania. Czekanie w ciszy aż napar nabierze mocy nie stanowiło dla niej problemu. Po to tu właśnie tu przyszła i nawet nie przeszkadzało jej ostentacyjne ignorowanie jej osoby.
Odrzuciła do tyłu luźno spleciony warkocz ze złotych pukli i sięgnęła po książkę, jedną z licznych tutaj, a którą ostatnio schowała w sobie tylko znanym miejscu. Wciąż tam leżała, mając w odpowiednim miejscu tasiemką zaznaczoną kartkę. To był znak, że bywała tu częściej niż on. Otworzyła delikatnie stronice aby zanurzyć się w lekturze, w ciszy własnego umysłu, który wreszcie przestał był szarpany przez wiele myśli, te uciekły jak tylko wkroczyła do herbaciarni.
Usiadła wygodniej zatapiając się w miękkim fotelu, w którym mogła się całkowicie skryć, tak jak ukryła swoją aurę. W dłoni trzymała A życie toczy się dalej.
Zmarszczyła nieznacznie brwi widząc nieprzejednaną postawę mężczyzny, aż kusi by uwolnić aurę, zmusić go do uległości, stłumić jego wolną wolę. Powstrzymała się biorąc głębszy oddech. Na jasnej twarzy przywołała delikatny, nieznaczny uśmiech.
-Nie podejrzewałam o to - Zapewniła ale również nie ruszyła się ze swojego miejsca. Ukryta w cieniu, zanurzona w płaszczu półmroku czuła się bezpieczniej niż wystawiona na przypadkowe spojrzenia innych bytujących w tym miejscu. Moje wybrzmiało z jego ust, przywłaszczenie, chęć posiadania była w nim silna jak w większości przedstawicieli płci męskiej. Wyciągali zachłannie dłoń by zamknąć w niej swoje pragnienia, mieć je tylko dla siebie. Na wyłączność.
Odstawiła filiżankę oraz czajnik na przetarty już blat od wielokrotnego użytkowania. Czekanie w ciszy aż napar nabierze mocy nie stanowiło dla niej problemu. Po to tu właśnie tu przyszła i nawet nie przeszkadzało jej ostentacyjne ignorowanie jej osoby.
Odrzuciła do tyłu luźno spleciony warkocz ze złotych pukli i sięgnęła po książkę, jedną z licznych tutaj, a którą ostatnio schowała w sobie tylko znanym miejscu. Wciąż tam leżała, mając w odpowiednim miejscu tasiemką zaznaczoną kartkę. To był znak, że bywała tu częściej niż on. Otworzyła delikatnie stronice aby zanurzyć się w lekturze, w ciszy własnego umysłu, który wreszcie przestał był szarpany przez wiele myśli, te uciekły jak tylko wkroczyła do herbaciarni.
Usiadła wygodniej zatapiając się w miękkim fotelu, w którym mogła się całkowicie skryć, tak jak ukryła swoją aurę. W dłoni trzymała A życie toczy się dalej.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:43
Otoczenie herbaciarni sprzyjało przyciszonym rozmowom, w nastrojowości zapewnianej przez muzyczną tapetę, jaką była niezbyt głośna propozycja niezobowiązującego smooth jazzu. Byli osłonięci od innych tylko pozornie, korzystając z zacisza ukrytego stolika, wciąż jednak otaczał ich poszum miejsca dość popularnego, miękkie dźwięki saksofonu przeplatane kontrapunktem stłumionego śmiechu pary przyjaciół siedzących opodal lady, z której sprzątano już resztki dzisiejszego ciasta, ciepło bijącego kontrabasowego pizzicato, wymieszane z pulsem kobiety siedzącej pod oknem, wypatrującej towarzysza. Spóźniał się, ale ona pozostawała spokojna, jeszcze cierpliwa, ukojona zatrzymaniem w czasie słodkiej, przytulnej kawiarenki.
Nie było więzi między parą nieznajomych zajmujących ten sam stolik. Raczej... chłodna akceptacja zaistniałej sytuacji. Niewygodna z początku zapadła między nimi cisza, powoli rozluźniała się, jakby naciągając aromaty z unoszącej się nad ciepłą tonią pary. Samuel przymknął powieki, pozwalając sobie poczuć nieznośne szczypanie. Soczewki męczyły go, ale przypomniał sobie o nich dopiero teraz, gdy mógł już poluzować gorset nowych odwykowych nawyków. Odetchnął ciężko, nie kryjąc ulgi, nie przejmując się siedzącą naprzeciwko kobietą. Był tu, nie w barze. Kolejny Wielki Sukces, do obowiązkowego kajeciku. Niespiesznie nalał sobie pierwszą "turę"
do degustacji, mimowolnie rzucając okiem na tytuł czytanej przez nią książki. Cmoknął, ujmując w dwa palce łyżeczkę, przypatrując jej się z uwagą, jakby dopiero rozważał, czy zdecydować się na jakieś słodzidło, czy pozwolić podniebieniu zadecydować po pierwszym kontakcie z tym konkretnym bukietem.
– Ale żeby tak w dwudziestym pierwszym wieku przychodzić na spokojny wieczór do kawiarni z nazistą pod pachą? – burknął odkładając łyżeczkę i ujmując rozgrzaną filiżankę.
– Mam nadzieję, że nie przyzwyczaiła się pani za bardzo do głównego bohatera. Chociaż przyznam, że czułem ulgę kiedy zginął… nawet w tak idiotyczny sposób. – dodał na moment przed nabraniem pierwszego łyku.
Nie było więzi między parą nieznajomych zajmujących ten sam stolik. Raczej... chłodna akceptacja zaistniałej sytuacji. Niewygodna z początku zapadła między nimi cisza, powoli rozluźniała się, jakby naciągając aromaty z unoszącej się nad ciepłą tonią pary. Samuel przymknął powieki, pozwalając sobie poczuć nieznośne szczypanie. Soczewki męczyły go, ale przypomniał sobie o nich dopiero teraz, gdy mógł już poluzować gorset nowych odwykowych nawyków. Odetchnął ciężko, nie kryjąc ulgi, nie przejmując się siedzącą naprzeciwko kobietą. Był tu, nie w barze. Kolejny Wielki Sukces, do obowiązkowego kajeciku. Niespiesznie nalał sobie pierwszą "turę"
do degustacji, mimowolnie rzucając okiem na tytuł czytanej przez nią książki. Cmoknął, ujmując w dwa palce łyżeczkę, przypatrując jej się z uwagą, jakby dopiero rozważał, czy zdecydować się na jakieś słodzidło, czy pozwolić podniebieniu zadecydować po pierwszym kontakcie z tym konkretnym bukietem.
– Ale żeby tak w dwudziestym pierwszym wieku przychodzić na spokojny wieczór do kawiarni z nazistą pod pachą? – burknął odkładając łyżeczkę i ujmując rozgrzaną filiżankę.
– Mam nadzieję, że nie przyzwyczaiła się pani za bardzo do głównego bohatera. Chociaż przyznam, że czułem ulgę kiedy zginął… nawet w tak idiotyczny sposób. – dodał na moment przed nabraniem pierwszego łyku.
Villemo Holmsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:44
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zanurzona w plastycznym świecie Hamsuna zdawała się nie zwracać uwagi na otaczający ją świat. W oparach białej herbaty, otulona cichą melodią skupiała się wyłącznie na kolejnych perypetiach głównego bohatera, dostrzegając wiarę autora w zaufanie do życia i istnienia. Mimo to wciąż pozostawała czujna, wyczulona na każdy szmer czy dźwięk nie pasujący do kawiarni, dający sygnał do ucieczki. Świadomość, że coraz więcej wyzwolonych pojawiało się w okolicy sprawiało, że skrywała się właśnie w takich miejscach jak to, uporczywie chowając aurę swojego dziedzictwa, nie chcąc narażać siebie i swojego istnienia. Czytając kolejne stronice odnajdywała siebie, rozumiejąc jak bardzo tytuł oddaje opowieść zawartą w każdym kolejnym słowie.
Powoli zapominała, że ma nieoczekiwanego towarzysza, który jak zadeklarował wcześniej nie miał zamiaru nawiązywać z nią relacji, za co była niebywale wdzięczna, a wdzięczność ową wyrażała nie zajmowaniu się jego osobą; pozwalając aby udał się na ścieżkę zadumy. Nieznaczny ruch gdy nalał herbaty, skrzypienie fotela gdy zmieniał pozycję nie były w stanie jej wybić, tak jak słowa, które uznał, że skieruje w jej kierunku.
Uniosła powoli stalowoszare spojrzenie na mężczyznę. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
-Dawno się tu zadomowił. - Odparła po chwili, uznając, że uraczy mężczyznę zdawkową odpowiedzią i wskazała na szereg regałów i półek pełnych najróżniejszych książek. Gdy jednak uznał, że zepsuje jej lekturę zamknęła książkę, wcześniej zaznaczając w odpowiednim miejscu tasiemką gdzie skończyła. Niespiesznie sięgnęła po swój czajnik i nalała naparu do filiżanki. -Warto znać wielu autorów. Grafomanię w wykonaniu Hitlera również przeczytałam.
Powoli zapominała, że ma nieoczekiwanego towarzysza, który jak zadeklarował wcześniej nie miał zamiaru nawiązywać z nią relacji, za co była niebywale wdzięczna, a wdzięczność ową wyrażała nie zajmowaniu się jego osobą; pozwalając aby udał się na ścieżkę zadumy. Nieznaczny ruch gdy nalał herbaty, skrzypienie fotela gdy zmieniał pozycję nie były w stanie jej wybić, tak jak słowa, które uznał, że skieruje w jej kierunku.
Uniosła powoli stalowoszare spojrzenie na mężczyznę. Przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
-Dawno się tu zadomowił. - Odparła po chwili, uznając, że uraczy mężczyznę zdawkową odpowiedzią i wskazała na szereg regałów i półek pełnych najróżniejszych książek. Gdy jednak uznał, że zepsuje jej lekturę zamknęła książkę, wcześniej zaznaczając w odpowiednim miejscu tasiemką gdzie skończyła. Niespiesznie sięgnęła po swój czajnik i nalała naparu do filiżanki. -Warto znać wielu autorów. Grafomanię w wykonaniu Hitlera również przeczytałam.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:44
Zmrużył oczy, ale na moment nie obdarzył zainteresowaniem książek stojących na półce. Coraz bardziej zakwitała w nim myśl, że trzeba podkupić to miejsce i zrobić z nim porządek.
– Oczywiście, masz rację, że warto ich znać. Czasami jednak nie warto tracić czasu. – odpowiedział niespiesznie, odkładając filiżankę na dedykowane jej biały spodek. Chyba wolałby, gdyby dostępny był też inny kolor. Biel za bardzo kojarzyła mu się z... ze szpitalem. A przecież miał odpoczywać i nie myśleć o niej. O pracy. Znów odetchnął ciężko, jak sklafciała opona, która co rusz wypuszczała kolejne porcje powietrza. W zmęczeniu własnym gumowatym istnieniem.
– Jeśli miałbym cokolwiek polecić, to może coś… świeższego, a nie odgrzewane hitlerowskie kotlety. – sięgnął do torby odłożonej niedbale u nóg wygodnego fotela. Zsunął skórzaną klapę i po chwili grzebania uśmiechnął się krzywo, gdy wyżłobione czasem opuszki natrafiły na to czego sobie życzył. Na stole pojawiła się książka nawet z odległości pachnąca świeżością Podróż zimowa – głosił angielski tytuł, choć nazwisko pisarza przywodziło na myśl cieplejsze szerokości geograficzne.
Samuel przysunął ją w kierunku kobiety, nieoczekiwanie uprzejmie odwracając ją tak, by nie musiała zapoznawać się z okładką do góry nogami.
– Intrygujące, wpadające w pamięć, choć… przez fakt, że jest to antologia opowiadań, przypomina raczej zbiór przelotnych romansów niż związek z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej na końcu nie czeka Cię rozczarowanie, nie ma przestrzeni, by nazbyt się zaangażować. – przez jego zobojętniałe na świat słowa przedzierała gorycz. – Jeśli już pani chce spędzić czas z lekturą, to niech to będzie coś dobrego. – dodał, zabierając rękę i powracając do wygodnickiej pozy. Czekał na odpowiedź i nie czekał jednocześnie, nie było w tym geście zobowiązania, o którym wspominał. Samo ich spotkanie nie złożyłoby się jeszcze na nowelkę, brakło w nim wciąż kierunku, może słów starczyłoby na fraszkę, a i ta ostatecznie potrzebowała dobrej pointy, by zapaść w pamięć.
– Oczywiście, masz rację, że warto ich znać. Czasami jednak nie warto tracić czasu. – odpowiedział niespiesznie, odkładając filiżankę na dedykowane jej biały spodek. Chyba wolałby, gdyby dostępny był też inny kolor. Biel za bardzo kojarzyła mu się z... ze szpitalem. A przecież miał odpoczywać i nie myśleć o niej. O pracy. Znów odetchnął ciężko, jak sklafciała opona, która co rusz wypuszczała kolejne porcje powietrza. W zmęczeniu własnym gumowatym istnieniem.
– Jeśli miałbym cokolwiek polecić, to może coś… świeższego, a nie odgrzewane hitlerowskie kotlety. – sięgnął do torby odłożonej niedbale u nóg wygodnego fotela. Zsunął skórzaną klapę i po chwili grzebania uśmiechnął się krzywo, gdy wyżłobione czasem opuszki natrafiły na to czego sobie życzył. Na stole pojawiła się książka nawet z odległości pachnąca świeżością Podróż zimowa – głosił angielski tytuł, choć nazwisko pisarza przywodziło na myśl cieplejsze szerokości geograficzne.
Samuel przysunął ją w kierunku kobiety, nieoczekiwanie uprzejmie odwracając ją tak, by nie musiała zapoznawać się z okładką do góry nogami.
– Intrygujące, wpadające w pamięć, choć… przez fakt, że jest to antologia opowiadań, przypomina raczej zbiór przelotnych romansów niż związek z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej na końcu nie czeka Cię rozczarowanie, nie ma przestrzeni, by nazbyt się zaangażować. – przez jego zobojętniałe na świat słowa przedzierała gorycz. – Jeśli już pani chce spędzić czas z lekturą, to niech to będzie coś dobrego. – dodał, zabierając rękę i powracając do wygodnickiej pozy. Czekał na odpowiedź i nie czekał jednocześnie, nie było w tym geście zobowiązania, o którym wspominał. Samo ich spotkanie nie złożyłoby się jeszcze na nowelkę, brakło w nim wciąż kierunku, może słów starczyłoby na fraszkę, a i ta ostatecznie potrzebowała dobrej pointy, by zapaść w pamięć.
Villemo Holmsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:44
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
-Teraz wydaje się to stratą czasu, kto wie czym będzie w przyszłości? - Odparła spokojnie powoli godząc się z tym, że jej cisza i spokój zostały bezpowrotnie zakłócone. Choć chciała się odciąć i nie zagłębiać dalej w rozmowę z mężczyzną też postanowił bardziej rozwinąć to niecodzienne spotkanie. Upiła łyk z filiżanki z książką zamknięta na kolanach czekając co też wyciągnie ze swojej torby rozmówca. Chwila przedłużała się, ale nie przeszkadzało jej to, w takich miejscach jak herbaciarnia czas miał się dłużyć, miał płynąć spokojnie i niespiesznie pozwalając aby przebywające tu osoby odpłynęły lub też zatrzymały się i na chwilę złapały oddech.
Nie pogardzała daną pozycją książkową tylko dlatego, że autor był hitlerowcem. Uznawała, że każda jest warta zapoznania się z nią, to czytelnik stwierdzał czy czas poświęcony na jej przeczytanie był zmarnowanym. Nie mniej z zaciekawieniem w szarym spojrzenie zerknęła na książkę, którą podsunął jej mężczyzna. -Skoro się nie angażuję jaka w tym przyjemność? - Zapytała zaskoczona tym co właśnie usłyszała. Zbiór opowiadań jej nie przeszkadzał, ale fakt, że towarzysz jednocześnie ją zachęcał i zniechęcał był dość intrygujący. Powoli sięgnęła po książkę ujmując ją w smukłe palce i przewertowała parę stronic namyślając się. Nie odmawiała książkom szansy aby się obroniły, by wciągnęły ją w swój świat nawet jeżeli polecający raczej zniechęcał do ich przeczytania. -Za parę dni będzie tu czekać do odebrania. - Odparła zamykając książkę cicho i odłożyła ją na blat stołu. Książki były jej ucieczką od codziennych problemów z jakimi się zmagała. Nie odmówiłaby sobie kolejnej podróży. Kolejny łyk kojącej herbaty, a w tle ciche rozmowy, nie taka jak ich, która niespiesznie się toczyła, niczym dym z fajki wodnej.
Nie pogardzała daną pozycją książkową tylko dlatego, że autor był hitlerowcem. Uznawała, że każda jest warta zapoznania się z nią, to czytelnik stwierdzał czy czas poświęcony na jej przeczytanie był zmarnowanym. Nie mniej z zaciekawieniem w szarym spojrzenie zerknęła na książkę, którą podsunął jej mężczyzna. -Skoro się nie angażuję jaka w tym przyjemność? - Zapytała zaskoczona tym co właśnie usłyszała. Zbiór opowiadań jej nie przeszkadzał, ale fakt, że towarzysz jednocześnie ją zachęcał i zniechęcał był dość intrygujący. Powoli sięgnęła po książkę ujmując ją w smukłe palce i przewertowała parę stronic namyślając się. Nie odmawiała książkom szansy aby się obroniły, by wciągnęły ją w swój świat nawet jeżeli polecający raczej zniechęcał do ich przeczytania. -Za parę dni będzie tu czekać do odebrania. - Odparła zamykając książkę cicho i odłożyła ją na blat stołu. Książki były jej ucieczką od codziennych problemów z jakimi się zmagała. Nie odmówiłaby sobie kolejnej podróży. Kolejny łyk kojącej herbaty, a w tle ciche rozmowy, nie taka jak ich, która niespiesznie się toczyła, niczym dym z fajki wodnej.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:45
– Mówię z perspektywy czasu właśnie, choć oczywiście, zdaję sobie sprawę z faktu, że przedstawiam Ci tylko swoją perspektywę. W końcu... z jakichś powodów Knut dostał tego nobla. – i szczerze Samuel nie miał pojęcia dlaczego, tak bardzo jego twórczość nie rezonowała z umysłem i duszą ambitnego psychiatry. Nawet teraz, gdy już nie był za grosz ambitny, skruszony przez życie i głęboko nieszczęśliwy. Dalej narracja Knuta była mu zbyt prostą, żeby nie powiedzieć prostacką.
Na jej pytanie zadrgał mu kącik ust, oczy utkwione były przez dłuższy moment w półprzezroczystej toni aromatycznego naparu.
– Może użyłem złego słowa. Angażujące inaczej niż powieść, czy saga. Krótkie, zwarte, przelotne, nie pozostawiają mimo wszystko objętnym. A jeśli nawet... jedno czy dwa nie przypadłyby Ci do gustu, nie jest to większym problemem, niż intelektualna orka powieści, finalizowanej w dodatku pompatyczną błazenadą. – nie chciał mówić o zamkniętej przed chwilą przez nią książce... a jednak mówił o niej mimowolnie wręcz, czując empirycznie gorycz w ustach, która towarzyszyła mu, gdy on sam przed laty zamknął trylogię. Rozumiał co autor miał na myśli, ani jednak zamysł, ani jego wykonanie zdecydowanie nie przypadło mu do gustu.
– Podróż zimowa jest też o tyle ciekawa, że Cabré prowadzi z czytelnikiem pewną grę. Różna stylistyka, różne tematyki... a jednak niczym w Kunst der Fuge można znaleźć, wychwycić nie tylko przewodnią nastrojowość tychże, ale też różne kontrapunkty stałe i zmienne pojawiające się i znikające w toku poszczególnych fug. Fraszka znaleźć wszystkie te powiązania, przyjemność dla umysłu otwartego na tego typu przyjemności. – rozgrzał znów na moment gardło rozmyślając o tym jak różne było to od rozmów, czy raczej wyrzucanych w swoją stronę bełkotliwych, zapijaczonych uwag w barach, w zapyziałych spelunach, do których wcześniej prowadziły go nogi.
Na jej pytanie zadrgał mu kącik ust, oczy utkwione były przez dłuższy moment w półprzezroczystej toni aromatycznego naparu.
– Może użyłem złego słowa. Angażujące inaczej niż powieść, czy saga. Krótkie, zwarte, przelotne, nie pozostawiają mimo wszystko objętnym. A jeśli nawet... jedno czy dwa nie przypadłyby Ci do gustu, nie jest to większym problemem, niż intelektualna orka powieści, finalizowanej w dodatku pompatyczną błazenadą. – nie chciał mówić o zamkniętej przed chwilą przez nią książce... a jednak mówił o niej mimowolnie wręcz, czując empirycznie gorycz w ustach, która towarzyszyła mu, gdy on sam przed laty zamknął trylogię. Rozumiał co autor miał na myśli, ani jednak zamysł, ani jego wykonanie zdecydowanie nie przypadło mu do gustu.
– Podróż zimowa jest też o tyle ciekawa, że Cabré prowadzi z czytelnikiem pewną grę. Różna stylistyka, różne tematyki... a jednak niczym w Kunst der Fuge można znaleźć, wychwycić nie tylko przewodnią nastrojowość tychże, ale też różne kontrapunkty stałe i zmienne pojawiające się i znikające w toku poszczególnych fug. Fraszka znaleźć wszystkie te powiązania, przyjemność dla umysłu otwartego na tego typu przyjemności. – rozgrzał znów na moment gardło rozmyślając o tym jak różne było to od rozmów, czy raczej wyrzucanych w swoją stronę bełkotliwych, zapijaczonych uwag w barach, w zapyziałych spelunach, do których wcześniej prowadziły go nogi.
Villemo Holmsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:45
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
-Nie jest powiedziane, że noblista trafi do każdego. - Uśmiechnęła się nieznacznie do mężczyzny wyczuwając, że ma wyraźną niechęć do Knuta i nie tylko ze względu na jego poglądy polityczne. Wydawało się, że ten dość ponury towarzysz wieczornej herbaty nie potrafił znaleźć wspólnego języka z autorem powieści. Choć rozmówca zdawał się być odpychający i być może nawet na takiego się kreował to zaintrygował osobę niksy, która przekrzywiła lekko głowę ku ramieniu. Przygaszone światła zadrżały na jasnych pasmach włosów, sprawiając, że mieniły się niczym czyste złoto.
Zaśmiała się cicho i dźwięcznie kiedy z ust mężczyzny wylewał się potok słów, bezlitosnych, smagających niczym bicz książkę, którą trzymała teraz na kolanach. Opuszkami palców czule jej dotknęła jakby chciała zapewnić stare stronice, że pod jej pieczą są bezpieczne.
-Być może razi to, że pomimo pewnych naiwności książka ta pokazuje prozę codziennego życia. Oddaje realia, nie jest ucieczką. Nie możemy powiedzieć, że uciekamy w świat wymyślony, bo takim nie jest. - Zagadnęła jeszcze próbując poznać genezę niechęci rozmówcy do powieści.
Sięgnęła znów po swoją filiżankę upijając łyk, ciesząc się ciszą jaka między nimi zapadła. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po gardle, rozgrzewało dłonie, koi zmęczoną duszę, dręczony umysł wieloma pytaniami i wyrzutami sumienia.
Wyczuła realną pasję i zainteresowanie Podróżą zimową. Książka ta wywoływała u rozmówcy zupełnie inne emocje niż poprzednia. Tak bardzo różne, które powodowały zmiany w mimice mężczyzny oraz w sposobie wypowiadania słów.
Był cieplejszy, bardziej przystępny i otwarty. Ciekawe jak bardzo temat rozmowy potrafi zmieniać człowieka i to w przeciągu paru minut. -Jestem zaintrygowana. - Przyznała otwarcie wiedząc, że na pewno sięgnie po rzeczoną pozycję i za parę dni galdr odnajdzie przy tym stoliku przeczytaną książkę. Zapewne z liścikiem od kobiety, która postanowi podzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami.
Zaśmiała się cicho i dźwięcznie kiedy z ust mężczyzny wylewał się potok słów, bezlitosnych, smagających niczym bicz książkę, którą trzymała teraz na kolanach. Opuszkami palców czule jej dotknęła jakby chciała zapewnić stare stronice, że pod jej pieczą są bezpieczne.
-Być może razi to, że pomimo pewnych naiwności książka ta pokazuje prozę codziennego życia. Oddaje realia, nie jest ucieczką. Nie możemy powiedzieć, że uciekamy w świat wymyślony, bo takim nie jest. - Zagadnęła jeszcze próbując poznać genezę niechęci rozmówcy do powieści.
Sięgnęła znów po swoją filiżankę upijając łyk, ciesząc się ciszą jaka między nimi zapadła. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po gardle, rozgrzewało dłonie, koi zmęczoną duszę, dręczony umysł wieloma pytaniami i wyrzutami sumienia.
Wyczuła realną pasję i zainteresowanie Podróżą zimową. Książka ta wywoływała u rozmówcy zupełnie inne emocje niż poprzednia. Tak bardzo różne, które powodowały zmiany w mimice mężczyzny oraz w sposobie wypowiadania słów.
Był cieplejszy, bardziej przystępny i otwarty. Ciekawe jak bardzo temat rozmowy potrafi zmieniać człowieka i to w przeciągu paru minut. -Jestem zaintrygowana. - Przyznała otwarcie wiedząc, że na pewno sięgnie po rzeczoną pozycję i za parę dni galdr odnajdzie przy tym stoliku przeczytaną książkę. Zapewne z liścikiem od kobiety, która postanowi podzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:49
Jego niewesoły uśmiech był raczej grymasem, poruszającym zmarszczki jak fale na zmąconej tafli jeziora. Asymetrycznie uniesione brwi, jakby go bardzo czymś rozbawiła, choć wciąż nie było w ekspresji gwałtowności i morskiego przypływu.
– Niejednokrotnie spotkałem się z tym że w świecie odrealnionym autor zdecydowanie lepiej uchwycił bolączki istnienia, tektonikę społeczeństwa, mechanizmy, które są naszą rzeczywistością, transponowane do innego świata, zakładające maskę tylko po to, by obnażyć naszą własną hipokryzję. A wtedy eskapizm staje się dużo boleśniejszym doświadczeniem, bowiem w metaforach po wielokroć łatwiej jest nam dotrzeć do sedna. Sedna nas, sedna przeżytych traum. Proza życia, zwłaszcza takiego życia, nie jest dla mnie interesującym zaproszeniem. To jak obserwacja mrówek, które nie mają świadomości, że istnieje coś nawet nie poza mrowiskiem, a poza terrarium stworzonym przez okładkę ujmującą w sobie treści. – odparł atak, choć była to potyczka niewymuszona, dwóch ślimaków, które nawet nie stykały się muszlami, ba, niezmiennie pozostawały w sporej od siebie odległości.
Odetchnął głębiej aromatem przestudzonej już nieco herbaty, czując w końcu nadchodzący zmierzch dnia, mimo że słońce dawno zaszło. Demony ucichły, koci śpiew odszedł w niepamięć, pozostawiając jego umysł przyjemnie ociężałym.
– Próbowała Pani tego kiedyś? Metaforą rozprawić się z uczuciem gniotącym żołądek? Albo takim, które wybudza ze snu i nie pozwala znów do świtu zasnąć? A może z gniewem tak potężnym, że zdolny był wypalić na cokolwiek by Pani spojrzała, a jednak trzeba go ukryć, w rozmowie z przełożonym, z rodziną, z pacjentem...? – nie patrzył już na nią, szarość oczu z otulajacą go melancholią. Odwrócił głowę i patrzył w szybę przy opuszczonym już stoliku, gdzie jeszcze przed chwilą szczebiotała para zakochanych. Kiedy wyszli? Nieistotne... Nie zauważył nawet momentu przejścia, gdy pytał ją, a potem płynnie zapytał siebie. Choć nie wypił ani grama alkoholu czuł coraz większy ciężar na barkach.
– Niejednokrotnie spotkałem się z tym że w świecie odrealnionym autor zdecydowanie lepiej uchwycił bolączki istnienia, tektonikę społeczeństwa, mechanizmy, które są naszą rzeczywistością, transponowane do innego świata, zakładające maskę tylko po to, by obnażyć naszą własną hipokryzję. A wtedy eskapizm staje się dużo boleśniejszym doświadczeniem, bowiem w metaforach po wielokroć łatwiej jest nam dotrzeć do sedna. Sedna nas, sedna przeżytych traum. Proza życia, zwłaszcza takiego życia, nie jest dla mnie interesującym zaproszeniem. To jak obserwacja mrówek, które nie mają świadomości, że istnieje coś nawet nie poza mrowiskiem, a poza terrarium stworzonym przez okładkę ujmującą w sobie treści. – odparł atak, choć była to potyczka niewymuszona, dwóch ślimaków, które nawet nie stykały się muszlami, ba, niezmiennie pozostawały w sporej od siebie odległości.
Odetchnął głębiej aromatem przestudzonej już nieco herbaty, czując w końcu nadchodzący zmierzch dnia, mimo że słońce dawno zaszło. Demony ucichły, koci śpiew odszedł w niepamięć, pozostawiając jego umysł przyjemnie ociężałym.
– Próbowała Pani tego kiedyś? Metaforą rozprawić się z uczuciem gniotącym żołądek? Albo takim, które wybudza ze snu i nie pozwala znów do świtu zasnąć? A może z gniewem tak potężnym, że zdolny był wypalić na cokolwiek by Pani spojrzała, a jednak trzeba go ukryć, w rozmowie z przełożonym, z rodziną, z pacjentem...? – nie patrzył już na nią, szarość oczu z otulajacą go melancholią. Odwrócił głowę i patrzył w szybę przy opuszczonym już stoliku, gdzie jeszcze przed chwilą szczebiotała para zakochanych. Kiedy wyszli? Nieistotne... Nie zauważył nawet momentu przejścia, gdy pytał ją, a potem płynnie zapytał siebie. Choć nie wypił ani grama alkoholu czuł coraz większy ciężar na barkach.
Villemo Holmsen
Re: 08.01.2001 – Herbaciarnia „Spokojny Wieczór” – V. Holmsen & Bezimienny: S. Myklebust Czw 23 Lis - 13:49
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Bawiąc się filiżanką na wpół wypitej herbaty słuchała słów rozmówcy, a na malinowych ustach cały czas gościł delikatny, lekko zadziorny uśmiech. Nie kpiła z niego a łowiła każde słowo i notowała dokładnie w pamięci.
-Należy wiedzieć jak operować metaforami. -Odparła, bo to nie była łatwa sztuka ani prosta. Wielu myślało, że wie jak to robić, ale mało kto potrafił. -Nie każdy też potrafi je odczytać.
Czasami metafora się nie sprawdzała, a ludzie potrzebowali czystego obrazu, wręcz odbicia aby dostrzec okrutną prawdę przed którą ciężko było uciec. Nie mogła się nie zgodzić z ogólnym stwierdzeniem jakie zostało przed nią postawione. Ukazanie w innym świecie naszych własnych wad bardzo bolało i mocno obrazowało aktualną sytuację w realiach w jakich żyli.
-Każdego dnia. -Odpowiedziała, a w szarym spojrzeniu czaił się cień smutku, podszytego goryczą z którą niksa mierzyła się od kiedy tylko pamiętała. -Moim językiem jest bardziej muzyka i obraz jaki nią przekazuję. - Dodała jeszcze dopijając do końca swoją herbatę. Noc była głęboka, ale powinna już wracać, nie mogła sobie pozwolić na to aby siedzieć aż do świtu choć chętnie by się wtuliła w oparcie fotela i pozostała w nim do pierwszych promieni słonecznych.
Cienkie nici aury otuliły mężczyznę, jakby chciała go pocieszyć, dać wytchnienie zmęczonemu umysłowi. Szarość spojrzenia przez chwilę mieniła się srebrem gdy wstawała ze swojego miejsca zabierając po drodze podarowaną książkę.
-Dziękuję. - Powiedziała miękkim i aksamitnym głosem, który koił i pieścił uszy. Posyłając rozmówcy ostatnie spojrzenie zawinęła nitki aury by wyjść przed herbaciarnię znikając w ciemnościach otaczających okolicę.
Villemo i Bezimienny z tematu
-Należy wiedzieć jak operować metaforami. -Odparła, bo to nie była łatwa sztuka ani prosta. Wielu myślało, że wie jak to robić, ale mało kto potrafił. -Nie każdy też potrafi je odczytać.
Czasami metafora się nie sprawdzała, a ludzie potrzebowali czystego obrazu, wręcz odbicia aby dostrzec okrutną prawdę przed którą ciężko było uciec. Nie mogła się nie zgodzić z ogólnym stwierdzeniem jakie zostało przed nią postawione. Ukazanie w innym świecie naszych własnych wad bardzo bolało i mocno obrazowało aktualną sytuację w realiach w jakich żyli.
-Każdego dnia. -Odpowiedziała, a w szarym spojrzeniu czaił się cień smutku, podszytego goryczą z którą niksa mierzyła się od kiedy tylko pamiętała. -Moim językiem jest bardziej muzyka i obraz jaki nią przekazuję. - Dodała jeszcze dopijając do końca swoją herbatę. Noc była głęboka, ale powinna już wracać, nie mogła sobie pozwolić na to aby siedzieć aż do świtu choć chętnie by się wtuliła w oparcie fotela i pozostała w nim do pierwszych promieni słonecznych.
Cienkie nici aury otuliły mężczyznę, jakby chciała go pocieszyć, dać wytchnienie zmęczonemu umysłowi. Szarość spojrzenia przez chwilę mieniła się srebrem gdy wstawała ze swojego miejsca zabierając po drodze podarowaną książkę.
-Dziękuję. - Powiedziała miękkim i aksamitnym głosem, który koił i pieścił uszy. Posyłając rozmówcy ostatnie spojrzenie zawinęła nitki aury by wyjść przed herbaciarnię znikając w ciemnościach otaczających okolicę.
Villemo i Bezimienny z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach