Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    13.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – E. Halvorsen & Bezimienny: J. Nansen

    2 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    13.09.2000

    Tabun obecnych myśli parł zaciekle przed siebie przejętym, spłoszonym kłusem; proch obaw uparcie zastygał nad świadomością, ocierał się o podłoże
    nie opadł.
    Zbyt wiele zdarzeń w tak wąskim przedziale dni - spomiędzy wspomnień, na pierwszym planie wyłaniała się twarz, jej twarz, przystrojona piegami rozsypanymi w niesforny twór naniesionej kaprysem konstelacji; jej orzechowe, wpatrzone w niego tęczówki; jej gorycz i jej wyrzuty, gdy przenosiła uwagę spod świeżej płyty nagrobka. Wiedział, że nie powinien jej spotkać, wiedział, że nie powinni, przenigdy, przekroczyć granic, jakie zdołały wytyczać im konwenanse. Zachłanność nie znała granic, czyniła z niego przeklęty i chaotyczny twór.
    Chciał więcej, niż kiedykolwiek miał prawo.
    Ponowne spotkanie z Westberg snuło się nieprzychylnym omenem, ciążąc przy każdym, stawianym bez przesadnego pośpiechu kroku. Było fatalnym proroctwem, zapowiedzią dalszego, nieuchronnego upadku, którego nie mógł powstrzymać. Bogowie - ile jest jego w nim samym? ile stanowi podła, huldrekallowa natura? Bogowie - przecież nie chcecie mnie znać.
    Pragnienie wyciszenia się, ułożenia rozważań, jakich harmider zakłócał bieg codzienności, wyniosło go wreszcie z domu, porwało na samotną przechadzkę. Wędrując, z punktu do punktu, jak zabłąkany pies, postanowił odwiedzić park rzeźb magicznych, który od zawsze rozbudzał w nim artystyczną ciekawość. Sztuka, z którą łączyła go silna, niezdolna do rozerwania więź, odkąd pamiętał, stawała się źródłem ukojenia. Był przekonany, że w obecności dzieł, utworzonych pracą zaklętego, rzeźbiarskiego dłuta, rzeczywiście odpocznie, nasyci ponadto wyższe potrzeby duszy.
    Przekroczył bramy znanego, niecodziennego parku. Szedł jedną z głównych alejek, obejmując spojrzeniem osobliwości rzeźb. Z każdym, kolejnym ruchem, odczuwał nieprzyjemne wrażenie, zupełnie, jakby marmurowe postaci zaczęły go nieuchronnie śledzić, zupełnie, jakby obserwowały każde z najmniejszych drgnięć.
    Przeszyty niepokojem jak włócznią, wymierzoną przez niewidzialny los, zaczął rozglądać się dookoła znacznie wnikliwiej niż przedtem. Nieoczywisty, zielonkawy błękit tęczówek skrzyżował się ze spojrzeniem innej odwiedzającej - była nią młoda kobieta. Skupił się na niej dłużej, niż nakazywał zwyczaj wzniosłego, dobrego wychowania - wiedział, że huldrekallowa aura unosi się wokół niego jak nieodzowna trucizna.
    (Efekt uboczny był jednak niezamierzony).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Midgard, tak odmienny od wyspy na której spędziła większą połowę swojego życia, co jakiś czas przytłaczał ją, obejmował niczym oślizgłe macki odbierając oddech, którego potrzebowała by móc funkcjonować, by nie zatracić się całkowicie w świecie, który wciąż był jej obcy, choć kartki kalendarza uparcie przypominały, że właśnie mija kolejny rok, od kiedy jej stopa zetknęła się twardym podłożem. W takich chwilach szukała ucieczki, z dala od ludzi, a jednocześnie na tyle blisko, by nie tracić ich z pola widzenia. Rozdrażnienie, które targało wówczas drobnym ciałem nie sprzyjało spotkaniom towarzyskim, natomiast potrzeba przebywania wśród innych, nie pozwalała na całkowitą samotność.
    Park. Był pierwszą myślą Jose, której chwyciła się tak uparcie, że nogi same powiodły ją w jego kierunku. Przekraczając metalową bramę nabrała w płuca powietrza, jakby dopiero teraz zdolna była w pełni się nim zachłysnąć. Lekkość z jakąś stawiała kolejne kroki nadawała jej sylwetce gracji, której nie powstydziłaby się żadna dama. Materiał sukienki dostosowywał się do każdego ruchu wykonanego przez blondynkę; jego fragmenty marszczyły się i prostowały, podkreślając kształtną sylwetkę. Ta zwróciła uwagę mężczyzn, których wyrzeźbione sylwetki zaczęły się poruszać, pozdrawiając nieznajomą postać gestem kamiennej dłoni. Spojrzenie niebieskich tęczówek tylko na ułamek sekund zatrzymywało się na statuach, poświęcając im jedynie odrobinę uwagi, którą kierowała zaraz na ludzkich sylwetkach. Jedna z nich wzbudziła jej większe zainteresowanie - mężczyzna idący z naprzeciwka wpatrywał się w nią trochę zbyt długo niż wypadało, jednocześnie wywołując nieoczekiwaną reakcję organizmu. Przyjemne ciepło rozlało się po jego strukturze, wypełniając każdą pomniejszą tkankę, wywołując ambiwalentne uczucie. Zbyt skupiona na jego postaci przestała zwracać uwagę, gdzie podążają stopy, kiedy potknęła się, instynktownie chwytając się obcej sylwetki, by uchronić ciało przed upadkiem. Nienawistne spojrzenie kobiety, wymusiło na blondynce ciche "przepraszam" kiedy odzyskawszy rezon szybko oddaliła się z miejsca, krocząc w stronę mężczyzny. Jego aura była wyjątkowa, ciężko było to przeoczyć, a jeszcze trudniej jej nie ulec. Josefine zacisnęła usta w cienką linię, bez słowa wymierzając nieznajomemu policzek, gdyż to jego poczęła uważać za przyczynę swojej chwilowej nieuwagi.
    - Nie godzi się w taki sposób lustrować kobiecej postaci - oznajmiła, prychając pod nosem. Automatycznie przyjęła zamkniętą postawę, krzyżując ręce na piersi.

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Ulotne pasmo momentu, schwytane pomiędzy jednym a drugim zrywem mrugnięcia, szybkie, niedostrzeżone jak bicie serca, wylękłe.
    Krótkie i niefortunne zdarzenie rozegrało się zanim był w stanie podjąć choć niepozorną reakcję. Bluszcz niepokoju, pnący się za zasługą wpatrzonych czujnie posągów, skoncentrowanych na nim, sprawił, że stracił - na krótko, lecz dostatecznie krótko - panowanie nad aurą. Zerwała się z wodzów kontroli, zupełnie, jakby na nowo był nastolatkiem, pełnym nieświadomości drzemiącego w nim daru-przekleństwa. Z początku myślał, że od zwyczajnych ludzi odróżnia go tylko ogon, przeklęty, wyrastający jak chwast, którego musi pozbywać się rytualnie, odcinać, co kilka dni, czując jak szkarłat posoki wylewa się równocześnie wraz z krzykiem bólu i cisnącymi się odruchowo łzami. Mylił się - osnuwająca go aura sprawiała, że cała jego osoba stawała się natarczywa, uroda - nienaturalna, nieludzka, odznaczająca się niemożliwą perfekcją. Nie umiał, niegdyś, zagłuszyć jej w odpowiedni sposób, nękając biedne dziewczęta, przyprawiając zbyt często, nawet, gdy nie miał celu i umyślności, o szybki, spłycony oddech, pokrywające się rumieńcami policzki i bełkotliwe pragnienie, by zwrócił na nie uwagę. Potrzebował kilku lat w akademii, aby na dobre nauczyć się kontrolować i mącić, gdy rzeczywiście chciał. W chwilach - takich jak ta - tłumił, wyciszał aurę do niezbędnego minimum.
    Dzisiaj popełnił błąd.
    Dostrzegał, że była wściekła - musiała być spostrzegawcza, doszukując się w zamieszaniu intrygi, która, o zgrozo, dziś pozostała zupełnie nienamacalna. Zdarzało się, że korzystał z dobroci czaru, że burzył rozsądek innych, jednak nie teraz. Oczy rozszerzyły się w nagłej, ogarniającej go konsternacji. Nie spodziewał się - bogowie, w ogóle się nie spodziewał. Piekący wybuch rozniósł się pod powłoką nagle zaczerwienionej skóry, gdy prozaicznie, bez ostrzeżenia, uderzyła go w twarz. Nie wiedział, co odczuł bardziej - ból ciała czy może ból własnej, postrzępionej godności, niszczonej korozją lat i ogromu błędów.
    - Słucham? - dopytał z niewymuszonym zdziwieniem. - Nie godzi się bez powodu kogoś uderzać - ton głosu skutecznie podźwignął drzemiące w nim oburzenie, zupełnie, jakby nie wiedział, czego w istocie był sprawcą.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Niejako gardziła impulsywnością, brakiem rozwagi oraz roztropności, rzadko pozwalając sobie na tego typu ekscesy - jak zwykła nazywać je jej matka. Tym razem ciało zareagowało instynktownie, nie umiejąc dostosować się do nowych okoliczności, zmuszona wyjść ze swojej strefy komfortu nie powstrzymała dłoni. Ta uderzyła o policzek, który zdobił jednodniowy zarost dając upust emocjom, jednocześnie wywołując zaskoczenie Jose, chociaż nie dała tego po sobie poznać; tworzyła przed nim iluzję opanowania.
    Zaciśnięte usta, nadwyrężały nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku mięśnie twarzy, które kilka sekund później wróciły do znajomego położenia, kiedy powoli odzyskiwała spokój, przybierając neutralną postawę.  Próba jakiej podjął się mężczyzna, by odsunąć od siebie podejrzenia była godna podziwu, lecz panienka Nansen nie należała do dziewczyn ani naiwnych, ani tym bardziej głupich.
    - Bez powodu?! - po raz kolejny dała się ponieść egzaltacjom, które wciąż nie wróciły do stanu pierwotnego, naruszone przez ingerencję drugiej osoby. Przygryzła dolną wargę, chcąc powstrzymać kolejne słowa, cisnące się jej na usta. Musiała nad sobą zapanować, odzyskać własną postać w której neutralność odgrywała najważniejszą rolę.
    - Wiem, jak działacie - oznajmiła przekonana o słuszności swoich podejrzeń. W gruncie rzeczy nie miała nigdy styczności z istotami mu podobnymi, niemniej przeczytane księgi oraz opowieści, które wielokrotnie słyszała stworzyły w umyśle blondynki klarowny obraz, ten w połączeniu z umiejętnością obserwacji w której zawierała się spostrzegawczość pozwoliły wyznaczyć winowajcę.
    - Czego chcesz? - padło jeszcze z jej ust, gdyż nie sądziła, że kiedykolwiek może stać się ofiarą działania aury, jaką roztaczały wokół siebie huldrekalle. Było to zaskakujące, ale i zatrważające dla takiej osoby jak ona.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Dorodny ból, żyzna gleba neuronów wydaje po stokroć plon – palący, podszczypujący na wszechobecnym chłodzie (szorstki jęzor powietrza ocierał się, oblizywał skórę). Owoce, które nie gasną, zasiane przez uderzenie – wydaje się – delikatnej i kruchej, kobiecej dłoni, odciśniętej czerwienią na pohańbionym policzku. Uniósł rękę. Czuł własny, ledwie wykiełkowany zarost. Szlag, niech to szlag, co za okrutna, jawna niesprawiedliwość losu, jej gniew padł na niego, przypadkowego przechodnia. Człowieka, który w jej życiu nie powinien nic znaczyć, a jednak, zyskał znaczenie, wypalony od gniewu sens. Odyn mu świadkiem, nie miał dziś złych zamiarów.
    Gdyby miał – nie byłaby tak świadoma, zbyt boleśnie świadoma, na co świadectwem był jego własny ból; nadal bolało, tętniło, zaczęło mu wsiąkać w kości. Nieprzyjemne. Niegodne i nieprzyjemne. Gdyby naprawdę chciał użyć aury, utonąłby w komplementach. Jego obecność wzbudziłaby w nieznajomej radość, roznieciła na piegowatej twarzy rumieniec, sprawiła, że każda, spędzona z nim chwila byłaby niczym skarb. Bogowie, nie wiedział nawet, jak ma na imię, a już cisnęła weń oskarżeniem, przerażająco pewna. Nie wdawał się w dalszą dyskusję, nie rozdrapywała kwestii kto? my? jak działamy? – nie znosił gdybań, czy tak naprawdę jest fossegrimem, czy hulrekallem a może hipnotyzerem. Wolał teraz bezpiecznie ominąć temat. Rozmasował policzek. Wrażliwa skóra, wrażliwe i czujne zmysły. Gdzie kończy się beznadziejny dyskomfort? Za kilka sekund? Minut? Nie chciał już dłużej czekać.
    Doskonałe pytanie – oznajmił z dozą spokoju, zaskakującą, nawet dla niego samego. Nie sadził, że zyska tak nieruchomy sposób. Udało się, bardzo dobrze – ruszył się z miejsca, trzymając bezpieczny dystans. Nie chciał jej prowokować. Drugi policzek był blady – niech pozostanie. Wystarczy.
    Chcę – zaznaczył, dopieścił słowo jak dzieło w tej spontanicznej, przedstawianej kobiecie sztuce – pooglądać rzeźby – zakończył. Szarość banału. Nie kłamał; w rzeczywistości, prawdziwie przekroczył bramy niecodziennego parku, by przyjrzeć się kompozycjom rzeźb. Domyślał się, że kobieta rozpatrywała całkiem inny scenariusz. Szukał kochanki? Nie musiał nigdy ich szukać.
    Jeśli uspokoi to panią, mogę opowiedzieć o którejś z nich – nie był w stanie powstrzymać cisnącej się na usta propozycji. Ciekawy, po ludzku, najzwyczajniej ciekawy, w jaki sposób odpowie; jak wkrótce zareaguje; czy dalej, hardo, będzie trwała przy dawnych oskarżeniach.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ani on dla niej nie winien stanowić czegoś więcej niż przelotnego spojrzenia, którym obdarzyła każdą spotkaną w swoim życiu osobę, ani ona dla niego nie powinna być niczym więcej niż ulotną chwilą uwagi, jaką od czasu do czasu poświęca przedstawicielkom płci przeciwnej, które w większości nie mają dla niego większego znaczenia. Los jednak zadecydował inaczej, Jose kierowana nagłym impulsem, przypływem odwagi i poczuciem niesprawiedliwości przekroczyła granicę, która nie powinna zostać chociażby naruszona. Zaskoczenie malujące się na jego twarzy mogło sugerować, że osąd dziewczyny był błędny, jednak ona nie miała wątpliwości i nie ważnym było jakie zamiary kierowały mężczyzną czy też był to jedynie błąd wywołany roztargnieniem czy myślami zbyt daleko wybiegającymi poza rzeczywistość - stało się.
    W umyśle Nansen rozbrzmiewał głos rodzicielki, który krzyczał by odpuściła. Porzuciła nierozważne pomysły, odwróciła się na pięcie i po prostu odeszła, pozostawiając na policzku nieznajomego czerwony ślad, który sprawi, że na zawsze pozostanie w jego wspomnieniach. I gotowa była postąpić właśnie w taki sposób, po raz pierwszy przyznając matce rację, co robiła niezwykle rzadko, jednak odpowiedź która padła spomiędzy wąskich ust sprawiła, że nie była w stanie zrobić chociażby kroku.
    Prychnęła w myślach, robiąc to nazbyt głośno, zdradzając się przed nim z własnymi uczuciami - zaraz odzyskując panowanie nad sobą. Sama nie wiedziała co myśleć o tym dziwnym wydarzeniu, w którym przez moment był dla niej centrum świata. Poczuła się tak, jakby odebrana została jej część wolnej woli, a to wywoływało w Josefine złość.
    - Stawiasz mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji - zauważyła znacznie spokojniej - Niemniej dostałeś za swoje, i ciesz się, że tylko w taki sposób - oznajmiła, w końcu robiąc krok naprzód - A teraz chętnie posłucham o którejś z rzeźb - dodała, posyłając w jego kierunku uroczy uśmiech.
    - Przedstaw się - choć słowa brzmiały niczym prośbą, to dało się w nich słyszeć rozbrzmiewającą nutkę rozkazu, z jaką często zwracała się do niej matka. Te chorobliwe, przejęte od niej nawyki, im mniej chciała by jej podobna, tym bardziej ja przypominała.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Gwałtowny wybuch – oraz równie pospieszne osunięcie się gniewu, który dotychczas wstrząsał świadomością kobiety. Wiedział, że było lepiej, znacznie lepiej niż dotąd, choć gorycz, z całą pewnością, dalej, nieustępliwie tliła się na języku i wykręcała usta. Gorycz związana z przebiegiem zapisanego przewrotną ręką przypadku, spontanicznego zetknięcia, w którym przez moment instrument aury zdołał wytrącić się z rąk, wydając nieprzewidziany impuls. Nie czuł się jednak winny; strzępki sumienia, podniszczonego i żałosnego tworu nie uwierały w choćby najmniejszym stopniu. Nie czuł się winny, stąd pulsujące coraz mniej echo wymierzonego policzka jawiło się w kategorii czynności jego zdaniem — niesłusznych.
    Uznam to za stwierdzenie dosyć kontrowersyjne – o zgrozo, nie umiał teraz się ugryźć w język – ale, dla ogólnego dobra, nie będę się z panią kłócił – wspaniałomyślne wyznanie niesione w chłodnym powietrzu. Nie był, jak przyznał, w nastroju do konfrontacji. Sprzeczka, słowa najeżone agresją byłyby – w aktualnej chwili – niesmacznym owocem nonsensu, drogą pełną ostrych krawędzi głazów i wystających wiązek korzeni; prowadzącą donikąd.
    Widząc narastającą w niej przejrzystość spokoju, odetchnął niejako z ulgą i postanowił subtelnie narzucić przebieg spotkania. Ruszył przed siebie wolnym, nieskalanym pośpiechem krokiem, dalej, w głąb prowadzącej alejki, gdzie kryło się znacznie więcej kamiennych sylwetek rzeźb. Niektóre z nich postawiono z okazji specjalnych wystaw, inne z kolei znajdowały się tutaj od chwili gdy powstał park; jedne z nich były nowe, inne zaś doskonale pamiętał, zapisał, odnotował na stronach nagromadzonych wspomnień.
    Zacznijmy od najprostszego – pytanie rozbłysło szczerym zaciekawieniem – która z nich, dotąd, zdołała najbardziej przykuć pani uwagę? – Spojrzenie przez krótką chwilę osiadło na twarzy nieznajomej. Dążył aby utrzymać właściwy, wpisany w uprzejmość dystans; domyślał się że niezwykle łatwo rozniecić w niej podejrzliwość, przywołać cienie podejrzeń że może, dalej, z uporem będzie próbował ją zwieść.
    (Na Odyna; nie, nic z tych rzeczy).
    Einar Halvorsen – krótka, mało istotna chwila na zawahanie, na przemyślenie, czy zawsze w ten sposób raczy rozkazem innych. – A pani? – dopytał. Cóż; jakby nie patrzeć mógł wreszcie poznać jej imię.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Emocje Josefine były niczym letnia burza; pojawiły się gwałtowne rozbijając na innych, pozostawiając ślad chwilę później milkły równie niespodziewanie. Dla niej samej owiane były pewnego rodzaju tajemnicą, gdyż nie była w stanie przewidzieć, co lub kto może wytrącić ją z równowagi, a kiedy mimo krążącej w żyłach adrenaliny będzie umiała zachować spokój. O ile ona sama przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy, dla obcych - a nawet bliższych dziewczynie - osób było to czasem uciążliwe, gdyż ludzie zwyczajnie lubili kontrolować sytuację, natomiast w jej obecności było to niemożliwe. Pozbawiała - często nieświadomie - innych przewagi chociaż w przypadku Einara wystarczyło odkryć zasłonę za którą ukrywał swoją aurę, by ją zyskać, jednak czy chciał dokonywać tego w tak nikczemny sposób? Czy to budziło satysfakcję? Wątpliwe.
    Za to po wymierzonym policzku - ten wydawał się być jak najbardziej na miejscu, mimo odmiennego zdania mężczyzny - blondynka poczuła zadowolenie, wszakże od zawsze dążyła do wymierzania sprawiedliwości, nawet jeśli nie była jego strażniczką. Nie odwracała wzroku i nie uciekała, jak robili to inni, śmiało czasem wręcz z naiwnością - zdaniem matki zakrawającą o głupotę - brnęła w coś, popychana wiarą we własne siły i słusznością swoich działań.
    Słysząc słowa mężczyzny uśmiechnęła się uroczo, a zarazem w geście tym dostrzec można było oznaki triumfu. Kiedy ruszył z miejsca, poszła za jego śladem poprawiając materiał sukienki, bo czujne spojrzenie kamiennych postaci wciąż ją śledziło. To było dziwne uczucie, nie przywykła do wzbudzania tego typu zainteresowania trzymając się zazwyczaj na uboczu.
    - Najbardziej urzeka mnie rzeźba staruszka siedzącego między dwiema postaciami - odpowiedziała, chociaż nie wiedziała dlaczego właśnie ten posąg wzbudza w bije najwięcej emocji. Było w nim coś ujmującego, a zarazem smutnego, gdy spojrzało się na pokrytą zmarszczkami twarz. - A twoją? - zapytała, nie tylko z grzeczności, ale również ciekawości, która najczęściej była powodem każdego pytania opuszczającego usta blondynki.
    Zmarszczyła delikatnie czoło, uświadamiając sobie jak znajomo brzmi imię i nazwisko wypowiadane przez bruneta, jednak zaglądając w odmęt pamięci nie potrąciła wyłapać wspomnienia, w którym mogłoby się ono przewinąć. Sekundę później pozwoliła, by zmarszczka wygładziła się, po raz kolejny pokazując mężczyźnie twarz pozbawioną wyrazu.
    - Josefine Nansen - odpowiedziała, chociaż bycie anonimową podobało jej się bardziej, z drugiej strony było to zapewne ich pierwsze i ostatnie spotkanie, bo Midgard nie mógł być, aż tak mały.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Szczęście przenikające rysy i pomarszczenia nieszczęścia. Uśmiechem wyjątkowo łaskawej w dniu obecnym fortuny, którego mógł sam dostąpić, była poprawa nastroju nowo poznanej kobiety. Reakcją na przedstawienie się – Josefine Nansen, myśli, że zapamięta – stało się ledwie posłuszne, pełne porozumienia, skinięcie po usłyszeniu głową. Wolał nie głosić, nie mówić, jak bardzo miło jest nareszcie ją poznać; zważywszy na same, pierwotne okoliczności, stwierdzenie miło mi wydawało się wręcz groteskowe. Piętno po wymierzonym policzku zaczęło systematycznie zanikać, choć lekkie, rozlane na skórnej powierzchni zaczerwienienie, nadal mogło go zdradzić.
    Szczerze mówiąc, dziś, wyjątkowo wszystkie – oświadczył jej zgodnie z prawdą. – Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że obserwują mój każdy krok... Zupełnie, jakby od ostatniego pobytu, ktoś zdołał je zaczarować – wyznał, poniekąd zaciekawiony czy ona również wyciągnęła podczas spaceru podobne spostrzeżenia. Tak: w tym dokładnie tkwił powód, igła której ukłucie zdołało ją wprawić w gniew; rozglądał się intensywnie ze względu na zachowanie rzeźb. Nigdy, czegoś podobnego nie zaznał; nie powinien się, z drugiej strony, choć odrobinę dziwić – całym Midgardem, nie tylko obecnym parkiem, rządziła kapryśna magia. Magia, która nie mogła objawić się wszystkim ludziom, pogrążonym niby we śnie, który snuli, pozbawieni jej cząstki.
    Rzeźbę, o której pani wspomniała, wykonał Leif Sjögren – zgodnie z obietnicą, miał zamiar przybliżyć jej dzieło, które sama wybrała – młody, obiecujący artysta. Proszę zwrócić uwagę na same oczy staruszki. Starość nas ogranicza pod względem samego ciała, z drugiej strony, widzimy wszystko o wiele lepiej niż inni, patrząc przez pryzmat doświadczeń – zakończył, nie chcąc zbyt bardzo tłumaczyć, co mógł mieć na myśli Sjögren; zresztą jak większość artystów poruszał się w mgle niejasności. Istotą sztuki jest czucie a nie rozsądek; nie można jej całkowicie przełożyć na sztywne ramy umysłu (i właśnie to, jego zdaniem, było w przypadku sztuki najbardziej godne uznania). To, co nadmienił, było oczywistością; szersze, z umartwieniem otwarte oczy staruszki w otoczeniu beztroskich, nijakich spojrzeń otaczających ją osób.
    Ruszyli dalej, gdzie miejscami wymieniał niektórych twórców i odpowiadał, o ile tylko żywiła jakąś wątpliwość.
    Cóż – powiedział na zakończenie, z lekkim, chociaż nienatarczywym przekąsem – pozostaje mi mieć nadzieję, że nasze przyszłe spotkanie, o ile tylko nastąpi, przebiegnie już od początku w dobrej atmosferze – dodał. Nie miał planów zabiegać o przyszły kontakt, co mogło, zresztą, być odebrane jako kolejny atak, kolejną próbę użycia swoich zdolności. Los, jednak sprawiał niejednokrotnie,  że przypadkowe spotkania miały w przyszłości miejsce, wbrew jakimkolwiek żywionym oczekiwaniom.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Okoliczności w jakich się poznali zdecydowanie nie należały do przyjemnych - ani w odczuciu mężczyzny, ani blondynki. Złość jednak już dawno minęła, ustępując miejsca spokoju, pozostawiając po sobie jedynie ślad w blednących wraz z upływem czasu wspomnieniach.
    Ona sama nigdy nie przywiązywała dużej wagi do tego, by zapamiętać imiona, a tym bardziej nazwiska osób zupełnie obecnych, zwłaszcza jeśli nie wiązała z nim żadnych planów. Prawdopodobnie brunet podobnie, jak większość spotkanych przez Jose osób stanie się jedynie strukturą z kości, mięśni i skóry, którą ostatecznie pozbawi nazwy. Niektórzy mogliby uznać, że jest to okrutne, jednak dla nieco aspołecznej dziewczyny był to jeden z systemów sztuki przetrwania w świecie, którego meandrów wciąż nie pojmowała.
    - Ciebie śledzą, do mnie się uśmiechają i machają - przyznała, wyrażając niejako swój niepokoju. Dopóki nie podzielił się z nią swoim odczuciami, była pewna, że jest to tylko takie wrażenie, teraz natomiast zyskała pewność, że z tym miejscem nie do końca jest wszystko w porządku, podobnie jak z całym Midgardem. Było to naprawdę dziwne i pełne tajemnic miasto, a sytuacja z każdym tygodniem robiła się coraz bardziej napięta odkąd na jaw wyszły zabójstwa rzucając cień strachu na mieszkańców. - To na pewno musi być magia, chociaż dobrym pytaniem jest, kto użył jej na rzeźbach i w zasadzie po co? By umilić spacer po parku? - to była zastanawiająca kwestia, zważywszy na fakt, że nie każdy czuł się dobrze jeśli śledziły go spojrzenia lub stawał się obiektem zaczepek, jak Nansen.
    Z uwagą słuchała słów Einara, kiedy zaczął mówić o rzeźbie, którą wskazała. Sztuka nie była dziedziną w jaką lubiła się zagłębiać, zdecydowanie więcej czasu poświęcała nauce znachorstwa, studiowaniu ksiąg magicznych dotyczących leczenia, a samo oglądania dzieł artystów traktowała jako chwilę relaksu dla zmęczonego umysłu. Przyglądając się skamieniałym postacią nie myślała nad tym, kto je stworzył i co dokładnie autor miał na myśli, kreując je w taki a nie inny sposób, po prostu patrzyła, bez głębiej ukrytego w tej czynności zamiaru.
    Idąc brukowaną ścieżką, gdy zagłębiali się dalej w rejony parku mężczyzna jakby z coraz większym zaangażowaniem opowiadał o kolejnych rzeźbach. Snute przez niego słowa, co raz przeplatane były pytaniami padającymi z ust blondynki, która wykazywała większe niż można było się po niej spodziewać zainteresowanie. W pewien sposób Einar przybliżył jej to, na co powinna zwracać uwagę, nie tylko jeśli chodzi o kamienne posągi, ale również ludzi.
    Ostatecznie spotkanie okazało się być dużo ciekawsze, a przede wszystkim pouczające, co Josefine ceniła sobie najbardziej.
    - Oby - odpowiedziała z uśmiechem, kiedy rozstawali się przy bramie, odchodząc w swoje strony.

    Einar i Bezimienny z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.