:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung
4 posters
Prorok
16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Sob 26 Mar - 15:22
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
16.12.2000
Nimefum zimą wyglądało na wyjątkowo uśpione, z zamarzniętą, mętną taflą jeziora oraz przyprószonymi śniegowym puchem rzeźbami. Nawet jeśli magiczne istoty nie zagłębiały się w podobne tereny, dało się odnieść wrażenie, że wrócą z przybyciem wiosny i przychylniejszych warunków, kiedy skostniała zima rozluźni surowy uścisk, w którego potrzasku trzymała obecnie wszystkie, okoliczne tereny. Ofiary, składane niksom, nie były w stanie nakłonić ich nieprzekupnej natury, pełnej często pogardy adresowanej do nierozważnych ludzi, szczególnie mężczyzn, naruszających strzeżone przez nie akweny. Wzbudzały sprzeczne odczucia, podziw i zachwyt ich niecodziennym pięknem, a także strach powiązany z ich bezwzględnością. Były zawistne, nie znając żadnej litości dla osób skłonnych naruszyć ich wyraźne zasady. Tego dnia, Ivar Soelberg, który mógł tylko przechodzić z obojętnością w pobliżu, został skłoniony przez powiew nieznanej intuicji, aby zatrzymać się choć przez chwilę w nimfeum i objąć je swoim wzrokiem. Niedługo później zauważył Lofn Völsung, kobietę, która wydała mu się znajoma, nawet, jeśli spostrzegał ją pierwszy raz w swoim życiu. Magia, sączona z pobliskich jemioł zaczęła płatać im figle, wkradając się do rozsądku i burząc sposób odbioru rzeczywistości. Ivar Soelberg nie mógł oddalić wrażenia, że Völsung jest niksą, którą już wcześniej spotkał, na całe szczęście sprawiającą wrażenie nastawionej przyjaźnie, o ile tylko nie roztaczała obecnie pułapki czaru. Potrzeba, aby rozpocząć rozmowę, była silna; nie był w stanie się oprzeć jej coraz większym podszeptom.
INFORMACJE
Prorok nie kontynuuje rozgrywki. Zamieszczone poniżej kości mogą zostać wykorzystane w dowolnie wybranej kolejce, zgodnie z danymi ustaleniami graczy. Ze względu na wydarzenie prosimy o traktowanie rozgrywki jako jednej z priorytetowych.
4, 5, 6 – Lofn nie jest objęta czarem rzucanym przez jemiołę. Jeśli chce przekonać Ivara oraz zdjąć z niego efekt, może rzucić k100. Próg sukcesu wynosi 55 i jest liczony łącznie ze statystyką charyzmy.
Kość k6 (nieobowiązkowa)
1, 2, 3 – aura jemioły dosięga Lofn, która czuje się oczarowana Ivarem.4, 5, 6 – Lofn nie jest objęta czarem rzucanym przez jemiołę. Jeśli chce przekonać Ivara oraz zdjąć z niego efekt, może rzucić k100. Próg sukcesu wynosi 55 i jest liczony łącznie ze statystyką charyzmy.
Bezimienny
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:13
Nadbrzeżne rejony czy jakiekolwiek większe akweny nie były terenami bliskimi sercu łowczyni. Zdarzało jej się zajrzeć w okolice małego jeziora położonego w głębi lasu, ale morze nigdy szczególnie jej nie kusiło, nawet jeżeli mogła w nim odnaleźć wiele ciekawych stworzeń, których poszczególne członki sprzedałaby za znaczą sumę swoim klientom. Na jej własne szczęście swój komfort ceniła znacznie wyżej niż zarobek. Być może była głupia i naiwna, ale wiedziała, że oceaniczne głębiny były odpowiednio zaopiekowane przez piratów, morskich łowców i przemytników, którzy wręcz doskonale radzili sobie w tak odmiennych warunkach. Na próżno więc było wypatrywać sylwetki łowczyni w pośrodku portowego zgiełku czy na plaży zalewanej surowymi falami pchanymi ostrym i nieprzychylnym wiatrem. I teraz mogłoby się wydawać ledwie mrzonką, gdy kroczyła w stronę Nimfeum, przechadzając się wpierw brzegiem otaczającego budowlę akwenu, by dotrzeć wreszcie do kładki.
Magia sącząca się nie tylko z jemioł, ale i samego około-świątecznego czasu działała chyba na wszystkich w mieście i była równie podstępna co domowe chochliki, przez które znikały skarpetki, drobiazgi, jak i te bardziej cenne przedmioty, które były potrzebne akurat wtedy, gdy zniknęły z miejsca swojego spoczynku. Gdyby ktoś ją zapytał nie potrafiłaby odpowiedzieć dlaczego znalazła się akurat tutaj i jaka pokusa zapędziła ją w kompletnie nieznane tereny, obezwładniając i porzucając bezbronną w obcych stronach. Jakaś nieznana jej siła prowadziła błądzącą po tłocznych uliczkach Midgardu, by wreszcie skręcić w bok, zboczyć z wcześniej obranej trasy i zawędrować tutaj, by w samotności odetchnąć zimowym powietrzem. Chłód przyjemnie szczypał zaróżowione policzki ledwie wystające spod szerokiego, ciasno oplecionego wokół szyi szalika robionego na drutach.
Wreszcie wkroczyła na kładkę prowadzącą do Nimfeum, przekroczyła wodę, by znaleźć się pośrodku małej kamiennej altany, która być może dawniej miała być namiastką kapliczki, teraz jednak przypominała raczej miejsce miłosnych schadzek. Otoczenie było wprost idealne, by odbyć właśnie tutaj romantyczny spacer, wieczór czy cokolwiek się zakochanym zamarzyło. Lofn natomiast jedynie przysiadła na zimnym murku spoglądając w dal, chłonąc spokój z otoczenia i nie pozwalając, by jej dzikie myśli galopowały w niewłaściwym miejscu.
Magia sącząca się nie tylko z jemioł, ale i samego około-świątecznego czasu działała chyba na wszystkich w mieście i była równie podstępna co domowe chochliki, przez które znikały skarpetki, drobiazgi, jak i te bardziej cenne przedmioty, które były potrzebne akurat wtedy, gdy zniknęły z miejsca swojego spoczynku. Gdyby ktoś ją zapytał nie potrafiłaby odpowiedzieć dlaczego znalazła się akurat tutaj i jaka pokusa zapędziła ją w kompletnie nieznane tereny, obezwładniając i porzucając bezbronną w obcych stronach. Jakaś nieznana jej siła prowadziła błądzącą po tłocznych uliczkach Midgardu, by wreszcie skręcić w bok, zboczyć z wcześniej obranej trasy i zawędrować tutaj, by w samotności odetchnąć zimowym powietrzem. Chłód przyjemnie szczypał zaróżowione policzki ledwie wystające spod szerokiego, ciasno oplecionego wokół szyi szalika robionego na drutach.
Wreszcie wkroczyła na kładkę prowadzącą do Nimfeum, przekroczyła wodę, by znaleźć się pośrodku małej kamiennej altany, która być może dawniej miała być namiastką kapliczki, teraz jednak przypominała raczej miejsce miłosnych schadzek. Otoczenie było wprost idealne, by odbyć właśnie tutaj romantyczny spacer, wieczór czy cokolwiek się zakochanym zamarzyło. Lofn natomiast jedynie przysiadła na zimnym murku spoglądając w dal, chłonąc spokój z otoczenia i nie pozwalając, by jej dzikie myśli galopowały w niewłaściwym miejscu.
Mistrz Gry
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:13
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Ivar Soelberg
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:13
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Biały puch trzeszczał pod podeszwami butów nieubity śnieg świadczył o niskiej aktywności ludzi w tej okolicy, zwykle to w miesiącach letnich miejsce to tętniło życiem, być może ten powiew samotności i możliwości zachłyśnięcia się nią w urokliwym, niemal antycznym w pewnym tego słowa miejscu sprawił, że kroki Soelberga gwałtownie zmieniły tor marszu i zaprowadziły go w głąb romantycznego zakątka otoczonego stawem, który obecnie pokrywała gruba tafla lodu.
Nawet tutaj dostrzegał jemioły, te wydawało się były wszędzie, całe miasto w nich tonęło. Ten przesadyzm go odrobinę irytował. Lubił atmosferę świąt, lecz na co dzień pogrążając się w pracy i miejskim trybie życie zwykle traktował je jako możliwość do odpoczynku i wyjazdu poza granice Midgardu rzadko kiedy do zjazdów rodzinnych. Być może zaniedbywał swoje obowiązki jako najstarszy syn, lecz wątpił, by matka lub dziadek, mieliby mu to za złe. Czasem poruszony wyrzutem sumienia sumiennie przyrzeka, że zrekompensuje im ten brak swojej osoby w przyszłym roku, lub przy innej sprzyjającej okazji sporadycznie jednak te rzucone w pośpiechu myśli postanowienie przejawia się faktycznymi czynami w życiu wysłannika.
Przystanął przy kamiennej balustradzie i oparł się oń dłońmi w czarnych skórzanych rękawiczkach. Wypuszczone przez usta powietrze zmienione w kłąb pary. I momentalnie coś poczuł. Instynktownie wyczuł, że nie jest sam, w takim momentach pozornej bezczynności, jego intuicja działa niezawodnie. Miał ochotę odejść, to była jego pierwsza myśl. Nieumyślne zakłócenie przestrzeni sprawiło, że oficer chciał faktycznie wrócić do przerwanej myśli i udać się w kierunku dobrze znanego mu baru mieszczącego się nieopodal jego mieszkania. Po kieliszku grzanego wina zimowa aura zdecydowanie nabierała uroku. Jednakże powstrzymał się. Wyczuwając niemy przymus spojrzenia na intruza. Szarość tęczówek zmierzyła kobietę nieprzychylnym zrazu spojrzeniem, gdy nagle pod wpływem niezrozumiałej siły na usta mężczyzny wypłynął lekki, acz sympatyczny uśmiech. Wbrew sobie pokonał dzielącą ich odległość.
– Przepraszam, czy my się przypadkiem nie znamy? – Wypowiedział słowa, wbrew sobie, a przynajmniej tak czuł, lecz pragnienie, niezrozumiałej sympatii do kobiety, było silniejsze, a świadomość tego, iż miotał się między sobą samym, a czymś z natury niezrozumiałym, stawała się nieznośnie upierdliwa. Odruchowo sięgnął po papierośnicę, lecz złapał się w połowie ruchu na tym, że częstuje nieznajomą. I nim sam sięgnął po elegancko zawiniętego białego skręta przeklął swe ciało. Wpadł jak śliwka w kompot, nie wiedział, czy to zły urok, aura nieznajomej, czy inne figle. Starając się jakkolwiek zupełnie nie zatracić pilnował języka, który chętnie poruszałby się wbrew woli swego właściciela.
Nawet tutaj dostrzegał jemioły, te wydawało się były wszędzie, całe miasto w nich tonęło. Ten przesadyzm go odrobinę irytował. Lubił atmosferę świąt, lecz na co dzień pogrążając się w pracy i miejskim trybie życie zwykle traktował je jako możliwość do odpoczynku i wyjazdu poza granice Midgardu rzadko kiedy do zjazdów rodzinnych. Być może zaniedbywał swoje obowiązki jako najstarszy syn, lecz wątpił, by matka lub dziadek, mieliby mu to za złe. Czasem poruszony wyrzutem sumienia sumiennie przyrzeka, że zrekompensuje im ten brak swojej osoby w przyszłym roku, lub przy innej sprzyjającej okazji sporadycznie jednak te rzucone w pośpiechu myśli postanowienie przejawia się faktycznymi czynami w życiu wysłannika.
Przystanął przy kamiennej balustradzie i oparł się oń dłońmi w czarnych skórzanych rękawiczkach. Wypuszczone przez usta powietrze zmienione w kłąb pary. I momentalnie coś poczuł. Instynktownie wyczuł, że nie jest sam, w takim momentach pozornej bezczynności, jego intuicja działa niezawodnie. Miał ochotę odejść, to była jego pierwsza myśl. Nieumyślne zakłócenie przestrzeni sprawiło, że oficer chciał faktycznie wrócić do przerwanej myśli i udać się w kierunku dobrze znanego mu baru mieszczącego się nieopodal jego mieszkania. Po kieliszku grzanego wina zimowa aura zdecydowanie nabierała uroku. Jednakże powstrzymał się. Wyczuwając niemy przymus spojrzenia na intruza. Szarość tęczówek zmierzyła kobietę nieprzychylnym zrazu spojrzeniem, gdy nagle pod wpływem niezrozumiałej siły na usta mężczyzny wypłynął lekki, acz sympatyczny uśmiech. Wbrew sobie pokonał dzielącą ich odległość.
– Przepraszam, czy my się przypadkiem nie znamy? – Wypowiedział słowa, wbrew sobie, a przynajmniej tak czuł, lecz pragnienie, niezrozumiałej sympatii do kobiety, było silniejsze, a świadomość tego, iż miotał się między sobą samym, a czymś z natury niezrozumiałym, stawała się nieznośnie upierdliwa. Odruchowo sięgnął po papierośnicę, lecz złapał się w połowie ruchu na tym, że częstuje nieznajomą. I nim sam sięgnął po elegancko zawiniętego białego skręta przeklął swe ciało. Wpadł jak śliwka w kompot, nie wiedział, czy to zły urok, aura nieznajomej, czy inne figle. Starając się jakkolwiek zupełnie nie zatracić pilnował języka, który chętnie poruszałby się wbrew woli swego właściciela.
Bezimienny
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:16
Czasem potrzebowała dnia całkowicie dla siebie, z dala od niechcianych ludzi, których tak naprawdę na próżno było szukać w jej własnej pustelni zawieszonej pomiędzy lasem, a granicami Midgardu. I choć każdego dnia zanurzała się w czułe objęcia lasu oddając się polowaniu, tak nie miała wtedy ni sekundy na nieistotne przemyślenia, które mogłyby zmącić jej czujność. Zwierzyna nie wybaczała, tak jak i las, który tylko czyhał na tych nierozważnych przekraczających jego próg. Właśnie dlatego oddawała się w pełni swojej pracy z poświęceniem i pewnego rodzaju namaszczeniem, które wyniosła jeszcze z Gleipniru. Szacunek do pracy, polowania i samej zwierzyny wciąż był w niej głęboko zakorzeniony. Dlatego robiła sobie takie dni wolne, kiedy mogła wyjść do ludzi, ale tak naprawdę to gdzieś obok nich i z daleka od swojej codziennej rutyny, by pobyć z myślami, by zanurzyć się w swoją psychikę, co raczej nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
- Słucham? – zaalarmowana odwróciła głowę raptownie, niemal przyjmując pozycję obronną, gdy za mocno skupiła się na wszystkim, tylko nie swoim otoczeniu. Aż głupio jej się zrobiło, że straciła czujność ledwie na chwilę, by ktoś był w stanie ją podejść. I to zimą, gdy śnieg zdradzał niemal wszystko, a skrzypiał aż miło przy każdym kolejnym kroku.
- Przepraszam, zamyśliłam się… – poprawiła skórzaną kurtkę i zsunęła szeroki kaptur, pod którym skryła się burza brązowych włosów wraz z piegowatą twarzą. Dopiero teraz mężczyzna mógł dostrzec lekko zaróżowione policzki szczypane przez złośliwy mróz i świdrujące go niebieskie oczy, które gdy raz spoczęły na swojej ofierze, to łatwo nie odpuszczały.
- Nie wydaje mi się. Niedawno… wróciłam z długiej podróży i raczej bym pana zapamiętała. – choćby z tego względu, że za wielu ludzi nie miała w swoim życiu, ale to już pozwoliła zostawić sobie. Pozostawała również kwestia jej wątpliwego zawodu, który nie stwarzał zbyt wiele okazji do zawierania nowych znajomości, a Gleipnir… no cóż, lata spędzone w organizacji również zamknęły ją na innych ludzi, gdy żyła ze swoją grupą lub od czasu do czasu spotykała się z innymi członkami.
- Słucham? – zaalarmowana odwróciła głowę raptownie, niemal przyjmując pozycję obronną, gdy za mocno skupiła się na wszystkim, tylko nie swoim otoczeniu. Aż głupio jej się zrobiło, że straciła czujność ledwie na chwilę, by ktoś był w stanie ją podejść. I to zimą, gdy śnieg zdradzał niemal wszystko, a skrzypiał aż miło przy każdym kolejnym kroku.
- Przepraszam, zamyśliłam się… – poprawiła skórzaną kurtkę i zsunęła szeroki kaptur, pod którym skryła się burza brązowych włosów wraz z piegowatą twarzą. Dopiero teraz mężczyzna mógł dostrzec lekko zaróżowione policzki szczypane przez złośliwy mróz i świdrujące go niebieskie oczy, które gdy raz spoczęły na swojej ofierze, to łatwo nie odpuszczały.
- Nie wydaje mi się. Niedawno… wróciłam z długiej podróży i raczej bym pana zapamiętała. – choćby z tego względu, że za wielu ludzi nie miała w swoim życiu, ale to już pozwoliła zostawić sobie. Pozostawała również kwestia jej wątpliwego zawodu, który nie stwarzał zbyt wiele okazji do zawierania nowych znajomości, a Gleipnir… no cóż, lata spędzone w organizacji również zamknęły ją na innych ludzi, gdy żyła ze swoją grupą lub od czasu do czasu spotykała się z innymi członkami.
Ivar Soelberg
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:16
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Czasem potrzebowała dnia całkowicie dla siebie, z dala od niechcianych ludzi, których tak naprawdę na próżno było szukać w jej własnej pustelni zawieszonej pomiędzy lasem, a granicami Midgardu. I choć każdego dnia zanurzała się w czułe objęcia lasu oddając się polowaniu, tak nie miała wtedy ni sekundy na nieistotne przemyślenia, które mogłyby zmącić jej czujność. Zwierzyna nie wybaczała, tak jak i las, który tylko czyhał na tych nierozważnych przekraczających jego próg. Właśnie dlatego oddawała się w pełni swojej pracy z poświęceniem i pewnego rodzaju namaszczeniem, które wyniosła jeszcze z Gleipniru. Szacunek do pracy, polowania i samej zwierzyny wciąż był w niej głęboko zakorzeniony. Dlatego robiła sobie takie dni wolne, kiedy mogła wyjść do ludzi, ale tak naprawdę to gdzieś obok nich i z daleka od swojej codziennej rutyny, by pobyć z myślami, by zanurzyć się w swoją psychikę, co raczej nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
- Słucham? – zaalarmowana odwróciła głowę raptownie, niemal przyjmując pozycję obronną, gdy za mocno skupiła się na wszystkim, tylko nie swoim otoczeniu. Aż głupio jej się zrobiło, że straciła czujność ledwie na chwilę, by ktoś był w stanie ją podejść. I to zimą, gdy śnieg zdradzał niemal wszystko, a skrzypiał aż miło przy każdym kolejnym kroku.
- Przepraszam, zamyśliłam się… – poprawiła skórzaną kurtkę i zsunęła szeroki kaptur, pod którym skryła się burza brązowych włosów wraz z piegowatą twarzą. Dopiero teraz mężczyzna mógł dostrzec lekko zaróżowione policzki szczypane przez złośliwy mróz i świdrujące go niebieskie oczy, które gdy raz spoczęły na swojej ofierze, to łatwo nie odpuszczały.
- Nie wydaje mi się. Niedawno… wróciłam z długiej podróży i raczej bym pana zapamiętała. – choćby z tego względu, że za wielu ludzi nie miała w swoim życiu, ale to już pozwoliła zostawić sobie. Pozostawała również kwestia jej wątpliwego zawodu, który nie stwarzał zbyt wiele okazji do zawierania nowych znajomości, a Gleipnir… no cóż, lata spędzone w organizacji również zamknęły ją na innych ludzi, gdy żyła ze swoją grupą lub od czasu do czasu spotykała się z innymi członkami.
- Słucham? – zaalarmowana odwróciła głowę raptownie, niemal przyjmując pozycję obronną, gdy za mocno skupiła się na wszystkim, tylko nie swoim otoczeniu. Aż głupio jej się zrobiło, że straciła czujność ledwie na chwilę, by ktoś był w stanie ją podejść. I to zimą, gdy śnieg zdradzał niemal wszystko, a skrzypiał aż miło przy każdym kolejnym kroku.
- Przepraszam, zamyśliłam się… – poprawiła skórzaną kurtkę i zsunęła szeroki kaptur, pod którym skryła się burza brązowych włosów wraz z piegowatą twarzą. Dopiero teraz mężczyzna mógł dostrzec lekko zaróżowione policzki szczypane przez złośliwy mróz i świdrujące go niebieskie oczy, które gdy raz spoczęły na swojej ofierze, to łatwo nie odpuszczały.
- Nie wydaje mi się. Niedawno… wróciłam z długiej podróży i raczej bym pana zapamiętała. – choćby z tego względu, że za wielu ludzi nie miała w swoim życiu, ale to już pozwoliła zostawić sobie. Pozostawała również kwestia jej wątpliwego zawodu, który nie stwarzał zbyt wiele okazji do zawierania nowych znajomości, a Gleipnir… no cóż, lata spędzone w organizacji również zamknęły ją na innych ludzi, gdy żyła ze swoją grupą lub od czasu do czasu spotykała się z innymi członkami.
Bezimienny
Re: 16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & Bezimienny: L. Völsung Czw 23 Lis - 10:16
Uniosła brew w uprzejmym zdziwieniu na jego słowa.
- Nie wygląda pan na kogoś kto mógłby faktycznie popełnić taki błąd. – pozwoliła sobie na tę nieelegancką sugestię, wciąż obłapiając go spojrzeniem, które ledwie wyczuwalnie prześlizgiwało się po przystojnej twarzy, gdy łowczyni analizowała mimikę nieznajomego. - Raczej na kogoś kto doskonale wie z kim ma do czynienia. – dokończyła swój wywód, który oparła raczej na pierwszym spostrzeżeniu i intuicji, którą rzadko posługiwała się w otoczeniu zwykłych ludzi. Mężczyzna jednak zwykłym się nie wydawała, jakby było w nim coś co nakazywało jej przystanąć i się obejrzeć, zainteresować i skupić uwagę właśnie na jego osobie.
Przedziwne uczucie, tak obce i nietypowe.
Bezwolnie uniosła obleczoną w skórzaną rękawiczkę dłoń ku twarzy, chcąc poczuć czy faktycznie zmarzła, ale dopiero, gdy chłodna miękka skóra dotknęła policzka zorientowała się, że schowane przed zimnem palce nie odkryją żadnej prawdy. Mimo tego przesunęła opuszkami po skórze tym samym odgarniając zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Nie, to tylko taka moja uroda. – choć szybko łapała oznaki zimna w postaci rumianych wykwitów zwłaszcza w okolicy twarzy, to w rzeczywistości była doskonale zaprawiona i przygotowana do niskich temperatur. - Jestem przyzwyczajona do takich warunków. – nie tylko była zahartowana przez specyfikę poprzedniej, jak i obecnej pracy, ale i przyzwyczajona od dziecka przez własne ciało, które od zawsze dobrze znosiło chłód pomimo wizualnemu zaprzeczeniu.
- A jak pan sobie radzi z mrozem? – ot doskonały, neutralny temat o pogodzie. - Całkiem przyjemne, zwłaszcza gdy przez ulice przetaczają się kolejne fale ludzi oczarowanych magią świąt. Nie jestem jednak koneserką architektury, ale skłamałabym mówiąc, że nie jest tutaj intrygująco. – przejechała spojrzeniem po otoczeniu, zawieszając chłodny wzrok na kolejnych rzeźbach artystycznie przysypanych bielą, która odbierała nadane im przez rzemieślników kształty. Potrafiła docenić sztukę, jej piękno, ulotność emocji zaklętych w dziele, ale jej zrozumienie kończyło się w momencie, gdy miała o tym opowiadać. O niebo lepiej szło jej doświadczanie sztuki, niż rozprawianie o niej w pięknych słowach. Dlatego ponownie wróciła zainteresowanym spojrzeniem do nieznajomego, obejmując go całą swoją uwagą, a kompletnie zapominając o całej reszcie.
- Nie wygląda pan na kogoś kto mógłby faktycznie popełnić taki błąd. – pozwoliła sobie na tę nieelegancką sugestię, wciąż obłapiając go spojrzeniem, które ledwie wyczuwalnie prześlizgiwało się po przystojnej twarzy, gdy łowczyni analizowała mimikę nieznajomego. - Raczej na kogoś kto doskonale wie z kim ma do czynienia. – dokończyła swój wywód, który oparła raczej na pierwszym spostrzeżeniu i intuicji, którą rzadko posługiwała się w otoczeniu zwykłych ludzi. Mężczyzna jednak zwykłym się nie wydawała, jakby było w nim coś co nakazywało jej przystanąć i się obejrzeć, zainteresować i skupić uwagę właśnie na jego osobie.
Przedziwne uczucie, tak obce i nietypowe.
Bezwolnie uniosła obleczoną w skórzaną rękawiczkę dłoń ku twarzy, chcąc poczuć czy faktycznie zmarzła, ale dopiero, gdy chłodna miękka skóra dotknęła policzka zorientowała się, że schowane przed zimnem palce nie odkryją żadnej prawdy. Mimo tego przesunęła opuszkami po skórze tym samym odgarniając zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Nie, to tylko taka moja uroda. – choć szybko łapała oznaki zimna w postaci rumianych wykwitów zwłaszcza w okolicy twarzy, to w rzeczywistości była doskonale zaprawiona i przygotowana do niskich temperatur. - Jestem przyzwyczajona do takich warunków. – nie tylko była zahartowana przez specyfikę poprzedniej, jak i obecnej pracy, ale i przyzwyczajona od dziecka przez własne ciało, które od zawsze dobrze znosiło chłód pomimo wizualnemu zaprzeczeniu.
- A jak pan sobie radzi z mrozem? – ot doskonały, neutralny temat o pogodzie. - Całkiem przyjemne, zwłaszcza gdy przez ulice przetaczają się kolejne fale ludzi oczarowanych magią świąt. Nie jestem jednak koneserką architektury, ale skłamałabym mówiąc, że nie jest tutaj intrygująco. – przejechała spojrzeniem po otoczeniu, zawieszając chłodny wzrok na kolejnych rzeźbach artystycznie przysypanych bielą, która odbierała nadane im przez rzemieślników kształty. Potrafiła docenić sztukę, jej piękno, ulotność emocji zaklętych w dziele, ale jej zrozumienie kończyło się w momencie, gdy miała o tym opowiadać. O niebo lepiej szło jej doświadczanie sztuki, niż rozprawianie o niej w pięknych słowach. Dlatego ponownie wróciła zainteresowanym spojrzeniem do nieznajomego, obejmując go całą swoją uwagą, a kompletnie zapominając o całej reszcie.
Ivar Soelberg
16.12.2000 – Nimfeum – I. Soelberg & L. Völsung Czw 23 Lis - 10:17
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Para z ust mieszała się w krystalicznie czystym mroźnym powietrzu z poszarpanymi obłokami dymu. Papieros stał się dobrym wyjściem z niezręcznej sytuacji, w której uwikłani nie wiedzieli, co robić dalej? Nigdy nie był przesadnie wylewny w słowach i chociaż śmiałości mu nie brakowało, tak zachowawcze podejście nakreślało pewien schemat, poza który nie wychylał się. Dzisiejsza sytuacja stanowiła wyjątek odrębną kwestią stał się motyw nieumyślnego zainicjowania rozmowy, ot wyrwania obcego człowieka ze sfery marzeń, której kobieta poddawała się do czasu zaczepienia przez Wysłannika.
Bystrość uwagi celnie uderzyła w Soelberga, ten drgnął lekko jakby poruszony tymi słowami, a jednak na jego twarzy wykwitł lekki grymas uśmiechu nieznaczna aprobata dla trafnego spostrzeżenia. Nie znała go wprawdzie, a tak łatwo rozszyfrowała pod tym względem. – Cóż… na co dzień przyznałbym pani rację, bo w rzeczy samej tak jest, lecz dziś z powodów mi nieznanych zupełnie odbiegam od norm, czym wprawiam siebie w zdumienie, a dla pani niewątpliwie stanowię rozrywkę. – Otwartość wypowiedzi kontrastowała z niezobowiązującą postawą mężczyzny wpatrzonego w zimowy pejzaż, mimo iż wzrok towarzyszki rozmowy spoczywał na nim nie odwzajemnił go.
– Czyżby za sprawą specyfiki pracy? – Pochwycił rzuconą przelotnie myśl w szpony ciekaw informacji o nowo poznanej pragnął wyciągnąć z niej wszystko, co istotne, być może rozwiać ewentualne i kryjące się podskórnie wątpliwości. Pamięć bywała zawodna wiedział o tym, doświadczył tego kilkakroć, a jednak tak drobne sprawdzenie wiedzy działało na korzyść pytającego pozwalając mu na rozszerzenie granic wiedzy o drugim człowieku. Horyzont, był elastyczny i możliwy do kształtowania, należało jednak wiedzieć, jak to robić.
– Jeśli mam być szczery, to doskonale. Zima hartuje ciało i ducha, co prawda sen o wiośnie, bywa i owszem rozkoszny, ale nie w mojej naturze tak marzyć i wybiegać w przyszłość, a jak jest z panią? – Konwersacja płynęła swobodnie, bez granic podejrzliwości, jakby zaplanowali to spotkanie, gdyby historia ich znajomości jedynie skrywała się w zakamarkach archiwum pamięci i zakurzona mogła, bez cienia wątpliwości zostać odnaleziona. Niestety tak nie było, a ten stan zawdzięczać mógł prawdopodobnie magicznej jemiole, w jakiej tonął Midgard w czas ten magiczny. – Idealne miejsce na pierwsze spotkanie lub ostatnie, kto co woli. Nie ukrywam, że i zakochani zapewne odnajdują tu spokój, wszak jest tu zacisznie i urokliwie. – Niemal odgryzł sobie język wypowiadając, takie słowa, urok czy ki diabeł?
Rozmowa pomimo szczerych chęci, nie kleiła się - złączeni dziwnym uczuciem przyciągania nie pognali mu na spotkanie, wręcz przeciwnie Soelberg wewnętrznie stonowany powstrzymywał, najmniejszy przejaw emocji, tym samym skutecznie go hamując.
– Do widzenia. – Pożegnanie, było chłodne i obojętne, kobieta straciła dla niego całą swą magię, która doprowadziła do kontaktu, a on sam ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Ivar i Bezimienny z tematu
Bystrość uwagi celnie uderzyła w Soelberga, ten drgnął lekko jakby poruszony tymi słowami, a jednak na jego twarzy wykwitł lekki grymas uśmiechu nieznaczna aprobata dla trafnego spostrzeżenia. Nie znała go wprawdzie, a tak łatwo rozszyfrowała pod tym względem. – Cóż… na co dzień przyznałbym pani rację, bo w rzeczy samej tak jest, lecz dziś z powodów mi nieznanych zupełnie odbiegam od norm, czym wprawiam siebie w zdumienie, a dla pani niewątpliwie stanowię rozrywkę. – Otwartość wypowiedzi kontrastowała z niezobowiązującą postawą mężczyzny wpatrzonego w zimowy pejzaż, mimo iż wzrok towarzyszki rozmowy spoczywał na nim nie odwzajemnił go.
– Czyżby za sprawą specyfiki pracy? – Pochwycił rzuconą przelotnie myśl w szpony ciekaw informacji o nowo poznanej pragnął wyciągnąć z niej wszystko, co istotne, być może rozwiać ewentualne i kryjące się podskórnie wątpliwości. Pamięć bywała zawodna wiedział o tym, doświadczył tego kilkakroć, a jednak tak drobne sprawdzenie wiedzy działało na korzyść pytającego pozwalając mu na rozszerzenie granic wiedzy o drugim człowieku. Horyzont, był elastyczny i możliwy do kształtowania, należało jednak wiedzieć, jak to robić.
– Jeśli mam być szczery, to doskonale. Zima hartuje ciało i ducha, co prawda sen o wiośnie, bywa i owszem rozkoszny, ale nie w mojej naturze tak marzyć i wybiegać w przyszłość, a jak jest z panią? – Konwersacja płynęła swobodnie, bez granic podejrzliwości, jakby zaplanowali to spotkanie, gdyby historia ich znajomości jedynie skrywała się w zakamarkach archiwum pamięci i zakurzona mogła, bez cienia wątpliwości zostać odnaleziona. Niestety tak nie było, a ten stan zawdzięczać mógł prawdopodobnie magicznej jemiole, w jakiej tonął Midgard w czas ten magiczny. – Idealne miejsce na pierwsze spotkanie lub ostatnie, kto co woli. Nie ukrywam, że i zakochani zapewne odnajdują tu spokój, wszak jest tu zacisznie i urokliwie. – Niemal odgryzł sobie język wypowiadając, takie słowa, urok czy ki diabeł?
Rozmowa pomimo szczerych chęci, nie kleiła się - złączeni dziwnym uczuciem przyciągania nie pognali mu na spotkanie, wręcz przeciwnie Soelberg wewnętrznie stonowany powstrzymywał, najmniejszy przejaw emocji, tym samym skutecznie go hamując.
– Do widzenia. – Pożegnanie, było chłodne i obojętne, kobieta straciła dla niego całą swą magię, która doprowadziła do kontaktu, a on sam ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Ivar i Bezimienny z tematu