Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Gospoda „Yggdrasil”

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Gospoda „Yggdrasil”
    Gospoda „Yggdrasil” jest miejscem o tyle ciekawym, że w przeciwieństwie do większości znajdujących się w Midgardzie lokali gastronomicznych, jej przestrzeń mieści się pod powierzchnią gruntu, w piwnicy jednej z kamienic, w której niegdyś znajdował się teatr, który po pożarze i renowacji budynku przeniósł  swoją działalność do innej części miasta. Obecnie gospoda ta jest jednym z najczęściej uczęszczanych lokali w okolicy, szczególnie upodobała ją sobie jednak młodzież, która nierzadko organizuje w jej wnętrzu amatorskie przedstawienia oraz krótkie, satyryczne seanse. Poza rozrywką w postaci występów, można tutaj także skosztować tradycyjnych, skandynawskich trunków – przede wszystkim lokalnego piwa oraz podawanego w okresie zimowym glöggu.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    15.05.2001

    W drodze do dzielnicy Ymira Starszego myślał o tym, jak zawsze potrafiła jątrzyć jego dumę. Nie wszystko da się kupić, czy naprawdę musiała mu d z i s i a j o tym przypomnieć, najwyraźniej nie wierząc, że zapamiętał jej ostatnią lekcję?
    Nigdy nie udało mu się kupić jej. Najpierw nawet nie próbował, ale nie udało mu się jeśli odebrała tak jego prezenty; nie udało mu się gdy obiecywał jej bezpieczeństwo i ochronę i nowe życie, nie udało mu się gdy w gniewie dorzucił do tego perspektywę pierścionka, ani gdy urządził wymowną scenę i ciskał jej pod nogi wszystkie pieniądze, które miał w skrytce w mieszkaniu (gdyby byli w banku, rozzłościłby się bardziej widowiskowo). Za nisko się cenisz, Asterin, skoro myślisz, że sypiam z t a n i m i dziwkami — syczał, przeliczając każdą wspólną noc na srebro i złoto, ale tych nocy było zbyt wiele, a kosztowności trzymanych w domu za mało. Nie wszystko dało się kupić, ale może powinna była spróbować wykupić własny sekret, ugłaskać go, okłamać, wziąć pieniądze, uwieść od nowa, płakać, błagać, cokolwiek. Liczył na to, ale tylko trzasnęła drzwiami; czy naprawdę nie mogłaby wtedy kupić jego, ostatni raz, skoro robiła to miesiącami? Szantaż wiszący nad jej głową byłby dla niego przyjemniejszy niż realizacja niespełnionej groźby i może żyłoby im się teraz łatwiej.
    To ona zdradziła go pierwsza. Nie z Kruczą Strażą, a z całą dzielnicą Ymira Starszego. Czy nawet nie domyślała się, jakie to upokarzające, dla kogoś, kto, kto...
    ...kto faktycznie pierwszy raz nie dostał wtedy w życiu tego, czego oczekiwał; i kto nie odpowiedział nic, gdy mu to wytknęła. Zwerbalizowanie takich myśli nawet we własnej głowie byłoby nie do zniesienia, a co dopiero na głos. Przeprosił, ale choć spodziewał się, że słowa spłyną z jego ust wraz ze słodkim jadem, oporem z którym przepraszał synów kolegów ojca i wszystkich, którzy powinni uważać go za miłego młodzieńca... to wewnętrzny sprzeciw gdzieś zniknął. Widać naprawdę chciał ją przeprosić, choć było to nieco niedorzeczne, a nieokreślona gorycz pozostała.
    - Zbyt nisko się cenisz jeśli nadal sądzisz, że chodziło o zachciankę. - mruknął cicho w Zaułku Motyli, widząc, jak zaskoczyły ją jego słowa. Zniszczyłaś coś we mnie pierwsza i nawet nie musiałaś się starać. Wybrała blizny na udach, wybrała biedę i poniżenie, wybrała upadlający zawód, wybrała los niegodny kogoś o jej błyskotliwości i sprycie—byleby nie wybrać jego, ulubieńca dziewcząt, kogoś zdolnego zapewnić jej wszystko.
    Czy zastanowiła się kiedyś nad tym, jak miał to odebrać? Nawet teraz, wchodząc do Yggdrasila, łypnął nieufnie na bawiącą się tutaj młodzież, zastanawiając się czy ktokolwiek z bywalców odrósł już od ziemi na tyle by pięć lat temu zapamiętać twarz i uda Asterin. Na Przesmyku Lokiego będzie się czuł jeszcze gorzej.
    A powinien przecież czuć się lepiej. Przystała na jego układ, po pierwszej próbie, po krótkiej rozmowie. Spodziewał się, że zajmie to więcej czasu, liczył się nawet z ewentualnością, że nie uda się wcale. Wiedza za wiedzę, rozpromienił się na krótko, gdy mu to obiecała. Wiedza, na której przekazanie nie starczy całego (jego) życia; wiążąca ich raz jeszcze ze wspólnej zależności. I nic poza tym, ale ani przez moment nie uwierzył w jej zapewnienie, traktując je raczej jako wyzwanie.
    Tym razem zdołam cię zdobyć, mała żmijo.
    Usiedli w kącie i choć najpierw Verner był nieufny wobec miejsca tak zatłoczonego, to szybko docenił jego zalety. Było tak gwarne, że aby Asterin go usłyszała musiał się nachylić nad stołem i albo szeptać jej do ucha, albo mówić wprost w jej wargi.
    Podobało mu się.
    - Pytałaś, jak można zaśniedzieć. - rozciągnął usta w dumnym uśmiechu. - Wiesz, pierwsze objawy są podobne do zatrucia magicznego... a potem już jakoś leci. Czysta fizjologia, choć nie zbadałem jej z perspektywy toksykologicznej. - zamruczał, doskonale wiedząc, że nie o to pytała; ale już i tak podał jej siebie na tacy, spowiedź nie mogła być za łatwa. Jeszcze zapomniałaby, że rozmawia z nim, z Vernerem. - Czego się napijesz? - było oczywiste, że to on stawia, jak zawsze. - Ja zadowolę się herbatą, muszę mieć jasny umysł - by nie zasnąć nad stołem, medycy odradzili mu alkohol i choć mógłby zaryzykować w innych warunkach, to nigdy przy Asterin - by chłonąć wiedzę.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    O tej godzinie Yggdrasil kipiał życiem. Przymglone dymem papierosowym światło igrało na szklanych powierzchniach kieliszków i kufli wypełnionych bursztynowym piwem, natomiast dźwięki tradycyjnej kapeli, tego wieczora grającej na żywo w jednym z kątów gospody, kładły się na drewnie, które niemal spijało ich wibracje. Akompaniował temu szum rozmów, a przy ladzie tłoczyli się weterani, których Asterin dobrze znała - połowicznie tylko młodsi, reszta natomiast z dumą nosiła bruzdy zmarszczek i długie brody opatrzone koralikami z wyrytymi nań symbolami runicznymi, nierzadko jedynymi cennymi przedmiotami w ich posiadaniu, bo podobno wspomnienia są bezcenne. Ona jednak marzyła tylko o tym, by się ich wyzbyć. Każdy krok w towarzystwie Vernera prowadzący przez spowite późnowieczorną ciemnością alejki przypominał jej o tym, że popełniała błąd, dopuszczając go do siebie na odległość krótszą niż dystans pokonywany przez śmiercionośną klątwę. Wydawał się jej swobodny i usatysfakcjonowany rozwojem wydarzeń, a sprężystość kroku, nawet nieufnie stawianego przez uliczki Ymira, dodawała mu animuszu, który doprowadzał ją do szału. Niczego nie była mu winna, niczego nie powinna mu ułatwiać, niczego nie powinna go uczyć - i chociaż wmawiała sobie, że jego wiedza okaże się lukrowanym kąskiem, za który Wujek ją wynagrodzi, to irytujący głosik za parawanem myśli, przypominający brzęczenie roju os, śmiał podpowiadać, że nie robiła tego dla profitów. Że było w nim coś, czego nie potrafiła sobie odmówić, nawet mimo upokorzenia na wieczność odciśniętego w miękkim wnętrzu prawej dłoni. Obserwowanie kątem oka, jak ledwo dostrzegalnie spinał się w skądinąd obcej dzielnicy (na bogów, wciąż potrafiła rozpoznawać w nim skąpo nakreślone sygnały uważności, ostrożności i podszywającego je dyskomfortu), było jedynym, co sprawiało jej jakąkolwiek radość. Poza tym kwitło w niej rozdrażnienie, którego nie odpędził nawet rześki wieczorny wiatr. Asterin prowadziła go do celu bez słowa, odpowiadając ciszą, jeśli Verner próbował ją przełamać, jakby ignorowanie go mogło sprawić, że wrzeciono czasu zostanie cofnięte i chwila, w której spotkali się w zaułku motyli, zostanie nawleczona z powrotem na szpulę przeznaczenia. Nic bardziej mylnego - gdy wchodzili do pulchnej od rozmów, muzyki i woni alkoholu karczmy, on wciąż był obok, podle piękniejszy niż każdy mężczyzna przebywający pod dachem przybytku. Niektórym skinęła głową w oszczędnym (i znacznie mniej brutalnym niż wobec niego) powitaniu, lecz nie zatrzymała się na dłużej przy żadnym stoliku, bez słowa zwracając krok ku wolnemu miejscu, w kącie po przeciwległej stronie sali do przygrywających dziś muzyków.
    Mimo że jej wnętrze zastygło na widok pochylającego się ku niej galdra po tym, jak usiedli, dołożyła wszelkich starań, by żaden ślad emocji nie odcisnął się w glinie mimiki. Obserwowała jego zadowolony uśmiech, zwróciła uwagę, jak jego oczy rozpromieniły się, gdy korzystał z kolejnej okazji, by szerzyć przemądrzalstwo, a przy tym miała wrażenie, że był szczerze… usatysfakcjonowany nowym stanem, w jakim się znalazł.
    - Co za sprytna i zabawna odpowiedź, Vernerze. Musiałeś przygotowywać ją całą drogę - zacmokała z politowaniem, podpierając brodę na dłoni. Spojrzenie uparcie wczepiało się przy tym w srebro jego tęczówek, zniecierpliwione, liźnięte naganą i powidokiem rozdrażnienia, które jeszcze w niej nie osłabło. - Może być ciemne piwo - dodała, czuła bowiem, że bez alkoholu prędzej czy później rozszarpie mu gardło i wyłupie oczy, które następnie nawlecze na warkocz ulubionych pereł w formie makabrycznego trofeum. Wystarczyło kilka słów, aby znów przypomniał jej, jak potrafił ją irytować. - Dzisiaj i tak nie będzie żadnej nauki. Na początek chcę wiedzieć co do tego doprowadziło, mądralo. Jak to się stało, kiedy zacząłeś, czemu ktoś tak wychuchany zdecydował się nagle skoczyć w czarne fale i sprawdzić, co kryje się tam, gdzie dociera niewielu. Czy uczyłeś się sam, czy pod czyimś okiem. Bez błaznowania - wywróciła oczyma, nie prowokuj mnie. Verner żył i obracał się wokół toksyn, oswoił je jak dzikie bestie, lecz to, do czego się przymierzył, było trucizną innego rodzaju: zaszczepiającą w człowieku nieustający głód podobny narkotycznemu uzależnieniu, swoistym cieniem, którego nie sposób ani prześcignąć, ani uniknąć.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Początkowo próbował ją zagadywać, ale cisza udzieliła się i jemu, a zamiast pokusy testowania granic Asterin wciągnęły go posępne przemyślenia. Nigdy nie czuł wyrzutów sumienia i nie chciał nazywać nimi tego, co czuł teraz, więc konfrontacja z jej Pieczęcią Lokiego była skomplikowana i niewygodna—zwłaszcza, że dla Asterin była pierwszą, ale dla niego którąś z kolei i pierwszą na jawie. Może dlatego tak dźgała go jej odegrana w zaułku motyli obojętność, czy naprawdę nie myślała o nim gdy spoglądała na swoją dłoń, czy tak dobrze udawała? Czy mogła spać spokojnie, gdy jego dręczyły koszmary? Jak dobrze znała mężczyzn, z którymi teraz się witała? Zmierzył ich uważnym spojrzeniem, zapamiętując twarze. Czy któryś z nich zostawił jej blizny? (Ja nigdy nie zostawiłbym ci blizn, syczał gdy próbował ją przekonać do odejścia; gdzieś pomiędzy proszeniem a wściekłością; ale gdy odeszła obietnica wspólnej przyszłości przestała obowiązywać i zostawił po sobie jedyną bliznę, której nie mogła ukryć). Wyobrażał sobie, jak otrułby każdego z nich, w tej gospodzie byłoby to dziecinnie proste.
    - Czyli jednak cię rozbawiła. - udał, że nie wychwycił jej ironii, bo wiedział, że to zirytuje ją jeszcze bardziej. Nachylił nad stołem w jej stronę, by nie musiała zadzierać brody by patrzeć mu w oczy i by móc do niej szeptać. Bliżej, bezczelnie naginając wytyczone przez nich granice. Sama wybrałaś takie miejsce, mała żmijo. W jego salonie mogłaby siedzieć na wygodnym fotelu, dwa metry od niego.
    - Ciemne piwo, herbata, i…? Zapraszałem cię na kolację i wzięłaś mnie do gospody. - wytknął jej, próbując za pomocą logiki udowodnić, że już przyjęła zaproszenie. Odmówiła jego propozycjom, chcąc zachować kontrolę, ale podobała mu się jej alternatywa, na tyle płynna by nawet w obcym dla siebie środowisku mógł się zachowywać jakby to wszystko zaplanował. - Ja zamawiam, jestem głodny jak orm. - skłamał gładko. Był głodny gdy obudził się o szesnastej i nie wiedział, czy przełknie cokolwiek teraz, ale zastanawiał się jak i ile Asterin zarabiała teraz, a nawet jak często jadła gorące posiłki bez oszczędności (nieco przeceniał przepaść pomiędzy stanem ich portfela) lub bez pośpiechu. Gdyby wiedziała, udusiłaby go chyba i nie zjadła nic więcej nigdy, więc skutecznie udawał nonszalancję—teraz i pięć lat temu.
    - Wychuchany? - parsknął i przewrócił oczyma. We wspomnienia wkradły się namiętniejsze z ich wspólnych nocy, tamten wieczór gdy jak wąż oplotła go nogami pod prysznicem, a on trzymał ciężar jej i swojego ciała; poranek gdy wziął ją w góry pokazać jej gdzie poza rezerwatem szukać łusek ormów i zwalniał tempo żeby mogła dotrzymać mu kroku; popołudnie gdy całował ją bez lęku po tym jak jej oczy zaszły mgłą i obiecywał, że mu to nie przeszkadza. Miał ochotę jej je wytknąć, ale każde z tych wspomnień zatruło się jadem—Asterin wróci do tematu pieczęci, a jemu cisnęło się na usta pytanie co było kłamstwem i czy w chwilach tamtej niewychuchanej namiętności był tylko klientem.
    Roztropnie powstrzymał się zatem od tej jednej riposty.
    Zwłaszcza, że może i ona go okłamywała, ale cała historia o którą właśnie prosiła będzie kłamstwem. Gdy zatrzasnęły się za nią drzwi, a on został sam z pieniędzmi rozrzuconymi po całym parkiecie, obiecał sobie, że już nigdy nie będzie tak słaby na jej oczach i nie pozwoli jej tak o sobie myśleć. Może zatarł nieco tamto wrażenie, gdy wypalał pieczęć na jej dłoni, a w jej błękitnych oczach wreszcie błysnął strach, ale nie wskrzesi go, nie dzisiaj, najlepiej nigdy, pomimo całej nieprzewidywalności menady.
    To choroba i Asterin były głównymi powodami, dla których oślepł, ale o pierwszym powodzie nie mogła się dowiedzieć, a drugiego musiała domyślić się sama.
    -Czarne fale, jak poetycko. - mruknął. -Skoro bez błaznowania, to nie mogę odpłacić się nawet metaforą? To długa historia, ale skrócę ją specjalnie dla ciebie. - spoważniał, w bliźniaczym geście podparł dłońmi brodę i spojrzał jej prosto w oczy. - Jak wiesz, zatrucie magiczne to zatrucie. - zaczął powoli, z pokerową twarzą i tylko absurd tych słów zdradzał cień dowcipu. - A Forsbergowie są odporni na trucizny. Jaki byłby ze mnie toksykolog, gdybym nie sprawdził, jak daleko mogę zabrnąć? Jeszcze znalazłbym przypadkiem odtrutkę na zaśniedzenie. - dopiero teraz błysnął zębami w uśmiechu i roześmiał, za nich dwoje. - Och, Asterin, Asterin, musiałem cię powstrzymać chwilę w suspensie. Napawać się tym, że jesteś zaskoczona. Rzadko bywasz zaskoczona, ale naprawdę zaskakuje cię, że nie chciałem tylko badać trucizn, że chciałem je tworzyć? -może tak, może zawsze miałaś mnie za idiotę i nigdy nie chciałaś mnie poznać - przemknęło mu przez myśl, obcym i zdradzieckim głosem, jego-i-nie-jego zarazem. Przed rozwinięciem się menady nie miewał takich myśli, n i g d y nie wątpił w siebie, przed menadą nigdy nie miewał przelotnych ukłuć strachu i innych niezrozumiałych emocji; n i e c h c i a ł ich i uważał je za chorobliwą słabość własnego umysłu. Inni ludzie na pewno nigdy nie mierzyli się z tak okrutnymi kpinami we własnej głowie, a poza tym nikt nigdy nie przyprawił nikomu rogów tak spektakularnie jak Asterin jemu. Na sekundę stracił rezon, ale prędko zamrugał (mając nadzieję, że nie zastygł w milczeniu na nazbyt długo, ale sądząc po minie Asterin, chyba jeszcze nie) i zmusił się do kolejnego nonszalanckiego uśmiechu. Był Vernerem Forsberg, do cholery, nigdy nie miał kompleksów ani czarnych myśli i nigdy mieć ich nie będzie i żadna choroba tego nie zmieni.
    -Od Księgi Gullveig do ksiąg zakazanych droga jest niedaleka. - wyjaśnił, tym razem poważniej, nie tyle z powodu powagi tematu co wcześniejszego zawahania. -Trochę sam, trochę z zaufanym człowiekiem. Uznałem, że będziesz wolała ucznia bardziej zaawansowanego niż początkujący. - uśmiech powrócił, a oczy rozbłysły nagle. -Jak przeżyłaś swoje wejście w ciemne fale? To naprawdę jest jak zatrucie, nie sądzisz? Tylko, że antidotum nie można uwarzyć, by wrócić do sił trzeba wykrzesać je… jak to mówisz? Z siebie. Za to miesiąc mija z matematyczną wręcz precyzją. - opowiedział z chorobliwie naukową ciekawością, z wyuczoną przez lata nonszalancją, nie dając po sobie poznać rzeczywistości, której i tak musiała się domyślać i którą przeżył każdy ślepiec; miesiąca bólu i osłabienia; niepewności czy własny organizm to wytrzyma, agonalnego głodu i nasilonych halucynacji. Okupił swoją przemianę jeszcze dłuższymi drzemkami, ryzykiem śpiączki, strachem w oczach ślepca, który długo nim kiedyś potrząsał; najboleśniejszą z wizji Asterin. Wspomnienia były koszmarne, agonia bolała, ale liczył się z tym—wolał taką agonię niż sen. Nie był zresztą jednym z tych ślepców, którzy lekkomyślnie rzucają zaklęcia i ze zdziwieniem witają czerń żył na przedramionach. Miesiąc ciągłego rzucania zaklęć i miesiąc zatrucia, przeczytał, i po podjęciu decyzji zastosował się do tego z matematyczną precyzją, chcąc w porę przekupić uzdrowiciela z sanatorium i ogłosić “wyjazd”, chcąc jak najprędzej mieć za sobą nieuniknione i jak najprędzej powrócić do pozorów rodzinnego życia. Matematyka nieco zawiodła, ale był tu, żywy, przetrwał.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.