Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Sypialnia Vivian

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sypialnia Vivian
    Nieduży, prostokątny pokój służy Vivian za sypialnię, strefę odpoczynku i azyl. Znajduje się tutaj pojedyncze łóżko, kompaktowe biurko (na którym maluje lub projektuje biżuterię), a po przeciwnej stronie stoi szafa, która cudem mieści jej ubrania.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    01.05.2001

    Kiedy promienie wschodzącego słońca delikatnie oświetlały pokój Vivian, budząc go spokojną grą świateł i cieni, otworzyła oczy z lekkim zmrużeniem. Poczuła chłód porannej bryzy przenikającą przez uchylone okno, kojącą w dotyku, jak wstęp do nowego dnia. Niebo rozciągało się nad miastem jak płótno, malowane szerokimi pociągnięciami kolorów. Powoli zmieniające się odcienie odcinane były na tle delikatnych chmur, które płynęły powoli, jakby tańczyły na niebiańskim horyzoncie. Rozglądając się po pokoju, przesuwając wzrokiem po znajomych przedmiotach, jej spojrzenie zatrzymało się na parapecie. Coś tam było, od zewnętrznej strony. Vivian uniosła się na łokciach, pochwyciła oddech rannego powietrza, a serce zabiło jej szybciej, gdy jej oczy skierowały się ku temu nieoczekiwanemu znalezisku. Była to elegancka skrzyneczka prezentowa, zdobiona złotym papierem i delikatną kokardką, która migotała w pierwszych promieniach słońca.
    Otworzyła szerzej okno i z lekkim dreszczem emocji, Vivian wyciągnęła dłoń, aby sięgnąć po pudełko. Jej palce delikatnie dotknęły gładkiej powierzchni opakowania, poczuła się jak dziecko otwierające prezenty w czasie świąt Bożego Narodzenia.
    Połyskująca fiolka, uroczo ułożona w miękkim wnętrzu pudełka, przywitała ją z tajemniczym blaskiem. Vivian wzięła ją w dłonie, czując subtelność szkła w dotyku, a światło odbijało się od jej powierzchni, jakby emanowało magicznym światłem, obiecującym coś nowego, coś nieodkrytego. Fascynacja i podekscytowanie ogarnęły ją, gdy czytała krótki liścik z zastosowaniem eliksiru. Według instrukcji, po dodaniu mikstury do eliksiru, miała zwiększać jego ilość. Podpisał się anonimowy darczyńca, ale czy powinna wierzyć na słowo, czy jednak lepiej sprawdzić działanie, by uniknąć efektów ubocznych?
    Wieść o śmierci Lauge Nørgaarda sprowadziła ulgę i wybuch radości, która przemknęła przez serca mieszkańców, jak wiosenny wiatr przez liście drzew. Teraz, ulice tętniły życiem, a twarze sąsiadów promieniały uśmiechami, które dawniej zakładały cienie podejrzeń i lęku. W obliczu tej nowej atmosfery dobra i nadziei, prezenty zaczęły pojawiać się jak magiczne zjawiska. Był to znak, że Midgard powraca do życia, a ludzie znów zaczynają troszczyć się o siebie nawzajem.
    Z fiolką w ręku, wbiła spojrzenie w widok za oknem.  Rozpostarta przed nią panorama zawsze przyprawiała ją o uczucie spokoju i zachwytu. Światło porannej mgły, która unosiła się nad brukowanymi uliczkami, nadawało otoczeniu tajemniczości i niezwykłej atmosfery. Na ulicach zaczynały pojawiać się pierwsze osoby, spokojnie kierując się w swoje codzienne miejsca pracy, a miejski krajobraz ożywał powoli pod wpływem światła wschodzącego słońca. Czy to któryś z przechodniów podrzucił jej tę miłą przesyłkę? A może czeka na nią od zeszłego wieczoru? Była tak zmęczona, że nie spojrzała nawet w stronę parapetu, od razu rzucając się do łóżka na spoczynek.
    Skoro ludzie odzyskiwali nadzieję, może czas, żeby i ona przełamała swoje bariery?  
    Zrozumienie, jak ważny dla niej był ten gest anonimowego dobroczyńcy, skłoniło Vivian do podjęcia decyzji o zrobieniu podobnego dobrego uczynku dla jednego z sąsiadów. To uczucie wdzięczności skłoniło ją do chęci rozszerzenia tego uczucia szczęścia na innych. W ten sposób, chciała kontynuować ten łańcuch dobroci, który przy odrobinie szczęścia zakiełkuje dalej. Będzie musiała przemyśleć kilka kwestii, przede wszystkim co dać - tu najbardziej oczywistą odpowiedzią byłaby biżuteria. Postanowiła, że po kolacji przysiądzie rzetelnie do tego zadania, wybierze konkretny pomysł i zrealizuje go najlepiej, jak będzie potrafiła.
    Ostatecznie schowała fiolkę na dno szuflady biurka, z myślą, że użyje mikstury, gdy będzie tego potrzebować.
    zt
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    05.06.2001


    Czuł się źle.
    Emocjonalny koktajl uderzał do głowy, sprawiał, że zacinał się przy podejmowaniu prostych decyzji, dawał w kość podczas samotnych dni, gdy myśli natarczywie kołatały, nie dając za grosz oddechu. Stając się tym samym, niejako niewolnikiem własnego sumienia, chociaż przecież nic złego nie zrobił. To go irytowało, ta lawina, przed jaką uciekał od tylu tygodni, aż wreszcie wydawało mu się, iż sięgnęła go w końcu, podczas ostatniej rozmowy z Vivian – złotowłosa kompletnie nie akceptowała jego argumentów, wręcz traktowała wszystko wedle swojej miary jemu, zarzucając najgorsze z cech żałość, jaką pozostawiła po swoim teatralnym odejściu to, w jaki sposób się zachowali – obydwoje nastręczał wiele kwaśnych komentarzy.
    Był tym drugim. To raniło męską dumę. Nigdy wcześniej nie dopuściłby to podobnej sytuacji, nigdy wcześniej nie wyznawał miłości, komuś, kto tego uczucia nie potrafi oddać w pełni. Ona śmiała mu zarzucać tak wiele, pozostając przy tym głucha na to wszystko, co jej mówił. Żałosny obraz człowieka omamionego uczuciem do kobiety, której nigdy nie będzie miał, która z sercem na tacy odda się innemu.
    Nie szukał innych powodów do picia. Do hulanki i zabawy. Pragnął odetchnąć. Bezapelacyjnie ostatnia noc, była sposobem na odreagowanie; tak jasnym i oczywistym, że trudno się spierać z sensem takowego postępowania. Chciał odetchnąć pozbawiony trosk, co piętrzyły się na obolałych barkach. Tym niemniej niezrozumiałym były jego kolejne czyny, gdy miast odpoczywać po przyjemnym wieczorze w tawernie spędzonym w towarzystwie znajomego z rana samego zerwał się na nogi i włóczył po najpaskudniejszych zakątkach miasta, już wówczas czuł się źle. Łamanie w kościach i dreszcze zdawały się, być namacalnym świadectwem udręki emocjonalnej, jakiej doznawał. Kłótnia z Vivian była czymś znanym, ale pierwszy raz poczuł, że ją traci. Był bezbronny, wobec tych odczuć dlatego poszukiwał najprostszych doznań. Takich, co to przełamią na moment ból – dziwny, ale charakterystyczny, odczuwalny w całym ciele, a jednocześnie niewynikający z żadnej fizycznej dolegliwości. Chciał, aby znalazło się kilka śladów, będących kontrargumentami dla odczuwalnego cierpienia. Potrzebował tego bardziej od seksu, alkoholu, czy nawet morza.
    Pierwszego sam sprowokował, wystarczyło niewiele, zwykle starcza zaledwie iskra, ta natomiast padła bardzo celnie; szamotanina, a po niej krótka wymiana uprzejmości, której towarzyszyła obojętność, jakby to było machinalne, bez podszewki, ot tak po prostu.
    Później, gdy przemywał twarz, przy studni zastanawiał się, jak doszło do drugiego i trzeciego spięcia z kolejnymi jemu podobnymi – ludźmi wychowanymi na ulicy. Nie przypominał sobie, nawet słów, jakie wobec nich kierował, czyniąc to niemal z automatu.
    Dreszcze nasilały się.
    Słońce skryło się za dachami domów i magazynów dzielnicy portowej, a przenikliwe wołanie mew gasło, wraz z nim. Świat krył się, pod kurtyną nocy, a w głowie marynarza szumiała tęsknota. Przez ułamek chwili zastanawiał się, nad dalszymi krokami wiedział, że mógł pójść wszędzie, wszak nie brakowało miejsc do tego, by się napić, upodlić, pobić, czy zaznać cielesnej przyjemności. Był rozbity, tak dosłownie, jak i w przenośni. Twarz skrywała sino-purpurowa mozaika siniaków, z których każdy ważył tyle, co muśnięcie puchu. Prawdziwy ciężar ciosów, tkwił wewnątrz tam, gdzie ognisko choroby rozpanoszyło się już na dobre.
    Uderzył pięścią w drzwi trzykrotnie, a kiedy te zostały uchylone wszedł, bez zaproszenia kierując swe kroki, ku jakże dobrze znanej mu sypialni. Nie obchodziło go nic. Mogła go wyrzucić, choćby przez okno, wezwać kruczą straż, czy starszych braci. Okrzyknąć przed społeczeństwem najpaskudniejszym słowem, a mimo to instynktownie szukał bliskości, jak niemowlę matki, jak poeta wódki, jak świeczka ognia. Padł na łóżko bez ducha.
    Nadszarpnięta u kołnierza flanelowa koszula koloru morskiej głębi nosiła ślady krwi, te widoczne były również na knykciach dłoni. Twarz i tors pulsowały tępym bólem, a suchość w gardle pozbawiała dźwięczności młodego głosu odbierała wszelką ochotę do rozmów. Zimno stawało się nieznośne, dlatego owinął się niedbale kocem, na którym z początku leżał przy tej czynności osunął się na podłogę i na wpół siedząc oparty plecami o łóżko patrzył zamglonym, acz trzeźwym wzrokiem w pustkę.
    Gorączka go wreszcie dosięgła.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Była zwyczajnie przybita. Od kilku tygodni ciążyła jej rozmowa, a raczej kłótnia z Arthurem. Była przekonana, że mężczyzna ma o niej najgorsze zdanie, pewnie słusznie, i najprawdopodobniej żałuje, że w ogóle ją ratował tamtego felernego dnia. Starała się funkcjonować normalnie, choć smutek uderzał w najmniej pożądanych momentach. Serce reagowało jak złamane, po rozstaniu, bo właściwie nie wiedziała, na czym stanęło, co będzie dalej. Czy będą potrafili w ogóle dojść do porozumienia, czy każde uda się w swoją stronę? Już kilka razy siadała do listu, chciała się z nim spotkać i wszystko wyjaśnić, a jednak za każdym razem rozrywała papier, a jego resztki lądowały w koszu. Co miałaby napisać? Żałowała, że tak to się potoczyło, a jednocześnie była przekonana, że odezwałby się do niej, gdyby tylko chciał. Gdyby potrafił odpowiedzieć na jej ostatnie słowa, ale przecież nie mógł im zaprzeczyć, gdy były całkowitą prawdą.
    Donośne walenie do drzwi, choć krótkie, poderwało ją na równe nogi. W pierwszym momencie oślepił ją strach, bo była zupełnie sama w mieszkaniu, a na wolności wciąż pozostawał jej oprawca. Czy przyszedł dokończyć dzieła? Czy dowiedział się, że zgłosiła ten atak i chciał się zemścić? Paraliżujący strach na moment odciął jej władanie w kończynach, ale zaraz potem świadomość zdawała się podpowiadać jej logiczne argumenty, że gdyby faktycznie ktoś chciał ją napaść, to nie pukałby do drzwi, robiąc hałas na klatce schodowej i alarmując sąsiadów. Może to Karl? Może wnosił coś ciężkiego i potrzebował pomocy? A może coś się stało i nie mógł otworzyć drzwi? Ostrożnie podeszła do drzwi i uchyliła je, w szparze i półmroku korytarza rozpoznała sylwetkę Arthura, dlatego automatycznie otworzyła drzwi szerzej.
    - Co ty tu... - nie zdążyła dokończyć, bo mężczyzna bezceremonialnie władował się do środka, nawet nie zdążyła mu się przyjrzeć, gdy od razu skierował swe chwiejne kroki do jej sypialni. Przez chwilę stała oniemiała, z wciąż otwartymi drzwiami wejściowymi, wpatrywała się przejście do jej pokoju. Czy on naprawdę myślał, że po ich ostatniej rozmowie, wejdzie tutaj jak gdyby nigdy nic i tak po prostu skończą w łóżku? Można było w ich historii odnaleźć takie przypadki, ale jeszcze nigdy nie pokłócili się tak, jak ostatnio. Oczekiwała szczerej rozmowy, gdy oboje ochłoną i wypracują jakieś wnioski, dlatego teraz czuła się zagubiona. Miała ochotę go wyrzucić, wykrzyczeć mu jeszcze więcej niż ostatnio i sprać na kwaśne jabłko. Czuła agresję, mrowiącą w czubkach palców i bała się, że wyzwoli to wybuch, a przecież nie chciała mu zrobić krzywdy, nie tak naprawdę.
    Niczym burza gradowa, zatrzasnęła z hukiem drzwi od mieszkania i pognała do sypialni, we wściekłości zaczynając tyradę już od środka salonu.
    - Czy ty naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu... - zamarła, gdy zobaczyła jego stan, jego posiniaczoną twarz i zastygłą krew w kąciku ust. Łzy mimowolnie napłynęły jej do oczu, a ręce zadrżały - pierwszy raz widziała go w takim stanie, a im dłużej oceniała szkody, tym więcej ich mogła naliczyć. Nie wiedziała, czy krew na koszuli należy do niego, częściowo na pewno, ale w jakim stopniu sam został ranny? Czy potrzebował medyka? Co powinna zrobić? Panika odbijała się echem w głowie, jakby stres zamknął dostęp do logicznego myślenia.
    - Coś ty narobił - wyszeptała w przerażeniu, podchodząc bliżej. Gdy osunął się na podłogę do pozycji siedzącej, opierając się o łóżko, uklęknęła przy nim i dotknęła delikatnie męskiej podbródka, by obrócić jego twarz ku swojej, tym samym zmuszając go do spojrzenia jej w oczy. Nie wyczuwała od niego alkoholu, ale to nie znaczyło, że nic nie zażył.
    - Arthur - przywołała go w nadziei, że skupi się na tyle, by odpowiedzieć na jej pytania. - Potrzebujesz medyka? Kto ci to zrobił?
    Odgarnęła jego włosy do tyłu i dopiero teraz poczuła, jaki jest rozpalony. Zacisnęła usta w wąską linię; musiała wziąć się w garść i pomóc mu najlepiej, jak potrafiła. Daleko jej było do medyka, nie specjalizowała się też w magii leczniczej, ale miała w mieszkaniu leki na gorączkę i płyny dezynfekujące. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba zacząć je wycierać. Drżącymi palcami zaczęła rozpinać jego koszulę, by ocenić, czy nie ma pod nią jakichś ran - brudną szmatę zmięła w rękach i odrzuciła w kąt, nie zważając, że w normalnych okolicznościach byłoby jej szkoda zmarnowanego ubrania. Dokładnie oglądała każdy kawałek skóry jego klatki piersiowej, brzucha i pleców, by ocenić, czy nie ma żadnych ran, poza tymi, które już dostrzegła.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Słowa Vivian, tylko w nieznacznym stopniu docierały do marynarza pozostając, bez wyraźnej odpowiedzi, jedynie wzrokiem wykazywał większą, niż do tej pory czujność kierując go na twarz blondynki, przy tym przybrał delikatny uśmiech. Nie musiał, wcale rozumieć sensu słów wystarczyło jedno uważniejsze spojrzenie, aby odczytać emocje, które nią władały. Jeśli miał być szczery, to nie wiedział, dlaczego zaszedł tak daleko, miast wracać i utonąć w pościeli własnego łóżka, skąd brał się ten magnetyzm między nimi? Jakim prawem wchodził do jej mieszkania, bez wcześniejszej zapowiedzi, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło kilka tygodni temu, gdy ich przyłapano, kiedy ostra nota spłynęła zarówno na nią, jak i na niego? Brakowało odpowiedzi na tak wiele z niezadanych nigdy pytań, tak wiele spośród wypowiedzianych słów zasługiwało na przemilczenie. Czy potrafili się wyłącznie unieszczęśliwiać? W ostatnim czasie wydawało się, że kierowali tę relację na znacznie spokojniejsze wody, lecz chyba prawdziwą sielanką był sam początek, gdy niewinne zauroczenie spłynęło na marynarza, a ona sama błąkała się w labiryncie swych nierozwiązywalnych problemów natury emocjonalnej. Wszystko, co wydarzyło się później stanowiło obraz tragedii przeplatanej z chwilami zapomnienia. Może trwała przy nim w tej specyficznej relacji wyłącznie z przyzwyczajenia? Znajdując w ramionach marynarza wytchnienie od ciężaru depresyjnej codzienności, gdy jednak światło gaśnie pozostawała sama z własnymi przemyśleniami, co wówczas o nim sądziła, jakimi uczuciami go darzyła, czy to miłość, czy tylko fizyczne oddanie?
    Nie zarejestrował momentu, gdy zdjęła z jego ramion koszulę, dopiero dotyk jej chłodnych dłoni na skórze uświadomił mężczyznę o bliskości, jaka ich dzieliła, a właściwie stanowiła most porozumienia. Z uniesioną ku górze twarzą śmiało, jak na osłabionego gorączką sięgał po namiastkę kontaktu wzrokowego, a gdy nachylała się nad nim złowił ją w sieć błękitnego spojrzenia.
    Potrzebuje cię – odparł, zaskakująco przytomnie, jak na stan, w którym się znajdował. A słowa zostały potwierdzone czynami, bo nienachalnie, ale stanowczo złapał ją za przeguby rąk i przyciągnął do siebie. Nie pozwalając na ucieczkę z jego zasięgu. Pragnął bliskości, tego charakterystycznego ciepła; zapachu skóry, delikatności w dotyku. Zanurkował twarzą w załamaniu ramienia, między karkiem, a barkiem – tonąc. Chłonął kochankę całym sobą, a jego dłonie błądziły po jej ciele odnajdując przetarte i dobrze znane szlaki. Pocałował ją – tak lekko, jakby robił to pierwszy raz. – Mogę? – zreflektował się. Czuł jak świat wokół nich wiruje, byli zamknięci w malutkim pokoiku pośrodku tej dziwnej karuzeli. Mieszanka zawrotów głowy i podniecenia uderzyła z siłą fali sztormowej rozbijającej się o burtę krypy, jaką metaforycznie stanowił on sam w obecnym stanie. Wiedział, że powoli sięgał dna, ale póki dryfował, była jakakolwiek nadzieja na dotarcie do portu. Przytulił Vivian mocniej do piersi, tak jakby obawiał się momentu, w którym czar chwili pryśnie, a ona zniknie mu z oczu, jak morska piana. – Strasznie tęskniłem za tym… – westchnął z policzkiem wtulonym w ramię dziewczyny.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Po krótkich oględzinach zorientowała się, że nie ma na jego ciele widocznych skaleczeń, poza czerwonymi punktami świadczącymi o uderzeniach. Nie ulegało wątpliwościom, że wdał się w bójkę, a męska duma powstrzymywała go przed
    Serce zabiło szybciej na tak proste, ale ważne słowa - potrzebuję cię. Czy naprawdę jej potrzebował, czy umęczony bólem i wysoką temperaturą, odnalazł drogę w znajome progi, gdzie wiedział, że nie odmówią mu pomocy? Narastające emocje kazały jej skłaniać się bardziej w podszepty serca, które go tu przywiodły. Mógł przecież iść do domu, do szpitala, do "przyjaciółek" albo kogokolwiek innego. Tymczasem w momencie słabości wolał być przy niej, to o czymś świadczyło. Nie była może ekspertem od znaków, wiele z nich ignorowała, czasem za mocno skupiała się na negatywnych aspektach, które przysłaniały pozytywne, ale cała złość, którą do tej pory dusiła, przez kilka tygodni, uleciała. Może nie całkowicie, może jeszcze znajdzie ujście, gdy mężczyzna będzie w pełni świadomy.
    - Jestem przy tobie - wyszeptała, wodząc czule palcami po jego ramieniu. Jeśli nie chciał medyka, nie zamierzała nikogo wzywać, z gorączką mogli walczyć sami, jeśli nie wymknie się spod kontroli. Nie miała w tym względzie specjalnych zdolności, natomiast sama bywała chora, opiekowała się czasami braćmi (a wiadomo jak chorują mężczyźni - śmiertelnie), dlatego czuła pewnego rodzaju wewnętrzny spokój, że sobie poradzi i z cierpliwością pozwalała mu na wszystko - przylgnęła do niego, gdy przyciągnął ją bliżej. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że w cieplejsze dni jej piżama należała raczej do skąpych, więc czuła, jak jego dotyk mocniej, szczególnie gdy przemierzał nagie fragmenty skóry. Kiedy oddech zaczął przyśpieszać, a jej ciało bezwiednie reagowało na pieszczotę, przywołała się do porządku (niechętnie), choć jej tego nie ułatwiał.
    Kiwnęła lekko głową na pytanie - wcale nie musiał się upewniać, jej reakcje odpowiadały głośniej niż słowa. Przymknęła powieki, zatracając się na moment. Czemu właściwie się kłócili?
    - Ja też - wymruczała, całując go w skroń, wciąż tkwiąc w uścisku, bo choć nigdzie się nie wybierał, to nie chciała opuszczać go ani na moment. Nie mogła jednak ignorować dreszczy, rozpalonego ciała i mętnego wzroku.
    - Zajmę się tobą. Chodź, położysz się do łóżka - poprosiła, czekając, czy wykaże chęć wdrapania się na łóżko, w czym gotowa była pomóc, okrywając go szczelnie kołdrą. - Pójdę po kilka rzeczy i za moment wracam.
    Oderwała się od niego i wyszła dopiero, gdy był w pełni stabilny. W łazience wyszukała wszystkie niezbędne leki - przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, a także wzięła czysty ręcznik i miskę z ciepłą wodą i mydłem. Z kuchni zabrała jeszcze szklankę z wodą i tym sposobem jej ręce były pełne, a wracając do pokoju, ledwo zachowała równowagę.
    - Musisz wziąć tabletki, a ja pozbędę się krwi - nie chodziło tu o pobrudzenie pościeli, ale nie chciała go zostawiać na noc z zaschniętą krwią, niewiadomego pochodzenia - częściowo oczywiście jego, ale pośrednio może i czyjąś jeszcze.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Nie wystarczało mu to – obecność serwowana krótkimi, wręcz dawkowanymi czułościami pozorna otwartość w pułapce, bez wyjścia, ta swoboda pozbawiona znacznie, bo nie przedstawiała sobą nic absolutnie z tego, czego pragnął, jakby dystansowała się mimowolnie w czasie odkładając ucięcie znajomości, a wszak słowa mówiły tak wiele, tak wiele z nich przełamywało bariery pozornej obojętności, to ciało było winne, to ono odkrywało prawdę. Trzymany na dystans w tym kotle pragnienia, miłości i bliskości pragnął przełamania granic, które przed paroma tygodniami ustaliła, było to dla niego teraz nie do wytrzymania i niemiłosiernie irytowało. Ale tego nie mówił, przynajmniej dotychczas, jakby w obawie przed reakcją. Myśli swobodnie krążyły po rozpalonej głowie od czasu do czasu atakując, tymi i innymi przemyśleniami, tak przecież klarownymi w jego ocenie.
    Pozostawał podatny słowom rzucanym w opiekuńczym tonie, lecz gdy tylko zniknęła wysunął się, spod ciepłej kołdry i usiadł na krawędzi miękkiego łóżka. Z głową wspartą na splecionych dłoniach powitał ją nieznacznie przytomniejszym wzrokiem.
    Nic mi nie jest przecież – mruknął, urażony jej troską, tym jak cacka się, miast postawić do pionu roztacza opiekuńczą aurę. Sam chciał się umyć dlatego, wstał gwałtownie i ściągnął koszulę przez głowę, nieznacznie tylko, przy tym zataczając się, bez zastanowienia wydobył wilgotną szmatkę z jej rąk. Naturalnie tabletek również nie chciał przyjmować, były mu one zbędne. Ciepło i wilgoć musnęły twarz z lekkością późnowiosennej mżawki. Jego spojrzenie błądziło po ciele blondynki nieustannie, jakby wyczekiwał momentu, w którym będzie chciała zaprotestować, innymi słowy poddać w wątpliwość jego możliwości w gorączce, tak aby podporządkował się jej woli. – Potrafię o siebie zadbać… dzięki za troskę – ton, jak i wyraz twarzy dawały wiele do myślenia. – Od pewnego czasu prześladuje mnie pewien nieprzyjemny obraz – przygryzł nerwowo wargę i włożył szmatkę do miski. Kiedy wyprostował się podszedł do Vivian przełamując odległość, jaka ich dzieliła. – Dystansujesz się, czuje to. Może słowa temu przeczą, ale fizycznie nie przyciągam cię jak wcześniej – nachylił się, nad nią był podejrzliwy, a złość powoli i subtelnie zacierała wszelką rozsądną myśl. Gorączka pomagała mówić na głos słowa, jakie wcześniej zgłuszyłby w sobie. Reagował widocznie na jej bliskość, ciepło i zapach, niemal zgubił wątek, gdy mimowolnie zaciągnął się tym momentem. Zacisnął dłonie w pięści czując, jak bezradność przedostaje się na piedestał, jak złość kapituluje pod czarem chwili. – Nie chcę dłużej tego czuć – wyznał z zadziwiającym spokojem w głosie, chociaż czuła jak na nią reaguje, jak napinają się wszystkie mięśnie, jak drży wewnętrznie z pragnienia, aby ją objąć, pocałować i zatracić się w puchowej pościeli. Nic, nawet gorączka nie potrafiła ugasić jego rozbrykanych myśli.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Postawa Zosi-Samosi skutkowała wywróceniem oczu i założeniem rąk na piersi. Obserwowała jego wyczyny z rosnącą irytacją, jednocześnie przypominając sobie, że w gorączce ma prawo zachowywać się irracjonalnie, a sam był wobec niej cierpliwy, gdy była w najbardziej bezbronnym okresie swojego życia. Zacisnęła zęby, a opanowanie emocji było trudniejsze, niż tego oczekiwała.
     - Możesz przestać zachowywać się jak dziecko i pozwolić mi działać? - warknęła z wyraźnym oburzeniem, bo zaczynał działać jej na nerwy. On zrobił to samo, a nawet więcej dla niej, ale kiedy to ona miała pomóc, tak zwyczajnie ją odtrącał? Wyrwała mu ręcznik z dłoni w nerwowym geście, zdradzając brak cierpliwości. - Siadaj na dupie i daj sobie pomóc. Wiem, że potrafisz o siebie zadbać, ale przyszedłeś tu i teraz ja chcę o ciebie zadbać.
    To nie podlegało dyskusji, mogła mu pomóc albo dobić, skoro odrzucał wyciągniętą dłoń. Czy jednak faktycznie potrafiłaby kopać leżącego? Raczej nie, chyba że wytrąci ją z równowagi i po raz kolejny straci nad sobą panowanie. Jeśli tylko na to pozwolił, spokojnie zaczęła przecierać jego ciało, oczyszczając skórę kawałek po kawałku z zaschniętej krwi.
    - Oczywiście, że mnie przyciągasz, nawet nie wiesz, ile razy musiałam się powstrzymywać… - westchnęła, ubolewając, że sytuacja jest tak skomplikowana. Jej mętlik w głowie nie pomagał w rozwiązywaniu problemów, a ich ostatnia rozmowa napełniła ją dodatkowymi obawami. - Ale pamiętam, co mi powiedziałeś. J-jak wytknąłeś mi wszystkie wady. A skoro masz o mnie takie zdanie, to nie wiem, czego właściwie ode mnie chcesz.
    Dokładnie pamiętała jego słowa i bolały ją nawet teraz. Fakt, że nie potrafił odezwać się sam z siebie, tylko w osłabieniu zdradzając swoje pragnienia, nie pomagał. Mimo tego nie była obojętna na jego bliskość, mógł dostrzec to w jej spojrzeniu, rozpalającym się od napięcia zarówno w atmosferze, jak i jego mięśniach. Prowokował ją, a umysł niekontrolowanie podsuwał jej obrazy, co mógłby z nią zrobić, gdyby przenieśli się do łóżka.
     - Czyli co, chcesz dowodu? Mam zdjąć ubrania i pokazać, jak moje ciało na ciebie reaguje? - oddychała ciężko, gotowa nakierować go na ostateczny dowód, ale powstrzymała się ostatkiem silnej woli. Nie, miał gorączkę, nie mogła tego wykorzystywać. Nawet jeśli był uparty jak baran, ona potrafiła być bardziej uparta, co już wcześniej dowiodła. Teraz była spragniona i podatna, więc mógł to łatwo wykorzystać, ale bardziej chciała się nim zwyczajnie zaopiekować, bo martwił ją swoim stanem.
    - Weź tabletkę i kładź się do łóżka - poleciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Powodował w niej zbyt dużo sprzecznych emocji, by mogła pozostać neutralna. Irytował ją jak mało kto, ale ekscytował równie mocno, ostatecznie nie potrafiła przecież z niego zrezygnować nawet po bezpośrednim rozkazie dziadka, choć zdawał się tego nie doceniać.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Miał ochotę tupnąć nóżką i zadrzeć głowę ku sufitowi w odpowiedzi na skierowane pytanie, lecz w porę powstrzymał tę dziecinną reakcję. Gorączka, gorączką, ale bez przesadyzmów, aż tak dziecinni w tym wszystkim nie byli. Chociaż czuł, że kobieta jest zdenerwowana i gra jej wyjątkowo dobrze na nerwach. Pokazywała to swoimi ruchami, ale znał ją wystarczająco dobrze, by odgadywać, te momenty, kiedy mógł przycisnąć, a kiedy lepiej byłoby gdyby dał na luz. Westchnął lekko czując w sobie burzę emocji, która nie gasła.
    Lubię cię taką – w intensywnie błękitnych oczach marynarza rozbłysła nuta rozbawienia na moment zmieniając postrzeganie tej sytuacji, jakby wcale widmo gorączki nie prześladowało go, a wymęczenie ostatnimi godzinami, ani trochę odbijało się na jego kondycji fizycznej, jak i psychicznej. W słowach Vivian kryły się zapalniki, które odpowiednio usytuowane potrafiły działać cuda doskonale wiedziała o tym, chociaż może zbyt zaabsorbowana chwilą nie zwracała na to uwagi, to mężczyzna nieposłuszny jej żelaznej woli wciąż stał niebezpiecznie blisko. Półnagi, emanujący przyjemnym ciepłem, w którym tylko oznaki choroby były widoczne po spojrzeniu, nieco mętniejszym i reakcjach znacznie wolniejszych, niż normalnie. Kropelki wody podkreślały muskularny tors, a oddech przybrał na głębi, jakby bliskość złotowłosej przyprawiała go o mocniejsze bicie serca, tak w istocie było, ale ona przecież tego nie dostrzegała; nie widziała jawnych sygnałów, które jej posyłał, ani słów, jakimi dekorował wiązanki miłosne, chciała widzieć tylko to, co jej odpowiadało nic ponadto.
    Zagryzł nerwowo dolną wargę. Nie wiedział, co robić, jak powinien zachować się w tej sytuacji? Kochał ją przecież, to oczywiste, a ona wciąż nie potrafiła tego przyjąć do wiadomości, nawet jeśli teraz i wcześniej mówił słowa zapadające w pamięci jubilerki, tak poprzedzały je również te, jakich znaczenie jej umykało. Drobne gesty i czyny wykraczające poza ramy niezwykłości stanowiły podstawę zdrowej relacji, a pragnąc postawić na szczerość musiał zacząć działać, nim czar gorączki pryśnie i pozostanie przewidywalny rozsądek.
    Vivian… Vi… kocham cię – uśmiechnął się rozbrajająco szczerze pełnym wachlarzem perłowo-białych zębów. Jego dłonie wolno oplotły jej biodra, przyciągnęły. Mogła czuć go, całą sobą, chciał tej bliskości – tęsknił za nią. Jego twarz wciąż pozostająca w euforycznej masce wyznania skłoniła się, przed pięknem oblicza wybranki. Odnalazł jej usta i ze swobodą podążył przetartym szlakiem. Czując w głowie przyjemne zawroty głowy nie do końca świadom, jak przyjęła to wyznanie pozwolił by grawitacja przyciągnęła ich, ku sobie, tym samym zatapiając się w pachnącej pościeli.
    Nie musiała mu udowadniać, jak jej ciało na niego reaguje – wiedział. A jednak sięgał poza wytyczone granice ze swobodą i lekkością osoby odurzonej miłością. Jego usta znaczyły śladem linię żuchwy, szyję, ramię, schodząc niżej i wyżej meandrowały po ciele kobiety, która w jego oczach była najpiękniejsza na świecie.
    Wsparty na łokciach odchylił się, aby nabrać powietrza i skorzystać z okazji, by na nią spojrzeć. Nawet w tej chwili wyraz jego twarzy nie uległ zmianie, wciąż pozostając głupkowato-szczęśliwy, jakby chmiel uderzył mu do głowy. – Jesteś najpiękniejsza – mruknął z ustami przy jej uchu i padł w objęcia poduszki, tuż obok. Ciężar choroby pozbawiał go sił, znacznie szybciej, niż podejrzewał. Głęboki oddech w parze z zimnymi dreszczami hamował zapał, którego i tak nawet teraz nie dało się zażegnać tak łatwo. Był upartym człowiekiem i nie lubił, ba nie zwykł, tak po prostu rezygnować, bez walki. Dłonią błądził po ciele złotowłosej, aż nie znalazł oparcia w jej pokrzepiającym uścisku.
    Czasem chciałbym zatrzymać momenty, takie jak ten – uśmiechnął się melancholijnie.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Była zdenerwowana na całą tą sytuację, ale jeszcze bardziej na siebie. Za to, że nie potrafi przy nim kontrolować emocji, że potrafi tak łatwo na nią wpłynąć, zainfekować ją dobrym humorem lub przeciwnie, całkowicie go zrujnować. Próbowała wyjść na prostą i wszystko sobie poukładać, a takie kłótnie z pewnością jej nie sprzyjały. Pewnie powinna być mądrzejsza, wybrać stronę lub zwyczajnie jasno zakomunikować swoje dalsze kroki, by uniknąć nieporozumień i potencjalnych złamanych serc, ale jak miała tego dokonać, kiedy sama nie wiedziała, co robić, zupełnie jakby była w potrzasku?
    - Jaką? - bąknęła, zanim zdążyła się powstrzymać. Nie powinna teraz wdawać się z nim w dyskusje, nie kiedy miał gorączkę i nie myślał trzeźwo. Wciąż była zła za ich ostatnie spotkanie, ale nie potrafiłaby wyrzucić go za drzwi, gdy ewidentnie potrzebował pomocy (nawet jeśli sam się do tego nie przyzna). Jego rozpalone ciało i mętny wzrok budziło niepokój, bo nie widziała go jeszcze w takim stanie, więc zastanawiała się, jak jego organizm reaguje na wysoką temperaturę i w którym momencie powinna zareagować wzywając medyka. Z całego serca liczyła, że obejdzie się bez dodatkowej pomocy i doraźne leki i schładzanie ciała wystarczą, żeby ujarzmić choróbsko.
    Po słowach wyznania poczuła, jakby ktoś ją znokautował. Dzwonienie w uszach ustało po kilku sekundach, a ona spojrzała na niego badawczo. Mówił to w gorączce, więc czy to oznaczało, że naprawdę ją kochał, czy obecnie inaczej odbierał rzeczywistość i następnego dnia, kiedy wróci mu świadomość, zda sobie sprawę, że jego uczucia zostały wyolbrzymione przez chorobę? Zależało mu, to oczywiste, widziała to w jego gestach i zachowaniu, ale miłość? To bardzo poważne wyznanie wywołało mętlik w jej głowie, jeszcze większy niż dotychczas. Bo przecież mogła się tego domyślić, spodziewać nawet, biorąc pod uwagę kurs ich relacji, ale jednocześnie czuła, jakby zrzucił na nią bombę.
    - Arthur… - jej oczy złagodniały i wypełniło je uczucie, którego sama nie potrafiła jeszcze nazwać. - Nie mogłeś mi tego powiedzieć na trzeźwo? - westchnęła, choć nie miała nawet czasu, żeby zastanowić się nad odpowiedzią, bo za chwilę przyciągnął ją bliżej, a ona pozwoliła, by w przypływie chwili, złączyli się w słodkim, intymnym pocałunku. Nie potrafiła myśleć logicznie, gdy wyzwalał w niej takie pokłady emocji. Gdy zatopili się w miękkości materaca, czuła żar jego ust na swoim ciele i nie potrafiła powstrzymać drobnych westchnięć opuszczających jej gardło. Zatracała się w tym bez reszty.
    Uśmiechnęła się na komplement i na jego głupkowato-szczęśliwy wyraz twarzy. Nie potrafiła stwierdzić, na ile wpłynęła na to choroba i alkohol, ale nie potrafiła mu się oprzeć, a tym bardziej przemówić mu do rozsądku, nawet nie próbowała.
    - Wiem. Ja też - mruknęła, głaszcząc czule jego głowę, a drugą ręką drapiąc delikatnie ramię mężczyzny. Potrafił doprowadzić ją do szału jak nikt inny, a jednocześnie czuła się przy nim tak szczęśliwa, że nie chciała się z nim rozstawać. Nie chciała myśleć o konsekwencjach albo przyszłości, nie teraz, kiedy leżeli wspólnie i cieszyli się wzajemną bliskością.
    - Powinieneś trochę się przespać - leki wkrótce powinny zacząć działać, a widziała przecież jak szybko opadł z sił po drobnym wysiłku. Jego ciało potrzebowało snu i regeneracji. Zmieniła pozycję, by przytulić go w najwygodniejszej dla niego pozycji. Złożyła kilka drobnych całusów na jego ciele, mając nadzieję, że popchnie go nimi w objęcia Morfeusza.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.