:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz
2 posters
Isabella de' Medici
10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:06
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
10.01.2001
Zbyt często odwiedzała szpital im. Alberta Lindgrena. Od dziecka przychodziła tutaj z rodzicami z powodu swojej przypadłości - giętkości Bohlera, która powodowała nieprzyjemne skutki uboczne, bo przecież giętkość sama w sobie nie była niczym złym, a dopiero kiedy powodowała liczne zwichnięcia, zesztywnienia lub samoistne, bolesne powiększenia rąk lub nóg stawała się problemem, z którym udawała się do specjalistów. Przez tyle lat zdołała wypracować sobie różne metody, więc nie każdy uraz kwalifikował się do wizyty w szpitalu, ale tym razem ból za bardzo jej doskwierał; prawa dłoń nienaturalnie się powiększyła, a na dodatek zwichnęła w nadgarstku, na tyle mocno, że postanowiła od razu zaczerpnąć z pomocy medyków.
Szpital znała już jak własną kieszeń, poruszała się swobodnie nawet na oddziale psychiatrycznym, gdzie od czasu do czasu lądowała jej matka. Teraz było ją stać na domowe wizyty psychiatrów i całodobowe pielęgniarki, ale kiedyś spędzała na terenie szpitala dużo czasu. W tej sytuacji też mogła wezwać wizytę domową, ale nie chciała nikogo specjalnie fatygować, skoro mogła podejść i rozwiązać problem w kilkanaście minut.
Na oddziale zwróciła się do rejestracji, gdzie zgodnie z procedurą miała czekać na wolnego medyka, więc cierpliwie usiadła w poczekalni, a że jeszcze w domu zdążyła zażyć środek przeciwbólowy, to teraz nie cierpiała specjalnie poza oczywistym dyskomfortem.
Wcale nie trwało to długo, pielęgniarka zaprowadziła ją do gabinetu, a tam profesjonalista zaczął działać i ani się obejrzała, a jej dłoń wróciła do pierwotnego rozmiaru, a zwichnięcie zostało uleczone na tyle, na ile to możliwe, ale zgodnie z zaleceniem, nie powinna przeciążać tej ręki przez kilka najbliższych dni i oczywiście zamierzała się zastosować. Kim była, by kwestionować rady medyka i wchodzić mu w kompetencje? Tak samo nie lubiła, gdy ktoś podważał jej pracę, więc starała się nie robić tego innym.
Dość szybko ją poskładali, ale zamiast od razu wrócić do domu, postanowiła przejść się kawałek w okolicy, powspominać stare, dobre czasy, za którymi często tęskniła, szczególnie ze świadomością, że już nigdy nie wrócą.
Po wyjściu z budynku szpitala skierowała się do ogrodów, w których w dzieciństwie bawiła się z ojcem w chowanego. Uśmiechnęła się do tych wspomnień, idąc dróżką do centralnej części, na której środku znajdowała się piękna fontanna Eir. Kiedyś wierzyła, że ma magiczne właściwości, więc próbowała moczyć w niej dłonie, wrzucać monety na szczęście, a raz nawet napiła się z niej wody - nie pomogło, a naiwne wierzenia zamieniła na zdrowy rozsądek, w końcu lekarze od początku mówili, że jej przypadłość jest nieuleczalna. Dawniej złościła się na fontannę, że nie chce spełnić jej gorącej prośby, że nie chce jej uzdrowić, ale teraz stała dokładnie przed nią i uśmiechała się na wspomnienie wszystkich chwil, których tu doświadczyła.
Bezimienny
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:07
W szpitalu bywasz z dwóch powodów – jednym z nich jest matka, a drugim – twoja choroba, o której mało komu mówisz. Niechętnie przyznajesz się do wersji, w której masz napadowość magiczną; o wiele częściej rozpowiadasz ludziom, że jesteś przecież kimś wyjątkowym, a bogowie obdarzyli cię nadzwyczajnymi umiejętnościami. Nie przejmujesz się, że bycie mężczyzną i wyrocznią zarazem najczęściej traktowane jest w społeczeństwie galdrów z przymrużeniem oka, żeby nie powiedzieć – z niemałą pogardą. Zdążyłeś jednak z czasem przyzwyczaić się do ludzi, nie biorąc nigdy na poważnie głośno wyrażanych przez nich opinii. Nie przejmujesz się cudzym zdaniem, bo doskonale znasz swoją wartość. Mówi się, że każdy ma swoją prawdę, a ty jesteś tego doskonałym przykładem – w końcu jesteś narratorem własnej powieści i to ty dyktujesz zasady, nawet jeśli świadomie naginasz je dla wygody. Ale czasem musisz zderzyć się z rzeczywistością, zupełnie jak teraz, gdy musisz udać się na rutynową kontrolę do jednego z zaufanych medyków. Choć twoja choroba jest nieuleczalna, to musisz przyjmować leki, jeśli nie chcesz skończyć jak twoja matka, a tego, Eliasie, boisz się najbardziej. Bo przecież jesteś jak Violet, mimo że nie znosisz, gdy ludzie to na okrągło powtarzają.
– Uważaj – warczysz znienacka, gdy w trakcie drogi do szpitala przez ogrody przypadkiem wpadasz na nieznajomą ci osobę. Mimo że była to ewidentnie wina twojego zamyślenia, to i tak nie zamierzasz przeprosić. Dopiero kiedy unosisz wzrok, by spojrzeć na ciemnowłosą kobietę z pretensjami wyraźnie wymalowanymi na bladym licu, zastygasz w bezruchu na kilka sekund. Isabella. Tę twarz, pomimo upływu kilku, nieznośnie długich lat, w rzeczywistości rozpoznałbyś przecież wszędzie – Arneberg, bo przecież nigdy nie zaakceptujesz włoskiego nazwiska de' Medici, czasem śniła ci się do tej pory, chociaż nigdy byś się do tego nikomu nie przyznał. Ale o niej nie zapomniałeś, nie mogłeś, bo odcisnęła piętno na twoim życiu. – Nie wiedziałem, że jesteś w Midgardzie. – Że wróciłaś? W zasadzie nie miałeś prawa tego nawet wiedzieć, w końcu od lat nie zamieniliście żadnego słowa. Ile to czasu minęło od waszego pożegnania? Zdążyłeś już dawno stracić rachubę, choć pewnie szybko udałoby ci się policzyć, gdybyś nie był w takim szoku. Próbujesz więc złapać oddech i rozpaczliwie ukryć swoje zdziwienie, co wcale nie było takie jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. Isabella. Przeklęta Isabella.
– Wizyta w szpitalu? – zagadujesz po chwili niezręcznego milczenia, jak zaklęty wpatrując się w jej ciemnobrązowe oczy, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że stoi przed tobą; w to zrządzenie losu, w którym na pewno bogowie maczali swoje palce, choć nie potrafisz zrozumieć, dlaczego to uczynili. – W Rzymie nie ma lepszych specjalistów? – Mówi się, że magiczna Skandynawia ma jedną z najlepszych opiek medycznych w całej Europie, by nie powiedzieć na świecie. A Arneberg, podobnie jak i ty, obdarzona była wyjątkowo wadliwymi genami, z czego doskonale zdawałeś sobie od zawsze sprawę. W końcu nie raz i nie dwa zdarzało ci się z nią tutaj przychodzić.
– Uważaj – warczysz znienacka, gdy w trakcie drogi do szpitala przez ogrody przypadkiem wpadasz na nieznajomą ci osobę. Mimo że była to ewidentnie wina twojego zamyślenia, to i tak nie zamierzasz przeprosić. Dopiero kiedy unosisz wzrok, by spojrzeć na ciemnowłosą kobietę z pretensjami wyraźnie wymalowanymi na bladym licu, zastygasz w bezruchu na kilka sekund. Isabella. Tę twarz, pomimo upływu kilku, nieznośnie długich lat, w rzeczywistości rozpoznałbyś przecież wszędzie – Arneberg, bo przecież nigdy nie zaakceptujesz włoskiego nazwiska de' Medici, czasem śniła ci się do tej pory, chociaż nigdy byś się do tego nikomu nie przyznał. Ale o niej nie zapomniałeś, nie mogłeś, bo odcisnęła piętno na twoim życiu. – Nie wiedziałem, że jesteś w Midgardzie. – Że wróciłaś? W zasadzie nie miałeś prawa tego nawet wiedzieć, w końcu od lat nie zamieniliście żadnego słowa. Ile to czasu minęło od waszego pożegnania? Zdążyłeś już dawno stracić rachubę, choć pewnie szybko udałoby ci się policzyć, gdybyś nie był w takim szoku. Próbujesz więc złapać oddech i rozpaczliwie ukryć swoje zdziwienie, co wcale nie było takie jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. Isabella. Przeklęta Isabella.
– Wizyta w szpitalu? – zagadujesz po chwili niezręcznego milczenia, jak zaklęty wpatrując się w jej ciemnobrązowe oczy, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że stoi przed tobą; w to zrządzenie losu, w którym na pewno bogowie maczali swoje palce, choć nie potrafisz zrozumieć, dlaczego to uczynili. – W Rzymie nie ma lepszych specjalistów? – Mówi się, że magiczna Skandynawia ma jedną z najlepszych opiek medycznych w całej Europie, by nie powiedzieć na świecie. A Arneberg, podobnie jak i ty, obdarzona była wyjątkowo wadliwymi genami, z czego doskonale zdawałeś sobie od zawsze sprawę. W końcu nie raz i nie dwa zdarzało ci się z nią tutaj przychodzić.
Isabella de' Medici
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:07
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Paleta barwnych wspomnień miga jej przed oczami, gdy niewidzącym wzrokiem wpatruje się w fontannę. Oczami wyobraźni widzi sytuacje z przeszłości, które jeszcze parę lat temu wywołałyby morze łez, ale teraz ich wspomnienie budzi jedynie ciepły uśmiech i wdzięczność, że dane jej było doświadczyć tak wielu pięknych chwil. Zabawa w chowanego z ojcem, dla którego zdrowie dziecka było zawsze najważniejsze, niezależnie od natłoku obowiązków oraz z matką, niegdyś czułą i zapracowaną kobietą, zdrową na umyśle. Żal ściskał jej serce, że już nigdy nie doświadczy rodzinnego ciepła, towarzyszącego jej w dzieciństwie. Żal, że nie zobaczy przytulonych sylwetek rodziców, wywołujących u niej niezręczne zakłopotanie. Żal wieczorów, gdy ojciec po całym dniu ciężkiej pracy wracał na kolację i pomimo zmęczenia grał dla swoich kobiet prywatny koncert, po których to Isabella przejmowała pałeczkę i grała mniej skomplikowane utwory, do których rodzice tańczyli.
Wiele straciła w swoim życiu i niełatwo było się podnieść po tylu ciosach, a jednak parła do przodu, skupiała się na obowiązkach i dobrych wspomnieniach, przysłaniających mrok depresyjnych myśli. Z letargu wyrwało ją szarpnięcie i uderzenie czyjegoś ciała zderzającego się z nią niedelikatnie. Zdezorientowane spojrzenie wędruje do twarzy mężczyzny, który pomimo przewinienia warczy w jej kierunku i zanim poznaje jego twarz, rejestruje najpierw głos, niemal od razu dopasowując go do postaci.
- Elias - szepcze, a zdezorientowanie sytuacją szybko przeobraża się w szok, po stanięciu twarzą w twarz z mężczyzną, o którym długie lata próbowała zapomnieć, a który na stałe wyrył się w jej pamięci oraz w sercu.
Nie unikała go celowo, chociaż wcale też nie próbowała nawiązywać kontaktu - prawdopodobnie powinna. Powinna zrobić wiele rzeczy i była świadoma, że źle go potraktowała, przez co miał pełne prawo jej nienawidzić, co było jednym z powodów, dla których nie skontaktowała się z nim po powrocie. Czy nie egoistycznym byłoby ponowne mieszanie mu w życiu? Szczególnie że nie miała pojęcia, czy życzy sobie ją widzieć.
Tętno przyspiesza, a usta rozwierają się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafi znaleźć odpowiednich słów; żadne nie jest wystarczająco dobre.
Nie miał prawa wiedzieć, że wróciła do Midgardu, a przynajmniej nie bezpośrednio od niej. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiali, ale w jakimś stopniu odczuła ulgę, że nie dowiedział się wcześniej z innego źródła. Wiedziała, że ich spotkanie jest nieuchronne i nastąpi prędzej czy później, a jednak odwlekała to, tchórzliwie bojąc się konfrontacji.
- Nic poważnego - odparła niemal od razu, nie odrywając od niego wzroku, jakby nie mogła się nasycić jego twarzą, jakby tęsknota przez lata uderzyła w nią ze zdwojoną siłą.
Nie mogła go winić za przytyk, nawet by się zdziwiła, gdyby nie miał jej za złe wyjazdu. Obiecywali sobie wiele i bardzo go kochała, ale ostatecznie wybrała obowiązki nałożone na nią przez babkę i opiekę nad matką. Pokręciła głową, wciąż oszołomiona jego obecnością.
- Wróciłam do Midgardu. Mieszkam tu z matką od... jakiegoś czasu - czy interesowały go szczegóły? Czy był ciekawy, co się działo w jej życiu przez ostatnie lata? Czy może wolał zapomnieć, a to spotkanie potraktować jak zły sen?
Nie wie, czy powinna rozwinąć temat, czy lepiej zostawić mu przestrzeń do zadania nurtujących go pytań. W morzu wątpliwości milczy, patrząc na niego jak dawniej, choć w jej oczach przebija doświadczenie i smutek, którego kiedyś nie znała.
- Czy z tobą wszystko w porządku? - chodzi jej nie tylko o wizytę w szpitalu i jego stan zdrowia, ale też o ogólny stan życia. Chciałaby wiedzieć wszystko, ale blokuje ją świadomość, że nie ma do tego prawa. Nie po tym, co zrobiła.
Wiele straciła w swoim życiu i niełatwo było się podnieść po tylu ciosach, a jednak parła do przodu, skupiała się na obowiązkach i dobrych wspomnieniach, przysłaniających mrok depresyjnych myśli. Z letargu wyrwało ją szarpnięcie i uderzenie czyjegoś ciała zderzającego się z nią niedelikatnie. Zdezorientowane spojrzenie wędruje do twarzy mężczyzny, który pomimo przewinienia warczy w jej kierunku i zanim poznaje jego twarz, rejestruje najpierw głos, niemal od razu dopasowując go do postaci.
- Elias - szepcze, a zdezorientowanie sytuacją szybko przeobraża się w szok, po stanięciu twarzą w twarz z mężczyzną, o którym długie lata próbowała zapomnieć, a który na stałe wyrył się w jej pamięci oraz w sercu.
Nie unikała go celowo, chociaż wcale też nie próbowała nawiązywać kontaktu - prawdopodobnie powinna. Powinna zrobić wiele rzeczy i była świadoma, że źle go potraktowała, przez co miał pełne prawo jej nienawidzić, co było jednym z powodów, dla których nie skontaktowała się z nim po powrocie. Czy nie egoistycznym byłoby ponowne mieszanie mu w życiu? Szczególnie że nie miała pojęcia, czy życzy sobie ją widzieć.
Tętno przyspiesza, a usta rozwierają się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafi znaleźć odpowiednich słów; żadne nie jest wystarczająco dobre.
Nie miał prawa wiedzieć, że wróciła do Midgardu, a przynajmniej nie bezpośrednio od niej. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiali, ale w jakimś stopniu odczuła ulgę, że nie dowiedział się wcześniej z innego źródła. Wiedziała, że ich spotkanie jest nieuchronne i nastąpi prędzej czy później, a jednak odwlekała to, tchórzliwie bojąc się konfrontacji.
- Nic poważnego - odparła niemal od razu, nie odrywając od niego wzroku, jakby nie mogła się nasycić jego twarzą, jakby tęsknota przez lata uderzyła w nią ze zdwojoną siłą.
Nie mogła go winić za przytyk, nawet by się zdziwiła, gdyby nie miał jej za złe wyjazdu. Obiecywali sobie wiele i bardzo go kochała, ale ostatecznie wybrała obowiązki nałożone na nią przez babkę i opiekę nad matką. Pokręciła głową, wciąż oszołomiona jego obecnością.
- Wróciłam do Midgardu. Mieszkam tu z matką od... jakiegoś czasu - czy interesowały go szczegóły? Czy był ciekawy, co się działo w jej życiu przez ostatnie lata? Czy może wolał zapomnieć, a to spotkanie potraktować jak zły sen?
Nie wie, czy powinna rozwinąć temat, czy lepiej zostawić mu przestrzeń do zadania nurtujących go pytań. W morzu wątpliwości milczy, patrząc na niego jak dawniej, choć w jej oczach przebija doświadczenie i smutek, którego kiedyś nie znała.
- Czy z tobą wszystko w porządku? - chodzi jej nie tylko o wizytę w szpitalu i jego stan zdrowia, ale też o ogólny stan życia. Chciałaby wiedzieć wszystko, ale blokuje ją świadomość, że nie ma do tego prawa. Nie po tym, co zrobiła.
Bezimienny
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:08
Ciężko ci uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło, w zbieg okoliczności, który miał właśnie miejsce. Nie sądziłeś, że kiedykolwiek ją jeszcze spotkasz, a już nie w najbliższym czasie – zdążyłeś pogodzić się z jej odejściem i wyprowadzką z Midgardu na rzecz Wiecznego Miasta. Pomimo wielu, często bezowocnych starań z obu stron, nigdy nie było wam po drodze – mijaliście się bez końca, błądząc po zdradzieckich, wyboistych ścieżkach, aż wreszcie twoja Bella postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć nowe życie. Bez ciebie. Wasza gra dobiegła końca, a ty długo nie mogłeś pogodzić się z jej niekorzystnym wynikiem. Choć wasz związek – głupia, młodzieńca miłość – teoretycznie był spisany na straty, bo twoja rodzina jeszcze kilka lat temu przecież nie pozwoliłaby, byś się z nią związał, dziś może podeszliby do tego w inny sposób. Jakob przestał się interesować twoimi poczynaniami, zbyt zajęty układaniem swoich spraw na nowo, a matki oficjalnie przecież nie było już na tym świecie – jedynie twój dziadek mógłby mieć coś do powiedzenia, ale nawet on patrzył na ciebie z przymrużeniem oka, wiedząc, że to nie tobie przypadła rola dziedzica. Teoretycznie miałeś już wolną rękę, lecz nie miało to najmniejszego znaczenia. Było za późno. Za późno na to, by cokolwiek zmienić. Jesteś z tym pogodzony.
– To dobrze. – Pozwalasz wyciągnąć sobie z kieszeni paczkę papierosów – brzydki nawyk, którego nie potrafisz się w żaden sposób pozbyć. Skoro nic poważnego, to nie zamierzasz wnikać w cel jej wizyty. W końcu zdrowie to coś, o czym niechętnie na co dzień rozmawiasz – i to z wielu powodów, dlatego nie chcesz być wścibski, pozwalając Isabelli na odrobinę prywatności. – Nie wiedziałem, że wróciłaś – silisz się celowo na obojętny ton głosu, wciąż spoglądając na Arneberg z lekkim niedowierzaniem w oczach. Niczego nie wiedziałeś, nie miałeś pojęcia, co się z nią działo, odkąd wyjechała do Rzymu. Postanowiłeś wymazać ją ze swojego życia i nie wracać do niej pamięcią w kryzysowych chwilach, choć wcale nie było to takie łatwe, gdy nawiedzała cię w twoich snach, przypominając o sobie w najmniej oczekiwanych momentach. Myślałeś, że to była już przeszłość; że masz to za sobą, a teraz Isabella stała przed tobą, oznajmiając ci, że przecież wróciła. Midgard był za ciasny dla was obojga, zbyt mały, by pomieścić ciebie i Isabellę w tym samym momencie. Nie podoba ci się ten fakt, który sprawia, że sam do końca nie wiesz, jak powinieneś był się zachować w tej sytuacji. – Dawno? – dopytujesz z papierosem w ustach, nawet nie częstując Isabelli. Nawet już nie pamiętasz, czy kiedykolwiek paliła.
– Rzym ci się znudził? – Oczywiście, że Isabella nie paliła, aż tak jeszcze nie szwankuje ci pamięć. Zawsze przeszkadzał jej dym papierosowy, przez co niejednokrotnie ganiła cię za twoje zachowanie, ale jest w nim teraz coś impertynenckiego, jakbyś tym małym gestem chciał jej zrobić na złość. – Tak, wszystko w normie. Jak to w Midgardzie, życie toczy się swoim tempem – odpowiadasz zwięźle, choć zgodnie z prawdą, bo w rzeczywistości nie masz najmniejszej ochoty na zwierzenia. To nie był odpowiedni moment, w którym chciałbyś streszczać ostatnie lata. Zbyt dużo się wydarzyło, by teraz silić się na normalną rozmowę.
– To dobrze. – Pozwalasz wyciągnąć sobie z kieszeni paczkę papierosów – brzydki nawyk, którego nie potrafisz się w żaden sposób pozbyć. Skoro nic poważnego, to nie zamierzasz wnikać w cel jej wizyty. W końcu zdrowie to coś, o czym niechętnie na co dzień rozmawiasz – i to z wielu powodów, dlatego nie chcesz być wścibski, pozwalając Isabelli na odrobinę prywatności. – Nie wiedziałem, że wróciłaś – silisz się celowo na obojętny ton głosu, wciąż spoglądając na Arneberg z lekkim niedowierzaniem w oczach. Niczego nie wiedziałeś, nie miałeś pojęcia, co się z nią działo, odkąd wyjechała do Rzymu. Postanowiłeś wymazać ją ze swojego życia i nie wracać do niej pamięcią w kryzysowych chwilach, choć wcale nie było to takie łatwe, gdy nawiedzała cię w twoich snach, przypominając o sobie w najmniej oczekiwanych momentach. Myślałeś, że to była już przeszłość; że masz to za sobą, a teraz Isabella stała przed tobą, oznajmiając ci, że przecież wróciła. Midgard był za ciasny dla was obojga, zbyt mały, by pomieścić ciebie i Isabellę w tym samym momencie. Nie podoba ci się ten fakt, który sprawia, że sam do końca nie wiesz, jak powinieneś był się zachować w tej sytuacji. – Dawno? – dopytujesz z papierosem w ustach, nawet nie częstując Isabelli. Nawet już nie pamiętasz, czy kiedykolwiek paliła.
– Rzym ci się znudził? – Oczywiście, że Isabella nie paliła, aż tak jeszcze nie szwankuje ci pamięć. Zawsze przeszkadzał jej dym papierosowy, przez co niejednokrotnie ganiła cię za twoje zachowanie, ale jest w nim teraz coś impertynenckiego, jakbyś tym małym gestem chciał jej zrobić na złość. – Tak, wszystko w normie. Jak to w Midgardzie, życie toczy się swoim tempem – odpowiadasz zwięźle, choć zgodnie z prawdą, bo w rzeczywistości nie masz najmniejszej ochoty na zwierzenia. To nie był odpowiedni moment, w którym chciałbyś streszczać ostatnie lata. Zbyt dużo się wydarzyło, by teraz silić się na normalną rozmowę.
Isabella de' Medici
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:09
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Nie mogła się na niego napatrzeć, choć starała się nie robić tego zbyt nachalnie, ale automatycznie szukała ewentualnych zmian, próbowała porównać Eliasa, którego teraz miała przed oczami, do tego, którego znała od dzieciństwa, aż do końca studiów. Niewiele się zmienił, drobne zmarszczki mimiczne tylko dodawały mu uroku, ale jego spojrzenie stało się chłodne, obce. Wiedziała, co jest tego przyczyną, ale i tak czuła się nieswojo z myślą, że choć zna go tak dobrze, to aktualnie nie zna go wcale. Nie utrzymywali kontaktu przez te wszystkie lata, a Isabella nie próbowała dowiadywać się, co u niego, bo to tylko utrudniłoby jej życie w nowym kraju, nowym mieście, z nowym mężczyzną. Nie mogła rozpamiętywać przeszłości, bo sprowadziłoby to na nią wyłącznie cierpienie i tęsknotę. A przecież nie mogła narzekać, miała tam wszystko, czego chciała - matkę pod dobrą opieką, piękny dom, pieniądze na zachcianki, których nigdy nie mogła spełnić, męża, który był dla niej dobry... czemu więc tęsknota tak często łapała ją w nieodpowiednich momentach? Z czasem nauczyła sobie z tym radzić i prowadziła przyzwoite życie, całkiem satysfakcjonujące.
- Jakiś rok temu - obawiała się, że zada to pytanie, ale nie chciała kłamać. Prawda prędzej czy później dotarłaby do jego uszu, a bezcelowym byłoby odwlekać nieuniknione. - Chciałam się z tobą skontaktować, ale nie byłam pewna, czy zechcesz mnie widzieć.
Przyznała tym samym, że bała się konfrontacji ze względu na niego, jego odczucia. Z jednej strony czuła się winna rozpadowi ich związku, z drugiej strony on również miał w tym swój udział i jak to zwykle bywa, wina leżała po obu stronach, przynajmniej z jej perspektywy, choć to ona podjęła ostateczną decyzję i wyjechała.
Taktycznie odsunęła się nieco od dymu papierosa, którego mężczyzna odpalił. Nigdy nie lubiła, gdy palił, ale teraz nie miała prawa zwrócić mu uwagi. Zapach nie był przyjemny, ale odkąd pracowała jako koroner, miała do czynienia z najróżniejszymi substancjami, ponadto dym papierosowy był niczym w porównaniu do stęchłego smrodu rozkładającego się ciała.
- Po śmierci męża umowa przestała obowiązywać, nic nie trzymało mnie w Rzymie, więc wróciłam do domu - owszem, uważała Midgard za swój dom, w końcu tutaj się urodziła i żyła przez pierwsze dwadzieścia lat. Rzym miał swoje uroki, wiele się tam nauczyła, ale tęsknota za domem zawsze gdzieś w głębi serca jej towarzyszyła, więc kiedy odzyskała wolność, powróciła do korzeni.
- To dobrze - odparła w podobnym tonie, co on jeszcze przed chwilą. Czuła się niezręcznie, bo z jednej strony nie miała prawa dopytywać, co u niego, ale w takim wypadku powinna po prostu odejść w swoją stronę… a jednak nie chciała tego zrobić, bo jeśli los zetknął ich drogi, to może właśnie powinni porozmawiać i wyjaśnić sobie wszelkie wątpliwości? - Myślisz, że moglibyśmy wyjść na kawę, porozmawiać?
Fontanna przed szpitalem była urokliwa, ale jednak nie nadawała się na poważne rozmowy, o ile Elias w ogóle zechce poświęcić jej trochę swojego czasu. Nie wspomniał, dlaczego jest w szpitalu, a sama nie zamierzała dopytywać, przynajmniej nie od razu. Jego słowa, ton wypowiedzi i mowa ciała wskazywały, że ma do niej żal albo po prostu nie chce z nią rozmawiać, co będzie w stanie uszanować, jeśli otwarcie jej to zakomunikuje. Do niczego go nie zmusi, ale też nie pozwoli mu obwiniać ją o wszystko, co się wydarzyło, kiedy oboje mieli na to wpływ.
- Jakiś rok temu - obawiała się, że zada to pytanie, ale nie chciała kłamać. Prawda prędzej czy później dotarłaby do jego uszu, a bezcelowym byłoby odwlekać nieuniknione. - Chciałam się z tobą skontaktować, ale nie byłam pewna, czy zechcesz mnie widzieć.
Przyznała tym samym, że bała się konfrontacji ze względu na niego, jego odczucia. Z jednej strony czuła się winna rozpadowi ich związku, z drugiej strony on również miał w tym swój udział i jak to zwykle bywa, wina leżała po obu stronach, przynajmniej z jej perspektywy, choć to ona podjęła ostateczną decyzję i wyjechała.
Taktycznie odsunęła się nieco od dymu papierosa, którego mężczyzna odpalił. Nigdy nie lubiła, gdy palił, ale teraz nie miała prawa zwrócić mu uwagi. Zapach nie był przyjemny, ale odkąd pracowała jako koroner, miała do czynienia z najróżniejszymi substancjami, ponadto dym papierosowy był niczym w porównaniu do stęchłego smrodu rozkładającego się ciała.
- Po śmierci męża umowa przestała obowiązywać, nic nie trzymało mnie w Rzymie, więc wróciłam do domu - owszem, uważała Midgard za swój dom, w końcu tutaj się urodziła i żyła przez pierwsze dwadzieścia lat. Rzym miał swoje uroki, wiele się tam nauczyła, ale tęsknota za domem zawsze gdzieś w głębi serca jej towarzyszyła, więc kiedy odzyskała wolność, powróciła do korzeni.
- To dobrze - odparła w podobnym tonie, co on jeszcze przed chwilą. Czuła się niezręcznie, bo z jednej strony nie miała prawa dopytywać, co u niego, ale w takim wypadku powinna po prostu odejść w swoją stronę… a jednak nie chciała tego zrobić, bo jeśli los zetknął ich drogi, to może właśnie powinni porozmawiać i wyjaśnić sobie wszelkie wątpliwości? - Myślisz, że moglibyśmy wyjść na kawę, porozmawiać?
Fontanna przed szpitalem była urokliwa, ale jednak nie nadawała się na poważne rozmowy, o ile Elias w ogóle zechce poświęcić jej trochę swojego czasu. Nie wspomniał, dlaczego jest w szpitalu, a sama nie zamierzała dopytywać, przynajmniej nie od razu. Jego słowa, ton wypowiedzi i mowa ciała wskazywały, że ma do niej żal albo po prostu nie chce z nią rozmawiać, co będzie w stanie uszanować, jeśli otwarcie jej to zakomunikuje. Do niczego go nie zmusi, ale też nie pozwoli mu obwiniać ją o wszystko, co się wydarzyło, kiedy oboje mieli na to wpływ.
Bezimienny
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:09
Nie pozostajesz jej dłużny – przeciągasz każde swoje spojrzenie nachalnie skierowane w jej kierunku, jakbyś chciał wyłapać jakiekolwiek zmiany w twarzy Arneberg. Choć od waszego spotkania minęła już nieokreślona, trudna do oszacowania ilość czasu, to Isabella w rzeczywistości wciąż była taka, jak ją zapamiętałeś. Niewiele się zmieniła przez te wszystkie lata, podobnie jak ty, nie licząc kilku zmarszczek mimicznych na twojej szlacheckiej twarzy, które są naturalnym procesem starzenia się. Masz już przecież dwadzieścia siedem lat, nie jesteś nastolatkiem, daleko ci więc do tego Eliasa Rosenkrantza, którym jeszcze byłeś kilka lat temu a którego mogła znać Isabella. Nie wiesz, czy łączy was coś jeszcze oprócz wspólnej historii o nieszczęśliwym zakończeniu, ale na ten moment nie zauważasz żadnych punktów wspólnych. Zbyt wiele się zmieniło, by udawać z przyklejonym uśmiechem na ustach, że czas stanął w miejscu. Brak ci wyrozumiałości i przebaczenia, by spojrzeć na nią w tym momencie łaskawszym okiem. Nie za to, co zrobiła. W końcu każdy z was musi liczyć się z podjętymi decyzjami i mierzyć się z ich konsekwencjami. Nie przewidziałeś jednak takiego scenariusza.
– Rok. No proszę. – Rok koegzystowania w tym samym mieście, w tych samych zakamarkach ciasnych ulic, bez większej świadomości o niespodziewanym powrocie Isabelli do Midgardu. Nie masz pojęcia, jakim cudem do tego doszło; dlaczego bogowie postanowili cię wystawić na próbę i co w rzeczywistości kryło się za wyprowadzką z Rzymu, lecz teraz nie chcesz dopytywać o żadne detale. To nie twój interes, nawet jeśli ciekawość trawi cię od środka i zapewne prędko nie da ci upragnionego spokoju. – To wręcz zadziwiające, że wcześniej się nie spotkaliśmy. Zawsze miałem Midgard za małe miasto. – Być może to i lepiej, że do tej pory nie doszło do żadnej konfrontacji, w końcu jesteś już w zupełnie innym miejscu w życiu, niż miało to miejsce zaledwie rok temu. Zaraz jednak Arneberg postanawia wyjawić prawdę i przyczynę swojego powrotu, której tak naprawdę w ogóle się się nie spodziewałeś. Lorenzo nie żyje. Pierdolony Lorenzo nie żyje. Nawet nie jest ci z tego powodu przykro, zaśmiałbyś się z pogardą, gdybyś tylko mógł to zrobić, lecz zamiast tego zachowujesz kamienną twarz. – Moje kondolencje. Co się stało? – dopytujesz ostrożnie, nie przejmując się już tym, co wypada a co nie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastanawiasz się na głos, spoglądając uważnym wzrokiem na Bellę. – Czy mamy jeszcze o czym rozmawiać? – O przeszłości – to na pewno, ale nie jesteś przekonany do tej propozycji, która przed chwilą padła z ust Arneberg. Gdybyś tylko wiedział wcześniej o jej powrocie do Midgardu, zdążyłbyś się na pewno do tej rozmowy przygotowywać, wyobrażając sobie rozmaite scenariusze i formułki. A teraz, wybity z codziennego rytmu, nie potrafisz podjąć decyzji, choć skłaniasz się ku stanowczemu nie. Przynajmniej na razie.
– Rok. No proszę. – Rok koegzystowania w tym samym mieście, w tych samych zakamarkach ciasnych ulic, bez większej świadomości o niespodziewanym powrocie Isabelli do Midgardu. Nie masz pojęcia, jakim cudem do tego doszło; dlaczego bogowie postanowili cię wystawić na próbę i co w rzeczywistości kryło się za wyprowadzką z Rzymu, lecz teraz nie chcesz dopytywać o żadne detale. To nie twój interes, nawet jeśli ciekawość trawi cię od środka i zapewne prędko nie da ci upragnionego spokoju. – To wręcz zadziwiające, że wcześniej się nie spotkaliśmy. Zawsze miałem Midgard za małe miasto. – Być może to i lepiej, że do tej pory nie doszło do żadnej konfrontacji, w końcu jesteś już w zupełnie innym miejscu w życiu, niż miało to miejsce zaledwie rok temu. Zaraz jednak Arneberg postanawia wyjawić prawdę i przyczynę swojego powrotu, której tak naprawdę w ogóle się się nie spodziewałeś. Lorenzo nie żyje. Pierdolony Lorenzo nie żyje. Nawet nie jest ci z tego powodu przykro, zaśmiałbyś się z pogardą, gdybyś tylko mógł to zrobić, lecz zamiast tego zachowujesz kamienną twarz. – Moje kondolencje. Co się stało? – dopytujesz ostrożnie, nie przejmując się już tym, co wypada a co nie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastanawiasz się na głos, spoglądając uważnym wzrokiem na Bellę. – Czy mamy jeszcze o czym rozmawiać? – O przeszłości – to na pewno, ale nie jesteś przekonany do tej propozycji, która przed chwilą padła z ust Arneberg. Gdybyś tylko wiedział wcześniej o jej powrocie do Midgardu, zdążyłbyś się na pewno do tej rozmowy przygotowywać, wyobrażając sobie rozmaite scenariusze i formułki. A teraz, wybity z codziennego rytmu, nie potrafisz podjąć decyzji, choć skłaniasz się ku stanowczemu nie. Przynajmniej na razie.
Isabella de' Medici
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:09
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Inaczej wyobrażała sobie ich pierwsze spotkanie po latach. Ale właściwie czego mogłaby oczekiwać? Może odrobinę więcej emocji? Nawet złość, podniesiony głos i nienawistne spojrzenie byłyby lepsze od tego chłodu i maski obojętności, którą jej prezentował. Nie mogła się dziwić i nie miała mu tego za złe, ale zawsze gdzieś w głębi ducha miała nadzieję, że przyjdzie czas, w którym będą w stanie usiąść w jednym pomieszczeniu i wyjaśnić sobie wszystko, co się wydarzyło, może nawet pokłócić się przy tym, ale ostatecznie wyciągnąć ręce na zgodę. Może nawet mogliby utrzymywać sporadyczny kontakt?
Teraz gdy patrzyła mu w oczy, wiedziała, że wszystkie wizje i nadzieje nie spełnią się i być może nigdy jej nie wybaczy, a poza tym przypadkowym spotkaniem ich drogi znów rozejdą się w przeciwległych kierunkach.
- A jednak nietrudno się mijać - nie wspomniała o tym, że celowo unikała okolicy jego rodzinnego domu i kwiaciarni Rosenkrantzów, bo sama wmawiała sobie, że to wyłącznie przez to, że nie miała czego tam szukać. Zawsze tak było, w końcu która zamożna rodzina chciałaby, żeby ich syn wiązał się z biedną dziewczyną? Ich związek nie miał prawa bytu, a ona tylko skróciła męki, wyjeżdżając z Midgardu. - Szczególnie jeśli ktoś większość czasu poświęca pracy.
Nie prowadziła życia zakonnicy, ale poświęcała się głównie obowiązkom, niewiele czasu zostawiając sobie na relaks, więc możliwe, że była to kolejna przyczyna, dlaczego w ciągu roku nie udało im się spotkać. Czyżby żałował, że wcześniej jej nie zobaczył? Że nie wiedział o jej powrocie? Trudno było wyczytać z jego twarzy i zachowania, bo nie znała go jak dawniej, nie potrafiła już domyślić się, co siedzi mu w głowie.
- Nie musisz silić się na uprzejmość, wiem, że wcale nie jest ci przykro. Nie chcę teraz o tym rozmawiać - odparła z przekonaniem graniczącym z pewnością, że poczuł satysfakcję z takiego obrotu spraw, więc tym bardziej nie zamierzała tłumaczyć okoliczności śmierci Lorenzo. Przynajmniej nie tutaj, nie w takich okolicznościach, szczególnie że powód zbliżony był do śmierci jej ojca, gdy była nastolatką.
- To zależy, czy chcesz usłyszeć, co mam ci do powiedzenia. Jeśli nie potrzebujesz wyjaśnień… zrozumiem - do niczego go nie zmuszała i widziała wahanie na jego twarzy, a nie chciała, żeby pomyślał, że próbuje teraz rozgrzebywać bezcelowo stare rany; chciała je rozgrzebać, ale z innego powodu. - Nigdy nie mieliśmy okazji zamknąć tego rozdziału i wiem, że ponoszę za to winę, dlatego chciałabym na spokojnie porozmawiać.
Nie opuściła spojrzenia, patrzyła w jego oczy z uporem, zupełnie jak kiedyś, gdy próbowała przekonać go do swojej, jedynej słusznej, racji. Nie miała wyjścia, jak uszanować każdą jego decyzję, ale będzie szczerze zawiedziona, gdyby ją spławił. Naprawdę nie czuł potrzeby rozmowy po tylu latach, nie był ciekawy, jak jej życie się potoczyło? Aż tak bardzo nią gardził? Bała się tego, że całkiem ją znienawidził po tym wszystkim i chyba jej obawy były prawdziwe, choć patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że założył maskę obojętności, pod którą skrywa zaskoczenie, żal i jakiś ułamek zainteresowania, ciekawości.
Teraz gdy patrzyła mu w oczy, wiedziała, że wszystkie wizje i nadzieje nie spełnią się i być może nigdy jej nie wybaczy, a poza tym przypadkowym spotkaniem ich drogi znów rozejdą się w przeciwległych kierunkach.
- A jednak nietrudno się mijać - nie wspomniała o tym, że celowo unikała okolicy jego rodzinnego domu i kwiaciarni Rosenkrantzów, bo sama wmawiała sobie, że to wyłącznie przez to, że nie miała czego tam szukać. Zawsze tak było, w końcu która zamożna rodzina chciałaby, żeby ich syn wiązał się z biedną dziewczyną? Ich związek nie miał prawa bytu, a ona tylko skróciła męki, wyjeżdżając z Midgardu. - Szczególnie jeśli ktoś większość czasu poświęca pracy.
Nie prowadziła życia zakonnicy, ale poświęcała się głównie obowiązkom, niewiele czasu zostawiając sobie na relaks, więc możliwe, że była to kolejna przyczyna, dlaczego w ciągu roku nie udało im się spotkać. Czyżby żałował, że wcześniej jej nie zobaczył? Że nie wiedział o jej powrocie? Trudno było wyczytać z jego twarzy i zachowania, bo nie znała go jak dawniej, nie potrafiła już domyślić się, co siedzi mu w głowie.
- Nie musisz silić się na uprzejmość, wiem, że wcale nie jest ci przykro. Nie chcę teraz o tym rozmawiać - odparła z przekonaniem graniczącym z pewnością, że poczuł satysfakcję z takiego obrotu spraw, więc tym bardziej nie zamierzała tłumaczyć okoliczności śmierci Lorenzo. Przynajmniej nie tutaj, nie w takich okolicznościach, szczególnie że powód zbliżony był do śmierci jej ojca, gdy była nastolatką.
- To zależy, czy chcesz usłyszeć, co mam ci do powiedzenia. Jeśli nie potrzebujesz wyjaśnień… zrozumiem - do niczego go nie zmuszała i widziała wahanie na jego twarzy, a nie chciała, żeby pomyślał, że próbuje teraz rozgrzebywać bezcelowo stare rany; chciała je rozgrzebać, ale z innego powodu. - Nigdy nie mieliśmy okazji zamknąć tego rozdziału i wiem, że ponoszę za to winę, dlatego chciałabym na spokojnie porozmawiać.
Nie opuściła spojrzenia, patrzyła w jego oczy z uporem, zupełnie jak kiedyś, gdy próbowała przekonać go do swojej, jedynej słusznej, racji. Nie miała wyjścia, jak uszanować każdą jego decyzję, ale będzie szczerze zawiedziona, gdyby ją spławił. Naprawdę nie czuł potrzeby rozmowy po tylu latach, nie był ciekawy, jak jej życie się potoczyło? Aż tak bardzo nią gardził? Bała się tego, że całkiem ją znienawidził po tym wszystkim i chyba jej obawy były prawdziwe, choć patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że założył maskę obojętności, pod którą skrywa zaskoczenie, żal i jakiś ułamek zainteresowania, ciekawości.
Bezimienny
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:10
Ty też inaczej wyobrażałeś sobie to spotkanie po latach. Nie w takim miejscu, nie w takich okolicznościach. Gdybyś miał szansę, przygotowałbyś się do rozmowy znacznie lepiej, nie pozwalając pod żadnym pozorem na to, by emocje tobą szargały – łatwiej wówczas byłoby ci zachować kamienną twarz i wyjść z tego starcia zwycięsko. Starasz się więc cedzić słowa i zaciskać zęby, nie pytać o zbyt wiele spraw, by nie wyjść na kogoś, kto mógłby być zainteresowany jej życiem i tym, co działo się u niej w ostatnich latach. Bo w końcu nie wiesz o niczym, a wraz z niespodziewanym wyjazdem Isabelli do Rzymu mimowolnie przestałeś o nią pytać, by nie wyjść na idiotę, unikając przy tym wspólnych znajomych ze szkolnego kręgu, którzy mogliby z premedytacją zadawać niewygodne dla ciebie pytania. Kiedyś traktowali was jako jedność, coś nierozerwalnego, a dziś, oprócz wspólnej historii i niewypowiedzianego żalu, nie łączyło was prawie nic. Choć Isabella wygląda tak samo jak zaledwie kilka lat temu, to czujesz dziwny dystans, chłód, nawet jeśli twoje serce bije jak oszalałe w jej obecności. Zachowuj spokój, Eliasie, powtarzasz sam do siebie, zaciągając się papierosem i zerkając kątem oka na fontannę.
– Nietrudno. – Kiwasz twierdząco głową, opieszale przenosząc swój wzrok z Eir na Bellę. Mimo że Midgard nie był metropolią porównywalną do największych stolic europejskich, to Arneberg była dowodem na to, że wystarczyło unikać pewnych zakamarków miasta, by unikać niewygodnych duchów przeszłości. Sam teraz, posiadając tę wiedzę o jej niespodziewanym powrocie, będziesz najprawdopodobniej czynił podobnie, wyznaczając wyraźnie granice po całej topografii miasta i starając się nigdzie na nią nie wpaść. Midgard jest zbyt ciasny dla waszej dwójki, a ty nie możesz dłużej koegzystować w podobnych warunkach, nawet jeśli wiesz o nich zaledwie od kilku minut. To wystarczyło, byś zechciał natychmiastowo odgrodzić się od niej grubym murem. – Wcale nie powiedziałem, że jest mi przykro. To nic innego, jak zwykłe kondolencje; sucha, utarta formułka grzecznościowa bez większego znaczenia. Mam w dupie Lorenzo, ale tego pewnie jesteś świadoma. – Jest w tym uśmiechu, który czai się na twych ustach, coś triumfalnego; mimo że w sumie nie masz pojęcia, co mu się przytrafiło, to masz nadzieję, że zdechł jak pies, bo w twoim mniemaniu Lorenzo zasłużył na najgorszy scenariusz.
– Ciekawe, dlaczego nigdy nie mieliśmy okazji zamknąć tego rozdziału – zastanawiasz się z wyraźnie słyszalnym podirytowaniem w głosie, po raz kolejny zaciągając się mocno papierosem, który zaraz wylądował pod twoim butem. – Jesteś tu od roku i doskonale wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć. Jeśli chciałaś wszystko wyjaśnić, mogłaś do mnie przyjść, wysłać list, cokolwiek. – Gdyby nie ten cholerny przypadek, który z góry zaplanowały Norny, zapewne dalej nie miałbyś pojęcia o jej powrocie do Midgardu czy śmierci Lorenzo i wiódłbyś swoje życie jak dawniej.
– Nietrudno. – Kiwasz twierdząco głową, opieszale przenosząc swój wzrok z Eir na Bellę. Mimo że Midgard nie był metropolią porównywalną do największych stolic europejskich, to Arneberg była dowodem na to, że wystarczyło unikać pewnych zakamarków miasta, by unikać niewygodnych duchów przeszłości. Sam teraz, posiadając tę wiedzę o jej niespodziewanym powrocie, będziesz najprawdopodobniej czynił podobnie, wyznaczając wyraźnie granice po całej topografii miasta i starając się nigdzie na nią nie wpaść. Midgard jest zbyt ciasny dla waszej dwójki, a ty nie możesz dłużej koegzystować w podobnych warunkach, nawet jeśli wiesz o nich zaledwie od kilku minut. To wystarczyło, byś zechciał natychmiastowo odgrodzić się od niej grubym murem. – Wcale nie powiedziałem, że jest mi przykro. To nic innego, jak zwykłe kondolencje; sucha, utarta formułka grzecznościowa bez większego znaczenia. Mam w dupie Lorenzo, ale tego pewnie jesteś świadoma. – Jest w tym uśmiechu, który czai się na twych ustach, coś triumfalnego; mimo że w sumie nie masz pojęcia, co mu się przytrafiło, to masz nadzieję, że zdechł jak pies, bo w twoim mniemaniu Lorenzo zasłużył na najgorszy scenariusz.
– Ciekawe, dlaczego nigdy nie mieliśmy okazji zamknąć tego rozdziału – zastanawiasz się z wyraźnie słyszalnym podirytowaniem w głosie, po raz kolejny zaciągając się mocno papierosem, który zaraz wylądował pod twoim butem. – Jesteś tu od roku i doskonale wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć. Jeśli chciałaś wszystko wyjaśnić, mogłaś do mnie przyjść, wysłać list, cokolwiek. – Gdyby nie ten cholerny przypadek, który z góry zaplanowały Norny, zapewne dalej nie miałbyś pojęcia o jej powrocie do Midgardu czy śmierci Lorenzo i wiódłbyś swoje życie jak dawniej.
Isabella de' Medici
Re: 10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: E. Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:10
Isabella de' MediciWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Midgard, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : zamożny
Zawód : koroner w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : szczur
Atuty : odporny (II), awanturnik (I)
Statystyki : alchemia: 15 / magia użytkowa: 23 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 20
Może lepiej było nie wracać do Midgardu? Tyle miast na świecie, a ona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca i wolała wrócić do miasta, w którym wszystko kojarzyło jej się z nim, w którym mogła spotkać go na niemal każdym rogu ulicy, ryzykując tym samym konfrontację. A jednak byłoby to niesamowicie niedojrzałe zachowanie, by uciekać przed nim do innych miast, by tylko z tego powodu nie wrócić do Midgardu. Nie, chciała powrotu do normalności, do życia sprzed Włoch, przynajmniej w jakimś stopniu. Może nie wykazała się dojrzałością, unikając z nim spotkania, nie nawiązując żadnego kontaktu i przez tyle lat nie wyjaśniając wszystkich niuansów, ale im dłużej odwlekała, tym trudniej było powrócić do tematu. Szczególnie że nie wiedziała nic o nim, jak znosi rozstanie i co się z nim dzieje. Myślała wtedy, że całkowite urwanie kontaktu będzie łatwiejsze dla obu stron.
- Kondolencje to zwykle wyrazy współczucia, ale skoro to dla ciebie tylko sucha formułka, to w porządku - nie potrzebowała ani tych słów ani jego współczucia, którego i tak by nie zaznała, biorąc pod uwagę okoliczności. Nie podobał jej się triumfalny uśmiech, a przynajmniej jakaś jego część, choć domyślała się przecież, że nie pałał do Lorenzo sympatią, ale nie pozwoli mówić o nim źle. Najlepiej więc wcale nie poruszać jego tematu, bo mógłby sprowokować niepotrzebną kłótnię.
- Tak, przeze mnie. Wiedziałam wtedy, że nie zniosę pożegnania z tobą i łatwiej mi było po prostu wyjechać - westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z własnego egoizmu, który popchnął ją do takich kroków. Nie było słów, którymi mogłaby to naprawić, ale chciała chociaż wyjaśnić, by miał pełny obraz sytuacji, nawet po tylu latach.
- Elias, przepraszam - zrobiła niepewny krok w jego stronę, a w jej oczach była szczera skrucha, nie za to co zrobiła, ale za to, czego nie zrobiła; że nie spotkała się z nim od razu po powrocie. - Mogłam od razu przyjść i porozmawiać, ale... to nie wydawało mi się właściwe. Byłam w żałobie, potrzebowałam czasu. Co byś o mnie pomyślał, gdybym od razu do ciebie przybiegła? Czy nie to, że próbuję znaleźć pocieszenie? Czy nie egoistycznym byłoby wtargnąć znów do twojego życia, skoro nie wiedziałam, czy chcesz mnie widzieć, czy zamknąłeś sam ten rozdział, czy o mnie zapomniałeś? Próbowałam nawet dowiedzieć się, co u ciebie od dawnych znajomych, ale nikt nie miał z tobą kontaktu.
Czy wolał tak to zostawić? Bez wyjaśnień? Może tak było mu łatwiej, może sam zdołał zamknąć rozdział i zapomnieć o niej, może rozgrzebywanie starych ran będzie dla niego gorszym scenariuszem, niż pozostawienie tego tak, jak jest. Nie chciała sprawiać mu problemów, choć dla niej prawdziwym zakończeniem rozdziału byłaby szczera rozmowa, na którą nie potrafiła się wtedy zdobyć. Teraz będzie potrafiła odejść w milczeniu, jeśli tego sobie życzył, unikać spotkań i udawać, że się nie znają - już raz to zrobiła, a choć wyrzuty sumienia prześladowały ją do tej pory, to zrobi to ponownie dla jego spokoju ducha.
- Kondolencje to zwykle wyrazy współczucia, ale skoro to dla ciebie tylko sucha formułka, to w porządku - nie potrzebowała ani tych słów ani jego współczucia, którego i tak by nie zaznała, biorąc pod uwagę okoliczności. Nie podobał jej się triumfalny uśmiech, a przynajmniej jakaś jego część, choć domyślała się przecież, że nie pałał do Lorenzo sympatią, ale nie pozwoli mówić o nim źle. Najlepiej więc wcale nie poruszać jego tematu, bo mógłby sprowokować niepotrzebną kłótnię.
- Tak, przeze mnie. Wiedziałam wtedy, że nie zniosę pożegnania z tobą i łatwiej mi było po prostu wyjechać - westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę z własnego egoizmu, który popchnął ją do takich kroków. Nie było słów, którymi mogłaby to naprawić, ale chciała chociaż wyjaśnić, by miał pełny obraz sytuacji, nawet po tylu latach.
- Elias, przepraszam - zrobiła niepewny krok w jego stronę, a w jej oczach była szczera skrucha, nie za to co zrobiła, ale za to, czego nie zrobiła; że nie spotkała się z nim od razu po powrocie. - Mogłam od razu przyjść i porozmawiać, ale... to nie wydawało mi się właściwe. Byłam w żałobie, potrzebowałam czasu. Co byś o mnie pomyślał, gdybym od razu do ciebie przybiegła? Czy nie to, że próbuję znaleźć pocieszenie? Czy nie egoistycznym byłoby wtargnąć znów do twojego życia, skoro nie wiedziałam, czy chcesz mnie widzieć, czy zamknąłeś sam ten rozdział, czy o mnie zapomniałeś? Próbowałam nawet dowiedzieć się, co u ciebie od dawnych znajomych, ale nikt nie miał z tobą kontaktu.
Czy wolał tak to zostawić? Bez wyjaśnień? Może tak było mu łatwiej, może sam zdołał zamknąć rozdział i zapomnieć o niej, może rozgrzebywanie starych ran będzie dla niego gorszym scenariuszem, niż pozostawienie tego tak, jak jest. Nie chciała sprawiać mu problemów, choć dla niej prawdziwym zakończeniem rozdziału byłaby szczera rozmowa, na którą nie potrafiła się wtedy zdobyć. Teraz będzie potrafiła odejść w milczeniu, jeśli tego sobie życzył, unikać spotkań i udawać, że się nie znają - już raz to zrobiła, a choć wyrzuty sumienia prześladowały ją do tej pory, to zrobi to ponownie dla jego spokoju ducha.
Bezimienny
10.01.2001 – Fontanna Eir – I. de' Medici & Bezimienny: Elias Rosenkrantz Pon 20 Lis - 23:10
Mieszkasz już w Midgardzie od wielu lat i nie potrafisz siebie wyobrazić w innym miejscu. Źle znosisz zbyt częste przeprowadzki i nie wiesz, czy potrafiłbyś się odnaleźć na dłużej w obcym kraju, jak to było w przypadku Isabelli. Dobrze ci w Midgardzie, choć czasem tęsknisz za Kopenhagą, w której przyszło ci dorastać. Różany Donżon był przecież twoim domem, ukochanym zakątkiem, do którego uwielbiałeś wracać w każdej wolnej chwili. Dziś czynisz to coraz rzadziej, dobrze wiedząc, jaka atmosfera panuje w twojej rodzinie. Jesteś skazany sam na siebie, bo w rzeczywistości niewielkie masz grono przyjaciół – choć uwielbiasz brylować w towarzystwie, w rzeczywistości mało kogo do siebie dopuszczasz bliżej. Nie warto, powtarzasz jak mantrę za każdym razem w myślach. Nie czujesz jednak potrzeby, by na co dzień spoufalać się ze zbyt wieloma ludźmi. Zapobiegawczo wolisz nie tracić cennego czasu i oszczędzić sobie zawodu, niż po raz kolejny się sparzyć i rozpamiętywać późnymi nocami. Bo jesteś okropnie pamiętliwy, nawet jeśli się do tego wcale przed nikim nie przyznajesz. Ty nie zapominasz, Eliasie, tego, co wydarzyło się w przeszłości, choć czasami próbujesz oszukać sam siebie.
– Każdy z nas podjął swoje decyzje. – I nic nie zmieni tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie potrafisz cofnąć czasu, choć nie jesteś pewien, czy gdybyś miał taką możliwość, to czy byś się na to zdecydował. Tylko dlaczego bogowie akurat teraz postanowili po raz kolejny spleść wasze ścieżki, gdy wszystko, nawet jeśli było niedopowiedziane, zostało kilka lat temu zakończone? Czy to nie był przypadkiem podstęp, czy oni nie próbowali cię czasem wystawić na próbę? – Wierz mi, Isabella, nie potrzebuję w tym momencie twoich wyjaśnień ani przeprosin. To już jest bez większego znaczenia. – A przynajmniej sam chcesz sobie wmówić, że nie ma to na ciebie żadnego wpływu, dlatego nie chcesz słuchać tego, co ma do powiedzenia, a wypowiedziane przez nią słowa mimowolnie ulatują ci z głowy. – Prawda jest taka, że wyjechałaś i wróciłaś po latach, a mnie nic do tego. Zdążyłem zapomnieć o tym, co było, co nas łączyło – kłamiesz z premedytacją, lecz pod żadnym pozorem nie możesz w tej chwili przyznać się do swoich słabości i tego, jak źle zniosłeś rozstanie z Isabellą. Jesteś przecież zbyt dumny, by pozwolić sobie na wybuch jakichkolwiek emocji, mimo że czujesz, jak kotłują się w tobie.
– Midgard jest małym miastem, ale mam nadzieję, że wystarczy dla nas dwojga – kwitujesz chłodno na odchodne, po raz ostatni patrząc na skruszoną Bellę. Rozglądasz się na moment po zaśnieżonej okolicy, w międzyczasie zawieszając wzrok na Eir, jakby w płonnej nadziei, że mogłaby całkowicie uleczyć twoje złamane, lekko nadpęknięte serce, lecz na próżno. Po zakończeniu rozmowy wymijasz więc zdecydowanym ruchem Arneberg – zostawiasz ją samą przy fontannie, kierując się prosto w stronę wejścia do szpitala. W końcu jesteś już spóźniony na wizytę.
Elias i Isabella z tematu
– Każdy z nas podjął swoje decyzje. – I nic nie zmieni tego, co wydarzyło się w przeszłości. Nie potrafisz cofnąć czasu, choć nie jesteś pewien, czy gdybyś miał taką możliwość, to czy byś się na to zdecydował. Tylko dlaczego bogowie akurat teraz postanowili po raz kolejny spleść wasze ścieżki, gdy wszystko, nawet jeśli było niedopowiedziane, zostało kilka lat temu zakończone? Czy to nie był przypadkiem podstęp, czy oni nie próbowali cię czasem wystawić na próbę? – Wierz mi, Isabella, nie potrzebuję w tym momencie twoich wyjaśnień ani przeprosin. To już jest bez większego znaczenia. – A przynajmniej sam chcesz sobie wmówić, że nie ma to na ciebie żadnego wpływu, dlatego nie chcesz słuchać tego, co ma do powiedzenia, a wypowiedziane przez nią słowa mimowolnie ulatują ci z głowy. – Prawda jest taka, że wyjechałaś i wróciłaś po latach, a mnie nic do tego. Zdążyłem zapomnieć o tym, co było, co nas łączyło – kłamiesz z premedytacją, lecz pod żadnym pozorem nie możesz w tej chwili przyznać się do swoich słabości i tego, jak źle zniosłeś rozstanie z Isabellą. Jesteś przecież zbyt dumny, by pozwolić sobie na wybuch jakichkolwiek emocji, mimo że czujesz, jak kotłują się w tobie.
– Midgard jest małym miastem, ale mam nadzieję, że wystarczy dla nas dwojga – kwitujesz chłodno na odchodne, po raz ostatni patrząc na skruszoną Bellę. Rozglądasz się na moment po zaśnieżonej okolicy, w międzyczasie zawieszając wzrok na Eir, jakby w płonnej nadziei, że mogłaby całkowicie uleczyć twoje złamane, lekko nadpęknięte serce, lecz na próżno. Po zakończeniu rozmowy wymijasz więc zdecydowanym ruchem Arneberg – zostawiasz ją samą przy fontannie, kierując się prosto w stronę wejścia do szpitala. W końcu jesteś już spóźniony na wizytę.
Elias i Isabella z tematu