:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
20.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – E. Halvorsen & Bezimienny: E. Tordenskiold
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 20.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – E. Halvorsen & Bezimienny: E. Tordenskiold Sro 22 Lis - 11:19
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
20.09.2000
Cień niepewności owijał się jak morderczy, zwodniczy szal wokół szyi każdego spośród obywateli Midgardu. Chociaż magiczne media poczęły dokładać starań aby świetlista łuna podświadomego lęku, obecna na horyzoncie wielu galdryjskich umysłów, nareszcie z błogością zaszła, pogrzeb Lauge Nørgaarda i kontrowersje rozsiane wokół profesora magii runicznej, utrudniły pierwotne, mające nieść ukojenie plany.
Domyślał się, że nieznane nadchodzi, a oni tkwią do tej pory, jeszcze w azylu oka rozpętanego cyklonu. Starał się nie zaprzątać tym przekonaniem swoich codziennych myśli i nie nadkruszyć wykonywanej pasji, która zarazem stała się jego źródłem zarobku; tworzył, udzielał się, działał, wyrzucając obawy ze swojej czaszki jak zbędne pomięte śmieci. Obawy na temat morderstw; obawy że mógł być następny. Nikt nie obiecał mu, że dożyje kolejnych lat, nie obiecano mu nic nawet pośmiertnej sławy gdy wreszcie zniknie, zamknięty w urnie, spalony w bezduszny pył.
Miejskie arterie nosiły na sobie jedynie sporadyczne znamiona dokonujących się zmian; kilka rozwieszonych plakatów załopotało na wietrze ukazując mu podobizny uznanych za zaginionych obywateli. Gwar, rozpętany na scenie głównych, szerokich ulic, trwał bez wytchnienia, szeleścił, ocierał się o powierzchnię małżowin, wpadał do usznych przedsionków jak nieproszony gość.
Dzisiaj – nie błądził bez celu niczym strudzony wędrowiec, dzisiaj – z nienaganną pewnością pochwycił klamkę drzwi prowadzących do wnętrza klimatycznej kawiarni. Myśli miał rozświetlone subtelną, przyjemną poświatą radości; cieszył się ze spotkania z Eir, które następowało po kilku tygodniach przerwy i podsycało ciekawość. Wiedział – był absolutnie pewny – że oczywista wymiana zdań, którą mieli już wkrótce prowadzić, okaże się zajmująca jak zawsze.
Lokal, zgodnie z przewidywaniem, roztaczał przy każdym wdechu przyjemny aromat kawy. Plątanina ściszonych rozmów tliła się nieustannie przy każdym stawianym kroku, wiodącym w stronę upatrzonego stolika; znajdującego się na uboczu, wpisanego wręcz idealnie w ramy zarówno jego jak i jej potrzeb. Zajął miejsce; napięcie oczekiwania przemknęło po drugim planie, skręcając się wkrótce w supeł, który miał opaść dopiero w chwili dojrzenia znajomej sylwetki. Przysunął, bliżej siebie ofertę napojów oraz proponowanych przekąsek; nieoczywisty błękit spojrzenia przemierzał kolejne kolumny z towarzyszącym, niepodważalnym refleksem ofiarowanej uwagi.
Czekał.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Bezimienny
Re: 20.09.2000 – Kawiarnia „Na rogu” – E. Halvorsen & Bezimienny: E. Tordenskiold Sro 22 Lis - 11:19
Nie rozumiała. Drżenie o własne życie, o przedłużenie pozbawionej sensu egzystencji.
Po co?
Koniec miał przyjść, prędzej czy później. Ich własny, osobisty Ragnarök. A może to tylko jej pokiereszowane myśli pędziły w kierunku tak mrocznym, że śmierć wydawała się zbawieniem, obietnicą spokoju, a nie przerażała tajemnicą. Wiele razy w zaciszu własnych myśli, na stronicach prywatnych zapisków pisała – to nie śmierci, a życia należy się bać. Wszakże to ono zatapiało w nich swoje krwiożercze, naostrzone kły i rozrywało, kawałek po kawałeczku. Aż w końcu groteskowość nowej kompozycji czyniła z nich karykatury. Uszyci z potrzaskanych marzeń i niespełnionych ambicji, pomalowani strachem, bólem i cierpieniem.
A może to tylko ona?
I jej niespokojna dusza.
Śmierć znanego profesora przyjęła z obojętnością. Dużo bardziej wyobraźnie pobudzała sama ceremonia pogrzebowa – zalążek skandali i plotek. Sama znużona obecnością galdrów nie zamierzała pojawić się wśród żałobników, niemniej jednak nie pogardziłaby zebraniem informacji – i to z zaufanego źródła – na temat małych-wielkich katastrof nim ich może przebrana w kurtuazję tudzież przesadę forma znajdzie się na łamach czasopism.
Poza tym – tak zwyczajnie – cieszyła się na spotkanie z Einarem. Rozmowy z nim były lekkie, ciekawe. Z pewnością nie sprawiały, że powieki stawały się ciężkie po zaledwie kilku wymienionych zdaniach, a sama Eir miała ochotę zniknąć, kiedy rozmówca odwróci głowę. Dlatego z nieudawanym uśmiechem majaczącym na pokrytych szminką ustach weszła do kawiarni, w której się umówili. Mocny zapach kawy uderzył jej nozdrza.
Długie, dzisiaj stanowiące gładką taflę swym kolorem przypominając barwę gorzkiej czekolady włosy, spływały na ramiona i plecy. Przybrudzone szarością błękitne spojrzenie rozejrzało się dookoła, niecierpliwie próbując wyłowić znajomą twarz w morzu tych nieznanych i anonimowych. Dopiero gdy odnalazła go, na ustach rozkwitł ciepły uśmiech. Echo stawianych kroków wkomponowało się w szum prowadzonych rozmów, szmer rzucanych słów.
- Einarze, jak dobrze cię widzieć – szczere słowa powitania zabrzmiały, kiedy znalazła się w zasięgu jego słuchu. Po krótkim przywitaniu zajęła miejsce naprzeciwko, zrzucając z ramion płaszcz, swobodnie wieszając go na oparciu krzesła. – Zdążyłeś już coś wybrać? – zagadnęła, widząc ofertę kawiarni leżącą przed towarzyszem.
Po co?
Koniec miał przyjść, prędzej czy później. Ich własny, osobisty Ragnarök. A może to tylko jej pokiereszowane myśli pędziły w kierunku tak mrocznym, że śmierć wydawała się zbawieniem, obietnicą spokoju, a nie przerażała tajemnicą. Wiele razy w zaciszu własnych myśli, na stronicach prywatnych zapisków pisała – to nie śmierci, a życia należy się bać. Wszakże to ono zatapiało w nich swoje krwiożercze, naostrzone kły i rozrywało, kawałek po kawałeczku. Aż w końcu groteskowość nowej kompozycji czyniła z nich karykatury. Uszyci z potrzaskanych marzeń i niespełnionych ambicji, pomalowani strachem, bólem i cierpieniem.
A może to tylko ona?
I jej niespokojna dusza.
Śmierć znanego profesora przyjęła z obojętnością. Dużo bardziej wyobraźnie pobudzała sama ceremonia pogrzebowa – zalążek skandali i plotek. Sama znużona obecnością galdrów nie zamierzała pojawić się wśród żałobników, niemniej jednak nie pogardziłaby zebraniem informacji – i to z zaufanego źródła – na temat małych-wielkich katastrof nim ich może przebrana w kurtuazję tudzież przesadę forma znajdzie się na łamach czasopism.
Poza tym – tak zwyczajnie – cieszyła się na spotkanie z Einarem. Rozmowy z nim były lekkie, ciekawe. Z pewnością nie sprawiały, że powieki stawały się ciężkie po zaledwie kilku wymienionych zdaniach, a sama Eir miała ochotę zniknąć, kiedy rozmówca odwróci głowę. Dlatego z nieudawanym uśmiechem majaczącym na pokrytych szminką ustach weszła do kawiarni, w której się umówili. Mocny zapach kawy uderzył jej nozdrza.
Długie, dzisiaj stanowiące gładką taflę swym kolorem przypominając barwę gorzkiej czekolady włosy, spływały na ramiona i plecy. Przybrudzone szarością błękitne spojrzenie rozejrzało się dookoła, niecierpliwie próbując wyłowić znajomą twarz w morzu tych nieznanych i anonimowych. Dopiero gdy odnalazła go, na ustach rozkwitł ciepły uśmiech. Echo stawianych kroków wkomponowało się w szum prowadzonych rozmów, szmer rzucanych słów.
- Einarze, jak dobrze cię widzieć – szczere słowa powitania zabrzmiały, kiedy znalazła się w zasięgu jego słuchu. Po krótkim przywitaniu zajęła miejsce naprzeciwko, zrzucając z ramion płaszcz, swobodnie wieszając go na oparciu krzesła. – Zdążyłeś już coś wybrać? – zagadnęła, widząc ofertę kawiarni leżącą przed towarzyszem.
Einar Halvorsen
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Zasłona oczekiwania omiotła lokal i czas; kołysała się bezszelestnie nad konstelacją stolików, w pomiętym i zniekształconym szmerze poufnej transakcji szeptów i chrobotania odkładanych na talerzyki filiżanek, pełnych parującego płynu. Zasłona oczekiwania, rozsunięta, na dobre, wizją znajomej, kobiecej twarzy, krótkim jasnym impulsem odnotowanym przez czujne i stróżujące zmysły. Wargi, natychmiast, bez ociągania się poderwały się w jasnej, pogodnej poświacie uśmiechu. Szczera, niewymuszona, niewyciśnięta rozkazem społecznych regulaminów radość.
Nie pojawili się aby brodzić w płytkich, mętnych – dla wielu jednak wygodnych – mieliznach konwenansów. Spotkanie, zaplanowane, jak wierzył, będące efektem chęci obydwu stron, nie wiązało się z jakąkolwiek, obrzydzającą grzecznością. Tego dnia, byli w stanie nieznacznie uchylić oszustwa masek. Nie pozwalali im całkowicie opaść – osuwały się podczas rozmów nieznacznie i odsłaniały fragmenty zawiłych struktur ich dusz.
– Nie, jeszcze nie – przyznał – czuję, że pozostanę przy czymś klasycznym – spojrzenie przemknęło odrobinę bezradnie po zamieszczonej ofercie. Nie miał potrzeby wielkich eksperymentów. Nie w tej dziedzinie; najchętniej raczył się kawą, aromatyczną, o silnym, nieco kwaśnym posmaku, z niewielkim dodatkiem mleka. W ramach dodatków jak większość osób miał słabość do rozmaitych słodkości. Ciasta, szczególnie czekoladowe i cytrynowe, stanowiły przysmak, którego nie umiał sobie nigdy odmówić. Nie wiedział, czy Eir w przeciwieństwie do niego przełamie przyzwyczajenia, czy może okaże się wierna wypracowanym tradycjom. Oferta kawiarni stała przed nią otworem.
– Ciebie też miło widzieć – głos przesycony szczerością, lekką, gładką, serdeczną. – Sporo się dzieje, nie sądzisz? – dopytał niedługo później. Midgard, dosadniej niż dotąd zwykł przypominać kocioł, w którym bulgotały zdarzenia. Gdyby rozważał wszystko, co miało miejsce w przeciągu bliskich miesięcy, popadłby w niemożliwy do uniknięcia marazm. Chociaż sam, przenigdy nie był angażującym się w życie miasta obywatelem, echo tajemnic, echo nierozwikłanych spraw odciskało również na nim swe piętno. Nikt nie mógł być obojętny; chociaż sam, od początku poświęcał się swoim pasjom, poruszał się, żył tak, jak gdyby żadnych, nieprzychylnych wydarzeń nie było, jakby rozpadły się w nieistotny pył. Nie miał, mimo tego, zamiaru zaprzeczać że widmo snujące się nad Midgardem, zupełnie go nie dotyczy. Unikał samotnych spacerów; niepokój czyhał wciąż na dnie niestrudzenie kurczącego się serca. Czekał, wiedząc że egzystencja w przestrachu nie będzie jego obroną przed wyznaczonym losem. Nie mógł uczynić nic więcej – musiał podobnie jak inni, iść dalej, z dumną i podniesioną głową. Pocieszające – przynajmniej w dziełach, w obrazach, znalazła się nieśmiertelna cząstka.
Einar i Eir z tematu
Nie pojawili się aby brodzić w płytkich, mętnych – dla wielu jednak wygodnych – mieliznach konwenansów. Spotkanie, zaplanowane, jak wierzył, będące efektem chęci obydwu stron, nie wiązało się z jakąkolwiek, obrzydzającą grzecznością. Tego dnia, byli w stanie nieznacznie uchylić oszustwa masek. Nie pozwalali im całkowicie opaść – osuwały się podczas rozmów nieznacznie i odsłaniały fragmenty zawiłych struktur ich dusz.
– Nie, jeszcze nie – przyznał – czuję, że pozostanę przy czymś klasycznym – spojrzenie przemknęło odrobinę bezradnie po zamieszczonej ofercie. Nie miał potrzeby wielkich eksperymentów. Nie w tej dziedzinie; najchętniej raczył się kawą, aromatyczną, o silnym, nieco kwaśnym posmaku, z niewielkim dodatkiem mleka. W ramach dodatków jak większość osób miał słabość do rozmaitych słodkości. Ciasta, szczególnie czekoladowe i cytrynowe, stanowiły przysmak, którego nie umiał sobie nigdy odmówić. Nie wiedział, czy Eir w przeciwieństwie do niego przełamie przyzwyczajenia, czy może okaże się wierna wypracowanym tradycjom. Oferta kawiarni stała przed nią otworem.
– Ciebie też miło widzieć – głos przesycony szczerością, lekką, gładką, serdeczną. – Sporo się dzieje, nie sądzisz? – dopytał niedługo później. Midgard, dosadniej niż dotąd zwykł przypominać kocioł, w którym bulgotały zdarzenia. Gdyby rozważał wszystko, co miało miejsce w przeciągu bliskich miesięcy, popadłby w niemożliwy do uniknięcia marazm. Chociaż sam, przenigdy nie był angażującym się w życie miasta obywatelem, echo tajemnic, echo nierozwikłanych spraw odciskało również na nim swe piętno. Nikt nie mógł być obojętny; chociaż sam, od początku poświęcał się swoim pasjom, poruszał się, żył tak, jak gdyby żadnych, nieprzychylnych wydarzeń nie było, jakby rozpadły się w nieistotny pył. Nie miał, mimo tego, zamiaru zaprzeczać że widmo snujące się nad Midgardem, zupełnie go nie dotyczy. Unikał samotnych spacerów; niepokój czyhał wciąż na dnie niestrudzenie kurczącego się serca. Czekał, wiedząc że egzystencja w przestrachu nie będzie jego obroną przed wyznaczonym losem. Nie mógł uczynić nic więcej – musiał podobnie jak inni, iść dalej, z dumną i podniesioną głową. Pocieszające – przynajmniej w dziełach, w obrazach, znalazła się nieśmiertelna cząstka.
Einar i Eir z tematu
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?