Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Klub „Folkvang”

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Klub „Folkvang”
    Nowoczesny klub z eleganckim wystrojem mogącym budować na pierwszy rzut oka barierę zniechęcającą osoby poszukujące niezobowiązującej rozrywki – wrażenie to zdaje się jednak mylne, gdyż miejsce przyciąga ogromne rzesze galdrów, zwłaszcza w wieku studenckim. Oprócz parkietów tanecznych z różnorodną muzyką, lokal oferuje spory asortyment alkoholi i koktajli w niewysokich cenach, wygodne loże oraz inne, specjalne towary dostępne dla przyjaciół właściciela. Klub otwarty jest niemal codziennie, stąd też wzięła się jego duża popularność w ostatnich miesiącach.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    23.05.2001

    Wiedział, że każda z ulic miała przynajmniej kilkanaście par oczu - kiedy nimi przychodził, spojrzenia niczym lepkie odnóża snuły się po krzywiznach jego twarzy, osaczały skrojony całokształt jego sylwetki, pełzały, początkowo przytwierdzone bezmyślnie do szklanych przezroczy okien lub zawieszone w pobliskiej przestrzeni codzienności. Wiedział, że każde miejsce, w którym tylko zagościł,  patrzyło się znacznie czujniej, podnosząc łupiny powiek - błogosławieństwo i równoczesne przekleństwo, nieludzki urok, który unosił się ponad sklepieniem skóry sprawiały, że nie był w stanie zaznawać odosobnienia, wtopić się w pejzaż tłumu i zniknąć jak nieistotny, ukryty za kulisami rekwizyt.
    Dzisiaj - jak zresztą zawsze - klub wypełniał się gwarem klienteli tak jak wypełniał się firankami tytoniowego dymu. Zajmował miejsce na uboczu, wiedząc, że w tylnych częściach sali naprawdę rozkwita życie - ponadto poszukując spokoju i początkowo jedynie samotnej obserwacji. Nie wiedział jeszcze, czy chciałby opuścić lokal w czyimś nieplanowanym towarzystwie - zastanawiał się, najzupełniej kapryśnie jak rozpuszczony chłopiec, ćmiąc przy tym zawiniątko papierosa, którego przypalona źrenica pulsowała ospale, zanurzona w półmroku. Wertował kształty postaci, majaczących wokół niego jak senne, nieodgadnione mary, dopiero później skupiając uważniej wzrok, dostrzegając nieopodal dwóch mężczyzn - jednego, wstającego z nienaturalnym, zapalczywym oczarowaniem, lgnącego jak ćma do rozpalonej łodygi płomienia, w niewiedzy, że wkrótce później jej skrzydła załkają suchą garstką popiołu. Przeszyło go znajome odczucie, bliźniacze wołanie aury, którą mógłby wychwycić pospiesznie opuszkami palców - zaciągnął się pospiesznie używką, zanim postanowił przeniknąć jak nieproszony, niechciany zupełnie gość.
    Zupełnie spontanicznie. Bezmyślnie.
    Przyjrzał się odrobinę uważniej drugiemu nieznajomemu - gładkim, wprost nienagannym rysom, perfekcji, która mogła wydawać się absurdalnie niemożliwa do zaistnienia w nieperfekcyjnym świecie, sprawiającej nieuchronne wrażenie znajomości (czy zdołał go wcześniej spotkać?). Przyjrzał się i zrozumiał, że zaczął go nienawidzić - nienawidził ich wszystkich, tak samo jak nienawidził siebie i własnych, identycznych występków, w których podsycał cudze zainteresowanie trucizną krążącej aury. Nienawidził go bez względu na posiadaną naturę, bez względu na konkretny gatunek, do jakiego przynależało grono jego przodków. Nienawidził go, ponieważ był taki sam.
    - To nieostrożne - kierował nim tylko kaprys, kaprys i najpodlejsza, płynąca ze znużenia złośliwość - wynurzył się w odpowiedniej chwili, gdy dłonie jednego z mężczyzn zatrzymały się na zarysach cudzych bioder, gdy twarz nachyliła się poufale blisko cudzej twarzy, zapominając o powinnościach, o możliwych pogłoskach i niesmaku nadal istotnej części społeczeństwa.
    - Jesteś pewny, że nie będziesz tego później żałować? - jeśli ja byłem w stanie cię zobaczyć, zobaczą cię również inni. Wyprowadził zadawane pytanie półgłosem, równocześnie pozwalając, by własny czar, trzymany dotąd na krótkiej i restrykcyjnej smyczy, ogarnął go, zdobywając posłuch - czyjaś ofiara była jego ofiarą. Mężczyzna, wprost przerażony, odsunął się, początkowo jedynie patrząc się z pełnią krystalicznego przerażenia - dopiero później ruszył pędem przed siebie, omal nie potykając się o krawędź stolika. Uśmiechnął się znacznie szerzej, uginając krawędź ust w czystym, nieposkromionym triumfie - zupełnie, jakby nie był świadomy, że rzeczywista, prawdziwa konfrontacja miała dopiero nadejść.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Przemknął ulicami, jak każdy inny idący tędy wprost do klubu. Jeden po drugim studenciaki i inni chętni na odrobinę magicznej rozrywki wśród szarej codzienności kierowali się w jego drzwi, a Holt razem z nimi. Pulsująca muzyka drgała w sercu, tłocząc krew do wszystkich członków w jej rytmie. Był anonimowy, jak wszyscy ci, którzy przyszli tu pierwszy lub któryś raz, nie rzucając się w oczy, jedynie czerpiąc magię tańca, spotkań i trunków, rozjaśniając szare mgły owiewające umysły.
    Nik nie planował. Nigdy tego nie robił, pozwalając wieczorowi rozwijać się samoistnie, w takim kierunku, w jakim rozwinąć się powinien. Wszedł do środka, obserwując gwarne miejsce, patrząc po galdrach, by w końcu sięgnąć po zamówiony wcześniej napitek. Trunek, choć nie jest mocny, przyjemnie rozgrzewa ciało, krew i zmysły, wyostrzając je i delikatnie naruszając zwyczajowe bariery. To jasne, że potrafi bajerować, potrafi podrywać, ale w miejscu takim ja to, w tłumie tak bardzo pulsujących jego natura chce się wyrwać, jak zawsze zresztą. Wyrwać, zaszaleć, przywabić do siebie innych… Spuścić aurę ze smyczy…
    Zamknął oczy, jakby przez chwilę rozważając, czy naprawdę to zrobić. Byłoby… zabawnie? Nie. To byłoby samobójstwo i szaleństwo, a aż tak źle z nim nie było. Otworzył oczy, lekko rozszerzonymi źrenicami mierząc innych, szukając kogoś, kto go zaciekawi, do kogo będzie można podejść… Znalazł. Uśmiechnął się pod nosem, wyławiając z tłumu tego jednego mężczyznę, który wydawał się idealnym na zapoznanie się, a kto wie, może i bardzo ciekawy wieczór. Nie trudno było go oddzielić, zaprowadzić na bok, delikatnie kusząc zmysły, bajerując słowami, dotykiem, kusząc do posunięcia się dalej.
    Że magiczne społeczeństwo nie do końca to akceptuje? Co tam. I tak tu nikt go nie znał. Dotyk na biodrach, fascynacja tamtego… O tak, dokładnie to chciał osiągnąć, tak blisko teleportu, tak blisko miękkiej propozycji chodźmy do ciebie. I nic. Gwałtownym ruchem głowy obrócić się w stronę obcego, który mu przerwał i zmrużył delikatnie oczy. Rola niewinnego przyszła mu bardzo prosto, dlatego też uśmiechnął się, najdoskonalej niewinnie.
    - Bez ryzyka przecież nie ma zabawy. – ręce pozostały na miejscu, póki tamten nie odpalił własnej aury i wtedy Nik zrozumiał. Paniczna ucieczka jego podrywki i ten czar, który w nim samym wzbudził tylko niechęć i podniesione włoski na karku. Tacy sami, a jednak inni, z dwóch końców tego samego kija, nienawiść do siebie mający zapisaną w genetykach. Wykrzywił z gniewem wargi.
    - Mam w zwyczaju żałować jedynie zmarnowanego wieczoru. – powiedział zimno, tłumiąc własną aurę, chowając z wściekłością tę magię, która tak bardzo cieszyła się będąc na wolności. Miał ochotę go udusić, bo teraz, po tej ucieczce, miał marne szanse, by złapać jeszcze kogoś. Nie z nim będącym obok. Cholerny, pierdolony huldrekall. – Aleś z siebie zadowolony. Widzę bardzo chciałbyś, żeby ktoś Ci ten uśmiech starł z twarzy. – złość pojawiła się znikąd, napędzana tym wyrazem triumfu na twarzy obcego. Kojarzył skądś te rysy, gdzieś już go widział, ale nie miał pojęcia, gdzie. Zrobił krok w stronę mężczyzny, mrużąc oczy, lecz tym razem nie w poszukiwaniu podrywki, a tłumionym gniewem, choć nawet przed sobą musiał przyznać, że gdyby nie okoliczności, pewnie miałby go na oku, traktując jako najnowszy sposób na przyjemny wieczór, noc i poranek. Ale prędzej szczeźnie, niż wyrwie huldrekalla. Nie po tak spieprzonym wieczorze.
    - W sumie jedynie, kto tu czegoś będzie żałował, to Ty. – od pożądania do gniewu podobno była cienka linia i w przypadku Niklasa tak właśnie było. Jak łatwo przeszedł od jednego do drugiego, a obiekt złości stał właśnie przed nim.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    W podobnych chwilach ujawniał bolesną prawdę - maska, dotychczas naniesiona starannie, łuszczyła się jak naskórek, zmieniając krajobraz twarzy. Był nadal piękny, chociaż przez jego piękno zaczęła prześwitywać przewrotność zapisana we wszystkich, położonych nieznacznie głębiej architekturach tkanek - chociaż przez osadzone ze zwierzęcą czujnością spojrzenie wydostawał się na wierzch przebłysk czystego zła i chaosu, całej tej potworności, którą starał się z każdym dniem pedantycznie zatajać przed postronnymi. Miał w sobie coś bez wątpienia budzącego niepokój, wyżartą głęboko dziurę, ciemność, jakiej nie było w stanie przełamać palące światło. Jego los był w istocie przesądzony - brudny i niemoralny, o rachitycznym, poskręcanym jak plastelina kręgosłupie. Nawet, jeśli po samej aurze nie mogli być całkowicie pewni co do swoich gatunków, nienawiść, która kleiła się do ich ciał, stała się identycznie przesądzona - naruszył chwilę bliskości, przełamał cudzy, osaczający urok i zdławił nagłe pragnienie pocałunku. Stał teraz pośród ruiny - konfrontując się nieuchronnie z najpewniej młodszym mężczyzną, nienawidząc jego piękna tak samo, jak zawsze nienawidził siebie.
    - Naprawdę? - przymrużył oczy. - Wyjaśnij mi, co straciłem - zaczął dociekać ze sporą szczyptą rozbawienia. Uczynił również krok bliżej, napinając jedynie strunę ich konfliktu - nie wiedział, czego mógł się spodziewać, zaczynał ryzykować zbyt wiele. Nie przejmował się, mimo tego, w żadnym stopniu dystansem zaciśniętym do granic możliwości, podchodzącym do gardła oraz wyszukującym wszystkich newralgicznych punktów.
    - …szansę na poświęcenie mi równie dużo uwagi? - nachylił się oraz zniżył ton głosu z fałszywą poufałością, pozwalając sobie na posłanie w jego kierunku prowokacji. Był śliski - w chwili obecnej mógł przypominać węża, który owija się wokół narastającej sytuacji, obejmując ją swoją, coraz to bardziej natarczywą obecnością. Balansował na pograniczu dwuznaczności, na terytorium, w którym czuł się wprost doskonale, jak w widmie swego żywiołu. Nie użył już więcej aury, będąc świadomym, że w obecności mężczyzny była całkowicie stępiona, jedynie przykuwając nadmierną uwagę pozostałej, postronnej części klienteli. Sam, w porównaniu do dawnych lat, używał swojego czaru o wiele rzadziej oraz z surową oszczędnością - liczył, pokątnie, że wówczas miał większe szanse, by ludzie kochali go najzupełniej prawdziwie i szczerze, nie zniekształcając swoich zmysłów przez panujący urok. Było to oczywiście naiwne - prędzej czy później nie miał zupełnej władzy nad emocjami, całkowicie zajmując cudzą przestrzeń umysłu i miażdżąc mury rozsądku. Prędzej czy później - każdy z nich ulegał zapomnieniu, znikając w przepaści pragnień.
    - Myślisz, że rzeczywiście chciał tego obrotu spraw? - spróbował się na ten moment dowiedzieć. - Wydawał się tak bezbronny. Nie wiedział już, co się dzieje - udawał swoje współczucie dla zupełnie zaślepionej ofiary, tak, jakby sam był święty, jakby nie miał występków trzymanych z zatwardziałością za zębami. Tak, jakby sam był inny, tak, jakby sam postępował o wiele lepiej, był wzorem - godnym do naśladowania.
    Błąd.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Czasem odporność na cudze uroki była szczęściem, bo dzięki temu wiedział dokładnie, co się dzieje i był świadomy, że to wszystko jest prawdziwe. Innym razem? Czystym przekleństwem, bo nie można było go oszukać, nigdy nie dostałby się pod urok huldrekalla, znosząc go swoim własnym.  Gdyby nie to, to kto wie, czy całkiem chętnie nie zakręciłby się wokół obcego. Trzeba było przyznać, że wyglądał klasę albo dwie wyżej niż wyrwany przez niego wcześniej mężczyzna – któremu i tak niczego nie brakowało, jako że Holt nie miał w zwyczaju wyrywać byle kogo. Ale było coś w mężczyźnie, co burzyło krew, wzbudzając niechęć. Nienawiść. Gniew.
    I sam nie był już pewien, czy chodziło o zrujnowany wieczór, czy coś innego. Czy to płynęło od niego samego, czy było zakodowane głęboko pod skórą, idące gdzieś od strony genów jego prawdziwego ojca. Bliskość nie przeszkadzała mu nigdy, teraz natomiast stawała się pretekstem. Poddać się złości. Ukarać seksownego gnoja za to, że kompletnie zrujnował mu wieczór, w którym bardziej niż kiedykolwiek potrzebował kogoś po prostu przelecieć.
    - Nie domyślasz się? – uśmiechnął się bezczelnie, nawet nie zamierzając walczyć ze swoją aurą. Może zamiast seksu obije komuś mordę? To też nie brzmiało źle. Dlatego przechylił się, blisko, bliziutko, nachylając się wprost do jego ucha, korzystając z bardzo małej różnicy wzrostu. – Straciłeś szansę na zachowanie zębów na miejscu. Smutne, prawda? – zadrwił, przyjmując prowokację. Jedni twierdzili, że Holt był niespodziewanie łatwy. Inni? Że wręcz przeciwnie. Ale coś było w huldrekallu, jego genetycznym przeciwniku. Błękitne oczy lśniły, miszmaszem emocji, pulsowały w rytm muzyki chęcią poddania się jej falom, chęciom wbicia pięści w to oblicze. Nie szło nie docenić jego rysów, ale mimo wszystko. Z boku mogli wyglądać dwuznacznie, ale nie obchodziło go to ani teraz ani wcześniej. Chciał zapłaty. Nie precyzował tylko, czym ta zapłata będzie.
    Jednak zamiast ciosu z jego gardła wydobył się czysty śmiech. Szczery i rozbawiony, pełen podziwu dla interpretacji obcego. Przecież sam robił zapewne to samo? Nie łudził się, dwuznaczność wypowiedzi, nagła bliskość… Nik znał te sztuczki, sam je stosował z lubością. Pewnie dlatego się nie odsuwał.
    - Oczywiście, że chciał. Był taki chętny. Taki nieśmiały. Ja tylko pomogłem mu odkryć, czego tak naprawdę chciał, nie sądzisz? Co to za zabawa brać siłą, gdy można mieć chętnych? – siłą w takich wypadkach Nik się akurat brzydził, co innego podstęp. Nie użył aż tyle aury, by skusić całkowicie zapatrzonego w kobiety mężczyzny, jasnym więc było, że przyciągnął kogoś, kto chciał tego tak samo, jak on sam. Odprężyć się. Zapomnieć. Ucieszyć dłonie i oczy.
    - A Ty mi w tym przeszkodziłeś. – zakończył, przesuwając palcami po policzku mężczyzny, by zaraz potem tuż przy jego szczęce zacisnąć dłoń w pięść. Nie uderzył. Jeszcze nie. Czekał. Sam nie wiedział na co. Na dobry moment? Może.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Spoglądał na niego - uważnie, z nienaganną, polerowaną starannie stanowczością - na marginesy ust, na linię żuchwy, na sposób marszczenia brwi i płaskorzeźb grymasów odciśniętych na urokliwej w przypadku oceny innych fizjonomii, spoglądał i nieuchronnie dostrzegał samego siebie, swoje tendencje i wykrzywioną chorobliwym instynktem, zaburzoną moralność, złamaną i nadszarpniętą, splamioną skrzepniętym brudem. Nie wiedział, jak daleko mógł upaść - przeczuwał jednak, że upadł już nieuchronnie, oddając się tymczasowym relacjom, przyjemnościom pulsującym żarliwie pod warstwą membrany skóry. Był słaby - w podobny sposób, w jaki sam dostępował własnej ułomności, słaby w swoich pragnieniach, słaby w niecierpliwości, jakiej jeszcze nikt nie zdołał go oduczyć. Mógłby być huldrekallem, wodzącym na pokuszenie, tworzącym zgubną fantazję wspaniałego kochanka - mógłby, choć przeciwne odczucie tańczyło mu w danej chwili na języku, wzdrygał się, ilekroć tylko pomyślał o nieznajomym mężczyźnie, odnosząc teraz wrażenie, że niechęć, którą do niego żywił może mieć swe korzenie o wiele głębiej niż początkowo podejrzewał.
    Podszyta parsknięciem rozbawienia groźba zakołysała się niebezpiecznie w powietrzu. Domyślał się, nawet wcześniej, że ryzykował wiele, nawet wybuch agresji i spełzające po powłokach, żałosne posiniaczenia - chęć, aby pokrzyżować napotkanemu mężczyźnie plany, była pomimo tego zbyt natarczywa i nieznosząca sprzeciwu. Odległość była niewielka, dystans - twarz naprzeciwko twarzy - mógł tworzyć teraz nieznośne kotłowanie, zakrawać na absolutną, rażącą nieodpowiedniość kryjącą się w przygaszonym, wyblakłym materiale półmroku. Stał jednak wyprostowany, dalej, uparcie grając - to wszystko jest przecież grą, a sami, niczym dzikie zwierzęta patrzą na swoje kły, próbując właśnie ocenić, które z nich są silniejsze, które lepiej się wgryzą, roszarpując tętnicę, które z nich mają szansę wydostać się najzupełniej zwycięsko z zaognionego starcia.
    - Oboje wiemy, że nie był jeszcze gotowy - wyszeptał tuż po przełknięciu trwającej chwili milczenia. Nie spieszył się, nie zrywając ponadto napiętej linii krzyżującego się nieustannie wzroku - wilgotnych zwierciadeł oczu z mapą rozsypanych odłamków zagubionego światła, błędnych ogników połyskujących stadnie na rąbkach wąskich tęczówek, miażdżonych przez rozpulchnioną czerń źrenic. Nie kazał mężczyźnie odejść, jedynie z pomocą aury rozbudził w nim rząd naturalnych, posiadanych rozterek, nic więcej, zaskarbiając uwagę razem z nieproszonym wtargnięciem do obcej, cudzej, zacieśniającej się intymności. Nie użył w całości czaru, którego mglista energia otulała - już od początku - krawędzie jego sylwetki. Był dziś demonem, podsycał spiętrzony zamęt - i czuł się w tym doskonale, nawet pod jawną groźbą, szurającą wyraźnie w czujnej, rozpatrującej scenariusze świadomości.
    - Wygrała w nim dziś niepewność - nie tłumaczył się, zaledwie spokojnym głosem stwierdzając ten jeden fakt, ten jeden fakt i nic więcej. Wieczór był jeszcze młody, noc była świeża i niedraśnięta najmniejszym poświęceniem, mieli dziś dużo czasu nie tylko dla samych siebie, co również dla upatrzonych, poddanych pragnieniom ofiar. Ludzie byli bezbronni - aura odbierała im zmysły, kroiła w płaty rozsądek i uderzała, tworząc zmielony bełkot. Wszyscy pod jej działaniem stawali się identyczni, ogłuszeni, bezbronni w pułapce własnej, żarliwej pożądliwości. Wiedział o tym wspaniale - miał doświadczenie osiadające niechlubnym i pełnym wspomnień ciężarem na jego szczupłych ramionach, ukończył trzydzieści lat choć jego rysy nie chciały zdradzać posiadanego wieku, nauczył się do tej pory sprawować dobrą kontrolę nad atutami swojej genetyki, tak, aby jak najlepiej być w stanie wykorzystać jej potencjał.
    - Wolałem poprzedni dotyk - skarga, naniesiona miękkim półgłosem zrodziła się w odpowiedzi na twarde krawędzie knykci zetknięte z krzywizną jego kości policzkowych. Głupota graniczyła z odwagą, bezwstydność rozlewała się z jego ust z niepohamowaną rozrzutnością - nie szczędził mu lepkich prowokacji, czując już, w jaki sposób powinien obecnie grać. Miał w sobie zbyt wiele dumy, by prosić o przebaczenie, by prosić aby jedynie w danym momencie przestał, miał w sobie zbyt wiele dumy, dlatego posługiwał się elementem zaskoczenia, sprawdzając przy tym reakcje wyzwolone przez nieznajomego, rząd spontanicznych i równie wyrachowanych odpowiedzi, mających stosownie nadejść na każde jego obecne posunięcie.
    - Istnieją lepsze sposoby, by ulżyć swoim emocjom - dokończył, a jego słowa, pozornie ciche, adresowane w dyskretnej poufałości, przebijały się butnie przez kłębowiska odmiennych, roznoszących się dźwięków.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Moralność? A czymże była moralność, jak nie zbiorem zasad, których kazano przestrzegać, a były tylko utrudnieniem życia, w dodatku niepotrzebnym. Holt był młody, choć udawał dużo starszego, ale już wiedział, że moralność była tylko obłudą i zakłamaniem, którą przesiąkli oni wszyscy, a on z nimi. Ślizgał się na tym, poruszał niczym na krętej ścieżce, na której każdy krok mógł być tym ostatnim. I, Odynie, kochał to. Kochał czuć spojrzenia wbite w siebie, choć nie był tak głupi, by spuścić aurę ze smyczy całkowicie. Kochał czuć to pulsowanie, kochał się zapominać, kochał brać i dawać, czuć krew szumiącą w uszach w ciszy pomieszczenia, gdy był tylko on i przyjemność. A teraz? Sukinsyn mu to zabrał, w tak brutalny i bezczelny sposób tłamsząc aurę, której w końcu pozwolono wyjść na zewnątrz. Więc Holt był zły, bo te emocje musiały znaleźć gdzieś ujście. Straciły jedną opcję, więc złapały się drugiej, bo tu aura niczego by nie dała.
    Z rękami skrzyżowanymi na torsie wpatrywał się w oczy obcego, w jego własnych odbijał się ogień gniewu, pragnień i… rozbawienia. Zaczynało go to bawić, ta świadomość, że mógłby bez problemu rozkwasić mu nos, choć potem pewnie nie miałby wstępu do Folkvang. Kusiło upuścić posoki, patrzyć, jak płynie po jasnej skórze… Oj nie, nie był normalny. Był szalony, a aura pulsowała zbyt płytko pod skórą, stłumiona, lecz chcąca się wyrwać.
    - Ale byłby. – odbił piłeczkę niczym wytrawny tenisista, unosząc w górę kącik ust. Oczy obcego przyciągały, bawiły go, intrygowały. Nawet nie zorientował się, kiedy złość zaczęła przygasać, wypierana przez kolejne uczucie – ciekawość. Zwykłą, jakże ludzką ciekawość, a przecież Nik nie był człowiekiem. Nie do końca. Ale po wszystkich wcześniejszych rozterkach dzisiaj był po prostu z tego dumny. Że jest czymś innym, że może przyciągnąć do siebie innych. – Popracowałbym nad nim jeszcze trochę i byłby gotowy. Gdybyś mi nie przerwał. – dodał, z kpiącym spojrzeniem pełnym nieokreślonej emocji, z błękitem oczu przypominającym topiący się lodowiec, chętny pochłonąć na swej drodze wszystko, co się da.
    - I to była Twoja wina. – oskarżenie? Fakt? Prokurator i sędzia w jednym, lecz jeszcze nie kat wykonujący wyrok. – Wszedłeś tu, zachwiałeś emocjami, przeszkodziłeś mi. Spłoszyłeś go, a zaczynał być coraz bardziej chętny. – może skarga, może drwina. Może jednak nie chciał przemodelować tej całkiem ładnej twarzy. Może chciał zobaczyć krew, ale płynącą spod zbyt mocnych ugryzień, a nie ciosu pięścią. Umiał docenić ładną urodę i może trochę szkoda byłoby niszczyć tę konkretną, choć jakby się tak zastanowić, kara być musiała. Należało odkupić winy.
    Śmiech uciekł z jego ust na dźwięk skargi. Brzmiało to tak absurdalnie, że nie sposób było zareagować w jakikolwiek inny sposób. Nik szczerze śmiał się, złość zastąpiło czyste rozbawienie, ale dzięki temu też ostre knykcie zmieniły się w jakże subtelny dotyk palca, gdy zastanawiał się nad następnymi słowami.
    - Każdy by wolał. – w wyrazie droczenia się przesunął palcem po wardze mężczyzny, zaraz potem zabierając jednak dłoń i prostując się. – Ale na to trzeba zasłużyć. Nie ma nic za darmo. I jak rozumiem, chcesz mi te sposoby pokazać. Czemu nie, słucham uważnie. – zadrwił lekko, subtelnie, wplatając w drwinę nutki ciekawości, jakby pytał: i co teraz zrobisz? Złapał jednak za rękaw mężczyzny, prowadząc go bliżej baru, w bardziej odosobnione miejsce tak, by tym razem nikt mu nie przeszkodził.
    - Ale najpierw musisz mi zadośćuczynić za zniszczony wieczór, kochasiu. Zacznijmy od kupienia mi drinka. – zadysponował, a że jednak wolał wiedzieć, komu ewentualnie obije ryja, jeśli coś pójdzie nie tak, przedstawił się. – Nik. – i jak nie on wyciągnął rękę do huldrekalla, choć powinien go trzasnąć. Natura bywa bardzo przewrotna.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Wdech oraz wydech. Uśmiech. Tam, gdzie nie sięga aura, mogą dosięgnąć słowa - pierzchają obecnie z krtani, rozchodząc się po przestrzeni dusznej, niemal intymnej w zmęczonym tańcu półmroku. Osiąga bezpieczny cel, rozbawienie rozwiera pięść zaciśniętą w pobliżu owalu twarzy, bezwstydne, podrygujące prowokacje są niczym szepty podpuszczające do popełnienia złego. Mężczyzna myśli, że dzierży obecnie władzę - mężczyzna jest w wielkim błędzie, nawet, gdy w jego żyłach też szumi dzikość demonów. Obdarza go nietracącym pewności siebie spojrzeniem, sam jest na tyle brudny, splamiony przez cudzy dotyk, że nawet muśnięcia kogoś, kogo najchętniej nazwałby swoim wrogiem, nie budzą w nim większej złości, nie budzą większej odrazy. Chce sprawdzić, na jakim punkcie postanowi poprzestać, na jakim zechce zawrócić, jak nisko zdoła dziś upaść. Mógł się domyślać, czym jest - każdy, najmniejszy kontakt powinien obrzydzać, palić.
    Pozwala mu się prowadzić - moment, w którym spontaniczny, powstały zresztą z-własnej-winy przeciwnik oddala namysł przyprawienia go o boleśną kolekcję obłoków sińców, mógłby stać się okazją na ostatecznie zniknięcie w rozlanym tłumie. Nie chce dłużej przebywać w jego towarzystwie, odczuwa pomimo tego ponurą, wypaczoną satysfakcję, której nie jest w stanie wyjaśnić, tak, jakby wtapiał palce w kleistą i ciemną maź, bawiąc się nią jak chłopiec klęczący w wilgotnej ziemi. Nie spieszy się z odpowiedzią - jest coś płynnego w jego zachowaniu, pełnego wyważenia i gracji, z jakimi nie śmie pozwalać sobie na odstępstwa.
    - Ciekawa z ciebie osoba, Nik - ocenia po pewnej chwili, ściskając wyciągniętą w jego kierunku dłoń. - Możesz mi mówić Einar. Postawię ci drinka przede wszystkim dlatego, że jesteśmy podobni - nie dlatego, że pragnę się przypodobać; nie dlatego, że jestem ci cokolwiek winien; nie dlatego, że bezmyślnie ulegam twojej szybkiej zachciance. Swoją butą i arogancją rozbudzał w nim nieuchronne pokłady sentymentu - nie umiał przestać dostrzegać samego siebie sprzed kilku i więcej lat, o wiele bardziej zagubionego, o wiele silniej pełnego zatracenia, poszukującego kolejnych ofiar wspólnej namiętności o wiele zapalczywiej niż teraz. Nie żałował w najmniejszym stopniu, że zdołał mu przeszkodzić, pokusa, aby roznieść powłokę cudzego czaru stawała się w nim zbyt silna, była zbyt instynktowna, zbyt nagła, aby mógł z powodzeniem zamieść ją na zawsze pod dywan świadomości.  
    - Czy ja cię już nie widziałem? - zapytał nagle - miał ruszyć w kierunku baru, aby zamówić obiecane trunki, jednak gra panujących świateł opadła na twarz rozmówcy, nakreślając wyraźniej rysy i potęgując nieuchronne wrażenie znajomości. Mógł przysiąc, że miał sposobność go ujrzeć, nie mógł być mimo tego pewny, w jakich dokładnie okolicznościach. Wolał zdecydowanie poczekać na odpowiedź, na potwierdzenie lub zaprzeczenie jego nagłych przypuszczeń, którymi na ten moment zapragnął się podzielić. Zatrzymał się naprzeciwko niego, lustrując kompozycję fizjonomii.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Od czasu gali nie był sobą, wiedział to. Jego nastroje zmieniały się niczym w kalejdoskopie, gdy próbował raz a dobrze odreagować wszystko to, co się wydarzyło w teatrze. Za dużo tam było wszystkiego, ostatnie dni w ogóle były o kant tyłka potłuc. A kiedy już znalazł jako taką równowagę, doszedł do ładu ze swoimi pragnieniami, cóż. Pojawił się ten typ, który radośnie rozpieprzył mu tak misternie tkaną sieć. Chciało mu się śmiać, z samego siebie, że tak łatwo pozwolił mu schrzanić swój wieczór, zepsuć jeden z nielicznych momentów, gdy mógł odrzucić wszystko i tak łatwo… zapomnieć.
    Może i nie powinien tak ładnie przejeżdżać palcem po jego twarzy. Ale i tak to robi. Bo może. Bo chce. Bo coś mu się należy, bo jest bezczelny nawet po to, żeby stłumić chcącą się wyrwać aurę, niezadowoloną z tego, że ktoś wszedł i przeszkodził mu w jego planach. Głęboki oddech pozwala w miarę unormować kalejdoskop pomysłów, mniej lub bardziej mądrych, mniej lub bardziej głupich. Może i obiłby mu twarz. Trochę uwolnił tłumiące się pod skórą emocje. Może. Ale coś jest przyciągającego w tym typie, coś, co blokuje ten pomysł, przynajmniej teraz. Unosi w górę kącik ust, gdy jego „przywitanie” zostaje przyjęte.
    - Jeśli tak mówisz. – skoro uważa go za ciekawego, kimże jest Holt, by się z tym kłócić? Byle ta ciekawość nie zaszła za daleko, jak zawsze nie jest zbyt chętny do przyznania się, jakie geny wplotły Norny w jego urodzenie. Tak jest po prostu bezpieczniej, choć pewnie huldrekall i tak wie. Wie, czym jest, pewnie się domyśla, ale póki nie padnie to na głos, Nik może swobodnie udawać, że to się nie stało.
    - Ważne, że postawisz, Einar. I podobni? Z której strony? – unosi brew, wymownie, patrząc uważnie, obserwując, uśmiechając się delikatnie i z namysłem. Nie widzi żadnego podobieństwa do mężczyzny, ale kto wie, a nóż ten go zaraz oświeci? W jakimś sensie Nik na to liczy, wątpiąc, by ktokolwiek i cokolwiek było podobne do niego, jego poszatkowanej psychiki krążącej wśród pragnień, na które do teraz nie umie się zdecydować. Drink jest dobry. Przyjemny. Byłe Einar wybrał coś mocnego, a nie jakieś słodkie świństwo.
    - Być może. – mruży oczy, lustrując mężczyznę wzrokiem. Hmmmm. Faktycznie jego twarz wydaje się być znajoma. Mało towarzyski był przez ostatnie dni, od czasu teatru… Gala jak bumerang wraca do niego wspomnieniami, bombarduje odczuciami i wizjami. Umiejscawia jednak twarz rozmówcy. – Byłeś na ostatnim przedstawieniu Borga. – oznajmia, z lekkim wahaniem, nie będąc pewnym, czy dobrze kombinuje. W klubie, w świetle błyszczących lamp obaj wyglądają inaczej, inaczej też wyglądają bez fraków, bez eleganckiego odzienia, w którym nawiasem mówiąc Nik czuł się jak debil. -Chyba wtrąciłem ci się w rozmowę? – zastanawia się dalej, wracając do samego początku, zanim zaczęło się przedstawienie, zanim magia teatru rozwaliła wszystko, o co tak długo walczył.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Słabość jest przyjemnością - odsłania się, ukazując podgardle, miękkie, oczekujące aby tylko zatopić w nim wierchy zębów, rozchyla pokorne ciało i przylega bezbronnie, przyparta do szorstkiej ściany. Poddaje się, z naturalną, woskowo giętką uległością werdyktowi decyzji, jej słowa są tylko zlepkiem, któremu obcy jest sprzeciw, duma oraz rygory wszystkich, wtrąconych nadrzędnie zasad. Słabość jest przyjemnością - dla niego oraz dla wszystkich podobnych jemu potomków zwodniczych, przewrotnych istot, których krew pozostaje splamiona, zmieszana z aurą demonów. Uwielbia, gdy inni ludzie zrzucają niczym wylinkę powłokę dawnych zahamowań, uwielbia podczas kontaktu znajdować wiotkie i newralgiczne punkty na mapie całokształtu ich odrębności. Uwielbia, gdy koniec końców wszyscy stają się tacy sami, zniszczeni i zdruzgotani od żywych, wartkich impulsów tętniących pod warstwą skóry. Uwielbia im w tym pomagać.
    Wstydził się, mimo tego, całej swojej natury, przeklinał moment narodzin, a w kątach oczu zaległy mu łzy frustracji na myśl o zwierzęcym ogonie, który musiał odcinać, aby rozpaczliwie wpasować się w panujące standardy. Lękał się odrzucenia, dlatego z czystą, rozjątrzoną zazdrością spoglądał na fossegrimów, których artystyczna kariera mogła żyć w zgodnie razem z jawnością ich prawdziwego pochodzenia - ludzie zawsze kochali ich za odrębność, lgnąc do nich tłumie z rozżarzonym, przezierającym na wskroś entuzjazmem. Wolał być jednym z nich, dlatego niekiedy kłamał, gdy ludzie poznający go bliżej pytali o roztaczaną niechybnie mgiełkę uroku i gładkość rysów fizjonomii.
    Zaśmiał się - podobnie jak wcześniej spontaniczny przeciwnik-rozmówca, szczerze, wesoło, w krótkim niewybrednym odruchu i jednocześnie częściowej odpowiedzi na zarzuconą wątpliwość.
    - Powiedzmy, że przypominasz mi - zaczął - o przeszłości. Mojej przeszłości, jeśli mam mówić precyzyjniej - wyznał, przekrzywiając nieznacznie głowę w figlarnym przejawie rozbawienia. Zastanowił się przez kilka okruchów chwil, gdzie rzeczywiście mógł zobaczyć mężczyznę, jego podpowiedź istotnie dała mu do myślenia, przypomniał sobie wtrącenie podczas wymieniania pogłosek z Oldenburgiem.
    - Jest to prawdopodobne - odpowiedział cicho, głaszcząc przy tym podbródek. Nie kazał Nikowi dłużej trwać w mdłej zawiesinie wypatrywania złożonej na jego barkach, choć jednocześnie mało obciążającej obietnicy - udał się w stronę lady, aby zamówić trunki, jeden dla siebie i drugi dla swojego towarzysza rozmowy. Zastanawiał się, na ile był w stanie oszukać początkowe domysły, na ile mógł zgubić jego podskórną czujność, instynkt, który bliźniaczo podpowiadał każdemu z nich, że ma do czynienia z wrogiem, na ile mógłby przekonać go, że jest jego sojusznikiem, chociaż nie żywił do niego absolutnie prawdziwej, osłodzonej sympatii - bardziej beznamiętnie wystawiał go na próbę, świadomy, że musi próbować różnych oraz barwnych strategii, aby jedynie przetrwać - gdyby przecież odnosił się z wyostrzoną niechęcią do potomków fossegrimów i niks, dużo wyraźniej i donośniej obecnych w artystycznym świecie, byłby wręcz natychmiast skazany na druzgocące uderzenie porażki.
    - Twoja rekompensata - wybrał pobliski stolik, na którym położył z głuchym dźwiękiem naczynia - napoje zakołysały się lekko i niemal sennie, zamknięte w szklanych uściskach. Usiadł na jednym z krzeseł.  
    - Interesujesz się sztuką? - dopytał, sięgając w jego stronę spojrzeniem, starając się złożyć wszystko, co zauważał, w możliwie spójne spostrzeżenia; ...w końcu fossegrimowie potrafią docenić wszystko, co jest związane z jej pojęciem, czyż nie?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Faktycznie są podobni do siebie, tak bardzo niezadowoleni z tego, z czym przyszli na świat, choć żaden nie powie tego na głos, nie przyzna się na głos do niechęci. A gdyby tak oszukać? Nie zdradzić własnej aury, zamotać mężczyznę? Pewnie bardziej pasowałby na huldrekalla niż fossegrima, przynajmniej we własnym wyobrażeniu. Jego artyzm ograniczał się do ukrytej w kieszeni harmonijki, na galę przyszedł w zasadzie tylko dla Villemo, a muzyka klubowa, wbrew zarzutom, do artystycznej zdaniem Nika się nie zaliczała. Ale serce dobrze biło do rytmu, gdy trafiało się na dobre kluby… A do tego zamiast robić za pożal się boże artystę, on wolał być zielarzem. Botanikiem. Jak zwał tak zwał. I obijać mordy. No chyba jednak nie pasowało to do fossegrima aż tak… Zresztą w bezczelnej złośliwości nazwał sam siebie demonem, z czym się w pełni zgadzał.
    A może jednak jego rozmówca wcale huldrekallem nie był? Zaskakująca nienawiść mogła mieć wiele podłoży. Pozbawił go miłego towarzystwa na wieczór. Przerwał mu emocjonujące zajęcie. A i sam Nik nie był sobą, więc czemu miałby nie okazać tego w ten sposób? Niechęć odrobinę się tępi, ściąga w dół kolce, z którymi nie rozstaje się przez ostatnie dni, wyjąwszy moment polowania na składniki, które zapewniają mu przetrwanie. Nie jest tak bogaty jak możni tego świata, ale ma wystarczająco, by mieć coś co nazywa swoim. Tak długo, jak będzie krył swoją prawdziwą naturę. Jak nikt nie pozna, czym jest tak naprawdę i ile fałszu jest w tym wszystkim, co czuć wokół niego. Że nic z nim nie będzie prawdą, no chyba że zostanie dłużej w towarzystwie Einara. Tak. Dziwny mężczyzna zaczyna go intrygować, przytłumiając chaos kłębiący się w duszy.
    - Mmmmm. To nie brzmi dobrze, skoro moja teraźniejszość przypomina ci twoją przeszłość. – przymyka powieki do połowy, zaczynając cieszyć się z chaosu, wciągnięciem powietrza do płuc w dziwnie naturalny sposób przywracając część swojego dzikiego jestestwa. Tego, kim był, zanim do głowy wlazła mu pewna baba. Dlatego o wiele bardziej wolał teraz rwać facetów. – Nie można rzec, by był to dobry czas. – oczy lśnią delikatną złośliwością, ale w tonie brzmi ciekawość. Taka dzika. Pierwotna. Jakby w zawoalowany sposób chciał zapytać, czym jest jego rozmówca, ale woli nie robić tego publicznie. Zawsze ktoś może podsłuchać.
    Obserwuje go niczym drapieżnik swoją ofiarę, mierzy sylwetkę, zastanawia się nad tym, z kim ma do czynienia. Plan krystalizuje się łatwo, nie wyprze się, czym jest, ale przecież nie musi mówić prawdy. Jakby tak na chwilę zabawić się w demona, którym od dawna się czuł. Demony robią to, czego chcą, nie potrzebują ku temu uczuć. To wyrzuci z głowy tamten wieczór. Wyrzuci z głowy galę.
    - Dziękuję. – mruczy z rozbawieniem, biorąc szklanicę w rękę i upijając łyk mocnego alkoholu. Dobry trunek, dusi poczucie niechęci, poczucie złości. Może tu siedzieć. Może rozmawiać. Tak długo, jak mu się to nie znudzi, jak pójdzie szukać kogoś, kto stanie się jego następną ofiarą. – Nie powiedziałbym, że się interesuję. Ot byłem ciekawy, co Borg wymyślił. Jestem botanikiem. – kłamstwa zaprawione prawdą, takie są najlepsze. Nie musi przecież mówić wszystkiego. Nie musi się zdradzać, wystarczy to, co teraz czuje. – Czyżbyś próbował spytać, czy nie mam ogona? – szepcze ukradkiem, nachylając się do Einara, przyglądając mu się, szukając odpowiedzi. – Czyżby tobie sztuka była czymś bliskim? – zaciekawia się. Drugi fossegrim? To byłoby interesujące, nawet bardzo.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Emocje, które odczuwał, nigdy nie były proste - przypominały raczej całkowicie bezładne, rozrzucone fragmenty układanki, zniszczony, ostygły szkielet pordzewiałego placu zabaw, puste żebra drabinek i osowiałe, szarpane wiatrem huśtawki. Nie wypełniły się, odkąd sięgał pamięcią, donośnym, dziecięcym śmiechem, prędzej obłąkanym rechotem, od którego pogłosu ściskała go nieprzyjemnie przepona i rozdrażnione płuca. Dzisiaj, w spojrzeniu w zasadzie-nieznajomego dostrzegał samego siebie, dostrzegał zło rozświetlone w nim zabrudzoną i schorowaną iskrą na oprawie tęczówek. Dostrzegał ponurą prawdę, dostrzegał widmo natury, która jak wściekłe, nieoswojone zwierzę dusiła się, poszukując furiacko błogiej drogi ucieczki. Wszyscy byli podobni, zrozumiał to przy Villemo, pogardzał w związku z tym napotkanym mężczyzną, tak jak pogardzał sobą. Na zawsze, nieuchronnie samotni. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość - żadne nie były dobre, wszystkie, tak samo butwiejące, zepsute do szpiku kości, gnijące jak oni sami. Chce z niego wydobyć więcej - więcej jego gangreny, więcej przeklętej siły, która obróci się zamaszyście przeciwko swojemu stwórcy. Jak bardzo pogardzał sobą? jak bardzo się nienawidził?
    - A jednak - czerwień ust naprężyła się w delikatnym uśmiechu, nie budził mimo tego sympatii, prędzej wzniecał niepokój - zdarza mi się czasami popaść w sentymentalność. Na całe szczęście to nieszkodliwa cecha - odpowiedział niewinnie. Wspomnienia powracały do niego, jednak wracały rzadko - nie znał i nie pamiętał większości twarzy, których imiona szeptał wcześniej w półmroku, na których skórę składał treść przyrzekanych, pęczniejących obietnic.
    Nie musiał używać aury, aby być w pełni sobą - tak samo jego rozmówca. Całość stanowi grę, pojedynek, szermierkę słów oraz gestów, które dla innych mogły mieć całkowicie odmienne i przyziemne znaczenie. Mierzą siebie nawzajem jak dwa, warczące stworzenia, stroszące kosmyki futra na sztywniejącym karku. W tej walce nie ma zwycięzcy, choć absurdalnie próbują go wytypować.
    - Nie.
    Zagnieżdża się na początku - Nik zwraca się w jego stronę, a on naturalnie przechyla się w odpowiedzi, zupełnie, jakby pragnął wyjawić mu poufały sekret. Stłamszony, niewielki dystans czuć wonią alkoholu, wypalanych zbyt licznie w klubie papierosów i cudzym ciałem pachnącym intensywną arogancją.
    - To byłoby zbyt banalne - dodaje z niewielką nutą rozbawienia. Nie, nie zapyta go wprost o zwierzęcy ogon, nie zapyta w ten sposób, nawet, gdyby chciał wiedzieć, chciał mieć podane na wyciągniętym talerzu, z potomkiem jakich istot miał obecnie do czynienia. Niewiedza go irytuje, chociaż instynkty, niechętne, by tolerować dłużej naniesioną obecność, nakazują mu odejść.
    - Prędzej zapytałbym, czy wiedziałbyś, co uczynić, gdybym zaprosił cię chwilę później do siebie.
    Szept, który właśnie kieruje, jest chytrym, wymierzonym kolejno ciosem przewrotności. Odzywa się w taki sposób, w jaki zazwyczaj mówią do niego inni, nie dostrzegając nic więcej poza najprostszą fizycznością pożerającą tkanki ich zdrowego rozsądku. Huldry i huldrekalle byli skazani, by pokutować wśród stwierdzeń o swojej niemoralności oraz niezaspokojonym wyuzdaniu, przed którymi bezustannie przestrzegano. Później znów się oddala, nie tęskniąc za zawężoną pomiędzy nimi odległością. Domyśla się, że Nik nie wyznaje mu prawdy - skoro nie ciekawiła go sztuka, dlaczego miała zajmować go wizja Borga? Dlaczego zwrócił uwagę na nazwisko reżysera, zazwyczaj rozrzutnie pomijane przez przypadkowych odbiorców?
    - Jestem malarzem - wyjaśnia mu zgodnie z prawdą. W tej kwestii sam nigdy nie miał nic do ukrycia, wręcz przeciwnie, wolał, gdy ludzie widzieli w nim tylko-aż twórcę. Skupiony na samej sztuce, czuł się lepszą osobą, pozbawioną swoich wad oraz obaw.
    - Może kiedyś natrafisz na którąś z moich wystaw.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Samotność… znał ją na wylot. Znał każdą jej stronę, każdy zapach i każdy smak. Był od dawna sam, tak długo i okrutnie, że aż przyzwyczaił się do tego, że aż przestało mu to przeszkadzać, gdy potrzebę bliskości właściwą każdej praktycznie istocie realizował na swój sposób. Plącząc się po klubach, wyrywając jednonocne przygody, zaspokajając potrzeby, których do tej pory nie był świadomy, dopóki ktoś nie pokazał mu, że w ogóle je ma. Ale siedząc teraz z Einarem, tocząc tę dziwną dyskusję, mógł swobodnie o tym zapomnieć, swobodnie uznać, że była to jakaś fantasmagoria, że mógł to kompletnie zignorować i nie myśleć o tym. Że mógł być nadal samym sobą, tym wrednym, bezczelnym gnojkiem, który miał wszystko to, czego chciał. I nie potrzebował niczego więcej, może poza bardzo przyjemnie spędzoną dzisiejszą nocą, choć definicja tej przyjemności była dosyć płynna, zależna od aktualnej chwili.
    - Sentymentalność jednak bywa szkodliwa. Czasem. – odpowiada z lekką kpiną, mrużąc oczy i w ogóle nie przejmując się tym, że jego rozmówca wzbudza niepokój. O tak, teraz jest w domu. Teraz mierzy się z tym, co zna, balansuje na znajomej granicy i jest tym zachwycony. – Sentymentalność ma w zwyczaju prowokować głupie myśli, zwłaszcza takie, które każą wracać myślami do tego, co nie wróci, zamiast czerpać garściami to, co jest tu i teraz. Nie pozwala iść do przodu, każąc oglądać się w tył. A po co to komu. – z kpiną w głosie unosi szklankę z alkoholem w wyrazie jakiegoś dzikiego toastu, odrzucającego niepotrzebne sentymenty, powrót do dawnych czasów, które nigdy nie wrócą. Nigdy się nie powtórzą. Upija łyk, czując, jak aura wewnątrz się wycisza, nie wymagając już wyjścia na zewnątrz, że tłum nie drażni już instynktów. Może jednak nie obije mu ryja, z wdzięczności za ten spokój, który właśnie odczuwa, zadowolony z gry między nimi.
    A więc… nie. Śmieje się cicho na tę odpowiedź, w ogóle nie zaskoczony nią. To byłoby za łatwe. Za szybkie. Przerwałoby tę zabawną grę, która zaczyna objawiać swoje zasady, choć zapewne żaden z nich jeszcze ich nie odkrył. Ale i tak jest dobrze, zwłaszcza, gdy pada kolejny komentarz. Nik się z nim zgadza, dlatego kiwa bezczelnie głową i przepija do Einara, ciekaw, co ten wymyśli dalej. W sumie pewnie nawet by się nie obraził, gdyby sam miał ogon. Dobrze by mu było jako huldrekallowi. Wszystko takie samo, ale przynajmniej miałby pełną świadomość, za co skierowano ku niemu taką niechęć. Lepsze możliwości działania tam, gdzie działać lubił. Był zepsuty do szpiku kości i zamierzał popsuć się jeszcze bardziej. O tak, chciał tego. Potrzebował. Z egoistycznych pobudek chronienia siebie samego, bo choć zawsze twierdził inaczej, niespecjalnie spieszyło mu do wyprawy do świata dusz potępionych, bo tam trafiłby na pewno.
    Uśmiech poszerza się na jego twarzy. Czy by wiedział? Oczywiście, że tak. I nie może powiedzieć, że taki pomysł byłby mu niemiły, nawet wręcz przeciwnie, całkiem chętnie przystałby na taką propozycję.
    - Oczywiście, że tak. Zacząłbym od dopicia alkoholu. – mruczy z tym charakterystycznym błyskiem w oczach, bez najmniejszej żenady przejeżdżając wzrokiem po całej sylwetce Einara. – A potem stwierdził, że po co czekać. – może by tak zrobił, może. Myśl nawet nie jest taka niemiła, chociaż doskonale wie, że to wcale nie jest propozycja. Ot taniec między faktami i domysłami, balans na cienkiej linie nieznajomości i rozpoznania. Kręcą się wokół siebie, próbując poznać odpowiedzi na pytania, których jednak nie zadaje żaden z nich.
    - Artysta. – smakuje powoli to słowo i kiwa głową, bo może faktycznie kiedyś przyjdzie obejrzeć jego wystawę. Artysta malarz pasowałby nawet do fossegrima, czyżby aż tak się pomylił? Może, nie jest już niczego pewny, ale i tak nie zamierza ruszać się z miejsca. – Lubisz swoją pracę? – pyta swobodnie, odpijając kolejny łyk, patrząc z ciekawością na mężczyznę, szukając potwierdzenia lub zaprzeczenia swoich domysłów.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Wstyd przypominał jego zwierzęcy ogon - udawał, że nie istnieje, odrzucał jego obecność zgniatając go paroksyzmem krnąbrnego łuku uśmiechu, on zawsze jednak powracał, nawiedzał go natarczywie w momentach głuchej samotności, przymykał uścisk na karku, wpijając fantomowy rój palców o wiele silniej niż zaciskały się na nim cudze, odwiecznie łapczywe dłonie. Lubił uważać, że nie zna poczucia wstydu, spełniając bez zawahania niemal każde życzenie wypowiedziane pod presją dusznej, nachodzącej bliskości, pozwalał sobie na ciche, rozmiękczone westchnienia, gdy cudzy dotyk osuwał się po wrażliwym ciele, niżej i jeszcze niżej, szukając dla siebie celu. W głębi własnego wnętrza czuł się niezmiennie brudny, odrzucał fragmenty wspomnień rozsypane na płótnie świadomości jak ostre kawałki szkła kaleczące przy każdym, najmniejszym, wdrażanym ruchu. Nie umiał zdławić wrażenia, że napotkany mężczyzna jest do niego podobny, w podobnym sensie popsuty jak wadliwy rekwizyt ciśnięty w szumiące fale wędrującego tłumu. Wykrywał to podobieństwo, nie mogąc jednocześnie go bezpośrednio nazwać - możliwe, że zauważał je, majaczące na dnie rozszerzonych pod wpływem półmroku źrenic, dosięgał jego pierwiastka, kiedy bezpruderyjnie oceniał jego sylwetkę. Przysparzał mu w związku z tym trudności - pomimo jadu niechęci nie przypominał mu kilku znanych fossegrimów, wyniosłych i pełnych szlachetności, których jeszcze jako naiwny, kilkuletni chłopiec podziwiał na kolorowych plakatach wywieszonych pod filharmonią rodzinnego miasta. Wzdrygał się przed poznaniem go odrobinę lepiej niż dotychczas, pozostając rozdarty - nie zamierzał mieć z mężczyzną zbyt wiele do czynienia, choć równocześnie nie był w stanie go zostawić. Przypominał zagadkę, zagadkę przepełnioną poszukiwaniem ulotności, niezdolną do banalnego przewidzenia.
    - Lubię to mało powiedziane - nie kazał mu długo czekać na odpowiedź - a każde inne określenie jest dla mnie zbyt górnolotne - pozwolił sobie na szczerość. Malarstwo stanowiło fundament jego życia, nie tylko sam pospolity sposób na zarobek. Nosił w sobie potrzebę do tworzenia obrazów, a przedstawiany jako artysta odczuwał błogą, choć przepełnioną kłamstwę akceptację. Tworzyła ona atrapę - pragnął za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia, za cenę bólu i własnej krwi ściekającej po skórze, być przyjętym przez galdrów. Pragnął, aby ludzie dostrzegali w nim więcej niż demoniczną aurę, garnął się do nich, choć wiedział, że gdyby wyznał im prawdę, jego kariera zostałaby przekreślona w jednym porywie chwili.
    - Sam musisz wyciągnąć wnioski.
    Nie był w stanie opisać swojej całej relacji posiadanej ze sztuką, Nik musiał sam się domyślić o jej niepodważalnej, niezbitej istotności. O wiele więcej byłby w stanie zrozumieć, gdyby zobaczył jego dzieła, jego portrety oraz skupienie, z jakim stał naprzeciwko płótna, które wypełniał wizją. Alkohol zaczął się kurczyć, dopił kolejny, odrobinę słodkawy łyk trunku, obdarzając swojego rozmówcę spojrzeniem. Był pełny zaciekawienia.
    - Mówiłeś, że jesteś botanikiem - przypomniał - mam więc dla ciebie propozycję.
    Spontaniczną, kapryśną jak cała jego osobowość. W jednej chwili pojawiła się ona w jego głowie. Spoglądając na Villemo, nie był w stanie rozdzielić jej osoby od więzi, jaką miała z naturą, zwłaszcza z pejzażami rozciągającymi malowniczy widok na jezioro. Wierzył, że dzięki temu zdoła go lepiej poznać, lepiej ocenić to kim właściwie jest. Nie był w stanie powstrzymać się przed pokusą, ugiąć się oraz uciec pod presją stworzonego spotkania, tak samo jak nie był w stanie go błagać, aby nie zadał ciosu, kiedy planował zemstę za zdruzgotany wieczór.
    - Pokaż mi jedno z miejsc w okolicach Midgardu, które uważasz za szczególnie wyjątkowe - wniósł półgłosem swoją prośbę. - Chętnie spędzam czas wśród natury, a pogoda nas ostatnio rozpieszcza - wszystko bez zobowiązań, bez bezpośrednich pytań. Nurtowało go, w jaki sposób zachowa się teraz Nik, czy podejmie wyzwanie, jakie mu oferował, czy postanowi jedynie odejść od drewnianego stolika rzucić się w paszczę sali, szukając kolejnych osób, wokół których owinie nici swojego czaru, podsycając przy tym ich silne, rozpalone przejęcie.
    - Będzie mi bardzo przykro, jeśli teraz odmówisz - dodał nieznacznie ciszej, kwitując wszystko, co zawarł, w prowokującej, wymownej żartobliwości. - Mnie się rzadko odmawia. Nie jestem przyzwyczajony.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Tacy sami, można by rzec, a jednak stała między nimi ściana złożona z różnic tych widocznych na pierwszy rzut oka i tych, które były tam zagrzebane, gdzieś głęboko, poniżej ich wszystkich, ukryte we wnętrzach i hamowane z całych sił, by nigdy nie ujrzały światła dziennego. Podobieństwa były prostsze do dostrzeżenia, falujące po wierzchu jestestwa, ujawniające się w spojrzeniu, zachowaniu… Zachowaniu, w którym nie było śladu wyniosłości, bo Nik nie patrzył na innych z góry. No, może czasem patrzył, ale nie z poczucia bycia lepszym, a z poczucia bycia mądrzejszym, gdy obserwował durni prowokujących jego okazjonalnych pracodawców. Na durni zawsze patrzył z góry, gdy bezsprzecznie udowodnili swą głupotę, ale przecież nie trafił na durnia. Zresztą siedząc w barze, pijąc swojego drinka i rozmawiając z Einarem był częścią tego miejsca, był taki sam jak oni wszyscy, ani lepszy ani gorszy, po prostu swój. Zaintrygowany poznanym mężczyzną tak, jakby poznał nowy gatunek rośliny, który chciał zbadać, chciał sprawdzić, chciał… pomacać. Rozebrać na części pierwsze… Einar był taką rośliną. Zupełnie nowym gatunkiem, którego jeszcze nie znał, a chciał poznać. Nawet jeśli ta niechęć gdzieś tam była, iskrzyła się we wnętrzu, wygrywała ciekawość i jakiś dziwny spokój, że te emocje też są prawdziwe. Wszystko co, co uświadomił sobie w rozmowie z Villemo. To było prawdziwe. Całkiem prawdziwe.
    - Mmmmmm. – zgodził się niskim, głębokim pomrukiem. To brzmiało jak jego własna relacja z muzyką. Nie lubił jej, ale nią żył. Była częścią jego do tego stopnia, że potrafił dostrzec ją w z pozoru błahych momentach, usłyszeć tam, gdzie nikt inny nie słyszał. W powiewie wiatru, w szumie liści, w szemraniu strumienia… Usłyszeć i dopasować się, jednocześnie komponując własną melodię, wplatając ją w otoczenie, gdy miał taką ochotę. Rzadko coś tworzył. Rzadko komponował, w pewnym sensie nie mając na to czasu, zwłaszcza gdy do dyspozycji miał jedynie starą, nieco wysłużoną harmonijkę. Ale jednak stając w ciszy potrafił dorzucić do niej muzykę, to właśnie nią wyrażał siebie, swoje emocje – zwłaszcza te nienazwane – i odreagowywał to, czego w żaden inny sposób odreagować nie umiał. W niej znajdował siebie.
    I coś mu mówiło, jakiś przebłysk może empatii, może szóstego zmysłu, jakaś nić łącząca jego z malarzem – że Einar czuł dokładnie to samo, gdy przelewał siebie na płótno. Że to był ten sam rodzaj relacji, a to znaczyło, że byli podobni bardziej, niż mogli kiedykolwiek przypuszczać, niż mogli przyznać nawet i we własnych głowach. Tacy sami, a ściana między nimi. Wyciągnął wnioski, w milczeniu słuchając, w milczeniu łapiąc powiązania – zakrywając je powolnym wypijaniem kropli alkoholu, szumiącego gdzieś w głębi trzewi, jednak niedostatecznie, by nazwać go pijanym.
    - Owszem, jestem. Z trudnodostępnych miejsc przynoszę to, co potem sprzedaję. – kącik ust mu drga, gdy przekrzywia głowę słysząc o propozycji. Jakby wprost pytał „jakaż to propozycja?”. Dług przerwanego wieczoru zdążył się, tak normalnie w rozmowie i postawionym drinku. Nie ten facet to inny, Nik nie żałuje już tego aż tak, teraz nieco zadowolony nawet z przerywnika i poznania jakże ciekawego stworzenia.
    - Teraz? – pytanie jest proste, tak swobodne w swym wydźwięku, ale jednak zabarwione ciekawością i jakby wahaniem, gdy zastanawia się nad czymś. O dziwo jednak nie zastanawia się nad prośbą. W jego głowie natychmiast pojawia się takie miejsce, zupełnie inne od wszystkich, może i nie jest zbyt bogate w ingrediencje, poza mandragorą chyba nie ma tam nic ciekawego, ale szept roślin, szum wiatru sprawiają, że kocha tam przychodzić.
    - Jest takie jedno miejsce. – mówi w końcu, z lekkim wahaniem, przymykając oczy. – Nieczęsto uczęszczane. Jak bardzo chcesz, mogę ci je pokazać. – macha ręką w kwestii odmawiania czy nie. Tak normalnie by odmówił, ale to nie są normalne okoliczności. On nie jest normalny. I jest może nawet zbyt ciekawy tego, co z tego wyjdzie.
    Dopija swój alkohol, w pełni świadom, że robi się ciemno. Chodzenie po zmroku jest najlepsze, wtedy natura jest sobą tak samo, jak i on sam. Dlatego decyduje się pokazać Einarowi swoje miejsce – fiord szeptów. Okolica, która nie potrzebuje muzyki, bo sama nią jest.

    Nik i Einar z tematu


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.