:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg
2 posters
Bezimienny
18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 12:59
14.12.2020
Ktoś ją obserwował.
Czuła na sobie niechciane spojrzenie gdy przemykała plątaniną niesławnych uliczek, słyszała ciche skomlenie dobiegające z niemożliwego do zlokalizowania punktu, kiedy odkładała zwinięty w gazetę zaklęty pakunek w umówionym z klientem miejscu. Pozornie przywykła do obecności dusz, wiecznego towarzystwa czegoś lub kogoś niestrudzenie pchającego ją w macki obłędu. Z biegiem lat posiadła umiejętność przystosowywania się, pewnego rodzaju zobojętnienia i apatii względem spraw, które za dziecka wzbudzały w niej strach. Na tyle o ile było możliwe, skrywając się za maską beznamiętnej obojętności ignorowała lamenty, dokładnie dzieląc otoczenie na rzeczywistość oraz to, co poza nią wykraczało. Mimo wszystko dusze lgnęły do niej jakby była lepem, w dalszym ciągu wzbudzając nieprzyjemne uczucie w dole żołądka; na przestrzeni ostatnich dni w jej głowie zrobiło się wyjątkowo tłoczno, tak jakby okoliczne byty wyczuwały, że znajduje się niebezpiecznie blisko krawędzi, stawiając sobie za punkt honoru zrzucenie jej z tego przeklętego urwiska świadomości.
Skręciwszy w pierwszą lepszą alejkę, zaciskała ręce w pięści, wżynając paznokcie do gładkiej powierzchni skóry, licząc, że subtelne ukłucie bólu wyciągnie ją z objęć chwilowej paranoi. Planowała zbłądzić w jakimś barze - alkoholowe upojenie, choć na chwilę przynosiło ulgę - jednak zdezorientowana gubiła się między kolejnymi rzędami kamienic, zupełnie tracąc orientację. Dotarłszy na koniec jakiejś ślepej uliczki, cierpliwość Irene się wyczerpała.
- Spierdalaj. - Zatrzymała się, strzępiąc język w złudnym przekonaniu, że słowa cokolwiek zdziałają. Jednakże ku zaskoczeniu, koncert z zaświatów posłusznie się urwał, głos zamilkł pozostawiając ją w towarzystwie odgłosów nocy, przytłumionych dźwięków dobiegających z sąsiednich uliczek oraz stukotu czyiś butów echem odbijanych od struktury starych budynków. Rozproszona przez nachalną zjawę nie zorientowała się, że ktoś podąża jej śladem; ktoś żywy i namacalny, co dało się wywnioskować po pulchnej dłoni, która spoczęła na ramieniu Engberg. Nie duch, tylko mężczyzna z krwi i kości, szorstkim głosem żądał oddania portfela. Strząsnęła obcą rękę, gwałtownie się obracając. Przywitał ją widok dwóch rosłych mężczyzn, ucieleśnień wszystkich ponurych historii odnośnie opryszków gnieżdżących się w podobnych zaułkach.
Uciekając przed zmarłymi zapomniała, że to żywych należało się obawiać.
Nowi koledzy Irene wyglądali na dość młodych, najwyraźniej niedoświadczonych skoro obrali sobie za cel akurat ją. Nie znaczyło to bynajmniej, że sytuacja rysowała się jakkolwiek lepiej; być może w innych okolicznościach pochopny wniosek, że w jej portfelu znajduje się coś więcej niż wyjąca pustka byłby całkiem śmieszny, teraz natomiast niekoniecznie postrzegała całe zajście w kategoriach zabawnych. Wyjście z sytuacji na pozór wydawało się proste, inkantacja niemal sama cisnęła się na usta, kusząc wiecznie wygłodniałą dziurę wydrążoną przez zakazaną magię. A jednak stała z ustami ściśniętymi w cienką linię, walcząc z narastającymi wątpliwościami. Pieczęć wydawała się piec, przypominając o swoim istnieniu i konsekwencjach pochopnych decyzji.
Villemo Holmsen
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:00
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Nie powinno jej tu być, a jednak była. Nie miała w zwyczaju ryzykować głupio swoim życiem, a w takiej dzielnicy jak ta łatwo było o guza; zdecydowała się bo miała ważny powód. Jeden z klientów wspomniał, że w tej właśnie okolicy mieszka zdolny artysta malarz. Nie posiada odpowiednich studiów, ale został obdarzony niezwykłym talentem. Skuszona wizją znalezienia osoby, którą można wypromować w galerii kusiła zbyt mocno. Olaf nie chełpił się tym, ale wspierał zdolnych artystów; inni jednak woleli widzieć w nim potwora. Uznała wobec tego, że sama sprawdzi rzeczonego artystę i kiedy upewni się, że warto w niego inwestować pójdzie do Olafa z propozycją.
Chwilę zajęło dotarcie jej do prowizorycznej pracowni, niestety wszelka nadzieja prysła bardzo szybko. Rzeczony artysta był pijakiem i ćpunem, i nawet nie to było problemem, ale fakt, że był zniszczony przez swoje nałogi. Zobaczyła chodzące kości obleczone skórą, a z głębokich oczodołów patrzyły na nią puste oczy. Kościste ręce zaś wyciągnęły się w jej stronę oczekując uciech i pysznej zabawy w krągłościach niksy, która nie miała zamiaru tak spędzać tego wieczora. Posłała w stronę mężczyzny parę obelg i wyrwała się z niechcianych objęć. Mężczyzna był zbyt słaby aby zareagować, zaśmiał się jedynie, a dźwięk ten był przeraźliwy i oznajmił, że on i tak już umiera. Po czym zatrzasnął jej drzwi na nosie. Rozżalona i nie ukrywając, lekko poirytowana wyszła na zewnątrz, gdzie ulica przywitała ją zimna, przenikliwa i nieprzyjmena. Otuliła się szczelniej szalikiem i ruszyła w dół, by wyjść na bezpieczniejsze dzielnice Midgardu. Nie rozglądała się na boki, nie reagowała na zaczepki i gwizdanie, przeklinała jedynie własną głupotę. Posłuchała zrywu serca, posłucha nadziei jak w niej grała, odwagi której nie powinna dopuszczać do głosu. Marzyła teraz o własnym mieszkaniu, puszczeniu z gramofonu płyty z koncertami klasyków i lampce wina, która będzie jej towarzyszyć przy kominku z trzaskającym wesoło ogniem. Nagle poczuła mrowienie na karku i odwróciła się gwałtownie, ale nikogo za sobą nie zobaczyła. Nie mogła tego ignorować, coś było nie tak. Wtem usłyszała w jednym zaułku głosy; dwóch mężczyzn. Powinna zawrócić, powinna iść dalej w dół, ale coś ją powstrzymywało. Zajrzała w ślepą uliczkę by dostrzec scenę, jakże typową dla tego miejsca.
-Zgubiliście się panowie? - Zapytała miękkim i lekko zachrypniętym głosem, który tak bardzo działał na wielu mężczyzn. Odsłoniła twarz i jasną szyję poluźniając szalik. Oparła się biodrem o ścianę zaułka i przechyliła lekko głowę na bok. -Myślałam, że szliście do mnie. - Posłała jednemu z mężczyzn uwodzicielskie spojrzenie, które trwało dosłownie parę sekund nim szare tęczówki przeniosły się na drugiego napastnika. -Tacy mężczyźni jak wy… och ileż bym miała zabawy z wami. - Postąpiła parę kroków do przodu i wydęła lekko usta pokazując jak bardzo ją pociąga wizja, którą właśnie przed nimi tworzyła, a magia krwi wibrowała, zmuszając ich aby patrzyli tylko na nią. -Zatańczymy? - Otuliła ich zapachem paczuli, którym pachniały jej włosy oraz szalik.
Chwilę zajęło dotarcie jej do prowizorycznej pracowni, niestety wszelka nadzieja prysła bardzo szybko. Rzeczony artysta był pijakiem i ćpunem, i nawet nie to było problemem, ale fakt, że był zniszczony przez swoje nałogi. Zobaczyła chodzące kości obleczone skórą, a z głębokich oczodołów patrzyły na nią puste oczy. Kościste ręce zaś wyciągnęły się w jej stronę oczekując uciech i pysznej zabawy w krągłościach niksy, która nie miała zamiaru tak spędzać tego wieczora. Posłała w stronę mężczyzny parę obelg i wyrwała się z niechcianych objęć. Mężczyzna był zbyt słaby aby zareagować, zaśmiał się jedynie, a dźwięk ten był przeraźliwy i oznajmił, że on i tak już umiera. Po czym zatrzasnął jej drzwi na nosie. Rozżalona i nie ukrywając, lekko poirytowana wyszła na zewnątrz, gdzie ulica przywitała ją zimna, przenikliwa i nieprzyjmena. Otuliła się szczelniej szalikiem i ruszyła w dół, by wyjść na bezpieczniejsze dzielnice Midgardu. Nie rozglądała się na boki, nie reagowała na zaczepki i gwizdanie, przeklinała jedynie własną głupotę. Posłuchała zrywu serca, posłucha nadziei jak w niej grała, odwagi której nie powinna dopuszczać do głosu. Marzyła teraz o własnym mieszkaniu, puszczeniu z gramofonu płyty z koncertami klasyków i lampce wina, która będzie jej towarzyszyć przy kominku z trzaskającym wesoło ogniem. Nagle poczuła mrowienie na karku i odwróciła się gwałtownie, ale nikogo za sobą nie zobaczyła. Nie mogła tego ignorować, coś było nie tak. Wtem usłyszała w jednym zaułku głosy; dwóch mężczyzn. Powinna zawrócić, powinna iść dalej w dół, ale coś ją powstrzymywało. Zajrzała w ślepą uliczkę by dostrzec scenę, jakże typową dla tego miejsca.
-Zgubiliście się panowie? - Zapytała miękkim i lekko zachrypniętym głosem, który tak bardzo działał na wielu mężczyzn. Odsłoniła twarz i jasną szyję poluźniając szalik. Oparła się biodrem o ścianę zaułka i przechyliła lekko głowę na bok. -Myślałam, że szliście do mnie. - Posłała jednemu z mężczyzn uwodzicielskie spojrzenie, które trwało dosłownie parę sekund nim szare tęczówki przeniosły się na drugiego napastnika. -Tacy mężczyźni jak wy… och ileż bym miała zabawy z wami. - Postąpiła parę kroków do przodu i wydęła lekko usta pokazując jak bardzo ją pociąga wizja, którą właśnie przed nimi tworzyła, a magia krwi wibrowała, zmuszając ich aby patrzyli tylko na nią. -Zatańczymy? - Otuliła ich zapachem paczuli, którym pachniały jej włosy oraz szalik.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:00
W Przesmyku podobne sprawy załatwiało się inaczej. W ciasnych uliczkach pozbawionych krzty dobroci ni łaski, takie ekscesy kończyły się szybciej i brutalniej, a każde równie idiotyczne zajście mogło dołożyć kolejną cegiełkę do targających Midgardem tragedii. Tam skrupuły były obarczone kosztem życia, każde zawahanie miało swoją cenę, a przynajmniej ostatnie lata utwierdziły ją w takowym przekonaniu. Irene nie była mordercą, nie szukała pretekstu, by splamić ręce czyjąś krwią, ani udowodnić, że zgnilizna krążąca w żyłach zawładnęła nią do dojmującego stopnia, a prewencyjne wrzucanie ślepców do tego samego wora miało faktyczne uzasadnienie. Nie była taka, nie chciała taka być. Nie zamierzała dawać światu kolejnych powodów do utwierdzenia w błędnych uprzedzeniach. Mogła się obronić, wywołać w opryszkach omamy, połamać żebra, wykręcić ręce czekając, aż sami zaczną się kajać, pomyślą dwa razy, zanim spróbują najść kolejną wątłą dziewczynę. W tej sytuacji, w tym miejscu powściągliwość była jednak rozsądna, potrzebna. Do tej samej rzeki nie wchodziło się dwa razy, a z popełnionych błędów należało wynosić odpowiednie lekcje. Być może czyniło to z niej zwykłego tchórza, ale zdusiła w sobie chęć ucieczki do ostatniej linii obrony, sięgając za poły płaszcza, aby oddać ten nieszczęsny portfel i obserwować jak na parszywych twarzach maluje się rozczarowanie, gdy złodzieje witają się z jego nędzną zawartością.
Wtedy odezwał się ktoś jeszcze. Jej wzrok powędrował wraz z głowami mężczyzn w miejsce gdzie stanęła drobna kobieta. Początkowe zdziwienie na twarzy Engberg zmył cień uśmiechu, być może i wdzięczności zarówno do wybawczyni, jak i cholernych tkaczek losu, które choć raz zdecydowały się wyciągnąć pomocną dłoń. Cicho parsknęła widząc jak dwójka delikwentów obdarza blondynkę rozmarzonymi spojrzeniami, jakby ta swoim widokiem zupełnie pozbawiła ich resztek rozumu. Cała scena na nowo rozpaliła w Irene płomyk odwagi, godna podziwu pewność siebie kobiety naprzeciwko zmobilizowała do znalezienia odpowiedniego rozwiązania - w miarę możliwości legalnego.
- Spýja - wydobyło się z jej ust, zielone oczy zaszły mgłą, żyły pod fakturą skóry zapulsowały czernią. Zaklęcie pozostawiło po sobie niesatysfakcjonujący posmak, ale celnie trafiło w większego faceta, a ten zatoczył się lekko targany zawrotami głowy i napływem nudności. - Obawiam się, że kolega chyba źle się poczuł. - Rzuciła przelotne spojrzenie blondynce upewniając się, czy przypadkiem nie zmieniła zdania odnośnie do akcji ratunkowej po dostrzeżeniu dość oczywistych objawów zaślepienia. Poklepała ofiarę czaru po plecach, wkładając w to całą siłę, jaką posiadała, z satysfakcją przyglądając się jak mężczyzna chwieje się, niemal tracąc grunt pod nogami. Nie zamierzała uciekać, chciała ich zmusić by sami wzięli nogi za pas, zawijając tyłki gdzie pieprz rośnie.
Wtedy odezwał się ktoś jeszcze. Jej wzrok powędrował wraz z głowami mężczyzn w miejsce gdzie stanęła drobna kobieta. Początkowe zdziwienie na twarzy Engberg zmył cień uśmiechu, być może i wdzięczności zarówno do wybawczyni, jak i cholernych tkaczek losu, które choć raz zdecydowały się wyciągnąć pomocną dłoń. Cicho parsknęła widząc jak dwójka delikwentów obdarza blondynkę rozmarzonymi spojrzeniami, jakby ta swoim widokiem zupełnie pozbawiła ich resztek rozumu. Cała scena na nowo rozpaliła w Irene płomyk odwagi, godna podziwu pewność siebie kobiety naprzeciwko zmobilizowała do znalezienia odpowiedniego rozwiązania - w miarę możliwości legalnego.
- Spýja - wydobyło się z jej ust, zielone oczy zaszły mgłą, żyły pod fakturą skóry zapulsowały czernią. Zaklęcie pozostawiło po sobie niesatysfakcjonujący posmak, ale celnie trafiło w większego faceta, a ten zatoczył się lekko targany zawrotami głowy i napływem nudności. - Obawiam się, że kolega chyba źle się poczuł. - Rzuciła przelotne spojrzenie blondynce upewniając się, czy przypadkiem nie zmieniła zdania odnośnie do akcji ratunkowej po dostrzeżeniu dość oczywistych objawów zaślepienia. Poklepała ofiarę czaru po plecach, wkładając w to całą siłę, jaką posiadała, z satysfakcją przyglądając się jak mężczyzna chwieje się, niemal tracąc grunt pod nogami. Nie zamierzała uciekać, chciała ich zmusić by sami wzięli nogi za pas, zawijając tyłki gdzie pieprz rośnie.
Villemo Holmsen
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:00
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Te spojrzenia, tak dobrze jej znane, pełne pożądania spoczęły na jej osobie. Wiedziała, że ma ich już w częściowej mocy, należało bardziej podkręcić atmosferę. Obrzuciła zalotnym spojrzeniem to jednego to drugiego, od niechcenia odrzuciła parę blond kosmyków do tyłu. Każdy ruch zdawał się być niedbały a był świetnie przemyślany i wykalkulowany w sytuacjach takich jak ta. Jej ofiary porzuciły swoją, którą zdybały w zaułku skupiając się tylko na niej, a ona zaś postąpiła kolejnych parę kroków w ich stronę.
-Musicie jednak mi wybaczyć, ponieważ dwóm tak silnym mężczyznom nie dam rady na raz. - Odezwała się miękko, a jeden z nich złapał ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie okazując tym samym dominację i siłę.
-Sama zaczęłaś złotko, to teraz ty m u s i s z dać radę. - Powiedział chłodno pożerając ją wzrokiem. W swojej wyobraźni już widział ją nagą. Oparła smukłe dłonie na jego klatce piersiowej i zamruczała cicho niczym kotka, która przeciąga się na rozgrzanym dachu, a przecież było lodowato wokół nich. Magia krwi jednak wibrowała w powietrzu nakazując ignorować ziąb i nieprzyjemną aurę. Liczyła się tylko srebrnooka kobieta, która chciała sprzedać im swoje wdzięki. Nie pasowała tutaj, była za ładna, zbyt miło pachniała i miała na sobie dobre ubrania, ale skoro sama pchała im się w ręce, nie mieli zamiaru odmawiać. To ich zgubiło, bo ich ofiara, którą zignorowali zaczęła działać. Villemo miała nadzieję, że kobieta ucieknie ale nie zacznie krzyczeć, że demon się pojawił, bo wtedy głęboko pożałuje, że nie skorzystała z danej jej szansy. Nie zawiodła się. Jeden z mężczyzn zaczął się słaniać na nogach, tracić równowagę, a kobieta o ciemniejszych od niej włosach postanowiła również rozprawić się z napastnikami. Nie umknęło niksie, że sięgnęła po magię, która była uważana za zbrukaną, ale nie to teraz było ważne. Ten, który ją trzymał w stalowym uścisku obejrzał się na kolegę.
-Ingvar, co ci stary?- Zapytał choć nie połączył od razu osłabienia z działaniem magii. Aura niksy wyłączyła wszelkie sygnały ostrzegawcze. -Wymiękasz? To ta panna jest cała dla mnie.
Villemo palcem dotknęła jego policzka i opuszkiem przejechała po nim oraz zgięciu szyi. Poczuła jak uścisk się wzmacnia, jak jej ofiarę ogarnia pożądanie domagające się natychmiastowego spełnienia. -Gdzie pójdziemy ślicznotko?
-Och, sama nie wiem. - Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs kokietując swoją, niczego nieświadomą ofiarę. Kątem oka dostrzegła jak drugi z napastników upada na kolana powalony magią niespodziewanej sojuszniczki więc uznała, że koniec przedstawienia. -Sądzę jednak, że nie dasz mi rady.
Słowa te zaskoczyły go podobnie jak cios, który posłała mu w krocze unosząc z impetem do góry nogę. Kolano trafiło we wrażliwy punkt, a mężczyzna złapał się gwałtownie za obolałe miejsce zginając się w pół.
-Ty stara dziwko… - Sapnął starając się jedną dłonią ją złapać, ale odskoczyła gwałtownie, a z jej twarzy zniknął zmysłowy uśmiech, pojawił się zaś zimny i pełen okrucieństwa zdradzający jej pochodzenie. Przerażenie połączone ze świadomością odmalowało się na twarzy mężczyzny.
-Dziwko jeszcze rozumiem, ale dlaczego stara? - Zapytała głosem słodkim, ale przesiąkniętym nienawiścią. Podniosła szare spojrzenie na Irene. -Chcesz się jeszcze jakoś im odwdzięczyć?
-Musicie jednak mi wybaczyć, ponieważ dwóm tak silnym mężczyznom nie dam rady na raz. - Odezwała się miękko, a jeden z nich złapał ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie okazując tym samym dominację i siłę.
-Sama zaczęłaś złotko, to teraz ty m u s i s z dać radę. - Powiedział chłodno pożerając ją wzrokiem. W swojej wyobraźni już widział ją nagą. Oparła smukłe dłonie na jego klatce piersiowej i zamruczała cicho niczym kotka, która przeciąga się na rozgrzanym dachu, a przecież było lodowato wokół nich. Magia krwi jednak wibrowała w powietrzu nakazując ignorować ziąb i nieprzyjemną aurę. Liczyła się tylko srebrnooka kobieta, która chciała sprzedać im swoje wdzięki. Nie pasowała tutaj, była za ładna, zbyt miło pachniała i miała na sobie dobre ubrania, ale skoro sama pchała im się w ręce, nie mieli zamiaru odmawiać. To ich zgubiło, bo ich ofiara, którą zignorowali zaczęła działać. Villemo miała nadzieję, że kobieta ucieknie ale nie zacznie krzyczeć, że demon się pojawił, bo wtedy głęboko pożałuje, że nie skorzystała z danej jej szansy. Nie zawiodła się. Jeden z mężczyzn zaczął się słaniać na nogach, tracić równowagę, a kobieta o ciemniejszych od niej włosach postanowiła również rozprawić się z napastnikami. Nie umknęło niksie, że sięgnęła po magię, która była uważana za zbrukaną, ale nie to teraz było ważne. Ten, który ją trzymał w stalowym uścisku obejrzał się na kolegę.
-Ingvar, co ci stary?- Zapytał choć nie połączył od razu osłabienia z działaniem magii. Aura niksy wyłączyła wszelkie sygnały ostrzegawcze. -Wymiękasz? To ta panna jest cała dla mnie.
Villemo palcem dotknęła jego policzka i opuszkiem przejechała po nim oraz zgięciu szyi. Poczuła jak uścisk się wzmacnia, jak jej ofiarę ogarnia pożądanie domagające się natychmiastowego spełnienia. -Gdzie pójdziemy ślicznotko?
-Och, sama nie wiem. - Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs kokietując swoją, niczego nieświadomą ofiarę. Kątem oka dostrzegła jak drugi z napastników upada na kolana powalony magią niespodziewanej sojuszniczki więc uznała, że koniec przedstawienia. -Sądzę jednak, że nie dasz mi rady.
Słowa te zaskoczyły go podobnie jak cios, który posłała mu w krocze unosząc z impetem do góry nogę. Kolano trafiło we wrażliwy punkt, a mężczyzna złapał się gwałtownie za obolałe miejsce zginając się w pół.
-Ty stara dziwko… - Sapnął starając się jedną dłonią ją złapać, ale odskoczyła gwałtownie, a z jej twarzy zniknął zmysłowy uśmiech, pojawił się zaś zimny i pełen okrucieństwa zdradzający jej pochodzenie. Przerażenie połączone ze świadomością odmalowało się na twarzy mężczyzny.
-Dziwko jeszcze rozumiem, ale dlaczego stara? - Zapytała głosem słodkim, ale przesiąkniętym nienawiścią. Podniosła szare spojrzenie na Irene. -Chcesz się jeszcze jakoś im odwdzięczyć?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:01
Z repulsją przyglądała się wyciągniętym na powierzchnię prymitywnym instynktom. Nawet pomimo tego, że nieznajoma kobieta wydawała się mieć całą sytuację pod kontrolą fundując opryszkom błyskawiczny mat w kilku ruchach, to jakaś niepokojąca myśl czaiła się gdzieś pod pozornie rozbawionym obliczem Irene. Uformowała kolejny wyrzut ociężale toczący się w stronę świata, którego roztrząsanie należało jednak zostawić na później. Odsunęła od siebie ten wzbierający wstręt do dwójki niedoszłych złodziejaszków, pragnąc skończyć tę godną pożałowania sztukę rozgrywającą się przed nią, zanim na dobre zdążyła się rozpocząć.
Magia, nieco inna od jej własnej roztoczyła się nad nierównym grzbietem bruku, wabiąc jednego z mężczyzn w objęcia Villemo, uwalniając kolejne zwierzęce odruchy, aż wreszcie ujrzał on prawdziwe oblicze skryte pod fasadą pięknego lica. Niksa. Demon, jak powiedziałoby wielu, choć obserwowała jej poczynania bardziej z zaciekawieniem niżeli ze strachem lub obrzydzeniem. Wątpiła, by kiedykolwiek potrafiła spojrzeć na kogokolwiek obdarzonego brzemieniem, na które nie miał wpływu ze wzgardą tylko ze względu na płynącą w jego żyłach krew, ocenić na podstawie prostodusznych uprzedzeń i naleciałości utkanych mitów. Nie, nie zamierzała nigdzie uciekać. Poza tym najwyraźniej działało to i w drugą stronę, skoro zakryte mlecznym kożuchem oczy, nie zmusiły kobiety do wycofania się.
Chcesz się jeszcze jakoś im odwdzięczyć?
Chciała. Chciała zrobić wiele rzeczy, wyrwać im z ust soczyste przeprosiny, sprawić, że zapamiętają tę noc na długie lata. Zemścić się za niewykonane zbrodnie i słowa ociekające brudną perwersją, za ułomne przeświadczenie, że są bezkarni. Chciała, acz nadal trzymana w ryzach przez kuriozalny wręcz napływ moralności, nie ucieleśniła żadnej z malowanych wizji. Ze szczerą nadzieją, że w przyszłości nie oberwie od tej decyzji rykoszetem, podeszła do rozbrojonego przez Villemo opryszka, kładąc mu rękę na barku. Drugi jegomość za sprawką czaru Irene powalony własnym ciężarem na kolana zerknął na nią nieco zdezorientowanym wzrokiem, prawdopodobnie wciąż nie do końca rozumiejąc co się stało. Wyglądało na to, że oboje nie mieli dziś szczęścia do kobiet.
- Zabieraj szanownego Ingvara i zawijajcie się stąd, dopóki macie sprawną parę członków - wyszeptała mu do ucha, butnie się nad nim nachyliwszy. Wymamrotał jakąś pozbawioną uprzejmości wiązankę i splunął tuż pod jej buty. Wyraźnie widziała całą furię i wstręt malujący się w jego oczach, zupełnie jakby odbijał jej własne emocje. Ostrzegawczy błysk, zwiastun następnego posunięcia zagościł w jego spojrzeniu, przepowiadając ruch pulchnej dłoni usiłującej pochwycić klapę przydużego płaszcza Engberg. Naśladując wcześniejszy ruch Villemo, w porę odskoczyła do tyłu, unikając schwytania. Nie ruszył za nią, nadal obolały machnął ręką na ostatnią próbę odzyskania kontroli, poddał się, ograniczając do barwnej wiązanki wymemłanej pod nosem i chwyceniem drugiego towarzysza za bark. Wycofali się, odchodząc w rząd uliczek, z oddali rzucając zniekształconą groźbę, coś o tym, że jeszcze się z nimi policzą. Irene odprowadziła ich wzrokiem, a gdy z ulgą oceniła, że raczej nie zamierzają wracać na dogrywkę, odwróciła się w stronę niksy.
- Przyznaję, potrafisz robić wrażenie. - Uśmiechnęła się lekko, przeczesując palcami skłębione grudniowym wiatrem włosy i poświęcając nieco czasu by przyjrzeć się wybawczyni. Zdawała się zupełnym przeciwieństwem chaotycznej, wiecznie rozchełstanej nieładem Irene, ucieleśnieniem charyzmy i piękna, do którego dążyło tak wiele kobiet. - Jestem twoją dłużniczką - powiedziała, po czym kiwnęła lekko głową w niemym podziękowaniu.
Magia, nieco inna od jej własnej roztoczyła się nad nierównym grzbietem bruku, wabiąc jednego z mężczyzn w objęcia Villemo, uwalniając kolejne zwierzęce odruchy, aż wreszcie ujrzał on prawdziwe oblicze skryte pod fasadą pięknego lica. Niksa. Demon, jak powiedziałoby wielu, choć obserwowała jej poczynania bardziej z zaciekawieniem niżeli ze strachem lub obrzydzeniem. Wątpiła, by kiedykolwiek potrafiła spojrzeć na kogokolwiek obdarzonego brzemieniem, na które nie miał wpływu ze wzgardą tylko ze względu na płynącą w jego żyłach krew, ocenić na podstawie prostodusznych uprzedzeń i naleciałości utkanych mitów. Nie, nie zamierzała nigdzie uciekać. Poza tym najwyraźniej działało to i w drugą stronę, skoro zakryte mlecznym kożuchem oczy, nie zmusiły kobiety do wycofania się.
Chcesz się jeszcze jakoś im odwdzięczyć?
Chciała. Chciała zrobić wiele rzeczy, wyrwać im z ust soczyste przeprosiny, sprawić, że zapamiętają tę noc na długie lata. Zemścić się za niewykonane zbrodnie i słowa ociekające brudną perwersją, za ułomne przeświadczenie, że są bezkarni. Chciała, acz nadal trzymana w ryzach przez kuriozalny wręcz napływ moralności, nie ucieleśniła żadnej z malowanych wizji. Ze szczerą nadzieją, że w przyszłości nie oberwie od tej decyzji rykoszetem, podeszła do rozbrojonego przez Villemo opryszka, kładąc mu rękę na barku. Drugi jegomość za sprawką czaru Irene powalony własnym ciężarem na kolana zerknął na nią nieco zdezorientowanym wzrokiem, prawdopodobnie wciąż nie do końca rozumiejąc co się stało. Wyglądało na to, że oboje nie mieli dziś szczęścia do kobiet.
- Zabieraj szanownego Ingvara i zawijajcie się stąd, dopóki macie sprawną parę członków - wyszeptała mu do ucha, butnie się nad nim nachyliwszy. Wymamrotał jakąś pozbawioną uprzejmości wiązankę i splunął tuż pod jej buty. Wyraźnie widziała całą furię i wstręt malujący się w jego oczach, zupełnie jakby odbijał jej własne emocje. Ostrzegawczy błysk, zwiastun następnego posunięcia zagościł w jego spojrzeniu, przepowiadając ruch pulchnej dłoni usiłującej pochwycić klapę przydużego płaszcza Engberg. Naśladując wcześniejszy ruch Villemo, w porę odskoczyła do tyłu, unikając schwytania. Nie ruszył za nią, nadal obolały machnął ręką na ostatnią próbę odzyskania kontroli, poddał się, ograniczając do barwnej wiązanki wymemłanej pod nosem i chwyceniem drugiego towarzysza za bark. Wycofali się, odchodząc w rząd uliczek, z oddali rzucając zniekształconą groźbę, coś o tym, że jeszcze się z nimi policzą. Irene odprowadziła ich wzrokiem, a gdy z ulgą oceniła, że raczej nie zamierzają wracać na dogrywkę, odwróciła się w stronę niksy.
- Przyznaję, potrafisz robić wrażenie. - Uśmiechnęła się lekko, przeczesując palcami skłębione grudniowym wiatrem włosy i poświęcając nieco czasu by przyjrzeć się wybawczyni. Zdawała się zupełnym przeciwieństwem chaotycznej, wiecznie rozchełstanej nieładem Irene, ucieleśnieniem charyzmy i piękna, do którego dążyło tak wiele kobiet. - Jestem twoją dłużniczką - powiedziała, po czym kiwnęła lekko głową w niemym podziękowaniu.
Villemo Holmsen
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:01
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Staracie powoli dochodziło do końca. Patrzyła jak rośli mężczyźni osuwają się po ścianie, jak łapią każdy oddech, starają się zachować resztki godności. Sprawiało jej to satysfakcję i nie czuła żalu, że w głębi serca czuła rozpierającą ją dumę. Na jasnej twarzy przypominającej porcelanową lalkę wciąż tkwił zimny uśmiech, a spojrzenie przeszywało niczym ostry sopel lodu. Na próżno szukali u niej ciepła jakiego doświadczyli jeszcze przed chwilą. Na próżno liczyli, że to się zmieni. Teraz scenę oddała kobiecie, którą mieli czelność atakować.
Jeszcze stawiali opór, jeszcze się bronili. Splunięcia i przekleństwa, które miały im dodać grozy, a w ich serca wlać strach o własne życie. Jak bardzo się mylili. Villemo miała protektora i obrońcę, który nie pozwoliłby aby jej skórę skalał jakikolwiek dotyk ich łap. A druga kobieta wydawała się taką, która potrafiła zadbać o siebie kiedy zostanie do tego zmuszona. Dostrzegła ślepe spojrzenie, biel na oczach. Nie odrzuciło jej, nie uciekała z krzykiem. Była niksą, demonem, który rozumiał wyalienowanie i bycie odmieńcem. Choć sporo ją zaakceptowało to wielu nadal patrzyło krzywo. Mogli ją podziwiać, chcieć spędzić z nią noc, ale rankiem brzydzili się samych siebie.
Kiedy się zebrali i podpierając nawzajem skrzyżowała ramiona na piersi i odprowadziła ich pełnym pogardy wzrokiem.
-Miło się rozmawiało, panowie. - Przyłożyła dłoń w karykaturalnym salucie, a słysząc ostatnie wyzwiska w ich stronę zaśmiała się dźwięcznie ale nadal chłodno. Dopiero gdy zniknęli zza zakrętem spojrzała na Ierne. Zimno zniknęło, a pojawił się ciepły i delikatny uśmiech, tęczówki przestały być stalowo szare, teraz zaświeciły srebrem. -Nie gorzej niż ty. - Odparła swobodnie i wyciągnęła w jej stronę dłoń. -Villemo Holmsen. - Przedstawiła się, a potem rozejrzała po okolicy. -Skryjemy się gdzieś w jakiejś kawiarni, pubie, piekarni gdzie dają nawet cienką kawę? - Piekarnia musiała jakbyś być, a w Skandynawii większość takich miejsc oferowała też kawę więc mogły tam się udać. Potrzebowała się rozgrzać i ochłonąć. Aura jej magii zaczęła powoli słabnąć kiedy nie musiała nikogo mamić.-Ja stawiam. - Zaoferowała jeszcze. Niezależnie jak się było silną kobietą, takie spotkania zawsze męczyły, wprowadzały zamęt i zostawiały po sobie głęboki niesmak.
Jeszcze stawiali opór, jeszcze się bronili. Splunięcia i przekleństwa, które miały im dodać grozy, a w ich serca wlać strach o własne życie. Jak bardzo się mylili. Villemo miała protektora i obrońcę, który nie pozwoliłby aby jej skórę skalał jakikolwiek dotyk ich łap. A druga kobieta wydawała się taką, która potrafiła zadbać o siebie kiedy zostanie do tego zmuszona. Dostrzegła ślepe spojrzenie, biel na oczach. Nie odrzuciło jej, nie uciekała z krzykiem. Była niksą, demonem, który rozumiał wyalienowanie i bycie odmieńcem. Choć sporo ją zaakceptowało to wielu nadal patrzyło krzywo. Mogli ją podziwiać, chcieć spędzić z nią noc, ale rankiem brzydzili się samych siebie.
Kiedy się zebrali i podpierając nawzajem skrzyżowała ramiona na piersi i odprowadziła ich pełnym pogardy wzrokiem.
-Miło się rozmawiało, panowie. - Przyłożyła dłoń w karykaturalnym salucie, a słysząc ostatnie wyzwiska w ich stronę zaśmiała się dźwięcznie ale nadal chłodno. Dopiero gdy zniknęli zza zakrętem spojrzała na Ierne. Zimno zniknęło, a pojawił się ciepły i delikatny uśmiech, tęczówki przestały być stalowo szare, teraz zaświeciły srebrem. -Nie gorzej niż ty. - Odparła swobodnie i wyciągnęła w jej stronę dłoń. -Villemo Holmsen. - Przedstawiła się, a potem rozejrzała po okolicy. -Skryjemy się gdzieś w jakiejś kawiarni, pubie, piekarni gdzie dają nawet cienką kawę? - Piekarnia musiała jakbyś być, a w Skandynawii większość takich miejsc oferowała też kawę więc mogły tam się udać. Potrzebowała się rozgrzać i ochłonąć. Aura jej magii zaczęła powoli słabnąć kiedy nie musiała nikogo mamić.-Ja stawiam. - Zaoferowała jeszcze. Niezależnie jak się było silną kobietą, takie spotkania zawsze męczyły, wprowadzały zamęt i zostawiały po sobie głęboki niesmak.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:02
Wypuściła głośno powietrze, czując spływającą falę ulgi. Przyśpieszone bicie serca powoli nabierało naturalnego rytmu, dostosowując się do leniwego tętna miasta spowitego nocnym marazmem. Rozejrzała się jeszcze dookoła pragnąc upewnić się, że żadne nadprogramowe niebezpieczeństwo nie zechce nawiedzić kobiet wyskakując niespodziewanie z mroku. Podobno przezorny zawsze był ubezpieczony, a ostatnimi czasy w Midgardzie ów przezorności nigdy nie było dość. Nawet dla takich jak ona.
Zawahała się przez chwilę, gdy kobieta się przedstawiła, poniekąd czując powinność, by odpowiedzieć tym samym. Zwykle - bądź jeszcze jakiś czas temu - w podobnych sytuacjach wymyśliła na poczekaniu pierwszy lepszy zlepek imienia i nazwiska, błyskawicznie kreując sobie nową historię, zamiłowania oraz opinie. Strach przed złapaniem przez Kruczych zmuszał do wcielania się w różne postacie i choć aktorką była co najmniej przeciętną, to znajdowała jakąś nutę satysfakcji w snuciu fantazji o innych życiach, na drobną chwilę ucieleśniając w oczach nieznajomych niemożliwe do zrealizowania marzenia.
- Irene Engberg - powiedziała po sekundzie zawahania, porzucając chęć roztoczenia wokół siebie kolejnej fałszywej wizji. Nie dość, że była winna Villemo przysługę, to skoro kobieta nie wyraziła chęci na poszukiwanie pierwszego lepszego oficera, równie dobrze mogła powierzyć jej i tę małą tajemnicę. Szczególnie że niksa wkrótce roztoczyła przed nią całkiem kuszącej wizji zaszycia się w jakimś lokalu. - Z przyjemnością, choć względem kawy bywam wybredna. - Nie czekając dłużej, ruszyła w kierunku wyjścia z uliczki, wygrzebując z kieszeni papierośnicę, którą swojego czasy pożyczyła od drogiego przyjaciela. - Palisz? - zapytała, oferując papierosa nowej towarzyszce. Sama chwyciła jeden z tytoniowych zwitków, wkładając go w usta i odpalając. Głupi nałóg. Niezbyt groźny dla galdrów, acz kosztowny, zważywszy na fakt, że i tak ledwo wiązała koniec z końcem. Pomimo wszystko, nie umiała się od niego uwolnić, uparcie paląc jak smok.
- Midgard zwykł wpadać w drobny obłęd przed Jul, ale takich ekscesów się nie spodziewałam. - Skinęła za siebie na pozostawiany w tyle zaułek, po czym wypuściła dym z ust, unosząc lekko głowę. Zarysy dachów starych kamienic gdzieniegdzie rozświetlanych przez latarnie roztaczały całkiem kojący pejzaż. - Może wraz z nowym rokiem nasi niedoszli koledzy wyniosą kilka lekcji z dzisiejszego wieczoru. Wykorzystają tą osławioną drugą szansę. - Uśmiechnęła się gorzko, sama nie do końca pewna czy przypadkiem te słowa nie były podszyte aluzją do samej siebie. - Wierzysz w to, Villemo? Że każdy zasługuje na drugą szansę? - zagaiła, zerkając na nią ukradkiem. Zbyt często brano ją za obłąkaną, by zastanawiała się dwa razy nad zadawaniem dziwacznej natury pytań nieznajomym. Podejrzewała, że była to naleciałość sprzed lat, gdy w podobny sposób zagadywała przypadkowych przechodniów próbując wyłudzić od nich kilka monet za nędzne spirytystyczną bajkę, niemniej była szczerze ciekawa odpowiedzi. W rozmowach z nieznajomymi odnajdywała jakiś pierwiastek nowości, powiew świeżości dla własnych opinii, nowy punkt widzenia, który bardzo sobie ceniła.
Zawahała się przez chwilę, gdy kobieta się przedstawiła, poniekąd czując powinność, by odpowiedzieć tym samym. Zwykle - bądź jeszcze jakiś czas temu - w podobnych sytuacjach wymyśliła na poczekaniu pierwszy lepszy zlepek imienia i nazwiska, błyskawicznie kreując sobie nową historię, zamiłowania oraz opinie. Strach przed złapaniem przez Kruczych zmuszał do wcielania się w różne postacie i choć aktorką była co najmniej przeciętną, to znajdowała jakąś nutę satysfakcji w snuciu fantazji o innych życiach, na drobną chwilę ucieleśniając w oczach nieznajomych niemożliwe do zrealizowania marzenia.
- Irene Engberg - powiedziała po sekundzie zawahania, porzucając chęć roztoczenia wokół siebie kolejnej fałszywej wizji. Nie dość, że była winna Villemo przysługę, to skoro kobieta nie wyraziła chęci na poszukiwanie pierwszego lepszego oficera, równie dobrze mogła powierzyć jej i tę małą tajemnicę. Szczególnie że niksa wkrótce roztoczyła przed nią całkiem kuszącej wizji zaszycia się w jakimś lokalu. - Z przyjemnością, choć względem kawy bywam wybredna. - Nie czekając dłużej, ruszyła w kierunku wyjścia z uliczki, wygrzebując z kieszeni papierośnicę, którą swojego czasy pożyczyła od drogiego przyjaciela. - Palisz? - zapytała, oferując papierosa nowej towarzyszce. Sama chwyciła jeden z tytoniowych zwitków, wkładając go w usta i odpalając. Głupi nałóg. Niezbyt groźny dla galdrów, acz kosztowny, zważywszy na fakt, że i tak ledwo wiązała koniec z końcem. Pomimo wszystko, nie umiała się od niego uwolnić, uparcie paląc jak smok.
- Midgard zwykł wpadać w drobny obłęd przed Jul, ale takich ekscesów się nie spodziewałam. - Skinęła za siebie na pozostawiany w tyle zaułek, po czym wypuściła dym z ust, unosząc lekko głowę. Zarysy dachów starych kamienic gdzieniegdzie rozświetlanych przez latarnie roztaczały całkiem kojący pejzaż. - Może wraz z nowym rokiem nasi niedoszli koledzy wyniosą kilka lekcji z dzisiejszego wieczoru. Wykorzystają tą osławioną drugą szansę. - Uśmiechnęła się gorzko, sama nie do końca pewna czy przypadkiem te słowa nie były podszyte aluzją do samej siebie. - Wierzysz w to, Villemo? Że każdy zasługuje na drugą szansę? - zagaiła, zerkając na nią ukradkiem. Zbyt często brano ją za obłąkaną, by zastanawiała się dwa razy nad zadawaniem dziwacznej natury pytań nieznajomym. Podejrzewała, że była to naleciałość sprzed lat, gdy w podobny sposób zagadywała przypadkowych przechodniów próbując wyłudzić od nich kilka monet za nędzne spirytystyczną bajkę, niemniej była szczerze ciekawa odpowiedzi. W rozmowach z nieznajomymi odnajdywała jakiś pierwiastek nowości, powiew świeżości dla własnych opinii, nowy punkt widzenia, który bardzo sobie ceniła.
Villemo Holmsen
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:02
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Uśmiechnęła się niczym nie zniechęcona, a rozumiejąca wybredność wobec napoju. Ona sama będąc smakoszem herbaty potrafiła długo deliberować nad tym jaką mieszankę danego dnia powinna wypić. Z kawą było prościej, nie miała wobec tego napoju aż takich wielkich wymagań. Kojarzyła, że gdzieś tutaj była mała kawiarnio - piekarnia. Rzuciła się jej w oczy kiedy szła ulicą. Po chwili dostrzegła dość stary szyld, który trącił jeszcze latami sześćdziesiątymi.-Dziękuję. - Przyjęła z chęcią darowanego papierosa i wyciągnęła z kieszeni płaszcza zapalniczkę. Zaciągnęła się dymem i przystanęła przed wejściem do budynku aby wypalić do końca i nie wchodzić z papierosem do środka. Nie była nałogowym palaczem ale zdarzało się jej podpalać i to zwykle kiedy chciała zebrać myśli.-Miałaś zwyczajnie pecha. Z przykrością to mówię, ale takich gagatków jest więcej. - Wypuściła kłębek dymu papierosowego w górę i strąciła popiół na ziemię. Nie czuła uprzedzenia do Irene, pomimo tego, że widziała jakiej magii użyła. Ona sama żyła na granicy ze swoim dziedzictwem krwi. -Wątpię aby skorzystali z możliwości poprawy jaką otrzymali. - Uśmiechnęła się cierpko. Mróz piekł w policzki a zapachy z lokalu zachęcamy do szybszego palenia. Zaciągnęła się. -Wszystko zależy od człowieka. Niektórzy nie zasługują nawet na to aby nazywać ich ludźmi, a co dopiero na drugą szansę. - Dość kategoryczne podejście, ale Villemo trochę już widziała w swoim życiu pomimo tego, że była dość młodą osobą. Widziała jak niszczone są jeziora, jak ludzie są poniżani tylko dlatego, że gorzej im się wiodło w życiu. Sama zresztą otarła się o biedę, ale miała szczęście i parę życzliwych osób wokół siebie, które zadbały o jej byt i los. - Z założenia, każdy powinien otrzymać drugą szansę. Pytanie czy na nią zasługuje? - Przechyliła lekko głowę, a parę złotych kosmyków opadło na jej twarz. Kiedyś odbywała już podobną rozmowę albo przypominającą tą. Tylko wtedy pytanie brzmiało, czy ona zasługuje na drugą szansę. Otrzymała ją i wykorzystała mądrze. Nie żałowała swojej decyzji. -Wchodzimy? - Zapytała gasząc niedopałek podeszwą kozaka i pchnęła drzwi do środka. W twarz uderzyło przyjemne ciepło zmieszane z zapachem świeżych drożdżówek. Nagle zapragnęła dokupić do kawy jakąś słodką bułkę. -Co pijesz? - Zagadnęła wskazując na nieduże menu wiszące nad ladą. Ona sama toczyła wzrokiem po wypiekach.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:02
Usłyszała kiedyś, że pragnienia serca nie zawsze znajdują odwzorowanie w czynach. Że czasem popełnia się błędy ignorując rytm jego bicia. Pragnęła koić się myślą, że zgnilizna jeszcze do końca jej nie przeżarła, a serce nadal dążyło we właściwym kierunku, skrywając za pocztówką minionego czasu dziewczynę z tymi samymi pragnieniami co kiedyś. Lata temu sama dostała drugą szansę, cień możliwości spoczywający na wyciągniętej w jej stronę bladej dłoni skalanej niechlubnym piętnem. Pochwyciła się wtedy tej okazji, choć sama nie mogła do końca zawyrokować, czy faktycznie powinna. Coraz częściej spoglądała w przeszłość z gorzką niepewnością, podstawną, aczkolwiek bez istotną próbą prześledzenia swoich przeszłych decyzji i tego, jak na wpłynęły na obecny kształt jej rzeczywistości. Niemniej, wierzyła - musiała wierzyć – że niezależnie od występków każdy zasługiwał na drugą szansę.
- Nie łudzę się, że nawiedzi ich jakaś nowa fala pokory. Jednak chcę wierzyć, że każdy na nią zasługuje – przyznała szczerze, przez chwilę zastanawiając się, czy aby nie zakrawa to o zwykłą naiwność. Zaciągnęła się papierosem, przez chwilę rozważając dalszą odpowiedź. – Niezależnie od tego, jak zdecyduje się ją wykorzystać ani czy w ogóle to zrobi. – Nie drążyła dłużej. Była poniekąd zadowolona – z samej siebie i towarzyszki – że nie obróciły całego zajścia w nieprzyjemnym kierunku. Małe wybory, niby niepozorne miały siłę wciągania jeszcze głębiej w odmęty tego, przed czym Irene tak usilnie próbowała uciekać; strach notorycznie rządził jej życiem, ale na całe szczęście nie tym razem.
Przytaknęła, wchodząc za kobietą do środka. Ciepło wnętrza przyjemnie otuliło zmarznięte ciało Irene. Komfort, który nadszedł wraz ze schronieniem się w piekarni, szybko jednak przerodził się w niepokój. Odruchowo zagrzebała prawą rękę w odmętach kieszeni wełnianego płaszcza, ukrywając wizytówkę przynależności do niechlubnego grona.
- Czarną herbatę – uśmiechnęła się odrobinę nerwowo do ekspedientki. Chwilę później kobieta postawiła przed nią kubek parującego napoju, który przyjęła z lekkim skinieniem. Skostniałe palce zacisnęły się wokół papierowego naczynia, a Irene znów zwróciła się w kierunku Villemo. – Wybacz bezpośredniość, ale wyglądasz na kogoś, kto często zapuszcza się w te części miasta - upiła łyk herbaty, czując jak ciepła ciecz przyjemnie rozgrzewa ją od środka. Może i lepiej, że wylądowały tu, a nie w podrzędnym barze, bo Engberg ostatnimi czasy zwykła nader często zapijać smutki w alkoholu. – W dobrym sensie. - Zerknęła ukradkiem na kobietę przygotowującą zamówienie Villemo, ostatecznie rezygnując z wyjawienia czym dokładnie się para. Nie przy świadkach, nie w ten sposób. - Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebowała, jestem do usług. - Nadal była dłużniczką i zamierzała jakoś się odwdzięczyć, niezależnie czego ewentualna przysługa miałaby dotyczyć.
- Nie łudzę się, że nawiedzi ich jakaś nowa fala pokory. Jednak chcę wierzyć, że każdy na nią zasługuje – przyznała szczerze, przez chwilę zastanawiając się, czy aby nie zakrawa to o zwykłą naiwność. Zaciągnęła się papierosem, przez chwilę rozważając dalszą odpowiedź. – Niezależnie od tego, jak zdecyduje się ją wykorzystać ani czy w ogóle to zrobi. – Nie drążyła dłużej. Była poniekąd zadowolona – z samej siebie i towarzyszki – że nie obróciły całego zajścia w nieprzyjemnym kierunku. Małe wybory, niby niepozorne miały siłę wciągania jeszcze głębiej w odmęty tego, przed czym Irene tak usilnie próbowała uciekać; strach notorycznie rządził jej życiem, ale na całe szczęście nie tym razem.
Przytaknęła, wchodząc za kobietą do środka. Ciepło wnętrza przyjemnie otuliło zmarznięte ciało Irene. Komfort, który nadszedł wraz ze schronieniem się w piekarni, szybko jednak przerodził się w niepokój. Odruchowo zagrzebała prawą rękę w odmętach kieszeni wełnianego płaszcza, ukrywając wizytówkę przynależności do niechlubnego grona.
- Czarną herbatę – uśmiechnęła się odrobinę nerwowo do ekspedientki. Chwilę później kobieta postawiła przed nią kubek parującego napoju, który przyjęła z lekkim skinieniem. Skostniałe palce zacisnęły się wokół papierowego naczynia, a Irene znów zwróciła się w kierunku Villemo. – Wybacz bezpośredniość, ale wyglądasz na kogoś, kto często zapuszcza się w te części miasta - upiła łyk herbaty, czując jak ciepła ciecz przyjemnie rozgrzewa ją od środka. Może i lepiej, że wylądowały tu, a nie w podrzędnym barze, bo Engberg ostatnimi czasy zwykła nader często zapijać smutki w alkoholu. – W dobrym sensie. - Zerknęła ukradkiem na kobietę przygotowującą zamówienie Villemo, ostatecznie rezygnując z wyjawienia czym dokładnie się para. Nie przy świadkach, nie w ten sposób. - Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebowała, jestem do usług. - Nadal była dłużniczką i zamierzała jakoś się odwdzięczyć, niezależnie czego ewentualna przysługa miałaby dotyczyć.
Villemo Holmsen
Re: 18.12.2000 – Ślepy zaułek – V. Holmsen & Bezimienny: I. Engberg Czw 23 Lis - 13:02
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Trzymając swój kubek z kawą zerknęła na Irene, a na malinowych ustach pojawił się delikatny uśmiech, wręcz ciepły. O takich jak ta kobieta mówiono, że są skażeni, ale Villemo tego w swojej towarzyszce nie widziała. I pomogłaby jej niezależnie od tego kim była. Życie bywa przewrotne i stawia galdrów w różnych sytuacjach i dla każdego z nich Norny przędły nić życia i przecież wiedziały co robią.
-Szukałam pewnego artysty. Niestety, na próżno. - Odpowiedziała upijając łyk napoju i grzejąc dłonie obejmując kubek dłońmi. Żył, miał się dobrze, ale talentem już nigdy nikogo nie olśni, a szkoda. Wielka szkoda. Widziała co potrafił zrobić Olaf jeżeli ktoś miał istny dar. Dla tego człowieka było jednak zdecydowanie za późno. -Dziękuję Irene. - Ponownie się uśmiechnęła. -Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w lepszych okolicznościach. - Odsłoniła smukły nadgarstek, a na nim zegarek. -O cholera! - Zawołała i wypiła parę głębszych łyków kawy. Nie przepadała za tym napojem, ale nagle się okazało, że może być dla niej zbawienny. -Będę spóźniona. - Spojrzała przepraszająco na Irene. -Wybacz proszę, ale mam dzisiaj wernisaż, na którym muszę być. - Olaf by dopiero miał używanie gdyby się nie zjawiła na tym wydarzeniu. -Uważaj na siebie. - Powiedziała jeszcze oddając pusty kubek na ladę i pomknęła w stronę drzwi dokładniej na powrót otulając się szalikiem.
Nie podejrzewała, że jeszcze kiedyś spotkają się Irene, ale też dowiedziała się, że czasami Norny dziwnie plotą ludzkie losy. Ostatnio wciąż natrafiała na osoby, które potem wchodziły w jej życie dość gwałtownie i niespodziewanie. Każde takie wydarzenie było niczym osobny rozdział w wielkiej powieści jaką było jej życie. Czytając je osobno zdają się nic nie wnosić, ale czytane jako całość ukazywały zawiłą fabułę, która trzyma w napięciu aż do samego końca.
Podejrzewała, że Norny kiedyś znów spłatają się figla i spotka Irene w najmniej oczekiwanym momencie.
Villemo i Bezimienny z tematu
-Szukałam pewnego artysty. Niestety, na próżno. - Odpowiedziała upijając łyk napoju i grzejąc dłonie obejmując kubek dłońmi. Żył, miał się dobrze, ale talentem już nigdy nikogo nie olśni, a szkoda. Wielka szkoda. Widziała co potrafił zrobić Olaf jeżeli ktoś miał istny dar. Dla tego człowieka było jednak zdecydowanie za późno. -Dziękuję Irene. - Ponownie się uśmiechnęła. -Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w lepszych okolicznościach. - Odsłoniła smukły nadgarstek, a na nim zegarek. -O cholera! - Zawołała i wypiła parę głębszych łyków kawy. Nie przepadała za tym napojem, ale nagle się okazało, że może być dla niej zbawienny. -Będę spóźniona. - Spojrzała przepraszająco na Irene. -Wybacz proszę, ale mam dzisiaj wernisaż, na którym muszę być. - Olaf by dopiero miał używanie gdyby się nie zjawiła na tym wydarzeniu. -Uważaj na siebie. - Powiedziała jeszcze oddając pusty kubek na ladę i pomknęła w stronę drzwi dokładniej na powrót otulając się szalikiem.
Nie podejrzewała, że jeszcze kiedyś spotkają się Irene, ale też dowiedziała się, że czasami Norny dziwnie plotą ludzkie losy. Ostatnio wciąż natrafiała na osoby, które potem wchodziły w jej życie dość gwałtownie i niespodziewanie. Każde takie wydarzenie było niczym osobny rozdział w wielkiej powieści jaką było jej życie. Czytając je osobno zdają się nic nie wnosić, ale czytane jako całość ukazywały zawiłą fabułę, która trzyma w napięciu aż do samego końca.
Podejrzewała, że Norny kiedyś znów spłatają się figla i spotka Irene w najmniej oczekiwanym momencie.
Villemo i Bezimienny z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach