Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Jönsson Restaurant

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Jönsson Restaurant
    
Jönsson Restaurant to miejsce sygnowane nazwiskiem jednego z bardziej znanych mecenasów i kolekcjonerów zabytków, Reidara Jönssona, utworzone w bliskim sąsiedztwie Gyldne Palass. Jako miłośnik stylu art nouveau, który dzięki przenikającym się wpływom ze świata śniących również zawitał częściowo u galdrów, postanowił kilkanaście lat temu stworzyć jedną z najbardziej reprezentacyjnych restauracji w Midgardzie. Choć nie mieści się w ścisłym centrum miasta, tylko w dzielnicy Forsteder, w jednej z dawnych willi kupieckich tuż przy Placu Grünerløkka, niemal nigdy nie brakuje tutaj klienteli – z tego względu zaleca się, by na wszelki wypadek zarezerwować stolik z przynajmniej kilkudniowym wyprzedzeniem. Przy Jönsson Restaurant znajduje się także taras, zwykle otwarty latem.

    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    13.06.2001

    Nie chciał wracać do przeszłości i nie mógł okazać słabości, więc wytyczył sobie jasny i klarowny cel: do restauracji. Jak najprędzej. Wyjść z teatru. Uniknąć tłumów i uniknąć Yulii, bo zadanie wymyślone przez Vernera dla Vernera miało nawet własny czarny charakter. Potrafił zająć swoje myśli skutecznie, naprawdę skutecznie, byleby nie myśleć o tym, kto tutaj naprawdę był dla wszystkich zagrożeniem; byleby nie myśleć o przygaszonej minie Siri i łzach płynących po policzkach Inge. Wziął głęboki wdech i odsunął od siebie te wszystkie myśli, ale nagle Fjelde wcisnął mu w ręce wydrę i tym samym znowu wszystko zepsuł.
    -Nie – wychrypiał, ale choć zwykle protestował przeciw czemukolwiek co mu się nie podobało głośno i żarliwie; to tym razem słowa były ledwo słyszalne. Nie oddał mu jednak Pana Ogórka, a pewnie wziął go na ręce, nieco inaczej i ostrożniej niż przed laty; jakby trzymał dziecko i jakby doskonale wiedział jak to robić. – Jeszcze zrobię mu krzywdę. – wyrwało mu się, ale gwar teatru musiał zagłuszyć jego słowa, a Inge posłusznie zmierzał już do tylnego wyjścia.
    Verner spróbował nie patrzeć na Siri, bo zobaczyłaby w jego oczach to samo co tydzień temu w ulewę w jej ogrodzie i zamiast tego mocno (ale nie za mocno, nadal się bał) przytulił wydrę do siebie i machinalnie zaczął głaskać ją po główce i próbował oddychać i nie myśleć o tym, że całe życie krzywdził innych, więc jego mała księżniczka odeszła, bo skrzywdził też ją, nie był co prawda pewien jak, ale to jedyne logiczne wytłumaczenie—
    Wziął głęboki wdech gdy tylko znaleźli się na ulicy — tłumy nigdy mu nie przeszkadzały, ale od pogrzebu jakiegoś czasu zaczęły. Wysunął się o dwa kroki przed Siri i Inge, bo to on miał w końcu wybrać restaurację i powinien ich poprowadzić i nie chciał na nich patrzeć. Niech sobie porozmawiają lub pomilczą lub co tam do cholery chcą, może na przykład znowu chcieli się przytulać.
    Miał ochotę stuc kieliszek do szampana, ale ten stłukł się już w koszu (nie spodziewał się tego po Inge i prawie się uśmiechnął), no i samemu miał zajęte ręce. Parł do przodu, na tyle prędko na ile mógł by nadążyli i w duchu dziękował Siri za to, że nie nosiła durnych szpilek jak Regina. Cały czas głaskał Ogórka i chyba było jasne, że nie ma ochoty go wypuszczać. -Tobie też kupię coś dobrego – wymruczał do wydry, łudząc się, że Siri i Inge tego nie słyszą. -Nie słuchaj tamtej idiotki, wcale nie jesteś pulchny. Właściwie, mam wątpliwości czy porządnie cię karmią? – pogłaskał wydrę wzdłuż tułowia, zastanawiając się czy dwa i pół roku temu nie była aby grubsza. Mogło mu się jedynie wydawać, ale wolał wygodnie założyć, że bez niego i jego przysmaków wszystko się posypało.
    Drogiej kolacji nie było w jego planach na dzisiejszy wieczór — myślał, że po spektaklu zaszyją się z Siri w jej domu, ewentualnie u niego — więc nie myślał wiele nad wyborem restauracji i poszedł tam, gdzie go nogi poniosły, a dłuższy spacer zaprowadziłg go do dzielnicy niewiele odległej od własnego domu. Lubił przepuszczać u Jonssona pieniądze, zanim zaczął oszczędzać na życie po wydziedziczeniu. Kiedyś był stałym klientem, ale po półtorarocznej nieobecności nie był już tego pewien.
    Tym razem nie musiał przeciskać się przez żadną kolejkę, bo o tej porze prawie nikt nie przychodził tutaj bez rezerwacji. Przymknął oczy, zmusił usta do uśmiechu i spojrzał wyczekująco na Inge, bo ktoś musiał otworzyć drzwi żeby przepuścić przodem Siri, a samemu miał wydrę na rękach.
    -To ja. – obwieścił z promiennym uśmiechem gdy znaleźli się we foyer, ale ku jego zdumieniu, nie znał kobiety z obsługi, która patrzyła to na niego, to na wydrę z bezbrzeżnym zdumieniem. Musiała być nowa (kobieta, nie wydra, choć pierwszy raz wziął tu Ogórka).
    A on był zmęczony, ale bez jego wytrwałych starań Inge i Siri nie zjedzą dziś żadnej kolacji, więc najpierw obwieścił kelnerce kim jest, potem (do Siri i Inge docierały strzępy jego prędkiego syku) że to światowej sławy skrzypek, a potem coś o miejscach na kolejny spektakl Upiora w Operze w honorowej loży, które w zamian za stolik załatwi pani Yulia, jego managerka, obiecuję (promienny uśmiech stał się nieco bardziej wężowy, bo Verner naprawdę lubił się mścić), a potem gdy kelnerka spytała bez przekonania o wydrę cała maska uprzejmości zniknęła i Verner lodowato obwieścił że to emocjonalne wsparcie artysty i musi natychmiast porozmawiać z managerem, a potem obiecał kolejne miejsca w loży honorowej również managerowi i wreszcie mogli zasiąść do stołu.
    Od razu zażądał wody i zamówił krewetki i ostrygi i sałatkę i chleb i ośmiornicę w sosie z białego wina i prawdziwego szampana, bo był tym wszystkim bardzo zmęczony.
    -Zacznijmy od tego, ale domówcie coś jeszcze. – westchnął, opadając na kanapę i tuląc do siebie Pana Ogórka. Wolną ręką sięgnął po szklankę z wodą i wychylił ją duszkiem, a potem spojrzał jadowicie na Inge.
    -Nie masz nam nic do powiedzenia o tym co u ciebie, czy tamten babsztyl nałożył na ciebie klauzulę poufności? – odezwał się ostro. Jego chłodny ton kontrastował z czułym sposobem w jaki obejmował Ogórka, a gdy wydra poruszyła się lekko w jego ramionach, ściszył lekko głos, jakby obawiając się, że przestraszy przybrańca. -Dobrze, ja zacznę od tego co u mnie. – zapowiedział, choć nic go o to nie pytał. -Regina nie żyje, ale układam sobie życie od nowa. – zatrzymał na dłużej wzrok na Siri, ostrzegawczo akcentując imię żony. Niedawno przyjaciółka mówiła mu, że nie powinien udawać, że jego córka nie istniała, ale dzisiaj na pewno nie był gotowy na zaprzestanie maskarady. Nie przy Inge. Nie zasługiwał na to.  - Jako, że jestem w żałobie to zwolniłem się z pracy i hoduję tulipany, ale wszystko już w porządku, dziękuję, że spytałeś. Siri była dla mnie wsparciem, jak zwykle. – uśmiechnął się ciepło do przyjaciółki, a potem spojrzał lodowato na Fjelde. A ty nie byłeś. Przez myśl przemknęła mu wątpliwość, czy aby oni byli dla niego adekwatnym wsparciem po pogrzebie jego matki i tamtych durniów, ale odgonił prędko tą myśl i spróbował pomyśleć o tym, że Inge nie dał im na to szansy, bo zniknął. -Voila, kontynuujcie, a ja coś zjem. – zapowiedział i ziewnął. Powinien zamówić jeszcze kawę. Albo iść do domu i zostawić ich samym sobie. Albo iść na Przesmyk Lokiego i liczyć, że w którejś z knajp odnajdzie Asterin, choć po namyśle nie powinien jej szukać, nie dzisiaj, nie gdy czuł się tak źle.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Wymykali się jak złoczyńcy w tanich kryminałach, pomyślała i myśl ta rozbawiła ją znacznie bardziej niż cokolwiek innego w ciągu ostatnich dni (tygodni? miesięcy?). Dziwna to jednak była radość, gorzka, zepsuta. Bawiło ją to, bo przecież byli złoczyńcami, przynajmniej ona i Verner – chociaż Inge też, jeśli uznać jego zniknięcie za zbrodnię przeciwko temu, co mieli lata temu, a teraz już nie. Bawiło ją, bo rzeczywiście wymykali się, dokładnie tak samo, jak niejednokrotnie robili to w czasie studiów, (często) zostawiając cichaczem innych znajomych tylko po to, by wrócić do swojego stada, do Vernera-Siri-Inge; (czasami) uciekając ze zbyt nudnych imprez studenckich; (rzadko) zrywając się z ostatnich danego dnia wykładów. Bawiło ją to, bo w jakimś sensie to było tak, jak dawniej, jak kiedyś, gdy wciąż jeszcze byli razem, gdy byli Vernerem, Sirkku i Inge, a nie tylko Vernerem i Sirkku.
    Goryczy było w tym jednak tak strasznie dużo.
    Nic nie mówiła. Ani wtedy, gdy Inge oddał Ogórka Vernerowi. Ani wtedy, gdy Fjelde wyrzucił kieliszek, choć mógł przecież odstawić go gdzieś po drodze. Ani wtedy, gdy Forsberg wyprzedził ich o dwa, trzy kroki; gdy mamrotał do wydry słowa, do których nigdy przecież by się nie przyznał; gdy w jego oczach pojawił się cień, który przecież już widziała. Ani wreszcie wtedy, gdy wparował do restauracji i tak, jak potrafił tylko on, załatwił im miejsce – choć miejsc w lokalu przecież nie było.
    Gdy zamawiali jedzenie – wtedy też nic nie powiedziała, nie pomyślała, by zamówić coś dla siebie, zbyt przytłoczona tym, co czuła, ale jeszcze bardziej przytłoczona uczuciami Vernera.
    Bez słowa wślizgnęła się na siedzenie obok Forsberga (tak, jak robiła to wielokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy), ułożyła dłoń na jego udzie (tak samo, jak jeszcze nie tak dawno w kawiarni, gdzie zabrał ją po jej ataku), przyglądała mu się przez moment z troską, szukając w nim odpowiedzi na pytania, których wcale nie zamierzała zadawać (bo nie zadawała ich przecież nigdy, nie pytała, czy aby na pewno wszystko w porządku i nie naciskała, by ubierał w słowa własne słabości, jeśli zupełnie nie chciał tego robić).
    Verner mówił, Sirkku milczała. Niewzruszeniem odpowiedziała na ostrzegawcze spojrzenie Forsberga i choć przez chwilę, jedną krótką chwilę chciała powiedzieć Inge wszystko, absolutnie wszystko, co wydarzyło się u niej, u Vernera, co zmieniło sie tutaj gdy Fjelde był tam – nadal nic nie mówiła, bo to przecież nie była jej decyzja. Nie tylko jej. Może w większości nie jej.
    Na wzmiankę o wsparciu, którym była, ścisnęła lekko udo Vernera i odetchnęła powoli.
    Czuła jego ból. Czuła swój. Bogowie, czuła ból ich wszystkich.
    Bez większego zastanowienia wyciągnęła się lekko, ucałowała Forsberga w policzek, otarła ramieniem o jego ramię.
    Spojrzała na Inge i serce potknęło jej się po raz pierwszy tego wieczoru tak bardzo, by zabrakło jej tchu.
    - Czy – zaczęła powoli. – Czy możemy to wszystko naprawić? – zawahała się, zerknęła na Vernera. – My. My wszyscy. – Bo choć żal wciąż był tak samo gorzki i tak samo ciężko zalegał jej na żołądku, wiedziała, że sam Inge niczego nie zrobi. Nie dlatego, że by nie chciał czy nie potrafił.
    Po prostu i ona, i Forsberg otoczyli się zbyt wysokimi murami, by dało się je pokonać bez współpracy z ich strony.
    Odetchnęła powoli, pozwoliła pytaniu wybrzmieć. Nigdy nie umiała zbyt długo krążyć wokół tematu. Albo wcale. W zasadzie wcale nie potrafiła krążyć.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Inge nie tworzył w głowie dalszych planów na ten wieczór – nie miałyby one większego sensu, kiedy bez swojej zgody został wrzucony w emocjonalny wir dwójki kiedyś dobrych przyjaciół. Logicznie nie miał im za złe intensywności reakcji na jego widok i słowa – sam reagował niewiele lepiej, albo wręcz najgorzej z nich wszystkich; w końcu tylko jemu popłynęły łzy – ale gdyby miał szansę, czmychnąłby do domu. Zaszył się w swoich pokojach na skraju lasu, może poszedł nad rzekę, która zawsze go koiła. Puściłby Ogórka do wody, oglądał tamten świat jego oczami. Tymczasem pędził ulicą z Sirkku przy boku i Vernerem przed sobą, udając, że nie słyszał słów skierowanych do jego wydry jakich ten drugi nie wymodulował należycie. Może wobec Inge Forsberg miał opory – słusznie – ale nie przekładało się to na jego przybrańca. I dobrze. Ogórek nie zawinił absolutnie niczym i jeśli ktokolwiek próbowałby podnieść na niego rękę lub spojrzeć krzywo, podpaliłby mu dupsko bez najmniejszego zawahania. Fjelde na co dzień nie miał w sobie grama agresji – nawet upierdliwe muchy łapał pod szklankę i wypuszczał, choć wiedział, że znowu wpadną mu do domu – ale broniłby swoich do utraty tchu. A teraz, jakkolwiek to brzmiało, to właśnie Ogórek był najbliższą mu osobą. Włożenie go Forsbergowi w ręce było aktem zaufania.
    Inge tylko przelotnie spojrzał na szyld restauracji, do której zaprowadził ich Verner, jednym uchem słuchając jego szybkiej wymiany zdań z kobietą obsługującą wejście – nie umknęło mu skrzypek, bilety, managerka. Wykrzywił usta tylko na moment, zaraz zmuszając je do uśmiechu, gdy kobieta zerknęła w jego kierunku. Odruch. Ugłaskiwanie innych prezencją i muśnięciem aury fossegrima. Robił to często. Może aż za.
    Z rozkojarzeniem rzucił okiem na pozycje w menu, a gdy Sirkku nie odezwała się przy składaniu zamówienia, spytał ją ostrożnie, czy wciąż lubi łososia z grilla – dla siebie wziął to samo, bo i tak nie miało to większego znaczenia. Nie był pewien, czy da radę coś przełknąć.
    Rozłam między nimi widoczny był gołym okiem nawet dla postronnych – może siedzieli w jednej loży, ale na jednym jej końcu siedział Inge, na drugim Verner i wtulona w niego Siri oraz Ogórek, wyraźnie podkreślając kto był tutaj piątym kołem u wozu. Komu należał się tytuł persona non grata.
    Splótł dłonie pod stołem, napotykając spojrzenie Forsberga, gdy ten zaczął mówić – czy też ciąć słowami. Inge zawsze wyobrażał sobie, że jego lodowate tony zmieniały się w metaforyczne ostrza, które pieczałowicie wciskał w każdą przerwę, jaką zauważył między płytami cudzej zbroi. Nie zmienił się pod tym kątem nic a nic.
    Twarz fossegrima wykrzywiła się ze współczuciem, gdy usłyszał o śmierci żony Vernera, czując bolesne ukłucie żalu tak głębokiego i gęstego, że serca potknęło mu się na moment w piersi. Udawał, że nie zauważył, jak Ogórek podniósł łepek z kolan Forsberga, przyglądając mu się przez chwilę z szybko marszczącym się noskiem. Wyraźne akcentowanie zażyłości między nim a Sirkku dogoniło wreszcie blondyna, kopnęło go w tył głowy, zostawiając w niej dzwonienie i nieprzyjemny szum, każąc mu wysnuć jedyną rozsądną konkluzję.
    Odruchowo otworzył usta z gratulacjami formułującymi się w tyle gardła, a potem zamarł, z nieelegancko rozchylonymi wargami spoglądając na Sirkku, gdy zadawała swoje pytanie, uwzględniając w nim wszystkich. Zęby Inge kliknęły cicho, kiedy zamknął buzię, wspierając się mocniej plecami o oparcie swojego siedziska i po prostu patrząc. Przenosząc jasne spojrzenie między twarzami Vernera i Sirkku, Sirkku i Vernera.
    - Chciałbym wam wytłumaczyć. Jeśli mi pozwolicie. Zasługujecie przynajmniej na tyle – powiedział, bardzo bardzo powstrzymując się, żeby nie westchnąć. Znów odruchowo zaczął wyłamywać sobie palce, nieświadomy jak bardzo irytowało to Forsberga. - I... Gratuluję – dodał jeszcze po chwili, odchrząkując, gdy w tyle gardła zaczęła formować mu się absolutnie niedorzeczna gula. To, że patrząc na Sirkku, wciąż czuł w brzuchu przyjemne łaskotanie, nie znaczyło, że nie potrafił taktownie wyrazić radości z powodu faktu, że znalazła kogoś, z kim było jej dobrze.
    - Pasujecie do siebie. To... To naprawdę dobrze, że się odnaleźliście – dodał, próbując się uśmiechnąć, ale nie miał finalnie pewności, co odmalowało się na jego twarzy.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Dotykanie innych nigdy nie przychodziło mu naturalnie; zdawał się raczej narzędziem używanym do osiągania celów. Przez długi czas myślał, że i dla innych jest narzędziem, ale na studiach Siri zdołała go oswoić i po jakimś czasie ze zdziwieniem uświadomił sobie, że nie bierze już jej całusów w policzek za żadną grę. Że czasem nawet pomagały, zakorzeniając go w rzeczywistości — bo teraz jej dłoń na udzie przypominała mu, że nie śpi, że Inge naprawdę siedzi obok nich, i że mówiąc o śmierci Reginy wcale nie musi myśleć o stracie, która naprawdę bolała. Rozluźnił lekko ramiona, czując jej wargi na policzku i czując się dzięki temu nieco mniej jak piąte koło u wozu. Nie przestawał głaskać Ogórka, a gdy kelnerka nie patrzyła, wsunął wydrze do pyszczka gotowaną krewetkę. Westchnął ciężko, gdy Siri spytała czy mogą to naprawić — dlaczego używała liczby mnogiej? Dlaczego nie mogli uznać tego, że płacił za tą wystawną kolację, za jego wkład w naprawianie tego wszystkiego? Ba, nie tylko płacił. Zorganizował bilety, po trupach, przepchnął się z Siri na przód kolejki, również po trupach, a potem zmusił Inge do rozmowy, choć nawet nie dostał za to autografu. I jeszcze znalazł restaurację i stolik. Choć kochał Siri bardziej niż kochałby siostrę, to wszystko naprawdę było bardzo męczące.
    - Chyba wiesz, kto może zacząć to naprawiać. - odezwał się do niej takim tonem, jakby Inge tu nie było, ale nie spuszczał z niego badawczego wzroku, wciąż licząc na jakąś reakcję. Liczył nawet na kondolencje o śmierci żony, na które miał już gotową ripostę, ale Inge milczał, po prostu milczał i przypominał Vernerowi jak jego talent do unikania prowokacji doprowadzał niegdyś Forsberga do furii. Wreszcie Inge się odezwał i próbował, naprawdę próbował, ale zawsze miał też talent do znajdowania zupełnie niewłaściwych słów — takie, które Verner mógł pociągnąć jak luźną nitkę ze szpulki włóczki, a potem obserwować jak wszystko się rozplątuje i wali. Przed laty uznał Fjelde za wręcz uroczego w takiej naiwnej niewinności i — gdy już przestał węszyć w tej naiwności podstępy — uznał, że to wręcz nieprzyzwoite nabijać się z kogoś takiego i przestał. Bo Inge wydał mu się w pewien sposób podobny do Siri, a choć był zazdrosny o łączące ich porozumienie, to nie nabijałby się z niej.
    Ale już nie było tak, jak przed laty. A słowa, które kiedyś uznałby za niewinnie naiwne, dziś zdawały się kłuć Vernera jak ciosy (jak długo u d a w a ł e ś przyjaźń z nami, Fjelde, jak szybko zapomniałeś o Siri dla tej swojej menadżerki? - myślał z furią i nie mógł przestać) i domagały się reakcji.
    - Przynajmniej na tyle! - powtórzył na jednym, niedowierzającym wydechu i roześmiał się, ale śmiechem nieszczerym, zimnym, przeznaczonym dla znajomych, nie dla przyjaciół. Rzadko śmiał się zresztą szczerze. Potrafił przy Asterin i przy Siri, a niegdyś nawet przy Inge. - Słyszysz, Siri? Zasługujemy przynajmniej na wyjaśnienia. - spytała Inge, czy mogą to naprawić, wyciągnęła do niego rękę, a on chciał tylko coś wyjaśnić. Verner miał ochotę krzyczeć ze złości i potrząsnąć Siri zeby przestała być naiwna i wyzwać Inge na pojedynek w jej imieniu, ale nie mógł zrobić niczego z tej listy, bo głaskał delikatną wydrę. - Aż boję się pytać, na co nie zasługujemy. - parsknął pod nosem, ale tak, by słyszeli i z miną sugerującą, że zaraz o to spyta. I już otwierał usta, a wtedy coś trzasnęło. - Fjelde, zaraz połamiesz sobie palce! Czy ja tutaj - piję trucizny, zażartowałby przed laty, ale już nie mógł, nie mógł, nie mógł, bo naprawdę przyrządzał trucizny i nie miałby odwagi żartować o tym przy Inge, wciąż niewinnym i nieprzeżartym zgnilizną, i może to wszystko nie zdarzyłoby się gdyby nie dzieląca ich przepaść. - się samookaleczam? - zapytał retorycznie, mając nadzieję, że zestresuje rozmówcę na tyle mocno żeby przestał, bo jeszcze jeden trzask i Verner tu zwariuje i—
    —co? Zamrugał, a potem aż cofnął jedną rękę z główki Ogórka by dyskretnie uszczypnąć się w drugi przegub; z autentyczną obawą, że Inge nadal uparcie milczy, a jego absurdalne słowa tylko mu się przyśniły. No dobrze, może i słowa o układaniu sobie życia zabrzmiały dość dwuznacznie i zazwyczaj powiedziałby coś takiego złośliwie, ale dziś akurat myślał o czymś innym, a poza tym nawet gdyby sobie tak zażartował to ich dawny przyjaciel Inge nie powinien nabrać się na... coś… takiego.
    Zatkało go. Nigdy go nie zatykało, a przez Inge Fjelde go zatkało (kolejny dopisek do  listy jego przewin).
    Aż odwrócił powoli głowę w stronę Siri i spojrzał na nią wyraźnie pytająco, nieco bezradnie — czy Fjelde naprawdę im gratulował, czy to mu się śniło? I — co dalej? Nie wiedział, co mu odpowiedzieć, a poza tym to była jednak ich wspólna — a w praktyce jej, zawsze jej — decyzja.
    Na szczęście znali się tak długo i nieprzerwanie (bez żadnego ogniwa znikającego na dwa i pół roku!), że zdołał wyczytać w jej twarzy zarówno potwierdzenie, że się nie przesłyszał, jak i łagodność zdradzającą dalsze kroki. Jakkolwiek zabawna nie byłaby taka iluzja, to była też po prostu przegięciem.
    Westchnął. Ciężko. Już nie złośliwie, a po prostu ze zmęczeniem.
    - Na Odyna - na Lokiego - Inge, myślisz, że nie zaprosilibyśmy cię na swój ślub? - zaczął, postanowiwszy uświadomić mu absurd tych gratulacji. - Choć w sumie sam nie wiem. - zmarszczył lekko brwi i ściszył głos, tracąc na moment wątek, bo to był bardzo ciekawy problem teoretyczny. - Nie, niezależnie od osobistych animozji nie wypada kogoś zapraszać w operze. - rozstrzygnął, bo matka dobrze go wychowała, mimo wszystko. Zabrzmiał jakoś smutno, uświadamiając sobie, że i tak nigdy nie zaprosi Inge na swój (drugi, na pierwszym Fjelde się bawił, ale czy ślub z obowiązku w ogóle się liczy?) ślub, bo po pierwsze oślepł, a po drugie Asterin już raz dała mu kosza. - Chyba, że chciałbym cię wynająć do gry—  dodał, żeby uzupełnić własną hipotezę, ale zerknął w szeroko otwarte oczy Inge i wydawało mu się, że czuje na sobie spojrzenie Siri, więc przeszedł do sedna. - W każdym razie, czego nam gratulujesz? Czy ty jesteś ślepy? - zapytał na jednym wydechu, jakby to, że Siri kleiła się do niego było w tym wszystkim nieistotne - Odnaleźliśmy się jako przyjaciele, Inge. Lata temu. Właściwie to dość żałosne, że uważasz, że zmieniłoby się to akurat jak zniknąłeś. - zauważył, tak jakby Regina nie istniała i była całkowicie nieistotna dla tego równania i jego chronologii. - I w przeciwieństwie do niektórych, Siri nigdy mnie nie zgubiła, ani ja jej. Więc tak, to prawdziwe szczęście. - westchnął, od jakiegoś czasu ton jego głosu już nie wymierzał kolejnych ciosów i ukłuć, tylko zdawał się taki jak Verner, bardzo zmęczony. Był naprawdę zmęczony, a to, że Inge odzwyczaił się od ich towarzystwa tak bardzo, że zarzucił mu sypianie (odnalezienie, zaręczenie, spotykanie się, dla Forsberga w tym momencie to wszystko jedno) z Siri, okazało się ostatecznym absurdem i ostatecznym ciosem.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Zaczęła się marszczyć, stroszyć kolce jak w teatrze, tylko teraz w innym kierunku. Bo nie chodziło już o Yulię i nie chodziło o tłum dookoła, o gwar głosów, szum, o Inge rozdającego autografy i uśmiechającego się sztucznie. Nie, tym razem chodziło o Vernera.
    Sirkku mogła kochać bezwarunkowo, ale Forsberg z kolei zbyt kurczowo trzymał się swojej złości.
    Odruchowo skinęła głową, gdy Inge złożył zamówienie za nią (nie była wcale pewna, czy rzeczywiście da radę zjeść). Wodziła wzrokiem między Fjelde a Forsbergiem, słuchała słów – tych ostrożnych słów Inge i tych ostrych, cieknących jadem słów Vernera. Słyszała gratulacje, które tak bardzo nie miały sensu – gdy skrzyżowała spojrzenie z Forsbergiem, w jej ciemnych oczach krył się smutek, niewiele więcej. Żal i łagodne napomnienie, by tego nie ciągnął, by ten jeden raz nie wykorzystywał dobrego, słodkiego serca Inge by zranić go bardziej.
    By zranić bardziej – bo ona przecież wciąż czekała. Na Fjelde. Zawsze na niego. Mimo żalu i złości. Mimo drzazg w jej własnym sercu i ran, które nie chciały zagoić się tak łatwo.
    Pozwoliła Vernerowi mówić, ale gdy mówił długo i zupełnie nie tak, wciąż nie tak, rozdrażnienie prędko wyparło żal.
    - Verner – rzuciła krótko, szczekliwie, a gdy to nie podziałało, wciągnęła z sykiem powietrze i dodała ostrzej: - Forsberg, do cholery. – Rzadko kiedy mówiła do niego po nazwisku. Prawie nigdy. Bo przecież nie był dla niej Forsbergiem – był po prostu Vernerem, zawsze tylko jej kochanym Vernerem, jednym z najbliższych jej ludzi na świecie, bliższych niż jej rodzice i, szczerze mówiąc, bliższym także niż jej rodzony brat. Ceniła sobie bliskość Vernera bardziej niż ceniła więzy krwi i dlatego nie sięgała po nazwisko.
    Chyba, że akurat to robiła.
    - Przestań – kontynuowała więc tak samo krótko, z napięciem aż nazbyt wyraźnie drążcym jej w głosie. Cofnęła się od Vernera trochę, odkleiła – choć dłoni z jego uda wciąż nie zabrała. Minimum dotyku było jej potrzebne. Prawdopodobnie bardziej jej niż jemu.
    Ze zmęczeniem przetarła twarz dłonią.
    - Nie jesteśmy razem – podsumowała krótko, bardziej miękko, spoglądając potem na Inge. – Verner po prostu byłgdy ciebie nie było, dodała prosto, krótko, z cieniem żalu, złamanego serca brzmiącym w tych czterech słowach.
    Odruchowo pogłaskała Ogórka wiercącego się trochę na kolanach Vernera, opuszkami palców musnęła jego gładziutką sierść. Spojrzała uważnie – kontrolnie – na Forsberga nim znów wbiła oczy w jasne ślepia Inge.
    Była tak bardzo zmęczona.
    - Wytłumacz, Inge – rzuciła wreszcie, mechanicznie sięgając po jedną z przekąsek, chyba krewetkę z tego samego talerza, z którego Verner podkarmiał Ogórka. – Wytłumacz – poprosiła, lekko przekrzywiając głowę.
    Wytłumacz, bo naprawdę chcę wierzyć, że to nie tak, że o nas zapomniałeś i że miałeś nasze uczucia za nic.
    Że miałeś moje uczucia za nic.
    Te uczucia, o których nigdy nie rozmawialiśmy.
    O których ja nie potrafiłam mówić.
    O których może wciąż nie potrafię.

    Zjadła krewetkę, popiła przyniesionym im i rozlanym do kieliszków winem – i czekała, bo nie wiedziała, co innego miałaby zrobić. W przeciwieństwie do Vernera, nie była gotowa się otworzyć, wyrzucić z siebie wszystkiego, co ją bolało. Nigdy tego nie potrafiła – zawsze chowała ból, przekłuwała go w złość, bo z tą było łatwiej. Nie potrafiła mówić o tym, co rozrywało jej serce na strzępy – zamiast tego sama zszywała je, zwykle nieudolnie, krzywym ściegiem determinacji albo może desperacji, by być silną, by sobie radzić, by nie dać się zranić ponownie.
    Z Inge też tak zrobiła. Lukę powstałą po jego zniknięciu nieudolnie zapchała przekonaniem, że doskonale sobie poradzi, że ma Vernera, że była głupia coś sobie wyobrażając, o czymś śniąc, na coś licząc.
    Teraz, po latach, nie sądziła, by było to mądre i, co więcej, nie sądziła, by miała w swojej ocenie rację. Tylko, że wciąż nie umiała.
    Bała się wielu rzeczy. Inge był jedną z nich.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Porozumieć się z nimi poza teatrem – teatrem, który Inge uważał już za jedną ze swoich bezpiecznych przystani – było trudno. Tam miał zasłonę dymną w postaci pracy, obowiązku rozdawania autografów i uprzejmego uśmiechania się do zdjęć, miał szum, miał tłum, w którym łatwo byłoby zniknąć. Miał wreszcie Yulię, która stanęłaby za nim murem, gdyby nastąpiła taka potrzeba, a którą porzucił bez większego zastanowienia, by wyprowadzić Vernera i Sirkku. Miał talent do podejmowania decyzji zgodnie ze swoim sercem a nie rozumem – mama twierdziła, że to jedna z jego zalet. Że nie kalkuluje korzyści, a robi to, co uważa za słuszne. Sam Inge nie był tego nigdy pewien.
    Mamy już dawno nie było, a on został ze swoim miękkim, wrażliwym sercem, którego w momentach takich jak te naprawdę nienawidził. Nienawidził, że nie potrafił odpuścić. Że dał się przyciągnąć wspomnieniom ciepła dawnych przyjaciół i natychmiast uczynić z nich swój priorytet, choć finalnie miało go to tylko ranić.
    Verner zdecydowanie tę tezę potwierdzał, nie przestając na niego syczeć oraz patrzeć wilkiem, niezależnie od tego, co Inge zrobił lub powiedział. Widział, że go bolało – tak jak bolało Sirkku, ale jeśli nie przestałby ustawiać dookoła siebie coraz to nowych ścian, nie było możliwości, by mógł się przez nie przedrzeć. Inaczej. Mógłby próbować. Bić w te ściany głową, niepomny na swoje własne uczucia i może wtedy Forsberg spojrzałby na niego łaskawszym okiem, widząc, co sobie dla nich zrobił.
    Wzdrygnął się na głośne syknięcie, że zaraz połamie sobie palce i spojrzał w dół na dłonie splecione częściowo pod stolikiem, jakby zobaczył je po raz pierwszy. Powoli rozplótł palce, dla odmiany zaciskając je na materiale eleganckich spodni – cokolwiek, byleby mógł coś z nimi robić. Ciągnęło go do smyczka, do wydobycia ze skrzypiec melodii, w którą mógłby przelać swoje uczucia i się uspokoić, ale wyglądałoby to co najmniej dziwnie, gdyby wyciągnął instrument w restauracji.
    Myślisz, że nie zaprosilibyśmy cię na swój ślub?
    Powstrzymał się przed gorzkim parsknięciem, bo dokładnie tego by się spodziewał, skoro zniknął z ich życia. Gdyby zdecydowali się wysłać mu zaproszenie, prędzej czy później jakaś wiewiórka by go odnalazła, ale wątpił, by był w stanie wyrwać się z marazmu, który go dopadł, skoro nie potrafił nawet sklecić głupiego listu, a co dopiero pokazywać się na czyimś ślubie.
    Napotkał nad stołem spojrzenie Siri, które choć wciąż smutne, teraz poprzetykane iskrami złości, nie paliło go tak bardzo jak wzrok Vernera. Z nią nawet kiedy się nie zgadzali, nie było miejsca na umyślne robienie przykrości drugiemu. Postronnie żartowali sobie czasem, że byli w tym rozsądni aż do bólu, ale Inge podobny układ zawsze odpowiadał – było w nim miejsce na przedstawienie swoich racji i porównanie ich z tymi drugiej strony, dyskusję, szukanie kompromisu. W atmosferze zrozumienia, lub jego próby. Był to jeden z powodów, dla których czuł się przy Sirkku bezpiecznie.
    Wytłumacz.
    Wziął powolny wdech i wypuścił go jeszcze wolniej, żałując, że Ogórek siedział teraz na kolanach Vernera a nie jego.
    - Kiedy moja mama umarła – zaczął, spuszczając wzrok z oczu Siri gdzieś niżej, chyba na jej obojczyk. Nawet po tak długim czasie nie sądził, by potrafił mówić o tym, patrząc komukolwiek w oczy. Swojej terapeutce wciąż nie potrafił, chociaż poznała już te zakamarki jego serca, które chciał – nie chciał, ale musiał – teraz obnażyć. - Kiedy umarła... To znaczy, chyba umarła, bo nikt nie był w stanie mi powiedzieć, co się właściwie stało, poza tym że myśleli, że to jakieś stworzenie wdarło im się… – urwał, odruchowo podnosząc rękę i pocierając czoło tuż nad lewym oczodołem, który od dobrej chwili zaczynał już pulsować bólem. - To nie było tak, jakby ziemia się nagle otworzyła. Gdyby tak było, dałbym się jej połknąć i znalazł spokój – nie robił długich pauz tylko dlatego, że kiedyś już udało mu się złożyć tę historię w chwiejne zdania. Teraz sobie tylko przypominał. - Słońce zgasło. Rzeka zamiast mnie koić, wlewała mi się do gardła i dusiła. Jej duch był wszędzie. W miejscach, w ludziach, nie dawał mi spokoju nawet na krótką chwilę – nie zdawał sobie sprawy, że podniósł głos, bo całą uwagę skupił na tym, by powiedzieć im wszystko i nie zalać się łzami. Nie po raz kolejny. - Przywiązałem sobie kamienie do kostek. Nad rzeką – przyznał ze wstydem tak palącym, że wciąż czuł go jak piętno we wnętrzu klatki piersiowej. - Ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że jeśli wskoczę, zrobię krzywdę Ogórkowi.
    Wydra niewzruszenie wylegiwała się dalej pod głaszczącą ją ręką Vernera, unosząc mordkę i cichym piskiem domagając się następnych smakołyków.
    - Wrzuciłem do torby byle co i pojechałem gdzieś na oślep. Byle jak najdalej. Nie pamiętam, jak nazywało się te kilka pierwszych miast, bo głównie leżałem w łóżku i patrzyłem jak czas ucieka – zamrugał, odruchowo już zabierając się, by znów wyłamywać palce, ale tym razem się powstrzymał, powoli kładąc dłonie na stoliku. - Parę razy kupiłem papier, próbowałem coś napisać, ale nie mogłem... Ja wiem, jak to brzmi, ale nie byłem w stanie napisać nawet jednego słowa. Paraliżowało mnie za każdym razem, kiedy próbowałem – zmarszczył brwi, nawet mimo upływu czasu wciąż wściekły na tę niemoc, która definitywnie odcięła go od tak wielu osób.
    - Byłem wszędzie, w całej Skandynawii. Byle jak najdalej od Midgardu. Pracowałem byle gdzie, za byle jakie pieniądze, aż uznałem, że to świetny pomysł zaciągnąć się na statek. Bo przecież woda to woda, nieważne morze czy jezioro – parsknął, nie do końca zdając sobie sprawę, że nie tłumaczy, dlaczego to było takie istotne. - Przy pierwszym większym sztormie dostałem masztem w głowę i wylądowałem w szpitalu. Gdzieś na wybrzeżu. To – palcem wskazał w okolice lewej połowy twarzy. - To sztuczne oko. Moje zostało wybite. Ale to właściwie nie jest ważne. Ważne jest to, że byłem tam na tyle przytomny, żeby myśleć. Wiem, zaskakujące – rzucił kwaśno, skupiając zaraz wzrok na ruchu. To Ogórek zszedł z kolan Forsberga i zwinnie pokonał przestrzeń dzielącą go od Inge, układając mu łepek na udzie. Odruchowo opuścił dłoń, z wątłym, miękkim uśmiechem głaszcząc gładkie futerko.
    - Kiedy wróciłem, było mi wstyd. Wciąż jest. Że nie potrafiłem napisać tych paru słów i kazałem wszystkim myśleć, że nic nie znaczyli. A to nie jest prawda.
    Bardzo, bardzo powoli zmusił się wreszcie, by podnieść wzrok, chociaż przelotnie przesunąć się nim po twarzach Sirkku i Vernera.
    - Tak mi przykro, że was zostawiłem – wydusił łamiącym się głosem. - Że mnie tu nie było.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Nie potrafił wybaczać. A przynajmniej tak mu się wydawało: bo jakoś w niepamięć puścił krótki moment, w którym Siri przekroczyła nieprzekraczalną granicę i na moment odebrała mu głos swoją magią; spotykając się z Asterin nie pamiętał już o własnym złamanym sercu; a pomimo karygodnej nieobecności Inge zaprosił go na kolację zamiast zignorować skrzypka na zawsze.
    Nie potrafił też smucić się w ciszy. Jeśli coś było jego językiem wyrażania uczuć, to zemsta. Dla córki zabił żonę (wedle jego logiki było to logiczne), dla Asterin zdradził Kruczą Straż i był gotów spopielić cały świat, dla Siri zachwiał hierarchią studenckiego kampusu i pozbyłby każdego, kto stanowiłby dla niej zagrożenie jeśli by na to przyzwoliła (czy Inge stanowił dla niej zagrożenie? - nawet jeśli, nigdy nie pozwoliłaby mu niczego z tym zrobić). Nawet Yulię uznał za własnego wroga niekoniecznie z powodu bezczelności wobec jego własnej osoby, co przede wszystkim z powodu zlekceważenia Siri, znieważenia Ogórka i dotknięcia Inge w niewłaściwy sposób.
    Wydawało mu się, że uspokoi się dopiero gdy Inge uderzy się w pierś, padnie na kolana przed Siri, napisze im upokarzający autograf, przyzna na głos jak niewłaściwie potraktował ich przyjaciółkę — bo Verner gubił się już w tym, gdzie kończył się ból Siri i zaczynał jego własny, gubił się też w tym jak inaczej go teraz przeżywali.
    Ona chciała naprawić, być może wybaczyć. Siri nadal widziała w Inge ich dobrego przyjaciela; bo zawsze miała lepsze serce od Vernera i zawsze martwił się o to dobre serce, martwiąc się, że zostanie wykorzystana przez resztę świata albo przez nazbyt ambitych skrzypków. On — chciał usłyszeć wyjaśnienia, choć nie dopuszczał Inge do głosu. Chciał zobaczyć jak świat płonie, choć chyba nigdy nie wepchnąłby Inge w płomienie; chciał zadośćuczynienia dla przyjaciółki, której cichy smutek oglądał przez ostatnie lata, nawet jeśli sama wcale nie pragnęła tego zadośuczynienia.
    W tym momencie cisza go dobijała — czy Inge i Siri naprawdę nie potrafili ubrać swoich emocji w słowa? Verner chyba też nie potrafił, ale znajdował w zamian inne słowa, ostre i mściwe i gorące; jakby tylko ogień złości mógł tchnąć w nich wszystkich ukojenie i jakby to cisza tak naprawdę parzyła. Mówił więc, choćby po to aby usłyszeć własny głos.
    Aż Siri kazała mu przestać. Ostro. Aż drgnął jak oparzony i zacisnął usta, mocno i demonstracyjnie, jak obrażone dziecko jakby chciał jej udowodnić, że dobrze, uszanuje jej życzenie. Chyba najbardziej ubodło go to, że miała rację. Ubodły go też niewidzialne iskierki zazdrości — bo zawsze rywalizował o nią z Inge (zamiast pogodzić się z tym, że kochają ją inaczej) i choć wygrał to chyba znowu przegrywał. Poczuł krótką ulgę, że nie cofnęła dłoni i poprzysiągł sobie milczeć.
    A jej podejście zadziałało, bo Inge wreszcie zaczął mówić.
    Na początku Verner po prostu słuchał, a Ogórek piszczał cicho, więc podsunął mu pod pyszczek kolejną krewetkę. Biedactwo musiało być strasznie wygłodniałe, skoro wciąż domagało się nowych smakołyków. Po całej sekundzie namysłu podsunął mu pod mordkę cały talerz.
    Aż nagle drgnął, jakby dla odmiany to słowa Inge zadały mu cios. Dusiła — Jej duch był wszędzie — nie dawał mi spokoju. Poderwał głowę, jakby słyszał wyjątkowo nieśmieszny żart i musiał się upewnić, że Inge mówi o sobie. Ale to nie był żart i skrzypek naprawdę mówił szczerze, ale Verner nie chciał już tego słuchać, nie chciał tego przeżywać od nowa. Małej księżniczki, nawiedzającej go we śnie i na jawie. Żałoby, za którą można było podążyć tylko w jedną stronę…
    … chyba przeczuwał już jakie słowa zaraz padną, ale pusty talerz po krewetkach i tak prawie zsunął mu się z kolan.
    Przestał go podtrzymywać i odruchowo zacisnął dłoń na dłoni Siri, mocno. Nie chciał, nie mógł już tego słuchać, ale z loży też wyjść nie mógł, a w gardle paliło go jak wtedy, gdy wypił duszkiem Oddech Orma i czekał na samospalenie po pięciu minutach, ale w czwartej pomyślał o Siri i Asterin i wszystkim, co jeszcze miał do załatwienia i sięgnął po antidotum.
    Drugą ręką delikatnie zakrył prawe uszko Ogórka, bo on tym bardziej nie powinien słuchać.
    Kolejne słowa Inge docierały do niego jak przez mgłę, zagłuszane przez jego własne myśli:

    Asterin wolała się prostytuować niż przyjąć jego oświadczyny i pomoc. A gdyby nie jej blizny i zaczepka nieznajomego człowieka, niczego by nawet nie zauważył.
    Inge nigdy nawet nie poprosił ich o pomoc, tylko chciał skakać z mostu i Verner też niczego nie zauważył.
    A jego własna córka wolała umrzeć niż mieć takiego ojca i choć wszyscy mówili, że była zdrowa i niczemu nie dało się zapobiec, to na pewno też czegoś nie zauważył, bo samemu najwyraźniej był jak toksyna rozlewająca się na wszystkich wkoło, nawet na własne ciało, które odmawiało mu teraz posłuszeństwa przez chorobę genetyczną.
    I tylko Siri, której rękę wciąż trzymał, jeszcze nie utracił, ale jej napad choroby wczoraj poważnie go nastraszył i wydawało się to tylko kwestią czasu.

    Milczał długo po tym, jak Inge skończył mówić, ale już dawno temu rozluźnił szczękę. Milczenie stało się inne, cięższe i Fjelde jeszcze nigdy nie widział Vernera tak cichego, bo przeważnie trudno było mu utrzymać język za zębami przez dłużej niż pięć minut i rzadko wyglądał na tak nieobecnego. Nie zauważył nawet momentu, w którym wydra opuściła jego kolana, na których wciąż leżał pusty talerz.
    Siri za to widywała takim Vernera ciągle, gdy przesiadywał w jej domu miesiącami po śmierci Magnolii i milczał, po prostu milczał. Miała rację, gdy poprosiła żeby był cicho, ale nie miała racji gdy powiedziała Inge, że to on przy niej był. To ona przy nim była. I choć było jasne jak słońce, że samemu nie umiał pomóc Inge ani nikomu, to ona przecież mogła.
    - Nie zrobiłbyś krzywdy tylko Ogórkowi. - odezwał się wreszcie, chrapliwie, po dłuższej chwili. Chciałby móc powiedzieć, że dał ten czas Siri aby to ona pocieszyła ich dawnego przyjaciela — ale nawet w tym zawiódł, chociaż dłuższą chwilę był cicho i rozluźnił uścisk na jej dłoni jeśli chciała podejść do Inge. Dał jej czas, dał im czas, ale nie pomyślał nawet o tym, że powinien. Po prostu samemu nie mógł dojść do siebie.
    Nie sprecyzował komu jeszcze Inge zrobiłby krzywdę, ale to jasne, że chodziło mu o Siri i może o siebie.
    Przymknął oczy, bo uświadomił sobie, że coś mu do nich wpadło i trochę piekły i milczał jeszcze chwilę, usiłując zebrać myśli.
    W sumienie gryzł go fakt, że Regina umarła w podobny sposób. Nie była na tyle błyskotliwa, by przywiązać sobie kamienie do kostek, ale miała na tyle szczęścia, by zabił ją sam skok z mostu.
    - Na pewno nikt cię nie otruł? - wcale nie chciał tego powiedzieć, ale nie znajdował innych słów. Tylko na tym się znał. - Takie... mogą być objawy. - wymamrotał, uciekając wzrokiem. Poczuł się głupio, bo bardzo nierozsądnie było mówić o objawach trucizny, jaką podawał żonie. Poczuł się głupio, bo nawet bez spojrzenia na Siri wiedział, że to nie były właściwe słowa. Odchrząknął i powoli odłożył talerz na stół. - Są bezbolesne sposoby i utonięcie takim nie jest. - dodał z żalem. Dlatego pochował przed żoną wszystkie trucizny i samemu podsunął jej ten pomysł. Nie rozumiał, dlaczego Inge...  - Chyba, że chciałeś żeby bolało. - wyrwało mu się ochryple, z nagłym zrozumieniem. Oddech Orma też nie należał do bezbolesnych. Unikał wzroku Siri, bo nie chciał, żeby wiedziała co kiedyś rozważał i że rozumie Inge lepiej niż im się wszystkim wydawało. Potarł czoło, usiłując pozbierać do kupy całą resztę tej historii. Coś o pracach i o oku i o wodzie.
    - Pożyczyłbym ci pieniądze. - wydusił po kolejnej dłuższej chwili. - Żebyś nie musiał… mam nadzieję, że ich pozwałeś…? - po raz pierwszy podniósł wzrok na Inge, kontrolnie zerkając na jego oko. Znał się na prawodastwie zwiążanym z wypadkami na morzu równie świetnie jak na grze na skrzypcach (czyli wcale), ale zasada oko za oko domagała się spłaty, a maszty nie mają przecież oczu. - O co chodzi z tą wodą, Ogórek może pływać w morzu? - westchnął, ale głównie po to, by samemu zebrać się w sobie. Znajdowanie nielogiczności pomagało mu myśleć lub nie myśleć. - Zresztą, nieważne. Ja... - powinienem teraz powiedzieć, że ci wierzę, ale nigdy nawet mnie nie lubiłeś i może nie powinienem być dla ciebie ważny. Siri powinna, nie ja. -… rozumiem. - powiedział wreszcie, a to słowo zabrzmiało w jego gardle równie niekomfortowo jak przepraszam i niosło się w myślach równie boleśnie jak niechciane i boleśnie rozgrzebane wspomnienia o córce.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Gdy Inge zaczął mówić, świat równie dobrze mógłby się skończyć – i tak nic już nie było dla Sirkku tak ważne, jak słowa, kolejne zdania spływające z języka Fjelde i rozpryskujące się między nimi jak rozchlapywana woda. To znaczy, prawie nic, bo przecież Verner wciąż był ważny (nie cofnęła ręki nawet wtedy, gdy ścisnął jej dłoń trochę zbyt mocno), ona sama była ważna (nie umknęła spojrzeniem od Inge, choć bardzo chciała, bo przecież tak strasznie trudno było patrzeć w te błękitne oczy, pełne teraz tak wielu rzeczy, bolesnych rzeczy). Inge wciąż był jednak ważniejszy. Jego ból, jego żal, jego smutek.
    To mogło być sedno jej problemu, że Inge – zawsze Inge – był dla niej tak ważny. I że – jednocześnie – tak bardzo nie potrafiła o tym mówić, tak bardzo nie umiała tego zrozumieć.
    Chciała i nie chciała sobie tego wszystkiego wyobrażać. Tego, jak się czuł. Tego, jaką była ta rzeka i jaki ciężar miały kamienie uwiązane do kostek Inge. Tego, jak smakował nagły lęk, że zostawiłby Ogórka (i ją, i Vernera – nie zamierzała mu tego wytykać, ale nie zamierzała też tym razem uciszać słów Forsberga) i jak to było, spakować tylko najpotrzebniejsze rzeczy i z dnia na dzień zostawić wszystko, co znane, za sobą. Jak to było tkwić w łóżku bez celu, jak to było gubić się w natłoku własnych myśli – czy raczej może w lepkiej, dławiącej, opresyjnej ciszy. Jak to było trzymać pióro, ale nie móc nakreślić choćby jednego słowa. Jak to było stracić oko i jak...
    Wciągnęła gwałtownie powietrze, zachłannie, łapczywie, czując, że się dusi. Dławi się lękiem Inge, jego bólem – i swoim własnym, i Vernera. Wstyd Fjelde zaciskał jej się wokół szyi tak samo mocno jak własna tęsknota i irytacja Forsberga – ta ostatnia wyraźnie gasnąca, przeradzająca się w coś zupełnie innego, w coś cięższego, bardziej gorzkiego, metodycznie odrywającego z ciała kolejne pasy surowego mięsa.
    Spojrzała na Vernera i wiedziała, kiedy widziała go takim ostatnio – wiedziała, kiedy jego ból był ostatnio tak głośny, tak silny, kiedy wył tak, nie dając się uciszyć. Spojrzała na Inge i, w jego przypadku, nie wiedziała. Nie pamiętała, kiedy – czy w ogóle – widziała Fjelde takim, jak teraz; czy kiedykolwiek rozumiała jego uczucia tak, jak – chyba – rozumiała je teraz.
    Spojrzała na Ogórka skulonego na kolanach Inge i chciało jej się wyć, tak strasznie wyć. Bała się jednak, że jeśli sobie pozwoli, to nie przestanie. Że zabraknie jej tchu, że spazmatyczne, płytkie oddechy nie wystarczą, i że łzy w którymś momencie przestaną płynąć – a ona nawet wtedy nie przestanie szlochać.
    Verner rozluźnił dłoń i wiedziała, że dawał jej możliwość, by mogła wstać, podejść do Inge, ale nie zrobiła tego – nie zrobiła, bo wciąż czuła na dłoni ból wcześniejszego kurczowego uścisku Forsberga i nie mogła mu tego zrobić. Nie mogła go zostawić, nie była gotowa przedkładać bólu Inge nad ból Vernera. Nie wiedziała, czy potrafiła nadać emocjom jakąś wartość, uszeregować je w jakikolwiek sposób, poukładać w kolejności pozwalającej na...
    - Inge – wykrztusiła cicho. Imię Fjelde brzmiało teraz dziwnie, tak zduszone, z trudem przepchnięte przez ściśnięte gardło. – Inge – powtórzyła, bo nie mogło tak brzmieć, nie mogło tak ranić. To imię zawsze było dobre. Miękkie. Zawsze brzmiało czułością – już wtedy, lata temu, gdy nie wiedziała jeszcze, co dokładnie czuła.
    Teraz wciąż nie wiedziała, ale szukała tej samej czułości, bo ona była dobra, kojąca, bo kojarzyła jej się z domem znacznie bardziej niż cokolwiek, co pamiętała z faktycznego domu w Rovaniemi.
    Gdy wreszcie sięgnęła ku Fjelde, zrobiła to przez stół, gdzieś pomiędzy talerzami kolejnych przystawek i kieliszkami z winem. Udem wciąż stykała się z Vernerem, dłońmi odnalazła jednak dłonie Inge, zacisnęła na nich własne palce, splotła je ze sobą; nie zdecydowała się unieść rąk Fjelde do własnych ust chyba tylko dlatego, że jej własne dłonie drżały za mocno, i że uczucia przelewające się przez nią gwałtowną falą mogłyby nie zmieścić się w jednym pocałunku złożonym na rękach skrzypka.
    Nie była pewna, która z myśli zasługiwała na słowa. Nie ta, że to takie przykre, że jedno z jego pięknych oczu zostało teraz zastąpione sztucznym – ale też nie zapewnienie, że to nie ma znaczenia, że dla niej to wciąż ta sama zachwycająca tafla lodu, ta sama głęboka toń, w której mogła tonąć każdego dnia. Nie ta, że nie musiał być sam, że przecież byli tu dla niego – ale też nie ta, że rozumiała, że wszystko już rozumiała, że musiał tak zrobić, musiał uciec, musiał mieć czas dla siebie.
    Nie wiedziała, czy w ogóle były jakiekolwiek słowa, które miały teraz w tej chwili znaczenie.
    - Inge – wyszeptała więc w końcu tylko po raz trzeci i tym razem uniosła ręce Inge ze stolika, musnęła ustami jego palce w gardle dławiąc rodzący się skowyt.
    Jej ból nie przestał istnieć, jej tęsknota i żal również nie, nabierały jednak nowych kolorów. Nie była pewna, czy lepszych. Chyba nie. Po prostu innych.
    Woda.
    Ze wszystkich rzeczy ta przykuła jej uwagę, tego pytania Vernera też się uczepiła. Woda. Inge mówił że dławiła go, ale też – że koiła. Podążał za wodą i, gdyby Siri się zastanowiła, musiałaby sobie uzmysłowić, że robił to już od strasznie dawna.
    Nie zastanowiła się, ale czuła, że to ważne. Tak samo ważne, jak ważne było w przypadku Nika, że ten sentyment w głosie Inge brzmiał tak samo jak w słowach Holta, i że...
    Nie puściła dłoni Fjelde nawet wtedy, gdy kelner przyniósł im jeszcze więcej jedzenia, kolejne zamówione dania. Nie spojrzała na talerz z łososiem, żołądek skurczył jej się tylko boleśnie na garść nowych zapachów. Nie patrzyła w ogóle nigdzie – nigdzie poza Inge, jakby przyglądając mu się tylko mogła jeszcze raz przestudiować wszystkie jego słowa, prześledzić jego historię w samych tylko rysach jego twarzy i zmianach mimiki.
    Rozumiem, powiedział Verner i Sirkku skinęła tylko głową ostrożnie, bo też rozumiała.
    I uśmiechnęła się – bogowie, ten uśmiech, tak blady, tak ostrożny, nie był nawet w połowie takim, jakie Inge mógł pamiętać, wciąż jednak mówił znacznie więcej, niż słowa.
    Słowa, których Sirkku zwyczajnie nie miała.
    Widzący
    Inge Fjelde
    Inge Fjelde
    https://midgard.forumpolish.com/t3770-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3771-inge-fjeldehttps://midgard.forumpolish.com/t3772-asikhttps://midgard.forumpolish.com/


    Myślał, że kiedy wszystko już im powie, poczuje się lepiej. Że miejsce bólu i wstydu zajmie choć częściowo ulga, że uwolni się od przynajmniej kawałka ciężaru, jakie ciągnął za sobą tak samo jak kamień przywiązany kiedyś do kostek.
    Wcale nie było mu lepiej, gdy skończył, odnalazł go tylko strzępek ulgi tak drobnej, że prawie jej nie zauważył w morzu tego, co obudził w sobie na nowo, wspominając wszystkie wydarzenia, które jak po sznurku doprowadziły go w to miejsce. Mechanicznie głaskał Ogórka, w którymś momencie zaczynając czuć mrowienie palców gładzących ten sam fragment futerka, ale nie przestawał, bo tylko jego wydra była z nim zawsze i niezmiennie. Tylko Ogórek nigdy nie mógł go porzucić, uznać, że miał dość – było to wobec niego nie fair, bo nie dostał wyboru związany z Inge rytuałem przybrańca, ale Fjelde chyba inaczej nie potrafił utrzymać przy sobie nikogo. Chociaż obdarzony przez geny nienaturalnym urokiem, nie mógł polegać, że załagodzi nim każdy problem, wygładzi każdą zmarszczkę lub rysę. Jedni odeszli sami, innych odepchnął z powodu żalu, w którym utonął, zamiast próbować go ukoić. Tylko Ogórek nie dał się odpędzić, leżąc przy nim przez długie godziny, wiernie podnosząc się, kiedy znajdował w sobie siłę iść dalej i nigdy nie będąc dalej niż kilka kroków.
    Chciał wstać, znaleźć najbliższą rzekę, dać się ukoić jej ulotnej magii. Równie mocno chciał zostać, być obok Sirkku i Vernera. To na słowa tego drugiego, chrapliwe w sposób, który do niego nie pasował, Inge podniósł wzrok, z zaskoczeniem przyglądając się Forsbergowi, aż ten nie zaczął sugerować trucizny. Zamrugał, bo podobne wyjaśnienie nigdy nie przyszło mu do głowy, ale postawiony przed nim teraz, nie sądził, by mogło o nie chodzić. Nie, Inge zawsze czuł za dużo i za mocno – mama mówiła, że to jedna z jego największych zalet, ale on w to nie wierzył. Już nie. Posiadanie zbyt miękkiego serca mogło się skończyć tylko bólem.
    Verner zaskakująco łatwo doszedł do tego, że Inge chciał, by jego śmierć bolała – bo logicznym wydawało mu się, że ból najłatwiej zagłuszyć innym bólem, bo nie chciał nikogo obarczać skalą swojej rozpaczy – i Fjelde musiał nad tym faktem przystanąć. Przyjrzeć mu się uważnie i z rosnącym niepokojem. Zastanowić się, czy Verner... Czy była to empatia, której Forsberg by się wypierał, czy rozumiał, bo sam...
    Rysy twarzy Inge wykrzywiły się nagle ze współczuciem, kiedy targnęło nim poczucie winy silniejsze niż wcześniej – że nie był, nie pomógł. Pytanie o pozew chciało wyrwać mu z piersi gorzkie parsknięcie, ale w efekcie zakleszczyło je gdzieś w okolicy gardła, każąc skrzypkowi zastygnąć w miejscu, kiedy Siri wreszcie się odezwała. Nie powiedziała nic, nie ubrała emocji w żadne słowa, tylko jak mantrę zaczęła powtarzać jego imię, zaciskając ciepłe palce na jego wychłodzonych z nerwów dłoniach. Chciał nią potrząsnąć, zmusić, by wycedziła jakiekolwiek słowa, byleby przestała patrzeć na niego, jakby był tym, który rozwieszał gwiazdy na niebie i strącał je zaraz bez cienia skrupułów. Drżał już, gdy uniosła jego dłonie do ust i wydał z siebie dźwięk nie będący zwierzęcym skowytem, ale leżącym tak blisko niego niskim jękiem, że Ogórek podniósł łepek, z piskiem wspierając się łapkami o jego ramię i węsząc.
    Verner powiedział, że rozumie. Sirkku nie powiedziała nic, ale w ostrożnym skinięciu jej głowy i bladym, pięknym uśmiechu, wyrażało się to samo. Rozumieli.
    Jak? Kiedy? Kiedy go nie było? Co się z nimi stało, czego nie widział…?
    Zapadł się w siedzeniu, mocniej zaciskając palce na palcach Siri i czując jak garbi się w sposób, za który zganiłaby go Yulia, przypominając, że w każdej chwili ktoś mógł zrobić zdjęcie do jednej z gazet. Że nie mógł wyglądać tak żałośnie. Inge nie potrafił o tym teraz myśleć.
    - To źle – wydusił wreszcie, cicho i niepewnie, jakby głos mógł mu się w każdej chwili złamać. - Źle, że rozumiecie – powiódł wzrokiem po Sirkku i Vernerze, po każdym z osobna, a potem jeszcze raz, jakby chciał odszukać w ich rysach odpowiedzi na pytanie skąd. Pokręcił głową, wreszcie pochylając się do Ogórka, który nie przestawał coraz głośniej piszczeć, zaczynając powoli ściągać na nich uwagę innych gości. Mając jego twarz w zasięgu pyszczka, wydra zaczęła intensywnie wylizywać mu brodę i policzek, aż wreszcie usatysfakcjonowana, wpakowała się na kolana Fjelde i już cicha, przytuliła się ciepłym ciałkiem do jego brzucha.
    Łatwiej mu było odetchnąć.
    - Jest jeszcze coś – zaczął po chwili, wreszcie opuszczając dłonie splecione wciąż z dłońmi Siri na stół i kciukiem gładząc lekko jej brzeg. - Te plotki... Te plotki, które rozpuszcza Yulia – przełknął ślinę, przez moment gryząc wnętrze policzka. - Że grać uczył mnie fossegrim – zniżył głos, pochylając głowę nad stołem, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłucha, ale przecież nikt nie mógł tego zagwarantować w tłocznej restauracji. - To prawda. Mój ojciec... Ten prawdziwy. Był jednym. I ja też jestem.
    Ślepcy
    Sirkku Järvelä
    Sirkku Järvelä
    https://midgard.forumpolish.com/t3708-sirkku-jarvela#37889https://midgard.forumpolish.com/t3718-sirkku-jarvela#38043https://midgard.forumpolish.com/t3719-unelma#38047https://midgard.forumpolish.com/f136-sirkku-jarvela


    Gdy już raz sięgnęła po jego dłonie, nie potrafiła puścić. Muskając ustami skórę jego palców, nie potrafiła przestać. Dolna warga mrowiła ją lekko tam, gdzie otarła się o dłoń Inge, oddech zasychał jej w ustach i drażnił, grożąc atakiem kaszlu. Imię Fjelde było przy tym jedynym słowem, jakie potrafiła z siebie wydusić – jakby zaklęciem, którym mogłaby zaczarować (albo odczarować?) całą tę sytuację. Cofnąć czas, może naprawić to wszystko, co mniej lub bardziej świadomie popsuli.
    Wszyscy, nie tylko Inge. Tak sądziła, choć nie była gotowa przyznać tego na głos – i z pewnością nie była gotowa rozstać się ze swoim żalem, swoim bólem. Jeszcze nie. Może nigdy. Nie była pewna.
    Widziała, w którym momencie Inge zaczął się zastanawiać. W której chwili uświadomił sobie to, co i ona, i Verner w jakimś sensie próbowali mu przekazać od samego początku. Że jest inaczej. Że, gdy go nie było, pozmieniało się tak strasznie dużo. Widziała, jak zapadł się w krzesło – gdyby siedzisko mogło go pożreć, Fjelde pewnie by mu na to pozwolił. Widziała, jak cień w jego spojrzeniu zmienia odcień, do całej gamy własnych trosk dorzucając mu teraz... Co właściwie? Szok? Przerażenie? Jeszcze trochę bólu?
    Nie chciała tego wszystkiego nazywać.
    Patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła. Nie odzywała się dzisiaj prawie wcale i nie odzywała sie też teraz, bo i co miała powiedzieć? Zacząć opowiadać, co działo się u nich, u niej i Vernera? Mówić o tym, jak smakowała magia – ich magia – gdy próbowało się jej po raz pierwszy? Jak silny był głód, z którym oboje musieli się zmagać? Miała mówić o stracie, jakiej doświadczył Forbserg – i o własnych lękach, gdy czasem budziła się gdzieś, na ulicy albo w lesie, albo na jakiejś ścieżce, którą nie pamiętała, żeby szła? Miała mówić o tym, jak nierozsądna stała się w ciągu ostatnich lat, jak zachłannie sięgała po magię choć przecież wiedziała, że za każdą z takich prób prędzej czy później zapłaci? Czy może o łzach Vernera, tych ostatnich, na schodkach altanki w jej ogrodzie?
    Nie mogła mówić o niczym z tego. O niczym.
    Więc mówił Inge, nadal on. Opuścił dłonie, jego dotyk był absurdalnie kojący jak na to, że brakowało jej go przez tyle czasu, że przecież powinna się już odzwyczaić. Przygryzła wnętrze policzka i patrzyła przez chwilę na kciuk sunący po jej skórze, niemal spodziewając się, że zobaczy jakieś ślady na własnej ręce, jakieś oparzenia albo może – odmrożenia tam, gdzie odwykłe od dotyku Inge ciało zacznie się bronić.
    Niczego takiego nie było, a delikatne zaczerwienienie dłoni tam, gdzie grzało ją ciepło Fjelde było miękkie, słodkie, kojące.
    Uniosła wzrok, gdy wspomniał coś o plotkach. Zmarszczyła brwi lekko, próbując sobie przypomnieć, a gdy to zrobiła, przekrzywiła głowę lekko.
    Wiedziała. Wiedziała jeszcze zanim ubrał to w słowa. Wiedziała może już lata temu.
    Nie wiedziała, jakiej reakcji się spodziewał, była jednak pewna, że jakiejś. Jak jednak miała zareagować, skoro wcale nie była zaskoczona – a już z pewnością nie zszokowana? Jak miała zareagować, skoro już wcześniej, kiedyś, jeszcze zanim zniknął czuła podskórnie, że jego towarzystwo smakuje inaczej, jego obecność uspokaja ją w inny sposób niż towarzystwo Forbserga? Nie poruszała tego tematu nigdy, nijak nie nazywała własnych podejrzeń – bo i po co miała? Inge był przecież…
    - Jesteś przede wszystkim Inge – zauważyła spokojnie, nieco mocniej ściskając dłoń przyjaciela.
    Przyjaciela. Czy naprawdę wciąż nim był?
    - Jesteś Inge – powtórzyła miękko. – Doskonałym artystą, zawsze nim byłeś. Chłopakiem o wielkim sercu. Moim... – Wciągnęła powietrze z sykiem, wypuściła je powoli. Nie dokończyła – ale nie puściła jego dłoni.
    - To nie ma znaczenia – stwierdziła, zaraz jednak zawahała się. – Chyba, że chciałbyś, żeby miało. Może sądzisz, że... Że to coś zmienia. Zmienia? – Przekrzywiła głowę lekko.
    Dla niej nie zmieniało.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    To źle, że rozumiecie. Przez twarz przemknął mu lekki skurcz, gdy Inge dał do zrozumienia, że rozumie dlaczego rozumieją. To było inne niż ciepło dotyku Siri gdy siedzieli w jej ogrodzie w zimnym deszczu i kojące bezpieczeństwo jej milczenia. Słowa zdawały się parzyć, a Verner nie chciał się z nimi konfrontować. Nie chciał już wtedy, gdy próbował zagrodzić koronerowi drogę do ciała swojej córeczki i zagłuszyć krzykiem jego słowa — bo bez słów była jeszcze wtedy przez chwilę zawieszona w życiu, a teraz chociaż w nieistnieniu, bo nieżycie zdawało się od niego bardziej ostateczne i gorsze. Chętnie udałby, że ostatnie dwa lata się nie wydarzyły, ale zarazem nie mógł udawać, że nieobecność Inge nie istniała. Chyba w głębi ducha rozumiał, że niczego nie da się cofnąć i może dlatego czuł się tak źle. Zbyt źle, by skomentować jakkolwiek słowa Inge, choć w lepszej formie znalazłby na nie jakąś ciętą ripostę. Ale wciąż na tyle dobrze, by uparcie odwrócić wzrok, by w geście buntu nie dać blondynowi dostępu do własnego spojrzenia ani żadnych dalszych wskazówek.
    Inge potrzebował teraz Siri i Ogórka bardziej, więc Verner pozostał z pustymi rękami, ciepłem przyjaciółki u boku, niezbyt starannie tłumioną zazdrością i pragnieniem pójścia do domu. Spróbował wziąć głębszy wdech i zaczął obracać czysty widelec w dłoniach, szukając jakiejś dystrakcji. Wydra pisnęła, kilka głów obróciło się w stronę ich stolika, Verner z satysfakcją posłał kilku gościom mordercze spojrzenie.
    Gwałtownie powrócił wzrokiem do Inge gdy znów padło imię Yulii. - No właśnie. - zaanonsował warkliwie swoje zainteresowanie jeszcze zanim blondyn rozwinął temat, bo te plotki denerwowały go już od dłuższego czasu, co oni sobie wyobrażali?, a managerka trafiła dziś na listę jego osobistych wrogów. Znów poczuł znajomy gniew i to było dobre, bo skoncentrowanie złości na teraźniejszości pomagało odgonić demony przeszłości.
    A potem padły słowa tak absurdalne, że Verner otworzył szerzej oczy, a potem mocno wbił sobie pod stołem widelec we wnętrze dłoni aby upewnić się, że na pewno ich sobie nie przyśnił. Pomknął zszokowanym spojrzeniem do Siri, którą — choć wiedziała o chorobie od niedawna — uznawał już za kotwicę w chwilach, w których obawiał się wpływu menady na własne życie. Ale Siri nie patrzyła na niego. Siri patrzyła na Inge i mówiła do niego, mówiła tak, jakby to była prawda, a skoro Siri uznała to za prawdę, to faktycznie była prawda, nie myliłaby się w tym —
    — ale myliła się w tym, że nie była zmartwiona.
    Verner z niedowierzaniem przesunął wzrokiem po bladym uśmiechu Siri, a potem po apatycznym (nie był zdolny dostrzec w tej apatii ani strachu ani rozpaczy) wyrazie twarzy Inge, a potem upuścił widelec na podłogę i nachylił się do przyjaciół, żałując, że nie zamówił prywatnej loży ani że nie wyprosił wszystkich gości z tej knajpy.
    Reakcja Siri była idealna. Uspokajająca. Tolerancyjna.
    Była wszystkim, co Verner kochał w Siri i wszystkim, do czego on nigdy nie był zdolny.
    A w swojej złości uznał, że była również niepełna, bo świat wokół płonął (albo to myśli i emocje Vernera płonęły), a oni zachowywali się jakby chcieli spłonąć wraz z nim, a on im na to nie pozwoli, nie pozwoli, nie pozwoli—
    - Czy ty już do reszty oszalałeś, że jej to powiedziałeś i jej na to pozwoliłeś? - syknął wściekle. Nie wnikał w to, czy Yulia wie, czy wymyśliła te plotki sama. Założył, że musi wiedzieć skoro je wymyśliła, a świadomość, że przyjaciel powiedział o wszystkim tej kobiecie  wcześniej niż im wydawała się palącą zdradą. - A ta - odkąd rozstał się z Asterin przestał nazywać kobiety kurwami, więc z  niezadowoleniem szukał przez sekundę emocjonalnego synonimu - megiera - nie był do końca zadowolony, ale trudno - próbuje sprawić żeby napadli cię Wyzwoleni? Do cholery, nie powinna nigdy rozpuszczać takich plotek, a co dopiero prawdziwych plotek! - wrzeszczałby gdyby mógł, ale musiał wykrzyczeć to wszystko szeptem. Grymas złości ustąpił nagle smutnemu zaskoczeniu, gdy w połowie zdania coś sobie uświadomił. - Zabrakło ci odwagi do skoku, więc teraz mają cię wyręczyć oszołomi z pałkami? - cofnął się lekko, patrząc na Inge zaalarmowany i rozczarowany zarazem, jakby miał ostatnią resztkę nadziei, że zaprzeczy.
    - Nie będę na to bezczynnie patrzył. - tak jak na plecy odchodzącej Asterin i na pustą kołyskę córki, nie znowu, nie znowu, nie znowu. Oczy mu pociemniały, Inge nie wiedział jeszcze czym są czyny w jego wykonaniu, ale Siri wiedziała. Tyle, że plotki nie były pieprzoną osobą, którą da się uciszyć, wszyscy już je słyszeli i mleko się rozlało i nie wiedział jaki ma plan i...
    Dopiero gdy już wyrzucił z siebie troskę w ś c i e k ł o ś ć, zdołał wziąć oddech i zadać sobie samemu pytanie o to, dlaczego właściwie jest tak zły.
    Zamrugał.
    Nigdy nie chciał przyjaźnić się z Inge i zrobił to głównie dlatego, że Siri do niego lgnęła.
    Dlaczego tak do niego lgnęła i dlaczego on sam opuścił w końcu gardę i pozwolił sobie polubić swoje własne przeciwieństwo? Uważał Inge za chłopaka o złotym sercu i tym bardziej bolało, że porzucił go ktoś o złotym sercu (bo w takim razie, kto kiedykolwiek zostanie?), a teraz wszystko, co o nim wiedział okazywało się… inne. Nawet powód, dla którego dziewczyny lgnęły do Inge bardziej niż do Vernera, co Forsberg przypisał w przeszłości lepszemu charakterowi i muzycznemu talentowi przyjaciela.
    - Używałeś tego… tej aury... na nas? - zdawał sobie sprawę z okrucieństwa tego pytania i z tego jak kontrastowało z reakcją przyjaciółki, ale Siri nigdy nie spyta (czy to dlatego, że była kochaną Siri, czy dlatego, że fossegrimom łatwiej owinąć wokół palca kobiety?! - pytał samego siebie w duchu i jego myśli wirowały i rozbolała go głowa), więc ktoś musiał. Musiał, bo obiecał sobie chronić Siri — tyle, że sądził, że dziś będzie ją chronił przed złamanym sercem, a nie przed nadnaturalnymi aurami. Choć właśnie dał popis niechęci wobec Wyzwolonych, nigdy nie był wzorem tolerancji ani wzorem niczego; był kimś, do kogo nikt nie chciał zwrócić się o pomoc i czyje dzieci umierały i czyi przyjaciele znikali bez słowa.
    Może był nawet kimś, kto nie potrafił mieć przyjaciół, kto polubił kogoś szczerze tylko z powodu jakiejś pieprzonej aury, która...
    ...która nie działała tak jak powinna. Zmarszczył brwi, próbując pomyśleć o faktach logicznie.
    - I czemu... nie wygasła, gdy zniknąłeś? - dodał głucho, bo przecież czytał, że tak to powinno działać, że w razie manipulacji powinni tęsknić za towarzystwem Ingego tylko przez tydzień albo dwa, a Siri tęskniła przecież cały czas i wychodziło na to, że on też i nic z tego nie rozumiał. Może już wolałby krótkotrwałe czary-mary i wykorzystywanie klanowego portfela od szczerości relacji, która boli i budzi złość na raz i od której nie ma oczywistej ucieczki ani antidotum.


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.