Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    When can we stop running (Nik Holt & Ulrik Enger, 1997)

    2 posters
    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    Dwa lata temu myślał, że Magnus uratował mu życie, ale dziś przeklinał się (siebie, zawsze siebie i tylko siebie, za to, że zabrakło mu odwagi i zniszczył jeszcze życie Eggena; Magnusa przeklinał tylko za to, że go zostawił chociaż zostawili się nawzajem) w myślach za naiwność.
    Łatwiej byłoby umrzeć raz, a porządnie, niż egzystować w tym stanie, w tym zawieszeniu. Od dawna czuł oddech łowców na karku, ale kilka miesięcy temu sytuacja po raz pierwszy zrobiła się na tyle poważna, że znów zajrzał śmierci w oczy. I wtedy zrozumiał, że nie będzie ani lepiej ani gorzej, że to tylko błędny cykl, który nieuchronnie zakończy się w którąś pełnię (lub za dnia), bo Gleipnir był skuteczny i Gleipnir nie wybaczał, bo samemu był przecież Gleipnirem. Wciąż czuł z łowcami większą, skomplikowaną solidarność niż z wargami i w głębi duszy wierzył—tak jak wpajano mu na szkoleniach—że nikt nie zdoła przed nimi uciec.
    A jednak uciekł, przynajmniej tym razem. Po pełni, ledwo żywy, wiedząc, że złapali trop i że nie może wrócić do Midgardu. Liczył się z tym zresztą, gdy siedem lat temu zostawiał za sobą miasto i siostrę—że jeśli wróci, dla niej, to nigdy na długo.
    Tyle, że łowcy dorwali go w najgorszym możliwym momencie, albo to on popełnił naiwny i krzywdzący błąd.
    Nie powinien robić komukolwiek nadziei na dłuższą znajomość, nie powinien być za kogokolwiek odpowiedzialny, tak byłoby bezpieczniej i uczciwiej dla wszystkich. Dlaczego uwierzył w kilka miesięcy spokoju, dlaczego uwierzył, że zdoła zostać z dzieciakiem dopóki tamten nie stanie na nogi? Wyciągnął do Nika rękę tylko po to, by zniknąć, nagle i gwałtownie i bez nadziei na szybki powrót i z lakoniczną wiadomością wysłaną wiewiórką. A w odróżnieniu od Elsie, która pozostawała pod opieką rodziców i dla której jedynym ryzykiem były spotkania z nim, z wyklętym bratem, o którym rodzice dowiedzieć się nie mogli.
    Gdy poznał Nika, ryzykiem było dla niego wszystko—choćby chęć okradnięcia kogoś większego od siebie. Ulrik ze zrozumiałych względów nie donosił na złodziei, Krucza Straż była jakoś za blisko Gleipniru, ale zwykle odpychał ich od siebie z groźną miną; nie chcąc uczynić żadnemu poważnej krzywdy (wolał nie prosić się o kłopoty, nawet jeśli to on sam mógłby być kłopotami), ale chcąc jakoś przetrwać w dzielnicy Ymira Starszego. Tyle, że temu spojrzał w oczy. Wygłodniałe i zagubione, na chłopięcej jeszcze twarzy. Nie spytał dzieciaka o wiek, ale automatycznie uznał go za dziecko, bo wyglądał młodziej od Elsie; a potem spytał czemu kradnie i tak jakoś… no nie mógł go zostawić bez posiłku, a na ulicy też nie. Gdy uciekał, wszystko zaczęło się wreszcie układać, zarobił trochę na handlu skórami i jeden z jego klientów był zainteresowany ingrediencjami od Nika, zainstalował nawet dzieciaka w jakimś kącie, ale... to wszystko było nowe, świeże, budowane na kruchym lodzie. Ulrik miał wrażenie, że zniknął w najgorszym możliwym momencie i bał się tego, do czego wróci; nieobecność przedłużała się i nie mógł wrócić, a w wiewiórkach mógł posłać jedynie ogólnikowe wiadomości i otrzymać równie ogólnikowe odpowiedzi. Okej, dzieciak żył i nie umarł z głodu, ale to brutalne miasto. A jego, samozwańczego opiekuna, zabrakło w kluczowym momencie.
    W ogóle nie powinien był się mieszać—wyrzucał sobie. Podświadomie wolał skupić się na paśmie negatywów i rozczarowań zamiast na tym, że bez jego pomocy Nik skończyłby może śmiertelnie pobity przez inną nieodpowiednią osobę, którą nieostrożnie okradłby byle zaspokoić głód.
    Było mu głupio wrócić, ale wrócić musiał, sprawdzić jak radzi sobie chłopak. Wyjaśnić, choć nie wiedział jeszcze jak. Wygodnie było im o sobie nie mówić, Ulrik nie dopytywał o problemy w rodzinie bo zbyt boleśnie znał własne; bo jego sekret był zbyt ciężki, a piętno warga zbyt wstydliwe.
    Tylko to piętno i hańba nieudanego samobójstwa wyjaśniały nagłe zniknięcie, ale Enger nie zdecydował jeszcze czy woli by Nik miał go za dupka czy za bestię. Może dzieciak każe mu na przykład spierdalać bez dopuszczenia go do słowa i dylemat rozwiąże się sam.
    Przybył do miasta w kapturze, pod osłoną nocy, raz po raz oglądając się przez ramię. W miarę upływu czasu oswoi się z Midgardem, ale sytuacja sprzed paru miesięcy była pierwszą (a licząc samobójstwo drugą) z jego prawie-śmierci.
    Zapukał nerwowo do drzwi, które pamiętał, bojąc się trochę co zastanie. Samemu w tej dzielnicy łatwo wpaść w... kłopoty, a Nik miał przecież ułożyć sobie uczciwie życie, stanąć na nogi i w ogóle.
    - To ja. - wydukał, gdy blondyn otworzył. - Przepraszam, że zniknąłem, ja... musiałem. - wyjaśnił bez wyjaśnienia, właściwie tymi samymi słowami co w liście. - Jak się masz? Wszystko... przyszedłem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku? - nie wyglądał już jak nieco pewniejszy siebie Ulrik, którego pamiętał Nik; jak Ulrik dzielnie robiący dobrą minę do złej gry i pocieszający Holta przy ognisku. Lubił pocieszać innych, ale samemu nie lubił być pocieszany i wolał maskować troski. Tyle, że nie wiedział jak zamaskować zapadnięte policzki (ostatnie tygodnie spędził w lesie, jedząc niewiele) i podkrążone oczy i poczucie winy wypisane na twarzy.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Moment, w którym znalazł się na ulicy, był jednym z najgorszych momentów w jego życiu. Nie miał wtedy nic, nie zabrał wtedy nic z domu. O ile to miejsce mógł jeszcze tak nazywać. Oczywiście, że nie mógł. On nie miał domu. Uciekł stamtąd jedynie z tym, co miał na sobie. Na szczęście najważniejsze rzeczy zawsze trzymał przy sobie, o reszcie nawet wolał nie wiedzieć, co się z nią stało. Był wciąż wystraszony, wciąż w szoku po rewelacjach, których się dowiedział – był fossegrimem, do tego ojciec… ojczym? chciał go zabić. Ulica była natomiast bardziej brutalna, niż sądził.
    Nie dojadał. Był głodny. Włamanie do domu nie było tym samym, co okradanie ludzi na ulicy. Nie do końca potrafił też używać do tego aury fossegrima, tego nauczył się dopiero później. Dużo, dużo później. Dostrzeżony na ulicy mężczyzna był jedyną opcją, by w końcu coś zjadł. Bo do tej pory nawet, jeśli udało mu się coś znaleźć, to szybko to tracił. Nie liczył, ile czasu błąkał się po ulicach Midgardu. Może miesiąc, może więcej. Każdy dzień wyglądał tak samo… Łudził się wtedy, że uda mu się go zaczarować magią swojej aury, ale z jakichś powodów to nie wyszło. Spodziewał się więc najgorszego, bo niczego innego spodziewać się nie mógł. Ale właśnie wtedy dostał szansę.
    Mężczyzna – Ulrik – wyciągnął do niego rękę, a Nik ją przyjął, bo nie miał wyjścia. Nie chciał mówić mu wiele, ale nie miał większego wyboru. Sam nie wiedział, kiedy zmarznięty, grzejąc się przy ogniu opowiedział mu, jak musiał uciekać z domu. Jak nie miał nic. I jak od przynajmniej tygodnia praktycznie nie zdołał nic zjeść. To był ten moment, gdy Norny się do niego uśmiechnęły. Dostał szansę. Dostał coś, czego nie umiał określić. Ale nie był już samotnym trybikiem wśród machiny Przesmyku.
    I miał potężny dług wobec Ulrika. Zyskał jakieś zajęcie, pozwalające mu się utrzymać. Poszedł uzupełnić naukę o III stopień wtajemniczenia. Miał swój dach nad głową, nawet jeśli mały i ciasny, to wciąż własny. I to na tyle z jego szczęścia, bo Ulrik nagle zniknął. Z dnia na dzień, bez słowa. Lakoniczny liścik nie wyjaśniał nic. Nik pytał. Szukał go. Truł dupę Villowi, który uznał chyba, że jedyna opcja, by pozbyć się natrętnego gówniarza, to pokazać mu tę mniej przyjazną część Przesmyku, skoro i tak Holt funkcjonował już pod fałszywymi danymi. Faktycznie, Nik znalazł sobie wtedy zajęcie i przestał pytać. Ale to wcale nie znaczyło, że przestał być zły na Engera. Że zapomniał.
    Minęło kilka długich miesięcy. Blondyn wpadł w swój rytm. Nauka, zarobek, odpoczynek. Poznawał miasto na własną rękę – również te mniej bezpieczne zakamarki, choć starał się nie wychylać za mocno. Powoli, pomału, szedł do przodu. Powoli sam tworzył sobie miejsce dla siebie w paskudnym świecie. Aż pewnego pięknego wieczoru z pracy do Instytutu wyrwało go pukanie. To był już ten czas, gdy Holt nie ruszał się bez noża. O tej porze nie spodziewał się niczego i nikogo, dlatego w jego ręku natychmiast pojawiło się ostrze. Klitkę nadal wynajmował przecież, w bardzo nieciekawym miejscu, istniało więc spore ryzyko, że jakieś męty szlajają się po mieszkaniach.
    Ale i tak otworzył, gotów się bronić.
    Zakapturzona postać była znajoma. Może nawet zbyt znajoma. Zamarł w progu, patrząc na zaginionego, czując chaos w myślach. Wrócił. Zniknął bez słowa, a teraz miał czelność wrócić. Nik miał ochotę mu strzelić, ale jedynie zacisnął dłoń mocniej na ostrzu. Miał wobec niego dług i nie potrafił o tym zapomnieć. Powinien kazać mu spierdalać. Ale gdyby nie on, samego Eirika już by nie było. Dlatego westchnął. Głośno.
    - Wchodź. – powiedział jedynie, cofając się w drzwiach, wpuszczając mężczyznę do środka. Był… zły. I nie zamierzał tego ukrywać. W jego głosie brzmiał chłód, bo prócz złości czuł się chyba… zraniony. Zaufał mu, a ten… po prostu go zostawił.
    - Mało mnie obchodzi, co musiałeś. Zdaje się, że zasługuję na jakieś wyjaśnienia, co? Chyba, że twoim zdaniem nie zasługuję. – odłożył nóż, krzyżując ręce na torsie i oparł się o kant stolika, na którym jeszcze wcześniej coś pisał.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    Zrzucił kaptur z głowy i spojrzał na nóż w dłoni Nika z nieskrywaną dumą. Samemu był w stanie sobie poradzić za pomocą pięści, choć i tak nie rozstawał się z myśliwskim nożem... ale —odkąd nóż wylądował w ciele Agnara Eriksena, mentora Ulrika, zamiast w klatce piersiowej samego Ulrika; Enger wolał już po niego nie sięgać przy ludziach i ostrze leżało w dłoni mniej pewnie niż za czasów Gleipniru. Po jakimś czasie podarował je Nikowi, uznając, że on bardziej go potrzebuje i że w przeciwieństwie do samego Ulrika nie wykorzysta go w niewłaściwych celach; a samemu kupił prostszy i krótszy nóż, odpowiedni do oporządzania zwierząt choć niekoniecznie do walki.
    Dopiero gdy ostrze błysnęło ostrzegawczo, zdał sobie sprawę, że nóż może być (z n o w u?) przeznaczony dla niego i mina mu zrzedła. Nik miał prawo być na niego wściekły, a dzielnica Ymira Starszego potrafiła wyciągnąć zło gniew z nawet najspokojniejszych ludzi. Blondyn wyglądał na rozzłoszczonego, nawet tego nie ukrywał, a Ulrik był w jakiś sposób przekonany, że zasłużył (na gniew, na nóż, na wszystko; p o w i n i e n był popełnić samobójstwo w tamto popołudnie. Rodzicom, siostrze i Magnusowi żyłoby się wtedy lepiej, a jemu nie żyłoby się tak trudno)… ale i tak instynktownie cofnął się o krok. Włożył już tyle wysiłku w samo przeżycie, że nie zamierzał zginąć zbyt łatwo.
    Wypuścił z płuc powietrze, gdy Nik opuścił rękę i wpuścił go do środka. Przestąpił próg prędko, bez zwyczajowej czujności. Tutaj nie spodziewał się pułapki i pragnął wierzyć, że w norweskich lasach zdołał zgubić trop łowców. Rozejrzał się z troską po mieszkaniu, by sprawdzić czy nadal jest równie ubogie jak wtedy, gdy Nik się tu zakwaterował. Blondyn nie odpowiedział na jego pytanie czy wszystko w porządku, ale może Ulrik faktycznie nie zasługiwał na odpowiedź zanim wszystkiego nie wyjaśni.
    - Ja... - ja myślałem, że wyjaśnienie będzie prostsze - uświadomił sobie, gdy wstyd ścisnął mu gardło. Jeszcze nigdy nikomu o tym nie opowiadał, nie mówił na głos, czym się stał. Wszyscy, którzy mieli i chcieli wiedzieć, wiedzieli — czyli Elsie, rodzice, łowcy; dawni bracia i przyjaciele. Znajomości z innymi były zbyt płoche i przelotne, by kiedykolwiek musiał im mówić. Z perspektywy czasu zrozumiał, że Nik chyba powinien był wiedzieć i przynajmniej spodziewać się jego nagłego zniknięcia, ale gdy wyciągnął rękę do chłopaka nie przewidział ani tego, że Norny zwiążą ich losy na kilka miesięcy i że jedna pełnia i polowanie łowców przetnie je tak gwałtownie. Widział wdzięczność, z jaką czasem patrzy na niego blondyn; a choć od czasów odejścia z Gleipniru wielu patrzyło na niego z pogardą, a wielu ze strachem (w dzielnicach, w których teraz musiał się obracać, było to przydatne), to od dawna nikt nie patrzył na niego z wdzięcznością i sympatią. Nie chciał tego tracić, chyba egoistycznie i dlatego odciągał prawdę na tyle, na ile mógł. Zatańczyła mu na wargach, gdy Nik zwierzał się przy ognisku, ale zdusił posmak szczerych słów i pomyślał, że będą jeszcze inne ogniska. I były, ale na żadnym nigdy nie zebrał się w sobie, choć byłoby to o wiele prostsze niż konieczność nagłej szczerości w mieszkaniu rozczarowanego i rozzłoszczonego Holta. -… zasługujesz. - mruknął, uświadamiając sobie, że cisza zaczęła się przeglądać. - Ja nie nazywam się Ulrik Enger. - przyznał w końcu. Nik też nie nazywał się Nik Holt, więc może to można było zrozumieć. Ale czy to, co potem? - Kiedyś nazywałem się Ulrik Borum. - historia była kiedyś głośna, ale tylko wśród zainteresowanych sprawą i mających powiązania z Gleipnirem. Zerknął z ciekawością na Nika, byłoby tak wygodnie gdyby reszty domyślił się sam — ale przecież gdyby mógł, zrobiłby to już dawno temu. Łącząc kropki z imieniem i zniknięciem.
    Musiał więc przyznać wszystko samemu. Na głos.
    - Ściga mnie Gleipnir. Tylko mnie, nie sprowadzę kłopotów na ciebie, obiecuję. Nie ruszamy... nie ruszają nikogo niedotkniętego genetyką. - wytłumaczył żeby go uspokoić. Nadal kluczył wokół tematu, ale samemu nie wiedział, co było dla niego bardziej przykre i upokarzające — czy bycie potworem, czy zdrajcą, czy jedno i drugie. - Szukają mnie, bo jestem dezerterem i bo... - obejrzał się przez ramię, bo zaczął już chodzić po pokoju, w kółko, coraz szybciej, dla rozładowania emocji. - … wiesz, co robią łowcy, gdy ugryzie ich warg? - wypalił, spoglądając w popłochu na Nika. - Zabijamy się, honorowo. No, to ja byłem łowcą i tego nie zrobiłem. Nie jestem tak... szlachetny, za jakiego mnie uważasz, ale pewnie domyśliłeś się sam gdy zniknąłem. Nie chciałem, znaleźli mnie w jedną z pełni i... - pokręcił z rezygnacją głową. - ...do dzisiaj nie mogłem wrócić. - opuścił ręce. Pomimo pauz mówił szybko, nie dając do teraz Nikowi dojść do słowa. - Rozumiem jeśli... wiesz, nie wypraszaj mnie, pójdę sam, chciałem tylko sprawdzić, czy jesteś cały.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Widok Engera budził w nim po prostu złość. Tę pierwotną, prawdziwą i bardzo, ale to bardzo dużą. Minęło tyle dni. Tyle tygodni. Miesięcy. Żadnych wyjaśnień poza lakonicznymi wiewiórkami i teraz przychodził tutaj tak o, z tyłka, i pytał, czy wszystko w porządku? Sprawdzał go?! Nik miał ochotę mu wykrzyczeć prosto w twarz, że trzeba było nie spierdalać bez słowa, to by wiedział, czy jest z nim w porządku. Że Ulrik nie miał zielonego pojęcia, jak go szukał, jak pytał i w odpowiedzi dostawał jedno wielkie gówno. Że kija wiedział o tym, jak Nikowi było trudno, gdy został kompletnie sam, przez jakiś czas nie mając pojęcia, co ma ze sobą zrobić, bo do tamtego momentu uważał Engera za jakieś swoje oparcie. I po tym wszystkim ten gnojek przychodził do niego jakby nigdy nic. Nik był po prostu wściekły, ale gdzieś w środku, tak przy okazji, był jeszcze cholernie zraniony.
    - Ty. - rzucił trochę pogardliwie, gdy milczenie mężczyzny się przedłużało. I przewrócił oczami słysząc, że jednak na jakieś wyjaśnienia zasługuje. Świetnie, eureka, szkoda, że dopiero teraz. Twarz Nika cały czas chmurzyła się coraz mocniej i mocniej, by w końcu prychnąć. Głośno i bardzo, bardzo wyraźnie.
    - A ja się kiedyś nazywałem Eirik Laine. No i? Co z tego? Już nie nie nazywam. Przestań pierdolić, Ulrik i mów, co jest grane, bo zaczynasz mnie zwyczajnie wkurzać. - warknął na niego, zaczynając coraz mocniej tracić panowanie nad sobą. Tęsknił za nim jak cholera, brakowało mu jego towarzystwa, obecności. Nie był jeszcze przyzwyczajony do bycia sam, dlatego pewnie szukał towarzystwa w podrzędnych pubach i barach. Nie rozumiał, co wspólnego z ucieczką miała zmiana nazwiska, nic już zresztą nie rozumiał. Nie domyślał się niczego, bo chociaż on sam powiedział mu o sobie całkiem sporo, o tym, jak ojczym chlał i uprawiał hazard, jak wyglądało jego dzieciństwo... Przecież powiedział Ulrikowi, czemu uciekł z domu, choć pominął swoją genetykę, bojąc się do niej przyznać przed kimkolwiek. Ale w zamian nie dostał wiele, choć był tak wdzięczny, że ktoś się nim zaopiekował, że nie dopytywał. I znowu dostał w łeb, tym razem nawet bardziej boleśnie.
    Tłumaczenia mężczyzny w ogóle go nie uspokajały. Zwłaszcza, gdy wspomniał o genetykach, napiął się od razu, sztywniejąc. Ale nie przerywał, przynajmniej na razie. Łączył kropki, powoli, ostrożnie, w końcu dowiadując się, co Ulrik miał na myśli. Dlaczego uciekł.
    - Czyli jesteś wargiem. - powiedział powoli czując, jak ogarnia go złość. - I z tego tylko powodu postanowiłeś spierdolić. Bez słowa. I zostawić mnie samego. - każde słowo padało szybciej od poprzedniego, gdy złość zaczynała przejmować kontrolę. W pewnym momencie Nik złapał za nóż i gwałtownie przycisnął Engera do ściany, łokieć jednej ręki pakując mu pod brodę na gardło a czubek noża przyłożył do jego piersi.
    - CZY TY JESTEŚ NORMALNY!? - zawył głośno, z całym tym nagromadzonym żalem, złością i czystą rozpaczą. - Czy ciebie popierdoliło już do końca?! Zostawiłeś mnie tu samego, bo jesteś wargiem?! Ty wiesz, co ja przeżywałem, jak zniknąłeś?! Wiesz, jak ciebie szukałem?! Jak wypytywałem wszystkich dookoła?! Jak próbowałrm się czegokolwiek dowiedzieć i obijałem od ściany?! Jak cholernie TĘSKNIŁEM?! I dlaczego to wszystko?! Bo byłeś zbyt tchórzliwy, żeby mi powiedzieć, że podrapało cię wielkie puchate psisko, przez co w pełnię lubisz sobie powyć do księżyca?! Tak?! Tylko o to chodziło?! Jestem fossegrimem, ty zjebie cholerny, tak cię szukałem, że praktycznie zapomniałem o kontakcie z wodą! - ręka z ostrzem mu opadła, ta druga niewiadomo kiedy zacisnęła się na ubraniu Engera, a sam Nik mówił coraz ciszej, roztrzęsiony, by w końcu oprzeć czoło o jego tors.
    - Jak mogłeś mi to zrobić, ty chuju. - rzucił w końcu z goryczą, odsuwając się od niego i wbił nóż w stół obok swoich notatek. Cały się trząsł, sam już nie wiedział dlaczego. Oparł obie ręce o stół i pochylił głowę, stojąc plecami do Ulrika. Sam nie wiedział, czy chciał go strzelić w mordę czy przytulić. Martwił się o tego skończonego imbecyla, przez jakiś czas nawet sądził, że nie żyje.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Widzący
    Ulrik Enger
    Ulrik Enger
    https://midgard.forumpolish.com/t3627-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3640-ulrik-engerhttps://midgard.forumpolish.com/t3641-ulfahttps://midgard.forumpolish.com/


    Słowa wyjaśnień zamarły mu na ustach, gdy Nik posłał mu spojrzenie pełne gromów. Ulrik doskonale wiedział, jaką skalę gniewu może ono oznaczać, bo sam złościł się podobnie łatwo i intensywnie (i częściej od Nika, naprawdę nawalił skoro doprowadził go do takiego stanu) gdy był młody. Młodszy. Na Odyna, nie przekroczył nawet trzydziestki, a już czuł się staro. Starzej z każdym rokiem, który spędził na ucieczce; z dala od rodziny i od braci i od Magnusa. W limbo, w którym dopuścił do siebie tylko Nika, a nawet to najwyraźniej okazało się błędem. Niszczył wszystko, czego dotknął i nie wybaczyłby sobie, gdyby chłopak skończył przez te kilka miesięcy martwy albo wciągnięty do przestępczego półświatka. Dlatego tutaj przyszedł—nie liczył na przebaczenie ani na pojednanie, ale musiał, musiał sprawdzić, czy  Eirik... Nik sobie radzi. (Nik rymowało się z Eirik, może powinien mu doradzić inne fałszywe imię. A obydwa rymowały się z Ulrik, a Ulrik krył się przed Gleipnirem tak doskonale, że nie miał nawet serca wyrzec się własnego pierwszego imienia, ostatniej namiastki siebie. Żałosny z niego mentor.)
    - To z tego - westchnął, zastanawiając się, jaki ton przybrać by Nik go zrozumiał. Kajający się? Konkretny i bezbarwny? Wszystkie wydawały się nieodpowiednie, aż zdecydował się przemówić łagodnym acz stanowczym głosem, podobnym do tonu własnego mentora z Gleipniru (tego, który teraz pewnie go nienawidził i któremu wbił nóż pod żebra. Czy role mogą się odwrócić? Nik stał w końcu przed nim z nożem...): - że Eirika Laine szuka może jeden człowiek, a może nikt - nie chciał dawać Nikowi złudnej nadziei na bezpieczeństwo, ale osobiście miał wrażenie, że raczej nikt; miał nadzieję, że jego ojczym zamachnął się na niego jedynie w afekcie i już się poddał. Czasem (na przykład słysząc opowieść o dzieciństwie Nika) zastanawiał się, dlaczego Gleipnir ani Krucza Straż nie ścigali skuteczniej takich potworów wśród ludzi, ale szybko odsuwał te myśli, wciąż nauczony niekwestionowania rozkazów. -...a mnie cała organizacja. Cały Gleipnir. - wyznał i opowiedział Nikowi wszystko, choć dość chaotycznie. Potem zamilkł, pozwalając chłopakowi zebrać myśli, choć nie spodziewał się, że ten je wykrzyczy.
    - Nie. To znaczy tak. - bąknął, kolejno w odpowiedzi na pytanie o normalność i na to, czy go popierdoliło. - Powinienem był nie stchórzyć. - wyznał na głos, mając na myśli honorowe samobójstwo, choć to wyznanie kosztowało już go Magnusa; złość Ulrika w afekcie za odciągnięcie go od samobójstwa i przerażenie spowodowane im dalszym losem doprowadziły do kłótni, po której nie umieli się pozbierać (a raczej Eggen nie umiał się pozbierać, bo zniknął). - Wtedy nikt nie miałby kłopotów. - wymamrotał. Ani rodzice, ani Magnus, ani Nik, bo i jego dotknęły konsekwencje. Zamilkł jednak, bo krzyk Nika nie pozwolił mu ani wtrącić już ani słowa ani nawet wpaść w spiralę własnych gorzkich myśli; o dziwo Holt był głośniejszy nawet od kompleksów w głowie Ulrika. - Co? Nie, znaczy tak, znaczy... - spróbował tylko wtrącić, nie chodziło tylko o bycie wargiem, ale wtedy Nik wyznał, że tęsknił i ramiona Ulrika opadły bezradnie. To nie tak miało być, miał tylko mu pomóc. Zranić brakiem pomocy, ale nie... nieobecnością. Nie powinieneś się do mnie przywiązywać, Nik, bo którejś pełni dorwą mnie naprawdę. - pomyślał, ale nie miał serca tego powiedzieć, bo nikt poza siostrą już za nim nie tęsknił i chyba egoistycznie chciał mieć za kim tęsknić. Otworzył usta, a potem otworzył szerzej oczy, gdy Nik wyznał, że jest fossegrimem, ale nie zdążył wrócić pamięcią do wykładów szkoleniowców o tych topiących ludzi demonach, bo blondyn wczepił się w jego koszulę. Ulrik odruchowo, choć niepewnie uniósł dłonie by go przytulić, ale Holt cofnął się równie szybko. Wszystko robił tak szybko. Westchnął, wbijając wzrok w jego drżące plecy. Było mu tak głupio i tak bardzo nie wiedział, co powiedzieć. Zawsze żałował w takich sytuacjach, że nie jest Agnarem, który zawsze wiedział co powiedzieć; albo Magnusem, który nie musiał mówić nic; albo Elsie, zdolną pocieszyć każdego. Był tylko głupim Ulrikiem (ojciec nazwał go kiedyś głupim, gdy przyniósł do domu kiepską ocenę z matematyki, więc choć minęło tyle lat to nadal myślał tak o sobie), który zawsze mówił zbyt pośpiesznie i nieodpowiednie słowa. Lata samotności stępiły nieco jego pochopność, ucząc go ostrożności, ale nadal nie był przecież złotousty.
    W końcu wybrał po prostu szczerość.
    - Tak, wstydziłem się tobie powiedzieć, że jestem wargiem. Przepraszam, powinienem był cię uprzedzić. Myślałem... że mamy trochę czasu, że jestem ostrożny. Ale nie, nie zniknąłem na tak długo tylko ze wstydu. Naprawdę mnie szukali, nie tylko jako warga, ale jako dezertera. Ja... ja... nie tylko zawaliłem z popełnianiem samobójstwa, ja uciekając podniosłem nóż na jednego ze swoich. W Gleipnirze to niewybaczalne, będą mnie ścigać bardziej niż innych wargów. - w jego głosie zadźwięczała jakaś smutna ostateczność, nie miał złudzeń co do tego, że uda mu się dożyć starości. Może jeszcze kilka pełni, a może kilkanaście, ale nie wątpił w to, że kiedyś go znajdą. - Tuż przed moim zniknięciem prawie mnie dopadli. Uciekłem, żeby ich zgubić, ale nie byłem w stanie. Nie wracałem tak długo, bo siedzieli mi na ogonie - skrzywił się lekko, uświadamiając sobie dopiero po fakcie, że w przypadku warga mogło chodzić o dosłowny ogon - i wróciłem najszybciej jak mogłem, bez narażania się. Nie... nie musisz mi wybaczać - przemilczenia, kłamstwa, zniknięcia, ohydnej genetyki, bo warg to jednak nie to samo, co fossegrim -...ale chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. - wymamrotał cicho. - I jak to, nie zbliżałeś się do wody, oszalałeś?! Na szkoleniu uczyli nas, że możecie wtedy wyschnąć i umrzeć - albo utopić w wannie przypadkowego przechodnia, ale Ulrik miał na tyle sumienia, by nie zacytować Nikowi wszystkich stereotypów. - Pakuj się, musisz iść nad jakieś jezioro. - zadecydował z impulsywną troską jako ekspert od unieszkodliwiania fossegrimów.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Jeszcze nie był tak dobry w panowaniu nad emocjami, w ukrywaniu ich przed wszystkimi. Za mało czasu minęło, za mało dostał w dupę od życia, by potrafić stłumić wszystko i patrzyć na kogoś, kto go zranił, z mieszaniną kpiny i pogardy, jak będzie to robił kilka lat później. Teraz był jeszcze zbyt zagubiony, zbyt przyzwyczajony do myśli, że potrzebował mieć kogoś obok siebie, kogoś, kto zwyczajnie byłby mu bliski. Rozdrażnienie – wracał tak nagle – buzowało pod skórą Holta, razem z żalem – bo przecież go opuścił bez słowa – i złością – bo przecież wcale się z nim, z Nikiem, nie liczył. Do blond łebka jeszcze nie do końca docierało, że przecież wcale nie musiał się z nim liczyć. Z nim, z jego uczuciami. Był tylko wyratowaną z ulicy przybłędą, nikim istotnym. To miał sobie jednak przyswoić nieco później, teraz tak odrobinę te wątpliwości pojawiały się w jego głowie. Na razie chciał tych wyjaśnień, bo może jednak istniało logiczne wytłumaczenie, dlaczego Ulrik postąpił tak, a nie inaczej. Chociaż nawet we własnej głowie nie wiedział, co konkretnie byłoby w stanie go udobruchać.
    - Jak nie szuka, to lepiej dla mnie. Ale wątpię. – przełknął jednak fakt, że nie tylko ojciec mógł go szukać, a kilka dodatkowych mentów społecznych, którym przez wyjazd nie wywiązał się z tego czy tamtego zlecenia. Już wcześniej widział, że Ulrik jest z tych praworządnych. I chyba za takiego uważał i samego Holta, więc nie chciał wyprowadzać go z błędu. Jakoś tak zależało mu, żeby miał o nim dobre zdanie, lepsze, niż mieli w Estonii i niż powoli zaczynali mieć tutaj, w Midgardzie. Nie chciał mówić więc o Villiamie i tym, co dla niego robił. Pierwszych, jak na razie tylko słownych, wrogach, których się dorobił.
    Cały Gleipnir.
    Znał tę organizację. Kiedyś, dawno temu, straszono nimi dzieci. Gleipnir był postrachem każdego z genami, które nie podobały się galdrom. Wprawdzie zdaje się, że do takich jak on za specjalnie nikt nie miał pretensji, ale cytowane przez kolegów słowa utkwiły w pamięci. Uciekaj, kryj się przed Gleipnirem. To mordercy zabijający każdego, kto jest odmienny. A ty przecież jesteś odmienny, nie? Nie kierowali ich wtedy do niego, znęcając się nad małym berserkiem, ale Nik zapamiętał te teksty. Zapamiętał strach w oczach tamtego dzieciaka. I zapamiętał ponure sylwetki Łowców Gleipniru, gdy przyszli po chłopca i jego rodzinę. Czy gdyby wiedział od początku, że Ulrik był Łowcą, przyszedłby do niego? Nie wiedział. Nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale nad tym mógł pomyśleć potem. Później. Teraz wolał udusić Ulrika za to, że go zostawił. Że dał mu namiastkę kogoś, kogo mógł nazwać bliskim po śmierci matki i spieprzył jak tchórz.
    - Owszem, powinieneś! Nie powinieneś do cholery zostawiać mnie bez słowa! Co ja ci takiego zrobiłem, że uznałeś, że dobrym pomysłem jest… - urwał, milknąc nagle. Nie, nie zamierzał tego pytania kończyć. Nie chciał znać odpowiedzi, więc tylko machnął ręką, dając mężczyźnie spokój. Bo i co konkretnie miał mu powiedzieć? Wyznać wprost, że poczuł się bezużyteczny? Że poczuł się jak coś, co się porzuca i wyrzuca, gdy się znudzi? Burknął tylko na Ulrika, krzyżując ręce na torsie. Łypał na niego cały czas, oczekując jakiejś odpowiedzi, jakiejś logiki w jego słowach, ale jej nie znajdował. Czuł tylko, że oczy mu się szklą, ale usilnie starał się nie rozpłakać. Był za stary na płacz, ot co. Tylko słabi płaczą. Tylko słabi tęsknią.
    - Chciałeś przeżyć. To chyba kurwa normalne. Chujowy ten wasz Gleipnir. – prychnął, ale w jego głosie słychać było pierwsze nutki troski. Niepokoju. Dopiero teraz zaczynał, chociaż trochę, rozumieć warga. Powoli zaczęło docierać do niego, co się stało i żal przeszedł mu natychmiast. Pobladł na twarzy, bo skoro bał się o życie, musiał uciekać, to było jasne, że nie miał jak kogokolwiek powiadomić. Bez namysłu znowu przypadł do niego, patrząc głęboko w oczy Ulrika. – Nic ci nie jest?! Nic ci nie zrobili? Nie jesteś ranny? Potrzebujesz jakiegoś opatrzenia ran? Odpoczynku? Możesz zatrzymać się tutaj, nikt nie będzie tutaj cię szukać. – bez namysłu przytulił go, z ulgą, że w ogóle żyje. Już się nie gniewał, teraz się martwił, że mogło mu się coś stać.
    - Nie wyschniemy, tylko wpadniemy w depresję, byłem wczoraj nad strumieniem, nic mi nie jest. – westchnął, ale na jego twarzy pojawił się pierwszy, delikatny uśmiech. Jakby fakt, że Ulrik mimo wszystko się o niego martwił, sprawił mu dziwną przyjemność. – Chcesz coś zjeść? – odsunął się na odległość ręki, patrząc uważnie, czy jego tak zwany opiekun nie ma żadnych widocznych ran. Miał trochę ziół i jeden czy dwa eliksiry przeciwbólowe. Mógł się podzielić.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.