:: Midgard :: Stare Miasto :: Ogrody Baldura
Most nad strumieniem
3 posters
Mistrz Gry
Most nad strumieniem Wto 21 Gru - 12:31
Most nad strumieniem
Pośród zieleni oraz barwnych, kwitnących rabatek, które dekorują teren ogrodu, sunie wąski, stosunkowo płytki strumień – latem na jego brzegu spotkać można żaby trawne, które po zapadnięciu zmroku przecinającą przycichły, szemrający odgłos wody swoim skrzekliwym rechotem. Późną jesienią oraz zimą, kiedy żaby zimują w gęstym mule, strumień często zamarza, a na jego powierzchni ślizgają się dzieci – jest to atrakcja niegroźna, w najgłębszym miejscu woda sięga bowiem ledwie do kolan. W miejscu, gdzie potok jest na tyle szeroki, że nie sposób przeskoczyć na drugą stronę, wybudowano wąski, kamienny most z żeliwną, zdobioną poręczą.
Eira Bergdahl
Re: Most nad strumieniem Nie 7 Lip - 11:41
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
03.07.2001
Na miejscu pojawiła się - jak to miała w zwyczaju - przed wyznaczonym czasem. Na tle zieleni i barwnych rabatek przypominała gęsty cień bądź atramentową plamę. Tym samym, jednak, trudno było przeoczyć jej obecność: wysoka, posągowa i prosta jak struna. W cienkiej, granatowej kurtce o prostym kroju i z kołnierzem w stójkę oraz dopasowanych spodniach, których nogawki chowały się w butach z wysokimi cholewami sprawiała wrażenie, jakby przybyła na miejsce konno, choć zwierzęcia nigdzie nie dało się dostrzec. Blond włosy także nie były zwichrzone jakimkolwiek podmuchem wiatru - ułożone z bolesną perfekcją splatały się nad karkiem w okrutnie ciasny kok.
Zanim zatrzymała się na moście, oblazła okolicę. Wężowa bransoleta oplatająca lewy nadgarstek chłonęła zimno z otoczenia, w ciąż utrzymująca się jasność zmuszała hodowczynię do założenia ciemnych szkieł. Czapka z daszkiem także chroniła coraz bardziej wrażliwy zmysł przed niosącym dyskomfort światłem.
Ukontentowana obserwacjami oraz faktem, że - przynajmniej póki co - będą same, wróciła na most, gdzie z wewnętrznej kieszeni wierzchniego okrycia wyciągnęła srebrzoną papierośnicę. Pochylona, wsparła przedramiona o zdobioną poręcz i wyciągnęła z puzderka miętową cygaretkę. Ostukała ją o pokrywę, po czym zażegła od płomienia benzynowej zapalniczki - i ta pozbawiona była jakichkolwiek zdobień. Szczotkowana stal pasowała jednak surowością do kobiecego obejścia.
Napełniwszy płuca gorzkim dymem, przekrzywiła łeb na boki to w jedną, to w drugą stronę, aż nie strzeliły stawy. Ściągnęła barki i wolną dłonią schowała przedmioty do kieszeni. Pozostawało jej cierpliwie czekać na nadejście nieznajomej.
Vaia Cortés da Barros
Re: Most nad strumieniem Nie 7 Lip - 13:10
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Węże. Kto, na wszystkich azteckich bogów, używał jadu węża do morderstwa?! Vaia nie miała nic przeciwko wężom, bardzo je nawet lubiła, zwłaszcza te brazylijskie i puchate. Kiedyś się nawet śmiali, że z wylinki można byłoby zrobić świetny szalik. Owszem, bywały agresywne i nawet trochę jadowite, o czym sama się przekonała, ale chyba nie aż tak, żeby zabić? Vaia naprawdę miała mieszane uczucia, ale podstawą było ustalić, czy kombinuje w dobrym kierunku czy wręcz przeciwnie. Naprawdę wolała puchate maluchy z lasku za fawelą…
Ogrody Baldura na szczęście kojarzyła, była to jedna z nielicznych miejscówek, które znała. Tylko dlatego, że były niedaleko komisariatu, więc zdążyła stare miasto trochę pozwiedzać. Na szczęście nosiła po kieszeniach papierową mapkę, dzięki której na wspomniany mostek zdążyła dotrzeć na czas i bez większych problemów. Wysoka sylwetka wskazywała, że jej rozmówczyni była już na miejscu. Ruszyła w jej stronę, lekko unosząc kącik ust na widok papierosa. Kto pali nie czepia się, że ktoś drugi pali. Elegancko.
- Pani Berdahl? - spytała, zapewne delikatnie kalecząc nordycki akcent, ale na to nie mogła już nic poradzić. - Vaia Barros. - przedstawiła się krótko, z delikatną fascynacją obserwując różnicę między nimi.
Przede wszystkim Vaia była niższa. Po drugie włosy kobiety, jasne jak na te rejony przystało, były ciasno i elegancko spięte. Burza czarnych loków Vai była spięta w luźny sposób klamrą, która i tak nie potrafiła ich utrzymać. Dalsze różnice wychodziły jeszcze bardziej na niekorzyść Barros, ale na szczęście od lat się tym nie przejmowała. Rękawy rozpiętej starej kurtki pamiętającej czasy Warty miała podwinięte do łokci, dzwoniąc cicho mnóstwem bransoletek zasłaniających blizny na nadgarstkach. Bluzeczka pod kurtką pokazywała wszystkie blizny na brzuchu i nawet kawałek tej najświeższej, po piorunie. Czerń materiału rozjaśniał wisiorek z kocim okiem, ładnie komponujący się z kolczykami w kształcie naprawdę dużych kół. Luźne spodnie biodrówki miała wpuszczone w ciężkie buciory, a całość wyglądu dopełniało kilka fantazyjnych rozcięć na kolanach.
- Jeszcze raz dziękuję za spotkanie. - w głosie Vai dźwięczał obcy akcent, ale po czterech latach pobytu w Midgardzie nie miała bardzo dużych problemów z komunikacją. Potarła lekko czoło, zastanawiając się, skąd ta czapka z daszkiem i okulary. Kobieta nie chciała, żeby ktoś ją widział razem z Vaią?
Ogrody Baldura na szczęście kojarzyła, była to jedna z nielicznych miejscówek, które znała. Tylko dlatego, że były niedaleko komisariatu, więc zdążyła stare miasto trochę pozwiedzać. Na szczęście nosiła po kieszeniach papierową mapkę, dzięki której na wspomniany mostek zdążyła dotrzeć na czas i bez większych problemów. Wysoka sylwetka wskazywała, że jej rozmówczyni była już na miejscu. Ruszyła w jej stronę, lekko unosząc kącik ust na widok papierosa. Kto pali nie czepia się, że ktoś drugi pali. Elegancko.
- Pani Berdahl? - spytała, zapewne delikatnie kalecząc nordycki akcent, ale na to nie mogła już nic poradzić. - Vaia Barros. - przedstawiła się krótko, z delikatną fascynacją obserwując różnicę między nimi.
Przede wszystkim Vaia była niższa. Po drugie włosy kobiety, jasne jak na te rejony przystało, były ciasno i elegancko spięte. Burza czarnych loków Vai była spięta w luźny sposób klamrą, która i tak nie potrafiła ich utrzymać. Dalsze różnice wychodziły jeszcze bardziej na niekorzyść Barros, ale na szczęście od lat się tym nie przejmowała. Rękawy rozpiętej starej kurtki pamiętającej czasy Warty miała podwinięte do łokci, dzwoniąc cicho mnóstwem bransoletek zasłaniających blizny na nadgarstkach. Bluzeczka pod kurtką pokazywała wszystkie blizny na brzuchu i nawet kawałek tej najświeższej, po piorunie. Czerń materiału rozjaśniał wisiorek z kocim okiem, ładnie komponujący się z kolczykami w kształcie naprawdę dużych kół. Luźne spodnie biodrówki miała wpuszczone w ciężkie buciory, a całość wyglądu dopełniało kilka fantazyjnych rozcięć na kolanach.
- Jeszcze raz dziękuję za spotkanie. - w głosie Vai dźwięczał obcy akcent, ale po czterech latach pobytu w Midgardzie nie miała bardzo dużych problemów z komunikacją. Potarła lekko czoło, zastanawiając się, skąd ta czapka z daszkiem i okulary. Kobieta nie chciała, żeby ktoś ją widział razem z Vaią?
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Eira Bergdahl
Re: Most nad strumieniem Sob 13 Lip - 11:02
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
— Bergdahl — poprawiła, choć w jej tonie nie było ani kropli zjadliwości czy pretensji. Ot, zwyczajny pragmatyzm. — Zgadza się. — Sięgnąwszy ponownie do kieszeni, w miękkim ruchu zaproponowała przybyszce cygaretkę z własnej kolekcji. Otwarte wieko zdradziło zamiłowanie do symetrii, bowiem nawet smukłe zarzewia nałogu wyjmowane były po równo z każdej strony, by nigdzie nie zabrakło za wiele przestrzeni. A przecież niekiedy musiało.
Jasnołba patrzyła na rozmówczynię z góry - konieczność, aniżeli przywara natury. Obserwowała pannicę uważnie, nie kryjąc się wcale z faktem, iż obejrzała ją sobie od góry do dołu niczym muzealny eksponat. Jeżeli wyciągnęła jakieś wnioski bądź dokonała oceny, wszystko zachowała dla siebie, a w miejsce ewentualnej uwagi, zaoferowała subtelny uśmiech, co nie sięgnął oczu.
— Cała przyjemność po mojej stronie — uczyniła zadość koniecznej kurtuazji, po czym stanęła w pełnym surowej gracji kontrapoście, na moment porzucając zdobioną balustradę.
— Z pani wiadomości wynikało, że to pilna, lecz wysoce dyskretna sprawa. Zechciałaby pani rozwinąć? — oddała jej głos, samej stając zaledwie tłem dla historii, na którą czekała.
Czuła, jak ciepło wieczora przenika przez cienki materiał kurtki, grzejąc kości i tkanki. Wolała wiatr i górskie zimno. Słońce z wolna stawało się wrogiem, z którym nie mogła nawet podjąć walki.
Jasnołba patrzyła na rozmówczynię z góry - konieczność, aniżeli przywara natury. Obserwowała pannicę uważnie, nie kryjąc się wcale z faktem, iż obejrzała ją sobie od góry do dołu niczym muzealny eksponat. Jeżeli wyciągnęła jakieś wnioski bądź dokonała oceny, wszystko zachowała dla siebie, a w miejsce ewentualnej uwagi, zaoferowała subtelny uśmiech, co nie sięgnął oczu.
— Cała przyjemność po mojej stronie — uczyniła zadość koniecznej kurtuazji, po czym stanęła w pełnym surowej gracji kontrapoście, na moment porzucając zdobioną balustradę.
— Z pani wiadomości wynikało, że to pilna, lecz wysoce dyskretna sprawa. Zechciałaby pani rozwinąć? — oddała jej głos, samej stając zaledwie tłem dla historii, na którą czekała.
Czuła, jak ciepło wieczora przenika przez cienki materiał kurtki, grzejąc kości i tkanki. Wolała wiatr i górskie zimno. Słońce z wolna stawało się wrogiem, z którym nie mogła nawet podjąć walki.
Vaia Cortés da Barros
Re: Most nad strumieniem Sob 13 Lip - 14:02
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Przeklęła w duchu słysząc, że przypadkowo udało jej się przekręcić nazwisko kobiety. Nie miała takiego zamiaru, ale nie dało się ukryć, że skandynawskie nazwy nie były jej mocną stroną.
- Przepraszam. – powiedziała krótko, bo nawet pomijając wszystkie inne okoliczności, przekręcanie cudzych imion czy nazwisk nie było zbyt dobrą rzeczą. Poczęstowała się cygaretką, dziękując skinięciem głowy i odpaliła ją swoją własną zapalniczką, zaciągając się dymem. Słabe, ale dobre, dało się palić. A nawet, gdyby się nie dało, Vaia nie powiedziałaby ani słowa. Jak częstują fajkami, to nie zrzędzisz, tylko bierzesz i palisz. Podstawowa zasada. Tak samo nie reagowała na to, że kobieta patrzyła na nią z góry – na litość wszystkich bogów, nordyckich czy azteckich, na tle tutejszych rdzennych mieszkańców była kurduplem. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, pracując w Kruczej Straży.
- Tak, pilna i dyskretna, dokładnie. Mówiąc szerzej, chodzi o morderstwo i jest to, powiedzmy, moja prywatna sprawa. – zaciągnęła się dymem, opierając plecami o barierkę i dmuchnęła w powietrze. – W wielkim skrócie zamordowano mojego dobrego znajomego i zależy mi na tym, żeby znaleźć tego cabrón. A dlaczego zwracam się z tym do pani… - potarła czoło, zerkając ponurym wzrokiem na kobietę. – Przez specyfikę zabójstwa. Ofiarę zamordowano przy pomocy jadu węża, tak twierdzi znajomy toksykolog. Słyszałam, że pani zajmuje się wężami, więc pomyślałam, że byłaby pani w stanie zidentyfikować, do jakiego gatunku należał jad. To pomogłoby namierzyć osoby, które miały do tego dostęp, choć znając życie przemyt kwitnie bez względu na to, jak wygląda prawo. – zaciągnęła się dymem ponownie, przymykając na chwilę oczy. Dopiero po chwili otworzyła je, łypiąc niespokojnie na kobietę. Pewne sprawy wolała wyjaśniać natychmiast, ludzie miewali durne pomysły.
- Żeby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień: nie jest pani ani podejrzana, ani oskarżona, ani nic z tego typu rzeczy. Po prostu potrzebuję pani wiedzy, w ramach konsultacji. – dorzuciła, przemieszczając się odrobinę na moście tak, by stanąć w plamie słońca, by ciemny materiał nagrzewał się od niego.
- Przepraszam. – powiedziała krótko, bo nawet pomijając wszystkie inne okoliczności, przekręcanie cudzych imion czy nazwisk nie było zbyt dobrą rzeczą. Poczęstowała się cygaretką, dziękując skinięciem głowy i odpaliła ją swoją własną zapalniczką, zaciągając się dymem. Słabe, ale dobre, dało się palić. A nawet, gdyby się nie dało, Vaia nie powiedziałaby ani słowa. Jak częstują fajkami, to nie zrzędzisz, tylko bierzesz i palisz. Podstawowa zasada. Tak samo nie reagowała na to, że kobieta patrzyła na nią z góry – na litość wszystkich bogów, nordyckich czy azteckich, na tle tutejszych rdzennych mieszkańców była kurduplem. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, pracując w Kruczej Straży.
- Tak, pilna i dyskretna, dokładnie. Mówiąc szerzej, chodzi o morderstwo i jest to, powiedzmy, moja prywatna sprawa. – zaciągnęła się dymem, opierając plecami o barierkę i dmuchnęła w powietrze. – W wielkim skrócie zamordowano mojego dobrego znajomego i zależy mi na tym, żeby znaleźć tego cabrón. A dlaczego zwracam się z tym do pani… - potarła czoło, zerkając ponurym wzrokiem na kobietę. – Przez specyfikę zabójstwa. Ofiarę zamordowano przy pomocy jadu węża, tak twierdzi znajomy toksykolog. Słyszałam, że pani zajmuje się wężami, więc pomyślałam, że byłaby pani w stanie zidentyfikować, do jakiego gatunku należał jad. To pomogłoby namierzyć osoby, które miały do tego dostęp, choć znając życie przemyt kwitnie bez względu na to, jak wygląda prawo. – zaciągnęła się dymem ponownie, przymykając na chwilę oczy. Dopiero po chwili otworzyła je, łypiąc niespokojnie na kobietę. Pewne sprawy wolała wyjaśniać natychmiast, ludzie miewali durne pomysły.
- Żeby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień: nie jest pani ani podejrzana, ani oskarżona, ani nic z tego typu rzeczy. Po prostu potrzebuję pani wiedzy, w ramach konsultacji. – dorzuciła, przemieszczając się odrobinę na moście tak, by stanąć w plamie słońca, by ciemny materiał nagrzewał się od niego.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Eira Bergdahl
Re: Most nad strumieniem Czw 18 Lip - 12:14
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie odpowiedziała dziewczynie od razu. W zamian za wszystkie te wieści, zaoferowała chwilę milczenia wypełnioną skwierczeniem cygaretki. Trzykrotnie napełniła płuca dymem, by wnet go wypuścić, zanim powoli zwróciła znów łeb w kierunku rozmówczyni. Przyjrzała jej się raz jeszcze, próbując ze stroju oraz obejścia wyczytać o niej cokolwiek ponad to, co sama zdradziła. Szukała choćby najlichszych znamion historii zamkniętych w tkaninach, dodatkach, sposobie, jaki kobieta je nosiła. Jej obce pochodzenie kryło się w wypowiadanych głoskach i mogło nasuwać pewne wnioski. Na te, jednakże, było jeszcze za wcześnie.
— Rozumiem. — Skinęła, a skupienie zakotłowało się cieniem w jasnym jak lodowiec spojrzeniu.
— Mniemam, że nie ma pani przy sobie kopii raportu? — dodała zaraz. — Jeśli jednak jest pani w jego posiadaniu, chciałabym zobaczyć jego kopię. W miarę możliwości — zasugerowała, jednocześnie próbując wytyczyć bezpieczną dla panny Barros granicę. Z całego zajścia domyślała się, iże to właśnie ta druga podejmowała ryzyko, decydując się na rozmowę. A prowadzenie śledztwa na własną rękę zwykle oznaczało problem po stronie instytucji, które powinny były się tym zająć. Może nawet wciąż zajmują…
— Co do samego jadu, skoro znaleziono go we krwi, to musiała mieć miejsce jedna z dwóch rzeczy — urwała na moment i spojrzała na towarzyszkę żaru i dymu. — Albo ukąszenie, albo wstrzyknięcie. Aby jad zadziałał, potrzebne jest przerwanie ciągłości skóry. Nie mogę też obiecać bycia zupełnie pomocną. Widzi pani — zaciągnęła się ponownie i rozejrzała. — Niewiele gatunków na świecie jest w stanie zabić człowieka jednym ukąszeniem. Te rodzime mogą narobić szkód, lecz zwykle nie doprowadzają do śmierci. Im więcej się dowiem na temat ostatnich dni bliskiej pani osoby, tym więcej będę mogła powiedzieć. Być może zwierzę było stąd? — Zatoczyła nieco łbem, mając na myśli Midgard i świat spowity magią. — Jedno mogę obiecać z całą pewnością: postaram się pomóc jak tylko będę mogła.
Znała ból straty. Choć minęło wiele lat, ona się ze swoją nie pogodziła i nosiła ją do dzisiaj. Być może podświadomie próbowała zadośćuczynić błędom młodości? Zapewne jej psychiatra miałby coś na ten temat do powiedzenia.
— Niech mi pani opowie, w jaki sposób znaleziono pani znajomego — zaoferowała, by zaraz przenieść ciężar ciała na drugą nogę i wesprzeć się przedramionami o zdobioną balustradę mostu. Przez chwilę wpatrywała się w płynącą pod nimi wodę. Ujrzała w niej własne, zniekształcone odbicie. A zaraz obok - to utracone.
— A nazwiskiem proszę nie martwić. Nowy język zawsze stanowi wyzwanie.
— Rozumiem. — Skinęła, a skupienie zakotłowało się cieniem w jasnym jak lodowiec spojrzeniu.
— Mniemam, że nie ma pani przy sobie kopii raportu? — dodała zaraz. — Jeśli jednak jest pani w jego posiadaniu, chciałabym zobaczyć jego kopię. W miarę możliwości — zasugerowała, jednocześnie próbując wytyczyć bezpieczną dla panny Barros granicę. Z całego zajścia domyślała się, iże to właśnie ta druga podejmowała ryzyko, decydując się na rozmowę. A prowadzenie śledztwa na własną rękę zwykle oznaczało problem po stronie instytucji, które powinny były się tym zająć. Może nawet wciąż zajmują…
— Co do samego jadu, skoro znaleziono go we krwi, to musiała mieć miejsce jedna z dwóch rzeczy — urwała na moment i spojrzała na towarzyszkę żaru i dymu. — Albo ukąszenie, albo wstrzyknięcie. Aby jad zadziałał, potrzebne jest przerwanie ciągłości skóry. Nie mogę też obiecać bycia zupełnie pomocną. Widzi pani — zaciągnęła się ponownie i rozejrzała. — Niewiele gatunków na świecie jest w stanie zabić człowieka jednym ukąszeniem. Te rodzime mogą narobić szkód, lecz zwykle nie doprowadzają do śmierci. Im więcej się dowiem na temat ostatnich dni bliskiej pani osoby, tym więcej będę mogła powiedzieć. Być może zwierzę było stąd? — Zatoczyła nieco łbem, mając na myśli Midgard i świat spowity magią. — Jedno mogę obiecać z całą pewnością: postaram się pomóc jak tylko będę mogła.
Znała ból straty. Choć minęło wiele lat, ona się ze swoją nie pogodziła i nosiła ją do dzisiaj. Być może podświadomie próbowała zadośćuczynić błędom młodości? Zapewne jej psychiatra miałby coś na ten temat do powiedzenia.
— Niech mi pani opowie, w jaki sposób znaleziono pani znajomego — zaoferowała, by zaraz przenieść ciężar ciała na drugą nogę i wesprzeć się przedramionami o zdobioną balustradę mostu. Przez chwilę wpatrywała się w płynącą pod nimi wodę. Ujrzała w niej własne, zniekształcone odbicie. A zaraz obok - to utracone.
— A nazwiskiem proszę nie martwić. Nowy język zawsze stanowi wyzwanie.
Vaia Cortés da Barros
Re: Most nad strumieniem Sob 20 Lip - 18:20
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Pozwoliła kobiecie przetrawić informacje, niespiesznie paląc swoją cygaretkę. Pewnie niecodziennie ktoś zgładzał się do niej z pomocą przy śledztwie dotyczącym morderstwa. Vaia nie chciała wchodzić za mocno w szczegóły, kto został zamordowany i kim osobnik był dla niej. I dlaczego tak bardzo zależało jej, by znaleźć gnidę, która mu to zrobiła. Brazylijkę trawił pewnego rodzaju niepokój, napięcie, odzwierciedlone w sztywniejszej linii ramion. Do cygaretek też nie była przyzwyczajona, traktując je jak zwykłe papierosy, zaciągając się mocno i długo, jak ktoś, kto palił z głębszych powodów, niźli tylko chęci wzięcia dymka. W końcu od lat był to dla niej pewnego rodzaju uspokajacz. Najciekawsze jednak były ubrania – były zadbane, czyste i niedziurawe, ale jednocześnie nieco już znoszone, a przez to wygodne. Dopasowane do sylwetki i ruchów. Typowy strój kogoś, kto potrzebował szybkich reakcji, zawsze w fazie walcz lub uciekaj.
Przeniosła wzrok na Eirę, uśmiechając się kącikiem ust na pytanie o raport. Czy miała go przy sobie? No raczej.
- Mam nawet oryginał, pani Bergdahl. Jak mówiłam, to prywatne śledztwo. Krucza Straż… - urwała w tym miejscu i potrząsnęła głową. To nie było tak, że Kruczy nie interesowali się morderstwami, bo to robili. Ale jej informator był częścią Przesmyku, a tam ciągle ktoś ginął. A jakiekolwiek śledztwa prowadzące w tamtą stronę najczęściej napotykały na ścianę nie do przejścia. Folklor Przesmyku, powiadali. Znała to pojęcie, dlatego postanowiła zając się tym sama. Nieoficjalnie. Niestety znając życie jej przełożeni nie byliby zachwyceni tym faktem, w końcu Magisterium było priorytetem. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnęła z niej złożone na cztery arkusze papieru.
- Proszę. Przeglądałam ten raport, przy okazji toksykolog wyciągnął co nieco od patologa. Śladów po wkłuciach brak, śladów po zębach węża też brak. Ale miał sporo ran ciętych, więc pierwotną teorią było po prostu zasztyletowanie. Dopóki nie poszłam do toksykologa. – powiedziała cicho, bo wszystko zawdzięczała łutowi przypadku. Uruchomiła wtedy koci węch i krew informatora nie pachniała jak trzeba. Zgarnęła z twarzy zabłąkane loki i spojrzała na Eirę.
- Po czterech latach wypadałoby się jednak nie mylić. – uniosła w górę kąciki ust, zapisując kobiecie plusa. Nie była drażliwa na swoim punkcie, Vai zdecydowanie ten fakt pasował. Dopaliła swoją cygaretkę, krótkim zaklęciem spalając pozostałość. Przecież nie będzie zostawała śmieci. Wpatrzyła się w taflę strumienia, wahając się nad kolejną odpowiedzią. Nie była pewna, ile mogła powiedzieć. Nie każdy lubił strażników. Nie każdy lubił ludzi z Przesmyku Lokiego. Vaia była czymś pomiędzy, była Wysłanniczką, ale jednocześnie miała sporo znajomości w szarych zakamarkach. Swoich informatorów.
- Facet był moim informatorem od dłuższego czasu. Miał dla mnie coś istotnego, więc umówiłam się z nim na granicy Ymira z Przesmykiem. Tam, gdzie ani moja ani jego obecność nie budziłaby pytań. – powiedziała powoli, wracając pamięcią do tamtego dnia. – Nie było go. Nie wysłał wiewiórki, że coś jest nie tak, więc pi razy oko wiedziałam, gdzie go szukać. Poszłam tam. Zanim doszłam na miejsce, już wynosili jego trupa. Według raportu jad pochodził z co najmniej kilku ugryzień, o ile nie kilkunastu. Jeżeli mówimy rzecz jasna o ilości odnalezionej w próbce. Samych śladów po wkłuciu czy ugryzieniu brak, sporo ran ciętych, podpierdolili mu kurtkę i torbę, więc nawet jeśli coś tam miał, rozpłynęło się. Nazwiskiem pewnie operował fałszywym. I jak to w takich przypadkach, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. Przebywał głównie w Przesmyku, jeśli to pani cokolwiek pomoże. – zakończyła krótki opis, prostując się i krzyżując ręce na piersiach. Była dzieckiem ulicy jakby na to nie spojrzeć. Znała te mechanizmy. Wykorzystywała je, gdy działała pod przykrywką. I klęła na nie jak świat stary, gdy sama czegoś potrzebowała.
Przeniosła wzrok na Eirę, uśmiechając się kącikiem ust na pytanie o raport. Czy miała go przy sobie? No raczej.
- Mam nawet oryginał, pani Bergdahl. Jak mówiłam, to prywatne śledztwo. Krucza Straż… - urwała w tym miejscu i potrząsnęła głową. To nie było tak, że Kruczy nie interesowali się morderstwami, bo to robili. Ale jej informator był częścią Przesmyku, a tam ciągle ktoś ginął. A jakiekolwiek śledztwa prowadzące w tamtą stronę najczęściej napotykały na ścianę nie do przejścia. Folklor Przesmyku, powiadali. Znała to pojęcie, dlatego postanowiła zając się tym sama. Nieoficjalnie. Niestety znając życie jej przełożeni nie byliby zachwyceni tym faktem, w końcu Magisterium było priorytetem. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnęła z niej złożone na cztery arkusze papieru.
- Proszę. Przeglądałam ten raport, przy okazji toksykolog wyciągnął co nieco od patologa. Śladów po wkłuciach brak, śladów po zębach węża też brak. Ale miał sporo ran ciętych, więc pierwotną teorią było po prostu zasztyletowanie. Dopóki nie poszłam do toksykologa. – powiedziała cicho, bo wszystko zawdzięczała łutowi przypadku. Uruchomiła wtedy koci węch i krew informatora nie pachniała jak trzeba. Zgarnęła z twarzy zabłąkane loki i spojrzała na Eirę.
- Po czterech latach wypadałoby się jednak nie mylić. – uniosła w górę kąciki ust, zapisując kobiecie plusa. Nie była drażliwa na swoim punkcie, Vai zdecydowanie ten fakt pasował. Dopaliła swoją cygaretkę, krótkim zaklęciem spalając pozostałość. Przecież nie będzie zostawała śmieci. Wpatrzyła się w taflę strumienia, wahając się nad kolejną odpowiedzią. Nie była pewna, ile mogła powiedzieć. Nie każdy lubił strażników. Nie każdy lubił ludzi z Przesmyku Lokiego. Vaia była czymś pomiędzy, była Wysłanniczką, ale jednocześnie miała sporo znajomości w szarych zakamarkach. Swoich informatorów.
- Facet był moim informatorem od dłuższego czasu. Miał dla mnie coś istotnego, więc umówiłam się z nim na granicy Ymira z Przesmykiem. Tam, gdzie ani moja ani jego obecność nie budziłaby pytań. – powiedziała powoli, wracając pamięcią do tamtego dnia. – Nie było go. Nie wysłał wiewiórki, że coś jest nie tak, więc pi razy oko wiedziałam, gdzie go szukać. Poszłam tam. Zanim doszłam na miejsce, już wynosili jego trupa. Według raportu jad pochodził z co najmniej kilku ugryzień, o ile nie kilkunastu. Jeżeli mówimy rzecz jasna o ilości odnalezionej w próbce. Samych śladów po wkłuciu czy ugryzieniu brak, sporo ran ciętych, podpierdolili mu kurtkę i torbę, więc nawet jeśli coś tam miał, rozpłynęło się. Nazwiskiem pewnie operował fałszywym. I jak to w takich przypadkach, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. Przebywał głównie w Przesmyku, jeśli to pani cokolwiek pomoże. – zakończyła krótki opis, prostując się i krzyżując ręce na piersiach. Była dzieckiem ulicy jakby na to nie spojrzeć. Znała te mechanizmy. Wykorzystywała je, gdy działała pod przykrywką. I klęła na nie jak świat stary, gdy sama czegoś potrzebowała.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Eira Bergdahl
Re: Most nad strumieniem Pią 16 Sie - 19:34
Eira BergdahlWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 41 lat
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : zwierzęcoustny
Zawód : hodowca trolli, herpetolog
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zawodnik: łucznictwo (I), wprawny łowca (I), miłośnik zwierząt (II), mowa istot
Statystyki :
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 35 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Nie nalegała na jakiekolwiek detale ponad te, które były jej absolutnie niezbędne. Jedyne zawahanie rozegrało się na płaszczyźnie prawdopodobieństwa. Istniało bowiem takie, w którym właśnie pomagała komuś, kto odwrócił się od prawideł ich galdryjskiej społeczności i porzucił je dla własnych korzyści. Mimo to na surowym, choć ugładzonym kurtuazją pysku nie odmalowało się nic poza uprzejmą pewnością. Nie potrzeba było tytanicznych zdolności, aby na podstawie słów Barros wywnioskować, iże nie chciała ona zdradzać za wiele. Wszak sprawa prosiła się o najwyższą dyskrecję - a skoro kobieta nie poszła do właściwych władz, sugestie nasuwały się same jak to niechciane gęsie piętno.
— Pierwszym, co się nasuwa, to właśnie nałożenie jadu na ostrze — zauważyła. — Wówczas przyczyna śmierci zostanie ustalona po dokładnym badaniu, bowiem sam jad mógł jedynie dodatkowo osłabić organizm, zaś sam zgon mógł nastąpić choćby od wykrwawienia.
Pewne fakty nigdy nie były łatwe w odbiorze. Mimo to jasnym pozostawało, że dodatkowe środki podjęte dla osiągnięcia konkretnego celu wysoce wskazywały na premedytację. Pozostawała także nieświadomość… A jednak Przesmyk sugerował coś więcej aniżeli zbieżność wielu przypadków, w które nawet Bergdahl przecie nie wierzyła. Wszelka intuicja istniała jednak li tylko dla niej. Tyle że jej uwagę zwróciło także coś innego.
— Taka ilość jadu wprost wyklucza przypadkowe czy jednorazowe nabycie. W każdym z ościennych krajów hodowle - zarówno prywatne, jak te dla celów naukowych - są ściśle kontrolowane. Istnieje specjalna lista zawierająca spis gatunków dopuszczonych do posiadania w domu. Instytucje zoologiczne i naukowe warunkują się w oddzielnych przepisach. — Nie chciała niczego sugerować. Co więcej - zwyczajnie nie mogła. Z tekstu oraz słów kobiety mogła już nakreślić nader wstępny kierunek, ku któremu warto by się zwrócić. To jednak wciąż było mało.
— Widzę, że raport nie zawiera precyzyjnego wskazania gatunku, a zaledwie rodzinę. Elapidae. Zdradnicowate. To, zaś, niewiele mówi, gdyż jest w niej najwięcej gatunków jadowitych.
Coś jej się w tym wszystkim nie zgadzało. Nie tylko z powodu faktu, iż brakowało wielu informacji. Powoli odnosiła wrażenie, że sama zainteresowana nie wiedziała wszystkiego.
— Niech mi pani zdradzi: co skłoniło toksykologa do sprawdzenia krwi właśnie w kierunku jadu węży? — Dopytała, próbując wyłonić spomiędzy cieni jakiekolwiek światło. — Jak wspomniałam: nie istnieje żadne uniwersalne badanie. Aby upewnić się czy do organizmu wprowadzono jakąś substancję, należy celować test w niąże właśnie.
Mogłaby także rozwinąć patomechanizm działania jadów węży, lecz nie była to wiedza, która okazałaby się czymkolwiek zrozumiałym dla kogoś, kto nie miał z nią uprzednio do czynienia.
— A czy w raporcie sekcyjnym wspomniano może o uszkodzeniu nerek? Albo zespole ogólnoustrojowej reakcji zapalnej? Może znalazła gdzieś pani taki akronim jak SIRS? Wspomniano o hemolizie bądź miejscowej lub narządowej nekrozie? — Wszystko to było strzałem w ciemno. A jednak któreś musiało zainstnieć, by wywołać potrzebę sprawdzenia opartą akurat na tym kierunku.
— Obawiam się, że nie otrzyma pani swoich odpowiedzi dzisiaj. Ani za tydzień, ani za miesiąc. To wszystko wymaga dogłębnego zbadania oraz, jak widzę, zderzenia się z biurokratycznym murem trudnym do przebicia.
Po raz kolejny przebiegła wzrokiem po arkuszach, aby jak najwięcej zapamiętać.
— Mogłabym wykonać kopię? Bądź, jeśli pani woli, czy dostarczyłaby mi takowej? Nie skłamię, przyznając, że sprawozdanie z sekcji również byłoby pomocne. Być może protokół ze sprawy, okoliczności znalezienia... Wszystko co, co zawiera najdrobniejszą informację.
Wiedziała, jak wiele na nią zrzuca. Jednocześnie zapewne tylko ona mogłaby uzyskać dostęp do wszystkiego, co coraz prędzej okazywało się konieczne.
— Pierwszym, co się nasuwa, to właśnie nałożenie jadu na ostrze — zauważyła. — Wówczas przyczyna śmierci zostanie ustalona po dokładnym badaniu, bowiem sam jad mógł jedynie dodatkowo osłabić organizm, zaś sam zgon mógł nastąpić choćby od wykrwawienia.
Pewne fakty nigdy nie były łatwe w odbiorze. Mimo to jasnym pozostawało, że dodatkowe środki podjęte dla osiągnięcia konkretnego celu wysoce wskazywały na premedytację. Pozostawała także nieświadomość… A jednak Przesmyk sugerował coś więcej aniżeli zbieżność wielu przypadków, w które nawet Bergdahl przecie nie wierzyła. Wszelka intuicja istniała jednak li tylko dla niej. Tyle że jej uwagę zwróciło także coś innego.
— Taka ilość jadu wprost wyklucza przypadkowe czy jednorazowe nabycie. W każdym z ościennych krajów hodowle - zarówno prywatne, jak te dla celów naukowych - są ściśle kontrolowane. Istnieje specjalna lista zawierająca spis gatunków dopuszczonych do posiadania w domu. Instytucje zoologiczne i naukowe warunkują się w oddzielnych przepisach. — Nie chciała niczego sugerować. Co więcej - zwyczajnie nie mogła. Z tekstu oraz słów kobiety mogła już nakreślić nader wstępny kierunek, ku któremu warto by się zwrócić. To jednak wciąż było mało.
— Widzę, że raport nie zawiera precyzyjnego wskazania gatunku, a zaledwie rodzinę. Elapidae. Zdradnicowate. To, zaś, niewiele mówi, gdyż jest w niej najwięcej gatunków jadowitych.
Coś jej się w tym wszystkim nie zgadzało. Nie tylko z powodu faktu, iż brakowało wielu informacji. Powoli odnosiła wrażenie, że sama zainteresowana nie wiedziała wszystkiego.
— Niech mi pani zdradzi: co skłoniło toksykologa do sprawdzenia krwi właśnie w kierunku jadu węży? — Dopytała, próbując wyłonić spomiędzy cieni jakiekolwiek światło. — Jak wspomniałam: nie istnieje żadne uniwersalne badanie. Aby upewnić się czy do organizmu wprowadzono jakąś substancję, należy celować test w niąże właśnie.
Mogłaby także rozwinąć patomechanizm działania jadów węży, lecz nie była to wiedza, która okazałaby się czymkolwiek zrozumiałym dla kogoś, kto nie miał z nią uprzednio do czynienia.
— A czy w raporcie sekcyjnym wspomniano może o uszkodzeniu nerek? Albo zespole ogólnoustrojowej reakcji zapalnej? Może znalazła gdzieś pani taki akronim jak SIRS? Wspomniano o hemolizie bądź miejscowej lub narządowej nekrozie? — Wszystko to było strzałem w ciemno. A jednak któreś musiało zainstnieć, by wywołać potrzebę sprawdzenia opartą akurat na tym kierunku.
— Obawiam się, że nie otrzyma pani swoich odpowiedzi dzisiaj. Ani za tydzień, ani za miesiąc. To wszystko wymaga dogłębnego zbadania oraz, jak widzę, zderzenia się z biurokratycznym murem trudnym do przebicia.
Po raz kolejny przebiegła wzrokiem po arkuszach, aby jak najwięcej zapamiętać.
— Mogłabym wykonać kopię? Bądź, jeśli pani woli, czy dostarczyłaby mi takowej? Nie skłamię, przyznając, że sprawozdanie z sekcji również byłoby pomocne. Być może protokół ze sprawy, okoliczności znalezienia... Wszystko co, co zawiera najdrobniejszą informację.
Wiedziała, jak wiele na nią zrzuca. Jednocześnie zapewne tylko ona mogłaby uzyskać dostęp do wszystkiego, co coraz prędzej okazywało się konieczne.
Vaia Cortés da Barros
Re: Most nad strumieniem Sro 21 Sie - 17:33
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Przyznanie się do własnego zawodu zrodziłoby jeszcze więcej pytań niż dałoby odpowiedzi. Domyślała się, że może wyglądać na podejrzaną, brała pod uwagę, że Bergdahl może nie chcieć udzielić jej pomocy z tego tytułu. No ale jak na razie stały tu obydwie, rozmawiały i istniała szansa, że jednak do czegoś dotrą. Vi doskonale wiedziała, że gdyby poszła z tym do dowództwa, wyśmialiby ją. No, może nie aż tak dosadnie, ale pewnie dostałaby uprzejmą sugestię, żeby zajęła się czymś innym. Tyle, że śmierć własnego informatora Barros traktowała bardzo osobiście.
- Rany za specjalnie głębokie nie były, więc wykrwawienie akurat nie wchodziło w grę. Prędzej ostrze wbite w bodajże lewą komorę serca. – powiedziała spokojnie, ale bez wyrzutów. Oczywiście, że Eira zadawała pytania, oczywiście, że negowała jej podejście i oczywiście, że Vaia cały czas wahała się, ile tego powiedzieć. Ile powinna zdradzić z całej sytuacji. Kijowo było, jednym słowem.
- Szlag. – podsumowała ponuro wywód kobiety. Wskazanie rodziny? Niech to diabli wezmą. – Bo toksykolog to pieprzony idiota. Miałam kiedyś dostęp do jednego dobrego, ale już nie mam. – wyburczała pod adresem gościa, któremu wcisnęła tę niewdzięczną robotę. I jeszcze okazywało się, że dosłownie NIC nie miała. – Biorę też pod uwagę, że stworzonko mogło pochodzić z przemytu. Albo jad per se. Generalnie w kwestii przemycanych towarów już nic mnie nie zdziwi, bez urazy. Kiedyś przypadkiem trafiłam na gościa, który przemycał używaną bieliznę. – inna rzecz, że potem okazało się, że w ten sposób przemycał narkotyki, ale nadal fantazja przemytników była zazwyczaj nieograniczona. – Jad węża albo wąż to byłby przy tym po prostu pikuś. – przymknęła na chwilę oczy, zaczynając rozumieć, w jak wielkie guano się wpakowała. Raz, że nie wiedziała po prostu nic, dwa, że wszystko zaczynało się mieszać, a trzy, że Bergdahl zadawała cholernie celne pytania, które były jej totalnie nie w smak.
Hmyknęła cichutko, gdy kobieta zaczęła kręcić się wokół trupa, pytając o raport sekcji, o toksykologa, o powód badań, o wszystko. I jeszcze chciała pieprzonych kopii raportów. Jakby nie było wystarczające to, że żeby w ogóle zrobić porządną toksykologię, musiała wykorzystać przynajmniej kilka przysług. A żeby zrobić mu porządną sekcję zwłok, będzie trzeba uśmiechnąć się do któregoś z rzeźników z Przesmyku – jak ona to kochała. Nie, żeby pierwszy raz wrabiała ich w niekoniecznie autoryzowane sekcje, ale na litość wszystkich bogów. Przyznawanie się do tego w tej chwili było ostatnim, czego chciała, zwłaszcza, że ta okropna baba z jej okropną dociekliwością należała do cholernego klanu. A tym Vaia ufała mniej więcej tak samo, jak hermanos Cortés z Kolumbii. Miała ochotę jebnąć głową w poręcz tego nieszczęsnego mostka, co chyba jednak by jej nie pomogło.
- Sekcja zwłok zrobiona przez Kruczą Straż była… taka, żeby skończyć i zamknąć sprawę. – powiedziała powoli, prostując się i mierząc kobietę wzrokiem. – Nie mają czasu, by zajmować się każdym przypadkiem z Przesmyku, co jest oczywiste, na tle wszystkich wydarzeń. A co do toksykologa – ja prosiłam, żeby zrobił badanie pod wszystko. Przede wszystkim zależało mi na toksynach jako takich. Sekcję zwłok trzeba byłoby wykonać ponownie, ale ma pani szczęście, że nikt jeszcze nie pochował ciała. Powinno dać się to załatwić. Nie mam dostępu do lepszego toksykologa. Ale tak, coś o nekro-coś było. I coś o -lizie. Nie jestem biegła w technicznym języku skandynawskim, takie rzeczy raczej muszą mi tłumaczyć znajomi. Dlatego kręciłam się wokół toksyn. – spróbowała sobie przypomnieć, gdzie aktualnie znajdowało się ciało gościa. Oczy Vai rozbłysły lekko zirytowanym złotem, ale nie była, jeszcze, chętna przyznać się, że jej kocie zmysły wyczuły coś, czego nie powinny.
- Prawdę mówiąc, nie chciałabym, żeby się pani tym za mocno interesowała. – powiedziała w końcu, brutalnie i twardo. – Jego – popukała palcem w raport toksykologiczny – zabił ktoś dlatego, że za dużo wiedział. Komuś więc zależało, żeby tej wiedzy nie udzielił dalej. Nie chciałabym mieć pani na sumieniu, gdyby wyszło na jaw, że mi pani pomaga. Zdobycie tej dokumentacji… powiedzmy, że jest trudne jak cholera, ale nie niemożliwe. Tyle, że nie uśmiecha mi się narażanie czyjejkolwiek dupy poza moją prywatną.
- Rany za specjalnie głębokie nie były, więc wykrwawienie akurat nie wchodziło w grę. Prędzej ostrze wbite w bodajże lewą komorę serca. – powiedziała spokojnie, ale bez wyrzutów. Oczywiście, że Eira zadawała pytania, oczywiście, że negowała jej podejście i oczywiście, że Vaia cały czas wahała się, ile tego powiedzieć. Ile powinna zdradzić z całej sytuacji. Kijowo było, jednym słowem.
- Szlag. – podsumowała ponuro wywód kobiety. Wskazanie rodziny? Niech to diabli wezmą. – Bo toksykolog to pieprzony idiota. Miałam kiedyś dostęp do jednego dobrego, ale już nie mam. – wyburczała pod adresem gościa, któremu wcisnęła tę niewdzięczną robotę. I jeszcze okazywało się, że dosłownie NIC nie miała. – Biorę też pod uwagę, że stworzonko mogło pochodzić z przemytu. Albo jad per se. Generalnie w kwestii przemycanych towarów już nic mnie nie zdziwi, bez urazy. Kiedyś przypadkiem trafiłam na gościa, który przemycał używaną bieliznę. – inna rzecz, że potem okazało się, że w ten sposób przemycał narkotyki, ale nadal fantazja przemytników była zazwyczaj nieograniczona. – Jad węża albo wąż to byłby przy tym po prostu pikuś. – przymknęła na chwilę oczy, zaczynając rozumieć, w jak wielkie guano się wpakowała. Raz, że nie wiedziała po prostu nic, dwa, że wszystko zaczynało się mieszać, a trzy, że Bergdahl zadawała cholernie celne pytania, które były jej totalnie nie w smak.
Hmyknęła cichutko, gdy kobieta zaczęła kręcić się wokół trupa, pytając o raport sekcji, o toksykologa, o powód badań, o wszystko. I jeszcze chciała pieprzonych kopii raportów. Jakby nie było wystarczające to, że żeby w ogóle zrobić porządną toksykologię, musiała wykorzystać przynajmniej kilka przysług. A żeby zrobić mu porządną sekcję zwłok, będzie trzeba uśmiechnąć się do któregoś z rzeźników z Przesmyku – jak ona to kochała. Nie, żeby pierwszy raz wrabiała ich w niekoniecznie autoryzowane sekcje, ale na litość wszystkich bogów. Przyznawanie się do tego w tej chwili było ostatnim, czego chciała, zwłaszcza, że ta okropna baba z jej okropną dociekliwością należała do cholernego klanu. A tym Vaia ufała mniej więcej tak samo, jak hermanos Cortés z Kolumbii. Miała ochotę jebnąć głową w poręcz tego nieszczęsnego mostka, co chyba jednak by jej nie pomogło.
- Sekcja zwłok zrobiona przez Kruczą Straż była… taka, żeby skończyć i zamknąć sprawę. – powiedziała powoli, prostując się i mierząc kobietę wzrokiem. – Nie mają czasu, by zajmować się każdym przypadkiem z Przesmyku, co jest oczywiste, na tle wszystkich wydarzeń. A co do toksykologa – ja prosiłam, żeby zrobił badanie pod wszystko. Przede wszystkim zależało mi na toksynach jako takich. Sekcję zwłok trzeba byłoby wykonać ponownie, ale ma pani szczęście, że nikt jeszcze nie pochował ciała. Powinno dać się to załatwić. Nie mam dostępu do lepszego toksykologa. Ale tak, coś o nekro-coś było. I coś o -lizie. Nie jestem biegła w technicznym języku skandynawskim, takie rzeczy raczej muszą mi tłumaczyć znajomi. Dlatego kręciłam się wokół toksyn. – spróbowała sobie przypomnieć, gdzie aktualnie znajdowało się ciało gościa. Oczy Vai rozbłysły lekko zirytowanym złotem, ale nie była, jeszcze, chętna przyznać się, że jej kocie zmysły wyczuły coś, czego nie powinny.
- Prawdę mówiąc, nie chciałabym, żeby się pani tym za mocno interesowała. – powiedziała w końcu, brutalnie i twardo. – Jego – popukała palcem w raport toksykologiczny – zabił ktoś dlatego, że za dużo wiedział. Komuś więc zależało, żeby tej wiedzy nie udzielił dalej. Nie chciałabym mieć pani na sumieniu, gdyby wyszło na jaw, że mi pani pomaga. Zdobycie tej dokumentacji… powiedzmy, że jest trudne jak cholera, ale nie niemożliwe. Tyle, że nie uśmiecha mi się narażanie czyjejkolwiek dupy poza moją prywatną.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo