Atelier Frue Johansen
3 posters
Mistrz Gry
Atelier Frue Johansen Nie 13 Gru - 13:53
Atelier Frue Johansen
Atelier Frue Johansen mieści się na samym końcu ulicy Handlowej i jest ulubionym miejscem każdej kobiety, która nie boi się eksperymentować ze swoim wyglądem. Został założony przez stosunkowo młodą Norweżkę, której niespodziewanie udało się podbić serca całej Skandynawii. Niewielkie przedsiębiorstwo z biegiem lat zamieniło się w dobrze prosperujący dom mody. W witrynie na parterze zawsze można podziwiać najnowszą kolekcję Frue Johansen – na dwóch kolejnych piętrach kamienicy z końca XIX wieku mieszczą się za to pozostałe pomieszczenia, takie jak przymierzalnia, szwalnia, przechowalnia czy gabinet samej właścicielki.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Sob 13 Kwi - 15:42
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
20.06.2001
Któraż kobieta nie lubi zakupów, zwłaszcza tych odzieżowych. Vaia nie była wyjątkiem, absolutnie nie, choć do strojnisi było jej bardzo daleko, bo ubrania powinny być po prostu wygodne i umożliwiać skopanie komuś tyłka. Skrzywienie zawodowe? Pewnie tak. Solidne skrzywienie warto dodać. Kompletnie nie znała się więc ani na modzie, ani na seksownych ciuszkach, zresztą nie potrzebowała wcale ubierać się w rzeczy, w których miałaby się komukolwiek podobać. Nie miała nawet takiej osoby, chociaż głupie myśli pojawiały się od czasu do czasu.
I właśnie jedna z takich myśli zatargała ją wprost w objęcia ulicy handlowej. Jakby się tak zastanowić, w pełni zasługiwała na jakiś nowy ciuszek. Istniała całkiem spora szansa, że coś wpadnie jej w oko, a poza tym chyba jednak wypadało trochę uzupełnić garderobę. Ostatnio udało jej się zniszczyć kilka ubrań, czy to podczas misji czy w trakcie rytuału. Może i decyzja o przeprowadzeniu go była ryzykowna. Może i skrajnie nieodpowiedzialna, bo przecież mogła nie wrócić. Ale jakoś tak… nie żałowała. Czuła się kompletna. Czuła się szczęśliwa i pełna ulgi, gdy zrozumiała to, co powinna zrozumieć już dawno. Była zwyczajnie sobą, nawet jeśli tak troszeczkę naruszyła granice, których ruszać nie powinna. Ale co tam. Żyła. Nikomu nic się nie stało. I nawet irytujące temperatury midgardzkiego lata – to jest kpina, nie lato! – nie przeszkadzały jej aż tak mocno. Niedługo pewnie znowu zaczną, ale teraz była zbyt zadowolona chyba z wszystkiego, żeby się tym faktem przejmować.
Pół drogi spędziła rozmyślając, jakie w ogóle ubrania były jej potrzebne. Na pewno kilka bluzek. Koszulek. Może jakaś jedna ozdobna i fikuśna, ale przede wszystkim coś pod mundur i ot tak, na co dzień. Najlepiej w jej stylu, ale znając życie tutaj takich rzeczy nie uświadczy, żeby odsłaniały większość ramion. Cóż, zostawało jej się pogodzić z tym faktem. A może znalazłaby jakieś nowe, fajne spodnie? To wcale, a wcale nie był aż tak beznadziejny pomysł, choć patrząc na tym, że jej myśli skręcały do ciuchów, które jej się podobały, ale w życiu by nie ubrała ich na siebie… Cóż. Zakupy zapowiadały się ciekawie.
Jak zwykle zresztą zatrzymała się przed Atelier Frue Johansen. Średnio radziła sobie z tą nazwą, dla jej ojczystego języka była dość dziwna, ale jednocześnie charakterystyczna. Zajrzała przez szybę, patrząc na ubrania wystawione w witrynce. Nic w sumie, co przyciągałoby jej wzrok, no może poza jedną sukienką. Wyglądała na bardzo luźną i zwiewną, wprawdzie w jakieś kwiatki, ale duże, co wyglądało naprawdę ładnie, błękit też był całkiem całkiem, a do tego miała odsłonięte całkowicie ramiona. Ale była przy tym skandalicznie krótka, a Vaia nie nosiła sukienek. Przynajmniej nie w Midgardzie, bo w Brazylii, kiedyś, jej się zdarzało. Chwilę walczyła z sobą samą, by w końcu dojść do twórczego wniosku, że przecież nic jej nie szkodzi zajrzeć do sklepu i obejrzeć z bliska, prawda? Na pewno z bliska znajdzie jeszcze więcej argumentów, by na ciuszek nie spojrzeć.
Poprawiła przerzuconą przez ramię torbę i weszła do środka Atelier, z zamiarem skierowania się wprost do sukienki, która przykuła jej uwagę. No ale zamiary lubią się zmieniać, zwłaszcza, gdy ku własnemu zaskoczeniu dojrzała znajomą twarz wśród eleganckich kreacji. Od razu zmieniła więc miejsce docelowe, by podkraść się za Asterin, choć jej kroki na pewno były słyszalne.
- Proszę proszę, kogo moje oczy widzą. – zaśmiała się lekko, naprawdę z radością. Dawno nie widziała kobiety, ot nie stykało im się. – Też przyszłaś pooglądać, co mają ciekawego? – dopiero po wzajemnym rozpoznaniu przytuliła kobietę na powitanie. – Dawno się nie widziałyśmy!
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Nie 14 Kwi - 22:51
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Była niczym rysa na eleganckiej porcelanie handlowego dystryktu na Ostatniej Walkirii - jak keloidowa blizna na miękkiej, mlecznej skórze, jak ślad farby schlapującej niedbale na meble, nie do zdarcia ani wyczyszczenia. Nie zważała jednak na podejrzliwe, niechlubne spojrzenia, ciągnące się za nią jak tren sukienki. Wypłowiałe czarne spodnie przykrywały sięgające kostki obramowania butów na płaskim obcasie, natomiast kobaltowa, dość przylegająca bluzka zdawała się zbyt zwyczajna, by można było przekroczyć w niej próg atelier. Wyjątkowo nie nosiła dziś rękawiczek - za pomocą fela sektina wyzbywając się atramentowego piętna z dłoni, ukrywając znamię chociaż na moment, na jedną złudną chwilę pozwalającą jej poczuć się tak, jak pięć lat temu, gdy jej ciało było wolne od dowodów najcięższej zdrady. W dzielnicy Walkirii kryło się zbyt wiele zmiennych nie do przewidzenia i nie zamierzała ryzykować linczu ze strony zaściankowego społeczeństwa.
Pieniądze, których jej nie brakowało, zalegały w skrytkach, przeznaczone na przyszłość, która równie dobrze mogła nigdy nie nadejść - w pewnym sensie przyrównując Asterin do sroki, która preferowała upychać swoje skarby w gnieździe, zamiast je trwonić. Nie oznaczało to, że nie miała jej zachcianek, och, tych miała od groma: piękne sukienki, apaszki, rękawiczki, urokliwa biżuteria, połyskliwe buty czy bielizna tak aksamitna w dotyku, jakby utkano ją z pajęczyny. Wydobywała ze swoich sakiewek porcję talarów i karmiła nimi przemysł odzieżowy, tylko po to, by następnie upchnąć zdobycze gdzieś w szafach, w szufladach. Nikt ani na Ymirze, ani tym bardziej na Przesmyku nie powinien podejrzewać jej o dobrą sytuację materialną, noszenie wszystkich tych rzeczy było zresztą niezgodne z obrazem, który chciała sobą budować - rynsztokowej dilerki, uwikłanej w brutalne interesy półświatkowego potentata, przybocznej szanowanego, niesławnego człowieka.
Każdego miesiąca mimo wszystko pozwalała sobie na kolejne zakupy, uważając, by nikt znajomy nie stał się tego świadkiem. Wyruszała samotnie, oddalała się od stałych kątów i uliczek pełnych znajomych twarzy, strząsała z siebie płaszcz codziennych spojrzeń, do których przywykła, by zapuścić się w rewir cieszący się pewną elegancją, schludnością, czymś, co mieszkańcy Midgardu uznaliby po prostu za normalność.
Czymś, co jej normalnością jednakże nie było. Wodziła wzrokiem po kolorowych witrynach, zatrzymywała spojrzenie na przykuwających uwagę manekinach, przesuwała nawet opuszkami po szkle, rozważając, czy dana rzecz stanie się tą, którą zabierze ze sobą do domu. Zwichrzone, niesforne kosmyki włosów w kolorze zboża niemal całkowicie wysunęły się z nisko zaplecionego koka, język klikał o podniebienie w kontemplacji. Nie miała złudzeń, że ekspedientki w Atelier Frue Johansen patrzyły na nią jak na wymoczka, może podejrzewały, że Asterin miała zamiar coś stąd ukraść, ale musiała przyznać, że stosownie kryły się ze swoimi obawami. Gdyby nie była uważniejsza, mogłaby nawet tego nie zauważyć - z kolei ich postawa złagodniała niejako, kiedy zaszyła się w przymierzalni i raz na jakiś czas prosiła je o doniesienie odpowiedniego rozmiaru. Większość spódnic była na nią za długa (przeklęte krótkie nogi, jakby boskie wyroki nie dość miały ją wkurwiać, to jeszcze to), w mnogości spodni wyglądała jak strach na wróble, z którego nogawki smętnie zwisają w kierunku ziemi, ale znalazło się kilka ubrań, które okazały się na nią zaskakująco dobre. Zostawiła je w okupowanej przez siebie przymierzalni, po czym wyszła jeszcze na chwilę, by urządzić ostateczny rekonesans po sklepowych alejkach, upewniwszy się tym samym, że nie przegapiła niczego, czego jej serce mogłoby zapragnąć. Odgłosy kroków, tutaj, w miejscu, gdzie były oczywiste, jej nie alarmowały - zrobił to jednak znajomy głos, który sprawił, że natychmiast zamarła, niczym dziecko przyłapane na niecnym uczynku. Przecież nikt nie miał jej tutaj spotkać! Obróciła się w kierunku Vai powoli, zarumieniona, z szeroko otwartymi oczyma, spostrzegłszy, że radosny ton kobiety sprawił, że oblało ją trudne do nazwania ciepło.
- Jak mogłaś mnie nakryć? Tak świetnie się z tym ukrywałam - burknęła z urazą, prędko rozświetloną przez półksiężyc jej własnego uśmiechu - wciąż zakłopotanego i poruszonego, skoro był to jej sekret, skrupulatnie pielęgnowana tajemnica, której odkrycie przysporzyło ją o szybsze bicie serca i dziwne napięcie. Mimo to przytuliła przylegającą do niej Vaię, zamknąwszy ją w niemal niedźwiedzim uścisku, mocnym, stanowczym i celowo przerysowanym. - Nikomu nie mów, że mnie tu widziałaś - przestrzegła, lekko stukając opuszkami o policzek towarzyszki w znajomej, powitalnej pieszczocie. - Nigdy wcześniej tu nie byłam, bo witryna sprawiała wrażenie kija w dupie, ale pomyślałam, że dziś spróbuję. I jest całkiem nieźle - przyznała, rozbawiona czerwienią wstępującą na policzki kręcącej się nieopodal pracownicy, która jej podsumowanie panującej w Atelier atmosfery musiała odebrać personalnie. - A ty? Myślałam, że wybierasz inne sklepy - rzuciła swobodnie; to samo można by powiedzieć o Asterin, najwyraźniej więc tkwiły w tym obie, łamiąc skojarzenia trwale dopisane do swoich osób, do swoich charakterystyk, preferencji pokazywanych światu. - Co ci wpadło w oko? - zagaiła, szczerze ciekawa. Podszyte irytacją zażenowanie na odkrycie swojej tajemnicy zaczynało powoli ustępować - bo może dzielić z kimś ten sekret wcale nie byłoby źle? Z Vaią, właśnie z nią.
Fela sektina – pozwala przez jedną rozgrywkę ukryć Pieczęć Lokiego. Używanie częściej niż raz w miesiącu może doprowadzić do choroby kończyny i jej samoistnej amputacji.
40 | 24 + 31 + 5 = 60, gra gitara
Pieniądze, których jej nie brakowało, zalegały w skrytkach, przeznaczone na przyszłość, która równie dobrze mogła nigdy nie nadejść - w pewnym sensie przyrównując Asterin do sroki, która preferowała upychać swoje skarby w gnieździe, zamiast je trwonić. Nie oznaczało to, że nie miała jej zachcianek, och, tych miała od groma: piękne sukienki, apaszki, rękawiczki, urokliwa biżuteria, połyskliwe buty czy bielizna tak aksamitna w dotyku, jakby utkano ją z pajęczyny. Wydobywała ze swoich sakiewek porcję talarów i karmiła nimi przemysł odzieżowy, tylko po to, by następnie upchnąć zdobycze gdzieś w szafach, w szufladach. Nikt ani na Ymirze, ani tym bardziej na Przesmyku nie powinien podejrzewać jej o dobrą sytuację materialną, noszenie wszystkich tych rzeczy było zresztą niezgodne z obrazem, który chciała sobą budować - rynsztokowej dilerki, uwikłanej w brutalne interesy półświatkowego potentata, przybocznej szanowanego, niesławnego człowieka.
Każdego miesiąca mimo wszystko pozwalała sobie na kolejne zakupy, uważając, by nikt znajomy nie stał się tego świadkiem. Wyruszała samotnie, oddalała się od stałych kątów i uliczek pełnych znajomych twarzy, strząsała z siebie płaszcz codziennych spojrzeń, do których przywykła, by zapuścić się w rewir cieszący się pewną elegancją, schludnością, czymś, co mieszkańcy Midgardu uznaliby po prostu za normalność.
Czymś, co jej normalnością jednakże nie było. Wodziła wzrokiem po kolorowych witrynach, zatrzymywała spojrzenie na przykuwających uwagę manekinach, przesuwała nawet opuszkami po szkle, rozważając, czy dana rzecz stanie się tą, którą zabierze ze sobą do domu. Zwichrzone, niesforne kosmyki włosów w kolorze zboża niemal całkowicie wysunęły się z nisko zaplecionego koka, język klikał o podniebienie w kontemplacji. Nie miała złudzeń, że ekspedientki w Atelier Frue Johansen patrzyły na nią jak na wymoczka, może podejrzewały, że Asterin miała zamiar coś stąd ukraść, ale musiała przyznać, że stosownie kryły się ze swoimi obawami. Gdyby nie była uważniejsza, mogłaby nawet tego nie zauważyć - z kolei ich postawa złagodniała niejako, kiedy zaszyła się w przymierzalni i raz na jakiś czas prosiła je o doniesienie odpowiedniego rozmiaru. Większość spódnic była na nią za długa (przeklęte krótkie nogi, jakby boskie wyroki nie dość miały ją wkurwiać, to jeszcze to), w mnogości spodni wyglądała jak strach na wróble, z którego nogawki smętnie zwisają w kierunku ziemi, ale znalazło się kilka ubrań, które okazały się na nią zaskakująco dobre. Zostawiła je w okupowanej przez siebie przymierzalni, po czym wyszła jeszcze na chwilę, by urządzić ostateczny rekonesans po sklepowych alejkach, upewniwszy się tym samym, że nie przegapiła niczego, czego jej serce mogłoby zapragnąć. Odgłosy kroków, tutaj, w miejscu, gdzie były oczywiste, jej nie alarmowały - zrobił to jednak znajomy głos, który sprawił, że natychmiast zamarła, niczym dziecko przyłapane na niecnym uczynku. Przecież nikt nie miał jej tutaj spotkać! Obróciła się w kierunku Vai powoli, zarumieniona, z szeroko otwartymi oczyma, spostrzegłszy, że radosny ton kobiety sprawił, że oblało ją trudne do nazwania ciepło.
- Jak mogłaś mnie nakryć? Tak świetnie się z tym ukrywałam - burknęła z urazą, prędko rozświetloną przez półksiężyc jej własnego uśmiechu - wciąż zakłopotanego i poruszonego, skoro był to jej sekret, skrupulatnie pielęgnowana tajemnica, której odkrycie przysporzyło ją o szybsze bicie serca i dziwne napięcie. Mimo to przytuliła przylegającą do niej Vaię, zamknąwszy ją w niemal niedźwiedzim uścisku, mocnym, stanowczym i celowo przerysowanym. - Nikomu nie mów, że mnie tu widziałaś - przestrzegła, lekko stukając opuszkami o policzek towarzyszki w znajomej, powitalnej pieszczocie. - Nigdy wcześniej tu nie byłam, bo witryna sprawiała wrażenie kija w dupie, ale pomyślałam, że dziś spróbuję. I jest całkiem nieźle - przyznała, rozbawiona czerwienią wstępującą na policzki kręcącej się nieopodal pracownicy, która jej podsumowanie panującej w Atelier atmosfery musiała odebrać personalnie. - A ty? Myślałam, że wybierasz inne sklepy - rzuciła swobodnie; to samo można by powiedzieć o Asterin, najwyraźniej więc tkwiły w tym obie, łamiąc skojarzenia trwale dopisane do swoich osób, do swoich charakterystyk, preferencji pokazywanych światu. - Co ci wpadło w oko? - zagaiła, szczerze ciekawa. Podszyte irytacją zażenowanie na odkrycie swojej tajemnicy zaczynało powoli ustępować - bo może dzielić z kimś ten sekret wcale nie byłoby źle? Z Vaią, właśnie z nią.
Fela sektina – pozwala przez jedną rozgrywkę ukryć Pieczęć Lokiego. Używanie częściej niż raz w miesiącu może doprowadzić do choroby kończyny i jej samoistnej amputacji.
40 | 24 + 31 + 5 = 60, gra gitara
Mistrz Gry
Re: Atelier Frue Johansen Nie 14 Kwi - 22:51
The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości
'k100' : 24
'k100' : 24
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Pią 19 Kwi - 13:40
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Będąc w Midgardzie Vaia całkowicie zdążyła się już przyzwyczaić do spojrzeń ludzi, spoczywających na niej czasem z siłą ciężkiej materii okrywającej ciało. Była obca, wyróżniała się swoją karmelową cerą, burzą czarnych loków i niskim wzrostem. Zawsze ktoś się na nią gapił, spojrzeń w sklepach nawet już nie dostrzegała. Zresztą w Brazylii też się na nią gapili, najczęściej ze względu na blizny. Gdzie by nie pojechała i tak przyciągała spojrzenia, choć w Midgardzie akurat było najlepiej, bo były to spojrzenia rzucane po prostu komuś, kto nie wyglądał na rodzimego mieszkańca tych stron. Albo dziewczynie wiosną zawiniętą w kilka swetrów, takie były chyba najlepsze. Przyzwyczaiła się.
Także nawet w Atelier, gdy weszła tam w swoich trampkach, pociętych dżinsach i koszulce z zabawnymi napisami, z narzuconą skórzaną kurtką jeszcze pamiętającą czasy Warty, musiała wzbudzać spojrzenia. I wzbudzała je, ale jak typowy kot albo je ignorowała, albo jeszcze odpowiadała swoim własnym, obijając speszenie w kierunku patrzących. Teraz jednak mogła się serdecznie uśmiać, bo jakby na to nie spojrzeć, razem z Asterin pasowały tu jak pięść do nosa ze swoimi strojami. Przynajmniej blondynka miała bardzo podobny wzrost do jej własnego, więc nie wyglądały zabawnie w powitalnym przytulasku.
- No taki już mój urok no, znajduję złe miejsca w złym czasie. - roześmiała się lekko na wyrzut kobiety, tylko udając zawstydzenie. W sumie cieszyła się, że ją tu spotkała, zawsze lepiej było pytać kogoś, jak się wygląda w kreacji niż ufać lustrom. Te umiały zakłamywać rzeczywistość a poza tym Vaia znała się na ciuchach tak samo jak na przewidywaniu przyszłości - czyli wcale.
- Milczę niczym omszony głaz... O ile pomożesz mi coś dobrać. Bo moja znajomość mody opiera się o wszystko, w, czym wygodnie można skopać zadki elementowi przestępczemu. - puściła jej oczko i w swobodny sposób poprawiła ten jej idealny koczek. Sama swoich włosów nawet nie próbowała okiełznać, ograniczając się w razie potrzeby do ściągnięcia ich gumką albo klamrą. Raz jeden, do ślubu, elegancko je wyprostowała i miała fantazyjne upięcie. Dziewczyny męczyły się z tym przez 5 godzin i Vaia uznała, że nigdy więcej. No ale wtedy dopiero wyglądała...
- Ja często tu przechodzę. Tak o zerknąć przez witrynę. Ale gdzie mnie do eleganckich kreacji, więc zwykle szlam dalej, żeby uzupełnić jakieś spodnie czy koszulki. Zresztą widać. - odsunęła się lekko, wskazując na swój strój. - Ale nikt nie broni mi oglądać… Tam jest taka jedna sukienka, ale ja nie noszę sukienek, a poza tym jest za krótka. I nie mam do niej butów. I jest zdecydowanie za lekka w kwestii waszych temperatur tutaj, czy ty uwierzysz, że nasza zima potrafi być cieplejsza niż wasze lato? - przewróciła oczami, a od strony ekspedientki dobiegło jej zduszone parsknięcie śmiechem, gdy nie potrafiła powstrzymać reakcji na narzekanie Vai. - Nic nie poradzę! - puściła żartobliwie oczko do dziewczyny, wracając wzrokiem do Asterin. - Chociaż popatrz na tamtą… W życiu bym tego nie ubrała, czułabym się jak idiotka, ale jest piękna. - westchnęła, wskazując na manekin i długą kreację odsłaniającą całkiem sporo ciała, ale w ten rozpalający wyobraźnię sposób, a nie wulgarny. - Nadal potrzebuję bluzek i spodni. Masz coś ciekawego na oku? Pomóc ci coś wybrać? - uśmiechnęła się szeroko, porzucając chwilowo swoje plany, bo eleganckie rzeczy nie były jej typem. Nie pasowała do nich i tyle.
Także nawet w Atelier, gdy weszła tam w swoich trampkach, pociętych dżinsach i koszulce z zabawnymi napisami, z narzuconą skórzaną kurtką jeszcze pamiętającą czasy Warty, musiała wzbudzać spojrzenia. I wzbudzała je, ale jak typowy kot albo je ignorowała, albo jeszcze odpowiadała swoim własnym, obijając speszenie w kierunku patrzących. Teraz jednak mogła się serdecznie uśmiać, bo jakby na to nie spojrzeć, razem z Asterin pasowały tu jak pięść do nosa ze swoimi strojami. Przynajmniej blondynka miała bardzo podobny wzrost do jej własnego, więc nie wyglądały zabawnie w powitalnym przytulasku.
- No taki już mój urok no, znajduję złe miejsca w złym czasie. - roześmiała się lekko na wyrzut kobiety, tylko udając zawstydzenie. W sumie cieszyła się, że ją tu spotkała, zawsze lepiej było pytać kogoś, jak się wygląda w kreacji niż ufać lustrom. Te umiały zakłamywać rzeczywistość a poza tym Vaia znała się na ciuchach tak samo jak na przewidywaniu przyszłości - czyli wcale.
- Milczę niczym omszony głaz... O ile pomożesz mi coś dobrać. Bo moja znajomość mody opiera się o wszystko, w, czym wygodnie można skopać zadki elementowi przestępczemu. - puściła jej oczko i w swobodny sposób poprawiła ten jej idealny koczek. Sama swoich włosów nawet nie próbowała okiełznać, ograniczając się w razie potrzeby do ściągnięcia ich gumką albo klamrą. Raz jeden, do ślubu, elegancko je wyprostowała i miała fantazyjne upięcie. Dziewczyny męczyły się z tym przez 5 godzin i Vaia uznała, że nigdy więcej. No ale wtedy dopiero wyglądała...
- Ja często tu przechodzę. Tak o zerknąć przez witrynę. Ale gdzie mnie do eleganckich kreacji, więc zwykle szlam dalej, żeby uzupełnić jakieś spodnie czy koszulki. Zresztą widać. - odsunęła się lekko, wskazując na swój strój. - Ale nikt nie broni mi oglądać… Tam jest taka jedna sukienka, ale ja nie noszę sukienek, a poza tym jest za krótka. I nie mam do niej butów. I jest zdecydowanie za lekka w kwestii waszych temperatur tutaj, czy ty uwierzysz, że nasza zima potrafi być cieplejsza niż wasze lato? - przewróciła oczami, a od strony ekspedientki dobiegło jej zduszone parsknięcie śmiechem, gdy nie potrafiła powstrzymać reakcji na narzekanie Vai. - Nic nie poradzę! - puściła żartobliwie oczko do dziewczyny, wracając wzrokiem do Asterin. - Chociaż popatrz na tamtą… W życiu bym tego nie ubrała, czułabym się jak idiotka, ale jest piękna. - westchnęła, wskazując na manekin i długą kreację odsłaniającą całkiem sporo ciała, ale w ten rozpalający wyobraźnię sposób, a nie wulgarny. - Nadal potrzebuję bluzek i spodni. Masz coś ciekawego na oku? Pomóc ci coś wybrać? - uśmiechnęła się szeroko, porzucając chwilowo swoje plany, bo eleganckie rzeczy nie były jej typem. Nie pasowała do nich i tyle.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Pon 20 Maj - 14:39
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Na ramionach nosiła całun ulgi; przezornie zamaskowana Pieczęć nie mogła jej zagrozić, nie mogła wyszarpać z gobelinu ich relacji podejrzliwego oskarżenia, które w mig przecięłoby oblicze Vai, gdyby tylko dowiedziała się o naturze magii drzemiącej w żyłach Asterin. Nie wstydziła się jej, lecz obnoszenie się z umiejętnościami uznanymi za zakazane w miejscu pełnym ograniczonych poznawczo ludzi, ukontentowanych prostotą dostępnych im arkan, udzielonego pozwoleństwa przez radę czy inne skorumpowane, ściśnięte strachem i ciskające stygmatami instytucje, było po prostu pewną wygodą. Żałowała spozierającej z każdego kąta ciemnoty, dziwiła się ślepej wierze pokładanej w rozróżnianie magii na złą i dobrą ze względu na cudze komunikaty, na ustawy, reguły, zasady, stworzone po to, by ujarzmić to, czego bało się kilku postawionych wysoko tchórzy. Takie jednak panowało tu powietrze: zatęchłe od ciasnej dyktatury i bezrozumnego posłuszeństwa, i chociaż oddychanie tym amalgamatem ją dusiło, przypominając watę wepchniętą w płuca, tak nie zamierzała otwarcie wyłamywać się ze szklistej tkanki midgardzkich tłumów wypalonym znamieniem, gdyby jakiś uliczny psychopata zerwał jej rękawiczkę, lub gdyby ta zsunęła się podczas przymiarek.
- Wielkie dzięki, właśnie zrujnowałaś lata mojej mistyfikacji - burknęła, w kącikach ust rozkwitł jednak charakterystyczny uśmiech - ostrawy, złośliwy, zabarwiony odrobiną czułości pokrytej warstwą wierzchniego pieprzu. Nie było jej na rękę bycie nakrytą, część jej głęboko zakopanej duszy poczuła się zagrożona, jakby na jaw miały nagle wyjść wszystkie jej sekrety, każdy element osobowości skrupulatnie ukrywanej przed światem, niepasującej do przesmykowej przybocznej okrutnego zbira, ale ta sama część szeptała, że Vai przecież mogła zaufać. - Będzie z tobą bezpieczny? Ten sekret - upewniła się tuż przed tym, jak kobieta zapewniła ją o swoim milczeniu, a potem dodała klauzulę do umowy, która sprawiła, że mimika Asterin rozpogodziła się jeszcze bardziej. Od jak dawna nie była na zakupach z towarzystwem? Bliższym, dopuszczonym do tej części siebie, jaką innym pokazywała tak rzadko. - Służę pomocą, madame - wymruczała, przesunąwszy spojrzeniem po sylwetce Vai.
Była nieco wyższa, smukła, z kusząco zarysowaną muskulaturą mięśni, jakiej z pewnością dobrze nie oddawały noszone przez nią ubrania. Jej figura zasługiwała na więcej: coś dopasowanego, ukrywającego drobne mankamenty, z kolei podkreślającego wcięcie w talii, linię obojczyków albo kształtne uda, tego nie można było jej odmówić. Jedna z ekspedientek nadstawiających ucha zdążyła wykonać zaledwie krok w ich kierunku, gotowa (pomimo mało eleganckiego charakteru klientek) wykonać swoją pracę, ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Asterin, by zręcznie zakręciła w inną alejkę, udając, że od początku taki miała zamiar. I dobrze, nie potrzebowały żadnej z tych gderających naciągaczek. Może pozbawione przepychu odzienie uchroniłoby je od prób wciśnięcia im droższego towaru, ale Eggen znała numery sprzedawczyń i ich manipulacyjne sztuczki.
- Nikt niczego nam nie broni - stwierdziła butnie, wykrzywiając usta w chochliczym, rozbawionym grymasie, zgadzając się z przyjaciółką, po czym przechyliła głowę do ramienia, podążając wzrokiem za wskazaną przez nią kreacją. - W takim razie potrzebujesz sukienki, grubszych rajstop i butów - sprecyzowała, jak gdyby dzieliła się z nią oczywistością, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie przemierzywszy sklep, żeby dostać się do miejsca, które przykuło uwagę kobiety. - Raz się żyje, Vi. Nie nosisz sukienek, ale jeśli ci się podoba, to ją kup i ciesz się nią, nawet gdybyś miała ją nosić tylko w domu i pokazywać ją lustru. Ja tak robię - przyznała z cichym kliknięciem języka o podniebienie, tym razem zdradzając sekret na własnych zasadach, skoro mleko zostało rozlane. Małe mieszkanie na Ymirze pęczniało od tajemnic, od skrywanych w szafach i szufladach bibelotów, ubrań, obuwia i biżuterii, miała tego całe multum, a wiedziało o tym tylko zwierciadło. I poniekąd Vaia, teraz. - Właściwie… - zaczęła, okręcając się na pięcie, żeby przejść kilka kroków i dotrzeć do wieszaka, na którym spoczywała upatrzona przez nią zdobycz - czarna sukienka (dla kobiet o przeciętnym wzroście sięgająca połowy uda, u niej natomiast dotykająca kolan, lekko wręcz za nie wystająca) o wyższym golfowym kołnierzu, przylegająca, wykonana z prążkowanej, elastycznej tkaniny. Jej przód i tył pozostawały minimalistyczne, natomiast po bokach długich rękawów pięły się naszyte biało-czarne węże otoczone polami krwiście czerwonych azalii. Kto by pomyślał? Pieprzona symbolika Pieczęci paradoksalnie była jej ulubioną, mimo że nie potrafiła patrzeć na czarne piętno bez obrzydzenia. - Myślałam o niej - wskazała beznamiętnie na sukienkę i mimo że jej ekspresja pozostawała oszczędna, w oczach iskrzyło się podniecenie. Chciała zabrać ją dziś do domu. - Ale najpierw ty, już nie pozwolę ci od tego uciec. Spodnie, bluzki, oczywiście ta sukienka z manekina do przymiarki. Za czym jeszcze się rozglądamy? Podomki? Koszule nocne? Mają ładne - rzuciła konspiracyjnym półszeptem, w jej oczach zatańczył lisi błysk. Dalej, Vaia; wyzwól pragnienia swojej duszy, powiedz mi czego tak naprawdę szukasz.
- Wielkie dzięki, właśnie zrujnowałaś lata mojej mistyfikacji - burknęła, w kącikach ust rozkwitł jednak charakterystyczny uśmiech - ostrawy, złośliwy, zabarwiony odrobiną czułości pokrytej warstwą wierzchniego pieprzu. Nie było jej na rękę bycie nakrytą, część jej głęboko zakopanej duszy poczuła się zagrożona, jakby na jaw miały nagle wyjść wszystkie jej sekrety, każdy element osobowości skrupulatnie ukrywanej przed światem, niepasującej do przesmykowej przybocznej okrutnego zbira, ale ta sama część szeptała, że Vai przecież mogła zaufać. - Będzie z tobą bezpieczny? Ten sekret - upewniła się tuż przed tym, jak kobieta zapewniła ją o swoim milczeniu, a potem dodała klauzulę do umowy, która sprawiła, że mimika Asterin rozpogodziła się jeszcze bardziej. Od jak dawna nie była na zakupach z towarzystwem? Bliższym, dopuszczonym do tej części siebie, jaką innym pokazywała tak rzadko. - Służę pomocą, madame - wymruczała, przesunąwszy spojrzeniem po sylwetce Vai.
Była nieco wyższa, smukła, z kusząco zarysowaną muskulaturą mięśni, jakiej z pewnością dobrze nie oddawały noszone przez nią ubrania. Jej figura zasługiwała na więcej: coś dopasowanego, ukrywającego drobne mankamenty, z kolei podkreślającego wcięcie w talii, linię obojczyków albo kształtne uda, tego nie można było jej odmówić. Jedna z ekspedientek nadstawiających ucha zdążyła wykonać zaledwie krok w ich kierunku, gotowa (pomimo mało eleganckiego charakteru klientek) wykonać swoją pracę, ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie Asterin, by zręcznie zakręciła w inną alejkę, udając, że od początku taki miała zamiar. I dobrze, nie potrzebowały żadnej z tych gderających naciągaczek. Może pozbawione przepychu odzienie uchroniłoby je od prób wciśnięcia im droższego towaru, ale Eggen znała numery sprzedawczyń i ich manipulacyjne sztuczki.
- Nikt niczego nam nie broni - stwierdziła butnie, wykrzywiając usta w chochliczym, rozbawionym grymasie, zgadzając się z przyjaciółką, po czym przechyliła głowę do ramienia, podążając wzrokiem za wskazaną przez nią kreacją. - W takim razie potrzebujesz sukienki, grubszych rajstop i butów - sprecyzowała, jak gdyby dzieliła się z nią oczywistością, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie przemierzywszy sklep, żeby dostać się do miejsca, które przykuło uwagę kobiety. - Raz się żyje, Vi. Nie nosisz sukienek, ale jeśli ci się podoba, to ją kup i ciesz się nią, nawet gdybyś miała ją nosić tylko w domu i pokazywać ją lustru. Ja tak robię - przyznała z cichym kliknięciem języka o podniebienie, tym razem zdradzając sekret na własnych zasadach, skoro mleko zostało rozlane. Małe mieszkanie na Ymirze pęczniało od tajemnic, od skrywanych w szafach i szufladach bibelotów, ubrań, obuwia i biżuterii, miała tego całe multum, a wiedziało o tym tylko zwierciadło. I poniekąd Vaia, teraz. - Właściwie… - zaczęła, okręcając się na pięcie, żeby przejść kilka kroków i dotrzeć do wieszaka, na którym spoczywała upatrzona przez nią zdobycz - czarna sukienka (dla kobiet o przeciętnym wzroście sięgająca połowy uda, u niej natomiast dotykająca kolan, lekko wręcz za nie wystająca) o wyższym golfowym kołnierzu, przylegająca, wykonana z prążkowanej, elastycznej tkaniny. Jej przód i tył pozostawały minimalistyczne, natomiast po bokach długich rękawów pięły się naszyte biało-czarne węże otoczone polami krwiście czerwonych azalii. Kto by pomyślał? Pieprzona symbolika Pieczęci paradoksalnie była jej ulubioną, mimo że nie potrafiła patrzeć na czarne piętno bez obrzydzenia. - Myślałam o niej - wskazała beznamiętnie na sukienkę i mimo że jej ekspresja pozostawała oszczędna, w oczach iskrzyło się podniecenie. Chciała zabrać ją dziś do domu. - Ale najpierw ty, już nie pozwolę ci od tego uciec. Spodnie, bluzki, oczywiście ta sukienka z manekina do przymiarki. Za czym jeszcze się rozglądamy? Podomki? Koszule nocne? Mają ładne - rzuciła konspiracyjnym półszeptem, w jej oczach zatańczył lisi błysk. Dalej, Vaia; wyzwól pragnienia swojej duszy, powiedz mi czego tak naprawdę szukasz.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Wto 21 Maj - 13:54
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie mogła nawet przypuszczać, że stojąca przed nią drobna blondynka jest jednym z tych elementów, które najchętniej widziałaby za murami Nordkinn lub jakiegokolwiek innego więzienia. Magia zakazana była zakazaną i koniec, a w głębi duszy Vaia nienawidziła ślepców i było to odczucie całkowicie osobiste i zapewne dosyć krzywdzące. Nie wzbraniała się przecież przed tak zwaną szarą strefą, niejednokrotnie naginała prawo i zasady, niejednokrotnie łamała je, bo taka była konieczność, ale kiedy przychodziło do tematu ślepców, była ostra, nieugięta i bardzo, bardzo wkurzona. Cóż, widok własnego ojca, martwego, ze śladami tortur i magii zakazanej i wyrytymi znakami Kartelu mógł tak podziałać na człowieka. A ludzie kryształowo uczciwi po prostu nie istnieli. Faktem jest, że nie rozmawiała nigdy z Asterin na ten temat. Nigdy nie ukrywała swojego zawodu, ale potrafiła także powstrzymać się przed pytaniami, na które nie chciała znać odpowiedzieć. Zadawanie jej pytań o życie w Ymirze było właśnie czymś takim. Vaia po prostu nie chciała wiedzieć o nim więcej, zwłaszcza jeśli patrzyć na to, w jaki sposób się poznały. Vaia nie zapominała o takich rzeczach, bo bezinteresowna pomoc była walutą znajomą z faweli i jednocześnie cholernie rzadką. Asterin ocaliła jej tyłek a Vaia „odwdzięczyła się” nie zadając pytań ani wtedy ani teraz. Mniej wiesz lepiej śpisz, jak mawiali niektórzy.
- Oooooj no. Nie moja wina. Trzeba było udawać, że mnie nie znasz. - wytknęła dziewczynie ze śmiechem. Mogłaby pewnie przepraszać czy się tam kajać, ale tworzący się uśmiech na wargach blondynki jasno wskazywał, że nie miała o to jakichś specjalnych pretensji. A sekrety Vaia umiała trzymać i to bardzo dobrze, zarówno cudze jak i swoje własne. - Będzie bezpieczny zawsze i wszędzie. - przysięgła poważnym tonem. Skoro Asterin chciała zachować wszystko w tajemnicy, to była to jej własna sprawa, Vaia zamierzała tego dochować. Nawet jeśli uważała to za troskę zaskakujące, ale w sumie może eleganckie kiecki były guilty pleasure Asterin i wolała nie rujnować swojego obrazka przed innymi? To mogła zrozumieć, w sumie kiedyś miała podobnie z puchatymi dywanami i mięciutkimi kocykami - gdzie twarda pani glina otulająca się miękkim, różowym kocykiem w serduszka? Okey, to miało sens.
Okręciła się wokół własnej osi, dekonstrując własną sylwetkę. Była chuda - dla niektórych pewnie za chuda - poubierana jak zawsze jak chłopczyca, ze stertą blizn na ramionach, obojczykach i brzuchu, choć większość z nich zasłaniały ubrania. Błysk w oczach Asterin wskazywał na to, że miała już jakieś pomysły modowe i Vaia poczuła jakąś ulgę. Kompletnie nie umiała w ciuchy i stylizacje, a może faktycznie przydałoby jej się coś takiego?
- Sukienki nie są zbyt wygodne... - zaprotestowała z wahaniem w głosie. - A jeszcze rajstopy... - zawahała się ewidentnie. Nie wyobrażała sobie siebie w takim stroju, buty pominęła już całkiem, bo jakieś sandałki by się znalazły pewnie, ale patrząc po Asterin zaraz skończyłaby w szpilkach. Na taki strój musiałaby się serdecznie nawalić. - No podoba mi się, ale jak ja bym w niej wyglądała! Ja nie mam figury do sukienek. - zaśmiała się, wzrokiem podążają za sukienką, do której podeszła blondynka. Przejrzywiła lekko głowę, wizualizując ciuszek na kobiecie, po czym hmyknęła. - Bierz. Jak jej nie weźmiesz, to się obrażę. - ostrzegła ją, zaraz potem ze zmieszaniem pocierając kark. - Po domu chodzę najczęściej w podrąbanym dawno temu T-shircie... W sumie mam sporo ciuchów pożyczonych po akcjach od kumpli. Nigdy się żaden nie upominał o zwrot, więc... Zdajesz sobie sprawę, że ja się w ogóle nie znam na seksownych rzeczach? - spytała w końcu z westchnięciem. Wprawdzie wątpiła, żeby kiedykolwiek coś takiego ubrała, no ale może faktycznie wypadałoby ubrać na siebie kilka seksownych ciuszków? I zobaczyć, czy jej w ogóle pasują? Przecież ostatnim razem chciała wyskoczyć na przedstawienie teatralne i zrezygnowała tylko dlatego, że nie miała w co się ubrać. - Dobra wygrałaś. - zgarnęła sukienkę i zaraz potem drugą, dłuższą, ale zwiewną jak wiatr. Jak była młodsza to takie nosiła...
- Oooooj no. Nie moja wina. Trzeba było udawać, że mnie nie znasz. - wytknęła dziewczynie ze śmiechem. Mogłaby pewnie przepraszać czy się tam kajać, ale tworzący się uśmiech na wargach blondynki jasno wskazywał, że nie miała o to jakichś specjalnych pretensji. A sekrety Vaia umiała trzymać i to bardzo dobrze, zarówno cudze jak i swoje własne. - Będzie bezpieczny zawsze i wszędzie. - przysięgła poważnym tonem. Skoro Asterin chciała zachować wszystko w tajemnicy, to była to jej własna sprawa, Vaia zamierzała tego dochować. Nawet jeśli uważała to za troskę zaskakujące, ale w sumie może eleganckie kiecki były guilty pleasure Asterin i wolała nie rujnować swojego obrazka przed innymi? To mogła zrozumieć, w sumie kiedyś miała podobnie z puchatymi dywanami i mięciutkimi kocykami - gdzie twarda pani glina otulająca się miękkim, różowym kocykiem w serduszka? Okey, to miało sens.
Okręciła się wokół własnej osi, dekonstrując własną sylwetkę. Była chuda - dla niektórych pewnie za chuda - poubierana jak zawsze jak chłopczyca, ze stertą blizn na ramionach, obojczykach i brzuchu, choć większość z nich zasłaniały ubrania. Błysk w oczach Asterin wskazywał na to, że miała już jakieś pomysły modowe i Vaia poczuła jakąś ulgę. Kompletnie nie umiała w ciuchy i stylizacje, a może faktycznie przydałoby jej się coś takiego?
- Sukienki nie są zbyt wygodne... - zaprotestowała z wahaniem w głosie. - A jeszcze rajstopy... - zawahała się ewidentnie. Nie wyobrażała sobie siebie w takim stroju, buty pominęła już całkiem, bo jakieś sandałki by się znalazły pewnie, ale patrząc po Asterin zaraz skończyłaby w szpilkach. Na taki strój musiałaby się serdecznie nawalić. - No podoba mi się, ale jak ja bym w niej wyglądała! Ja nie mam figury do sukienek. - zaśmiała się, wzrokiem podążają za sukienką, do której podeszła blondynka. Przejrzywiła lekko głowę, wizualizując ciuszek na kobiecie, po czym hmyknęła. - Bierz. Jak jej nie weźmiesz, to się obrażę. - ostrzegła ją, zaraz potem ze zmieszaniem pocierając kark. - Po domu chodzę najczęściej w podrąbanym dawno temu T-shircie... W sumie mam sporo ciuchów pożyczonych po akcjach od kumpli. Nigdy się żaden nie upominał o zwrot, więc... Zdajesz sobie sprawę, że ja się w ogóle nie znam na seksownych rzeczach? - spytała w końcu z westchnięciem. Wprawdzie wątpiła, żeby kiedykolwiek coś takiego ubrała, no ale może faktycznie wypadałoby ubrać na siebie kilka seksownych ciuszków? I zobaczyć, czy jej w ogóle pasują? Przecież ostatnim razem chciała wyskoczyć na przedstawienie teatralne i zrezygnowała tylko dlatego, że nie miała w co się ubrać. - Dobra wygrałaś. - zgarnęła sukienkę i zaraz potem drugą, dłuższą, ale zwiewną jak wiatr. Jak była młodsza to takie nosiła...
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Czw 30 Maj - 18:53
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Chyba właśnie dlatego tak dobrze się dobrały: jedna nie pytała, druga nie mówiła. Wygodnie ignorowały podszepty podejrzliwości nakazującej ostrożność, dokonywały innych wyborów, podążały ścieżką niemalże świadomej niewiedzy, tak było łatwiej. Tylko i wyłącznie w ten sposób, pomimo przeciwległych stron społecznej barykady, mogły dalej budować zawiązaną pomiędzy sobą relację. Asterin na co dzień nie myślała o pracy wykonywanej przez Vaię, w jej mniemaniu - podłej, bestialskiej i bezpodstawnej, odcinała się od rozumu za każdym razem, kiedy ten zaczynał krążyć wokół tematu i podburzać krew płynącą przez aranżację żył, bo po prostu ją lubiła. Jako człowieka, nie służbistkę zapatrzoną w bzdurne i przebrzmiałe prawo, nie egzekutora tchórzliwego porządku.
- Tak jakbym potrafiła - zacmokała dramatycznie i lekko pchnęła ramię towarzyszki, jak kot zaczepiający drugiego pacnięciem łapy. Przy niej - nie umiała udawać, nie kiedy łączyły je okoliczności w gruncie rzeczy swobodne i bezpieczne. Ilekroć widziała na horyzoncie twarz Vai, jej własna rozświetlała się szerokim i zadziornym uśmiechem, na widnokręgu klarowała się bowiem wizja dobrze spędzonego czasu i miliona powodu do śmiechu, zupełnie innego niż w zacienionej winiecie Przesmyku. I chociaż rozstanie się z prywatnością długo utajonego sekretu nie należało do najłatwiejszych, złapała się na tym, że naprawdę wierzy w słowa Vai; w to, że kobieta będzie w stanie go dochować i nigdy niepotrzebnie nie wywlecze truchła tajemnicy na światło dzienne. Kiwnęła więc głową, wydając z siebie długie, teatralnie umęczone westchnienie, celowo nadając mu ton zakrawający o ogromne cierpienie. Z drugiej strony - czy gdyby Norny nie kazały jej dziś poświęcić swojego enigmatu, zyskałaby szansę oprowadzenia Vai po miejscu, które równie dobrze mogło być dla niej obcą, pełną niebezpieczeństw dziczą? Chyba nie, więc jej oczy błysnęły przebiegle, a zęby odsłoniły się w szerokim i złowróżbnym uśmiechu.
Trop został pochwycony, teraz nie było już od niego odwrotu.
- Mhm. Sukienki: nie, rajstopy: nie. Powiedz, bielizna też nie? Wolisz chodzić nago? W końcu majtki potrafią wrzynać się w dupę - spytała na tyle głośno, by przyczajona nieopodal ekspedientka usłyszała każde z jej słów, i parsknęła, gdy zza rogu usianej ubraniami alejki dobiegł je dźwięk krztuszącego się kaszlu. Ich czas w Atelier zdawał się coraz bardziej policzony, nie wątpiła, że bogowie już słali w dół ich karków swoje zimne oddechy, a perspektywa wyproszenia ze sklepu nadciągała jak sprowokowana katastrofa. - Oczywiście, że masz. Może po prostu nigdy nie widziałaś siebie w odpowiednio dobranych sukienkach - wzruszyła ramionami. Figura Vai, niewysoka, ale smukła i skrywająca pod sobą mozaikę mięśni, aż prosiła się o podkreślające jej atuty odzienie, inne niż powyciągane t-shirty i przetarte, wypłowiałe jeansy; a mimo to rozumiała, że w pewnych sytuacjach, w pewnych zawodach, w pewnych maskach wygrywały już w przedbiegach. - Dobra, w takim razie nie będę ryzykować twoją śmiertelną urazą. Jeszcze nie dasz mi w spokoju nawiedzać ludzi, kiedy wylądujemy w królestwie Hel - wymruczała i zakleszczyła wieszak pomiędzy dwoma palcami, przewiesiwszy materiał sukienki przez swoje przedramię, po czym skrzywiła się, niby po przełknięciu kawałka cytryny, kiedy wyobraziła sobie Vaię noszącą przepocone, cuchnące ubrania należące do kolegów po fachu. Oczywiście mogła je wyprać, ale Asterin nie wierzyła, żeby smród Kruczych - przynajmniej innych niż jej towarzyszka - potrafił wywabić jakikolwiek detergent. - W takim razie jest gorzej, niż myślałam - podsumowała poważnie, ale skinęła z zadowoleniem, widząc kolejny wybór kobiety. - Będzie dobra na Midsommar - podsunęła z lisim błyskiem w oku. Lejący się, zwiewny materiał aż krzyczał o pragnieniu otulenia ciała Vai podczas nadchodzącego wielkimi krokami święta, nawet kolor współgrał z soczystą zielenią natury okalającej miejsce, w którym zostaną zorganizowane uroczystości. - Chodź - owinęła wolną rękę wokół łokcia przyjaciółki i pociągnęła ją za sobą w otchłań atelier, za dział ze spodniami, na który nawet nie pozwoliła jej spojrzeć, zamiast tego zatrzymawszy się dopiero przy sekwencji regałów z zawieszoną nań bielizną. Propozycje koszul nocnych kusiły mnogością tkanin i kolorów, a spośród nich wyłuskała propozycję w kolorze głębokiego szkarłatu, odważniejszą zapewne niż wszystko, na co Vaia organicznie zdołałaby spojrzeć. Krój był jednak wygodny, a materiał miły w dotyku, tu i tam okraszony koronką. - I jak? - zagadnęła z wręcz sadystycznym zaintrygowaniem. - W takim kolorze byłoby ci oszałamiająco - zastrzegła szybko, zanim kobieta zdążyłaby zaprotestować.
- Tak jakbym potrafiła - zacmokała dramatycznie i lekko pchnęła ramię towarzyszki, jak kot zaczepiający drugiego pacnięciem łapy. Przy niej - nie umiała udawać, nie kiedy łączyły je okoliczności w gruncie rzeczy swobodne i bezpieczne. Ilekroć widziała na horyzoncie twarz Vai, jej własna rozświetlała się szerokim i zadziornym uśmiechem, na widnokręgu klarowała się bowiem wizja dobrze spędzonego czasu i miliona powodu do śmiechu, zupełnie innego niż w zacienionej winiecie Przesmyku. I chociaż rozstanie się z prywatnością długo utajonego sekretu nie należało do najłatwiejszych, złapała się na tym, że naprawdę wierzy w słowa Vai; w to, że kobieta będzie w stanie go dochować i nigdy niepotrzebnie nie wywlecze truchła tajemnicy na światło dzienne. Kiwnęła więc głową, wydając z siebie długie, teatralnie umęczone westchnienie, celowo nadając mu ton zakrawający o ogromne cierpienie. Z drugiej strony - czy gdyby Norny nie kazały jej dziś poświęcić swojego enigmatu, zyskałaby szansę oprowadzenia Vai po miejscu, które równie dobrze mogło być dla niej obcą, pełną niebezpieczeństw dziczą? Chyba nie, więc jej oczy błysnęły przebiegle, a zęby odsłoniły się w szerokim i złowróżbnym uśmiechu.
Trop został pochwycony, teraz nie było już od niego odwrotu.
- Mhm. Sukienki: nie, rajstopy: nie. Powiedz, bielizna też nie? Wolisz chodzić nago? W końcu majtki potrafią wrzynać się w dupę - spytała na tyle głośno, by przyczajona nieopodal ekspedientka usłyszała każde z jej słów, i parsknęła, gdy zza rogu usianej ubraniami alejki dobiegł je dźwięk krztuszącego się kaszlu. Ich czas w Atelier zdawał się coraz bardziej policzony, nie wątpiła, że bogowie już słali w dół ich karków swoje zimne oddechy, a perspektywa wyproszenia ze sklepu nadciągała jak sprowokowana katastrofa. - Oczywiście, że masz. Może po prostu nigdy nie widziałaś siebie w odpowiednio dobranych sukienkach - wzruszyła ramionami. Figura Vai, niewysoka, ale smukła i skrywająca pod sobą mozaikę mięśni, aż prosiła się o podkreślające jej atuty odzienie, inne niż powyciągane t-shirty i przetarte, wypłowiałe jeansy; a mimo to rozumiała, że w pewnych sytuacjach, w pewnych zawodach, w pewnych maskach wygrywały już w przedbiegach. - Dobra, w takim razie nie będę ryzykować twoją śmiertelną urazą. Jeszcze nie dasz mi w spokoju nawiedzać ludzi, kiedy wylądujemy w królestwie Hel - wymruczała i zakleszczyła wieszak pomiędzy dwoma palcami, przewiesiwszy materiał sukienki przez swoje przedramię, po czym skrzywiła się, niby po przełknięciu kawałka cytryny, kiedy wyobraziła sobie Vaię noszącą przepocone, cuchnące ubrania należące do kolegów po fachu. Oczywiście mogła je wyprać, ale Asterin nie wierzyła, żeby smród Kruczych - przynajmniej innych niż jej towarzyszka - potrafił wywabić jakikolwiek detergent. - W takim razie jest gorzej, niż myślałam - podsumowała poważnie, ale skinęła z zadowoleniem, widząc kolejny wybór kobiety. - Będzie dobra na Midsommar - podsunęła z lisim błyskiem w oku. Lejący się, zwiewny materiał aż krzyczał o pragnieniu otulenia ciała Vai podczas nadchodzącego wielkimi krokami święta, nawet kolor współgrał z soczystą zielenią natury okalającej miejsce, w którym zostaną zorganizowane uroczystości. - Chodź - owinęła wolną rękę wokół łokcia przyjaciółki i pociągnęła ją za sobą w otchłań atelier, za dział ze spodniami, na który nawet nie pozwoliła jej spojrzeć, zamiast tego zatrzymawszy się dopiero przy sekwencji regałów z zawieszoną nań bielizną. Propozycje koszul nocnych kusiły mnogością tkanin i kolorów, a spośród nich wyłuskała propozycję w kolorze głębokiego szkarłatu, odważniejszą zapewne niż wszystko, na co Vaia organicznie zdołałaby spojrzeć. Krój był jednak wygodny, a materiał miły w dotyku, tu i tam okraszony koronką. - I jak? - zagadnęła z wręcz sadystycznym zaintrygowaniem. - W takim kolorze byłoby ci oszałamiająco - zastrzegła szybko, zanim kobieta zdążyłaby zaprotestować.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Pią 31 Maj - 15:09
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Akurat bycie służbistką to ostatnie, co można było Cortés zarzucić. No ale jakby na to nie spojrzeć, z Asterin spotykały się poza pracą Vai, co było dla blondynki dosyć dobrą opcją, bo dzięki temu Vaia mogła skutecznie przymykać oczy. Zresztą w jej obecności kobieta prawa nie łamała, nie było więc sensu zaprzątać sobie tym głowy. A że przy okazji samej strażniczce było solidnie na rękę, że przy Asterin mogła o pracy trochę zapomnieć i zwyczajnie pośmiać się i powygłupiać, to tym chętniej korzystała z ich znajomości, olewając podświadomie wszystko, co mogłoby jej tę znajomość zepsuć. Był to też jeden z powodów, dla których nie śledziła na przykład rejestrów ślepców. Nie chciała wiedzieć, ile znajomych nazwisk by tam dostrzegła.
Wyszczerzyła się bezczelnie słysząc, że kobieta nie byłaby w stanie udawać, że jej nie zna. I bardzo, bardzo dobrze, Vaia nie była typem osoby, która bez wcześniejszych sygnałów zgodziłaby się na udawanie, że się nie znają. No chyba, że tego wymagałaby jakaś akcja. Albo robienie komuś pod górkę dla czystej zemsty czy czegoś w ten deseń. Różne rzeczy się robiło, zwłaszcza po pijaku. O tym jednak nikt nie musiał wiedzieć, zwłaszcza, że te czasy dawno minęły. Co było w Brazylii zostaje w Brazylii, koniec kropka. Umęczone westchnięcie Asterin sprawiło więc jedynie, że poklepała ją współczująco po głowie, dokładnie tak, jakby klepała osobę dużo niższą od siebie albo jakieś dziecko. Nikt nigdy nie mówił, że Vaia nie bywała wredną mendą. No ale przy Asterin w końcu mogła, nie była pierwszą lepszą z brzegu. Jednak jej kolejne słowa… Vaia była pewna, że wyleją je z tego sklepu. I to na kopach. Trudno, i tak były małe szanse, że kiedykolwiek tu wróci. Dlatego zamiast się speszyć, czego blondynka zapewne oczekiwała, Vaia zrobiła smutną minkę i teatralnie przewróciła oczami, obejmując kobietę w pasie i niebezpiecznie zbliżając się do linii tyłka, jednak nie przekraczając jej. Mimo wszystko, co za dużo to nie zdrowo.
- Och moja droga. Sprawdź sama. – puściła jej bardzo bezczelnie oczko. – Od czegoś są te piękne przebieralnie. – dorzuciła, słysząc, jak ekspedientka krztusi się jeszcze mocniej. Cóż, Vaia zawsze była otwarta, tego typu tematy niezbyt ją krępowały i przecież to nie tak, że oferowała blondynce seks na środku sklepowej alejki. Albo w przebieralni. Ale skoro Asterin sama zaczęła… - I dlatego właśnie tych wrzynających się w tyłek nie noszę. A staniki potrafią krępować ruchy. – podchwyciła beztrosko temat, zaraz potem parskając zduszonym śmiechem w ramię drugiej kobiety. – Zaraz nas stąd wywalą. – mruknęła półgłosem tak, by nikt inny tego nie usłyszał. Ewidentnie jednak cała sytuacja solidnie bawiła strażniczkę, więc otarła jedynie łzy śmiechu i wyprostowała się, grzecznie podążając za blondynką do następnego działu.
- Miewałam dobrze dobrane, zwyczajnie nie ta figura i okoliczności. Serio, gdzie w kiecce będziesz włazić na dach? Szorty są o wiele bardziej odpowiednie. – zamarudziła, ale bardziej z rozbawieniem niż faktycznym narzekaniem. Przecież nie mogła się aż tak szybko poddać, nawet jeśli faktycznie sukienki trochę kusiły. Tylko troszeczkę. Chyba faktycznie dzisiejsze zakupy wylądują na dnie szafy, bo nie było opcji, żeby gdziekolwiek w czymś takim poszła. Nawet nie w kwestii wygody, co po prostu… to była kreacja na randkę, w jakieś kulturalne miejsce albo coś. Vaia ani nie bywała w takich miejscach ani nie chodziła na randki. Jednak na koszulę nocną musiała solidnie zaprotestować.
- Kolor jest spoko, ale cała reszta?! Ledwo zakrywa tyłek. Składa się prawie z samej koronki. Jest przezroczyste prawie że. Asterin, na litość wszystkich bogów. – skrzywiła się, jednak na policzkach pojawił się jej delikatny rumieniec. – To już to wygląda lepiej. – koszulka była bordowa, nie miała koronek, za to składała się z satyny i sięgała prawie że do kolan. Byle ramiączka wyregulować, bo w tej wersji nie zasłaniały biustu.
Wyszczerzyła się bezczelnie słysząc, że kobieta nie byłaby w stanie udawać, że jej nie zna. I bardzo, bardzo dobrze, Vaia nie była typem osoby, która bez wcześniejszych sygnałów zgodziłaby się na udawanie, że się nie znają. No chyba, że tego wymagałaby jakaś akcja. Albo robienie komuś pod górkę dla czystej zemsty czy czegoś w ten deseń. Różne rzeczy się robiło, zwłaszcza po pijaku. O tym jednak nikt nie musiał wiedzieć, zwłaszcza, że te czasy dawno minęły. Co było w Brazylii zostaje w Brazylii, koniec kropka. Umęczone westchnięcie Asterin sprawiło więc jedynie, że poklepała ją współczująco po głowie, dokładnie tak, jakby klepała osobę dużo niższą od siebie albo jakieś dziecko. Nikt nigdy nie mówił, że Vaia nie bywała wredną mendą. No ale przy Asterin w końcu mogła, nie była pierwszą lepszą z brzegu. Jednak jej kolejne słowa… Vaia była pewna, że wyleją je z tego sklepu. I to na kopach. Trudno, i tak były małe szanse, że kiedykolwiek tu wróci. Dlatego zamiast się speszyć, czego blondynka zapewne oczekiwała, Vaia zrobiła smutną minkę i teatralnie przewróciła oczami, obejmując kobietę w pasie i niebezpiecznie zbliżając się do linii tyłka, jednak nie przekraczając jej. Mimo wszystko, co za dużo to nie zdrowo.
- Och moja droga. Sprawdź sama. – puściła jej bardzo bezczelnie oczko. – Od czegoś są te piękne przebieralnie. – dorzuciła, słysząc, jak ekspedientka krztusi się jeszcze mocniej. Cóż, Vaia zawsze była otwarta, tego typu tematy niezbyt ją krępowały i przecież to nie tak, że oferowała blondynce seks na środku sklepowej alejki. Albo w przebieralni. Ale skoro Asterin sama zaczęła… - I dlatego właśnie tych wrzynających się w tyłek nie noszę. A staniki potrafią krępować ruchy. – podchwyciła beztrosko temat, zaraz potem parskając zduszonym śmiechem w ramię drugiej kobiety. – Zaraz nas stąd wywalą. – mruknęła półgłosem tak, by nikt inny tego nie usłyszał. Ewidentnie jednak cała sytuacja solidnie bawiła strażniczkę, więc otarła jedynie łzy śmiechu i wyprostowała się, grzecznie podążając za blondynką do następnego działu.
- Miewałam dobrze dobrane, zwyczajnie nie ta figura i okoliczności. Serio, gdzie w kiecce będziesz włazić na dach? Szorty są o wiele bardziej odpowiednie. – zamarudziła, ale bardziej z rozbawieniem niż faktycznym narzekaniem. Przecież nie mogła się aż tak szybko poddać, nawet jeśli faktycznie sukienki trochę kusiły. Tylko troszeczkę. Chyba faktycznie dzisiejsze zakupy wylądują na dnie szafy, bo nie było opcji, żeby gdziekolwiek w czymś takim poszła. Nawet nie w kwestii wygody, co po prostu… to była kreacja na randkę, w jakieś kulturalne miejsce albo coś. Vaia ani nie bywała w takich miejscach ani nie chodziła na randki. Jednak na koszulę nocną musiała solidnie zaprotestować.
- Kolor jest spoko, ale cała reszta?! Ledwo zakrywa tyłek. Składa się prawie z samej koronki. Jest przezroczyste prawie że. Asterin, na litość wszystkich bogów. – skrzywiła się, jednak na policzkach pojawił się jej delikatny rumieniec. – To już to wygląda lepiej. – koszulka była bordowa, nie miała koronek, za to składała się z satyny i sięgała prawie że do kolan. Byle ramiączka wyregulować, bo w tej wersji nie zasłaniały biustu.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Sob 1 Cze - 19:39
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
- Chciałabyś - zacmokała nonszalancko, w zaskakującym uścisku ramion obrzucając Vaię wyzywającym spojrzeniem, równie bezczelnym. Preferencje przyjaciółki nigdy jej nie zgorszyły, na Przesmyku Asterin przywykła do relacji w tak wielu konfiguracjach, że inwencja romantycznych lub czysto seksualnych uniesień już jej nie zaskakiwała. I chociaż kobiety nigdy nie przyciągały jej w taki sposób, w jaki kusiły Vaię, to nie był dla niej powód do tego, by potępiała takie namiętności. - Ale kto ci zabroni żyć marzeniami? - czmychnąwszy z jej objęć parsknęła wesoło na dźwięk dobiegający zza rogu, z miejsca, w którym dusiła się biedna, zgorszona ekspedientka. Sklep był elegancki i dość drogi, nic dziwnego, że kobieta nigdy wcześniej nie słyszała tego typu śmiałości w jego ścianach, wymienianych jedynie w formie żartu, chociaż o tym już nie mogła wiedzieć. Trudno, przynajmniej podarowały jej potencjał do ciekawszych rozmów z koleżankami, bo Asterin nie miała wątpliwości, że kiedy drzwi do atelier zamkną się za ich plecami, zostaną solidnie obmówione przez pracownice. - Niech spróbują. Zamierzam dobrze zapłacić, więc jeśli nas wypieprzą, to ich strata. A my pójdziemy wtedy gdzieś indziej - uśmiechnęła się lisio, gdzieś, gdzie bardziej docenią runiczne talary spływające do kas, transze z dwóch ostatnich wypadów zorganizowanych przez Wujka. Niekoniecznie narkotykowych, a krwawszych, bardziej definitywnych w rozgraniczaniu życia od powolnej, nałogowej śmierci.
- Na Hel, skąd pomysł, żeby wchodzić w nich na dachy? Przecież nikt nie każe ci jej zakładać do pracy, albo do łażenia po wysokościach. Strój do okoliczności, kochana, nie okoliczności do stroju. Chociaż ja na to drugie też nie miałabym nic przeciwko - zastanowiła się, stuknąwszy palcem wskazującym w podbródek. Pięć lat temu - wtedy ostatni raz miała na sobie elegantsze odzienie, zbudowane z drapowanej tkaniny miękkiej jak woda i tak lekkiej, że czuła się w niej jak w drugiej, lepszej skórze; wtedy ostatni raz pokazała się tak publicznie, w świecie bliższym Vernerowi, w przydymionym blasku restauracyjnych świateł, otulona przez grającą na żywo orkiestrę. Od tamtej chwili zamknęła się w kokonie stworzonego przez siebie wizerunku pasującego do Przesmyku, surowej i prostolinijnej zewnętrzności, jak gdyby wraz ze zrujnowaną relacją - jedyną poza bratem zresztą, która przynosiła jej radość -, odmówiła sobie prawa do pokazywania się tak wśród ludzi. Może tak było. Może w ten sposób schowała sacrum dobrych wspomnień w zawartości szaf i zatrzymała je dla siebie, nie pozwalając światu, by je zniszczył. A teraz? Verner coraz częściej dryfował w jej myślach, był jak konwalia przebijająca się przez świeżą warstwę gleby, i choć irytowało ją to do granic możliwości, jak dobrze zaczyna czuć się w jego towarzystwie, uważała, że prędzej czy później zmusi się do uwierzenia, że ich przyszłość ograniczy się tylko do magii i alchemii. Bo tak miało być. Nie zaufa mu w żaden inny sposób.
Odepchnęła od siebie jego wspomnienie, mimowolnie zakradające się do głowy podczas poszukiwania ładnej koszuli nocnej, i na nowo skupiła uwagę na Vai, akurat gdy ta komentowała jej wybór. Jej oburzenie było urocze, niedowierzanie odbite na twarzy przyjaciółki rozczulało Asterin, a rumieńce zdawały się świeże i słodkie, tak do niej niepodobne, że zaśmiała się cicho, tym bardziej zadowolona ze swojej propozycji.
- Jak po temu-twojemu jest “wstydliwa”? - spytała. To aż niesamowite, że na przestrzeni ich znajomości nie podłapała od Vai żadnej biegłości w ojczystym języku kobiety, żadnych zwrotów, ale jej głowa od zawsze była odporna na naukę. - Strój do okoliczności - przypomniała jej, szeroko uśmiechnięta, pewna, że ktokolwiek zobaczyłby ciemnowłosą w takim wydaniu, faktycznie mógłby poczuć się jak bóg, albo przynajmniej jak śmiertelnik obdarzony ich błogosławieństwem. - Też ładna. Dobry kolor. Ma pasujący peniuar? - zapytała, po czym zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy przyjaciółka zna w ogóle to określenie. Lata temu, gdy zetknęła się z nim po raz pierwszy, myślała, że ma coś wspólnego z penisem, ale, o dziwo, nie. - Szlafrok, narzutkę - doprecyzowała na wszelki wypadek i spojrzała w otchłań wieszaków; jeśli tam był, mógł znajdować się o wieszak dalej. Kwestią finansową nie musiały się przejmować, Asterin uznała już, że była gotowa zapłacić za większą część lub całość, jeśli to miało sprawić Vai radość. Taka była: surowa, stanowcza i charakterna z zewnątrz, natomiast w środku - opiekuńcza, dbająca o garstkę blisko dopuszczonych przyjaciół.
- Na Hel, skąd pomysł, żeby wchodzić w nich na dachy? Przecież nikt nie każe ci jej zakładać do pracy, albo do łażenia po wysokościach. Strój do okoliczności, kochana, nie okoliczności do stroju. Chociaż ja na to drugie też nie miałabym nic przeciwko - zastanowiła się, stuknąwszy palcem wskazującym w podbródek. Pięć lat temu - wtedy ostatni raz miała na sobie elegantsze odzienie, zbudowane z drapowanej tkaniny miękkiej jak woda i tak lekkiej, że czuła się w niej jak w drugiej, lepszej skórze; wtedy ostatni raz pokazała się tak publicznie, w świecie bliższym Vernerowi, w przydymionym blasku restauracyjnych świateł, otulona przez grającą na żywo orkiestrę. Od tamtej chwili zamknęła się w kokonie stworzonego przez siebie wizerunku pasującego do Przesmyku, surowej i prostolinijnej zewnętrzności, jak gdyby wraz ze zrujnowaną relacją - jedyną poza bratem zresztą, która przynosiła jej radość -, odmówiła sobie prawa do pokazywania się tak wśród ludzi. Może tak było. Może w ten sposób schowała sacrum dobrych wspomnień w zawartości szaf i zatrzymała je dla siebie, nie pozwalając światu, by je zniszczył. A teraz? Verner coraz częściej dryfował w jej myślach, był jak konwalia przebijająca się przez świeżą warstwę gleby, i choć irytowało ją to do granic możliwości, jak dobrze zaczyna czuć się w jego towarzystwie, uważała, że prędzej czy później zmusi się do uwierzenia, że ich przyszłość ograniczy się tylko do magii i alchemii. Bo tak miało być. Nie zaufa mu w żaden inny sposób.
Odepchnęła od siebie jego wspomnienie, mimowolnie zakradające się do głowy podczas poszukiwania ładnej koszuli nocnej, i na nowo skupiła uwagę na Vai, akurat gdy ta komentowała jej wybór. Jej oburzenie było urocze, niedowierzanie odbite na twarzy przyjaciółki rozczulało Asterin, a rumieńce zdawały się świeże i słodkie, tak do niej niepodobne, że zaśmiała się cicho, tym bardziej zadowolona ze swojej propozycji.
- Jak po temu-twojemu jest “wstydliwa”? - spytała. To aż niesamowite, że na przestrzeni ich znajomości nie podłapała od Vai żadnej biegłości w ojczystym języku kobiety, żadnych zwrotów, ale jej głowa od zawsze była odporna na naukę. - Strój do okoliczności - przypomniała jej, szeroko uśmiechnięta, pewna, że ktokolwiek zobaczyłby ciemnowłosą w takim wydaniu, faktycznie mógłby poczuć się jak bóg, albo przynajmniej jak śmiertelnik obdarzony ich błogosławieństwem. - Też ładna. Dobry kolor. Ma pasujący peniuar? - zapytała, po czym zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy przyjaciółka zna w ogóle to określenie. Lata temu, gdy zetknęła się z nim po raz pierwszy, myślała, że ma coś wspólnego z penisem, ale, o dziwo, nie. - Szlafrok, narzutkę - doprecyzowała na wszelki wypadek i spojrzała w otchłań wieszaków; jeśli tam był, mógł znajdować się o wieszak dalej. Kwestią finansową nie musiały się przejmować, Asterin uznała już, że była gotowa zapłacić za większą część lub całość, jeśli to miało sprawić Vai radość. Taka była: surowa, stanowcza i charakterna z zewnątrz, natomiast w środku - opiekuńcza, dbająca o garstkę blisko dopuszczonych przyjaciół.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Sob 1 Cze - 20:45
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Rzucanie kotu wyzwania zazwyczaj nie kończyło się dobrze, dla kota. A Vaia przodowała w przyjmowaniu wyzwań, zarówno jako dzieciak, jak i starsza panna. Tyle, że teraz po prostu sama sobie te wyzwania ustawiała, nie biorąc byle czego i to pod warunkiem, że wygrana była warta ryzyka. Teraz miała dziwne wrażenie, że „gra” toczyła się o to, która z nich speszy się bardziej i jako pierwsza.
- A jasne, że bym chciała. Bo i dlaczego nie. - stwierdziła bezczelnie, szczerząc się szeroko. Oczywiście było to na użytek coraz bardziej kaszlącej ekspedientki, co też pokazała Asterin puszczeniem oczka. Nie próbowała także jej zatrzymać, gdy kobieta uciekła z jej objęć. Tak naprawdę Vaia nigdy nie patrzyła na blondynkę w taki sposób, choć za kobietami oglądała się od stosunkowo niedawna. Od Sarnai. Ale tamto było już zamknięte, zakończone i nigdy nie wróci. Nie przeszkadzało jej to jednak w lekkim drażnieniu się z blondynką, choć zachwianie Barros nie wyszło poza ramy tego drażnienia się, nawet jeśli Vaia lubiła dotyk, tp nigdy nie przekraczała magicznej granicy, gdy przyjacielski przytulas zaczynał stawać się czymś więcej. Miała jedynie nadzieję, że Asterin dostrzegała tę różnicę, nie chciała kwasów między nimi na tym tle. Zresztą zdaje się, że blondynka nawet nie miała vibe'u kogoś, kto byłby chętny do bycia zmacanym przez inną kobietę.
- No nie wiem, tutejsze społeczeństwo jest raczej dosyć konserwatywne. - zaśmiała się, choć oczywiście nie miała na myśli wszystkich, jak leci. Ale jakby na to nie spojrzeć, Asterin miała sporo racji. Sprzedawczynie raczej musiały wyznawać podobne zasady, bo żadna nie podeszła, żeby im przeszkodzie. Tym lepiej, Vaia potrzebowała faktycznej rady, w czym będzie wyglądać dobrze, a nie co się lepiej sprzeda. Zaśmiała się przy oburzeniu kobiety w kwestii sukienek i dachów.
- Czasy bezpowrotnie utraconej młodości. To były czasy, gdy na hasło „nie dasz rady” rzucało się potrzymaj mi flachę i się to robiło. Miałam wtedy na sobie sukienkę. I kolega z sąsiedztwa upierał się, że nie przeskoczę nad ulicą. Przeskoczyłam. Zahaczyłam kiecką o coś ostrego. Na dachu skończyłam bez niej. Potem się nauczyłam wiązać brzegi niczym nogawki. - zachichotała do wspomnień, bo wbrew temu, co można by pomyśleć, nie miała jakiejś traumy po tym wydarzeniu. - Ale generalnie ja lubię łazić po dachach. Wiesz, wysokości i te sprawy. Ktoś mi mówił swego czasu, że wlazłabym na szczyt góry, żeby być bliżej słońca i miał sporo racji... Dlatego wybieram spodnie. - w sumie jakby na to nie spojrzeć, miała magię przemiany. Zmiana jednego ciuszka w drugi nie nastręczała przecież żadnego problemu, ale tutaj pojawiało się proste pytanie: po co? Skoro miała już wydawać talary na ciuchy, to te ciuchy miały jej pasować, a nie że będzie je przerabiać. Choć prawdę mówiąc pomysł posiadania sukienki był dziwnie przyjemny. I tak skończy jako spodnie. Albo bluzka. Prawda...? Przecież to nie tak, że miała dla kogo się tak stroić.
- Tímido. A czemu pytasz...? - spojrzała zaskoczona na kobietę, lekko przewracając oczami. Jeżeli to miało być o niej, to określenie wstydliwa w żadnym wypadku nie pasowało do Barros. - Pe-co? Pierwszy raz słyszę to słowo, słabo mi się kojarzy... Ale szlafrok znam. Szlafrok nawet mam, choć raczej z tych kąpielowych. Dobra, wezmę to czerwone... coś, jak ty weźmiesz to. - z dziką satysfakcją wręczyła Asterin koronkowe stringi, z tych, co więcej odsłaniają niż zasłaniają. Paradoksalnie taki ciuszek mógł całkiem pasować blondynce, bo Vi nie dałaby się w takie wepchnąć za żadne skarby świata. - I idziemy do przebieralni moja panno!
- A jasne, że bym chciała. Bo i dlaczego nie. - stwierdziła bezczelnie, szczerząc się szeroko. Oczywiście było to na użytek coraz bardziej kaszlącej ekspedientki, co też pokazała Asterin puszczeniem oczka. Nie próbowała także jej zatrzymać, gdy kobieta uciekła z jej objęć. Tak naprawdę Vaia nigdy nie patrzyła na blondynkę w taki sposób, choć za kobietami oglądała się od stosunkowo niedawna. Od Sarnai. Ale tamto było już zamknięte, zakończone i nigdy nie wróci. Nie przeszkadzało jej to jednak w lekkim drażnieniu się z blondynką, choć zachwianie Barros nie wyszło poza ramy tego drażnienia się, nawet jeśli Vaia lubiła dotyk, tp nigdy nie przekraczała magicznej granicy, gdy przyjacielski przytulas zaczynał stawać się czymś więcej. Miała jedynie nadzieję, że Asterin dostrzegała tę różnicę, nie chciała kwasów między nimi na tym tle. Zresztą zdaje się, że blondynka nawet nie miała vibe'u kogoś, kto byłby chętny do bycia zmacanym przez inną kobietę.
- No nie wiem, tutejsze społeczeństwo jest raczej dosyć konserwatywne. - zaśmiała się, choć oczywiście nie miała na myśli wszystkich, jak leci. Ale jakby na to nie spojrzeć, Asterin miała sporo racji. Sprzedawczynie raczej musiały wyznawać podobne zasady, bo żadna nie podeszła, żeby im przeszkodzie. Tym lepiej, Vaia potrzebowała faktycznej rady, w czym będzie wyglądać dobrze, a nie co się lepiej sprzeda. Zaśmiała się przy oburzeniu kobiety w kwestii sukienek i dachów.
- Czasy bezpowrotnie utraconej młodości. To były czasy, gdy na hasło „nie dasz rady” rzucało się potrzymaj mi flachę i się to robiło. Miałam wtedy na sobie sukienkę. I kolega z sąsiedztwa upierał się, że nie przeskoczę nad ulicą. Przeskoczyłam. Zahaczyłam kiecką o coś ostrego. Na dachu skończyłam bez niej. Potem się nauczyłam wiązać brzegi niczym nogawki. - zachichotała do wspomnień, bo wbrew temu, co można by pomyśleć, nie miała jakiejś traumy po tym wydarzeniu. - Ale generalnie ja lubię łazić po dachach. Wiesz, wysokości i te sprawy. Ktoś mi mówił swego czasu, że wlazłabym na szczyt góry, żeby być bliżej słońca i miał sporo racji... Dlatego wybieram spodnie. - w sumie jakby na to nie spojrzeć, miała magię przemiany. Zmiana jednego ciuszka w drugi nie nastręczała przecież żadnego problemu, ale tutaj pojawiało się proste pytanie: po co? Skoro miała już wydawać talary na ciuchy, to te ciuchy miały jej pasować, a nie że będzie je przerabiać. Choć prawdę mówiąc pomysł posiadania sukienki był dziwnie przyjemny. I tak skończy jako spodnie. Albo bluzka. Prawda...? Przecież to nie tak, że miała dla kogo się tak stroić.
- Tímido. A czemu pytasz...? - spojrzała zaskoczona na kobietę, lekko przewracając oczami. Jeżeli to miało być o niej, to określenie wstydliwa w żadnym wypadku nie pasowało do Barros. - Pe-co? Pierwszy raz słyszę to słowo, słabo mi się kojarzy... Ale szlafrok znam. Szlafrok nawet mam, choć raczej z tych kąpielowych. Dobra, wezmę to czerwone... coś, jak ty weźmiesz to. - z dziką satysfakcją wręczyła Asterin koronkowe stringi, z tych, co więcej odsłaniają niż zasłaniają. Paradoksalnie taki ciuszek mógł całkiem pasować blondynce, bo Vi nie dałaby się w takie wepchnąć za żadne skarby świata. - I idziemy do przebieralni moja panno!
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Sob 1 Cze - 23:07
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Ciężko było o speszenie pomiędzy nimi; obie widziały w życiu więcej, niż powinny, obie doświadczyły więcej, niż powinny. Obie dorosły za szybko i dostrzegły brud rzeczywistości wyraźniej niż panny, którym pozwolono dojrzewać wolniej. Tkwił w tym pewien urok - bo chociaż Asterin nie znała całej historii Vai, wyczuwała w niej pokrewną duszę, wciąż: mimo tego, że horyzonty ich przekonań były tak odległe, jak dwa brzegi rozdzielone morzem.
- Tylko nie zalej łóżka łzami, kiedy będziesz wzdychać do tego niedoścignionego pragnienia - odparowała buńczucznie, a jej uśmiech z każdą chwilą tracił na swojej lisowatości, zastąpiony dobrze znajomym gadzim grymasem, uśmiechem żmii gotującej się do ukąszenia. Zamaszyste kroki, których echo dobiegło je zza rogu, sugerowało, że ekspedientka odeszła, poruszając się bardziej niecierpliwie, niż powinna, a gdy dźwięk kroków stał się niemal niedosłyszalny, Asterin wybuchła niekontrolowanym rechotem, niepięknym, gwałtownym, ale szczerym. Na tle ich dokonań doprowadzenie kobiety do zachwianej wiary w ludzkość i przyzwoitość było niemal niewinne, infantylne, ale i tak polukrowało dobry humor rozparty w myślach Eggen. - Teraz możesz być pewna, że właśnie zyskało o jedną zagorzałą fankę konserwatyzmu więcej - rzuciła konspiracyjnie do przyjaciółki. Widmo pałających niechęcią plotek delikatnie łaskotało ją w kark i wcale nie było nieprzyjemne, nie sprowadzało na nią zasępienia czy wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie: im mocniej szalały nerwy ekspedientki, tym większą miała z tego uciechę.
Wysłuchawszy opowieści Vai, na jej twarzy wymalował się wyraz rozbawionego szacunku, docenienia hazardu, postawienia na szali własnego życia, żeby udowodnić prawdziwą siłę. W tym także były podobne, Asterin poświęciła dużo, zapewne zbyt dużo, żeby przestać czuć się mizernie słabym dzieckiem, słabość natomiast przekuwając w moc, broczącą żyły czernią, a jej konto zapisując przestępczymi wpisami. Mozaiką truchła, rozlanej posoki i beznamiętnie połamanych kości dłużników, wrogów, ludzi skreślonych przez przesmykowego hegemona. Rozerwałaby świat na strzępy, gdyby to jeszcze mocniej podbudowało jej poczucie wyższości i odarło duszę z ostatnich westchnień uczuć, przez które czuła się wyeksponowana i narażona na atak. Niestety - nie potrafiła tego zrobić, choć bogowie świadkiem, że próbowała.
- Wygrałaś coś dzięki temu? Poza własną satysfakcją, udowodnieniem możliwości. Czy odpłacił ci się tylko uznaniem? - podjęła, szczerze zainteresowana. Zdawało się, że Vaia od zawsze miała w sobie dzikość, którą widziała w jej spojrzeniu, odkąd się poznały. Zdeterminowana i zahartowana w morskiej soli, sprawiała wrażenie nieustraszonej i Asterin wierzyła w ten efekt, ufała wewnętrznej nieugiętości przyjaciółki. Gdyby przekuć jej istnienie, rozżarzyć na nowo i przelać żelazo jej serca w inną formę, mogłaby stanowić cenny narybek w wujowskiej ekipie. Wciąż wujowskiej, póki co, bo szum zmian nadchodził wraz z letnim wiatrem. - Ma to sens, niech będzie. Następnym razem wybierzemy się po spodnie. Skoro poznałaś już mój sekret, równie dobrze możemy robić to częściej - wzruszyła ramionami. Perspektywa zakupów w towarzystwie była… nieswoja, dziwna i lekko niepokojąca, ale zrozumiała, że ten niepokój miał nad nią władzę. Zmuszał, by mu się poddawała, by uginała kark, a Asterin wcale nie chciała tego robić. Jeśli wciąż miała przechowywać w sobie tę tajemnicę, znów zrobi to na własnych zasadach. Dostosuje je do nowych okoliczności i przejmie nad nimi kontrolę.
- Timido - powtórzyła po niej powoli, mnąc słowo na języku, ciekawa jego smaku. Było łagodne, przypominało leniwie szemrzący potok w jakiejś przebrzydłej gęstwinie, więc naturalnie - nie przypadło jej do gustu. - Właśnie przed chwilą byłaś timido, nie znałam cię od tej strony. Sekret za sekret - zamruczała zadziornie; malinowe rumieńce Vai pasowały do kolorów koszul nocnych, w których zatapiały ręce, i dziś na jej twarzy zobaczyła je po raz pierwszy. Mimo że zdawały się nie współgrać z postawą Barros, były świeże i intrygujące, jak kolejny puzzel wskakujący na swoje miejsce. - Często są w kompletach, koszule i szlafroki… Aha, tu cię mam - wymamrotała do tkaniny zawieszonej na wieszaku, którą wydobyła z odmętów gabloty. Peniuar niewątpliwie tworzył spójną całość z piżamą wybraną przez ciemnowłosą i zdawał się aż błagać, by zabrały go ze sobą - a takiej prośbie grzechem byłoby odmówić. Asterin spojrzała potem na zasugerowaną jej bieliznę i zmrużyła lekko oczy, ale na jej twarzy nie pojawił się ani jeden cień zażenowania, wykrzywiła tylko kącik ust ku górze. - Zaskoczę cię, ale czasem takie noszę. I nie są takim dziełem demonów, jak ci się wydaje - parsknęła, przyjąwszy od kobiety wieszak z krótkim skinieniem głową. Nie krępowała jej taka garderoba, wręcz doceniała misternie wykonaną koronkę i nawet opatrzoną nią metkę, opiewającą na zasłużony grosz. Zanim ruszyły ku przymierzalniom, dobrała do niej braletkę, ot, żeby dopełnić całości. - No, moje ty timido, ruchy. Przebieraj się, bo chcę już zobaczyć niesukienkową figurę w sukience - nakazała, wchodząc do jednej z dwóch wolnych kabin, częściowo osłoniętej przez grubą szafirową kotarę. Sama powinna przecież zmierzyć sukienkę, którą dla siebie dobrała; nie chciała w niej pływać, a wszelkie doświadczenie przypominało, że drobna sylwetka lubiła niknąć w skandynawskiej rozmiarówce.
- Tylko nie zalej łóżka łzami, kiedy będziesz wzdychać do tego niedoścignionego pragnienia - odparowała buńczucznie, a jej uśmiech z każdą chwilą tracił na swojej lisowatości, zastąpiony dobrze znajomym gadzim grymasem, uśmiechem żmii gotującej się do ukąszenia. Zamaszyste kroki, których echo dobiegło je zza rogu, sugerowało, że ekspedientka odeszła, poruszając się bardziej niecierpliwie, niż powinna, a gdy dźwięk kroków stał się niemal niedosłyszalny, Asterin wybuchła niekontrolowanym rechotem, niepięknym, gwałtownym, ale szczerym. Na tle ich dokonań doprowadzenie kobiety do zachwianej wiary w ludzkość i przyzwoitość było niemal niewinne, infantylne, ale i tak polukrowało dobry humor rozparty w myślach Eggen. - Teraz możesz być pewna, że właśnie zyskało o jedną zagorzałą fankę konserwatyzmu więcej - rzuciła konspiracyjnie do przyjaciółki. Widmo pałających niechęcią plotek delikatnie łaskotało ją w kark i wcale nie było nieprzyjemne, nie sprowadzało na nią zasępienia czy wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie: im mocniej szalały nerwy ekspedientki, tym większą miała z tego uciechę.
Wysłuchawszy opowieści Vai, na jej twarzy wymalował się wyraz rozbawionego szacunku, docenienia hazardu, postawienia na szali własnego życia, żeby udowodnić prawdziwą siłę. W tym także były podobne, Asterin poświęciła dużo, zapewne zbyt dużo, żeby przestać czuć się mizernie słabym dzieckiem, słabość natomiast przekuwając w moc, broczącą żyły czernią, a jej konto zapisując przestępczymi wpisami. Mozaiką truchła, rozlanej posoki i beznamiętnie połamanych kości dłużników, wrogów, ludzi skreślonych przez przesmykowego hegemona. Rozerwałaby świat na strzępy, gdyby to jeszcze mocniej podbudowało jej poczucie wyższości i odarło duszę z ostatnich westchnień uczuć, przez które czuła się wyeksponowana i narażona na atak. Niestety - nie potrafiła tego zrobić, choć bogowie świadkiem, że próbowała.
- Wygrałaś coś dzięki temu? Poza własną satysfakcją, udowodnieniem możliwości. Czy odpłacił ci się tylko uznaniem? - podjęła, szczerze zainteresowana. Zdawało się, że Vaia od zawsze miała w sobie dzikość, którą widziała w jej spojrzeniu, odkąd się poznały. Zdeterminowana i zahartowana w morskiej soli, sprawiała wrażenie nieustraszonej i Asterin wierzyła w ten efekt, ufała wewnętrznej nieugiętości przyjaciółki. Gdyby przekuć jej istnienie, rozżarzyć na nowo i przelać żelazo jej serca w inną formę, mogłaby stanowić cenny narybek w wujowskiej ekipie. Wciąż wujowskiej, póki co, bo szum zmian nadchodził wraz z letnim wiatrem. - Ma to sens, niech będzie. Następnym razem wybierzemy się po spodnie. Skoro poznałaś już mój sekret, równie dobrze możemy robić to częściej - wzruszyła ramionami. Perspektywa zakupów w towarzystwie była… nieswoja, dziwna i lekko niepokojąca, ale zrozumiała, że ten niepokój miał nad nią władzę. Zmuszał, by mu się poddawała, by uginała kark, a Asterin wcale nie chciała tego robić. Jeśli wciąż miała przechowywać w sobie tę tajemnicę, znów zrobi to na własnych zasadach. Dostosuje je do nowych okoliczności i przejmie nad nimi kontrolę.
- Timido - powtórzyła po niej powoli, mnąc słowo na języku, ciekawa jego smaku. Było łagodne, przypominało leniwie szemrzący potok w jakiejś przebrzydłej gęstwinie, więc naturalnie - nie przypadło jej do gustu. - Właśnie przed chwilą byłaś timido, nie znałam cię od tej strony. Sekret za sekret - zamruczała zadziornie; malinowe rumieńce Vai pasowały do kolorów koszul nocnych, w których zatapiały ręce, i dziś na jej twarzy zobaczyła je po raz pierwszy. Mimo że zdawały się nie współgrać z postawą Barros, były świeże i intrygujące, jak kolejny puzzel wskakujący na swoje miejsce. - Często są w kompletach, koszule i szlafroki… Aha, tu cię mam - wymamrotała do tkaniny zawieszonej na wieszaku, którą wydobyła z odmętów gabloty. Peniuar niewątpliwie tworzył spójną całość z piżamą wybraną przez ciemnowłosą i zdawał się aż błagać, by zabrały go ze sobą - a takiej prośbie grzechem byłoby odmówić. Asterin spojrzała potem na zasugerowaną jej bieliznę i zmrużyła lekko oczy, ale na jej twarzy nie pojawił się ani jeden cień zażenowania, wykrzywiła tylko kącik ust ku górze. - Zaskoczę cię, ale czasem takie noszę. I nie są takim dziełem demonów, jak ci się wydaje - parsknęła, przyjąwszy od kobiety wieszak z krótkim skinieniem głową. Nie krępowała jej taka garderoba, wręcz doceniała misternie wykonaną koronkę i nawet opatrzoną nią metkę, opiewającą na zasłużony grosz. Zanim ruszyły ku przymierzalniom, dobrała do niej braletkę, ot, żeby dopełnić całości. - No, moje ty timido, ruchy. Przebieraj się, bo chcę już zobaczyć niesukienkową figurę w sukience - nakazała, wchodząc do jednej z dwóch wolnych kabin, częściowo osłoniętej przez grubą szafirową kotarę. Sama powinna przecież zmierzyć sukienkę, którą dla siebie dobrała; nie chciała w niej pływać, a wszelkie doświadczenie przypominało, że drobna sylwetka lubiła niknąć w skandynawskiej rozmiarówce.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Nie 2 Cze - 21:49
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdyby ktoś z zewnątrz poznał jej historię, gdyby ktoś z jej obecnych znajomych poznał tę krnąbrną małolatę z wiecznie poobijanymi częściami ciała, w życiu nie poznałby w niej oficer Kruczej Straży, którą była. Nadal nie była stateczną strażniczką - w końcu miała w planach wysłać wiewióra do Brage, że już jest dostępna i chętnie przypomni sobie stare czasy - ale była w jakiś sposób spokojniejsza. Teraz widziała o wiele więcej wszelkiego syfu niż kiedyś i miała ręce po łokcie uwalone krwią ludzi, którzy nie powinni krwawić. I patrząc na Asterin wiedziała, że blondynka też widziała swoje w parszywych uliczkach Przesmyku, jak ona w brazylijskich slumsach. Pewnie dlatego nie pytała. Bo nikt normalny nie pyta ocalałego, jak przeżył. A drugi ocalały wie i bez pytań. Obie były podobne, choć poszły w dwie różne strony. Chociaż gdyby nie śmierć Carlito i wykrzyczana obietnica to kto wie, czy nie spotkałyby się po jednej stronie. To była zabawna myśl i Vi uśmiechnęła się do niej kątem ust. Zaraz wracając do tematu biednej sprzedawczyni.
- Szkoda mi łóżka obiektywnie mówiąc. Służy do innych rzeczy niż zalewania łzami... - odbiła niewinnym tonem, zagryzając wargę, zanim po krótkiej chwili parsknęła szczerym śmiechem razem z blondynką. - No jakże mi nie jest przykro. Niech się uczy postępu. - Barros wcale nie była przejęta tym faktem. Nie zrobiła niczego, czego powinna się wstydzić, tak naprawdę to wstydzić powinna się bezwstydnie podsłuchująca baba. Nie należy podsłuchiwać, potem pretensje trzeba mieć tylko do siebie.
- Wtedy? Akurat tylko wkurz tego gościa, który był warty więcej niż jakakolwiek wygrana. W innych momentach? Kasę, alkohol, czasem fajki. Szacun na dzielni. Czasem szło tak wygrać święty spokój, ale to już bardziej skomplikowana sprawa. Ale i tak najlepsze u nas były zakłady. O hajs. I ich niepisane prawo, że jeśli zakładasz się o kogoś, to oddajesz mu część wygranej z zakładu. Przeważnie 20-25 procent, ale my akurat dzieliliśmy się po połowie w takim wypadku. - wróciła myślami do wspomnień i to były cholernie dobre wspomnienia. Vaia nie była hazardzistką, nie tak do końca. Bardziej chodziło o adrenalinę. Czasem o udowodnienie, że potrafi. Że może coś zrobić. Zakłady zakładami, częściej robiła to dla samej siebie. Żeby coś udowodnić sobie. Prawie nigdy nie żałowała. Zmrużyła oczy na propozycję Asterin i dokładnie w tym momencie kot wyszedł na wierzch pchając ją w zapewne największe klopoty ever.
- Tej, to może po prostu wpadniesz najpierw do mnie na kawę i obczaisz moją pożal się garderobę…? Będzie wiadomo, co trzeba dokupić. - zaproponowała beztrosko, czego pewnie nie powinna robić. Najprawdopodobniej rzucanie Asterin propozycji wymiany własnej garderoby było najgłupszym, co mogła zrobić. I przy okazji podsunąć jej, kolejny raz, że sekrety były u Barros bezpieczne.
- Eu não sou tímido! - oburzyła się po portugalsku, zapewne nawet nie było potrzeba tłumaczyć, czego dotyczył jej protest. Wcale nie była wstydliwa. Nie była! No może czasem. Tak tylko odrobinę. Prychnęła z godnością na Asterin, tylko udając, że jest obruszona i powędrowała do przymierzalni, w pełni świadoma, że zapewne zarówno piżamka z peniuarem co i dziwne przezroczyste coś wylądują w jej garderobie. Najwyżej poczekają na lepsze czasy.
- Demonów nie, idiotów...? To się wrzyna w dupę na litość bogów. - no dobra, była serdecznie rozbawiona. Ale nie zmieniało to faktu, że koronki Asterin zdecydowanie pasowały. Mruknięciem zaaprobowała dobór baletki i schowała się w drugiej przebieralni. Zrzuciła buciory, spodnie, kurtkę i bluzeczkę, po czym włożyła najpierw tę długą kieckę. Na wieszaku była zdecydowanie bardziej zwiewna, niż była na Vai.
Kiecka miała jednak same minusy. Była błyszcząca. Miała cholerne rozcięcie do pół uda. Odsłaniała większość pleców i tym samym dziary na nich. Zwłaszcza tę wielką, najnowszą. Była za duża (ciekawe, czy mieli mniejszy rozmiar?) i zdecydowanie za długa, patrząc na wzrost Vaiany. I czuła się w niej jak pieprzone milion talarów, nawet jeśli chaos czarnych loków burzył resztę image'u.
- Nie mam gdzie w niej iść. - zakomunikowała Asterin, wbijając ostateczny gwóźdź do trumny pod tytułem „po co mi ta sukienka”. Po czym powoli obróciła się wokół własnej osi, żeby przekonać do tego faktu również Asterin. - I jestem do niej za chuda i za niska. Wisi na mnie gorzej niż na wieszaku.
- Szkoda mi łóżka obiektywnie mówiąc. Służy do innych rzeczy niż zalewania łzami... - odbiła niewinnym tonem, zagryzając wargę, zanim po krótkiej chwili parsknęła szczerym śmiechem razem z blondynką. - No jakże mi nie jest przykro. Niech się uczy postępu. - Barros wcale nie była przejęta tym faktem. Nie zrobiła niczego, czego powinna się wstydzić, tak naprawdę to wstydzić powinna się bezwstydnie podsłuchująca baba. Nie należy podsłuchiwać, potem pretensje trzeba mieć tylko do siebie.
- Wtedy? Akurat tylko wkurz tego gościa, który był warty więcej niż jakakolwiek wygrana. W innych momentach? Kasę, alkohol, czasem fajki. Szacun na dzielni. Czasem szło tak wygrać święty spokój, ale to już bardziej skomplikowana sprawa. Ale i tak najlepsze u nas były zakłady. O hajs. I ich niepisane prawo, że jeśli zakładasz się o kogoś, to oddajesz mu część wygranej z zakładu. Przeważnie 20-25 procent, ale my akurat dzieliliśmy się po połowie w takim wypadku. - wróciła myślami do wspomnień i to były cholernie dobre wspomnienia. Vaia nie była hazardzistką, nie tak do końca. Bardziej chodziło o adrenalinę. Czasem o udowodnienie, że potrafi. Że może coś zrobić. Zakłady zakładami, częściej robiła to dla samej siebie. Żeby coś udowodnić sobie. Prawie nigdy nie żałowała. Zmrużyła oczy na propozycję Asterin i dokładnie w tym momencie kot wyszedł na wierzch pchając ją w zapewne największe klopoty ever.
- Tej, to może po prostu wpadniesz najpierw do mnie na kawę i obczaisz moją pożal się garderobę…? Będzie wiadomo, co trzeba dokupić. - zaproponowała beztrosko, czego pewnie nie powinna robić. Najprawdopodobniej rzucanie Asterin propozycji wymiany własnej garderoby było najgłupszym, co mogła zrobić. I przy okazji podsunąć jej, kolejny raz, że sekrety były u Barros bezpieczne.
- Eu não sou tímido! - oburzyła się po portugalsku, zapewne nawet nie było potrzeba tłumaczyć, czego dotyczył jej protest. Wcale nie była wstydliwa. Nie była! No może czasem. Tak tylko odrobinę. Prychnęła z godnością na Asterin, tylko udając, że jest obruszona i powędrowała do przymierzalni, w pełni świadoma, że zapewne zarówno piżamka z peniuarem co i dziwne przezroczyste coś wylądują w jej garderobie. Najwyżej poczekają na lepsze czasy.
- Demonów nie, idiotów...? To się wrzyna w dupę na litość bogów. - no dobra, była serdecznie rozbawiona. Ale nie zmieniało to faktu, że koronki Asterin zdecydowanie pasowały. Mruknięciem zaaprobowała dobór baletki i schowała się w drugiej przebieralni. Zrzuciła buciory, spodnie, kurtkę i bluzeczkę, po czym włożyła najpierw tę długą kieckę. Na wieszaku była zdecydowanie bardziej zwiewna, niż była na Vai.
Kiecka miała jednak same minusy. Była błyszcząca. Miała cholerne rozcięcie do pół uda. Odsłaniała większość pleców i tym samym dziary na nich. Zwłaszcza tę wielką, najnowszą. Była za duża (ciekawe, czy mieli mniejszy rozmiar?) i zdecydowanie za długa, patrząc na wzrost Vaiany. I czuła się w niej jak pieprzone milion talarów, nawet jeśli chaos czarnych loków burzył resztę image'u.
- Nie mam gdzie w niej iść. - zakomunikowała Asterin, wbijając ostateczny gwóźdź do trumny pod tytułem „po co mi ta sukienka”. Po czym powoli obróciła się wokół własnej osi, żeby przekonać do tego faktu również Asterin. - I jestem do niej za chuda i za niska. Wisi na mnie gorzej niż na wieszaku.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Asterin Eggen
Re: Atelier Frue Johansen Sro 5 Cze - 21:03
Asterin EggenŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Alta, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : dawniej prostytutka, obecnie dilerka
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : alchemiczny kolekcjoner (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 22 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 7 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 39 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zaśmiała się pod nosem, aczkolwiek była przekonana, że po kabarecie, który roztoczyły wokół siebie w atelier, ekspedientka prędzej zmówi za nie modły kierowane ku bogom, niż przywyknie do idei postępu. Niewiele jednak ją to obchodziło; Asterin kierowała się myślą, że przecież tak czy siak zamierzała zostawić tu pieniądze, a skala dochodu powinna być ważniejsza od uczuć pracownic. Czy nie tak wychowano ją na Przesmyku?
- Kasa, alkohol, fajki i szacunek to dobre nagrody - zgodziła się; swego czasu w ten sam sposób budowała swoją egzystencję w szarości ymirskich alejek i nigdy, Odyn świadkiem, nie brakowało jej papierosów ani trunków. Czasem wychodziła z tego jedynie lekko poobijana, czasem poważnie poharatana, aż wreszcie nastały dni, kiedy nikomu nie musiała już niczego udowadniać. Cóż, niemalże nikomu. Wciąż znajdowali się śmiałkowie widzący w jej płci rażącą niekorzyść, a to dawało im pole do wiary, że jeśli wydrą się dostatecznie głośno, obrażą ją dostatecznie siarczyście, albo zamachną się na nią dostatecznie mocno, ich problemy w ten sposób się skończą. - Często na ciebie stawiali? Pewnie na początku nie. A potem się nauczyli, gdzie dobrze lokować pieniądze - uśmiechnęła się krzywo. Takie jak one musiały wygryźć i wydrapać własną pozycję, ale prędzej czy później nawet ci zatwardziali orędownicy męskiej przewagi zaczynali dostrzegać, że zawartość ich mieszków z talarami topnieje, gdy obstawiają złego konia. Nikt przecież nie lubił przegrywać. I nikt nie będzie przegrywał własnych pieniędzy tylko po to, żeby udowodnić swoją niezmienność.
- No pewnie - przytaknęła na zaproszenie Vai, a jej oczy wypełniły się złowróżbnym blaskiem. Obiecującym zmiany, ale nie gruntowne i nie rewolucyjne; nie zamierzała pozbawiać jej wszystkich ulubionych ubrań albo, co gorsza, kazać jej gruntownie zmieniać swojego stylu, tego, co tworzyło z niej Vaię. Tak jak określiła Barros, chodziło wyłącznie o zrozumienie braków i sporządzenie swoistej listy bojowych zadań. - Kiedy? - podjęła, nie zamierzywszy już odpuścić. Iskra dała początek pożodze nie do zatrzymania, a gdzieś pod popiołami znajdą garderobę, która będzie odpowiadać ciemnowłosej, zamiast przerażać ją mnogością opcji i ich łączenia. Asterin nie przyznawała się też przed samą sobą, jak wielką sprawia jej to przyjemność: to, co stało się przypadkowym spotkaniem, miało faktycznie zaowocować czymś namacalnym, czymś, dzięki czemu przyjaciółka być może poczuje się lepiej. We własnej skórze, z własnym odbiciem, w spektrum swojej samooceny.
- Tak, jasne, “enoso timido” - powtórzyła po niej lekceważąco i zadziornie, kalecząc przy tym wyrażenie, którym potraktowała ją Barros. Nie wiedziała, co dokładnie znaczyło, ale domyślała się, że było kategoryczną i wzburzoną odmową, odrzuceniem samej sugestii wstydliwości, a to wystarczyło, by niemożebnie Eggen rozbawić. - A jak po temu-twojemu będzie “wcale ci nie wierzę, wstydnisiu”? - pociągnęła dalej, dolewała oliwy do ognia i przyglądała się twarzy Vi, ciekawa, czy znów rozkwitną na niej malinowe rumieńce.
- Skąd wiesz, skoro nie nosiłaś? - parsknąwszy wyzywająco w odpowiedzi, złapała za dobraną do siebie bieliznę i razem z ciemnowłosą ruszyła do przymierzalni, gdzieś w okolicy karku wyczuwając świdrujące spojrzenie ekspedientki, zapewne upewniającej się, że niczego nie ukradną. Nie sądziła jednak, by atelier pożałowało talarów na magiczne zabezpieczenia przed klientelą, której nie stać na oferowane tu ubrania, więc wzrok ten mógł być co najwyżej napominający i przez to - nieważny. W gardzieli kabiny przymierzalni wymieniła swoją garderobę na prążkowaną sukienkę z kwietno-gadzim haftem, oceniwszy ją wnikliwie pod wieloma kątami w zwierciadle; leżała dobrze, o dziwo nawet na jej krótkich nogach, opinała sylwetkę tam, gdzie należało, i ukrywała mankamenty, więc Asterin skinęła do swojego odbicia z zadowoleniem, przebrała się z powrotem i wyszła ze swojej kabiny, bezpardonowo wcisnąwszy głowę za kotarę do przymierzalni Vai. - Daj spokój, to nie jest nic, z czym nie poradzi sobie dobry krawiec - przewróciła oczyma i przesunęła kontemplującym wzrokiem po propozycji sukienki, w jej ocenie znacznie mniej rażącej i wadliwej, niż w opinii przyjaciółki. - Jak się w niej czujesz? Kwestia długości i szerokości jest naprawdę drugorzędna; gdyby poszło w drugą stronę, dopiero wtedy miałabyś problem. Ale tu? Wygląda… hm, nieźle, chociaż po poprawkach będzie znacznie lepsza - stwierdziła trzeźwo, wzruszając ramionami. Opór Barros bił z każdego fragmentu jej oblicza i wykraczał poza racjonalność znaną Asterin - w końcu blondynka nigdy nie potrafiła odmawiać sobie przyjemności w postaci zakupów, już nie. - Póki co nie masz gdzie w niej iść. Wiesz, że może przyjść taki dzień, kiedy ktoś zaprosi cię do lepszego miejsca i okaże się, że nie masz w co się ubrać, nie? - uzmysłowiła jej z przekonaniem. Takie scenariusze były najgorsze, tępiły możliwości i studziły entuzjazm, budząc przede wszystkim wstyd. Wstyd skryty głęboko w sobie, splątany z żalem. Niegdyś Asterin nie miała nic - ani jednego ładnego ubrania, ani jednej błyskotki, aż obiecała sobie, że nigdy więcej nie poczuje już tego wstydu. Tego żalu. - A kiedy już do tego dojdzie, odmówisz. Choćby była to najlepsza osoba pod słońcem, odmówisz, bo nie będziesz miała w czym iść. Więc pakuj się po prostu w tę drugą, jeśli ta cię nie przekonała - poleciła pogodnie i zasunęła kotarę z powrotem, zapewniwszy kobiecie prywatność. - Zresztą: to będzie mój prezent dla ciebie. I nie chcę słyszeć sprzeciwu, bo wyjdę - dorzuciła przez szafirowy materiał oddzielającej je tkaniny.
- Kasa, alkohol, fajki i szacunek to dobre nagrody - zgodziła się; swego czasu w ten sam sposób budowała swoją egzystencję w szarości ymirskich alejek i nigdy, Odyn świadkiem, nie brakowało jej papierosów ani trunków. Czasem wychodziła z tego jedynie lekko poobijana, czasem poważnie poharatana, aż wreszcie nastały dni, kiedy nikomu nie musiała już niczego udowadniać. Cóż, niemalże nikomu. Wciąż znajdowali się śmiałkowie widzący w jej płci rażącą niekorzyść, a to dawało im pole do wiary, że jeśli wydrą się dostatecznie głośno, obrażą ją dostatecznie siarczyście, albo zamachną się na nią dostatecznie mocno, ich problemy w ten sposób się skończą. - Często na ciebie stawiali? Pewnie na początku nie. A potem się nauczyli, gdzie dobrze lokować pieniądze - uśmiechnęła się krzywo. Takie jak one musiały wygryźć i wydrapać własną pozycję, ale prędzej czy później nawet ci zatwardziali orędownicy męskiej przewagi zaczynali dostrzegać, że zawartość ich mieszków z talarami topnieje, gdy obstawiają złego konia. Nikt przecież nie lubił przegrywać. I nikt nie będzie przegrywał własnych pieniędzy tylko po to, żeby udowodnić swoją niezmienność.
- No pewnie - przytaknęła na zaproszenie Vai, a jej oczy wypełniły się złowróżbnym blaskiem. Obiecującym zmiany, ale nie gruntowne i nie rewolucyjne; nie zamierzała pozbawiać jej wszystkich ulubionych ubrań albo, co gorsza, kazać jej gruntownie zmieniać swojego stylu, tego, co tworzyło z niej Vaię. Tak jak określiła Barros, chodziło wyłącznie o zrozumienie braków i sporządzenie swoistej listy bojowych zadań. - Kiedy? - podjęła, nie zamierzywszy już odpuścić. Iskra dała początek pożodze nie do zatrzymania, a gdzieś pod popiołami znajdą garderobę, która będzie odpowiadać ciemnowłosej, zamiast przerażać ją mnogością opcji i ich łączenia. Asterin nie przyznawała się też przed samą sobą, jak wielką sprawia jej to przyjemność: to, co stało się przypadkowym spotkaniem, miało faktycznie zaowocować czymś namacalnym, czymś, dzięki czemu przyjaciółka być może poczuje się lepiej. We własnej skórze, z własnym odbiciem, w spektrum swojej samooceny.
- Tak, jasne, “enoso timido” - powtórzyła po niej lekceważąco i zadziornie, kalecząc przy tym wyrażenie, którym potraktowała ją Barros. Nie wiedziała, co dokładnie znaczyło, ale domyślała się, że było kategoryczną i wzburzoną odmową, odrzuceniem samej sugestii wstydliwości, a to wystarczyło, by niemożebnie Eggen rozbawić. - A jak po temu-twojemu będzie “wcale ci nie wierzę, wstydnisiu”? - pociągnęła dalej, dolewała oliwy do ognia i przyglądała się twarzy Vi, ciekawa, czy znów rozkwitną na niej malinowe rumieńce.
- Skąd wiesz, skoro nie nosiłaś? - parsknąwszy wyzywająco w odpowiedzi, złapała za dobraną do siebie bieliznę i razem z ciemnowłosą ruszyła do przymierzalni, gdzieś w okolicy karku wyczuwając świdrujące spojrzenie ekspedientki, zapewne upewniającej się, że niczego nie ukradną. Nie sądziła jednak, by atelier pożałowało talarów na magiczne zabezpieczenia przed klientelą, której nie stać na oferowane tu ubrania, więc wzrok ten mógł być co najwyżej napominający i przez to - nieważny. W gardzieli kabiny przymierzalni wymieniła swoją garderobę na prążkowaną sukienkę z kwietno-gadzim haftem, oceniwszy ją wnikliwie pod wieloma kątami w zwierciadle; leżała dobrze, o dziwo nawet na jej krótkich nogach, opinała sylwetkę tam, gdzie należało, i ukrywała mankamenty, więc Asterin skinęła do swojego odbicia z zadowoleniem, przebrała się z powrotem i wyszła ze swojej kabiny, bezpardonowo wcisnąwszy głowę za kotarę do przymierzalni Vai. - Daj spokój, to nie jest nic, z czym nie poradzi sobie dobry krawiec - przewróciła oczyma i przesunęła kontemplującym wzrokiem po propozycji sukienki, w jej ocenie znacznie mniej rażącej i wadliwej, niż w opinii przyjaciółki. - Jak się w niej czujesz? Kwestia długości i szerokości jest naprawdę drugorzędna; gdyby poszło w drugą stronę, dopiero wtedy miałabyś problem. Ale tu? Wygląda… hm, nieźle, chociaż po poprawkach będzie znacznie lepsza - stwierdziła trzeźwo, wzruszając ramionami. Opór Barros bił z każdego fragmentu jej oblicza i wykraczał poza racjonalność znaną Asterin - w końcu blondynka nigdy nie potrafiła odmawiać sobie przyjemności w postaci zakupów, już nie. - Póki co nie masz gdzie w niej iść. Wiesz, że może przyjść taki dzień, kiedy ktoś zaprosi cię do lepszego miejsca i okaże się, że nie masz w co się ubrać, nie? - uzmysłowiła jej z przekonaniem. Takie scenariusze były najgorsze, tępiły możliwości i studziły entuzjazm, budząc przede wszystkim wstyd. Wstyd skryty głęboko w sobie, splątany z żalem. Niegdyś Asterin nie miała nic - ani jednego ładnego ubrania, ani jednej błyskotki, aż obiecała sobie, że nigdy więcej nie poczuje już tego wstydu. Tego żalu. - A kiedy już do tego dojdzie, odmówisz. Choćby była to najlepsza osoba pod słońcem, odmówisz, bo nie będziesz miała w czym iść. Więc pakuj się po prostu w tę drugą, jeśli ta cię nie przekonała - poleciła pogodnie i zasunęła kotarę z powrotem, zapewniwszy kobiecie prywatność. - Zresztą: to będzie mój prezent dla ciebie. I nie chcę słyszeć sprzeciwu, bo wyjdę - dorzuciła przez szafirowy materiał oddzielającej je tkaniny.
Vaia Cortés da Barros
Re: Atelier Frue Johansen Pią 7 Cze - 7:33
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Coś jej się wydawało, że Asterin bez najmniejszego problemu odnalazłaby się w jej świecie, wśród uliczek faweli i była święcie przekonana, że błyskawicznie podporządkowałaby sobie każdego, kto spróbowałby do niej skakać. I zdaje się, że bez problemu wsiąknęłaby w hazardowo-wyzwaniową społeczność. Tyle, że wyróżniałaby się dokładnie tak, jak wyróżniała się teraz Vaia w Midgardzie. Byłoby pewnie dość zabawnie.
- Najlepsze. Po kilku zakładach tak circa dwa-trzy tygodnie nie musiałam kupować fajek. A alkohol i tak najlepiej piło się w towarzystwie. I tak, na początku to było stawianie przeciwko mnie, bo co może taka mała gówniara. Potem się jednak okazało, że to kiepski pomysł i się nauczyli. Fajnie było. Miałam kilka przegranych, wtedy ja się nauczyłam, kiedy się nie zakładać. - roześmiała się, łypiąc na blondynkę. - Odnalazłabyś się tam. Szara strefa to podstawa. - wyszczerzyła ząbki, by zaraz potem lekko przygryźć wargę. No tak, kobieta wyglądała teraz jak pies gończy na tropie, a Vaia miała wrażenie, że na końcu węchowego tropu będzie wielki sklep z mnóstwem dziwnych ubrań. Westchnęła lekko.
- Dzisiaj? Teraz? Znaczy jak się obkupimy tutaj? Mam w miarę wolny dzień przed jutrem. - zaproponowała, choć odrobinkę wystraszyła się spojrzenia Asterin. No ale faktycznie może przydałoby jej się lekkie uzupełnienie i zmiana garderoby. Ale ukochanych koszulek pożyczonych od ludzi nie pozbędzie się nigdy w życiu. Za to uzupełnienie szafy o jakieś spódniczki albo kilka sukienek... No niech będzie.
- Vai pentear macacos... - burknęła pod nosem, jednak drgające kąciki ust zwiastowały, że była bardziej rozbawiona i wcale a wcale nie przetłumaczyła pytania Asterin. I wcale a wcale się nie zarumieniła. Posłała jej za to bardzo szelmowski uśmieszek przed zniknięciem w przymierzalni. - Skąd wiesz, że nie nosiłam? - niby nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie, ale tutaj aż się prosiło.
Z pełną premedytacją ignorowała spojrzenia sprzedawczyń, choć pewnie powinna czuć się urażona. W praktyce miała to serdecznie gdzieś, była odpowiedzialna za siebie, a nie za to, co myślały te pindy. Chyba zaczynała rozumieć, czemu nikogo tu nie było. Ubrana w błyszczącą sukienkę czuła się… inaczej. Wyglądała inaczej. Pytanie Asterin jedynie to podkreśliło, więc przewróciła oczami.
- Jak milion pieprzonych talarów, Asti. - spojrzała na nią na poły z wyrzutem na poły pokonana. Cholera, chciała to błyszczące coś, chociaż pewnie i tak będzie to kasa wywalona w błoto. Dlatego tak bardzo się opierała. - Wtedy pewnie poszłabym robić na gwałt takie zakupy, jak mi się kiedyś zdarzało, ale okey, czaję twój punkt widzenia. Weź mi znajdź rozmiar niżej! I weź nie wychodź cholero jedna, zebrało ci się na szantaże. - roześmiała się głośno, kręcąc głową i rozebrała się z czerwonego czegoś, oddając sukienkę Asterin. Rozmiar mniejsza okazała się być idealna, chociaż długość nadal pozostawiała wiele do życzenia. Druga sukienka za to była idealna, krótka, do tego taka typowa na codzień i na lato. Wylądowała więc na nocnych strojach, które oczywiście też wzięła.
- Wygrałaś. Biorę obydwie. To jakieś sandałki będę musiała jeszcze dokupić. - roześmiała się krótko i przytuliła na chwilę kobietę. Vaia była bardzo dotykalska, w ten przyjacielski sposób, ale jednak bardzo. Miała tak mało osób do tulenia, że kleiła się do każdego, do kogo mogła. - Zbieraj się, idziemy sprawdzać moją szafę. - zakomenderowała, idąc do kasy i z wrednym uśmiechem płacąc gotówką dosyć wysoką cenę. Krwisty rumieniec na twarzy sprzedawczyni był wystarczająco satysfakcjonujący.
Vaia i Asterin z tematu
- Najlepsze. Po kilku zakładach tak circa dwa-trzy tygodnie nie musiałam kupować fajek. A alkohol i tak najlepiej piło się w towarzystwie. I tak, na początku to było stawianie przeciwko mnie, bo co może taka mała gówniara. Potem się jednak okazało, że to kiepski pomysł i się nauczyli. Fajnie było. Miałam kilka przegranych, wtedy ja się nauczyłam, kiedy się nie zakładać. - roześmiała się, łypiąc na blondynkę. - Odnalazłabyś się tam. Szara strefa to podstawa. - wyszczerzyła ząbki, by zaraz potem lekko przygryźć wargę. No tak, kobieta wyglądała teraz jak pies gończy na tropie, a Vaia miała wrażenie, że na końcu węchowego tropu będzie wielki sklep z mnóstwem dziwnych ubrań. Westchnęła lekko.
- Dzisiaj? Teraz? Znaczy jak się obkupimy tutaj? Mam w miarę wolny dzień przed jutrem. - zaproponowała, choć odrobinkę wystraszyła się spojrzenia Asterin. No ale faktycznie może przydałoby jej się lekkie uzupełnienie i zmiana garderoby. Ale ukochanych koszulek pożyczonych od ludzi nie pozbędzie się nigdy w życiu. Za to uzupełnienie szafy o jakieś spódniczki albo kilka sukienek... No niech będzie.
- Vai pentear macacos... - burknęła pod nosem, jednak drgające kąciki ust zwiastowały, że była bardziej rozbawiona i wcale a wcale nie przetłumaczyła pytania Asterin. I wcale a wcale się nie zarumieniła. Posłała jej za to bardzo szelmowski uśmieszek przed zniknięciem w przymierzalni. - Skąd wiesz, że nie nosiłam? - niby nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie, ale tutaj aż się prosiło.
Z pełną premedytacją ignorowała spojrzenia sprzedawczyń, choć pewnie powinna czuć się urażona. W praktyce miała to serdecznie gdzieś, była odpowiedzialna za siebie, a nie za to, co myślały te pindy. Chyba zaczynała rozumieć, czemu nikogo tu nie było. Ubrana w błyszczącą sukienkę czuła się… inaczej. Wyglądała inaczej. Pytanie Asterin jedynie to podkreśliło, więc przewróciła oczami.
- Jak milion pieprzonych talarów, Asti. - spojrzała na nią na poły z wyrzutem na poły pokonana. Cholera, chciała to błyszczące coś, chociaż pewnie i tak będzie to kasa wywalona w błoto. Dlatego tak bardzo się opierała. - Wtedy pewnie poszłabym robić na gwałt takie zakupy, jak mi się kiedyś zdarzało, ale okey, czaję twój punkt widzenia. Weź mi znajdź rozmiar niżej! I weź nie wychodź cholero jedna, zebrało ci się na szantaże. - roześmiała się głośno, kręcąc głową i rozebrała się z czerwonego czegoś, oddając sukienkę Asterin. Rozmiar mniejsza okazała się być idealna, chociaż długość nadal pozostawiała wiele do życzenia. Druga sukienka za to była idealna, krótka, do tego taka typowa na codzień i na lato. Wylądowała więc na nocnych strojach, które oczywiście też wzięła.
- Wygrałaś. Biorę obydwie. To jakieś sandałki będę musiała jeszcze dokupić. - roześmiała się krótko i przytuliła na chwilę kobietę. Vaia była bardzo dotykalska, w ten przyjacielski sposób, ale jednak bardzo. Miała tak mało osób do tulenia, że kleiła się do każdego, do kogo mogła. - Zbieraj się, idziemy sprawdzać moją szafę. - zakomenderowała, idąc do kasy i z wrednym uśmiechem płacąc gotówką dosyć wysoką cenę. Krwisty rumieniec na twarzy sprzedawczyni był wystarczająco satysfakcjonujący.
Vaia i Asterin z tematu
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo