Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Mesa Kapitana

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Mesa Kapitana
    Mesa Kapitana to jeden z pierwszych barów znajdujących się przy Porcie Północnym. Niewielki, od lat w rękach byłego kapitana o imieniu Theodor, przyciąga przede wszystkim lokalnych marynarzy, którzy po powrocie z długich rejsów często znajdują tu swoje schronienie, ale także przemytników, awanturników oraz stałych mieszkańców Ragnhildy Potężnej. Wnętrze baru jest pełne charakteru, z rdzawymi łańcuchami i sieciami, które zdobią ściany, i drewnianymi podłogami skrzypiącymi pod stopami gości. Nie brakuje tu alkoholu, w tym doskonałego rumu wprost z najdalszych zakątków świata. Głównym punktem programu wieczoru najczęściej są morskie szanty, którymi kapitan Theodor często zabawia swoich gości.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    10 czerwca

    Słońce nie zachodziło, barwiąc niebo mętną barwą bladego błękitu i ozłacając nieliczne chmury, dając najlepszy dowód na to, że obchody Midsommar zbliżały się coraz większymi krokami; zupełnie jakby pogoda stanowiła odbicie boskich nastrojów. Brage usłyszał tę formułkę od czwartego oficera, potem podłapał ją także nawigator, a Guildenstern raz od czasu zachodził w głowę z pytaniem: czy bogowie nie powinni być wściekli z powodu śmierci Baldura? Czy nie powinni ciskać złotych gromów i zaciągać nieboskłonu gniewnym granatem, a chmury maczać w inkauście? On tak właśnie by zrobił, gdyby ktoś podniósł rękę na członka klanu. Nie rozumiał zatem milczących niebios, nie rozumiał łagodnych fal rozbijających się o molo i plażę. Rozumiał za to zlecone mu rozkazy i polecenia; to na nich postanowił skupić uwagę, a bogów i ich niezrozumiałe sprawki odsunąć gdzieś na bok, poza krąg uwagi, poza granicę świadomości.
    Rozkaz był prosty i w przeszłości wykonany już wielokrotnie: na kolejną wyprawę – krótką i intensywną – potrzebowali świeżej krwi. Paru osób odpornych na chorobę morską i nie bojących się pracy na pokładzie, niezależnie od warunków pogodowych. Niespecjalnie interesowała go płeć teoretycznego rekruta – bywało przecież i tak, że kobiety radziły sobie lepiej od niektórych mężczyzn, spotkał także parę sztuk naprawdę wybitnych przemytniczek, które na okręcie rządziły ręką tak bezlitośnie twardą, że aż mu momentami było żal załogi, choć był to raczej żal podbarwiony ciepłym rozbawieniem.
    W Mesie Kapitana pojawił się z paroma stałymi członkami załogi, głównie po to, by rzucić okiem na to, co oferował port. W barach i spelunach można było znaleźć całkiem ludzi, zwłaszcza, jeśli wiedziało się na co zwracać uwagę i czego tak właściwie się od nich oczekuje.
    Brage skinął dłonią na Hansa – jednego z młodszych żeglarzy – i pochylił się nieznacznie, gdy ten pojawił się obok.
    Rozpuść tu i tam informacje, że szukam ludzi – mruknął; Hans miał dobre oko, również wiedział czego szuka Brage. – Powiedz, że jestem tutaj do północy albo i dłużej.
    Gdy chłopak zniknął, Guildenstern wmieszał się w tłum, dość licznie oblegający dziś Mesę i zajął się szukaniem wolnego stolika. Po drodze zaczepiło go paru znajomych, zdążył zamienić z nimi słowo czy dwa, nawet ktoś postawił mu kolejkę za darmo, w imię starych, dobrych czasów. Stolik – ostatecznie – znalazł sobie pod ścianą, tuż pod jedną z rozciągniętych pod sufitem sieci. Czekać długo nie musiał, pierwsza kandydatka pojawiła się zanim na dobre zanurkowałby w kuflu z piwem.
    Pływałaś już kiedyś? – zagadnął z miejsca, od razu przechodząc do konkretów. Nie wyglądała na tutejszą, a Brage, jako koneser damskiej urody, zaczął zastanawiać się czy jego atrakcyjna-potencjalna koleżanka faktycznie przybyła z daleka.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Dzień polarny. Całą dobę słońce, żadnych ciemności, aż pierdolca można było dostać. Kto do wszystkich diabłów w ogóle wymyślił to cholerstwo? Kot Vai dostawał szału, nie umiejąc rozpoznać czasu, ludzka część Brazylijki przynajmniej miała zegarek. Jedynym plusem była magiczna osłona nad miastem, chociaż kiedy wychodziła poza nie, wszystko wracało do tutejszej „normy”. Gorsza była już chyba jedynie noc polarna, w połączeniu z midgardzką zimą. Co ją w ogóle podkusiło porzucać ciepełko ojczyzny na tutejsze warunki? Tutejsze lato było jakąś kpiną, nawet jeśli przypadało na ich zimę. Prawdę mówiąc miała czasem wrażenie, że brazylijska zima była cieplejsza niż skandynawskie lato. Uśmiechnęła się na tę myśl, jednak z zaklęć rozgrzewających nie zrezygnowała.
    Po wczorajszej „kłótni” z Estebanem potrzebowała się po prostu przejść. Zebrać myśli. Słowem ogarnąć tyłek, bo było w jakiś sposób coraz bardziej źle. Za dużo myślała, za wiele analizowała, a potem efekty były, jak widać. Przy okazji zdecydowała się zrobić zakupy, choć w zamyśleniu nogi same poniosły ją do portu. Chłodny wiatr wyciągnął ją z zamyślenia, gdy rozglądała się wokół. Morska bryza podwiewała porozpinaną koszulę, luźno narzuconą na ramiona, aż w końcu musiała ją zawiązać, by nie odfrunęła. Nie, żeby się przejmowała, pod spodem w końcu miała zwykły top, ale szkoda było ciucha. Lubiła go zresztą, dostała po jakiejś akcji od Tiga i mu nie oddała. Chyba nigdy nie oddawała pożyczonych ubrań…
    Ruszyła przed siebie, kierując się w stronę jednej z knajp. Mesę Kapitana poznała już dawno, jeszcze w czasach pływania na Amarantine. Tęskniła za morskim życiem, nawet jeśli kochała swoją pracę. Ale statek był idealny do tego, by nie myśleć, więc… w jakimś sensie młody chłopak, który na nią wpadł, oferując zaciąg na krótki rejs, spadł jej prawie z nieba. Co jej w końcu szkodziło zapytać, nie? Jakieś doświadczenie miała. Lubiła statek, choć przegrywał z Wartą czy Kruczą. Ale skoro szukali kogoś na krótko… Trochę dobrej pracy fizycznej jej nie zaszkodziło. No i kolejny bonus, rekrutujący czekał w Mesie Kapitana, jednej z jej ulubionych knajp. 
    Mesa klasycznie była zatłoczona, co wywołało jej delikatny uśmiech. Namierzyła mężczyznę, siedzącego pod ścianą, zamówiła sobie piwo – klasycznie, z gwinta, nie kufla – i skierowała się w jego stronę, krótkim przywitaniem zwracając na siebie uwagę. Wiatr zrobił z jej włosów artystyczną burzę, ale nie próbowała ich nawet poprawiać. W jednej dłoni trzymała piwo, drugą natomiast wsunęła do kieszeni spodni, zaraz potem zajmując miejsce naprzeciwko mężczyzny. Wyglądał na ogarniętego i nie bawił się w podchody. To lubiła.
    - Dwa lata. – odpowiedziała bez wahania. – Wprawdzie jakieś 5 lat temu zeszłam na ląd, ale to nie jest coś, co się zapomina tak łatwo. Czasem kotwiczyliśmy tutaj też, póki się kapitan nie pogryzła z Kompanią. – uniosła kącik ust w górę, a potem upiła łyk piwa, odstawiając butelkę na stół. – Podobno szukacie na krótki wypływ. Jak krótki? – spytała wprost, rzucając kontrolne spojrzenie po knajpie. Pewnych odruchów nie można się było pozbyć, nawet jeśli tutaj było spokojnie, to w innych miejscach łatwo było o mordobicie. Czasem można mu było zapobiec, a czasem… zwyczajnie zostawało usiąść z boku i obserwować.
    - Mam tutaj pracę. Lubię ją. I nie chce z niej rezygnować. Ale też… powiedzmy, że tęsknię za morzem, więc na krótkich trasach chętnie sobie dorobię. Mogę się też przydać przy przeglądach po rejsach, drobnych naprawach… Nie boję się fizycznej pracy. – rozwinęła myśl, przy okazji dodając swoje oczekiwania. Lepiej było od razu postawić sprawę jasno. – Praca w porcie per se też mi wystarczy.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Brage rozparł się wygodnie na swoim krześle, pozę przyjmująć przy tym elegancko niedbałą. Wolny łokieć zawiesił na oparciu, opuszkami palców drugiej dłoni bawił się rączką kufla, okręcając go w to jedną, to w drugą stronę. Wiele myśli przetaczało się przez jego głowę, ale wszystkie skupiały się wokół tematów bezpiecznych, niewykraczających poza sprawy Kompanii, portu i drakkarów.
    Gdy dosiadła się do niego nowa dusza, najpierw – dość klasycznie dla siebie – zaczął od powierzchownej oceny jej urody. Dla zabawy, dla własnej poprawy nastroju, dla pociechy serca i oka; lubił kobiety, szczególnie te, które mógł określić mianem pięknych. Nowa towarzyszka na pewno posiadała w arsenale dość nietypowe rysy twarzy, jak i burzę ciemnych loków. A Brage lubił loki. Prawie tak samo, jak lubił piwo.
    Skinął głową z uznaniem. Dwa lata na pokładzie to wcale nie był zły wynik, choć jeszcze zależało w jakiej roli.
    Ach, Kompania. – Brage uśmiechnął się kątem warg; trochę złośliwie, a trochę z rozbawieniem, jakby sam dysponował komentarzem na temat rodzinnego biznesu, ale jak dotąd nie podzielił się nim z nikim. – Zdradzisz mi, kto był twoją panią kapitan? Może nawet znam.
    Nieczęsto spotykał kobiety na samym szczycie drabinki, ale każdy taki przypadek pozostawiał w jego oczach smugę zainteresowania. Brage zostawił rączkę kufla w spokoju, zmienił pozycję – teraz nachylił się do stolika, wsparł łokcie o blat, poświęcając nieznajomej pełnię swojej uwagi.
    Trzy dni, jeśli nic się nie spierdoli – odparł szczerze, język dostosowując do klimatu Mesy i przyjemnie marynarskiej atmosfery. Gdzieś w tle usłyszał, jak kolejne przekleństwo przecięło powietrze, wzbudzając ogólną wesołość i wołanie o kolejkę czegoś mocniejszego. – Liczone na sztywno, bez zapasu. Mamy dobry statek, załoga w większości sprawdzona, musimy dobrać tylko parę osób, więc jestem prawie pewien, że uda nam się dotrzymać terminów.
    Pociągnął z kufla spory łyk, potem jeszcze jeden, palcami otarł pianę spod nosa. Nie dość, że ładna, to jeszcze konkretna.
    Zapamiętam na przyszłość – obiecał. – Brzmisz jak wszechstronnie uzdolniona. Żegluga, naprawy, przeglądy… i jeszcze praca. Pewnie z innej działki, hm? – zagadnął ciekawsko, choć z tonu jasno dało się wyczytać, że chciał ją po prostu lepiej poznać, nie zadrwić. – Bić się umiesz? Czasem przy rozładunku trzeba zdzielić jednego czy drugiego po gębie, zwłaszcza w mniej… cywilizowanych ośrodkach. Ach, właśnie – wyciągnął do niej rękę przez stół, nie przejmując się zbytnio konwenansami – Brage Guildenstern – przedstawił się z uśmiechem godnym rasowej szelmy i puścił do niej oko.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Niedbała poza wilka morskiego, rzekome lekceważenie wszystkiego wokół i leniwa zabawa kuflem. Typowe zachowanie wilka morskiego, musiała aż się uśmiechnąć pod nosem, bo za każdym razem, gdy zawijali do portu było dokładnie tak samo. I zawsze szli w parę osób, albo po to, żeby się napić, albo żeby dla funu rozpętać jakąś portową bijatykę. W porcie to było normalne, a pierwsze, czego uczyła się w każdym porcie, to przekleństw. I do dzisiaj pamiętała każde jedno z nich, podczas bloków wyklinania na wszystko lecąc każdym jednym, które znała i mieszając języki tak, jak tylko się dało.
    Upiła łyk z gwinta, mrużąc po kociemu czarne oczy, gdy wspomniał o Kompanii. Wtedy wiedziała o nich mniej, teraz przynajmniej plus minus kojarzyła nazwiska, bo jako Strażniczka musiała wiedzieć takie rzeczy. Ale reszta? Polityka interesowała ją tylko do momentu, w którym mogła wykonywać swoją pracę. Reszta? Wszystkie te klany, ich animozje, problemy i cała reszta obchodziły ją tyle, co zeszłoroczny opad liści. Ona była dzieckiem z ulic. Nie znała się na klasie wyższej, a co sądziła o jej wersji w Brazylii, lepiej było zachować dla siebie.
    Słysząc natomiast pytanie o kapitan „Amarantine” uśmiechnęła się. Jednak nie tym radosnym i niewinnym uśmiechem, ale takim szerokim, z uniesieniem obydwu kącików ust i pokazaniem bieli zębów. Znała reputację pani kapitan. Postrachu południowych mórz, bo ruda wiedźma nie dawała sobie w kaszę dmuchać ani tym bardziej podkraść interesu.
    - Zależy, ile masz lat i od kiedy pływasz. - odpowiedziała z błyskiem złota w czarnych oczach. - Nazywała się Ava Cabral. - obcy akcent z Brazylii zabrzmiał w jej głosie, gdy wymawiała portugalskie nazwisko. - Ale za plecami nazywali ją Szaloną Kozą. Przynajmniej póki nie usłyszała tego przypadkiem, nie złapała gościa za poły płaszcza, nie podniosła go na kilka centymetrów w górę i nie stwierdziła: dla ciebie PANI KAPITAN Szalona Koza. Wtedy przestali mówić za plecami i zaczęli już śmiało, z odpowiednim szacunkiem. - a załoga sikała po kątach ze śmiechu, o ile obcy tego nie widzieli. Tego jednak jej nowy kompan wiedzieć nie musiał, jak i również tego, że pani kapitan, z imponującą grzywą blond dredów, szczycąca się imponującym wzrostem 185 centymetrów, była równie głośna, co większość latynosów i od razu zastrzegła sobie, że jeśli ktokolwiek z jej załogi nazwie ją w ten sposób, to wylatuje.
    - Trzy dni... Jak się spierdoli to pewnie więcej. Cholera. Jutro byłby wypływ, czyli powrót gdzieś trzynastego przy dobrych wiatrach... Chujowo. Nie dam rady pozmieniać na tyle grafiku. Mierda. Może następnym razem. - westchnęła ponuro, wyraźnie niezadowolona z tego powodu. Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i odpaliła jednego, nie kłopocząc się częstowaniem towarzysza. Zerknęła w stronę wesołej kompanii, przekrzykującej się w kwestii kolejki, pierwszeństwa i narzekania na sztormy. Po krótkim wysłuchaniu komentarzy pokręciła głową z lekkim politowaniem - najwyraźniej grupka pływała od niedawna i na krótkie trasy.
    - Gówno wiedzieli nie sztormy. Póki cię nie zmyje z pokładu to nie widziałeś sztormu, dzieciaku. - mruknęła półgłosem, bardziej do siebie niż do Brage czy tamtych. Dopiero po tym zaciągnęła się papierosem i wróciła do mężczyzny z uwagą.
    - Nie wszechstronnie. Magia przemiany po prostu. Zaskakująco dużo rzeczy w można naprawić w ten sposób, a reszty nie da się nie nauczyć w trakcie, o ile się nie jest jełopem. Ale tacy nie pływają zbyt długo. Trzeba widzieć, na czym pływasz i jak szybko to załatać, tak mnie przynajmniej uczyli, jak się zaciągnęłam. Nie narzekam. - wzruszyła lekko ramionami, by zaraz potem się zaśmiać, gdy zapytał o umiejętność bicia się. - Moja praca wymaga zdolności do napierdalania się z kim trzeba, więc nie musisz się obawiać o tę kwestię. Z doświadczenia jednak zazwyczaj wystarczy pokazanie tego. - oczy Vai rozbłysły kocim złotem, a z ust wyrosły porządne, kocie kły i ostre zęby jaguarundi, którymi mogła przegryźć tętnicę. Cofnęła przemianę i uścisnęła dłoń Brage.
    - Vaiana Cortés da Barros. W skrócie Vaia Barros. Guildenstern z Kompanii, co? - wyszczerzyła się bezczelnie, gasząc spalonego papierosa w popielniczce i opóźniając butelkę z piwem. - Miło poznać.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Brage przechylił leniwie głowę. Ile pływał? Dobre pytanie, choć równie dobrą odpowiedzią byłoby: “odkąd tylko matka wypchnęła mnie na świat”. Guildensternowie zdawali się składać z morskiej soli, zimnych tonów i spojrzeń mogących kruszyć skały na rodzinnej wyspie; wydawać by się mogło, że w żyłach mają wodę, a kości wypełnia piasek z dna oceanu. Nie istniało środowisko w którym czułby się pewniej niż bezkres błękitnego morza, łączący się gdzieś w oddali z krawędzią horyzontu.
    Siedzę w tym od dawna – odpowiedział lekko i zaraz uśmiechnął się z wyraźnym rozbawieniem. – No wiesz, tak pytać kogoś o wiek? – zaśmiał się, wyraźnie odwołując do niektórych przesądów rozciągniętych wobec kobiecych sylwetek i bez trudu stosując je do własnego przykładu. Nie pytaj o wiek, nie pytaj o wagę, nie pytaj czy otworzyć drzwi, nie pytaj czy odprowadzić ją pod klatkę.
    Ava Cabral, Ava… – Zabębnił palcami o blat stolika, parę pierścionków błysnęło leniwie w mdłym świetle polarnego dnia. Skądś kojarzył to imię; głównie dlatego, że było nietutejsze. I głównie z powodu wyraźnie damskiego pochodzenia.
    Słysząc przydomek pani kapitan parsknął znowu, tym razem we własny kufel i obryzgał się pianą. Niespeszony, za to w absolutnie dobrym nastroju, złapał za leżącą między nimi serwetkę, otarł twarz i szyję, spróbował odratować koszulę, choć bez większego zaangażowania. Nie szykował się na żaden recital, nie zamierzał pokazywać się wśród ludzi wyższych sfer. Przynajmniej nie dziś.
    Szaloną Kozę kojarzę – przyznał w końcu, gdy przestał już rechotać pod nosem. – Znam nawet. Nie nazwałbym tego głęboką znajomością, spotkaliśmy się tylko raz, ale wystarczyło, by zapadła mi w pamięć. Kobiet takich jak Ava szybko się nie zapomina.
    Skinął głową w milczeniu, z lekkim ukłuciem żalu przyjmując jej słowa. Teraz, po takiej reklamie, było mu autentycznie szkoda; na morzu potrzeba było ludzi doświadczonych i znających się na rzeczy. W porcie zresztą tak samo. A skoro pływała z Szaloną…
    Następnym razem – zgodził się z nią i uśmiechnął chytrze, jak lis. – Jak znowu będziesz mieć czas na szukanie guza – napisz do mnie. Zobaczę co da się zrobić, o ile będę na miejscu.
    Krótkiego przerywnika o sztormach – wyraźnie niezaadresowanego do niego – nie skomentował. Pewne rzeczy były poniżej jego poziomu, jak chociażby odnoszenie się do zachowania lokalnych szczeniąt. Niech się cieszą, niech mają. Może któryś faktycznie nie rzuci tej roboty po pół roku.
    Trafna odpowiedź. – Złapał znów za kufel i dopił resztę na raz, jednym haustem. Usta otarł rękawem kurtki, spojrzenie uniósł machinalnie, wyraźnie zaciekawiony jej prawdziwym zawodem. Jaka kobieta napierdalała się zawodowo? Brage zmrużył oczy, a zaraz potem uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony kocią pokazówką.
    Fiu, fiu – gwizdnął z uznaniem. – Rzadko spotykam kogoś, kto umie się zmienić w coś innego, niż pijus pospolitus. – Brage potarł w zamyśleniu brodę palcami, rozważając coś wyraźnie. – Tym bardziej szkoda, że ten rejs cię ominie.
    Guildenstern z Kompanii, w rzeczy samej. Pierwszy oficer – uściślił; lubił gdy rozmowa toczyła się głównie na jego temat i głównie w superlatywach. Ciężko wypracowane stanowisko było przez niego rozpatrywane jak jedna z większych zalet, zaraz po jego nieziemskim wyglądzie i zniewalającym uroku osobistym.
    Jeszcze po jednym? – Uniósł dłoń, złapał spojrzenie majstrującego przy kegu barmana. – Jakoś za dobrze mi się tu siedzi – dodał od niechcenia. Gdy barman uniósł kciuk do góry, Brage wrócił spojrzeniem do Vai, uśmiechnął się. – Jak to się stało, że miłująca słońce kobieta znalazła się na tym zamarzniętym wypizdowiu?
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Kąciki ust kobiety uniosły się delikatnie, kiedy wytknął jej pytanie o wiek. Hmmm, podobno coś w tym było, kobiety nie pytasz o wiek czy wagę, faceta o zarobki i tego typu bzdety. Można było powiedzieć, że Vaia niekoniecznie była specjalnie dostosowana do społeczeństwa z tego typu rzeczami, bywała zbyt bezpośrednia, co nie zawsze było dobrze widziane przez skandynawskie społeczeństwo. Zostawało tylko powiedzieć jedną rzecz: upsik!
    - Jakbym miała przejmować się każdym jednym społecznym niepisanym zakazem, to bym zwariowała. Jestem ciekawa, to pytam, ale jeśli komuś nie pasuje pytanie, to nie wymagam odpowiedzi. – zaśmiała się krótko, upijając łyk piwa. Przy dobrym towarzystwie nigdy nie protestowała przeciwko odprowadzaniu pod dom, wychodząc chociażby z założenia, że tak było bezpieczniej.  W ogóle Vaia była jedną z tych bardzo prostych w obsłudze osób – rzadko się ciskała, o ile ktoś nie próbował jej układać życia bez pytania o zdanie i pod własne widzimisię. – Ale i tak powiem, że na staruszka to ty mi nie wyglądasz. A z Avą byliśmy tu ostatni raz ile. 6 lat temu? Albo koło 7… eh, skleroza. – machnęła ręką, w ogóle faktem swojego zapominalstwa nieprzejęta. Bardziej za to rozbawiło ją zmarnowanie piwnej pianki.
    - Ej, ale piwo to się raczej z kufla pije, wilku morski, a nie z koszuli! Szkoda dobrego trunku. I dlatego ja wolę z gwinta. – a po wypiciu zawsze można było zrobić tulipana, ale tego może jednak Vaia wolała mu nie mówić. Nie, żeby się przejęła, że weźmie ją za szaloną – była szurnięta w końcu – ale pewne informacje należało dawkować powoli. Dlatego na przykład siedziała cicho, że na stałe pracuje w Kruczej.
    - Oj tak. – bez namysłu przyznała mu rację. – Kto raz poznał Szaloną Kozę, nigdy jej nie zapomni. Tak jak jej łajby z tym oczojebnie fioletowym, mieniącym się napisem na burcie. Tęsknię za nią i jej głupimi pomysłami. – cała Vaia, nigdy nie wahała się powiedzieć dowódcy w oczy, że jest idiotą albo ma idiotyczne pomysły. Fakt, że od czasu do czasu robiła to w niezrozumiałym dla delikwenta języku, niczego nie zmieniał – to świadczyło jedynie o tym, że miała trochę oleju w głowie i nie planowała w najbliższym czasie samobójstwa. – Z końcem czerwca powinno być luźniej, po tym waszym… Midsommar? Do tego czasu może być różnie. Ale nie martw się, napiszę. Zdradzę ci pewien sekret. – nachyliła się do Brage, z błyskiem w oczach. – Ja zawsze szukam guza. Od dziecka. – uniosła piwo w górę w wyrazie toastu. – To co, za szukanie guza? – zaciekawiła się, czy podejmie toast i chlapnęła sobie zdrowo, wykańczając swoją butelkę. Przynajmniej tymczasowo mogła zapomnieć o wszystkich swoich problemach. Zresztą Guildenstern był całkiem intrygującym rozmówcą.
    - Też żałuję, ale co poradzić. Służba nie drużba, a ile można zaciągać przysługi. Ale mówię, w porcie mogę pomóc bez problemu. – wyraźnie po oczach dziewczyny było widać dumę z kociego alter ego i umiejętności przemiany. A tym bardziej z faktu, że Brage ten fakt doceniał. Bądź co bądź to nie była częsta umiejętność i łatwa do nauczenia się. Satysfakcja Vaiany była więc dosyć logiczną sprawą. 
    - Whoa! Wysokie stanowisko, szanuję. – przyznała z podziwem. Na oko był młodszy od niej, daleko więc udało mu się zawędrować. W takim wypadku musiał sporo wiedzieć i mieć dużo doświadczenia – lubiła pracować z takimi osobami. Zwłaszcza, jeśli stanowisko nie mieszało im w głowie i można się było dogadać, a jak na razie szło całkiem nieźle. Choć nie mogła niczego być pewna, ląd to ląd, a morze to morze.
    - Chętnie. Dobra kompania do picia to połowa sukcesu. – zgodziła się bez namysłu, by zaraz potem lekko wzruszyć ramionami. – Dobre określenie, zamarznięty wypizdów. Dokładnie tak mogłabym nazwać Midgard. – przyznała, cicho się śmiejąc. – A jak to się stało, hm… Long story short: potrzebowałam nowego startu. Z dala od przeszłości. A na szczegóły tej historii jestem za trzeźwa. – dorzuciła beztrosko, bo przecież nie była jedyną, która uciekała od demonów przeszłości. I nie była jedyną, którą przeszłość ścigała i była blisko, by doścignąć.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.