:: Midgard :: Stare Miasto :: Mieszkania :: Vivian i Karl Sørensen
Salon z biblioteczką
3 posters
Mistrz Gry
Salon z biblioteczką Pią 26 Lis - 12:54
Salon z biblioteczką
Kim byłby pisarz bez kolekcji książek? Ano właśnie, dlatego też Karl posiada całkiem pokaźną kolekcję. Ustawione na regałach zajmują sporą część miejsca w salonie. Samo pomieszczenie jest eleganckie, ale i skromne. Wygodna kanapa i stolik z kilkoma krzesłami zajmują resztę miejsca.
Einar Halvorsen
Re: Salon z biblioteczką Czw 11 Kwi - 21:23
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
02.06.2001
Listy były bezpieczne, listy tworzyły azyl. Pnącza ściemniałych łodyg atramentu wsiąkały w podwaliny papieru, rozrastając się w bujne, zagęszczone dyskusje, historie, które mrowiły w czubki opuszków palców, zsuwając się po kolejnych, dostępnych stopniach rozprowadzanych akapitów. Na łamach korespondencji przekazywali sobie zaskakująco wiele, choć nigdy wystarczająco - nie, to nie mogło wystarczyć, a dystans, naniesiony pomiędzy nimi grubymi kłębami waty, skutecznie izolował prawdziwe dźwięki emocji, gasząc je w przytępione, mało wyraźne echo. Dzielili się przeżyciami z ostrożnością, od kilku tygodni nigdy nie zatrzymując się nieopodal siebie twarzą w twarz, spojrzenie przy spojrzeniu krzyżujące się z nieukrytym, połyskującym zainteresowaniem. Z przyjemnością wczytywał się, jak Vivian systematycznie, na nowo powracała do swojej dawnej rutyny, do pracy w sklepie i złotniczego rzemieślnictwa. Cieszyły go zawsze wzmianki o jej dobrym nastroju, był w zupełności świadomy, jak wiele starań kosztowało ją pozornie banalne wdrożenie się do wcześniejszych nawyków codzienności. Dzisiaj, kiedy miał ją odwiedzić, powinien czuć również radość, powinien, chociaż nieprzyjemne obawy ugrzęzły mu pod żebrami jak ciężki, spęczniały guz. Jej wcześniejsza niepewność, ich ostatnie spotkanie odcisnęły na nim wyraźną, źle zagojoną bliznę rwącego dyskomfortem piętna. Bał się przede wszystkim siebie, samego siebie, bał się, że gdyby nie jego własna, demoniczna aura, odrzuciłaby go już dawno, o wiele łatwiej niż ostatnio, powierzając z niezachwianą pewnością - i słusznie - swoje serce zupełnie innemu mężczyźnie. Jedna, niewielka część zakamarków umysłu była sfrustrowana i zazdrosna, że nie mógł do niej powrócić, że nie był w stanie ponownie poczuć jej obecności w sposób, w jaki chciałby ją czuć, druga, zupełnie pogodzona z losem, pokorna, przyjęła, że zachowanie granic będzie najlepszym wyjściem. Nie miał zamiaru przekraczać ich ponownie, nie z własnej inicjatywy, nie, gdy paraliżował go strach o kłamstwie, że Vivian darzy go sympatią jedynie przez podatną uległość powodowaną przez roztaczany, charyzmatyczny czar. Nienawidził samego siebie za to, że nigdy nie miał odwagi jej powiedzieć o chociaż części sekretu dotyczącego jego pochodzenia oraz wyjaśniającej to, dlaczego tak na niego reaguje. Odczuwał strach, ponadto, że jeszcze jeden podobny wybryk sprawiłby, że Vivian zaczynałaby się domyślać posiadanej przez niego genetyki. Ich sama w sobie relacja była teraz dla niego bezwzględnym priorytetem. Nie chciał, aby go odrzuciła. Nie chciał, aby zaczęła odczuwać przed nim lęk.
- Domyślałem się, że będziesz na ponownym otwarciu Nationaltheatret - zgniótł rozterki natychmiast pomiędzy krawędziami zębów. Podwinął wargi w uśmiechu, który rozpłynął się po jego twarzy z niewymuszoną lekkością w momencie, kiedy pojawił się w progach jej mieszkania. Pojawił się razem z drobnym upominkiem będącym jej ulubionym alkoholem, decydując się podtrzymywać ich wcześniejszą tradycję. Znajomy, stanowczo zbyt znajomy wystrój przywoływał wspomnienia, które wkradały się nieproszoną chmarą pomiędzy ogłuszone skronie. Nie wydawał się w żaden sposób rozgoryczony, że nie spędzili ze sobą więcej czasu na Teatralnej Gali. Znał doskonale reguły prowadzonej gry w osaczeniu przez wścibskich dziennikarzy oraz inne, postronne oczy i uszy. Zastanawiał się jedynie, czy mężczyzna, w którego towarzystwie się pojawiła, nie był tym, którego obdarzała uczuciem i który ją uratował. Nie kontynuował tego rozważania, kwitując, że najzwyczajniej w świecie nie miało to dla niego znaczenia, wręcz nie powinno go obecnie obchodzić.
- Czy spodobało ci się przedstawienie? - dopytał, zaciekawiony jej opinią. - Przez pewien czas było głośno o premierze spektaklu - był zaskoczony swobodnością, z jaką zawsze rozmawiał na nadmieniany temat. Uznawał przed samym sobą, że Villemo jest zakończonym rozdziałem, błędem, z którego zdołał wyciągnąć odpowiednie wnioski - wszystkie jej szkice i portrety, jakie dotąd sporządził, pożarł żarłoczny ogień. Poruszał się po zagadnieniach związanych z całością wydarzenia bez najmniejszego dysonansu, jak do tej pory skutecznie odgradzając sztukę od osoby, która tworzyła grono jej utalentowanych wykonawców.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: Salon z biblioteczką Pią 12 Kwi - 14:55
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Listy były bezpieczne, w listach mogła przekazać jedynie to, co chciała, bez możliwości analizy jej mimiki czy mowy ciała. Dzieliła się w nich w większości dobrymi spostrzeżeniami, pisała o swojej codzienności w barwnym charakterze, pomijając mroczniejsze szczegóły. A prawda była taka, że wcale nie było z nią dobrze. Starała się funkcjonować normalnie, ale gala, a właściwie jej następstwa, odcisnęły się piętnem - trwanie w zawieszeniu przynosiło jedynie przygnębienie i nie do końca potrafiła sobie poradzić, jakby to jedno wydarzenie wyzwoliło mroczne wspomnienia, czające się w ukryciu. Listy stały się więc przyjemną odskocznią, akcentem normalności, w których dzieliła się przeżyciami z entuzjazmem, którego na żywo jej brakowało. Z zaciekawieniem czytała o codzienności mężczyzny, chętnie wdawała się w dyskusje o sztuce i pracy, co przypomniało jej początki ich znajomości, te przyjemne dreszcze na plecach za każdym razem, gdy dostawała od niego list. Ze zniecierpliwieniem pochłaniała schludnie zapisane słowa, niemal od razu kreśląc swoją odpowiedź. Teraz była bardziej powściągliwa, stonowana, jakby bała się popełnić błąd w interpretacji; a może zwyczajnie nie chciała siadać do listów z paskudnym nastrojem, który wpłynąłby na odpowiedź.
Wystosowane zaproszenie było wyrazem tęsknoty, ale też pewnym zdecydowaniem, by poznać odpowiedzi na nurtujące kwestie, które w listach skrupulatnie omijali. Nie miała określonego planu, łaknęła tylko jego towarzystwa, brakowało jej bliskości, ale gdzieś głębiej chciała po prostu szczerości i miała nadzieję, że ten wieczór przyniesie im pewnego rodzaju oczyszczenie.
Widząc go w progu, jej twarz rozpromieniła się, a przepuszczając go w drzwiach, przywitała się delikatnym muśnięciem męskiego policzka. Jego obecność wypełniła pokój i ogarnął ją spokój. Z zadowoleniem przyjęła alkohol, bo choć ostatnio unikała picia, by nie ryzykować niepożądanych skutków ubocznych po zmieszaniu z lekami, tak ostatnie dni odstawiła je, by pozwolić sobie czuć pełnię emocji. Znieczulanie się tabletkami było wygodne, ale musiała na nowo nauczyć się przeżywać także te złe emocje, które potencjalnie mogły wyzwalać wszystko, co najgorsze. Teraz mogła znów chłonąć jego obecność, nieświadomie poruszając się wokół jego orbity, nie oddalając się zbyt daleko, by nie stracić przyczepności.
- Dobrze cię widzieć.
Kiwnęła głową. Jej obecność na otwarciu Nationaltheatret była wręcz wymagana, nie tylko przez rodziców i dziadka, ale również przez upierdliwych dziennikarzy, którzy powoli zaczynali dostrzegać jej zniknięcie z przestrzeni publicznej. Nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, szczególnie że do pełni zdrowia jeszcze wiele brakowało. Niemniej wypadła chyba nie najgorzej, wzięła odpowiednią dawkę leków uspokajających - wystarczająco, by ją wyciszyły, ale nie ogłupiły i nie spowolniły przesadnie reakcji. Starała się emanować dawnym blaskiem w nadziei, że nikt nie domyśli się prawdy.
- A ja wiedziałam, że i ty nie przegapisz takiej okazji - odwzajemniła uśmiech, w końcu sztuka nie kończyła się na malarstwie, była na tyle rozległa, by można było przebierać w środkach. Otwarcie Nationaltheatret było głośne, przybyli nie tylko ludzie interesujący się teatrem, ale także ci, którzy chcieli się pokazać. Sama należała do obu grup.
- Czego się napijesz? - zapytała, zanim rozsiedli się na kanapie. Na stoliku kawowym leżały już drobne przekąski, które przygotowała przed jego przyjściem.
- Tak, bardzo mi się podobało. Dobrze się bawiłam - odparła, nie wdając się w szczegóły, by nie przywoływać momentów, w których czuła się przytłoczona, gdy emocje sięgały zenitu, niekoniecznie w tym dobrym znaczeniu. Patrzyła na galę jako całokształt, a tu nie mogła mieć obiekcji, więc chwaliła - nie tylko teraz, ale również w rozmowach z innymi, szczególnie w kontekście głównej aktorki.
- Byłam tam nie tylko ze względu na reprezentacyjne obowiązki, ale dostałam zaproszenie od przyjaciółki, Villemo - stwierdziła, nie biorąc nawet pod uwagę, że mógłby nie wiedzieć, o kogo chodzi. Szczególnie biorąc pod uwagę, jak zasłynęła swoim debiutem. Szczególnie że sam wręczał jej kwiaty. - Ale ty ją znasz, prawda? Zresztą sam wiesz, że kocham sztukę, pod każdą postacią.
Nie mogło jej tam zabraknąć, tak samo jak jego. Ten świat współdzielili w niejednoznaczny sposób, wciąż będąc na przeciwnych biegunach.
Wystosowane zaproszenie było wyrazem tęsknoty, ale też pewnym zdecydowaniem, by poznać odpowiedzi na nurtujące kwestie, które w listach skrupulatnie omijali. Nie miała określonego planu, łaknęła tylko jego towarzystwa, brakowało jej bliskości, ale gdzieś głębiej chciała po prostu szczerości i miała nadzieję, że ten wieczór przyniesie im pewnego rodzaju oczyszczenie.
Widząc go w progu, jej twarz rozpromieniła się, a przepuszczając go w drzwiach, przywitała się delikatnym muśnięciem męskiego policzka. Jego obecność wypełniła pokój i ogarnął ją spokój. Z zadowoleniem przyjęła alkohol, bo choć ostatnio unikała picia, by nie ryzykować niepożądanych skutków ubocznych po zmieszaniu z lekami, tak ostatnie dni odstawiła je, by pozwolić sobie czuć pełnię emocji. Znieczulanie się tabletkami było wygodne, ale musiała na nowo nauczyć się przeżywać także te złe emocje, które potencjalnie mogły wyzwalać wszystko, co najgorsze. Teraz mogła znów chłonąć jego obecność, nieświadomie poruszając się wokół jego orbity, nie oddalając się zbyt daleko, by nie stracić przyczepności.
- Dobrze cię widzieć.
Kiwnęła głową. Jej obecność na otwarciu Nationaltheatret była wręcz wymagana, nie tylko przez rodziców i dziadka, ale również przez upierdliwych dziennikarzy, którzy powoli zaczynali dostrzegać jej zniknięcie z przestrzeni publicznej. Nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, szczególnie że do pełni zdrowia jeszcze wiele brakowało. Niemniej wypadła chyba nie najgorzej, wzięła odpowiednią dawkę leków uspokajających - wystarczająco, by ją wyciszyły, ale nie ogłupiły i nie spowolniły przesadnie reakcji. Starała się emanować dawnym blaskiem w nadziei, że nikt nie domyśli się prawdy.
- A ja wiedziałam, że i ty nie przegapisz takiej okazji - odwzajemniła uśmiech, w końcu sztuka nie kończyła się na malarstwie, była na tyle rozległa, by można było przebierać w środkach. Otwarcie Nationaltheatret było głośne, przybyli nie tylko ludzie interesujący się teatrem, ale także ci, którzy chcieli się pokazać. Sama należała do obu grup.
- Czego się napijesz? - zapytała, zanim rozsiedli się na kanapie. Na stoliku kawowym leżały już drobne przekąski, które przygotowała przed jego przyjściem.
- Tak, bardzo mi się podobało. Dobrze się bawiłam - odparła, nie wdając się w szczegóły, by nie przywoływać momentów, w których czuła się przytłoczona, gdy emocje sięgały zenitu, niekoniecznie w tym dobrym znaczeniu. Patrzyła na galę jako całokształt, a tu nie mogła mieć obiekcji, więc chwaliła - nie tylko teraz, ale również w rozmowach z innymi, szczególnie w kontekście głównej aktorki.
- Byłam tam nie tylko ze względu na reprezentacyjne obowiązki, ale dostałam zaproszenie od przyjaciółki, Villemo - stwierdziła, nie biorąc nawet pod uwagę, że mógłby nie wiedzieć, o kogo chodzi. Szczególnie biorąc pod uwagę, jak zasłynęła swoim debiutem. Szczególnie że sam wręczał jej kwiaty. - Ale ty ją znasz, prawda? Zresztą sam wiesz, że kocham sztukę, pod każdą postacią.
Nie mogło jej tam zabraknąć, tak samo jak jego. Ten świat współdzielili w niejednoznaczny sposób, wciąż będąc na przeciwnych biegunach.
Einar Halvorsen
Re: Salon z biblioteczką Pią 12 Kwi - 21:39
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
W ostatnich dniach - i tygodniach - życie, które prowadził, przypominało ranę. Ranę niesłychanie bolesną, rozkrojoną na skórze jak pogardliwy uśmiech, pokrytą zlepionym brudem. Ranę, która absolutnie broniła się przed gojeniem, podchodząc przypływem ropy wyzierającej z jej krateru. Ciche trzaśnięcie drzwi garderoby Villemo, jej pewność i przekonanie (fałszywe) o wyższości. Słowa, niekiedy zupełnie niepotrzebne, tnące jak naostrzone nożyce przestrzeń i wartę zmysłów. Poczucie, że nazywała go tchórzem ukrytym całkowicie za maskami, gdy czekał na nią jak kundel na swojego właściciela, gdy pokazał jej sekret, swój największy, dotyczący dowodów jego demonicznego pochodzenia. Wspomnienia, rozszalałe pod łupiną jego czaszki, napełniały go bezustannym niesmakiem i pęczniały dotkliwym guzem pociągającym za obolały żołądek. Możliwe, że Villemo miała po części rację, chociaż nie w swoim przypadku. Za każdym razem, gdy tylko widział się z Vivian, czuł, że nie dysponował żadnym, odmiennym wyjściem. Nie mógł jej mówić o tym, jak odbiegał od pozostałych ludzi, nawet, gdy mogła podświadomie przeczuwać to, jak na niego reagowała, to, jak przyciągał za każdym razem spojrzenia i rozniecał uśmiechy. Wielu mężczyzn było przecież przystojnych, ale niewielu emanowało aurą w podobny do niego sposób.
- Wystarczy sama herbata - odpowiedział bez większego przejęcia. Był skłonny się dostosować, o wiele większym zainteresowaniem obdarzał samą Vivian, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo brakowało mu jej towarzystwa, w formie, jakiej nie mogły zrekompensować mu żadne napisane listy. Jej bliskość kaleczyła go obawami, nakazując ostrożność, choć z drugiej strony przynosiła mu w pełni czysty, serdeczny rodzaj przyjemności. Zajął miejsce na kanapie - i wkrótce później przeszli płynnie do dyskusji o ponownym, uroczystym otwarciu teatru. W jej pytaniu o Villemo nie dostrzegał nic złego, poza samą pospolitą ciekawością. Był w stanie jej na to odpowiedzieć bez większego przejęcia, czując jedynie uderzenie pustki i przekonanie, które powstało w nim po skończeniu, jak wierzył, ich znajomości. Miał się skupić na sobie. Tylko na samym sobie, dotychczas beznadziejnie rozbitym w tragizmie swojej natury i niepewnego istnienia. Musiał lepiej przyjmować, kim (czym?) rzeczywiście jest. - Kojarzę ją jeszcze z czasów, gdy pracowała jako kustoszka w galerii u Olafa Wahlberga - pokiwał głową, odpowiadając Vivian zgodnie z prawdą. - Miała udany debiut. W pełni zasłużyła na entuzjazm podzielany przez widownię - podsumował. Spoglądanie na Villemo jedynie przez pryzmat jej aktorstwa było bardzo wygodne. Był w zupełności świadomy jej talentu i nie zamierzał nawet go podważać, pomimo nienawiści do samego siebie za relację, przy jakiej popełnił błąd. Niksa i huldrekall nie mogli przy sobie istnieć. Czy jednak inna kobieta, nieobdarzona podobną genetyką, mogła pozostać dłużej w pobliżu huldrekalla, podatna, niemal całkowicie, na naniesioną obecność jak na słodką toksynę, rozprowadzoną na powierzchni jej ust? Wolał unikać odpowiedzi na podobne pytanie. Bał się jej rezultatu; osądu; podsumowania.
- Wiem, dlatego tym bardziej cieszę się, że do niej powróciłaś - podkreślił. Nawet, gdy ich ostatnie spotkanie zakończyło się rozpętanym mętlikiem, mogli uznawać je za zupełnie udane. Otworzyła się na nowo na twórczość, ponownie, krok po kroku wdzierając się do świata, który nie był jej obcy, a w którym potrzebowała na nowo się odnaleźć. Pomógł jej później zapakować odpowiednio obraz, tak, aby zabrała go bezpiecznie ze sobą.
- …w końcu sztuka stała się też początkiem dla naszej znajomości - przypomniał ściszonym poufale tonem, nachylając się przy tym nieznacznie w jej kierunku. Twarz miał przystrojoną uśmiechem. Gdyby nie sztuka, mogliby nawet nie poznać swoich imion.
- Wystarczy sama herbata - odpowiedział bez większego przejęcia. Był skłonny się dostosować, o wiele większym zainteresowaniem obdarzał samą Vivian, dopiero teraz odczuwając, jak bardzo brakowało mu jej towarzystwa, w formie, jakiej nie mogły zrekompensować mu żadne napisane listy. Jej bliskość kaleczyła go obawami, nakazując ostrożność, choć z drugiej strony przynosiła mu w pełni czysty, serdeczny rodzaj przyjemności. Zajął miejsce na kanapie - i wkrótce później przeszli płynnie do dyskusji o ponownym, uroczystym otwarciu teatru. W jej pytaniu o Villemo nie dostrzegał nic złego, poza samą pospolitą ciekawością. Był w stanie jej na to odpowiedzieć bez większego przejęcia, czując jedynie uderzenie pustki i przekonanie, które powstało w nim po skończeniu, jak wierzył, ich znajomości. Miał się skupić na sobie. Tylko na samym sobie, dotychczas beznadziejnie rozbitym w tragizmie swojej natury i niepewnego istnienia. Musiał lepiej przyjmować, kim (czym?) rzeczywiście jest. - Kojarzę ją jeszcze z czasów, gdy pracowała jako kustoszka w galerii u Olafa Wahlberga - pokiwał głową, odpowiadając Vivian zgodnie z prawdą. - Miała udany debiut. W pełni zasłużyła na entuzjazm podzielany przez widownię - podsumował. Spoglądanie na Villemo jedynie przez pryzmat jej aktorstwa było bardzo wygodne. Był w zupełności świadomy jej talentu i nie zamierzał nawet go podważać, pomimo nienawiści do samego siebie za relację, przy jakiej popełnił błąd. Niksa i huldrekall nie mogli przy sobie istnieć. Czy jednak inna kobieta, nieobdarzona podobną genetyką, mogła pozostać dłużej w pobliżu huldrekalla, podatna, niemal całkowicie, na naniesioną obecność jak na słodką toksynę, rozprowadzoną na powierzchni jej ust? Wolał unikać odpowiedzi na podobne pytanie. Bał się jej rezultatu; osądu; podsumowania.
- Wiem, dlatego tym bardziej cieszę się, że do niej powróciłaś - podkreślił. Nawet, gdy ich ostatnie spotkanie zakończyło się rozpętanym mętlikiem, mogli uznawać je za zupełnie udane. Otworzyła się na nowo na twórczość, ponownie, krok po kroku wdzierając się do świata, który nie był jej obcy, a w którym potrzebowała na nowo się odnaleźć. Pomógł jej później zapakować odpowiednio obraz, tak, aby zabrała go bezpiecznie ze sobą.
- …w końcu sztuka stała się też początkiem dla naszej znajomości - przypomniał ściszonym poufale tonem, nachylając się przy tym nieznacznie w jej kierunku. Twarz miał przystrojoną uśmiechem. Gdyby nie sztuka, mogliby nawet nie poznać swoich imion.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: Salon z biblioteczką Sob 13 Kwi - 23:42
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wyczuwała to podświadomie, gdy tylko przekroczył próg mieszkania, aura, którą roztaczał, miała dziś gorzki posmak, choć sama nie potrafiłaby wskazać, co się zmieniło - czy to ukryty smutek w oczach, czy drobna nerwowość w gestach, maskowana nonszalancją. Skupiona na samej obecności mężczyzny, nie zwracała większej uwagi na znaki, które mogłyby ją jakoś naprowadzić, cieszyła się ze spotkania i chciała myśleć, że i on się cieszył. Bo podświadomie czuła, że coś jest nie tak. Ale łatwiej było to stłumić przyjemniejszymi wrażenia. A przecież to wrażenie nie zaczęło się dzisiaj - od dawna, może od początku czuła gdzieś w głębi siebie tę nuty fałszu; tajemnicę, której nie mogła posmakować, której nie była godna. Być może czuła także to, że nie jest dla niego priorytetem, bazując pewnie bardziej na jego reputacji, niż własnych doświadczeniach. W bezpośrednim kontakcie był bez skazy, oczarował ją nawet przed ich pierwszym spotkaniem, była zachwycona nim, jako artystą. Dopiero później w miarę wzajemnego poznawania się (głównie przez listy, intensywniej przez spotkania), okazało się, że mają wiele wspólnego, że zwyczajnie ciągnie ich do siebie, a to spotkanie było tego dowodem. Pomimo traumatycznego przeżycia kobiety i przerwy w relacji, ich drogi nie odbiegły od siebie na zawsze.
Kiwnęła głową, znikając na chwilę w kuchni, by przygotować dwie herbaty. Czekając, aż zagotuje się woda, przestępowała z nogi na nogę, zniecierpliwiona, by wrócić do jego boku. Jej mózg pracował już na innych obrotach, jakby oderwanie się od niego chociaż na chwilę sprawiało jej fizyczną trudność. Po kilku (dłużących się w nieskończoność) minutach postawiła na stoliku dwa kubki i usiadła obok Einara na kanapie, przywołując na twarz łagodny uśmiech.
- Zgadzam się. Myślałam, że znacie się lepiej, widziałam jak rozmawialiście - rzuciła luźno, bo przecież nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jak inni podszedł pogratulować, a też nie mogła wtedy bezkarnie wpatrywać się w jedną osobę, bez wzbudzenia podejrzeń. Nie, żeby mogła rościć sobie jakikolwiek prawa, ale zwyczajnie zastanawiała się, może nawet martwiło ją, że aura niksy mogłaby na niego wpłynąć.
- Dzięki tobie - doprecyzowała, przyznając mu część zasług, bo choć to ona musiała przejść drogę, to on był tym czynnikiem zapalnym, który wzniecił artystyczny płomień. Od tego czasu próbowała coraz częściej, coraz więcej, aż małymi krokami zaczęła wracać do pracy. Miała nadzieję, że nie miał jej za złe zakończenia ostatniego spotkania, a przynajmniej nie komunikował tego.
Miał rację, sztuka była początkiem ich znajomości, a podczas ostatniego spotkania stanowiła odrodzenie, choć jeszcze nie wiedzieli, w jakim kształcie powstanie na nowo.
- To brzmi jak dobra podstawa do toastu. Może jednak wyciągnąć kieliszki? - zaśmiała się lekko, acz propozycja była jak najbardziej poważna. Zamierzała mu później pokazać, w którym miejscu powiesiła obraz, a na razie była zajęta wpatrywaniem się w jego oczy.
- Możemy częściej urządzać sobie takie sesje malarskie. Przekształcić to w grę, żebyś i ty się dobrze bawił - miała w głowie kilka pomysłów, żeby urozmaicić malowanie o element rywalizacji. Może po prostu szukała pretekstu, żeby się znów zobaczyć w niedalekim odstępie czasu. Kolejne tygodnie mijały jej w zawrotnym tempie, więc postanowiła, że zacznie bardziej kontrolować swój kalendarz, by nie brakowało jej czasu na pracę, pasje i spotkania z bliskimi.
Kiwnęła głową, znikając na chwilę w kuchni, by przygotować dwie herbaty. Czekając, aż zagotuje się woda, przestępowała z nogi na nogę, zniecierpliwiona, by wrócić do jego boku. Jej mózg pracował już na innych obrotach, jakby oderwanie się od niego chociaż na chwilę sprawiało jej fizyczną trudność. Po kilku (dłużących się w nieskończoność) minutach postawiła na stoliku dwa kubki i usiadła obok Einara na kanapie, przywołując na twarz łagodny uśmiech.
- Zgadzam się. Myślałam, że znacie się lepiej, widziałam jak rozmawialiście - rzuciła luźno, bo przecież nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jak inni podszedł pogratulować, a też nie mogła wtedy bezkarnie wpatrywać się w jedną osobę, bez wzbudzenia podejrzeń. Nie, żeby mogła rościć sobie jakikolwiek prawa, ale zwyczajnie zastanawiała się, może nawet martwiło ją, że aura niksy mogłaby na niego wpłynąć.
- Dzięki tobie - doprecyzowała, przyznając mu część zasług, bo choć to ona musiała przejść drogę, to on był tym czynnikiem zapalnym, który wzniecił artystyczny płomień. Od tego czasu próbowała coraz częściej, coraz więcej, aż małymi krokami zaczęła wracać do pracy. Miała nadzieję, że nie miał jej za złe zakończenia ostatniego spotkania, a przynajmniej nie komunikował tego.
Miał rację, sztuka była początkiem ich znajomości, a podczas ostatniego spotkania stanowiła odrodzenie, choć jeszcze nie wiedzieli, w jakim kształcie powstanie na nowo.
- To brzmi jak dobra podstawa do toastu. Może jednak wyciągnąć kieliszki? - zaśmiała się lekko, acz propozycja była jak najbardziej poważna. Zamierzała mu później pokazać, w którym miejscu powiesiła obraz, a na razie była zajęta wpatrywaniem się w jego oczy.
- Możemy częściej urządzać sobie takie sesje malarskie. Przekształcić to w grę, żebyś i ty się dobrze bawił - miała w głowie kilka pomysłów, żeby urozmaicić malowanie o element rywalizacji. Może po prostu szukała pretekstu, żeby się znów zobaczyć w niedalekim odstępie czasu. Kolejne tygodnie mijały jej w zawrotnym tempie, więc postanowiła, że zacznie bardziej kontrolować swój kalendarz, by nie brakowało jej czasu na pracę, pasje i spotkania z bliskimi.
Einar Halvorsen
Re: Salon z biblioteczką Nie 14 Kwi - 11:18
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Obawy, które szurały po ścieżkach jego umysłu, kurzyły się siwym pyłem, przyćmiły rysy skupienia. Nie mógł ich całkiem zdławić, choć nie mógł ich też powiedzieć, świadomy, jak absurdalnie brzmiałyby w jego wargach, niechętne, aby osiadać cierpliwie na podniebieniu. Cała, nawiązana znajomość, ubarwiana kolejnymi spotkaniami, na nowo, z próbą odnajdywania siebie oraz posmakowania po interwale rozłąki towarzystwa, wydawała mu się przeraźliwie tragiczna. Czuł jej złe zakończenie, czuł, że nie mogła skończyć się w inny sposób. Dyskomfort pęczniał, przerastając w zwichrzone, niepoliczalne kłącza. Pierwsze, wyraziste ukłucie poczuł po wymienianym wcześniej pocałunku, usta dosięgające jej ust, trucizna dosięgająca miękkich, zaróżowionych płatków. Bał się, że rozniecał w niej tylko chaos i niepewność, czuł, że mogła kochać teraz innego, a on, ze względu na sympatię i szacunek jakimi ją obdarzał, nie powinien przeszkadzać jej szczerym, dojrzewającym z biegiem czasu emocjom, nie powinien ulegać własnym, chorobliwym pragnieniom. Trudno było mu jednak zachować się w inny sposób, trudno nie odpowiedzieć, gdyby wykazywała choć drobną cząstkę zainteresowania, na jaką wciąż nieumyślnie czekał. Przeklęty, przeklęty tragizm, wiedza, że nie spuszczała go ze smyczy uwagi, karmiona dodatkowo pulsującym nieuchronnie czarem, jakiego nie umiał nigdy całkowicie stłamsić. Dystans mógł teraz istnieć, chociaż za każdym razem uświadamiał sobie, jak wielki drążył niedosyt. Bogowie; to było takie żałosne. Tak godne pożałowania.
Skinął z początku głową na potwierdzenie jej słów.
- Podszedłem wtedy z Edgarem Oldenburgiem. Był bardzo zaciekawiony nowymi talentami - wyjaśnił jej natychmiast bez najmniejszego przejęcia. Wtedy nie przebywał zbyt długo; skoro mogła go dostrzec, zauważyła z całą pewnością towarzystwo, w jakim obracał się przez obecny wieczór, tak samo jak on zauważył mężczyznę - o jakiego nie pytał, o jakim nie musiał wiedzieć. Brzydził się identyczną wścibskością, zgrzytała między zębami. Prawdziwe, silne wspomnienia kaleczyły go dopiero przy wyłonieniu scenerii garderoby, przy słowach, jakie zapadły, przy błędach, jakie popełnił, przekraczając granice razem z przedstawicielką gatunku, którego nadal, niezmiennie nienawidził. Domyślał się, że gdyby tylko wyraził się w niepochlebny sposób na temat Villemo Holmsen, Vivian mogłaby nabrać pełnych, uzasadnionych podejrzeń.
- Za nas - wypowiedział półgłosem, nie kryjąc w tym swojej dumy - mogę go wznosić zawsze, nawet też bez napoju - przełamał wargi w uśmiechu. - Chętnie skosztuję alkoholu, jeśli tylko dotrzymasz mi w tym towarzystwa - wolał nie raczyć się nim jedynie w samotności, podczas gdy ona preferowała nie sączyć podobnego trunku. Zapadająca niedługo później propozycja roznieciła w nim radość - cieszył się, że pragnęła nakreślać perspektywy ich przyszłych spotkań i rozmów. Cień wątpliwości uderzał w niego na nowo, chociaż jak dotąd tłumił go, osiągając całkowite zwycięstwo. Pomimo niefortunnego zakończenia sesja malowania obrazu przeminęła w poruszającej, wspaniałej atmosferze. Sprawiała, że przywrócona została jej pewność siebie, dotychczas słaba, spłoszona.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś odwiedzała mnie częściej - zapewnił. - Jesteś zawsze mile widziana w mojej pracowni - i nie tylko w niej; jesteś mile widziana bez względu na obierane miejsce, ugrzęzło mu na powierzchni języka. Odczuwał strach przed pospiesznym, złym odczytaniem posiadanych intencji. Odczuwał mur, który wznosił się ponad jego głową, barierę, jakiej nie miał najmniejszych praw przekroczyć. Odczuwał cichą frustrację.
- Myślałaś już o nowym obrazie? - dopytał, zaciekawiony pomysłem, jaki narodził się w jej głowie. Mów do mnie dalej. Pragnął, oprócz tego, zobaczyć wcześniejsze dzieło - wierzył, że znajdowało się w określonym miejscu jej mieszkania.
Skinął z początku głową na potwierdzenie jej słów.
- Podszedłem wtedy z Edgarem Oldenburgiem. Był bardzo zaciekawiony nowymi talentami - wyjaśnił jej natychmiast bez najmniejszego przejęcia. Wtedy nie przebywał zbyt długo; skoro mogła go dostrzec, zauważyła z całą pewnością towarzystwo, w jakim obracał się przez obecny wieczór, tak samo jak on zauważył mężczyznę - o jakiego nie pytał, o jakim nie musiał wiedzieć. Brzydził się identyczną wścibskością, zgrzytała między zębami. Prawdziwe, silne wspomnienia kaleczyły go dopiero przy wyłonieniu scenerii garderoby, przy słowach, jakie zapadły, przy błędach, jakie popełnił, przekraczając granice razem z przedstawicielką gatunku, którego nadal, niezmiennie nienawidził. Domyślał się, że gdyby tylko wyraził się w niepochlebny sposób na temat Villemo Holmsen, Vivian mogłaby nabrać pełnych, uzasadnionych podejrzeń.
- Za nas - wypowiedział półgłosem, nie kryjąc w tym swojej dumy - mogę go wznosić zawsze, nawet też bez napoju - przełamał wargi w uśmiechu. - Chętnie skosztuję alkoholu, jeśli tylko dotrzymasz mi w tym towarzystwa - wolał nie raczyć się nim jedynie w samotności, podczas gdy ona preferowała nie sączyć podobnego trunku. Zapadająca niedługo później propozycja roznieciła w nim radość - cieszył się, że pragnęła nakreślać perspektywy ich przyszłych spotkań i rozmów. Cień wątpliwości uderzał w niego na nowo, chociaż jak dotąd tłumił go, osiągając całkowite zwycięstwo. Pomimo niefortunnego zakończenia sesja malowania obrazu przeminęła w poruszającej, wspaniałej atmosferze. Sprawiała, że przywrócona została jej pewność siebie, dotychczas słaba, spłoszona.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś odwiedzała mnie częściej - zapewnił. - Jesteś zawsze mile widziana w mojej pracowni - i nie tylko w niej; jesteś mile widziana bez względu na obierane miejsce, ugrzęzło mu na powierzchni języka. Odczuwał strach przed pospiesznym, złym odczytaniem posiadanych intencji. Odczuwał mur, który wznosił się ponad jego głową, barierę, jakiej nie miał najmniejszych praw przekroczyć. Odczuwał cichą frustrację.
- Myślałaś już o nowym obrazie? - dopytał, zaciekawiony pomysłem, jaki narodził się w jej głowie. Mów do mnie dalej. Pragnął, oprócz tego, zobaczyć wcześniejsze dzieło - wierzył, że znajdowało się w określonym miejscu jej mieszkania.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: Salon z biblioteczką Pon 20 Maj - 1:30
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Kiwnęła głową, nie mając nic więcej do dodania. Podświadomie czuła, że coś jest nie w porządku, że nie mówi jej wszystkiego, z drugiej strony czy mogła tego oczekiwać? Niczego sobie nie obiecywali, powtarzała to sobie do znudzenia. Tylko że właśnie to stało się problemem - dlaczego miała zadowalać się półśrodkami, skoro mogła mieć wszystko? A może jedynie udawała, że może; tak bardzo chciała w to wierzyć, pozostać głuchą na rozsądek, podpowiadający prawdopodobne scenariusze, pozostać ślepą na prawdę, że jej życie nie należało do niej, nie tak naprawdę. Łapała się każdego najmniejszego przejawu władzy w swoim życiu, nawet jeśli od ataku czuła, jakby życie płynęło bez jej udziału, jakby była jedynie biernym widzem.
Trzymała dystans wobec Einara, najpierw pełna obaw, że zrazi go swoim stanem, potem, że wprowadzi zamęt do jego życia, a teraz starała się być fair i najpierw zdecydować, co tak naprawdę czuje i czego właściwie chce. Ciężko było zachować zdrowy rozsądek, szczególnie pozostając blisko, bo jej pragnienia brały górę, a umysł wydawał się pozostać w uśpieniu. Przepełniały ją obawy, że cokolwiek postanowi, ktoś ucierpi, w obu przypadkach sama także ucierpi, a nie wiedziała, jak to na nią wpłynie, biorąc pod uwagę jej drogę powrotu do zdrowia. Tak, była egoistyczna, balansując na krawędzi, zwlekając z nieuchronnym wyborem, nawet jeśli nie podejmie go świadomie, brak działania również jest wyborem.
- Dotrzymam - odparła, odwzajemniając uśmiech, a jego deklaracja wywołała nieśmiały rumieniec na policzkach dziewczyny. Podniosła się z miejsca, by wyciągnąć z szafki dwa kieliszki i rozlała przyniesiony przez niego alkohol.
- Za nas - unosząc szkło do góry, patrzyła mu w oczy i uparcie ignorowała złośliwy głosik z tyłu głowy, podpowiadający niewygodne pytania - kim właściwie dla siebie byli, czy to do czegoś prowadzi? Chciała spędzać z nim czas, ale nie potrafiła tak zręcznie lawirować między jednym a drugim bez wyrzutów sumienia. Szczególnie że nie znała zupełnie perspektywy Einara. Czego właściwie chciał, jaki miał cel? Czy poza nią był ktoś jeszcze? Pozostawał tajemniczy i na początku znajomości było to dla niej ekscytujące, ale teraz nie chciała się domyślać lub wyciskać odpowiedzi. Czy nie zasługiwała na szczerość?
- Dziękuję - zapewnienie rozlało się ciepłem w jej klatce piersiowej, bo choć nie spodziewała się odmowy, tak miło było usłyszeć, że nie był to jednorazowy epizod malarski. Znaczyło to więcej, chciał ją w swoim życiu i ona także tego chciała. Nie wiedziała tylko, jak to wszystko powiedzieć, jak z nim rozmawiać, tak szczerze, bez ogródek móc zatopić się w zwierzeniach, ale przede wszystkim, by nie były jednostronne. Oczekiwała wzajemności, a przeczuwała, że nie jest w stanie jej tego dać w pełni. - Tylko w pracowni?
Na jego pytanie pokręciła przecząco głową.
- To bardziej taki luźny pomysł. Żeby eksperymentować. Ze stylami, może nawet płótnami? Żeby faktycznie się tym bawić. Może dla odmiany ty zostałbyś modelem? - zaśmiała się lekko, bo przecież zwykle był po tej drugiej stronie, trzymając pędzel w dłoni. Tak naprawdę ograniczała ich wyłącznie wyobraźnia, forma pozostawała dowolna, dopóki obojgu będzie sprawiała przyjemność. - Chcesz zobaczyć, gdzie powiesiłam obraz?
Mieszkanie nie było duże, a przede wszystkim nie było nawet jej, więc ograniczała się z trzymaniem swoich rzeczy w ciasnym pokoiku, stanowiącym jej sypialnię, miejsce odpoczynku, ale też pracy. Czasem zastanawiała się nad znalezieniem własnego kąta, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i plany dziadka, nie miało to teraz większego sensu.
Trzymała dystans wobec Einara, najpierw pełna obaw, że zrazi go swoim stanem, potem, że wprowadzi zamęt do jego życia, a teraz starała się być fair i najpierw zdecydować, co tak naprawdę czuje i czego właściwie chce. Ciężko było zachować zdrowy rozsądek, szczególnie pozostając blisko, bo jej pragnienia brały górę, a umysł wydawał się pozostać w uśpieniu. Przepełniały ją obawy, że cokolwiek postanowi, ktoś ucierpi, w obu przypadkach sama także ucierpi, a nie wiedziała, jak to na nią wpłynie, biorąc pod uwagę jej drogę powrotu do zdrowia. Tak, była egoistyczna, balansując na krawędzi, zwlekając z nieuchronnym wyborem, nawet jeśli nie podejmie go świadomie, brak działania również jest wyborem.
- Dotrzymam - odparła, odwzajemniając uśmiech, a jego deklaracja wywołała nieśmiały rumieniec na policzkach dziewczyny. Podniosła się z miejsca, by wyciągnąć z szafki dwa kieliszki i rozlała przyniesiony przez niego alkohol.
- Za nas - unosząc szkło do góry, patrzyła mu w oczy i uparcie ignorowała złośliwy głosik z tyłu głowy, podpowiadający niewygodne pytania - kim właściwie dla siebie byli, czy to do czegoś prowadzi? Chciała spędzać z nim czas, ale nie potrafiła tak zręcznie lawirować między jednym a drugim bez wyrzutów sumienia. Szczególnie że nie znała zupełnie perspektywy Einara. Czego właściwie chciał, jaki miał cel? Czy poza nią był ktoś jeszcze? Pozostawał tajemniczy i na początku znajomości było to dla niej ekscytujące, ale teraz nie chciała się domyślać lub wyciskać odpowiedzi. Czy nie zasługiwała na szczerość?
- Dziękuję - zapewnienie rozlało się ciepłem w jej klatce piersiowej, bo choć nie spodziewała się odmowy, tak miło było usłyszeć, że nie był to jednorazowy epizod malarski. Znaczyło to więcej, chciał ją w swoim życiu i ona także tego chciała. Nie wiedziała tylko, jak to wszystko powiedzieć, jak z nim rozmawiać, tak szczerze, bez ogródek móc zatopić się w zwierzeniach, ale przede wszystkim, by nie były jednostronne. Oczekiwała wzajemności, a przeczuwała, że nie jest w stanie jej tego dać w pełni. - Tylko w pracowni?
Na jego pytanie pokręciła przecząco głową.
- To bardziej taki luźny pomysł. Żeby eksperymentować. Ze stylami, może nawet płótnami? Żeby faktycznie się tym bawić. Może dla odmiany ty zostałbyś modelem? - zaśmiała się lekko, bo przecież zwykle był po tej drugiej stronie, trzymając pędzel w dłoni. Tak naprawdę ograniczała ich wyłącznie wyobraźnia, forma pozostawała dowolna, dopóki obojgu będzie sprawiała przyjemność. - Chcesz zobaczyć, gdzie powiesiłam obraz?
Mieszkanie nie było duże, a przede wszystkim nie było nawet jej, więc ograniczała się z trzymaniem swoich rzeczy w ciasnym pokoiku, stanowiącym jej sypialnię, miejsce odpoczynku, ale też pracy. Czasem zastanawiała się nad znalezieniem własnego kąta, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia i plany dziadka, nie miało to teraz większego sensu.
Einar Halvorsen
Re: Salon z biblioteczką Nie 26 Maj - 23:26
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Dystans, który odczuwał, zgrzytał między zębami jak krysztaliki piasku ocierające się o szkliwo z drażniącym tętnem dysonansu. Każdy, nakładający się w miarowości oddech przyprawiał go o ukłucie rozrastające się nieprzyjemnie pod puginałem mostka, ukłucie własnej frustracji dosięgającej aż do przegubów nadgarstków, palącej dotkliwie w skroniach. Wolałby raz, dosadnie, zostać przez nią odrzucony - nie być przymuszonym dryfować w morzu plączących się niejasności, spienionych fali domysłów roztrzaskujących się o nierówne klify świadomości. Wolałby ją zobaczyć w surowej, twardej sytuacji, z mężczyzną przeznaczonym jej u boku, z pierścionkiem obejmującym obwód jej serdecznego palca, połyskującym w jednoznacznym przekazie zyskanej stabilności. Wolałby nie mieć w sobie piętna genetyki, przeklętej, zwodniczej aury unoszącej się poświatą dookoła obrysu jego ciała, byłoby wtedy łatwiej - wówczas o wiele łatwiej mogłaby go odtrącić, gdyby jedynie chciała, wówczas zyskałby pewność, że jej emocje są najzupełniej szczere i niezmącone nachalnością magii.
Czuł beznadziejność własnego położenia, czuł, że jak zawsze szukał o wiele więcej, niż mogło zostać mu kiedykolwiek przyzwolone. Czuł, że był podły, nie uzyskując zupełnej satysfakcji płynącej z ich serdeczności. Przeszłość kładła się między nimi podłużnym, rozprowadzonym cieniem, pragnienia, oczekiwania przypominały napięte do granic struny, słowa, które leżały zakurzone na półkach regału krtani, a które każde z nich bało się do tej pory wypowiedzieć.
- Dobrze wiesz, że nie tylko - mówił do niej z klarowną, niezachwianą pewnością, dosięgając spojrzeniem jej jasnych oczu. - Lubię, kiedy możemy spędzić wspólnie czas - podkreślił - bez względu na wszystko inne - dodał zmiękczonym poufałością tonem, nie chcąc, by nieopatrznie odebrała niewłaściwie jego wcześniejsze oświadczenie. Nie miał nic przeciwko jej pomysłowi - cieszyło go, że wykazała własną inicjatywę proponując mu drobne eksperymenty z szeroko pojmowaną twórczością, wyzwania, jakie mają odsunąć ich od szarości znużenia.
- Zgoda. Następnym razem spróbuję ci zapozować - obiecał. Nie był to pierwszy raz, kiedy robił za modela; niektóre, zafascynowane nim osoby, próbowały go uwiecznić na płótnie. Wszyscy z nich byli bardzo podobni, tak samo w niego wpatrzeni, tak samo upojeni huldrzym czarem, tak bardzo przekonani, że będą w stanie posiadać go na wyłączność wiernego niczym wytresowany, trwający u nogi pupil. W przypadku Vivian czuł się znacznie inaczej, o wiele bardziej swobodnie, wiedząc, że patrzyła na niego w całkiem odmienny sposób, nawet, jeśli on sam pozostawał zepsuty aż do szpiku fundamentów kości.
- Miałem o to zapytać - ożywił się, kiedy tylko usłyszał jej kolejne pytanie. - Prowadź - poprosił, chcąc jeszcze raz zetknąć się z jej dziełem, z iskrą dającą jej całkiem nowy początek na drodze jej relacji ze sztuką. Nie ukrywał przy tym swojej dumy, ciepłej i przepełnionej szczodrą serdecznością, przynoszącej wytchnienie przy wcześniejszych, udzielających się coraz silniej rozterkach - był dumny, że mógł jej pomóc odzyskać wiarę w siebie, pomóc w uczynieniu tak istotnego kroku.
Czuł beznadziejność własnego położenia, czuł, że jak zawsze szukał o wiele więcej, niż mogło zostać mu kiedykolwiek przyzwolone. Czuł, że był podły, nie uzyskując zupełnej satysfakcji płynącej z ich serdeczności. Przeszłość kładła się między nimi podłużnym, rozprowadzonym cieniem, pragnienia, oczekiwania przypominały napięte do granic struny, słowa, które leżały zakurzone na półkach regału krtani, a które każde z nich bało się do tej pory wypowiedzieć.
- Dobrze wiesz, że nie tylko - mówił do niej z klarowną, niezachwianą pewnością, dosięgając spojrzeniem jej jasnych oczu. - Lubię, kiedy możemy spędzić wspólnie czas - podkreślił - bez względu na wszystko inne - dodał zmiękczonym poufałością tonem, nie chcąc, by nieopatrznie odebrała niewłaściwie jego wcześniejsze oświadczenie. Nie miał nic przeciwko jej pomysłowi - cieszyło go, że wykazała własną inicjatywę proponując mu drobne eksperymenty z szeroko pojmowaną twórczością, wyzwania, jakie mają odsunąć ich od szarości znużenia.
- Zgoda. Następnym razem spróbuję ci zapozować - obiecał. Nie był to pierwszy raz, kiedy robił za modela; niektóre, zafascynowane nim osoby, próbowały go uwiecznić na płótnie. Wszyscy z nich byli bardzo podobni, tak samo w niego wpatrzeni, tak samo upojeni huldrzym czarem, tak bardzo przekonani, że będą w stanie posiadać go na wyłączność wiernego niczym wytresowany, trwający u nogi pupil. W przypadku Vivian czuł się znacznie inaczej, o wiele bardziej swobodnie, wiedząc, że patrzyła na niego w całkiem odmienny sposób, nawet, jeśli on sam pozostawał zepsuty aż do szpiku fundamentów kości.
- Miałem o to zapytać - ożywił się, kiedy tylko usłyszał jej kolejne pytanie. - Prowadź - poprosił, chcąc jeszcze raz zetknąć się z jej dziełem, z iskrą dającą jej całkiem nowy początek na drodze jej relacji ze sztuką. Nie ukrywał przy tym swojej dumy, ciepłej i przepełnionej szczodrą serdecznością, przynoszącej wytchnienie przy wcześniejszych, udzielających się coraz silniej rozterkach - był dumny, że mógł jej pomóc odzyskać wiarę w siebie, pomóc w uczynieniu tak istotnego kroku.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?