:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard
2 posters
Chaaya Damgaard
17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Sob 9 Kwi - 19:12
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
17.12.2000
Nieprzypadkowo wybrała palmiarnię na miejsce przedświątecznego spotkania z kuzynką. Już od dawna chciała ją tam zabrać, jednocześnie w otoczeniu przypominającym Arabię nabrać oddechu od obowiązków związanych z pracą. Miała na uwadze również wykonywany przez nią zawód - takie otoczenie, choć znajome, również mogło pomóc jej odetchnąć. Tego dnia pozwoliła sobie wyjątkowo wcześniej zamknąć salon i po zabraniu starannie opakowanego podarku wyruszyła w drogę, nie chcąc się spóźnić choćby o minutę. Ceniła sobie nie tylko punktualność, ale i czas spędzony w towarzystwie Yasmin - od dawna nie miały okazji się spotkać, więc nie zamierzała przyjść później niż obiecała. Musiała się też przyznać, że ze względu na dzielone cechy wyglądu czuła się w jej towarzystwie pewniej. Przebywanie w Midgardzie nastręczało tęsknoty za Indiami, miejscem, w których mieszkali przodkowie ich rodzin. Galdrów o podobnej historii można było policzyć na palcach obydwu rąk, choć czasami zastanawiała się, czy oprócz niej, Zacha i kuzynki mogła zaliczać do tego grona. Większość z nich starała się nie wychylać, choć wynikało to bardziej z osobistych uprzedzeń niż z reakcji innych mieszkańców. Nigdy nie spotkała się z przytykami dotyczący swojego pochodzenia, poza tym, silenie się na takie złośliwości uważała za najgorszy przejaw braku kultury osobistej.
Na widok oszklonego dachu zazgrzytała zębami. Przepełniony magią tropików teren nie mógł od tak popaść w ruinę. Co prawda było mu daleko od chylenia się ku upadkowi, ale i tak nie potrafiłaby powiedzieć, że ktokolwiek sili się na pomoc. Zaraz po kupieniu biletu wkroczyła do parnego świata egzotycznych roślin, które dotąd znała z przechadzania się po ogrodach znajdujących się na przedmieściach Mumbaju. Do dopełnienia obrazu ulic tego ogromnego miasta brakowało tylko charakterystycznego gwaru rozmów i pokrzykiwań. Na szczęście większość zwiedzających kontemplowała cudy natury w milczeniu, co najwyżej przekazując sobie uwagi szeptem. Na razie nie skupiała się na walorach estetycznych, ponieważ nie umówiła się z Yasmin przy konkretnym okazie, a w kawiarence znajdującej się wewnątrz palmiarni. Nikt nie mógł odmówić jej kubka gorącej czekolady po zetknięciu się z zimą panującą w Midgardzie, nawet tutaj, gdzie temperatura wskazywałaby raczej na cieplejsze rejony globu. Po zajęciu miejsca przy jednym ze stolików znajdujących się w głębi lokalu odkryła, że przyszła wcześniej niż początkowo się zadeklarowała. Poniekąd ją to cieszyło, ponieważ kuzynka nie musiała na nią czekać i mogły od razu przejść nie tylko do omawiania ostatnich tygodni, ale i plotkowania.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Nie 10 Kwi - 14:23
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin przepadała za tym miejscem, chociaż nie była jego częstym gościem. Przychodziła tam rzadko nie dlatego, że nie chciała, a dlatego, iż nie miała czasu. Poza tym wolała spędzić tam czas z kimś jeszcze, a przeważnie była wszędzie sama. Taki już jej los.
Panna Forfang uwielbiała świat natury, interesowała ją roślinność, nie tylko kwiaty, które tak ukochała i przy których pracowała. Wybór miejsca spotkania był dla niej szczególny. Oj, żeby tylko kuzynka widziała jak oczy jej lśniły, gdy dostała wiadomość o spotkaniu. Ucieszyła się podwójnie – zarówno z widoku Chaayi i z miejsca, w którym się umówiły.
Upewniwszy się, że w ogóle zdoła przyjść, potwierdziła swoją obecność i odliczała do tej chwili. Kiedy Yasmin się cieszyła, wszyscy wokół odczuwali jej emocje. Chociaż zawsze rozdawała uśmiechy i dobre słowa, to w tych chwilach wszystko było po prostu bardziej intensywne. Panna Forfang słynęła z pogodnego usposobienia i lubiła się tym dzielić z innymi.
Nawet zimno, które jej doskwierało, nie mogło zepsuć jej nastroju. Przywykła do temperatury, mieszkając w Midgardzie od prawie zawsze, ale nie pogardziłaby ciepłem. To właśnie miała dać jej palmiarnia. Dzielnie więc brnęła dalej, pokonując ostatnie odległości dzielące ją od lokacji.
Spojrzała na zegarek, nawet udało jej się nie spóźnić. Yas dbała o to, by być punktualną. Nauczyła ją tego praca, do której przychodziła na czas, a z której wychodziła praktycznie jako ostatnia.
Będąc w środku, zostawiła odzienie wierzchnie w szatni. Zarzuciła torbę na ramię i udała się do kasy, by kupić bilet wstępu. Załatwiwszy to wszystko, udała się do kawiarni, gdzie miały się spotkać z kuzynką.
Yasmin miała szczęście, że posiadała rodzinę, która się nią interesowała. Dziewczyna nie znała bliskich krewnych, jedynie dalszą familię, ale to jej wystarczało. Miała kuzynostwo, które ją akceptowało, a ona odpłacała im się wsparciem i dobrocią. Bardzo ich lubiła, mogła liczyć na na nich, a oni na nią. Nie wstydzili się jej, to było bardzo ważne.
- Udało mi się nie spóźnić, uff! - powiedziała radośnie, podchodząc do młodej kobiety.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo – dodała. Powiesiła na krześle swoją torbę, a potem odrzuciła na plecy swój długi warkocz.
- Tak się cieszę, że cię widzę, moja droga – objęła serdecznie kuzynkę. Yasmin nie miała żadnych problemów z okazywaniem uczuć. To pewnie natura hinduska, gdzie rodzina stanowiła ważny element życia. Yasmin mogłaby jednak narzekać na krewnych z Londynu, którzy jej istnienie praktycznie całkiem zignorowali. Widać przesiąknęli już angielszczyzną i niegościnnymi manierami… Bywa i tak.
Ciemne oczy panny Forfang błyszczały z podekscytowania spotkaniem. I to było piękne, że potrafiła się cieszyć z takich chwil jak z najwspanialszego skarbu.
Panna Forfang uwielbiała świat natury, interesowała ją roślinność, nie tylko kwiaty, które tak ukochała i przy których pracowała. Wybór miejsca spotkania był dla niej szczególny. Oj, żeby tylko kuzynka widziała jak oczy jej lśniły, gdy dostała wiadomość o spotkaniu. Ucieszyła się podwójnie – zarówno z widoku Chaayi i z miejsca, w którym się umówiły.
Upewniwszy się, że w ogóle zdoła przyjść, potwierdziła swoją obecność i odliczała do tej chwili. Kiedy Yasmin się cieszyła, wszyscy wokół odczuwali jej emocje. Chociaż zawsze rozdawała uśmiechy i dobre słowa, to w tych chwilach wszystko było po prostu bardziej intensywne. Panna Forfang słynęła z pogodnego usposobienia i lubiła się tym dzielić z innymi.
Nawet zimno, które jej doskwierało, nie mogło zepsuć jej nastroju. Przywykła do temperatury, mieszkając w Midgardzie od prawie zawsze, ale nie pogardziłaby ciepłem. To właśnie miała dać jej palmiarnia. Dzielnie więc brnęła dalej, pokonując ostatnie odległości dzielące ją od lokacji.
Spojrzała na zegarek, nawet udało jej się nie spóźnić. Yas dbała o to, by być punktualną. Nauczyła ją tego praca, do której przychodziła na czas, a z której wychodziła praktycznie jako ostatnia.
Będąc w środku, zostawiła odzienie wierzchnie w szatni. Zarzuciła torbę na ramię i udała się do kasy, by kupić bilet wstępu. Załatwiwszy to wszystko, udała się do kawiarni, gdzie miały się spotkać z kuzynką.
Yasmin miała szczęście, że posiadała rodzinę, która się nią interesowała. Dziewczyna nie znała bliskich krewnych, jedynie dalszą familię, ale to jej wystarczało. Miała kuzynostwo, które ją akceptowało, a ona odpłacała im się wsparciem i dobrocią. Bardzo ich lubiła, mogła liczyć na na nich, a oni na nią. Nie wstydzili się jej, to było bardzo ważne.
- Udało mi się nie spóźnić, uff! - powiedziała radośnie, podchodząc do młodej kobiety.
- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo – dodała. Powiesiła na krześle swoją torbę, a potem odrzuciła na plecy swój długi warkocz.
- Tak się cieszę, że cię widzę, moja droga – objęła serdecznie kuzynkę. Yasmin nie miała żadnych problemów z okazywaniem uczuć. To pewnie natura hinduska, gdzie rodzina stanowiła ważny element życia. Yasmin mogłaby jednak narzekać na krewnych z Londynu, którzy jej istnienie praktycznie całkiem zignorowali. Widać przesiąknęli już angielszczyzną i niegościnnymi manierami… Bywa i tak.
Ciemne oczy panny Forfang błyszczały z podekscytowania spotkaniem. I to było piękne, że potrafiła się cieszyć z takich chwil jak z najwspanialszego skarbu.
Chaaya Damgaard
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Pią 15 Kwi - 18:42
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Towarzystwo Yasminy niosło obietnicę dobrego samopoczucia. Nie potrafiła dociec, skąd odnajduje tyle energii na niezłomne utrzymywanie radosnego usposobienia i obdarowywania klientów kwiaciarni szerokim, niewymuszonym uśmiechem. Kierowanie się podobną etyką pracy w takim miejscu jak salon jubilerski było czasami niemal niemożliwe - o ile starała się być miła, nie zamierzała tolerować gburowatego zachowania. Na szczęście otoczenie tropikalnego klimatu nie nastrajało na zmierzanie się z ciężarem obowiązków powiązanych z echem godzin spędzonych w pracowni. Ilekroć odwiedzała palmiarnię, za każdym razem odnajdywała tu cząstkę indyjskiego dziedzictwa szemrzącego w żyłach. Poczucie przynależności do kultury jej przodków było w Midgardzie szczególnie trudne, dlatego doceniała możliwość pielęgnowania rodzinnych relacji tak często, jak tylko była w stanie. Być może w ten sposób próbowała nadrobić czas spędzony na częstych podróżach, które w zdecydowany sposób utrudniały spotykanie się z kuzynką. Na szczęście od ponad roku widziały się zdecydowanie częściej i czerpała z tego niewysłowioną przyjemność, o czym świadczył szeroki, szczery uśmiech rozkwitający na licu na widok nadchodzącej Yasminy.
— Nie, skąd! Niedawno przyszłam. Nawet kelner nie zdążył mnie jeszcze obsłużyć — odparła, z zachwytem przyglądając się smoliście czarnym włosom splecionym w warkocz. Nie potrafiła przejść obok nich obojętnie. Odkąd pamiętała czuła zazdrość na samą myśl o gęstych, jedwabiście miękkich kosmykach, jednak nie było to uczucie nakrapiane gorzkim posmakiem jadu, a prędzej czuły zachwyt. Z chęcią przytuliła ją do siebie w potrzebie oddania sterty emocji czających się za zielenią tęczówek. Przez chwilę poczuła się jak w domu, daleko od Midgardu, w krainie feeri sycących zapachów i blasku biżuterii wysadzanej drogimi kamieniami, okadzonej magią pierwotnych baśni o bogini Durdze.
— Ja również. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałyśmy okazję do dłuższej rozmowy — rzekła, mając nadzieję, że czas spędzony w palmiarni przysłuży się im obu. Wspomniany chwilę wcześniej kelner podszedł do zajmowanego przez nie stolika i wręczył karty, obiecując wrócić szybko po zamówienie. — Jak ruch w kwiaciarni? Masz dużo pracy?
Biorąc pod uwagę upodobania galdrów istniała dużo możliwość, że obie nie mogą opędzić się od nadmiernej uwagi.
— Nie, skąd! Niedawno przyszłam. Nawet kelner nie zdążył mnie jeszcze obsłużyć — odparła, z zachwytem przyglądając się smoliście czarnym włosom splecionym w warkocz. Nie potrafiła przejść obok nich obojętnie. Odkąd pamiętała czuła zazdrość na samą myśl o gęstych, jedwabiście miękkich kosmykach, jednak nie było to uczucie nakrapiane gorzkim posmakiem jadu, a prędzej czuły zachwyt. Z chęcią przytuliła ją do siebie w potrzebie oddania sterty emocji czających się za zielenią tęczówek. Przez chwilę poczuła się jak w domu, daleko od Midgardu, w krainie feeri sycących zapachów i blasku biżuterii wysadzanej drogimi kamieniami, okadzonej magią pierwotnych baśni o bogini Durdze.
— Ja również. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałyśmy okazję do dłuższej rozmowy — rzekła, mając nadzieję, że czas spędzony w palmiarni przysłuży się im obu. Wspomniany chwilę wcześniej kelner podszedł do zajmowanego przez nie stolika i wręczył karty, obiecując wrócić szybko po zamówienie. — Jak ruch w kwiaciarni? Masz dużo pracy?
Biorąc pod uwagę upodobania galdrów istniała dużo możliwość, że obie nie mogą opędzić się od nadmiernej uwagi.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Wto 10 Maj - 11:33
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin odetchnęła z ulgą.
- To dobrze, nie czułabym się dobrze, gdybyś musiała na mnie czekać. Tylko nagłe wypadki sprawiają, że nie jestem o czasie. Praca nauczyła mnie punktualności – musiała sobie jakoś radzić. Yasmin nie polegała na szczęściu, wybierała zawsze ostrożność i dokładność.
Po ciepłym powitaniu usiadła na wolnym krześle.
- Stęskniłam się – powiedziała szczerze. Panna Forfang była bardzo prawdomówną osobą. Poza tym była szczerze oddana swojej rodzinie, która może nie była z prostej linii, ale ważne, że chciała mieć z nią kontakt. To było coś, o co bardzo dbała. Kiedy jest się samotnym, życie nie było łatwe. Nawet święta były smutniejsze, gdy nie miało się dla kogo przygotować cokolwiek. Yasmin zawsze pamiętała o kuzynostwie, obdarowując ich prezentami. Może nie były wymyślne, ale podarowane ze szczerego serca.
Kiedy kelner przyniósł im menu, Yasmin uśmiechnęła się do niego. Taka już była, potrafiła się cieszyć ze wszystkiego i dla każdego miała też dobre słowo, nawet dla nieznajomej osoby.
- Bardzo się cieszę, że cię widzę. Mam tylko ciebie i Zacha. Jesteście dla mnie jak najcenniejsze skarby świata – nie przesadzała. Traktowała ich nawet jak rodzeństwo, którego nie miała. To, że chcieli mieć z nią kontakt, było cudowne. Stanowili dla niej namiastkę domu i rodziny, czegoś, czego nie posiadała. Yas radziła sobie jakoś sama, ale była jak ludzie wywodzący się z kultury jej matki – rodzinni i głośni. Przepadała za towarzystwem. Nie lubiła zostawać sama, bo to ją bolało. Ta cisza, której nikt nie mącił. Uczucie samotności, które otulało ją swoimi mackami. Nie, naprawdę nie chciała być sama. Stąd wziął się też jej pracoholizm. Bycie potrzebną było dla niej najważniejsze. Nawet jeśli potrzebowały ją najczęściej rośliny, którymi się opiekowały.
Teraz oczy jej błyszczały z radości. Najwspanialszym prezentem dla niej była uwaga drugiego człowieka i zwykłe spotkanie. Tak niewiele, a traktowała to jak skarb.
Zapytana o pracę, pokiwała głową.
- Teoretycznie o tej porze roku jest mniejszy ruch, ale w praktyce nie jest wcale tak źle. Ludzie ciągle chcą mieć trochę piękna w domu, lub obdarować bukietem kogoś bliskiego czy szczególnego. Może i nie posługuję się magią, ale te ręce potrafią już wiele i cuda dokonują się na moich oczach – powiedziała z namysłem. - Bardzo lubię tę pracę i doceniam fakt, że mnie w niej trzymają. Chyba nie jestem taka beznadziejna – uśmiechnęła się.
- Odnalazłam się w tym miejscu i chociaż muszę wkładać we wszystko więcej zaangażowania, nie skarżę się. Czuję się tam potrzebna, wiesz? Właściciele także chyba widzą, że zależy mi na tym miejscu. Staram się przychodzić pierwsza i wychodzić ostatnia. To jest dobre, lepsze niż siedzenie w pustym mieszkaniu, gdzie nie ma do kogo się odezwać – tak wyglądała jej rzeczywistość. Było po prostu smutno, gdy sama przesiadywała w czterech ścianach. Do kwiatów mogła chociaż przemawiać, bo rośliny to lubiły.
- Chociaż wiem, że stać mnie na lepszą posadę, przyzwyczaiłam się już do zapachu ziemi, woni kwiatów, czy nawet poranionej skóry, bo nie znoszę przygotowywać bukietów w rękawicach ochronnych – faktycznie, jej dłonie były poznaczone licznymi zdrapaniami i tym, że często moczyła je w wodzie. Nie przeszkadzało jej to jednak.
- Chciałabym się uczyć, ale prawda jest taka, że mnie na to nie stać. Muszę pracować, by jakoś zarobić na życie. Kwiaciarnia to dobre miejsce, przynajmniej robię coś, co lubię – dlatego też cieszyła się z miejsca spotkania. Palmiarnia to był zawsze dobry wybór.
- A ty jak się masz? - zapytała szczerze zainteresowana. Odłożyła menu, z którego wybrała już, co chciała i wpatrywała się swymi ciemnymi oczami w kuzynkę.
- To dobrze, nie czułabym się dobrze, gdybyś musiała na mnie czekać. Tylko nagłe wypadki sprawiają, że nie jestem o czasie. Praca nauczyła mnie punktualności – musiała sobie jakoś radzić. Yasmin nie polegała na szczęściu, wybierała zawsze ostrożność i dokładność.
Po ciepłym powitaniu usiadła na wolnym krześle.
- Stęskniłam się – powiedziała szczerze. Panna Forfang była bardzo prawdomówną osobą. Poza tym była szczerze oddana swojej rodzinie, która może nie była z prostej linii, ale ważne, że chciała mieć z nią kontakt. To było coś, o co bardzo dbała. Kiedy jest się samotnym, życie nie było łatwe. Nawet święta były smutniejsze, gdy nie miało się dla kogo przygotować cokolwiek. Yasmin zawsze pamiętała o kuzynostwie, obdarowując ich prezentami. Może nie były wymyślne, ale podarowane ze szczerego serca.
Kiedy kelner przyniósł im menu, Yasmin uśmiechnęła się do niego. Taka już była, potrafiła się cieszyć ze wszystkiego i dla każdego miała też dobre słowo, nawet dla nieznajomej osoby.
- Bardzo się cieszę, że cię widzę. Mam tylko ciebie i Zacha. Jesteście dla mnie jak najcenniejsze skarby świata – nie przesadzała. Traktowała ich nawet jak rodzeństwo, którego nie miała. To, że chcieli mieć z nią kontakt, było cudowne. Stanowili dla niej namiastkę domu i rodziny, czegoś, czego nie posiadała. Yas radziła sobie jakoś sama, ale była jak ludzie wywodzący się z kultury jej matki – rodzinni i głośni. Przepadała za towarzystwem. Nie lubiła zostawać sama, bo to ją bolało. Ta cisza, której nikt nie mącił. Uczucie samotności, które otulało ją swoimi mackami. Nie, naprawdę nie chciała być sama. Stąd wziął się też jej pracoholizm. Bycie potrzebną było dla niej najważniejsze. Nawet jeśli potrzebowały ją najczęściej rośliny, którymi się opiekowały.
Teraz oczy jej błyszczały z radości. Najwspanialszym prezentem dla niej była uwaga drugiego człowieka i zwykłe spotkanie. Tak niewiele, a traktowała to jak skarb.
Zapytana o pracę, pokiwała głową.
- Teoretycznie o tej porze roku jest mniejszy ruch, ale w praktyce nie jest wcale tak źle. Ludzie ciągle chcą mieć trochę piękna w domu, lub obdarować bukietem kogoś bliskiego czy szczególnego. Może i nie posługuję się magią, ale te ręce potrafią już wiele i cuda dokonują się na moich oczach – powiedziała z namysłem. - Bardzo lubię tę pracę i doceniam fakt, że mnie w niej trzymają. Chyba nie jestem taka beznadziejna – uśmiechnęła się.
- Odnalazłam się w tym miejscu i chociaż muszę wkładać we wszystko więcej zaangażowania, nie skarżę się. Czuję się tam potrzebna, wiesz? Właściciele także chyba widzą, że zależy mi na tym miejscu. Staram się przychodzić pierwsza i wychodzić ostatnia. To jest dobre, lepsze niż siedzenie w pustym mieszkaniu, gdzie nie ma do kogo się odezwać – tak wyglądała jej rzeczywistość. Było po prostu smutno, gdy sama przesiadywała w czterech ścianach. Do kwiatów mogła chociaż przemawiać, bo rośliny to lubiły.
- Chociaż wiem, że stać mnie na lepszą posadę, przyzwyczaiłam się już do zapachu ziemi, woni kwiatów, czy nawet poranionej skóry, bo nie znoszę przygotowywać bukietów w rękawicach ochronnych – faktycznie, jej dłonie były poznaczone licznymi zdrapaniami i tym, że często moczyła je w wodzie. Nie przeszkadzało jej to jednak.
- Chciałabym się uczyć, ale prawda jest taka, że mnie na to nie stać. Muszę pracować, by jakoś zarobić na życie. Kwiaciarnia to dobre miejsce, przynajmniej robię coś, co lubię – dlatego też cieszyła się z miejsca spotkania. Palmiarnia to był zawsze dobry wybór.
- A ty jak się masz? - zapytała szczerze zainteresowana. Odłożyła menu, z którego wybrała już, co chciała i wpatrywała się swymi ciemnymi oczami w kuzynkę.
Chaaya Damgaard
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Wto 17 Maj - 18:51
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Słowa Yasminy sprowokowały do pojawienia się myśli pokrytych burą powłoką tęsknoty. Zazwyczaj starała się ograniczać do uczuć żywionych wobec rodzeństwa i obecnej tu kuzynki, ponieważ zbyt mocna tkliwość rozłożona na wielu członków rodziny doprowadziłaby do czegoś, co przeżywała lata temu - narzucona granica znacząco wpływała na jakość życia, pozwalając cieszyć się tym, co miała na wyciągnięcie ręki. Święta nadchodzące wielkimi krokami były jednoznacznym dowodem na istnienie łączących je więzi.
— W takim razie tym bardziej się cieszę, że mogłyśmy się spotkać. Też za tobą tęskniłam. Musisz jednak pamiętać, żeby przestać aż tak bardzo słodzić mnie i mojemu bratu, bo inaczej obrośniemy w piórka — porozumiewawcze mrugnięcie było wszystkim, na co mogła zdobyć po usłyszeniu tak miłego odniesienia od ich obecności w życiu Yasminy. Starała się jak mogła, by nie odczuła skutków samotności zbyt mocno i w razie problemów z spotkaniem rekompensowała to listami. Biorąc na siebie, niemal nieświadomie, odpowiedzialności za kolejnego członka rodziny poczuwała się do obowiązku uchylenia jej problemów. Nie zawsze miała wpływ na wszystko, co się działo, lecz nie zmywało to poczucia obowiązku. Hinduskie korzenie prowokowały do szukania towarzystwa w cieple domowego ogniska. Przez zamyślenie prawie nie zauważyła kelnera, który przyniósł im obu karty dań. Na razie odłożyła ją na bok, chcąc całą swoją uwagę poświęcić kuzynce.
Zapytanie o pracę padło poniekąd nie bez powodu. Kalyani nie odniosłoby takiego sukcesu, gdyby nie rośliny o egzotycznym, wypełnionym słodyczą zapachu. Wielu klientów padało pod wpływem ich zniewalającego uroku i bez krzty zastanowienia sięgali po to, co znajdowało w salonie, lub nie wyrażali sprzeciwu wobec zaproponowanych przez nią cen za autorską biżuterię. Cieszyła się, że w kwiaciarni odnalazła dla siebie zajęcie i czuje się doceniona nie tylko przez klientów, ale i właścicieli.
— Nawet przy trudach ważne jest to, że masz przyjemność z takiej pracy. To ważna, prawda? Być może zmiana miejsca zatrudnienia wcale nie wyszłaby Ci na dobre. Z drugiej strony zawsze możesz szukać posady, która byłaby w jakiś sposób związana z roślinami — rzekła, patrząc sytuację choćby w kontekście miejsca, w którym właśnie się znajdowały. Być może palmiarnia za jakiś czas szukałaby kogoś, kto miałby wiedzę do opiekowania się nad tropikalną roślinnością. — W zasadzie... ostatnio oprócz zajmowania się Kalyani rozmyślałam nad tym, jak mogłabym pomóc Ci rozwinąć swoją pasję. Pomyślałam, że dobrym wyjściem byłoby, gdybyś miała możliwość otwarcia własnej kwiaciarni. Na początku coś skromnego, jakieś małe miejsce na przedmieściach Midgardu. Może z czasem udałoby Ci się uzbierać na tyle, by wynająć pomieszczenie bliżej centrum.
Nie bez powodu wspomniała o tym teraz, gdy między słowami wypłynęła kwestia samotnego spędzania czasu. Patrząc na Yas z troską chwyciła jej dłoń i delikatnie splotła ich palce ze sobą.
— Jesteś moją kuzynkę i chciałabym zadbać o swoją rodzinę tak, jak powinnam.
— W takim razie tym bardziej się cieszę, że mogłyśmy się spotkać. Też za tobą tęskniłam. Musisz jednak pamiętać, żeby przestać aż tak bardzo słodzić mnie i mojemu bratu, bo inaczej obrośniemy w piórka — porozumiewawcze mrugnięcie było wszystkim, na co mogła zdobyć po usłyszeniu tak miłego odniesienia od ich obecności w życiu Yasminy. Starała się jak mogła, by nie odczuła skutków samotności zbyt mocno i w razie problemów z spotkaniem rekompensowała to listami. Biorąc na siebie, niemal nieświadomie, odpowiedzialności za kolejnego członka rodziny poczuwała się do obowiązku uchylenia jej problemów. Nie zawsze miała wpływ na wszystko, co się działo, lecz nie zmywało to poczucia obowiązku. Hinduskie korzenie prowokowały do szukania towarzystwa w cieple domowego ogniska. Przez zamyślenie prawie nie zauważyła kelnera, który przyniósł im obu karty dań. Na razie odłożyła ją na bok, chcąc całą swoją uwagę poświęcić kuzynce.
Zapytanie o pracę padło poniekąd nie bez powodu. Kalyani nie odniosłoby takiego sukcesu, gdyby nie rośliny o egzotycznym, wypełnionym słodyczą zapachu. Wielu klientów padało pod wpływem ich zniewalającego uroku i bez krzty zastanowienia sięgali po to, co znajdowało w salonie, lub nie wyrażali sprzeciwu wobec zaproponowanych przez nią cen za autorską biżuterię. Cieszyła się, że w kwiaciarni odnalazła dla siebie zajęcie i czuje się doceniona nie tylko przez klientów, ale i właścicieli.
— Nawet przy trudach ważne jest to, że masz przyjemność z takiej pracy. To ważna, prawda? Być może zmiana miejsca zatrudnienia wcale nie wyszłaby Ci na dobre. Z drugiej strony zawsze możesz szukać posady, która byłaby w jakiś sposób związana z roślinami — rzekła, patrząc sytuację choćby w kontekście miejsca, w którym właśnie się znajdowały. Być może palmiarnia za jakiś czas szukałaby kogoś, kto miałby wiedzę do opiekowania się nad tropikalną roślinnością. — W zasadzie... ostatnio oprócz zajmowania się Kalyani rozmyślałam nad tym, jak mogłabym pomóc Ci rozwinąć swoją pasję. Pomyślałam, że dobrym wyjściem byłoby, gdybyś miała możliwość otwarcia własnej kwiaciarni. Na początku coś skromnego, jakieś małe miejsce na przedmieściach Midgardu. Może z czasem udałoby Ci się uzbierać na tyle, by wynająć pomieszczenie bliżej centrum.
Nie bez powodu wspomniała o tym teraz, gdy między słowami wypłynęła kwestia samotnego spędzania czasu. Patrząc na Yas z troską chwyciła jej dłoń i delikatnie splotła ich palce ze sobą.
— Jesteś moją kuzynkę i chciałabym zadbać o swoją rodzinę tak, jak powinnam.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Wto 24 Maj - 11:01
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
- Ależ ja nie słodzę! - uśmiechnęła się szeroko. - Tak wygląda prawda – gdyby nie miała tej dwójki, byłoby jej ciężej w życiu. Nigdy nie prosiła o pomoc od nikogo, ale sam fakt, że był ktoś z jej licznej rodziny, kto interesował się jej życiem stawiał tę dwójkę naprawdę wysoko.
Dla Yasmin dzielenie się problemami i radościami z kimś jeszcze było naprawdę ważne. Miała przyjaciół, owszem, ale rodzina to rodzina, coś innego. Czuła, że przynależy do pewnej grupy, nawet jeśli tylko delikatnie ją muska swoją obecnością.
- Zawsze staram się wyłapywać coś dobrego z często nieciekawych okoliczności. Wierzę, że zawsze można znaleźć coś dobrego we wszystkim. Nawet z mojej serii niepowodzeń w pracy, zanim trafiłam do kwiaciarni – Forfang miała doświadczenie w różnych fachach, ale to wśród roślin odnalazła się najlepiej. Ona sama była jak ten kwiat – potrzebowała uwagi, opieki i więdła, gdy zostawała sama ze sobą. Stąd jej niezwykłe przywiązanie do krewnych.
- Póki co mam zajęcie, więc się go trzymam, ale chyba mogłabym robić coś jeszcze. Czasami coś rysuję, jakieś proste ozdoby, albo ubrania, ale projektantka ze mnie żadna – machnęła ręką.
Yasmin nie wierzyła, że coś mogłoby się komukolwiek spodobać. Wykorzystywała motywy roślinne, które dobrze znała. A jednak nie pokazywała tego nikomu, traktując to jako zwykłe hobby.
Wysłuchała słów kuzynki uważnie i zamyśliła się. Przez pewien czas nic nie mówiła, bo nie bardzo wiedziała, co rzec. Czy była na tyle silna, by zmierzyć się z własną działalnością?
- Nie jestem pewna, czy bym się przebiła. Rosenkrantzowie są potężni, dostałabym od nich po tyłku za coś takiego. Poza tym chyba mnie lubią, bo nie narzekam i ciężko pracuję, ja też nie mogę źle o nich mówić, są w porządku wobec mnie – tak naprawdę to się ich trochę bała. I nie chciała się znaleźć na ich czarnej liście. Zmiażdżyliby ją jak robaka.
- Niemniej jednak dziękuję za podpowiedź – szczerze dziękowała, bo wiedziała, że Chaaya była szczera i chciała jej pomóc.
- Łatwiej byłoby nawiązać z kimś współpracę. Tylko kto by się tego podjął? - dobre pytanie.
Yasmin zajęła się przeglądaniem menu i coś tam już dla siebie upatrzyła na szybko.
Prosty gest, który okazała kuzynka sprawił, że Yas się uśmiechnęła.
- Wiem i jestem wdzięczna tobie i Zachowi za to, że jesteście i mnie wspieracie. Bez was byłoby o wiele trudniej – ciągle nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej rodzina – ze strony matki z Londynu i ze strony ojca z Oslo – nie chciała nawiązać z nią kontaktu. Minęło tyle lat, a tu nic. I gdzie są te słynne rodzinne spotkania? Yas czuła się niechciana. Była błędem swojej matki – Indiry. Tak ją postrzegała familia. Przecież nie słuchała nikogo i wyjechała, odwracając się od krewnych. A więc i oni zrobili to samo, odwrócili się od Yasmin.
- Wiesz, że to jest odwzajemnione, prawda? - zapytała. - Gdybym ja mogła w czymś pomóc, zrobiłabym to bez wahania – rzekła poważniej, patrząc w oczy kuzynce.
- Już robisz dla mnie wiele, czuję wsparcie i dobre myśli.
Dla Yasmin dzielenie się problemami i radościami z kimś jeszcze było naprawdę ważne. Miała przyjaciół, owszem, ale rodzina to rodzina, coś innego. Czuła, że przynależy do pewnej grupy, nawet jeśli tylko delikatnie ją muska swoją obecnością.
- Zawsze staram się wyłapywać coś dobrego z często nieciekawych okoliczności. Wierzę, że zawsze można znaleźć coś dobrego we wszystkim. Nawet z mojej serii niepowodzeń w pracy, zanim trafiłam do kwiaciarni – Forfang miała doświadczenie w różnych fachach, ale to wśród roślin odnalazła się najlepiej. Ona sama była jak ten kwiat – potrzebowała uwagi, opieki i więdła, gdy zostawała sama ze sobą. Stąd jej niezwykłe przywiązanie do krewnych.
- Póki co mam zajęcie, więc się go trzymam, ale chyba mogłabym robić coś jeszcze. Czasami coś rysuję, jakieś proste ozdoby, albo ubrania, ale projektantka ze mnie żadna – machnęła ręką.
Yasmin nie wierzyła, że coś mogłoby się komukolwiek spodobać. Wykorzystywała motywy roślinne, które dobrze znała. A jednak nie pokazywała tego nikomu, traktując to jako zwykłe hobby.
Wysłuchała słów kuzynki uważnie i zamyśliła się. Przez pewien czas nic nie mówiła, bo nie bardzo wiedziała, co rzec. Czy była na tyle silna, by zmierzyć się z własną działalnością?
- Nie jestem pewna, czy bym się przebiła. Rosenkrantzowie są potężni, dostałabym od nich po tyłku za coś takiego. Poza tym chyba mnie lubią, bo nie narzekam i ciężko pracuję, ja też nie mogę źle o nich mówić, są w porządku wobec mnie – tak naprawdę to się ich trochę bała. I nie chciała się znaleźć na ich czarnej liście. Zmiażdżyliby ją jak robaka.
- Niemniej jednak dziękuję za podpowiedź – szczerze dziękowała, bo wiedziała, że Chaaya była szczera i chciała jej pomóc.
- Łatwiej byłoby nawiązać z kimś współpracę. Tylko kto by się tego podjął? - dobre pytanie.
Yasmin zajęła się przeglądaniem menu i coś tam już dla siebie upatrzyła na szybko.
Prosty gest, który okazała kuzynka sprawił, że Yas się uśmiechnęła.
- Wiem i jestem wdzięczna tobie i Zachowi za to, że jesteście i mnie wspieracie. Bez was byłoby o wiele trudniej – ciągle nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej rodzina – ze strony matki z Londynu i ze strony ojca z Oslo – nie chciała nawiązać z nią kontaktu. Minęło tyle lat, a tu nic. I gdzie są te słynne rodzinne spotkania? Yas czuła się niechciana. Była błędem swojej matki – Indiry. Tak ją postrzegała familia. Przecież nie słuchała nikogo i wyjechała, odwracając się od krewnych. A więc i oni zrobili to samo, odwrócili się od Yasmin.
- Wiesz, że to jest odwzajemnione, prawda? - zapytała. - Gdybym ja mogła w czymś pomóc, zrobiłabym to bez wahania – rzekła poważniej, patrząc w oczy kuzynce.
- Już robisz dla mnie wiele, czuję wsparcie i dobre myśli.
Chaaya Damgaard
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Pon 18 Lip - 23:54
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W tak radosnym wyrażaniu przez Yasminę emocji było coś bezpośredniego, a zarazem ujmującego i czułego. Ekspresyjna paleta uczuć stała naprzeciw konserwatywnemu poczuciu pojmowania uczuć przez Zachariasa. Dałaby wiele, żeby przejął choć odrobinę nastawienia ich kuzynki, pozwalając myślom przybrać rzeczywistą formę. Nie poszukiwałaby namiastki rodzinnych więzi poza domem. Krzewiąc w sercu przekonanie o unormowaniu sytuacji dążyła ku postaci Yas, odnajdując w niej zatarte wspomnienia ciepła oraz troski, owite starannie utkanym kokonem rozmów. Nawet przy takim przyzwoleniu wciąż odmawiała sobie choćby napomknięcia o dotkliwie bolesnych zmartwieniach. Wyzwolenie prawdy z czeluści rodziny Daamgard nie przyniosłoby nic dobrego - jedynie poczucie przygwożdżenia do barków większego ciężaru.
— Z twoją determinacją? Mało ze znanych mi osób potrafi być na tyle konsekwentnym co ty. I nie dość, że jesteś uparta, to jeszcze piekielnie zdolna! — kipiała wdzięcznym entuzjazmem, próbując zarazić nim towarzyszkę. Znając bolączki początkujących działalności mogła stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że podjęcie decyzji bywa trudne, podobnie jak pierwsze miesiące prowadzenia biznesu, jednak pewnego dnia świadomość posiadania własnego źródła zarobki potrafi skutecznie wynagrodzić bogatą paletę niedogodności. — Gdybyś jednak zmieniła zdanie... Dobrze wiesz, gdzie mnie znaleźć. Jeden list i stawię się w gotowości.
Ujrzenie uśmiechu na twarzy Yas byłoby najlepszym wynagrodzeniem za wniesiony trud. Niezależnie od podjętej decyzji zamierzała nieustannie trwać przy jej boku, by w razie problemów zawsze wiedziała, że ma rodzinę, na którą może liczyć bez względu kaliber potrzeby. Rozpaczliwie pragnęła uchronić ją przed wkroczeniem na samotną ścieżkę losu. Przyjęcie nauk wpajanych przez babkę opierały się na prostej zasadzie - należało dbać o osoby bliskie sercu. Niestety realizowanie ich z zapałem równym twórczyni tych powiedzeń było w praktyce niemal niemożliwe. Nie przewidziało rozjechania się rodzeństwa Daamgard po świecie.
Ciche westchnięcie wyjrzało zza delikatnie rozchylonych ust.
— Wiem, Yas. Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć — gorąco zapewniła kuzynkę. Miała nadzieję, że nie zabrzmiała na zbyt zadufaną, a przez to mało wiarygodnie. — Musimy zmienić temat, bo przyszłyśmy zrelaksować się w miłym otoczeniu, prawda? Na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas i pora.
— Z twoją determinacją? Mało ze znanych mi osób potrafi być na tyle konsekwentnym co ty. I nie dość, że jesteś uparta, to jeszcze piekielnie zdolna! — kipiała wdzięcznym entuzjazmem, próbując zarazić nim towarzyszkę. Znając bolączki początkujących działalności mogła stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że podjęcie decyzji bywa trudne, podobnie jak pierwsze miesiące prowadzenia biznesu, jednak pewnego dnia świadomość posiadania własnego źródła zarobki potrafi skutecznie wynagrodzić bogatą paletę niedogodności. — Gdybyś jednak zmieniła zdanie... Dobrze wiesz, gdzie mnie znaleźć. Jeden list i stawię się w gotowości.
Ujrzenie uśmiechu na twarzy Yas byłoby najlepszym wynagrodzeniem za wniesiony trud. Niezależnie od podjętej decyzji zamierzała nieustannie trwać przy jej boku, by w razie problemów zawsze wiedziała, że ma rodzinę, na którą może liczyć bez względu kaliber potrzeby. Rozpaczliwie pragnęła uchronić ją przed wkroczeniem na samotną ścieżkę losu. Przyjęcie nauk wpajanych przez babkę opierały się na prostej zasadzie - należało dbać o osoby bliskie sercu. Niestety realizowanie ich z zapałem równym twórczyni tych powiedzeń było w praktyce niemal niemożliwe. Nie przewidziało rozjechania się rodzeństwa Daamgard po świecie.
Ciche westchnięcie wyjrzało zza delikatnie rozchylonych ust.
— Wiem, Yas. Wiem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć — gorąco zapewniła kuzynkę. Miała nadzieję, że nie zabrzmiała na zbyt zadufaną, a przez to mało wiarygodnie. — Musimy zmienić temat, bo przyszłyśmy zrelaksować się w miłym otoczeniu, prawda? Na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas i pora.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Sob 23 Lip - 11:17
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin była bardzo wdzięczna kuzynce za dobre słowa. Potrzebowała tego, tym bardziej, że nie mogła się zwrócić z czymkolwiek do innych osób. Zastanawiała się, jakby to było być sobie szefową, robić wszystko po swojemu, ale nie miała dość środków, by się za to zabrać. Mimo wszystko nie lubiła mieć długów. Żyła bardzo skromnie, ale nie narzekała. Usłyszenie złego słowa z jej ust było naprawdę rzadkim zjawiskiem. Yasmin godziła się ze wszystkim, mogąc tylko pracować ciężej i częściej, by zasłużyć na ewentualne podwyżki.
- Dziękuję ci, moja kochana – uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Obiecuję ci, że jeśli się namyślę i postanowię coś stworzyć sama, będziesz pierwszą osobą, do której się zwrócę – i tak będzie. Ufała kuzynce, wiedziała bowiem, że ta jest szczera i naprawdę chce jej pomóc. Yas była uparta i to raczej w dobrym sensie. Wiedziała na co ją stać, ale chodziło o problemy natury materialnej. Czasem było jej zwyczajnie wstyd prosić o pomoc, ale obiecała, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, weźmie się w garść i odrzuci swoją dumę.
- Oczywiście, rozumiem – pokiwała głową. Też nie lubiła poważnych tematów, ale lubiła się powtarzać jeśli chodziło o zapewnienia i uczucia rodzinne. To zawsze działało w obie strony i chciała to podkreślić.
- Musisz mi pokazać swoje jubilerskie cuda, wiesz? - zagadnęła. - W zamian mogę ci coś ugotować. Musisz wpaść do mnie kiedyś – mieszkała skromnie, ale nie było tak, że brakowało jej czegoś i nie mogła zaprosić do siebie gości. Wnętrze pamiętało jeszcze jej ojca, chociaż sama urządziła je bardziej po swojemu.
- Nie dam ci spokoju tak łatwo – uśmiechnęła się. Ona i Zach byli dla niej jak skarby, których chciała bronić i dbać o nich. - I obiecuję, że dostaniesz ode mnie piękny bukiet kwiatów – tyle mogła zrobić, z radością i starannością osoby, która bardzo się wczuwa w to, co robi.
Chaaya mogła być naprawdę szczęśliwa, że posiadała blisko tak oddaną osobę. Ufne, ciemne oczy panny Forfang wyrażały nawet więcej niż słowa.
- Dziękuję ci, moja kochana – uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Obiecuję ci, że jeśli się namyślę i postanowię coś stworzyć sama, będziesz pierwszą osobą, do której się zwrócę – i tak będzie. Ufała kuzynce, wiedziała bowiem, że ta jest szczera i naprawdę chce jej pomóc. Yas była uparta i to raczej w dobrym sensie. Wiedziała na co ją stać, ale chodziło o problemy natury materialnej. Czasem było jej zwyczajnie wstyd prosić o pomoc, ale obiecała, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, weźmie się w garść i odrzuci swoją dumę.
- Oczywiście, rozumiem – pokiwała głową. Też nie lubiła poważnych tematów, ale lubiła się powtarzać jeśli chodziło o zapewnienia i uczucia rodzinne. To zawsze działało w obie strony i chciała to podkreślić.
- Musisz mi pokazać swoje jubilerskie cuda, wiesz? - zagadnęła. - W zamian mogę ci coś ugotować. Musisz wpaść do mnie kiedyś – mieszkała skromnie, ale nie było tak, że brakowało jej czegoś i nie mogła zaprosić do siebie gości. Wnętrze pamiętało jeszcze jej ojca, chociaż sama urządziła je bardziej po swojemu.
- Nie dam ci spokoju tak łatwo – uśmiechnęła się. Ona i Zach byli dla niej jak skarby, których chciała bronić i dbać o nich. - I obiecuję, że dostaniesz ode mnie piękny bukiet kwiatów – tyle mogła zrobić, z radością i starannością osoby, która bardzo się wczuwa w to, co robi.
Chaaya mogła być naprawdę szczęśliwa, że posiadała blisko tak oddaną osobę. Ufne, ciemne oczy panny Forfang wyrażały nawet więcej niż słowa.
Chaaya Damgaard
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Sob 6 Sie - 11:56
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Otoczenie palmiarni nie sprzyjało rozmowom o tak nużących kwestiach. Przypominało o Indiach, miejscu, z którego pochodziły, rodzimych korzeniach będących teraz jednym z czynników, dzięki którym w swoim towarzystwie czuły się najlepiej. Na próżno było szukać w Midgardzie galdrów, z którymi mogły porozmawiać z tak wyjątkowym zrozumieniem, przynależnym tylko im. Choćby dlatego czuła się w obowiązku wspierać kuzynkę na tyle mocno, na ile mogła sobie pozwolić przy jednoczesnym szacunku do własnych sił. Nie chciała, by ktokolwiek przechodził przez proces oddzielenia się od rodziny tylko dlatego, że czyiś egoizm i egocentryzm zniszczył umocnienia więzów krwi. Na razie działania przynosiły marne skutki, choć nie ustawała w wysiłkach.
— Z wielką chęcią! Będziesz musiała wpaść tuż przed zamknięciem salonu, wtedy będę miała dla Ciebie najwięcej czasu. A jest co obejrzeć, bo w grudniu mam wyjątkowo dużo klientów i nie opędzam się od pracy — powiedziała z westchnieniem. Nie bez powodu zdecydowała się na to, że dzisiaj wyjdzie wcześniej z salonu i odpocznie. Na chwilę musiała odwrócić od niej uwagę, ponieważ kelner podszedł do stolika po zamówienie. Ostatecznie, po momencie namysłu, zdecydowała się na filiżankę kawy i ciastko cynamonowe. Dopiero po jego odejściu mogła kontynuować rzuconą przez Yasminę myśl. — Wpadasz dzisiaj na same dobre pomysły, Yas. Tylko uprzedzam, że nadal nie czuję się w kuchni pewnie i mogę Ci tam przeszkadzać — rozbawiony tembr głosu stał naprzeciw tego, co myślała o przygotowaniu świątecznej kolacji. Samo przygotowanie ciast nie było problemem, niemniej dania wciąż wzbudzały w niej dozę niepewności. Uprzedzenie jej o stosunkowo niskich umiejętnościach kulinarnych było koniecznością, inaczej musiałyby spędzać o wiele więcej czasu na sprzątanie całego rozgardiaszu.
— Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Umiesz tworzyć tylko piękne bukiety. Zawsze jestem pod wrażeniem twojej pracy i nie mogę wyjść z podziwu, że potrafisz to zrobić z żywych kwiatów.
Operowanie na kamieniach szlachetnych i kruszcach było odrobinę łatwiejsze, ponieważ przedmioty martwe nie miały jak mścić się na dłoniach twórczyni.
— Z wielką chęcią! Będziesz musiała wpaść tuż przed zamknięciem salonu, wtedy będę miała dla Ciebie najwięcej czasu. A jest co obejrzeć, bo w grudniu mam wyjątkowo dużo klientów i nie opędzam się od pracy — powiedziała z westchnieniem. Nie bez powodu zdecydowała się na to, że dzisiaj wyjdzie wcześniej z salonu i odpocznie. Na chwilę musiała odwrócić od niej uwagę, ponieważ kelner podszedł do stolika po zamówienie. Ostatecznie, po momencie namysłu, zdecydowała się na filiżankę kawy i ciastko cynamonowe. Dopiero po jego odejściu mogła kontynuować rzuconą przez Yasminę myśl. — Wpadasz dzisiaj na same dobre pomysły, Yas. Tylko uprzedzam, że nadal nie czuję się w kuchni pewnie i mogę Ci tam przeszkadzać — rozbawiony tembr głosu stał naprzeciw tego, co myślała o przygotowaniu świątecznej kolacji. Samo przygotowanie ciast nie było problemem, niemniej dania wciąż wzbudzały w niej dozę niepewności. Uprzedzenie jej o stosunkowo niskich umiejętnościach kulinarnych było koniecznością, inaczej musiałyby spędzać o wiele więcej czasu na sprzątanie całego rozgardiaszu.
— Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Umiesz tworzyć tylko piękne bukiety. Zawsze jestem pod wrażeniem twojej pracy i nie mogę wyjść z podziwu, że potrafisz to zrobić z żywych kwiatów.
Operowanie na kamieniach szlachetnych i kruszcach było odrobinę łatwiejsze, ponieważ przedmioty martwe nie miały jak mścić się na dłoniach twórczyni.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Wto 9 Sie - 15:12
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin bardzo chciała zobaczyć cuda, które miała w sklepie Chaaya. Sama miała kilka pomysłów na biżuterię, w końcu jak każda kobieta bardzo ją lubiła, chociaż posiadała tylko niewielką ilość tejże. Po matce odziedziczyła kilka drobiazgów, o które bardzo dbała. Forfang myślała o czymś, co przekazała niemalże natychmiast.
- Przyjdę z pewnością, bo w ogóle muszę ci coś pokazać. Swego czasu wpadłam na coś, co może by się udało z twoją pomocą. Co myślisz o inspirowanej kwiatami kolekcji? Mam jakieś rysunki w domu, może chciałabyś je zobaczyć? Czasami gdy siedzę sama wieczorami, zajmuję się tym i tamtym dla zabicia czasu. I przyszły mi do głowy pewne projekty. Jak wiesz, rośliny mają w moim życiu ogromną rolę, no i tak jakoś sobie pomyślałam, że może… - urwała, patrząc uważnie na kuzynkę. Yasmin nie wiedziała, czy to się przyjmie, ale jeśli komuś miała coś o tym powiedzieć czy pokazać, to właśnie jej.
- Chociaż masz zapewne o wiele ciekawsze pomysły, lepsze projekty i w ogóle. Pomyślałam tylko, że można coś pomyśleć o połączeniu tego, co robimy. Nie potrzebujesz pomocy, wiem, ale… - urwała, bo wstydziła się powiedzieć: ja jej potrzebuję.
Yasmin była biedna, taka prawda. W kwiaciarni nie zarabiała jakoś wiele, chociaż starczyło od wypłaty do wypłaty. Mimo to chciała troszkę podreperować budżet. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze zrobić. Nie załamywała się i działała dalej, ale mogłaby coś jeszcze zrobić. Nie chciała iść do konkurencji, bo jeśli jej twory nie były zbyt dobre, tam by ją wyśmiano. Chaaya nigdy by tego nie zrobiła, lecz uczciwie i spokojnie powiedziała, że to nie ma sensu. Chciała jednak spróbować.
Yasmin zamówiła dla siebie kawę i kawałek uwielbianego sernika. Niewiele miała w ustach tego dnia, więc będzie jej to smakować jeszcze bardziej.
- Naprawdę, przyjdź i sobie na spokojnie coś porobimy. A potem zjemy, co nam wyjdzie. A wyjdzie, jestem pewna – Yas lubiła gotować, chociaż nie miała komu, no prawie.
- Tylko niech cię nie przerazi ilość roślin w moim mieszkanku. Jest małe, ale żyje własnym życiem. To taka magia bez magii – powiedziała z uśmiechem.
- Nie jestem uzdolniona, nie używam magii, ale wiesz, czasem to, co robi się wzorem śniących i używa własnych pomysłów, jest tam nazywane magią, bo robisz coś z niczego. To jak rzucanie zaklęć tylko bez tych wszystkich słów. A kwiaty czują tego, kto się nimi opiekuje. Nawet lubią, gdy się do nich mówi czy włącza muzykę – brzmiało to może nieprawdopodobnie, ale… tak właśnie było.
- Gdybym nie załapała się do pracy w kwiaciarni, chyba bym się zatrudniła tutaj i podawała zamówienia gościom. Przynajmniej byłoby tu towarzystwo roślin, a to też coś dobrego.
- Przyjdę z pewnością, bo w ogóle muszę ci coś pokazać. Swego czasu wpadłam na coś, co może by się udało z twoją pomocą. Co myślisz o inspirowanej kwiatami kolekcji? Mam jakieś rysunki w domu, może chciałabyś je zobaczyć? Czasami gdy siedzę sama wieczorami, zajmuję się tym i tamtym dla zabicia czasu. I przyszły mi do głowy pewne projekty. Jak wiesz, rośliny mają w moim życiu ogromną rolę, no i tak jakoś sobie pomyślałam, że może… - urwała, patrząc uważnie na kuzynkę. Yasmin nie wiedziała, czy to się przyjmie, ale jeśli komuś miała coś o tym powiedzieć czy pokazać, to właśnie jej.
- Chociaż masz zapewne o wiele ciekawsze pomysły, lepsze projekty i w ogóle. Pomyślałam tylko, że można coś pomyśleć o połączeniu tego, co robimy. Nie potrzebujesz pomocy, wiem, ale… - urwała, bo wstydziła się powiedzieć: ja jej potrzebuję.
Yasmin była biedna, taka prawda. W kwiaciarni nie zarabiała jakoś wiele, chociaż starczyło od wypłaty do wypłaty. Mimo to chciała troszkę podreperować budżet. Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze zrobić. Nie załamywała się i działała dalej, ale mogłaby coś jeszcze zrobić. Nie chciała iść do konkurencji, bo jeśli jej twory nie były zbyt dobre, tam by ją wyśmiano. Chaaya nigdy by tego nie zrobiła, lecz uczciwie i spokojnie powiedziała, że to nie ma sensu. Chciała jednak spróbować.
Yasmin zamówiła dla siebie kawę i kawałek uwielbianego sernika. Niewiele miała w ustach tego dnia, więc będzie jej to smakować jeszcze bardziej.
- Naprawdę, przyjdź i sobie na spokojnie coś porobimy. A potem zjemy, co nam wyjdzie. A wyjdzie, jestem pewna – Yas lubiła gotować, chociaż nie miała komu, no prawie.
- Tylko niech cię nie przerazi ilość roślin w moim mieszkanku. Jest małe, ale żyje własnym życiem. To taka magia bez magii – powiedziała z uśmiechem.
- Nie jestem uzdolniona, nie używam magii, ale wiesz, czasem to, co robi się wzorem śniących i używa własnych pomysłów, jest tam nazywane magią, bo robisz coś z niczego. To jak rzucanie zaklęć tylko bez tych wszystkich słów. A kwiaty czują tego, kto się nimi opiekuje. Nawet lubią, gdy się do nich mówi czy włącza muzykę – brzmiało to może nieprawdopodobnie, ale… tak właśnie było.
- Gdybym nie załapała się do pracy w kwiaciarni, chyba bym się zatrudniła tutaj i podawała zamówienia gościom. Przynajmniej byłoby tu towarzystwo roślin, a to też coś dobrego.
Chaaya Damgaard
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Wto 30 Sie - 18:10
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Biżuteria sięgająca po inspiracje zrodzone w dusznej gęstwinie Indii pośrednio dotykała bujnej roślinności lasów i dusznych od wysokiej temperatury stepów, lecz nigdy nie była epicentrum zainteresowania. Próżność zadufanych kobiet przychodzących do salonów pragnęła prostego wyeksponowania kamieni szlachetnych, bez efektownego ułożenia ich we wzory przywodzące na myśl rozkwitające kwiaty czy wybujałą zieleń. Pomysł Yasminy mógł zwrócić uwagę pokolenia o głowach wypełnionych świeżymi, intrygującymi ideami, kształtującymi galdrów oderwanych od sztywnej tradycji. Zaciekawiona nie tylko tym, jak taki zamysł sprawdziłby nastroje na rynku, lecz również samym procesem powstania przedsięwzięcia, swobodnie ułożyła usta na kształt serdecznego uśmiechu. Wiedziała, że przeniesienie projektów z kart papieru na aksamitną poduszeczkę wystawową wymaga czasu, cierpliwości i pokory. Na szczęście dla nich obydwu przeszła już niejedną próbę i mogła pochwalić się solidnym kręgosłupem.
— Oczywiście, że chciałabym je zobaczyć! W takim razie będziemy musiały niedługo się spotkać, inaczej umrę z ciekawości — wystarczyła zaledwie iskra, by entuzjazm zduszony zmęczeniem zaiskrzył na nowo, o czym najlepiej świadczyło podekscytowanie błyszczące w soczyście zielonych tęczówkach. — Nie zastanawiałam się nad motywem nowej kolekcji, więc możemy wykorzystać twój pomysł. Biżuteria inspirowana kwiatami na przełomie stycznia i lutego to idealnie wypełnienie czasu oczekiwania na nadejście wiosny. Przykują uwagę klientek bardziej niż standardowe rozwiązania — pod słowami wybrzmiewającymi zachwytem skryła troskę, ciepło zarezerwowane tylko dla osób mających dla niej szczególne znaczenie, dostrzegając w propozycji kuzynki coś ponad chęć podzielenia się swoimi sekretami. Mając jednak na uwadze charakter spotkania oraz przyrzeczenie o zmianę temu na bardziej przyjemny, ostudziła zapędy domagające się zadania pytań, które mogły nosić znamiona niekomfortowych. Ostatnim, czego chciała, był smutek widniejący na twarzy Yasminy. Nie zmieniało to również nastawienia wobec obejrzenia stworzonych przez nią prac - żywiła nadmierną ciekawość względem myśli przełożonych na papier.
— Potrafisz tworzyć coś pięknego własnymi dłońmi. Ilu galdrów może pochwalić się podobnym osiągnięciem? Masz rację mówiąc, że rośliny są czułe na żywione wobec nich intencje. Twoje bujne zbiory w mieszkaniu mówią za siebie — posiadanie magicznych zdolności nie zawsze gwarantowało powodzenie. Yas musiała włożyć w pracę więcej siły, przez co prezentowane przez efekty działań bywały niezmiennie imponujące.
— Oczywiście, że chciałabym je zobaczyć! W takim razie będziemy musiały niedługo się spotkać, inaczej umrę z ciekawości — wystarczyła zaledwie iskra, by entuzjazm zduszony zmęczeniem zaiskrzył na nowo, o czym najlepiej świadczyło podekscytowanie błyszczące w soczyście zielonych tęczówkach. — Nie zastanawiałam się nad motywem nowej kolekcji, więc możemy wykorzystać twój pomysł. Biżuteria inspirowana kwiatami na przełomie stycznia i lutego to idealnie wypełnienie czasu oczekiwania na nadejście wiosny. Przykują uwagę klientek bardziej niż standardowe rozwiązania — pod słowami wybrzmiewającymi zachwytem skryła troskę, ciepło zarezerwowane tylko dla osób mających dla niej szczególne znaczenie, dostrzegając w propozycji kuzynki coś ponad chęć podzielenia się swoimi sekretami. Mając jednak na uwadze charakter spotkania oraz przyrzeczenie o zmianę temu na bardziej przyjemny, ostudziła zapędy domagające się zadania pytań, które mogły nosić znamiona niekomfortowych. Ostatnim, czego chciała, był smutek widniejący na twarzy Yasminy. Nie zmieniało to również nastawienia wobec obejrzenia stworzonych przez nią prac - żywiła nadmierną ciekawość względem myśli przełożonych na papier.
— Potrafisz tworzyć coś pięknego własnymi dłońmi. Ilu galdrów może pochwalić się podobnym osiągnięciem? Masz rację mówiąc, że rośliny są czułe na żywione wobec nich intencje. Twoje bujne zbiory w mieszkaniu mówią za siebie — posiadanie magicznych zdolności nie zawsze gwarantowało powodzenie. Yas musiała włożyć w pracę więcej siły, przez co prezentowane przez efekty działań bywały niezmiennie imponujące.
Yasmin Forfang
Re: 17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C. Damgaard Sob 17 Wrz - 12:29
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yas była kreatywna, musiała sobie jakoś radzić bez pomocy innych zdolności. I chyba jej się to udawało. Nie narzekała na nudę, ani na brak życia towarzyskiego. Było jednak coś ważnego i ważniejszego – zawsze stawiała sobie poprzeczkę wysoko.
- Ty się na tym znasz, więc ocenisz właściwie – rozpromieniła się. Może przyda się w końcu na coś i stanie się częścią czegoś ważnego. Bardzo tego chciała. Tak bardzo ceniła krewnych, że najchętniej robiłaby wszystko, by się tylko odwdzięczyć za ich ciepło i uwagę względem jej osoby.
- No to jakoś się dogadamy co do spotkania, wszystko podpiszę, wybiorę, co bardziej udane i będziemy mogły nad tym posiedzieć. Jestem jak sroka na błyskotki, więc się starałam i powiem ci, że naprawdę potrafię sobie to jakoś wyobrazić – byłaby zachwycona, gdyby udało jej się jakiś pomysł przełożyć na prawdziwą biżuterię. Byłaby z tego bardzo dumna, nawet nie trzeba by było podpisywać jej jako autorki, to nieważne, mogła zostać anonimowa. Liczyło się to, co mogło być efektem końcowym.
- No i się rozmarzyłam teraz – przyznała. - Możesz to oceniać surowo, okiem znawcy, jeśli coś będzie do bani, nie obrażę się – owszem, znosiła krytykę dzielnie, bo była dumna ze swojej pracy, jakakolwiek by ona nie była.
- Staram się – powiedziała Yas. - Czasem nie jest łatwo, ale staram się widzieć we wszystkim coś dobrego. Cieszą mnie takie rzeczy, nawet najdrobniejsze. Myślę sobie czasem, że to może nic takiego, że nie jestem jak większość mieszkańców Midgardu. Przynajmniej jestem jedyna w swoim rodzaju – uśmiechnęła się. Jeśli ktoś naprawdę pokazywał, że bez obudzonego daru magicznego można żyć w środowisku magicznym całkiem nieźle sobie radząc, to właśnie ona. Ludzie ją pamiętali, bo nie miała urody skandynawskiej, rzucała się w oczy, ale najciekawsze było to, że jej szeroki uśmiech i pokora przemawiały najbardziej za nią i sprawiały, że ludzie mimo wszystko nie przechodzili obok niej obojętnie.
- Dobrze by było się jakoś dowartościować jeszcze tak dodatkowo. A może akurat się na coś przydam. Lubię wyzwania.
Cała Yasmin. Szukała okazji, gdzie się tylko dało. Przecież musiała coś robić, by nie mieć czasu na natrętne myśli. Zawsze to działało. Poza tym rzadko miała wspólne interesy z innymi i raczej doradzała im w sprawach kwiatów, bo na tym znała się najlepiej. Lubiła język, jakimi one przemawiały. Mogła w nocy o północy wyrecytować znaczenie kwiatu i danego koloru. Przy swoich rysunkach zrobiła tak samo, same pozytywne akcenty, bo chodziło wyłącznie o coś, co sprawi, że dana osoba się uśmiechnie i poczuje moc danej ozdoby.
- Ty się na tym znasz, więc ocenisz właściwie – rozpromieniła się. Może przyda się w końcu na coś i stanie się częścią czegoś ważnego. Bardzo tego chciała. Tak bardzo ceniła krewnych, że najchętniej robiłaby wszystko, by się tylko odwdzięczyć za ich ciepło i uwagę względem jej osoby.
- No to jakoś się dogadamy co do spotkania, wszystko podpiszę, wybiorę, co bardziej udane i będziemy mogły nad tym posiedzieć. Jestem jak sroka na błyskotki, więc się starałam i powiem ci, że naprawdę potrafię sobie to jakoś wyobrazić – byłaby zachwycona, gdyby udało jej się jakiś pomysł przełożyć na prawdziwą biżuterię. Byłaby z tego bardzo dumna, nawet nie trzeba by było podpisywać jej jako autorki, to nieważne, mogła zostać anonimowa. Liczyło się to, co mogło być efektem końcowym.
- No i się rozmarzyłam teraz – przyznała. - Możesz to oceniać surowo, okiem znawcy, jeśli coś będzie do bani, nie obrażę się – owszem, znosiła krytykę dzielnie, bo była dumna ze swojej pracy, jakakolwiek by ona nie była.
- Staram się – powiedziała Yas. - Czasem nie jest łatwo, ale staram się widzieć we wszystkim coś dobrego. Cieszą mnie takie rzeczy, nawet najdrobniejsze. Myślę sobie czasem, że to może nic takiego, że nie jestem jak większość mieszkańców Midgardu. Przynajmniej jestem jedyna w swoim rodzaju – uśmiechnęła się. Jeśli ktoś naprawdę pokazywał, że bez obudzonego daru magicznego można żyć w środowisku magicznym całkiem nieźle sobie radząc, to właśnie ona. Ludzie ją pamiętali, bo nie miała urody skandynawskiej, rzucała się w oczy, ale najciekawsze było to, że jej szeroki uśmiech i pokora przemawiały najbardziej za nią i sprawiały, że ludzie mimo wszystko nie przechodzili obok niej obojętnie.
- Dobrze by było się jakoś dowartościować jeszcze tak dodatkowo. A może akurat się na coś przydam. Lubię wyzwania.
Cała Yasmin. Szukała okazji, gdzie się tylko dało. Przecież musiała coś robić, by nie mieć czasu na natrętne myśli. Zawsze to działało. Poza tym rzadko miała wspólne interesy z innymi i raczej doradzała im w sprawach kwiatów, bo na tym znała się najlepiej. Lubiła język, jakimi one przemawiały. Mogła w nocy o północy wyrecytować znaczenie kwiatu i danego koloru. Przy swoich rysunkach zrobiła tak samo, same pozytywne akcenty, bo chodziło wyłącznie o coś, co sprawi, że dana osoba się uśmiechnie i poczuje moc danej ozdoby.
Chaaya Damgaard
17.12.2000 – Palmiarnia – Y. Forfang & C.Damgaard Pią 30 Wrz - 12:30
Chaaya DamgaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Zawód : jubilerka, właścicielka salonu jubilerskiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : rzemieślnik (I), znawca transmutacji (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 10 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 20 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 8 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Podekscytowana perspektywą pracy z Yasmin nie mogła doczekać się obejrzenia projektów. Nawet przy ewentualnej konieczności wprowadzenia niewielkich poprawek, wciąż byłaby w pełni odpowiedzialna za powstanie tych projektów i sygnowałaby je własnym nazwiskiem. Mnogość rozwiązań mogących pomóc im w osiągnięciu celu rosła wraz z postępującym tokiem rozmowy. W głębi duszy wierzyła, że przy odrobinie wprawy kuzynka byłaby zdolna do podjęcia tego zajęcia jako dodatkowego źródła dochodu. Czuła dumę z powodu pośredniczenia w tym procesie. Zawsze pragnęła pomagać rodzinie tak bardzo, jak na to zasługiwała i sprawić, by mieli na kim oprzeć się w chwili wystąpienia problemów. Gdyby nie tragedia wczesnej młodości, zapewne nie czułaby aż tak znaczącego ciężaru zobowiązań. Nie zmieniało to perspektywy, w której dzielona z nią więź była niezwykle mocna i odporna na zakłócenia. Zapewnienie jej wszystkiego, co najlepsze, traktowała na równi z przyrzeczeniem danym matce. Miała się o nich troszczyć. Miała nie pozwolić, żeby popadli w zapomnienie.
Czasami miała dość nieznośnego ciężaru osiadłego na barkach. Jedyne, czego chciała, było swobodne zaczerpnięcie oddechu. Nie wymagała zbyt wiele, zaledwie odrobiny normalności. Do wyzbycia się go potrzebowała jednak braku jakichkolwiek problemów, zwłaszcza tych powiązanych z braćmi. Obydwaj potrafili udowodnić, że stwarzanie kłopotów traktowali jako nowy rodzaj rozgrywki. Wytchnienie od tych urwisów zawsze otrzymywała od anielskiej cierpliwości Yasmin. Delektując się boskim smakiem ciastka i herbaty z przyjemnością roztaczała przed nią wizje akcji promocyjnych, jakie mogłyby reklamować nową kolekcją.
Chaaya i Yasmin z tematu
Czasami miała dość nieznośnego ciężaru osiadłego na barkach. Jedyne, czego chciała, było swobodne zaczerpnięcie oddechu. Nie wymagała zbyt wiele, zaledwie odrobiny normalności. Do wyzbycia się go potrzebowała jednak braku jakichkolwiek problemów, zwłaszcza tych powiązanych z braćmi. Obydwaj potrafili udowodnić, że stwarzanie kłopotów traktowali jako nowy rodzaj rozgrywki. Wytchnienie od tych urwisów zawsze otrzymywała od anielskiej cierpliwości Yasmin. Delektując się boskim smakiem ciastka i herbaty z przyjemnością roztaczała przed nią wizje akcji promocyjnych, jakie mogłyby reklamować nową kolekcją.
Chaaya i Yasmin z tematu