Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    26.12.2000 – Kaffekoppen – E. Halvorsen & Bezimienny: L. Luukari

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    26.12.2000

    Wszyscy wiedzą, że początki są trudne. Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe zwyczaje przysparzają wiele nerwów i nieoczekiwanych komplikacji. Luule dobrze pamięta swój pierwszy szok związany ze zmianą otoczenia. Miała wtedy czternaście lat i buzującą potrzebę wyrwania się gdziekolwiek, byle jak najdalej od estońskiej wioski. Codzienny widok tych samych twarzy, tych samych drzew, tego samego przeklętego stawu naprzeciwko okna kuchennego powoli doprowadzał ją do szaleństwa. Dorosła do momentu, w którym nauczyła się rozróżniać nudę od monotonii i to odkrycie zdecydowanie ją uwierało. Pamięta kłótnie z ciotką Tonną, w której nawet przewidziała trasę lotniczą zebranych pod rozgrzaną żarówką ciem. W końcu obserwowała je co noc. Widziała już wszystko, więc czas iść dalej. Chciała wierzyć, że to dzięki błyskotliwym argumentom udało się jej wyrwać na cały miesiąc z Estonii, ale prawda jest taka, że wszystko już dawno było skrupulatnie zaplanowane przez Tonnę. Miała wyjechać na wakacje do dalszej rodziny, gdzie uczyłaby się magii od innych galdrów, a jednocześnie zaspokoiła swoje - jak to określa Tonna - buntownicze pociągi. Bajeczne wybrzeża Francji, falujące wzgórza pokryte łąkami i lasami, oraz wręcz parzące skórę promienie słoneczne, podziałały na Luule niczym potężny urok. Już pierwszego dnia obmyślała plan, aby zostać we Francji i nigdy więcej nie wracać do nudnej, zimnej Estonii, aczkolwiek jeszcze przed zakończeniem pierwszego tygodnia, zamknęła się w pokoju stanowczo odmawiając wyjścia. Nagle słońce piekło za bardzo, lasy suche i pozbawione znajomej zieleni, a z wysokich łąkowych traw wypełzały obślizgłe węże. Nagle nic nie miało sensu, szczególnie gdy było komunikowane w języku francuskim. Ekscytacja i ciekawość zmieniły się w złość, zmęczenie i samotność. Nie miała zamiaru czekać cały miesiąc, aż ktoś ją w końcu uratuje z tego przeklętego miejsca, więc złapała za walizkę i postanowiła… wrócić do domu. Jak? To nie jest pytanie, które burzliwa czternastolatka stawiała przed emocjonalnym działaniem. Być może dlatego po zaledwie dwóch kilometrach spaceru, postanowiła zrobić sobie przerwę wchodząc do pobliskiej kawiarni. Jak się okazało - jeden z najlepszych przystanków w jej życiu. Usiadła przy oknie, z kubkiem świeżej kawy nalanej przez miłą, pulchną kobietę o lekko zaniepokojonym spojrzeniu. Kontrastujące wrażenia zaczęły powoli zanikać, gdy tak obserwowała przez okno miejski ruch i zachowanie ich mieszkańców. Pomimo różnych języków czy poziomu natężenia słonecznego, dzieci ganiały się zupełnie jak na estońskim polu, a obserwujące je matki ignorowały swoje obowiązki rodzicielski zajmując się szeptanym debatowaniem - również jak na estońskim polu.
    Nagle świat stał się spokojniejszy, mniej kłopotliwy, a Luule nie musiała już biec sprintem aby nadążyć nad przeprocesowaniem wszystkich zmian. Była tylko ona, kawa i szyba, która idealistycznie broniła ją od porywającego świata.
    Kawa w kawiarni na rozpoczęcie dnia stała się pewną tradycją. Szczególnie w nowym, nieznanym miejscu. W tym przypadku, Midgard był prawie jak zupełnie nowy świat. Jeszcze nigdy nie widziała tak dużego skupiska galdrów, pozbawionego niemagicznych wpływów. Oczywiście słyszała o tym miejscu wiele razy, z wielu ust, formując wiele idealizowanych obrazów w głowie. Latające między ulicami jednorożce i kolorowe smoki okazały się jednak nieprawdziwą plotką. Nie do końca pamięta skąd takową usłyszała, a tym bardziej co skłoniło ją do uwierzenia w takie dziecinne dyrdymały. Otóż definitywnie żadne kolorowe stworzenia nie latały nad jej głową, ani między blokami. A przynajmniej nie w realnym świecie. Smok o różnych odcieniach ołówkowej szarości wił się między blokami, ale tylko na pergaminie. Ogonem zakręcał w uliczkę tuż naprzeciwko kawiarni, tył wnikał za budynkami, ale napięty, szpiczasty grzbiet nie zdołał się schować i wystawał znad kamienicy.
    Odrobinę zmęczona, Luule przetarła oczy i skierowała spojrzenie z pergaminu ku drzwiom wejściowe do kawiarni, przez które przeszedł młody mężczyzna, od razu wywołując pewne poruszenie. Luule trudno było oszacować, czy miało ono charakter pozytywny, czy negatywny, ponieważ niektóre twarze pobladły, inne (szczególnie kobiece) zarumieniły się. Chwilę później i Luule mogła dodać swoją własną opinię na temat mężczyzny, ponieważ usiadł stolik przed nią, dosłownie zasłaniając jej drugi koniec kamienicy, o który miał opierać się hinmannen w klasycznym, czarnym kapeluszu. Bo tak. Kreska za kreską zaczęła kreślić upiorne stworzenie, lecz z każdym pociągnięciem ołówka, postać traciła na straszności, za to zyskiwała na urodzie. Dopiero szkicując duże, okrągłe oczy pod krętymi rogami, uświadomiła sobie dziwne podobieństwo do siedzącego przed nią mężczyzny. Nie było to do końca to czego chciała, ale efekt był równie zadowalający.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Gwar odwiedzanej kawiarni otulił go grubym płaszczem, nitki kreślonych szeptów, włókienka śmiechu i słów donośniejszych splatały się wśród przestrzeni pachnącej akcentem ziaren. Chciał nieudolnie przecisnąć się w schemat tłumu, zaszyć się, choć podobne działanie obecne w myślach ułudnych, poddanych klęsce nie mogło się nigdy spełnić. Jego nadejście wbiło się ostrym klinem, żłobiło kształty uwagi dzięki silnemu błogosławieństwu-przekleństwu aury nadanej przy narodzinach; nie mógł liczyć na szarość, na brak lądujących spojrzeń. Poczuł na sobie jak zawsze wzrok innych gości, wzrok do którego przywyknął, z którym się już pogodził w obliczu własnych doświadczeń, który z biegiem chwil stawał się obojętny; wybrał zapobiegawczo ustronny stolik nie chcąc tylko podsycać cudzej wścibskości nakierowanej przyległym do skóry czarem. Próbował właśnie odpocząć, nasycić się samotnością do której wyrażał słabość, tworząc ledwie atrapy płytkich, krótkich relacji w których rzadko odsłaniał krajobraz wnętrza; zamówił kawę, kilka momentów później czując pod opuszkami palców przyjemne, bijące od filiżanki ciepło. Skosztował łyku napoju, odruchowo, bezwiednie błądząc  po zgromadzonych ludziach; zryw ciekawości wzbudziła pewna kobieta pochłonięta procesem twórczym. Pozwolił sobie na lekki, stłumiony uśmiech wiążący się bezpośrednio z obrazem wspomnień nawiedzających umysł; sam, zwłaszcza dawniej pojawiał się w takich miejscach kreśląc na bladych stronach zarysy spotkanych osób. Podobne, spontaniczne ćwiczenia niosły ze sobą radość płynącą z pasji której pozostał wierny pomimo kolejnych lat, z chłopca-amatora stając się dojrzałym malarzem zdolnym utrzymywać się z własnych zastępów dzieł. Nie umiał zetrzeć pokusy, aby nie poznać bliżej, nad czym się pochylała, co zajmowało obecnie nieznajomą z którą skrzyżował wzrok; podniósł się, koniec końców, niby mając w zamiarze zwrócić się do obsługi, niby krocząc pod ladę, chociaż w istocie zatrzymał się przy stoliku który zajmowała kobieta.
    - Pierwszy raz widzę takiego orma - ocenił, spoglądając na plony jej wyobraźni, śmiało, bez zawstydzenia. Nie był obeznany przesadnie z magią natury - pamiętał ledwie wyrywki z zajęć na które uczęszczał w Akademii, chłonąc niezbędną wiedzę. Nie mógł odróżnić na ile przedstawiona istota zapuszczała korzenie w rzeczywistych gatunkach magicznych stworzeń zamieszkujących przeróżne kontynenty, był niemniej - przede wszystkim ciekawy samej artystki oraz jej odpowiedzi. Jednego był teraz pewien - miała bezsprzecznie talent.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W dzieciństwie trudno jej było pogodzić się z dysproporcjami między obrazem wyobraźni a bałaganem kresek na pergaminie. Większość prac kończyła się zanim nabrała ostatecznych kształtów, zwinięta w kulkę, rzucona w kąt lub podarta na strzępy pod wpływem złości, a nawet desperackiej rozpaczy. Luule chciała być najlepsza, chciała by każda kreska była idealna, dokładnie tak jak sobie ją wymarzyła. Teraz nie wyobraża sobie innego procesu twórczego jak zupełne poddanie się ołówkowi, płynne ruchy prowadzone przez instynkt, emocje - w efekcie potrafią zaskoczyć wymysły jej wyobraźni.
    - Ja też. Zdecydowanie ciekawe byłoby go spotkać - mruknęła w odpowiedzi na słowa mężczyzny, jednocześnie nie spuszczając wzroku z pergaminu i kontynuując cieniowanie przyulicznej latarni. To nie tak, że nie interesowała się towarzystwem, stąd nadal trzymała nos w swojej pracy. Luule po prostu musiała robić wszystko na opór, wedle jej nieokiełznanej natury buntownika. Po części nieświadomie, a po części planowo wbiła wzrok w kartkę, gdy tylko katem oka zauważyła zbliżającą się ku niej sylwetkę mężczyzny. Skoro wszyscy poświęcają mu aż tyle uwagi, ona oczywiście poświęci mu minimum. Nie z braku zainteresowania, a po prostu ze zwykłej, wyuczonej zasady.
    Policzyła więc do pięciu i dopiero uniosła wzrok na mężczyznę.
    - Strzelałam tutaj bardziej w stoora, ale nie będę się czepiać interpretacji.
    Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że mężczyzna zwyczajnie kpi z jej talentu, uraża już i tak potłuczone ego, więc jedyną odpowiednią reakcją byłby delikatny uśmiech. Równie dobrze nieznajomy mógł przecież nie rozpoznać stworzenia, szczególnie pochodzącego z dawnych legend i biorąc również poprawkę na nordycką faunę i florę, która rzadko opiewała w gatunki smoków ze skrzydłami.
    Podsumowując parusekundowy osąd nad młodym, dość przystojnym mężczyzną, Luule stwierdziła, że to idealny moment na poznanie kogoś nowego. W końcu planowała pomieszkać trochę w tym magicznym miejscu. Czarnym, luźno związanym glanem odsunęła krzesło naprzeciwko niej, chcąc wskazać, że mężczyzna jest mile widzianym towarzyszem.
    - A więc widziałeś dużo ormów? Powiedz mi, czy któreś z nich nie były na papierze? - zapytała, próbując leniwie ukryć nutkę rozbawienia w jej głosie. Oczywiście sama nigdy nie widziała ów stworzenia, ale zapewne nie wielu może pochwalić się takim przeżyciem.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Muśnięcia kilku, posłanych uważnie spojrzeń zetknęły się z wizją szkicu, ścieżkami kreślonymi wprawioną dłonią-początkiem, z którego czerpały dzieła, natchnione życiem twórczości. Swoboda, z jaką powitała go nieznajoma składała się na przyjemne zaskoczenie; nie potrzebował zachęty, by zająć miejsce naprzeciw, konfrontując ich w przyjemnej, spontanicznej rozmowie pozbawionej najmniejszych zobowiązań. Poddał się wpływom chwili, równocześnie, z nienatarczywą ciekawością poddając kobietę obserwacji; wydawała się inna, różniąca się od skłębionej substancji tłumu, nawet, gdy nie potrafił wyjaśnić jej odrębności, rozłożyć na każdy okruch molekuły, przyjąć i ostatecznie zrozumieć.
    - Gdyby znalazły się poza kartką papieru, z dużym prawdopodobieństwem nie prowadzilibyśmy tej rozmowy - pozwolił sobie na krótki i przytłumiony zryw śmiechu. Nie był awanturnikiem, nie poszukiwał nigdy podobnych przygód, dreszczu ryzyka, który mógł spływać po wykrzywionej łodydze kręgosłupa i dudnić w komorach serca. Nawet, gdy krew krążąca mu w serpentynach żył nosiła dzikie, nieokiełznane dziedzictwo przodków, żyjących w gęstwinie lasu, mamiąc i kusząc nieostrożnych podróżników, sam nie był skłonny do wykazania brawury w kierunku magicznych stworzeń. Żył w swoim bezpiecznym świecie, azylu stworzonym z licznej zaprawy kłamstw, pojęcie na temat ormów wynosząc jedynie z lekcji magii natury.
    - Stoor - wypowiedział wspomnianą przez nią nazwę, przetrawił ją chwilę w myślach - nie przypominam sobie tego stworzenia - przyznał. Nie sądził, by udawanie wiedzy w zakresie magicznych istot mogło mieć drobny sens, podobne, wręcz dziecinne oszustwo mogło ledwie przyprawiać o fale zażenowania. Informacje, nabyte w murach akademii, pokrywał gruby kurz czasu, przepaści, przestrzeni lat, do których nie wracał ze szczególnym posmakiem sentymentu.
    - Opowiesz mi o nim więcej? - poprosił, zatrzymując ponownie nić wzroku na kobiecym obliczu. Zazwyczaj pytał; pytał, nakłaniał innych zamiast mówić o sobie, dziś, na ten moment wkładając najzupełniej wygodną maskę anonimowości, w której dotąd nie zdradzał, że łączy ich identyczne zamiłowanie, pasja, napędzająca w jego przypadku od lat karierę i życie. Doceniał podobną formę, skrytą, niejasną, oczekującą na odpowiedni kształt chwili do odsłonięcia, nie spieszył się, pozyskując wyłącznie radość ze wspólnej wymiany zdań.

    Einar i Bezimienny z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.