Folke Baantjer
2 posters
Folke Baantjer
Folke Baantjer Pon 21 Gru - 16:38
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
Folke Baantjer
„Co byś zrobił, gdybyś mógł cofnąć czas?”, wybrzmiało proste pytanie. Folke milczał, więc ojciec odczekał chwilę, aż chłopak odpowie sobie w myślach, po czym zadał je jeszcze raz. Cisza ciągnęła się dłuższą chwilę, przerywana jedynie przez szum wiatru i odległe beczenie owiec, które, zbite w ciasny kierdel, poruszały się wzdłuż sąsiedniego pastwiska. Pomyślał, że mógłby wskrzesić psa, który zdechł w zeszłą zimę lub naprawić matczyną wazę, którą z nieuwagi zbił w zeszłym tygodniu, mógłby oddać światu przysługę, cofnąć się o kilka dekad wstecz i zapobiec Wielkiej Wojnie bądź ostrzec mieszkańców miasta przed nadchodzącą powodzią, mógłby też puścić wodze wyobraźni, zaistnieć w czasach kiedy z piany wód Eliwag po raz pierwszy narodził się Ymir, dołączyć do panteonu, gdzie wraz z bogami zasiadałby w pięknych ogrodach Asgardu. Wyobraził sobie w myślach siebie – drobnego, chorowitego chłopca o dziewczęcej urodzie i przydługich włosach – u boku potężnego Odyna i roześmiał się głośno na tę myśl, odchylając się lekko na drewnianym krześle, pozwalając by błyszczące perełki tego rozbawienia rozsypały się po stole, z brzękiem uderzając o podłogę. Rodzice się nie śmiali – siedzieli sztywno, z przedramionami elegancko opartymi o blat, spoglądali na niego chłodnym wzrokiem, w którym nie było wprawdzie gniewu ani rozczarowania, lecz nie było także wesołości, ciekawości, zdziwienia.
Ani matka, ani ojciec zdawali się nie dostrzegać żarliwej pasji, która już od wczesnego dzieciństwa tkwiła w figlarnej naturze ich dziecka – byli ludźmi o surowym i apatycznym usposobieniu i chociaż na pierwszy rzut oka nie można było zarzucić im niczego złego, nigdy nie było wątpliwości, że od samego początku traktowali syna jako przedmiot swojej odpowiedzialności, ale niewiele ponad to; wiedli nudne i szare życia, a ich podła wstrzemięźliwość zdawała się być ostrzem wymierzonym prosto w jego rozjątrzoną niedojrzałość. Długo i bezowocnie starał się wymusić na nich przejaw jakiegokolwiek szczerego uczucia: dumy, zadowolenia, wreszcie również gniewu, smutku, frustracji. Działał z infantylną determinacją, która prędko przerodziła się w bunt i młodzieńczą złośliwość, skierowaną ku celowej niesubordynacji, będącej próbą udowodnienia światu, ale przede wszystkim sobie, że jego ortodoksyjny ojciec i pozbawiona śmiałości matka zdolni byli do silnych afektów, oni jednak, jak gdyby na przekór jego staraniom, z wiekiem stawali się tylko bardziej ponurzy i zmurszali – lata później wiele razy kłócił się sam ze sobą, że więcej nie można było przecież rozsądnie od rodziców wymagać, mimo to żałował, że nie kochali go chociaż trochę mocniej.
Im szybciej dorastał, tym więcej pojawiało się w nim niesfornego zaciekawienia światem, do którego nie miał dotąd dostępu – intrygujący był ojcowski gabinet, zawsze skrupulatnie zamknięty na klucz, intrygujące było domostwo sąsiada, który nigdy nie wychodził na zewnątrz, intrygujące było matczyne pianino, przy którym nikomu innego nie wolno było zasiadać, strome zbocze nad brzegiem morza i pudełko zapałek, ukryte głęboko w schowku na narzędzia. Miał dziewięć lat, kiedy pierwszy raz trzymał w dłoni podstępem uzyskane, cienkie, drewniane patyczki i zafascynowany szukał wzrokiem czegoś, co mógłby podpalić – nie ze złośliwości, ale z oczarowania lisimi kitami płomieni, które zimowymi wieczorami tańczyły za szklanymi drzwiczkami kominka. Zawzięcie pocierał czerwoną główką o bok tekturowego pudełka, czując, jak w obliczu niepowodzenia narasta w nim coraz większa frustracja, gniew będący paliwem dla pierwszej, przeradzającej się w sercu magii, która niecelowo sprawiła, że gdy końcu przyłożył zapałkę do brzegu jednej z książek, drapieżne płomienie zaczęły żarłocznie pożerać kolejne kartki, a rozzuchwalony żywioł prędko przerósł jego oczekiwania, roznosząc się na firanki, na zabawki, na pościel, sunąc swoim ognistym językiem po kudłatym dywanie. Pokój wypełnił się dymem, który wżynał w oczy płochliwymi łzami i odbierał mu dech, płomieniami, które lizały skórę pod cienkim materiałem koszulki – wypuścił tekturowe pudełko, gdy ból rozlał się omdleniem po powierzchni świadomości, zaraz zaniósł się jednak suchym, duszącym kaszlem, przerażeniem pchającym go na dwór, za uchylone drzwi, gdzie skarpetki przesiąkły wodą i błotem, a rwące ciepło wgryzło się tylko głębiej w tkankę przygarbionych pleców. Złocisty wieczór stanął w płomieniach, gdy dom pochłonęła paszcza animalistycznego pożaru.
Długo wspominał dzień, w którym, zza burty płynącego powoli statku, obserwował jak wyspa oddala się stopniowo, by w końcu stanowić jedynie ciemny punkt na horyzoncie, a potem zniknąć zupełnie, pochłonięta przez fale wzburzonego morza. Dom, po którym, pośród zieleni pastwiska, pozostało ledwie ciemne pogorzelisko był już zupełnie niewidoczny, a Dagný – jedyna osoba, która mu pozostała – Dagný czuwająca przy brzegu szpitalnego łóżka, gdy nocą budziły go febryczne koszmary, Dagný przyrzekająca, że wciąż żył, chociaż czuł, jakby coś ważnego w jego wnętrzu przepaliło się od środka, Dagný obiecująca, że mu pomoże, stawała się teraz coraz mniejsza i machała uniesioną ku górze ręką, nie ważąc się przytulić go na pożegnanie. Nie potrafił wytrzymać cudzego dotyku, czasami nie potrafił wytrzymać nawet swojego własnego, a miejsce, do którego trafił, ledwie statek przybił do midgardzkiego portu, ujęło go w ramiona tak ciasno, że z oczu pociekły mu łzy – „miałeś ogromne szczęście”, mówili, a on czuł się niewdzięczny, bo nie potrafił go dostrzec ani zrozumieć, nie potrafił sobie wybaczyć ani żyć w sposób, jakiego od niego oczekiwali. Ledwie zaznał bezpieczeństwa pod dachem cudzego domu, w którym obawiał się dotykać dłońmi przedmiotów i odzywać się, jeśli go nie pytano, choroba wkradła się w jego życie jak kara za to bezzasadne szczęście, gwałtowna i obezwładniająca. Zwijając się z bólu na podłodze, wierzył, że otrzymał od bogów dokładnie to, na co zasłużył, co ściągnął na siebie swoją nierozwagą i bezmyślnością, a żal, jaki przychodził później w ślad za tymi myślami, przesączony był wstydem, pokorą, ponurą świadomością nieodwracalności tego, co uczynił. Powoli uczył się wrastać w nową, niesłusznie sprezentowaną mu rzeczywistość, rozpoznawać sygnały, które wysyłało mu własne ciało, ukrywać gniewne zwierzę, które narodziło się w jego piersi, gdy wpuścił do środka destrukcyjne macki żywiołu, ilekroć wychodził z domu, wątła obawa – to włochate stworzenie, bezprawnie mieszkające w jego piersi – rozbudzała się jednak ze snu, unosząc ostrożnie głowę.
Pierwszą poważną rolę dostał wieku dwudziestu lat – jedynie na scenie potrafił uwierzyć, że stawał się kimś innym, kimś lepszym, kimś, kto zapracował na sławę, jaka mu się przytrafiła, tak jak dotąd rozpaczliwie zabiegał więc o przychylniejsze spojrzenie rodzeństwa, słowo pochwały matki i pokrzepiający ciężar ojcowskiej dłoni na ramieniu, tak teraz kompas jego potrzeb rozszerzył się, obejmując szeroką publiczność, która obsypała jego udany debiut słowami hojnego i szczerego uwielbienia. Pragnął aprobaty i poparcia jak gdyby na przekór sobie, bo ilekroć je otrzymywał, zdawało mu się nagle, że z jakiegoś istotnego i niedostrzeżonego wcześniej powodu zupełnie na nie nie zasługiwał – całe życie nosił w sobie ciężar własnych sprzeczności, był ofiarą swoich lęków i pozwalał, by te wkradały się ciemną winietą w zawężone pole jego widzenia; ilekroć uściskał czyjąś dłoń, wzdłuż przedramienia podsuwały się ciarki instynktownego strachu, ilekroć odpowiadał na pytanie, pod uprzejmym uśmiechem ukrywał obawę, że w zwierciadłach jego oczu prześwitywało to, kim był naprawdę, ilekroć zatrzymywało się na nim oczko kamery, błagał własne ciało, by pozwoliło mu żyć. Dorastał na ekranie kina, kreując przed widownią wizerunek wiarygodnej postaci, człowieka, który mógłby stanowić świetlany przykład i za którym ludzie mogliby podążać lub przynajmniej marzyć, że go naśladują – ale to nigdy nie był on.
Jakiś czas istniał więc Folke – niepewny, rachityczny, płochliwy oraz Arvo – bohater, zuchwały celebryta, odważny i bezprecedensowy artysta. Z czasem zaczęto jednak zapominać o rolach, które dopiero co komentowano tak hucznym aplauzem, plakaty zerwał wiatr, a on coraz częściej przelewał przez siebie zbawienne hausty cierpkiego alkoholu – mówiono, że obrastał patyną swego uzależnienia, staczał się w pustą otchłań nudy, gdzie nieuchronnie trafiali wszyscy aktorzy, niezdolni dłużej utrzymać równowagi na scenie; dziennikarze krążyli nad nim jak stado sępów nad słabym i rannym zwierzęciem, truchłem podupadającego talentu. W końcu nawet media zdawały się jednak odczuwać stopniowe znużenie jego osobą – nie był już młody, pił za dużo, a wówczas nie potrafił upilnować swoich myśli, słów ani czynów, coraz częściej budził się na kamiennych schodach teatru, na zielonej trawie, w ponurej samotni pokoju, czując jak alkohol wyrzyna się w jego trzewia, kierując go ku gorzkiej i rozpaczliwej deprawacji. Bywały oczywiście dni, kiedy wciąż był sympatyczny, piękny, wiarygodny, dni, kiedy uśmiechał się pod nosem, przechodząc wzdłuż głównej ulicy handlowej, siadał na ławce z kubkiem ciepłej herbaty – patrząc na niego wówczas, nie sposób byłoby domyślić się, jak wiele kryje w sobie bólu, żalu i rozpaczy, jak często, czując jak pod szalik wpada kolejny powiew chłodnego wiatru, w jego umyśle pojawiało stare pytanie owej zawiłej, ojcowskiej filozofii: "co czujesz słysząc, że gdybym mógł cofnąć czas, nie zrobiłbym tego?"
YOU'RE GROWING TIRED OF ME
you love me so hard and I still can't sleep
sorry, l don't want your touch
It's not that I don't want you, It's just that
I fell in love with a war and it left a scar
nobody told me it ended
Folke Baantjer
Re: Folke Baantjer Pon 21 Gru - 16:40
Folke BaantjerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Miðvágur, Wyspy Owcze
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : była gwiazda filmowa
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : zając
Atuty : artysta: aktorstwo (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 20 / magia natury: 16 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 15
KARTA ROZWOJU
Mistrz Gry
Re: Folke Baantjer Czw 24 Gru - 9:40
Karta zaakceptowana
Twoje życie jest wielką wędrówką, Folke, z cierniami błędów i wyżynami sukcesów. Muszę ci jednak przyznać, że wzbudzasz sympatię, nawet, kiedy za część nieszczęśliwych wypadków odpowiedzialność spoczywa po twojej stronie. Na zakończenie zapytam cię nieco inaczej niż ojciec – co zrobisz z czasem, który na ciebie czeka?
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz od Mistrza Gry rozbiegane buty. Dzięki nim możesz przez moment zapomnieć o słabości płynącej z przebytego paraliżu magicznego – jeśli zaczniesz biec, twoje nogi przez II tury będą sprawować się tak, jak przy pełni zdrowia i nie otrzymasz kary podczas ucieczki. Korzystaj z nich jednak rozważnie, gdyż możesz ich użyć wyłącznie raz na fabularne wydarzenie. Gwarantują ci stały bonus do statystyki sprawności, wynoszący +2 i mają zmienny wygląd, który dopasowuje się do innych elementów ubioru.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz od Mistrza Gry rozbiegane buty. Dzięki nim możesz przez moment zapomnieć o słabości płynącej z przebytego paraliżu magicznego – jeśli zaczniesz biec, twoje nogi przez II tury będą sprawować się tak, jak przy pełni zdrowia i nie otrzymasz kary podczas ucieczki. Korzystaj z nich jednak rozważnie, gdyż możesz ich użyć wyłącznie raz na fabularne wydarzenie. Gwarantują ci stały bonus do statystyki sprawności, wynoszący +2 i mają zmienny wygląd, który dopasowuje się do innych elementów ubioru.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!