:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
16.10.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman
2 posters
Freja Ahlström
Re: 16.10.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman Czw 26 Sie - 21:10
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
16.10.2000
Niemrawe światło wczesnego poranka przesunęło się po przeciwległej ścianie. Październik zaatakował pełną parą, jakby przypomniał sobie o misji niesionej przez chłodny wiatr wciskający się pod rękawy płaszczy. Z wczorajszego wieczora ugłaskanego bursztynowym ciepłem nie pozostało choćby blade wspomnienie. Zimno przesiąkając ściany kamienic zmuszało właścicieli mieszkań do rozpalenia w kominku oraz zaopatrzenia się w cieplejsze ubrania. Pośród burzliwej dominacji kąśliwego chłodu znajdowały się ostoje wybawione od podszeptów nadchodzącej zimy. Tam cisza przetykana szmerem pościeli przesuwającej się po skórze wyznaczała długość spokojnego snu. Miraż koszmaru onieśmielony protekcją roztaczaną przez obecność silniejszego pierwiastka nie pojawił się ani razu. Niepyszny umknął w czeluść nocy zostawiając ich w beztrosce wzajemnej protekcji.
Na zawsze będę twoja.
Mgnienie myśli przesunęło się po krawędzi umysłu. Pogrążona widmem odpoczynku niechętnie sięgnęłaby ku czemuś, co wymagało większego wysiłku. Bezwolnie pozwoliła świetlistym brzmieniom kojących refleksji mknąć po kopule sennych wyobrażeń. Zbyt złakniona czułego dotyku żaru moszczącego się obok nie potrafiła oderwać się od niego choćby na krótką chwilę, rezygnując z podążania za przygaszonym blaskiem gwiazd udających się na spoczynek. Była to jednak decyzja podjęta z pełną odpowiedzialnością czekających niecierpliwie konsekwencji, które objawiały się w postaci podstępnych nocy przyprószonym chłodem samotności. Bolesność tej wizji sprawiła, że wraz z niespokojnym westchnięciem opuszczającym usta drgnęła, na nowo poszukując komfortowej pozycji dryfowania ku światłu dnia. Wyczulone zmysły z wdziękiem odnalazły rytmicznie bicie serca. Tembr pieśni istnienia przylgnęła jak druga skóra, wszak powoli zrównała ją z własną, równie tkliwą i tęskną bliskości.
Słodycz rozpłynęła się na języku równie niespodziewanie co zniecierpliwiony pomruk dobiegający zza opoki snu. Krok za krokiem wynurzała się z bezpiecznego kokonu splątanych jestestw, robiąc to na tyle nieśpiesznie, na ile potrafiła sobie pozwolić wraz z wzrastającym odczuwaniem rzeczywistości. Powrót do wszystkiego, co wiązało się z poszukiwaniem harmonii w teraźniejszości, sprawiał namacalny ból. Zanim na dobre otworzyła powieki i otoczyła się jasnością wstającego dnia, kilkukrotnie toczyła nierówną walkę z zbyt jaskrawym światłem wciskającym się do oczu. Wraz z odetchnięciem pełną piersią poczuła dobrze znaną impresję zetknięcia się z drugim ciałem. Odsuwając ostatni etap zamroczenia spojrzała ku licu Fárbautiego, pragnąc owocnie spędzić czas jego sennych marzeń. Niegdyś nie miała okazji ujrzeć go tak spokojnego. Uważnie wplatała swe czujne spojrzenie w drobny zarys nosa, idealnie wytyczoną linię szczęki, kurtynę czarnych jak ciemność rzęs, krzywiznę kości policzkowych, alabastrowe czoło, subtelnie wykrojone usta.
Strofowała się w głębi siebie. Nie powinna obserwować go w tak bezczelny sposób, lecz prawda prędko rozpędziła zawstydzone myśli - chciała jak najlepiej zapamiętać to oblicze. Najdłużej zatrzymała się przy aksamitnych wargach, które jeszcze niedawno przesuwając się po skórze znaczyły na niej ścieżkę ognistych smagnięć. Na samo wspomnienie płynącej z tego przyjemności zaśmiała się cichutko, po czym dla wyprostowania zastanych mięśni przeciągnęła się rozkosznie z rzewnym ziewnięciem zza ust. Na powrót zajmując miejsce w jego ramionach zaczęła się martwić, czy zaraz nie pożałuje nadmiernego wiercenia. Starając się nie ruszać zbyt żywo wsłuchała się w szum krwi tętniącej w żyłach, regulując prędkie bicie swego serca.
Isak Bergman
Re: 16.10.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman Sob 28 Sie - 20:15
Isak BergmanŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 58 lat, oficjalnie 40
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : snycerz, szkutnik – wytwórca magicznych langskipów
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : mewa
Atuty : miłośnik pojedynków (I), wiking (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 30 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Wieczór uciekał nieubłaganie, rozwijając się w noc, choć starał się z całych sił zatrzymać pasma czasu przenikające przez szczupłe palce, jednak te wywijały się niczym piskorze i upstrzone szeptami oraz pieszczotami rozpływały z kolejnymi uderzeniami zegaru. Nie mógł zachować ich na zawsze, musiały umościć się w pamięci wszystkich zmysłów i oczekiwać do ponownego, bliźniaczo doskonałego wieczoru, w którym spotkają się na nowo, by adorować niczym niezmąconą bliskość, pozbawioną wszelakich barier i nieśmiałości wpełzającej na lica, gdy dzień oświetlał swymi promieniami najciemniejsze zakamarki pragnień. Pomimo dźwięku tykających wskazówek nie miał im za złe tego naturalnego pośpiechu, godząc się nareszcie z jego rytmem, poddając się kolejnym fazom cyklu, pozwalając, by żar przeobraził się w finalnie w spokoje ciepło owijające się dookoła przytulonych ciał skąpanych w delikatności satyny przesyconej zapachem marzeń. Początkowo bał się zasnąć, otulając ramionami mlecznobiałą skórę Frei, zatracał się w półtransie, wciąż uciekając od głębokiego wypoczynku, by przypadkiem koszmary nie wpełzły do jego umysłu niwecząc magię wspólnego czasu. Ciężar powiek w końcu pokonał go jednak i nakazał nadstawić karku, spokojny oddech wyrównał się sennie i dopasował do delikatnych poruszeń kobiecego ciała.
Poranek, wbrew pozorom, przyszedł niezwykle łagodnie, rzucając na ścianę motyle rozproszonego światła, które tańczyły również po pościeli i skrawkach skóry wystających z rozgrzanego posłania. Przebudzenie wyzierało wpierw zupełnie niepewnie, nieśmiało poruszając gałkami ocznymi pod cieniutką błoną powiek. Nie wiedział, że Freja przygląda się mu przez dłuższy moment, zbyt otumaniony wspomnieniem zeszłego wieczoru i nocy, rozpływał się jeszcze w niezwykłym uniesieniu, powoli ugłaskując wzniosłe emocje nieznacznie szarpiące ramionami, gdy zaśmiała się, przeciągnęła i na powrót ułożyła w idealnej rzeźbie splotu ludzkich ciał. Pragnął przeciągnąć poranek jak najbardziej, choć świadomość obowiązków opadała powoli na rozwichrzone myśli i sprowadzała je brutalnie na ziemię.
Nie teraz. Jeszcze nie teraz…
Poruszył się nieznacznie, przywierając policzkiem do rozgrzanego kobiecego ciała. Wciąż nie miał odwagi, by otworzyć oczy w obawie, że spotka się z kategorycznym nakazem wyłuskania resztek snu z umysłu. Gdy brzeg gładkiej kołdry zsunął się z ramion, poczuł jak wstępuje na nie chłodny dreszcz zakończony gęsią skórką nieprzyjemnie wyrywającą z błogiego otępienia. Na oślep sięgnął dłonią po zgubę, okrywając się szczelnie, choć myśl o konieczności pobudki ponownie przebiegła spięciem w karku. Świetlne motyle tańczyły nawet przed zamkniętymi oczami, więc w końcu rozwarł niechętnie powieki, jednak twarz, którą przed sobą dostrzegł, zdołała zrekompensować niedogodność poranka. Wciąż prowadził wewnętrzny bój o to, czy zapomnieć o pracy i zatracić się ponownie w delikatności dotyku i zapachu złotych kosmyków. Zdrowy rozsądek palił go żywym ogniem. Westchnął cicho, choć przeczuwał po wcześniejszym poruszeniu, iż Freja podobnie nieśmiało wracała do rzeczywistości.
Wydobył rękę z ciepłej przestrzeni, by ogarnąć kobiecy podbródek, unosząc lekko głowę, przysunął się tak, by pocałować jedynie lekko złączone ze sobą wargi. Czułość miotająca sercem nakazywała napawać się ich bliskością wyłącznie przez chwilę, zupełnie niewinnie, by subtelnie zaznaczyć swoje przebudzenie i wdzięczność za chwile bliskości. Wciąż nie do końca ufał swym zmysłom, zastanawiając się, czy przypadkiem nie obudzi się zaraz ze snu, który śnił we śnie i nie zastanie jedynie pustki obok siebie. Jej wargi smakowały jednak zbyt realnie, zbyt intensywnie, by mógł ponownie poddać pod rozwagę swoją poczytalność. Uśmiechnął się do swych myśli, tak dziecinnie zlęknionych i niepewnych, powinien pokładać większą ufność w to, co się wydarzyło. Nie odważył się, by przemówić, pozwolił natomiast, by ze ściśniętego po nocy gardła dobył się ochrypły pomruk zadowolenia. Oparł się na łokciu i gdy klatka piersiowa wynurzyła się nieco spod kołdry, zadygotał. Sennym spojrzeniem rzucił po pomieszczeniu próbując odgadnąć, jaka godzina wybiła właśnie na zegarze. Napiął mięśnie pleców chcąc wyrwać je z nocnego stuporu.
Poranek, wbrew pozorom, przyszedł niezwykle łagodnie, rzucając na ścianę motyle rozproszonego światła, które tańczyły również po pościeli i skrawkach skóry wystających z rozgrzanego posłania. Przebudzenie wyzierało wpierw zupełnie niepewnie, nieśmiało poruszając gałkami ocznymi pod cieniutką błoną powiek. Nie wiedział, że Freja przygląda się mu przez dłuższy moment, zbyt otumaniony wspomnieniem zeszłego wieczoru i nocy, rozpływał się jeszcze w niezwykłym uniesieniu, powoli ugłaskując wzniosłe emocje nieznacznie szarpiące ramionami, gdy zaśmiała się, przeciągnęła i na powrót ułożyła w idealnej rzeźbie splotu ludzkich ciał. Pragnął przeciągnąć poranek jak najbardziej, choć świadomość obowiązków opadała powoli na rozwichrzone myśli i sprowadzała je brutalnie na ziemię.
Nie teraz. Jeszcze nie teraz…
Poruszył się nieznacznie, przywierając policzkiem do rozgrzanego kobiecego ciała. Wciąż nie miał odwagi, by otworzyć oczy w obawie, że spotka się z kategorycznym nakazem wyłuskania resztek snu z umysłu. Gdy brzeg gładkiej kołdry zsunął się z ramion, poczuł jak wstępuje na nie chłodny dreszcz zakończony gęsią skórką nieprzyjemnie wyrywającą z błogiego otępienia. Na oślep sięgnął dłonią po zgubę, okrywając się szczelnie, choć myśl o konieczności pobudki ponownie przebiegła spięciem w karku. Świetlne motyle tańczyły nawet przed zamkniętymi oczami, więc w końcu rozwarł niechętnie powieki, jednak twarz, którą przed sobą dostrzegł, zdołała zrekompensować niedogodność poranka. Wciąż prowadził wewnętrzny bój o to, czy zapomnieć o pracy i zatracić się ponownie w delikatności dotyku i zapachu złotych kosmyków. Zdrowy rozsądek palił go żywym ogniem. Westchnął cicho, choć przeczuwał po wcześniejszym poruszeniu, iż Freja podobnie nieśmiało wracała do rzeczywistości.
Wydobył rękę z ciepłej przestrzeni, by ogarnąć kobiecy podbródek, unosząc lekko głowę, przysunął się tak, by pocałować jedynie lekko złączone ze sobą wargi. Czułość miotająca sercem nakazywała napawać się ich bliskością wyłącznie przez chwilę, zupełnie niewinnie, by subtelnie zaznaczyć swoje przebudzenie i wdzięczność za chwile bliskości. Wciąż nie do końca ufał swym zmysłom, zastanawiając się, czy przypadkiem nie obudzi się zaraz ze snu, który śnił we śnie i nie zastanie jedynie pustki obok siebie. Jej wargi smakowały jednak zbyt realnie, zbyt intensywnie, by mógł ponownie poddać pod rozwagę swoją poczytalność. Uśmiechnął się do swych myśli, tak dziecinnie zlęknionych i niepewnych, powinien pokładać większą ufność w to, co się wydarzyło. Nie odważył się, by przemówić, pozwolił natomiast, by ze ściśniętego po nocy gardła dobył się ochrypły pomruk zadowolenia. Oparł się na łokciu i gdy klatka piersiowa wynurzyła się nieco spod kołdry, zadygotał. Sennym spojrzeniem rzucił po pomieszczeniu próbując odgadnąć, jaka godzina wybiła właśnie na zegarze. Napiął mięśnie pleców chcąc wyrwać je z nocnego stuporu.
There's a shadow just behind me
Shrouding every step I take
Shrouding every step I take
Making every promise empty
Pointing every finger at me
Pointing every finger at me
Freja Ahlström
Re: 16.10.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman Pon 30 Sie - 14:55
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Sen niósł brzemię wspomnień zeszłej nocy. Płowa ciemność ledwo przymkniętych powiek wypełniła się iskrą ognistej pieśni. Wystarczyło tak niewiele, zaledwie ułamek chwili sprzed nastania ciemności, aby na nowo stała się jedwabiem tkanym w dobrostanie nabożnej czci duszy i ciała. Pamiętała wszystko, od ścieżek wytyczanych przez aksamitne opuszki palców, po serce chcące gwałtownie wyrwać się z piersi na wolność. I choć teraz obrazy nie ważyły więcej niż piórko, tak spodziewała się przybrania przez nich wagi w chwili rozstania. Wraz z powitaniem poranka skurczył się czas przeznaczony na wspólne przyjemności, wszak każde z nich powinno udać się ku obowiązkom wyznaczonym pracą oraz zobowiązaniami wobec innych. Egoizm szeptał do ucha różne rozwiązania. Każde z nich było na równi kuszące, zakładało spędzenia dnia we własnym towarzystwie w ślepocie na Midgard, na każde istnienie. Boleść niezdecydowania zacisnęła się wokół gardła jak imadło. Smutek mgnieniem przesunął się po powierzchni oczu, mącąc żywy błękit ledwo dostrzegalną powłoką gęstniejącego dymu. Nie mogła go trzymać wyłącznie dla własnej uciechy. Obiecała, że wykorzysta każdą sposobność do znalezienia czasu na odwiedzenia warsztatu i w tym powinna znaleźć pociechę, ale wypuszczenie na nowo znalezionej pociechy po raz pierwszy było zbyt trudne. Nie przywykła do podejmowania decyzji noszących miano aż tak bogatych w cierpienie.
Wraz z iście brutalnym powrotem do rzeczywistości przyszły wyrzuty sumienia. Bez trudu wyczuła delikatny ruch idący w parze z wybudzającym się z głębokiego snu towarzyszem. Być może, gdyby nie wierciła się w poszukiwaniu idealnego ułożenia, mógłby wciąż cieszyć się błogosławieństwem odpoczynku. Przewróciła oczami w wymownym komentarzu względem swego zachowania. Fala ulgi przetoczyła się przez spięte ciało dopiero w chwili pochwycenia jego wzroku. Widziała wiele obrazów, słyszała melodie przetaczające się przez najpiękniejsze sale koncertowe i teatry, smakowała dań w restauracjach prowadzonych dłońmi wybitnych kucharzy, ale zgromadzone dotąd doznania bladły przed leżącym obok mężczyzną. Feeria emocji wzburzyła kruchym sercem. Uśmiechnęła się czule, zdawkowo, jakby cokolwiek ponad mogło zaburzyć harmonię tego pięknego momentu. Bała się zrobić choćby najmniejszego, najdelikatniejszego ruchu w obawie przed wrodzoną nieporadnością, na szczęście zrobił to za nią.
Drżąc przyjęła aksamitny dar zastygły na spragnionych ustach. Dotyk ten w złudzeniu przypominał muśnięcie motylich skrzydeł, lecz jednocześnie był tym, co w zupełności starczyło na zrozumienie istoty poranka po nocy pełnej przyjemności. Nie tylko z tego powodu mleczna skóra na wysokości szyi wkrótce pokryła się rumieńcem, ale z samej świadomości, że na stałe zakotwiczył najdrogocenniejsze miejsce w uniesieniu kobiecej duszy i serca. Ulegle przyjęła go do siebie w pełni zadowolenia. Zgrzeszyłaby, gdyby po wieczności wstrzemięźliwości nie doceniłaby czegoś tak bezcennego. Zastygła w ciszy nie widziała potrzeby wyrażania swych uczuć przy pomocy wątłych słów, jakby mogły one wyłącznie zepsuć to, co związało ich losy wspólną wstęgą. Z ciepłem nieustannie bijącym z oczu obserwowała go czujnie, rejestrując każdy ruch, każde napięcie wędrujące wzdłuż mięśni. Nie powstrzymała go przed rozejrzeniem się po sypialni w poszukiwaniu oznak wstającego dnia. Bure chmury zbyt mocno przykrywały słońce, aby z całą pewnością wyznaczyć dokładną godzinę.
Z całą stanowczością nieśpiesznie przesunęła dłonie po jego klatce piersiowej. Zatrzymały się tuż przy sercu, tam, gdzie najłatwiej mogła poczuć rytmiczny odgłos pośpiesznie pompowanej krwi. Rozkoszowała się tym dźwiękiem tak długo, na ile tylko miał ochotę. Dopiero później z nieco mocniejszym naciskiem skłoniła go ku temu, aby znowu ułożył się wygodnie na łóżku, tak, jakby jeszcze na moment miał przymknąć powieki. Przysuwając się bliżej niż dotychczas ostrożnie ułożyła się na nim w obawie przed wystawieniem go na działanie zbyt dużego obciążenia. Po nasunięciu kołdry przynajmniej do połowy pleców ostatecznie znalazła dogodną pozycję, w której to nie mogła zrobić mu żadnej krzywdy. Ciepło bijące z nagiej skóry miało przesączyć się przez jego mięśnie, ulokować się wygodnie w wnętrzu i poznać wdzięczność, którą czuła.
Wraz z iście brutalnym powrotem do rzeczywistości przyszły wyrzuty sumienia. Bez trudu wyczuła delikatny ruch idący w parze z wybudzającym się z głębokiego snu towarzyszem. Być może, gdyby nie wierciła się w poszukiwaniu idealnego ułożenia, mógłby wciąż cieszyć się błogosławieństwem odpoczynku. Przewróciła oczami w wymownym komentarzu względem swego zachowania. Fala ulgi przetoczyła się przez spięte ciało dopiero w chwili pochwycenia jego wzroku. Widziała wiele obrazów, słyszała melodie przetaczające się przez najpiękniejsze sale koncertowe i teatry, smakowała dań w restauracjach prowadzonych dłońmi wybitnych kucharzy, ale zgromadzone dotąd doznania bladły przed leżącym obok mężczyzną. Feeria emocji wzburzyła kruchym sercem. Uśmiechnęła się czule, zdawkowo, jakby cokolwiek ponad mogło zaburzyć harmonię tego pięknego momentu. Bała się zrobić choćby najmniejszego, najdelikatniejszego ruchu w obawie przed wrodzoną nieporadnością, na szczęście zrobił to za nią.
Drżąc przyjęła aksamitny dar zastygły na spragnionych ustach. Dotyk ten w złudzeniu przypominał muśnięcie motylich skrzydeł, lecz jednocześnie był tym, co w zupełności starczyło na zrozumienie istoty poranka po nocy pełnej przyjemności. Nie tylko z tego powodu mleczna skóra na wysokości szyi wkrótce pokryła się rumieńcem, ale z samej świadomości, że na stałe zakotwiczył najdrogocenniejsze miejsce w uniesieniu kobiecej duszy i serca. Ulegle przyjęła go do siebie w pełni zadowolenia. Zgrzeszyłaby, gdyby po wieczności wstrzemięźliwości nie doceniłaby czegoś tak bezcennego. Zastygła w ciszy nie widziała potrzeby wyrażania swych uczuć przy pomocy wątłych słów, jakby mogły one wyłącznie zepsuć to, co związało ich losy wspólną wstęgą. Z ciepłem nieustannie bijącym z oczu obserwowała go czujnie, rejestrując każdy ruch, każde napięcie wędrujące wzdłuż mięśni. Nie powstrzymała go przed rozejrzeniem się po sypialni w poszukiwaniu oznak wstającego dnia. Bure chmury zbyt mocno przykrywały słońce, aby z całą pewnością wyznaczyć dokładną godzinę.
Z całą stanowczością nieśpiesznie przesunęła dłonie po jego klatce piersiowej. Zatrzymały się tuż przy sercu, tam, gdzie najłatwiej mogła poczuć rytmiczny odgłos pośpiesznie pompowanej krwi. Rozkoszowała się tym dźwiękiem tak długo, na ile tylko miał ochotę. Dopiero później z nieco mocniejszym naciskiem skłoniła go ku temu, aby znowu ułożył się wygodnie na łóżku, tak, jakby jeszcze na moment miał przymknąć powieki. Przysuwając się bliżej niż dotychczas ostrożnie ułożyła się na nim w obawie przed wystawieniem go na działanie zbyt dużego obciążenia. Po nasunięciu kołdry przynajmniej do połowy pleców ostatecznie znalazła dogodną pozycję, w której to nie mogła zrobić mu żadnej krzywdy. Ciepło bijące z nagiej skóry miało przesączyć się przez jego mięśnie, ulokować się wygodnie w wnętrzu i poznać wdzięczność, którą czuła.
Isak Bergman
16.10.2000 – Sypialnia – F. Ahlström & F. Bergman Wto 31 Sie - 16:23
Isak BergmanŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 58 lat, oficjalnie 40
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : snycerz, szkutnik – wytwórca magicznych langskipów
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : mewa
Atuty : miłośnik pojedynków (I), wiking (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 6 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 30 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Rozleniwione spojrzenie okalało stopniowo kolejne elementy pomieszczenia, przesuwało się po krawędziach mebli i ostrych liniach rozwieszonych obrazów. Badał wszystko dokładnie, wciąż nazbyt nieprzytomny, by faktycznie określić, jaką godzinę mają, gdy szarość chmur przesuwała się za oknami niespiesznie, zupełnie blokując możliwość wychwycenia położenia słońca. Zrezygnował z tego zbytku i poczuł jak kolejny chłodny powiew muska zjeżoną skórę pleców, wciąż pamiętających uprzednią noc i wszystko to, co za jej sprawą wlewało się w spragnione bliskości ciało. Przesunął ciężar swej uwagi na miękkie granice łóżka, podążając po śladach pofalowanej pościeli, subtelnie zaznaczającej wybrzuszenia ciał leżących pod jej powłoką. Wciąż opierał się potrzebie brutalnego, pełnego przebudzenia i wydostania się spod przyjemnego schronienia. Był odpowiedzialnym człowiekiem, jednak w takich chwilach cecha ta ulatywała i dawała wieść prym zachłanności i wygodzie, której z premedytacją zaznawał. Rozwarte powieki ujawniające błękit spojrzenia wychwyciły go natychmiastowo, uśmiechnął się delikatnie i przyglądał twarzy Frei przez dłuższy moment. Ponownie mógł doświadczać tego, jak wiele piękna w sobie nosiła, jak idealnie wykute oblicze było zapatrzone właśnie w niego – człowieka prawdopodobnie przez większość społeczeństwa uznanego za pariasa, element, którym należy jedynie pogardzać i najlepiej unicestwić, nim swoją zgnilizną zarazi zdrowy organizm społeczeństwa. Nie widział jednak w błękicie wzgardy, jedynie niezakłamaną delikatność i prośbę o obecność, co poruszało nim dogłębnie i sprawiało, że tym bardziej był jej wdzięczny, choć wciąż nie uciekał od kłamstwa i zatajania najgorszych prawd o sobie. Ta namiastka w tym momencie doskonale zaspokajała potrzebę serca.
Uniósł lekko brwi w geście pozornego zdziwienia i słabego protestu, gdy poruszyła się i zmusiła, by na powrót przywarł plecami do powierzchni łóżka, która zdążyła już nieco się wyziębić. Czynił to jednak z przyjemnością, znajdując w geście Frei usprawiedliwienie dla swojej opieszałości i niechęci, by w końcu przerwać doskonałe chwile poranka. Nie był w stanie jej odmówić, nie był w stanie wyszeptać: „dość, nie mogę, muszę być rozsądny”, każde z tych słów byłoby wszak kłamstwem. Oplótł jej ramiona i plecy, pozwalając, by ułożyła się wygodnie i okryła ich ciała satyną. Zmrużył oczy, które błyskały raz po raz ognikami rozbawienia i wdzięczności. Chciał jedynie na chwilę jeszcze poczuć jej bliskość, jeszcze raz zanurzyć się w niej, nim faktycznie odejdzie – na moment, na ledwie kilka uderzeń serca, by później powrócić i odnaleźć wciąż czekające na niego miejsce. By poczuć, że jest tam, gdzie powinien być. W końcu.
Minuty umykały w zdradliwym pędzie, gdy oczy pod cieniutką błonką powiek ponownie pogrążały się w błogiej nieświadomości. Nie wiedział, ile kolejnych chwil uleciało, gdy chłonął zapach rozgrzanej skóry i składał na niej senne pocałunki. Mógłby tak trwać do kolejnego wieczoru. Nie miał co do tego wątpliwości. W końcu jednak, gdy oczy ponownie otworzyły się nieco bardziej żywo, przystąpił do brutalnego procederu wyrzucania z głowy resztek lepkiego snu, choć ciało protestowało, gdy wystawił je nagie i zupełnie bezbronne na pożywkę zimnemu powietrzu. Tym szybciej musiał powrócić do zwykłego rytmu, chowając wspomnienie zeszłej nocy razem z zegarkiem kieszonkowym w skrytkę na wysokości serca, przykrywając je płaszczem i zapachem perfum obecnych w strukturze ubrań.
Nie chciał jej zostawiać, choć złożył obietnicę, że powróci, że nie będzie w stanie zapomnieć, a jej twarz będzie obecna w jego myślach przez wszystkie samotne godziny, gdy będzie musiał pogrążyć się w prozaicznej pracy. Pomimo tego, nie chciał. Ostatni pocałunek spadł na usta Frei pieczętując przysięgę, której nie mógł nikt zerwać. Choć wciąż ukryci przed Midgardem, przed ciekawskimi oczami tłumów, mieli pozostać związani ze sobą, jak przez te wszystkie lata, choć były niepełne i pozbawione ostatecznej decyzji.
Wciąż podświadomie czuł, że już wtedy, choć nie zdawali sobie sprawy, przypieczętowali swój los.
Freja i Fárbauti z tematu
Uniósł lekko brwi w geście pozornego zdziwienia i słabego protestu, gdy poruszyła się i zmusiła, by na powrót przywarł plecami do powierzchni łóżka, która zdążyła już nieco się wyziębić. Czynił to jednak z przyjemnością, znajdując w geście Frei usprawiedliwienie dla swojej opieszałości i niechęci, by w końcu przerwać doskonałe chwile poranka. Nie był w stanie jej odmówić, nie był w stanie wyszeptać: „dość, nie mogę, muszę być rozsądny”, każde z tych słów byłoby wszak kłamstwem. Oplótł jej ramiona i plecy, pozwalając, by ułożyła się wygodnie i okryła ich ciała satyną. Zmrużył oczy, które błyskały raz po raz ognikami rozbawienia i wdzięczności. Chciał jedynie na chwilę jeszcze poczuć jej bliskość, jeszcze raz zanurzyć się w niej, nim faktycznie odejdzie – na moment, na ledwie kilka uderzeń serca, by później powrócić i odnaleźć wciąż czekające na niego miejsce. By poczuć, że jest tam, gdzie powinien być. W końcu.
Minuty umykały w zdradliwym pędzie, gdy oczy pod cieniutką błonką powiek ponownie pogrążały się w błogiej nieświadomości. Nie wiedział, ile kolejnych chwil uleciało, gdy chłonął zapach rozgrzanej skóry i składał na niej senne pocałunki. Mógłby tak trwać do kolejnego wieczoru. Nie miał co do tego wątpliwości. W końcu jednak, gdy oczy ponownie otworzyły się nieco bardziej żywo, przystąpił do brutalnego procederu wyrzucania z głowy resztek lepkiego snu, choć ciało protestowało, gdy wystawił je nagie i zupełnie bezbronne na pożywkę zimnemu powietrzu. Tym szybciej musiał powrócić do zwykłego rytmu, chowając wspomnienie zeszłej nocy razem z zegarkiem kieszonkowym w skrytkę na wysokości serca, przykrywając je płaszczem i zapachem perfum obecnych w strukturze ubrań.
Nie chciał jej zostawiać, choć złożył obietnicę, że powróci, że nie będzie w stanie zapomnieć, a jej twarz będzie obecna w jego myślach przez wszystkie samotne godziny, gdy będzie musiał pogrążyć się w prozaicznej pracy. Pomimo tego, nie chciał. Ostatni pocałunek spadł na usta Frei pieczętując przysięgę, której nie mógł nikt zerwać. Choć wciąż ukryci przed Midgardem, przed ciekawskimi oczami tłumów, mieli pozostać związani ze sobą, jak przez te wszystkie lata, choć były niepełne i pozbawione ostatecznej decyzji.
Wciąż podświadomie czuł, że już wtedy, choć nie zdawali sobie sprawy, przypieczętowali swój los.
Freja i Fárbauti z tematu
There's a shadow just behind me
Shrouding every step I take
Shrouding every step I take
Making every promise empty
Pointing every finger at me
Pointing every finger at me