15.06.2001 – Galeria Forbannelse – S. Järvelä & R. Abildgaard
2 posters
Sirkku Järvelä
Re: 15.06.2001 – Galeria Forbannelse – S. Järvelä & R. Abildgaard Wto 30 Kwi - 15:14
Sirkku JärveläŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Rovaniemi, Finlandia
Wiek : 31 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : trucicielka, zaklinaczka
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : pustułka
Atuty : zaślepiony (I), truciciel (II)
Statystyki : alchemia: 20 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
15 VI 2001
Nigdy nie odwiedzała miasta bez potrzeby. Midgard dusił ją, tłamsił w sposób, którego nie umiała wytłumaczyć – a który ustępował parę długich kroków za jego granicami, znikając zupełnie dopiero na granicy lasów, jej lasów. Te kilka lat temu, gdy wciąż jeszcze uczyła się życia w nowym dla siebie miejscu – nowych zapachów, nowych smaków, nowych ludzi, nowych reguł – sądziła, że to kwestia przyzwyczajenia. Że, gdy oswoi Midgard tak, jak mogłaby oswoić dzikie zwierzę – że wtedy poczuje się w nim jak u siebie.
Teraz wiedziała już, że to zupełnie nie o to chodziło. Była dla Midgardu obca i Midgard był obcy dla niej. Nie sądziła, by kiedykolwiek miało się to zmienić.
Z czasem nauczyła się, że większość tego, czego potrzebuje, może znaleźć poza miastem. We własnym domu, w okolicznych lasach, nad rzeką czy w górach. Mogła odwiedzić rodzinne Rovaniemi, gdy brakowało jej towarzystwa, albo zaprosić do siebie Nika, jeśli akurat nie miała ochoty widzieć się z matką, ojcem, z Eetu czy z Kalle. Z klientami mogła spotykać się na obrzeżach Midgardu, nakładać klątwy też lepiej było poza ścisłym centrum miasta.
Czasem jednak to nie wystarczało. Czasem Midgard wołał ją i kusił swoimi sekretami; zapachami i smakami, których nie sposób było znaleźć nigdzie indziej; ciepłem ludzkich ciał innym niż to, które mogła dostać od Nika; i masą mniejszych lub większych skarbów, które miało do zaoferowania.
Sirkku kochała książki. Kochała teatr. Była łasa na mniejsze czy większe błyskotki, prawdziwe artefakty i mniej lub bardziej udane podróbki.
Nie mogła rozstać się z Midgardem tak do końca.
Odwiedziny w galerii planowała już od jakiegoś czasu, chociaż, tak naprawdę, wcale nie miała konkretnej listy zakupów. Rzadko kiedy miała – pomijając ingredjencje do ważonych trucizn, które zwykle zbierała sama albo kupowała przez takich bądź innych pośredników, wszelkie inne towary były dla niej... Przypadkiem. Przypadkiem była zakupiona pół roku temu księga z baśniami z całego świata. Przypadkiem był urokliwy, srebrny wisior w kształcie pustułki. Przypadkiem były oprawione, naszkicowane ręcznie schematy ludzkiego ciała i buteleczka słodkich perfum – tych samych, którymi spryskała się tego dnia przed wyjściem.
Większość takich przypadków przydarzała jej się właśnie tutaj, w Forbannelse. Od ostatniego minęło już dość czasu, by zdążyła zapragnąć czegoś nowego. Może – zatęsknić za iskrą dziecięcej niemal ekscytacji, gdy w ręce wpadało jej coś, co szczególnie trafiało jej do serca.
Pewnie przeszła przez Przesmyk – znała jego zaułki nie od dziś, z całego miasta to ich obawiała się najmniej. Bez wahania zeszła po stromych schodach, zasstukała kołatką dokładnie tak, jak wielokrotnie przedtem. Odetchnęła cicho, wślizgując się przez uchylone drzwi i po raz pierwszy oddychając powietrzem pachnącym starymi księgami, ziołami i całą masą innych rzeczy, których prawdopodobnie nie umiałaby zidentyfikować.
Nie czuła się tu jak w domu, nie czuła się nawet specjalnie dobrze – ale nie czuła się też źle i to wystarczało.
Nie do końca wiedziała natomiast, jak poczuła się na widok urzędującego dziś w galerii mężczyzny.
- Ruben – rzuciła miękko zamiast powitania i przekrzywiła głowę lekko, przyglądając się uważnie Abildgaardowi.
Nie była pewna, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania, nie pilnowała takich rzeczy. Był tylko jeden mężczyzna, co do którego bez wahania podałaby liczbę lat, miesięcy, dni, jakie upłynęły odkąd widzieli się po raz ostatni.
Wahała się tylko chwilę, nie bardzo wiedziała, dlaczego. Nie tęskniła za Rubenem. Gdy po tej jednej wspólnej nocy ich ścieżki rozeszły się nagle, nie czuła żalu. Było jak było.
Podchodząc bliżej, uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie wiedziałam, że tu pracujesz – zauważyła, bo, rzeczywiście, nigdy wcześniej go tu nie spotkała.
Dla niej zawsze był po prostu najemnikiem. Kimś, kto mógł jej pomóc w różnych rzeczach, jeśli tylko za to zapłaciła. Kto mógł jej zdobyć różne rzeczy, jeśli tylko były do zdobycia.
Ruben Abildgaard
Re: 15.06.2001 – Galeria Forbannelse – S. Järvelä & R. Abildgaard Sob 4 Maj - 23:49
Ruben AbildgaardŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Haderslev, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : wdowiec
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : hiena cmentarna, pracownik galerii Forbannelse, najemnik
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : pasjonat run (I), zaślepiony (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 20
Śmierć bardzo często przesuwa się po jego odsłoniętym karku, wędruje, oblizując membranę napiętej skóry i wciska się z zaciekłością pomiędzy wyrośla wieży kręgosłupa. Śmierć jest o wiele bliżej, niż często sam ma przeczucie, czyha na niego skryta w paszczy zaułka, w wijących się korytarzach grobowców, w zatęchłych, zapomnianych piwnicach pokrytych wysypką pleśni. Śmierć przeniknęła niemal na stałe w jego konstrukcję życia - paradoks jego istnienia - oplotła się dookoła nadgarstków niczym łodygi bluszczu i pochwyciła go zatwardziale w momencie, gdy postanowił przeznaczyć swoje ambicje nekromancji. Nie żałował tej ścieżki, nie żałował, przenigdy, podjętej jeszcze wcześniej decyzji o chwiejnej karierze najemnika. Ryzyko, którego bezustannie doświadczał, było w zupełności przez niego rozumiane. Akceptował je z gracją godną stoików.
A gdyby-
…a gdyby wszystko miało być inaczej? Powinien to sobie wyobrazić - na płachcie świadomości dostrzega jedno wspomnienie. Źrenica nocy jest ciemna jak opróżniony oczodół. Leży tuż obok Lisy, tak blisko, że mógłby niemal wyczuwać miarowy impuls jej tętna. Pyta ją wtedy szeptem, czy jeśli będą mieć dziecko, porzucą obecne życie. Dla niego, dla stabilności. Lisa jedynie śmieje się w odpowiedzi, obejmując go silniej, układa przez chwilę głowę w zagłębieniu jego szyi. Czy gdyby całość potoczyła się w odmienny sposób - zrezygnowałby? Gdyby jest pustym słowem, jest postrzępioną tarczą roztrzaskanej skorupy, nie wnosi niczego więcej.
Nie spodziewa się. Nie spodziewa się, że przeszłość z niego zadrwi - ponownie - nie spodziewa się podobnych odwiedzin, choć oczywiście powinien. Widok Sirkku napełnia jego usta goryczą, niesmakiem, który odczuwa wyłącznie do samego siebie. To sprawa między nim a nim, a sama kobieta nie ma nic do rzeczy. Kiedy na nią spogląda, czuje lekkie napięcie - żadne z nich nie tęskniło, żadne nie miało chociaż garści powodu, aby taszczyć nostalgię snującą się niczym cień. Wyraz jego twarzy nie zmienia się w żaden, silnie szczególny sposób. Stan, którego doświadcza, niezmiernie go irytuje - na nic przecież nie liczy, niczego się nie spodziewa, zna dobrze reguły gry, nie doznał głębszych emocji. Pomimo garści tych wszystkich popełnionych deklaracji, tkwi w nim jednak coś więcej, coś przeszkadza mu, coś sterczy jak postrzępione żądło drzazgi; coś go ciągle uwiera. Coś jeszcze, czego nie umie i czego też nie chce nazwać.
- Uznajmy to za namiastkę spokojnego życia - odpowiada jej bez większego przejęcia, z miękkim opanowaniem. Można odnieść wrażenie, że odrobinę żartuje, podchodząc z pełnym dystansem do swojej ogólnej sytuacji. Profesja, którą się trudni, odznacza się niestałym zarobkiem. Pomagając osobom, z którymi wszedł w komitywę, zyskuje od nich zlecenia na zdobywanie artefaktów, dodatkowe, inne niż od prywatnych klientów. Posiadanie sojuszników jest oprócz tego przydatne podczas organizacji handlu.
- Zawsze byłem ciekawy, w jaki sposób wygląda - w wolnych chwilach przegląda zawartości ksiąg i studiuje kolejne, nieznane dotąd rytuały. W wolnych chwilach zyskuje odrobinę wytchnienia; przebywanie w galerii wydaje się niemal wypoczynkiem. Przez większość czasu przemieszcza się pomiędzy miejscami, zapuszcza się w terytoria, gdzie każdy rozsądny człowiek bałby się postawić choć kroku.
Spogląda na nią z przebłyskiem ciekawości.
- Czego obecnie szukasz?
A gdyby-
…a gdyby wszystko miało być inaczej? Powinien to sobie wyobrazić - na płachcie świadomości dostrzega jedno wspomnienie. Źrenica nocy jest ciemna jak opróżniony oczodół. Leży tuż obok Lisy, tak blisko, że mógłby niemal wyczuwać miarowy impuls jej tętna. Pyta ją wtedy szeptem, czy jeśli będą mieć dziecko, porzucą obecne życie. Dla niego, dla stabilności. Lisa jedynie śmieje się w odpowiedzi, obejmując go silniej, układa przez chwilę głowę w zagłębieniu jego szyi. Czy gdyby całość potoczyła się w odmienny sposób - zrezygnowałby? Gdyby jest pustym słowem, jest postrzępioną tarczą roztrzaskanej skorupy, nie wnosi niczego więcej.
Nie spodziewa się. Nie spodziewa się, że przeszłość z niego zadrwi - ponownie - nie spodziewa się podobnych odwiedzin, choć oczywiście powinien. Widok Sirkku napełnia jego usta goryczą, niesmakiem, który odczuwa wyłącznie do samego siebie. To sprawa między nim a nim, a sama kobieta nie ma nic do rzeczy. Kiedy na nią spogląda, czuje lekkie napięcie - żadne z nich nie tęskniło, żadne nie miało chociaż garści powodu, aby taszczyć nostalgię snującą się niczym cień. Wyraz jego twarzy nie zmienia się w żaden, silnie szczególny sposób. Stan, którego doświadcza, niezmiernie go irytuje - na nic przecież nie liczy, niczego się nie spodziewa, zna dobrze reguły gry, nie doznał głębszych emocji. Pomimo garści tych wszystkich popełnionych deklaracji, tkwi w nim jednak coś więcej, coś przeszkadza mu, coś sterczy jak postrzępione żądło drzazgi; coś go ciągle uwiera. Coś jeszcze, czego nie umie i czego też nie chce nazwać.
- Uznajmy to za namiastkę spokojnego życia - odpowiada jej bez większego przejęcia, z miękkim opanowaniem. Można odnieść wrażenie, że odrobinę żartuje, podchodząc z pełnym dystansem do swojej ogólnej sytuacji. Profesja, którą się trudni, odznacza się niestałym zarobkiem. Pomagając osobom, z którymi wszedł w komitywę, zyskuje od nich zlecenia na zdobywanie artefaktów, dodatkowe, inne niż od prywatnych klientów. Posiadanie sojuszników jest oprócz tego przydatne podczas organizacji handlu.
- Zawsze byłem ciekawy, w jaki sposób wygląda - w wolnych chwilach przegląda zawartości ksiąg i studiuje kolejne, nieznane dotąd rytuały. W wolnych chwilach zyskuje odrobinę wytchnienia; przebywanie w galerii wydaje się niemal wypoczynkiem. Przez większość czasu przemieszcza się pomiędzy miejscami, zapuszcza się w terytoria, gdzie każdy rozsądny człowiek bałby się postawić choć kroku.
Spogląda na nią z przebłyskiem ciekawości.
- Czego obecnie szukasz?
They choose the path
Where no one goes
They hold
no quarter
Where no one goes
They hold
no quarter
Sirkku Järvelä
15.06.2001 – Galeria Forbannelse – S. Järvelä & R. Abildgaard Nie 5 Maj - 17:19
Sirkku JärveläŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Rovaniemi, Finlandia
Wiek : 31 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : trucicielka, zaklinaczka
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : pustułka
Atuty : zaślepiony (I), truciciel (II)
Statystyki : alchemia: 20 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Patrzyła na Rubena i próbowała sobie przypomnieć. To, jak było, gdy widywali się częściej. Gdy regularnie pomagał jej załatwiać jej sprawunki, gdy czasem to on łączył ją z klientami, nie Nik. Próbowała przypomnieć sobie brzmienie jego głosu wtedy, gdy zostawał u niej czasem aż do późnego wieczora, rozmawiając z nią, gdy przy kuchennym stole wiązała świeże zioła w eleganckie bukieciki do zasuszenia. Kiedyś pamiętała, jaką lubił herbatę, i chyba też jakie książki czytał. Wiedziała też – przez jedną krótką chwilę – jak smakowały jego pocałunki i jak ciepłe były jego dłonie na jej ciele.
Niewiele z tego pamiętała teraz, chociaż to nie tak, że nie zostało jej zupełnie nic. Wciąż przecież pamiętała te oczy, ciemne, czasem smutne, a czasem wpatrzone w nią tylko, jakby patrząc wystarczająco długo, Ruben mógł dostrzec to wszystko, czego Sirkku nie chciała mu dać. Wciąż poznawała tę miękkość w jego głosie – tę, która często była szczera, a często służyła tylko maskowaniu jego własnych tajemnic. Wciąż go znała, choć może już nie tak, jak jeszcze jakiś czas temu.
Uśmiechnęła się przelotnie na spokojne życie, skinęła głową na ciekawość – tę rozumiała, to przecież też ona przywiodła ją tutaj po raz pierwszy.
Śmielej weszła głębiej, ostrożnie musnęła opuszkami zdobiony, wyraźnie wiekowy globus – prawdopodobnie jeden z niewielu przedmiotów tutaj nie kryjących za sobą nic złego – pochyliła się nad jednym z suszonych bukietów i wciągnęła głęboko uwięziony magicznie w kwiatach zapach.
- Ja... Nie jestem pewna – przyznała z łagodnym rozbawieniem zatrzymując się wreszcie tuż przy ladzie, tuż przy Rubenie.
- Zazwyczaj nie szukam niczego, to po prostu... Rzeczy mnie znajdują – roześmiała się lekko, wzruszyła ramionami. Zadarła głowę, spojrzała na Abildgaarda z zaciekawieniem.
To nie tak, że musiała poznać go zupełnie na nowo, ale też nie tak, jakby spotykała starego znajomego. Ruben był dla niej ciekawy jak ktoś, w kim wciąż miała jeszcze wiele do odkrycia – a jednocześnie ktoś, przy kim wiedziała już, że czuje się dobrze. Dość dobrze, by dłoń nie swędziała jej od gromadzącej się w niej magii, by słowa klątw nie splatały jej się same na języku, pozostawiając po sobie posmak goryczy i żelaza.
Przyglądała się mężczyźnie jeszcze przez chwilę nim znów umknęła wzrokiem, prześlizgnęła się po uroczo zagraconym sklepie.
- Potrzebuję świec – przyznała wreszcie miękko. Nie przyszła tu po nie, ale skoro już tu była, mogła równie dobrze uzupełnić kończący się zapas.
Podobnie, jak mogła...
- I noża – dodała gładko. – W zasadzie, jeszcze bardziej potrzebuję nowego noża rytualnego – przyznała, znów spojrzała na Rubena uważnie.
Nie sądziła, by mieli ostrza tutaj, w galerii – przynajmniej nie takie, jakich by potrzebowała. Abildgaard nie pracował jednak tylko tutaj, nie przede wszystkim tutaj i kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, był jej człowiekiem właśnie od tego. Od załatwiania dla niej spraw, których nie mogła – lub, częściej, po prostu nie chciała – załatwić sobie sama.
Nie żałowała, że wtedy, tamtego wieczora, byli – przez chwilę – kimś więcej niż partnerami w interesach. Czasami jednak – tak jak teraz – zastanawiała się, jakby to było, gdyby pozostali tylko przy nich. Przy wspólnych sprawach, tych, za które można było zapłacić złotem. Czy wtedy byłoby lepiej?
Niewiele z tego pamiętała teraz, chociaż to nie tak, że nie zostało jej zupełnie nic. Wciąż przecież pamiętała te oczy, ciemne, czasem smutne, a czasem wpatrzone w nią tylko, jakby patrząc wystarczająco długo, Ruben mógł dostrzec to wszystko, czego Sirkku nie chciała mu dać. Wciąż poznawała tę miękkość w jego głosie – tę, która często była szczera, a często służyła tylko maskowaniu jego własnych tajemnic. Wciąż go znała, choć może już nie tak, jak jeszcze jakiś czas temu.
Uśmiechnęła się przelotnie na spokojne życie, skinęła głową na ciekawość – tę rozumiała, to przecież też ona przywiodła ją tutaj po raz pierwszy.
Śmielej weszła głębiej, ostrożnie musnęła opuszkami zdobiony, wyraźnie wiekowy globus – prawdopodobnie jeden z niewielu przedmiotów tutaj nie kryjących za sobą nic złego – pochyliła się nad jednym z suszonych bukietów i wciągnęła głęboko uwięziony magicznie w kwiatach zapach.
- Ja... Nie jestem pewna – przyznała z łagodnym rozbawieniem zatrzymując się wreszcie tuż przy ladzie, tuż przy Rubenie.
- Zazwyczaj nie szukam niczego, to po prostu... Rzeczy mnie znajdują – roześmiała się lekko, wzruszyła ramionami. Zadarła głowę, spojrzała na Abildgaarda z zaciekawieniem.
To nie tak, że musiała poznać go zupełnie na nowo, ale też nie tak, jakby spotykała starego znajomego. Ruben był dla niej ciekawy jak ktoś, w kim wciąż miała jeszcze wiele do odkrycia – a jednocześnie ktoś, przy kim wiedziała już, że czuje się dobrze. Dość dobrze, by dłoń nie swędziała jej od gromadzącej się w niej magii, by słowa klątw nie splatały jej się same na języku, pozostawiając po sobie posmak goryczy i żelaza.
Przyglądała się mężczyźnie jeszcze przez chwilę nim znów umknęła wzrokiem, prześlizgnęła się po uroczo zagraconym sklepie.
- Potrzebuję świec – przyznała wreszcie miękko. Nie przyszła tu po nie, ale skoro już tu była, mogła równie dobrze uzupełnić kończący się zapas.
Podobnie, jak mogła...
- I noża – dodała gładko. – W zasadzie, jeszcze bardziej potrzebuję nowego noża rytualnego – przyznała, znów spojrzała na Rubena uważnie.
Nie sądziła, by mieli ostrza tutaj, w galerii – przynajmniej nie takie, jakich by potrzebowała. Abildgaard nie pracował jednak tylko tutaj, nie przede wszystkim tutaj i kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, był jej człowiekiem właśnie od tego. Od załatwiania dla niej spraw, których nie mogła – lub, częściej, po prostu nie chciała – załatwić sobie sama.
Nie żałowała, że wtedy, tamtego wieczora, byli – przez chwilę – kimś więcej niż partnerami w interesach. Czasami jednak – tak jak teraz – zastanawiała się, jakby to było, gdyby pozostali tylko przy nich. Przy wspólnych sprawach, tych, za które można było zapłacić złotem. Czy wtedy byłoby lepiej?