:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe
2 posters
Freja Ahlström
Re: 21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe Wto 21 Lis - 21:43
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
21.09.2000
Królowa wyruszyła na podbój szachownicy.
Chłód rozkwitającej jesieni nie zniechęcał galdrów do pozostania w domach. Arterie Midgardu tętniły życiem nawet o tak późnej porze, gdy powinno się udawać pod opiekę czułych ramion sennych marzeń. Znajdowała się jednak przed kasynem, miejscem, gdzie normalność zostawała określana wysokością zakładu. Nie miała oporów przed spotkaniem się w krainie przepuszczania pieniędzy, lecz skłamałaby stwierdzeniem o dozgonnej miłości względem gier hazardowych. Wyjątkowo pasowała do tego przepychu bardziej niż ktokolwiek inny, a nie zjawiała się tu często i nawet wypicie kilku drinków w towarzystwie pana Moe nie miało zmienić tej tendencji. Liczyła przede wszystkim na miło spędzony czas, co do czego nie miała żadnych wątpliwości, wszak już rano zdążyła zorientować się w wytrawności posunięć współgracza. Wieczór zapowiadał się równie interesująco.
Specjalnie zjawiła się kwadrans przed czasem. Nie chciała zrobić mu na złość wmawiając spóźnienie, lecz z bliżej nieokreślonego powodu miała nadzieję ujrzeć wyraz jego twarzy zanim zawiesi na niej spojrzenie. Mogło się wydawać, że kolekcjonowała nieświadomość, że w jakiś sposób wzmacniała tym wewnętrzną pewność siebie. Pierwszą ofiarą stał się szatniarz przesuwający wzrokiem po jej odsłoniętych ramionach tuż po podaniu mu płaszcza. Niestety nie zamierzała nikomu dać zbyt długo nacieszyć się tym łakomym widokiem, bowiem prędko nasunęła na nie śnieżnobiałą etolę z zwierzęcia, którego nazwy zapomniała w ferworze przygotowań do wyjścia. Liczyło się to, że w połączeniu z wiśniową suknią skrojoną z aksamitnego materiału prezentowała się nadzwyczaj efektownie. Wyglądało to na tyle imponująco, że biżuterię ograniczyła wyłącznie do delikatnego sznura pereł. Nie mając ochoty męczyć nóg staniem w dopasowanych kolorystycznie do kreacji butach na obcasie zasiadła na samym środku kanapy, pierwotnie pełniącej funkcję podparcia dla umęczonych, słaniających się żon bądź kochanek czekających na przybycie swoich opiekunów.
Korzystając z chwili wytchnienia myślami przeniosła się z powrotem do mieszkania, przed obraz zajmujący honorowe miejsce na jednej ze ścian. Nadal nie mogła wyjść z zachwytu nad surowym pięknem nieba przygotowującego się do sztormu. Uświadamiając sobie podobieństwo pomiędzy nim a Kaiem uśmiechnęła się ostrożnie, niepewnie unosząc kąciki warg w obawie przed ich buntowniczą postawą, jak gdyby nie do końca potrafiła nad nimi zapanować. Dusza pana Moe tkwiąca w mrocznej materii krzesała ogromne pokłady namiętności oraz młodzieńczego temperamentu. Dzięki pewnym chwycie nici porozumienia wiedziała o tym, jak powinna to odczytać i jakie kroki musi podjąć przy ewentualnej sposobności następnych spotkań. Chciałaby mieć z nim kontakt choćby przez wzgląd na profesjonalizm i dotrzymywanie obietnic, aczkolwiek skłamałaby mówiąc, że otoczka towarzysząca ich rozmowie jest bez znaczenia.
Bezimienny
Re: 21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe Wto 21 Lis - 21:44
Kai Moe nie miał w zwyczaju się spóźniać, a czekanie na towarzyszy spotkań było dlań irytującym marnotrawstwem czasu, więc wyrobił w sobie nawyk zjawiania się dwie minuty przed umówioną godziną. Dzięki temu nie łamał zasad punktualności, a rezerwa była jednocześnie dopasowana tak aby w razie potrzeby spalić w oczekiwaniu jednego papierosa.
Tego wieczoru zjawił się sporo wcześniej, ponieważ wskazówka zegara pokazywała jeszcze dziesięć minut do umówionej godziny. Miał na sobie czarny, rozpięty płaszcz, a pod spodem elegancko dopasowaną marynarkę i grafitową koszulę wpuszczoną w czarne spodnie. Bez krawata czy muchy, stawiając raczej na wygodę niż sztywno przyjęte zasady, co było swego rodzaju znakiem rozpoznawczym dla niego, biorąc pod uwagę, że i tak wyglądał - mówiąc zupełnie obiektywnie - świetnie.
Wchodząc do kasyna, jego spojrzenie omiotło znajdujących się przy szatni galdrów, mniej lub bardziej wystrojonych, pijanych czy oskubanych z pieniędzy. Nie sposób było nie dostrzec w tym towarzystwie Frei, będącej niczym mniej aniżeli czystym uosobieniem klasy i piękna. Kai pozwolił żeby uderzyła go jej uroda, która w przyćmionym magazynie Antikvitetsbutikk była zaledwie namiastką swoich możliwości. Tutaj w świetle splendoru i krzykliwych kolorów obezwładniała obserwatora i to właśnie to przyjemne uczucie przez chwilę spłynęło po jego umyśle, jak zapach obiecującej uczty, który docierał do głodnych zmysłów. Przystanął tylko na chwilę, żeby zrzucić z ramion płaszcz i oddać go do szatni, po czym podszedł do swojej dzisiejszej królowej pik.
- Olśniewająca - powitał ją z subtelnym szelmowskim uśmiechem, oferując dłoń aby pomóc podnieść się z kanapy. Ostentacyjnie zerknął na zegarek. - Nie mogłaś się doczekać, hm? - spytał mrukliwie unosząc lekko jedną brew, a w zielonych tęczówkach zabłysło drapieżne rozbawienie.
Zaprowadził ją w stronę głównej sali, która rozbrzmiewała typowymi odgłosami hazardu i marnowanych pieniędzy. Pachniało tu przepychem i alkoholem, a atmosfera wręcz drżała z emocji uczestników różnego rodzaju gier. Kai jednak, który zaoferował Frei swoje ramię, nie wydawał się być zainteresowany żadnym ze stolików, przy których ważyły się losy ludzkich majątków. Przeszli przez salę do strefy prywatnych loży, aż Moe zatrzymał się przy mieszczącym się tam barze.
- Czego się napijesz? - spytał Frei aby zaraz potem zwrócić uwagę barmana i złożyć odpowiednie zamówienie dla niej i whisky z lodem dla siebie. - Loża numer trzy, przyślij nam kogoś za jakiś czas- rzucił na odchodne do mężczyzny. Wręczył Pani Mecenas jej alkohol po czym obejmując ją jedną ręką w zapraszającym geście wskazał na schowaną za kurtyną lożę, której rezerwację zrobił oczywiście odpowiednio wcześniej. Nie pozostawało im nic innego niż usiąść przy stoliku, naokoło którego atmosfera była zdecydowanie bardziej przyjemna i pozbawiona zbędnego gwaru niż na pełnej galdrów sali gier.
Tego wieczoru zjawił się sporo wcześniej, ponieważ wskazówka zegara pokazywała jeszcze dziesięć minut do umówionej godziny. Miał na sobie czarny, rozpięty płaszcz, a pod spodem elegancko dopasowaną marynarkę i grafitową koszulę wpuszczoną w czarne spodnie. Bez krawata czy muchy, stawiając raczej na wygodę niż sztywno przyjęte zasady, co było swego rodzaju znakiem rozpoznawczym dla niego, biorąc pod uwagę, że i tak wyglądał - mówiąc zupełnie obiektywnie - świetnie.
Wchodząc do kasyna, jego spojrzenie omiotło znajdujących się przy szatni galdrów, mniej lub bardziej wystrojonych, pijanych czy oskubanych z pieniędzy. Nie sposób było nie dostrzec w tym towarzystwie Frei, będącej niczym mniej aniżeli czystym uosobieniem klasy i piękna. Kai pozwolił żeby uderzyła go jej uroda, która w przyćmionym magazynie Antikvitetsbutikk była zaledwie namiastką swoich możliwości. Tutaj w świetle splendoru i krzykliwych kolorów obezwładniała obserwatora i to właśnie to przyjemne uczucie przez chwilę spłynęło po jego umyśle, jak zapach obiecującej uczty, który docierał do głodnych zmysłów. Przystanął tylko na chwilę, żeby zrzucić z ramion płaszcz i oddać go do szatni, po czym podszedł do swojej dzisiejszej królowej pik.
- Olśniewająca - powitał ją z subtelnym szelmowskim uśmiechem, oferując dłoń aby pomóc podnieść się z kanapy. Ostentacyjnie zerknął na zegarek. - Nie mogłaś się doczekać, hm? - spytał mrukliwie unosząc lekko jedną brew, a w zielonych tęczówkach zabłysło drapieżne rozbawienie.
Zaprowadził ją w stronę głównej sali, która rozbrzmiewała typowymi odgłosami hazardu i marnowanych pieniędzy. Pachniało tu przepychem i alkoholem, a atmosfera wręcz drżała z emocji uczestników różnego rodzaju gier. Kai jednak, który zaoferował Frei swoje ramię, nie wydawał się być zainteresowany żadnym ze stolików, przy których ważyły się losy ludzkich majątków. Przeszli przez salę do strefy prywatnych loży, aż Moe zatrzymał się przy mieszczącym się tam barze.
- Czego się napijesz? - spytał Frei aby zaraz potem zwrócić uwagę barmana i złożyć odpowiednie zamówienie dla niej i whisky z lodem dla siebie. - Loża numer trzy, przyślij nam kogoś za jakiś czas- rzucił na odchodne do mężczyzny. Wręczył Pani Mecenas jej alkohol po czym obejmując ją jedną ręką w zapraszającym geście wskazał na schowaną za kurtyną lożę, której rezerwację zrobił oczywiście odpowiednio wcześniej. Nie pozostawało im nic innego niż usiąść przy stoliku, naokoło którego atmosfera była zdecydowanie bardziej przyjemna i pozbawiona zbędnego gwaru niż na pełnej galdrów sali gier.
Freja Ahlström
Re: 21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe Wto 21 Lis - 21:44
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Siedziała zaledwie chwilę, lecz niestety zdążyła z niesmakiem obrzucić tłumiących się przy szatni mężczyzn, którzy w amoku smutku bądź upojenia alkoholem słaniali się na nogach w poszukiwaniu drogi wyjścia. Mieli szczęście, że żaden z nich nie zdecydował się na podejście bliżej - nie miała zwyczaju udzielać audiencji upadłym galdrom. Grymas obrzydzenia tym widokiem utrzymywał się na jej licu aż do pojawienia się znajomej twarzy. Poczucie ulgi było zauważalne zwłaszcza w iskrzących się od błękitu tęczówek, aby zaraz zostać zastąpionym przez znajome, nieco trywialne ciepło rozchodzące się wzdłuż całego ciała. Nie ulegało wątpliwości, że choćby pod względem rozmowy mogli pozwolić sobie na więcej niż w trakcie porannego spotkania w antykwariacie. Sama czuła się tu o wiele lepiej niż w towarzystwie zatęchłych ksiąg, bibelotów nieznanego pochodzenia i wołających o pomstę do Odyna obrazów, o czym świadczyła wyraźniejsza wrodzona pewność siebie.
Gdyby sądził, że nie zdoła tego wykorzystać, musiałaby nazwać go głupcem. Na szczęście trafiła na mądrego przeciwnika.
— Dziękuję — odpowiedziała z szczerym uśmiechem na ustach, z przyjemnością dla obu stron korzystając z wyciągniętej dłoni. Słysząc stwierdzenie mające udowodnić jej zniecierpliwienie cmoknęła w dezaprobacie, po czym szelmowsko puściła oczko. — Cóż za nonsens. Zdołałam wyszykować się wcześniej i dlatego zjawiłam się kwadrans przed czasem!
Wrażenie wywierane przez przepych panujący w głównej sali zdawało się bladą myślą przy sypiącej iskry atmosferze gorączkowego poddenerwowania. Siedzący przy stołach galdrowie zyskiwali pieniądze wyłącznie po to, żeby w ułamku chwili stracić wielokrotnej tej sumy. Ponad nimi wszystkimi, zwłaszcza wsparta na ramieniu Kaia, czuła się jak prawdziwa królowa. Dostojnie, nie tracąc ani grama słonecznej charyzmy roztaczaną dzięki burzy złocistych włosów układających się falą na plecach, kroczyła zwycięskim traktem z partnerem godnym tej podróży. Ani na moment nie zaszczyła straceńców swym dostojnym spojrzeniem.
Po przejściu w cichszą strefę prywatnych loży już drugi raz odetchnęła z wymowną ulgą. Atmosfera panująca wokół nich była o wiele bardziej komfortowa nawet przy barze, gdzie rozmowy zwykle miały najgłośniejszy wydźwięk.
— Daiquiri — odparła, po czym dla zajęcia się czymś w oczekiwaniu na drink pozwoliła sobie spojrzeć subtelnie na pana Moe spod delikatnie przymrużonych powiek. Skłamałaby mówiąc, że w tej grafitowej koszuli i marynarce nie wygląda dobrze. Po odebraniu zamówienia razem z nim usiadła przy jednym ze stolików. Opierając opuszki palców na nóżce kieliszka otwarcie sięgnęła ku jego oczom chcąc wiedzieć, co tym razem czai się za ich błyskiem.
— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ilu ludzi przed tobą chciało sprzedać mi falsyfikat obrazu, który teraz dumnie zdobi ściany mojego mieszkania. Byłam tym już niesamowicie zmęczona i gdyby nie ty, być może na zawsze porzuciłabym poszukiwania tego skarbu.
Nuta irytacji przemknęła przez jej słowa. Na samo wspomnienie o niekompetencji poprzednich handlarzy nabierała ochotę zacisnąć dłonie na ich szyjach i usłyszeć słodki odgłos łamanego karku.
Gdyby sądził, że nie zdoła tego wykorzystać, musiałaby nazwać go głupcem. Na szczęście trafiła na mądrego przeciwnika.
— Dziękuję — odpowiedziała z szczerym uśmiechem na ustach, z przyjemnością dla obu stron korzystając z wyciągniętej dłoni. Słysząc stwierdzenie mające udowodnić jej zniecierpliwienie cmoknęła w dezaprobacie, po czym szelmowsko puściła oczko. — Cóż za nonsens. Zdołałam wyszykować się wcześniej i dlatego zjawiłam się kwadrans przed czasem!
Wrażenie wywierane przez przepych panujący w głównej sali zdawało się bladą myślą przy sypiącej iskry atmosferze gorączkowego poddenerwowania. Siedzący przy stołach galdrowie zyskiwali pieniądze wyłącznie po to, żeby w ułamku chwili stracić wielokrotnej tej sumy. Ponad nimi wszystkimi, zwłaszcza wsparta na ramieniu Kaia, czuła się jak prawdziwa królowa. Dostojnie, nie tracąc ani grama słonecznej charyzmy roztaczaną dzięki burzy złocistych włosów układających się falą na plecach, kroczyła zwycięskim traktem z partnerem godnym tej podróży. Ani na moment nie zaszczyła straceńców swym dostojnym spojrzeniem.
Po przejściu w cichszą strefę prywatnych loży już drugi raz odetchnęła z wymowną ulgą. Atmosfera panująca wokół nich była o wiele bardziej komfortowa nawet przy barze, gdzie rozmowy zwykle miały najgłośniejszy wydźwięk.
— Daiquiri — odparła, po czym dla zajęcia się czymś w oczekiwaniu na drink pozwoliła sobie spojrzeć subtelnie na pana Moe spod delikatnie przymrużonych powiek. Skłamałaby mówiąc, że w tej grafitowej koszuli i marynarce nie wygląda dobrze. Po odebraniu zamówienia razem z nim usiadła przy jednym ze stolików. Opierając opuszki palców na nóżce kieliszka otwarcie sięgnęła ku jego oczom chcąc wiedzieć, co tym razem czai się za ich błyskiem.
— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ilu ludzi przed tobą chciało sprzedać mi falsyfikat obrazu, który teraz dumnie zdobi ściany mojego mieszkania. Byłam tym już niesamowicie zmęczona i gdyby nie ty, być może na zawsze porzuciłabym poszukiwania tego skarbu.
Nuta irytacji przemknęła przez jej słowa. Na samo wspomnienie o niekompetencji poprzednich handlarzy nabierała ochotę zacisnąć dłonie na ich szyjach i usłyszeć słodki odgłos łamanego karku.
Bezimienny
Re: 21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe Wto 21 Lis - 21:46
Było coś niesamowitego w tym, jak kasyno łączyło bogactwo z biedą, sprawiało że granica między jednym a drugim stawała się nie grubsza niż nić gotowa pęknąć w każdej chwili. Loteria szczęścia i głupoty, będąca w stanie przekreślić życie tak wielu osób w jednej prostej decyzji. Zaprawdę najdziwniejszy rodzaj adrenaliny, od jakiego można było się uzależnić. Tego wieczoru jednak Kai nie miał zamiaru roztrząsać żałosności podupadających w tym miejscu galdrów, ponieważ jego uwaga zdecydowanie bardziej skupiona była na blondynce, która go oczekiwała.
Jego wargi wygięły się w wyraźniejszym, lekko rozbawionym uśmiechu, gdy wzrok wyłapywał to urokliwie puszczone oczko w jego stronę.
- Ah tak, rozumiem. - Zielone tęczówki spłynęły po jej twarzy, z błyskiem na swojej powierzchni, podziwiając ją bezwstydnie. Kai posiadał tendencje do nadmiernej otwartości, nie była to jednak tania, pełna ogłupionego zachwytu postawa, a raczej do bólu szczera bezpośredniość, sugerująca, że nie bał się wypowiadać na głos własnych myśli. Nade wszystko nie ukrywał swojego pożądania czy podziwu, chociaż jednocześnie był przy tym uprzejmy, a nie namolnie niepoprawny.
Kiedy kroczyli wspólnie przez salę kasyna, przyciągali spojrzenia, chociaż tutaj Moe z pewnością zrzuciłby całą winę za to na Freję i nawet przez chwilę nie miałby wątpliwości co do swojej słuszności. Król prowadził pod rękę najgroźniejszą figurę swojego przeciwnika, zupełnie jakby uwielbiał igrać z ogniem, nie zważając na niebezpieczeństwo i groźbę gromkiej porażki. Czyż to miejsce nie było idealne dla niego? Jedyne czym różnił się od tych biednych idiotów, to że stawiał na szali siebie i tylko siebie, nie zaś cały swój majątek i przyszłość rodu.
Co z tego, że nie miał specjalnie ani rodziny ani majątku. Wciąż uważał się za tego bardziej rozsądnego.
Gdy zaopatrzeni już w alkohol zajęli miejsca przy stoliku, Kai uniósł delikatnie swoją szklankę whisky, w czymś na wzór subtelnego toastu, który bez wątpienia dotyczył słów Frei na temat zakupu upragnionego obrazu.
- Jestem w stanie sobie to wyobrazić, po tym jak ciężko było go zdobyć - odpowiedział, chociaż coś w tonie jego głosu sugerowało, że trud, którego musiał się podjąć, był nie tyle przeszkodą, co dodatkową przyjemnością. - Cóż, mogę tylko docenić, że nie porzuciłaś swoich prób. Gdyby nie twój upór, ta whisky nie smakowałaby tak dobrze. I nie mówię o zdobytych pieniądzach, a o towarzystwie. - Uśmiechnął się drapieżnie i upił łyka alkoholu jakby na potwierdzenie swoich słów.
Jego wzrok przesunął po loży, a umysł jakby odleciał ku chwilowemu zamyśleniu nad oceną tego spokojnego miejsca, podczas gdy dłoń wsunęła się do wewnętrznej kieszeni marynarki w poszukiwaniu papierosów. Wyciągnął paczkę na stół i podsunął Frei w geście propozycji częstowania się.
- Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę spędzał swój wolny czas w kasynie, z własnej nieprzymuszonej woli i ze szczerą przyjemnością, parsknąłbym mu śmiechem prosto w twarz. - Uśmiechnął się mimowolnie z pewnym ponurym cieniem na dnie oczu, zaraz jednak na jego twarz spłynął spokojniejszy wyraz. Był inny niż podczas ich pierwszego spotkania, choć tylko wprawne oko mogłoby to zauważyć. Mniej oficjalny, bardziej swobodny, nawet jeżeli wcześniej tej swobody wcale nie można było mu odmówić. Zielone tęczówki spoczęły bacznie na Frei, a w ich toni mogła dostrzec coś, co do złudzenia przypominało zrelaksowanego wilka. Uniósł lekko lewą brew do góry, wyciągając sobie papierosa z paczki. - A ty, Freju? Nie muszę pytać czy czerpiesz przyjemność z głupoty jaką jest marnowanie pieniędzy w chwili zupełnie pozbawionego sensu poczucia sprzyjającego losu. Chodzi mi raczej o to czy mimo obrzydzenia dla galdrów grających przy tych stołach, uznajesz samo miejsce za przyjemne?
Jego wargi wygięły się w wyraźniejszym, lekko rozbawionym uśmiechu, gdy wzrok wyłapywał to urokliwie puszczone oczko w jego stronę.
- Ah tak, rozumiem. - Zielone tęczówki spłynęły po jej twarzy, z błyskiem na swojej powierzchni, podziwiając ją bezwstydnie. Kai posiadał tendencje do nadmiernej otwartości, nie była to jednak tania, pełna ogłupionego zachwytu postawa, a raczej do bólu szczera bezpośredniość, sugerująca, że nie bał się wypowiadać na głos własnych myśli. Nade wszystko nie ukrywał swojego pożądania czy podziwu, chociaż jednocześnie był przy tym uprzejmy, a nie namolnie niepoprawny.
Kiedy kroczyli wspólnie przez salę kasyna, przyciągali spojrzenia, chociaż tutaj Moe z pewnością zrzuciłby całą winę za to na Freję i nawet przez chwilę nie miałby wątpliwości co do swojej słuszności. Król prowadził pod rękę najgroźniejszą figurę swojego przeciwnika, zupełnie jakby uwielbiał igrać z ogniem, nie zważając na niebezpieczeństwo i groźbę gromkiej porażki. Czyż to miejsce nie było idealne dla niego? Jedyne czym różnił się od tych biednych idiotów, to że stawiał na szali siebie i tylko siebie, nie zaś cały swój majątek i przyszłość rodu.
Co z tego, że nie miał specjalnie ani rodziny ani majątku. Wciąż uważał się za tego bardziej rozsądnego.
Gdy zaopatrzeni już w alkohol zajęli miejsca przy stoliku, Kai uniósł delikatnie swoją szklankę whisky, w czymś na wzór subtelnego toastu, który bez wątpienia dotyczył słów Frei na temat zakupu upragnionego obrazu.
- Jestem w stanie sobie to wyobrazić, po tym jak ciężko było go zdobyć - odpowiedział, chociaż coś w tonie jego głosu sugerowało, że trud, którego musiał się podjąć, był nie tyle przeszkodą, co dodatkową przyjemnością. - Cóż, mogę tylko docenić, że nie porzuciłaś swoich prób. Gdyby nie twój upór, ta whisky nie smakowałaby tak dobrze. I nie mówię o zdobytych pieniądzach, a o towarzystwie. - Uśmiechnął się drapieżnie i upił łyka alkoholu jakby na potwierdzenie swoich słów.
Jego wzrok przesunął po loży, a umysł jakby odleciał ku chwilowemu zamyśleniu nad oceną tego spokojnego miejsca, podczas gdy dłoń wsunęła się do wewnętrznej kieszeni marynarki w poszukiwaniu papierosów. Wyciągnął paczkę na stół i podsunął Frei w geście propozycji częstowania się.
- Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę spędzał swój wolny czas w kasynie, z własnej nieprzymuszonej woli i ze szczerą przyjemnością, parsknąłbym mu śmiechem prosto w twarz. - Uśmiechnął się mimowolnie z pewnym ponurym cieniem na dnie oczu, zaraz jednak na jego twarz spłynął spokojniejszy wyraz. Był inny niż podczas ich pierwszego spotkania, choć tylko wprawne oko mogłoby to zauważyć. Mniej oficjalny, bardziej swobodny, nawet jeżeli wcześniej tej swobody wcale nie można było mu odmówić. Zielone tęczówki spoczęły bacznie na Frei, a w ich toni mogła dostrzec coś, co do złudzenia przypominało zrelaksowanego wilka. Uniósł lekko lewą brew do góry, wyciągając sobie papierosa z paczki. - A ty, Freju? Nie muszę pytać czy czerpiesz przyjemność z głupoty jaką jest marnowanie pieniędzy w chwili zupełnie pozbawionego sensu poczucia sprzyjającego losu. Chodzi mi raczej o to czy mimo obrzydzenia dla galdrów grających przy tych stołach, uznajesz samo miejsce za przyjemne?
Freja Ahlström
21.09.2000 – Sundsvall Casino – F. Ahlström & Bezimienny: K. Moe Wto 21 Lis - 21:50
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Poniekąd nie kłamała, ponieważ powiedziała część prawdy. Istotnie zdołała doprowadzić się do porządku wcześniej niż przewidywała, lecz jednocześnie i tak miała zamiar zawitać do kasyna o kwadrans przed umówionym czasem ze względu na stare nawyki kolekcjonowania tego, co tak ulotne. Pozornie ulotne, skoro Kai porzucając skrawki formalnego podejścia zdecydował coraz śmielej przesuwać piony na szachownicy, doskonale wcielając w to swój młodzieńczy temperament. Na razie kwitowała to wyłącznie szerokim, do bólu szczerym uśmiechem - była nader świadoma myśli intensywnie snujących się po jego głowie, przy czym nie widziała potrzeby uwalniania własnych. Samo przyjęcie zaproszenia na wspólne spędzenie wieczoru w kasynie dało mu część odpowiedzi. W tym ułamku chwili pozwalała mu na to, na co miał ochotę, nie tracąc przy tym ani grama dobrej zabawy.
Na to będzie jeszcze czas.
W iście królewski sposób ignorowała spojrzenia mężczyzn. Tak jak Kai tego wieczora miał swoją królową, tak i ona miała przy boku swojego króla, dlatego choćby zerknięcie na kogoś innego nie wchodziło w grę. Nie miała przed tym żadnego oporu, skoro żaden z bankrutów - wszak nie sądziła, że ktoś oprócz nich cokolwiek wygra w kasynie - nie był godzien zostać muśniętym żarliwym spojrzeniem. Wolała oszczędzić im rozczarowania oraz nie karmić złudną nadzieją.
Swobodnie uniosła drink w bliźniaczo podobnym geście toastu. Istotnie miała szczęście nie decydując się na porzucenie marzeń o obrazie, inaczej nie odnalazłaby się tak swobodnie pośród przepychu, alkoholu błyszczącego w szkle czy przyjemnej ciszy oblegającej prywatne loże.
— Większość obrazów tego malarza zostało zniszczonych w latach czterdziestych, dlatego wszyscy ostrzą zęby na zdobycie jakiegokolwiek. Inni mecenasi padną z zazdrości, kiedy ujrzą go w moim mieszkaniu — na chwilę zapomniała o tym, gdzie się znajdowała, bowiem myślami przeniosła się do chwili triumfu nad tymi bezwartościowymi galdrami próbującymi oddać sztuce nędzę swego żywota. Głupcy. — Nie lubię przyznawać racji poza sobie samą, ale w twoim wypadku muszę zrobić wyjątek. Moja cierpliwość opłaciła się owocniej niż przypuszczałam, ponieważ zgarnęłam dwie wygrane za jednym razem.
Swoboda cechująca słowa wypływające wartko z jej ust nie oznaczała porzucenia stabilnej opoki cierpliwości. Potrafiła odnaleźć się z nią nawet, kiedy Kai trzymał postronki swej natury wyjątkowo luźno, uwalniając się od biznesowych konwenansów. Śmiałe posunięcia na szachownicy nie oznaczały bezmyślności.
— Nie spodziewałam się z twoich ust takiego wyznania. Przyznam, że przez zaproszenie mnie do kasyna posądzałam Cię o lepszą znajomość tego miejsca. — odparła, a ułamek chwili później słodycz alkoholu zwilżyła jej wargi. Drink smakował wybornie, wręcz w opozycji do atmosfery zakłamania w sąsiedniej sali, epatując swym prawdziwym kunsztem. Na razie zignorowała wyciągniętą paczkę papierosów - wbrew bezczelnemu gestowi z poranka nie paliła zbyt często. Zauważyła, że stopniowe sięganie w coraz głębsze pokłady umysłu Kaia wiązało się z odczuciem niemal zapomnianego głodu, który zgodnie z wilczym instynktem żądał krwi i pożądania. To stosunkowo niespodziewane, lecz ciekawe doznanie znacznie ociepliło spojrzenie błękitnych tęczówek. — Barman robi świetnie drinki, więc w prywatnej loży jestem w stanie przymknąć oko na hołotę tracącą majątki za ścianą. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego z tak wielką pasją oddają się zajęciu, które pozbawia ich pieniędzy. Popadają w długi, wtapiają się w szarą masę magicznego społeczeństwa...
Niech nie daje się zwieść, nie widziała uciechy w analizowaniu sytuacji tak nisko postawionych obywateli. Miała o wiele lepsze, ciekawsze zajęcia, jak choćby nieustanne próby znalezienia się bliżej prawdy tkwiącej w jego głowie.
Freja i Kai z tematu
Na to będzie jeszcze czas.
W iście królewski sposób ignorowała spojrzenia mężczyzn. Tak jak Kai tego wieczora miał swoją królową, tak i ona miała przy boku swojego króla, dlatego choćby zerknięcie na kogoś innego nie wchodziło w grę. Nie miała przed tym żadnego oporu, skoro żaden z bankrutów - wszak nie sądziła, że ktoś oprócz nich cokolwiek wygra w kasynie - nie był godzien zostać muśniętym żarliwym spojrzeniem. Wolała oszczędzić im rozczarowania oraz nie karmić złudną nadzieją.
Swobodnie uniosła drink w bliźniaczo podobnym geście toastu. Istotnie miała szczęście nie decydując się na porzucenie marzeń o obrazie, inaczej nie odnalazłaby się tak swobodnie pośród przepychu, alkoholu błyszczącego w szkle czy przyjemnej ciszy oblegającej prywatne loże.
— Większość obrazów tego malarza zostało zniszczonych w latach czterdziestych, dlatego wszyscy ostrzą zęby na zdobycie jakiegokolwiek. Inni mecenasi padną z zazdrości, kiedy ujrzą go w moim mieszkaniu — na chwilę zapomniała o tym, gdzie się znajdowała, bowiem myślami przeniosła się do chwili triumfu nad tymi bezwartościowymi galdrami próbującymi oddać sztuce nędzę swego żywota. Głupcy. — Nie lubię przyznawać racji poza sobie samą, ale w twoim wypadku muszę zrobić wyjątek. Moja cierpliwość opłaciła się owocniej niż przypuszczałam, ponieważ zgarnęłam dwie wygrane za jednym razem.
Swoboda cechująca słowa wypływające wartko z jej ust nie oznaczała porzucenia stabilnej opoki cierpliwości. Potrafiła odnaleźć się z nią nawet, kiedy Kai trzymał postronki swej natury wyjątkowo luźno, uwalniając się od biznesowych konwenansów. Śmiałe posunięcia na szachownicy nie oznaczały bezmyślności.
— Nie spodziewałam się z twoich ust takiego wyznania. Przyznam, że przez zaproszenie mnie do kasyna posądzałam Cię o lepszą znajomość tego miejsca. — odparła, a ułamek chwili później słodycz alkoholu zwilżyła jej wargi. Drink smakował wybornie, wręcz w opozycji do atmosfery zakłamania w sąsiedniej sali, epatując swym prawdziwym kunsztem. Na razie zignorowała wyciągniętą paczkę papierosów - wbrew bezczelnemu gestowi z poranka nie paliła zbyt często. Zauważyła, że stopniowe sięganie w coraz głębsze pokłady umysłu Kaia wiązało się z odczuciem niemal zapomnianego głodu, który zgodnie z wilczym instynktem żądał krwi i pożądania. To stosunkowo niespodziewane, lecz ciekawe doznanie znacznie ociepliło spojrzenie błękitnych tęczówek. — Barman robi świetnie drinki, więc w prywatnej loży jestem w stanie przymknąć oko na hołotę tracącą majątki za ścianą. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego z tak wielką pasją oddają się zajęciu, które pozbawia ich pieniędzy. Popadają w długi, wtapiają się w szarą masę magicznego społeczeństwa...
Niech nie daje się zwieść, nie widziała uciechy w analizowaniu sytuacji tak nisko postawionych obywateli. Miała o wiele lepsze, ciekawsze zajęcia, jak choćby nieustanne próby znalezienia się bliżej prawdy tkwiącej w jego głowie.
Freja i Kai z tematu