Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Stare kamienice

    5 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Stare kamienice
    Dzielnica Ymira Starszego nigdy nie należała do najbezpieczniejszych miejsc, a rząd starych, obskurnych budynków jest na to ostatecznym dowodem. Kamienice o nędznych warunkach technicznych są mieszkaniami, w którym zamieszkanie jest już opcją ostateczną. Kilkupiętrowe i ginące pośród dużo wyższych od siebie budynków, w swoich murach trzymają już tylko osoby starsze i przyzwyczajone do panującego tu stanu, ale także mętów, których nie stać na wynajem niczego lepszego. To budynki, obok którego przechodnie zwykle decydują się na przejście na drugą stronę ulicy – w końcu nigdy nie wiadomo, kto się przy nich kręci.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    01.06.2001

    Ostatnie obłoki mglistej czerwieni skrytego za widnokręgiem słońca przegrywały starcie z nadchodzącym wieczorem, jej ulubioną porą. Czasem, kiedy świat układał się do snu, a na powierzchnię wypełzały łachudry wszelkiej maści - pijaczyny wyśpiewujące sprośne szanty, bełkoczący klienci szemranych tawern, naganiacze do lokali wywalczających uliczną renomę, dziwki i ich słodkie pomruki, amatorzy nocy wałęsający się z miejsca na miejsce. Żyła tą godziną, w niej czując się najbezpieczniej; uwiła w niej swe królestwo u boku jednego z najsilniejszych, jej zdaniem, ludzi, którego zamierzała obalić. Fantazja o zemście rozpasała się w jej żyłach jak używka: karmiła się nią, kładąc się spać o poranku, smakowała jej na języku, budząc się wieczorami, widziała jej ostre powidoki we własnym spojrzeniu wpatrującym się w nią z tafli zwierciadła. Niedługo. Cierpliwość podobno była cnotą i bawiła ją myśl o tym, że przynajmniej w jednej dziedzinie miała stać się więc cnotliwa.
    Cienie kładły się na ulicach, a ciemność zaczynały rozganiać rozpalone uliczne lampy, kiedy Asterin zmierzała na spotkanie amatora regularnych informacji i jego sakiewki pełnej talarów. Umówili się na parterze w jednej z zatęchłych ymirowskich kamieniczek, tuż za progiem rozklekotanych drzwi capiących wilgocią i zgnilizną, rozkosznym rozkładem; na drugim piętrze miała zresztą do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Wujek wysłał ją do Mii, nowej ulicznicy pod jego skrzydłem, by upewniła się, że dziewczyna doszła do siebie po zeszłonocnym ataku nożownika-nieudacznika - jednak upewnienie się było zaledwie oddechem na karku, przypomnieniem, że w Przesmyku nie ma miejsca na łzy ani skołatane nerwy; że musiała na siebie zarobić, by nie tracić ochrony, dzięki której wciąż jeszcze żyła. Zauważyła, że z oczu dziewczyny zniknął blask, jakby pierwszy raz prawdziwie pojęła wagę czyhającego w alejkach zagrożenia, ale sama nie miała dla niej dobrego słowa ani pocieszenia. Tym była ta egzystencja. Asterin była od niej znacznie młodsza, gdy zaczynała sprzedawać ciało na tyłach sklepów albo w zaułkach, jej również nikt nie niańczył, nie zapewniał, że jutro będzie lepiej, że nic jej nie grozi. W wyrazie empatii rzuciła jej jednak drobną monetę na piwo w barze w jej rewirze, poleciła nie wkurwiać Wujka i wyszła.
    Szczeble drewnianych schodów zdawały się uginać pod każdym jej krokiem, gdy schodziła na parter. Bez trudu dostrzegła czekającego na nią Agnara, milczącego i zimnego, ciosanego z surowego kamienia, z głazu gdzieś w sercu lasu, monolitu pokrytego starym runicznym pismem. Wsunęła dłoń do kieszeni kurtki, szukając paczki papierosów, z której dobrodusznie mogłaby go poczęstować w ramach powitania, lecz wtedy w opuszkę jej palca wbiły się rządki ostrych zębów, kalecząc ją do krwi. Rozeźlona i zdumiona zarazem Asterin syknęła przez zaciśnięte zęby i zamaszyście wyszarpnęła rękę - a wraz z nią wgryzioną w nią łachotkę. Bydlę świsnęło przez powietrze, uczepione monety wielkości jego główki, a cienkie skrzydła zaczęły ciąć powietrze, gotowe do ucieczki.
    - Widziałeś? Upierdolił mnie w palec - warknęła wściekle, sztyletując nienawistnym spojrzeniem małego złodzieja. Żaden człowiek jakkolwiek zaznajomiony z dzielnicą nie miałby śmiałości wejść do jej kieszeni i próbować ją okraść, tymczasem to bezmózgie, skretyniałe istnienie okazało się odważniejsze - lub głupsze - niż bywalcy Przesmyku. - Chyba żartujesz - zagrzmiała za bestyjką, która już wzlatywała ku wyższym kondygnacjom. Strata była stosunkowo niewielka, ale Asterin lubiła wszystkie swoje monety i nie zamierzała żegnać się z kolejną na rzecz brawurowego zwierzęcia, skoro z jedną z nich rozstała się moment temu na rzecz Mii. - Za łeb łachotki dostaniesz informację gratis - rzuciła sykliwie do Agnara i już pędziła po schodach jęczących pod naciskiem drobnego ciała. Był łowczym, może na jego plecach brakowało kołczanu i przez ramię nie przewiesił łuku, ale wciąż miał większe szanse dorwać to ścierwo niż ona. Miałaby z tego nie skorzystać? - A za wyrwane skrzydła, kiedy wciąż będzie dychać, dam dwie - dodała mściwie, wspinając się po schodach wyżej i wyżej.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Zaczynało się ściemniać kiedy opuszczał jeden z szemranych przybytków. Szyld dawno stracił swoje kolory, a napis był ledwie widoczny. Kiedyś przedstawiał kota w meloniku, teraz jedynie stali bywalcy wiedzieli co znajdowało się na kawałku drewna. Podawali paskudne piwo, ale za to dużo mówili, a on przychodził zawsze po informacje. Nie zabierając ze sobą pierścienia Gleipniru, zarzucając na plecy stary, wyświechtany płaszcz, a pod nim zwykłe ubranie, wyglądał jak jeden z wielu stałych bywalców. Nie rzucał się w oczy, nie wyróżniał w tłumie. Po prostu był, jak wszyscy obok niego, trwał i przemierzał ciemne uliczki. Śmierdzące strachem i bólem zmieszanymi z krwią i krzykami. Słyszał szlochania, słyszał pojękiwania tych, którzy najbardziej cierpieli. Nie był zbawcą, nie posiadał syndromu zbawiciela i nie miał zamiaru wtrącać się w życie innych. Nie pasowałby do Kruczej Straży, z ich nieraz idealistycznym podejściem do rzeczywistości; chęcią zmiany świata na lepszy. Ten zaś zawsze był paskudny.
    Wyminął grupę, która podśpiewując szanty zmierzała do kolejnej tawerny, następnie skręcił poprawiając płaszcz dostrzegając kątem oka jedną z ulicznic, która prezentowała swoje wdzięki licząc, że tej nocy natrafi na klienta, który nie dołoży do zapłaty za jej usługi siniaka pod żebrami. Musiała kiedyś być piękna, teraz już jej uroda dawno przeminęła. Zatrzymał się przy kamienicy, gdzie ostatnio spotykał się z nowym informatorem. Kobieta zwróciła jego uwagę już jakiś czas temu. Obserwował ją uważnie, jak drapieżnik ofiarę. Musiał się przekonać, czy warto nawiązywać kontakt. Dopiero zaczynał z nią współpracę, jeszcze nie wiedział jak długo będzie jej płacił za informacje, a tych potrzebował. Zbierał je, aby wiedzieć co się dzieje w miejsce i ilu wargów w nim siedzi. Ile potworów, jak mawiali ludzie, zamieszkuje okolice. Sprawdzał te informacje, wiedział jacy są galdrowie. W świetle działań Wyzwolonych, co ładniejsza kobieta nazywana była niksą lub selkie. Zapominali, że te istoty nie mogły żyć długo bez wody i choć mówi się, że ich jedynym celem życiowym było zabijanie mężczyzn to większość z nich chciała jedynie przeżyć. Co nie zmieniało faktu, że miał na rękach krew niks. Tych, które zamieszkiwały jeziora i wabiły mężczyzn, a potem z dziką satysfakcją wymalowaną na zielonych, brzydkich obliczach, topiły nieszczęśników.
    Opierając się o ścianę - czekał. Wodził wzrokiem po ulicy, patrzył jak w oknach zapalają się światła zwiastując ostatecznie przybycie nocy. Ta zaś witała otwartymi ramionami wszelkie szumowiny, zakapiorów i tych, którzy wiedzieli, że za dnia niczego nie załatwią. Słysząc skrzypienie schodów uniósł spojrzenie w górę. Dostrzegł kobietę oraz ruch, którym sięgała do wnętrza kieszeni swojego ubrania. Cichy syk, gwałtowne zatrzymanie się w połowie ruchu zaalarmowało go. Mięśnie się napięły choć nie rzucił się ani do ucieczki ani do walki. Czekał, aby dostrzec głównego bohatera całego zajścia.
    -Łachotek.- Mruknął pod nosem z ciężkim spojrzeniem. Jeszcze tego mu brakowało, aby uganiał się za małym skurwysyństwem, które królową roju nie było, ale ten musiał znajdować się w budynku. Istoty te najczęściej właśnie w starych kamienicach i strychach budowały swoje ule. W chmarze były utrapieniem. W dłoniach stworzenia błysnęła złota moneta. -Nie goń jej, nie krzycz, jedynie zwabisz inne, a wtedy nawet za informację gratis nie pomogę. - Odpowiedział beznamiętnie i skierował się na schody. -Podążaj za nią. Monetę będzie chciała schować w sercu ulu w darze dla królowej. - Równie dobrze mogła chcieć złapać cień. Agnar mógł odpuścić, uznać, że nie będzie pomagał. Zmagania z łachotkami nie były tego warte, ale Asterin była nowa. Ważne dla niego było upewnienie się, że nie wpuści go w jakieś bagno swoimi informacjami. Musiał ją jeszcze sprawdzać, aby mieć pewność, że stanie informatorem, którego warto chronić. Pomoc w złapaniu szkodnika i odzyskanie monety było jednym z działań gdzie kobieta miał poczuć się pewniej w jego obecności. Wtedy najczęściej popełniany jest błąd. Pięli się w górę. Tak jak sądził, na sam strych.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Wieczorne plany Agnara z pewnością nie uwzględniały podobnej przygody - pogoni za średnio rozwiniętym organizmem, częścią wielkiej, uskrzydlonej społeczności, chmary złodziejaszków. Łachotka, łechtaczka, jeden pies; dla Asterin liczyło się tylko i wyłącznie to, by zgniła, ona i jej pobratymcy, wszystkie skuszone jej talarami bestyjki, które miała nadzieję wbić w cherlawe deski podłogowe własnym obcasem. Rozbryznęłyby się jak miażdżone muchy, czy może gruchnęłyby kostki skryte pod falbanami wnętrzności? Okrojona wiedza, której nigdy zresztą nie pogłębiała z własnej ciekawości ani woli, nie wystarczyła, by odpowiedzieć na podsycone mściwością pytanie, oplatające się wokół jej myśli, gdy kroki dudniły na klatce schodowej, powstrzymane dopiero ingerencją łowcy za jej plecami.
    - Jak jej nie dogonię, to jak niby ją poznam? Zanim ją znajdziemy, zdąży wepchnąć królowej moją monetę w dupę i tyle będzie z poszukiwań - burknęła. Przemawiały przez niego lata doświadczenia, których jej brakowało; metody tropienia, znajomość schematów zachowań zwierzęcych móżdżków, wykute na pamięć rozdziały z bestiariuszy, zawierające charakterystykę każdego istnienia - informacje, których nie należało ignorować, a które mimo wszystko wpiły się pod jej skórę konkluzją niewygody i niedorzeczności. Zwolniła. Zgrzytając zębami wspinała się po schodach coraz ciszej, aż krok stał się lekki i koci, a jedynym dowodem jej obecności okazały się jęki wysłużonego drewna.
    Powietrze strychu napełniało jej płuca starą, zagrzybioną wilgocią, zbutwiałe podłogi sprawiały wrażenie, jakby w każdej chwili mogły pęknąć pod najlżejszym nawet dotykiem, a promienie ulicznych latarni ledwo przenikały przez latami niemyte szyby ciasnych okien, licho rozświetlając drogę. Gdzieś nieopodal słyszała już szemranie kilku par skrzydeł, prowadzące ich ku sobie niczym płomień zarzucający sieć na naiwną ćmę. Coraz bliżej.
    - Uprzedzając twoje rozważania, czy warto się nadwyrężać, pozwól, że cię zapewnię, że warto. Mam dla ciebie kąsek tak smaczny, jak Czarny Miód - mruknęła, przeciskając się wzrokiem przez ciemności poddasza, sprawiającego wrażenie miejsca zapomnianego, skrytego pod kurhanem kurzu i upływającego czasu, zaniedbanego, niepotrzebnego nikomu, prócz łasych na kradzione dobra łachotek. Odór dobiegający zza drzwiczek o okrągłej, niby wygryzionej szparze nieopodal podłogi, sprawił, że Asterin przystanęła i rzuciła Agnarowi pytające spojrzenie. Sądząc po dźwiękach dobiegających ze środka, posłańcy królowej dopiero wracali do swego domostwa, taszcząc podarki większe od ich szkaradnych głów, a więc chyba, mimo wszystko, dopisało im szczęście. - Fýsa sobie z nimi poradzi? Czy to ścierwo innego rodzaju i tylko udaje owady? - zapytała kwaśno, irracjonalnie niezadowolona z istnienia łachotek, z tego, że musiała je gonić, tropić i śledzić, żeby odebrać swoją własność; nie miała pojęcia, co było zdolne je odstraszyć - światło, hukliwy dźwięk, przywołanie deszczu? Spoglądała zatem na sporo wyższego od siebie Agnara z wyczekiwaniem. Wiedział, kim była - w ciemnych uliczkach, w świecie Przesmyku i Ymira Starszego, nie kryła się z barwiono na czarno krwią ani zachodzącymi mgłą oczyma, noszone na dłoniach rękawiczki skrywały jedynie dowód zdrady, której na niej dokonano, potwarzy przeszywającej ją tak bolesnym wkurwieniem, że sama nie chciała na nią spoglądać. - Znam też bardziej ostateczne i ciekawsze inkantacje, więc powiedz mi, czy runą nam na głowy, jeśli wyczują śmierć swojego - dodała, podczas gdy opuszki palców przesuwały się po wyżartym przez korniki drewnie, gotowe w każdej chwili chwycić za klamkę i otworzyć wrota do pasożytniczego królestwa.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Ludzie uważali się za istoty myślące, lepsze od innych. Nie raz przekonał się, że ludzi ezwyczajnie mieli więcej szczęścia w trakcie ewolucji, a i tak nie wszyscy. Stworzenia działały na zasadzie instynktu, ludzie zaś mieli kierować się rozumem, więc nie mogli chować się za wymówką pierwotnych odruchów. Wtedy sprowadzali samych siebie do poziomu stworzeń, a to było poniżej ich godności. Pieprzenie.
    Łachotek, dumny ze zdobyczy unosił się w powietrzu prowadząc ich wprost do swojego ula. Nie myślał o tym, że należy się ukryć, ani stosować forteli. Nie przewidział, że ktoś go może śledzić. Zdobył prezent i musiał go zanieść swojej królowej. Działał na zasadzie instynktu.
    -Zwyczajnie nie spuszczaj go z oczu. - Odpowiedział spokojnie zupełnie niezrażony jej złością i gniewem. Straciła swoją własność i gdyby nie to, że była potencjalnie dobrym informatorem patrzyłby jedynie na jej zmagania samemu nie kiwnąwszy nawet palcem. Łachotki nie były niebezpieczne, zwyczajnie upierdliwe.
    Zapach strychu od razu w niego uderzył. Ta mieszanina kurzu, zbutwiałego drewna, starego proszku do prania oraz mysich odchodów. Nic czego nie posiadały inne domu. Ten jednak zamiast kun na strychu miał Łachotki. Było kwestią czasu, kiedy zaczną przeciskać się do mieszkań siejąc spustoszenie. Wtedy do biura Gleipniru wpłynie wezwanie o zrobienie z nimi porządku. Po paru listach z prośbami, dwiema groźbami zostaliby wysłani świeżo upieczeni kadeci, aby zmierzyli się z wrogiem, a ten w swojej ilości bywał groźny. Charakterystyczny  szmer skrzydeł sprawił, że zwolnił kroku. Uniósł do góry głowę i spostrzegł unoszące się stworzenia. Małe, wysuszone ze skrzydłami jak u ważek, wszystkie kierujące się w stronę małych drzwiczek zza których docierał do nich nieprzyjemny zapach. Zignorował docinkę o informacjach, ponieważ doświadczenie podpowiadało mu, że tym razem mają do czynienia z bardzo dużym ulem. -Stój. - Nakazał jej nim w swojej furii odzyskania pieniędzy sprawi, że będą się odganiać od całego stada niczym od nieznośnych komarów, tyle, że te mogły ich ogłuszyć. -Atakują w chmarze, szarpanie za włosy i ubranie to najmniejszy problem, ale mogą powalić swoim piskiem. - Zwrócił się do kobiety. Wiedział kim jest. Dlatego chciał od niej informacje. Wiedział, że stąpa na granicy, miał chronić ludzi przed potworami. W oczach społeczeństwa Ślepcy nimi byli. Czasami sami Łowcy również. Miał większą swobodę niż Kruczy Strażnicy. Oni napotykali trudności na każdym kroku. -Fýsa to nie głupi pomysł, ale najpierw warto użyć Hjoð. Wtedy mamy większe szanse, jednak naszym celem jest królowa. - Uniósł dłoń i wskazał drzwi. -Tam pewnie jest. Kolorowe skrzydła i korona wokół głowy. Złapiesz królową, a Łachotki pójdą za nią. - Dostrzegł ten drobny ruch, te drżenia palców gotowe do ataku, do niesienia śmierci w imię zemsty. -Spróbuj, ale wtedy padniesz ogłuszona bardzo szybko. - Zgiął i rozprostował własne palce. Rozruszał je, wiedząc, że muszą być szybsi od lotnych drani. -Seinn, Hjoð i Fýsa. - Takie połączenie mogło dać im przewagę. Mogło sprawić, że uporają się ze wszystkim szybko, bo mały drań, który trzymał monetę, jeszcze nie wleciał za półokrągłe drzwi. Złożył dłonie przed sobą, aby wzmocnić działanie zaklęcia, nie wyczuł żadnych zakłóceń. -Seinn… - Inkantacja zawirowała w powietrzu, podobnie jak energia skupiająca się wokół jego dłoni.

    |Rzut na Seinn, magia użytkowa + 16, próg 30


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Agnar Eriksen' has done the following action : kości


    'k100' : 69
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Jak miała nie spuszczać go z oczu? Stworzenie mknące ku najwyższej kondygnacji na ważkowatych skrzydłach zyskało nad nimi przewagę szybkości, podczas gdy oni wspinali się po niegodnych zaufania schodach krokiem spokojnym i niepozornym; Asterin zmełła jednak cisnące się na jej usta komentarze, zaledwie prychając cicho pod nosem. Pałający błękitnym płomieniem wzrok podążał za śladem oddalającej się sylwetki stworzenia tak długo, aż to nie zniknęło za zakurzonym rogiem, taszcząc w chudych odnóżach jej monetę; nasiąknięte starością, wilgocią i grzybem powietrze wypełniało kiście płuc, aż poczuła się tak, jakby pleśń osiadała na wrażliwych wewnętrznych tkankach, rozlewając w niej zgniliznę. Ymir nie słynął z czystości, z zadbania, z drogich materiałów renowacyjnych, ani nawet renowacji jako takich - przywykła więc do doznania, a jednak w połączeniu z zapachem niewątpliwie umieszczonym tu przez łachotkowe gniazdo naraz zakręciło się jej w nosie, jakby swąd ich małego królestwa połaskotał wewnętrzne ścianki.
    Krótkie polecenia (stój, nic, co powinno oburzać, a co mimo wszystko kłuło ją instynktownym buntem) wypowiadane głębią męskiego głosu nie przypadły jej do gustu, nie przywykła do nich, nie potrafiła już podporządkować się im bez ostrawych krawędzi nabieranych przez myśli, ale w mgnieniu sekundy usiłowała sobie wytłumaczyć, że sama poprosiła go o wsparcie. Zachęciła Agnara tego, by razem z nią dotarł na poddasze i zajął się uskrzydlonym problemem intruzów, więc zagryzła zęby i wsłuchała się w jego instrukcje, rzucające nowe światło na wątły, nijaki wcześniej plan kiełkujący w jej głowie. Dobrze było mieć u swojego boku kogoś wprawionego w dełachotkowacji, jej zęby błysnęły w kąśliwym uśmiechu, a głowa lekko przechyliła do ramienia.
    - Pomyśleć, że chciałam tylko odzyskać monetę, a skończy się na tym, że zrobimy przysługę mieszkańcom tej dziury - wymamrotała rozbawiona, skinąwszy po tym, jak wymienił preferowane zaklęcia. Proste, ale skuteczne w obliczu insektoidalnych stworzonek obierających strych za swoje dominium; raz jeszcze wymieniła je w myślach, poniekąd zawiedziona, że zemsta za kradzież będzie musiała zostać okrojona do bezbolesnych właściwie inkantacji. Wbrew pozorom łachotki nie uczyniły jej poważnej krzywdy, jednak Asterin nie miała najlepszego dnia - napięcie wyścieliło spodnie warstwy skóry i drasnęło mięśnie, niechęć plątała się z inwazyjnymi wspomnieniami pchającymi się przez wrota czaszki aż pod samą jej kopułę, a wszystko to podjudzało jej mściwość, rozszerzało macki zemsty na teoretycznie niewinny rój, odpowiadający za występek jednego z braci. - Złapiemy królową? Zabijemy? Czy wypędzimy? Bo jak dla mnie równie możemy zostawić je komuś, komu płacą za użeranie się z nimi, zamiast robić to altruistycznie - stwierdziła, patrząc na Agnara kątem oka, by zaraz potem skupić uwagę na wiązce zaklęcia uderzającą w małego winowajcę. Spowolnione ruchy zwierzęcia sprawiły, że jego skrzydła zaczęły poruszać się coraz spokojniej, nie zdołał przecisnąć się przez szparę w drzwiach odpowiednio szybko. - Hjoð - syknęła zaraz przed tym, jak pochyliła się do łachotka i wyrwała z chudych, papierowatych odnóży swoją monetę. Nie mógł wydać dźwięku, a pozbawiony refleksu nie zdołał jej powstrzymać, kiedy wpychała talar z powrotem do swojej kieszeni. Brzęczenie zza drzwi stało się wyraźniejsze, przez wyrwę w drewnie przecisnęła się nieduża głowa o paciorkowatych oczach, która, dostrzegłszy ich, naraz wycofała się do środka, jakby poparzona piorunem - ale to nie ona zwróciła uwagę Asterin, a inne stworzenie, z godnym podziwu impetem zbliżające się ku połyskującemu guzikowi na płaszczu łowcy. - Za ładnie się ubrałeś - skwitowała cierpko, odpychając od siebie spowolnionego osobnika, który znów spróbował zanurkować w jej kieszeni. - Jakie one są, kurwa, natrętne - warknęła pod nosem. Atramentowa czerń żył jeszcze nie zbladła, krew gotowała się do rzucenia kolejnego zaklęcia, wciąż ograniczonego repertuarem podanym przez Agnara. - Spadamy? Skoro nie chcesz ukręcić mu łba - zanim zleci się ich więcej; wskazała na zdeterminowaną łachotkę, sekunda po sekundzie coraz bardziej działającej jej na nerwy, gdy flegmatycznymi, pozbawionymi dźwięku ruchami walczyła o podarek dla królowej. Może bez niego reszta kolonii zdecyduje się ją ukarać, może nawet wygnać, cóż, to by jej wystarczyło.

    próg 55 | 58 + 10 = 68
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    'k100' : 58
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Dotarcie do leża łachotków nie było problemem. Te zaczynały się już po jego odnalezieniu. Małe dranie potrafiły przysporzyć więcej kłopotów niż większy potwór. Małe skurwiele. Takie miejsca jak to było idealnym miejscem dla ich gniazda. Zniszczone, zaniedbane, śmierdzące - do takich mało kto się zapuszczał z własnej woli. Mogły żyć i niepokoić mieszkańców, którzy nie mieli gdzie się podziać i byli skazani na niechciane towarzystwo. Teraz patrzył jak mała szarańca unosi się nad ich głowami niosąc w chudych kończynach swoje zdobycze.
    -Nie lubię pracować pro publico. - Choć powinni, byli Łowcami, w ich obowiązku była ochrona ludzi przed potworami… a czasami potworów przed ludźmi. Wtedy nie pytał o pieniądze, ale kobieta nie musiała o tym wiedzieć. Nie zwykł od razu spowiadać się z tego z kim jest. Tak było bezpieczniej. Zresztą, to dzięki ostrożności żył tak długo. Brawura w jego zawodzie nie była wskazana, a głośni i zbyt pewni siebie łowcy szybko kończyli jako pasza dla dzikich zwierząt. Chęć zemsty wręcz kipiała z Asterin, wyciekała z całej jej osoby falami, gdyby mogła rozniosłaby cały budynek. Dla jednej monety. Choć być może chodziło o coś więcej, a sytuacja z łachotkiem była jedynie katalizatorem. -Zostawimy je tutaj. - Nie miał zamiaru teraz wyłapywać małych drani, pochwycać królowej i wynosić jej za Midgard. Za jakiś czas zgłoszenie trafi do ich biura. Ktoś zostanie wysłany. Być może już tam leży. Jutro sprawdzi, z czystej przyzwoitości. Wypowiedziane zaklęcie wzbudziło magię, energię jaka załaskotała go na końcówkach palców. Przyjemne mrowienie świadczyło o tym, że zaklęcie się powiodło, a na jego efekt nie musiał czekać długo. Zaraz dołączyła do niego inkantacja kobiety. Wystarczyło pochwycić monetę i uciekać.
    Brzęczenie za drzwiami świadczyło o tym, że ich obecność została wykryta. Reszta roju została zaalarmowana, mieli sekundy na ucieczkę nim te, schowane za drzwiami, których zaklęcie nie objęło rzucą się w ich stronę. Ruchem dłoni odtrącił od siebie spowolnione czarem stworzenie.
    -To wyobraź sobie jakie są kiedy nie ograniczają je zaklęcia. - Mruknął kierując się w stronę wyjścia ze strychu. Brzęczenie za drzwiami nagłe ustało. Nastała tym samym niebezpieczna cisza. -W nogi!
    Polecenie było krótkie, gardłowe i nie znoszące sprzeciwu. W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, a w ich stronę wyleciała cała chmara małych, trzepoczących istotek. Eriksen rzucił się biegiem w stronę schodów i przeskakiwał co kilka stopni, aby uciec jak najdalej od łachotków. Wiedział, że te całym rojem nie mogą oddalić się za bardzo od ula. Oni zaś musieli być szybsi od nich. Wybiegnięcie na ulice powinno uratować im życie. I to dosłowanie.
    Zaatakowali je. A to wołało o pomstę.
    Przeraźliwy pisk wydobył się z małych gardeł oznajmiając wojnę z intruzami.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Wcale nie chciała sobie wyobrażać tych zwierząt niestłamszonych przez czary. Nie chciała słyszeć w uszach ich namolnego bzyczenia, nie chciała czuć na skórze ich patykowatych odnóży i płaskich, podłużnych skrzydeł, nie chciała zapraszać ich ząbków do opuszek swoich palców. Jedyna forma, w jakiej zamierzała od dziś je tolerować, to rozpłaszczona miazga wnętrzności i zaschniętej skóry na podeszwie buta, jak insekty, do których przywykła na Przesmyku, a których nigdy nie zdołała ni pokochać, ni nawet polubić. Było w nich coś szkaradnego i odpychającego, choć czasem rozmyślała o tym, że jednocześnie należał im się szacunek: obdarzone niewielkimi rozmiarami, z góry skazane na porażkę, a mimo to żyjące, egzystujące na pograniczu ludzkiego wzroku, zajęte swoimi sprawami, wyszarpywaniem ze scenariusza losu kolejnych owadzich dni. Bywało przecież, że czuła się do nich podobna - równie mała, równie spisana na straty, równie uparta i równie zdeterminowana, by nie pozwolić żadnej gazecie w boskiej dłoni jej zniszczyć.
    Ich kroki dudniły na jęczącym z wysiłku drewnie, poręcz pod ich dłońmi na klatce schodowej zachwiała się ostrzegawczo, natomiast po wizycie na strychu, w którym piętno odcisnęły wilgoć, kurz i swąd łachotkowego gniazda, nawet zatęchłe powietrze uliczki, na którą wypadli, wydawało się rześkie i słodkie. Brzęczenie stało się zbawiennie niesłyszalne, insekty nie zdołały ich dogonić, lub, tak jak mówił, nie zawracały sobie głowy intruzami, powróciwszy do królestwa, by chronić królową i kontynuować procesję składania jej połyskliwych darów. Oparta plecami o ścianę z chropowatych cegłówek Asterin spojrzała na monetę w swojej dłoni. Niepozorna, okrągła, ukradzona i wykradziona z powrotem, nominał o niewielkiej wartości, a jednak nie potrafiła jej odpuścić, pozwolić, by straciła nawet coś tak błahego. Mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego i skryła runicznego talara w kieszeni, tym razem zamykając ją na zatrzask guzika, na wypadek gdyby Norny skryły w podupadającym pejzażu wokół nich kolejnego amatora cudzych błyskotek.
    - Dzięki - wymamrotała, wracając wzrokiem do Agnara. Zachował zimną krew i powściągliwy profesjonalizm, nie miała wątpliwości, że w swojej pracy stykał się z gadami znacznie gorszymi niż chmara uskrzydlonych złodziejaszków; tropił oprószonych lunarnym pyłem wargów, stąpał po śladach emanujących ponurą beznadzieją zmor, walczył z żądnymi krwi i mięsa bestiami stanowiącymi zagrożenie dla zwykłych galdrów. Każdego dnia ocierał się o śmierć, a od tego, jak dobrze znał swojego przeciwnika, zależała delikatna kwestia jego przeżycia. W porównaniu z tym byle łachotki zdawały się wtorkowym popołudniem, spędzeniem czasu przy herbacie i kolorowych makaronikach. - Nie było ani łba, ani skrzydeł, więc stawka taka jak zawsze - obnażyła zęby w szerokim, krzywym uśmiechu, momentalnie odzyskawszy dobry humor, z poddaszem zostawionym za plecami i monetą bezpiecznie zamkniętą w kurtce. Skrzyżowała nogi w kostkach, wciąż oparta o fasadę kamienicy. - Mam dla ciebie zmorę - przezornie ściszyła głos, teraz niewiele głośniejszy od szeptu. To były ich sprawy i takimi powinny pozostać. - Chłopaczek z lasów północnych, pracuje w mieście. Tnie w karty co piątek w tanich barach, ale przez to, jak chujowo czują się jego partnerzy, musi regularnie zmieniać miejscówki. Podobno rozstał się ze swoją panną po tym, jak u jego kolegi - dawnego kolegi, też nie wytrzymał - nagle rozbiła butelkę i poderżnęła sobie żyły, wrzeszcząc, jaka jest zmęczona i więcej tego bagna nie zniesie - a ów kolega z radością przekazywał naszpikowaną grozą plotkę dalej, nierozważny na tyle, by nie zastanowić się, jak szybko nabierze ona własnego życia, porwana przez prąd wymienianych między ludźmi historii. Pewnie po prostu już mu nie zależało, lojalność przestała mieć znaczenie przy urwanej relacji. - Może miała zjazd, nie mnie to oceniać, ale biorąc pod uwagę, że wyspała się i zaczęła szczebiotać dopiero po tym, jak już ze sobą skończyli, a zupełnie niezłym graczom znów zaczęło iść, jak poszedł do innego lokalu, to to daje pewien obraz - wzruszyła ramionami, obdarzając go znaczącym spojrzeniem. Najpierw rozpalenie ciekawości, pozwolenie Agnarowi zadecydować, czy było to coś, za co chciał zapłacić, a potem nazwisko, adres, wszelkie konkretne informacje, jakie zebrała, uprzednio okrojone do niezbędnych ogólników. Była w tym dość dobra - wiedziała kiedy i kogo słuchać, bywała w miejscach, gdzie alkohol i narkotyki poluzowywały języki, zachęcając do wylewności; z jego pieniędzy prawie uzbierała już na ładną i miękką w dotyku błękitną chustkę, opatrzoną wzorem w czarne czaple.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Wybiegając na ulicę wiedział, że są bezpieczni. Łachotki nie miały w zwyczaju gonić, aż tak daleko intruza. Należało mieć jedynie szybkie nogi, bardzo szybkie oraz zatyczki do uszu, to gwarantowało przetrwanie w ich obecności.
    Kątem oka patrzył jak Asterin chowa monetę do kieszeni i dodatkowo ją zabezpiecza. Dobry odruch, tym bardziej jak lubiła się kręcić w nieciekawym towarzystwie. Opierając się plecami o chropowatą powierzchnię ściany kamienicy wyciągnął paczkę papierosów, odpalił jednego szybkim zaklęciem i zaraz wypuścił potężny kłąb dymu w powietrze. Szeroki uśmiech kobiety kogoś mu przypominał, był niemal pewny, że już widział podobny, z tym lekkim przechyleniem głowy. Zmrużył nieznacznie oczy przez chwilę analizując widziany obraz. Żadna inna twarz jednak nie przyszła mu na myśl, być może to kwestia padającego światła.
    -Hmm.. - Mruknął jedynie słysząc o Zmorze. Potrzebował znacznie więcej więc czekał na dalsze informacje, a te zaraz padły wypowiadane szeptem. Zakładał, że ci, którzy właśnie przykładają uszy do ścian słyszeli o wiele gorsze historie. Odbieranie sił witalnych było typowe dla Mar, które opuszczając ciało śpiącego człowieka wysysają siły życiowe z innych istot żywych. Osłabieni ludzie, którzy tracą witalność oraz chroniczne zmęczenie mogło wskazywać na Marę, ale pierwsze słyszał, aby ta cięła w karty. Zmora była inną parą butów. Galdr dobrowolnie stający się niewolnikiem pomniejszego demona, za co? Dłuższe życie i niesienie nieszczęścia. Tymi gardził jeszcze bardziej niż wargami, którzy zdecydowali się stanowić zagrożenie, ale nie mieli wyboru na to czy inny warg ich pogryzie. Samobójstwo partnerki było już klasycznym, wręcz książkowym efektem dłuższego kontaktu ze Zmorą.
    Końcówka papierosa zajarzyła się czerwienią.
    -Gdzie ostatnio był widywany? - Nazwa baru byłaby idealna, wtedy mógłby zacząć od tego punktu typować kolejne w jakie Zmora się udała. Choć równie dobrze, mogła właśnie się pakować, aby uniknąć złapania. Wędrówki były najlepszą formą ochrony dla nich. Niejednokrotnie też Zmorami byli nazywani, co którzy zwyczajnie się nie wysypiali lub popadali w depresję. Brak świadomości i nawarstwiające się pogłoski niczego nie ułatwiały, a ludzie potrafili uwierzyć w dosłownie we wszystko. Sięgnął do kieszeni, gdzie trzymał zapłatę dla Asterin. Jednak jeszcze jej nie wyciągnął.
    Papieros powędrował do kącika ust.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Przez krótką chwilę rozważała wproszenie się do jego paczki papierosów, jednak głód nikotyny starł się z rozsądkiem, z przyświecającym jej dość prostym, zrozumiałym na Przesmyku credo - nigdy nie brać niczego od nieznajomych. Łączyła ich zaledwie powiązana sekretami relacja, nić porozumienia zbudowana z popytu i podaży, toteż żadne z nich nie uważało drugiego za dobrego znajomego, kogoś godnego zaufania wystawianego na kredyt. I pasowało im to: wyraźnie nakreślone granice niepozostawiające niedopowiedzeń, prosty biznes, błogie bezpieczeństwo w ukrywaniu własnych tajemnic, przy jednoczesnym obnażaniu cudzych. Z tego względu jedynie przyjrzała się zatlonemu skrawkowi papierosa i kłębom dymu szarego jak nisko zawieszone, burzowe chmury, wypuszczanego spomiędzy warg oprószonych ciemną brodą, w milczeniu oczekując na jego reakcję - przykrytą długim pomrukiem kontemplacji, a potem pytaniem, którego się spodziewała.
    - Pracuje w porcie północnym na Ragnhildzie. W magazynach, po tym, jak wypieprzyli go z fabryki przetworów rybnych niedaleko doków - gdzie do pewnego momentu radził sobie zupełnie dobrze, aż nagle wszystko niemal z dnia na dzień trafił szlag i kariera, choć zwyczajna, niezbyt ambitna i przewidywalna, legła w gruzach, rozpoczynając za to tułaczkę od miejsca do miejsca, od człowieka do człowieka. Czy przeżycie kilku dodatkowych lat naprawdę było warte takiej ceny? Czasem zastanawiała się, jaką ona podjęłaby decyzję, gdyby śmierć zapukała do jej drzwi, a zaraz za nią nadeszła możliwość, by odroczyć wyrok. Nie potrafiła rezygnować z własnej wygody, nawet jeśli byłoby to równoznaczne z cudzym terrorem, nigdy tego nie umiała, nie była jednak pozbawiona skrupułów, gdy sprawy dotyczyły ludzi jej bliskich, a to oni na owym układzie cierpieliby najbardziej, dręczeni smutkiem, apatią i zmęczeniem. Nie anonimowi galdrowie, jacy równie dobrze mogliby sczeznąć, lecz tych kilka wyłuskanych z tłumów dusz, najważniejszych i najcenniejszych.
    - Nie wiem, gdzie się przeniósł, kiedy gracze z Valravna stwierdzili, że nie zarobi na nich ani talara więcej, a potem to samo powiedzieli następni w Yggdrasilu - dodała, wzruszywszy lekko ramionami. Zmora paliła za sobą mosty, jakby te były zapałkami, natomiast ludzie, którzy ją spotkali, pragnęli szybko o niej zapomnieć, do tego stopnia, że czasem nie pomagały nawet wychylone kufle z piwem ani cięższe alkohole, gdy noc stawała się czarniejsza, a portfele coraz bardziej puste. - Mały Bo, tak na niego mówią. Chociaż spotkałam się też z pseudonimami Bo Chuj, Mały Ból i Bo Nie - pełne usta wyszyły ścieg krzywego uśmiechu, uwypuklonego w prawym kąciku. Nie wyobrażała sobie, aby te określenia miały rozbawić Agnara, na którego obliczu widziała zazwyczaj chłodną, powściągliwą rezerwę przetykaną nieodgadnioną kontemplacją, ale ją ubawiły, gdy o nich usłyszała.
    Pełna kociej nonszalancji Asterin odbiła się od ściany kamieniczki, połowicznie spodziewając się, że ów ruch sprawi, że rozchwierutana fasada zostawiona za plecami zadrży, i w kilku niespiesznych krokach zbliżyła się ku niemu z wyciągniętą w oczekiwaniu dłonią. Smukłe palce drgnęły, poruszone niemą zachętą; nie miała powodu spodziewać się, że łowca nie zapłaci, skoro kilkakrotnie już dobili targu, a współpraca zdawała się układać coraz owocniej.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Zawsze oczekiwał pełnej informacji, tylko za taką płacił. Na tym mu zależało, na posiadaniu uszu oraz oczu w mieście i poza nim. Dziwnym trafem, te najczęściej należały do kobiet, choć nie powinien się temu dziwić. To zwykle płeć piękna była bardziej spostrzegawcza i uważna na niepokojące ruchy. Nie bagatelizować żadnej pogłoski. Wolał od nich zbierać informacje niż od mężczyzn, którzy kierowali się często pychą, zadowalając bylejakością. Kobiety stawiały nacisk na detale. Dzięki temu wiedział więcej.
    Zanotował w pamięci nazwy jakie padały między ścianami starych kamienic. Dowiedziała się dużo. Nie zawiodła oczekiwań, nie zmarnowała jego czasu - jak zawsze dokładna w swojej pracy.
    Zmora, pracująca w dokach, włócząca się po gorszych dzielnicach mogła się lepiej ukryć. W takich miejscach nikt nie zadawał zbędnych pytań, nikt nie drążył, każdy zajęty własnymi sprawami wiedząc, że im bardziej wścibski, tym większe prawdopodobieństwo otrzymania kosy między żebra.
    Krucza miała co robić w takich dzielnicach, zmagając się z porachunkami gangów. Parszywa praca.
    Sakiewka z monetami ciążyła mu już w dłoni jak i w kieszeni. Za pracę należało zapłacić, a on nie miał w zwyczaju oszukiwać. Na tym układzie każde z nich korzystało, ale nie sprawiało to, że nagle byli bliskimi przyjaciółmi. Porozumienie było proste i żadne nie mogło zasad złamać, dla własnego dobra. Nie był jej przyjacielem ani opiekunem, nie interesowało go na co wydaje pieniądze jakie od niego otrzymywała. Liczyło się to, aby dalej go informowała o tym co się dzieje w mieście. Podsuwała mu trop.
    Widząc wyciągniętą bezceremonialnie dłoń uśmiechnął się krzywo kącikami ust. Wyciągając dłoń po raz ostatni zważył ciężar mieszka nim ten wylądował między palcami Asterin. Gdy znów przekrzywiła głowę, gdy znów wydawało mu się, że kojarzy skądś ten ruch, od razu uderzyło w niego jedno nazwisko -”Eggen”.
    Zgasił papierosa i niedopałek schował w sakiewce przy pasie. Nigdy nie zostawiał po sobie żadnych śladów. Skrzywienie zawodowe, gdzie wiedział, że jako drapieżnik nie może pozwolić, aby ktoś zrobił z niego ofiarę.
    -Do zobaczenia. - Powiedział jedynie wciskając dłonie na powrót w głębokie kieszenie płaszcza. Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie nie oglądając się za siebie. Każde z nich otrzymało to czego chciało. On nawet więcej. Miał zamiar spojrzeć w stare akta Eggena.
    Pewna myśl nie dawała mu spokoju.

    Agnar i Asterin z tematu


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Harpa Tveter
    Harpa Tveter
    https://midgard.forumpolish.com/t2449-harpa-tveter-sigyn-hammarshttps://midgard.forumpolish.com/t3825-harpa-tveter-sigyn-hammarstrom-nee-sjostrom#40087https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    25.07.2001


      Mieszkańcy z twojej okolicy mówią o dziwnych zniknięciach zwierząt domowych. Atmosfera  staje się napięta, a zaniepokojeni właściciele są coraz bardziej zdesperowani, by odnaleźć swoich ukochanych przyjaciół. Postanawiasz przeprowadzić własne śledztwo, aż pewien niepozorny trop prowadzi cię do opuszczonego budynku, gdzie zupełnym przypadkiem odkrywasz, że w piwnicy trzymane są ciasne klatki z zaginionymi zwierzętami. Już chcesz je ratować, gdy słyszysz cudze kroki... Fabuła do rozegrania z Bezimiennym lub innym graczem.
      → Wyzwanie Norn


      Obserwowała.
      Początkowo w napięciu mięśni, w zaciśnięciu szczęki, z miarowym oddechem wtłaczanym w wyściełane mięsistą tkanką płuca otulone kokonem cienkiej membrany, to znowu z wypuszczanym spomiędzy spierzchniętych warg świstem zawiśniętym na granicy dźwięku a atoniczności, która w opustoszałej dzielnicy wciąż wydawała się zbyt głośna, jakby byle szelest wiatru sunącego wzdłuż policzkowych kości czy stłumiony szmer postawionego naprzód kroku mógłby zdradzić jej obecność małomównym duchom i półprzezroczystym zjawom wędrującym dzisiejszej nocy wzdłuż chodników. Poszarzałych korytarzy chłodnego bruku miejscami wybrakowanego, o czym świadczyły nieregularnych kształtów bruzdy niedbale wyrzezane w nawierzchni, po której przemieszczała się z chłodną rezerwą wkomponowaną w beznamiętne spojrzenie nabiegłe czujnością promieniującą do nerwowych zakończeń smukłych palców; te sunęły delikatnie przez nierówności obdrapanej ściany jednej ze starszych kamienic, hacząc opuszką o bryłowato wyglądającą wypukłość.
      Odpadający tynk oprószył paznokieć, kiedy w milczeniu poddawała rzeczywistość wyrazistej analizie wymalowanej pod sklepieniem czaszki wielopłaszczyznowymi równaniami, gdzie wszystko wciąż tkwiło pod cienistą płachtą niejasności. Niepokojące szepty rozpływające się pośród mglistych poranków w dzielnicy Ymira Starszego wpełzły wreszcie i do kobiecych uszu, rozbudzając w Harpie kruka krążącego ponad głowami przerażonych mieszkańców, zanoszących się szlochem na myśl o zaginięciach miejscowych zwierząt — ślepcy, zakazane rytuały, takie hipotezy wypowiadane były ludzkimi ustami, przez które dotarła tutaj.
      W zalążek cieni ginących w ciemnościach ciepłej nocy.
      — Musi byś po północy — wymamrotała do samej siebie.
      To miejsce było ostatnim, w którym mogłaby dokopać się do jakichkolwiek odpowiedzi i zarazem wystarczająco odsłonięte, by machinalnie porzuciła pierwotny plan niewielkiej zasadzki czy bardziej poczynienia pospolitych obserwacji będących jej specjalnością, albo istoty drzemiącej we wnętrzu gorejącego poczuciem obowiązku. Teoretycznie mogłaby poprosić o wsparcie.
      M o g ł a b y,
      jednak wspomnienia wczepione szponiastymi ostrzami w pozornie harmonijnie tłukące w piersi serce zapiekły, jak polane żrącym kwasem miejsce na bladej skórze, na której we własnych snach dalej widywała szkarłatne odciski krwistych plam. Malowane w każdym koszmarze identycznym pędzlem zdarzeń napełniających boleścią oraz irracjonalnym lękiem, chociaż próbowała ignorować chroboczący odgłos zza zatrzaśniętych drzwi oprawionych imieniem byłego partnera, którego nieobecność niemalże odebrała oddech; przymknęła powieki, oddychając głęboko, a zaciśniętymi mocno pięściami pozwoliła posmakować ostrości paznokci przebijających właśnie najdelikatniejszą z zewnętrznych powłok skóry.
      Oddychaj, upomniała siebie.
      O d d y c h a j,
      jak tamtego chłodnego poranka, który zmienił wszystko.
      Oiva spoglądający na nią w ten charakterystycznie szyderczy, acz czuły sposób zamigotał w kruchości reminiscencji, jednak odepchnęła ich łamliwe ciałka z gwałtownością zbliżoną do tej, z jaką pokonała odległość dzielącą od rozklekotanych drzwi prowadzących w otchłanną gardziel opustoszałego budynku, w którym zderzyła się ze ścianą lodowatego milczenia. Wrota ustąpiły w nierównej walce i odezwały się jedynie rozmiękłym jęknięciem zawiasów — C o ś, czego jeszcze nie obejmowały słowa ani definicje, zadygotało w ostrzeżeniu. Wiedziona niewidzialnym impulsem podążyła w wybebeszoną przestrzeń korytarza załamującego się ku piwnicznym labiryntom buchającym czernią.
      Kyndill inkantacja wysunęła się zza ust ze zgrabnym akcentem pobrzmiewającym w głoskach, powołując do życia ognika wirującego ponad dłonią na podobieństwo podpalonych knotów świec targanych wiatrem we wszystkie kierunki.
      Modrymi zwierciadłami obrysowywała każdy schodek przed powierzeniem mu ciężaru powściągliwego ciała wyuczonego mięśniową pamięcią rozkładania balastu tak, by Harpa nie runęła w ruchomej dysproporcji własnych kilogramów i krok za krokiem nurkowała coraz dalej, coraz głębiej, zmuszając zmysły do wyostrzenia, do czujności zatrzymanej na granicy życia i śmierci. D ź w i ę k i — różnorodne, ewidentnie zwierzęce, wypełnione realnym cierpieniem bezbronnych istot schwytanych w sidła przez kłusownika o ludzkim ciele oraz obrzydliwych myślach — rozbudziły drzemiącą w kobiecie wściekłość, bowiem doskonale wiedziała, co zaraz napotka, co obejmie oczami wciąż przyzwyczajającymi się do rozlokowanych wokoło ciemnościach. Delikatne ściągnięcie skóry w okolicach policzkowych kości było zawsze pierwszym objawem gniewu buchającego niebezpiecznie iskrami, opiłkami ognia błyskającego w oczach.
      Miękkość oblicza stężała, zwodnicze piękno demonicznego nasienia jęło się przekształcać w szkaradztwo wprasowywane atramentem w papierowe kroniki czy łowieckie bestiariusze, rysy młodej bogini zamierały w sekundach, kiedy pożoga wyrywającej się spod kontroli furii wybiegała poza ustaloną granicę; w oczach brakowało szczerego ciepła, tętniły nieludzką drapieżnością, co wgryzała się w jasność skóry kolejnymi bruzdami i zmarszczkami upodabniającymi do potwora, za którego w dalekiej przeszłości brała samą siebie. Zaognione rozjątrzenie rozrastało się, kiedy wnętrzem dłoni przywarła do jednej z wielu klatek będących więzieniem, jakiego nie mogła znieść, a efemeryczność kobiecej ponętności konało jeszcze intensywniej pod naporem rozsierdzenia zmuszającego i serce do przyspieszenia rytmu.
      — K t o… — chciała bezcelowo spytać, stykając opuszkę z psim futrem niezidentyfikowane w ciemnościach koloru, szeptając kojące monologi słów do kocich sylwetek obserwujących z nieufnością, pochylając się nad okrutnie małymi klatkami z przerażonymi królikami i była sekundy od wycelowania inkantacji w pierwszą z kłódek, kiedy usłyszała
      d ź w i ę k.
      Daleki tylko na początku, przybliżający się z pewnością siebie oraz nieświadomością niespodziewanego spotkania, jednak z każdym odgłosem podeszwy uderzającej o nierówności pokiereszowanych schodów, coś we wnętrzu niksy (nie Kruczej Strażniczki) pęczniało. Ze zwinnością człowieka nauczonego unikania ciosów, obeszła jeden ze stołów zastawionych klatkami, w których zwierzęta nabierały niepokoju, i wychwyciwszy kontury cudzej sylwetki, rozgryzła gorzką pigułkę wrogości.
      Seinn wypowiadając jedynie zaklęcie, a to pomknęło dalej w poszukiwaniu upragnionego celu.
      Ognik rozświetlający mrok, dogasał nad dłonią zaciśniętą w pięść.

    (…)

      Kyndill (Facis) – nazywane Zaklęciem Pochodni, tworzy lewitujący nad dłonią płomień, który, oprócz służenia za źródło światła, może również posłużyć do odstraszenia zwierząt czy oparzenia przeciwnika.
      30 → 19 + 14 = 33

      Seinn (Tarde) – spowalnia magiczne stworzenie lub człowieka (działa II tury); m. ofensywna
      30 → 20 + 7 + 5 (atut) = 32


    . Silence isn't empty.
    it's full of painfull answers.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Harpa Tveter' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 19

    --------------------------------

    #2 'k100' : 7
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Dzielnica Ymira Starszego to miejsce, które od dawna żyje według własnych zasad. Wąskie, ciemne uliczki i zatłoczone zaułki tworzą labirynt, w którym łatwo się zgubić, zarówno dosłownie, jak i moralnie. Mimo że oficjalnie znajduje się pod jurysdykcją Kruczej Straży, w rzeczywistości jest to terytorium, nad którym służby bezpieczeństwa coraz częściej tracą kontrolę. Mówi się, że w niektóre zakątki tej dzielnicy nie zaglądają nawet najodważniejsi funkcjonariusze, a plotki głoszą, że ci, którzy odważą się wejść zbyt głęboko, niekiedy już nigdy nie wracają. Z biegiem lat Ymir Starszy stał się siedliskiem przestępczości i intryg, gdzie prawo obowiązuje jedynie tych, którzy potrafią je wyegzekwować. Choć władze Midgardu od lat próbowały zaprowadzić tam gruntowany porządek, to ten przestępczy mikroświat, skupiony wokół Przesmyku Lokiego i pobliskich arterii, dalej opierał się wszelkim próbom reform.
    Ostatnio jednak atmosfera w dzielnicy stała się jeszcze bardziej napięta. Stare kamienice, które od lat uchodziły za obskurne i niebezpieczne, teraz przyciągały uwagę z zupełnie nowego powodu. Mieszkańcy zaczęli mówić o dziwnych zniknięciach zwierząt domowych. Psy i koty, które kiedyś swobodnie biegały po ulicach, teraz znikały bez śladu. Zaniepokojeni właściciele próbowali rozwikłać tę zagadkę na własną rękę, podejrzewając, że w dzielnicy dzieje się coś więcej, niż tylko zwykłe przestępstwa, lecz bez większego powodzenia. Oficjalnie Krucza Straż traktowała początkowo te doniesienia z dystansem, lecz widząc, że mieszkańcy stają się coraz bardziej zdesperowani, szukając odpowiedzi i próbując chronić swoich ukochanych towarzyszy, postanowili kogoś wysłać na zwiady. Harpa Tveter szybko trafiła na właściwy ślad; udało jej się trafić do miejsca, w którym przetrzymywano zwierzęta, lecz wszystko wskazywało na to, że to był  początek problemów, gdy tylko usłyszała czyjeś kroki.
    Ej, ty! Co ty tu robisz?! — wykrzyczał jeden z dwóch mężczyzn, gdy zauważył oświetloną przez pochodnię twarz nieznajomej kobiety. Jego głos był pełen zdziwienia, a może nawet niechęci, jakby pojawienie się tej tajemniczej postaci w ich otoczeniu było osobistym afrontem. — Nie powinno cię tu być! — dodał jeszcze, szykując się do ewentualnej konfrontacji. Drugiemu mężczyźnie, który stał obok i został zupełnie przypadkowo trafiony przez Seinn, zjeżyły się brwi w wyrazie czujności. Jak mogła zauważyć Harpa — działał w wyraźnym spowolnieniu. — Jeśli nie chcesz oberwać, wynoś się stąd! — Dżentelmen jakich mało w Midgardzie.
    Widzący
    Harpa Tveter
    Harpa Tveter
    https://midgard.forumpolish.com/t2449-harpa-tveter-sigyn-hammarshttps://midgard.forumpolish.com/t3825-harpa-tveter-sigyn-hammarstrom-nee-sjostrom#40087https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


      Pogłos wypowiedzianej inkantacji rezonował przez obskurne, zimne ściany, otaczał wszystko łukiem i wreszcie — niczym w błędnym kole — powrócił do kobiety w cichszym rejestrze dokładnie w tej samej sekundzie, w której lewitujący nad dłonią snop światła zadrżał niebezpiecznie przy gwałtownym postawieniu kroku w tył, kiedy spróbowała rozrysować sytuację na każdej możliwe płaszczyźnie, oceniając własne szanse w bezpośrednim starciu z mężczyznami, szukając jakichkolwiek słabości łatwych do wychwycenia gołym okiem, w ułamkach sekund podejmując decyzję co dalej?, dokonując wyborów mogących zaprowadzić w bardzo różne narożniki pułapki, jaką roztoczono w zamknięciu piwnicznego pomieszczenia. W płytkim oddechu nabranym pospiesznie wyrwało się jej ciche, nasiąknięte ironią parsknięcie śmiechu tak chłodnego i nieprzyjemnego, jak tylko to możliwe.
      — I kto to mówi… — odgryzła się na uwagę o tym, że nie powinno jej tu być.
      Wręcz przeciwnie, właśnie tutaj należało miejsce kruczego munduru obciążającego ramiona ciężarem dźwiganego obowiązku, złożonych w przeszłości przyrzeczeń, przelewanych kropel słonych łez spływających naprzemiennie ze szkarłatem wypływającym ze zranionej skóry po gorzkich porażkach, które uczyły wiele bardziej od wszystkich zwycięstw. Do takich sytuacji była szkolona, hartowana w chłodnej kąpieli sztywnych ideałów stawiających przestępców poniżej i zarazem piętnujących zbrodnie ponad wszystko inne, stawiając w tym samym szeregu co zakazane praktyki zaślepionych czarodziejów, dlatego potulne podkulenie ogona czy tchórzliwe wycofanie w wymarłe arterie Ymira Starszego ani razu nie pojawiło się podczas myśli; zamiast tego zapłonął w niej ogień wściekłości sunący bezlitośnie naprzód.
      Nie zamierzała marnować czasu, nie zamierzała pozwolić nieznajomym na pochwycenie jakiejkolwiek przewagi w zbliżającym się pojedynku, bowiem ten musiał się rozegrać i z precyzją kogoś, kto wielokrotnie ciskał inkantacjami w drugiego człowieka, niezachwianie oraz pozbawiona wątpliwości przeszła do otwartego działania manifestującego się w wypowiedzianym słowie.
      Hrinda! — zaklęcie wyrzucone pomiędzy szybkimi oddechami pognało naprzód, wyrwane zza strun głosowych z drapieżną zachłannością, byle wgryźć się iluzorycznymi zębami w stojącego bliżej mężczyznę jeszcze niedawno próbującego zastraszyć i — na co Harpa szczerze liczyła — zawierzyła sile własnych przekonań, które wtłoczyła w przepływające żyłami zdolności, oczekując gwałtownego odrzucenia nieznajomego w piwniczne cegły jednej ze ścian.
      Nie mogąc jednak pozwolić sobie na najdelikatniejsze rozproszenie, uskoczyła za jeden z blatów i chociaż wyczuwała zdenerwowanie uwięzionych w klatkach bezbronnych istot, zatrzymanie się teraz groziłoby konsekwencjami, jakich dla ogólnego dobra nie zamierzała przyjmować, i obserwując przestępcę (jak założyła) trafionego wcześniej spowalniającym zaklęciem, przełknęła złość buzującą podskórnie w ciele rwącym do walki.
      Ríða! — głos ani razu nie zadrżał, wręcz odniosła dziwne wrażenie, że teraz włożyła w wypowiedziane zaklęcie więcej gniewu niż poprzednio, pragnąc unieszkodliwić połowę duetu, nim zyskaliby możliwość połączenia sił, dlatego zagrała w najbardziej ryzykowny sposób, chcąc popchnąć częściowo zniewolonego przez Seinn w ramiona nieprzytomności. Gdyby tylko zgodziła się zabrać ze sobą kogokolwiek, niestety zlekceważyła zagrożenie i musiała stanąć twarzą w twarz z napastnikami w pojedynkę, co nie zwiastowało niczego dobrego. — Aresztuję waszą dwójkę z ramienia Kruczej Straży! — wyrzuciła sekundy później, chociaż wyciągnięcie tej karty mogło tylko ich rozwścieczyć; jednak — jaki miała wybór? — Będziecie tłumaczyć się ze wszystkiego w pokoju przesłuchań… — Powoli wyłoniła się z cienia, obchodząc ostrożnie kolejny blat z wyciągniętą przed siebie dłonią, w której właśnie dogorywało wyczarowano źródło chyba jedynego w piwnicy światła.

      Hrinda (Repello) – odrzuca z niemałym impetem przeciwnika na kilka metrów; m. ofensywna.
      45 30 + 20 + 5 (atut) = 55

      Ríða (Stupore) – oszołamia człowieka lub stworzenie, powoduje sztywność mięśni i utratę przytomności; m. ofensywna.
      85 61 + 20 + 5 (atut) = 86


    . Silence isn't empty.
    it's full of painfull answers.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Harpa Tveter' has done the following action : kości


    'k100' : 30, 61



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.