:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova
2 posters
Bezimienny
04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 9:58
04.01.2001
Przez trzy lata przywykła do czerwonej miękkości światła w głównej sali. Przywykła też do miejsca, w którym przyszło jej pracować. Było ono o tyle wygodne, że osób, z którymi zwykle miała okazję się stykać, nie było w ogóle stać na to, żeby wejść do środka, a co dopiero wiedzieć o tym miejscu. A nawet jeśli jakimś cudem trafiała na kogoś zamożniejszego i wymieniała z nim kilka słów, to i tak szybko o niej zapominał i nie rozpoznawał jej w tancerce, która przewijała się gdzieś w tle dla lubieżnych zabaw. Mało kto przyglądał się jej dokładniej, woląc chłonąć obraz jej poruszającego się ciała i miękkich ruchów w rytm muzyki, niż skupiać się na twarzy. Jakież było jej zdziwienie, kiedy ktoś faktycznie jej się przyjrzał. Stalowe spojrzenie, w którym mogła dostrzec rozpoznanie, nawet jeśli stała na scenie i była w trakcie pracy, sprawiało, że czuła się niekomfortowo. Nie mogła tego jednak okazać. Nie w czasie pracy. Odepchnęła ze swoich myśli obraz mężczyzny, który niedługo potem opuścił przybytek i tańczyła dalej. Do końca swojej zmiany, która następowała ledwie kilka utworów później.
Zdążyła wyrzucić z myśli obraz kruczego strażnika, który ją rozpoznał. Pewnie i tak na niego więcej nie trafi, a nawet jeśli, to najpewniej nie przyzna się on do znajomości z nią. Wątpiła, żeby którykolwiek z klientów Besettelse miał się przyznać do znajomości obsługi tego przybytku. Byli czymś, co miało pozostać słodką tajemnicą przed resztą świata. Wyszła więc spokojnie na zewnątrz i bez zmieniania trasy szła najkrótszą możliwą drogą do domu. W porównaniu do skąpego stroju jeszcze sprzed chwili teraz była opatulona swoimi ubraniami, chcąc schronić się przed mrozem zimowej nocy.
Mężczyznę zauważyła dopiero po chwili. Speszona sytuacją, w jakiej się aktualnie znaleźli, nie bardzo wiedziała, co zrobić. Minąć go bez słowa, czy jednak się przywitać i próbować porozmawiać? Nie sądziła, że ktoś, kogo poznała, mógłby wpaść do miejsca jej drugiej pracy i jeszcze ją tam rozpoznać. Tym bardziej że nie wydawał się osobą, która by zaglądała do tego typu przybytków. Cóż, pozory mogły mylić, w końcu był mężczyzną, niezamężnym, do tego jeszcze kruczym strażnikiem, których przecież w tym przybytku się trochę przewijało i najwyraźniej na tyle dobrze sytuowanym, żeby w ogóle wiedzieć o tym, co znajduje się pod galerią i jeszcze mieć tam swobodny wstęp. Nie zachwycało jej to, jednak nie miała przecież nic do gadania odnośnie tego, kto był wpuszczany, czy kto oglądał występy. Zapewne jeszcze wiele razy zdarzy się taki przypadek. Trzeba było przywyknąć. I tak aż dziw, że to wydarzyło się dopiero po tylu latach, odkąd pracuje w tym przybytku.
— Dobry wieczór. — Odezwała się cicho, nie chcąc zakłócać nocy i uznając, że zignorowanie go może być troszeczkę niegrzeczne. Przecież rozwiązał sprawę zamordowania jej przyjaciółki, był miły. Troskliwy i opiekuńczy, chociaż czy tego nie wymagała akurat jego praca? Może zachowywał się tak, ponieważ była świadkiem, do tego wystraszonym? Nie miała pojęcia, jednak dobre wychowanie, które próbowała wbić jej do głowy matka, przeważyło nad niezręcznością, jaką czuła widząc mężczyznę. Mimo to starczyło go tylko na tyle, żeby się przywitać. Nie zamierzała się zatrzymać, czy zachęcać go do rozmowy, bo o czym mieli rozmawiać? "Jak podobał się występ?"; "Ładną mamy pogodę, nieprawdaż?", albo jeszcze jakieś inne zdanie, które ociekałoby wręcz niezręcznością i brakiem taktu? Nie wiedziała, jak się zachować, więc po prostu próbowała jakkolwiek wyminąć niedogodność rozmowy z nim i najzwyczajniej w świecie po prostu przejść obok niego i dalej iść do domu. Bo co innego jej pozostało? Przecież nie ucieknie i nie będzie szła naokoło, tracąc przy tym czas, w którym mogła się przespać przed następną robotą.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Kłąb pary unosił się wolno w zimowym mroźnym powietrzu. Mury i zabudowania chroniły wewnętrzne miasto przed przenikliwym północnym wiatrem. Stał pozornie bezruchu skryty na skraju cienia i chybotliwego światła rzucanego przez uliczną latarnię. Oczko papierosa rozbłyskało, co jakiś czas rozświetlając na moment zarys twarzy skrytej w cieniu. Biała trucizna, kiedyś go wykończy, lecz jeszcze nie dziś. Świadom jak zdradliwy był to nałóg, coraz częściej rozważał całkowite rzucenie go. Być może dla zwykłego galarda byłoby to, coś w rodzaju postanowienia noworocznego, może prywatne wyzwanie, jednak on nie odbierał tego w ten sposób. Gdyby chciał odstawiłby papierosy z dnia na dzień. Nie robiąc przy tym zbędnego szumu w poszukiwaniu poklasku. Jednakże praca opierająca się często na długich godzinach oczekiwania, związana ze stresem, czasem motywującym, czasem spędzającym sen z powiek, przepełniona podobnymi jemu ludźmi uzależnionymi, poniekąd sama wciskała w dłonie paczkę fajek. Nie usprawiedliwiał się, nigdy takim rozwiązaniem, znał to z historii zasłyszanych w kuluarach kruczej komendy. On czuł się w tym inny. Gdyby musiał grać pod przykrywką osobę niepalącą, zrobiłby to. Rzucając z nałogiem, bez cienia żalu. Musiał zdecydować.
Stłamszony między kciukiem, a palcem wskazującym pet został potraktowany z największą wzgardą, gdy stanowczy ruch dłoni skierował go na zaśnieżony daszek śmietnika gasząc z ostatnim tchnieniem. Odetchnął wciągając mroźne powietrze.
Miał zamiar poczekać jeszcze kwadrans, nim zdecyduje się odejść. Siła przyzwyczajenia pchała go ku tej rozmowie, z której nie wynikałoby wiele więcej, niż z tego co kobieta mogłaby przeczytać w gazetach, lecz coś sprawiało, że chciał przekazać wieści osobiście. Dziwnie się te losy plotą…
Zajęty obserwacja kolejnej osoby plątaninie sylwetek niemal zatracił pierwotny cel zwłaszcza w podziemiach, tak przecież dobrze ukrytymi przed światem zewnętrznym. Gdyby nie to, że miał bilecik wstępu, niegdyś podarowany, musiałby czekać na swoją rybkę na zewnątrz świadom, że cel może zostać, dopóty będzie chciał i nikt go nie pogoni, dopóki płaci.
Osobiście miał pejoratywny stosunek do miejsc takich, jak to. Tym śmieszniej, że znał kilka osób, które znalazły schronienie w tym przybytku. Chyba nie wyszło im to na szkodę. Świadom, że lokal był odwiedzany przez klasę zamożniejszą i ludzi lubiących szastać gotówką. Uśmiechnął się kwaśno. Nic nie mógł więcej zrobić, bez nakazu, bez twardych dowodów, gdyby nie miał bilecika, odbiłby się od drzwi, mimo swojej profesji i możliwości. To było irytujące, ale nie aż tak bardzo, jakby można było sądzić.
Zadowolony tym, co chciał zrobić, był szczerze zaskoczony, gdy kątem oka dostrzegł znajomy rys twarzy. Przyciągnęła jego spojrzenie ruchami ciała, a on miał nieodparte wrażenie, jakby właśnie znalazł się w ponurym i niezbyt zabawnym śnie. Widział dwie inne osoby w jednym ciele, to był zdumiewający widok, acz jego zaskoczenie trwało mniej niż pół minuty, przywykł do gorszych obrazków. Chociaż wychodząc uśmiechał się z lekką drwiną wymierzoną w swoją naiwność w ocenie. Cóż sam sobie był winien. Skromna kucharka z sierocińca, jaką poznał podczas wykonywania pracy, okazywała się również tancerką w domu rozkoszy. A nic tego nie zdradzało, wręcz przeciwnie, typ cichej myszki, raczej sumiennie wykonującej swoje obowiązki i nie przeszkadzającej nikomu.
– Dobry wieczór – odparł, machinalnie patrząc na sylwetkę opatulonej dziewczyny. – Pozwól ze mną. – Wydane polecenie, było bardziej prośbą, ale w jego ustach nawet słowo „proszę” brzmi jak rozkaz. Wchodząc po stopniach wieży milczał, a gdy wspięli się na sam jej szczyt powitali ich wartownicy. Tym skinął głową – znał ich, odeszli bez słowa. Oparł się przedramionami o drewnianą balustradę fortyfikacji i spojrzał na miasto.
Stłamszony między kciukiem, a palcem wskazującym pet został potraktowany z największą wzgardą, gdy stanowczy ruch dłoni skierował go na zaśnieżony daszek śmietnika gasząc z ostatnim tchnieniem. Odetchnął wciągając mroźne powietrze.
Miał zamiar poczekać jeszcze kwadrans, nim zdecyduje się odejść. Siła przyzwyczajenia pchała go ku tej rozmowie, z której nie wynikałoby wiele więcej, niż z tego co kobieta mogłaby przeczytać w gazetach, lecz coś sprawiało, że chciał przekazać wieści osobiście. Dziwnie się te losy plotą…
Zajęty obserwacja kolejnej osoby plątaninie sylwetek niemal zatracił pierwotny cel zwłaszcza w podziemiach, tak przecież dobrze ukrytymi przed światem zewnętrznym. Gdyby nie to, że miał bilecik wstępu, niegdyś podarowany, musiałby czekać na swoją rybkę na zewnątrz świadom, że cel może zostać, dopóty będzie chciał i nikt go nie pogoni, dopóki płaci.
Osobiście miał pejoratywny stosunek do miejsc takich, jak to. Tym śmieszniej, że znał kilka osób, które znalazły schronienie w tym przybytku. Chyba nie wyszło im to na szkodę. Świadom, że lokal był odwiedzany przez klasę zamożniejszą i ludzi lubiących szastać gotówką. Uśmiechnął się kwaśno. Nic nie mógł więcej zrobić, bez nakazu, bez twardych dowodów, gdyby nie miał bilecika, odbiłby się od drzwi, mimo swojej profesji i możliwości. To było irytujące, ale nie aż tak bardzo, jakby można było sądzić.
Zadowolony tym, co chciał zrobić, był szczerze zaskoczony, gdy kątem oka dostrzegł znajomy rys twarzy. Przyciągnęła jego spojrzenie ruchami ciała, a on miał nieodparte wrażenie, jakby właśnie znalazł się w ponurym i niezbyt zabawnym śnie. Widział dwie inne osoby w jednym ciele, to był zdumiewający widok, acz jego zaskoczenie trwało mniej niż pół minuty, przywykł do gorszych obrazków. Chociaż wychodząc uśmiechał się z lekką drwiną wymierzoną w swoją naiwność w ocenie. Cóż sam sobie był winien. Skromna kucharka z sierocińca, jaką poznał podczas wykonywania pracy, okazywała się również tancerką w domu rozkoszy. A nic tego nie zdradzało, wręcz przeciwnie, typ cichej myszki, raczej sumiennie wykonującej swoje obowiązki i nie przeszkadzającej nikomu.
– Dobry wieczór – odparł, machinalnie patrząc na sylwetkę opatulonej dziewczyny. – Pozwól ze mną. – Wydane polecenie, było bardziej prośbą, ale w jego ustach nawet słowo „proszę” brzmi jak rozkaz. Wchodząc po stopniach wieży milczał, a gdy wspięli się na sam jej szczyt powitali ich wartownicy. Tym skinął głową – znał ich, odeszli bez słowa. Oparł się przedramionami o drewnianą balustradę fortyfikacji i spojrzał na miasto.
Bezimienny
Ile masek mogła mieć jedna osoba? I ile z nich mogło wyglądać realistycznie? Osobiście posiadała wiele twarzy i chociaż każda pokazywała jakiś fragment jej osobowości, to jednocześnie była tylko fragmentem z popękanego lustra. Rzadko kiedy pokazywała całość. Tak nawykła do ukrywania przed innymi różnych faktów z własnego życia, że mało kto miał w rękach wszystkie kawałki układanki. I zdecydowanie nie odpowiadało jej to, że Ivar złapał dwa tak od siebie różne fragmenty, które aż kuły w oczy niedopasowaniem. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział o tych częściach jej życia jednocześnie. Było to dla niej niekomfortowe. Jakby ktoś przeczesywał jej futro pod włos, albo drapał po szkolnej tablicy, wydobywając z niej nieprzyjemny, wręcz nieznośny dla uszu pisk. Czuła się niepewnie tracąc kontrolę nad tym kto, o czym się dowiadywał na jej temat.
Może jednak powinna była minąć go bez słowa. A najlepiej w ogóle szerokim łukiem, żeby go uniknąć i nie musieć wchodzić z nim w interakcje. Było jednak za późno, przywitała się i nie zdążyła odejść na tyle szybko, żeby nie zdążył jej zatrzymać. Iskra irytacji zabłysła w jej wnętrzu, przedostając się również i do stłumionego błysku gdzieś na dnie oczu, kiedy padło polecenie bardziej brzmiące jak rozkaz niż jak prośba. Ochota, by się zbuntować i udać, że go nie słyszała, by po prosu pójść dalej, uniosła się w niej, jednak nie posłuchała tej dziecinnej złośliwości, która czasem się w niej odzywała. Rzuciła jedynie ponure, niezbyt zadowolone spojrzenie na plecy mężczyzny, który już właził po schodach. Szczerze, po zmianie w Besettelse nie miała ochoty, żeby jeszcze wysilać się i włazić po tylu stopniach. Chwilę się wahała, jednak ostatecznie ruszyła za nim, nie będąc pewną, czy ignorowanie go nie ugryzie jej potem w zadek. Wolała unikać problemów, a on mógł narobić jej ich całkiem sporo, jeśli zdecydowałaby się nie współpracować. Miała tylko nadzieję, że podążenie za nim nie okaże się błędem. Odruchowo trzymała się na dystans, więc kiedy weszli na samą górę, nie skopiowała jego postawy i nie oparła się o barierkę, by wykorzystać okazję i popatrzeć na nocny widok miasta z góry. W mniej niepewnej dla niej sytuacji być może by się rozluźniła i faktycznie pozachwycała się widokiem. Być może nawet wychyliłaby się przez barierkę, żeby zobaczyć, jak wysoko wleźli i dając północnemu wiatrowi swobodnie zabawić się kosmykami jej rozpuszczonych włosów. Nie miała siły liczyć schodów, kiedy wlokła się za Ivarem, więc ocenienie wysokości w ten sposób odpadało. Zamiast swobodnego podejścia, przeczekała, aż strażnicy z warty znikną jej z oczu i oparła się o ścianę oddzielającą ich od schodów, pozostając w cieniu i jednocześnie zaplatając ręce na piersi w postawie zamkniętej. Nie wiedząc, na co się przygotować najzwyczajniej w świecie założyła, że nie będzie to przyjemne spotkanie, więc wycofywała się starając się być ostrożną z tym co mówi i robi. W oczach przebłyskiwała jej nieufność.
— Całkiem niezły widok stąd macie. — Stwierdziła spokojnie, jednak było gdzieś w jej głosie czuć nutę niepewności spowodowanej jego milczeniem i nagłym zaciągnięciem w takie miejsce. Trzymała się neutralnych tematów, uznając, że wyskoczenie z pytaniem, czy wciągnięcie jej na górę miało jakiś cel, czy był to tylko jego aktualny kaprys, nie będzie rozsądne. Pasywna agresja słowna wobec kruczego mogłaby być nastąpieniem mu na odcisk. Przecież nie znała go na tyle, żeby wiedzieć, gdzie są jego granice i na jak wiele może sobie pozwolić. Jej spojrzenie przesunęło się po barierce, a umysł na chwilę odpłynął do rozważania, czy w postaci pantery wygodne byłoby po niej spacerować. Nie, żeby miała zamiar przemieniać się w samym środku miasta. Nic dobrego by to nie przyniosło, jedynie czasami nachodziły ją rozmyślania, jak by to było poruszać się po terenie zabudowanym w postaci wielkiego kota. Była pewna, że odnalazłaby dosyć wygodne skróty pomiędzy różnymi lokalizacjami. Nigdy jednak nie przekona się, czy faktycznie ma rację. Konsekwencje przeważały ewentualne korzyści, więc grzecznie przemieniała się jedynie z dala od ludzkich oczu.
Może jednak powinna była minąć go bez słowa. A najlepiej w ogóle szerokim łukiem, żeby go uniknąć i nie musieć wchodzić z nim w interakcje. Było jednak za późno, przywitała się i nie zdążyła odejść na tyle szybko, żeby nie zdążył jej zatrzymać. Iskra irytacji zabłysła w jej wnętrzu, przedostając się również i do stłumionego błysku gdzieś na dnie oczu, kiedy padło polecenie bardziej brzmiące jak rozkaz niż jak prośba. Ochota, by się zbuntować i udać, że go nie słyszała, by po prosu pójść dalej, uniosła się w niej, jednak nie posłuchała tej dziecinnej złośliwości, która czasem się w niej odzywała. Rzuciła jedynie ponure, niezbyt zadowolone spojrzenie na plecy mężczyzny, który już właził po schodach. Szczerze, po zmianie w Besettelse nie miała ochoty, żeby jeszcze wysilać się i włazić po tylu stopniach. Chwilę się wahała, jednak ostatecznie ruszyła za nim, nie będąc pewną, czy ignorowanie go nie ugryzie jej potem w zadek. Wolała unikać problemów, a on mógł narobić jej ich całkiem sporo, jeśli zdecydowałaby się nie współpracować. Miała tylko nadzieję, że podążenie za nim nie okaże się błędem. Odruchowo trzymała się na dystans, więc kiedy weszli na samą górę, nie skopiowała jego postawy i nie oparła się o barierkę, by wykorzystać okazję i popatrzeć na nocny widok miasta z góry. W mniej niepewnej dla niej sytuacji być może by się rozluźniła i faktycznie pozachwycała się widokiem. Być może nawet wychyliłaby się przez barierkę, żeby zobaczyć, jak wysoko wleźli i dając północnemu wiatrowi swobodnie zabawić się kosmykami jej rozpuszczonych włosów. Nie miała siły liczyć schodów, kiedy wlokła się za Ivarem, więc ocenienie wysokości w ten sposób odpadało. Zamiast swobodnego podejścia, przeczekała, aż strażnicy z warty znikną jej z oczu i oparła się o ścianę oddzielającą ich od schodów, pozostając w cieniu i jednocześnie zaplatając ręce na piersi w postawie zamkniętej. Nie wiedząc, na co się przygotować najzwyczajniej w świecie założyła, że nie będzie to przyjemne spotkanie, więc wycofywała się starając się być ostrożną z tym co mówi i robi. W oczach przebłyskiwała jej nieufność.
— Całkiem niezły widok stąd macie. — Stwierdziła spokojnie, jednak było gdzieś w jej głosie czuć nutę niepewności spowodowanej jego milczeniem i nagłym zaciągnięciem w takie miejsce. Trzymała się neutralnych tematów, uznając, że wyskoczenie z pytaniem, czy wciągnięcie jej na górę miało jakiś cel, czy był to tylko jego aktualny kaprys, nie będzie rozsądne. Pasywna agresja słowna wobec kruczego mogłaby być nastąpieniem mu na odcisk. Przecież nie znała go na tyle, żeby wiedzieć, gdzie są jego granice i na jak wiele może sobie pozwolić. Jej spojrzenie przesunęło się po barierce, a umysł na chwilę odpłynął do rozważania, czy w postaci pantery wygodne byłoby po niej spacerować. Nie, żeby miała zamiar przemieniać się w samym środku miasta. Nic dobrego by to nie przyniosło, jedynie czasami nachodziły ją rozmyślania, jak by to było poruszać się po terenie zabudowanym w postaci wielkiego kota. Była pewna, że odnalazłaby dosyć wygodne skróty pomiędzy różnymi lokalizacjami. Nigdy jednak nie przekona się, czy faktycznie ma rację. Konsekwencje przeważały ewentualne korzyści, więc grzecznie przemieniała się jedynie z dala od ludzkich oczu.
Ivar Soelberg
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Wiatr tu na górze dawał o sobie znać gwałtownymi przenikliwymi podmuchami, lecz widok na nocne miasto rozświetlone żółtawą poświatą, był niezwykle pociągający. I nie odrywał się od krawędzi przy, której stał. Jakby zapomniał na chwilę o obecności Rosjanki, ignorując ją. Niespecjalnie spieszyło mu się z podjęciem dialogu, który mógłby być uznany za konieczny jeśli się wyciąga praktycznie obcą osobę na szczyt wieży obserwacyjnej i kradnie cenne sekundy z życia po pracy. Ponownie uśmiechnął się kwaśno na wspomnienie pracy, jaką wykonywała. Odwrócony tyłem, tak że widziała jedynie zarys pleców, mógł sobie pozwolić na takie grymasy, bez konsekwencji. Nie chciał jej urazić. A wiedział, że to zaskoczenie, jakiego doznał mogłoby przemknąć w rozmowie i zostać potraktowane, jako coś, czego nie chciał, aby odczuwała. Westchnął cicho. Nim oderwał się od drewnianej krawędzi fortyfikacji.
Spojrzenie szarych oczu, w tym świetle niemal ciemnych, było pozbawione łagodności, jaką zastała w nich, gdy spotkali się po raz pierwszy. Obraz tamtego człowieka przejawiał się, gdy podświadomie czuł, że sytuacja tego wymaga. Potrafił się nagiąć, ustąpić, dopasować. Empatia i wrażliwość nie były mu obce, czy jednak zawsze pomocne? W zawodzie, jaki wykonywał musiał odnaleźć balans, by nie przeginać, w żadną ze stron. Aby być dobrym wysłannikiem czasem należało pozbawić się cech, które nas osłabiają. „Dla większego dobra”, czy innych patetycznie brzmiących sloganów, jakimi zaśmiecano od wieków umysły kruczych. Stał przed nią w pełni świadom, że to, co widział, było tajemnicą. Zamkniętymi drzwiami, które stanowiły pewną granicę. Pomiędzy tym, co chciała, aby było widoczne, a tym, co miało zostać ukryte. Wątpił, bowiem by się tym chełpiła i rozpowiadała wokół. Nie taką ją poznał, nie taką pamiętał ze strzępków rozmów, jakie prowadził z nią podczas rutynowej rozmowy. Mogła grać, udawać i zwodzić, lecz nie był naiwny i kłam przejrzałby, chociaż czy to aż tak wiele dla niego znaczyło, co robi?
Potarł w zamyśleniu brew i patrzył na kobietę. Ubrana tak szczelnie, że praktycznie kawałka nagiej skóry nie było widać stanowiła istne przeciwieństwo, tego co zastał w podziemiach. Wyrzucając obraz ten natrętny z pamięci, chciał zabrać głos, przerwać cisze jaka zapadła, lecz ubiegła go, a rozchylone w niemym pytaniu usta uśmiechnęły się jedynie, słabo i bez przekonania.
– To prawda. – Odpowiada po kilku sekundach milczenia. Nie patrząc nawet na obraz za nim. Ciągle lustrując pannę Morozov szukając w jej postawie odpowiedzi na pytania, jakie zaczęły go prześladować. Widział, że gdy odejdzie i zniknie zupełnie z jego pola widzenia przestanie się nimi zadręczać, teraz jedynie chciał zająć czymś umysł.
– Zapewne o tym słyszałaś, ale chciałem oficjalnie poinformować, że Krucza Straż jest ci wdzięczna za pomoc. Poszukiwany trafił już do aresztu i zostanie osądzony. – Suche fakty, o jakich mogła przeczytać w gazecie, nic nadzwyczajnego, ot tylko słowa oficera, który w jej oczach mógł być skrępowany i celowo odwraca jej uwagę. Tak jednak nie było, acz Soelberg nie miał, jak temu zaprzeczyć.
– Jak się czujesz? – Pytanie uderzało w strefę komfortu psychicznego, a ten jak się teraz domyślał po zdemaskowaniu tajemnicy, jaką skrywała, mógł się mieć nie najlepiej słowami uderzał bardziej podświadomie do kucharki z sierocińca, niż do tancerki. Tej drugiej nie znał. Była mu obca.
Spojrzenie szarych oczu, w tym świetle niemal ciemnych, było pozbawione łagodności, jaką zastała w nich, gdy spotkali się po raz pierwszy. Obraz tamtego człowieka przejawiał się, gdy podświadomie czuł, że sytuacja tego wymaga. Potrafił się nagiąć, ustąpić, dopasować. Empatia i wrażliwość nie były mu obce, czy jednak zawsze pomocne? W zawodzie, jaki wykonywał musiał odnaleźć balans, by nie przeginać, w żadną ze stron. Aby być dobrym wysłannikiem czasem należało pozbawić się cech, które nas osłabiają. „Dla większego dobra”, czy innych patetycznie brzmiących sloganów, jakimi zaśmiecano od wieków umysły kruczych. Stał przed nią w pełni świadom, że to, co widział, było tajemnicą. Zamkniętymi drzwiami, które stanowiły pewną granicę. Pomiędzy tym, co chciała, aby było widoczne, a tym, co miało zostać ukryte. Wątpił, bowiem by się tym chełpiła i rozpowiadała wokół. Nie taką ją poznał, nie taką pamiętał ze strzępków rozmów, jakie prowadził z nią podczas rutynowej rozmowy. Mogła grać, udawać i zwodzić, lecz nie był naiwny i kłam przejrzałby, chociaż czy to aż tak wiele dla niego znaczyło, co robi?
Potarł w zamyśleniu brew i patrzył na kobietę. Ubrana tak szczelnie, że praktycznie kawałka nagiej skóry nie było widać stanowiła istne przeciwieństwo, tego co zastał w podziemiach. Wyrzucając obraz ten natrętny z pamięci, chciał zabrać głos, przerwać cisze jaka zapadła, lecz ubiegła go, a rozchylone w niemym pytaniu usta uśmiechnęły się jedynie, słabo i bez przekonania.
– To prawda. – Odpowiada po kilku sekundach milczenia. Nie patrząc nawet na obraz za nim. Ciągle lustrując pannę Morozov szukając w jej postawie odpowiedzi na pytania, jakie zaczęły go prześladować. Widział, że gdy odejdzie i zniknie zupełnie z jego pola widzenia przestanie się nimi zadręczać, teraz jedynie chciał zająć czymś umysł.
– Zapewne o tym słyszałaś, ale chciałem oficjalnie poinformować, że Krucza Straż jest ci wdzięczna za pomoc. Poszukiwany trafił już do aresztu i zostanie osądzony. – Suche fakty, o jakich mogła przeczytać w gazecie, nic nadzwyczajnego, ot tylko słowa oficera, który w jej oczach mógł być skrępowany i celowo odwraca jej uwagę. Tak jednak nie było, acz Soelberg nie miał, jak temu zaprzeczyć.
– Jak się czujesz? – Pytanie uderzało w strefę komfortu psychicznego, a ten jak się teraz domyślał po zdemaskowaniu tajemnicy, jaką skrywała, mógł się mieć nie najlepiej słowami uderzał bardziej podświadomie do kucharki z sierocińca, niż do tancerki. Tej drugiej nie znał. Była mu obca.
Bezimienny
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:00
Przy zimniejszych podmuchach kuliła się trochę, próbując utrzymać ciepło, niepewna ile będą tak stali, zanim kruczy zechce się odezwać. Tak, jak zwykle cisza była dla niej lekka i otulała ją niczym stara przyjaciółka, tak teraz wisiała nad nimi, w jej odczuciu, ciężko. Pełna pytań bez odpowiedzi i domysłów, dusząc i wprawiając w niepewność. Wahała się, którą maskę przybrać, której osoby oczekiwał przed sobą, wpatrując się w szerokie plecy mężczyzny przed nią i czekając na jego ruch.
Jego spojrzenie tym razem przeszywało. Nie było w nim nic z tamtego, które poznała wcześniej. Sam miał maski, czy może było to spowodowane sytuacją sprzed chwili? Mogła tylko snuć domysły, a i one nie miały na czym być podparte. Nie wiedziała, jak zachowywał się na co dzień. W Besettelse widziała go raczej również pierwszy raz. A przynajmniej nie przypominała sobie, żeby już kiedyś się tam kręcił. Obserwowała go pewna, że nie rozgryzie tego. Miała za mało informacji, żeby faktycznie jej się to udało. Pozostawało robić założenia, a te prowadziły jedynie do tworzenia kolejnych i kolejnych wersji możliwości, więc lepiej było zarzucić te próby. nawet gdyby miał mieć jej za złe nie wspomnienie o tym drobnym fakcie z jej życia, to przecież nie miało to nijak wpływu na śledztwo, które prowadził. A ona sama była zobowiązana umową, żeby milczeć. Oficjalnie pracowała na kompletnie innym stanowisku i do tego w galerii.
Jej postawa sama w sobie nie chciała odpowiadać na pytania, które kłębiły się po głowie oficera. Raczej jedynie mogła utwierdzić w przekonaniu, że łatwo wszystkich odpowiedzi by nie zdobył. Duśka nie była typem osoby, która mówiłaby o sobie dużo pierwszej napotkanej osobie, która wydawałaby się w porządku. Z resztą i co do tego miała odrobinę wątpliwości w przypadku Ivara, skoro widziała go w miejscu swojej drugiej pracy.
— Słyszałam. Nic wielkiego nie zrobiłam. Raczej każdy zgłosiłby coś takiego Kruczej Straży. Cieszę się jednak, że ta osoba została już złapana. — Stwierdziła trochę zbita z tropu. Jeśli to właśnie zamierzał zrobić, to udało mu się to całkiem nieźle. Nie sądziła, że po to by ją ciągał na ubocze, a jednak zaczął od neutralnego tematu. Owijał w bawełnę, czy nie miał zamiaru w ogóle poruszać sytuacji z Besettelse? Współpraca z kruczymi była jedyną rzeczą, którą mogła zrobić dla martwej znajomej. Poza tym, nie podobało jej się, że po mieście lata kolejny szaleniec, który porywa i krzywdzi innych. Co gdyby trafił na jej siostrę? Nie mogła zignorować sprawy i utrudniać tym samym śledztwa, jeśli miała jakieś informacje mogące jakkolwiek pomóc. Z resztą, we własnej ocenie, nie była zbyt przydatna poza tym, że zgłosiła morderstwo, co prędzej, czy później ktoś i tak by zrobił.
Pytanie, które zadał zostało przywitane ledwie widocznym pytaniem w jej oczach. Nie była pewna, do której sytuacji się odnosił. Chwila wahania poprzedziła rozchylenie ust i jej odpowiedź. Zdecydowała się trzymać tematu, jaki już wcześniej narzucił, więc pozostała przy masce kucharki z sierocińca.
— Jakoś sobie radzę. Czasami nie dociera do mnie, że jej już nie ma. Mam nadzieję, że chociaż po śmierci nie tuła się po tej stronie, tylko przeszła dalej. Tym bardziej, że osoba, która jej to zrobiła, została złapana. — Wzruszenie ramionami miało zbagatelizować kwestię jej samopoczucia. Nie pierwszy trup, jakiego widziała w życiu, jednak do tego nie miała zamiaru się przyznawać wprost. Lita przynajmniej miała w miarę czystą śmierć. W porównaniu do śmierci Siergieja Morozova oczywiście. Zamordowana kobieta miała jeszcze sporo życia przed sobą i Dusi było żal, że tak młoda, dobra osoba odeszła, jednak również nie miała czasu, żeby dać się tym przytłoczyć. Jej dni były w większości załadowane zajęciami, które skutecznie zajmowały jej myśli przed dryfowaniem w kierunku rozmyślań o martwych.
Jego spojrzenie tym razem przeszywało. Nie było w nim nic z tamtego, które poznała wcześniej. Sam miał maski, czy może było to spowodowane sytuacją sprzed chwili? Mogła tylko snuć domysły, a i one nie miały na czym być podparte. Nie wiedziała, jak zachowywał się na co dzień. W Besettelse widziała go raczej również pierwszy raz. A przynajmniej nie przypominała sobie, żeby już kiedyś się tam kręcił. Obserwowała go pewna, że nie rozgryzie tego. Miała za mało informacji, żeby faktycznie jej się to udało. Pozostawało robić założenia, a te prowadziły jedynie do tworzenia kolejnych i kolejnych wersji możliwości, więc lepiej było zarzucić te próby. nawet gdyby miał mieć jej za złe nie wspomnienie o tym drobnym fakcie z jej życia, to przecież nie miało to nijak wpływu na śledztwo, które prowadził. A ona sama była zobowiązana umową, żeby milczeć. Oficjalnie pracowała na kompletnie innym stanowisku i do tego w galerii.
Jej postawa sama w sobie nie chciała odpowiadać na pytania, które kłębiły się po głowie oficera. Raczej jedynie mogła utwierdzić w przekonaniu, że łatwo wszystkich odpowiedzi by nie zdobył. Duśka nie była typem osoby, która mówiłaby o sobie dużo pierwszej napotkanej osobie, która wydawałaby się w porządku. Z resztą i co do tego miała odrobinę wątpliwości w przypadku Ivara, skoro widziała go w miejscu swojej drugiej pracy.
— Słyszałam. Nic wielkiego nie zrobiłam. Raczej każdy zgłosiłby coś takiego Kruczej Straży. Cieszę się jednak, że ta osoba została już złapana. — Stwierdziła trochę zbita z tropu. Jeśli to właśnie zamierzał zrobić, to udało mu się to całkiem nieźle. Nie sądziła, że po to by ją ciągał na ubocze, a jednak zaczął od neutralnego tematu. Owijał w bawełnę, czy nie miał zamiaru w ogóle poruszać sytuacji z Besettelse? Współpraca z kruczymi była jedyną rzeczą, którą mogła zrobić dla martwej znajomej. Poza tym, nie podobało jej się, że po mieście lata kolejny szaleniec, który porywa i krzywdzi innych. Co gdyby trafił na jej siostrę? Nie mogła zignorować sprawy i utrudniać tym samym śledztwa, jeśli miała jakieś informacje mogące jakkolwiek pomóc. Z resztą, we własnej ocenie, nie była zbyt przydatna poza tym, że zgłosiła morderstwo, co prędzej, czy później ktoś i tak by zrobił.
Pytanie, które zadał zostało przywitane ledwie widocznym pytaniem w jej oczach. Nie była pewna, do której sytuacji się odnosił. Chwila wahania poprzedziła rozchylenie ust i jej odpowiedź. Zdecydowała się trzymać tematu, jaki już wcześniej narzucił, więc pozostała przy masce kucharki z sierocińca.
— Jakoś sobie radzę. Czasami nie dociera do mnie, że jej już nie ma. Mam nadzieję, że chociaż po śmierci nie tuła się po tej stronie, tylko przeszła dalej. Tym bardziej, że osoba, która jej to zrobiła, została złapana. — Wzruszenie ramionami miało zbagatelizować kwestię jej samopoczucia. Nie pierwszy trup, jakiego widziała w życiu, jednak do tego nie miała zamiaru się przyznawać wprost. Lita przynajmniej miała w miarę czystą śmierć. W porównaniu do śmierci Siergieja Morozova oczywiście. Zamordowana kobieta miała jeszcze sporo życia przed sobą i Dusi było żal, że tak młoda, dobra osoba odeszła, jednak również nie miała czasu, żeby dać się tym przytłoczyć. Jej dni były w większości załadowane zajęciami, które skutecznie zajmowały jej myśli przed dryfowaniem w kierunku rozmyślań o martwych.
Ivar Soelberg
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:00
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Drobne pozornie nieistotne skrawki układanki, bywały często lekceważone przez postronnych, tych którzy nie mieli bezpośredniego kontaktu z całą sprawą. Spotykał się z tym już nie raz w swojej karierze i nie oceniał z góry tych ludzi, dla nich to były pozornie nieistotne fakty z życia, które komuś takiemu jak Soelberg mogły zdradzić bardzo dużo i wpłynąć na przebieg prowadzonej sprawy. Stąd uznał za stosowne zakomunikowanie o tym kobiecie, być może dalej do niej nie docierało, to z czym się zetknęła, a może wypierała tę sytuację, nie zamierzał zgłębiać jej myśli i odczuć, chciał porozmawiać chwilę, ot tyle.
Oczywiście przypadek sprawił, że mieli przed sobą odkryte karty i nieumyślnie wysłannik poznał tajemnicę kobiety, co sprawiało, że jej postać poczęła nabierać kolorów, gdy dotychczas tonęła w palecie szarości. Myśli te, wcale nie uśmiechały się oficerowi, wręcz przeciwnie podejrzewał, że łatwiejszą rozmowę przeprowadziłby, nie wiedząc o tym co zobaczył, mógł i owszem zwalić winę za te myśli, tak przecież odbiegające od charakteru ich relacji, czy też bardziej współpracy na przepracowanie i zwykłe zmęczenie, zbyt wiele wątpliwości narastało, kiedy tak rozmawiali, a temat można było zamknąć w dosłownie dwóch zdaniach i rozejść się.
– Rozumiem. – Zdawkowa odpowiedź na jej stwierdzenie, bo i cóż mógł powiedzieć więcej? Poklepać po ramieniu i zapewnić, że jej znajoma jest w lepszym miejscu? Skłamać, że przed śmiercią nie czuła lęku ani bólu? Być obojętnym? A może nawet specjalnie za sobą nie przepadały i w głębi serca Rosjance, było wszystko jedno? Nie mógł wiedzieć, co kryje się w umyśle kobiety. Świadom, też jak niepotrzebna to wiedza nawet nie starał się ciągnąć tematu dalej, by zwyczajnie nie przedłużać tej konwersacji.
– Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy. Napisz do mnie. – Sporadycznie dawał swoją wizytówkę, jeszcze rzadziej rozdawał je osobom, z jakimi zakończył współpracę przy prowadzeniu sprawy, niemniej jednak uznał, podświadomie, że tak należy postąpić, że tego od niego się wymaga w obliczu czegoś, co dla wielu pozostawało niewiadomą i stanowi być może o podstawie późniejszych problemów psychicznych. Człowiek, był zbyt skomplikowany, by tak na pierwszy rzut oka móc rozpoznać wszelkie bolączki i traumy. Niewypowiedziany na głos myśli, zagłuszane pracą po godzinach i gnębiącym zmęczeniem, które objawia się łamaniem w kościach i bólami stawów stanowiło wydawać by się mogło podstawę tej kobiety. Widział po niej to wszystko i jeszcze więcej, w spojrzeniu momentami dostrzegał przebłysk lęku, jaki towarzyszy ofiarom. Nie chciał zgłębiać, nie po to tu się znaleźli. Ale jednocześnie obawiał się, ją pozostawić samej sobie. Im był starszy, tym bardziej rozważał wszelkie moralne wybory i tym bardziej wolał czasem nagiąć się i wyciągnąć pomocną dłoń, niż zbagatelizować i zostawić.
– Kiedy ostatnio coś jadłaś? – zapytał mniej formalnym tonem.
Oczywiście przypadek sprawił, że mieli przed sobą odkryte karty i nieumyślnie wysłannik poznał tajemnicę kobiety, co sprawiało, że jej postać poczęła nabierać kolorów, gdy dotychczas tonęła w palecie szarości. Myśli te, wcale nie uśmiechały się oficerowi, wręcz przeciwnie podejrzewał, że łatwiejszą rozmowę przeprowadziłby, nie wiedząc o tym co zobaczył, mógł i owszem zwalić winę za te myśli, tak przecież odbiegające od charakteru ich relacji, czy też bardziej współpracy na przepracowanie i zwykłe zmęczenie, zbyt wiele wątpliwości narastało, kiedy tak rozmawiali, a temat można było zamknąć w dosłownie dwóch zdaniach i rozejść się.
– Rozumiem. – Zdawkowa odpowiedź na jej stwierdzenie, bo i cóż mógł powiedzieć więcej? Poklepać po ramieniu i zapewnić, że jej znajoma jest w lepszym miejscu? Skłamać, że przed śmiercią nie czuła lęku ani bólu? Być obojętnym? A może nawet specjalnie za sobą nie przepadały i w głębi serca Rosjance, było wszystko jedno? Nie mógł wiedzieć, co kryje się w umyśle kobiety. Świadom, też jak niepotrzebna to wiedza nawet nie starał się ciągnąć tematu dalej, by zwyczajnie nie przedłużać tej konwersacji.
– Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy. Napisz do mnie. – Sporadycznie dawał swoją wizytówkę, jeszcze rzadziej rozdawał je osobom, z jakimi zakończył współpracę przy prowadzeniu sprawy, niemniej jednak uznał, podświadomie, że tak należy postąpić, że tego od niego się wymaga w obliczu czegoś, co dla wielu pozostawało niewiadomą i stanowi być może o podstawie późniejszych problemów psychicznych. Człowiek, był zbyt skomplikowany, by tak na pierwszy rzut oka móc rozpoznać wszelkie bolączki i traumy. Niewypowiedziany na głos myśli, zagłuszane pracą po godzinach i gnębiącym zmęczeniem, które objawia się łamaniem w kościach i bólami stawów stanowiło wydawać by się mogło podstawę tej kobiety. Widział po niej to wszystko i jeszcze więcej, w spojrzeniu momentami dostrzegał przebłysk lęku, jaki towarzyszy ofiarom. Nie chciał zgłębiać, nie po to tu się znaleźli. Ale jednocześnie obawiał się, ją pozostawić samej sobie. Im był starszy, tym bardziej rozważał wszelkie moralne wybory i tym bardziej wolał czasem nagiąć się i wyciągnąć pomocną dłoń, niż zbagatelizować i zostawić.
– Kiedy ostatnio coś jadłaś? – zapytał mniej formalnym tonem.
Bezimienny
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:00
Pozornie była spokojna, zaś jej myśli galopowały przed siebie, próbując przeanalizować sytuację, poskładać ją całą do kupy. Spróbować przejrzeć stojącego przed nią kruczego, żeby dowiedzieć się, dlaczego w ogóle przejmował się on powiedzeniem jej tego, co jej przekazał i dlaczego wydawało jej się, że tak samo jak ona wolał unikać wchodzenia na grząski temat Besettelse i tego, że ją tam spotkał. Pół biedy, gdyby była tylko klientką, była jednak pracownicą. I to z całkiem sporym stażem pracy w tym konkretnym miejscu. Ot - rozmawiał z nią w zasadzie o mało ważnych sprawach. Takich, które mogły równie dobrze poczekać na spotkanie w świetle dnia, zamiast ciągania jej do wieży obserwacyjnej. Uznała jego zachowanie za odrobinę dziwne, jednak kim była, żeby oceniać kruczych i ich dziwactwa? W zasadzie wolała nie rzucać się żadnemu w oczy. Tak byłoby najlepiej.
Nie dziwiła jej w sumie zdawkowa odpowiedź. Nie znali się na tyle, żeby Ivar faktycznie mógł wnieść jakiekolwiek pocieszenie, czy cokolwiek zrobić w sprawie odczuć Aleks co do śmierci koleżanki z pracy. Prawdą jednak było, że może i Dusia nie znała jej jakoś bardzo dobrze, jednak lubiła ją. Była miłą kobietą, która mogła jeszcze wiele przeżyć i jej śmierć kładła się cieniem na jej sercu.
— W porządku. Dziękuję. — Przyjęła kartonik od oficera, rzucając na niego odruchowo okiem. Nie sądziła, aby miała mieć powód, żeby się z nim kontaktować. Raz, że był kruczym, na których wolała uważać, a dwa, że nie chciała wciągać obcych we własne kłopoty, jeśli nie byłoby to absolutnie konieczne. Nie odrzuciła jednak wyciągniętej ręki, a kartonik miał finalnie wylądować w szufladzie w jej pokoju. W końcu nigdy nie było wiadomo, gdzie życie zaprowadzi i kogo jednak będzie się potrzebowało. Darowanemu koniowi nie zaglądało się w zęby. Norny lubiły być złośliwe i krzyżować drogi różnych ludzi, nawet tych, którzy nie mieli zbyt wiele wspólnego, żeby normalnie się spotkać. A zarzekanie się, nawet w myślach, że nie będzie ta wizytówka jej do niczego potrzebna, tylko pewnie by je sprowokowało do zamotania w losach ich dwójki. Wolała nie ryzykować, tylko bezpiecznie założyć, że "może kiedyś się przyda".
— Popołudniu, przed wyjściem z domu. — Odpowiedziała, kamuflując stwierdzenie "przed pracą" w bardziej przystępny do przyjęcia termin. Nie chciała przypominać w żaden sposób o tym, że pracuje w tamtym miejscu. W ogóle wolała unikać nawiązywania do Besettelse, nie będąc pewna, ile w ogóle Ivar wiedział tak naprawdę o tym miejscu. Wyczuwając mniej formalny ton, pozwoliła sobie się odrobinę rozluźnić. Tylko trochę, uznając, że skoczyli sprawy oficjalne, krucze. Nie było to pytanie jakiego by się spodziewała. Jakoś pula pytań, które prawdopodobnie mógł jej zadać, w jej głowie nie zahaczała nijak o pytania nieformalne, niezwiązane z jego zawodem, czy z zamkniętym już śledztwem, co było z jej strony potknięciem. Nie znaczyło to jednak, że Ivar nie usypiał po prostu jej czujności, żeby zrzucić na nią nagle jakieś dziwne pytanie z zakresu tych, na które wolałaby unikać odpowiedzi ile wlezie.
— Miałbyś coś przeciwko, żebyśmy się ruszyli? Robi się już zimno, a jeszcze kawałek muszę przejść zanim dotrę do domu. — Widoki były całkiem ładne, jednak zmęczenie i zimny wiatr nie pozwalały jej na to, żeby długo tak stać. Rozsądek powoli odzywał się również w sprawie snu. Im dłużej tak stali, tym krócej miała spać.
Nie dziwiła jej w sumie zdawkowa odpowiedź. Nie znali się na tyle, żeby Ivar faktycznie mógł wnieść jakiekolwiek pocieszenie, czy cokolwiek zrobić w sprawie odczuć Aleks co do śmierci koleżanki z pracy. Prawdą jednak było, że może i Dusia nie znała jej jakoś bardzo dobrze, jednak lubiła ją. Była miłą kobietą, która mogła jeszcze wiele przeżyć i jej śmierć kładła się cieniem na jej sercu.
— W porządku. Dziękuję. — Przyjęła kartonik od oficera, rzucając na niego odruchowo okiem. Nie sądziła, aby miała mieć powód, żeby się z nim kontaktować. Raz, że był kruczym, na których wolała uważać, a dwa, że nie chciała wciągać obcych we własne kłopoty, jeśli nie byłoby to absolutnie konieczne. Nie odrzuciła jednak wyciągniętej ręki, a kartonik miał finalnie wylądować w szufladzie w jej pokoju. W końcu nigdy nie było wiadomo, gdzie życie zaprowadzi i kogo jednak będzie się potrzebowało. Darowanemu koniowi nie zaglądało się w zęby. Norny lubiły być złośliwe i krzyżować drogi różnych ludzi, nawet tych, którzy nie mieli zbyt wiele wspólnego, żeby normalnie się spotkać. A zarzekanie się, nawet w myślach, że nie będzie ta wizytówka jej do niczego potrzebna, tylko pewnie by je sprowokowało do zamotania w losach ich dwójki. Wolała nie ryzykować, tylko bezpiecznie założyć, że "może kiedyś się przyda".
— Popołudniu, przed wyjściem z domu. — Odpowiedziała, kamuflując stwierdzenie "przed pracą" w bardziej przystępny do przyjęcia termin. Nie chciała przypominać w żaden sposób o tym, że pracuje w tamtym miejscu. W ogóle wolała unikać nawiązywania do Besettelse, nie będąc pewna, ile w ogóle Ivar wiedział tak naprawdę o tym miejscu. Wyczuwając mniej formalny ton, pozwoliła sobie się odrobinę rozluźnić. Tylko trochę, uznając, że skoczyli sprawy oficjalne, krucze. Nie było to pytanie jakiego by się spodziewała. Jakoś pula pytań, które prawdopodobnie mógł jej zadać, w jej głowie nie zahaczała nijak o pytania nieformalne, niezwiązane z jego zawodem, czy z zamkniętym już śledztwem, co było z jej strony potknięciem. Nie znaczyło to jednak, że Ivar nie usypiał po prostu jej czujności, żeby zrzucić na nią nagle jakieś dziwne pytanie z zakresu tych, na które wolałaby unikać odpowiedzi ile wlezie.
— Miałbyś coś przeciwko, żebyśmy się ruszyli? Robi się już zimno, a jeszcze kawałek muszę przejść zanim dotrę do domu. — Widoki były całkiem ładne, jednak zmęczenie i zimny wiatr nie pozwalały jej na to, żeby długo tak stać. Rozsądek powoli odzywał się również w sprawie snu. Im dłużej tak stali, tym krócej miała spać.
Ivar Soelberg
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:00
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Zmęczenie widoczne, było aż nadto na jej bladej twarzy, stąd pytanie wysłannika, kierowane troską przedzierającą się przez ton formalny, miało zadecydować o kolejnych krokach względem kobiety. Rozmowa, której się poddali była specyficzna i miał tego świadomość, jednak nie uważał, aby była zbędna, chciał porozmawiać z tancerką przez moment, być może wyczuć jej emocje i odpowiednio zareagować, nic więcej w tej kwestii nie zamierzał przedsięwziąć, gdyby okazało się, że Rosjanka miewa problemy na wskutek tego, co przeszła skierowałby ją do znanych sobie fachowców. Uczciwie przyznawszy musiał stwierdzić, że praca w nadgodzinach przysłużyła się, bardziej niż podejrzewał. Miał oto styczność z byłym świadkiem ponadto zrealizował założenia, jakie wyznaczył na dzisiejszy dzień, a raczej już noc, a że mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, dość nieoczekiwanie, przyznawał sam przed sobą, ale jak dobrze się składało.
– Nie, nie mam nic przeciwko, jeśli pozwolisz chciałbym cię odprowadzić. – Stwierdził, po chwili namysłu, jakby jego myśli podczas rozmowy zabierały mężczyznę w dalekie i odległe strony stając się chwilami nieobecnym duchem, obraz ten być może zdradzający ignorancję lub przemęczenie wiedział, że wyraźnie rzutuje na jego osobę w oczach kobiety, nie przejmował się jej opinią w tej kwestii. Już dawno pojął, iż wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy z obciążeń i trudów, jakie ciążyły nieustannie wręcz na ludziach, takich jak on. A sama możliwość spotkania oraz rozmowy z kimś, kto jedynie skubnął przelotnie kawałek chleba powszedniego kruczych, miała na celu uświadomienie i zapewnienie psychiki, a także kującego sumienia, że wszystko z nią jest „ok”. Zbytnie angażowanie się w dalszą rozmowę, było nieprofesjonalne, mogłaby to odczytać dwojako, iście daleko mu było, to przyznawał ze skruchą, do poziomu charyzmy starszego inspektora Sorsy, który władał językiem i słowem mówionym ponadprzeciętnie, a w parze z tym szła wrażliwość, doświadczenie i zrozumienie drugiego człowieka, on niewątpliwie potrafiłby w takiej sytuacji powiedzieć coś dodającego otuchy, wlać w serce Rosjanki odrobinę nadziei, zdecydowanie był pod tym względem jednym z największych profesjonałów, jakich w karierze spotkał. Soelberg, z natury stonowany i pozornie polodowcowy, nie potrafił przełamywać, tak skutecznie tych barier pomiędzy świadkiem, a kruczym, było to dla niego wyzwaniem. Podejście to może i miało swe plusy na początkowym etapie rozmowy, lecz z czasem mogło szkodzić? Nie wiedział, był bezradny.
Noc zdawała się faktycznie z każdą chwilą robić, coraz to bardziej nieprzyjemna. Zmęczenie dodatkowo wystawiało ciało na działanie mrozu i rozumiał w kulturalną aluzję kobiety. – Staraj się chodzić głównymi ulicami. Wiesz zapewne o zniknięciach, i jeśli musisz wracać po zmroku, po prostu uważaj. – Nie chciał zasiać ziarna paniki w umyśle tancerki, a jednak na tyle skutecznie jak to można przypomnieć jej, że zagrożenie wcale nie minęło.
– Nie, nie mam nic przeciwko, jeśli pozwolisz chciałbym cię odprowadzić. – Stwierdził, po chwili namysłu, jakby jego myśli podczas rozmowy zabierały mężczyznę w dalekie i odległe strony stając się chwilami nieobecnym duchem, obraz ten być może zdradzający ignorancję lub przemęczenie wiedział, że wyraźnie rzutuje na jego osobę w oczach kobiety, nie przejmował się jej opinią w tej kwestii. Już dawno pojął, iż wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy z obciążeń i trudów, jakie ciążyły nieustannie wręcz na ludziach, takich jak on. A sama możliwość spotkania oraz rozmowy z kimś, kto jedynie skubnął przelotnie kawałek chleba powszedniego kruczych, miała na celu uświadomienie i zapewnienie psychiki, a także kującego sumienia, że wszystko z nią jest „ok”. Zbytnie angażowanie się w dalszą rozmowę, było nieprofesjonalne, mogłaby to odczytać dwojako, iście daleko mu było, to przyznawał ze skruchą, do poziomu charyzmy starszego inspektora Sorsy, który władał językiem i słowem mówionym ponadprzeciętnie, a w parze z tym szła wrażliwość, doświadczenie i zrozumienie drugiego człowieka, on niewątpliwie potrafiłby w takiej sytuacji powiedzieć coś dodającego otuchy, wlać w serce Rosjanki odrobinę nadziei, zdecydowanie był pod tym względem jednym z największych profesjonałów, jakich w karierze spotkał. Soelberg, z natury stonowany i pozornie polodowcowy, nie potrafił przełamywać, tak skutecznie tych barier pomiędzy świadkiem, a kruczym, było to dla niego wyzwaniem. Podejście to może i miało swe plusy na początkowym etapie rozmowy, lecz z czasem mogło szkodzić? Nie wiedział, był bezradny.
Noc zdawała się faktycznie z każdą chwilą robić, coraz to bardziej nieprzyjemna. Zmęczenie dodatkowo wystawiało ciało na działanie mrozu i rozumiał w kulturalną aluzję kobiety. – Staraj się chodzić głównymi ulicami. Wiesz zapewne o zniknięciach, i jeśli musisz wracać po zmroku, po prostu uważaj. – Nie chciał zasiać ziarna paniki w umyśle tancerki, a jednak na tyle skutecznie jak to można przypomnieć jej, że zagrożenie wcale nie minęło.
Bezimienny
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:01
Nic nie mogła poradzić na to, że czasem zmęczenie przebijało się przez starannie narzuconą na twarz maskę. Może gdyby nie pracowała na dwóch etatach, byłaby w stanie wyciągnąć z doby trochę czasu i faktycznie w pełni odpocząć. Przeznaczyć trochę czasu na relaks. Nie miała jednak w tej kwestii zbyt dużego wyboru, więc przyzwyczaiła się do tego, jak jej życie wyglądało i próbowała jakoś wcisnąć całą resztę w pozostały jej czas.
— Oczywiście. Tak będzie bezpieczniej. — Zgodziła się, uznając, że podejrzanym byłoby zapieranie się, żeby kruczy strażnik zostawił ją w środku nocy samą. Tym bardziej, kiedy noce nie były zbyt bezpieczne, bo dalej nie rozwiązano sprawy zaginięć. Dima pewnie nie będzie zachwycony, jednak nie mogła nic na ten fakt poradzić. Nieobecność Ivara duchem dała jej drobną wskazówkę, że mężczyzna jest pewnie równie zmęczony co ona. Albo po prostu równie zapracowany. Cóż, nie mogła mieć pojęcia, jak srogie nadgodziny wyciągali kruczy strażnicy. Unikała ich, nie interesowała się ich pracą aż tak. Nie przeszkadzało jej jednak, że Ivar nie był zbyt rozmowną osobą. Zmniejszało to dla niej ryzyko, że coś mu przypadkiem chlapnie.
— Dziękuję za troskę. Podejmuję już te działania zapewniające mi bezpieczeństwo w nocy. — Odpowiedziała spokojnie. Być może powinna zacząć się dogadywać z Dimą, żeby czekał na nią w jakimś miejscu na mieście, kiedy wracała w nocy z pracy. Na pewno czułaby się pewniej, mając u boku brata. Wtedy też minimalizowałaby sposobność, żeby kruczy strażnik ponownie musiał fatygować się z nią pod jej kamienicę. Zapewne spacer aż do Ymira nie był dla niego kolorową perspektywą, a mimo wszystko zaproponował, że ją odprowadzi. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, skoro chciał się wlec aż tam, to przecież go nie powstrzyma. Powoli skierowała się ku schodom, żeby zejść z wieży strażniczej i ruszyć w kierunku, w którym przemieszczała się, zanim Ivar zagonił ją na wieżę.
— Czy na tę wieżę można wejść nie będąc kruczym strażnikiem, ani nie będąc w jego asyście? Podejrzewam, że mojej siostrze mógłby się spodobać widok stąd. — Miejsce samo w sobie miało swój urok, chętnie by w nie wróciła w jakiejś mniej stresującej sytuacji, dlatego wolała się dopytać, czy może w ogóle o tym myśleć, czy jednak sobie odpuścić wycieczki na szczyt wieży strażniczej w celach oglądania panoramy miasta.
— Oczywiście. Tak będzie bezpieczniej. — Zgodziła się, uznając, że podejrzanym byłoby zapieranie się, żeby kruczy strażnik zostawił ją w środku nocy samą. Tym bardziej, kiedy noce nie były zbyt bezpieczne, bo dalej nie rozwiązano sprawy zaginięć. Dima pewnie nie będzie zachwycony, jednak nie mogła nic na ten fakt poradzić. Nieobecność Ivara duchem dała jej drobną wskazówkę, że mężczyzna jest pewnie równie zmęczony co ona. Albo po prostu równie zapracowany. Cóż, nie mogła mieć pojęcia, jak srogie nadgodziny wyciągali kruczy strażnicy. Unikała ich, nie interesowała się ich pracą aż tak. Nie przeszkadzało jej jednak, że Ivar nie był zbyt rozmowną osobą. Zmniejszało to dla niej ryzyko, że coś mu przypadkiem chlapnie.
— Dziękuję za troskę. Podejmuję już te działania zapewniające mi bezpieczeństwo w nocy. — Odpowiedziała spokojnie. Być może powinna zacząć się dogadywać z Dimą, żeby czekał na nią w jakimś miejscu na mieście, kiedy wracała w nocy z pracy. Na pewno czułaby się pewniej, mając u boku brata. Wtedy też minimalizowałaby sposobność, żeby kruczy strażnik ponownie musiał fatygować się z nią pod jej kamienicę. Zapewne spacer aż do Ymira nie był dla niego kolorową perspektywą, a mimo wszystko zaproponował, że ją odprowadzi. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, skoro chciał się wlec aż tam, to przecież go nie powstrzyma. Powoli skierowała się ku schodom, żeby zejść z wieży strażniczej i ruszyć w kierunku, w którym przemieszczała się, zanim Ivar zagonił ją na wieżę.
— Czy na tę wieżę można wejść nie będąc kruczym strażnikiem, ani nie będąc w jego asyście? Podejrzewam, że mojej siostrze mógłby się spodobać widok stąd. — Miejsce samo w sobie miało swój urok, chętnie by w nie wróciła w jakiejś mniej stresującej sytuacji, dlatego wolała się dopytać, czy może w ogóle o tym myśleć, czy jednak sobie odpuścić wycieczki na szczyt wieży strażniczej w celach oglądania panoramy miasta.
Ivar Soelberg
Re: 04.01.2001 – Wieża strażnicza – I. Soelberg & Bezimienny: A. Morozova Czw 23 Lis - 10:01
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Słowa płynęły z ust Wysłannika wartkim nurtem rozsądek pobrzmiewający w nich, był li tylko troską o zdrowie i bezpieczeństwo, tak jej, jak i jej podobnych. Wiedział czym charakteryzuje się jej specyfika pracy, czego wymaga od niej i jakie stawia warunku, ta musiała ich przestrzegać, dostosować się i tym samym ryzykowała wychodząc po każdej zmianie w drodze do domu. Obecność rozsianych po mieście patroli nie była, zbyt pewną tarczą przed sztychem w ciemności. Mimo to Soelberg wierzył, być może naiwnie, że zwiększona ich obecność, może skutecznie wpłynąć na zminimalizowanie przestępczości, oraz przynajmniej w jakimś stopniu złagodzi jątrzącą się ranę, z którą miasto zmaga się od tygodni, a która zbiera swe żniwo każdego tygodnia. Ta bezsilność, z tego tytułu, była deprymująca momentami. Stąd taka uwaga losem zwykłej szarej obywatelki. Ich losy przecięły się, przypadkiem naznaczone przypadkiem żałobną nicią okryły ich wspomnienia całunem śmierci. Pamięć tych dni, tamtych wydarzeń zaniknie z czasem, miał tego świadomość. Być może za kilka miesięcy dziewczyna zapomni, także i o nim, o tej rozmowie i w mglistym przebłysku wspomnień odnajdzie to miejsce. Czas był najlepszym remedium na takie sprawy.
– Sądzę, że tak. Już nie jest wykorzystywana zgodnie ze swym pierwotnym założeniem, ale zawsze warto zapytać obecnych strażników – odparł, posyłając dziewczynie niewyraźny uśmiech. Podjęty marsz przez miasto, był skąpany w ciszy, jaka zapadła po jego ostatnich słowach. Wierny obietnicy nie zostawił jej na pierwszym lepszym skrzyżowaniu, lecz szedł w rytm jej kroków przed siebie sięgając trzewi, niemal najgorszej z dzielnic. To nie ulegało kwestii, że musiała zapoznać się, z cząstkową, chociaż wiedzą o samoobronie. Wcześniej zignorował fakt, skąd pochodzi, lecz teraz ten raził, aż nazbyt w oczy, aby nie zdawała sobie z tego sprawy. Zwłaszcza po tej rozmowie, a przynajmniej miał, ku temu taką nadzieję. Kiedy drzwi klatki zamknęły się z głuchym trzaskiem odwrócił się na pięcie i wrócił tą samą drogą, co przyszedł. Chłód nocy orzeźwiał i mobilizował umysł do działania, przed oczami stawały z dawna zapomniane sprawy, które teraz w ramach zabicia czasu rzucał na tapetę rozbierając na części pierwsze i analizując poszczególne elementy. Szedł wolniej, niż przed momentem, jakby prowokująco szukał rozrywki, a może tylko trwał w zamyśleniu?
Ivar i Bezimienny z tematu
– Sądzę, że tak. Już nie jest wykorzystywana zgodnie ze swym pierwotnym założeniem, ale zawsze warto zapytać obecnych strażników – odparł, posyłając dziewczynie niewyraźny uśmiech. Podjęty marsz przez miasto, był skąpany w ciszy, jaka zapadła po jego ostatnich słowach. Wierny obietnicy nie zostawił jej na pierwszym lepszym skrzyżowaniu, lecz szedł w rytm jej kroków przed siebie sięgając trzewi, niemal najgorszej z dzielnic. To nie ulegało kwestii, że musiała zapoznać się, z cząstkową, chociaż wiedzą o samoobronie. Wcześniej zignorował fakt, skąd pochodzi, lecz teraz ten raził, aż nazbyt w oczy, aby nie zdawała sobie z tego sprawy. Zwłaszcza po tej rozmowie, a przynajmniej miał, ku temu taką nadzieję. Kiedy drzwi klatki zamknęły się z głuchym trzaskiem odwrócił się na pięcie i wrócił tą samą drogą, co przyszedł. Chłód nocy orzeźwiał i mobilizował umysł do działania, przed oczami stawały z dawna zapomniane sprawy, które teraz w ramach zabicia czasu rzucał na tapetę rozbierając na części pierwsze i analizując poszczególne elementy. Szedł wolniej, niż przed momentem, jakby prowokująco szukał rozrywki, a może tylko trwał w zamyśleniu?
Ivar i Bezimienny z tematu