:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen
2 posters
Folke Baantjer
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Nie 23 Kwi - 14:35
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
05.03.2000
Lata później wciąż pamiętał skrzypienie drewna, kiedy pierwszy raz stanął na scenie – miał czternaście lat i pragnął pozbyć się z pamięci własnego życia, zdrapać je paznokciem jak świeży naskórek, wspomnienia zabliźniły się tymczasem twardą, białą spoiną, która sztywniała mu pomiędzy łopatkami i obrastała naderwane osierdzie, aż poczuł, że serce ma zdławione płytko pod mostkiem, nabrzmiałe pod warstwą tkliwej błony, niezdolne udźwignąć emocji, które dudniły w nim tak głośno, że czasem, kiedy unosił materiał swetra, był pewien, że pierś będzie miał siną od uderzeń własnego tętna. Teatr był jedynym miejscem, gdzie jego serce potrafiło bić z miarową pewnością, zupełnie jakby ono również wczuwało się w rolę, osiadając głębiej pomiędzy żebrami i pozwalając sobie na głębszy oddech, nie jedynie ten, który uwierał płytko w dole ściśniętego gardła – nie występował już na scenie, lecz wciąż trzymał pod łóżkiem pliki scenariuszy, cienkie, ułożone na stosie fragmenty dawnego życia, pamiątkę z czasów, które wciąż ćmiły go w skroniach, gdy pozostawał zbyt długo w towarzystwie własnych myśli; zamykał oczy i powtarzał po cichu kwestie, niegdyś stygnące posłusznie na końcówce języka, teraz ciężkie i lepkie, trudne do przełknięcia z powrotem w dół obolałej pamięci.
Za ciężką, welurową kurtyną jego umysł cichł, a ciało wydawało się lżejsze, nie zajmujące sobą tyle przestrzeni – przechodząc przez próg kulis, za którymi spędzał najdłuższe, nastoletnie wieczory swego życia, czuł się, jakby z karku zdjęto mu minione dziesięć lat, zimy, wiosny i jesienie przerzucone przez barki ciężarem, którego nie potrafił zrozumieć ani zdefiniować; jako dziecko był pewien, że nie zdoła dożyć dorosłości, a jako dorosły oglądał się przez ramię i nie był pewien, gdzie mieściły się te wszystkie lata – czyżby wciąż trzymał je pomiędzy żebrami? Za mostkiem? W wąskich przesmykach linii papilarnych? Wiedział, że już nigdy nie wróci na scenę – utykał coraz wyraźniej, a zęby choroby wgryzały się głębiej w obolałe trzewia, mimo to wciąż wracał tutaj w ten sam sposób, w jaki ludzie zwykli wracać do swojego rodzinnego domu; nawet po latach, gdy zamieszkiwał go już ktoś inny.
Pokój po prawej stronie sceny był niewielki, a przy tym – jak zawsze – zupełnie pusty; ćwiczył w tym miejscu, kiedy spędzał jeszcze w teatrze długie godziny, a teraz odnajdywał swoje dawne życie pomiędzy garderobianymi szafami, wśród starych rekwizytów i wieszaków na kostiumy, pamiętał kwestie, które wypowiadał w tym miejscu na głos, wieczory spędzane z bólem wspartym o zimną ścianę i nowy rok, w który nigdy nie wrócił do domu, bo był zbyt pijany, żeby podźwignąć się na nogi – wówczas nie miało to wprawdzie żadnego znaczenia; nie było nikogo, kto by na niego czekał. Kilka lat zamkniętych w jednym pomieszczeniu – jedynie z lustra spoglądał na niego ktoś inny.
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Villemo Holmsen
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Wto 25 Kwi - 20:45
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Powoli stawiała kroki, ostrożnie jakby obawiała się, że podłoga się pod nią zerwie, choć wiedziała, że tak się nie stanie.
Przychodziła sama, bez wsparcia, bez listów polecających, bez niczego poza własnym doświadczeniem i umiejętnościami, które odłożyła na półkę, gdy przez ostatnie półtora roku pracowała w galerii. Tam stawała się marzeniem sennym, dla jednego widza przybierała różne role, by ostatecznie spełniać jego pragnienia, by pozwolić palcom dotykać kreacji jej wielu istnień i masek jakie ubierała każdego wieczora. Znikała wraz z nastaniem świtu pozostawiając po sobie delikatny zapach i te wspomnienia trawiące umysł przez kolejne dni. Choroba, która z czasem mijała sprawiała, że wracali po więcej, by z miękkich ramion spijać lepkość własnego pożądania, w cieple ud szukać ukojenia, które szarpało i nie pozwalało się na niczym skupić.
Odważyła się spróbować od nowa, wrócić do świata, który kochała, który wypełniał całe jej istnienie. Związała aurę, nie pozwalała, aby ta dotykała kogokolwiek. Teraz gdy była wolna przychodziło jej to o wiele łatwiej. Spokojniejsza na duszy, nie drżała tak bardzo o własne istnienie, świadoma tego kim jest oraz czego pragnie.
Teatr stanowił życie, był oddechem, kroplą wody, która gasi pragnienie. W dłoni trzymała scenariusz, a w nim zaznaczony fragment, ten który chciała zaprezentować.
Stać się na powrót aktorką. Zaśpiewać tak jak kiedyś, uwolnić głos, oczarować publiczność.
Drzwi tylnego wejścia były uchylone, miała jeszcze czas, chciała się przygotować, oswoić z miejscem, uspokoić rozbiegane myśli.
Wkroczyła pomiędzy garderoby, magazyny, wąskie korytarze, takie same jak te z dzieciństwa, gdy jeszcze pełne ono było wdzięku matki i miłości ojca. Wślizgnęła się między kolejne pomieszczenia do tego małego, prawie zapomnianego przez wszystkich gdzie niewielu zagląda.
Usiadła na stercie starych materiałów otwierając kartki scenariusza. Szeptała do siebie fragmenty, zatraciła się w słowach, we własnym oddechu, w rytmie wypowiadanych kwestii, gdy została oderwana pojawieniem się kolejnej osoby. Czyżby też szukała swojego miejsca do prób, a może naruszyła mir kogoś kto już tu pracował?
Powoli wstała gdy dostrzegła w odbiciu lustra twarz, choć nie znała jej osobiście, tak widywała ją nie raz. Te oczy spoglądały na nią z afiszów, z licznych plakatów jeszcze jakiś czas temu.
-Przepraszam. - Odezwała się delikatnie, uśmiechnęła uprzejmie. -Nie wiedziałam, że to miejsce jest już zajęte.
Zamknęła scenariusz. Postąpiła parę kroków do przodu. Aurę zatrzymała przy sobie, ledwo nią jaśniała.
-Pan Folke Baantjer, prawda? - Zapytała niespiesznie, nie chciała go spłoszyć. -Ćwiczę rolę żony Völunda z Narzeczonej Morza. O ile dobrze pamiętam pan grał Völunda. - Zagadnęła jeszcze, widziała jak bywał na scenie, jakie kreował postaci, jak potrafił oczarować będąc samemu na scenie. Znała jego głos, potrafiła rozpoznać wszędzie.
Przychodziła sama, bez wsparcia, bez listów polecających, bez niczego poza własnym doświadczeniem i umiejętnościami, które odłożyła na półkę, gdy przez ostatnie półtora roku pracowała w galerii. Tam stawała się marzeniem sennym, dla jednego widza przybierała różne role, by ostatecznie spełniać jego pragnienia, by pozwolić palcom dotykać kreacji jej wielu istnień i masek jakie ubierała każdego wieczora. Znikała wraz z nastaniem świtu pozostawiając po sobie delikatny zapach i te wspomnienia trawiące umysł przez kolejne dni. Choroba, która z czasem mijała sprawiała, że wracali po więcej, by z miękkich ramion spijać lepkość własnego pożądania, w cieple ud szukać ukojenia, które szarpało i nie pozwalało się na niczym skupić.
Odważyła się spróbować od nowa, wrócić do świata, który kochała, który wypełniał całe jej istnienie. Związała aurę, nie pozwalała, aby ta dotykała kogokolwiek. Teraz gdy była wolna przychodziło jej to o wiele łatwiej. Spokojniejsza na duszy, nie drżała tak bardzo o własne istnienie, świadoma tego kim jest oraz czego pragnie.
Teatr stanowił życie, był oddechem, kroplą wody, która gasi pragnienie. W dłoni trzymała scenariusz, a w nim zaznaczony fragment, ten który chciała zaprezentować.
Stać się na powrót aktorką. Zaśpiewać tak jak kiedyś, uwolnić głos, oczarować publiczność.
Drzwi tylnego wejścia były uchylone, miała jeszcze czas, chciała się przygotować, oswoić z miejscem, uspokoić rozbiegane myśli.
Wkroczyła pomiędzy garderoby, magazyny, wąskie korytarze, takie same jak te z dzieciństwa, gdy jeszcze pełne ono było wdzięku matki i miłości ojca. Wślizgnęła się między kolejne pomieszczenia do tego małego, prawie zapomnianego przez wszystkich gdzie niewielu zagląda.
Usiadła na stercie starych materiałów otwierając kartki scenariusza. Szeptała do siebie fragmenty, zatraciła się w słowach, we własnym oddechu, w rytmie wypowiadanych kwestii, gdy została oderwana pojawieniem się kolejnej osoby. Czyżby też szukała swojego miejsca do prób, a może naruszyła mir kogoś kto już tu pracował?
Powoli wstała gdy dostrzegła w odbiciu lustra twarz, choć nie znała jej osobiście, tak widywała ją nie raz. Te oczy spoglądały na nią z afiszów, z licznych plakatów jeszcze jakiś czas temu.
-Przepraszam. - Odezwała się delikatnie, uśmiechnęła uprzejmie. -Nie wiedziałam, że to miejsce jest już zajęte.
Zamknęła scenariusz. Postąpiła parę kroków do przodu. Aurę zatrzymała przy sobie, ledwo nią jaśniała.
-Pan Folke Baantjer, prawda? - Zapytała niespiesznie, nie chciała go spłoszyć. -Ćwiczę rolę żony Völunda z Narzeczonej Morza. O ile dobrze pamiętam pan grał Völunda. - Zagadnęła jeszcze, widziała jak bywał na scenie, jakie kreował postaci, jak potrafił oczarować będąc samemu na scenie. Znała jego głos, potrafiła rozpoznać wszędzie.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Folke Baantjer
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Sro 10 Maj - 17:05
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
Nigdy nie przyznał się, że bardziej niż stać w świetle reflektorów, wolał ukrywać się w ich cieniu – za każdym razem, kiedy szedł przez teatralne sienie, wyobrażał sobie, że mógłby przystanąć pomiędzy fałdami kurtyn, aż zniknąłby pośród purpurowych fal, nieważki na grubej, moltonowej powierzchni. Wychodził na scenę jako inny człowiek i był pewien, że właśnie w ten sposób widziała go publiczność – ukrywał się w odgrywanych rolach, jakby mógł nałożyć je przez głowę i oddychać w ciepłym, bawełnianym wnętrzu, spoglądał na widownię oczami nieszczęśliwego kochanka Ondyny, upierzonego magią kruka i Völunda o ambicjach szerszych niż ocean, ilekroć zatrzymywano go na ulicy, nie potrafił jednak stłumić zdziwienia, jakby nie spodziewał się, że ktoś mógłby go rozpoznać, skoro w lustrze nie rozpoznawał niekiedy własnej twarzy. Nie był skrojony do sławy – pozostali aktorzy przyglądali mu się z zazdrosną pobłażliwością, bo podczas gdy oni pragnęli jedynie ukłonić się w śreżodze cudzej uwagi, on po każdym występie sprawiał wrażenie, jakby próbował jedynie wycofać się z powrotem w cień kulisów, zawstydzony salwą przebrzmiewającego przez trybuny aplauzu; odkąd zakończył karierę, osadzano na nim wzrok coraz rzadziej – nie przypominał pozostałych aktorów, bo nigdy nie naciągał rysów w teatralnej arogancji i uśmiechał się tak, jakby głęboko pod czarującą wdzięcznością tkwiło jakieś nieuchwytne poczucie winy.
Drgnął, dostrzegając w lustrze odblask cudzego spojrzenia, zaraz wyprostował się jednak odruchowo, rozjaśniając twarz uprzejmym zaskoczeniem – nie sądził, że ktoś jeszcze odwiedzał tę salę, tymczasem spomiędzy wieszaków wyłoniła się sylwetka młodej kobiety; nie widział jej wcześniej, lecz pomyślał, że miała wyjątkowo przenikliwe spojrzenie, lśniące, jakby tęczówki wyłożono srebrną miką, a kiedy podeszła bliżej, powietrze zgęstniało ziemistym, przyjemnym zapachem paczuli.
– Nie jest, to ja przepraszam – odparł, odruchowo cofając się o krok, jakby próbował zrobić jej miejsce, choć byli w garderobie całkiem sami. – Dawno mnie tu nie było... właściwie nie zajmuję już żadnego miejsca – kącik jego ust drgnął w krótkim rozbawieniu, jakby nie był pewien, czy miał w rzeczywistości powód do takiego uśmiechu, bo kobieta go rozpoznała, a on potrafił jedynie skinąć głową – przyznawanie się do bycia sobą od dawna niosło wiele więcej, niż tylko zachwycone westchnienia i prośby o fotografie; był pewien, że ten nowy, usprawiedliwiony sposób, z jakim się do niego odnoszono – jakby miał zaraz zniknąć lub się przewrócić – wpasowywał się w przeszłość dużo lepiej, choć wywoływał w nim podobne, palące w skórę zawstydzenie. – Tak, Völund był moją pierwszą dużą rolą, choć byłem pewien, że nikt jej nie zapamiętał. – uśmiechnął się słabo, po czym sięgnął wzrokiem w stronę trzymanego przez nieznajomą scenariusza. – To było dawno temu, nie jestem pewien, czy... – zawahał się, opierając dłoń na klamce. – Nie chciałbym pani przeszkadzać.
Drgnął, dostrzegając w lustrze odblask cudzego spojrzenia, zaraz wyprostował się jednak odruchowo, rozjaśniając twarz uprzejmym zaskoczeniem – nie sądził, że ktoś jeszcze odwiedzał tę salę, tymczasem spomiędzy wieszaków wyłoniła się sylwetka młodej kobiety; nie widział jej wcześniej, lecz pomyślał, że miała wyjątkowo przenikliwe spojrzenie, lśniące, jakby tęczówki wyłożono srebrną miką, a kiedy podeszła bliżej, powietrze zgęstniało ziemistym, przyjemnym zapachem paczuli.
– Nie jest, to ja przepraszam – odparł, odruchowo cofając się o krok, jakby próbował zrobić jej miejsce, choć byli w garderobie całkiem sami. – Dawno mnie tu nie było... właściwie nie zajmuję już żadnego miejsca – kącik jego ust drgnął w krótkim rozbawieniu, jakby nie był pewien, czy miał w rzeczywistości powód do takiego uśmiechu, bo kobieta go rozpoznała, a on potrafił jedynie skinąć głową – przyznawanie się do bycia sobą od dawna niosło wiele więcej, niż tylko zachwycone westchnienia i prośby o fotografie; był pewien, że ten nowy, usprawiedliwiony sposób, z jakim się do niego odnoszono – jakby miał zaraz zniknąć lub się przewrócić – wpasowywał się w przeszłość dużo lepiej, choć wywoływał w nim podobne, palące w skórę zawstydzenie. – Tak, Völund był moją pierwszą dużą rolą, choć byłem pewien, że nikt jej nie zapamiętał. – uśmiechnął się słabo, po czym sięgnął wzrokiem w stronę trzymanego przez nieznajomą scenariusza. – To było dawno temu, nie jestem pewien, czy... – zawahał się, opierając dłoń na klamce. – Nie chciałbym pani przeszkadzać.
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Villemo Holmsen
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Wto 20 Cze - 16:15
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Serce biło jak szalone, zdecydowała się na ruch, który kosztował ją wiele, a przecież mogła przegrać z kretesem. Nie chciała aurą otumaniać komisji, naginać ich woli, a jednocześnie tak bardzo to kusiło i było prostym rozwiązaniem. Nie miała za sobą wsparcia Olafa, jego pieniędzy i koneksji; była zdana sama na siebie.
Obecność aktora, którego widywała na scenie, podziwiała za warsztat aktorskich była jednocześnie budująca i napawa niepewnością. Nie widziała, aby był w składzie komisji, aby miał oceniać nowych aktorów, ale może przyszedł zobaczy kto chce teraz stawiać kroki w aktorskim świecie. Złożyła scenariusz, nie chciała go spłoszyć, nie chciała być natarczywa i sprawiać przykrości. Choć kapryśna i dzika natura potrafiła przysparzać kłopotów dziś wolała ją tłumić, jak zawsze to czyniła. Ukazując ją jedynie nielicznym, tym którzy nie posłali by na koniec świata.
-Teatr ma pewien rodzaj tajemnicy w sobie, prawda? - Zagadnęła czując, że mężczyzna chce uciec, że czuje się niepewnie w jej towarzystwie. Może obawiał się, że rzuci się na niego z gorącą prośbą o autograf lub zaleje falą pytań odnośnie pracy i castingów. Nie miała takiego zamiaru wiedząc, że na nic się to zda. Podchwyciła zaś zaraz inny temat. -To był jeden z pierwszych spektakli jakie widziałam. - Posłała w stronę Folke delikatny uśmiech. -Zawsze podziwiałam pana warsztat aktorski i to jak potrafił pan porwać swoją grą. W trakcie spektaklu zapominało się, że poza sceną jest coś więcej na tym świecie. - Nie było to kłamstwem, kochała teatr, było jej życiem i marzeniem, które miała okazję teraz spełnić. Zacisnęła mocniej dłonie na zwiniętym scenariuszu słysząc dzwonek wzywający kolejną osobę na przesłuchanie. Ona sama miała jeszcze czas, ale czuła, że się nieuchronnie skraca. Wzięła głębszy oddech, spojrzała na dłoń, która spoczęła na klamce. Nie chciała go przytłaczać swoją osobą, a jednocześnie pragnęła, aby ktoś był obok kiedy niepewność wkradała się sprytnie w umysł i tak obarczony wieloma myślami.
-Absolutnie pan nie przeszkadza. - Zapewniła go jeszcze. -Miło spotkać kogoś kto nie jest w takim zdenerwowaniu jak inni. - Dlatego się ukryła, ponieważ nie chciała widzieć innych, którzy czekali na przesłuchanie.Drżeli, powtarzali swoje sekwencje, spoglądali nerwowo na zegarek. Nie byli dla niej konkurencją, ale w przedziwnym rozumowaniu chciała zostać oceniona za swoje umiejętności, a nie dzięki toksynie jaką mogła lać w umysły komisji. Czy potrafiła odciąć się od swojej natury w chwili największej próby?
Obecność aktora, którego widywała na scenie, podziwiała za warsztat aktorskich była jednocześnie budująca i napawa niepewnością. Nie widziała, aby był w składzie komisji, aby miał oceniać nowych aktorów, ale może przyszedł zobaczy kto chce teraz stawiać kroki w aktorskim świecie. Złożyła scenariusz, nie chciała go spłoszyć, nie chciała być natarczywa i sprawiać przykrości. Choć kapryśna i dzika natura potrafiła przysparzać kłopotów dziś wolała ją tłumić, jak zawsze to czyniła. Ukazując ją jedynie nielicznym, tym którzy nie posłali by na koniec świata.
-Teatr ma pewien rodzaj tajemnicy w sobie, prawda? - Zagadnęła czując, że mężczyzna chce uciec, że czuje się niepewnie w jej towarzystwie. Może obawiał się, że rzuci się na niego z gorącą prośbą o autograf lub zaleje falą pytań odnośnie pracy i castingów. Nie miała takiego zamiaru wiedząc, że na nic się to zda. Podchwyciła zaś zaraz inny temat. -To był jeden z pierwszych spektakli jakie widziałam. - Posłała w stronę Folke delikatny uśmiech. -Zawsze podziwiałam pana warsztat aktorski i to jak potrafił pan porwać swoją grą. W trakcie spektaklu zapominało się, że poza sceną jest coś więcej na tym świecie. - Nie było to kłamstwem, kochała teatr, było jej życiem i marzeniem, które miała okazję teraz spełnić. Zacisnęła mocniej dłonie na zwiniętym scenariuszu słysząc dzwonek wzywający kolejną osobę na przesłuchanie. Ona sama miała jeszcze czas, ale czuła, że się nieuchronnie skraca. Wzięła głębszy oddech, spojrzała na dłoń, która spoczęła na klamce. Nie chciała go przytłaczać swoją osobą, a jednocześnie pragnęła, aby ktoś był obok kiedy niepewność wkradała się sprytnie w umysł i tak obarczony wieloma myślami.
-Absolutnie pan nie przeszkadza. - Zapewniła go jeszcze. -Miło spotkać kogoś kto nie jest w takim zdenerwowaniu jak inni. - Dlatego się ukryła, ponieważ nie chciała widzieć innych, którzy czekali na przesłuchanie.Drżeli, powtarzali swoje sekwencje, spoglądali nerwowo na zegarek. Nie byli dla niej konkurencją, ale w przedziwnym rozumowaniu chciała zostać oceniona za swoje umiejętności, a nie dzięki toksynie jaką mogła lać w umysły komisji. Czy potrafiła odciąć się od swojej natury w chwili największej próby?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Folke Baantjer
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Sob 8 Lip - 23:15
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
Pamiętał swój pierwszy dzień w teatrze – drżał na widok rzędów krzeseł, ciągnących się aż do samego końca sali, przytłaczały go ogromne kurtyny, wykonane z ciężkiego moltonu, a kiedy stanął przed publicznością, wydawało mu się, że scena dorównywała wielkością całemu światu; nigdy nie wyobrażał sobie, że jego życie mogłoby urosnąć do podobnych rozmiarów – w dzieciństwie nieustannie ukrywał się w ciasnych kątach rzeczywistości, obejmował ramionami kruche kolana i kurczył się pod bladą skórą, tymczasem w teatrze potrafił wypełnić sobą całą przestrzeń, sięgnąć głosem do odległych balkonów i prostować plecy tak, jak nigdy nie robił tego we własnym ciele. Po każdym występie w skroniach dudniło mu echo głośnych oklasków, a on, wycofując się w głąb kulis, nagle nie rozumiał, dlaczego serce biło mu tak mocno, przykładał dłonie do twarzy i nie był dłużej pewien czy ciepły rumieniec, który wstąpił mu na policzki, był przejawem zakłopotania czy entuzjazmu; lubił nie być sobą, bo wszystko wydawało mu się wtedy prostsze – kiedy grał Völunda, nie myślał o tym, że poprzedniego wieczoru choroba przewiązała mu się ciasnym supłem pod żebrami, aż ból stał się tak mocny, że musiał oddychać przez usta, a przy każdym poruszeniu piersi z oczu ciekły mu łzy, nie myślał o tym, że w mieszkaniu czekał na niego Malte, jego surowe spojrzenie i zaciśnięte pięści; czasem zamykał oczy i wyobrażał sobie, że mógłby zamieszkać pod wysokim sufitem Nationaltheatret.
– Zawsze wydawał mi się łatwiejszy od życia – przyznał, uśmiechając się słabo. – Wiedziałem, czego się spodziewać. – dodał śmielej, przyglądając kobiecej twarzy – sprawiała wrażenie, jakby pracowała w tym miejscu od dawna, a on pomyślał, że pasowała do szerokiej sceny i jasnego światła; purpurowa kurtyna wyglądałaby wokół niej jak suknia. Poczuł, jak coś w jego wnętrzu zaciska się i tężeje, kiedy na twarz wstąpił mu rumieniec nagłego zawstydzenia – lata, które spędził w teatrze, wydawały mu się teraz odległe i wymyślone, jakby wydarzyły się w poprzednim życiu i zostały mu przekazane cudzym głosem. – Ja też często o tym zapominałem – uśmiechnął się pewniej i cofnął dłoń z klamki, nie poruszając drzwi nawet cichym skrzypnięciem. – Kiedy spektakl dobiegał końca, czułem się, jakbym obudził się ze snu. Ludzie klaskali, a ja nie byłem pewien, gdzie się znajdowałem ani jak wiele czasu minęło, odkąd wyszedłem na scenę. Zamykałem oczy i miałem nadzieję, że sen powróci, ale nie było już niczego do dodania, historia dobiegła końca, tylko moje życie wciąż jeszcze trwało. – zaśmiał się, cicho i niewyraźnie, zakłopotany własnym głosem – skąd brały się te wszystkie słowa?
– Tym razem ja przyjdę oglądać panią na scenie – odparł, dyskretnie opierając się o drewnianą komodę, gdy w chromym kolanie odezwał się płytki ucisk bólu. – Podobno spełniam się również w roli widza.
– Zawsze wydawał mi się łatwiejszy od życia – przyznał, uśmiechając się słabo. – Wiedziałem, czego się spodziewać. – dodał śmielej, przyglądając kobiecej twarzy – sprawiała wrażenie, jakby pracowała w tym miejscu od dawna, a on pomyślał, że pasowała do szerokiej sceny i jasnego światła; purpurowa kurtyna wyglądałaby wokół niej jak suknia. Poczuł, jak coś w jego wnętrzu zaciska się i tężeje, kiedy na twarz wstąpił mu rumieniec nagłego zawstydzenia – lata, które spędził w teatrze, wydawały mu się teraz odległe i wymyślone, jakby wydarzyły się w poprzednim życiu i zostały mu przekazane cudzym głosem. – Ja też często o tym zapominałem – uśmiechnął się pewniej i cofnął dłoń z klamki, nie poruszając drzwi nawet cichym skrzypnięciem. – Kiedy spektakl dobiegał końca, czułem się, jakbym obudził się ze snu. Ludzie klaskali, a ja nie byłem pewien, gdzie się znajdowałem ani jak wiele czasu minęło, odkąd wyszedłem na scenę. Zamykałem oczy i miałem nadzieję, że sen powróci, ale nie było już niczego do dodania, historia dobiegła końca, tylko moje życie wciąż jeszcze trwało. – zaśmiał się, cicho i niewyraźnie, zakłopotany własnym głosem – skąd brały się te wszystkie słowa?
– Tym razem ja przyjdę oglądać panią na scenie – odparł, dyskretnie opierając się o drewnianą komodę, gdy w chromym kolanie odezwał się płytki ucisk bólu. – Podobno spełniam się również w roli widza.
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Villemo Holmsen
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Pon 10 Lip - 13:05
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Teatr był jej domem długi czas, nie stanowił tajemnic, gdzie korytarze, przejścia i zakamarki stanowiły plac zabaw, a potem miejsce, w którym odkrywała swoje umiejętności. Aura płynąca po ziemi dotykała każdego pracownika, widziała jak regują, jak zanurzają się w uroku tłoczonym przez istnienie niksy. Dostrzegała te drobne zmiany w zachowaniu, rozmarzone spojrzenia i pragnienie zatracenia. Uczyła się wiązać toksynę wokół nadgarstka ciasnym węzłem woli, nie pozwalając, aby jej własna natura ją przytłoczyła i pochłonęła bez reszty. Uczyła się latami panowania nad sobą, aż doprowadziła umiejętność do perfekcji, której to nadawała szlify pod okiem Olafa.
Dzisiaj była wolna od jego wpływów, mogła robić co chciała, ale jego dryg nadal był w niej żywy. To czego się nauczyła mogła śmiało wykorzystywać na scenie.
Teraz była w nowym miejscu, a mimo to było bardzo podobne. Wszystko przypominało dom, było echem wspomnień - ciepłych i przepełnionych bezpieczeństwem.
Drgnęła, gdy usłyszała skrzypce przytłumione przez zamknięte drzwi. Jednym z elementów przesłuchania był również śpiew. Miał być inny od tego, który praktykowała w podziemiach. Zacisnęła mocniej dłonie na skrypcie scenariusza, fakt, że dostała zaproszenie na przesłuchanie niczego nie ułatwiał.
-Zdaje się być zawsze miejscem ucieczki. - Przyznała po chwili, dzieląc się tym samym swoimi własnymi przeżyciami. Tak było łatwiej przełamać stres, choć przecież nie powinna się denerwować. Była niksą. Demonem, który mógł śmiało zaczarować pół komisji. Zatrzymując swoją naturę dla siebie, nie chciała tego, w ambicji stanąć na scenie i wykazać się swoimi umiejętnościami, nie zaś zwodniczą naturą. -Wychowałam się w teatrze. Rodzice byli muzykami. - Dodała jeszcze, a melodyjny głos zawibrował cicho na strunach wspomnień pobudzonych rozmową. -Teatr zawsze jest jak sen. To rodzaj umowy pomiędzy ludźmi, którzy spotykają się o wyznaczonej godzinie, by na jakiś czas wspólnie odejść w inny świat.
Widząc, że nie ma zamiaru już uciec, odetchnęła z cichą ulgą. Aura szalała wokół niej, chcąc się wydostać, ponieważ tak było łatwiej. Związać kogoś wolą, sprawić, że będzie podległy i choć nadal, pomimo trzymania jej ściśle przy sobie każdy był choć trochę na nią podatny, tak zachowywał zdrowy rozsądek, słyszał własne myśli, pozostawał trzeźwy w osądach. Tego właśnie pragnęła, by patrzył na nią swoimi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie. -Dzieciństwo w teatrze jest bardzo przyjemne. Widzi się wiele ciekawych rzeczy… Do tej pory pamiętam taki moment, gdy po przedstawieniu stałam za kulisami i mogłam na chwilę wejść na scenę. I nagle zrobiło mi się tak jakoś dziwnie… Poczułam, że jestem w naprawdę szczególnym miejscu. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, więc to musiało być naprawdę silne uczucie, skoro pamiętam je do dzisiaj! - Wskazała na drzwi. -Co ciekawe, dzisiaj czuję dokładnie to samo.
Zaśmiała dźwięcznie, melodia śmiechu osiadła na dwójce przebywającej w ciasnym i zapomnianym przez innych pomieszczeniu.
-Najpierw muszę przejść przesłuchanie, a przede mną jest wiele ambitnych i świetnie przygotowanych osób. - Następnie poluźniając zacisk dłoni na kartkach papieru spojrzała z wdzięcznością na Folke. -Dziękuję. Jeżeli będzie miał pan ochotę, chętnie wysłucham opinii. Z takim doświadczeniem, jestem przekonana, że mógłby pan udzielić wielu, cennych rad. - Obserwowanie innych aktorów, ich technik i warsztatu sprawiały, że mogła się wiele nauczyć i tak było, kiedy skryta na zapleczu obserwowała wszystkie spektakle.
Dzisiaj była wolna od jego wpływów, mogła robić co chciała, ale jego dryg nadal był w niej żywy. To czego się nauczyła mogła śmiało wykorzystywać na scenie.
Teraz była w nowym miejscu, a mimo to było bardzo podobne. Wszystko przypominało dom, było echem wspomnień - ciepłych i przepełnionych bezpieczeństwem.
Drgnęła, gdy usłyszała skrzypce przytłumione przez zamknięte drzwi. Jednym z elementów przesłuchania był również śpiew. Miał być inny od tego, który praktykowała w podziemiach. Zacisnęła mocniej dłonie na skrypcie scenariusza, fakt, że dostała zaproszenie na przesłuchanie niczego nie ułatwiał.
-Zdaje się być zawsze miejscem ucieczki. - Przyznała po chwili, dzieląc się tym samym swoimi własnymi przeżyciami. Tak było łatwiej przełamać stres, choć przecież nie powinna się denerwować. Była niksą. Demonem, który mógł śmiało zaczarować pół komisji. Zatrzymując swoją naturę dla siebie, nie chciała tego, w ambicji stanąć na scenie i wykazać się swoimi umiejętnościami, nie zaś zwodniczą naturą. -Wychowałam się w teatrze. Rodzice byli muzykami. - Dodała jeszcze, a melodyjny głos zawibrował cicho na strunach wspomnień pobudzonych rozmową. -Teatr zawsze jest jak sen. To rodzaj umowy pomiędzy ludźmi, którzy spotykają się o wyznaczonej godzinie, by na jakiś czas wspólnie odejść w inny świat.
Widząc, że nie ma zamiaru już uciec, odetchnęła z cichą ulgą. Aura szalała wokół niej, chcąc się wydostać, ponieważ tak było łatwiej. Związać kogoś wolą, sprawić, że będzie podległy i choć nadal, pomimo trzymania jej ściśle przy sobie każdy był choć trochę na nią podatny, tak zachowywał zdrowy rozsądek, słyszał własne myśli, pozostawał trzeźwy w osądach. Tego właśnie pragnęła, by patrzył na nią swoimi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie. -Dzieciństwo w teatrze jest bardzo przyjemne. Widzi się wiele ciekawych rzeczy… Do tej pory pamiętam taki moment, gdy po przedstawieniu stałam za kulisami i mogłam na chwilę wejść na scenę. I nagle zrobiło mi się tak jakoś dziwnie… Poczułam, że jestem w naprawdę szczególnym miejscu. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, więc to musiało być naprawdę silne uczucie, skoro pamiętam je do dzisiaj! - Wskazała na drzwi. -Co ciekawe, dzisiaj czuję dokładnie to samo.
Zaśmiała dźwięcznie, melodia śmiechu osiadła na dwójce przebywającej w ciasnym i zapomnianym przez innych pomieszczeniu.
-Najpierw muszę przejść przesłuchanie, a przede mną jest wiele ambitnych i świetnie przygotowanych osób. - Następnie poluźniając zacisk dłoni na kartkach papieru spojrzała z wdzięcznością na Folke. -Dziękuję. Jeżeli będzie miał pan ochotę, chętnie wysłucham opinii. Z takim doświadczeniem, jestem przekonana, że mógłby pan udzielić wielu, cennych rad. - Obserwowanie innych aktorów, ich technik i warsztatu sprawiały, że mogła się wiele nauczyć i tak było, kiedy skryta na zapleczu obserwowała wszystkie spektakle.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Folke Baantjer
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Pią 28 Lip - 13:53
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
Teatr był miejscem ucieczki – spostrzeżenie Villemo osunęło się kamieniem na dno jego świadomości, uciskając miejsce, w którym znajdowała się pamięć; jak wiele razy ukrywał się pomiędzy fałdami purpurowych kurtyn? Wychodził na scenę tylko po to, aby przez chwilę poczuć się, jakby wydostał się spod własnej skóry, odziany w cudzą przeszłość i cudze personalia? Spędzał wieczory w kącie pustej garderoby, przeżuwając w sobie słowa, które chciał komuś powiedzieć, lecz wokół stały jedynie nagie manekiny o pustych, białych twarzach; kiedy rozchylał usta nie wiedział zresztą, jak się wyrazić, bo na rzeczy, o których myślał, nigdy nie było właściwych słów. Czasem, kiedy nie mógł zasnąć, bo wszystkie niewypowiedziane na głos wyznania ciążyły mu na osierdziu, wyobrażał sobie scenariusz do własnego życia, zapisany do wypowiedzenia przez kogoś innego, zupełnie jakby przeszłość była przedstawieniem, które można było rozegrać, rzeczywistością ograniczoną do teatralnej sceny, wspomnieniem nakrytym przez grubą kurtynę – zastanawiał się, czy gdyby przyglądał się jej z widowni, umiałby ani razu nie zamknąć oczu. Nietypowe dla aktora: skupić na sobie niepodzielną uwagę publiczności i odwrócić się od niej ze wstydu.
– Wróciła pani dopiero teraz – zauważył ostrożnie i przez chwilę przyglądał się jej uważniej, zanim znów spuścił wzrok, wieszając spojrzenie niewysoko nad kobiecym ramieniem, jakby nie potrafił zbyt długo patrzeć jej w oczy – lub raczej: jakby nie potrafił pozwolić, by ktoś zbyt długo patrzył w jego. – Dlaczego? – w jego głosie nie przebrzmiał cień wyrzutu, jedynie zainteresowanie – w dzieciństwie często fantazjował, że jego prawdziwi rodzice zajmowali się aktorstwem; matka wchodziła na scenę w lśniącej, szafirowej sukni, którą w domu zakładała jedynie odświętnie, a ojciec przygrywał na pianinie do jej sopranu, w rzeczywistości w salonie rzadko grała jednak muzyka, życie było milczące i nieruchome. – Nigdzie nie czułem tego samego, co na scenie... może dlatego wciąż tu przychodzę, teatr wydaje się niemożliwy do porzucenia, w każdym razie nie na długo. Rodzice chcieli, żebym wystąpił w przedstawieniu w akademii, chyba żeby przezwyciężyć nieśmiałość. Jak na kogoś, kto kochał słowa tak jak ja, zdumiewająco często mnie zawodziły – uśmiechnął się słabo, jakby wstydził się tej przypadłości – nigdy nie przypominał aktorów, grających w teatrze, był na to zbyt łagodny, milkliwy i pozbawiony chęci przetrwania. – Graliśmy wtedy Ondynę, od tego wszystko się zaczęło. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na scenie Nationaltheatret. – obawa, która zawstydzała go na początku, zniknęła niemal zupełnie – nie sięgał już wzrokiem w stronę drzwi, nie próbował wycofać się w kąt pomieszczenia, nie zaciskał dłoni na metalowej klamce; kobieta uśmiechała się tymczasem łagodnie, a jej śmiech był dźwięczny i melodyjny, jakby dobywał się prosto z uniesionej przepony.
– Teatr wyczuwa takie emocje. Czasem ambicja nie jest wystarczająca, trzeba kochać to, co się robi, stojąc na scenie. – nie znał jej, przekonanie, że wystąpi w sztuce, tkwiło jednak nienaruszone, jakby był pewien, że mógłby dostrzec ją z widowni jako pierwszą i nie potrafił wyobrazić sobie, że podczas przesłuchania stałoby się inaczej. – Jak zamierza pani ją przedstawić? – każdy aktor interpretował tę sztukę inaczej – przedstawienia różniły się od siebie przede wszystkim dlatego, że emocje odgrywanych postaci przenosiły się z serca do serca, poruszane nurtem odmiennego tętna. – Żonę Völunda – sprecyzował.
– Wróciła pani dopiero teraz – zauważył ostrożnie i przez chwilę przyglądał się jej uważniej, zanim znów spuścił wzrok, wieszając spojrzenie niewysoko nad kobiecym ramieniem, jakby nie potrafił zbyt długo patrzeć jej w oczy – lub raczej: jakby nie potrafił pozwolić, by ktoś zbyt długo patrzył w jego. – Dlaczego? – w jego głosie nie przebrzmiał cień wyrzutu, jedynie zainteresowanie – w dzieciństwie często fantazjował, że jego prawdziwi rodzice zajmowali się aktorstwem; matka wchodziła na scenę w lśniącej, szafirowej sukni, którą w domu zakładała jedynie odświętnie, a ojciec przygrywał na pianinie do jej sopranu, w rzeczywistości w salonie rzadko grała jednak muzyka, życie było milczące i nieruchome. – Nigdzie nie czułem tego samego, co na scenie... może dlatego wciąż tu przychodzę, teatr wydaje się niemożliwy do porzucenia, w każdym razie nie na długo. Rodzice chcieli, żebym wystąpił w przedstawieniu w akademii, chyba żeby przezwyciężyć nieśmiałość. Jak na kogoś, kto kochał słowa tak jak ja, zdumiewająco często mnie zawodziły – uśmiechnął się słabo, jakby wstydził się tej przypadłości – nigdy nie przypominał aktorów, grających w teatrze, był na to zbyt łagodny, milkliwy i pozbawiony chęci przetrwania. – Graliśmy wtedy Ondynę, od tego wszystko się zaczęło. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się na scenie Nationaltheatret. – obawa, która zawstydzała go na początku, zniknęła niemal zupełnie – nie sięgał już wzrokiem w stronę drzwi, nie próbował wycofać się w kąt pomieszczenia, nie zaciskał dłoni na metalowej klamce; kobieta uśmiechała się tymczasem łagodnie, a jej śmiech był dźwięczny i melodyjny, jakby dobywał się prosto z uniesionej przepony.
– Teatr wyczuwa takie emocje. Czasem ambicja nie jest wystarczająca, trzeba kochać to, co się robi, stojąc na scenie. – nie znał jej, przekonanie, że wystąpi w sztuce, tkwiło jednak nienaruszone, jakby był pewien, że mógłby dostrzec ją z widowni jako pierwszą i nie potrafił wyobrazić sobie, że podczas przesłuchania stałoby się inaczej. – Jak zamierza pani ją przedstawić? – każdy aktor interpretował tę sztukę inaczej – przedstawienia różniły się od siebie przede wszystkim dlatego, że emocje odgrywanych postaci przenosiły się z serca do serca, poruszane nurtem odmiennego tętna. – Żonę Völunda – sprecyzował.
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Villemo Holmsen
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Wto 1 Sie - 14:14
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Potrzeba wiele odwagi, aby spełniać marzenia, by z siłą i determinacją sięgać ku temu co upragnione i nie zniechęcać się rzucanymi przez los kłodami. Tych miewała wiele w życiu, wciąż biegną przed siebie, czasami zbaczała z drogi, wiedziona przedziwnym wrażeniem, że to może jednak tam, za gęstwiną niewiadomego czai się jej przyszłość. Utkwiła w galerii, stała się jednym z wielu obrazów, stała się t, która spełniała marzenia innych, a nie swoje - wierząc, że to co robi, robi też dla siebie. Mimo to, wyobrażała sobie nie raz, jakby to były, gdyby znów wróciła do świata, który ją ukształtował. Do śpiewu matki, do pianina i skrzypiec, które były codziennością jej dnia. Kiedy taniec stawał się rozmową, każdy gest, każde drgnienie palca było kolejnym zdaniem. Chciała na nowo odkryć siebie pośród spętanych materiałów kurtyny, tam gdzie pada światło, a deski sceny uginają się lekko przy każdym kroku.
-Pozwoliłam sobie na spróbowanie innego życia. - Odpowiedziała na pytanie po chwili zamyślenia. Potoczyła wzrokiem po małej sali gdzie piętrzyły się manekiny, stare dekoracje i elementy strojów; echa poprzednich spektakli były świadkami rozmowy dwójki, która reprezentowała inną postawę, a przecież łączyło ich to samo. -I z czasem zrozumiałam, że serce dawno zostawiłam w teatrze.
Szukała go wszędzie, zapominając, że to właśnie tu ono biło, pośród wypowiadanych słów w trakcie spektakli, w rytmie muzyki jaka towarzyszy monologom i pełnym dramatyzmu aktom. Spoglądała na rozmówcę z niegasnącym zaciekawieniem w oczach, zdawał się wycofany, skryty w cieniu, który dawał swego rodzaju bezpieczeństwo, a to sprawiało, że nawet jej natura nie dążyła do przejęcia władzy na jego umysłem. Ot, jedynie muskała delikatnie chcąc dodać odwagi, odegnać lęk, bo nie życzyła mu źle i nie chciała skrzywdzić, choć przecież tak je przedstawiono, chociażby spektakl, o którym sam wspomniał. Istota bez duszy, która odbierała oddech, topiła niewiernych, skazana na obliczu społeczeństwa. Potwór, który nie rozumiał ludzi i ich istnienia. -Słowa mają to do siebie, że często umykają. Warto wtedy sięgnąć po te, które już ktoś stworzył. - Kiedy nie wiedziała co powiedzieć cytowała poetów lub fragmenty sztuk, to znacznie ułatwiało zebranie swoich myśli, przekazanie ich drugiej osobie. Mówił o teatrze jako o osobie, co bardzo nią poruszyło, jakby rozprawiał o starym znajomym. Było w tych słowach wiele czułości i chyba sam mówiący nie zdawał sobie z tego sprawy. Aura delikatnie zawibrowała gdy zadał pytanie, zainteresowany tym jak widzi postać na kartach scenariusza. Spojrzała na scenariusz zwinięty w jej dłoni. -Na początku niewiele o niej wiemy, to on tu jest ważny, ale kiedy pojawia się na scenie sama możemy ją poznać. Widzę ją jako kobietę niezwykle silną, której moc bierze się z głębi serca. - Uniosła wyżej głowę. -To ona nieustraszona przemierzała góry i lasy, aby odnaleźć męża. To ona pomimo lawin i śnieżyc parła dalej na przód chociaż wszyscy jej odmawiali. I choć zawsze ktoś jej pomagał to trzeba mieć w sobie ogień i żar, który rozpala się w innych podejmujących działania w misji, która przez resztę jest z góry skazana na niepowodzenie. - Szare spojrzenie utkwiła w mężczyźnie, a wzrok jej płonął kiedy o tym mówiła. -Oddać własną krew, by przejść przez labirynt. Nie bać się poświęcić własnego głosu byle dotrzeć do celu.
-Pozwoliłam sobie na spróbowanie innego życia. - Odpowiedziała na pytanie po chwili zamyślenia. Potoczyła wzrokiem po małej sali gdzie piętrzyły się manekiny, stare dekoracje i elementy strojów; echa poprzednich spektakli były świadkami rozmowy dwójki, która reprezentowała inną postawę, a przecież łączyło ich to samo. -I z czasem zrozumiałam, że serce dawno zostawiłam w teatrze.
Szukała go wszędzie, zapominając, że to właśnie tu ono biło, pośród wypowiadanych słów w trakcie spektakli, w rytmie muzyki jaka towarzyszy monologom i pełnym dramatyzmu aktom. Spoglądała na rozmówcę z niegasnącym zaciekawieniem w oczach, zdawał się wycofany, skryty w cieniu, który dawał swego rodzaju bezpieczeństwo, a to sprawiało, że nawet jej natura nie dążyła do przejęcia władzy na jego umysłem. Ot, jedynie muskała delikatnie chcąc dodać odwagi, odegnać lęk, bo nie życzyła mu źle i nie chciała skrzywdzić, choć przecież tak je przedstawiono, chociażby spektakl, o którym sam wspomniał. Istota bez duszy, która odbierała oddech, topiła niewiernych, skazana na obliczu społeczeństwa. Potwór, który nie rozumiał ludzi i ich istnienia. -Słowa mają to do siebie, że często umykają. Warto wtedy sięgnąć po te, które już ktoś stworzył. - Kiedy nie wiedziała co powiedzieć cytowała poetów lub fragmenty sztuk, to znacznie ułatwiało zebranie swoich myśli, przekazanie ich drugiej osobie. Mówił o teatrze jako o osobie, co bardzo nią poruszyło, jakby rozprawiał o starym znajomym. Było w tych słowach wiele czułości i chyba sam mówiący nie zdawał sobie z tego sprawy. Aura delikatnie zawibrowała gdy zadał pytanie, zainteresowany tym jak widzi postać na kartach scenariusza. Spojrzała na scenariusz zwinięty w jej dłoni. -Na początku niewiele o niej wiemy, to on tu jest ważny, ale kiedy pojawia się na scenie sama możemy ją poznać. Widzę ją jako kobietę niezwykle silną, której moc bierze się z głębi serca. - Uniosła wyżej głowę. -To ona nieustraszona przemierzała góry i lasy, aby odnaleźć męża. To ona pomimo lawin i śnieżyc parła dalej na przód chociaż wszyscy jej odmawiali. I choć zawsze ktoś jej pomagał to trzeba mieć w sobie ogień i żar, który rozpala się w innych podejmujących działania w misji, która przez resztę jest z góry skazana na niepowodzenie. - Szare spojrzenie utkwiła w mężczyźnie, a wzrok jej płonął kiedy o tym mówiła. -Oddać własną krew, by przejść przez labirynt. Nie bać się poświęcić własnego głosu byle dotrzeć do celu.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Folke Baantjer
Re: 05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Sob 26 Sie - 13:51
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
Często odnosił wrażenie, że na to nie zasługiwał – nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby występować w prawdziwym teatrze, nie jedynie w ciasnej sali na pierwszym piętrze akademii, a kiedy plakaty promujące najbliższy spektakl zawisły na ulicach miasta, nie rozpoznawał na nich własnej twarzy; był pewien, że przyglądał się komuś innemu – na scenie sprawiał wrażenie odważniejszego niż w rzeczywistości, bo patrzył prosto przed siebie i nie kurczył się pod skórą, jakby była zbyt cienka, by utrzymać go w swoich objęciach. Zasypiał ze scenariuszem wciąż trzymanym w dłoniach i słowami, które stygły mu na rozchylonych wargach – wówczas pomiędzy koszmarami ciemnymi jak atrament, śniło mu się, że był kimś innym, człowiekiem istniejącym jedynie na deskach teatralnej sceny, zbyt śmiałym, bo pomieścić się w jego skarlałym ciele, zbyt pięknym, by wyściełać skórę brudną od wybroczyn; chciał uciec od własnego życia, lecz nigdy nie potrafił w zupełności wypuścić go rąk.
– Jak smakowało? – spytał po chwili, onieśmielony swym zaciekawieniem, stęsknioną nadzieją, która rozświetliła się w kącie spojrzenia – jak spadająca gwiazda (czego sobie życzyłeś?, pytał głos w jego głowie, nie mogę ci powiedzieć, wtedy się nie spełni). – Inne życie – sprecyzował, siląc się na uśmiech, choć ten wyglądał na jego twarzy blado i wahliwie, jakby nie był pewien, czy wolno mu było kłaść się pomiędzy kącikami ust. Dawno nie pasował już do teatralnego krajobrazu – stał się zbyt kruchy, by nie zagubić się w fałdach bordowej kurtyny, mrużył oczy, gdy przyglądano mu się zbyt długo, utykał coraz wyraźniej i często wydawało mu się, że lewa noga już do niego nie należała; co jeśli nie pasował już nigdzie? Co jeśli zostawił swoje serce pogrzebane głęboko pod deskami sceny i teraz w żaden sposób nie mógł go odzyskać? Porządkował dokumenty, które Bertram przynosił do domu z ośrodka, uczył galdrów grać na pianinie melodie, które pamiętał jeszcze z wczesnego dzieciństwa, karmił zwierzęta, które wiły gniazda we wnękach kamienic – jego życie stało się małe i nieistotne, choć wielokrotnie czuł się szczęśliwszy, niż kiedy stał przed publicznością Nationaltheatret, zaciskając zęby w życzliwym uśmiechu, aby nie zauważyli bólu, który wspinał się przez lędźwie; w gazetach powtarzano, że jego kariera sczezła, choć nigdy nie myślał o powrocie na scenę – miał zaledwie trzydzieści lat, lecz czuł się, jakby przeżył stulecie.
– Była odważniejsza niż Völund – skinął głową, choć przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał. – Dźwigała na barkach miłość za nich oboje – podniósł wzrok, a spojrzenie kobiety nagle wydawało się ulec zmianie, jakby szarość, jaka dotąd wypełniała pustkę wokół źrenic, przeobraziła się srebrzysty blask pasji, wokół którego cała twarz przypominała rozpostarte niebo, wymuszające patrzenie, nawet kiedy jasność raziła w oczy. – Jestem pewien, że odnajdzie się pani w tej roli. – głos drgnął mu lekko, jakby potknął się od strunę krtani, nagle skrępowany cudzą obecnością. – Sprawia pani wrażenie osoby, która potrafi się z nią utożsamić.
– Jak smakowało? – spytał po chwili, onieśmielony swym zaciekawieniem, stęsknioną nadzieją, która rozświetliła się w kącie spojrzenia – jak spadająca gwiazda (czego sobie życzyłeś?, pytał głos w jego głowie, nie mogę ci powiedzieć, wtedy się nie spełni). – Inne życie – sprecyzował, siląc się na uśmiech, choć ten wyglądał na jego twarzy blado i wahliwie, jakby nie był pewien, czy wolno mu było kłaść się pomiędzy kącikami ust. Dawno nie pasował już do teatralnego krajobrazu – stał się zbyt kruchy, by nie zagubić się w fałdach bordowej kurtyny, mrużył oczy, gdy przyglądano mu się zbyt długo, utykał coraz wyraźniej i często wydawało mu się, że lewa noga już do niego nie należała; co jeśli nie pasował już nigdzie? Co jeśli zostawił swoje serce pogrzebane głęboko pod deskami sceny i teraz w żaden sposób nie mógł go odzyskać? Porządkował dokumenty, które Bertram przynosił do domu z ośrodka, uczył galdrów grać na pianinie melodie, które pamiętał jeszcze z wczesnego dzieciństwa, karmił zwierzęta, które wiły gniazda we wnękach kamienic – jego życie stało się małe i nieistotne, choć wielokrotnie czuł się szczęśliwszy, niż kiedy stał przed publicznością Nationaltheatret, zaciskając zęby w życzliwym uśmiechu, aby nie zauważyli bólu, który wspinał się przez lędźwie; w gazetach powtarzano, że jego kariera sczezła, choć nigdy nie myślał o powrocie na scenę – miał zaledwie trzydzieści lat, lecz czuł się, jakby przeżył stulecie.
– Była odważniejsza niż Völund – skinął głową, choć przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał. – Dźwigała na barkach miłość za nich oboje – podniósł wzrok, a spojrzenie kobiety nagle wydawało się ulec zmianie, jakby szarość, jaka dotąd wypełniała pustkę wokół źrenic, przeobraziła się srebrzysty blask pasji, wokół którego cała twarz przypominała rozpostarte niebo, wymuszające patrzenie, nawet kiedy jasność raziła w oczy. – Jestem pewien, że odnajdzie się pani w tej roli. – głos drgnął mu lekko, jakby potknął się od strunę krtani, nagle skrępowany cudzą obecnością. – Sprawia pani wrażenie osoby, która potrafi się z nią utożsamić.
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Villemo Holmsen
05.03.2001 – Sala za kulisami – F. Baantjer & V. Holmsen Nie 27 Sie - 20:32
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Pozwoliła, aby niepewność i lęk zawładnęły jej życiem, gdzie zapomniała marzyć, zadowalając się tym co posiada. Dopiero przedziwne spotkania, z Kruczym, z malarzem, z marynarzem sprawiły, że zaczęła śmielej patrzeć w inne strony, rozumiejąc, że pozwala, aby ją zamknięto i choć życie było słodkie, tak wiele gorzkich momentów osadzało się na świadomości, stawało się ciemnymi plamami na płótnie. Mimo to, wstawała każdego dnia ubierając maskę uprzejmości i znikała w przygaszonych korytarza domu uciech, gdzie ciało było na sprzedaż, gdzie spełniała wszelkie sny. Stawała się marzeniem sennym, zapominając o sobie. Blichtr oraz przepych, łaskawe spojrzenie właściciela sprawiło, że sprzedała samą siebie. Świadomość upadku, w którym demon dał się zakuć w kajdany była bolesna. Próba wyswobodzenia się kosztowała ją wolną wolę.
-Inaczej, na początku kusiło. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale nie wdawała się w szczegóły; nie o to chodziło w tej rozmowie. Dzielili się emocjami, myślami owiniętymi woalem przeszłości, której nie trzeba było zaznaczać grubą kreską pełnych opisów. -Uzależniało, było jak ciasto, które chce się jeść bez końca, ale z czasem zaczyna boleć brzuch… - Dodała po chwili, by zobrazować to co czuła i to czego doświadczyła. -Można objadać się dalej, a można powiedzieć stop… Mnie się udało. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. Rozmowa ją uspokajała, sprawiała, że aura już nie szarpała się tak mocno, natura nie domagała się objęcia we władanie jego umysłu. Płynęła niespiesznie, lekko, spokojnie, ledwo tylko muskając czubki jego butów. Spojrzenie, na krótką chwilę, rozbłysło srebrem tęczówek, gdy z pasją mówiła o bohaterce, w którą zaraz miała się wcielić przed komisją. Aura zawiorowała wokół kobiecej postaci rozjaśniając twarz, złocąc blaskiem jasne włosy. Wzięła głębszy oddech, palce mocniej zaciskając na scenariuszu, wracając do poprzedniego stanu. -Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.- Głos bardziej śpiewny niż wcześniej, osiadał w małym pomieszczeniu, zapisując się swoimi nutami w pamięci na dłużej. Wtedy też usłyszała dzwonek i jak ktoś wypowiada jej imię i nazwisko. To był czas zmierzenia się z własnym lękiem i chęcią sięgania ku marzeniom. -Teraz moja kolej. - Powiedziała i zbliżyła się do drzwi, uchyliła je i nim całkowicie zniknęła pomiędzy czerwienią kurtyny i czernią nieoświetlonych dekoracji odwróciła się w stronę galdra. -To była bardzo inspirująca rozmowa. Mam nadzieję, że uda się nam kiedyś jeszcze spotkać. - Z tymi słowami i cichym stukotem obcasów odeszła na główną scenę, gdzie czekała na nią komisja. Czas rozpocząć przedstawienie.
Villemo i Folke z tematu
-Inaczej, na początku kusiło. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale nie wdawała się w szczegóły; nie o to chodziło w tej rozmowie. Dzielili się emocjami, myślami owiniętymi woalem przeszłości, której nie trzeba było zaznaczać grubą kreską pełnych opisów. -Uzależniało, było jak ciasto, które chce się jeść bez końca, ale z czasem zaczyna boleć brzuch… - Dodała po chwili, by zobrazować to co czuła i to czego doświadczyła. -Można objadać się dalej, a można powiedzieć stop… Mnie się udało. - Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. Rozmowa ją uspokajała, sprawiała, że aura już nie szarpała się tak mocno, natura nie domagała się objęcia we władanie jego umysłu. Płynęła niespiesznie, lekko, spokojnie, ledwo tylko muskając czubki jego butów. Spojrzenie, na krótką chwilę, rozbłysło srebrem tęczówek, gdy z pasją mówiła o bohaterce, w którą zaraz miała się wcielić przed komisją. Aura zawiorowała wokół kobiecej postaci rozjaśniając twarz, złocąc blaskiem jasne włosy. Wzięła głębszy oddech, palce mocniej zaciskając na scenariuszu, wracając do poprzedniego stanu. -Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.- Głos bardziej śpiewny niż wcześniej, osiadał w małym pomieszczeniu, zapisując się swoimi nutami w pamięci na dłużej. Wtedy też usłyszała dzwonek i jak ktoś wypowiada jej imię i nazwisko. To był czas zmierzenia się z własnym lękiem i chęcią sięgania ku marzeniom. -Teraz moja kolej. - Powiedziała i zbliżyła się do drzwi, uchyliła je i nim całkowicie zniknęła pomiędzy czerwienią kurtyny i czernią nieoświetlonych dekoracji odwróciła się w stronę galdra. -To była bardzo inspirująca rozmowa. Mam nadzieję, że uda się nam kiedyś jeszcze spotkać. - Z tymi słowami i cichym stukotem obcasów odeszła na główną scenę, gdzie czekała na nią komisja. Czas rozpocząć przedstawienie.
Villemo i Folke z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach